On i ona - Diana Wrzeszcz-Gadek - ebook + książka

On i ona ebook

Wrzeszcz-Gadek Diana

2,0

Opis

Powieść napisana pod wpływem chwili, stała się także spełnieniem marzenia. Fikcja przeplata się w niej z autentycznymi zdarzeniami, oddającymi realne przeżycia niektórych bohaterów. Szalona miłość, zrodzona we krwi, która nie miała prawa się urzeczywistnić. Postacie, które same wybrały swe rodziny, i wydarzenia, które już na zawsze je połączyły. Dramaty za zamkniętymi drzwiami oraz siła miłości i przyjaźni, która pokonuje wszystko. „Na zawsze razem”.

Diana Wrzeszcz-Gadek – autorka pierwszej, lecz nie ostatniej powieści. Uwielbia to uczucie, gdy ma przed sobą pustą kartkę i nieograniczone możliwości. Prywatnie żona, matka, która dzieli życie między bliskich a czytanie ukochanych książek. Od ponad 20 lat zawodowo związana z handlem. Obiecuje, że teraz jej książki będą wychodzić na światło dzienne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 504

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tę książkę, której napisanie było moim marzeniem od ponad dekady, dedykuję najcudowniejszej kobiecie, będącej moim największym wsparciem, moją opoką, a zarazem największą krytykantką.

To Ty dałaś mi życie i nauczyłaś mnie, jak żyć i walczyć każdego dnia o swoje marzenia.

Jesteś najlepszą mamą na świecie, kocham Cię.

On – nieposłuszny, pełen energii i charyzmy. Gdy wchodzi do pokoju, bije od niego blask, chociaż sam nie jest tego świadomy. Onieśmiela zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, wysportowany. Nigdy nie narzekał na obecność kobiet, ale tylko takich, które zaspokajały wyłącznie jego żądze. Wykształcony, chociaż sam musiał o wszystko walczyć, a nie było łatwo. Ma przy sobie najlepszego przyjaciela, który tak naprawdę zastępuje mu całą rodzinę.

W życiu do wszystkiego doszedł sam, ma za sobą długą drogę, która była niepewna oraz nie zawsze usłana różami. Gdyby nie ona, to skończyłby w więzieniu lub zakopany w pierwszym lepszym lesie.

Umięśniony, o lekko ciemnej karnacji, z jednodniowym zarostem, w dżinsach, koszuli, lecz zawsze bez krawata. Oczy o lazurowym odcieniu. Pełne głębi, błysku, chęci do życia. Lecz widać w nich pustkę i żal, ale to dostrzega tylko jego przyjaciel.

Teraz siedzi w swoim gabinecie w fotelu prezesa i rozmyśla, jak by tu kupić następną małą firmę i usprawnić jej funkcjonowanie w taki sposób, aby przyniosła im wymierne zyski. No właśnie – IM, bo on nie myśli w liczbie pojedynczej. Chociaż jest sam z Kubą, to tak naprawdę ma świadomość, że zatrudnia ponad dwieście osób. Do tego jest jeszcze dom dziecka, w którym przeżył piekło…

Te dzieci, które tam są, nic nie zawiniły. Nie chciał, aby następne pokolenia musiały nosić w sobie ból i cierpienie, jakie oni wraz z przyjacielem tam przeżyli.

No właśnie, Kuba – najlepszy przyjaciel, powiernik, jest dla niego jak brat. Rozumieją się bez słów, poszliby za sobą w ogień. Nieraz ich przyjaźń została wystawiona na próbę. Wiedzą już, że nic ich nie poróżni.

Kuba jest bardzo przystojnym mężczyzną – ciemna karnacja, podobnie zbudowany jak on. No właśnie – on, czyli Robert…

Kuba ma sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, szpakowate włosy, zawsze jest w garniturze. Nienaganny wygląd wiele razy już mu pomógł w osiągnięciu celu. Ćwiczą razem z Robertem u swojego kumpla Tomka w jednym z pilskich klubów bokserskich, są naprawdę dobrzy.

Ci dwaj postrzeleni bracia krwi są jak nieodkryte karty. Osobom postronnym wydają się pełni niedomówień i sprzeczności, lecz zarazem tacy podobni i inni.

W ich życiu zawsze były ból i cierpienie, gdzieś tam, po latach, ukryte głęboko. Obiecali sobie, że już nigdy nie pozwolą się skrzywdzić. Zarówno ich serca, jak i dusze były już tyle razy sklejane, że te rany pozostaną w nich na zawsze.

Dla świata są twardymi graczami, którzy jak chcą, to osiągają swój cel, i dobrymi pracodawcami z określonymi zasadami nie do złamania. Nie dają drugich szans, bo im też nikt ich nie dawał.

Chociaż pracują razem w firmie, to Kuba ma swoją część interesu – zarządza kilkoma budynkami w mieście, które odkupywał wraz z Robertem na różnych aukcjach i licytacjach.

Robert od zawsze wspierał kumpla, który chciał mieć coś swojego. To pewnie dlatego, że Kuba nigdy nie miał nic na własność, oprócz kilku ubrań oraz koca, który chronił go w nocy od koszmarów.

Jego chęć zdobycia czegoś, co będzie dla niego jak „dziecko”, była bardzo duża, obiecał sobie, że jak już to osiągnie, to nigdy w życiu mu tego nikt nie odbierze.

A Robert? No cóż, zawsze miał smykałkę do liczb. Lubił matematykę, bo była taka poukładana, pewna – nie tak jak jego życie. Dzięki temu mógł pomagać kumplowi w osiągnięciu celu. A sam zarządzał częścią firmy, która skupowała na rynkach malutkie upadające firmy, a następnie wplatała w swój interes.

Ludzie byli wykorzystywani odpowiednio do swoich umiejętności. A, i jeszcze jedno – Robert potrafił z ludzi wyciągnąć ich najlepsze cechy i tak nimi kierował, aby zarówno oni, jak i on mieli z tego zyski. Był uważany za twardego szefa, lecz na swój sposób pełnego zrozumienia, który potrafił bezinteresownie pomagać.

Czemu zatem tacy mężczyźni, odnoszący sukcesy zawodowe, nie mieli rodzin lub chociaż dziewczyn czy partnerek życiowych, może dzieci? No właśnie. Nie chcieli ich mieć, uważali, że ten świat jest zbyt pojebany i trudny, aby sprowadzać na niego bezbronne dzieci.

Sami mieli trudne dzieciństwo, jeśli tak można powiedzieć. Spotkali się w domu dziecka, gdy mieli po dziewięć lat. Obaj pochodzili z patologicznych rodzin.

Tylko co właściwie można uznać za patologię? Czy to, że co drugi dzień jesteś bity przez ojca? Że zarówno ojciec, jak i matka nadużywają alkoholu? Że nie masz nic swojego, dom wygląda tak, jakby przeszło tornado, a ty, aby nie słyszeć codziennych awantur rodziców, chowasz się pod kołdrę ze swoim misiem i czekasz, aż zmorzy cię sen lub przyjdzie starsza siostra, która ukryje cię w szafie, i weźmie karę na siebie? Na swoje kruche ciało, pełne siniaków, niedożywione, bo w domu rzadko było coś do jedzenia. A jak rodzice szli w ciąg, to czasem jeden suchy chleb musiał wystarczyć na tydzień. I uwierzcie, ten smak pozostaje już na zawsze w takim małym ciele pięciolatka.

No właśnie, siostra. Starsza o pięć lat od Roberta. Była… bo zmarła. A raczej została mu odebrana przez tego drania, ojca pijaka. Pewnej nocy nie pohamował się i bił ją tak długo, aż jej ciałko odmówiło posłuszeństwa. Ewa, tak miała na imię, miała czternaście lat, gdy jej oczy już na zawsze się zamknęły…

Miałem siostrę… Ewa miała na imię. Była starsza o pięć lat. Była… bo zmarła. A raczej została mi odebrana przez tego drania, ojca pijaka. Pewnej nocy nie pohamował się i bił ją tak długo, aż jej ciałko odmówiło posłuszeństwa. Ewa miała czternaście lat, gdy jej oczy już na zawsze się zamknęły… a ja siedziałem zamknięty przez nią w szafie, ściskając w ręku swoją jedyną zabawkę, i prosiłem, aby ktoś jej pomógł. Chciałem wyjść, ale ona zawsze zamykała mnie na klucz, aby mnie nie dorwał. Ona sama była dzieckiem, lecz nasi rodzice zabrali nam dzieciństwo.

Nikt nie powinien przechodzić tego, co my. Nie byliśmy dziećmi w pełnym tego słowa znaczeniu. Byliśmy workami do bicia, czymś, co się przytrafiło, „rodzice” nie byli w stanie nas wychować. Czymś, nie ludźmi, którzy potrzebują uczuć, zabawy, opieki, stabilizacji, nauki. Byliśmy nikim, czymś zbędnym, balastem.

Ojciec zapłacił za zbrodnię, poszedł na dwadzieścia pięć lat do paki. Ale co z tego, Ewki już nie ma, a ja mam pustkę w sercu i nigdy nikt jej nie zapełni. Moja kochana siostrzyczka…

Nigdy mu tego nie wybaczę, moja matka niby też, ale tak naprawdę jest tak samo winna. Pozwalała mu na wszystko, sama z nim piła, tylko tyle, że nigdy nas nie biła. Lecz co to za matka, która pozwala na maltretowanie swoich dzieci, która zamyka oczy na ten ból i cierpienie. Dlaczego nie uciekła, dlaczego nas nie ochraniała? Dlaczego była taka beznadziejna, słaba, okrutna, obłudna? Bez mrugnięcia okiem poszedłem do domu dziecka. Jak mnie zabierali, płakała, przepraszała, krzyczała, jak to mnie kocha, i zarzekała się, że mnie odzyska. Nawet się nie odwróciłem. Nigdy jej tego nie wybaczę.

Ale to wszystko już za mną, tak myślę. Zamknąłem te drzwi za sobą i wywaliłem klucze. Gdzieś tam, głęboko, zakopane wspomnienia wracają w snach. Wspomnienia zapachu, krzyków, bólu cielesnego i psychicznego. Jakby teraz ktoś mi powiedział, że istnieje tylko ból cielesny, a psychiczny to wymyślone przez psychologów bzdury, powiedziałbym, że nawet nie otarł się o prawdziwe życie.

