Polska na wojnie - Zbigniew Parafianowicz - ebook

Polska na wojnie ebook

Parafianowicz Zbigniew

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Co działo się w Pałacu Prezydenckim, w polskich służbach i w wojsku po wybuchu wojny na Ukrainie? Czy między Andrzejem Dudą a Wołodymyrem Żełenskim była prawdziwa przyjaźń? Jak małostkowe konflikty po kilku miesiącach wspólnej gry wdarły się do wielkiej polityki i co z tego wynikło? Nieznane fakty, kulisy rozmów z Ukraińcami, Amerykanami, Niemcami, pokazują i wielkość, i małość polskiej polityki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 157

Oceny
4,5 (718 ocen)
469
188
50
6
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Całkiem niezła

Mam mieszane uczucia, ludzie zaufani pewną wiedzę zachowują w dyskrecji, zawsze.
40
piontekm

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita, choć gorzka w konkluzji relacja z kulis polskiego wsparcia dla Ukrainy, chwil które dawały nadzieję na zmianę, a zakończyły się powrotem do punktu wyjścia. Pośrednio o tym, że o ile improwizacje jest naszą siłą, to nie może stanowić fundamentów polityki zagranicznej. Gdyż ta wymaga wizji, konsekwencji i zdolności dyplomatycznych.
30
magnum33

Nie oderwiesz się od lektury

Fenomenalny wręcz opis relacji polsko-ukraińskich. Wypowiedzi są anonimowe co daje wgląd w realną politykę. Książka zawiera masę faktów, które nie były wcześniej znane.
wouekk

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, Doskonale weryfikuje wszystkich ekspertów z TV snujących domysły o stosunkach polsko-ukraińskich. Tutaj mamy wszystko z pierwszej ręki. Dawno żadna książka mnie tak nie wciągnęła.
20
AniAndrzej

Nie oderwiesz się od lektury

Kawał solidnego dziennikarstwa. Zbyszek górą!
10

Popularność




Rozdział I. Spotkanie w Wiśle

Roz­dział I Spo­tka­nie w Wiśle

Dyplo­mata: Na spo­tka­niu w Wiśle nikt nie spił się w trupa. Pre­zy­denci testo­wali się. Żaden nie gadał głu­pot. Nikt nie odpadł. Zełen­ski nie wygląda, ale może sporo przy­jąć. Nie kreuje się na wschod­niego mużyka i ban­dytę. Nie prze­klina nad­mier­nie. To rodzaj zająca z sowiec­kiej bajki „Wilk i zając”. Cwany i zawsze wycho­dzący na swoje. Mimo że nie pre­zen­tuje siły i nie pręży musku­łów.

Na mie­siąc przed wojną Andrzej Duda i Woło­dy­myr Zełen­ski spę­dzili razem w Wiśle dwa dni. Spo­tka­nie było zapla­no­wane wiele mie­sięcy wcze­śniej i nie miało nic wspól­nego z wojną. Cho­dziło o „pro­jekt przy­jaźń”, który miał pole­gać na wej­ściu w buty Alek­san­dra Kwa­śniew­skiego z cza­sów poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji, czyli zbu­do­wa­niu pół­pry­wat­nych rela­cji pomię­dzy Dudą i Zełen­skim.

Dyplo­mata A zaan­ga­żo­wany w sprawy ukra­iń­skie: – Pomysł nie­for­mal­nego spo­tka­nia rzu­cił Jakub Kumoch, mini­ster w Kan­ce­la­rii Pre­zy­denta, a potem klu­czowa postać u boku Dudy w pierw­szym roku wojny. Duda z początku miał wąt­pli­wo­ści. Bo zda­wał sobie sprawę, że był już raz oszu­ki­wany przez Poro­szenkę. „Umó­wi­łem się z nim na wiele rze­czy. Nie­mal żad­nej nie speł­nił” – miał mówić.

Dyplo­mata B: – Cho­dziło o spór wokół Woły­nia, ale nie tylko. Poro­szenko nie wywią­zał się z pomy­słu wpro­wa­dze­nia Polaka do rządu ukra­iń­skiego. Co prawda zapro­po­no­wał coś wię­cej, sta­no­wi­sko szefa rządu, ale Bal­ce­ro­wi­czowi, arcy­prze­ciw­ni­kowi PiS. Duda potrak­to­wał to jako poli­czek.

Mini­ster X: – Usta­li­li­śmy, że trzeba się z Zełen­skim spo­tkać w cztery oczy i po pro­stu po męsku napić się wódki.

