Notatki 2019 Niesekretny dziennik siedemdziesięciopięciolatka - Wojciech T. Pyszkowski - ebook

Notatki 2019 Niesekretny dziennik siedemdziesięciopięciolatka ebook

Wojciech T. Pyszkowski

0,0

Opis

Książka ta przedstawia indywidualne, nierzadko kontrowersyjne spojrzenie człowieka, który ma już „swoje lata” na aktualne wydarzenia zachodzące w otaczającym go świecie, mające związek zarówno z polityką jak i życiem osobistym. Otwiera ona cykl spisywanych niemal codziennie Notatek, począwszy od 2019 do 2023 roku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 400

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Voncohn

Nie polecam

Tylko dla 75 latków kontrolujacych sen. I częstomocz. I wielbiących Szkło kontaktowe.
00

Popularność




WOJCIECH T. PYSZKOWSKI

NOTATKI

NIESEKRETNY DZIENNIK siedemdziesięciopięciolatka

EPOKA PRZEDKORONAWIRUSOWA

2019

Copyright by Wojciech T. Pyszkowski 2019

Projekt okładki: Anna Bugaj Janczarska

ISBN e-book 978-83-967023-0-2

ISBN druk 978-83-9670-23-1-9

Wydanie I 2023

Wydawca: Mondo

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

Dziękuję mojej żonie, Izabeli, która z poświęceniem analizowała każdą stronę roboczego egzemplarza tych Notatek, korygując błędy stylistyczne i merytoryczne.

STYCZEŃ

5 – sobota

Już od jakiegoś czasu dojrzewała we mnie (a może nękała?) myśl o prowadzeniu notatek, zawierających systematyczne podsumowywanie przeżywanych dni. Zastanawiam się — „dojrzewała”, czy „nękała”. Chyba bardziej to drugie, bo wprowadzenie tego postanowienia w życie wymagało ode mnie przełamania bariery niechęci do rozruszania szarych komórek. Jest to wynikiem upływającego czasu, powodującego, niestety, starcze zmiany w mózgu. Nie jestem bowiem młodym człowiekiem, który ma świeże spojrzenie na świat i większość życia przed sobą. W moim przypadku, jest już, jak to mówią — bliżej, niż dalej. Powstaje pytanie — czy warto na nowo odkrywać to, co zostało już dawno poznane? No i jeszcze jedno — czy potrafię dokonać tego w miarę sprawny i składny sposób?

W rezultacie, do podjęcia decyzji o prowadzeniu tych Notatek skłoniła mnie lektura Dzienników, Andrzeja Łapickiego, który też był w zaawansowanym wieku kiedy je zaczynał pisać. Był jednak w lepszej sytuacji. Jako osoba znana mógł liczyć na zainteresowanie licznych czytelników. Co innego ja, szary człowiek i moje zdanie na temat tego, co się dzieje i jak widzę otaczający mnie świat. …

Dlaczego wybrałem ten rok na początek moich Notatek? Otóż uważam, że będzie to rok przełomowy, zarówno w polityce, jak i w moim życiu.

Jeśli chodzi o mnie — w lipcu kończę siedemdziesiąt pięć lat. Osiągam więc status pełnoprawnego, czcigodnego seniora oraz dostępuję zaszczytu korzystania z łączących się z tym faktem przywilejów, którymi obdarza mnie hojna władza. Są to niektóre lekarstwa za darmo, dodatek pielęgnacyjny do emerytury oraz uwolnienie od obowiązku corocznego płacenia abonamentu na telewizję i radio — oba te media, zwane eufemistycznie publicznymi, a w rzeczywistości, propagandowa tuba aktualnej władzy.

A w polityce — rok wyborczy. W maju wybory do Europarlamentu, a na jesieni do polskiego Sejmu i Senatu. Nadzieja na zmiany na szczytach władzy.

Piszę to wszystko nieużywanym od wielu lat, prawdziwym wiecznym piórem marki Pelikan. Namówiła mnie do tego Iza, moja Towarzyszka Życia, twierdząc, że dziennik powinno się prowadzić za pomocą właśnie tego narzędzia, a nie długopisem, ołówkiem, czy przez wklepywanie tekstu klawiaturą. Tak każe tradycja, do której się przychyliłem, na przekór dobie komputerów, laptopów i smartfonów.

Siedzę przy okrągłym stoliku, w części wypoczynkowej naszego salonu. Mam dogodny widok na wyjątkowo ładną w tym roku choinkę, regały zapełnione książkami, no i na telewizor. A w tym telewizorze, na razie ciemnym i milczącym, czają się wiadomości ostatnich dni i miesięcy. Na razie nie będę o nich wspominał

A za oknem — pierwszy, prawdziwie zimowy dzień w Warszawie. Niestety, temperatura dodatnia i wkrótce biały śnieg zamieni się w brudnawą breję.

Po południu — eliminacje do ostatniego etapu Turnieju Czterech Skoczni w ramach Pucharu Świata. Jutro skoki w Bischofshofen. Nasi na razie w miernej formie. Stoch w ogólnej klasyfikacji Turnieju na piątym miejscu. Słabo. W zeszłym sezonie triumfował.

Zdrowie — stan dobry, nie narzekam. Będę do tego siłą rzeczy wracał.

Wieczne pióro – trochę kłopotu. Atrament nie chce stabilnie spływać. Widocznie jeszcze się nie rozpisało po wieloletniej przerwie. Palce poplamione, wspomnienie dawnych, szkolnych czasów.

Brulion, w którym piszę — prezent od Izy z wyrazami miłości na szczęście.

7 – poniedziałek

Jest co prawda poniedziałek, ale wpis będzie dotyczył głównie dnia wczorajszego — zabezpieczenie przed możliwością sklerotycznego, starczego zapominania tego, co się przeżyło. W miarę upływu lat, coraz trudniej jest przypomnieć sobie, co działo się przed paroma dniami.

Więc — niedziela. Świat pracy odpoczywa, odpoczywaliśmy i my, mimo że nie mamy żadnych obowiązków zawodowych – wielki plus przebywania na emeryturze.

Nasz odpoczynek nie był jednak ograniczony jedynie do siedzenia w fotelu i oglądania telewizji. Przynajmniej do połowy dnia był odpoczynkiem aktywnym. Obudziliśmy się dopiero o godzinie 7.30. Panująca jeszcze ciemność sprawia, że zatraca się poczucie granicy między dniem a nocą, zwłaszcza rano. Tu dygresja — czas jest zimowy, GMT+1. Jednak są zakusy, aby odstąpić od zmiany czasu, cyklicznie na zimowy i letni. Nie byłoby to to złe, ale niektórzy optują za wprowadzeniem na stałe czasu letniego, GMT+2. To absurdalny pomysł. Gdyby do tego doszło, to dzisiaj obudzilibyśmy się dopiero o godzinie 8.30.

Tak więc obudziliśmy się jeszcze o godzinie. 7.30. Potem śniadanko, które codziennie przygotowuję. To mój obowiązek z mojego wyboru, w ramach sprawiedliwego podziału domowych czynności. W każdą niedzielę stajemy się „jajojeżami” – neologizm, wywodzący się od pytania: „dzisiaj jest niedziela, czy jajo jesz?”. Jajeczko na miękko, kilka kromek żytniego chleba, kozi twarożek, zwykły i smakowy. W pierwszej wersji to połączenie białego koziego sera z kozim jogurtem, a w drugiej, dodane do niego różne przyprawy. Jest jeszcze roladka z wędzonego twardego sera krowiego, oraz serek gotowy, w kubeczku, też o różnych smakach. Do picia, dla Izy przegotowana woda, a dla mnie zioła z torebki na obniżenie cholesterolu.

Nie popijamy jedząc — robimy to dopiero po zakończeniu śniadania, aby nie rozrzedzać soków żołądkowych i nie ograniczać wydzielania się śliny.

Jednym słowem, samo zdrowie!

Jednak, niestety, nie da się uniknąć połykania porannej porcyjki lekarstw — wątpliwa przyjemność tak zwanego zaawansowanego wieku.

Po śniadanku, ceremonia przygotowania dwóch rodzajów soku, owocowego i warzywnego.

W październiku ubiegłego roku kupiliśmy wyciskarkę do soków (nie mylić z sokowirówką). Polecam — w efekcie, otrzymuje się zdrowy, gęsty płyn, zawierający oprócz samego soku dużo błonnika. Jeszcze o tym wspomnę.

O godzinie 11.30, rzecz kluczowa w naszej walce o utrzymanie sprawności — ćwiczenia fizyczne. Zajmują nam prawie półtorej godziny. Te siłowo-wytrzymałościowe oboje wykonujemy na urządzeniu Total Crunch, a ja jeszcze serię ćwiczeń na rozruszanie stawów i wzmocnienie mięśni brzucha, na karimacie.

Niedzielne ćwiczenia, to tylko część przez nas uprawianych. Następna ich porcja w tygodniu, na ogół we środę lub we czwartek. Ja wtedy do Total Crunch dodaję trening z wykorzystaniem niewielkiej, wykonanej na zamówienie, sztangi oraz sztangielek ręcznych.

Dopiero po ćwiczeniach mogliśmy sobie pozwolić na odpoczynek w fotelu i zależnie od upodobania, książkę, rozwiązywanie krzyżówek lub Jolek i ewentualnie oglądanie telewizji. Oczywiście przy herbatce lub kawie.

To tyle, jeśli chodzi o nas.

A poza tym — eliminacje do ostatniego, czwartego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w ramach Pucharu Świata (PŚ), oraz sam konkurs w Bischofshofen. Do konkursu zakwalifikowali się: Kubacki, Żyła, Stoch, Hula i Wolny. Kubacki uzyskał 145 metrów, nowy rekord obiektu. Natomiast sam konkurs wygrał niepokonany Ryoyu Kobayashi, Kubacki 2, Stoch 12. W klasyfikacji ogólnej całego Turnieju – Kobayashi 1, Kubacki 4, Stoch 6.

Święto Trzech Króli. Jak zwykle, przemarsz Orszaku Trzech Króli z Placu Zamkowego na Plac Piłsudskiego, tym razem pod hasłem „Odnów oblicze ziemi”. Tłumy chętnych i entuzjastów tego rodzaju wydarzeń.

W USA bałagan, związany z częściowym zawieszeniem rządu z powodu braku porozumienia między Białym Domem a Kongresem w sprawie budowy muru na granicy USA z Meksykiem. Mają Amerykanie swojego Dudę — Trumpa!

Zapowiedź finału WOŚP. Ma się odbyć 13 stycznia. Owsiak niezmordowany, wbrew nagonce ze strony osób związanych z obozem rządzącym. Tak trzymaj, Jurek – nie daj się!

Węgry – protesty żółtych kamizelek przeciw tak zwanej ustawie niewolniczej. Opozycja obudziła się z ręką w nocniku. Rozbita, bez wpływu na to, co wyprawia Orban. Przestroga dla naszej rodzimej opozycji.

W Austrii i Niemczech paraliż komunikacyjny, spowodowany obfitymi opadami śniegu.

Ostatni Konkurs Czterech Skoczni wygrał niepokonany Ryoyu Kobayashi, Kubacki 2, Stoch 12.

W klasyfikacji ogólnej całego Turnieju — Kobayashi 1, Kubacki 4, Stoch 6.

A u nas — ostrzeżenie pierwszego stopnia przed silnym mrozem dla woj. Podlaskiego. Nowa afera w sprawie ustawy o świeckim państwie i niekończące się dyskusje na temat szans odsunięcia PIS-u od władzy.

A wszystko to opisuję dzisiaj, w poniedziałek, po dokonaniu cotygodniowych zakupów w Centrum Handlowym, siedząc wygodnie w fotelu i popijając kawkę. Obok, kieliszek koniaku, kawałek czekolady i szklanka soku owocowego z wyciskarki. W żołądku, banan, szaronka i kiwi. Iza oczywiście mi towarzyszy, konsumując i popijając to samo.

