Pisane z Tobą - Aly Martinez - ebook + książka

Pisane z Tobą ebook

Aly Martinez

4,7

Opis

Gdy miałem piętnaście lat, pojedyncza kula zmieniła całe moje życie. Przez następną dekadę próbowałem uciec przed demonami przeszłości. Zbudowałem imperium, które miało mnie chronić, lecz nic nie było w stanie złagodzić szoku na widok noworodka płaczącego przed drzwiami mojego mieszkania.

Nigdy nie planowałem zostać ojcem. Przekazanie niewinnej istocie całego tego syfu, jaki w sobie nosiłem, byłoby prawdziwym okrucieństwem, a jednak trzymałem w ramionach moje własne dziecko. Wbrew wszelkiej logice Rosalee okazała się najwspanialszą nagrodą, jaka mnie w życiu spotkała. Musiałem całkowicie odciąć się od przeszłości, by ochronić jej przyszłość.

Dlatego kiedy cztery lata później pojawiła się jej matka, byłem gotowy do bitwy. Gdyby tylko udało mi się trzymać uczucia na wodzy…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 275

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (447 ocen)
358
70
12
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylaRoyston

Nie oderwiesz się od lektury

Juz dawno żadna książka mnie tak nie zafascynowała . Całe szczescie ze mogłam odrazu przejść do drugiej części 😻 Książki były cudowne i napewno na długo pozostaną w mojej pamięci ❤️oby więcej takich historii pojawiło sie na rynku . Książki były momentami szalone , smutne i tak zakręcone ze z przyjemnością zaliczyłam cale dwa dni na ich przeczytanie 🥰
Magda161617

Nie oderwiesz się od lektury

polecam 😊
00
Renata51M

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo polecam nie spodziewałam się takiej fabuły warto sięgnąć po tę książkę
00
AlicjaGk

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowicie wciągająca historia!!! Polecam tę dylogie całym sercem 😍
00
alabomba

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna
00

Popularność




SPIS TREŚCI

PROLOG - Willow

1 - Caven

2 - Willow

3 - Caven

4 - Willow

5 - Caven

6 - Willow

7 - Caven

8 - Willow

9 - Caven

10 - Willow

11 - Willow

12 - Willow

13 - Caven

14 - Willow

15 - Caven

16 - Willow

17 - Willow

18 - Caven

19 - Willow

20 - Caven

21 - Willow

22 - Caven

23 - Caven

Epilog - Willow

O autorce

TYTUŁ ORYGINAŁU
Written with You
Copyright © 2019. Written with You by Aly Martinez Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2022 Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2022Redaktor prowadząca: Beata Bamber Redakcja: Patrycja Siedlecka Korekta: Anna Ćwik Opracowanie graficzne okładki: Marcin Bronicki, behance.net/mbronicki Projekt typograficzny, skład i łamanie: Beata Bamber Wydanie 1 Gołuski 2022 ISBN 978-83-66429-95-6Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.plwww.papierowka.com.plPrzygotowanie wersji ebook: Agnieszka Makowska www.facebook.com/ADMakowska
.PRZEŁOŻYŁA Iga Wiśniewska

DYLOGIA PODWÓJNY ŻAL

TOM 1 - PISANE Z ŻALEM

TOM 2 - PISANE Z TOBĄ

PROLOG - Willow

– Dlaczego?! – wrzasnęłam, czując, jak potworna zdrada rozdziera mnie od środka. Hadley siedziała po drugiej stronie pokoju i ledwie kontaktowała. W jej zielonych oczach, różniących się zaledwie o jeden ton od moich, brakowało skupienia, w żyłach krążyła kokaina. Upodobała sobie ten narkotyk i faszerowała się nim, odkąd skończyłyśmy szesnaście lat.

– Możesz się zamknąć? – warknęła, przerzucając nogi przez podłokietnik.

– Miałaś dziecko! – Pomachałam w powietrzu dziennikiem, po czym rzuciłam go w siostrę. Nie próbowała się nawet uchylić.

Znalazłam ten pamiętnik wraz z przynajmniej tuzinem innych w pudle, które Hadley wysłała do mnie do Portoryko. Czy czytanie ich było rażącym naruszeniem prywatności? Pewnie tak. Ale z drugiej strony po dekadzie jej powrotów na odwyk, niezliczonych nocach spędzonych na ganianiu za nią, miesiącach, podczas których przepadała bez wieści, a ja nie miałam pojęcia, czy w ogóle jeszcze żyje, nie czułam żadnych wyrzutów sumienia, że przeczytałam te dzienniki z nadzieją na choć minimalne zrozumienie kobiety, jaką była Hadley Banks.

Miała się do mnie wprowadzić.

Miała ogarnąć swoje życie.

Miała być trzeźwa.

Tymczasem nigdy nie skorzystała z biletu na samolot, który jej kupiłam, zadłużyła się na ponad sto tysięcy dolarów na różnych kartach kredytowych, a zaledwie wczoraj, gdy przyleciałam do niej po tym, jak lektura dzienników złamała mi serce, razem z Beth znalazłyśmy ją półnagą w owianym złą sławą barze w Filadelfii. Gołym okiem dało się zauważyć, że z Hadley było naprawdę kiepsko. A im dłużej czytałam jej zapiski, tym wyraźniej docierało do mnie, że nigdy nie miała się dobrze.

Moja siostra bliźniaczka, starsza zaledwie o dziesięć minut, nie wydostała się z centrum handlowego, w którym zamordowano naszych rodziców. Niewinna ośmiolatka zginęła wraz z rodziną w trakcie tej tragedii. Nie fizycznie, oczywiście. Potem starała się zapomnieć o tamtym horrorze, jednak na niewiele się to zdało. Jedyne, co mogło jej naprawdę pomóc, to podążanie moimi śladami… prosto do gabinetu terapeuty.

Czy sama byłam okazem zdrowia psychicznego?

Za cholerę!

W pewnym momencie myślałam nawet o samobójstwie. Odsiedziałam swoje w więzieniu własnego umysłu. Budziłam się zlana potem i z wrażeniem, że kula znów dziurawi moje ciało. Niemal czułam ból.

Miałyśmy z Hadley wiele wspólnego.

Matkę.

Ojca.

Dzień urodzin.

Wygląd.

Ale nasze przeżycia z centrum handlowego diametralnie się różniły.

Hadley była ostatnią osobą, którą odnaleziono tamtego dnia. Kiedy padł pierwszy strzał, stała kilka metrów od nas i robiła zdjęcie. Zniknęła mi z oczu w tym chaosie i dopiero potem dowiedziałam się, że została stratowana przez szalejący tłum. Choć miała złamaną rękę, nikt nie zatrzymał się, by jej pomóc. Wszyscy udawali, że to przerażone dziecko nie istnieje. Jakimś cudem dotarła do chińskiej restauracji, gdzie wczołgała się pod ladę i schowała w szafce w kącie. Ukrywała się tam trzy godziny. Sama. Przez szparę widziała zaledwie smugę światła. Bała się tak bardzo, że nawet gdy przybyła policja i pogotowie, nie wyszła na zewnątrz. Dopiero na widok policjantki z gęstymi rudymi włosami, którą dostrzegła przez ledwo uchylone drzwiczki, kiedy ta sprawdzała restaurację, wyskoczyła z szafki. Pomyliła ją z mamą.

Jej nagły krzyk wystraszył funkcjonariuszy.

Wyciągnęli broń.

Wycelowali w nią.

Złamali ją po raz kolejny.

Tym razem nieodwracalnie.

Chociaż Hadley i ja byłyśmy identyczne praktycznie pod każdym względem, po dniu spędzonym w centrum handlowym pojawiła się między nami jedna ogromna różnica, która wszystko zmieniła. Wyszłam z tej strefy wojny z nienaruszoną wiarą w ludzkość. Miałam Cavena.

I Hadley mnie za to znienawidziła.

Nie powinnam się dziwić, że go odnalazła. Sama nigdy więcej go nie zobaczyłam ani nie rozmawiałam z nim po tym, jak zostałam wyniesiona na noszach. Mimo to część mojego serca zawsze należała do niego. I za sam ten fakt Hadley się zemściła.

– Co ja ci takiego zrobiłam? – wyszeptałam z odrazą. Gardło miałam ściśnięte do tego stopnia, że słowa ledwo przez nie przechodziły. – Proszę, powiedz. Co takiego strasznego ci zrobiłam, że postanowiłaś się zemścić, pakując się do łóżka Cavenowi i zachodząc w ciążę? Akurat z nim ze wszystkich pieprzonych mężczyzn na świecie!

Uśmiechnęła się krzywo.

– O to się wściekasz? Że pieprzyłam się z twoim ukochanym Cavenem? – Jego imię wypowiedziała jak obelgę, przez co natychmiast zdenerwowałam się jeszcze bardziej.