Tak więc, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie porządny kopniak w dupę już na starcie? Nie wiem. Ale czy osiągnąłbym więcej? Kim bym był, z kim bym się zadawał, w jakim towarzystwie bym się obracał? Nie wiem. I tak naprawdę nie chcę wiedzieć. Wiem tylko tyle, że przeżyłem, co nie było wcale łatwe. Wiem, że nie rozpamiętywałem mojego dzieciństwa, bo nie było na to czasu. Musiałem przetrwać. Najpierw ten beznadziejny dom dziecka. Później osamotnienie, walkę o każdy dzień, o to, aby przeżyć. A teraz walczę o innych, takie sobie założyłem z Kubą życie – że nikt, kto będzie nam bliski, już nigdy nie ucierpi, że zawsze będziemy opiekowali się sobą nawzajem. Nikt ani nic nas nie zabije, a porażki będą nas tylko wzmacniały.

On, mój „brat” – Kuba. Jesteśmy tacy inni, a zarazem tacy sami, z podobnymi bliznami życia. U niego, jeśli można to tak nazwać, było lepiej. On pochodził z rozbitej rodziny. Ojciec uciekł od matki, jak Kuba skończył dwa latka. Matka, niezdolna samotnie go wychowywać, coraz więcej piła, aż pewnego razu zapiła się na śmierć. Siedział przy niej trzy dni, zanim znaleźli ich sąsiedzi. Nie odzywał się do nikogo. Każdy powtarzał, że jest w szoku, tylko że trwało to miesiącami. Byłem pierwszą osobą, do której się odezwał w domu dziecka. Tylko przede mną się otworzył i tak naprawdę nikt nigdy nie usłyszał pełnej wersji zdarzeń.

Teraz sami walczyliśmy o swój los, o następne jutro, o to, aby nam było dobrze, tylko to się liczyło. On do końca nie rozumiał, dlaczego władowałem kupę kasy, sił i czasu w odnowienie naszego starego domu dziecka. Domu, który tylko z nazwy był domem, ta tak naprawdę to jedynie miejscem przetrwania, przechowalnią.

Ja po prostu chciałem, aby dzieci, które tam trafiały, miały swój prawdziwy kąt, swoje małe miejsce na ziemi. Aby mogły patrzeć na kolorowe ściany w swoich pokojach, miały miejsce do nauki i zabawy. Aby choć na chwilę zapomniały, skąd pochodzą, z jakich domów, z jakich czeluści rzeczywistości zostały wyrwane.

Wiem, że to może dla niektórych jest obłudą, ale ja wierzyłem, że postępuję dobrze i częściowo odkupuję swoje winy. O tak. A mam ich wiele na sumieniu… Walka o byt to prawdziwe piekło dla dzieci z domu dziecka lub tych po poprawczakach. Takie dzieci są już skreślane przez większość na wejściu, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Te dzieci nie potrafią ufać, bo też czemu i komu miałyby zaufać, skoro ci, którzy mieli je chronić, dbać o nie, zawiedli na całej linii.

Gdybym nie miał przy sobie swojego Kuby, a on mnie, to nie byłoby tak kolorowo. Ja pewnie wylądowałbym w pierdlu na wiele lat, a Kuba… No cóż, niewiele lepiej…

Nasze dzieciństwo się skończyło, gdy tylko przekroczyliśmy bramę piekieł, jak nazywaliśmy nasz biedul. Wychowawcy… hmm… wiele o nich można powiedzieć. Na palcach jednej ręki, i to dosłownie, można wyliczyć prawdziwych opiekunów. Byli najbardziej lubiani przez wszystkich i szanowani. Reszta to albo dosłownie banda ludzi, którzy przyszli wyładować swoje frustracje na innych, albo tacy, którym nie ułożyło się życie tak, jak chcieli, i wyładowywali się na nas. A to oni mieli nas chronić, opiekować się nami, przytulać nas i mówić nam miłe słowa.

Już pierwszego dnia, gdy tam trafiłem, znalazłem swojego „ulubieńca”. Ten człowiek nie powinien nigdy mieć swoich dzieci, a co dopiero opiekować się bandą dzieciaków z problemami. Miałem już dziewięć lat. Co to oznaczało? Dla niego nie byłem już dzieckiem, a tylko obiektem numer XXX, który przyszedł go zdenerwować.

Było późno, po południu, gdy brama piekieł się otworzyła i na zawsze zmieniło się moje życie. Z dziecka, którym nadal byłem, stałem się bardzo szybko zaradnym, sprytnym, wręcz przebiegłym młodym mężczyzną. Każdego dnia walczyłem o przetrwanie, a co za tym idzie, o to, aby mój przyjaciel, którego nazywam bratem, miał wszystko, czego potrzebuje, aby nie stała się mu krzywda.

Kuba trafił do naszego bidula dosłownie tydzień po moim przybyciu i od tego czasu zostaliśmy złączeni już na zawsze. Przydzielili go do mojego pokoju. Od samego początku patrzył się na mnie tymi smutnymi oczami, które były przepełnione bólem i pustką. Ja stałem i wpatrywałem się w niego, gdy wychowawczyni Ewa, do której miałem słabość, pewnie to przez to imię, przyprowadziła go i kazała się nim zaopiekować. Reszta starszych dzieciaków wypytywała go o wszystko, ale on nic nie mówił, tylko siedział i patrzył w pustą przestrzeń, co chyba ich trochę odstraszało.

Ale nie mnie, ja miałem jakieś dziwne przeczucie i silne przekonanie, że muszę się nim zająć, że tego mi trzeba. Tak, byłem chyba w tamtym momencie samolubny, bo chciałem go mieć dla siebie. Był jak mój miś, którego mi zabrał starszy kolega, stwierdzając, że skończyło się dzieciństwo. W końcu odebrałem pluszaka, ale dopiero po roku, gdy nauczyłem się funkcjonować w tym dziwnym świecie i walczyć o swoje.

Od pierwszej chwili dało się wyczuć, że Kuba tak naprawdę nie wie, gdzie trafił. Oprócz wychowawczyni Ewy i mnie nie słuchał nikogo ani nie wykonywał poleceń. Dlatego też nauczycielka kazała mi się nim zająć, chociaż sam jeszcze potrzebowałem opiekuna. Chyba to ona jako pierwsza wyczuła, jaki potencjał w nas siedzi i to, że gdy ktoś odpowiednio nami pokieruje, osiągniemy wszystko, czego zapragniemy. Zresztą, to dzięki niej uczyliśmy się pilnie, w każdym z nas odkryła talent. Gdy wszyscy nas skreślili, ona przy nas trwała. Była dla nas nie tylko wychowawczynią, ale i opoką oraz oazą spokoju, którego każdy z nas potrzebował. To ona przytulała dzieciaki, całowała do snu, opowiadała bajki, czytała opowieści i pięknie śpiewała. Taka mama wszystkich dzieci w bidulu.

Niestety, chociaż Ewa była uwielbiana przez dzieciaki, to nie każdy z dorosłych był taki, jak ona. Często stawała w naszej obronie, chociaż wiedziała, że nabroiliśmy lub uciekliśmy z lekcji. To ona pomagała starszym dzieciakom, gdy trzeba było opuścić już dom dziecka. To ona starała się załatwiać pracę i znaleźć mieszkanie. Dyrektor nie pochwalał tego, twierdził, że oni mają opiekować się nami tylko do dnia opuszczenia bidula, a później wynocha. Ewa wskazała mnie i Kubie początek drogi i możliwości. Chociaż do wszystkiego doszliśmy sami, to Ewa była naszym drogowskazem. Będziemy jej wdzięczni do końca życia. Zresztą, jak tylko zaczęliśmy odnosić sukcesy, to od razu zaczęliśmy odwdzięczać się Ewie.

Dzięki naszym sukcesom zawodowym – i nie ukrywamy, naszym kontaktom, które zdobywaliśmy przez lata – anonimowy donos pełen przykładów oraz udokumentowanych nadużyć finansowych pozwolił na wysłanie dyrektora na zieloną trawkę.

Oczywiście Ewa od początku się domyślała, że my maczaliśmy w tym palce. Dziękowała, ale my się nie wydaliśmy. Jej uśmiech nam wystarczał. Gdy przejęła stery, oczywiście wszystko zaczęło wyglądać tam tak, jak powinno od początku. Wymieniła część kadry, uporządkowała sprawy finansowe. Dzięki darczyńcom udało się odświeżyć cały budynek, dobudowane zostało nowe skrzydło dla najmłodszych. Placówka funkcjonowała prawidłowo i była chlubą całego regionu.

Staraliśmy się z Kubą wpadać do dzieciaków jak najczęściej, ale Kubę bardziej interesowały cyferki i zarządzanie, a mnie kadra oraz funkcjonowanie poszczególnych stref. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy u siebie w firmach nie zatrudniali osób wychodzących z naszego domu dziecka, ale tylko tych, które polecała nam Ewa.

Zdarzały się tak zwane wtopy, ale to nieuniknione. Mieliśmy zasadę: nie ma drugiej szansy, nam jej nikt nie dawał. Pewnego razu nawet otworzyłem, a raczej wsparłem otwarcie nową firmę sprzątającą naszej wspólnej znajomej z domu dziecka. Ona zatrudniała tylko ludzi z bidula, chciała, aby ktoś pomagał na starcie takim osobom, jak my.

Ktoś zapyta, jak było w bidulu. Co tu ukrywać – źle. Ale bywały też dobre chwile i przyjemności. Wszystko tak naprawdę zależało nie tylko od wychowawców, ale od samych dzieciaków. A te potrafiły uprzykrzać życie. W szczególności starsi na początku chcieli pokazać młodszym, kto tu rządzi, kto rozdaje karty. Kto co może i potrafi. Kogo należy się bać. Często jednak zdawało się nam, że to dziewczyny były wredniejsze i agresywniejsze.

Ja bardzo szybko nauczyłem się bronić. Pod skrzydła wziął mnie chłopak, który mieszkał kiedyś u mnie na osiedlu i wiedział, z jakiego domu pochodzę i co się tam stało. On nauczył mnie podstaw samoobrony, zauważył, że szybko się uczę i wkładam w to całego siebie. Gdy miałem jedenaście lat, nikt tak naprawdę nie próbował mi stawać na drodze. A Kuba? No cóż, był ciągle przy mnie. Gdy widział, jak Tomek mnie uczy, to sam z boku obserwował i powtarzał nasze ruchy, aż pewnego dnia stanął naprzeciwko mnie i powiedział: „Teraz ze mną spróbuj”.