Pióro — w dalszym ciągu atrament co jakiś czas wysycha. Palce znowu poplamione.

Zdrowie — bez przykrych niespodzianek. Oby tak dalej.

Rano było na zewnątrz -8o C. W ciągu dnia ociepla się do -4o C.

Obiadu dzisiaj zwyczajowo nie będzie. Poniedziałek jest dniem „bezobiadowym”. Z tym dniem tygodnia tradycyjnie łączy się „bez”. W czasach komuny był to dzień „bezmięsny”.

8 – wtorek

Przeczytałem swoje wypociny z dni poprzednich. Trochę rozwlekłe i za obszerne. No cóż, to, jak mówią, „pierwsze początki”. Obawiam się jednak, że nawyk nadmiernego rozpisywania się pozostanie.

Oczyściłem i porządnie wypłukałem moje pióro. Może teraz atrament będzie spływał bez przerw i konieczności ciągłego podkręcania tłoczka.

Powrócę jeszcze do poniedziałku.

Jak wspomniałem, jest to dzień cotygodniowych zakupów, które teoretycznie powinny starczyć na cały tydzień. Bywa z tym oczywiście różnie, nie da się wszystkiego przewidzieć.

Dlaczego właśnie wybraliśmy poniedziałek? Odpowiedź jest prosta — ze starczej oszczędności. W supermarkecie, do którego jeździmy, w poniedziałki szczególnie są forowani seniorzy. Dokonane przez nich zakupy premiowane są pięcioprocentową zniżką, której kwota kumulowana jest na Karcie Skarbonka. Można w ten sposób uciułać w ciągu roku niezłą sumkę i w listopadzie lub w grudniu zaszaleć za darmo, płacąc za zakupy Skarbonką. W ubiegłym roku uzbieraliśmy 460 złotych. Zawsze coś.

W Centrum Handlowym spędzamy zwykle od trzech do czterech godzin. Po zapełnieniu wóz… (znowu atrament nie chce spływać). A więc, po zapełnieniu wózka zakupami, idziemy do bardzo przyjemnej czekoladziarnio-kawiarni, gdzie przy herbatce (bo kawa jest najlepsza jedynie w naszym domu przy ul. A…) i zwyczajowej pralince z gorzkiej belgijskiej czekolady, oddajemy się lekturze dostępnych tam pism.

Sama rozkosz! Żeby jeszcze tylko oczy nie odmawiały posłuszeństwa. Zdarza się, że zapominam wziąć z domu okularów do czytania i wtedy męczę się, bo mimo wszystko, przy dobrym oświetleniu mogę coś odcyfrować.

Na starość zrobiłem się klasycznym dalekowidzem. Z daleka wszystko widzę bardzo dobrze i wyraźnie. Nie narzekam jednak. Mogłoby być znacznie gorzej — dwie pary okularów. Na razie pozostaję przy jednej. Iza natomiast, po operacji zaćmy w obu oczach, stała się krótkowidzem. Czyta wszystko bez problemu, ale za to musi nosić okulary do dali.

Po herbatce i lekturze czasopism, często jeszcze odwiedzamy znajdujące się w galerii sklepy. Ten utarty zwyczaj świadczy o błogiej stabilizacji. Oby jak najdłużej — bez przykrych niespodzianek!

Kiedy płaciłem w kawiarni za dokonane zamówienie, wypadły mi z portmonetki dwie monety i potoczyły się po podłodze. Schyliłem się natychmiast po jedną z nich, uprzedzając usiłującą mi pomóc młodą dziewczynę. Była chyba zdumiona moją sprawnością, bo jęknęła rozczarowana, ale z ukrywanym podziwem.

— Jestem sprawnym staruszkiem — stwierdziłem triumfalnie. Obserwujące to zdarzenie ekspedientki uśmiechnęły się życzliwie.

— W lipcu kończę siedemdziesiąt pięć lat! — dodałem z dumą, mając niemal pewność, że na tyle nie wyglądam.

— Chyba nie obca panu joga? — dpytała jedna z nich, premiując w ten sposób mój wygląd i fizyczne możliwości.

— Jogi nie uprawiam, ale regularnie ćwiczę. Bezczynność, to śmierć. Na szóste piętro wchodzę bez zadyszki.

— No, no, bez zadyszki… na szóste piętro — skwitowała ze zdumieniem i odrobiną zazdrości druga.

Odniosłem swój mały, prywatny sukces…

Dzisiaj od rana sypie drobniutki, uciążliwy śnieżek. Systematycznie pokrywa wszystko. Jest tylko jeden stopień mrozu. Nie jest to jeszcze dla Warszawy kataklizm. Ruch na ulicach nie jest utrudniony.

A w górach zimowy Armagedon. Zaspy do wysokości kilku metrów. Turystyczne szlaki zamknięte. Obserwatorium na Śnieżce zasypane pod dach. Znajdują się jednak szaleńcy, którzy ryzykują wyprawę w góry, nawet powyżej schronisk. Oczywiście błądzą, i nie wytrzymując mrozu, zawiadamiają GOPR, aby ich stamtąd bezpiecznie sprowadziło.

Bezmyślność, która przecież kosztuje, jednak nie sprawców. Gdyby znaleźli się po czeskiej stronie, musieliby za akcję ratunkową zapłacić. Praktyczni Czesi w takim przypadku obciążają kosztami wszystkich tych, którzy na tę ewentualność się nie ubezpieczyli.

W polityce draka z powodu horrendalnie wysokich zarobków jednej z asystentek Glapińskiego.

Rokowania ZNP z minister oświaty w sprawie podwyżek. Nauczyciele grożą strajkiem.

Awantura z powodu ujawnionego projektu ustawy o przemocy w rodzinie.

W tle — zbliżający się nieubłagania (na początku lutego) zjazd, tworzonej przez Biedronia partii. Trwają spekulacje i domysły, jaki będzie miała program i jakie poparcie. A nad tym wszystkim wisi wypuszczony przez PIS balon o ewentualnym rozpisaniu przedterminowych wyborów.

Moje wieczne pióro w dalszym ciągu trochę przerywa. No cóż, muszę się do tego przyzwyczaić. Nie zrezygnuję z niego, bo moje niewyraźne pismo jest jednak nieco bardziej czytelne, niż bazgranina długopisem.

10 – czwartek

Już dziesiąty dzień Nowego Roku. Pierwsza dekada minęła nie wiadomo kiedy. Za oknem, od kilku dni, niezmiennie zima. Wszystko pokryte warstewką śniegu. Temperatura w ciągu dnia od -2o C do -4o .W nocy spada nawet do -10o C. Już dawno nie było w Warszawie o tej porze zimy. A jeśli temperatura spadała poniżej zera, to śniegu nie uświadczyło się ani grama.

Przypominają mi się zimowe miesiące z okresu mojej wczesnej młodości – lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte ubiegłego wieku ( ale to brzmi, „ubiegły wiek”, to tak, jakbym odwoływał się do czasów prehistorycznych!). Gruba warstwa śniegu na ulicach, ubita i nieusuwana. Znakomite podłoże do jazdy na łyżwach. Trzeba było tylko uczepić się ciężarówki, i hulaj dusza, piekła nie ma!

No tak, czas leci…

Zanim wrócę do poprzednich dwóch dni, z kronikarskiego obowiązku zanotuję, że dnia 3 stycznia, w czwartek, a więc zanim rozpocząłem swoje notatki, odbył się pogrzeb biskupa Tadeusza Pieronka, jednego z niewielu hierarchów kościoła katolickiego, który nie obawiał się mówić prawdy i wygłaszać sądów, nie zawsze będących po myśli Kościoła i rządzącej partii. Myślę, że wielu z jego wrogów odetchnęło z ulgą.

W ubiegły wtorek zrobiłem zakupy w Hali Mirowskiej. Zawsze tam jeżdżę, bo ceny lekarstw w tamtejszej aptece są przynajmniej o jedną trzecią niższe, niż w pozostałych, a przecież drobne dolegliwości senioralnego wieku wymagają systematycznych wydatków na ten cel. Od tego się nie ucieknie, (musiałem o tym wspomnieć, bo przecież mój już dość zaawansowany wiek, powinien być już z urzędu obciążony jakimiś dolegliwościami). Na szczęście, tak naprawdę, to nie czuję upływu lat, poza strzykaniem w lewym kolanie, prawej stopie i drobnymi pobolewaniami w części lędźwiowej kręgosłupa.

A więc, dokonałem zakupów dla siebie i Izy, za mimo wszystko niezłą sumkę. Kupiłem między innymi końską maść, z dodatkiem ekstraktu z konopi, również i dla mojej siostry, Joli, która skarży się na uporczywe bóle kolana, na skutek nabytej przed paru laty kontuzji. Siostra jest młodsza od mnie o siedem lat, i podobnie, jak ja, nieźle się trzyma. W zeszłym roku spotkało ją wielkie nieszczęście – nagle umarł jej mąż, Grzegorz. Wspomnę o tym później. Jola ma jutro do nas wpaść na obiad.

Opłaciłem też, po raz ostatni, haracz na tak zwane wolne media, czyli opanowaną przez PIS TVP, 152 złote 10 groszy za siedem miesięcy. W lipcu kończę siedemdziesiąt pięć lat i koniec opłat!

Pozostało mi jeszcze uiszczenie corocznej składki do Koleżeńskiej Kasy Pogrzebowej PLL LOT. To dodatkowe ubezpieczenie kosztów pogrzebu w razie, gdybym przeniósł się na tamten świat.

Wczoraj, we środę, obowiązkowe ćwiczenia fizyczne. Total Crunch, sztangielki i mała sztanga, którą swego czasu wycyganiłem od swego siostrzeńca, Michała (zamiana na worek treningowy do boksowania). Zajęło mi to około półtorej godziny. Iza oczywiście dzielnie mi w tym sekundowała, ograniczając się jedynie do Total Crunch, ale to i tak wystarczy. Jest bardzo sprawna, mimo trapiącego ja od kilkunastu lat RZSu. Podziwiam jej determinację i wolę walki.

Po ćwiczeniach, drugie śniadanko w postaci owoców (banan, szaronka i kiwi), oraz gęstego soku owocowego z wyciskarki. Potem wypad do miasta na umówioną wizytę u optyka – Iza zamówiła okulary do czytania, no i, mimo brei na chodnikach, przejście do sklepu, gdzie kupiliśmy nowy ciśnieniomierz. Stary odmówił posłuszeństwa.

Iza okupiła ten spacer pęknięciem podeszwy w bucie i przemoczoną stopą. Buty nie nadają się już do użytku. Na szczęście, w rezerwie są inne.

W polityce — dziki pod ostrzałem. Planowane jest wybicie większości populacji dzików. Minister Środowiska tłumaczy to walką z szerzeniem się afrykańskiego pomoru świń (APŚ). Cała akcja ma się rozpocząć już w ten weekend. Pomysł durny i zdaniem fachowców w żadnym wypadku nie ograniczy APŚ. Są protesty obrońców przyrody i dzików. Prezydent Duda obudził się i zamierza spotkać się w tej sprawie ze wszystkimi zainteresowanymi stronami (oprócz dzików, oczywiście). Jak doświadczenie uczy, będzie to kolejna akcja naszego prezydenta, która nie przyniesie żadnych rezultatów.

Prezes NBP, Glapiński, nie chce ujawnić ani swoich zarobków, ani pobieranych przez pracowników — nie boi się przeciwstawić nawet naciskom swej macierzystej partii PIS i Kaczyńskiego.

Wizyta Matteo Salviniego, wicepremiera Włoch, szefa tamtejszego MSW, polityka faszyzującego i rusofila, ze swoim odpowiednikiem, Brudzińskim. W planach, spotkanie z Kaczyńskim na Nowogrodzkiej i prawdopodobnie próba zawarcia koalicji z PIS w Parlamencie Europejskim (PE), oraz utworzenie tak zwanej Osi Włosko – Polskiej, w opozycji do Osi Niemiecko – Francuskiej. Ta Oś niechlubnie kojarzy się w kontekście nie tak odległej historii.

