Pandemia i inne plagi - Jan Polkowski - ebook + książka

Pandemia i inne plagi ebook

Jan Polkowski

5,0

Opis

Pandemia i inne plagi to dziennik Jana Polkowskiego, dzięki któremu zyskujemy sposobność, by zbliżyć się do poety, dla którego odosobnienie jest konsekwencją nie tylko pandemii koronawirusa, ale – przede wszystkim – życiowej strategii. W dzienniku autora Portiera wątki prywatne krzyżują się z politycznymi, a forma luźnych notatek splata się z kunsztownymi wierszami. Jan Polkowski po raz kolejny robi to, do czego czytelników niejako przyzwyczaił – w kontrze do świata pozornych wartości i ulotnych wzruszeń zaskakuje pieczołowitością przemyśleń i hardością humanistycznego ducha.

„Nigdy dotąd nie dotknęło mnie, tak dojmująco, przeczucie końca epoki, nawet więcej, końca kultury trwającej, mimo ciężkich zapaści, kilka tysięcy lat. Nigdy wcześniej nie obezwładniła mnie tak bezwzględnie nicość agresywnej ideologii, chaosu moralnego, deprawacji języka, barbarzyńskiego zaborczego antyczłowieczeństwa, moralnie podobnego do grozy transhumanizmu. Kon­tury nowego porządku widać wystarczająco wyraźnie, by stracić nadzieję, że moje dzieci, nie wspominając o wnukach, będą żyły w normalnym świecie. […]

Od dłuższego czasu obserwuję działalność dystrybutorów filmów zagranicznych, która niszczy język polski i dobre obyczaje. Czyni to, fałszując podczas tłumaczenia dialogi filmów. Nie sądzę, by rzecz opierała się na braku kompetencji i pomyłkach. W opowieści, której bohaterem jest Berni Madoff, jeden z największych prywatnych oszustów w historii, pewien z oszukanych przez niego ludzi, dowiedziawszy się, że stracił majątek, wykrzykuje do telefonu: Jezu Chryste! Wyprowadzony w pole jest starszym, eleganckim człowiekiem z wyższych sfer. I takim zdarza się szpetnie przekląć, ale tym razem to się nie dzieje. Zapewne tak został wychowany. Dystrybutor zatwierdził tłumaczenie brzmiące: Ja pierdolę!”

Jan Polkowski, Pandemia i inne plagi, 5 czerwca 2020 / 13 czerwca 2020

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jan Polkowski, Pandemia i inne plagi, Warszawa–Kraków 2020
Copyright © by Jan Polkowski, 2020 Copyright © for the cover design by Patrycja Podkościelny Copyright © by Instytut Literatury, Poland 2020 All right reserved
Redaktor prowadząca: Mirosława Łątkowska
Redakcja: Joanna Bocianowska
Współpraca redakcyjna i korekty: Mirosława Łątkowska
Projekt okładki i stron tytułowych: Patrycja Podkościelny
Projekt typograficzny i łamanie: Anter-Poligrafia Andrzej Leśkiewicz
Wydanie I
ISBN 978-83-66359-50-5
Instytut Literatury ul. Smoleńsk 16/1, 21-112 Krakówwww.instytutliteratury.eu
Oficyna Wydawnicza [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Gdy jakowa choroba, z powszechnej przyczynypochodząca, wielu ludzi w jakowej okolicy napada,tedy ją nazywamy zarazą.

M. Samuel Bogumił Linde, Słownik Języka Polskiego

Starość jest jedną z nowych epidemii.

Sandor Marai

Każdy z nas siedzi w celi śmierci.

Charles Simic

17 marca 2020

Czwartego marca minister zdrowia poinformował, że otrzymano pierwszy pozytywny wynik testu na obecność Covid-19. Ósmego marca, odebrałem od zięcia w Brnie starszą córkę, z sześciotygodniowym synkiem (407 km od naszej wioski, córka mieszka w Mariborze, do Brna dowiózł ją mąż). Trzynastego marca przywiozłem na wieś młodszą z Krakowa, która planowała zostać u nas tylko następne dwa dni, sobotę i niedzielę. Starsza córka, osłabiona ciążą, porodem i pierwszymi tygodniami opieki nad synkiem, planowała skorzystać z naszej pomocy przez tydzień, może nieco dłużej. Obie zostały bezterminowo zatrzymane przez zarazę, a my z żoną, poddani leśno-wiejskiej, zwyczajnej osobności, możemy, paradoksalnie w czasie epidemii, cieszyć się z towarzystwa dzieci i nowo narodzonego wnuka. Po przyjeździe z Czech uznałem, że nie będę oddalał się od miejsca zamieszkania. Krzątam się jedynie wokoło domu, a z psami i kotami wychodzę na spacer do niewielkiego lasu, który jest częścią naszego gospodarstwa.