To mnie tak ujęło za serce, że chciałem dać mu fory, ale ku naszemu zaskoczeniu, nawet dobrze mu szło. Od tego czasu Tomek trenował już naszą dwójkę i nikt nam nie podskakiwał. Tomek zawsze marzył o swoim klubie i uznał, że będziemy jego najlepszymi bokserami.

Ani ja, ani Kuba nie mieliśmy problemów z nauką, a Tomek wręcz przeciwnie, więc my go po kryjomu uczyliśmy, a on nas trenował. Taka symbioza dzieciaków z bidula.

Gdy Tomek odszedł z bidula (jest od nas o trzy lata starszy), często jeszcze przychodził. Obiecał załatwić nam pierwszą pracę. Tak też zrobił. Chociaż nie do końca była legalna, to dzięki niej mogliśmy się poruszać po mieście w nieciekawych okolicach i tak naprawdę byliśmy w stanie załatwić wszystko i wszędzie dla każdego. A takie układy oraz przysługi bardzo nam się przydały.

Nie tylko świat podziemia coś od nas chciał, tak naprawdę wszyscy czegoś potrzebowali – lekarze, prawnicy, cała śmietanka, wyższe sfery. A my mieliśmy z tego nie tylko kasę (oczywiście coraz większą), ale i długi wdzięczności, na których zależało nam najbardziej. Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz potrzebował prawnika czy doktora, czy nawet senatora, czy właściciela firmy budowlanej, czy właściciela firmy transportowej. Każdy już nas znał.

Pewnego razu Tomek przyszedł z propozycją, abyśmy zainwestowali w jego klub, który otwiera. Nawet długo się nie zastanawialiśmy. My dopiero raczkowaliśmy, jeśli chodzi o zarządzanie, ale to było to. Tak naprawdę dało nam to podstawy, aby otworzyć własną firmę. Wiadomo, część kasy legalnie zdobyta, unia się przydaje. Część dzięki przysługom ludzi, którym wcześniej pomogliśmy. Na początku ustaliliśmy z Kubą plan, a później krok po kroku go realizowaliśmy. Nigdy nie chcieliśmy być od nikogo zależni. A że raczej nie byliśmy osobami, którymi się łatwo steruje, to nie wyobrażaliśmy sobie pracy za biurkiem od ósmej do szesnastej.

Tak też powstała nasza pierwsza firma „Bracia”. Może nazwa nijaka, ale dla nas to było spełnienie marzeń. Rozdzieliliśmy zadania, siedzieliśmy godzinami w pracy, analizując wszystko i wszystkie nasze następne posunięcia. Każdy z nas jakby naturalnie przyjął na siebie inne zadania i nie wchodziliśmy sobie w tych dziedzinach w drogę. Lecz wszystko sobie mówiliśmy, a gdy jeden popełniał błąd, drugi szybko go prostował. Tak trwało to przez pierwszych kilka lat.

Po pewnym czasie firma tak się rozrosła, że podzieliliśmy ją między siebie już całkowicie. Każdy zajmował się innymi gałęziami tej struktury, w pełni wykorzystując swoje ukryte potencjały. Po pewnym czasie zaproponowaliśmy Tomkowi, aby odkupił od nas udziały, chcieliśmy zostać tylko cichymi wspólnikami z pięcioma procentami udziału i dożywotnim wstępem oraz możliwością ćwiczeń, kiedy tylko chcemy. Tak też się stało. Jak się Tomek zdziwił, gdy podczas wizyty u prawnika poprosiliśmy o przysłowiową stówkę za nasze udziały. Był to prezent, a zarazem gest wdzięczności za pomoc i wsparcie w bidulu.

Potrafiliśmy się też wspólnie bawić, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie stroniliśmy od alkoholu, chociaż każdy się dziwił, że tak naprawdę potrafimy sami się hamować i nigdy nie upijamy się do końca. Nigdy nie urwał nam się film ani nie przekraczaliśmy granic z innymi używkami. Sami sobie narzuciliśmy taki sposób bycia i zabawy, bo wiedzieliśmy bardzo dobrze, co używki potrafią zrobić z człowiekiem. Uwielbialiśmy taniec i dobrą muzykę. Dzięki Ewie poznaliśmy każdy gatunek muzyczny i potrafiliśmy docenić zarówno klasykę, jak i techno.

Nie stroniliśmy też od dziewczyn, każdy z nas jest bardzo przystojny i pewny siebie, a zarazem inny. Często dziewczyny myślały, że jesteśmy braćmi, a my nie zaprzeczaliśmy. Tomek często z nami balował i podrywał co weekend inną.

Uwielbialiśmy ten czas, w którym braliśmy na haczyk nowy obiekt, a dziewczyny lgnęły do nas jak muchy. Rzadko zdarzało nam się wychodzić do domu bez towarzystwa, ale to wszystko było na raz, ostatecznie na kilka spotkań. Żaden z nas nie przywiązywał do tego większej wagi, na razie, bo też jeszcze żaden z nas nie spotkał tej jedynej.

Zawsze powtarzaliśmy, że jak któregoś z nas trafi strzała Amora, to reszta już się nie będzie liczyć. Lecz ta dziewczyna będzie musiała nas, każdego z osobna, zaakceptować takim, jakim jest, z całym bagażem życiowym.

Pewnego sobotniego wieczora do najmodniejszego klubu w Pile weszła grupka dziewczyn, a wśród nich… ona. Dziewczyna o długich blond włosach do ramion, długich nogach, jasnej cerze i oczach niebieskich jak z obrazka. Jej długie dłonie wskazały stolik blisko baru i naszego miejsca. Tomek wstał i zaniemówił, a my z Kubą wpatrywaliśmy się w kumpla, jak stał z otwartymi ustami i wpatrywał się w nią. W pewnym momencie Kuba szarpnął go za rękę, po czym kazał mu usiąść i zamknąć usta, bo przestraszy te dziewczyny.

Tomek jak w amoku rzucił tekst:

– Chłopaki, zakochałem się.

Najpierw się zaśmialiśmy, Kuba rzucił coś o endorfinach i chemii, lecz Tomek nic. Jakby świata poza nią nie widział. Nagle wstał, czym nas zaskoczył, podszedł do stolika dziewczyn, przedstawił się i zaproponował, bez naszej wiedzy, aby dziewczyny przysiadły się do nas. Jedna z nich znała nas z widzenia i kręciła głową, że dziękują, ale nie. Tomek jednak nie dawał za wygraną. W końcu postanowiliśmy mu pomóc, widząc, jak się chłopak miota. Podszedłem z Kubą, przedstawiliśmy się i powiedzieliśmy, że będziemy grzeczni. W końcu uległy.

Wieczór upłynął naprawdę miło, między Tomkiem a Anką, tak miała na imię, zaiskrzyło i to w tak niepojęty dla mnie sposób. Gdy rozmawiali, to było tak naturalne, jakby znali się od lat. Na parkiecie nie mogli się od siebie odkleić. Okazało się, że druga z dziewczyn, Agnieszka, jest jej kuzynką i Ania dopiero sprowadziła się do nas, bo odziedziczyła z rodzicami dom po dziadkach. A że jej ojciec miał firmę internetową, to tak naprawdę mógł pracować wszędzie, a mama była opiekunką osób starszych i już znalazła sobie pracę w Pile.

Dziewczyna kończyła ostatni rok studiów na rachunkowości i finansach, a później chciała zdobyć pracę w swoim zawodzie. Agnieszka też okazała się bardzo miłym kompanem do pogadania, inteligentna, przyszła nauczycielka języka angielskiego. Kuba co chwilę na nią spoglądał, czego nie dało się nie zauważyć. Jednak ani on, ani ona nie szli nawet o krok dalej. Potańczyliśmy wszyscy. Co muszę powiedzieć, to Agnieszka okazała się bardzo dobrą partnerką do tańca. Była średniego wzrostu, miała koło stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, co sprawiało, że musiała patrzeć w górę, rozmawiając z nami, ale w tańcu jej to zupełnie nie przeszkadzało, miała za to piękne długie nogi.

Niestety była z nimi koleżanka, która od samego początku przykleiła się do mnie, chociaż ja nie byłem chętny. Miała na imię Paulina, była miła, ale nic poza tym. Nie mieliśmy wspólnych tematów, tańczyła też średnio. Mogła nawet się podobać, ale to nie było to. Dla dobra nas wszystkich po imprezie grzecznie się pożegnałem, wsadziłem ją do taksówki i zatrzasnąłem drzwi. Raczej zrozumiała, że nie jestem zainteresowany i w ogóle nie. Tak sądziłem…

Nadszedł poniedziałek, jeden z wielu poniedziałków, miałem przejąć jedną z upadających spółek. Pracowaliśmy nad tym tematem kilka miesięcy, odbyliśmy kilkanaście spotkań.

Myślałem, że wszystko mam zapięte na ostatni guzik, tak lubiłem pewniki. Tego się trzymałem, czegoś stałego. Gdy weszliśmy do firmy, przywitał nas prezes spółki, był niezłym chamem i miał opinię dusigrosza. Do tego zdołaliśmy ustalić, iż na mieście chodziły pogłoski, że ma lepkie ręce, jeśli chodzi o kobiety. Oczywiście, jak coś się działo, to żadna nic nie zgłaszała, bo się go bała. Nagle podczas spotkania się okazało, że on ma córkę i tak naprawdę jego wkładem w firmę jest właśnie ona.

No racja, dla tego pajaca własna córka była jak rzecz. Jeszcze jej nie znałem, a już jej współczułem. Córka była od roku jego asystentką i chciał, aby pozostała w firmie. To był jego warunek, inaczej nici z umowy. Już miałem ciśnienie podniesione, mój prawnik wyjaśnił, że tak naprawdę cenimy sobie starych pracowników firmy, lecz do mnie należy ostateczna decyzja, kogo pozostawiam. A nigdy nie robiłem tego w ciemno. Sprawdzałem każde CV, na nowo zatrudniałem, na moich warunkach.

Owszem, większość ludzi nie traciła pracy, takie było moje założenie od początku i z tego byłem znany. Ale nie lubiłem, jak ktoś na mnie coś wymuszał. Oznajmiłem, że jego córka przejdzie, tak jak inni, weryfikację i wtedy podejmę decyzję. Na co on powiedział, że jestem gówniarzem, który pewnie odziedziczył kasę po starych, a teraz kupuję sobie nowe spółki i wykorzystuję okazję, że komuś się nie powiodło.