A teraz — herbatka z imbirem, po tradycyjnych owocach i soczku. Odpoczynek po wypadzie do Centrum Handlowego Arkadia. Iza kupiła tam sobie na wyprzedaży wełniany sweter – granatowy golf. Wygląda w nim bardzo ładnie. Oczywiście po zakupach nie odmówiliśmy sobie kawki u Grycana i rurek z bitą śmietaną.

Ja nie kupiłem nic. Szukam rozpinanego swetra, ale od dawna nie mogę go znaleźć. W starym zrobiły się dziury na łokciach, które Iza zacerowała i zasłoniła granatowymi podłokietnikami.

No i proszę, znowu się rozpisałem!

12 – sobota

Wczoraj, w piątek, musieliśmy się zerwać skoro świt, około 6.30, ponieważ Iza miała od dawna umówioną na godzinę 9.30 wizytę w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu. Ma on swoją siedzibę w Kajetanach, ale na szczęście, otworzył swoją filię w Warszawie, przy ulicy Mochnackiego. Gdyby nie to, musielibyśmy pokonać kawał drogi aż do tych Kajetan.

Prawie półtorej godziny zajęło nam oprzytomnienie, umycie się, ubranie i zjedzenie porządnego śniadania. Główne danie, kaszę wraz z dodatkami, ugotowałem poprzedniego wieczoru, wystarczyło więc jedynie ją podgrzać. Wszystko spokojnie, bez pośpiechu i na czas.

Tym razem, nie pojechaliśmy tam samochodem. O tak wczesnej porze, wszystkie okoliczne ulice, a zwłaszcza główne trakty, są zakorkowane. Natomiast komunikacja miejska jest niezawodna, dobrze zorganizowana i w miarę punktualna. Musieliśmy tylko ciepło się ubrać, bo za oknem straszyło dziewięć stopni mrozu.

Autobus, przesiadka do tramwaju, i bez przeszkód, sprawnie, znaleźliśmy się na miejscu, nie tracąc nerwów staniem w korkach.

Iza przeszła wszystkie niezbędne, cykliczne badania, łącznie z regulacją aparatów słuchowych. Zajęło to nam dwie godziny z kawałkiem.

Potem wpadliśmy do pobliskiej pasmanterii, przy ul. Filtrowej, aby kupić podkolanówki. Znamy tę pasmanterię od 1969 roku, to jest od czasu, kiedy wprowadziliśmy się do naszego pierwszego mieszkania – 36,6 m2, ze ślepą kuchnią, dwie ulice dalej.

To wyjątkowo przypadek, aby sklep przetrwał tyle lat w tym samym miejscu, bez zmiany branży. Nawet akwarium to samo, z którymś tam już pokoleniem rybek. Nie ma jedynie niewielkiego pieska, który biegał po kontuarze.

Około 15 wpadła do nas na obiad Jola. Spędziła z nami dobrych parę godzin przy smacznym, przygotowanym przez Izę jedzeniu. Jest w niezłej formie. Doszła już do siebie po niespodziewanej śmierci Grzesia i załatwia formalności, związane ze spadkiem.

Kątem oka, bez włączania dźwięku, śledziłem eliminacje naszych skoczków do dzisiejszych zawodów. Najlepszy z nich, Kubacki, zajął trzecie miejsce, a zwyciężył oczywiście fenomenalny Japończk, Ryoyu Kobayashi. Jak dotąd, jest niepokonany (poza jednym przypadkiem). Wszystkich naszych siedmiu skoczków zakwalifikowało się do konkursu.

A dzisiaj, w sobotę, od rana realizacja przyjętego przez nas planu na przedpołudnie. Śniadanie — tym razem kasza jaglana, potem akcja wyciskania soku owocowego i warzywnego, a w przerwie, cotygodniowe ćwiczenia, dla utrzymania sprawności i opóźnienia procesu starzenia. Następnie, chwila relaksu — Iza umyła głowę, a ja, po wyrzuceniu śmieci, znalazłem czas na skrobnięcie tych paru słów.

O godzinie 16.00 ma się odbyć konkurs skoków PŚ w Val di Fiemme. Ciekawe, jak wypadną nasi. Czy Stoch odzyska formę? Zobaczymy.

A w polityce — pierwszy weekend masowej rzezi dzików. Na skutek licznych protestów, minister środowiska zaapelował, aby nie strzelać do prośnych loch i do tych, które wiodą warchlaki. Łaskawca…

PIS igra z ogniem i planuje wraz z USA konferencję, której tematem ma być bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie. Ma się ona odbyć w lutym, w Warszawie. Przedstawiciel dyplomacji Iranu wysłał ostrą notę, krytykującą ten pomysł i strasząc konsekwencjami tych, którzy będą w niej uczestniczyć. Czy zawoalowana groźba dokonania ewentualnych zamachów?

Zdrowie — stan stabilny, poza rutynowym pobolewaniem w prawej stopie i w lewym kolanie. Kręgosłup, dzięki systematycznym ćwiczeniom, opanowany.

Iza narzeka na ból palucha prawej stopy. No cóż, bez tego się nie obejdzie w naszym wieku.

Aha — przyszedł list z Australii, z życzeniami świątecznymi i noworocznymi, wysłany 6 grudnia ubiegłego roku! I my narzekamy na nasza pocztę… Chociaż, może rzeczywiście gdzieś utknął na naszym terytorium.

15 – wtorek

No i połowa stycznia za nami. Czas upływa. Choinka powoli schnie, ale nadal jest bardzo ładna. Na zewnątrz, pogoda zmienna – raz mróz, raz odwilż. Dzisiaj śniegu już nie ma. Plucha, ciśnienie spadło do 980 haPa (734 mmHg). Dawno nie było tak niskie. Nie sprzyja to aktywności i jasnemu myśleniu. Wytężam te kilka szarych komórek, aby przypomnieć sobie, co się wydarzyło podczas ubiegłych dwóch dni.

Konkurs skoków w Val di Fiemme tym razem nie zakończył się kolejnym sukcesem dla Kobayashiego, zajął dopiero 7 miejsce. Natomiast Kubacki był 1, Stoch 3, Żyła 10. Reszta naszej ekipy na odległych miejscach. W sumie, nasi spisują się całkiem nieźle. Drużynowo zajmujemy 1 miejsce, przed ekipą Niemiec. Za tydzień, Zakopane – konkurs drużynowy i indywidualny.

W niedzielę, od rana, Orkiestra Świątecznej Pomocy grała swój finał, już dwudziesty siódmy, mimo bezinteresownej zawiści niechętnych im ludzi i polityków PISu. O godzinie 14.00, było na jej koncie już 23 miliony złotych. Kwota rosła bardzo szybko. O 17.00, 33 miliony, o 19.00, 45 milionów. W wielu miastach Polski i świata, nastrój radosny i prawdziwie świąteczny. Nic nie zwiastowało zbliżającej się tragedii…

O godzinie. 20.00, kulminacja wydarzenia — światełko do nieba. Na scenach świętujących miast, odliczanie minut, dzielących nas od tej godziny. W Gdańsku, na scenie jest również prezydent miasta, Paweł Adamowicz. Też odlicza, trzymając się z innymi za ręce — 6, 5, 4, 3, 2, 1. Muzyka, śpiew, feeria świateł. I w tym momencie, podbiega do niego wysoki mężczyzna, trzykrotnie zadając mu cios nożem. Prezydent upada. Sprawca wkrótce zostaje obezwładniony i aresztowany. Karetka odwozi prezydenta do szpitala.

W nocy, po pięciu godzinach operacji, nadano komunikat — sprawca uszkodził serce, przeponę i niektóre organy w brzuchu. Prezydent w bardzo ciężkim stanie, ale żyje. Najbliższe godziny będą dla niego krytyczne.

Niestety, w poniedziałek, około godziny 15.00, prezydent umiera.

Komentatorzy określają ten zamach, jako drugi w dziejach niepodległej Polski mord polityczny, po zamachu na prezydenta Narutowicza.

Polityka nietolerancji, dzielenia społeczeństwa, nienawiści do osób o odmiennych poglądach politycznych i światopoglądach, po trzech latach nowej władzy zaowocowała tragedią…

Zamachowiec, kryminalista, który w grudniu wyszedł z więzienia, zanim został obezwładniony, wykrzyczał, że został niesłusznie uwięziony i że PO go torturowało.

Pytanie — czy działał sam, czy za czyjąś namową?

W poniedziałek wieczorem Owsiak rezygnuje z przewodniczenia Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Ma dość kilkuletnich ataków na swoją osobę, dyskredytujących działalność Fundacji i jej uczciwość. Orkiestra ma nadal grać, ale już pod kierownictwem pozostałych osób z Zarządu. On sam, na szczęście, ma nadal dla niej pracować. Szlachetna idea, na przekór wszystkiemu, przetrwała.

Od dziś w Warszawie trzy dni żałoby. Prezydent Duda zapowiedział ogólnopolską żałobę w dniu pogrzebu.

A świat nadal funkcjonuje, mimo tragicznego zgrzytu. Iran zawiesza, mający się odbyć pod koniec stycznia, festiwal polskich filmów w Teheranie. Dera, z kancelarii prezydenta, głupawo stwierdził, że jest problem z Iranem i że trzeba o tym dyskutować. Może i tak, ale dlaczego u nas?

Zamach i śmierć prezydenta Adamowicza odsunęły na dalszy plan emocje, związane z masowym polowaniem na dziki, ale ono z pewnością nadal było realizowane, aż do końca weekendu.

Wraz z Izą, przygnębieni ostatnimi wypadkami, usiłujemy się w tym wszystkim jakoś odnaleźć. Wczoraj, słuchaliśmy do późna komentarzy i wiadomości. Zadzwonił do nas Adam, mąż kuzynki Izy, Ewy, również podłamany sytuacja polityczną i tym, co się dzieje w Polsce. U nich nie najlepiej. Walczą z uciążliwymi chorobami.

Skończyłem czytać Dzienniki 1984 – 2005, A. Łapickiego. Świetna rzecz, polecam każdemu. Teraz sięgam po Wodeckiego Tak mi wyszło. Dostałem tę książkę od Izy na Gwiazdkę.

W najbliższy czwartek mam wizytę u kardiologa. Kontrola, jak co pół roku. A 31 stycznia u naszej lekarki rodzinnej po skierowanie na coroczny przegląd techniczny mojego organizmu. Trzeba panować nad tym, co w nim piszczy. Taki nawyk, który pozostał mi po latach mojej pracy na morzu i w powietrzu.

Jutro, rutynowe ćwiczenia — Total Crunch i ciężary (hantle i sztangielka).

16 – środa

Smutny i szary dzień. Odwilż, +3o C. Topnieją resztki śniegu, który spadł w nocy. Żałoba po śmierci prezydenta Gdańska. Pogrzeb ma się odbyć w sobotę. Prawdopodobnie jego prochy zostaną pochowane w Bazylice Mariackiej.

W mediach i na portalach akcja poparcia dla Jerzego Owsiaka, mająca na celu zmianę jego decyzji o nieprzewodniczeniu Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Dyskusja na temat skutków szerzącej się od trzech lat mowy nienawiści i dzielenia ludzi na lepszy i gorszy sort, w zależności od politycznych poglądów.

PIS ubrał się w owczą skórę i oficjalnie też pogrążony jest we współczuciu i żałobie. Nawet propagandowa TVP spuściła z tonu. Nie wiem, na ile jest to prawdziwe i ile w tym wyrachowania, ze względu na rok wyborczy. Może rzeczywiście partia ta poszła po rozum do głowy i przestraszyła się skutków uprawianej przez nią polityki? To ostatnie bardzo wątpliwe.

