(NIE)kochany - Patryk Stolarski - ebook

(NIE)kochany ebook

Patryk Stolarski

5,0

Opis

Opowieść o chłopcu, który wiele już w życiu przeżył. Ciężko jest żyć w samotności i cierpieniu, szczególnie wtedy, gdy najbliżsi nic nie zauważają. Nastoatek jest na skraju depresji i nie myśli, że kiedyś może być lepiej. Zupełnie przypadkiem udaje mu się zaprzyjaźnić z kilkoma osobami, którzy stają się dla niego oparciem i nadzieją na lepszą przyszłość. Czy przyjaźń może być lekarstwem na demony przeszłości?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 54

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Patryk Stolarski

(NIE)kochany

KorektorIlona Majak - Gierczak

© Patryk Stolarski, 2017

Jest to opowieść o chłopcu, który doświadczył wiele dramatycznych wydarzeń. Ciężko jest żyć w samotności i cierpieniu, a szczególnie wtedy, gdy najbliżsi nic nie zauważają. Nastoatek jest na skraju depresji i nie myśli, że kiedyś może być lepiej. Zupełnie przypadkiem udaje mu się zaprzyjaźnić z kilkoma osobami, którzy stają się dla niego oparciem i nadzieją na lepszą przyszłość. Czy przyjaźń może być lekarstwem na demony przeszłości?

ISBN 978-83-8104-728-9

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Uciekłem do pokoju, nie pierwszy raz. Bardzo się boję, bo połamałem krzesło. Nie wiem, jak to się stało, siedziałem, aż tu nagle się połamało. Tata zaraz wróci. Będzie bardzo zły, znowu mnie zbije. Jestem bardzo złym dzieckiem, bo tatuś bardzo często mnie bije i mówi, że jestem… Mówi bardzo brzydkie słowa. Bardzo często robię złe rzeczy na przykład wczoraj biegłem przez korytarz i strąciłem niechcący kwiatka z parapetu. Tatuś bardzo się gniewał. Dostałem pięć pasów i uderzył mnie w twarz. Bardzo mnie bolało, ciągle mam trochę czerwony policzek, ale już mniej boli.

Teraz jeszcze bardziej się boję. To krzesło, które zepsułem, było bardzo drogie. Mama kupiła w bardzo drogim sklepie. Było cztery, a teraz są tylko trzy. Tata będzie jeszcze bardziej wściekły, zaraz wróci z pracy i mnie zbije.

Słyszę jak drzwi do domu się otwierają. To on! Już wrócił! Muszę się schować. Nie wiem, gdzie mogę się schować. Wszędzie mnie znajdzie. Schowam się w szafie, tam będę dłużej bezpieczny. Słyszę krzyk na dole. To tatuś krzyczy moje imię i brzydkie słowa. Idzie do mnie, słyszę jak ściąga pasek. Mówi, że jestem zerem i że niepotrzebnie się urodziłem. Ma rację. Jestem bardzo niegrzeczny. Wchodzi do pokoju. Jest bardzo zdenerwowany.

— Gdzie jesteś mały skurwielu?! Rozjebałeś najlepsze krzesło!!!

Słyszę, jak biega po moim pokoju i myślę, że zagląda w każdą moją kryjówkę, ale mnie nie znajduje. Zaraz mnie znajdzie, jest już przy drzwiach. Domyśla się, że tu jestem. Otwiera drzwi, łapie mnie za bluzkę i rzuca na łóżko.

— Mam cię kretynie.

Nic więcej nie mówi tylko unieruchamia mnie i bije. Uderza mnie paskiem z całej siły. Boli mnie pupa, dwa razy uderza mnie w plecy. Jest bardzo zdenerwowany. Zaczynam płakać i krzyczeć. Proszę go, żeby przestał, ale mnie nie słucha.

— Zamknij się!!! Musisz się czegoś w końcu nauczyć!!!

Krztuszę się. Zaczyna mi brakować powietrza. Tata odkłada pasek. podnosi mnie i trzyma w górze. Patrzy na mnie. Bardzo się gniewa. Rzuca mną. Upadam na podłogę. Uderzyłem się w głowę. Bardzo mnie boli. Dlaczego tatuś tak mnie karze?

Tata wychodzi z pokoju. Kłapie drzwiami i mówi, że mam stąd nie wychodzić. Cały czas leżę na podłodze, nie mogę się podnieść. Wszystko mnie boli. Płaczę, ale tylko troszeczkę. Jestem bardzo złym dzieckiem.

Rozdział pierwszy

Budzę się z krzykiem. Znowu mi się to śniło. Prawie każdej nocy śnią mi się koszmary. Myślałem, że jak się przeprowadzimy, to nie będę już miał tych nocnych wizji, ale niestety, one nadal są.

