Uzyskaj dostęp do tej i ponad 180000 książek od 9,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Dla Ivy Storm ten rok nie mógł zacząć się gorzej. Właśnie rzucił ją narzeczony, a marzenie o posiadaniu dziecka stało się niemożliwą do zrealizowania mrzonką. Z pomocą najlepszej przyjaciółki odzyskuje jednak równowagę i postanawia zawalczyć o własne szczęście. Daje sobie dwanaście miesięcy, by zostać matką. Nawet jeśli potencjalnego ojca swojego dziecka miałaby znaleźć w ekskluzywnym klubie dla swingersów… Jedna noc, jedna nieodwracalna decyzja i konsekwencje, które przerosłyby każdego. Życie Ivy dopiero teraz nabiera prędkości, a każdy kolejny wiraż jest po stokroć bardziej niebezpieczny niż poprzedni…
Ta zwariowana, romantyczna i bardzo pikantna powieść udowodni wam, że koniec zawsze jest początkiem czegoś nowego, a miłość… cóż, ona zwykle przychodzi w najmniej spodziewanym momencie.
Ułożyłam zatem dłonie na gustownej komodzie, wypięłam tyłek w jego stronę, a on rozwiązał sznurowanie pasa i pozwolił mu opaść na podłogę. Całował moje biodra, ugniatał pupę dużymi dłońmi, a gdy w końcu zsunął ze mnie stringi, przejechał palcami po nogach, poczynając od kostek, poprzez łydki, wewnętrzną stronę ud, aż zatrzymał się tuż przy ich złączeniu. Dłońmi rozchylił moje pośladki i za sprawą języka zmusił mnie do rozdzierającego pierś jęku. Zacisnęłam palce na drewnie i odrzuciłam głowę do tyłu, gdy z każdym ruchem sprawiał mi przyjemność, jakiej nigdy wcześniej nie doznałam.
Zaskoczył mnie tym, że nie rzucił się na moją łechtaczkę jak mężczyźni, z którymi uprawiałam seks wcześniej. Nie. On obchodził się z nią delikatnie, powoli liżąc i zasysając moje wargi sromowe, dmuchając na nie czy w końcu wdzierając się językiem do wejścia pochwy. Jęczałam z każdym jego ruchem. Pierwszy raz w życiu byłam w stanie głosem oddać to, co czułam. Nie wstydziłam się swoich pomruków, westchnień, syknięć i jęków. Nie. Dzisiejszego wieczoru nie wstydziłam się niczego. Skryłam twarz i nieśmiałość za maską i, tak jak poradził mi Rock, zostawiłam swoje granice w domu.
Monika Cieluch
Rodowita grudziądzanka, która szesnaście lat spędziła w południowej Anglii. Matka, żona, siostra dwóch braci oraz wielbicielka miętowej czekolady i pieszych wycieczek. W 2018 roku zadebiutowała powieścią obyczajową Miłość szeptem mówiona. Następnie na rynku wydawniczym ukazała się trylogia Niepokorni oraz powieść sensacyjna z nutką erotyki Do ostatniej kropli krwi. W jej książkach główną rolę odgrywają emocje i realnie wykreowani bohaterowie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 513
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 12 godz. 28 min
Lektor: Renata Bunter
Wygrywa tylko ten, kto ma jasno określony cel i nieodparte pragnienie, aby go osiągnąć.
Napoleon Hill
Ivy
Patrzyłam na migocącą wieżę Eiffla z balkonu hotelu Le Derby Alma. W dłoni trzymałam butelkę dobrego francuskiego szampana, za którą zapłaciłam absurdalnie wysoką cenę. Targane wiatrem włosy bezustannie przyklejały mi się do mokrych policzków. Wyjątkowo mroźne powietrze szczypało w nos i sprawiało, że łzy niemal natychmiast stawały się zimne. Czułam się beznadziejnie. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. Wszystko się rozpadło. Szlag trafił moje plany na przyszłość, wywrócił mi życie do góry nogami.
Uniosłam butelkę, upiłam z niej kilka łyków, a gdy odsunęłam ją od twarzy, czknęłam tak głośno, że stojąca obok mnie Poppy roześmiała się w głos. Po chwili przyciągnęła mnie do siebie, odebrała mi szampana i tak jak ja skosztowała alkoholu.
Poppy była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Kochałam ją za całokształt. Za jej bezinteresowność, za to, że gdy zadzwoniłam z informacją, że Mark zerwał nasze zaręczyny, zostawiła na lotnisku faceta, który chciał ją zabrać na sylwestra na Gran Canarię, przebukowała lot i przyleciała do Paryża, by wraz ze mną topić smutki w alkoholu, stojąc na balkonie luksusowego hotelu. W dodatku boso i – tak jak ja – ubrana zaledwie w hotelowy szlafrok.
Tę wyjątkową noc miałam spędzić z Markiem. Długo ją planowałam. Już w sierpniu zarezerwowałam hotel, zadbałam o zdrowie i kondycję, zaczęłam regularnie przyjmować suplementy z witaminami i kwas foliowy. Z tej okazji kupiłam odpowiednią kreację i bieliznę (które teraz leżały na dnie walizki) ale, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.
To, co się wydarzyło potem, uświadomiło mi jedno: życie potrafi zasadzić solidnego kopa w tyłek. I to w chwili, w której najmniej się tego spodziewałam. Wszystkie moje plany legły w gruzach. Nagle poczułam się… Nawet nie wiem, jak to określić. Przytłoczona. Może nijaka. Mierna. Zaledwie tydzień wcześniej przekroczyłam trzydziestkę. Boże! Byłam sama, z trzydziechą na karku i bez planu na przyszłość! Ból nijakości dodatkowo potęgowała świadomość, że to właśnie dziś jest ten dzień, gdy ludzie robią podsumowania i plany na nadchodzący rok, upubliczniając je w swoich mediach społecznościowych. A ja? Cóż, obiektywnie rzecz ujmując, ostatnie dwanaście miesięcy mojego życia prezentowało się całkiem spoko. Wciąż zajmowałam etat zastępczyni dyrektora generalnego w firmie holdingowej, kupiłam mieszkanie, zrobiłam prawo jazdy i nabyłam samochód. Zapisałam się na pilates, mimo wcześniejszych oporów. W końcu przyjęłam oświadczyny faceta, którego kochałam całym sercem, a dobrze zainwestowane pieniądze powiększyły zasób moich oszczędności.
I ten oto facet, właśnie wczoraj, gdy już staliśmy w kolejce do odprawy bagażowej, zaczął przebąkiwać o tym, że życie jest krótkie, że każdy z nas żyje raz i że powinniśmy być pewni tego, z kim chcemy spędzić przyszłość. I gdy tak stałam ze wzrokiem wbitym w jego usta, które wypowiadały kolejne zdania, a których sensu nie chciałam zrozumieć, jakimś sposobem dotarło do mnie, że Mark próbuje zerwać nasze zaręczyny. Drżącym głosem spytałam: Chcesz to zakończyć?. A on uśmiechnął się oszczędnie, następnie złożył pocałunek na moim czole i chwyciwszy swój bagaż, po prostu odszedł. Zostawił mnie samą. Ze złamanym sercem, z szokiem wymalowanym na twarzy, z nogami trzęsącymi się tak bardzo, że zmuszona byłam zdjąć ze stóp szpilki i przejść lotnisko boso. W zaledwie kilka sekund runął świat, który budowałam przez ostatnie trzy lata. A mimo to resztkami sił udało mi się dotrzeć najpierw do samolotu, a potem do hotelu. Ale kiedy już zamknęłam za sobą drzwi apartamentu, uwolniły się emocje. Płakałam tak bardzo, że było mi żal siebie samej.
– Wszystko się ułoży, mała. Mark to dupek. Jeszcze będzie błagał o możliwość powrotu, zobaczysz. – Poppy dłonią potarła moje ramię w taki sposób, jakby chciała je rozgrzać.
– Nic się nie ułoży – szlochałam. – Przecież nawet gdyby błagał, bym pozwoliła mu wrócić, nigdy się na to nie zgodzę. Skoro odszedł, może to zrobić kolejny raz, a ja nie chcę żyć w strachu i braku zaufania. Chcę być kochana. Tak po prostu. – Odebrałam przyjaciółce butelkę i ponownie napiłam się szampana.
– Wiem, że trudno ci teraz w to uwierzyć, ale jeszcze przyjdzie dzień, w którym będziesz szczęśliwa. Wiesz dlaczego?
Spojrzałam na nią zapłakanymi oczami i milcząc, pokręciłam głową.
– Bo na to zasługujesz.
Zaśmiałam się gardłowym głosem, następnie przyłożyłam butelkę do ust i duszkiem wypiłam sporą ilość alkoholu. Niebo rozbłysnęło feerią barw. Fajerwerki rozdarły atramentową noc, zdobiąc ją kolorami różu, zieleni i żółci. Zewsząd dobiegły nas życzenia wykrzykiwane przez Francuzów. I gdy tak po całym Paryżu niosło się radosne bonne année, pomyślałam, że nadchodzący rok wcale nie będzie szczęśliwy. Zacisnęłam dłoń na chłodnej poręczy balustrady i wyciągnąwszy butelkę w stronę przyjaciółki, nieco bełkotliwie rzuciłam:
– Szczęśliwego zasranego nowego roku, Poppy.
– Szczęśliwego nowego roku, mała.
Przez chwile stałyśmy ze wzrokiem utkwionym w rozbłyskujących nad Paryżem światłach, nie zważając na przemarznięte stopy, na zmianę pijąc drogiego szampana, który wcale nie smakował dobrze. Był cierpki i pozbawiony słodyczy. Paskudny niczym wczorajszy dzień.
– To jakie masz plany na nadchodzące dwanaście miesięcy? – spytała Poppy, a jej rude włosy wzniosły się, targane chłodnym wiatrem.
Wzruszyłam ramionami i zacisnęłam dłoń na połach szlafroka. Było naprawdę zimno. Zaczynałam dygotać.
– Musisz sobie coś zaplanować, wyznaczyć cele, które chciałabyś zrealizować. To pozwoli ci zapomnieć o Marku i skupić się na własnym szczęściu.