Dobrze, że mnie nikt nie widział, kipiałem, mało nie doskoczyłem mu do gardła. Ale moja dobra koleżanka i prawniczka Ada na czas uścisnęła moją rękę pod stołem. Często potrafiła opanować moją złość.

Powiedziałem mu dosadnie, że jeżeli nie spuści z tonu i nie przestanie obrażać osoby, która ratuje mu tyłek, to zaraz wyjdziemy i nici z umowy. Ada wiedziała, że jestem do tego zdolny, już nieraz wychodziłem i do podpisania umowy nie dochodziło. Nienawidziłem chamstwa i obłudy. Takim kimś jak on po prostu gardziłem. A jeżeli byłby dobrym pracodawcą, to najpierw sprawdziłby mnie, skoro chce oddać w moje ręce swój największy skarb, firmę, bo jak rozumiem, to rodzina to tylko dodatek, skoro traktuje córkę jak przedmiot.

Nagle otworzyły się drzwi i weszła ona – Paulina. Powiedziała „dzień dobry”, mrugnęła do mnie, co było oczywiście nie na miejscu i każdy popatrzył teraz na mnie. Później podeszła do tego cepa, ucałowała go w policzek i powiedziała:

– Tato, sorki za spóźnienie.

Zdziwiłem się, że widzę ją tutaj. Mówiła, że pracuje jako asystentka u taty w firmie, ale nie mówiła, w jakiej, a mnie to specjalnie wtedy nie interesowało.

Aż zrobiło mi się jej żal, zarówno przez to, jakiego ma ojca, jak i chyba bardziej dlatego, że nie wiedziała, jaki jest naprawdę. Patrzyła w niego jak w obrazek, a on nawet nie zwracał na nią uwagi. Powiedział coś w stylu:

– To właśnie ona, weźmie ją pan ze sobą, bo żona mnie z domu wykopie.

Nie no, tego już było za dużo. Ostatecznie podałem moje twarde warunki przejęcia firmy i co myślę o osobach u mnie zatrudnianych. Na co lekko się obruszył, ale jego prawnik uspokoił go, mówiąc, że musi sprzedać i koniec. W końcu stary przystał na nasze warunki i podpisaliśmy umowę.

Paulina uśmiechała się od ucha do ucha, nie wiedząc, dlaczego. Chyba nie zrozumiała, co musi zrobić, aby u mnie pracować. Wychodząc, podałem jej rękę, a ona pocałowała mnie w policzek i powiedziała:

– To do zobaczenia później, prezesie.

To mnie lekko zaskoczyło i zdenerwowało. Moja prawniczka Ada przyglądała się nam i sama widziała moje zaskoczenie.

Jak odwoziłem Adę do jej biura, to zapytała, skąd znam jego córkę i czy coś nas łączy, na co praktycznie parsknąłem. Opowiedziałem jej o jednym spotkaniu w klubie, na co Ada ostrzegła mnie, abym uważał, bo ona jest jakaś dziwna. Sam to wyczułem, ale jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ta dziewczyna jest po prostu chora psychicznie. O czym niedługo miałem się przekonać.

Reszta tygodnia upłynęła na dopinaniu wszystkich warunków umowy i sprawach finansowych. W piątek obiecałem pani Ewie, że przyjadę z Kubą i Tomkiem, aby oficjalnie otworzyć nowe skrzydło, które dzięki anonimowym darczyńcom udało się dobudować i w pełni wyposażyć. Tak, ci darczyńcy to nasza trójca, a do tego jeszcze nasz czwarty kompan Filip. Ewa dobrze o tym wiedziała, ale nam nie zależało na chwaleniu się takimi rzeczami.

Umówiłem się z chłopakami na miejscu. Zaskoczyło mnie, że przyjechali z dziewczynami. Tak, całą trójką, niestety. Agnieszkę i Anię z chęcią zobaczyłem, lecz Paulina zachowywała się tak, jakbyśmy byli tam razem. Unikałem jej jak ognia, a ona i tak za mną wszędzie lazła. Chłopacy wiedzieli, co zaszło w firmie jej ojca i jaką facet ma opinię, co zresztą sam mi udowodnił. Wiedzieli, że nie przepadam za nią ani nic nas nie łączy, ale jednak zabrali ją, bo dziewczyny prosiły. To nie było do nich podobne. Tak naprawdę nigdy nigdzie nie zabierali żadnych kobiet, a w szczególności na spotkanie tam, w naszym małym piekle. Ale Tomek przy każdej okazji opowiadał o Ani i wiedzieliśmy, że wzięło go na poważnie, zresztą ona była bardzo fajna i nie mieliśmy nic przeciwko, żeby nasz kumpel się z nią widywał. Tym bardziej że ona też oszalała na jego punkcie.

Zauważyłem, że Kuba z Agnieszką nadają na tych samych falach, mój przyjaciel już dawno tak się szczerze nie uśmiechał i nie był tak radosny. Bardzo mnie to cieszyło, ale jak z nim rozmawiałem, to mówił, że to taka przyjaźń męsko-damska, w co sam nigdy nie wierzył. Chyba teraz odkrył, że takie rzeczy są naprawdę możliwe.

Agnieszka, choć była bardzo ładna, średniego wzrostu, miała śniadą cerę, była inteligentna i zgrabna, to nie interesowała go fizycznie, a i ona już mu powiedziała, że traktuje go jak kumpla i tylko tyle. Co mnie zdziwiło, powiedział, abym nie był zazdrosny, bo nikt nigdy nie stanie między nami, a Agnieszka to tylko dopełnienie przyjaźni. I bardzo by chciała zaprzyjaźnić się też ze mną. Oczywiście nie miałem nic przeciwko, sam z chęcią bym się z nią zaprzyjaźnił. Długo zastanawiałem się nad tym. Dotychczas każda spotkana przez nas dziewczyna była albo na jedną noc, albo co najwyżej na kilka randek i tyle. A tu proszę, nagle jedno wyjście i Tomek ma dziewczynę, zakochał się. Mój najlepszy przyjaciel zdobył mój kobiecy odpowiednik – przyjaciółkę. A ja? Co ja z tego spotkania mam? Na razie dwie fajne koleżanki i kulę u nogi.

Otwarcie nowego skrzydła w domu dziecka przebiegło w miłej atmosferze i bez zakłóceń. Wszystkie dzieciaki nas już znały, więc z chęcią i zaufaniem do nas podchodziły. Kilku starszych chłopaków wypytywało nas o możliwość pracy w naszych firmach, bo słyszeli, że pomagamy takim jak oni. No właśnie, takie dzieci myślą o sobie, że są inne, bo po przejściach, bo z bidula. Dla mnie to wartościowi pracownicy, którzy nieraz wykazali się bardziej od, jak to się mówi, dzieciaków z dobrego domu.

Zauważyłem, że Ania i Agnieszka z chęcią rozmawiają zarówno z dzieciakami młodszymi, jak i młodzieżą, za to Paulina stoi na uboczu i tylko się uśmiecha. Od czasu do czasu rozmawia z panią Ewą i innymi opiekunami. Przemogłem się, podszedłem i zapytałem, czy dobrze się bawi. Ona zdawkowo odpowiedziała, że jest w porządku, ale musi już jechać do domu. Zauważyłem coś, co nieraz widziałem w oczach dorosłych, którzy nas odwiedzali – strach i przerażenie oraz politowanie. Tak, to było najgorsze. Ona bała się tego miejsca, tych dzieciaków, nie ufała im, tylko nie wiedziałem, z czego to wynika. Zamówiłem jej taksówkę, pożegnała się ze wszystkimi i odjechała.

Gdy wsiadała, musiałem, po prostu musiałem zapytać, co ją tak wystraszyło, a ona odpowiedziała, że gdy była mała, to tata ją straszył, że jak będzie niegrzeczna, to oddadzą ją do domu dziecka i na zawsze zostanie sama. Nie ukrywam – zamurowało mnie. Nieraz już słyszałem opowieści, jakie krążyły o domach dziecka. Tak, część to prawda. Lecz nie wyobrażam sobie straszyć swojego własnego dziecka bidulem. Powiedziałem Paulinie, że jej rodzice chyba upadli na głowę, robiąc coś takiego. Uśmiechnęła się, mówiąc, że jej ojciec i matka to dobrzy ludzie, tylko bardzo zaborczy i nie lubią sprzeciwów.

Stałem przez chwilę i wpatrywałem się w odjeżdżającą taksówkę, żal mi było tej dziewczyny. Może byłaby inna, gdyby nie trzepnięty tatuś i zahukana mamusia. Ale nadal coś mi w niej nie pasowało, więc nie przejmowałem się tym zbyt długo.

Wróciłem do reszty rozbawionego towarzystwa. Gdy wróciłem, jedna z dziewczyn zapytała, czy moja dziewczyna już pojechała, na co odpowiedziałem, że to nie moja dziewczyna, tylko koleżanka. Ona ze zdziwieniem w oczach odparła, że Paulina przedstawiała się jako moja dziewczyna. Na co ja i reszta naszej paczki zesztywnieliśmy.

– Chyba się przesłyszałaś – powiedziała pewnym tonem Agnieszka.

Ktoś podszedł i temat ucichł, lecz chłopacy patrzyli na mnie i już wiedziałem, że będę musiał wyjaśnić tę kwestię z Pauliną, bo dziewczyna coś sobie chyba ubzdurała.

Byliśmy w bidulu aż do późnego wieczora, pani Ewa była przeszczęśliwa, patrząc na Tomka z Anią, zresztą Agnieszka też jej się bardzo spodobała. Powiedziała, że to świetne dziewczyny, dobre dusze i mamy się ich trzymać. A później na boku powiedziała mi na ucho, że muszę porozmawiać z Pauliną i wyjaśnić sytuację. Dodała, żebym lepiej jej unikał, bo jakoś dziwnie z oczu jej patrzy. A pani Ewa miała oko, w końcu opiekowała się takimi dzieciakami jak my już od ponad dwudziestu lat.

Następnego dnia zdobyłem numer od Ani i napisałem do Pauliny, że chcę się z nią spotkać i pogadać. Odpisała niemal natychmiast, że nie może się już doczekać. No kurwa, ta laska chyba naprawdę się we mnie zabujała.

Agnieszka powiedziała mi, że Paulina ciągle o mnie mówi, a jak się widują z chłopakami, to ona też się wprasza, bo myśli, że ja też będę, i nawet one już to uważają za lekką przesadę. Agnieszka przyznała, że nawet jakby chciała się ze mną spotkać sam na sam, aby pogadać jak koleżanka z kolegą, tak jak ona to robi z Kubą, to boi się, jak Paulina zareaguje. Że jej odbija i trzeba to wyjaśnić raz na zawsze. Dodała, abym jej nie zwodził, jak wtedy po tamtej wspólnej nocy w klubie.