Nasz piąty wnuk, Florian, jest filigranowym szkrabem o szafirowych oczach, ciemnych włosach (z lekkim rudawym połyskiem) i krzaczastych brwiach, które porównuję do brwi Piłsudskiego. Mam nadzieję, że to porównanie, robione z przymrużeniem oka, sprawia mu przyjemność, chociaż Polakiem jest tylko w połowie. Jako dość młody człowiek, zadowolony jest tylko w czasie snu i karmienia. Liczy sobie już pięć tygodni i – proszę wybaczyć górnolotny banał – każdy jego oddech karmi rosnącą radość i spycha w niebyt zagmatwaną kotłowaninę świata.

Spacer. Pozornie jest zawsze taki sam. Psy myszkują, dwa większe tropią myszy, kopią zawzięcie i odsłaniają plątaninę przejść gryzoni. Ja porządkuję las, zbieram gałęzie na stosy, ale przede wszystkim obserwuję drzewa, które posadziłem trzydzieści lat temu. Również te młodsze, które są jak dzieciaki czekające jeszcze na czas swoich zwycięstw. Niektóre z nich zostały rozsiane przez okoliczne drzewa (zwłaszcza iwy, brzozy, osiki, graby), choć muszę przyznać, że w 1986 roku nie zdawałem sobie sprawy z zaborczej siły lasu i zapobiegliwie, chociaż zupełnie niepotrzebnie, posadziłem parę brzózek i buków. Później dosadzałem już tylko te gatunki, które zasiać się nie mogły, bo nie ma ich w okolicy, sosnę czarną, świerk pospolity, dąb czerwony, jesion wyniosły i klon jawor. Ostatnio dorzuciłem odrobinę jodły kaukaskiej, jodły olbrzymiej i daglezji.

Każdy spacer to inny moment wirowania świata, współpracy i podjazdowej wojny drzew, krzewów i bylin, inny moment odrywania się życia od ciała i ciała od pamięci, odmienne światła tajemnicy, kolory rozpaczy. Tylko wierność i wybuchy radości psów pozostają takie same. Nawet jeśli od poprzedniego wyjścia minęło zaledwie parę godzin, minuta od ostatniego spojrzenia, od ostatniego oddechu sekundy, wkraczam z rozejmem, ogniem i nadzieją w labirynt kwitnienia, zbiorów i kresu, pełen oczekiwania na objawienie, na choćby podświadomy dotyk sensu. Powszedniego, oswojonego i ostatecznego. Odmiana w powtarzalności, śmierć i powrót do rodzicielskiego źródła wszystkiego, co mnie otacza, nigdy nie kojarzyły mi się z rutyną i nie obezwładniały nudą, tak groźną i tak marnie wszechobecną w życiu ludzi, którzy pragną natychmiast i za wszelką cenę osiągnąć ekstazę szczęścia i rozkoszować się nim nieustannie. Bez chwili przerwy.

Człowiek ze światem w zaciśniętej dłoni zatraca się w przemianie pór roku, w nawrotach głodu i sjesty, światła i ślepoty, miłości i rozkładu, strachu i snu. Każde życie niezidentyfikowana siła pcha do ucieczki, a bunt tęsknoty zmusza do powrotów. Pełny, sycący rytm odrodzenia prowadzi do jasności śmierci, piękno wspólnoty do czasu samotności, a ożywcza wiara do bólu. Jeśli się szuka sensu i swojego miejsca, spokój nie staje się domownikiem, lecz porzuca, znika i powraca jak marnotrawny syn.

Przez trzydzieści cztery lata drzewa zżyły się ze mną. Czy teraz, podczas gorączkowego, złowrogiego przepoczwarzania się świata, mogła osłabnąć lub -co gorsza- ukryć się przede mną siłę lotnych soków, szarych myśli, sieć cieni, które krążą między nami? Czy twardy i niepokorny duch drzew mógł, chciał lub musiał się oddzielić barierą kwarantanny? Chwilami wydaje mi się, że ich wrastające w przyszłość korony i pnie, w których trwają osie czasu, znalazły się rzeczywiście za nowo wytyczoną granicą, oddaliły się i patrzą zza mglistej magmy innego języka. Że szybują w swojej odrębnej rzeczywistości, że wzmacnia się w nich lojalność wobec najbliższej rodziny, wspólnoty przyrody, która niespodziewanie mocno wypowiedziała posłuszeństwo i wysyła kolejne ostrzeżenie wobec ludzi wypchanych trocinami lekceważenia? Drzewa z pewnością nie chcą mieć nic wspólnego z ludzkim lękiem i niepewnością, które, uzupełniły zwykłą pogardę i codzienną pychę. Miażdżąco rozważny, niepodatny na doraźne wahania i wpływy, porządek buków, dębów, wiązów, i ich rozrzuconych wolnych koron, żyje własnym rytmem i osobnym sensem.

Może przesadzam. Przecież wierzę, że drzewa wybrały swój los i z determinacją trwają wśród nas, trochę zmienione, ale nadal oferują wsparcie, porządkującą logikę rozpuszczoną w przestrzeni, równowagę gęstwiny światła i wysokich tajemnic, unoszą ku rozkołysanemu azylowi. Smak ledwie wyczuwalnej obcości, której wcześniej nie było między nami, może mieć źródło w ich kontemplacyjnym dystansie wobec małostkowego, ludzkiego strachu przed chorobą, chaosem, biedą i poniżeniem, który im trudno zrozumieć.