Zapomnieć o Marku… Dobre sobie. Miałam cele, ale zważywszy na sytuację, w jakiej się znalazłam, ich zrealizowanie było niemożliwe. Wszak dziecka sama sobie nie zrobię. A może właśnie to przestraszyło Marka? Może wizja stworzenia rodziny i potencjalne rodzicielstwo przeraziły go tak bardzo, że postanowił uciec gdzie pieprz rośnie? Może tu jest pies pogrzebany? Czyżbym za bardzo na niego napierała? Fakt, że przez ostatnie trzy lata bezustannie rozmyślałam o posiadaniu potomstwa, ale do jasnej cholery, miałam trzydziestkę, więc jeśli nie teraz, to kiedy? Chciałam być matką. Chciałam móc przytulić do piersi dziecko będące częścią mnie i Marka, stanowiące żywy wyraz naszej miłości. Tak bardzo tego pragnęłam…
– Marzenia są po to, by je realizować, mała, a droga do ich spełnienia nie może być łatwa i oczywista, bo wówczas nie nazywałybyśmy ich marzeniami.
Szumiało mi w głowie. Z każdą minutą coraz bardziej. Mimo wiejącego wiatru, dotarły do mnie słowa Poppy mówiącej coś o podążaniu za pragnieniami, o niepoddawaniu się, o walce z przeciwnościami losu. I gdy tak paplała, momentami głośno czkając, pomyślałam, że może jest w tym całym szaleństwie jakaś metoda? Może wbrew temu, co postanowił los, powinnam spiąć poślady i zrealizować to, o czym marzę? Byłabym świetną matką! Naprawdę w to wierzyłam.
– Więc jakie są twoje plany na nadchodzący rok? – Poppy powtórzyła pytanie i szturchnęła mnie łokciem w bok, po czym wetknęła włosy za ucho.
Oparłam się ramionami o poręcz balustrady, spojrzałam w niebo rozbłyskujące czerwienią i całkiem poważnym tonem oświadczyłam:
– Chcę zajść w ciążę. Chcę w końcu być przez kogoś kochana bezwarunkową miłością. Za rok o tej porze będę trzymała w ramionach swoje dziecko. – Poczułam na sobie palące spojrzenie przyjaciółki, a po chwili przestrzeń rezonowała jej śmiechem.
Poppy uniosła butelkę z szampanem, zatopiła w niej swoje spojrzenie i marszcząc brwi, przyjrzała się etykietce.
– Jasna cholera, zawiera zaledwie dwanaście procent alkoholu, a ty już pieprzysz od rzeczy! – Zaśmiała się tak szczerze, że sama też nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
– Zrobię to, Poppy. Zostanę matką.
Znowu na mnie spojrzała. Otarła usta wierzchem dłoni i z trudem przełknęła ślinę.
– Ty tak na serio? – spytała, gdy już odzyskała kontrolę nad gardłem.
– Tak! To jest moje noworoczne postanowienie. Chcę zostać matką! – oświadczyłam podekscytowana, patrząc na przyjaciółkę, na której twarzy malowało się niedowierzanie zmieszane z szokiem.
Poczułam się tak, jakbym wraz z tym wypowiedzianym głośno zdaniem odzyskała dawną beztroskę. Zrobiło mi się lżej. Wróciła mi wiara w lepsze jutro i chęć życia. Może właśnie tego potrzebowałam? Może całe to rozstanie z Markiem i ocean wylanych łez były tylko po to, bym zrozumiała, że nie potrzebuję go, by spełnić swoje marzenie? Chcę urodzić dziecko. Chcę zrealizować swoje pragnienia i nic, absolutnie nic, nie stanie mi na przeszkodzie, choćby nie wiem co!
– Przyniosę z barku coś mocniejszego – rzuciła Poppy, po czym ponownie potarła dłonią moje ramię, posłała mi spojrzenie pełne miłości i lekko się zataczając, zniknęła we wnętrzu luksusowego apartamentu, czkając przy tym w najlepsze.
Stałam na balkonie z uśmiechem na twarzy, na której wciąż widniały dowody smutku i cierpienia w postaci rozmazanej mascary. Bałam się. Cholernie się bałam, ale chciałam spróbować. W końcu kto nie próbuje walczyć o swoje marzenia, ten nigdy ich nie realizuje. A ja bardzo pragnęłam mieć dziecko. I będę miała. W tym roku zostanę matką. Nawet jeśli życie próbowało napisać dla mnie inny scenariusz.
Ivy
Trzy miesiące później
Tkwiąc w klęku podpartym, z łopatkami naciągniętymi w stronę kręgosłupa, starałam się skupić na odpowiednim oddychaniu. Dzisiejsze zajęcia pilatesu dały mi się we znaki. Intensywna rozgrzewka, a następnie przejście do bardziej dynamicznych ćwiczeń sprawiły, że cała nasza grupa, wraz ze mną i Poppy, sapała niczym stado mopsów z nadwagą. Czułam, jak moje mięśnie palił kwas, a z każdym kolejnym rozciągającym je ruchem, powtarzałam w myślach, że za cholerę nie dotrwam do końca zajęć. Odetchnęłam z ulgą na słowa instruktorki zapowiadające ostatnią serię powtórzeń, tym razem skrętu tułowia w siadzie. Spojrzałam na Poppy, która wyglądała na równie wykończoną jak ja, i cicho wyszeptałam:
– Umieram.
– To wszystko na dziś, drogie panie. Widzimy się w poniedziałek – padło z ust instruktorki o figurze przypominającej powabne greckie rzeźby.
Dysząc ze zmęczenia, wstałam z podłogi, zwinęłam swoją matę i wraz z przyjaciółką ruszyłyśmy w stronę szatni. Zauważyłam, że Poppy dzisiejszego dnia była nieco markotna, nieobecna duchem, zupełnie jakby gryzły ją jakieś problemy. Chciałam już na początku zajęć zapytać, czy wszystko u niej okay, ale jakoś nie było okazji. Poczekałam, aż szatnia opustoszeje, i gdy zostałyśmy w niej same, oparłam się ramieniem o ścianę i przez chwilę obserwowałam przyjaciółkę, która próbowała upchnąć w swojej szafce matę do ćwiczeń.
– Co się dzieje? – zapytałam, chcąc mieć to już z głowy. Martwiłam się. Poppy należała do kobiet, które zawsze przepełniało pozytywne nastawienie do świata i pogoda ducha, a dziś ewidentnie tak nie było.
– Ty mi to powiedz – burknęła ze złością, wprawiając mnie w osłupienie.
– Ho, ho, ktoś tu jest nie w humorze. – Skrzyżowałam dłonie na piersiach i unosząc prawą brew, z jeszcze większą ciekawością zmierzyłam spojrzeniem przyjaciółkę, która właśnie klęła pod nosem, wyzywając matę do ćwiczeń od sukowatych franc, co nie chcą współpracować.
Wyprostowałam się, ramieniem odsunęłam Poppy od szafki, a następnie wyjęłam z niej obuwie sportowe przyjaciółki, wepchnęłam do wnętrza matę i ponownie schowałam buty. Zamknęłam metalowe drzwiczki i oparłam się o nie plecami, podkładając pod tyłek dłonie. Nie cierpiałam dotyku zimnego metalu.
– Dobra, dajesz… – Ruchem głowy zachęciłam przyjaciółkę do zwierzeń. Ona zaś przetarła twarz szczupłymi dłońmi, następnie dmuchnęła tak, by denerwujący ją kosmyk rudych włosów uniósł się i przylgnął do włosów na głowie, a gdy ułożyła dłonie na biodrach i cicho parsknęła śmiechem, pomyślałam, że sprawa musi być poważna.
– Jesteś ze mną szczera? – spytała, posyłając mi uważne spojrzenie.
– Zawsze – zapewniłam.
– Masz przede mną jakieś tajemnice?
– Żadnych – odpowiedziałam bez zastanowienia.
– Jesteś chora?
– Że co? – spytałam, nic nie rozumiejąc.
Poppy zmniejszyła dzielący nas dystans i dosłownie wwiercała we mnie zielone spojrzenie.
– Pytam, czy na coś chorujesz?
Przez chwilę zastanawiałam się, do czego zmierza, aż w końcu zaprzeczyłam, kręcąc głową.
– Mam lekką anemię, ale trudno nazwać to chorobą. O co ci chodzi, Poppy?
– Anemię? – powtórzyła niczym echo.
– No tak… – Wzruszyłam ramionami. – Ale spokojnie, to się leczy, na to się nie umiera. Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?
– Widziałam cię wczoraj, jak wychodziłaś z kliniki przy South Lane. Na pewno chodzi tylko o anemię? Nic przede mną nie ukrywasz?
Poczułam, jak moje dłonie zaczęły się pocić, a oddech niespokojnie rwać w piersi. Poppy patrzyła tym swoim wzrokiem, który zaczął mnie przewiercać na wylot. Z trudem przełknęłam ślinę, wypuściłam z płuc wstrzymywane powietrze i po chwili wyznałam ze skruchą:
– Okay, może faktycznie nie do końca byłam z tobą szczera, ale to dlatego, że jeszcze nic się nie wydarzyło. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć, jak już będzie po sprawie.
– O czym ty mówisz, Ivy?! Masz przede mną tajemnice? – syknęła.
Zakryłam twarz dłońmi, nie mogąc znieść widoku rozczarowania, które pojawiło się w oczach przyjaciółki.
– To nie tak – jęknęłam i ponownie spojrzałam na Poppy. – Po prostu chciałam powiedzieć ci o wszystkim, gdy już będę miała się czym pochwalić. Dobra… Zacznę od początku, ale tylko przy filiżance aromatycznej kawy. Dasz się porwać na sernik cytrynowy i cappuccino?
Dziesięć minut później siedziałyśmy przy małym stoliku w Starbucksie, sącząc kawę z dużych kubków. Otoczone dźwiękami spokojnej ballady i zapachem cytrynowego sernika, rozmawiałyśmy półszeptem.
– Jakie zaświadczenie? O czym ty mówisz? – spytała Poppy, nachylając się nad swoim kubkiem. Przez chwilę utkwiłam wzrok w jej pięknie wyeksponowanym biuście, który spoczął teraz na skrzyżowanych ramionach. Odkąd pamiętam, zazdrościłam jej cycków. Mogła się poszczycić imponującym rozmiarem D, podczas gdy ja zostałam obdarzona zaledwie skromnym B. Cholerny los nigdy nie był dla mnie sprawiedliwy.
– Ivy, mówię do ciebie. Jakie zaświadczenie?
Poruszyłam się niespokojnie na obitym pluszem fotelu i, nim się odezwałam, spazmatycznie przełknęłam ślinę.