– Nie. Bo widzisz, spodziewałam się po tobie czegoś podobnego. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że czekałaś z tym tak długo. Bóg mi świadkiem, od lat karzesz mnie za to, że nie zginęłam w tamtej strzelaninie. Tak to sobie wymyśliłaś, co? Zrobić dziecko z facetem, którego kocham, a potem porzucić je, nie wspominając mi o tym choćby słowem? – Położyłam dłonie na biodrach i próbowałam pohamować szloch. – Wiem, że mnie nienawidzisz. Nigdy nie wybaczyłaś mi, że namówiłam rodziców, abyśmy poszliśmy do tego centrum handlowego. I wiem…

– Gówno wiesz! – Zerwała się nagle na równe nogi. – Do diabła, może wcale nie chodziło o ciebie, Willow. Przyszło ci to kiedyś do głowy? Przykro mi, że cię rozczarowuję, ale nie chciałam cię torturować ani nic z tych rzeczy. On miał Kalejdoskop i tyle.

Zacisnęłam zęby. Aż dziwne, że żadnych nie straciłam podczas tej kłótni.

– Tylko nie zaczynaj z tym zdjęciem, Hadley. Nie zaczynaj.

Wpatrywała się we mnie całkowicie niewzruszona.

– Nie było cię tam.

Uniosłam koszulkę i wskazałam na bliznę, która z biegiem lat zaczęła wyglądać jak pajęczyna.

– Byłam. I możliwe, że nigdy nie zrozumiesz, co wtedy przeżyłam. Więc nie waż się wspominać o tym cholernym zdjęciu!

Wzruszyła ramionami.

– W takim razie kończymy, bo bez niego rozmowa o dziecku nie ma żadnego sensu.

Zrobiłam krok w stronę siostry. Jej zachowanie rozpalało we mnie piekielny gniew.

– Dziecku? Dałaś córce na imię Keira. Miej na tyle przyzwoitości, by chociaż mówić o niej jak o żywej istocie, a nie worku ziemniaków, który przekazałaś prostytutce i porzuciłaś!

– Nie porzuciłam jej. Zostawiłam ją z Cavenem.

– I to niby lepiej?

– Myślałam, że będziesz tym zachwycona. W końcu ciebie chronił, więc małej też nie stanie się przy nim nic złego.

Zamknęłam oczy. Po policzkach spłynęły mi łzy wywołane frustracją.

Jak mogła tego nie rozumieć?

Jak mogła oddychać ze świadomością, że gdzieś tam żyła dziewczynka dorastająca bez matki?

Jak mogła funkcjonować, choć wiedziała, że pozbyła się jedynej rodziny, jaką miałyśmy?

Jak w ogóle mogła spać spokojnie w ciągu tych ostatnich kilku lat i nie czuć wszechogarniającego żalu?

Ja wiedziałam o tym dziecku dopiero dzień i szalałam z rozpaczy. Hadley miała córkę. Nie pojmowałam, jak mogła tak po prostu ją zostawić i zniknąć z jej życia.

Pokręciłam głową.

– Gdyby rodzicie cię teraz widzieli… Jezu, Hadley. Dałaś małej imię naszej mamy, a potem ją porzuciłaś.

Oczy siostry pociemniały, dłonie zacisnęły się w pięści.

– Nie porzuciłam jej. Zostawiłam ją z kimś, kto był w stanie się nią zająć.

– Ja mogłam się nią zająć!

Uśmiechnęła się złowieszczo, po czym zbliżyła się do mnie i przycisnęła rękę do mojej blizny.

Wykrzywiłam wargi, podejrzewając, dokąd to zmierza. Była naćpana. Nie potrafiła się kontrolować, kiedy brała. Ale jeszcze ani razu nie posunęła się tak daleko.

Kula Malcoma Lowe’a sprawiła, że nigdy nie zajdę w ciążę. Dowiedziałam o tym, gdy sama byłam dzieckiem. Jednak dopiero z biegiem lat ta wiedza stawała się dla mnie coraz boleśniejsza. To rana, która nigdy się nie zagoi. Blizna, która nie zblednie. Przyszłość, którą utraciłam.

Nienawidziłam Hadley za to, co chciała powiedzieć.

Nienawidziłam za to, co o mnie wiedziała.

Ale przede wszystkim nienawidziłam jej za to, że choć doskonale była świadoma pewnych rzeczy, i tak nie miała zamiaru oszczędzić mi przykrych słów. Ścisnęła bliznę.

– Całe życie chciałam być tobą. Powiedz, jak to jest czuć, że chciałabyś być mną?

– Nienawidzę cię – sapnęłam.

Dziura, którą wybiła w moim sercu tymi dwoma zdaniami, niemal uniemożliwiała mi mówienie.

Puściła mnie i cofnęła się, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego.

– Wcale nie. Nienawidzisz tego, że pieprzyłam się z Cavenem. Że mogę mieć dzieci. I że szukam prawdy. Ale nie nienawidzisz mnie, Willow. I nigdy nie będziesz. – Wzruszyła ramieniem, zupełnie jakbyśmy rozmawiały, co zjemy na kolację, a jej byłoby to obojętne. – To twój największy problem. Nie potrafisz odpuścić, bo się boisz, że tym razem to ty zostaniesz sama.

Myliła się.

Nie cierpiałam jej.

Brzydziłam się nią.

Życzyłam sobie, by odeszła i już nie wróciła.

Ale z drugiej strony nie potrafiłabym pogodzić się z myślą, że bez mojej pomocy byłaby zaledwie skorupą człowieka.

Sama.

Przerażona.

Oczekująca na ratunek.

Przełknęłam z trudem ślinę i wzięłam się w garść.

– Tak bardzo utwierdzasz się w tym przekonaniu, że nie widzisz już, jak jest naprawdę. Nie boję się tego, że zostanę sama. Boję się, że stracę ciebie. Swoją siostrę.

Przyjaciółkę. Rodzinę. Przez większą część życia próbowałam pomóc ci znaleźć własne miejsce. Walczyłam o ciebie nawet po tym, jak się poddawałaś. Dawałam ci pieniądze. Kupiłam ci dom. Samochód. – Wyrzuciłam ręce w górę. – Założyłam firmę z nadzieją, że to nas do siebie ponownie zbliży.

Uniosła brew.

– Owszem, zrobiłaś wszystkie te wspaniałe rzeczy godne jedynie kochającej siostry. A potem zablokowałaś moje karty płatnicze, zmusiłaś do pójścia na odwyk, sprzedałaś auto, wykopałaś mnie z domu i wylałaś z pracy. Tak że…

– O mało się nie wykończyłaś. Co według ciebie powinnam zrobić?

– Pozwolić mi umrzeć, do cholery! Po prostu dać mi, kurwa, święty spokój!

– OBIECAŁAŚ MI COŚ! – ryknęłam.

Zamknęła usta, uciszona moim wybuchem, a ja rzuciłam się w jej stronę. Jednym krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i dźgnęłam ją w pierś.

– Kiedy dziadek umarł, trzymałaś mnie za rękę i obiecywałaś, że ty nigdy nie odejdziesz. Przysięgałaś, że jeśli trzeba, będziesz żyła wiecznie, żebym nigdy nie musiała już nikogo pochować. Usiadłaś obok mnie na tamtej ławce i stwierdziłaś, że jesteśmy dwoma połówkami tej samej duszy. Gdziekolwiek pójdę, ty pójdziesz razem ze mną.

Głos mi się załamał pod wpływem emocji. Nie wiedziałam, czy otumaniona narkotykami Hadley zrozumiała, co chciałam przekazać. Co gorsza, nie miałam pojęcia, czy w ogóle ją coś jeszcze obchodziło. Ale, do diabła, musiałam spróbować.

– Gdzie się podziała tamta kobieta, Hadley? Powiedz mi tylko, gdzie ona jest, a przejdę przez piekło, by ją odnaleźć.

Na początku ujrzałam delikatne drżenie podbródka. Serce zaczęło mi walić jak szalone, bo to dowodziło, że moja kochana siostra nie zniknęła na dobre. Wzięłam jej rękę w obie swoje i uniosłam do własnej piersi.

– Ty i ja, Hadley. Zawsze byłyśmy tylko ty i ja. Jestem tu. Bądź ze mną. Błagam cię. Po prostu bądź tutaj ze mną.

Ledwo powstrzymywałam wybuch euforii, gdy obserwowałam, jak jej twarda skorupa rozpada się, odsłaniając znajomą, załamaną, wystraszoną dziewczynkę. W życiu nie widziałam nic piękniejszego. Moja siostra nadal tam była, zagubiona w uzależnieniu, pochłonięta przez obsesję i zniszczona przez makabryczną przeszłość, która na każdej z nas odcisnęła piętno.

Ale była tam. A to znaczy, że mogłam do niej dotrzeć.

– Przepraszam – wyszeptała z oczami pełnymi łez. – Powinnam powiedzieć ci o Keirze. Powinnam… – Nie dokończyła, tylko mocno mnie objęła.

Uściski Hadley były takie jak te mamy: ciepłe i kojące, niczym idealny kokon bezpieczeństwa. Uwielbiałam się do niej przytulać.

– Nie wiedziałam, co zrobić z dzieckiem – wyznała. – To był naprawdę… mroczny czas.

Odwzajemniłam jej uścisk z nadzieją, że jest choć odrobinę tak dobry jak jej.

– Wiem, że zachowałam się jak wścibska gówniara, czytając twoje dzienniki. – Obie ni to zaśmiałyśmy się, ni to zaszlochałyśmy. – Przepraszam, że zostałaś z tym sama. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo musiałaś się bać w trakcie porodu. Powinnam być wtedy przy tobie.

Hadley rozluźniła uścisk i odchyliła się, żeby spojrzeć mi w oczy.

– Przestań. Nie wiedziałaś.

– Czuję, że…

– Nie. Proszę. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Pozwól mi przetrzeźwieć. Zamówmy coś do jedzenia i może włączmy jakiś film, hm? Zaczęłaś w końcu oglądać telewizję, prawda?

Zaśmiałam się smutno.

– Możesz być ze mnie dumna, mam Netfliksa i w ogóle.

– No, no – rzuciła z uśmieszkiem. – Wyrabiasz się.

Również się uśmiechnęłam.

– Jakoś to rozwiążemy, okej? Nieważne, czego będzie trzeba. Uda się nam.

– Okej. – Potarła kciukiem mój wilgotny policzek. – Idź się umyć. Tusz ci się rozmazał. Wyglądasz, jakbyś urwała się z horroru klasy B.

Prawdę mówiąc, całe nasze życie przypominało horror, to nic nowego. Ale może damy radę to zmienić. Hadley miała córkę. W końcu znów stałyśmy się rodziną. I w jakiś szalony sposób członkiem tej rodziny był teraz Caven Hunt. Mogłam przez resztę życia boczyć się, że go odnalazła i się z nim przespała. Że spłodziła z nim dziecko. I że oddała mu je, by sam zajął się jego wychowaniem. Ale moja rodzina była ważniejsza niż takie żale.

Hadley miała córkę.

Ja miałam siostrzenicę.

Miała na imię Keira.

Tylko to się liczyło.

Lecz kiedy wróciłam z łazienki dwie minuty później i chciałam zamówić jedzenie, zdałam sobie sprawę, że w tej chwili została mi już tylko ta dziewczynka.

Bo Hadley zniknęła.

Razem z moimi kluczykami.

Torebką.

I sercem.

1 - Caven

Obecnie

– Sto lat, sto lat… – śpiewałem, niosąc na taras tort z tęczową posypką i mnóstwem świeczek. Rosalee szła przede mną, kołysząc się pod wpływem ciężaru różowej torby, którą dzierżyła w dłoniach.

Głupio mi było, bo nie zdążyłem kupić czegoś dla Hadley. Ale nie wiedziałem, kiedy wypadają jej urodziny. Nie wiedziałem też, że zakończę wczorajszy dzień, pieprząc ją do nieprzytomności. Na szczęście, gdy chodziło o różnego rodzaju prezenty, moja mała przypominała MacGyvera. W dwadzieścia minut zorganizowała dla Hadley cały zestaw upominków, mając do dyspozycji jedynie dwa niewyschnięte markery, sześć połamanych kredek, dwa kamyki, spinacz i cztery bawełniane waciki, które zwędziła mi z łazienki.

Co znajdowało się w tej torbie? Za cholerę nie wiedziałem, ale z pewnością Hadley padnie z zachwytu. Sądząc po wszystkich jej „ochach” i „achach”, które wyrzucała z siebie na lekcjach plastyki, będzie traktować te rzeczy jak najcenniejsze skarby tylko dlatego, że zrobiła je Rosalee. Rozumiałem to. Z tego samego powodu przeprowadzałem wielomilionowe transakcje w moim biurze otoczony rysunkami czterolatki, a nie pretensjonalnymi obrazami, którymi mógłbym zaimponować klientom. Gdy jesteś rodzicem, wszystko, czego dotknie twoje dziecko, staje się bezcenne. Przekształca się we wspomnienie zatrzymujące czas. I choć nadal miałem trudności z zaakceptowaniem faktu, że Hadley była matką Rosie, i tego, co to dla nas oznaczało, widziałem, jak bardzo kochała małą.

– Niech żyje, żyje na… – urwałem gwałtownie na widok Hadley stojącej na tarasie.

Stojącej.

Nie siedzącej i odpoczywającej, tak jak jej poleciłem, kiedy odesłałem ją na taras, żebyśmy mogli z Rosie skończyć przygotowywać tort. Była spięta, blada i uśmiechała się tak sztucznie, że natychmiast poczułem zdenerwowanie. Przeniosłem spojrzenie na brata, a Rosalee i Jenn dokończyły piosenkę. Dupek szczerzył zęby, trzymając piwo w dłoni. Nic niezwykłego poza tym, że spędził z Hadley jakiś czas sam na sam.

Czując się źle z tym, że nie ostrzegłem jej, jak podobny jest do Malcoma, poprosiłem brata, aby się nie narzucał. Kiedy patrzyłem na Trenta, nie widziałem już naszego ojca. Widziałem dziewiętnastolatka, który zrobił, co w jego mocy, by mnie ochronić, gdy po strzelaninie rozpętało się wokół nas piekło.

Hadley jednak zobaczyła kogoś innego, kiedy na niego spojrzała. Ujrzała potwora, który zabił jej rodziców. Szczerze mówiąc, zaimponowała mi tym, że w ogóle zgodziła się zostać. Na jej miejscu już dawno bym się stąd zwinął. Pewnych wspomnień, choćby tych najdrobniejszych, lepiej nie przywoływać.

Latami Trent, Ian i terapeuci ostrzegali mnie przed tak zwanymi wyzwalaczami, przez które znów zacząłbym rozstrząsać przeszłość. Bardzo się starałem je zidentyfikować, a potem unikać ich za wszelką cenę. Hadley wykazała się sporą odwagą, zostając z nami. Jej pragnienie spędzenia czasu z Rosalee – i być może ze mną – przezwyciężyło strach. A to źle działało na moje serce, które szaleńczo biło za każdym razem, gdy myślałem o tej kobiecie. Szlag. Nie powinienem żywić do Hadley Banks żadnych uczuć oprócz poczucia winy. Jednak coś do niej czułem. Próbowałem to wypierać. Chciałem zerwać to przeklęte połączenie. Ale jak na złość zakorzeniła się we mnie potrzeba chronienia Hadley i za nic nie mogłem się jej pozbyć. I dlatego zagotowałem się ze złości, widząc ją w towarzystwie Trenta. Chociaż brat doskonale zdawał sobie sprawę, jakie emocje wzbudzał w tej kobiecie, i tak odnalazł ją, gdy była sama, i wyraźnie nastraszył.

Nie przepadał za nią. Według niego nie miała dobrych zamiarów i tylko czekała, by ujawnić swoje prawdziwe oblicze. Zakładał, że chodziło jej o pieniądze. Wielokrotnie powtarzał to przez telefon, a potem znowu, kiedy pojawił się tego ranka z Jenn i dowiedział się od Rosalee o imprezie, którą planowała. Hadley nie potrzebował mojej forsy, tak samo jak ja nie potrzebowałem bzdurnych pouczeń brata. Dopóki spełniał obietnicę, że będzie traktował ją z szacunkiem w moim domu, miałem w pompie czy ją lubi.

Rosalee nie była jego córką. Nie on musiał podejmować trudne decyzje dotyczące tego, kto mógł, a kto nie mógł zaangażować się w jej życie.

To zadanie należało do mnie.

I traktowałem je bardzo poważnie.

To znaczy jeśli pominąć desperacką potrzebę zagłębienia fiuta w jej matce.

Jasna cholera!

– Zdmuchnij świeczki! – zawołała Rosie, klaszcząc w dłonie.

Napotkałem wzrok Hadley. Na widok wyraźniej paniki w jej oczach mój żołądek fiknął koziołka.

– Chodź tutaj, kochanie – wymruczałem, patrząc spod byka na brata.

Trent zrobił zdziwioną minę, która była równie szczera jak uśmiech Hadley.

Podeszła bez ociągania i zacisnęła palce z tyłu mojej koszuli, tak, by nie widziała tego Rosalee.

– Jej! – zawołała córka, gdy Hadley zdmuchnęła świeczki, po czym wręczyła jej różową torbę. – Otwórz.

Hadley przyjęła prezent, zerkając na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Wciąż jednak w jej oczach widziałem panikę.

– Będziesz haftować na sucho? – wyszeptałem.

Przygryzła wargę i kiwnęła głową.

– Okej, rozumiem. Prezenty rozpakujemy po torcie. – Nachyliłem się nad długim drewnianym stołem i odstawiłem ciasto. Potem to samo zrobiłem z prezentem od Rosalee. – Wiecie co? Zapomniałem o talerzach.

– Ja je mam – wtrąciła Jenn.

Zacisnąłem zęby.

– Miałem na myśli serwetki.

Uniosła stos serwetek w jednorożce, które zostały po przerwanym przyjęciu urodzinowym Rosalee.

– Też wzięłam.

Przechyliłem głowę, czując, że kończy mi się cierpliwości, i spojrzałem znacząco na Hadley.

– Nóż?

Jenn uniosła brwi ze zrozumieniem i szybko schowała rękę za plecami.

– Racja. Nie wzięliśmy noża. Hadley, nie będzie ci przeszkadzało, jeśli razem z Rosalee zliżemy trochę lukru ze świeczek?

Mała pisnęła, a Hadley powiedziała:

– Ani trochę.

Jenn puściła do mnie oko. Ostatni raz popatrzyłem na brata, po czym wprowadziłem Hadley do domu. Jeśli zauważył mój karcący wzrok, nic nie dał po sobie poznać, bo bez przerwy wbijał spojrzenie w matkę Rosie, a usta wykrzywiał w pełnym satysfakcji uśmieszku. Dupek.

Gdy zniknęliśmy w środku, objąłem Hadley. Po chwili odsunęła się i ruszyła do łazienki w korytarzu, ale zatrzymałem ją i poprowadziłem na górę.

– Tu będziemy mieć więcej prywatności – wymamrotałem, zamykając za nami drzwi do mojej łazienki.

Nigdy wcześniej nawet tu nie zajrzała, mimo to nie rozglądała się z ciekawością. Patrzyła na mnie. Wyglądała, jakby czuła palącą potrzebę, aby coś powiedzieć, lecz z doskonale wykrojonych ust nie padło żadne słowo.

Położyłem dłonie na jej biodrach.

– Mów do mnie.

Zagryzła wargę, jednak nie w ten sam sposób, w jaki robiła to, przyglądając mi się nad stołem. Teraz to była swego rodzaju fizyczna blokada i niemoc w wypowiedzeniu choćby zdania.

Uciekłem się do humoru. Co prawda nie nazwałbym tego świetnym lekarstwem, ale miałem nadzieję, że coś tym wskóram. Zawsze dobrze na niego reagowała. Za pomocą dwóch palców rozchyliłem jej usta.

– Śmiało, możesz haftować na sucho, jeśli musisz. – Przytuliłem ją. – Hadley, kochanie, no już, wyrzuć to z siebie. To przez Trenta? Coś ci powiedział? Pomóż mi trochę. Miałem dwóję z czytania w myślach.

Zacisnęła wargi, zupełnie jakby ostatkiem sił powstrzymywała słowa przed opuszczeniem ust. Prawdopodobnie potrzebowała nieco przestrzeni, czasu do namysłu. Ale nawet mając tego świadomość, nie potrafiłem jej puścić.

Kurwa, co takiego było w tej kobiecie, że odbierała mi zdrowy rozsądek?

Przesunąłem dłonie na jej plecy i przycisnąłem ją do siebie jeszcze mocniej.

– Możesz mi powiedzieć. Jest moim bratem i uwierz, nikt nie rozumie jego chamskiego zachowania lepiej ode mnie. Jeśli z jakiegoś powodu był dla ciebie niemiły, chcę o tym wiedzieć.

Pokręciła głową.

Bez słów.

Bez wyjaśnienia.

Nie miałem jak powstrzymać łez wzbierających w jej oczach.

– Tato! – usłyszałem Rosalee. – Gdzie jesteście?! Czas na tort!

Cholera. Oparłem swoje czoło o czoło Hadley.

– Przykro mi to mówić, ale spożyła cukier. Za kilka minut zacznie kopać w te drzwi jak rasowy agent FBI. Co robimy? Mogę ją zatrzymać i kupić ci trochę czasu, żebyś się pozbierała. Albo wymyślić jakąś wymówkę, że musisz wrócić do siebie. Mogę też zaciągnąć Trenta na tył domu i skopać mu dupę. Nie byłaby to ani nasza pierwsza, ani ostatnia bójka. Powiedz tylko słowo, a zrobię, co w mojej mocy.

To był żart. Tak jakby. Ale nic nie powiedziała. Na jej ustach nie pojawił się nawet cień uśmiechu, który zawsze sprawiał, że i moje wargi się wyginały.

– Hadley! – krzyknęła Rosalee.

Westchnąłem, po czym odkrzyknąłem:

– Już idę, kochanie! Zaczekaj na zewnątrz.

– Hadley jest z tobą?

– Tak. Poczekaj z Jenn.

– Czemu jest w twoim pokoju?

– Eee… Musiała skorzystać z łazienki. Wracaj na dwór.

– Jedynka czy dwójka?

– Na dwór! – zawołałem, a mój głos odbił się echem od ścian.

W tak poważnej sytuacji rozmawianie o robieniu siku czy kupy było w najlepszym razie niezręczne, ale to właśnie cała Rosalee. Jednak kiedy poczułem, jak ramiona Hadley drżą, i usłyszałem cichy chichot, po raz pierwszy w życiu cieszyłem się z braku ogłady córki.

Spuściłem głowę i pochwyciłem spojrzenie kobiety. Napięcie w moim ciele zelżało na widok cienia uśmiechu.

– Wiesz, że jeśli posiedzimy tu dłużej, będziesz musiała powiedzieć, że byłaś na dwójce?

Rozciągnęła usta, a ja odetchnąłem z ulgą, gdy na jej twarz zaczęły wracać rumieńce. Niezdolny się powstrzymać – cóż, w zasadzie nawet nie próbowałem tego zrobić – pocałowałem ją. Niestety nie odwzajemniła pocałunku. Zamiast tego oparła czoło na mojej piersi, czym skutecznie schowała twarz.

– Caven – westchnęła tylko.

– Powiedz, co się dzieje. Cokolwiek to jest, zajmę się tym. – Pocałowałem ją w głowę. Była zbyt blisko, bym mógł się oprzeć.

Wciągnęła głęboko powietrze.

– Zostanę na trochę. Zjem tort i rozpakuję prezent. Potem będę musiała iść.

– Okej. – Zignorowałem rozczarowanie, jakie mnie ogarnęło. – Od razu mówię, że nie wiem, czy uda mi się dzisiaj do ciebie wymknąć. Trent wspominał, że chce spędzić wspólnie wieczór…

– Jasne, rozumiem. Rodzina jest najważniejsza. Może innym razem.

– Może? – drażniłem się, żeby rozluźnić chociaż odrobinę ciężką atmosferę. Nie rozumiałem, skąd się wzięła. – Czy nie stawiłem czoła hordzie zombie, by zdobyć ostatnie gumki?

A ty teraz mówisz „może”?

Zaśmiała się cicho i słodko.

Ale coś było nie w porządku.

Może chodziło o brzemienną ciszę, która potem zapadła.

Albo o sposób, w jaki się we mnie wtuliła, obejmując mocno za kark i ściskając, jakby chciała stopić się ze mną w jedno.

Cokolwiek by to nie było, milczenie, które nastąpiło po tym śmiechu, łamało mi serce.

– Hadley?

– Kocham ją – szepnęła. – Kocham ją najbardziej na świecie. Proszę, powiedz, że to wiesz. Nienależnie od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Powiedz, że wiesz, jak bardzo kocham ją teraz. Pragnę dla niej wszystkiego, co najlepsze. Bez względu na to, co się z tym wiąże.

Włoski na moim karku stanęły dęba.

Miała zamiar odejść.

O to chodziło.

Coś zaszło między nią a Trentem.

Jakieś słowa padły na tarasie.

A teraz chciała odejść.

Po raz kolejny.

Cofnąłem się nagle, odrywając jej dłonie od swojej szyi.

– Co się dzieje?

Zamrugała szybko.

– Co masz na myśli?

– Mam na myśli to, co się, kurwa, dzieje w tej chwili!

– N-nic. Miałam zamiar zjeść tort i wyjść.

– A kiedy planowałaś wrócić?

Znów zamrugała i zaraz zmarszczyła brwi.

Byłem cholernie sfrustrowany.

– W środę? No chyba… Chyba że z jakiegoś powodu chcesz zmienić ten termin. Jakby co, dopasuję się. Daj tylko znać, kiedy mam się pojawić, a będę.

Wtedy w mojej głowie rozdzwonił się alarm.

Gdy patrzyłem na jej rude kręcone włosy opadające na odsłonięty obojczyk, na wydatne, lekko rozchylone usta błagające, bym je znów pocałował, ten alarm zmienił się w przeciągłe wycie syren. A to wycie było ostrzeżeniem na chwilę przed tym, jak fala przypływu uderzyła we mnie z taką siłą, że wycisnęła z moich płuc cały tlen.

Po raz pierwszy, odkąd Hadley pojawiła się trzy miesiące wcześniej, nie potrafiłem znieść myśli o jej odejściu. Mogłem się okłamywać, że po prostu nie chciałem, by moja córeczka utraciła tak ważną dla niej osobę, ale ulga, którą odczułem, słysząc o środzie, całkowicie temu przeczyła.

Ta panika.

Ta złość.

Ta desperacja, gdy wydawało mi się, że ma zamiar zniknąć z naszego życia.

Chodziło wyłącznie o mnie.

– W porządku? – wymamrotała.

– Tak. Cholera. Przepraszam – wydusiłem przez ściśnięte gardło. – Źle oceniłem sytuację. – Pokręciłem głową. – Wiesz, coś sobie założyłem, choć nie powinienem.

Zbliżyła się, na co moje ciało zapłonęło.

– Co założyłeś?

Mógłbym skłamać, jednak nie chciałem jej tego robić. Złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie.

– Myślałem, że masz zamiar odejść.

– Co?

– Wiem, wiem. To głupie, ale wydawało się prawdopodobne. I… – „Zaszłaś mi za skórę”. – Przesadziłem z reakcją. To był długi dzień. Prawie w ogóle nie spałem w nocy. Jakaś szalona kobieta męczyła mnie do późna.

Spodziewałem się śmiechu. Otrzymałem przysięgę.

– Nigdy jej nie zostawię, Caven. – Hadley posłała mi zdeterminowane spojrzenie. – Nieważne, ile będzie mnie to kosztować, fizycznie czy emocjonalnie. I mam gdzieś, kto będzie próbował mi przeszkodzić. Kiedy chodzi o Rosalee, w moim słowniku nie istnieje słowo „pożegnanie”. Jest moją rodziną i kocham ją. Możesz więc nie zakładać takich rzeczy, bo to już przeszłość.

Wyszła z łazienki z wysoko uniesioną głową, zeszła po schodach, po czym chwyciła dłoń Rosalee, nim pchnęła drzwi tarasowe. I tak jak zapowiadała, została na tyle długo, by zjeść tort i pozachwycać się pomalowanymi kamieniami z doczepianym czymś, co miało być nogami, które według Rosalee przypominały lamy. Śmiała się razem z Jenn, unikając przy tym Trenta, i robiła to z takim wdziękiem, że mimowolnie poczułem dumę.

Nie wiedziałem, co wydarzyło się na tarasie między nią a moim bratem.

I nie wiedziałem, co się zmieniło, gdy tkwiliśmy w łazience.

Ale kiedy wsiadała do samochodu, posyłając całusy Rosalee, czułem się, jakbym patrzył na zupełnie inną kobietę.

2 - Willow

Siedem miesięcy wcześniej

W sypialni panował mrok, gdy gapiłam się na wiatrak obracający się pod sufitem. Wielkie skrzydła przecinały wilgotne, portorykańskie powietrze, w oddali słychać było fale rozbijające się o brzeg. Mój stojący na uboczu dom nie znajdował się na plaży, ale kiedy późną nocą otwierałam okna, głuchy ryk oceanu odbijał się echem od ścian. Przez wszystkie lata, kiedy tu mieszałam, spokojny rytm tych morskich fal koił moją udręczoną duszę. Tymczasem przez ostatnie dwa tygodnie był tylko hałasem, który zagłuszał już i tak wzburzony umysł.

Minęły dwa tygodnie, odkąd dowiedziałam się o Keirze.

Dwa tygodnie, odkąd Hadley zabrała moją torebkę i auto.

Dwa tygodnie wegetacji w łóżku i prób przekonywania samej siebie do opuszczenia go.

Żyłam chwilą. Jedna emocja. Jeden ruch wskazówek zegara.

Ale czy czas miał w ogóle jakiekolwiek znaczenie?

Wiodłam dobre życie, choć kochałabym je o wiele bardziej, gdybym mogła dzielić je z rodziną. Została mi tylko Hadley, jednak nie wiedziałam już, jak jej pomóc. Przysięgałam, że będę o nią walczyć. Tego chcieliby nasi rodzice. Tylko że to była walka z wiatrakami.

Odkąd wróciłam do domu, przeczytałam jej dzienniki od deski do deski więcej razy, niż umiałabym przyznać. Wierzyłam, że między ich stronami znajdowały się jakieś odpowiedzi na pytanie, jak mogłam uratować siostrę. Ale nie znalazłam nic oprócz palącego bólu emanującego z każdego zdania, który przejmował mnie do głębi.

Jak mogłam nie zauważyć, że z Hadley działy się tak złe rzeczy? Niejednokrotnie widziałam jej walkę z uzależnieniem od narkotyków, jednak nie miałam pojęcia o samookaleczaniu czy próbach samobójczych. Usiłowałam się nie wściekać na siebie. Przecież kiedyś dzieliłyśmy się z Hadley wszystkim. A teraz kobieta, która wyłaniała się z tych pamiętników, była mi zupełnie obca. Fasada, jaką pokazywała, stanowiła tylko próbę wtopienia się w tło.

Po dwóch tygodniach męczarni mój umysł desperacko potrzebował przerwy. Niestety sen nie przychodził. Musiałam wrócić. Musiałam spróbować. Musiałam…

Nagle w sypialni zapaliło się światło. Poderwałam się i przycisnęłam ramię do oczu, aby zasłonić je przed rażącym blaskiem. Tylko dźwięk znajomego głosu uchronił mnie przed atakiem serca.

– Jaja sobie, kurwa, robisz?! – ryknęła Beth. W pokoju rozległ się trzask, gdy wazon, do którego wkładałam muszle znalezione na plaży, rozbił się o ścianę. – Wydzwaniam do ciebie od dwóch jebanych tygodni, a ty ukrywasz się tutaj?! I nie odbierasz telefonu!

O-kej. No więc Beth się wkurzyła. I to na tyle, by wsiąść do samolotu do Portoryko, przylecieć tu i urządzić mi piekło. Czasami odwiedzała mnie niezapowiedzianie, ale nigdy, żeby wszcząć awanturę.

– Wyluzuj. Dzwoniłaś dwa razy. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.

– Co jest z tobą nie tak?! – Głos jej się załamał, a wściekłość zmieniła w szloch.

Beth nigdy nie płakała. Nigdy. Zawsze wykazywała się wielką siłą i twardo stąpała po ziemi. Stanowiła moją emocjonalną opokę. Mogłam na nią liczyć nawet w najczarniejsze noce, gdy nawiedzały mnie demony przeszłości.

Dźwięk jej szlochu był niczym uderzenie pioruna.

Coś się stało.

Coś strasznego.

Opuściłam ramię, gdy oczy przywykły do światła, i zerwałam się na równe nogi.

– Co się dzieje?

Zatoczyła się do tyłu, krew odpłynęła z jej twarzy.

– Jak…

– Co się dzieje? – powtórzyłam wolniej i zbliżyłam się do niej. – Beth! – krzyknęłam, próbując wyrwać przyjaciółkę z tego dziwnego stanu. – Co się dzieje, do diabła?

Nagle rzuciła się na mnie, niemal zwalając z nóg, i objęła ramionami moją szyję.

– To ty, Willow! – załkała. – O Boże, Willow. Ty żyjesz.

Żyłam.

Byłam bardzo, bardzo żywa.

Ale jeśli sądziła, że umarłam…

– Nie rozumiem.

Odsunęła się i ujęła moją twarz w dłonie.

– Pochowałam cię. Ale żyjesz. Och, Willow. – Znów mocno mnie przytuliła. – O Boże, ty żyjesz.

Odepchnęłam ją, czując, jak skręca mi się żołądek. Domyślałam się, co się stało.

– Pochowałaś mnie?

Nigdy nie widziałam takiego połączenia histerii i uniesienia jak to na twarzy Beth, kiedy łkała i cieszyła się jednocześnie. Cóż, jeśli nie liczyć tego dnia ze strzelaniną, gdy wreszcie odzyskałam przytomność po operacji i zobaczyłam Hadley siedzącą w nogach mojego łóżka. Wcześniej sądziła, że nie przeżyłam.

Myliła się.

A teraz Beth założyła, że nie żyłam.

Też się myliła.

Co oznaczało…

– Hadley?

Łzy napłynęły mi do oczu, kolana się pode mną ugięły i obie wylądowałyśmy na podłodze.

Odeszła. Wszyscy odeszli.

* * *

Obecnie

Krążyłam po wypolerowanej na błysk drewnianej podłodze salonu, nieustannie przypominając sobie rozmowę z Trentem. Chciałam powiedzieć Cavenowi, że byłam Willow, gdy tylko zaprowadził mnie do swojej łazienki. Miałam to wyznanie na końcu języka, ale choć bardzo się starałam, słowa nie opuściły ust. Chyba zbyt się bałam, że przez to stracę Rosalee. „Jestem Willow”, powtarzałam w myślach, licząc, że wyczyta prawdę z moich oczu, i modląc się jednocześnie, by tego nie zrobił. „Uratowałeś mi życie w centrum handlowym”, pragnęłam wyznać. Byłam mu winna prawdę.

Ale po raz kolejny stchórzyłam. I milczałam – jak zawsze.

Przecież musiał istnieć jakiś sposób, by powstrzymać katastrofę, która nieuchronnie miała nadejść.

Trent nie powiedział nic na temat mojej tożsamości po tym, jak wróciliśmy z Cavenem na taras. Czekałam przekonana, że lada moment z czymś wyskoczy, gotowa kłamać i zaprzeczać do ostatniego tchu. Jednak to nie było konieczne. Po prostu rozsiadł się wygodnie, wyciągnął nogi przed siebie i popijając piwo, patrzył na siostrzenicę, która nie odstępowała mnie na krok.

Uśmiechnęłam się odważnie, jedząc tort z Rosalee siedzącą mi na kolanach, ale kiedy opuszczałam dom Cavena, przytuliłam ją wyjątkowo mocno, przerażona myślą, że to może być ostatni raz, gdy czuję jej ramionka na swojej szyi. Potem, prowadząc samochód, spanikowana zadzwoniłam do Beth i opisałam sytuację. Po dziesięciu minutach od mojego powrotu wpadła jak tornado. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zaczęłam drżeć. Bez wątpienia znajdowałam się na skraju ataku paniki – i to nie takiego, na który mogłyby pomóc leki przepisane przez lekarza. Nic nie było w stanie zatrzymać tego pędzącego pociągu.

– On wie. To fatalnie. Fatalnie.

– Uspokój się – poleciła, zbliżając się do mnie ostrożnie niczym do dzikiego zwierzęcia. – To nic takiego.

– To katastrofa! Powie Cavenowi, że nie jestem Hadley. Powie mu. – Głos mi się załamał, gdy pomyślałam, co się stanie, jeśli Trent zdradzi bratu prawdę.

Beth wzruszyła ramionami.

– Jakie są szanse, że Caven mu uwierzy?

– Nie wiem. Ale czemu miałby nie uwierzyć? Trent jest jego bratem. Wystarczy, że mu o tym opowie, i będzie po wszystkim. – Zastanów się. – Beth złapała mnie za ręce i przyjrzała się siniakom. – Ten dupkowaty gliniarz, który nie potrafi trzymać łap przy sobie, nie ma żadnego dowodu. W sądzie spekulacje mają taką samą wartość jak opis mokrego snu. Nie jest głupi. Nie wyskoczy z żadną teorią spiskową bez dowodów.

Uwolniłam ramiona z jej uścisku, po czym przeczesałam włosy dłońmi.

– Ale to prawda. Wcale się nie pomylił, a jeśli będzie dalej grzebał…

– Nie może tego udowodnić.

– A co z historią leczenia? – wykrztusiłam, czując, że serce wali mi tak mocno, jakby próbowało wyrwać się z piersi. – Sama mówiłaś. To jedyny słaby punkt mojego planu.

– Tak, ale operacja wycięcia wyrostka robaczkowego u Hadley wyjaśni obecność twojej blizny. Sędzia nie zleci przeprowadzenia badań na podstawie domysłów.

Podciągnęłam koszulkę.

– Nikt nie uwierzy, że to blizna po wycięciu wyrostka. Nikt.

– W takim razie ja ich przekonam. – Posłała mi spojrzenie, które prosiło, bym jej uwierzyła. – Zajmę się tym, Lo. Potrzebujemy tylko uzasadnionych wątpliwości i będziemy mieć ich w garści. Czytałaś dzienniki Hadley, znamy szczegóły nocy, którą spędziła z Cavenem. Nie pomagałabym ci w tym, gdybym nie wierzyła, że z każdej kryzysowej sytuacji wyjdziemy obronną ręką. Nie martwią mnie hipotezy jednego człowieka. Ciebie też nie powinny. – Każde słowo podkreślała, dźgając palcem w moją pierś.

Pokręciłam głową i zaczęłam dalej krążyć. Jakim cudem zajęcia plastyczne, urodzinowa kolacja, na której Caven nazwał mnie rodziną, i noc pełna namiętności oraz orgazmów mogły doprowadzić do utraty wszystkiego, co do tej pory osiągnęłam?

Co za bagno. Tkwiłam w nim od dnia, w którym postanowiłam zostać Hadley Banks.

Nie było trudno wejść w buty siostry. Zginęła w moim samochodzie, dodatkowo na miejscu wypadku odnaleziono też moją torebkę. Jej ciało zostało zmasakrowane i nie pobrano odcisków palców, które można by potem porównać. Wszystko wskazywało na mnie. Właśnie dlatego Beth przez dwa tygodnie żyła w przekonaniu, że to ja znajdowałam się w tym aucie. Dopiero gdy przyleciała do Portoryko, by posprzątać mój dom, zorientowała się, która z nas zmarła.

Razem z Hadley wielokrotnie zamieniałyśmy się miejscami, choć teraz wspięłam się na zupełnie inny poziom oszustwa. Ale to był jedyny sposób, bym poznała Keirę – czy raczej Rosalee, jak się okazało.

Przysięgam, że nigdy nie chciałam skrzywdzić Cavena. Za bardzo się jednak bałam powrócić do jego życia jako ciocia Rosalee. Gdyby zatrzasnął mi drzwi przed nosem, nie byłoby odwrotu. Nie miałam do małej żadnych praw.

Co innego Hadley, jej matka.

Nigdy w życiu nie pomyślałam nawet, żeby odebrać mu córkę. Nie taka była moja rola. Ale tylko Rosie mi została. Ona jedna na całym świecie.

Chciałam jedynie być częścią jej życia.

Chciałam lekcji plastyki w środy i soboty.

Chciałam, by wiedziała, że nasza część rodziny ją kochała, mimo że zostałam z niej już tylko ja.

Beth była wykonawczynią mojego testamentu. Wszystko miała odziedziczyć Hadley, pod warunkiem, że wyzdrowieje psychicznie i rzuci narkotyki. W innym wypadku nie poradziłaby sobie z fortuną, jaką zgromadziłam. Technicznie rzecz biorąc, należała do niej połowa firmy, jednak po pierwszym pobycie na odwyku straciła dostęp do każdego konta bankowego. Ale że to były jej pieniądze, wpłaciłam je dla niej na lokatę oszczędnościową. Wcześniej używała ich, by finansować swój nałóg. Nie przejmowałam się, że odmawianie jej dostępu do gotówki czyniło mnie złą osobą, o ile trzymało ją to przy życiu.

Ostatecznie zawiodłam.

Wszystkich.

Tamtego dnia znaleźliśmy się w centrum handlowym z mojego powodu.

A gdy Hadley uderzyła w drzewo, naćpana i wściekła, uciekała ode mnie.

Przysięgłam sobie, że nie zawiodę także Rosalee.

Jednak po tym, jak Trent zarzucił mi, że jestem oszustką, którą rzeczywiście byłam, bałam się, że po raz kolejny nie podołałam danej sobie obietnicy.

Beth złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę kanapy.

– Zacznij od początku. Chcę wiedzieć wszystko, co oficer przemocowiec o tobie wie. Boże, jaka szkoda, że nie kopnęłaś go w jaja. Patrząc na to z perspektywy czasu, też żałowałam.

W ciągu piętnastu minut opowiedziałam każdy najdrobniejszy szczegół przyjaciółce. Mówiłam o moim przyjęciu urodzinowym. O Trencie, który wyglądał jak kopia ojca. O tym, jak dopadł mnie na zewnątrz. O jego spekulacjach. I o rozmowie z Cavenem, po której zjadłam tort, otworzyłam prezent i uciekałam z jego domu.

Kiedy skończyłam, Beth skinęła głową.

– Powiem to tylko raz. Trent Hunt nie stanowi zagrożenia. Wydaje mu się, że zna prawdę…

– Ale on ją zna, Beth. Zna.

Zakryła mi usta dłonią.

– Nie. Wydaje mu się, że ją zna. Żeby cokolwiek udowodnić, musiałby wszem wobec ogłosić, że jest synem Malcoma Lowe’a, a to ryzyko, którego nie podejmie, szczególnie biorąc pod uwagę jego pracę, życie osobiste i w ogóle wszystko. Od lat próbowali z Cavenem trzymać się z dala od tego gówna. Jeśli powie coś bratu, rozpęta się piekło, o czym doskonale wie. W przeciwnym razie zrobiłby to dzisiaj. – Zabrała rękę i nachyliła się w moją stronę. – Powtarzam ostatni raz: nie martw się potencjalnymi wybrykami człowieka, który trzyma w swojej szafie o wiele więcej szkieletów niż ty. Radzę ci trzymać się od niego z daleka. Zawsze. Pokaż Cavenowi siniaki.

Poczułam nagłą ulgę. Może Beth miała rację. Trent nie powiedział o niczym Cavenowi. I może nie powie. Do diabła, może nawet zdałam jego cholerny teścik.

Tyle że było coś jeszcze. Odetchnęłam głęboko i zdradziłam przyjaciółce WSZYSTKO.

– Przespałam się z Cavenem. Ale nie zdjęłam koszulki. Nie widział mojej blizny, przysięgam.

Zamrugała.

Raz.

A potem drugi.

I trzeci.

Przełknęła głośno ślinę.

– Kto ma ci odpowiedzieć?

– Słucham?

– Kto ma ci odpowiedzieć? Prawniczka Beth Watts czy twoja najlepsza przyjaciółka Beth „Złośnica” Watts?

Tym razem to ja zamrugałam.

Raz.

Drugi.

I trzeci.

– A która nie będzie na mnie wrzeszczeć za to, że spałam z Cavenem?

Kiwnęła krótko głową.

– A zatem Beth „Złośnica” Watts. Gadaj! Chcę znać wszystkie pikantne szczegóły z twojej utraty dziewictwa z facetem, który nawet nie wie, jak masz naprawdę na imię.

Spojrzałam na nią wilkiem.

– Nie straciłam z nim dziewictwa.

– Wybacz, ale już dawno temu przegłosowałyśmy z Hadley, że te dziesięć sekund samego czubka, kiedy miałaś siedemnaście lat, się nie liczy.

– To nie był sam czubek.

– No tak, zapomniałam, że mówimy o Bradzie Harrisie, który miał penisa jak ołówek. Chociaż gumka byłaby tu bardziej odpowiednim określeniem.

Znów zamrugałam, po czym wykrzywiłam usta.

– Wiesz co? Poproszę prawniczkę Beth. Nie mam nastroju na rozmowę z przyjaciółką.

– Żaden problem. – Nachyliła się nade mną. – Co, do diabła, jest z tobą nie tak?!

– Nie wiem, okej? To się po prostu stało. Myślałam, że piszę do ciebie, a pisałam do niego. A potem pojawił się pod moimi drzwiami i mnie pocałował. Później były już tylko dwie gumki ocalałe z apokalipsy. – Uniosła brwi, ale i tak ciągnęłam dalej: – Powiedział, że tamtej nocy, kiedy spotkał Hadley w barze, nie spędzili razem dużo czasu, więc nie zdążył jej poznać. Mówił, że nie był gotowy na mnie. Na mnie, Beth. Nie Hadley. Mnie.

– Jezu, Lo – wymamrotała.

– I to nie był jednorazowy numerek. Dziś też miał przyjść. Tyle że pojawił się jego brat, więc teraz nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy. Ale dzisiaj ciągle mnie dotykał i tulił, i… czułam się przy nim bezpiecznie. Człowiek, który wygląda dokładnie jak Malcom Lowe, siedział naprzeciwko mnie, ale z Cavenem u boku niczego się nie bałam. Masz pojęcie, od jak dawna nie czułam się bezpiecznie we własnej skórze?

Zamknęła oczy i jęknęła.

– Bardzo utrudniasz mi przemówienie w roli prawniczki Beth. Gdyby to dotyczyło innego faceta, serio skakałabym z radości. Zawsze pragnęłam, żebyś była szczęśliwa. Ale to Caven!

Splotłam ręce na kolanach.

– Chcesz usłyszeć coś szalonego?

– Już słyszałam. Ale pewnie, dawaj.

– Wydaje mi się, że on wie, kim jestem. W głębi duszy. Nie zdaje sobie z tego sprawy, jednak kiedy na mnie patrzy… – urwałam. – Widzi Willow, Beth. Wiem, że tak jest. I czuje, że to ja, naszej więzi nie da się rozerwać. Jest zdezorientowany, bo myśli, że mam na imię Hadley.

Beth opadła na kanapę, przycisnęła swoje ramię do mojego i odchyliła głowę, by spojrzeć w sufit.

– Więc może powiedz mu prawdę.

– Słucham?

Popatrzyła na mnie.

– Powiedz mu prawdę.

– Oszalałaś?

– Prawdopodobnie tak. Siedzę tu, rozmawiam ze swoją nieżyjącą najlepszą przyjaciółką o jej córce, będącą tak naprawdę jej siostrzenicą, i słucham wzniosłych wywodów o chłopaku, w którym się kocha, odkąd skończyła osiem lat. Chłopaku niemającym pojęcia, że ocalił jej życie. W dodatku ona myśli, że jakimś cudem on ją poznaje i właśnie dlatego przyszedł i odebrał jej dziewictwo. Tak że tak. Całkiem możliwe, że oszalałam.

– Przestań z tym dziewictwem! – warknęłam. – I nie ma takiej opcji, żebym mogła mu wyznać prawdę. Już za późno. Teraz jestem Hadley.

– W takim razie przestań z nim sypiać. Jeśli jesteś Hadley, przestań zachowywać się jak Willow. Hadley go nie chciała i nie kochała. Wykorzystała go, żeby ukraść mu komputer i zranić swoją siostrę.

Tępy ból w mojej piersi przybrał na sile. Beth miała rację. Hadley nigdy nie zależało na Cavenie. Zresztą po strzelaninie w ogóle na nikim jej nie zależało – włącznie ze mną.

– To boli – wykrztusiłam. – Boże, dlaczego to tak boli?

– Bo miłość to gra, której nie da się wygrać. Szczególnie kiedy tylko jedna osoba zna zasady. Możemy walczyć w sądzie o możliwość spotkań. I będziemy. Do samego gorzkiego końca. Nie pozwolę, żebyś straciła małą. Nie zapominaj, że ja również bardzo kochałam Hadley. Jestem ciocią Rosalee w takim samym stopniu co ty. Ale wypływamy teraz na nieznane wody. Jeśli się nie ogarniemy, możemy utonąć.

– Dla nich mogłabym się poświęcić.

– To tak nie działa. Hadley by nie…

– Nie wróciłaby. – Przetarłam twarz dłońmi. – Ale ja wróciłam. I dobija mnie to, bo całą sobą pragnę Cavena i jego córki.

– I właśnie w tym problem. Co, jeśli nie możesz mieć obojga?

Patrzyłam Beth prosto w oczy, czując, jak emocje zaciskają mi gardło.

– A co, jeśli mogę?

Ścisnęła znacząco mój bok.

– A jeśli zobaczy tę bliznę?

3 - Caven

Trent był najgorszym rodzajem dupka. Takim, który mówił i robił podłe rzeczy, bo martwił się o swojego młodszego brata, więc tak naprawdę nie powinno się go obwiniać za jego zachowanie, choć bez wątpienia zasługiwał na naganę.

Po tym, jak Hadley wyszła, przyznał się, że uciął sobie z nią pogawędkę. Najwyraźniej chciał poznać intencje kobiety. Jakimś cudem nie wybiłem mu zębów, gdy słuchałem jego relacji. Mówić, że ma wobec niej złe przeczucia, to jedno, ale rozmawiać z nią podczas mojej nieobecności, to już przegięcie. Wiedział, że przestraszyła się, gdy go dostrzegła. Sam jego wygląd był dla niej szokiem. Doskonale więc zdawał sobie sprawę, że wziął się za przesłuchiwanie Hadley w najgorszym możliwym momencie.

A jednak nie odpuścił. I niemożebnie mnie to wkurwiło, bo to kolejna rzecz, przez którą czułem się winny. Nie odwołałem tego cholernego przyjęcia, przez co postawiłem Hadley w trudnej sytuacji. Ale Rosalee tak bardzo się cieszyła na jej zabawę urodzinową. I, prawdę mówiąc, ja również.

Nadszedł czas kolacji i nic do tej pory nie zjadłem. Nie miałem apetytu. Czułem za to, że jeśli spędzę jeszcze trochę czasu w towarzystwie Trenta, wyjdę z siebie i stanę obok. Było tylko jedno miejsce, w którym chciałem się znaleźć.

„Hej, jak się czujesz? Przepraszam za zachowanie Trenta”.

Hadley: „W porządku. Czuję się dobrze. Zrobiłam sobie wolne od pracy i odpoczywam z lampką wina”.

„W takim razie nie jesteś zajęta?”

Hadley: „Nie jakoś bardzo. Wpatruję się w pewne miejsce na suficie i zastanawiam się, czy kiedy kupowałam ten domu, była tam już odpryśnięta farba czy to może martwy robal”.

„Cóż, wybacz, że przerywam ci to fascynujące zajęcie, ale mam kilka wieści”.

Hadley: „Jakich?”

„Po drugiej stronie miasta, jakieś czterdzieści pięć minut jazdy od mojego domu, jest pizzeria Bistro. To ulubiona knajpka Trenta, ale niestety do mnie nie dowożą”.

Hadley: „A to pech”.

„No nie? Zajmie mi około półtorej godziny, żeby tam pojechać i wrócić, zakładając, że nie trafię na żaden korek. A raczej dwie godziny. Wiesz, co właśnie odkryłem?”

Hadley: „Że przynajmniej ze trzydzieści innych restauracji znajdujących się bliżej twojego domu dowozi jedzenie?” „Nie. Bistro dowozi do TWOJEGO domu. Otwórz drzwi. Mam niemal dwie godziny do zabicia, zanim będę musiał wrócić do siebie”.

Światło na ganku zapaliło się niemal natychmiast, a chwilę później rozległ się szczęk zamka. Drzwi uchyliły się odrobinę i zobaczyłem jedno wspaniałe – nieco zaniepokojone – zielone oko wyglądające na zewnątrz.

– Co ty tutaj robisz?

Wyszczerzyłem zęby, zerkając do środka, by obczaić, co Hadley miała na sobie. Liczyłem na jakąś prześwitującą koszulkę. – Czekam na pizzę.

Zacisnęła usta, po czym szerzej otworzyła drzwi i… Bingo! Ujrzałem koszulkę jeszcze bardziej kusą niż poprzednia. Ukazywała nie tylko sterczące sutki, lecz także wspaniały dekolt.

Nie powinienem być przychodzić.

„Nie powinienem był” stawało się moim życiowym mottem, jeśli chodziło o Hadley. Ale przestałem się już przejmować. Przesunąłem spojrzeniem w dół i lekko pchnąłem drzwi, a ona cofnęła się, by mogły się szerzej otworzyć. Cholera. Założyła brzydkie turkusowe spodnie od piżamy. Meh. Raz wygrywasz, raz przegrywasz.

Nie umiałem przestać o niej myśleć, odkąd odjechała. Ten dzień był pełen emocji, a wszystkie przenikały mnie aż do kości.

Strach na jej twarzy.

Łzy w oczach.

Uśmiech, kiedy otwierała prezent od Rosalee.

Buziaki, które słała mojej chichoczącej córeczce, wycofując z podjazdu.

Położyłem dłoń na biodrze Hadley i nachyliłem się, by ją pocałować.

Odsunęła się.

– Zamówiłeś pizzę do mojego domu?

– Nie martw się. Za fatygę dostaniesz jedną wegetariańską. – Znów pochyliłem się do jej ust, mrucząc: – A jeśli to za mało, oferuję tyle orgazmów, ile jesteś w stanie doświadczyć w ciągu dwóch godzin.

Tym razem nie uciekła. Nasze usta się złączyły, a jej ramiona powędrowały w górę, by otoczyć moją szyję. Jęknęła i pociągnęła mnie w głąb domu. Kopniakiem zamknąłem drzwi i na ślepo próbowałem zablokować zamek. Kiedy mi się to udało, skupiłem uwagę na okrągłym tyłku Hadley.

– Caven, zaczekaj.

Otworzyłem oczy i przestałem błądzić dłońmi po jej ciele.

– Czemu? – wymamrotałem.

– Nie wiem.

– Okej, to zastanów się i jak coś ci przyjdzie do głowy, daj mi znać.

Z uśmiechem znów przywarłem do jej ust, ale nie odwzajemniła pocałunku. Odchyliłem się, żeby lepiej widzieć śliczną twarz. Ciało było chętne, jednak gdy spojrzałem w oczy… Kurwa. Zdradzały totalne przerażenie. Natychmiast zrobiłem krok w tył, dając Hadley przestrzeń bez konieczności wypuszczania jej z objęć.

– Hej, co się dzieje? Mów do mnie.

Przysunęła się i niemal przykleiła do mojej klatki piersiowej.

– To zły pomysł.

„Halo, wysyłasz sprzeczne sygnały”.

– Co takiego?

– Ty i ja.

– Co z nami?

Nie byłem totalnym głupkiem. Wiedziałem, co próbowała powiedzieć, ale chciałem, żeby wszystko wyjaśniła, bo jeszcze wczoraj uważała, że to zajebisty pomysł.

Oparła brodę na mojej klacie i spojrzała na mnie. Taka niewinna i cudowna.

– Jesteś tatą Rosalee.

– Owszem. I zawsze nim będę. Ale o ile nie wcisnęła mi się ukradkiem do kieszeni, gdy wychodziłem z domu, nie ma jej tu teraz z nami.

Hadley wcisnęła udo między moje nogi, a biodro docisnęła do fiuta, który jeszcze bardziej naparł na zamek w spodniach.

– Co, jeśli się sparzymy?

– Sparzymy się na pewno. Jesteśmy skazani na katastrofę, pamiętasz? – Ponownie ująłem jej pośladki i zakołysałem nią. Chciała, żebym poczekał, ale skoro ona mogła mnie dotykać, to ja ją chyba też, nie? – Ustaliliśmy przecież, że to, co dzieje się między nami, w żaden sposób nie dotknie Rosalee.

– Masz rację. A co ty na to, żebyśmy spędzili trochę naszego ograniczonego czasu w ubraniach, poznając się lepiej? Potem, gdy już się sparzymy, moglibyśmy powiedzieć, że udało nam się osiągnąć coś więcej niż skotłowana pościel.

Skrzywiłem się i zmrużyłem jedno oko.

– W ubraniach, hm? Raczej nie chodzi ci o to, że tylko spuścisz spodnie, gdy wezmę cię pod ścianą, co?

Przygryzła wargę i spaliła buraka, bardziej z ekscytacji niż zawstydzenia.

– Cóż… – Pokręciła głową, jakby dokończenie zdania sprawiało jej ból. – Nie do końca to miałam na myśli. Może dziś moglibyśmy… porozmawiać?

Pragnęła mnie. Czułem to równie wyraźnie jak promienie słońca na skórze w upalny dzień. Ale miała rację, powinniśmy się lepiej poznać. Do diabła, nie byłem nawet pewien, czy zdołam utrzymać w ryzach potrzebę ciągłego dotykania Hadley, kiedy siedzieliśmy sami w jej domu. Jednak jeśli nam wyjdzie – a szczególnie jeśli nie wyjdzie – lepsze poznanie się, byśmy czuli się swobodniej w swoim towarzystwie, prawdopodobnie pomoże w innych sytuacjach dotyczących naszej córki.

Wypuściłem Hadley z westchnieniem. Nie podobało mi się to, lecz nie wszystko, co chciałem zrobić z tą kobietą, kręciło się wokół braku ciuchów. Przesunąłem dłonie na jej szyję, po czym ująłem twarz i przyciągnąłem ku sobie. Ten pocałunek był głęboki, wygłodniały i wycisnął z niej jęk, który połknąłem niczym ulubioną przekąskę.

W końcu, gdy w pełni ubrany skończyłem pożerać usta Hadley, zdobyłem się na herkulesowy wysiłek i odsunąłem się od niej. Jak gdyby nigdy nic opadłem na beżowe poduszki znajdujące się na kanapie i założyłem nogę na nogę, całkowicie ignorując domagającego się uwagi fiuta.

– To o czym dziś pogadamy?

Wyglądała niemal komicznie, kiedy opadły jej ramiona.

O to prosiła. Rozmowa w ubraniach.

Ale rozczarowanie Hadley niemal mnie dusiło.

Zrobiło mi się jej szkoda.

A jednocześnie cieszyłem się, bo to oznaczało, że czuła się równie zdesperowana jak ja.

Podeszła do kanapy i usiadła twarzą do mnie z jedną nogą pod tyłkiem. Jej kolano dotykało mojego uda.

– Jeśli dostawa pizzy zajmie jakieś trzydzieści minut, a ty mieszkasz tylko piętnaście minut stąd, to mamy dla siebie niecałą godzinę.

Odgarnąłem włosy z ramienia Hadley, a potem pozwoliłem palcom sunąć w dół, pozostawiając za nimi gęsią skórkę.

– Tak, ale jeśli miałbym jechać do domu czterdzieści pięć minut, przywiózłbym zimną pizzę. A oni zawsze dowożą w torbie termicznej, więc gdybym pojawił się z cieplutką i świeżą, Trent połączyłby kropki i wydedukował, że byłem u ciebie.

Popatrzyła na drzwi.

– Cóż, nie możemy na to pozwolić.

Wsunąłem palec pod jej brodę i zmusiłem ją, by znów na mnie spojrzała.