I nagle mnie zamurowało.

– Jak to? Po jakiej wspólnej nocy w klubie? Pytam, o co ci chodzi, Aga. Nic między nami nigdy nie zaszło, ja nie jestem nią w ogóle zainteresowany i nigdy nie byłem. Co chyba nieraz dałem jej jasno do zrozumienia.

Nagle zapadła cisza.

– Ale jak to? Ona powiedziała, że razem po imprezie pojechaliście do ciebie i spaliście ze sobą, to była ponoć jej najpiękniejsza noc w życiu. Obiecałeś, że zadzwonisz i w ogóle. A później się pożegnaliście i ty wróciłeś na dyskotekę, a ona zmęczona do swojego domu.

No wybuchłem, tego już było za dużo. Laska ewidentnie ma problemy sama ze sobą, nie potrzebuję w swoim życiu jeszcze czegoś takiego. Oszalała, myśląc, że kiedykolwiek z nią będę. Wyjaśnię to dzisiaj raz na zawsze. A poza tym nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Dobra, miewałem laski na jedną noc, OK, ale noc oznaczała całą noc. A nie numerek i z powrotem imprezka.

Za kogo ona mnie miała? Co Ania i Agnieszka sobie o mnie myślały?

Aga wysłuchała spokojnie wszystkiego, co miałem do powiedzenia, i po prostu wybuchła.

– Jej całkiem odbiło, zatłukę ją, jak mogła nas wszystkich tak okłamać! Ona jest chyba chora psychicznie, jak jej mamusia. Jezu, przepraszam – powiedziała szybko. – Nie powinnam tak mówić.

A mnie to zaciekawiło.

Spytałem, o co chodzi, a Aga powiedziała, że jak jeszcze chodziły do podstawówki, to mama Pauliny już była dziwna, wpadała w dziwne stany.

– W końcu zdiagnozowano u niej depresję i od tego czasu się leczy. Każdy, kto zna ich bliżej, wie, że to wina jej ojca. Zawsze był chamski, wyżywał się na jej matce psychicznie, niszczył ją. Przewalił cały spadek jej rodziny, gnębił psychicznie żonę i córkę, mówiąc, że są nic niewarte. Miały być tylko na pokaz. Ładny i zadbany dom, wszyscy dobrze ubrani, najlepsze auta, najlepsze wykształcenie. Później Paulina miała przejąć firmę, chociaż jej ojciec zawsze powtarzał, że chciał dziedzica, a nie dziewicy. Do tego zdradzał matkę na prawo i lewo, każdy to wiedział, ale do niej to nie dociera, jest całkowicie od niego uzależniona. Ogólnie słabo.

Teraz jeszcze bardziej zrobiło mi się żal Pauliny, lecz tak to nie mogło się skończyć. Nie mam siły na to, aby jeszcze wplątywać się w jakieś głupie jazdy chorej dziewczyny. Pomogę jej, jeśli będzie chciała, ale nic więcej.

Agnieszka powiedziała, że pogada z Anią i Kubą, wyjaśni im całą sytuację. Ja w tym czasie umówiłem się z Pauliną na kawę w restauracji. Nie chciałem, aby rozmowa była w moim mieszkaniu, lepiej dmuchać na zimne.

Przyszła o czasie. Gdy tylko siadła, powiedziałem jej, że musimy sobie wyjaśnić pewne kwestie.

Zaskoczyłem ją. Była pewna, że to randka.

– Och nie, moja droga, do tego nigdy nie dojdzie. Nie jesteśmy razem i nigdy nic nie będzie nas łączyło. Chcę wiedzieć tylko jedno. Czy naprawdę opowiadasz innym, że jesteśmy razem, a jeśli tak, to dlaczego, do cholery, to robisz?!

Rozpłakała się i odrzekła, że ona się we mnie zakochała od samego początku i myślała, że może ja też po czasie poczuję do niej to, co ona do mnie. Odparłem oczywiście, że nigdy, że traktuję ją tylko jak koleżankę i tak na zawsze już pozostanie. Pokrótce opowiedziałem jej, że wiem, jak miała ciężko w domu. Jeśli ma problemy, może umówię ją z zaprzyjaźnionym psychologiem, to pogada sobie z nią na spokojnie. Nie chciała mojej pomocy, przeprosiła. Powiedziała, że to się więcej nie zdarzy i jakoś jej przejdzie. Lecz poprosiła, abym pozwolił jej nadal pracować w firmie. Jakoś przez to, że było mi jej żal, postąpiłem wbrew sobie. Nie sprawdzając jej, odpowiedziałem, że może zostać. Jednak w kadrach sprawdzą, czym się zajmowała, wtedy nadadzą jej stanowisko. Już wiedziałem, że poproszę moją kadrową, panią Jolę, aby nie umieszczała jej zbyt blisko mnie. Tak dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Pożegnaliśmy się i obiecała, że przeprosi wszystkich za zamieszanie, jakie sprawiła.

Reszta tygodnia przebiegła dość szybko, a na weekend umówiliśmy się już tylko w piątkę na dyskotece. Wynająłem nam lożę, bo chciałem uczcić przy okazji zakup nowej firmy. Gdy przybyliśmy na miejsce, opowiedzieli mi, że Paulina do nich dzwoniła i przepraszała, ale tak naprawdę uważałem, że to już za mną i nie chcę więcej o tym wspominać. Chciałem po prostu się zrelaksować w gronie przyjaciół.

Nawet pasowała mi ta sytuacja, że mój przyjaciel odnalazł moją wersję kobiecej przyjaciółki. Agnieszka była świetną dziewczyną i sam chciałem się z nią zaprzyjaźnić. A Tomek i Ania? Pasowali do siebie idealnie. Ona potrafiła go jednym słowem opanować, co nie było łatwe, cała przy nim wnet promieniała. Byli o siebie zazdrośni i nie opuszczali się na krok, więc i tak nikt nie mógł im przeszkodzić w amorach. Tańczyliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, było naprawdę super.

Poznawaliśmy się coraz lepiej i dziewczyny same stwierdziły, że teraz moja i Kuby kolej na odnalezienie swojej drugiej połówki. Ale mi jakoś się nie spieszyło. A Kuba nie miał nic przeciwko, nawet ochoczo zaczął rozglądać się po klubie.

W pewnym momencie Ania stwierdziła, że widzi swoją kuzynkę, która dopiero sprowadziła się do Piły po rozwodzie rodziców i szuka pracy. Jest na ostatnim roku zarządzania. Powiedziała jej, że jak będzie miała ochotę, to może wpaść i nas poznać. Miło było, jak usłyszałem, że jesteśmy jej przyjaciółmi.

Nagle ujrzałem ją na schodach i oniemiałem. Chyba nigdy nie wpatrywałem się tak głupkowato w kogoś. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa, a chłopacy jakoś dziwnie na mnie patrzyli. W końcu Kuba szturchnął mnie i spytał, co mi jest.

– Nic – odburknąłem i sam do siebie powiedziałem: – Opanuj się, facet, to zwykła, ładna kobieta. Nie – sam sobie od razu zaprzeczyłem – jest piękna.

Wysoka, jakiś metr osiemdziesiąt wzrostu. Długie, proste, kruczoczarne włosy miała lekko spięte w koka, lecz część pasemek opadała na jej policzki. Oczy lśniły tak, jakbym patrzył w lazur oceanu. Miała na sobie prostą sukienkę w kwiaty, która opinała jej idealne ciało. Nie była wychudzoną szkapą, była proporcjonalnie zbudowana do wzrostu.

Miała lekko ciemną karnację, taką oliwkową. Długie dłonie trzymały małą torebkę na ramieniu. Widać było, że się rozgląda i szuka Anki. Jej biust – idealne jabłuszka. Długa szyja i smukłe ramiona. Aż miałem ochotę podejść i całować ją od szyi po palce u nóg. Chyba oszalałem, co mi jest? Serce jakby mogło, wyrwałoby mi się z piersi.

Zaschło mi w gardle, wziąłem łyk drinka, a ona nagle podeszła. Stałem i wpatrywałem się w nią jak jakiś zboczeniec.

Nagle odezwała się Ania i zaczęła nas przedstawiać. Głos dziewczyny był taki łagodny, a zarazem pewny siebie. I te oczy… To te oczy śniły mi się nieraz po nocy, ale nie wiedziałem dlaczego.

Szybko się otrząsnąłem, przedstawiłem i poprosiłem, aby usiadła pomiędzy mną a Anią. Zauważyłem, że Oliwia, tak miała na imię nowo przybyła, też mi się przygląda z ciekawością, ale jak tylko chwytała moje spojrzenie, to odwracała się i chyba widziałem na jej policzku, że się czerwieni, co jeszcze bardziej mi się spodobało i było takie kokieteryjne.

Nagle chłopacy wstali, po czym poprosili Agę i Ankę do tańca, a ja wpatrywałem się w Oliwię. Też wyciągnąłem rękę i poprosiłem ją o taniec. Zgodziła się. Gdy jej dotknąłem, poczułem dreszcz na całym ciele. Jej dłoń była taka ciepła i gładka. Kiedy weszliśmy na parkiet, leciała jakaś szybka piosenka, a ja jak nigdy w myślach prosiłem o wolny kawałek. Jej ciało poruszało się z taką gracją, jej nogi i ręce się kołysały, a ja razem z nią i resztą paczki.

Nagle muzyka zwolniła, Kuba z Agnieszką chociaż wolniej, to nadal szaleli, Ania z Tomkiem już się przytulali i całowali. A ja powoli zbliżyłem się do Oliwii, dałem znak ręką, aby się przysunęła, a ona w taki lekki dla siebie sposób to uczyniła. I nagle poczułem jej zapach, jakbym znalazł się na polu pełnym wiosennych kwiatów. Powoli położyłem rękę na jej biodrze i wtedy sam, nie wiem dlaczego, zamarłem. Ona spojrzała na mnie tymi pięknymi oczami i powoli sama wsunęła się w moje ramiona. Chyba cały pobladłem, bo Oliwia spytała, czy wszystko dobrze. A ja po prostu nachyliłem się lekko i powiedziałem, że w jak najlepszym porządku. Poczułem, jak jej całe ciało przywiera do mnie i łączymy się tak idealnie, jakbyśmy od zawsze byli ze sobą sparowani.