– Potrzebowałam papierka, który będzie swego rodzaju potwierdzeniem, że nie mam żadnych chorób zakaźnych ani wenerycznych – wyszeptałam cichutko, mając na uwadze to, że nie byłyśmy w kawiarni same.
– A gdzie ty się wybierasz? Do wojska? – Zmarszczyła brwi i jeszcze bardziej zmniejszyła dzielącą nas odległość. Teraz już niemal stykałyśmy się nosami. Czułam na twarzy ciepły oddech przyjaciółki, z wyczuwalną wonią kawy.
– Nie, nie idę do żadnego wojska. Jeszcze tam mnie nie było! – prychnęłam nerwowo.
– To po co ci zaświadczenie? – Przygryzła dolną wargę w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
Przymknęłam powieki, bo pomyślałam, że w ten sposób będzie mi łatwiej wyrzucić z siebie szczegóły dotyczące sprawy, którą przed nią zataiłam.
– Kojarzysz klub Nightmare w Greenwich?
– Ten dla swingersów? – spytała z niedowierzaniem.
Otworzyłam oczy i potaknęłam głową.
– Ten sam.
– Kojarzę, ale co on ma wspólnego… – Nie dokończyła. Wyprostowała się, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Chcesz do niego wstąpić? – wyszeptała po chwili, oglądając się na boki, jakby chciała zyskać pewność, że nikt nie przysłuchuje się naszej rozmowie.
– To bardzo ekskluzywny klub, zrzeszający elitę londyńskich biznesmenów, ludzi, którzy prezentują jakiś poziom – wyjaśniłam. – To nie jest zwykły burdel ani dom schadzek. To miejsce spotkań londyńczyków, którzy lubią dyskutować o literaturze, polityce i…
– Uprawiać seks z więcej niż jedną osobą naraz. Ivy, w coś ty się, do chuja pana, wpakowała? – wycedziła przez zęby, ponownie nachylając się nad stolikiem.
– No i widzisz… – Wskazałam na nią palcem. – Właśnie dlatego chciałam ci powiedzieć o całej sprawie, jak już będzie po wszystkim – sarknęłam.
– Jak już będzie po czym?
Przewróciłam oczami, bo naprawdę nie miałam ochoty tłumaczyć tego, co w mojej ocenie było oczywiste. Czekałam, aż doda sobie dwa do dwóch i…
– Nieee… – powiedziała przeciągle.
Aha, w końcu zrozumiała.
– Wbrew temu, co myślisz, to naprawdę dobre rozwiązanie. W klubie nie obowiązuje nakaz używania prezerwatyw, bo zwalnia z niego dostarczone zaświadczenie lekarskie, więc teoretycznie szansa na to, że uda mi się zajść w ciążę jest całkiem spora. Poza tym Nightmare zapewnia pełną anonimowość i…
– Chcesz znaleźć ojca swojego dziecka w klubie dla swingersów?! – W tej chwili zrozumiałam, co kryje się pod pojęciem krzyczeć szeptem.
– I to w najlepszym w mieście. – Błysnęłam zębami i dla rozładowania napiętej atmosfery puściłam do niej oczko.
Poppy siedziała naprzeciwko z szeroko otwartą buzią, jakby moje słowa wywołały w niej szok i niedowierzanie. Wyglądała niczym zamrożona, co sprawiło, że szybko straciłam rezon.
– Słuchaj, ja wiem, jak to brzmi i co możesz sobie myśleć, ale… – Chwyciłam w dłoń papierową serwetkę z logo kawiarni i zaczęłam niespokojnie rolować ją w palcach. – Do końca roku zostało już tylko nieco ponad dziewięć miesięcy, a ja nie chcę tracić czasu na kolejne randki z dupkami, którzy trzymają się matczynej spódnicy. Potrzebuję dobrych genów. Chcę, by moje dziecko miało ojca, którego poziom inteligencji jest znacznie wyższy niż poziom kuriera upalającego się trawką, rozumiesz?
– I szukasz go w klubie dla swingersów? Czy ty słyszysz samą siebie? Ivy… – wystękała i pacnęła się dłonią w czoło.
Pomyślałam, że zareagowała nie najgorzej. Mogła przecież wyzwać mnie od idiotek lub wyśmiać, a tymczasem trzymała fason, skubana.
– Nie tego się po tobie spodziewałam. Jasne, jestem tolerancyjna, też lubię się zabawić, pamiętam, co odstawiałyśmy, gdy byłaś na studiach, ale… – Palcami dłoni zaczesała do tyłu włosy. – Teraz masz trzydziestkę na karku. Gdzie się podziała ta odpowiedzialna Ivy, którą wszyscy kochają i podziwiają? Rany boskie, ale mnie zaskoczyłaś.
A może rozczarowałam?
Osunęłam się na krześle, gubiąc przy tym radość i ekscytację, którą karmiłam się przez ostatnie tygodnie. Poppy wyciągnęła dłoń i zacisnęła ją na moich palcach. Jej wzrok złagodniał, a głos stał się spokojniejszy, bardziej czuły.
– To nie jest dobry sposób, mała. Powinnaś to przemyśleć. Istnieją inne rozwiązania.
– Banki spermy? To masz na myśli? – szepnęłam, wciąż sfochowana.
– Tak, bank spermy w porównaniu z klubem dla swingersów brzmi naprawdę dobrze.
– Nic nie rozumiesz, Poppy. – Pokręciłam głową, zupełnie pozbawiona energii. – Chcę, żeby moje dziecko poczęło się drogą naturalną. Nie chcę wykorzystywać do tego nauki i medycyny.
– Okay, w takim razie załatw to inaczej. Otwórz się na ludzi. Z czasem poznasz kogoś, kto będzie idealnym kandydatem na ojca i męża.
– Ale ja nie chcę już żadnego faceta w moim życiu. Nie po tym, co przeszłam z Markiem. Chcę natomiast zajść w ciążę, urodzić dziecko i być szczęśliwa. Chcę, by w końcu ktoś pokochał mnie miłością absolutną, a taka właśnie jest miłość dziecka do matki. – Poczułam nieprzyjemne szczypanie w oczach, i by uchronić się przed łzami, zamrugałam kilkakrotnie.
– Ivy, to nie jest rozsądne podejście do tematu… – Poppy zabrała dłoń, którą do tej pory ściskała moje palce, z wyraźną troską na twarzy chwyciła kubek i wyszeptała znad niego: – Powinnaś to jeszcze przemyśleć. Powinnaś przeanalizować każdy aspekt tej sprawy. Zastanowić się nad tym, co powiesz, kiedy twoje dziecko zapyta o ojca. I co zrobisz, jeśli urodzi się chore, czego absolutnie ci nie życzę. Po prostu chcę ci uświadomić, że działając w ten sposób, narażasz się na samotne macierzyństwo, które, bądźmy szczere, nie należy do łatwych.
– Wiem i rozumiem, że ten pomysł wydaje ci się szalony, ale… – Na krótką chwilę spuściłam wzrok, zatapiając go w drżących dłoniach. – Tak bardzo pragnę dziecka. Nie potrafię o tym nie myśleć. Bezustannie zaczytuję się w poradnikach dla kobiet w ciąży, na ulicy zaglądam do wózków matkom, które mają już przy sobie swoje kruszynki. A ja… Czuję się taka samotna i… – Uciekłam spojrzeniem w bok i wtedy ujrzałam za szybą kawiarni parę z wózkiem dziecięcym. Coś mnie skręciło w środku. Znowu pojawił się dobrze znany żal, a głos podświadomości drwił ze mnie, szepcząc: Nigdy nie będziesz matką, nigdy nie przytulisz do piersi dziecka. – Nie potrafię ubrać w słowa tego, co czuję. Po prostu wiem, że dziecko odmieni moje życie na lepsze, sprawi, że poczuję się doceniana, kochana i szczęśliwa. To już ten czas. Mój instynkt macierzyński wręcz mnie o to błaga.
– Zawsze byłaś w gorącej wodzie kąpana. Mam nadzieję, że przemyślałaś całą sytuację i zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z podjętej decyzji.
Cała Poppy. Poprawna i rozważna, zupełnie pozbawiona instynktu macierzyńskiego, dla której dzieci to zło konieczne.
– Być może cię rozczaruję, może przez tę całą sytuację spojrzysz na mnie bardziej krytycznie, ale sama mówiłaś, że najważniejsze w życiu jest realizowanie własnych pragnień, a ja…
– Tak, wiem, pragniesz dziecka. Mówisz o tym od trzech lat. Bezustannie!
Objęłam dłońmi kubek i wbiłam wzrok w piankę, która osiadła na jego ściankach.
– Kocham cię, Ivy. Wiesz o tym. I jeśli zdecydujesz się na realizację tak szalonego pomysłu, jedyne, co mi pozostanie, to zaakceptowanie twojej decyzji. – Poppy uśmiechnęła się smutno, upiła łyk kawy i otarła kciukiem łzę, która jakimś sposobem wydostała się z moich oczu. – Będziesz idealną matką.
– Wiem – powiedziałam, czując, jak wzruszenie ścisnęło mi gardło.
– No dobrze, to kiedy ten wielki dzień i dlaczego tak szybko? – zażartowała, wsuwając do buzi kawałek cytrynowego sernika.
– Jutro. – Uśmiechnęłam się. – Jutro zajdę w ciążę.
– Jasna cholera… – Przewróciła oczami i powachlowała się ręką, jakby temperatura pomieszczenia wzrosła o kilka stopni.
A ja? Poczułam ogromną ulgę, że w końcu podzieliłam się z nią swoją tajemnicą. I ekscytację. Wszak jutro moje życie miało się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Zdecydowanie byłam gotowa na tę zmianę.
Wychodząc z kawiarni, miałam wrażenie, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią. Długo rozmawiałyśmy o tym, co miało się wydarzyć w najbliższym czasie, a Poppy coraz bardziej miękła. W końcu zapewniła mnie o swoim wsparciu i wymusiła obietnicę, że jeśli urodzi mi się córka, to ona zastrzega sobie prawo do wyboru imienia. I jak jej nie kochać? W całym moim popieprzonym życiu Poppy to jedyna osoba, która nigdy mnie nie zawiodła. Była moim głosem rozsądku i największym krytykiem, a jednocześnie najbardziej kochaną przeze mnie istotą, która zajmowała wyjątkowe miejsce w moim sercu. Życie bez niej byłoby zwyczajnie nudne.