Niezależna telewizja (TVN) przywołuje obraz milczącego w zadumie tłumu mieszkańców Gdańska, zebranych na Długim Targu w proteście przeciw przemocy. W uszach brzmi przejmujące wykonanie The Sound of Silence, śpiewanej a cappella pięknym, męskim głosem. I te twarze, po których toczą się łzy…

W Sejmie, rozpoczęły się trzydniowe obrady, poświęcone budżetowi na ten rok. Zostały otwarte krótkim wspomnieniem o zamordowanym prezydencie, wygłoszonym przez Schetynę, i minutą ciszy. Schetyna pewnie ma moralnego kaca po tym, jak jego partia cofnęła poparcie startującemu w wyborach Adamowiczowi, forując Jarosława Wałęsę. Polityka…

Na prawicowych portalach fala nienawiści. Głosy podziwu i poparcia dla mordercy. To się nie mieści w głowie. Przekroczyliśmy Rubikon… Dotychczas, czołowi politycy na pierwszej linii mogli czuć się bezpieczni. A teraz? Kto wie, może znajdą się naśladowcy mordercy i zamachowca?

Czas niesprzyjający aktywności, ale przecież trzeba się zmobilizować i jakoś żyć. Wszystko w naszych rękach. Zagłosujmy w nadchodzących wyborach i zmieńmy rzeczywistość, odsuwając PIS od władzy.

A co u nas, w naszym prywatnym grajdole?

Mimo wszystko, odbyliśmy co środowe, rutynowe ćwiczenia, nerwowo słuchając wiadomości, w niezależnej rozgłośni, TOK FM. Potem odpoczynek przy doskonałej kawie i czymś słodkim. Iza rozwiązuje „żółtą” krzyżówkę i Jolkę w „Angorze”, a ja zacząłem czytać książkę o Wodeckim. W przerwie, skrobnąłem tych parę słów.

Acha, podlałem choinkę, która mimo że schnie, pije jeszcze z wysiłkiem wodę. Niedługo trzeba będzie ją rozebrać.

17 – czwartek

Od rana jestem na nogach. Pobudka o 6.30 śniadanie i wizyta u kardiolożki. Rutynowa, półroczna kontrola. Serce w normie, nadal pracuje. Ciśnienie wyregulowane. Zmieniła tylko dwa lekarstwa. Następna wizyta w czerwcu.

Po powrocie do domu, akcja wyciskania soków, owocowego i warzywnego. Wyszło sporo, starczy na trzy dni.

A w prasie i w telewizji nadal komentarze na temat zamordowania prezydenta Gdańska. Nastrój żałoby i refleksji. Dominuje temat mowy nienawiści i skutków, jakie może wywołać. W szkołach organizowane są na ten temat lekcje; lepiej późno, niż wcale.

W PISie panika. Obowiązuje zakaz negatywnego wyrażania się o tym, co się wydarzyło. Wszyscy przysiedli, przykucnęli, udając, że są wstrząśnięci. Zakaz ten został oczywiście złamany w rządowej TVP, która w Wiadomościach wieczornych wyemitowała nienawistny i szczujący materiał na temat Pawła Adamowicza. Program ten na swój sposób usankcjonował sam prezes PISu, Kaczyński, który wraz z wicemarszałkami, Terleckim i Mazurek, nie był obecny podczas wczorajszego wystąpienia Schetyny i ceremonii uczczenia pamięci zamordowanego minutą ciszy i krótką modlitwą. Dopiero potem, cała trójka ostentacyjnie wkroczyła na salę posiedzeń. Godni pożałowania ludzie, których nie porusza nawet majestat śmierci. Ich symptomatyczną nieobecność dostrzegli również zagraniczni komentatorzy.

Dzisiaj, o godzinie 15.00 ma się odbyć w Dworze Artusa uroczyste posiedzenie Rady Miasta. O godzinie 17.00 trumna ze zwłokami zamordowanego prezydenta zastanie wystawiona w Europejskim Centrum Solidarności, gdzie przez najbliższą dobę będzie można Adamowicza pożegnać.

W piątek, trumna zostanie w pochodzie przewieziona do Bazyliki Mariackiej. Pozostanie tam do północy. Potem ciało prezydenta ma być spopielone.

W sobotę, o godzinie 12.00 msza pogrzebowa i pochowanie prochów prezydenta w specjalnie przygotowanej niszy, w ścianie kościoła. Ma być obecny prezydent Duda i premier Morawiecki.

Duda ogłosił żałobę narodową od godziny 17.00 w piątek, do godziny 10.00 w sobotę. Pogrzeb ma się odbyć z „elementami państwowymi”, cokolwiek to może znaczyć.

Rodzina zamordowanego zaapelowała, aby nie przynosić kwiatów, a zamiast tego, wesprzeć datkami WOŚP lub Hospicjum ks. Dudkiewicza.

Na komisarza miasta została powołana dotychczasowa wiceprezydent, Aleksandra Dulkiewicz. W ciągu trzech miesięcy mają się odbyć wybory uzupełniające. Ciekawe, kto będzie w nich startował.

To na razie wszystko. O godzinie 15.00, włączam telewizję, oczywiście nie TV-PIS, a TVN 24.

Nadal trwa szeroko zakrojona akcja #MuremzaOwsiakiem, której celem jest przekonanie dyrygenta WOŚP, aby nie poddawał się i zmienił swoją decyzję i nadal nią kierował. Nie można pozwolić, aby zło zwyciężyło i pogrążyło tę fundację.

20 – niedziela

Jest niedziela. Zwykle jest to czas odpoczynku, rozluźnienia, spokoju i wyciszenia. Tym bardziej trudniej jest mi powrócić do ubiegłych dni, napiętnowanych skutkami zbrodni i żałoby.

W piątek, trumna zamordowanego prezydenta Gdańska przeniesiona została z Europejskiego Centrum Solidarności (ESC) do Bazyliki. Towarzyszył jej wielotysięczny kondukt. Wstrząsające wrażenie. Dźwięk dzwonów, kilka pocztów sztandarowych, orkiestra Marynarki Wojennej, asysta honorowa żołnierzy Marynarki Wojennej.

Do Bazyliki została wniesiona na barkach sześciu prezydentów miast — Trzaskowskiego, Karnowskiego, Żaka, Dutkiewicza, Jaśkiewicza i Frankiewicza. Potem odbyła się msza w intencji zmarłego. Przewodniczył jej Metropolita Gdański, ABP Leszek Głódź. Obecny był min. Szef Rady Europejskiej, Donald Tusk.

W sobotę, o godzinie 12.00 msza pogrzebowa w obecności około 4000 osób, prezydentów wszystkich miast, byłych prezydentów Rzeczypospolitej i wielu osobistości z zagranicy. Zjawił się także prezydent Duda i premier Morawiecki, a także ministrowie, reprezentujący rząd PIS-u. Usadzono ich w tylnych rzędach kościelnych ław. Ani Kaczyński, ani Terlecki nie zjawili się, mimo obecności wszystkich pozostałych szefów klubów parlamentarnych i partii. Bardzo symptomatyczne i dające do myślenia.

Mszy przewodniczył ABP Stanisław Gądecki, a homilię wygłosił biskup Zbigniew Zieliński.

Urna z prochami zamordowanego prezydenta została złożona w niszy Kaplicy św. Marcina.

Nie milkną komentarze na temat tego, co się wydarzyło. Wyważone jeszcze i powściągliwe, ale pod ich przykrywką wrze. Za parę dni nastąpi z pewnością eksplozja nienawiści i wzajemnych oskarżeń, jak to zwykle u nas bywa.

Owsiak, pod wpływem licznych apeli, w tym żony tragicznie zmarłego, zdecydował się zmienić swoją decyzję i nadal przewodniczyć WOŚP.

W uszach nadal brzmi znakomite wykonanie pieśni Sound of Silence. Wspaniała i wstrząsająca klamra, spinająca wydarzenia ostatniego tygodnia.

Życie toczy się dalej. Mimo żałoby i związanej z nią obchodów, odbył się drużynowy konkurs PŚ w Zakopanem. Pierwsze miejsce zajęły Niemcy. Polska trzecia. W klasyfikacji ogólnej w dalszym ciągu prowadzimy. Za nami, tuż, tuż, Niemcy.

Dzisiaj o 17.00, konkurs indywidualny. Pogoda piękna i słoneczna. W cieniu 0o C. W nocy było -5o.

Zacząłem przygotowywać materiał do kolejnej publikacji na portalu Facta Nautica. Tym razem, tematem będą marynarskie wachty. Przełamałem w ten sposób trwający przez ostatnie dni „komputerowstręt”.

Wróble i sikorki jedzą, wywieszone przez nas, kulki i ziarna.

24 – czwartek

Niestety, niedzielny konkurs indywidualny PŚ w Zakopanem okazał się klęską dla naszych zawodników. Najlepszy z Polaków, Kubacki, zajął 12 miejsce, a Stoch w ogóle nie zakwalifikował się do rundy finałowej. Wygrał Austriak, Stefan Kraft. Myślę, że jest to pochodną tego, co się ostatnio w Polsce wydarzyło, więc trudno im się dziwić. Przecież doskonale zdają sobie sprawę z tragizmu tych wydarzeń.

Sprawa mordu, dokonanego na prezydencie Adamowiczu, usuwa w cień resztę życia politycznego. PIS, oczywiście, usiłuje ją rozmydlić. Dochodzą do głosu tak zwani. symetryści, którzy udowadniają, że wina leży po obu stronach. Spory są, siłą rzeczy, jeszcze stonowane, ale pod przykrywką wrze. Tylko patrzeć, jak nastąpi wybuch…

TVN24 wyemitowała wstrząsający wywiad z żoną zamordowanego, Magdaleną Adamowicz. Otwarcie obciążyła partię rządzącą za to, co się stało. Określa ją, jako siłę sprawczą. Przypomniała o wieloletnim nękaniu jej męża przez prokuraturę i Centralne Biuro Śledcze (CBŚ), posądzające go o wydumane nadużycia. Wspomniała też o reżimowej telewizji, w której programach negatywnym bohaterem był właśnie jej mąż.

Tym negatywnym obrazem rzeczywistości, oskarżaniem za wszystko zło, które się dzieje w Polsce, opozycję, a przede wszystkim PO, karmiony był, właśnie odbywający karę wieloletniego więzienia, Stefan W. gdzie jedynym dostępnym kanałem informacyjnym w telewizji był TVP info.

Stefana W. badają teraz psycholodzy i psychiatrzy. Obawiam się, że będą badać go bardzo długo, aż sprawa ucichnie i się rozmydli.

No, na razie wystarczy o tych dołujących i przygnębiających sprawach. Trzeba się z tego chwilowo otrząsnąć.

Z tego, co przyjemniejsze i podnoszące na duchu — nasz film, Zimna Wojna, otrzymał trzy nominacje do Oscara, za najlepszy film nieanglojęzyczny, za zdjęcia i za reżyserię. Czy otrzyma którąś z tych statuetek, okaże się podczas gali Oscarów, 24 lutego.

Kilkudniowa akcja „zapełnijmy ostatnią puszkę Adamowicza”, zakończyła się spektakularnym zwycięstwem, kwotą blisko 16 milionów złotych. Zostanie ona przeznaczona min. na karetkę neonatologiczną dla gdańskiego szpitala pediatrycznego.

Aleksandra Dulkiewicz zdecydowała się kandydować na urząd prezydenta Gdańska. Wybory uzupełniające odbędą się 3 marca.

A my, jeszcze w ubiegłą sobotę, byliśmy na obiedzie u Zosi, kuzynki Izy. Byli tam również dwaj bracia N. kuzyni Zosi i Izy. Takie małe spotkanie towarzystwa 70+ i 80+.

Uiściłem coroczną składkę na Koleżeńską Kasę pogrzebową (200 złotych). Trzeba o tym niestety myśleć. Wydałem na lekarstwa dla siebie i Izy 141 złotych, pozycja w naszych wydatkach niemała, średnio kilkaset złotych miesięcznie.

Iza odebrała okulary do czytania. Nareszcie będzie mogła pozbyć się lupy.

Na nadchodzącą niedzielę, zaprosiliśmy do siebie na obiad czworo naszych przyjaciół. Znamy się od kilkudzięsięciu lat. Kiedyś spotykaliśmy się bardzo często. Teraz, kiedy prawie wszyscy jesteśmy już 70+, brak już na to chęci, a przede wszystkim siły na organizowanie takich spotkań. Jednak trzeba podtrzymywać tak sympatyczne znajomości, przypominając o sobie, że jeszcze żyjemy.

Dzięki temu spotkaniu, nasza choinka pożyje jeszcze o kilka dni dłużej. Planowaliśmy rozebrać ją w tym tygodniu. Niech jeszcze postoi i nacieszy nasze oczy i gości. Mimo że schnie, wygląda bardzo ładnie.

Wczoraj, odbyliśmy cotygodniową gimnastykę. Gimnastykujemy się dwa razy w tygodniu, w środę i w niedzielę. Nie ma litości dla starości!

Wysłałem do publikacji na „Facta Nautica” kolejny artykuł wspomnieniowy, z okresu mojej pracy na morzu, pt. Wachta. Natomiast wpisy na moim blogu zaniedbuję. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.

26 – sobota

Piękna zima w Warszawie. Nie za dużo śniegu, biało, w nocy osiem stopni mrozu, w dzień minus pięć. Zaczęły się ferie zimowe, między innymi dla województwa Mazowieckiego. Przez dwa tygodnie będzie w stolicy nieco luźniej.

Bladym świtem, o godzinie 7.45, transmisja z Japonii kolejnego konkursu w skokach, w ramach PŚ. Tym razem z Sapporo. Stoch nareszcie błysnął formą i ostatecznie zajął drugie miejsce. Reszta Polaków poza najlepsza dziesiątką. A Kobayashi znowu na odległej pozycji.

Po rutynowych ćwiczeniach gimnastycznych (tym razem, z konieczności w sobotę, a nie w niedzielę), ruszyły przygotowania do jutrzejszego spędu towarzyskiego. Iza w kuchni warzy strawę, a ja robię za kolumnę sanitarną: sprzątanie mieszkania + zmywanie, oraz za siłę roboczą — proste czynności, wymagające męskiej siły, ale niewymagające myślenia, na przykład otwieranie puszek, przenoszenie czegoś ciężkiego, wyrzucanie śmieci, itp. No cóż, trzeba się poświęcić, w końcu przychodzą do nas ludzie.

A w polityce — dalszy ciąg wymiany ciosów, w związku z zamordowaniem prezydenta Adamowicza. Wyszło na jaw, że morderca, na siedem dni przed wyjściem z więzienia, powiedział psychologowi, że nienawidzi PO, że Kaczyński powinien zostać dyktatorem, że nie chce być na Pomorzu, bo to siedlisko Platformy Obywatelskiej.

Ani służba więzienna, ani policja, nic nie zrobiły z tą informacją, zachowując ją dla siebie. Wszystko więc przemawia za tym, że była to zbrodnia na tle politycznym. Tego stwierdzenia panicznie boi się PIS. Nic dziwnego, rok wyborczy.

Premier Morawiecki usiłuje ratować sytuację. Na wczorajszym spotkaniu z sejmową opozycją, podobno doszło do porozumienia w sprawie dokonania zmian w wymiarze sprawiedliwości. Natomiast postulat zmiany na stanowisku prezesa TVP nie zyskał jego aprobaty. Zobaczymy, co będzie dalej. W tym całym, dołującym bałaganie trudno dostrzec światełko nadziei na pozytywna współpracę z rządem.

A w temacie zdrowia — odniosłem mały sukces, pokonałem chroniczne zaparcia! Zacząłem codziennie pić jogurt, zawierający bakterie probiotyczne, La-5 i BB-12, cokolwiek to znaczy. Wykonują w moich kiszkach bardzo pożyteczna robotę.

Ot, taka mała radość, na miarę prawie siedemdziesięciopięciolatka.

29 – wtorek

Choinka rozebrana. Spełniła już swoją rolę. Przez ponad miesiąc cieszyła nas kolorowymi ozdobami, lampkami i zapachem lasu. Podziwiali ją też nasi przyjaciele, którzy przyszli do nas w niedzielę na obiad. Teraz, biedna, ogołocona ze świecidełek, usycha do reszty na stosie jej podobnych, pod śmietnikiem. Potem zostanie zabrana przez specjalne służby i przeznaczona na opał.

Niedzielne spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze. Towarzystwo wyraźnie chciało się rozluźnić, bo przybyło środkami komunikacji miejskiej, licząc na parę kieliszków alkoholu.

Nie zawiedli się. Zaserwowałem piwko, białe i czerwone wino, oraz mrożoną, przednią wódeczkę zza wschodniej granicy. Początkowo okazywali nieufność, z powodu jej pochodzenia, ale uspokoiłem ich, informując, że ślepota po wypiciu nie pozostaje na długo i przechodzi bez uszczerbku na zdrowiu.

Iza przygotowała znakomite jedzonko. Na zakąskę, robiony przez nią smalec do bułkek z mąki gryczane. Pierwsze danie — zupa pomarańczowa na bazie czerwonej soczewicy, a na drugie — spaghetti z makaronu bezglutenowego z doskonałym, mięsnym sosem. Deser — tort z kawałkami ananasa i bitą śmietaną. Dla osoby na diecie, zamiast sosu z wołowiną, gulasz z kaczki z pieczarkami, a zamiast tortu, bezglutenowe ciasteczka.

Mimo że w naszym towarzystwie było dwóch myśliwych, problem odstrzału dzików nie został poruszony. I, o dziwo, nic na temat zdrowia i polityki.

I dobrze.

Niedzielny konkurs skoczków PŚ w Sapporo zakończył się dla naszej ekipy niewesoło. Żyła zajął 4 miejsce, Stoch 6. Zwyciężył Austriak, Stefan Kraft i tym samym odebrał Stochowi drugie miejsce w klasyfikacji ogólnej, przesuwając go na trzecie.

Za oknem, odwilż. +3o C. Plucha i wszystko płynie.

W polityce — nowa awantura, która może zachwiać pozycją PISu w nadchodzących wyborach. „Gazeta Wyborcza” opublikowała taśmy, zawierające nagrania z tajnych negocjacji prezesa Kaczyńskiego z przedstawicielem spółki, która miała wybudować w Warszawie dwa bliźniacze wieżowce, upamiętniające braci Kaczyńskich. W tle, olbrzymie pieniądze. Sprawa mocno podejrzana i niewygodna dla PISu. Jednym słowem, małe bagienko.

Coś bliższego na ten temat dowiemy się wieczorem, w TVN, bo „Gazety Wyborczej” nie mogłem dostać. Podobno coś szwankuje w dystrybucji. Ciekawe, dlaczego akurat dzisiaj…

31 – czwartek

Koniec pierwszego miesiąca roku. Kiedy rozpoczynałem notatki, napisałem, że rok ten będzie rokiem przełomowym. Nie przypuszczałem jednak, że już styczeń będzie obfitował w tak burzliwe wydarzenia. Zabójstwo prezydenta Adamowicza, afera KNF i w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, kombinacje prezesa PIS w spółce Srebrna 16, związane z planami budowy dwóch bliźniaczych wież, zwanych roboczo K-Towers (sprawa rozwojowa — „Gazeta Wyborcza” cyklicznie publikuje nowe rewelacje, nagrane podczas rozmów na Nowogrodzkiej). Próba zawłaszczenia Europejskiego Centrum Solidarności przez Ministerstwo Kultury, poprzez zmniejszenie dotacji, przeznaczonych na działalność Centrum, afera z ubojem chorych krów i wysyłaniem ich mięsa do sklepów, w tym zagranicę… Włos się jeży…

Męczący, informacyjny zgiełk. Reakcje i komentarze z bezpardonowej walki dwóch dominujących partii politycznych.

Ech, chyba czas wybrać się na emigrację wewnętrzną, jak to bywało w okresie rządów komuny.

Może jakieś nowe tchnienie wniesie konwencja tworzącego się ruchu Biedronia? Dowiemy się już wkrótce — podczas nadchodzącego weekendu.

W naszym azylu przy ulicy „A” cisza i spokój. Całe szczęście, że mamy taki bezpieczny kąt. Wyłączone radio i telewizja, w zasięgu ręki książka, pisma, gazety, krzyżówki i Jolki. Nic nie musimy, nic nas nie goni. Uroki emerytury.

Tylko to niskie ciśnienie atmosferyczne sprawia, że po przeczytaniu paru linijek zamykają się oczy. Za oknem znowu odwilż i kłócące się gawrony.

Ulica „A”, to idealne miejsce do życia. Dużo zieleni, świetna komunikacja, w pobliżu Biedronka, dwa markety, przychodnia, trzy szpitale, zakład pogrzebowy i Powązki. Stacja metra w zaawansowanym stadium budowy. Człowiek jest przygotowany na każdy wariant swojej ziemskiej egzystencji.

Rano byłem u pani doktor pierwszego kontaktu. Przepisała, jak co roku, cały zestaw badań okresowych. Chyba pobiorą mi z pół litra krwi. Zapisałem się na USG tarczycy i jamy brzusznej. No cóż, trzeba wiedzieć, co w organizmie piszczy. Przed sobą mam jeszcze pięćdziesiąt lat życia.

LUTY

4 – poniedziałek

Nowy miesiąc rozpoczął się dla mnie bardzo pomyślnie. Otrzymałem emeryturę sporo zwiększoną od dotychczasowej. W listopadzie ubiegłego roku złożyłem w ZUS wniosek o ponowne przeliczenie emerytury według nowych zasad. Nie każdy emeryt wie, że to można zrobić. Nie bardzo wiem, na czym polegają te nowe zasady, prawdopodobnie na obliczeniu kapitału początkowego i określeniu średniego czasu trwania mojego życia. Według ZUS żyć będę jeszcze 131 lat i 8 miesięcy. Mam zamiar zrobić im kawał i, jak już wspomniałem, żyć znacznie dłużej.

A poza tym — zorganizowano społeczną zbiórkę pieniędzy dlaEuropejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. W trzydzieści godzin uzbierano brakujące trzy miliony złotych, a więc kwotę, którą zablokowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób, solidarność społeczna dała po nosie ministrowi, który uzależniał wypłatę pieniędzy od częściowego przejęcia ECS przez Rząd. Ewidentny, bezczelny i jawny szantaż polityczny.

O odrzuceniu warunków Ministerstwa zdecydowała Rada ECS, określając częściowe obcięcie finansowania Centrum, jako niezgodną z prawem próbę przejęcia tej placówki.

Ciąg dalszy afery taśmowej wokół Kaczyńskiego i spółki Srebrna 16. Podobno na publikację czeka jeszcze parę nagrań.

W piątek odbył się na mamuciej skoczni w Obersdorfie pierwszy konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich. Kubacki 1, Żyła 4, Stoch 5. W sobotę, drugi. Był gorszy dla naszej reprezentacji — Żyła 4, Stoch 6, a Kubacki 22. Natomiast w niedzielę pełny sukces — Stoch 1, Żyła 3, Kubacki 4.

W niedzielę też odbyła się długo oczekiwana konwencja założycielska partii Roberta Biedronia. Zorganizowana w hali sportowej na warszawskim Torwarze, zapełnionej przez siedem tysięcy osób, okazała się profesjonalnie przygotowanym przedsięwzięciem, a Biedroń, charyzmatycznym frontmenem i doskonałym mówcą. Zaprezentował nazwę partii, Wiosna oraz jej bezkompromisowy i śmiały program, a także sztab fachowców, którzy będą czuwać nad jego realizacją. Od dzisiaj, jego zespół rozpoczyna spotkania w kilkunastu miastach, aby zyskać jak najwięcej zwolenników. Już teraz, przed konwencją, miał 8% poparcia. Zamierza osiągnąć co najmniej 20%, co jest bardzo prawdopodobne. Trzymam za niego kciuki.

Za oknem, kolejna huśtawka pogodowa. Na przemian – śnieg, deszcz i odwilż. Skoki ciśnienia. Sytuację ratuje trochę kawa, ale na krótko. Jestem rozkojarzony i zmęczony. Nic dziwnego, że zostawiłem w piwnicy klucze do mieszkania. Odłożyłem je na półkę i wychodząc, zatrzasnąłem kłódkę. Atawistyczny, małpi instynkt, niezawodny w takich przypadkach, podpowiedział mi, aby posłużyć się narzędziem prostym, w postaci patyka, który szczęśliwie stał w środku, blisko drzwi. Używając go, zrzuciłem klucze z półki na podłogę, a potem wypchnąłem na zewnątrz przez szparę pod drzwiami. Na szczęście, operację tę ułatwiła typowa konstrukcja tych drzwi, zbitych z odległych od siebie o parę centymetrów pionowych listew.

A teraz, po poniedziałkowych zakupach, piję herbatę, zagryzam słodkościami, i za chwilę włączę telewizję, aby zobaczyć, co tam panie w…

5 – wtorek

Dzień relaksu, spokoju i wyciszenia. Polegiwanie, snucie się po mieszkaniu, zapadanie w fotel, czytanie książki, rozwiązywanie krzyżówek, popijanie kawy, zero komputera.

Świat się zatrzymał. Trudno zorientować się, czy to świątek, czy piątek.

Wyskoczyłem tylko na krótko po chleb. Kupiłem też coś niezdrowego — mini eklerki i ptysie do poobiedniej herbaty.

I znowu zapadliśmy w letarg.

Potrzebny jest taki dzień…

Wieczorem jednak nastrój pryśnie — z telewizora zaskrzeczy rzeczywistość.

Natomiast pociechą może być to, że w Chinach rozpoczął się Nowy Rok — Rok Świni, a zakończył Rok Psa. Świnia jest, wbrew obiegowej opinii, zwierzęciem mądrym, czystym i towarzyskim. Niestety, nie wszyscy to swoim postępowaniem potwierdzają.

Wiosna, według kalendarza chińskiego, rozpoczyna się 12 lutego.

6 – środa

No i rzeczywistość zaskrzeczała,. Tym razem nie z powodu przekazu telewizji, a mojej skromnej osoby.

Rano pojechałem do Hali Mirowskiej, aby kupić lekarstwa w tamtejszej sieci tanich aptek. Kiedy przyszło do płacenia, stwierdziłem nagle, że nie mam przy sobie karty płatniczej.

— Skleroza — powiedziałem do pani magister. — Nie mam karty. Chyba przyjechałem na próżno.

Jednocześnie ogarnął mnie lęk, że gdzieś po drodze mogłem ją zgubić. Uprzytomniłem sobie jednak, że przed wyjazdem z domu, przedkładałem dokumenty z innej kurtki.

— Prawdopodobnie zostawiłem kartę w poprzedniej kurtce — stwierdziłem z nadzieją.

Spojrzała na mnie z chłodnym zainteresowaniem naukowca. — To co robimy?

Przejrzałem zawartość dwóch portmonetek, swojej i ze wspólnymi pieniędzmi. Na szczęście zawierały trochę gotówki.

— Starczy na to, na to i na to — powiedziałem.— Zrezygnuję z realizacji recepty.

Można powiedzieć, szczęście w nieszczęściu. Nie wracam z pustymi rękami. Zapaliło się jednak ostrzegawcze światełko: może rzeczywiście, skleroza? Zwłaszcza, że niedawno zatrzasnąłem w bagażniku klucze do samochodu. No i ten epizod z kluczami do piwnicy…

— Co się z tobą dzieje? — spytała z naganą Iza, kiedy wróciłem do domu.

— Zdarza się — odparłem z lekkim niepokojem.

Aha — dalszy ciąg publikacji nagrań z rozmów na Nowogrodzkiej. Grillowanie PIS-u trwa.

8 – piątek

Drugi dzień wiosennej pogody. Czyżby przyroda przeczuwała, że 12 lutego, wedlug kalendarza chińskiego, ma nadejść prawdziwa wiosna? Zapewne za wcześnie. Nieraz jeszcze zagości mróz i pojawi się śnieg. I tak będzie do marca lub kwietnia…

W każdym razie, teraz za oknem +7o C . Po śniegu ani śladu. Wróble ćwierkają, jak oszalałe, z punktów obserwacyjnych na kominach domów zniknęły żarłoczne rybitwy. Ciepło i słońce zachęcają do wyściubienia nosa z mieszkań. Wczoraj, ulegliśmy temu i wyszliśmy na krótki spacer po okolicy. Po drodze wpadliśmy do apteki, wydając 100 złotych i zamawiając lekarstwa na kolejne 50.

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Urzędu Skarbowego po formularze PIT-37 i PIT-0 (proza życia), a stamtąd do Centrum Handlowego na uzupełniające zakupy i na tradycyjną herbatkę z rurkami ze śmietaną i belgijską czekoladką + przegląd aktualnych czasopism.

A w polityce ciąg dalszy mroźnej zimy. Publikacja w „Gazecie Wyborczej” dalszych materiałów, związanych z aferą wokół spółki Srebrna i planów budowy dwóch wieżowców – pomników braci Kaczyńskich, bulwersujące wystąpienie doradcy prezydenta Dudy na temat Okrągłego Stołu.

Nadzieję budzi Wiosna Roberta Biedronia, bez której, jak twierdzi jeden z komentatorów GW, PIS porządzi dłużej. Dlatego, cytuję: „Wszyscy, którzy chcą pokonać PIS, tak liberałowie, jak lewicowcy, potrzebują silnej Wiosny Biedronia. Silnej, tzn. takiej, która uzyska w wyborach przynajmniej kilkanaście procent”.

Na szczęście, jutro ciąg dalszy Pucharu Świata w skokach narciarskich, tym razem w Lahti. Dobre remedium na skołataną psychikę, częściowo już podreperowaną ożywczym pobolewaniem mięśni po wczorajszej gimnastyce.

Nawiasem mówiąc, oprócz ćwiczeń, stosujemy jeszcze terapię, polegającą na wymianie specyficznych uwag i pogawędek, których treść, może wydać się osobie postronnej, co najmniej pozbawioną sensu.

Oto przykład jednej z nich:

Dzisiaj, gdy wracaliśmy do domu z Centrum Handlowego, Iza odezwała się — Patrz, przychodnia weterynaryjna.

— Aha — potwierdziłem, spoglądając we wskazanym kierunku.

— Pójdę tam, kiedy będę miała wszy.

— Ale tylko wtedy, kiedy będą chore, albo nastąpi ich niespodziane wymieranie — zastrzegłem. — Trzeba będzie przecież jakoś temu zaradzić.

— No tak — zgodziła się ze mną Iza.

10 – niedziela

Wczoraj nad ranem, miałem emocjonujący sen. Śniło mi się, że wyszedłem z domu i mijając grupę młodych ludzi, zostałem zaatakowany przez jednego z nich. Wyjął nóż i ruszył w moim kierunku. Zacząłem uciekać, coraz szybciej i szybciej, aż zabrakło mi tchu. Wtedy odwróciłem się i stawiłem mu czoła, kopiąc go. I w tym momencie obudziłem się z biciem serca, kopiąc powietrze, na szczęście poza łóżkiem, a nie od strony, z której spała Iza.

Kiedy się uspokoiłem, zacząłem zastanawiać się, co ten sen mógł oznaczać. Nie jestem zwolennikiem analizowania snów i ewentualnego ich proroczego znaczenia, w tym przypadku jednak doszedłem do wniosku, że uzewnętrznił on moją naturę — człowieka, który urodził się pod znakiem Raka. Otóż, rak nie jest agresywny. Jak długo może, unika konfliktu, cofając się przed nim. Kiedy jednak zastanie przyparty do muru, nie boi się zaatakować. Jest więc osobnikiem rozważnym i odważnym.

Niezła psychoanaliza, prawda?

Podbudowany nią, stawiłem czoła sobocie, tym razem jednak ulegając jej weekendowej atmosferze. Jej finałem była popołudniowa wizyta u znajomej Izy, M. Jest ona od jakiegoś czasu samotna, Jej matka, którą opiekowała się przez lata, niedawno zmarła w bardzo zaawansowanym wieku. M. skarży się, że „teraz nie ma do kogo otworzyć ust”. Uczy się, jak zorganizować sobie dzień po wieloletnim kołowrocie, związanym z opieką nad chorym, starszym człowiekiem.

Skądinąd, razem z Izą znamy ten problem z autopsji. Mamy za sobą opiekę nad naszymi rodzicami, również schorowanymi, którą w sposób naturalny zakończyła ich śmierć i pochówek.

Do domu wróciliśmy dopiero około godziny 21, co jest u nas nietypowe, bo wieczory zazwyczaj spędzamy u siebie.

Ta wizyta pokrzyżowała moje plany, obserwowania w telewizji konkursu PŚ w skokach narciarskich. Okazało się jednak, że nie mam czego żałować. Był to konkurs drużynowy, który zakończył się dla nas pechowo. Polska zajęła dopiero czwarte miejsce. Wygrała ekipa Austrii, przed Niemcami i Japonią, którą wywindował z dalszego miejsca fenomenalny Ryoyu Kobayashi…

Musiałem na chwilę przerwać notatki, bo Iza zawołała na obiad. Doskonałe spaghetti z pierwszorzędnym sosem, który tylko ona potrafi tak zrobić. Do tego świetne, portugalskie czerwone wino.

A teraz znowu muszę się skupić, bo z wiadomego powodu, litery nieco tańczą mi przed oczami…

A więc wracam do adremu.

Wieczorne posiedzenie przed telewizorem przeciągnęliśmy do godziny 23, aby strawić przed snem jak najwięcej pożywienia, które wrzuciliśmy w siebie podczas wizyty u M., i obejrzeć wiadomości, z całego dnia. A tam, znowu afera goni aferę. Tym razem spory materiał na temat byłego prezesa spółki Srebrna, aktualnego prezesa Narodowego Funduszu Środowiska, który brał udział w ujawnionych negocjacjach na temat budowy wieżowców przez spółkę Srebrna. Okazał się on tajnym współpracownikiem dawnej Służby Bezpieczeństwa za czasów komuny. Dowody na to znalazły się w jego teczce, ujawnionej w ramach akcji udostępniania dokumentów zastrzeżonego zbioru.

Andruszkiewicz, wywodzący się z ruchu narodowego, ostatnio powołany przez premiera na stanowisko wiceministra cyfryzacji, okazał się zamieszany w fałszowanie podpisów na listach do wyborów samorządowych cztery lata temu.

A na deser — od poniedziałku, nasze władze wprowadzają stan alarmowy Alfa, w związku ze szczytem na temat bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Będzie trwał aż do piątku. Widmo zakorkowanej Warszawy i ograniczenia ruchu w wyznaczonych rejonach.

W poniedziałek, spodziewane jest wystąpienie prezesa Kaczyńskiego, w sprawie afery, związanej ze spółką Srebrna. Rzecznik, pani Mazurek, stwierdziła tajemniczo: „będziecie mile zaskoczeni”.

A dzisiaj mamy już za sobą półtorej godziny porannych ćwiczeń, urozmaiconych oglądaniem Kawy na ławę. Ćwiczenia te trzymają nas przy życiu i pozwalają zniwelować lwią część destrukcyjnego wpływu upływających nieubłaganie lat.

Planowałem jeszcze rozliczyć podatek, wypełniając, jak co roku, PIT-37, ale jest już 15.10, a więc jeszcze tylko godzina do transmisji skoków narciarskich PŚ. Dlatego, przekładam to na następny tydzień.

Od jutra Iza zaczyna chodzić na rehabilitację stóp. Będziemy więc mieli kolejne dziesięć dni nieco rozbite, ale damy radę. Na szczęście, czas szybko upływa.

12 – wtorek

Początek chińskiej wiosny. Mimo że Chiny są daleko, to jej symptomy już widać i na naszej długości geograficznej, zwłaszcza na roślinach doniczkowych, hodowanych w mieszkaniu. Wyraźnie ożywają, robią się świeżo zielone i zaczynają kwitnąć. Luty jest najlepszym miesiącem do ich przesadzania, przycinania i sadzenia aplegierków. Ptaki też chyba ją czują. Są ożywione i bardziej ruchliwe.

Drugi dzień rehabilitacji stóp Izy. Zabiegi trwają niecałą godzinę. Od 14 do 15. Wczoraj, po zabiegach, wpadliśmy do optyka, w sprawie okularów do czytania dla Izy. O dziwo, przyjął nas od razu, bez zapisywania na jakiś odległy termin. Załatwiliśmy wszystko, badanie wzroku, dobór oprawki i szkieł. Odbiór za tydzień.

Przed południem zmobilizowałem się i wypełniłem formularze PITów. Żmudna praca i wymagająca uwagi, aby nie popełnić żadnego błędu. Doskonały trening dla szarych komórek. Co prawda, od tego roku Urząd Skarbowy sam wypełnia je dla wszystkich i zamieszcza gotowe w Internecie. Jest to z pewnością duże udogodnienie, ale nie dla tych, którzy korzystają z ulg i odpisów od podatku, np. z powodu inwalidztwa. W tym przypadku, muszą sami wprowadzić poprawki do zamieszczonych w Internecie formularzy. Ponieważ jednak US nie wyklucza możliwości ich wypełniania tradycyjnym sposobem i dostarczenia osobiście do Urzędu, wybrałem tę drugą możliwość, i będę tak robił, dopóki będę w stanie. Jak długo, trudno przewidzieć. Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele następnych lat.

A w polityce — maglowanie w prokuraturze austriackiego biznesmena, Birgfellera. Austriak, powiązany z rodziną Kaczyńskiego, przez niemal rok pracował dla spółki Srebrna, w związku z planami budowy dwóch wież, dla uczczenia braci K. Wykonał już wiele prac przygotowawczych, między innymi projekt architektoniczny, strategię realizacji, wycenę nieruchomości, prowadził negocjacje z wykonawcami poszczególnych etapów, zatrudnił pracowników i architektów. Teraz Kaczyński nie chce mu za to zapłacić. Austriak pozwał więc K. do sądu. Obawiam się, że prokuratura zrobi wszystko, aby Birgfeller z powoda stał się podejrzanym.

Robert Biedroń i jego Wiosna atakowani są ze wszystkich stron przez opozycję. Jego plany i niechęć współpracy z innymi partiami, uwiera wszystkich, oprócz PIS-u. PIS cieszy się, że Biedroń rozbija opozycję. Jeśli jednak Wiosna zacznie zdobywać coraz więcej zwolenników, wkrótce też zacznie go krytykować.

Biedroń broni się bardzo umiejętnie i konsekwentnie. Widać, że działa metodycznie i w sposób przemyślany. Życzliwie mu kibicuję.

Niedzielny konkurs w ramach PŚ, zakończył się triumfem Stocha. W spektakularny sposób pokonał Ryoyu Kobayashiego i Roberta Johansona (NOR). W klasyfikacji ogólnej PŚ, Kobayashi nadal 1, Stoch 2, Żyła 4.

Potwierdzono złoty medal i mistrzostwo PŚ w short tracku dla Natalii Maliszewskiej. Snuje śmiałe plany, związane ze swoją dalszą sportową karierą.

15 – piątek

W środę, mieliśmy bardzo napięty harmonogram dnia. Rano, rutynowa gimnastyka, co zajęło nam, jak zwykle, około półtorej godziny. Potem, o 14, przychodnia i rehabilitacja stóp Izy, a na godzinę 16.20 musieliśmy być już w Alejach Ujazdowskich, z wizytą u dentysty. Izie założono dwie plomby — 300 złotych.

Do tego momentu wszystko szło, jak z płatka. Wyszliśmy z gabinetu zadowoleni, około 17.00, i… zaczęły się schody. Ruch w Alejach Ujazdowskich, na Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu, wstrzymany. Oczekiwanie na przejazd kolumny samochodów z jedną z delegacji, na uroczysty obiad na Zamku Królewskim, inaugurujący konferencję na temat bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.

Początkowo, chcieliśmy iść pieszo z Placu Trzech Krzyży, aż do stacji metra Śródmieście, ale to było za daleko dla stóp Izy. Postanowiliśmy więc cierpliwie czekać na przystanku autobusowym. Trwało to około 45 minut. Przemarzliśmy do szpiku kości, bo od rana nastąpił nagły nawrót zimy, spadła temperatura i sypnął śnieg.

W domu byliśmy po 18. Nie obeszło się bez sporej lampki koniaku i szklanki gorącej herbaty. Dopiero po tej dawce nieco się rozgrzaliśmy (ze szmerkiem w głowach).

A wczoraj Walentynki. Święto, które celebrujemy co roku, wbrew malkontentom, boczącym się na, według nich, destrukcyjny wpływ zachodniej cywilizacji. Zawsze dajemy sobie prezenty, całujemy się i składamy sobie zapewnienia nieustającej miłości. A potem, zapraszamy się wzajemnie na kawę lub herbatę.

Tym razem, Iza zaproponowała wypad do Blue City na kawę i rurki do Grycana. Nie dojechaliśmy tam jednak, bo trasa Prymasa Tysiąclecia okazała się zakorkowana — chyba jakiś wypadek na rondzie Zesłańców Syberyjskich. W rezultacie, trafiliśmy do Centrum Handlowego na Woli, niedaleko ul. Księcia Janusza, do naszej niezawodnej kawiarni z belgijskimi czekoladkami. Iza zamówiła herbatę i rurki ze śmietaną, a ja zrewanżowałem się pysznym, czekoladowym torcikiem królewskim. A co, przy takiej okazji można zaszaleć!

A poza tym — w Gdańsku zakończyła się miesięczna żałoba po zamordowanym prezydencie tego miasta, Adamowiczu.

Zamilkł łazik na Marsie, wysłany tam przed piętnastu laty. Prawdopodobnie zasypała go burza piaskowa, która szalała tam od jakiegoś czasu.

W Szczecinie zakwitły krokusy.

A dzisiaj, od godziny 1 w nocy obowiązuje dwudniowa żałoba w związku z pogrzebem, zmarłego przed paroma dniami, byłego premiera, Jana Olszewskiego. Zakończyć ma się jutro, o 19.00.

Wybrałem się do Urzędu Skarbowego, by złożyć wypełniony coroczny PIT-37. Mam to już z głowy. Czekam teraz na zwrot nadpłaty podatku.

Temperatura na zewnątrz znowu podskoczyła. Jest +10o C, a w najbliższych dniach ma być jeszcze cieplej.

O godzinie 16, rozpoczyna się transmisja konkursu drużynowego PŚ w skokach narciarskich. W sobotę i w niedzielę, konkurs indywidualny. Czeka mnie prawdziwa uczta przed telewizorem.

Mija piąty dzień rehabilitacji stóp Izy. Chodzę tam zawsze z nią i czekam, rozwiązując namiętnie Jolki.

Aha — jeszcze afera, w związku ze stwierdzeniem Netaniahu, że Polacy kolaborowali z Niemcami przy eksterminacji Żydów. „Dobre” zakończenie konferencji, na temat bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.

17 – niedziela

Piątkowy konkurs drużynowy PŚ, w Willingen, zakończył się zwycięstwem drużyny Polskiej. Drugie miejsce dla Niemiec, a trzecie, dla Słowenii.

Sobota była dniem pod znakiem ceremonii pogrzebowej premiera, Jana Olszewskiego, trwającej od godziny 9 do 17. Z całym szacunkiem dla osoby zmarłej, trudno było nie zauważyć, że ceremonia ta była jednocześnie próbą dorównania obchodom pogrzebowym prezydenta Adamowicza w Gdańsku. Brakowało jednak jej spontaniczności i odznaczała się nadmierną pompatycznością, właściwą dla pogrzebów państwowych. Szczególnie złe wrażenie pozostało po przemówieniu Macierewicza, który, swoim działaniem (osławione teczki), walnie się przyczynił do upadku rządu Jana Olszewskiego, w latach 1991-1992.

My natomiast, urozmaiciliśmy sobie ten dzień wypadem do Blue City na kawkę i Wuzetki u Grycana. Przy okazji, przybyły nam dwa stempelki na karcie, dokumentującej kolejne, wypite tam kawy. Po zebraniu ośmiu stempelków, można odebrać jedną kawę gratis, w cenie do 11,90 złotych. Co pewien czas, korzystamy z tego przywileju.

Ruch w Centrum wyjątkowy, jak to zwykle bywa w sobotę, poprzedzającą tak zwaną niehandlową niedzielę. Ten zakaz handlu w niedziele, jest poronionym pomysłem. Wygląda na to, że zaczyna zdawać sobie z tego sprawę nawet premier Morawiecki. Ostatnio stwierdził, że jego rząd uważnie przyjrzy się temu problemowi.

W wieczornym konkursie indywidualnym PŚ, Stoch zajął 2 miejsce, Żyła 4, a Kubacki 5. Zwyciężył Niemiec, Karl Geiger, skacząc ponad 150 m!

A dzisiaj — leniwa niedziela, bez wychodzenia z domu. Tradycyjnie, w takim dniu, śniadanko z jajeczkiem na miękko i słuchaniem radia TOK FM. Tym razem, prowadzono rozmowę na temat ekonomii. Dowiedzieliśmy się między innymi o istnieniu tzw. ekonomii terministycznej. U jej podstaw leży teoria, że, wg rozmówcy, bez kobiet mężczyźni by, jak to określił, pozdychali. Bowiem, to właśnie kobiety dbają o nich, karmią, opierają, wychowują dzieci i zarządzają domowym budżetem, aby mężczyźni mogli bez przeszkód zajmować się poważnymi zagadnieniami ekonomicznymi.

Bez wątpienia, coś w tym jest.

Pod koniec śniadania Iza stwierdziła że mimo zażycia lactulosum, nadal ma trudności z wiadomą przemianą fizjologiczną. Wywołało to bardzo interesującą dyskusję na temat zaparć. Poradziłem jej, aby spróbowała przyjmować lactulosum nieco później, np. przed obiadem. Uniknie w ten sposób wstępnych, męczących prób, kończących się zazwyczaj jedynie tak zwanymi „małymi brzdyczkami”. Poradę tę oparłem oczywiście na osobistych doświadczeniach, które, niestety, nadal mnie nękają. Jakiś czas temu, byłem na tyle nierozważny, że oświadczyłem z triumfem, iż problem zaparć jest u mnie rozwiązany za sprawą picia jogurtu probiotycznego. Niestety, euforia trwała bardzo krótko. Problemy wróciły. Starość, proszę państwa, starość!

Piszę o tym z tym większą satysfakcją, że mimo swoich lat, właściwie nie mam typowych dla osób 70+ problemów. Jak dotąd, los obchodzi się ze mną łaskawie. Oczywiście, wydajnie mu w tym pomagam między innymi wykonując systematyczne ćwiczenia fizyczne. Bezruch, to śmierć. Dlatego też, właśnie dzisiaj, czas między godziną 10 a 11.30 poświęciliśmy na tradycyjną gimnastykę. Jak zwykle, „umilamy” ją sobie obserwowaniem w telewizji Kawy na ławę. Czas, przy dobiegającym z ekranu, jazgocie i politycznych sporach, mija znacznie szybciej.

O godzinie 16, kolejna transmisja z konkursu indywidualnego PŚ w skokach narciarskich. Przed nią, chyba wypijemy kawkę, bo ćwiczenia nie zreanimowały nas na tyle, aby poczuć wystarczający przypływ energii. Zmierzyłem ciśnienie, 122/76/58. OK.

20 – środa

W niedzielnym konkursie PŚ w skokach narciarskich, Kobayashi 1, Elenbichner 2, Żyła 3, Kubacki 4, Stoch 7. W klasyfikacji ogólnej PŚ, Kobayashi 1, Stoch 2, Kraft 3, Żyła 4, Kubacki 5, a więc nie jest źle.

W związku z wypowiedzią premiera Netaniahu, który obarczył Polaków odpowiedzialnością za zbrodnie na Żydach, premier Morawiecki nie poleci na szczyt Grupy Wyszehradzkiej do Izraela. Polskę w tym szczycie będzie reprezentował szef MSZ, Czaputowicz.

W poniedziałek, jak zwykle byliśmy na zakupach w Centrum Handlowym i na herbatce w kawiarni, nieco skróconej z powodu trwającej jeszcze w tym tygodniu rehabilitacji stóp Izy.

Dostałem e-mail od siostrzeńca, Michała, w którym pisze, że nareszcie otworzyły mu się oczy na to, wydarzyło się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku. Stwierdził to, po przeczytaniu mojego tekstu na ten temat, który wysłałem mu parę dni temu. Opracowanie to wydałem w formacie e-booka, opublikowanym w wydawnictwie E-bookowo, pod tytułem Katastrofa pod Smoleńskiem i nadal tam dostępnym dla chętnych. Polecam.

Wczoraj, nareszcie zmobilizowałem się, aby zerwać się skoro świt i oddać krew do analizy — rozbudowana biochemia, morfologia i mocz. Ciekawe, jakie będą wyniki. Czy jak zwykle wszystko w porządku? Wyniki będą do odebrania jutro.

Dowiedzieliśmy się o śmierci cioci Lali z Milanówka (rodzina ze strony Izy). Zmarła, mając dziewięćdziesiąt cztery lata, po złamaniu nogi i zapaleniu płuc. Pogrzeb w piątek. Msza o godzinie 12. Mamy nadzieję, że dopisze pogoda, która, jak dotąd, jest wyjątkowo, jak na luty, ciepła i słoneczna.

Podarły mi się rękawiczki gumowe, które zakładam do zmywania naczyń. Jest to już kolejna para, która pod wpływem ciepłej wody i detergentów, wydłuża się i w efekcie pęka. Można sobie wyobrazić, co działoby się ze skórą moich dłoni, gdybym ich nie używał. Zmywam często, wyręczając w tym Izę, która nie powinna moczyć rąk.

Z biegiem lat, zmywanie stało się moją misją, a zlew, wraz z kawałkiem sąsiadującej z nim podłogi, moim miejscem na ziemi. Swego czasu zrobiłem na ten temat wpis na swoim blogu, www.szukajwojtka.blogspot.com.

A w polityce — ciąg dalszy konfliktu na linii Izrael – Polska, tym razem z powodu stwierdzenia ministra spraw zagranicznych Izraela, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. W konsekwencji nikt ze strony Polski nie pojechał na szczyt Grupy Wyszehrackiej do Izraela.

PIS ogłosił „jedynki” i „dwójki” na listach swoich kandydatów do Parlamentu Europejskiego (PE). Są tam nazwiska świadczące o tym, że PIS, wietrząc prawdopodobną porażkę w jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu, stara się zapewnić azyl swoim zasłużonym politykom.

No cóż, istnieje takie powiedzonko o pewnych zwierzątkach, które uciekają z tego czegoś, co może zatonąć.

23 – sobota

Znowu minęły dwa dni od ostatniego wpisu. Czas szybko płynie, ale to dobrze. Ciągle dzieje się coś nowego, co podwyższa adrenalinę i nie pozwala zapaść w marazm. Szkoda tylko, że niektóre wydarzenia powodują za duży jej wyrzut i niepotrzebne zdenerwowanie. No cóż, przynajmniej się wie, że jeszcze się żyje.

W czwartek, odbyła się w Sejmie dyskusja nad wnioskiem PO o dymisję ministra Ziobry. Wniosek z góry skazany na niepowodzenie, ale zmuszający do podsumowania na szerszym forum „osiągnięć’ tego ministra w dewastacji praworządności w Polsce. Oczywiście, Ziobro został głosami PIS ocalony.

W nocy ze środy na czwartek, obalony został z cokołu pomnik prałata Jankowskiego w Gdańsku. Zrobiło to trzech mężczyzn, w proteście przeciw pedofilskim przestępstwom tego księdza, który, jak na ironię, miał w swoim życiorysie chwalebną kartę, w charakterze kapelana Solidarności. Sprawa trudna i skomplikowana, zwłaszcza w kontekście zwołanego przez papieża Franciszka, pierwszego w historii, Synodu na temat pedofilii w kościele katolickim. Do Watykanu pojechało w tym celu ponad 200 kapłanów i biskupów z calego świata. Jaki będzie miało to wydarzenie wpływ na polskich, skostniałych hierarchów kościelnych, zobaczymy.

Wykryto aferę w PCK. Podobno, 46 ton żywności zginęło z wrocławskiego Oddziału tej organizacji. Skradziono też ponad 1 milion złotych z jej konta. Wszystko to podobno przeznaczono na ubiegłą kampanię wyborczą PIS-u.

Zmarł biskup Alojzy Orszulik. Był wielkim zwolennikiem porozumień Okrągłego Stołu, wokół którego toczy się teraz szereg kontrowersyjnych sporów. Ubolewał też nad konfliktem w szeregach Solidarności, lecz przez cały czas zachowywał lojalność wobec Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego.

TVP, propagandowej tubie PISu, przyznano lekką ręką 1 miliard 250 tysięcy złotych dotacji, na jej kontrowersyjną działalność. Jest to tym bardziej bulwersujące, że Orkiestra Świątecznej Pomocy, największa na świecie akacja charytatywna, potrzebowała na zebranie 1 miliarda złotych aż dwadzieścia siedem lat!

No i tyle, jeśli chodzi o bieżące wydarzenia, tylko pozornie niezwiązane z moim prywatnym życiem. W rzeczywistości bowiem, wywierające głęboki wpływ na spokój i poczucie bezpieczeństwa.

Wczoraj, w piątek, byliśmy na pogrzebie cioci Lali. Mieszkała w Milanówku i tam też miała miejsce, związana z jej śmiercią uroczystość. O godzinie 12.00 przewidziano początek mszy w miejscowym kościele parafialnym, ogrzewanym, co jest w podobnych przybytkach rzadkością. Był piękny, słoneczny, ale mroźny dzień. Wraz z nami, pojechały dwie kuzynki Izy, a więc rodzina zmarłej, Ewa i Zosia. Ponieważ dotarliśmy tam nieco za wcześnie, miałem jeszcze czas na załatwienie sprawy, związanej z czynnościami fizjologicznym mojego organizmu. W tym celu, udałem się do zlokalizowanego na tyłach kościoła, niedużego budyneczku, w którym mieściło się ogólnodostępne WC, co również jest rzadkością.

Stanąłem w niewielkiej kolejce. Wkrótce, pojawił się tam wysoki ksiądz. Jego sylwetka i twarz przypominały mi kogoś, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kogo. Mimo że na co dzień był sługą Bożym, a więc lekarzem dusz, jego ciało było w swoich potrzebach takie samo, jak zwykłego śmiertelnika.

— Księdza twarz wydaje mi się znajoma — zagaiłem. — Chyba gdzieś już księdza spotkałem.

Spojrzał na mnie z żywym zainteresowaniem.

— Byłem tutaj trzydzieści lat temu wikarym. Może dlatego?

— Nie, ja nie jestem stąd. Może podczas jakiegoś pogrzebu, albo przy jakiejś innej, weselszej okazji?

Nie odpowiedział. A ponieważ oczekiwanie przedłużało się, dodałem — Przyjechaliśmy tutaj na pogrzeb cioci Lali. Tak ją nazywaliśmy. W tej chwili nie pamiętam, jak miała na imię. Moja żona należy do tej rodziny.

— Ja też tutaj w tym celu jestem. Nazywaliśmy ją ciocia Stefania — odparł. I na tym rozmowa urwała się.

Ujrzałem go ponownie w gronie trzech, koncelebrujących mszę kapłanów. W odpowiednim momencie, prowadzący ją ksiądz, powiedział:

— A teraz wspomnienie o zmarłej Stefanii wygłosi ksiądz Wojciech Lemański.

Dopiero teraz otworzyła mi się pamięć. No tak, widywałem go kilkakrotnie w telewizji, kiedy wygłaszał zbyt kontrowersyjne dla hierarchów polskiego Kościoła, opinie. Zapłacił za to bolesnymi konsekwencjami, między innymi zakazem uczestniczenia w tego rodzaju wywiadach na forum publicznym. Szczególne zaciekłym i nieprzejednanym jego przeciwnikiem był kardynał Hoser. Dopiero po śmierci tego dostojnika kościelnego, przywrócono księdzu Lemańskiemu pełnię praw do wypowiadania się i sprawowania posługi kapłańskiej.

Tego samego dnia, spotkałem go jeszcze raz na uroczystym obiedzie, wydanym dla najbliższej rodziny, dla uczczenia pamięci Seniorki rodu. Był w towarzystwie innego kapłana, ale nie miałem już okazji zamienienia z nim nawet paru słów.

Z wygłoszonego przez niego w kościele wspomnienia o Zmarłej i z jego kontaktów z jej rodziną podczas obiadu, wynikało, że od lat pozostawał z nimi w zażyłych i bliskich stosunkach.

Ciocia Lala spoczęła w rodzinnym grobie, na miejscowym, niewielkim cmentarzu.

Pozostanie w naszej pamięci.

25 – poniedziałek

Wczoraj, jak to młodzież zwykła określać, odpaliłem kompa. Ostatnio zaglądam do niego dość rzadko — tylko wtedy, kiedy muszę… Właśnie teraz, kiedy to piszę, zrobił mi się spory kleks, który przesiąknął przez trzy strony zeszytu. A więc, odpaliłem kompa, aby odświeżyć sobie pamięć w sprawie księdza Wojciecha Lemańskiego, z którym zetknąłem się w tak nietypowych okolicznościach. Otóż, ksiądz. Lemański został suspendowany 22 sierpnia 2014 roku. Karę nałożył na niego ksiądz. Arcybiskup Henryk Hozer. Jednym z powodów był, cytuję: „Brak ducha posłuszeństwa, notoryczne kontestowanie decyzji Biskupa Diecezjalnego i Stolicy Apostolskiej”. Między innymi za, cytuję: „Publiczne podważanie nauczania Kościoła w ważnych kwestiach, natury moralnej i propagowanie, jako alternatywy, swoich osobistych poglądów”. Nic dodać, nic ująć. Co za niesłychane przestępstwa!!!

Oto, jak Kościół niszczy przejawy niezależnego i rozsądnego myślenia.

Ksiądz Wojciech Lemański wrócił do posługi kapłańskiej dopiero w lipcu 2018 roku, po śmierci abp. Hozera. Życzę mu konsekwentnej niezależności ducha.

W sobotę, obejrzałem w telewizji konkurs indywidualny, w ramach Mistrzostw Świata, na LH w Seefeld, zaliczany jednocześnie do punktacji ogólnej PŚ. Naszym nie powiodło się. Stoch był dopiero 5, Kubacki 12, a Żyła 19. Mistrzem świata został Eisenbichter, Niemcy.

Nie lepiej było też w niedzielę, podczas konkursu drużynowego. Wygrała drużyna Niemiec, Japonia 2, Austria 3. Drużyna polska zajęła 4 miejsce.

Nasi skoczkowie będą mieli jeszcze okazję zrehabilitować się na skoczni normalnej.

A na otarcie sportowych łez — Polsce powierzono organizację młodzieżowego mundialu w piłce nożnej. Ma się on odbyć za trzy miesiące.