Dyplo­mata A: – Duda powie­dział, że naj­bar­dziej nadaje się Wisła. „Tam jest taka dobra karczma” – stwier­dził. Miał na myśli obiekt w dys­po­zy­cji Kan­ce­la­rii Pre­zy­denta. Nie cho­dziło o zała­twia­nie kon­kret­nych spraw, tylko o skró­ce­nie dystansu. Spo­tka­nie odbyło się w czwar­tek i pią­tek 20–21 stycz­nia 2022. I fak­tycz­nie było prze­ło­mowe w póź­niej­szych sto­sun­kach. Udział wzięły klu­czowe postaci. Zełen­skiemu towa­rzy­szył Andrij Jer­mak, numer dwa ukra­iń­skiej poli­tyki. Oraz Andrij Sybiha, zastępca Jer­maka odpo­wie­dzialny za sprawy mię­dzy­na­ro­dowe. Po stro­nie pol­skiej byli główni „wojenni” doradcy pre­zy­denta – Kumoch oraz z ramie­nia rządu wice­szef MSZ Mar­cin Przy­dacz.

Mini­ster X: – Nie było planu, że w Wiśle pod­pi­szemy jakieś kon­kretne umowy. Obie strony były zain­te­re­so­wane uru­cho­mie­niem sta­łego kanału komu­ni­ka­cji. Mniej for­mal­nego. Bez ogra­ni­czeń pro­to­ko­lar­nych. Bez straty czasu. Po ofi­cjal­nych roz­mo­wach w Wiśle wie­czór spę­dzi­li­śmy, jedząc i pijąc.

Dyplo­mata B: – Duda plus wóda równa się nie­nuda. Bez alko­holu Duda jest strasz­nym nudzia­rzem, po alko­holu odwrot­nie. Wisła to była regu­larna impreza. Dyplo­ma­cja alko­ho­lowa z bar­dzo satys­fak­cjo­nu­ją­cym rezul­ta­tem. Duda jest świet­nym opo­wia­da­czem kawa­łów po rosyj­sku. Nie wiem, skąd je zna, ale opo­wia­dał je z dobrym akcen­tem.

Dyplo­mata A: – Nikt nie spił się w trupa. Pre­zy­denci testo­wali się. Żaden nie gadał głu­pot. Nikt nie odpadł. Może Zełen­ski tro­chę wol­niej mówił, ale żad­nych głu­pot czy beł­kotu. Zełen­ski nie wygląda, ale może sporo przy­jąć. Nie zmie­nia się po alko­holu. Zacho­wuje pełną kon­trolę. Jest bez­pre­ten­sjo­nalny i długo nie utrzy­muje dystansu. Odnio­słem wra­że­nie, że jest znacz­nie sil­niej­szym poli­ty­kiem, niż mógłby wska­zy­wać kre­owany jego obraz na Ukra­inie przed wojną. Nie jest też typem poli­tyka ukra­iń­skiego, któ­rych zna­łem w prze­szło­ści. Nie kreuje się na wschod­niego mużyka i ban­dytę. Nie prze­klina nad­mier­nie. To rodzaj zająca z sowiec­kiej bajki „Wilk i zając”. Cwany i zawsze wycho­dzący na swoje. Mimo że nie pre­zen­tuje siły i nie pręży musku­łów.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Pyta­łem w Wiśle, czy roz­wa­żają wariant ataku Rosjan na pełną skalę. Krą­żyły daty inwa­zji. Pisano też o warian­cie zakła­da­ją­cym atak na Kijów. Zełen­ski nie dał jed­no­znacz­nej odpo­wie­dzi. Mówił, że liczy się z każ­dym sce­na­riu­szem, ale oba­wia się, że jest w tym dużo prze­sady. Mówił, że każde donie­sie­nie o dacie ataku to dla niego poważny pro­blem, bo po takim new­sie z Ukra­iny ucie­kają miliony dola­rów kapi­tału zagra­nicz­nego. Suge­ro­wał, że jego oto­cze­nie ofi­cjal­nie będzie prze­ko­ny­wało, że do wojny nie doj­dzie. Nie pla­no­wał też mobi­li­za­cji. Cho­dziło o to, by nie ucie­kały pie­nią­dze, ale też o zacho­wa­nie spo­koju i powstrzy­ma­nie paniki wśród lud­no­ści.

Poli­tyk ukra­iń­ski, obecny w Wiśle: – Wisła była naj­lep­szym spo­tka­niem, jakie na tym szcze­blu odby­li­śmy z Pola­kami. Wcze­śniej mie­wa­li­śmy pro­blem z tym, czego wła­ści­wie ocze­kują od nas. Nie było jasno­ści celów pol­skiej poli­tyki wobec Kijowa. Poza ogól­ni­kami, że jeste­śmy dla War­szawy stra­te­gicz­nym part­ne­rem. Dowie­dzie­li­śmy się, że teraz jest wola na naj­wyż­szym szcze­blu, aby współ­pracę napeł­nić tre­ścią. Dowie­dzie­li­śmy się, że chce tego też Jaro­sław Kaczyń­ski, który od zawsze był wobec Ukra­iny podejrz­liwy. Pre­zy­dent Duda miał na to pomysł i mini­stra, który przy­jaź­nił się z Sybihą jesz­cze z cza­sów turec­kich, Kumoch i Sybiha w tym samym okre­sie byli tam amba­sa­do­rami. Mie­li­śmy pod­stawę do nowej współ­pracy – zaufa­nie.