Lubię być blisko drzew, dotykać je, gładzić, obejmować. Zawsze czułem skrępowanie, respekt wobec ich opiekuńczego ojcostwa (nawet wtedy, gdy wiedziałem, że niektóre będę musiał ściąć, by inne mogły rosnąć swobodniej i zachować lepsze zdrowie). Czy grzeszyłem pewnością siebie, popadałem w pychę wobec nieruchomych kolosów i mogło mi się wydawać, że mam nad nimi jakąś niesprecyzowaną przewagę? Zastanawiam się, przewagę wyobraźni, ucieczki? Krzyku? A przecież w głębi czułem się wobec nich ulotny, jak prośba, której nie da się sformułować, wiatr przed burzą, bezdomna idea, słaby jak schnąca siewka, która próbuje wzejść na kamieniu.

Każde drzewo jest drzewem genealogicznym ludzkości. Przed zarazą cieszyłem się homilią wędrujących pod korą głosów, doskonałością nierozwiniętych pąków, ciężkim oddechem soków dźwigających pokarm ku koronom, słonym zapachem śpiących w ulewie konarów i nie czułem się opuszczony. „O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa”. Nie pamiętam kiedy dokładnie zamieszkało we mnie to zdanie. Przypuszczam, że znacznie później niż w dniu, kiedy je poznałem. Może to było dopiero w latach osiemdziesiątych? Wcześniej rosło we mnie niepostrzeżenie i wsiąkało w krew. W każdym razie już mnie nie opuszcza, ale bezwietrznie szumi we mnie.

Tak jak parę innych zaklęć, na przykład to: „Wierszem rosnę do ciebie, która o mnie nie wiesz”, wczepione we mnie pięćdziesiąt lat. To bardzo ludzkie (zwłaszcza w oczach drzew) ale lubię też drewno, przedmioty, domy, meble z drzew przemienionych w piękny materiał. Drewno tak jak kamień towarzyszy człowiekowi na wszystkich drogach i we wszystkich czynnościach, zamienia się w dom, stół, łóżko, papier, trumnę i krzyż. „Kiedyś próbowałem odcyfrować majaczenia ziemi i drzew” (Jerzy Stempowski). „W drzewie podziwiamy potęgę pierwowzoru” (Ernst Junger).

Wydaje nam się, że to my sami, siłą inteligencji i twórczego geniuszu, stwarzamy rzeczy nowe w świecie nieświadomym i biernym. Tymczasem, przyjrzawszy się sprawie z bliska, dochodzimy do wniosku, że w ogóle trudno jest nam stworzyć coś nowego. Przybłędami tylko jesteśmy, niedawno przybyłymi na Ziemię, toteż odnajdujemy jedynie to, co istniało dawno i powtarzamy niby nowością olśnione dzieci, wszystko to, czego dokonało przez wieki życie. (Maurice Maeterlinck, Inteligencja kwiatów)

W czasie zarazy nieczysty konflikt ze światem przyrody, zdawało by się, wszechstronnie zbadanej, oswojonej, ujarzmionej i bezbronnej wobec przemocy, jest boleśnie odmieniony, drwi z nadętego człowieka, który przebrał się za tłustego, żałosnego bożka.

Zaraza. Jest bliżej mnie niż moje własne myśli, stara się mnie ubezwłasnowolnić, pozbawić autonomicznej samotności, prawa do ucieczki i bezpiecznego schronienia, myśli mną i za mnie jak totalitarny despota, który wietrzy wszędzie spisek, dwulicowość, podtekst, mistyfikację i prowokację. Dotąd byliśmy kolonizowani przez technologię – smartfony, tablety, laptopy, a raczej przez schowanych za jej plecami chciwych ideologów, pragnących więcej i więcej nicości, mistrzów posługiwania się technologią, która wikła człowieka w grę fałszywego świata, sieć jego paranormalnych i paramoralnych uzależnień. Teraz wirus wszedł z nimi we współpracę, stał się, tak jak oni, jednocześnie carem i bolszewikiem, buntownikiem i cenzorem. Wspólnie przy pomocy technologii, która wielu kojarzyła się i kojarzy z wolnością, kolonizuje umysły, wyobraźnię, język, sny. Wypełnia marnością zdychającą w opuszczeniu chwilę i niszczy nadzieję na ludzką przyszłość.

Jest siedemnasty dzień marca 2020 roku. Od wczoraj doszło w Polsce do 28 zakażeń, zmarła piąta osoba, wszystkich zarażonych mamy 205 osób. We Włoszech zmarło 345 osób. Jesteśmy spóźnieni w stosunku do włoskiego etapu epidemii o około trzy, cztery tygodnie. Co to dla nas oznacza? Zdążymy się nauczyć czegoś od Włochów czy wznosząc toasty, jak oni, pójdziemy tanecznym krokiem ku selektywnej śmierci? Francja jako jeden z krajów, w których społeczeństwo zachowywało się bufonowato i bezmyślnie, podąża śladami Włoch. Zbyt późno wprowadzono kwarantannę. Raporty o kilkuset umarłych obudziły rząd. Wyjście z domu możliwe jest już wyłącznie z pisemnym uzasadnieniem i jedynie w celu wyższej konieczności: zakupów żywności, dojazdu do pracy lub lekarza. Liczba ofiar epidemii we Francji wyniosła dotąd 148 zgonów i 6633 potwierdzonych przypadków zarażenia. To oznacza 21 nowych zgonów i 1210 nowych zarażeń w ciągu 24 godzin. To nie tak wiele na 65 milionów mieszkańców, ale ludzie umierają gwałtownie, nie da się im pomóc, a lekarze są bezradni.