Poczułem jej zapach jeszcze intensywniej, ona położyła policzek na moim ramieniu, a mnie przeszył dreszcz. Wtuliłem twarz w jej ramiona, były takie gładkie, a zarazem lekko wilgotne, co mnie strasznie podnieciło. Jej włosy pięknie pachniały. Tak tuliliśmy się do siebie, kołysząc się lekko w rytm muzyki.

Czułem, i ona chyba też, że coś nas do siebie przyciąga, nie wiem, czy wtedy to było po prostu spowodowane klimatem, który tam panował, czy było to lekkie oszołomienie drinkami, czy po prostu chemia w najczystszej postaci. Ale to było nieważne, po prostu odleciałem, co nigdy mi się nie zdarzało.

Gdy tak się w nią wtulałem, po prostu poczułem ukłucie w sercu – tak, miałem serce na swoim miejscu. Nagle ona przekręciła głowę i nasze policzki spotkały się tak blisko, że poczułem ich gładkość. To podniecenie, jakie w nas buzowało, było po prostu na wyciągniecie ręki.

Miałem ochotę złapać jej piękną twarz w swoje dłonie i całować ją do upadłego, ale powstrzymałem się resztką sił, nie chciałem wyjść na jakiegoś chama, który rzuca się na dziewczynę podczas pierwszego tańca. Ona, było to wyczuwalne, miała przyspieszone tętno, jej piersi lekko się unosiły i dało się wyczuć, jak mocno usiłuje złapać powietrze. Już wiedziałem, że o dziwo, czuje to, co ja. To napięcie między nami było tak oszałamiające, że nawet gdy znowu zaczęły lecieć szybsze kawałki, my jak oczarowani nadal pozostaliśmy wtuleni w siebie.

Nagle poczułem lekkie klepnięcie w ramię. To Kuba. Jak zawsze ma chłopak wyczucie.

– Robert, oddaj nową koleżankę, podziel się, nie bądź egoistą.

Oliwia się zaśmiała i oderwała się ode mnie, a mnie zakłuło serce. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się od ucha do ucha. A ja chyba wtedy uśmiechnąłem się najszerzej, jak tylko potrafiłem, aż kąciki ust mnie zabolały.

Kuba pociągnął Oliwkę na środek parkietu, gdzie już czekała reszta. Tańczyliśmy jeszcze bardzo długo. Ja nie mogłem oderwać od niej wzroku, po prostu byłem oczarowany. Jej ciało ruszało się w tak piękny i płynny sposób, bardzo dobrze tańczyła i miała niebywałe poczucie rytmu. Bardzo mi się to podobało, bo nie ukrywam, uwielbiam tańczyć i robię to bardzo dobrze. Widziałem, jak ona ciągle na mnie zerka i się uśmiecha, co przyprawiało mnie na przemian o dreszcze i dziwne uczucie, jakby ukłucia w sercu.

A potem dziewczyny poszły do łazienki, a my do stolika. Gdy usiedliśmy z chłopakami, oni jakoś dziwnie na mnie patrzyli, a jak zapytałem, o co im chodzi, to Kuba wnet jednym tchem powiedział:

– Wzięło cię. Nigdy, chłopie, tak się nie zachowujesz. Zauroczyła cię ta cała Oliwia, no nie powiem, ładna z niej bestia, jakbym mógł, to sam bym do niej uderzył.

Ja na to wnet syknąłem przez zęby, żeby nawet nie próbował. Na co Kuba uniósł dłonie, tak jakby się poddawał, i się zaśmiał.

Gdy dziewczyny wróciły do stolika, Ania jakoś dziwnie mi się przyglądała. Gdy zapytałem, czy coś się stało, powiedziała:

– Nie, nie, tylko tak się patrzę.

Jednak wyczułem, że to coś więcej, tylko chyba przy wszystkich nie chciała mówić. Siedzieliśmy jeszcze kilka godzin, było naprawdę super. Jeszcze kilka razy weszliśmy na parkiet, ale jak na złość leciały już tylko szybkie kawałki.

Super się bawiliśmy, a ja nie mogłem oderwać oczu od mojej Oliwki. No właśnie, co ja wygaduję? Od mojej? Przecież tak naprawdę nawet nie zapytałem przez cały ten czas, czy ma kogoś. Jak mogłem nawet pomyśleć, że taka piękna i inteligentna dziewczyna jest sama. I wtedy poczułem złość, sam na siebie, że nawet nie zapytałem. Jakoś nie mogłem się przemóc i w myślach już widziałem, jak tańczy z innym, jak ten ją całuje, jak dotyka, a co najgorsze – jak są ze sobą w łóżku. I nagle złość we mnie narosła, musiałem wyjść, bo chyba bym wybuchł.

Wstałem bez słowa, wszyscy na mnie spojrzeli. Tylko Kuba i Tomek zauważyli w moich oczach to, co tak każdy z nich dobrze znał i czego się bał. Kuba zerwał się i powiedział, że musimy się przewietrzyć i zaraz wrócimy. Oliwia zerknęła na mnie i chyba się trochę wystraszyła, bo zobaczyłem lekkie przerażenie w jej pięknych oczach.

Ale tego nie chciałem, nigdy bym jej nic nie zrobił. Właśnie miałem przedziwny odruch w sercu, że ją trzeba chronić, chciałbym się nią opiekować i nie pozwoliłbym nikomu jej skrzywdzić.

Kuba szarpnął mnie za ramię i poprowadził do wyjścia. Gdy poczułem lekki wiatr na twarzy, stanąłem i pomyślałem, że muszę chwilę odsapnąć, pomyśleć, co dalej, jak to wszystko rozegrać. Kuba coś do mnie mówił, ale nie mogłem się skupić. Przed oczami miałem jej twarz, czułem jej ciało.

Nagle Kuba walnął mnie w bark i się ocknąłem.

– Robert, ej, Robert! Jesteś ze mną, co się dzieje, bracie?

– Kuba, ja nie wiem, co się ze mną dzieje, ja jej pragnę tak jak nigdy nikogo. Mam jakieś dziwne poczucie, że muszę się nią zaopiekować, że muszę ją chronić. Coś mnie do niej przyciąga i mi się to podoba. Jej ciało, jej słowa, jej osobowość, jest do tego inteligentna i z poczuciem humoru. A mam jakieś dziwne poczucie, że już gdzieś ją kiedyś widziałem, ale to niemożliwe, bo na pewno bym ją zapamiętał. Ona jest cudowna, słodka… A ten jej głos, uśmiech… Tak, uśmiech ma cudowny i ciało takie gładkie. Wracamy, muszę ją znowu poczuć, zapłacę Bartkowi za jakieś wolne kawałki.

Nagle spojrzałem Kubie w oczy i wiedziałem, że coś jest nie tak, ale jak to ja, czekałem, aż w końcu życie mi znowu dokopie. Kuba nagle złapał mnie za ramiona, spojrzał na mnie i już wiedziałem, że to, co powie, mnie po prostu powali.

– Robert, muszę ci coś powiedzieć. Ania mnie o to prosiła, bo chyba zobaczyła, co się dzieje i wystraszyła się, że zrobicie z Oliwią coś, czego obydwoje będziecie mogli żałować. Oliwia ma chłopaka i za dwa tygodnie mają się zaręczyć. Jest z nim już trzy lata. On ma się tutaj przeprowadzić po zaręczynach.

Dosłownie opadłem na ziemię, mój brat z ledwością mógł mnie podnieść, osłabłem, moje serce chyba pękło na pół.

– Ja… ja nie wierzę – wymamrotałem. – To nie jest, kurwa, prawda, nie może być. Ja ją czułem, Kuba, czułem, że ona też do mnie coś czuje, nie wiem sam, co to jest, ale jest, było. Kuba, ja chyba oszalałem, ale ja chyba się zakochałem.

– Mój drogi bracie, widzę, że nie odpuścisz, nigdy cię takiego nie widziałem. Dobra, bracia na zawsze, przysięga to przysięga. Ja delikatnie wypytam dziewczyny o ich związek. Dobrze by było, jakbyś się z nią umówił na jakąś kolację czy coś. Wtedy na spokojnie wyczujesz, co i jak, a także czy nadal was do siebie ciągnie. Trzeba popytać na mieście, u Filipa i kumpli z Poznania o tego jej całego chłopaka. Jak będziesz chciał, najwyżej załatwimy to starymi metodami i razem z Tomkiem skopiemy gościowi tyłek, może odpuści sobie Oliwię.

– Nie, Kuba, żadnej przemocy, bo ją wystraszymy. Ja jej nic nie mówiłem o naszej przeszłości, powiem na spokojnie. Dzisiaj nawet nie chcę myśleć o tym gościu. Teraz wracamy, ja zamawiam wolne kawałki. Zobaczymy, co dalej.

Po chwili byliśmy już przy stoliku. Tomek pytał, czy wszystko dobrze, a my pokiwaliśmy, że spoko. Zapytałem, gdzie Oliwia i Agnieszka, bo nie było ich przy stoliku.

– Tańczą – oznajmił Tomek.

Mój wzrok od razu z prędkością światła zaczął poszukiwać mojej pani.

Nagle zauważyłem obydwie dziewczyny na środku parkietu, a wokoło nich stado śliniących się facetów. Moje ręce od razu zwinęły się w pięści i ogarnęła mnie wściekłość.

– Opanuj się – powiedziałem sam do siebie.

Kuba chyba zauważył to co ja, od razu ruszył w ich stronę. Podchodząc, dostrzegłem, jak Oliwia odpycha od siebie jakiegoś chłopaka, ale on nie odpuszcza i napiera na nią całym sobą.

Podeszliśmy, a ja nie mogłem się opanować, po prostu adrenalina dała o sobie znać. Złapałem faceta z całej siły za ramię i odciągnąłem od Oliwii. Ona popatrzyła na mnie tymi swoimi przestraszonymi oczami i wtedy się zatrzymałem. Chłopak się wyrwał, był niewiele niższy ode mnie i też dobrze zbudowany. Odepchnął mnie, co całkowicie wyrwało mnie z objęć jej wzroku. Z całej siły uderzyłem go prosto w twarz. Mój prawy sierpowy był naprawdę potężny, chłopak osunął się na ziemię. Ona krzyknęła, a ja zamarłem. Kuba stanął pomiędzy nami, bo wiedział, że tamten facet cały z tego nie wyjdzie, coś do niego krzyknął i chłopak odpuścił. Na parkiet wkroczyli też Tomek i jeden z bramkarzy, a że nas znał, to tylko powiedział, abyśmy odpuścili i się uspokoili, bo nie chce rozróby.