Dyplo­mata B: – Rano po tej naszej alko­dy­plo­ma­cji wszy­scy jedli śnia­da­nie i byli dla sie­bie bar­dzo mili. Jak po spo­tka­niu, po któ­rym się jest bar­dzo zmę­czo­nym. Wisła odbyła się w atmos­fe­rze biwaku na stu­diach. Pamię­tam, że mini­ster Przy­dacz pusz­czał Kumo­chowi utwór zespołu Braci Figo Fagot pod tytu­łem „Wóda zryje banie”. Pro­szę spoj­rzeć na zdję­cia. (Poka­zuje zdję­cia. Widać uczest­ni­ków spo­tka­nia w narzu­tach góral­skich z bara­niej skóry i w góral­skich czap­kach. Gra orkie­stra. Nie­któ­rzy śpie­wają, wczu­wa­jąc się w swoje role.)

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Wisła była klu­czowa dla sto­sun­ków pol­sko-ukra­iń­skich w pierw­szych stu dniach wojny. To był strzał w dzie­siątkę. Nie wie­dzie­li­śmy jesz­cze wtedy, jaki będzie efekt. Ale jak patrzę na to z per­spek­tywy czasu, to nie wiem, czy tam naro­dziła się auten­tyczna przy­jaźń. Nikt tego nie powie wprost, ale te misie Duda – Zełen­ski są tro­chę wyre­ży­se­ro­wane. Zełen­ski radzi sobie z tym dobrze. To w końcu aktor. Duda tro­chę gorzej. Oni są od sie­bie bar­dzo różni. Zełen­ski zamknięty. Duda to typ har­ce­rza. Pierw­szy mało mówi. No ale tyle, ile było można, wycią­gnęli z tej zna­jo­mo­ści. Była oka­zja, wyko­rzy­stali ją, uda­jąc wielką przy­jaźń. Póź­niej, po tym kar­na­wale przy­jaźni, gdy Zełen­ski uwie­rzył, że jest Mahatmą Gan­dhim, Duda jako asy­stent Gan­dhiego nie był mu już potrzebny.

Rozdział II. Inwazja

Roz­dział II Inwa­zja

Mini­ster X: Nasi gene­ra­ło­wie codzien­nie mówili: „Następne sie­dem­dzie­siąt dwie godziny będą decy­du­jące”. Cały czas tak gadali przez kilka tygo­dni do znu­dze­nia. Po kolej­nej dekla­ra­cji, że kolejne sie­dem­dzie­siąt dwie godziny zde­cy­dują o losach wojny, ktoś ze służb rzu­cił: „Pro­szę pań­stwa, z naszych infor­ma­cji wynika, że na gra­nicy z Ukra­iną powró­ciła korup­cja, która znik­nęła cał­ko­wi­cie po 24 lutego”. Skoro jest korup­cja, to zna­czy, że na Ukra­inie wraca nor­mal­ność. To było chyba na początku kwiet­nia. Ktoś wtedy powie­dział: „Ukra­ina się obro­niła”. Wszy­scy się śmiali. Nawet Kaczyń­ski się śmiał.

Mini­ster X: – W ponie­dzia­łek 21 lutego 2022 Putin ogło­sił nie­pod­le­głość sepa­ra­ty­stycz­nych repu­blik doniec­kiej i ługań­skiej. Było jasne, że odwo­łu­jemy wszystko i jedziemy do Kijowa.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Duda był spo­kojny, ale czuł powagę sytu­acji. Nie pozwo­lił jechać Solo­chowi, sze­fowi BBN. Pre­zy­dent powie­dział przed wyjaz­dem do Kijowa, że ma zostać w Pol­sce. Ma zostać na wypa­dek wybu­chu wojny. Co cie­kawe, Soloch sam się zgło­sił na ochot­nika, chciał jechać. Pre­zy­dent powie­dział mu, że ma zostać i pil­no­wać spraw, gdyby coś się nam stało.

Mini­ster Y: – Wyje­cha­li­śmy w środę 23 lutego. Bez roz­głosu. Samo­cho­dami. Z ochroną. Duda powie­dział, że nie pole­cimy samo­lo­tem, bo jak się coś sta­nie, damy prze­ciw­ni­kom argu­ment, że Pol­ska to pań­stwo z dykty. On ma obse­sję na tym punk­cie. Syn­drom smo­leń­ski. Duda boi się ośmie­sze­nia pań­stwa. Tłu­ma­cze­nia z jakie­goś fakapu w stylu „ostrze­la­nie kolumny”. W Kijo­wie był wtedy też Nausėda (Gita­nas Nausėda, pre­zy­dent Litwy – przyp. red.). Na Litwę wró­cił swoją casą. Samo­lo­tem woj­sko­wym. Wszyst­kie loty cywilne do Kijowa zachod­nich linii lot­ni­czych były już odwo­łane.