Reagują najczulsze sejsmografy kryzysu. Indeksy na Wall Street poszły w dół o 12–13%. To najgorsza sesja od 1987 roku. Od dzisiaj wszyscy będą obserwować indeks śmierci i indeks hamującej gwałtownie gospodarki. Zarażony został Michał Woś, minister środowiska. To najmłodszy minister, chyba nie ma trzydziestki, więc pewnie wyjdzie z tego, ale zagrożony jest każdy. Chiński ekspert: pandemia potrwa do czerwca pod warunkiem podjęcia odpowiednich środków przez państwa. Przewidywanie całkowicie bezwartościowe. Rządy działają z ociąganiem, niepewne, jaką przyjąć strategię, i w rezultacie spóźniają się niemal z każdym zarządzeniem. Jedynie Tajwan był przygotowany i wprowadził wszystkie szykany i obostrzenia w odpowiednim czasie. Mimo bliskości Chin i przyjeżdżających z kontynentu 4 milionów odwiedzających, w połowie marca odnotowano zaledwie około 50 zakażonych. Dzięki temu Chińczycy z wyspy mają szansę na spokój podczas wakacji.

Linie lotnicze zawiesiły wszystkie loty. 30 tysięcy polskich obywateli wyraziło chęć powrotu specjalnymi samolotami LOT-u. W ciągu ostatniej doby w taki sposób wróciło już 4 tysiace osób, ale według jednej z rozgłośni wróciło ich 12 tysięcy. Liczba odbywających kwarantannę podana w tym samym radiowym dzienniku wyniosła 10 tysięcy. W takim razie co stało się z brakującymi dwoma tysiącami powracających? W chwilach ważnych niechlujne dziennikarstwo jest bardziej widoczne i w dwójnasób szkodzi społeczeństwu. Wczoraj na 5 tysięcy policyjnych kontroli stwierdzono w Polsce tylko 17 przypadków złamania dyscypliny (jakże niepopularne słowo, które dzisiaj przeżywa renesans, bo jest kluczem do bezpieczeństwa i życia. Bardziej eleganckie i szacowne jest określenie odpowiedzialność. Tak czy inaczej chodzi o ten sam efekt – przerwanie sieci rozprzestrzeniania się wirusa).

Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, poinformowała, że 70% obywateli Niemiec może zostać zarażonych. Francuzi mówią o 80%. Mam nadzieję, że to psychologiczne hartowanie społeczeństwa, a nie rzetelne wyliczenia.

Mężczyzna uciekł ze szpitala zakaźnego w Jaśle. W piątek wieczorem policja zatrzymała kolejnego pacjenta, który samowolnie opuścił szpital. Policja powinna ich ścigać według zasad obowiązujących w przypadku niebezpiecznych uzbrojonych przestępców.

Podczas pandemii w latach 1918–1919 (gdy ludzie byli wycieńczeni wojną) zmarło 50 milionów osób, grypa azjatycka (1957) zabrała 1 milion, grypa z Hong Kongu (1968) 1 milion, ale już A/H1N1 maksymalnie 180 tysięcy. Strach przed tą ostatnią był jednak ogromy. Bo za sprawą mediów został z płaszczyzny realnej przeniesiony na płaszczyznę wyobrażeniową. Przecież to nasza wyobraźnia, a nie realne zagrożenie, wynikające z obserwacji zjawisk dookoła nas, kazało nam pozamykać fabryki, uziemić samoloty, zamykać granice, i wreszcie..., z własnej i nieprzymuszonej woli – pozamykać się w domach. Nie ma na tym świecie armii, która byłaby – ot tak – w stanie unieruchomić Unię Europejską!

Dlatego istnieje wiele przesłanek do stwierdzenia, że nie jest to pandemia, tylko nowoczesny rodzaj globalnej wojny, połączony z eksperymentem z pogranicza psychologii i socjologii, który ma na celu dalszą zmianę funkcjonowania tzw. globalnego społeczeństwa? A co przeżywamy? Psychotyczne samozniszczenie.

Debata wokół epidemii już jest, a będzie jeszcze bardziej zażarta i dramatyczna. Toczyć się będzie między tymi, którzy będą alarmować, że pozbawia się obywateli wszelkich praw, wprowadza koronadyktaturę, niszczy europejski styl życia, liberalny dobrostan społeczeństw, a tymi, którzy będą żądać wprowadzenia najostrzejszych rygorów, porzucenia próśb i apeli o przestrzeganie praw obywatelskich na rzecz godziny policyjnej. Spierać się będą zwolennicy ukrycia się przed wirusem, ochrony zdrowia i życia za wszelką cenę, przerwania łańcucha zarażeń, z tymi, którzy wskazują na skuteczność planu szybkiego zarażenia wszystkich i, kosztem ofiar wśród najsłabszych, uodpornienia reszty społeczeństwa na nieuniknione nawroty wirusa. Tych ostatnich wesprą zapewne ci, którzy już alarmują, że w celu uratowania kilku czy kilkunastu tysięcy osób wpychamy własne kraje i cały świat w groźny kryzys. Kryzys, z którego wychodzić będziemy z ogromnym wysiłkiem przez następne dziesięć lat i którego ofiar, znacznie liczniejszych, nikt nie będzie liczył. Powiadają, że gospodarki nie wolno pod żadnym pozorem paraliżować, bo po odwołaniu restrykcji wrócimy wprawdzie do życia, ale będzie to życie w upokorzeniu, ograniczonej wolności i biedzie.

* * *

Drzewa oplatają oceany

utrzymują ziemię

na powierzchni śliskiego sensu

Zasypiam pod ich namiotem

W gąszczu milczenia przedzierającego się

ku słońcu

Słyszę dziecięce głosy

Łaciński chór układa uroczyste słowa

jak długie białe suknie

na sinych ciałach przyszłych

wojen

W pokościelnym lofcie

głos kobiety próbuje zaśpiewać

w jednym z upadłych ludzkich

języków dziecinną piosenkę

o wędrówce wody soli i pragnienia

o wiecznym wietrze

który z wysiłkiem niesie

nasiona i miłość

18 marca 2020

Czy żyję inaczej? Z pewnością nie jestem kimś innym, nagle odmienionym. Ze zdrowotnego punktu widzenia – z wirusem czy bez – jestem w grupie ryzyka. Moje życie po ogłoszeniu stanu epidemicznego i związanych z nim ograniczeń toczy się mniej więcej w taki sam sposób, w takim samym tempie i jest wypełnione podobną treścią. Brakuje mi trochę emocji podczas oglądanych nałogowo meczów siatkówki, bo sport został jedną z pierwszych ofiar ograniczeń. Musiałem również zrezygnować z wyjazdów na zabiegi, ale poza tym życie jest nawet wygodniejsze, bo żywność dowozi nam nadzwyczaj miła pani Barbara, właścicielka sklepu w pobliskiej wsi.

Jesienią 2015 roku wybrałem odosobnienie i przeniosłem się na wieś, a mówiąc szczegółowo, do lasu na końcu wsi. Żona, która została w mieście i swoim ukochanym sklepiku zielarskim, odwiedzała mnie przez prawie pięć lat w weekendy. Dopiero od zeszłego lata mieszkamy znowu razem. Pięć lat odosobnienia narzuciło pewną rutynę, którą z przyjemnością celebrowałem, a czasem przechodziłem obojętnie obok. Samotność zresztą nie była zupełna. Najpierw towarzyszyło mi stado jeleni Dybowskiego, z młodym pięknym bykiem Atosem na czele, jego przyszłym rywalem Karolem i zhierarchizowaną grupą łań i cielaków. W ostatnim czasie rozmawiam już tylko z psami (pinczer średni Pongo, najstarszy, obecnie dziesięcioletni; Bari, wspaniały, o senatorskiej urodzie mieszaniec owczarka szkockiego i niemieckiego; Niua, pięćdziesięciokilogramowy mieszaniec z przewagą krwi owczarka kaukaskiego; Dante, mieszaniec nieco podobny do foksteriera australijskiego, i biały, długowłosy Atos, który jest prawdopodobnie czystej krwi owczarkiem węgierskim puli. Wskazuje na to sposób zachowania, wygląd, głos i delikatna przędza zamiast sierści, która sama układa się w dredy i której nie wolno szczotkować). Debatę na naszym forum wzbogaca też sześć kotów (Kamil, Salomea, Tekla, Klara, Tymka i Miłka), ale czynią to oszczędnie i dyskretnie. Dwa z nich, czasem cztery, towarzyszą mi podczas spacerów, wszystkie włóczą się po okolicy, ale jak to koty, odchodzą nie dalej niż trzysta metrów. Jedyny arystokrata wśród nich to samiec rasy norweski leśny. Jest arystokratą, bo reprezentuje rodzinę trwającą na ziemi pięć tysięcy lat.