Spojrzałem na Oliwię i pierwszy raz zobaczyłem w jej oczach prawdziwe przerażenie i strach. Spytałem, czy coś jej zrobił i czy jest cała. A ona popatrzyła i wtedy zobaczyłem to, czego nigdy nie chciałem zobaczyć – ona bała się mnie. Chciałem podejść do niej o krok bliżej, ale ona nagle się cofnęła, co mnie zabolało.

– Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy, nigdy – powiedziałem.

Ona pokiwała głową, że rozumie, ale nadal było można w jej oczach zauważyć strach.

I wtedy znowu zrobiłem krok w jej stronę. Ona już się nie cofnęła, wyciągnęła w moją stronę dłoń, co mnie zaskoczyło. Złapałem ją, a ona cała przytuliła się do mnie i podziękowała, dając mi całusa w policzek. Stałem i wpatrywałem się w jej twarz, starałem się zrozumieć, co właśnie się stało. Sam tego nie rozumiałem.

Nagle za plecami usłyszałem Kubę i Tomka. Pytali, czy już wszystko dobrze, ja tylko pokiwałem, że spoko. A dziewczyny dosłownie wyrwały za rękę Oliwię i pociągnęły w stronę toalet, krzycząc, że zaraz wracają.

Razem z chłopakami wróciłem do stolika, przechyliłem drinka na raz, aż moje gardło poczuło słodko-ostry smak alkoholu. Przyjaciele przyglądali mi się uważnie, aż w końcu Tomek zapytał, czy już wiem, że ona ma chłopaka i czy ja mam zamiar coś z tym zrobić.

Kuba się zaśmiał i poklepał Tomka, twierdząc, że teraz to on jest już pewny, że ja nie odpuszczę i coś mu mówi, że z tego wyjdzie coś grubszego. Ale jest też pewny, że i ja Oliwii nie jestem obojętny. Powiedział również, że dziewczyny znają ją całe życie i nigdy jej takiej nie widziały, ona nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze opanowana, z dystansem do chłopaków, nawet z innymi nie tańczyła, nigdy, a jeśli już, to w grupie.

To dało mi do myślenia. Czyli może nie tylko ja coś dziwnego poczułem, nie potrafiłem jeszcze tego nazwać, ale na pewno coś między nami zaiskrzyło.

Nagle usłyszałem jej głos i zerwałem się na równe nogi.

– Oliwka – powiedziałem.

Ona spojrzała na mnie i czekałem na wyrok. Po chwili, która zdawała się mi wiecznością, powiedziała, że musi wracać już do domu i prosi, aby ktoś zamówił jej taksówkę, bo nie zna numeru, i aby któryś z chłopaków poczekał z nią na zewnątrz, bo boi się sama. Oczywiście nikt nie zdążył nawet zareagować, ponieważ od razu ruszyłem w jej stronę. Ona pożegnała się z dziewczynami i bardzo podziękowała chłopakom za miłe przyjęcie jej do grona znajomych. Dodała, że ma nadzieję na częstsze spotkania.

Szliśmy powoli w stronę wyjścia, praktycznie się nie dotykaliśmy, ale czułem, jak lekko nasze ręce ocierają się o siebie i zdawało mi się, że one po prostu iskrzą. Spytałem, czy na pewno już musi jechać, ona jednak pokiwała twierdząco głową i powiedziała, że tak będzie lepiej. Przystanąłem, wyjąłem telefon i zamówiłem jej taksówkę, tak aby była za piętnaście minut. Dam sobie choć kwadrans na przebywanie z nią.

Pomogłem jej nałożyć płaszczyk, bo było już chłodno, i uwierzcie, robiłem to tak powoli, aby czuć każdy ruch jej pięknego ciała. Jej dłonie wolno się wsuwały w rękawy, a ja stałem tak blisko jej pleców. Wiem, że ona to czuła. W pewnym momencie odwróciła się w moją stronę i powiedziała:

– Ja nie mogę, nie powinnam. Przepraszam cię. – Uśmiechnęła się lekko i na jej policzkach pojawiła się purpura, co mnie całkowicie ujęło.

Wyszliśmy przed dyskotekę, było już koło trzeciej nad ranem. Była ciepła wiosenna pogoda, lecz wiatr lekko zacinał, co dało się odczuć. Zobaczyłem, jak Oliwia otula się swoim płaszczem, zdjąłem marynarkę i bez słowa zarzuciłem ją na jej ramiona.

Zapadła cisza, patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nagle ona wypaliła:

– Ja mam chłopaka, przepraszam, że od razu ci nie powiedziałam. Ja taka nie jestem, ja nigdy… ja nie zrobiłabym nic, co… – Wzrok utkwiła w chodniku, a moje serce zamarło.

Podszedłem do niej bliżej, wziąłem jej twarz w swoje ręce i uniosłem brodę. Była tak delikatna, a jej oczy takie pełne po prostu wszystkiego. I wtedy całym sobą, siląc się na opanowanie, a nie miałem go dużo, powiedziałem:

– Wiem, już wiem. Wiem też, że za jakiś czas macie się zaręczyć, ale czy ty naprawdę tego chcesz?

Patrzyła na mnie, a z jej oczu popłynęły łzy. Osłupiałem, lekko wytarłem je swoją dłonią i przytuliłem ją do swojego ciała. Powiedziałem, że nie chcę, aby płakała, aby cierpiała, bo ja stanąłem na jej drodze. Że jeżeli teraz i tutaj powie, że mam odejść i się do niej nie zbliżać, to choć zrani moje serce, to odpuszczę, przestanę o niej myśleć, że oddalę się i nigdy nie będę zakłócać jej poukładanego życia. Ale musi wiedzieć, że ja nigdy czegoś takiego nie czułem, że zawróciła mi w głowie. Że mam nadzieję, że ona też poczuła to, co ja, że między nami po prostu iskrzy, że gdybym mógł, to przytuliłbym ją do siebie i już nigdy nie wypuszczał ze swoich objęć. I nigdy jej nie skrzywdzę. Na co ona cichym głosem odparła:

– To… nie odpuszczaj.

Podjechała taksówka, otworzyłem drzwi. Oliwia podała adres, a ja jakoś nie mogłem puścić jej dłoni. Nagle ucałowała mnie w policzek i powiedziała, że musi to wszystko przemyśleć i sobie poukładać. Podziękowała za piękny wieczór i dodała, że ma nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.

Stałem i wpatrywałem się w odjeżdżającą taksówkę, myśląc: co teraz, kurwa, co mam teraz zrobić? Muszę odpuścić, poczekać, to musi być jej decyzja. Tylko czy ja potrafię odpuścić, czy ona mnie wybierze, czy powinna? Ma już wszystko poukładane, zaplanowane, a tu nagle ja, czyli w sumie nikt. Co mogę jej dać? Tylko siebie, swoje ciało, duszę, serce, siebie, całego siebie. Tak jak nigdy, oddałbym się jej cały, mogłaby ze mną zrobić, co tylko by chciała. Pragnę jej, nie odpuszczę, nie mogę. Sama mnie o to poprosiła. Tak sądzę, tego chce – abym ją zdobył, abym o nią walczył. Tak też zrobię, poczekam, przemyślę wszystko i przejmę inicjatywę. Chyba dam radę…

Stałem tak jeszcze przez chwilę i usiłowałem poukładać sobie wszystko, co się dzisiaj tak naprawdę stało. Co to było? Co czuję, kto to jest, co ona ze mną zrobiła?

Nagle usłyszałem Kubę:

– Ej, stary, żyjesz? Co się stało?

– Kuba, ja nie wiem, co się dzisiaj stało.

– A co Oliwia ci powiedziała?

– Chyba żebym o nią walczył, abym nie odpuszczał.

– No stary, wpadłeś. Co ty teraz zrobisz?

– Nie wiem, to wszystko było takie dziwne, inne, ale piękne i chcę więcej, chcę jej, bracie.

Kuba poklepał mnie po ramieniu i wciągnął z powrotem do dyskoteki. Wszyscy siedzieli przy stoliku, dziewczyny coś wspominały, że zaraz też się zbierają. Nagle wstałem i sam zrobiłem coś, nie wiem dlaczego, co wszystkich zamurowało. Zerwałem się, wziąłem za rękę Agnieszkę i porwałem ją do tańca. Była lekko zaskoczona, chyba jak każdy.

Podczas tańca zacząłem wypytywać ją o Oliwię i jej chłopaka. Ona zatrzymała mnie w połowie pytań, które po prostu zaczęły wypływać potokiem z moich ust. Zatrzymała mnie, złapała za dłoń i powiedziała:

– Znam Oliwię całe życie, zawsze byłyśmy blisko, nawet jak się już stąd wyprowadziła z rodzicami.

– Czyli ona tutaj kiedyś mieszkała? – zapytałem zaciekawiony.

– Tak, ale tylko rok, a później wyprowadziła się z rodzicami do Poznania. Ale mniejsza z tym, ja nigdy jej takiej nie widziałam. Ja nie wiem, co to dzisiaj było, nie potrafię tego opisać, ale ta chemia między wami, to przyciąganie było widoczne, tylko ślepy by tego nie widział. Ona sama jest oszołomiona, sama tego nie rozumie. Ty musisz coś wiedzieć. Jej chłopak jest szaleńczo w niej zakochany, są ze sobą od dobrych trzech lat, za kilka tygodni mają być oficjalne zaręczyny. On, czyli Patryk, ma dwadzieścia pięć lat. Pochodzi z bardzo dobrej rodziny, jest sytuowany, przystojny i wykształcony. Poświęca się dla niej, bo rzuca swoją dobrą pracę i przeprowadza się tutaj za nią. Bo wie, że ona swojej mamy nie zostawi samej, a do tego jest jeszcze jej babcia, którą teraz trzeba się zajmować po śmierci dziadka. Jej rodzice się rozwiedli i bardzo to przeżyła, ale uważa, że tak będzie dla nich lepiej, bo rodzice często się kłócili z byle powodu. Ona zawsze czuła się bardzo kochana i nigdy nie wyładowywali swoich frustracji na niej. Ale jest coś, co mnie zawsze niepokoiło w Patryku. On zawsze tak dziwnie na nią patrzy. Ja do niego ogólnie nic nie mam, wydaje się miły, sympatyczny, wręcz za dobry. Aż mnie ciarki przeszły. Znam ten typ, na zewnątrz do wszystkich uśmiech i pozory, a za zamkniętymi drzwiami pokazuje prawdziwego siebie. Jej mama go bardzo lubi, jest bardzo uczynny, uprzejmy i dobrze wychowany. Przy nich zawsze dobrze ją traktuje i odnosi się do niej z szacunkiem, ale…

– Co? Powiedz mi, czy on ją kiedyś skrzywdził? Zabiję drania.

– Nie. To znaczy, nie wiem, ale chyba to taki typ człowieka, który umie ukryć swoje prawdziwe oblicze przed innymi. Na zewnątrz pozornie super, a w środku bezduszny drań. W ostatnie wakacje, jak byłam u niej, byliśmy na plaży i po pewnym czasie kazał jej się zakryć, bo stwierdził, że ma za bardzo wycięty strój kąpielowy i chłopacy się na nią gapią. Chciałyśmy popływać, po chwili jakiś chłopak do nas zagadał, a on wleciał do wody za nami jak oparzony i zaczął szarpać tego biednego chłopaka, krzycząc, że ona jest jego i ma spadać. Później ją przepraszał i w ogóle, ale to było dziwne i mi się nie podobało. Innego razu, gdy chciałyśmy wyjść, aby potańczyć, Oliwia uwielbia taniec, to jej pasja, Patryk stwierdził chyba na tysiąc sposobów, że nie podoba mu się ten pomysł, bo znowu będzie musiał jej pilnować, bo jacyś faceci będą się ślinić na jej widok. Powiedziałam: „No wybacz, ale to chyba dobrze, że twoja dziewczyna jest piękna, trzeba do siebie mieć zaufanie”. To mnie wyśmiał. Stwierdził, że gdyby ubrała się skromniej, to może by się tak na nią nie rzucali. Sorry, ale ona w worku i tak by ładnie wyglądała. W końcu go ubłagała o wspólne wyjście, co już dla mnie było dziwne. Gdy tylko zaczęłyśmy tańczyć, po chwili koło nas zakręcili się jacyś faceci. Jeden z nich powiedział coś do Oliwii, ona grzecznie odmówiła wspólnego tańca, powiedziała, że ma chłopaka i tyle. A ten jak nie wleciał na parkiet, zaczął bez gadania szarpać tego biednego chłopaka, prawie się pobili. Oliwia siłą wyciągnęła go z klubu. Co mnie zdziwiło, on na nią najechał, że to jej wina, że jak ona może tańcować i flirtować z innymi. Że ona jest tylko jego i koniec. Że ostatni raz była na imprezie. Uwierz mi, szarpał ją za rękę i myślę, że gdyby mnie tam nie było, to może posunąłby się do czegoś więcej. Gdy zaczęłam na niego krzyczeć i jej bronić, to się odsunął, zrobił tę swoją świętoszkowatą minę i zaczął nas przepraszać.

W tym momencie miałem ochotę osobiście przejechać się do Poznania i obić mu ryj. Jak można tak traktować kobietę? W ogóle drugiego człowieka… Potrzebowałem drinka i Agnieszka chyba też. Byłem jej bardzo wdzięczny za to, co mi powiedziała, że nakreśliła mi całą sytuację.

Jeszcze opowiedziała mi, jak Oliwii mama wygadała się jej mamie, że chociaż bardzo lubi Patryka, to coś jej w nim nie pasuje, ale skoro Oliwka jest szczęśliwa i nic nie mówi, to chyba wszystko jest dobrze. Tylko, no właśnie… Oliwia nic mamie nie mówi, aby jej nie martwić. Bardzo przeżywała rozwód rodziców. Jeszcze choroba babci i śmierć dziadka, ta przeprowadzka, nie chciała obarczać matki, że coś ją niepokoi w zachowaniu ich ulubieńca.

Podeszliśmy do stolika i wszyscy zaczęliśmy się już zbierać. Kuba zamówił taksówki dla Agnieszki i Ani. Ja, Tomek i Kuba zawsze braliśmy jedną, bo mieszkaliśmy bardzo blisko siebie. Gdy tylko pożegnaliśmy się z dziewczynami i wsiedliśmy do samochodu, chłopacy od razu przeszli do pytań. Opowiedziałem im, czego się dowiedziałem od Agi i jak wyglądało zakończenie wieczoru z moją Oliwią. No właśnie, czy moją…?

Chłopacy mieli takie same odczucia co i ja do tego całego Patryka. Doradzili mi, abym na spokojnie spotkał się z Oliwią i z nią porozmawiał, ale też dał jej czas. To powinna być jej decyzja, czy ona w ogóle zechce mieć ze mną coś wspólnego, czy tylko pozostaniemy znajomymi. Jakoś sobie tego nie wyobrażałem. Już postanowiłem: nie odpuszczę, będę o nią walczył!

Gdy dotarłem do mieszkania, uświadomiłem sobie, że nawet nie wziąłem od Oliwii numeru telefonu. Dobrze, że mam po swojej stronie Anię i Agnieszkę, pewnie jak poproszę, to mi dadzą. Dziś już było na to za późno, poza tym obiecałem sobie, że dam jej dzień czy dwa na przemyślenia i jak sama się nie odezwie, to ja zrobię to pierwszy.

Wziąłem zimny prysznic i położyłem się spać. Ha, dobrze powiedziane – położyłem się i tyle. Nie mogłem zasnąć, gdy tylko zamykałem oczy, miałem ją przed sobą. Jej oczy – ich głębię, uśmiech, te delikatne usta. Jej zapach, jeszcze czułem go na sobie, jej długa szyja i ramiona. Jej lśniące włosy, kształtne piersi i długie, szczupłe nogi. Nadal czułem, jak łapię ją w talii i przysuwam w tańcu, jak cały ocieram się o jej boskie ciało, a ona mi na to pozwala. Jak wirujemy w tym hałasie i po prostu się zatracamy. Tak, pragnąłem jej całej. Jej piękny umysł, tak, jest bardzo inteligentna i elokwentna, do tego ma poczucie humoru.

Postanowione, jutro zdobędę jej numer telefonu. Nagle SMS. O tej godzinie? Myślałem, że to Kuba, ale to była wiadomość od Agi. Napisała: „Wiem, jest późno, ale czuję, że ci się to przyda i mam nadzieję, że Oliwia mi wybaczy, że daję jej numer telefonu. Proszę, tylko jej nie skrzywdź. Twoja przyjaciółka Agnieszka”.

Tak, była moją przyjaciółką, pewnie od rana już bym ją atakował i błagał o numer do Oliwki, ale nie, ona sama mi go dała. Najwyraźniej we mnie wierzy i chce, abym się nie poddawał. Odpisałem, że bardzo dziękuję i tylko prawdziwa przyjaciółka wie, co jest mi teraz potrzebne. Na co oczywiście otrzymałem w odpowiedzi same buziaczki i uśmieszki, cała Aga.

Co teraz miałem zrobić? Mam do niej napisać? Tak! Nie! Chłopie, jest piąta rano, ona śpi, a nie, tak jak ty, myśli. Postanowiłem napisać z samego rana albo nie – po południu. Nie będę nachalny, miałem dać jej czas.

W końcu jakoś zasnąłem. Gdy wstałem koło dziesiątej, wszystko robiłem jak robot. Poranna toaleta, ubranie się, śniadanie, kawka. Ciągle o niej myślałem i nie mogła mi wylecieć z głowy, nawet tego tak naprawdę nie chciałem. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie telefon. Spojrzałem na zegarek, było koło trzynastej. Dzwonił Kuba.

Jak zawsze świeży jak skowronek po imprezie zaproponował, że jeśli nie mam planów, możemy wybrać się na rowery i wtedy pogadamy, jeśli mi nie przeszło. Roześmiałem się i oczywiście skwitowałem, że nie przeszło i to dopiero początek, a rowery z chęcią, bo chcę z nim pogadać i spytać o radę.

Umówiliśmy się na piętnastą pod moim blokiem. Jechaliśmy przed siebie i gadaliśmy, nie wiem, dlaczego nie wybrałem trasy, którą często obieraliśmy z przyjacielem. Pojechałem w stronę osiedla Motylewo, piękna okolica, zielona, pola, blisko lasy, rzeka, osiedle domków jednorodzinnych.

Nagle Kuba się zatrzymał i powiedział:

– Stary, czy to nie ona, nie Oliwia? To dlatego tutaj przyjechaliśmy?

Mało nie zleciałem z roweru. To była ona, prowadziła jakąś straszą panią pod ramię i pomagała jej usiąść na ławce koło domu. Wyglądała pięknie – miała rozpuszczone włosy, krótkie spodeńki i koszulkę. Niby zwyczajnie, lecz dla mnie wyglądała jak milion dolarów. Kuba patrzył na mnie i pierwszy raz widziałem, że nie wie, co ma powiedzieć. W końcu ryknął:

– Robert! Albo jedziemy tam do niej, albo zawracamy, chłopie!

– Tak, zawracamy – powiedziałem. – Bo pomyśli sobie, że ją śledzimy czy coś w tym stylu.

Ale postanowiłem, że dzisiaj do niej napiszę i poproszę o spotkanie. „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba” – tak zawsze powtarzała nam nasza ulubiona kucharka, pani Zosia, w domu dziecka. Kuba się zgodził, stwierdził, że tak będzie lepiej i najbezpieczniej dla naszej dwójki.

Gdy skończyliśmy wycieczkę rowerową, wróciliśmy do mnie i zamówiliśmy późny obiad. Gadaliśmy o zmianach, jakie mamy zamiar wprowadzić w firmach i ich strukturach. Nasze oddziały już tak się powiększyły, że nie dawaliśmy powoli rady z samodzielnym zarządzaniem. Owszem, mieliśmy doradców, ale to był czas na wprowadzenie do struktur fachowców od zarządzania. Oczywiście to do nas należało ostatnie zdanie, ale trzeba było to jakoś ogarnąć. Nie chcieliśmy z Kubą poprzestać na tym, co mamy, nasze ambicje były duże i na razie wszystko szło tak, jak zaplanowaliśmy, a nawet lepiej.

Brat wypytywał, co mam zamiar powiedzieć Oliwii i czy odpuszczę, gdy ona o to poprosi albo nie będzie chciała w ogóle się ze mną spotkać. Jednoznacznie powiedziałem, że odpuszczę, ale nie wiem, jak to przeżyję. On powiedział, że ma dobre przeczucia i nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy w życiu.

Koło osiemnastej