Mini­ster X: – Wszystko niby było eks­tra, ale plan wyjazdu i tak wyciekł do prasy. Szu­ka­li­śmy prze­cieku. Poja­wiły się wza­jemne oskar­że­nia. Litwi­nów do nas. Nas do Ukra­iń­ców i Litwi­nów. Nic się nie dało prze­pro­wa­dzić w tajem­nicy. To jest jakieś prze­kleń­stwo. Zbyt wiele osób jesz­cze przed wyda­rze­niem chce mieć suk­ces.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Po dro­dze, gdzieś za Łuc­kiem zatrzy­ma­li­śmy się na ukra­iń­skiej sta­cji ben­zy­no­wej. Zabawna sytu­acja miała miej­sce. Na tym cepe­enie ukra­iń­skim stał kar­nie w kolejce do kibla, żeby się wysi­kać. Jakaś pani stała. Jakiś pan. I on. Pre­zy­dent. Nausėda potem mówi do Dudy: „Ale numer. Sta­łeś nor­mal­nie w kolejce do kibla na sta­cji ben­zy­no­wej?”. Oni tak ze sobą roz­ma­wiają. Jest mię­dzy nimi che­mia. Mię­dzy Dudą a Zełen­skim jest dziwna przy­jaźń. Z Nausėdą jest ina­czej.

Mini­ster Y: – W Kijo­wie mie­li­śmy roz­mowy w pałacu Maryj­skim. Tam Zełen­ski poin­for­mo­wał Dudę i Nausėdę, że wybuch­nie wojna.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Duda nie wyglą­dał na zde­ner­wo­wa­nego. Sytu­acja była absur­dalna. Wie­dział, że naza­jutrz wybuch­nie wojna. Ale z dru­giej strony był w mie­ście, w któ­rym nie było żad­nej paniki. Wszystko nor­mal­nie dzia­łało. Nikt z Kijowa nie ucie­kał. Nie było sznura aut kor­ku­ją­cych wylo­towe trasy ze sto­licy. Nor­malne życie.

Mini­ster X: – Na do widze­nia Zełen­ski powie­dział Dudzie, że naj­pew­niej widzą się po raz ostatni. On był prze­ko­nany, że zgi­nie. Ame­ry­ka­nie pro­po­no­wali mu ewa­ku­ację. Opo­wia­dał, że Biden oso­bi­ście dzwo­nił do niego z pro­po­zy­cją wyjazdu. Odmó­wił.

Dyplo­mata A: – Biden chciał wywieźć nie tylko Zełen­skiego, ale też cały jego rząd, łącz­nie ze wszyst­kim klien­tami tego sys­temu wła­dzy. Ame­ry­ka­nie szy­ko­wali się na cał­ko­wity kol­laps pań­stwa.

Mini­ster X: – Pod­czas roz­mów Duda – Nausėda – Zełen­ski pano­wała raczej schył­kowa atmos­fera. Nie było miej­sca na żarty.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – W Kijo­wie cią­gle poga­niały nas pol­skie służby. Żeby­śmy jak naj­szyb­ciej wyjeż­dżali z mia­sta. Że już czas. Po wizy­cie w pałacu Maryj­skim zapa­ko­wa­li­śmy się w samo­chody i odjazd. Po dro­dze dzwo­nił wice­szef Agen­cji Wywiadu Domi­nik Duda. Pytał, gdzie jeste­śmy, bo się zaczęło. Pre­zy­dent powie­dział tylko, że jakby co, to on nie wyobraża sobie tego, że tra­fia do nie­woli. Powie­dział, że nie ma opcji, że pol­ski pre­zy­dent jest poka­zy­wany na rosyj­skich kana­łach jako zakład­nik. Oświad­czył nam, że jak gdzieś na dro­dze wylą­dują Rosja­nie, trzeba będzie się bić aż do nadej­ścia odsie­czy. Mie­li­śmy wtedy obstawę GROM-u. I myślę, że naprawdę byśmy się bili.

Mini­ster Y: – Dziwny był ten wybuch wojny, bar­dzo abs­trak­cyjny. Ktoś z AW dzwoni do nas i mówi, że „już się zaczęło”, że wybu­chła wojna, ale po dro­dze żad­nych śla­dów żad­nej wojny nie było. Nikt nie budo­wał blok­po­stów. Bary­kad nie wzno­szono. Zwy­czajne życie. Na gra­nicy byli­śmy przed godziną 24 czasu kijow­skiego, czyli o 23 naszego. W Pol­sce w McDo­nal­dzie jesz­cze zestaw zje­dli­śmy.

Mini­ster X: – Po tym wyjeź­dzie strasz­nie byłem zmę­czony. Posze­dłem od razu spać. Wybuch wojny prze­spa­łem. Budzę się, patrzę na tele­fon, dwa­dzie­ścia połą­czeń. Zaspa­łem na wojnę. W tym cza­sie trwała już narada. To były te gabi­nety wojenne, które trwały przez kilka kolej­nych tygo­dni czy nawet mie­sięcy. Pre­zy­dent, pre­mier, naj­waż­niejsi mini­stro­wie, sze­fo­wie służb. Poje­cha­łem do BBN. Grzecz­nie prze­pro­si­łem, usia­dłem. Myśla­łem, że Duda mnie roz­szar­pie, byłem spa­ni­ko­wany. Sie­dział taki ponury, on jak się stre­suje, to taki ponury się robi. Myślę sobie, że będzie awan­tura za spóź­nie­nie. Ale jestem na to przy­go­to­wany. Popro­si­łem o głos i sam zaata­ko­wa­łem: „Niech mnie budzą następ­nym razem”. A Duda do mnie: „Prze­stań, uspo­kój się, wszy­scy jeste­śmy zde­ner­wo­wani, co ty robisz?”.

Mini­ster Y: – Duda był jed­nym z pierw­szych, do któ­rych po wybu­chu wojny dzwo­nił Zełen­ski. A moż­liwe, że to był jego pierw­szy zagra­niczny tele­fon. Moim zda­niem w tych dniach on chciał z Dudą po pro­stu poga­dać. Poża­lić się. „Stary, jestem tutaj, a ten ch… ata­kuje”.

Zbi­gniew Para­fia­no­wicz: Czy Pol­ska dowie­działa się o inwa­zji na swo­jego sąsiada w porę, czy póź­niej niż wszy­scy?

Dyplo­mata A: – Zacznijmy od tego, że nikt w Euro­pie nie wie­rzył w wojnę na pełną skalę i w marsz na Kijów. Ten, kto twier­dzi, że wie­dział, kła­mie. Wszy­scy dowie­dzie­li­śmy się 23 lutego 2022 wie­czo­rem, czyli na kilka godzin przed inwa­zją. Dwa, może trzy dni przed tą datą Ame­ry­ka­nie prze­ka­zali nam pre­cy­zyjne infor­ma­cje wywia­dow­cze o tym, że do grup tak­tycz­nych na Bia­ło­rusi i w obwo­dach gra­ni­czą­cych z Rosją zostały wysłane roz­kazy z datą ataku. Ale to nie było wcale potwier­dze­nie, że wojna wybuch­nie. Wów­czas nie wie­rzy­li­śmy Ame­ry­ka­nom. Pamię­ta­li­śmy o kłam­stwach w spra­wie broni maso­wego raże­nia Sad­dama Husajna. Prawda jest więc taka, że wie­dzę wyprze­dza­jącą o ataku mieli tylko Ame­ry­ka­nie i Bry­tyj­czycy. Szcze­gól­nie Bry­tyj­czycy są dobrze zorien­to­wani. Mają dobre źró­dła. Pro­wa­dzą zaawan­so­wane ope­ra­cje wywia­dow­cze. Pozo­stałe kraje mają spe­cja­li­za­cje wywia­dow­cze. Mają wie­dzę wycin­kową. My też. Ame­ry­ka­nie i Bry­tyj­czycy skła­dają w całość. My mamy frag­menty.

Ofi­cer wywiadu: – Pew­ność osta­teczną, na kilka godzin przed ata­kiem, dały nam nasze służby. Pro­wa­dzimy nasłuch tego, co się dzieje na Wscho­dzie. Nie cho­dzi o to, że wiemy, o czym oni roz­ma­wiają. Cho­dzi o śle­dze­nie sygnału. Wywiad podał nam infor­ma­cję, że została wpro­wa­dzona cisza radiowa. Na całej dłu­go­ści poten­cjal­nego frontu wpro­wa­dzono ciszę radiową. Rów­nież od strony Bia­ło­rusi. Co to ozna­cza? Tylko tyle, że łącz­ność nie odby­wała się za pomocą urzą­dzeń. Przy­szły roz­kazy w zala­ko­wa­nych koper­tach na piśmie poprzez kurie­rów z zada­niami do reali­za­cji. Jak to się mówi, jazda w sta­rym stylu. Każdy zwią­zek tak­tyczny w okre­ślo­nym, krót­kim cza­sie miał przy­stą­pić do reali­za­cji tych roz­ka­zów. Wie­dzie­li­śmy, że mamy od kilku do kil­ku­na­stu godzin.