Do nowego domu wraz z mamą i... ojcem wprowadziliśmy się trzy dni temu. Poprzedni musieliśmy opuścić, bo rodzicie mieli straszne zadłużenia w bankach i w każdej chwili mógł do nas przyjść komornik. Mieszkaliśmy na wsi, mieliśmy duże gospodarstwo i wszystko dobrze szło aż do czasu, gdy ON (nie potrafię inaczej mówić o 'ojcu") popadł w alkoholizm.

Pił częściej i mocniej, zawsze był agresywny. Czasami tylko gadał głupoty: wmawiał mamie romans, wyzywał ją. Najczęściej wyżywał się na mamie. Totalny paradoks, bo gdy był pijany, to znęcał się nad nią, a gdy był trzeźwy to nade mną. Za każdym razem gdy pił, bardzo się bałem, bo stawał się wtedy bardzo nieobliczalny. Mógł zrobić wszystko! Mama wielokrotnie chodziła posiniaczona, ale nigdy mu się nie przeciwstawiła, zbyt szybko wybaczała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja w takich sytuacjach nie mogłem zrobić nic. Bo co może zrobić dziecko? Raz zadzwoniłem na policję, bo wtedy była u nas ciocia i mi kazała. Policja przyjechała, zabrała go i następnego dnia znowu był w domu, trzeźwy. Wszystko wróciło do „normy”. Mama żyła jak gdyby nic się nie stało, najwidoczniej stało się to dla niej normą. W momentach kiedy był pijany, jedynie bałem się o mamę, wiedziałem, że mi nic nie zrobi, traktował mnie jak powietrze.

A jak był trzeźwy, to zawsze się mnie czepiał, wyzywał od najgorszych i bił. Nawet moje najmniejsze nieposłuszeństwo było karane. Najgorzej było, gdy coś zniszczyłem, albo coś zrobiłem nie tak. Wtedy bardzo się wściekał. Niejednokrotnie byłem poobijany  z siniakami, zadrapaniami czy z opuchnięciami. Działy się naprawdę straszne rzeczy.

Ciągłe życie w strachu nie było proste, zawsze się bałem, rzadko wychodziłem z pokoju, bo wszystko zależało od jego nastroju. Bicie mnie było dla niego rozrywką. Sadysta! Wszystko to odbiło się na moim charakterze. Stałem się osobą zamkniętą bez przyjaciół, konfliktującą się z rówieśnikami. Nie wiedziałem, co to miłość i przyjaźń. Bardzo się różniłem od innych dzieci. Dodam jeszcze, że wiele razy byłem u psychologów, rodzice próbowali znaleźć u mnie jakąś chorobę psychiczną. Ale to mama patrzyła, jak on mnie bił i nic z tym nie robiła, nie reagowała, bolało mnie to.

Tak w skrócie wyglądało moje życie, a teraz mam szesnaście lat. Wracając do przeprowadzki… Mama sama nie była w stanie się zająć całym gospodarstwem. Potrzebowała męskiej ręki, która nie szalałaby za piwem. Obroty ze sprzedaży owoców spadły, pieniędzy brakowało, a kwota do spłaty ciągle rosła. Mama razem z ciocią obmyśliły plan, że trzeba to wszystko sprzedać i wyprowadzić się do miasta. Gdy on wytrzeźwiał to… (co bardzo mnie zdziwiło) zgodził się.

Takim oto sposobem jestem tu, w małym domu, w małym mieście. Nie wiem czy życie tu jest lepsze, na pewno czuję się tu bezpieczniej. On ciągle pije i ciągle jest agresywny, ale już mniej się nade mną znęca fizycznie. Czego nie mogę powiedzieć o znęcaniu psychicznym, ciągle to robi. Akurat teraz jest okres przerwy, która trwa najczęściej dwa tygodnie, wtedy jest trochę wytchnienia.

Muszę wstawać, bo  dzisiaj pierwszy dzień szkoły. Nigdy nie lubiłem zaczynać nowej szkoły, bo wszystko było takie świeże, każdego musiałem poznawać. Myślę, że jestem socjopatą.  Mama zapisała mnie do najbliższego liceum, zastanawiam się dlaczego? Nie lepiej byłoby mnie wysłać jak najdalej?

Niechętnie wstaję z łóżka, ubieram się, odwiedzam łazienkę i w międzyczasie pakuję plecak. Śniadań nie jem, nigdy nie jadłem nawet w szkole. Moja życie składa się z obiadów i kolacji.

Do szkoły idę pięć minut, bo jest jakieś dwadzieścia metrów od domu. Z rodzicami się nie widziałem, bo są od piątej w pracy, taki układ mi pasuje. Z kieszeni wyciągam plan. Pierwsza jest historia. Szkoła nie jest duża, a klasy są podpisane, więc bez problemu znajduję drzwi z napisem HISTORIA. Siadam na ławce i się rozglądam po korytarzu. Nikogo nie ma, nic dziwnego, bo jeszcze godzina do dzwonka.

Siedzę tak kilka minut, gdy słyszę, jak ktoś wchodzi po schodach. Szybko wyciągam książkę, byle tylko nie łapać kontaktu wzrokowego z tym kimś. Tak myślałem, to ktoś z mojej klasy. Pamiętam tę dziewczynę z wczorajszego rozpoczęcia. Ma na imię Basia, jeśli dobrze zapamiętałem. Usiadła na parapecie, a ja udaję, że czytam coś o... wyprawach krzyżowych. Chwilę później przychodzi chłopak. Wojtek! Tak, pamiętam. Widzę, że jest przyjacielem Basi, bo siada koło niej i oboje zachowują się tak, jakby się znali od zawsze. Rozmawiają o głupotach. Ja bym tak nie potrafił, nigdy nie wiem, o czym mogę z kimś rozmawiać, dlatego milczę.

Z każdą kolejną minutą pojawiają się nowi ludzie, kątem oka naliczyłem piętnaście. To nie dużo, ale może jeszcze ktoś się dopisze do naszej klasy w kolejnych dniach. Dzwonek oznajmia rozpoczęcie lekcji, żółwim tempem chowam książkę do plecaka i czekam na nauczyciela. Przychodzi dwie minuty po dzwonku, co za punktualność. Pani profesor od historii jest ubrana bardzo kolorowo. Stwierdzam, że jest oryginalną osobą. Wpuszcza wszystkich do środka, a ja czekam, aż wejdą.

- No wchodź, wchodź. - zaprasza mnie serdecznie.

No i wchodzę. Rozglądam się i szukam ławki, przy której nikogo nie ma. Jest jedna! Tak jakby na mnie czekała. Ze spuszczoną głową zajmuję miejsce i wyciągam książkę, zeszyt i piórnik. Widzę, że przede mną siedzi Basia z Wojtkiem, ciągle gadają. Są bardzo w dobrych nastrojach, ale nie wiem dlaczego tak na nich zwracam uwagę.

Pani czeka aż wszyscy się ogarną i zaczyna swoje przemówienie:

- Witajcie kochani! Nazywam się  Krystyna Pietrzak i będę was uczyć historii. Mam nadzieję, że to będzie owocna współpraca. - uśmiech nie schodzi jej z twarzy - To teraz powiedzcie coś o sobie.

I każdego po kolei wypytuje o: imię, miejsce zamieszkania, poprzednią szkołę i plany na przyszłość. Nie słucham tego, bo mnie to nie interesuje. Skupiam się na tym, co mam powiedzieć. Mieszkam w patologicznym domu, chodziłem do szkoły pełnej idiotów i nie ma przede mną żadnej przyszłości.

Gdy pani Pietrzak podchodzi do mnie, mówię jej jak mam na imię i gdzie mieszkam.

Nie lubię mówić! Jak dobrze, że mam to za sobą.

Resztę lekcji sorka mówi o czym będziemy się uczyć, PSO, BHP. Tak samo będą wyglądać dzisiaj wszystkie pozostałe lekcje. Nie mylę się. Później jest biologia i angielski i wszystko wygląda tak samo, tylko nauczyciele są różni.

W szkole jest strasznie gorąco, dlatego na długą przerwę, która trwa dwadzieścia minut, wychodzę na dwór. Znajduję zieloną ławkę, na której naprzeciwko rośnie gigantyczny klon. Mam całkiem przyjemne widoki, ale wolę pooglądać podręcznik do geografii. Docieram do warstw gleby, gdy przede mną wyrasta Basia z Wojtkiem. Widzę, jak idą w stronę drzewa.

- Naprawdę myślisz, że to zrobi? - pyta z niedowierzaniem Basia.

- Oczywiście. Nie znasz Andrzeja. - odpowiada jej Wojtek.

Oboje są podekscytowani, jakby zaraz miała przyjechać Lady Gaga albo Chuck Norris. Ewidentnie czekają na jakiegoś Andrzeja. Na mnie nikt nie czeka.

No i przychodzi. Ten chłopak wygląda jeszcze bardziej dziwniej niż jego... Przyjaciele? Na takich wyglądają.

- Jesteś pewny, że wdrapiesz się na osiem metrów?- pyta Basia.

- Oczywiście - odpowiada Andrzej - w wakacje wszedłem na dziesięć metrów.

- Dobra, dobra nie gadaj tylko właź. Założyłem się z Baśką, że dasz radę, postawiłem na ciebie dyszkę.

- Tylko nie Baśka!- i dziewczyna uderza Wojtka w bark.

Zmartwiłem się, jednak oboje się z tego śmieją. Uderzyła go żartobliwie. Tak można? Dziwni z nich ludzie. Już nawet nie udaję, że przeglądam podręcznik do geografii, chowam go i przyglądam się temu, co ma się wydarzyć. Jeśli dobrze zrozumiałem to Andrzej ma się wspiąć na osiem metrów, Baśka z Wojtkiem się założyli. Porąbane to wszystko!

Wariat już  jest gotowy do wspinaczki, ale dziewczyna go powstrzymuje:

- Czekaj! Musimy to nagrać. Wojtek dawaj telefon!