W 2015 roku nie próbowałem ukryć się przed światem. To byłoby przyznanie się do porażki, a abdykować nie miałem z czego, tak jak i przed czym uciekać. Oddaliłem się na niewielką odległość od ludzkiego hałasu i chaosu, także w sensie dosłownym. Jako alergik muszę wspomnieć o krakowskim królewsko-stołecznym smogu. Od spraw, które mnie obchodzą, od problemów, które mnie męczą, odkąd zacząłem czytać i nieco uważniej obserwować otoczenie, nie zamierzam uciekać. Więc nic się nie zmieniło? Zaraza stała się podstępną, nielegalną częścią każdej myśli, rozwodniła każdą kroplę krwi. Stała się przyczyną, celem i sensem działania lub zaniechania działania wielu milionów ludzi. Zawładnęła powietrzem, uziemiła samoloty, zatrzymała pociągi, stłamsiła ziemię, rozpanoszyła się w przyszłości. Nie wiem, czy powinienem żywić nadzieję, że wirus to tylko zwykła cząstka obojętnej przyrody, czy martwić się, że jest produktem człowieka? A może to wszystko omam, złudzenie i najzwyklejsze życie, które wypełniają mi trzy całkowicie różne kobiety. Dwie są siostrami i córkami trzeciej, mojej żony. Rolę dodatkowej atrakcji pełni Florian, bezzębny patron strażaków, który włącza syrenę w dowolnym momencie dnia i nocy, ale za każdym razem z poważnych powodów: głodu lub zapaskudzonej pieluchy.

Niemcy, zanim zaatakowali Francję w 1940 roku, przejęli lub zainstalowali na jej terytorium kontrolowane przez wywiad stacje radiowe, które nadawały po francusku. Goebels używał ich, by przy pomocy kłamstw manipulować wiedzą, strachem i zachowaniami Francuzów. W ten sposób doprowadził do panicznego exodusu dwóch milionów paryżan, co skutecznie uniemożliwiło francuskim wojskom jego obronę. Chociaż Francuzi i bez chaosu wywołanego paniką nie mieli ochoty kopać rowów przeciwczołgowych i budować zasieków. Tak jak nie chcieli umierać za Gdańsk, tak wybierali ucieczkę zamiast obrony Paryża czy rodzinnego miasteczka. Dwa tygodnie po kapitulacji bawili się w najlepsze w Operze narodowej, teatrach i kabaretach, otwartych niezwłocznie przez zwycięskich Niemców, którzy precyzyjnie wyczuli nastroje słabych duchowo wielbicieli życia i użycia. Czy utratę cnoty męstwa można wyjaśnić traumą wywołaną francuskimi stratami w czasie I wojny światowej? Czy dzisiaj Paryż, Marsylia i Lion są bronione przed różnymi typami gier wojennych? Michel Houellebecq w powieści Uległość twierdzi, że głównym składnikiem tożsamości francuskiego społeczeństwa, oprócz bezsilności, jest brak wiary we francuskie dziedzictwo oraz odrzucenie twardego oparcia jednostek na duchowości, wspólnocie i instytucjach. Państwo, budowane konsekwentnie na tradycji rewolucji francuskiej, która z republikanizmem ma tyle wspólnego co islam z tolerancją, społeczeństwo hołdujące rewolucyjnej poprawności politycznej zmierzają ku abdykacji, która będzie zaledwie początkiem końca wielkiej kultury i zamknięciem losu Pierwszej Córy Kościoła. Michael Houellebecq, wcześniej niemal sztandarowy ateista, pod wpływem rosnących wpływów islamu, zaczął publicznie doceniać rolę katolicyzmu. Z sympatią powitał manifestacje katolików, którzy wyszli z wieloletniego ukrycia i demonstrowali w obronie tradycyjnego modelu rodziny. W jednym z wywiadów powiedział, że „religia pełni kluczową rolę w społeczeństwie, wspiera jego więzi i jest siłą napędową tworzenia wspólnoty”. Finałem tej światopoglądowej ewolucji, czy też powrotu do korzeni, było demonstracyjne przyjęcie chrztu w kościele katolickim.

Specjaliści od wojny propagandowej przez dziesięciolecia studiowali okoliczności spektakularnego niemieckiego zwycięstwa nad Francją. Dzisiejsza zaś uległość społeczeństw Zachodu wydaje się sprzyjać wojnom kulturowym i informacyjnym. Pandemia znacząco zwiększyła chaos i podatność na kłamstwo. Przepływ informacji jest tak intensywny, a napięcie w społeczeństwach tak krańcowe, że stosunkowo łatwo jest manipulować wiedzą, nastrojami i opiniami różnych grup społecznych. Front kształtowania języka i opinii w każdej wojnie był i pozostanie kluczowy. Z jego poziomu gracze wpływają na gospodarkę, finanse państw, obronność, decyzje firm i rządów, a także manipulują poparciem dla partii politycznych. Generał Jonathan Vance, szef kanadyjskiego sztabu generalnego, twierdzi, że wrogo nastawione Chiny i Rosja prowadzą akcje dezinformacyjne, które mają wywołać przekonanie, że każda decyzja rządu jest zła.

ChRL wykorzystuje swoją rosnącą zamożność do operacji wywierania wpływu; przy swoich dużych zasobach i przy użyciu zachodnich pomocników, chińska partia komunistyczna używa pieniędzy, a nie ideologii komunistycznej, jako potężnego źródła nacisków. Natomiast Rosja, według raportu, angażuje się w wywieranie wpływów na polityczny system Kanady celem ingerowania w proces podejmowania decyzji przez rząd i na zmiany opinii publicznej. Celem obcych rządów są między innymi mniejszościowe grupy etniczne.