Ważny urzęd­nik Kan­ce­la­rii Pre­miera: – Posze­dłem z tym do pre­miera i wicepre­miera Jaro­sława Kaczyń­skiego, który wów­czas odpo­wia­dał za bez­pie­czeń­stwo. Obaj nie byli szcze­gól­nie zasko­czeni. Kaczyń­ski był jed­nym z nie­licz­nych, któ­rzy wie­rzyli w wojnę na pełną skalę. My kie­ro­wa­li­śmy się ana­li­zami naszych służb i woj­ska, że ow­szem doj­dzie do wojny, ale będzie ona pro­wa­dzona na Don­ba­sie i na połu­dniu Ukra­iny. Byli­śmy pewni, że Rosja chce prze­bić kory­tarz lądowy na Krym, zająć Don­bas. Mar­ko­wa­nie ude­rze­nia z Bia­ło­rusi trak­to­wa­li­śmy jako odcią­ga­nie uwagi.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Brak wiary w wojnę na pełną skalę nas nie kom­pro­mi­tuje. Nikt w Euro­pie nie wie­rzył w ten wariant. Na krótko przed wybu­chem Mora­wiecki miał taki duży objazd po Euro­pie, aby prze­ko­ny­wać, że idą cięż­kie czasy i że zaraz może roz­po­cząć się atak. Wró­cił prze­ra­żony, że nikt nie bie­rze tego na serio. „Szok. Oni nie wie­rzą w żadną wojnę” – mówił.

Ważny urzęd­nik Kan­ce­la­rii Pre­miera: – Infor­ma­cja o ciszy radio­wej natych­miast tra­fiła do Kaczyń­skiego i Mora­wiec­kiego. Wie­dzie­li­śmy, że Rosja­nie wycho­dzą na pozy­cje. Nad ranem zor­ga­ni­zo­wa­li­śmy pierw­sze posie­dze­nie zespołu kry­zy­so­wego. W zasa­dzie w sytu­acjach tego typu nie ma jed­no­znacz­nych pro­ce­dur, jak tym zarzą­dzać. Wyku­wa­li­śmy to w boju.

Dyplo­mata B: – MSZ był 24 lutego zasko­czony. Kaczyń­ski i Mora­wiecki nie podzie­lili się danymi z Rauem (Zbi­gniew Rau – pol­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych – przyp. red.). Mini­ster infor­ma­cje miał z prasy.

Ważny urzęd­nik Kan­ce­la­rii Pre­miera: – 23 lutego wyszli­śmy z KPRM przed pół­nocą. Powo­ła­li­śmy zespół zarzą­dza­nia kry­zy­so­wego i uru­cho­mi­li­śmy komi­tet bez­pie­czeń­stwa pań­stwa. Nad ranem odbyły się pierw­sze posie­dze­nia. Póź­niej było spo­tka­nie u pre­zy­denta w BBN. Woj­skowi byli bar­dzo scep­tyczni wobec roz­woju wyda­rzeń. Woj­sko, ale też i więk­szość poli­ty­ków i ludzi służb nie wie­rzyli, że Kijów się utrzyma. Wie­lo­ki­lo­me­trowa kolumna rosyj­skich wojsk szła póź­niej na sto­licę. Nie było mądrych, któ­rzy mogliby powie­dzieć, jak roz­wi­nie się sytu­acja. Uczy­li­śmy się wszyst­kiego. To była wojna bez pre­ce­densu.

Ofi­cer wywiadu: – Intu­icyj­nie za pomocą pol­skiego wywiadu elek­tro­nicz­nego usta­la­li­śmy poło­że­nie jed­no­stek rosyj­skich i ukra­iń­skich. Nie mie­li­śmy jed­nak peł­nej wie­dzy na temat tego, w jakim zakre­sie Kijów jest oto­czony i czy został zamknięty dostęp do mia­sta. Przy­naj­mniej na początku tego nie wie­dzie­li­śmy. Mie­li­śmy swoje źró­dła na Ukra­inie, które eks­pre­sowo musiały prze­sta­wić się na tryb wojenny. Nie trwało to długo. Mie­li­śmy ludzi z wywiadu w Kijo­wie, któ­rzy zbie­rali dane na temat sytu­acji w mie­ście i wokół mia­sta. Od początku tam byli. Od początku dostar­czali wie­dzę. Tylko że to były suche fakty, któ­rych ani poli­tycy, ani woj­skowi nie potra­fili jesz­cze wła­ści­wie inter­pre­to­wać. Gdy otrzą­snę­li­śmy się z szoku, te infor­ma­cje były naprawdę wyso­kiej jako­ści. To, co dziś wydaje się nie­ważne, wtedy było klu­czowe. Musie­li­śmy wie­dzieć, jak wygląda mia­sto od środka. Ile jest blok­po­stów i jakie siły będą bro­niły mia­sta. Musie­li­śmy wie­dzieć, czy jest wola walki i jaka tak­tyka będzie sto­so­wana. Czy Ukra­ińcy będą bro­nili mia­sta, czy się rozejdą. Nasi ludzie z wywiadu mapo­wali mia­sto. Jest pro­sty spo­sób na usta­la­nie miejsc, w któ­rych są na przy­kład blok­po­sty czy więk­sze punkty oporu. W kie­szeni spodni wystar­czy zro­bić puste zdję­cie iPhone’em. Takie foto natych­miast tra­fia do iClo­uda z poda­niem pre­cy­zyj­nej pozy­cji ukra­iń­skiej czy rosyj­skiej. Taką daną nanosi się na mapę mia­sta. W Kijo­wie dzia­łał inter­net. Skoro dzia­łał inter­net, to i pod­sta­wowe komu­ni­ka­tory z nie­złymi zabez­pie­cze­niami i maile szy­fro­wane – Signal, Pro­ton­Mail czy Tuta­nota. Wszystko dzia­łało, a jeśli ktoś to czy­tał, to co naj­wy­żej sojusz­nik. Można było pra­co­wać. W warun­kach pracy dyna­micz­nej, gdzie wszystko się zmie­nia z godziny na godzinę, takimi kana­łami komu­ni­ka­cji nie można pogar­dzić. Jest wybór – albo korzy­stamy z tego, co jest, albo nie mamy infor­ma­cji.

Mini­ster X: – Woj­sko i służby dostar­czały na bie­żąco infor­ma­cje o postę­pach ofen­sywy. W pierw­szym dniu, mimo tele­fonu Zełen­skiego do Dudy, nie było jasne, gdzie on jest. Czy został w Kijo­wie, czy na przy­kład wyje­chał do Lwowa. Póź­niej się oka­zało, że pod swoją sie­dzibą ma bun­kier głę­boko pod zie­mią, połą­czony sys­te­mem przejść z metrem. Tam urzę­do­wali. Nie­któ­rzy sie­dzieli tam przez kilka tygo­dni. Zastępca szefa admi­ni­stra­cji Zełen­skiego Andrij Sybiha mówił póź­niej, że zapo­mniał, jak wygląda świa­tło dzienne. Z cza­sem przy­wy­kli, ale pierw­szego dnia Sybiha był roz­trzę­siony. Pro­sił o poci­ski prze­ciw­lot­ni­cze i dostawy paliwa. Mówił cha­otycz­nie. Widać było, że sami Ukra­ińcy nie wie­dzą, w jakiej sytu­acji się znaj­dują.

Mini­ster Y: – Atmos­fera była raczej gro­bowa. Woj­sko pesy­mi­styczne. Mówili: „Cudu nad Dnie­prem nie będzie”.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – 26 lutego zaczę­li­śmy też ana­li­zo­wać zasady suk­ce­sji wła­dzy na Ukra­inie w razie śmierci Zełen­skiego. Jaka będzie rola pre­miera i prze­wod­ni­czą­cego Rady Naj­wyż­szej? Jakie to zro­dzi spory? W dru­gim dniu wojny nie­mal wszy­scy byli pewni, że Ukra­ina nie prze­trwa. Choć poja­wił się pogląd, że jeśli utrzyma część tery­to­rium, to sta­nie się powo­jenną Chor­wa­cją na ste­ry­dach. Na poważ­nie zasta­na­wia­li­śmy się też nad tym, jakie jest praw­do­po­do­bień­stwo dołą­cze­nia Bia­ło­rusi do inwa­zji. Gdyby tak się stało, roz­pa­try­wa­li­śmy powo­ła­nie grup dywer­syj­nych zło­żo­nych z przed­sta­wi­cieli dia­spory bia­ło­ru­skiej, które dzia­ła­łyby na zaple­czu armii Łuka­szenki i utrud­niały mu wojnę. Roz­ma­wia­li­śmy o tym z Ame­ry­ka­nami. Nasze obawy o Bia­ło­ruś oka­zały się prze­sa­dzone. Łuka­szenka sam bał się o swoje życie. Na początku marca son­do­wał ucieczkę z Miń­ska. Utrzy­my­wał z nami kon­takt i badał, czy pozwo­limy mu przy­je­chać do Pol­ski i stąd odle­cieć w świat. On wie­dział, że z Miń­ska samo­lo­tem ni­gdzie bez zgody Putina nie wyleci. Bo Putin ma go w zasięgu rosyj­skiej obrony powietrz­nej. Na całej Bia­ło­rusi były już obecne oddziały rosyj­skie, w tym zestawy S-300 czy Buk.

Mini­ster X: – Szcze­rze mówiąc, te ana­lizy woj­sko­wych z pierw­szych dni wojny były bar­dzo roz­cza­ro­wu­jące. Gene­ra­li­cja się nie popi­sała. Praw­dziwe jest powie­dze­nie, że gene­ra­łom nie można oddać pro­wa­dze­nia spraw wojen­nych. Nie chcia­łem się tego wszyst­kiego dowie­dzieć o pol­skiej armii, czego dowie­dzia­łem się w pierw­szych dniach wojny. Gdyby to na nas padło, nie wiem, czy­by­śmy się utrzy­mali tak jak Ukra­ińcy. Raczej prze­ciętne ana­lizy i wszech­obecny nie­da­sizm pano­wały w woj­sku. Nic się nie da. Zawsze milion prze­szkód. Tego się nie da, bo jest milion prze­szkód. Tam­tego też, bo dwa miliony. Tym­cza­sem Ukra­ińcy trzy­mali się. Nie odda­wali miast. Oka­zało się, że zagro­że­niem była nie sła­bość mili­tarna, ale poja­wia­jące się na Zacho­dzie, ale też i w Pol­sce doga­dy­wac­two – dąże­nie na siłę do rozejmu.