Pośpiesznie przebiegłam na drugą stronę ulicy i pewna siebie wkroczyłam na parking. Szybko przebierając nogami, zmierzałam w stronę samochodu i wciąż uśmiechałam się pod nosem. W pewnej chwili przystanęłam, bo w otchłani torebki nie mogłam znaleźć kluczyków do auta, a gdy w końcu na nie natrafiłam, z drżącym sercem zauważyłam, że ktoś zarysował tylny zderzak mojego mercedesa. Z niedowierzaniem przykucnęłam, by przyjrzeć się zdrapanej farbie, która w kilku miejscach kruszyła się niczym zaschnięta czekolada.
– Co jest, do jasnej cholery – wyszeptałam pod nosem, gdy z przerażeniem dostrzegłam, że zarysowanie ciągnie się przez cały bok, a na drzwiach pasażera widnieje efektowne wgniecenie. Jakaś fala nieprawdopodobnej złości zalała mnie od wewnątrz, sprawiając, że zrobiło mi się słabo. Ściągnęłam z ramienia torebkę, którą postawiłam na dachu samochodu, a gdy dostrzegłam pęknięte lusterko, ze złości i bezradności, klnąc pod nosem, uderzyłam ręką w miejsce tuż obok głębokiego wgniecenia.
– Przepraszam, co też pani wyprawia?
Dobiegł mnie tubalny, męski głos, więc zupełnie machinalnie spojrzałam przez ramię i zobaczyłam eleganckiego mężczyznę. Ubrany był w markowy garnitur, w jednej ręce trzymał neseser, a w drugiej telefon przyłożony do ucha.
– Nic ci do tego. Zajmij się swoimi sprawami – wyplułam z siebie, nie sądząc, że to usłyszy. Pragnąc odzyskać spokój, oparłam obie dłonie o okno samochodu, w myślach licząc do pięciu. Nie chciałam słuchać krytyki pod swoim adresem. Miałam prawo się złościć, wszak samochód wyglądał makabrycznie, a przede mną rozciągała się perspektywa skorzystania z usług mechanika.
– Ale to jest moja sprawa – odezwał się, wyraźnie poruszony.
A jednak usłyszał!
Podszedł tak blisko, że zapach jego perfum przyjemnie zatańczył w moich nozdrzach. Był wysoki i śniady, z włosami elegancko zaczesanymi na bok, z wygolonym przedziałkiem. W jego rysach bez problemu można było dostrzec ślady azjatyckich przodków, co mogło się podobać kobietom. Stanowił idealny przykład mężczyzny, który rozkochiwał w sobie niewiasty, a potem je porzucał, na przykład w sylwestrowy wieczór. Cholerny męski osobnik w perfekcyjnie skrojonym garniturze.
– Oddzwonię za chwilę – rzucił do telefonu i zakończywszy rozmowę, wsunął komórkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Nie może się pani zachowywać w ten sposób. – Pogroził mi palcem niczym czteroletniej dziewczynce.
– Serio? – zaśmiałam się, odrzucając głowę do tyłu. – Posłuchaj mnie, eleganciku. Żaden mężczyzna w tym kraju nie będzie mi mówił, co mogę, a czego nie. Zrozumiałeś? – Kilkakrotnie dźgnęłam palcem wskazującym dzielącą nas przestrzeń. – I jeśli mam ochotę stać na parkingu i okładać dłońmi samochód, będę tak robiła, bez względu na to, czy takim jak ty to się podoba, czy też nie. A tobie gówno do tego! – Dumnie uniosłam podbródek, dając mu do zrozumienia, że nie powinien kontynuować rozmowy, ale on, ku mojemu zaskoczeniu, poczerwieniał na twarzy jak ktoś, kto za chwilę ma wybuchnąć. Piękna czerwień najpierw zalała jego policzki, a wkrótce całą twarz.
– Jesteś odurzona? – spytał, uważnie lustrując moje oczy.
Aha, przeszliśmy na ty! – pomyślałam.
– Co? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? – Zmarszczyłam groźnie brwi.
– Zachowujesz się, jakbyś była niepoczytalna.
– Pff! – parsknęłam śmiechem. – Sam jesteś niepoczytalny.
Mężczyzna przejechał dłonią po gładko ogolonej brodzie i zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu. Nacisnęłam guzik na pilocie, a następnie złapałam za klamkę, by wślizgnąć się do wnętrza auta. Nic z tego. Drzwi się nie otworzyły, a ja z otępieniem wpatrywałam się w pilota, który nie reagował. Pieprzona bateria znowu się rozładowała! Jeszcze raz szarpnęłam klamką, tym razem bardziej stanowczo, z nadzieją, że to pomoże. A gdy to nie przyniosło efektu, podjęłam próbę włożenia kluczyka do zamka.
– Kobieto, zostaw te drzwi w spokoju, bo za chwilę stracę cierpliwość. – Męski głos rezonował w powietrzu, niosąc się echem po zimnej i szarej przestrzeni parkingu. Ostentacyjnie się rozejrzałam, w nadziei, że monitoring obejmuje miejsce, w którym się znajdowaliśmy, i gdy już zacznę machać rękoma w przypływie paniki, ktoś mnie zauważy i ruszy z pomocą.
– Możesz się ode mnie odpieprzyć?! – krzyknęłam, tracąc cierpliwość.
– Proszę? – Mężczyzna zmarszczył brwi i zbliżył się jeszcze bardziej.
– Spytałam, czy możesz się ode mnie odpieprzyć? Czego nie zrozumiałeś? – warknęłam, wciąż próbując wepchnąć ten cholerny kluczyk w zamek drzwi.
Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek, szarpnął moją ręką i pociągnął w stronę tyłu samochodu, wciskając przy tym należącą do mnie torebkę wprost w moje ręce.
– Hej, co ty robisz? Za chwilę zacznę wrzeszczeć, ile fabryka dała! Puść mnie! Natychmiast!
No i puścił. Następnie zanurkował ręką w kieszeni marynarki, wyciągnął z niej pilota i jakby nigdy nic skierował go w stronę auta, które zaświeciło pomarańczowymi światłami.
Nogi się pode mną ugięły, gdy uświadomiłam sobie, że mercedes, nad którym tak bardzo się trzęsłam, nie należał do mnie. Jak zahipnotyzowana obserwowałam mężczyznę, który wrzucił swój neseser na tylny fotel pasażera, następnie wsiadł do auta i bez słowa rozpoczął manewr cofania. Odskoczyłam na bok, w myślach układając jakieś szybkie przeprosiny, które niewątpliwie powinnam wydukać. Auto się zatrzymało i już miałam zacząć się kajać za swoje zachowanie, gdy z ust mężczyzny usłyszałam tylko: Wariatka!. Patrzyłam, jak nieśpiesznie kierował się w stronę barierek, a gdy wyjechał z parkingu, ze świstem wypuściłam z płuc wstrzymywane od dłuższej chwili powietrze. Zarzuciłam torebkę na ramię i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu swojego samochodu. Znalazłam go zaledwie kilka metrów dalej. W nienaruszonym stanie. Szydzącego z mojej głupoty.
Ivy
Byłam gotowa, by zawalczyć o własne szczęście. Z ekscytacji minionej nocy nie zmrużyłam oka. Kręciłam się w łóżku bez końca, rozmyślając o tym, jak będzie wyglądał dzisiejszy wieczór. Na skutek bezsenności miałam lekko podpuchnięte oczy, czego nie był w stanie zatuszować makijaż. Nałożyłam na usta krwiście czerwoną pomadkę i spryskałam włosy lakierem, by mieć pewność, że fryzura utrzyma się w ryzach przez całą noc.
Ze zdenerwowania drżały mi ręce, a ciągłe wiadomości wysyłane przez Poppy sprawiały, że moja pewność siebie topniała z każdą kolejną minutą. I nie chodziło o to, że zaczęłam mieć wątpliwości odnośnie do macierzyństwa. Absolutnie! Bardziej obawiałam się tego, czy będę w stanie przełamać własne granice i pójść na całość z mężczyzną, o którym w zasadzie nic nie będę wiedziała.
Przejechałam dłońmi po dobrze dopasowanej sukience, która podkreślała pięknie wyeksponowane plecy (wszak z przodu nie bardzo miałam się czym chwalić), i gdy upewniłam się, że wszystko wygląda nienagannie, wyjęłam z garderoby najwyższe srebrne szpilki, jakie posiadałam. Szyję i wnętrze nadgarstków delikatnie skropiłam ulubionymi perfumami. Właśnie wkładałam w uszy długie kolczyki, gdy zawibrowała moja komórka. Chwyciłam ją i z szalenie bijącym sercem odczytałam wiadomość nadesłaną przez Rocka: Czekam w taksówce pod twoim apartamentowcem. Pośpiesznie odpisałam, że już się zbieram, i nim ruszyłam w stronę korytarza, by zarzucić na siebie płaszcz, jeszcze raz spojrzałam w lustrzane odbicie i nieco drżącym głosem powiedziałam:
– Dasz radę to zrobić, Ivy. Zasługujesz na to, by być szczęśliwą.
Rocka znałam od niemal czterech lat. Zarządzał jedną z firm prawniczych, która mieściła się w tym samym biurowcu co Holding Enterprise – firma, dla której pracuję. Należał do ludzi niezwykle otwartych i szczerych, a przy tym sprawiał wrażenie osoby, której można zaufać. Zresztą wielokrotnie zwierzałam mu się ze swoich problemów podczas wspólnego palenia papierosów w przerwie na lunch i nigdy nic, co powiedziałam, nie wyszło poza nas. Nawet gdy rzuciłam fajki, w trosce o zdrowie swoich jajeczek, spotykaliśmy się na przerwach, bezustannie żartując, najczęściej na temat mojego szefostwa. Rock należał do biseksualistów i nigdy tego nie ukrywał. Zawsze powtarzał, że nie lubi monotonności i stałych związków i podczas jednej z naszych rozmów wspomniał o klubie Nightmare, do którego zaglądała londyńska śmietanka. Z wypiekami na twarzy słuchałam jego opowieści, nie mogąc uwierzyć w to, że istnieją ludzie, którzy będąc w związkach, potrafią odczuwać podniecenie na skutek obserwowania partnera uprawiającego seks z inną osobą. Wówczas wydawało mi się to takie niesmaczne, nieodpowiednie, ale życie szybko zweryfikowało moje poglądy i już dzisiejszego wieczoru miałam poznać ten świat od środka.
