Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
323 osoby interesują się tą książką
Dwójka błyskotliwych detektywów, meandry zbrodni i medyczne zagadki
Policjant po przejściach Franciszek Stawicki i ambitna aspirant Maja Kwiatkowska prowadzą śledztwo w sprawie morderstwa. Podejrzanym jest znany chirurg, a tropem prowadzącym do ofiary – sekrety jego córki. Policjanci stają przed pytaniem, dlaczego ceniony i otoczony szacunkiem lekarz miałby pchnąć nożem dilera narkotyków.
Sprawa okazuje się coraz bardziej zagmatwana, śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a przeszłość podejrzanego okazuje się pełna tajemnic. Dodatkowo wszystko komplikuje aresztowanie... jednego z detektywów.
Jaką rolę w dochodzeniu odegra Weronika, prawniczka, której Stawicki uratował kiedyś życie? Czy śledczym pomoże emerytowany sędzia, dawny mentor komisarza? Czy dwójka atrakcyjnych singli – Maja i Franciszek – nie przekroczy granic profesjonalizmu?
Największą tajemnicę skrywa jednak nóż wyjęty z serca ofiary...
***
Ałbena Grabowska
Ceniona pisarka, która niezwykłe imię, oznaczające kwitnącą jabłoń, zawdzięcza bułgarskim korzeniom. Z wykształcenia lekarka, doktor nauk medycznych ze specjalizacją w neurologii i epileptologii.
Popularność wśród czytelników zawdzięcza przede wszystkim bestsellerowej sadze Stulecie Winnych. Potencjał tej epickiej opowieści dostrzegli również filmowcy – na jej podstawie nakręcono serial w gwiazdorskiej obsadzie.
Prócz Stulecia Winnych spod pióra Ałbeny Grabowskiej wyszły m.in. kryminał Ostatnia chowa klucz oraz książki Tam, gdzie urodził się Orfeusz, Lot nisko nad ziemią, Lady M., Coraz mniej olśnień (Wydawnictwo Zwierciadło). Mieszka z trójką dzieci, dwoma kotami i psem w podwarszawskim Brwinowie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 535
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Medice, cura te ipsum
WIKTOR
Zaparkował na poboczu, zgasił silnik i wysiadł z auta.
– Gdzie ja jestem? – zapytał głośno.
Odpowiedziała mu cisza. Popatrzył w niebo. Nie było na nim ani jednej chmurki, księżyc, niemal w pełni, jasno świecił. Gwiazdy lśniły.
– Ale romantycznie – wyszeptał do siebie.
Wrócił do samochodu i pojechał dalej, modląc się, żeby szutrowa droga nie zamieniła się w piaszczystą ścieżkę, z której nie będzie mógł się cofnąć. Wracał z konferencji chirurgicznej. Uparł się, żeby po wykładzie i kolacji jechać do domu, chociaż koledzy namawiali go, żeby został i się „zabawił”.
– Stary, z Wrocławia masz kawał drogi do Warszawy – przekonywał go lekarz, którego poznał godzinę wcześniej.
Może dlatego nie został na wieczorze organizowanym przez firmę farmaceutyczną. Nie lubił, gdy się z nim spoufalano. Większość uczestników nie przyjechała, aby słuchać wykładu, tylko żeby się napić i najeść za pieniądze sponsora. Chwilę po prezentacji był ze wszystkimi po imieniu, udzielał bezpłatnych konsultacji i obiecywał, że prześle żądane materiały naukowe potrzebne temu czy innemu lekarzowi do doktoratu, którego ten pewnie nigdy nie zrobi.
– Jutro jest niedziela – powiedział i uśmiechnął się tajemniczo. – Mam zobowiązania.
– Aaaaa – odparł doktor, który przedstawił się jako Krzychu. – To jedź, jedź, żeby kobieta nie czekała...
Nie było żadnej kobiety. Żadnej, która byłaby na stałe. Bo takich na jedną noc miał mnóstwo. Stawiał kolację, mówił kilka komplementów, a potem brał je do łóżka. Dawał z siebie tyle, że powinny być zadowolone, po czym nigdy nie oddzwaniał. Większość po kilku próbach odnowienia kontaktu rezygnowała, nazywając go oficjalnie albo w myślach gnojem. Tych kilka, które się uparły, brał znów do łóżka, ale już bez kolacji, bez komplementów i bez starań, więc same odchodziły, czując się jak tanie dziwki. Za takie je zresztą uważał.
– No nareszcie – mruknął pod nosem, kiedy dotarł do wąskiej, ale asfaltowej drogi.