Dyplo­mata A: – Pierw­szego dnia wojny musie­li­śmy też pod­jąć decy­zję, co dalej z naszą amba­sadą w Kijo­wie. Kumoch upie­rał się, aby amba­sa­dor został. Bar­tosz Cichocki też nie chciał wyjeż­dżać. Kłó­cił się jed­nak z Pała­cem o per­so­nel amba­sady. Chciał, żeby jak naj­wię­cej osób zje­chało. Żeby zostali tylko ochot­nicy. Ale nie tacy ochot­nicy, na któ­rych ktoś naci­ska.

Mini­ster Y: – Efekt był taki, że został amba­sa­dor i dwóch ofi­ce­rów. Jeden jest puł­kow­ni­kiem Agen­cji Wywiadu, drugi zastępcą attaché woj­sko­wego. Puł­kow­nik AW był łącz­ni­kiem naszych służb. Miał kon­takt z agen­cjami ukra­iń­skimi. Pierw­szego dnia musiał nauczyć się tego, jak zor­ga­ni­zo­wać sys­tem kamer wokół amba­sady. W kolej­nych dniach musiał zała­twić broń na mie­ście. Cen­trala MSZ nie zadbała o to, by przy­go­to­wać pla­cówkę na wojnę. Kijowa nie trak­to­wano jako pla­cówki wojen­nej. Oni w pustych butel­kach gro­ma­dzili wodę, gdyby oka­zało się, że kurek został zakrę­cony. Ten puł­kow­nik wszystko poza­ła­twiał. To taki typ gan­gusa. Obrotny. Dosko­nale nada­jący się na takie oka­zje. Cała trójka z amba­sady: Cichocki, woj­skowy i ofi­cer AW znacz­nie powy­żej prze­cięt­nej, jeśli cho­dzi o odwagę. Cichocki w pew­nym momen­cie naprawdę w cza­sie alar­mów powietrz­nych oglą­dał mecze Legii w swoim gabi­ne­cie.

Mini­ster X: – Pierw­szego dnia ukra­iń­ska ochrona amba­sady gdzieś znik­nęła. Wró­cili dopiero, gdy było bar­dziej kla­rowne, że Kijów się może utrzy­mać. Do tego czasu ochroną amba­sady musieli się zająć amba­sa­dor, puł­kow­nik Agen­cji Wywiadu i puł­kow­nik z ata­szatu woj­sko­wego.

Mini­ster Y: – Nikt z nich nie scho­dził do schronu w cza­sie alar­mów. Koza­czyli.

Dyplo­mata A: – Dru­giego albo trze­ciego dnia wojny dosta­li­śmy infor­ma­cję, że ma być zma­so­wany atak rakie­towy na Kijów. Kumoch popro­sił pre­zy­denta, aby oso­bi­ście zadzwo­nił do Cichoc­kiego i kazał mu zejść do schronu. Pre­zy­dent kazał, ale on i tak robił, co chciał.

Czło­wiek z bli­skiego oto­cze­nia pre­zy­denta: – Prak­tycz­nie nie wycho­dzi­łem z biura. Cały czas trwała wielka narada. Przy­le­ciał Kułeba, szef MSZ. Przy­wiózł rodzinę. Schro­niła się u naszego szefa MSZ, u Raua. On się tym nie chwali, ale bar­dzo mu pomógł. Cała rodzina plus pies miesz­kała u niego. Inni zresztą też. Kumoch zapro­po­no­wał schro­nie­nie rodzi­nie Sybihy, tak jak Soloch swo­jemu odpo­wied­ni­kowi Dani­ło­wowi. On podzię­ko­wał i powie­dział, że rodzina jest już w Pol­sce. Jego córka miała rodzić w oko­li­cach 24 lutego. Chyba uro­dziła w Pol­sce jakoś na początku inwa­zji. Dziś Kułeba mało mówi o roli Pol­ski. Jest fanem Borisa John­sona. „Nie no, naj­więk­sze wra­że­nie to Borys na mnie zro­bił. To jest boha­ter” – tak gadał. O Dudzie nie wspo­mi­nał. Oni uwa­żali za oczy­wi­stość to, że im poma­gamy. No i w sumie tak tro­chę było. Cały naród ruszył do powsta­nia. Sła­wo­mir Dęb­ski, szef PISM, tak to nazwał. Ten nasz zryw pomocy dla Ukra­iń­ców nazwał powsta­niem prze­ciwko Rosji.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki