Pewnego razu w kawiarni na końcu świata - John Strelecky - ebook

Pewnego razu w kawiarni na końcu świata ebook

Strelecky John

5,0
45,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Aktywa
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2021
Opis

Minęło sporo czasu od drugiej wizyty Johna w niesamowitej kawiarni na końcu świata. Wraz z upływem lat John się starzeje i ponownie potrzebuje odkryć siebie na nowo. Gdy mężczyzna wraca z pogrzebu swojego ojca chrzestnego, drogę powrotną utrudnia mu niespodziewana burza oraz awaria samochodu.

Podróż Johna okazuje się… kolejną wizytą w miejscu, w którym podjął najważniejsze decyzje dotyczące swojego dalszego życia. Próbuje znaleźć tam odpowiedzi na nurtujące go pytania:


Czy upływ czasu spowoduje, że będzie musiał zrezygnować ze swoich pasji?
Jaki jest sposób na odnalezienie radości z życia w zabieganym świecie?
Czym tak naprawdę jest strach związany z przemijaniem?

John P. Strelecky po raz kolejny zabiera czytelników w inspirującą podróż, podczas której będą mogli na nowo odkrywać swój sens istnienia. Pomogą im w tym pytania, które główny bohater znajduje w menu magicznej kawiarni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 82

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­na­łu: Reconnection — A Third Visit to The Café on the Edge of the World

Copyright © 2019 by John P. Strelecky

Copyright © 2021 for the Polish edition: Wydawnictwo Aktywa

Wszelkie prawa, również w zakresie powielania fotomechanicznego i fragmentarycznego wydruku, zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być przetwarzana ani powielana jakąkolwiek techniką (fotokopia, mikrofilm lub inny proces) bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy zwrócić się do: Aktywa Wydawnictwo-Księgarnia Piotr Witold, ul. Gajowa 103, 33-395 Chełmiec

Tłumaczenie: Dominika Czekaj

Redaktor prowadząca: Halina Gołąb-Witold

Redakcja: Anna Wołodko

Korekta: Marta Kafar, Alicja Laskowska

Łamanie: Grzegorz Kalisiak

Projekt i wykonanie okładki: Grzegorz Kalisiak

Obraz na okładce autorstwa: Root Leeb

978-83-960314-1-9

Wydawnictwo Aktywa Chełmiec, 2021

Robertowi „Bobowi” Krzyżewskiemu,

mojemu ojcu chrzestnemu

1928–2019

Mam nadzieję, że jeziora w Twoim niebie są pełne ryb,

a słońce świeci ciepło na Twoją twarz.

Wstęp

Czasem, kiedy najmniej się tego spodziewasz, a może najbardziej tego potrzebujesz, znajdujesz się w nowym miejscu, z nieznanymi ludźmi, i uczysz się nowych rzeczy. A jeśli masz wystarczająco dużo szczęścia, kiedy znów będziesz tego najbardziej potrzebować, możesz tam wrócić.

Oto historia mojej trzeciej wizyty w kawiarni na końcu świata.

Rozdział pierwszy

Było ciemno, a deszcz lał tak mocno, że nie widziałem dalej niż na kilka stóp przed sobą. Droga była śliska od wilgoci — czułem, jak opony się ślizgają, gdy przejeżdżałem przez duże kałuże, które z każdą sekundą stawały się coraz większe.

Światła z reflektorów ledwo przebijały ciemność, więc przełączyłem je na światła przeciwmgielne. Nie pomogło. Gęsta mgła, która zaczęła się formować, odbijała je jeszcze gorzej.

Przejechałem przez kolejną głęboką kałużę, a opony z trudem pokonały stojącą wodę.

Zerknąłem w lusterko wsteczne, ale za mną nie było nikogo. Gdy z powrotem spojrzałem na drogę, zobaczyłem przelotnie własne odbicie w lusterku — wyglądałem na zmęczonego. To była długa noc, a dla tych, którzy nadal tam byli, miała być jeszcze dłuższa. Jeszcze wiele łez miało zostać przelane.

Nagle odniosłem wrażenie, jakby samochód jechał po lodzie. Poślizgnął się mocno w prawo, dlatego wcisnąłem hamulec. Samochód nagle odbił w przeciwnym kierunku.

Serce mi waliło i przez krótką chwilę myślałem, że auto całkowicie się obróci. Walczyłem z kierownicą i jeszcze mocniej wcisnąłem hamulec. Nic to nie dało — samochód wciąż się ślizgał na jezdni.

Przypomniałem sobie, jak kiedyś ojciec mi powiedział, żeby w trakcie deszczu nie hamować gwałtownie. Należy wtedy zwalczyć pierwszy odruch i powoli wytracać prędkość samochodu.

Ponownie wcisnąłem hamulec, tym razem wolniej.

Tył samochodu wciąż się ślizgał. Poczułem działanie siły dośrodkowej, która chciała obrócić auto — koła desperacko próbowały złapać przyczepność, jednak woda to uniemożliwiała. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.

Błysnął potężny piorun, którego poświata mnie oślepiła. Ułamek sekundy później huk grzmotu potrząsnął przednią szybą samochodu.

„Zwolnij” — usłyszałem łagodny głos ojca. „Zwolnij”.

Poluzowałem kierownicę w przeciwnym kierunku niż ten, w którym ciągnął samochód, i znowu powoli docisnąłem hamulec. Nic. Nadal nic.

Nagle opony złapały przyczepność, samochód zadrżał i się wyprostował.

Czułem, jakby moje serce chciało przebić się przez klatkę piersiową i zdałem sobie sprawę z tego, że wstrzymywałem oddech. Zrobiłem wydech i ponownie spojrzałem w lusterko wsteczne. Nadal nie było tam nikogo. To był jakiś cud. Gdyby inny samochód jechał niedaleko, z pewnością doszłoby do wypadku.

Złapałem kilka oddechów, a moje serce zaczęło bić wolniej. Wszystko było dobrze. Wszystko było okej. Moje myśli ponownie wróciły do ojca.

Wtedy pękła prawa tylna opona.

Rozdział drugi

Jeździła tą trasą rowerem od lat. Przez cały ten czas nigdy nie widziała takiej burzy. Błyskawica po błyskawicy przecinały nierówno niebo. Grzmoty były tak głośne, aż nią wstrząsnęły.

Była przemoczona do suchej nitki i zaczynało robić się jej zimno. Temperatura wydawała się niższa o dwadzieścia stopni w porównaniu z momentem, gdy zaczęła przejażdżkę. Widziała swój oddech na zimnym powietrzu. „Dzień zaczął się tak słabo i ciągle się pogarszał” — pomyślała.

Mocno naciskała pedały, wprawiając rower w coraz szybszy ruch. Burza sprawiła, że ściemniło się wcześniej niż zwykle, a zacinający deszcz dodatkowo pogarszał widoczność.

Błysnął kolejny piorun i mimowolnie schowała głowę w ramionach. W przelotnym świetle dostrzegła coś na drodze. Wytężyła wzrok, żeby zobaczyć, co to było.

Błysnął kolejny piorun i kiedy dostrzegła odłamki rozbitej butelki pokrywające ziemię przed nią, było już za późno.

Skręciła w prawo, ale niewystarczająco szybko. Odgłos skrzypienia gumowej opony na potłuczonym szkle odbijał się echem w jej uszach. Zacisnęła zęby.

„Tylko ich nie przecinaj” — mruknęła. „Nie przecinaj ich”.

Pedałowała jeszcze przez kilka stóp, a potem poczuła, jak opona robi się coraz bardziej miękka i coraz trudniej nią kierować.

„Cholera”.

Rozdział trzeci

Pęknięta opona znów przesunęła tył samochodu w lewo. Byłem już na wzniesieniu i nie było tu żadnych kałuż. Słyszałem, jak rozerwana guma wydawała z siebie ciche „tap, tap” i walczyłem z samochodem, by wrócił na mój pas.

„Nie najlepsza noc na wymianę koła” — powiedziałem do siebie. Dzięki Bogu za pomoc drogową. Wspiąłem się na szczyt wzgórza, na które wjechałem i zatrzymałem się na poboczu. Wokół mnie wciąż nie było żywego ducha.

Sięgnąłem do schowka i wyjąłem umowę najmu auta, którą otrzymałem wcześniej, zaraz po przylocie. Na ostatniej stronie odszukałem numer do pomocy drogowej.

Mój telefon ładował się podłączony do jednego z gniazdek pomiędzy przednimi siedzeniami, podniosłem go i wybrałem numer — bez skutku. Wybrałem ponownie — wciąż nic. Zerknąłem na róg ekranu — brak zasięgu.

„Nie najlepsza noc na wymianę koła” — powtórzyłem. „Naprawdę nie najlepsza noc na wymianę koła”.

Włożyłem telefon z powrotem do schowka. Wycieraczki poruszały się w przód i w tył, desperacko i bezskutecznie próbując odgarnąć wodę z przedniej szyby.

Spojrzałem w dal przez okno, ale niewiele widziałem. Nagle znowu błysnęło. Wydawało mi się, że przed sobą, jakieś ćwierć mili stąd, dostrzegłem wiadukt.

Ponownie odpaliłem silnik. Możliwe, że jadąc tam, uszkodzę felgę, ale jeśli to naprawdę jest wiadukt, przynajmniej osłoni mnie przed deszczem podczas zmiany opony.

Rozdział czwarty

Miałem otwarty bagażnik i przesuwałem swoje rzeczy, aby móc dostać się do koła zapasowego. Znalazłem je razem z podnośnikiem, kluczem francuskim i zestawem bezpieczeństwa, który zawierał koc, apteczkę i flary. Zestaw miał wbudowaną małą lampkę, więc wziąłem go, żeby oświetlić sobie miejsce pracy.

„Dobra robota, wypożyczalnio samochodów” — pomyślałem.

Ułożyłem wszystko obok pękniętej opony i zacząłem odkręcać śruby mocujące koło. Nadal lało jak z cebra, ale pod wiaduktem było sucho.

Od dawna nie widziałem innego samochodu. Znajdowałem się na dwupasmowej wiejskiej drodze, na której najwyraźniej nie było dużego ruchu.

Pracując przy zmianie koła, słyszałem rzekę płynącą obok drogi. To musiał być powód, dla którego zbudowali wiadukt. Całe szczęście dla mnie.

Powietrze pachniało deszczem i lasem. „W innej sytuacji mostek i rzeka mogły stanowić uroczą scenerię do spędzania czasu” — pomyślałem.

Wreszcie, po niemałym wysiłku, udało mi się usunąć przyczynę awarii. Podniosłem koło zapasowe i spróbowałem dopasować je do śrub. Było ciężkie i nie mogłem go ustawić.

Po minucie prób z frustracją upuściłem je na ziemię. Moje ramiona płonęły. Wstrząsnąłem nimi i spróbowałem ponownie. Wreszcie, przy trzeciej próbie, udało się.

— A teraz, gdzie są nakrętki? — powiedziałem głośno.

Zdjąłem je z zepsutego koła i gdzieś odłożyłem. Przesunąłem rękami po betonie, ale nie mogłem ich znaleźć. Złapałem zestaw bezpieczeństwa z małą lampką i oświetliłem przestrzeń wokół mnie.

„Gdzie one były?”

— Siedzisz na nich — powiedział głos.

Odwróciłem się i przypadkowo upuściłem zestaw. Kobiecy głos całkowicie mnie zaskoczył. Sięgnąłem po zestaw, podniosłem go i zaświeciłem w kierunku, z którego wydawało mi się, że dochodził dźwięk. Nikogo nie było widać. Dostrzegałem tylko konstrukcję mostu.

Świeciłem lampką z jednej strony na drugą, ale jej światło nie było wystarczająco silne, by dotrzeć dalej, w głąb zaciemnienia.

— Gdzie są te nakrętki? — znowu głośno zapytałem, próbując ustalić, czy mój umysł płatał mi figle. Nastąpiło kilka chwil ciszy i już zacząłem myśleć, że naprawdę coś mi się wydawało.

— Siedzisz na nich — powiedział głos. — Miałeś otwarte drzwi, kiedy zdejmowałeś drugą oponę i widziałam, jak kładłeś je obok siebie. Myślę, że na nich siedzisz.

Miałem na sobie ubranie wyjściowe i starałem się nie zrujnować spodni od garnituru, więc balansowałem na piętach, gdy zdejmowałem koło. Sięgnąłem w prawo i poszukałem na ziemi.

— Po drugiej stronie — powiedział głos.

Sięgnąłem drugą ręką i faktycznie były tam nakrętki.

— Dzięki — powiedziałem.

Odwróciłem się do samochodu i zacząłem mocować nakrętki na śrubach.

„Kto to był i dlaczego stał pod przypadkowym wiaduktem w burzową noc, taką jak dzisiejsza?” — zastanawiałem się.

Skończyłem z kołem i opuściłem podnośnik. Wszystko wydawało się dość stabilne. Spojrzałem za siebie, ale nadal nikogo nie widziałem. Włożyłem pękniętą oponę do bagażnika. Podnośnik i zestaw bezpieczeństwa zostawiłem na tylnym siedzeniu na wypadek, gdybym znów ich potrzebował. Ludzie z wypożyczalni samochodów sobie z tym poradzą. Kiedy skończyłem, przyjrzałem się ciemności pod mostem.

— Potrzebujesz pomocy? — zapytałem w nicość.

Brak odpowiedzi.

— Zaraz odjeżdżam. Jeśli potrzebujesz pomocy, powiedz to teraz.

Znowu nic. Zastanawiałem się, czy podejść do kolumn i szukać tego, kto do mnie mówił, ale wydawało mi się to ryzykowne.

— Ok, jadę — zawołałem, dając tajemniczemu głosowi ostatnią szansę.

Nadal nie było odpowiedzi. Odczekałem minutę, po czym odwróciłem się i skierowałem w stronę samochodu.

Rozdział piaty

— Dlaczego jesteś tak wystrojony?

Znowu usłyszałem kobiecy głos. Byłem już przy drzwiach samochodu, kiedy się odezwała. Odwróciłem się i spojrzałem w ciemność, gdzie widziałem zarys kolumn mostu.

— Byłem na pogrzebie.

Brak odpowiedzi.

— Umarł mój ojciec chrzestny.

Wciąż nic nie powiedziała. Zrobiłem kilka kroków w kierunku siedzenia pasażera.

— Czy to nie jest naprawdę stary film? — zapytał głos. — Ojciec Chrzestny?

Pomyślałem o pogrzebie, z którego wracałem. Jego widok w trumnie. Jego płacząca rodzina i przyjaciele. Zdjęcia rozmieszczone wokół ołtarza, przedstawiające go, kiedy był młodszy, silniejszy… żywy.

— Nie o tym ojcu chrzestnym mówię.

Głos nie odpowiedział, więc przemówiłem do ciemności.

— Kiedy byłem młody, ludzie wybierali chrzestnego dla swoich dzieci. Kogoś, kto zaopiekowałby się dzieckiem, gdyby coś się stało rodzicom. — Przerwałem. — On był moim ojcem chrzestnym.

Wciąż cisza.

— Byliście sobie bliscy?

To było dziwne pytanie. Jeszcze dziwniejsze przez fakt, że nie miałem pojęcia, kto o to pyta, ani dlaczego prowadzę tę rozmowę pod jakimś przypadkowym wiaduktem.

— Tak — odpowiedziałem. — Zwłaszcza kiedy byłem młody. On był naprawdę dobrym człowiekiem. Będę za nim tęsknić.