Jechał wolno, żeby nie wpaść na jakieś zwierzę, które przestraszone dźwiękiem silnika mogło mu wbiec przed maskę. Minął szyld. Nazwa miasta, czy też wsi, nic mu nie powiedziała. W oddali zamigotały jakieś światła. Skręcił w lewo i po kilkuset metrach wjechał na ulicę, przy której zauważył budynek policji. Zaparkował przed komisariatem, zgasił silnik i wszedł do środka.
– Dobry wieczór – rzucił do dyżurującego młodego policjanta. – Zabłądziłem. Może mi pan powiedzieć, gdzie jestem?
Policjant pokiwał głową i wskazał punkt na mapie.
– Tutaj – odparł. – W pięknym mieście Kochańczynie.
„A więc jednak to miasto” – pomyślał.
– A do Warszawy jak się dostanę? – zapytał.
Policjant ponownie popukał palcem w mapę, a potem powiedział:
– Cały czas prosto, jakieś dwa kilometry. Potem będą znaki na Warszawę.
Wiktor Kamirski podziękował. Już miał wyjść, kiedy policjant zaproponował:
– A nie wolałby pan przenocować?
Nagle poczuł się zmęczony.
– A jest tu jakieś przyzwoite miejsce? – dopytywał.
Chłopak pokiwał głową.
– No – stwierdził. – Agroturystyka Mimoza. – Tę nazwę wymówił z dumą. Po czym dodał: – Moja dziewczyna prowadzi.
– A przyjmie mnie w nocy? – Kamirski miał obawy, czy nie jest za późno.
– Jest dopiero dwudziesta trzecia – stwierdził policjant. – Zaraz do niej zadzwonię.
Wybrał numer i przedstawił sytuację.
– Ze śniadaniem? – zapytał Kamirskiego.
Doktor pokiwał głową.
– Ze śniadaniem.
Policjant odłożył słuchawkę.
– Orzeszkowej trzy – rzucił. – Prosto, trzecia w lewo i prawie do końca. Moja dziewczyna będzie na pana czekała.
Partnerka policjanta okazała się wysoką, naturalną blondynką z mocnym makijażem. Na widok Kamirskiego wyraźnie się ucieszyła.
– Naprawdę nie jest za późno? – zagadnął, nagle zmieszany jej entuzjazmem.
– Nie, nie – odpowiedziała.
Miała promienny uśmiech. Wszedł do środka. Dom był zaskakująco ładny. Urządzony prosto, ale elegancko, chociaż nieco bezosobowo.
– Zaprowadzę pana. Pokój jest na piętrze. – Wskazała mu drogę. – W pokoju jest łazienka i szafa.
– Nie będę się rozpakowywał – oznajmił, po czym się zorientował, że nie ma bielizny na zmianę, piżamy ani przyborów toaletowych.
– Chętnie użyczę panu przyborów – zaproponowała, jakby czytała mu w myślach. – Mam w zapasie szczoteczkę do zębów, pastę i jednorazowe maszynki do golenia.
Wiktor pomyślał, że pewnie należą do policjanta. Zastanawiał się, czy dziewczyna zaproponuje mu także jego piżamę.
Poszedł za nią na piętro. Otworzyła drzwi do pokoju i wręczyła mu klucz.
– Zaraz wszystko przyniosę – powiedziała.
Kiedy wróciła z obiecanymi przyborami, uśmiechnęła się nieśmiało i spytała:
– Jeśli jest pan głodny, mogę poczęstować kolacją...
– Myślałem, że to pokój ze śniadaniem – odparł skonsternowany.
– Tak, ale mogę... – zawahała się – ...czym chata bogata.
Również się do niej uśmiechnął. Podobała mu się. Naprawdę była bardzo ładna.
– A czym bogata? – zapytał.
– Mogę zrobić spaghetti – odpowiedziała. – Na szybko. Mam też pierogi z mięsem.
– Spaghetti? – Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
Pokiwała głową.
– Aglio olio albo bolognese. Może być też carbonara. Mam również krewetki. Zrobię takie spaghetti, jakie pan lubi.
Kiedy zobaczyła, że się waha, pospieszyła z zapewnieniem:
– Potrafię. Będą al dente.
– Jeśli ma pani białe wino, to poproszę z krewetkami – odpowiedział w końcu.
– Mam. – Uśmiechnęła się.
Kiedy pół godziny później jadł znakomite danie, cieszył się, że zabłądził, i był wdzięczny jej chłopakowi, że namówił go na nocleg w tym ustronnym miejscu.
– Od dawna prowadzi pani agroturystykę? – zapytał.
– Od niedawna – odparła z uśmiechem. –To mój pierwszy sezon.
Siedziała z nim przy stole, ale nie jadła makaronu. Piła tylko wino.
– Gdzie nauczyła się pani robić tak pyszne spaghetti?
Znów uśmiech.
– Pracowałam w restauracji w Neapolu.
– Studiowała pani we Włoszech? – rzucił z głupia frant i widząc jej minę, zaraz chciał przeprosić za swoje nietaktowne pytanie. Nikt, kto by studiował w Neapolu, nie skończyłby w pensjonacie w leśnej głuszy.
– Nie – odpowiedziała. – Studiowałam w Polsce. Bibliotekoznawstwo. A potem zaproponowano mi pracę we Włoszech. Pomyślałam, że zarobię trochę pieniędzy... i pojechałam. – Popatrzyła w bok. Widać z tego okresu nie miała najlepszych wspomnień.
– Przepraszam – powiedział.
– Nie, nie. – Zamachała rękoma. – Wzięłam dziekankę i pracowałam tam przez rok. Myślałam, że nieco więcej skorzystam.
– W jakim sensie?
– Sądziłam, że nauczę się włoskiego. Albo dobrze gotować.
– Nauczyła się pani dobrze gotować – zauważył.
Roześmiała się. Podobała mu się coraz bardziej.
– Robię dobrą pizzę i pastę – przyznała bez śladu chełpliwości. – Szef restauracji jednak nie chciał, żebym gotowała. Nie na poważnie. Widział mnie raczej w roli kelnerki. Blondynka, pan rozumie. W praktyce robiłam wszystko, głównie podawałam, sprzątałam... – zawahała się.
Pokiwał głową, chociaż nie do końca rozumiał.
– Nie miała pani kiedy chodzić na kursy językowe – domyślił się.
– Szef ciągle obiecywał, że wyśle mnie na szkolenie w zakresie kuchni włoskiej. Kurs językowy miałam sobie sama opłacić, kiedy już zarobię tyle, żeby przestać tam pracować.
Wyrażała się ładnie, okrągłymi zdaniami. Podobało mu się to.
– To też nie wyszło? – zapytał. – Przepraszam, że tak panią wypytuję.
– Nie szkodzi. – Roześmiała się. – Po prostu rozmawiamy.
Wzniósł kieliszek.
– Za pani zdrowie i tę kolację – wygłosił toast.
Zabrzmiało to bardzo niezręcznie. Ona jednak uśmiechnęła się miło i również uniosła kieliszek.
– Za spotkanie – odparła.
– Dobre wino – zauważył.
– Riesling – odpowiedziała szybko.
Było grubo po północy. Skończył jeść, odsunął talerz i jeszcze raz podziękował. Wstała i wyjęła z szafki herbatniki maślane. Wyłożyła je na talerzyk i postawiła przed Wiktorem.
– Przepraszam – powiedziała, sprzątając ze stołu. – Ale nie spodziewałam się gości. Gdybym wiedziała, że pan przyjedzie, zrobiłabym deser.
– Co by pani zrobiła?
– Tiramisu albo crème brûlée – zaproponowała.
– Ma pani takie coś...? – zdumiał się. – Takie coś do... – Nie mógł sobie przypomnieć nazwy.
Podeszła do szafki i wyjęła urządzenie, o którym mówił.
– Palnik cukierniczy – dokończyła.
Poczuł gwałtowną falę pożądania. Podszedł do niej i stanął blisko. Na tyle blisko, by się odsunęła, jeśli nie życzyłaby sobie jego atencji, i na tyle daleko, żeby nie naruszyć jej przestrzeni. Zrobiła krok w jego kierunku.
Wargi miała delikatne, jak dziecko. Zamknął oczy jak nastolatek, kiedy się w nich zatapiał. Ona tymczasem sunęła czubkiem języka po wewnętrznej stronie jego ust, nie przestając trzymać go wargami. Ciało Wiktora zalała kolejna fala pragnienia. Poczuł jej dłonie na swoich plecach. Wziął ją na ręce i nie przestając całować, zaniósł po schodach do swojego pokoju.
Najchętniej wziąłby ją natychmiast, gwałtownie, ale chciał przeciągnąć tę przyjemność, uznając, że ma przed sobą nietuzinkową kobietę.
– Od razu – powiedziała pozornie bez sensu, ale zrozumiał, że ona też chce go na szybko, żeby się nim nasycić.
Odwrócił ją tyłem do siebie i podciągnął spódnicę, po czym zsunął bawełniane majtki. Chwilę patrzył na wypięte pośladki, a potem szybko rozpiął spodnie i wszedł w nią. Bał się, że spuści się już po jednym pchnięciu, ale poruszył się w niej kilka razy, zanim skończył. Poczuł ulgę i wstyd. Powinien dać jej coś więcej.
– Zostań – zażądał, kiedy próbowała podciągnąć majtki.
– Jeśli chcesz – wyszeptała.
Potem wolno zaczęła rozpinać guziki bluzki, nie spuszczając z niego wzroku. Kiedy została w samym staniku, zauważył, że ma duży biust. Zastanowił się, czy jest naturalny, ale kiedy zdjęła stanik, a piersi opadły swobodnie, wiedział, że jest jak najbardziej naturalny. I najpiękniejszy, jaki w życiu widział. Zsunęła majtki do końca, a potem rozpięła guzik spódnicy. Kiedy opadła na podłogę, dziewczyna kopnęła ją nogą w bok.
– Jesteś piękna – oznajmił.
Gapił się na nią wzrokiem pełnym podziwu i pożądania. Chciał się rozebrać, ale nie pozwoliła mu. Przejęła inicjatywę. Zręcznie uwolniła go z koszuli, potem spodni. Sam w międzyczasie zsunął skarpetki. Uważał, że nie ma niczego mniej męskiego niż goły facet w skarpetkach.
Położył ją na łóżku. Cipkę miała piękną, delikatną, niewiele włosów dokoła, gładką, śliczną skórę. Rozchylił ją i posmakował językiem. Poczuł w ustach smak swojej spermy. Wessał się w nią mocniej, a wtedy ona jęknęła.
– Delikatniej – poprosiła.
Natychmiast zwolnił ucisk i zaczął delikatnie stymulować ją językiem. Kiedy zaczynała się prężyć, zwalniał ruchy, kiedy się uspokajała, przyspieszał. Widział, że jest jej dobrze. Gdy jej ciałem wstrząsnął dreszcz, nie oderwał od niej ust, aż zaczęła się wić pod nim, drżeć i prosić go, żeby dał jej chwilę. Nie spełnił jej życzenia, wiedząc, że doznania balansujące na granicy bólu i pragnienia są najsilniejsze.
– Tak, tak, tak – jęczała.
Wtedy nieoczekiwanie odsunął się od niej. Spojrzała zdumiona, jakby się nie spodziewała, że ją tak zostawi. Oddychał gwałtownie.
– Teraz ja? – zapytała.
Dotknęła ręką jego jąder. Był gotów, żeby wejść w nią jeszcze raz, ale teraz ona na to nie pozwoliła. Objęła go ustami. Jęknął. Ledwie mógł wytrzymać, czując, że dziewczyna ma nad nim całkowitą władzę, dosłownie trzymając go za jaja. Nie pozwolił sobie na kolejny wytrysk, odsunął delikatnie jej głowę. Odwrócił ją gwałtownie i wszedł od tyłu tak mocno, że aż krzyknęła.
– Cicho – wycharczał.
Poruszał się w niej rytmicznie, mocno, trzymając ją za biodra, aż znów zaczęła szeptać: „Tak, tak, tak...”.
– Chcesz jeszcze?
– Chcę jeszcze – prosiła.
– Chcesz, żebym cię tak pieprzył? – pytał.
– Chcę, żebyś mnie tak pieprzył.
Doszedł gwałtownie, razem z nią, a potem zsunął się z niej, spocony, ledwo żywy. Ona też leżała na plecach, oddychała szybko.
– Wezmę prysznic – powiedziała.
– Nie – poprosił. – Zostań ze mną jeszcze trochę. Chcę cię taką spoconą.
Skinęła głową i położyła się na nim, ściskając między nogami jego zmęczonego penisa.
– Chcesz jeszcze? – zapytał.
– Chcę, ale odpocznij – odparła.
Odpoczął tylko chwilę, a potem wziął ją jeszcze raz, już nie tak szybko i gwałtownie, tylko wolniej, spokojniej i znacznie dłużej.
– Nigdy tak się nie czułam – wymruczała, zasypiając w jego ramionach.
On także nigdy nie miał takiej kochanki, nigdy nie stawał mu trzy razy z rzędu. Żadna studentka ani koleżanka, ani dziewczyna z przypadkowej randki nie wzbudziły w nim takiego pragnienia. Nie wyobrażał sobie, że rano wstanie i wyjedzie z tego miasteczka i już nigdy jej nie zobaczy, nigdy nie będzie jej pieprzył, ani od przodu, ani od tyłu.
– Ja też nie – odpowiedział.
Rano jej nie było. Obudził się gwałtownie i usiadł na łóżku. Spojrzał na zegarek. Była ósma trzydzieści. Wstał, wziął prysznic, ubrał się i zszedł na parter.
– Dzień dobry – powitała go oficjalnym tonem.
– No i co? Zadowolony pan? – zaciekawił się policjant, o którego istnieniu Wiktor zdążył zapomnieć.
– Bardzo zadowolony – powiedział, starając się na nią nie patrzeć.
– Proszę usiąść. – Uśmiechnęła się. – Zaraz podam śniadanie. Będzie pan pił kawę czy herbatę? – zapytała.
– Na początek kawę, czarną poproszę. Potem śniadanie.
Podała mu espresso. Upił łyk. Było wyśmienite. Przyjrzał się jej, kiedy krzątała się po gustownie urządzonej rustykalnej jadalni. Była jeszcze piękniejsza niż wczoraj, bez makijażu, z włosami związanymi w koński ogon, w prostej bawełnianej sukience.
– Zrobić jajecznicę czy woli pan omlet? – Spojrzała na niego wyczekująco.
– Omlet – odparł, po czym wziął do ręki kromkę chleba i posmarował ją masłem. Był strasznie głodny.
– A ty, kochanie, co byś zjadł? – zwróciła się do policjanta, a potem do Wiktora: – Przepraszam, mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, żeby mój narzeczony towarzyszył panu podczas śniadania?
Miał coś przeciwko temu, bo nie chciał, aby ten narzeczony w ogóle istniał. Posłusznie skinął głową i zmusił się do uśmiechu.
– Naturalnie – odparł.
– A jak się panu u nas podoba? – zapytał go policjant, podczas kiedy ona kładła im na talerze po omlecie.
– Dom jest bardzo ładny – stwierdził. – Widać, że włożyliście państwo w niego mnóstwo pracy.
– Odziedziczyłem go po rodzicach – wyjaśnił policjant. – I wyremontowałem. Ale urządzała Joasia. Moja Joasia ma świetny gust.
– To prawda. – Wiktor uśmiechnął się uśmiechem faceta, który przez całą noc pieprzył cudzą kobietę i nie odczuwał z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia.
– Teraz potrzebujemy tylko reklamy – mówił dalej policjant. – Może mógłby pan napisać o nas dobrze na Facebooku? Mamy profil.
– Ja nie mam – odparł lekko zawstydzony.
– Nie musi pan mieć – przekonywał policjant. – Wystarczy, że pan wejdzie i napisze, czy się panu podobało i co.
„Tego to ja na pewno nie napiszę” – pomyślał, a głośno powiedział:
– Skoro tak można, to wystawię opinię, jak tylko wrócę do domu. Założę profil, jeśli trzeba.
– Będziemy wdzięczni – dodał policjant, nie zważając, że ma pełne usta.
„Joasiu, nie masz najlepszego gustu, jeśli chodzi o mężczyzn – pomyślał Wiktor. – Ten tu to prostak, niewart takiej dziewczyny jak ty. Ale jeśli oddajesz się takim gościom jak ja, to też nie świadczy o tobie najlepiej. Chociaż dla pensjonatu to może i dobrze”.
– Mamy tu bardzo ładne okolice – mówił policjant. – Proszę nas odwiedzić z żoną, czy tam z dziewczyną.
– Nie mam żony – odpowiedział i popatrzył na nią.
Ich spojrzenia się spotkały, ale dziewczyna szybko odwróciła wzrok.
– To z mamusią – zarechotał policjant.
– Też nie mam – powiedział i z satysfakcją patrzył, jak facet milknie i robi się czerwony.
– Na mnie już czas – stwierdził Wiktor, kiedy zjadł śniadanie.
Podczas płacenia patrzył na nią. Chciał zauważyć chociaż jedno znaczące spojrzenie albo jakiś znak, świadczący o tym, że chciałaby, aby to nie było ich ostatnie spotkanie. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Wyjechał, oglądając się za siebie i zastanawiając, czy ona teraz pójdzie do łóżka z tym bladym gościem o głupkowatej twarzy.
– Pieprzyć to – powiedział na głos.
Tyle że nie mógł o niej zapomnieć. Przez tydzień onanizował się kilka razy dziennie, przywołując w pamięci obraz jej wypiętych pośladków, rozchylonych nóg i ciężkich piersi.
A potem wykręcił numer agroturystyki Mimoza.