Plan był taki, że do klubu wejdziemy z Rockiem jako para. Wiedziałam, że przy nim będę się czuła bezpieczna. Poza tym będzie miał okazję wyjaśnić mi wszystkie panujące w klubie zasady, bo z tego co się zorientowałam, obowiązywał tam regulamin, którego należało przestrzegać. Jeden z jego punktów gwarantował członkom pełną dyskrecję, był też taki, który informował, iż nikt nie może zmusić drugiej osoby do rzeczy, na które ta osoba nie wyrazi zgody. Nie powiem, uspokoiło mnie to. I to bardzo. Od razu odsunęłam od siebie wizje, w których jestem podwieszana, smagana batem po tyłku czy też podduszana. Żadna z tych atrakcji nie wpisywała się w kanon moich ulubionych pieszczot.
Przechodząc przez foyer, pomachałam Robbiemu, naszemu portierowi, który wykazywał się dobrym sercem i ogromną słabością do pączków bogato oblanych lukrem. Pozwolił sobie głośno gwizdnąć i z uznaniem pokiwać głową, a gdy spytałam, jak się prezentuję, bez namysłu odpowiedział, że kuszę bardziej niż milion funtów, więc potraktowałam to jako dobry znak.
Rock stał oparty o taksówkę i właśnie kończył palić papierosa. Dostrzegłszy mnie, rzucił fajkę na ulicę i przygniótł ją butem. Wypuścił z ust obłoczek białego dymu i złożył całusa na moim policzku.
– Świetnie wyglądasz – skomentował, otwierając drzwi samochodu, gestem ręki zaprosił mnie do jego wnętrza.
– Dziękuję. Na tobie również przyjemnie zawiesić oko.
– Mówisz? – zaśmiał się radośnie. – Starałem się, nie chciałem przynieść ci wstydu.
Denerwowałam się i Rock najwyraźniej to wyczuł, bo położył dłoń na moim udzie i pokrzepiająco ją zacisnął. Znał moją sytuację. Wiedział, że rozstałam się z Markiem, ale o uknutej intrydze nie miał bladego pojęcia. Myślę, że wyszedł z błędnego założenia, że chciałam się rozerwać, zapomnieć o mężczyźnie, który mnie zranił, i spróbować czegoś nowego, a ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu.
– Tak jak rozmawialiśmy? Nic się nie zmieniło? Nadal chcesz zacząć od opcji pure?
– Zdecydowanie. Chyba nie jestem gotowa na trójkąt i publiczność.
– Nie wiesz, co tracisz. – Pokręcił głową i zacmokał dość uroczo. – Ale doskonale cię rozumiem. Moje początki też nie należały do łatwych. Uczciwie ostrzegam, że dla kogoś, kto wchodzi w ten świat po raz pierwszy, jest to niczym zderzenie z górą lodową. Można się przerazić, ale i podniecić. I gdy uświadomisz sobie, że to, co się tam dzieje, jest zupełnie ludzką rzeczą, gdy wyzbędziesz się wstydu, skrępowania i pozwolisz sobie na przekroczenie własnych granic, odczujesz nieopisaną satysfakcję. A ta z kolei pozwoli ci dotrzeć na szczyt rozkoszy.
– A jak było z tobą? Ile czasu potrzebowałeś, by przesiąknąć tamtejszą atmosferą i wyzbyć się strachu i wstydu? – Na samą myśl o nieznanych mi parach uprawiających seks na moich oczach zadrżały mi nogi. W małym stopniu w wyniku rodzącego się podniecenia, w dużym z racji strachu przed tym, co nieznane.
– W Nightmare niemal od razu poczułem się jak w domu. To klub z klasą i zasadami. Nie to, czego doświadczyłem w Holandii czy też Irlandii Północnej. Jeśli myślisz, że po przekroczeniu progu dostrzeżesz wszędzie pieprzące się pary, to od razu cię uświadomię, że tak to nie wygląda. Jasne, są miejsca, w których można wspólnie napić się drinka, podyskutować i złapać kontakt z potencjalnym kochankiem, wszak od czegoś ta noc musi się zacząć.
– Racja. I chyba tej części boję się najbardziej. Zastanawiam się, czy nie ucieknę, gdy tylko zrobi się poważnie. – Zagryzłam wargę i nerwowo zastukałam palcami w srebrną kopertówkę.
– Zawsze możesz podziękować. Nikt z tego powodu nie będzie cię oceniał. To ludzie na poziomie, poważni biznesmeni, którzy za punkt honoru stawiają sobie przestrzeganie regulaminu.
– To mnie nieco uspokaja. – Zaśmiałam się nerwowo.
– Dlatego myślę, że rozpoczęcie przygody od pure będzie strzałem w dziesiątkę. Seks z kimś, kto cię zainteresuje, w miejscu pozbawionym publiczności, na pewno nie będzie tak wielkim szokiem jak zbiorowe pieprzenie się w obecności kamer lub innych par. Chociaż muszę cię ostrzec. Niewielu facetów interesuje seks tylko i wyłącznie z jedną partnerką, więc będziesz musiała się wybić na tle konkurencji.
– I ty mi w tym pomożesz. – Szturchnęłam Rocka w bok, na co parsknął pod nosem, wyraźnie rozbawiony.
– Jasne, zrobię wszystko, co w mojej mocy. I pamiętaj: żadnej prywaty. To, jak się nazywasz, skąd jesteś, gdzie pracujesz, jest twoją tajemnicą, którą znają tylko właściciele klubu. Liczy się to, czy jesteś zdrowa i czy bawisz się w klubie z własnego wyboru. Ważne jest również, czego pragniesz i jak lubisz się bawić.
– Dobrze. Zapamiętam.
– Sala, w której usiądziemy, jest podzielona na sektory. Każdy sektor to inny rodzaj upodobań. W jednym zasiadają ludzie, którzy lubią BDSM, w drugim z kolei wielbiciele trójkątów i wielokątów, jest też sektor dla tych, którzy preferują fisting analny, seks oralny lub zestaw pure, czyli seks waniliowy. I ty zaczniesz swoją przygodę od tej najłagodniejszej formy. Musisz być kusząca i prowokacyjna, by zwrócić na siebie uwagę. Gdy już wybierzesz partnera, wówczas idziecie do jednego z apartamentów, by miło spędzić czas.
Nabrałam w płuca haust powietrza, bo czułam, że zaczynałam wpadać w panikę.
– Myślisz, że sobie poradzę? – Posłałam Rockowi krótkie spojrzenie i ponownie zatopiłam wzrok w Londynie pulsującym za oknem taksówki.
– Ivy?
Rock chwycił mnie za podbródek i zmusił, bym spojrzała mu w oczy. Jego jasne włosy, dzisiaj elegancko zaczesane do tyłu, przybrały barwę świateł miasta. Był przystojny. Był też zabawny, troskliwy i cholernie pociągający. Gdyby nie to, że smakował w chłopcach, najchętniej zaciągnęłabym go do łóżka. Problem polegał na tym, że do spełnienia swojego marzenia o macierzyństwie potrzebowałam kogoś spoza kręgu ludzi, którzy mnie znają. Gdybym wylądowała w łóżku z Rockiem, uprawiała z nim seks bez zabezpieczenia, a na końcu zaszłabym w ciążę, zapewne dodałby dwa do dwóch. A ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chciałam wpuszczać do swojego życia kolejnego faceta. Chciałam natomiast zostać samotną matką z pełną świadomością, na co się piszę.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak cholernie seksowana potrafisz być. Ileż razy marzyłem tylko o tym, by natrafić na ciebie w windzie, zatrzymać ją i wziąć cię na stojąco. Przysięgam, że zdarza mi się pieprzyć z innymi kobietami i myśleć o tobie. Nie mówię tego, żebyś rozłożyła przede mną nogi, ale byś zrozumiała, jak ogromny potencjał w tobie tkwi. Mark to skończony kretyn, skoro nie potrafił docenić tego, co miał. – Rock pokręcił głową i wypuścił z palców mój podbródek.
Czułam, że policzki zapłonęły mi rumieńcem. W dodatku to była jedna z tych chwil, w których musiałam przypomnieć sobie, że trwanie z otwartą buzią naprzeciwko kipiącego seksem mężczyzny nie należało do zbytnio eleganckich zachowań. Nie wiem, jak to zrobił Rock, ale każde wypowiedziane przez niego słowo odbiło się przyjemnym mrowieniem w okolicach mojej kobiecości. Chciałam tego. Chciałam dzikiego seksu bez zobowiązań, z fajnym facetem, który z czasem nie wprowadzi się do mojej rzeczywistości i nie zaśmieci jej brudnymi skarpetkami i pustymi puszkami po piwie pozostawionymi na stoliku do kawy. Naprawdę tego potrzebowałam.
– Jesteśmy na miejscu. Gotowa? – spytał, gdy chwycił za klamkę taksówki.
– Jasne. Zróbmy to. – Rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu, tak by przykryć nim niepewność i strach, który nieprzyjemnie mrowił w moim wnętrzu.
– To będzie niezapomniana noc. Gwarantuję, że jeśli raz wejdziesz do tego klubu, to już zawsze będziesz chciała tu wracać. – Wyciągnął ramię w moją stronę i poprowadził nas do eleganckiego budynku.
Ku mojemu zaskoczeniu budynek nie pełgał czerwonym neonem z napisem SEX (bo chyba tak go sobie wyobrażałam); wręcz przeciwnie, prezentował się schludnie i dostojnie. Niewielka czarna tablica ze złotymi literami głosiła nazwę lokalu. Nad drzwiami rozciągała się markiza, pod którą, na czerwonym dywanie, stał elegancko ubrany mężczyzna z tabletem w dłoni. Towarzyszyła mu długonoga blondynka w skąpej sukience ozdobionej licznymi cekinami, z uśmiechem tak białym, że niemal byłam zmuszona zmrużyć oczy, by nie zostać oślepioną.
Rock nas zaanonsował, podając jakiś ciąg cyfr, który był swego rodzaju kodem dostępu, a mierząca mnie wzrokiem kobieta wyciągnęła w naszą stronę dwa aksamitne woreczki z widocznym złotym logo klubu. Przyjęłam je, dziękując tak cicho, że nie miałam pewności, czy mnie usłyszała, a następnie, na drżących z przerażenia i ekscytacji nogach, pozwoliłam Rockowi pociągnąć się w stronę wejścia. Przywitał nas zapach, którego nie byłam w stanie porównać z niczym, co znałam, a który zdawał się być mieszanką luksusu, elegancji i czegoś wyjątkowo orientalnego. Atmosfery dopełniała sącząca się z głośników muzyka, z nieco szybszym beatem.
– Załóż to, proszę. – Rock odebrał ode mnie woreczki i podał mi czarną maskę, bogato zdobioną koronką, sam zaś założył nieco skromniejszą, pozbawioną jakichkolwiek elementów zdobniczych, która zakrywała mu górną część twarzy, od nosa aż po linię włosów. – Wszyscy będziemy wyglądać niemal tak samo. To dla komfortu i dyskrecji.
Zrobiłam, jak prosił. Upewniłam się, że maska nie zsunie mi się z twarzy, i ponownie wsunęłam swoją rękę pod ramię Rocka. Jakaś nutka tajemniczości, niezrozumiałej magii zalęgła się w moim wnętrzu i część mnie nie mogła doczekać się tego, w jakie wydarzenia ubierze się dzisiejszy wieczór.
– Nie wierzę, że to robię – zachichotałam nerwowo, gdy ruszyliśmy w stronę sali spowitej przyciemnionym światłem, pachnącej mieszanką perfum zebranych w niej ludzi. Wszystko było eleganckie, wręcz ociekało luksusem. Na środku sali znajdował się okrągły bar, którego blat pobłyskiwał brokatem, odbijając światła nisko zawieszonych lamp. Dwóch barmanów, również z maskami na twarzy, uwijało się w pocie czoła, obsługując elegancko ubranych klientów. Spodziewałam się lateksu i skaju, a tymczasem królowały tu garnitury i sukienki z nieco większymi dekoltami. Rock poprowadził nas w stronę baru, a ja mogłabym przysiąc, że większość zebranych tu gości bacznie mnie obserwowała.
– Na co masz ochotę? Może na lampkę wina lub coś mocniejszego?
Nie chciałam alkoholu. Nie powinnam go pić, jeśli zamierzałam zajść w ciążę. Z drugiej strony powinnam być wiarygodna, więc uśmiechnęłam się nieco sztucznie i poprosiłam o martini. Gdy czekaliśmy na swoje drinki, dostrzegłam wysokiego mężczyznę siedzącego po drugiej stronie baru, który mierzył mnie spojrzeniem. Tak jak Rock i pozostali, skrywał twarz za czarną maską, spokojnie sącząc koniak. Poczułam dłoń sunącą po moim nagim udzie i nim sobie uświadomiłam, że należała do Rocka, wzdrygnęłam się przestraszona.
– Spokojnie, to tylko ja – szepnął mi do ucha, celowo wtulając swoją twarz w moje włosy. – Musimy wyglądać wiarygodnie – dodał i bez jakichkolwiek zahamowań wsunął rękę pod tkaninę sukienki, odsłaniając mi tyłek. Gładził dłonią mój pośladek, a po chwili zjechał palcami niżej i prześledził nimi koronkę pończoch, by ostatecznie wsunąć jeden palec pod taśmę i odchyliwszy ją, nieznacznie z niej strzelić, zaskakując mnie tym jeszcze bardziej. Poczułam się dziwnie podniecona. Być może winna temu była świadomość, że świadkami tejże sceny byli inni goście lokalu, których wzrok z całą pewnością zabłądził gdzieś w okolicach mojego tyłka. A może Rock w ten sposób budował atmosferę pełną erotycznego napięcia? Odchyliłam nieznacznie głowę, a on przylgnął ustami do mojej szyi. Przeszły mnie ciarki. To, co robił, było cholernie podniecające i takie inne. Kilkoma ruchami języka, jednym skubnięciem zębów niemal rozgrzał mnie do czerwoności. Poczułam, jak wcześniejsze zdenerwowanie rozmyło się niczym poranna mgła, zaś moje podniecenie rosło w siłę z każdą kolejną sekundą.
Gdy kelner postawił na kontuarze nasze drinki, chwyciliśmy je i ruszyliśmy w stronę wcześniej zarezerwowanego stolika. W tej części sali znajdowało się ich zaledwie pięć, każdy otoczony skórzanymi kanapami, które odbijały się w lustrach na przeciwległej ścianie. Za sprawą światła świec było klimatycznie i nieco tajemniczo. Ledwie zajęliśmy miejsca, gdy dołączyła do nas nieznajoma para. Ona bezustannie wodziła palcami po swoim nader obfitym biuście, posyłając przy tym pełne pożądania spojrzenia w kierunku Rocka, mężczyzna zaś przechwalał się osiągnięciami swojej firmy jubilerskiej na arenie międzynarodowej. Patrzył na mnie jak na kawałek dobrze wysmażonego steku i, co nie umknęło mojej uwadze, zdarzało mu się pluć śliną podczas żywiołowej rozmowy. Nie był typem faceta, z którym chciałabym pójść do łóżka. Może to śmieszne, ale nawet w takim miejscu jak to chciałam poczuć odrobinę chemii, czegoś, co by mnie zachęciło do seksu. Tymczasem gość siedzący naprzeciwko budził we mnie dokładnie odwrotne uczucia. Nie bawiłam się dobrze w jego towarzystwie, był arogancki, zadufany w sobie, a w dodatku miał sporą nadwagę.
Niemal jęknęłam z przerażenia, gdy spostrzegłam, że Rock wstał i pozwolił się pociągnąć jego partnerce w stronę korytarza w tylnej części sali. Byłam przerażona, zwłaszcza że zaledwie chwilę później przysiadł się do nas kolejny mężczyzna. Wysoki blondyn zdawał się być zabawnym, a gdy zapytałam, gdzie ma swoją partnerkę, beztrosko oświadczył, że z nich dwojga ona, jak na razie, bawi się znacznie lepiej. Był sympatyczny i kulturalny, a co najważniejsze, skutecznie przepłoszył faceta z nadwagą, który w szybkim czasie stracił humor, a gdy uświadomił sobie, że nie jestem zainteresowana, podziękował, plując przy tym na imponującą odległość, i się oddalił.
Blondyn wyjął z mojego kieliszka wykałaczkę, na której znajdowały się dwie oliwki, i wsunął mi ją do ust, zagryzając przy tym swoje wargi. Zdawało mi się, że był ode mnie sporo młodszy. Wywnioskowałam to po rzadkim zaroście i mocno napiętej skórze szyi. Myślę, że mógł mieć maksymalnie dwadzieścia cztery, może dwadzieścia pięć lat. Może był jakimś prawnikiem robiącym aplikację w szanującej się kancelarii? A może miał bogatych rodziców i stanowisko w dobrze prosperującej rodzinnej firmie?
W pewnej chwili bez ostrzeżenia przylgnął do mnie ustami, wpychając mi język niemal do samego gardła. Miałam wrażenie, że za chwilę się uduszę. Próbowałam go od siebie odsunąć, ale to tylko sprawiło, że pchnął mnie na oparcie sofy i przygniótł swoim zbitym ciałem. Pomyślałam, że punkt regulaminu mówiący o tym, że należy liczyć się z wolą drugiego człowieka i nie zmuszać go do niczego, na co nie ma on ochoty, można co najwyżej rozbić o kant dupy. Już zaczynałam wpadać w panikę, gdy w końcu udało mi się wyzwolić z ataku namiętnych ust i wygłodniałych dłoni.
Nie bardzo wiedząc, co powinnam zrobić, chwyciłam torebkę i pod pretekstem wyjścia do łazienki opuściłam mężczyznę. Gdy przechodziłam obok baru, w uszach słysząc szum ponaglanej przez adrenalinę krwi, czyjaś ciepła dłoń zacisnęła się wokół mojego nadgarstka. Przystanęłam. Dostrzegłam mężczyznę. Dokładnie tego, który mi się przyglądał, gdy wraz z Rockiem czekaliśmy na nasze drinki. Ubrany był tylko w czarną koszulę i ciemne spodnie. Zwróciłam uwagę na jego szerokie barki i na to, w jak kuszący sposób opinała się na nich tkanina. Miał przyjemnie karmelowe oczy i zarost pokrywający silnie wyglądającą szczękę, a gdy wstał, zmuszona byłam unieść głowę, by móc mu spojrzeć w oczy.
Coś zaiskrzyło. Poczułam to. A gdy on nachylił się nade mną i swoim oddechem ogrzał płatek mojego ucha, do głosu próbowała dojść moja pulsująca kobiecość. Zacisnęłam uda, chcąc stłumić rodzące się pożądanie, a wówczas on objął mnie w talii i przyciągnął do siebie w taki sposób, że moje cycki dosłownie rozbiły się o jego twardą pierś.
– Nie wracaj do niego. Nie musisz – powiedział niskim i cholernie seksownym głosem, który sprawił, że niemal się rozpłynęłam. – To jeszcze dzieciak – dodał, ruchem głowy wskazując w stronę sektora, z którego udało mi się wydostać.
Powinnaś coś powiedzieć, Ivy. No, odezwij się, na litość boską!
– No hej… – rzuciłam bez zastanowienia, a on rozciągnął usta w uśmiechu, następnie rozluźnił nieco uścisk i odpowiedział:
– Cześć! – Zaśmiał się nadzwyczaj seksownie. – Jesteś tu nowa, prawda?
– Aż tak bardzo rzuca się to w oczy? – Odepchnęłam się od jego piersi i usiadłam na wysokim krześle. Pamiętając o tym, by się nie garbić, wyprostowałam plecy i założyłam nogę na nogę, ukazując ponętne udo. Tak, nogi miałam świetne (w przeciwieństwie do cycków), a on to zauważył!
– Mam być szczery? – Zajął miejsce tuż obok mnie i ruchem ręki przywołał barmana.
– Lubię szczerych ludzi.
– Wyglądasz na przerażoną.
– Serio? A tak bardzo się staram to ukryć.
Miał piękne usta. Mięsiste, z rodzaju tych, które chciało się całować i kąsać, zagarniać swoimi, naprzemiennie palcami i językiem poznawać ich kontur.
– Na co masz ochotę?
– Pytasz, czego bym się napiła, czy co bym chciała… – Urwałam w połowie zdania, gdy jego oczy przyjemnie pociemniały. – Cholera, pytasz o to pierwsze, prawda? – Spuściłam głowę, chcąc uciec przed jego rozbawionym spojrzeniem.
– W zasadzie interesują mnie obie odpowiedzi – przyznał bez najmniejszego skrępowania. – Więc czego się napijesz?
– Poproszę dobrze schłodzoną wodę.
– Jest ci gorąco? Mam nadzieję, że to ja tak na ciebie działam.
Był bezpośredni i czarujący. Miał coś w sobie. Jakiś urok, któremu nie potrafiłam się oprzeć.
– Tak, zdecydowanie masz w tym swój udział. – Czułam, jak zapłonęły mi policzki. Zawsze byłam słaba w flirtowaniu. Zwyczajnie brakowało mi pewności siebie.
Uśmiechnął się i rzucił do barmana:
– Koniak i woda dla pani. – Następnie spojrzał na mnie z uwagą, zjeżdżając wzrokiem nieco niżej.
Moje sutki stwardniały, jak na komendę, a ja, mimo iż próbowałam tego nie robić, nie potrafiłam się powtrzymać od wizualizacji, która dźgała mój mózg: ja, on i moje brodawki pomiędzy jego mięsistymi wargami. Zrobiło mi się gorąco i niemal rzuciłam się na szklankę, którą barman postawił przede mną. A on nadal uważnie mi się przyglądał, sącząc swój koniak.
– Jesteś stałym bywalcem klubu? – zapytałam, chcąc przerwać panującą pomiędzy nami ciszę.
– Można tak powiedzieć. – Skinął głową. – Bywam tu dość często.
– Lubisz to miejsce? – Poruszyłam się na krześle, bo w jego wzroku było coś, co sprawiało, że moja łechtaczka pulsowała przyjemnym bólem.
– Powiedzmy, że pozwala ono mi się odprężyć. – Potarł dłonią kark i ponownie zatopił usta w alkoholu.
– Stresująca praca? Harówka w korporacji? – Zamieszałam słomką w szklance tak intensywnie, że kostki lodu zadzwoniły, uderzając o jej ścianki.
– Nie.
– Prawnik? Bankier? – strzelałam dalej.
Mężczyzna chwycił krzesło, na którym siedziałam, i odwrócił mnie w ten sposób, że zmuszona byłam patrzeć mu w oczy. Był blisko. Czułam jego perfumy – nieco piżmowe, z wyczuwalną wonią drzewa sandałowego. W oczy rzucił mi się drogi zegarek, który wysunął się spod mankietu jego koszuli, i pomyślałam, że uśmiechnęło się do mnie szczęście. Skoro gość nie cierpiał na notoryczny brak funduszy, to zapewne miał dobrze płatny etat, a skoro miał dobrą pracę, to nie mógł być głupi. A to miało dla mnie znaczenie. Chciałam zdrowych plemników od inteligentnego faceta, a ten siedzący na wprost mnie wyglądał na zdrowego i zdawał się być całkiem rozsądnym człowiekiem.
– Nic z tych rzeczy. Zawodowo jestem związany z medycyną – wyjaśnił. Ku mojemu zaskoczeniu wyciągnął dłoń i kciukiem okrążył moją sterczącą brodawkę. Jęknęłam. Nie potrafiłam w tej konkretnej chwili zapanować nad swoją reakcją. Przymknęłam powieki, bo z pozoru niewinna pieszczota zaprowadziła mnie do punktu, w którym wszystkie moje obawy szlag jaśnisty strzelił. Chciałam tylko jednego. Seksu. Długiego, ostrego seksu z silnym wytryskiem, który sprawi, że w końcu zostanę matką…
– Prywatna klinika? Możliwe, że o tobie słyszałam? – W dalszym ciągu próbowałam ciągnąć go za język, a on nadal pieścił kciukiem moją brodawkę. Zauważyłam, że delikatnie rozchylił usta. Widok koniuszka jego języka sprawił, że zaczęłam sobie wyobrażać, jak sunie nim po moim ciele, zataczając kręgi w strategicznych punktach.
– Nie wiem, czy o mnie słyszałaś, ale postaram się, żebyś mnie nie zapomniała. – Zacisnął kciuk i palec wskazujący na mojej brodawce, a ja natychmiast wygięłam plecy w łuk. Zrobiłam się mokra i gotowa. Przysięgam, że pierwszy raz w życiu zamarzyłam, by kochać się z kimś, kogo znałam zaledwie od kilku minut.
Jego dłoń śmiało sunęła po mojej nodze, a gdy dotarła do złączenia ud, zmusiła mnie do ich rozchylenia. Zamglonym z powodu rosnącego pożądania wzrokiem spoglądałam na mężczyznę, któremu diabliki grały w oczach. Kilkoma ruchami palców sprawił, że marzyłam o tym, by rozłożyć przed nim nogi. Stężałam, gdy wsunął zimny kciuk pod koronkowe stringi i niespiesznie przejechał nim wzdłuż łechtaczki. Świat zawirował mi przed oczami. Jego powolne ruchy potęgowały moje doznania, a wizja tego, co za chwilę możemy zrobić, podgrzewała atmosferę.
– Myślisz, że jesteś w stanie sprawić, że zostaniesz w mojej pamięci na dłużej niż na jedną noc? – wyszeptałam mu do ucha w chwili, w której zaczął okrężnymi ruchami masować kciukiem moją kobiecość. Dostrzegłam jego wzwód, który odznaczał się pod ciemną tkaniną spodni i pokonując barierę wstydu, ułożyłam na nim dłoń, następnie ostrymi paznokciami przejechałam po całej jego długości.
Mężczyzna zamruczał w sposób niesamowicie seksowny i drugą ręką przygniótł moje palce do swojego członka.
– To zależy. – Zabrał rękę i uniósł mój podbródek, a po chwili kciukiem prześledził kontur moich ust. Odchylił powoli moją dolną wargę, a gdy ją puścił, objęłam ustami jego palec i zassałam go, koniuszkiem języka drażniąc opuszek. Poczułam, jak penis we wzwodzie drgnął pod moimi palcami i spłynęło na mnie uczucie satysfakcji.
– Zależy od czego? – spytałam, gdy wysunął swój kciuk z moich ust.
– Od tego, czy zechcesz się zabawić zgodnie z moimi upodobaniami. – Był blisko, przez chwilę myślałam, że mnie pocałuje, ale on ponownie zacisnął mięsiste wargi i skupił się na mojej łechtaczce, obserwując, jak reaguję na jego pieszczoty. W swoich poczynaniach był delikatny, sprawiał, że w głowie wciąż kołatała mi jedna myśl: Sama lepiej bym tego nie zrobiła. Jęknęłam, gdy jego okrężne ruchy zmieniły się w delikatne pocieranie. Zaczęłam wić się na krześle, by chociaż w nieznacznym stopniu przynieść sobie ulgę, a on patrzył na mnie z tym swoim lekko zadziornym uśmiechem. W tej chwili nie myślałam o tym, co robię. Nie zawracałam sobie głowy tym, że być może ktoś nas obserwuje. Chciałam tylko jednego: orgazmu! I gdy już dzieliły mnie od niego sekundy, jego palce zamarły, wysunęły się z moich majtek, po czym, jakby nigdy nic, wylądowały na zimnej szklance z koniakiem.
Oddech rwał mi się w piersi. W ustach pojawiła się dziwna suchość, w myślach zaś strach, że coś w moim zachowaniu zniechęciło go do dalszych igraszek. Nie bardzo wiedząc, jak powinnam się zachować, odchrząknęłam nerwowo i upiłam kilka łyków chłodnej wody, czując, że on wciąż mi się przygląda. Policzki paliły mnie ogniem na skutek podniecenia, a moja łechtaczka nabrzmiała, sprawiając, że bezustannie zaciskałam uda, chcąc odczuć ulgę. Serce biło mi jak szalone z podniecenia i strachu.
– Słuchaj… – powiedziałam półszeptem, gdy odzyskałam panowanie nad gardłem. – Zrobisz mi świństwo, jeśli nie doprowadzisz sprawy do końca. – Spojrzałam na niego, a on rozciągnął usta w uśmiechu, przechylił szklankę, którą opróżnił do dna, bez słowa chwycił mnie za dłoń, splótł nasze palce i poprowadził w stronę tajemniczego korytarza.
Czułam, jak drżały mi nogi, a podniecenie rosło z każdym kolejnym krokiem. Idąc korytarzem, który rozjaśniały świece palące się we wnękach ścian, próbowałam nie myśleć o tym, że to, co robię, jest szalone. Skupiłam się na kształtnym tyłku mężczyzny, którego pośladki wdzięcznie się poruszały przy każdym jego kroku. Naprawdę miał idealny tyłek.
Przystanęliśmy przy drzwiach na końcu korytarza. Mężczyzna wyjął z kieszeni kartę magnetyczną, przeciągnął ją przez czytnik i otwarłszy pokój, gestem ręki zaprosił mnie do środka. Pomieszczenie faktycznie wyglądało jak luksusowy apartament. W jego centrum stało ogromne łoże, na skraju którego leżały dwa komplety ręczników, żele pod prysznic, lubrykant i prezerwatywa. Na stoliku pysznił się bukiet kwiatów, których zapach przyjemnie pieścił nozdrza. Paląca się lampka, stojąca w odległym kącie, nadawała pomieszczeniu wyjątkowej atmosfery, a na butelce dobrze schłodzonego szampana skraplała się woda. Z głośników sączyła się nastrojowa muzyka, powietrze pachniało jaśminem i magnolią. Było przyjemnie i… Sama nie wiem, jak to określić… Podniecająco.
– Chciałabym wiedzieć, jak się do ciebie zwracać – powiedziałam, gdy przywarł piersią do moich pleców. Ułożył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Jego nabrzmiały penis przycisnął się do mnie i poczułam satysfakcję, wiedząc, że działam na niego tak, jak on działał na mnie.
– Zwracaj się do mnie, jak chcesz – wymruczał do mojego ucha i przygryzł jego płatek.
– Dobrze, w takim razie będę cię nazywała doktorkiem – jęknęłam, gdy zacisnął dłonie na moim biuście. Nie miałam stanika, więc mógł wyczuć wielkość moich piersi i poczuć pod palcami stwardniałe brodawki. Językiem prześlizgnął się po mojej szyi, zaczynając od pulsującego miejsca za uchem, a kończąc na wrażliwym ramieniu. Wsunął palce wskazujące pod ramiączka sukienki i zdecydowanym ruchem ściągnął ją ze mnie, a gdy sukienka opadła na podłogę, dostrzegłam swoje nagie odbicie w ogromnym lustrze. Stałam przed nim ubrana w pończochy, pas, stringi i szpilki, z maską zasłaniającą moją twarz aż po linię włosów. I właśnie ta maska sprawiła, że nabrałam śmiałości. Nie bałam się tego, co sobie o mnie pomyśli, wszak nie wiedział niczego poza kilkoma kłamstwami, które mu o sobie sprzedałam. Chwyciłam dłonie doktorka i ześlizgnęłam je po swoim ciele w kierunku kobiecości domagającej się jego uwagi. Jęknął przeciągle i na chwilę zatrzymał palce na pasie pończoch.
– Uwielbiam ten rodzaj bielizny – wymruczał, następnie złapał mnie za biodra i odwrócił w swoją stronę.
Płonęłam, gdy patrząc mi w oczy, osunął się na kolana. Jego twarz znajdowała się dokładnie przed moją kobiecością i marzyłam tylko o tym, by poczuć jego ciepły oddech właśnie w tym miejscu. Doktorek chwycił za klamrę i odpiął pierwszą taśmę pończoch, po czym językiem prześledził miejsce, do którego wcześniej przylegała. Następnie chwycił drugą i zrobił dokładnie to samo, co przed chwilą. Żałowałam, że założyłam pas tylko z czteroma taśmami, a gdy odwrócił mnie tyłem do siebie i językiem zabłądził w okolicy moich pośladków, klęłam w myślach samą siebie. Jego ciepły oddech w tym miejscu sprawił, że nogi zaczęły mi drżeć. Doktorek ułożył dłoń na moich plecach i zmusił mnie, bym delikatnie się pochyliła.
Ułożyłam zatem dłonie na gustownej komodzie, wypięłam tyłek w jego stronę, a on rozwiązał sznurowanie pasa i pozwolił mu opaść na podłogę. Całował moje biodra, ugniatał pupę dużymi dłońmi, a gdy w końcu zsunął ze mnie stringi, przejechał palcami po nogach, poczynając od kostek, poprzez łydki, wewnętrzną stronę ud, aż zatrzymał się tuż przy ich złączeniu. Dłońmi rozchylił moje pośladki i za sprawą języka zmusił mnie od rozdzierającego pierś jęku. Zacisnęłam palce na drewnie i odrzuciłam głowę do tyłu, gdy z każdym ruchem sprawiał mi przyjemność, jakiej nigdy wcześniej nie doznałam.
Zaskoczył mnie tym, że nie rzucił się na moją łechtaczkę jak mężczyźni, z którymi uprawiałam seks wcześniej. Nie. On obchodził się z nią delikatnie, powoli liżąc i zasysając moje wargi sromowe, dmuchając na nie czy w końcu wdzierając się językiem do wejścia pochwy. Jęczałam z każdym jego ruchem. Pierwszy raz w życiu byłam w stanie głosem oddać to, co czułam. Nie wstydziłam się swoich pomruków, westchnień, syknięć i jęków. Nie. Dzisiejszego wieczoru nie wstydziłam się niczego. Skryłam twarz i nieśmiałość za maską, a potem, tak jak poradził mi Rock, zostawiłam swoje granice w domu.
Z każdym długim i soczystym pociągnięciem języka doktorka drżałam coraz bardziej, miaucząc przy tym niczym kotka w rui. Byłam bliska orgazmu, a widok mnie samej, odbijającej się w tafli zimnego lustra, jeszcze bardziej potęgował doznania.
W pewnym momencie doktorek oderwał się od mojej kobiecości i prześlizgnął językiem wzdłuż kręgosłupa, następnie objął mnie w talii i odwrócił twarzą do siebie. Moje piersi falowały od przyśpieszonego oddechu, gdy drżącymi dłońmi odpinałam guziki jego koszuli, a on walczył z paskiem swoich spodni. Miał piękną, opaloną skórę i przyjemnie owłosiony tors, który dodawał mu męskości. Nie lubiłam wydepilowanych facetów. Gustowałam w owłosionych klatach, bo chciałam być w łóżku z mężczyzną, nie z nastolatkiem. Wsunęłam palce w jego włosy na piersi i zamruczałam z uznaniem. Przeciągnęłam dłonią wzdłuż mięśni brzucha pełna podziwu dla ich rzeźby, a gdy dotarłam do meszku, który ginął pod jego bokserkami uśmiechnęłam się diabelsko.
– Jesteś idealny, doktorku – przyznałam i w sposób kuszący zagryzłam wargi, by następnie chwycić jego bokserki i ściągnąć je ruchem równie szybkim, jak ten, którym on ściągnął moją sukienkę. Zamarłam, widząc, jaki jest duży. Oblizałam usta i spojrzałam na jego twarz skrywaną za maską, a on bezbłędnie odczytał moje myśli.
– Będę delikatny, ty zadecydujesz, na ile możemy sobie pozwolić.
Gentleman! Trafił mi się gentleman!
Chwycił mnie za dłoń i poprowadził w stronę łóżka, a gdy zębami otworzył prezerwatywę, poczułam, że robi mi się słabo. Musiałam zbladnąć, bo zamarł w bezruchu z opakowaniem prezerwatywy pomiędzy zębami.
– Mam uczulenie na lateks. Nie mogę… – Pokręciłam głową.
– Cholera – warknął i nerwowym ruchem zaczesał włosy do tyłu. – Nie mówiłaś – rzucił oskarżycielsko.
– Nie pytałeś. – Wzruszyłam ramionami.
– To komplikuje sprawę, kwiatuszku.
Nazwał mnie kwiatuszkiem? Słodziak!
W moim wnętrzu zaczęła się rodzić panika. Wciąż w szpilkach, podeszłam do mężczyzny i ułożyłam dłoń na jego piersi. Sunęłam nią, zataczając kółka, zębami delikatnie przygryzłam jeden z jego sterczących sutków, gdy jęknął z rozkoszy, powiedziałam półszeptem, zadzierając głowę i patrząc w karmelowe oczy:
– Mam spiralę, nie musisz się niczego obawiać. – Zdecydowanym ruchem zacisnęłam dłoń na jego sterczącym penisie, a on instynktownie wypchnął biodra ku mnie. – Przeżyjmy wspólnie tę przygodę. Chcę cię poczuć. O tu… – Chwyciłam jego dłoń i dotknęłam nią swojego łona.
Skapitulował. Przykucnął, uniósł mnie i delikatnie ułożył na łóżku. Poczułam chłód satyny pod plecami, na sobie zaś jego rozgrzane i ciężkie ciało. Przyłożył penisa do wejścia pochwy i nim się we mnie wsunął, zatopił spojrzenie w moich oczach. Ułożyłam dłonie na jego pośladkach, zmuszając go do dalszego działania. Wszedł we mnie powoli, a ja miałam wrażenie, że rozrywa mnie od środka. Nie byłam gotowa na jego rozmiar.
– W porządku? – zapytał. – Chcę, żebyśmy oboje czerpali z tego przyjemność – wyszeptał mi do ucha i przeciągnął językiem po mojej szyi.
– W porządku. – Uśmiechnęłam się mimo bólu, pamiętając, po co tu przyszłam. Każdy jego ruch był głębszy, każde kolejne pchnięcie mocniejsze. Czułam rozkosz na przemian z bólem, a gdy w pewnej chwili syknęłam, doktorek wsunął dłonie pod moje plecy, uniósł mnie i usiadł na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, sadzając mnie na swoich udach. Następnie chwycił moje nogi i dał mi do zrozumienia, żebym oplotła go w pasie, a gdy to zrobiłam, poprosił, bym skrzyżowała ramiona za jego karkiem.
– Rzadko pozwalam kobiecie przejąć stery, ale w tobie jest coś, co sprawia, że chcę ci ulec. Dzisiejszej nocy to ty zadecydujesz o tym, jak intensywnie będziemy się pieprzyć.
Słowo „pieprzyć” w jego ustach zabrzmiało cholernie podniecająco.
– Dobrze.
Położył dłonie na moich biodrach, kolejny raz nieznacznie mnie uniósł, a ja ześlizgnęłam się po jego członku, czując, jak mnie wypełnia. Poruszałam się powoli, dając sobie czas na przystosowanie się do jego wielkości, a każdy kolejny ruch sprawiał mi większą przyjemność. Wykonując posuwiste ruchy w przód i w tył, widziałam, jak oczy doktorka stawały się coraz bardziej mętne. Jego oddech przyśpieszał, zdradzając, że już wkrótce stanie się to, o czym marzyłam od trzech lat.
– Odchyl się do tyłu i podeprzyj na rękach – wyrzucił z siebie, targany pożądaniem. Wsunął dłoń pod moje plecy, przytrzymując mnie delikatnie. Zrobiłam, co kazał i… Jasna cholera, co to było za uczucie! Fala ogromnej przyjemności rozlała się po całym moim ciele, gdy jego penis w idealny sposób stymulował mój punkt G. Zagryzłam wargi, by nie wrzeszczeć. Mięśnie moich ud drżały z wysiłku, a ja dziękowałam sobie za pilates, który pozwolił mi na fizyczne przygotowanie do tejże pozycji.
– Musisz dojść przede mną, mała, nie chcę ryzykować.
– Chcę, byś skończył we mnie – wypowiedziałam z trudem. Byłam zmęczona i bliska spełnienia, jednak wciąż świadoma tego, co miało za chwilę nastąpić.
– Nie ma mowy, nie bawimy się w ten sposób.
Przyjęłam wcześniejszą pozycję, by mieć większą kontrolę nad doktorkiem. Zacisnęłam dłonie na jego barkach i unosząc się, z jeszcze większą siłą nabijałam się na jego członek, nie zważając na ból. Wiedziałam, że to moja jedyna szansa. Wiedziałam, że jeśli dobrze nie rozegram tej sytuacji, to poniosę klęskę. Doktorek był ode mnie znacznie silniejszy, ale ja walczyłam o spełnienie marzeń.
– Za chwilę… – krzyknął i ułożył swoje duże dłonie na moich biodrach, by móc mnie unieść i się ze mnie wysunąć. Nie pozwoliłam mu na to. Z nieprawdopodobną siłą zacisnęłam nogi wokół jego talii, nie dając mu szans na ucieczkę. Jego ciepła sperma wypełniła moją pochwę dokładnie w chwili, w której uczucie spełnienia zalało mnie błogością i szczęściem. Opadłam ze zmęczenia, opierając czoło o jego wilgotne ramię.
– Ja pierdolę, coś ty najlepszego zrobiła – wyrzucił wyraźnie poirytowany i ponownie podjął próbę wysunięcia się ze mnie.
Nie pozwoliłam mu na to.
Z zasady nigdy się nie poddawałam.
Przylgnęłam do jego ust, wpychając mu język niemal do samego gardła i nie przestając się delikatnie poruszać, wciąż trzymałam go w sobie, z nadzieją, że natura zrobi to, co do niej należało.