W Polsce również trwa wojna propagandowa, bo przecież nie godzi się jej nazywać informacyjną. Oto parę przykładów dość prymitywnie skonstruowanych kłamstw (nie będę używał określenia anglicyzmu fake news, które ma rozmywać ocenę moralną producentów kłamstw i bagatelizować ich skutki społeczne). Dostałem w mejlu rzekome zdjęcie jednego z wielu czołgów, które, jak mnie poinformowano, mają otaczać Łódź (i inne miasta). Wiadomość miała być wiarygodna, bo pochodziła rzekomo od krewnego nadawcy, wysokiego rangą oficera WP. Władze zmuszone są powtarzać, że wojsko wyposażone w czołgi nie wychodzi na ulice, a miasta nie będą zamykane. Jedna z plotek dotyczyła zamknięcia Warszawy. Oszuści, podszywając się pod portal RMF24, podali fałszywą informację o tym, że Minister Zdrowia wydał polecenie zamknięcia granic wszystkich województw w Polsce. I znowu władze tracą czas na sprostowania, które nie dotrą do wszystkich i nie wszyscy w nie uwierzą. W wielu głowach rośnie histeria i chaos. Inne dementi dotyczyło rzekomych braków pieniędzy w bankach i rekwizycji oszczędności osób prywatnych na rzecz rezerw NBP. Oszuści wykorzystują to kłamstwo i sugerują w rozsyłanych esemesach, że aby zachować choć tysiąc złotych, trzeba się zalogować pod wskazanym przez nich adresem. Ministerstwo Zdrowia nie planuje masowych, płatnych szczepień. Władze proszą, by nie logować się na strony podawane w esemesach, w których mówi się o konieczności wniesienia opłat. To samo ministerstwo zdrowia dementuje kłamstwo, jakoby rozsyłało wiadomości o wsparciu żywnościowym. Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna stwierdziła, że nie zaobserwowała imputowanego przez prowokatorów zjawiska masowej eutanazji zwierząt w zakładach leczniczych, w których z powodu obaw przed zakażeniem wirusem ludzie próbują się pozbyć.

W środę kończy hospitalizację pierwszy pacjent zarażony Covid-19.

Państwo reaguje na kryzys gospodarczy. Finansowane mają być działania chroniące przed likwidacją miejsc pracy oraz pozwalające przetrwać osobom prowadzącym własną działalność gospodarczą, pracującym na umowę o dzieło lub zlecenie. Wypłacany będzie m.in. zasiłek opiekuńczy dla rodziców dzieci do lat ośmiu. Na służbę zdrowia rząd przeznaczył dodatkowo 7,5 miliarda złotych.

Starannie rozczochrany Boris Johnson, tłumacząc się z bezczynności wobec epidemii oświadczył, że liberalne zasady stoją w sprzeczności z nakazami i zakazami, a ludzie muszą zachować prawo wyboru. Premier Wielkiej Brytanii dodał, że rodziny powinny się przygotować na przedwczesną śmierć swoich bliskich, których liczbę oszacował na 200 do 300 tysięcy zgonów. Jednym słowem, jest zwolennikiem strategii szybkiego rozprzestrzenienia zarazy, uodpornienia większości i śmierci ograniczonej liczby słabszych, z których, tego już w wypowiedzi Johnsona nie było, pożytek jest i tak niewielki. Włoskie dane mówią, że 66% zmarłych miało powyżej sześćdziesiąt lat, z tej liczby 80% to osoby powyżej osiemdziesiątego roku życia. Społeczeństwo włoskie jest wprawdzie najstarsze w Europie (Polska jest z kolei społeczeństwem, które starzeje się najszybciej), ale inne kraje nomen omen starego kontynentu specjalnie od niego nie odstają.

Niektórym obserwatorom nasuwa się dręczące pytanie, czy wirus nie jest wspaniałą okazją do dokonania naturalnej eutanazji na osobach starszych. Naturę w tym względzie można nieco wesprzeć. Z takiego postępowania władz wypływać mogą spore korzyści. Firmy ubezpieczeniowe byłyby zachwycone (w pewnym stopniu już są) ze względu na oszczędności. Redukcja liczby starych i chorych mogłaby odciążyć systemy opieki zdrowotnej i socjalnej, dałaby więcej swobody budżetom państw, zwiększyłaby stopę zysku instytucji emerytalnych lub zmniejszyłaby deficyt podmiotów podobnych do ZUS. Rezygnacja z lockoutu, brak lawinowo rosnącego bezrobocia, wydatków na ratowanie upadających firm i wsparcia dla ich pracowników dałyby ogromne korzyści. A ile cennej substancji mieszkaniowej pojawiłoby się na rynku!

Granice państwa zamknięte. W poniedziałek funkcjonariusze Straży Granicznej odprawili łącznie 36,9 tysiąca osób wjeżdżających do Polski z Niemiec, Litwy, Czech i Słowacji. Ilu z nich jest zakażonych? Państwowa Straż Pożarna rozłożyła obok szpitali 109 namiotów. Obsługuje je 409 strażaków. Namioty są wykorzystywane jako mobilne izby przyjęć. Skorzystało z nich 380 pacjentów. Policjanci wspierają służby sanitarne i przynajmniej raz na dobę sprawdzają, czy osoby objęte kwarantanną jej przestrzegają.

Przywódcy dwudziestu siedmiu krajów podczas wideokonferencji zdecydowali, że Unia Europejska zamyka swoje zewnętrzne granice w związku z koronawirusem. Gianluca Di Feo, wicenaczelny lewicowego dziennika „La Repubblica”, w liście, który ukazał się jednocześnie w siedmiu dziennikach europejskich, pisze:

Maski, gumowe rękawiczki i plastikowe okulary. To są pierwsze rzeczy, o które Włochy poprosiły Europę – o pomoc potrzebną do wzniesienia najprostszej bariery przeciw koronawirusowi. Nie dostały odpowiedzi. A Francja i Niemcy wręcz zabroniły eksportu. Dlaczego Europa ze swoim aparatem administracyjnym i technicznym nie zrobiła nic, by zapobiec epidemii, by koordynować walkę? Każdy kraj działa na własną rękę, a skutek jest taki, że to, co się dzieje we Włoszech, niebawem może się wydarzyć we Francji czy w Niemczech. Chcieliśmy wspólnych rozwiązań – tych zabrakło

Szczęściem w tej tragedii jest to, że wirus zaatakował Lombardię, która ma najlepszy system opieki zdrowotnej w kraju. Ale pozostaliśmy sami, z Unii nie przybył choćby jeden lekarz, choćby jedna maska, żaden szpital polowy. Dlaczego Europa natychmiast nie wdrożyła w życie planu produkcji podstawowych rzeczy, takich jak maski i rękawiczki, oraz urządzeń, które w Chinach okazały się skuteczną bronią? Teraz wszyscy poszukują respiratorów i odzieży ochronnej, mimo że potencjał przemysłowy Unii mógł w miesiąc wyprodukować niezbędne zapasy. Dla Włochów, dla wszystkich. Nic z tego. W tej sytuacji Unia okazuje się odległa od problemów obywateli – unika podjęcia interwencji. Zabrakło i solidarności, i koordynacji. Smutna lekcja, której nie zapomnimy. Kiedy minie zaraza, nic nie będzie tak jak wcześniej. Unia musi się dogłębnie zreformować, począwszy od pochylenia się nad potrzebami ludzi. W przeciwnym razie nic nie zdoła jej obronić przed ksenofobicznym populizmem, który z wirusa czyni potężną broń polityczną, by zadać ostateczny cios.

Komisja Europejska przeznaczyła ponad trzydzieści miliardów euro na walkę z koronawirusem. Po chwili zamieszania i bezrefleksyjnych zachwytach wielbicieli UE okazało się, że te symboliczne pieniądze zostały już raz przyznane w ramach funduszu spójności. Komisja przesunęła je jedynie z przyszłych wypłat na uzgodnione cele, których już nie będzie można zrealizować. Ani centa dodatkowych pieniędzy. Bezradność i obojętność, jaką wobec każdego kryzysu okazuje polityczna biurokracja UE, staje się stałą cechą tej organizacji. Przywódczyni skąpców, Holandia, zaprotestowała przeciwko przydzieleniu Polsce największej kwoty. Władze Holandii przemilczały znany im dobrze fakt, że pieniądze, już raz podzielone według uzgodnionego przez wszystkie państwa algorytmu, nie mogą być dzielone po raz drugi według innych zasad. Wypłacany budżet UE to 1,049% PKB krajów zrzeszonych. Na podstawie tak marnej cząstki pieniędzy Komisja rości sobie prawo do bycia superrządem, który decyduje o sposobie życia i losie ponad pięciuset milionów obywateli dwudziestu siedmiu państw.

Rozmowa z B. Jest zupełnie przybita. Weryfikuje różne statystyki i dochodzi do wniosku, że czeka nas ogromna fala zakażeń. Uważa, że zabraknie łóżek, respiratorów, maseczek, kombinezonów, lekarzy specjalistów od chorób zakaźnych i pulmonologów, że załamie się dyscyplina społeczna i zapanuje niekontrolowana panika, nie wytrzymają tego banki i handel, który nie nadąży z dostawami. Jednym słowem, państwo się załamie. Taki obraz zagrożenia wyłania się z analizy danych włoskich, brytyjskich itp. Obecnie jest statystycznie lepiej, bo jesteśmy opóźnieni w stosunku do ich etapu rozwoju epidemii, to wszystko. Nie umiałem jej pocieszyć, wyprowadzić z błędu, natchnąć nadzieją. Patrzę na mój prywatny eliksir nadziei. Florek zmienia się z dnia na dzień. Zmienia się jego kolor ciała. Z bladego biało-różowego, a w czasie płaczu czerwonego, przeszedł w delikatny, niemal dojrzały kolor brzoskwini. Tak samo bezbronny, ale dojrzalszy kolor współgra z kształtami, które wypełniają się, zaokrąglają. Patykowate nóżki nabierają siły, a i twarz zmienia proporcje. Staje się, cóż za pulchne słowo, pucułowata.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki