Phenomen Atrament - Maciej Rapa - ebook + książka

Phenomen Atrament ebook

Rapa Maciej

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Po krótkim wytchnieniu Blady i jego oddział stają przed nowym wyzwaniem. Pojawia się szansa na poznanie tajemnicy, jaką stanowi stworzony przez Phenomen Nowy Świat. Niezbadane tereny, nowe hybrydy, piętrzące się problemy i oczywiście śmierć – to wszystko czeka uczestników kolejnej ekspedycji, która zapuści się poza nakreśloną przez pot i krew mapę. Czy podołają temu zadaniu? I czy wykonanie rozkazu przełożonych nie stanie w sprzeczności z tym, co Blady sobie poprzysiągł? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w kontynuacji brutalnej i poruszającej historii o świecie, w którym tworzywa sztuczne i organiczne tkanki połączyły siły w walce przeciwko ludzkości. Gandalf.com.pl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 705

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



PHENOMEN ATRAMENT® MACIEJ RAPA

Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środowiskach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody twórcy.

Wydanie pierwsze.

Wojkowice 2025

ISBN EBOOK: 978-83-68177-78-7

Redakcja: Natalia Hermansa

Korekta: Kamila Galer-Kanik

[email protected]

Projekt grafi czny okładki: E.Raj

Autorka graficznych asterysków: Dorota Przemorska

Skład: Marcin Halski

WYDAWNICTWO HM…

E-mail: [email protected]

Telefon: 518833244

Adres: ul. Sobieskiego 225/9 42-580 Wojkowice

Werjsa papierowa dostępna na:

WWW.WYDAWNICTWOHM.PL 

Książkę dedykuję „Miśkowi” – osobie, która wraz ze mną

przemierzała ocean wylanych przeze mnie na papier słów,

słuchała pomysłów, szukała błędów, sugerowała ich poprawę

oraz pełniła funkcję konsultanta w sprawach broni palnej

i urazów ciała ;)

Dziękuję ;)

Rozdział 1

Powrót

Winda powoli sunęła w dół, wystukując żeliwnymi trybami stały rytm. Po kilkunastu zgrzytach znikała w ciemności pomiędzy piętrami, aby po chwili się z niej wynurzyć i pojawić w blasku rtęciowych lamp. Na każdym mijanym poziomie można było zobaczyć pracujących rzemieślników. Niektórzy z nich przewozili złom na wózkach. Inni go spawali, rozsypując wszędzie pomarańczowe iskry. Kolejni próbowali go kształtować przy pomocy ognia i młotów, a następni nadać mu sens istnienia podczas składania kolejnych elementów w cuda rusznikarskiej techniki.

Wreszcie metalowa klatka zatrzymała się na najniższym piętrze, oznaczonym blaszaną tabliczką z wygrawerowanym numerem „13”. Poniżej niego były już tylko surowe, świeżo wydrążone tunele, sięgające nie wiadomo jak głęboko i w jakim celu.

Dźwięk brzęczyka oznajmił pasażerom, że dźwig wykonał powierzone mu zadanie, a oni mogą już rozsunąć metalową kratownicę, co też od razu uczynili. Gdy opuścili windę, ostatni z nich zasunął drzwi, pozwalając platformie na kontynuację rutynowej wędrówki.

Tymczasem trzech wartowników przy żelaznych grodziach, z emblematami pękniętej czaszki z trybami zamiast oczodołów, wyprężyło się jak struny i zasalutowało. Stali tak, póki dowódca przybyszów z góry nie oddał im honoru, pozwalając rozluźnić napięte mięśnie. Przechodząc obok nich, uśmiechnął się dyskretnie. Pamiętał, jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu takie zachowanie byłoby uznane za prawdziwy cud, a teraz stanowiło normę. Stały element każdego dnia, przynajmniej wśród tej elitarnej formacji zwiadowców.

W ostatnim czasie trochę się tu pozmieniało. Część nieśmiertelnych przestała zlewać ciepłym strumieniem wszelkie zasady i regulaminy. Niektórzy nawet z własnej woli, a nie przez zaostrzenie przepisów i kar za ich nieprzestrzeganie.

Kolejny brzęk wyrwał dowódcę z zamyślenia i sprawił, że skupił całą uwagę na pancernych drzwiach, przed którymi stał. Lampa na suficie zaczęła omiatać pomarańczowym światłem cały hol, zupełnie jakby czegoś szukała. Towarzyszyły jej jęki metalowych zębatek i skrzypienie grodzi, zza których zaczęło się sączyć żółtawe światło jarzeniówek. Kiedy już pneumatyczne siłowniki wykonały swoją pracę i jęknęły jakby z wysiłku, oddział ruszył przed siebie i wszedł do najważniejszego pokoju w całej Fortecy – Centrali Oka.

Była to ogromna hala naszpikowana elektroniką, której nikomu nie uśmiechało się tu sprowadzać z Dziczy, zwłaszcza że robota zaliczała się do żmudnych i upierdliwych, no i łatwo było wysadzić się przy niej w powietrze. Doktor swoim „czary-mary” sprawił jednak, że wszystko, co tutaj trafiło, było bezpieczne i jeszcze nie zdarzył się przypadek wybuchu któregoś z terminali.

Całe szczęście, bo ludzi na to narażonych znajdowało się tu wielu.

Niemalże całe miejsce w sali zajmowali właśnie oni. Ubrani w granatowe kombinezony, przeszkoleni przez dawnoświatowca i obsługujący ustawione wszędzie komputery, przełączniki oraz konsole. Przechodząc obok nich, dowódca rzucił na to wszystko przelotne spojrzenie, po czym skierował wzrok na przeciwległą ścianę, pod którą stało podwyższenie z główną konsolą oraz trzema ogromnymi, wiszącymi tuż pod sufitem monitorami.

– Wracają wspomnienia, co, szefie? – spytał rudowłosy członek oddziału.

Dowódca nie odpowiedział. Ruszył jedynie przed siebie, przypominając sobie, ile nerwów kosztowało Fortecę przeniesienie całego tego złomu ze stacji na dalekiej północy i złożenie go w niemal identyczny sposób w tych podziemiach.

Cały wysiłek nie poszedł jednak na marne.

To stąd kontrolowano teraz satelitę – Oko – która ocaliła Castrę i Fortecę przed atakiem mrowików. Zwiadowcy pozyskali potężną broń oraz stały podgląd na ogromny obszar wokół swojej bazy, co okazało się kluczowe dla ich przetrwania.

Wcześniej sztab siedział jak na szpilkach. Wysyłał częste zwiady i miał nadzieję, że w okolicy nie tworzy się nowa wataha mutantów, gotowa zetrzeć w pył to, co zbudowali tutaj z takim trudem. Teraz wystarczyło tylko popatrzeć na zdjęcia z satelity, aby wykryć, a następnie zlikwidować większe zagrożenie w zarodku. Ponadto wszystkie grupy zwiadowcze działały w przeszłości po omacku. Wychodziły poza teren cywilizacji w nadziei, że któregoś dnia znajdą inną wioskę ocaleńców albo miejsce z przydatnymi zasobami.

To również się zmieniło.

Każdy oddział otrzymywał na odprawie sporządzoną wcześniej mapę i konkretny cel, a także sugerowaną trasę i miejsca, jakie powinny zostać przezeń odwiedzone, co znacznie ułatwiało pracę. Fakt, zdjęcia satelitarne do najlepszych nie należały, ich jakość pozostawiała wiele do życzenia i nieraz okazywały się dość niedokładne, ale i tak był to ogromny krok naprzód.

– Miło cię widzieć, Doktorze – powiedział dowódca, gdy stanął przed podwyższeniem na końcu sali.

– Blady! – Pochylający się nad biurkiem człowiek w białym kitlu wyprostował się i wypluł trzymany w zębach ołówek. – Dawno się nie widzieliśmy! – Zszedł z platformy i uścisnął mu dłoń.

– Powinieneś częściej stąd wychodzić – odparł z uśmiechem. – Nie chcę narzekać, ale część z nas właśnie wróciła z wypadu, jesteśmy wykończeni i chcemy nieco odreagować. Powiesz nam, po co nas tu wezwano?

– W tym samym celu co poprzednio. – Głos dobiegł zza pleców dowódcy. – Żeby dokonać niemożliwego.

Wszyscy odwrócili się i stanęli na baczność.

Zaraz za nimi pojawił się Gargulec. Człowiek odpowiedzialny za powstanie Fortecy i okiełznanie nieśmiertelnych. Facet, który zlecił wyprawę do stacji satelity. Kustosz zajmujący się wszelkimi pozostałościami po dawnej cywilizacji i osoba nierozstająca się ze swoją szarą marynarką oraz drewnianą fajką.

Obok niego stał również Ostrogon. Ubrany w bardziej elegancką wersję drucianego munduru z fioletowymi naszywkami i ze spoczywającą na jego głowie zgniłozieloną czapką, pamiętającą jeszcze czasy sprzed Phenomenu. Często nazywano go po prostu generałem, a to z powodu piastowania urzędu prawej ręki Gargulca. Oprócz różnych spraw organizacyjnych zajmował się również elitarnymi oddziałami prewencji: zwiadowców najbardziej doświadczonych, zaprawionych w bojach i lojalnych wobec dowódców oraz ustalonych kodeksów.

Nie mówiąc nic więcej, Gargulec przeszedł obok wezwanej grupy i pokonał trzy stopnie dzielące go od szczytu platformy. Następnie zajął miejsce obok głównego komputera i patrząc na Doktora, powiedział:

– Możemy zaczynać.

Dawnoświatowiec skinął jedynie głową i do niego podbiegł. Zaczął majstrować coś przy głównym terminalu, a w tym samym czasie oddział zwiadowców uformował szereg, tak aby każdy jego członek widział to, co zaraz miało się pokazać na trzech ogromnych monitorach nad ich głowami.

– Od kiedy tylko zaczęła działać ta centrala, Oko skanuje coraz dalsze tereny.

Gdy naukowiec zaczął mówić, na ekranach pojawiły się zdjęcia okolicy. Wszyscy doskonale poznawali zarysy samej Fortecy, a także Castry. Potem pojawiły się jeszcze zdjęcia wysypiska, Brudnej Rzeki, Zachodniej Rozpadliny i innych charakterystycznych miejsc.

– Kiedy ukończyliśmy już wykonywanie zdjęć znanych nam terenów, postanowiliśmy sięgnąć wzrokiem dalej. Nawet odtworzyliśmy trasę między nami a pierwotną stacją satelity…

– Do rzeczy, Doktorze – powiedział Gargulec.

– Tak, już przechodzę. – Klikał myszką, przewijając kolejne zdjęcia, jakie kustosz uznał za nieistotne. – W każdym razie kilka tygodni temu jedno miejsce przykuło naszą uwagę.

Rzeczony obraz pojawił się na ekranach, jednak żaden ze zwiadowców nie wiedział, na co konkretnie powinien patrzeć.

Fakt, były tam zarysy czegoś, co przypominało budynki, i to nie tylko te należące do dawnej cywilizacji, lecz również blaszane oraz drewniane baraki, które musiały zostać zbudowane przez ręce ocaleńców niedługo po Phenomenie, kiedy jeszcze w Nowym Świecie rosły prawdziwe drzewa.

To jednak niczego nie wnosiło. Nawet wokół Fortecy znaleziono już kilkanaście takich miejsc, jednak wszystkie opuszczone i w totalnej ruinie. Blady wiedział, że gdyby to one były powodem zainteresowania dowództwa, nie wezwano by tutaj ich, lecz którykolwiek z wolnych oddziałów. Tymczasem Gargulec nalegał, aby stawiły się tu konkretne osoby. Te, które kilkanaście miesięcy temu uczestniczyły w zadaniu uznanym za niemożliwe do wykonania. To nie mógł być przypadek. Za tymi zdjęciami musiało się kryć coś więcej niż zrujnowane domostwa.

– No i…? – spytał Diabeł, jego rudowłosy przyjaciel.

– Na początku nie zwróciliśmy na to szczególnej uwagi – kontynuował facet w kitlu – jednak po kilku dniach wznowiliśmy fotografowanie ze względu na lepsze warunki atmosferyczne. – Odchrząknął. – Spójrzcie na to.

Na ekranie zaraz obok poprzedniego zdjęcia pojawiło się kolejne, niemalże identyczne. Brązowe chmury nieco się poprzesuwały, oświetlenie również było inne, pewnie ze względu na wcześniejszą porę dnia, lecz nic więcej. Kiedy Blady już miał powiedzieć, że nadal nic nie rozumie, jego wzrok padł na mały punkt przy jednej z chat. Zwykły, ciemniejszy piksel. Szybko spojrzał na starszy obraz i je porównał.

Wcześniej go tam nie było.

– Co to jest? – spytał, próbując wskazać palcem konkretne skupisko kilku kropek.

– Też się nad tym zastanawialiśmy – odparł Doktor, a na ekranie zaczęły się pojawiać kolejne obrazy.

Było ich wiele. Przedstawiały ten sam wycinek terenu i nie różniły się niczym poza porą dnia oraz różnym ułożeniem tych drobnych plam. Na niektórych znajdowała się tylko jedna lub dwie, inne nie miały ich wcale, a kolejne zostały nimi wręcz upstrzone.

– Ocaleńcy – stwierdziła Rdza, rudowłosa tropicielka stojąca obok dowódcy.

– Owszem – potwierdził Gargulec. – Jednak tym, co zmusiło nas do działania, jest to.

Postać w szarej marynarce wskazała dłonią na ekran, a gdy tylko to zrobiła, jedno ze zdjęć powiększyło się i zajęło cały szklany panel. Później Doktor postukał w klawisze konsoli i sprawił, że obraz zaczął się stopniowo wyostrzać.

– No proszę. – Blady uniósł brwi i podszedł o krok bliżej.

Na szybie widać było ocaleńców. Wcześniejsze plamy pikseli stały się teraz rozmytymi sylwetkami ludzi, natomiast na samym środku wioski widniała jasna postać, do złudzenia przypominająca człowieka ubranego w biały kitel. Dokładnie taki sam, jaki nosił stojący przy komputerze dawnoświatowiec.

– Wierzymy, że to kolejny naukowiec – podsumował kustosz. – Chcemy się do niego dostać.

Na początku Blady nie reagował. Stał tylko, wpatrzony w nieruchomy obraz. Przypomniały mu się wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy. Spotkanie Doktora w lesie na południowym stepie. Wyprawa do stacji i to, co tam zastali. W jego głowie rozbrzmiały dwa słowa człowieka zabitego przez Wkręta – ówczesnego dowódcę hordy.

– Plan naukowców – powiedział na głos, choć sam nie wiedział, do kogo.

– Otóż to – przytaknął generał, poprawiając czapkę. – Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się podczas tamtej ekspedycji, mamy podstawy przypuszczać, że naukowców jest więcej i że właśnie namierzyliśmy kolejnego.

Blady już wiedział, czemu tu jest. Czemu każdy z nich tu jest. Wszystko wskazywało na to, że dowództwo szykowało właśnie kolejną daleką ekspedycję. Sięgającą poza zbadane dotychczas tereny. Niebezpieczną i pełną tworów Nowego Świata, których prawdopodobnie nikt jeszcze nie widział.

– Jeżeli ten „plan” nie był wymysłem przestraszonego Profesora, to stoimy przed szansą jego poznania, a biorąc pod uwagę związek naukowców z Dawnym Światem i ich wiedzę, musimy założyć, że ktoś taki jak Doktor, znajdujący się poza naszą jurysdykcją, jest równie wielką szansą, co zagrożeniem.

Przez plecy Bladego przeszedł nagle dreszcz. Kolejna fala wspomnień zalała mu umysł, zostawiając na jego wybrzeżu doświadczenia z obozu łowców. Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby to oni dotarli do człowieka w białym kitlu i spróbowali wykorzystać go do spełnienia swojej wizji świata – z nieśmiertelnymi w lochach, służącymi jako paliwo czy też nawóz.

– Nie możemy tracić czasu. – Po minie generała widać było, że mocno się tym wszystkim przejmuje. – Musimy jak najszybciej przechwycić naukowca i go tutaj doprowadzić.

– Zapewne już wiesz, jaki rozkaz dostaniesz. – Gargulec zszedł z metalowej platformy.

– Plemię bierze udział w ekspedycji? – Dowódca wlepił wzrok w podłogę.

– Jeszcze o tym nie wiedzą. – Kustosz pokręcił głową. – Ale ich wsparcie będzie konieczne. Niedługo ich wtajemniczymy.

– Potrzebuję blaszaka – stwierdził. – Oddział nie jest kompletny.

– Świetnie się składa – wtrącił Ostrogon. – Pozwoliłem sobie wytypować pewnego człowieka – powiedział, sięgając ręką w tył.

Dowódca dopiero teraz zobaczył Piórka, czyli najbardziej upierdliwego urzędasa w całej Fortecy. Bez słowa podał on generałowi teczkę z profilem proponowanego osobnika.

– Należy do prewencji. Blaszakiem jest praktycznie bez przerwy. Ma w tym doświadczenie i zna się na mechanice. Sam usprawnia swój egzoszkielet, a nawet zaprojektował kilka ulepszeń, które z powodzeniem wdrożyliśmy do masowej produkcji. Krótko mówiąc, będziesz zadowolony.

– Nie wariuje na wypadach? – spytał Blady, biorąc do ręki cienki plik dokumentów. – Nie chcę, żeby powtórzyło się to, co wtedy.

Gdy to powiedział, otworzył teczkę i pobieżnie przejrzał jej zawartość. Wiedział, że informacje zebrane przez ludzi pokroju Piórka, zapewne z raportów czy rozmów, nie dadzą mu całkowitej pewności, jednak był to dobry start.

Oczywiście będzie go musiał poznać osobiście, nim wyruszą na ekspedycję. Zamierzał mu się przyjrzeć i chociaż z grubsza zbadać grunt, na jakim chce go postawić Ostrogon. Co prawda ufał generałowi, ale wolał nie ryzykować. Jakoś nie uśmiechało mu się walczyć z kolejnym mięśniakiem, do którego powalenia potrzebowałby całego oddziału.

– Nie ma skłonności do przemocy. Gwarantuję ci, że incydent z Żyłkiem się nie powtórzy.

– Muszę go poznać – oznajmił, oddając teczkę w ręce Piórka. – Jeśli do nas pasuje, to zabierzemy go na wypad, jeśli nie… kogoś znajdę.

– Nie ma czasu. – Ostrogon pokręcił głową. – Wyruszacie o świcie. Niedługo zacznie się szczegółowa odprawa w gabinecie Gargulca. – Zerknął na stojący za Bladym oddział. – Weźcie prysznic.