Nazwiska dawno niesłyszane. Jak złoty wiek węgierskiej piłki ukształtował współczesny futbol - Jonathan Wilson - ebook

Nazwiska dawno niesłyszane. Jak złoty wiek węgierskiej piłki ukształtował współczesny futbol ebook

Jonathan Wilson

4,0

Opis

Historia tętniącej życiem i innowacyjnej kultury piłkarskiej na Węgrzech, która w przededniu II wojny światowej zdefiniowała futbol i zapoczątkowała jego nową erę.

Pod tę piłkarską rewolucję położył podwaliny Jimmy Hogan, dzięki któremu w Budapeszcie lat 20. i 30. XX wieku powstała jedna z najbardziej wpływowych w dziejach szkół piłki nożnej. Ukształtowali ją genialni zawodnicy i trenerscy wizjonerzy, którzy ze względu na trapiący ojczyznę kryzys emigrowali później do Włoch, Brazylii, Argentyny czy USA. Uciekali przed antysemityzmem, faszyzmem i komunizmem, lecz ich dziedzictwo przetrwało.

Mimo nadzwyczajnych przeciwności losu Węgrzy nauczyli świat grać nowoczesną piłkę. Jeszcze na początku lat 50. byli niepokonani: sięgnęli po najwyższe laury na igrzyskach w Helsinkach i dwukrotnie rozgromili Anglików. Ich bramkostrzelny napastnik Ferenc Puskás został jedną z pierwszych międzynarodowych gwiazd futbolu.

Jednak, jak Jonathan Wilson udowadnia w Nazwiskach dawno niesłyszanych, triumfy Złotej Jedenastki były w rzeczywistości ostatnim aktem prawdziwego złotego wieku węgierskiej piłki. Choć tamto niezwykłe pokolenie nie wywalczyło najcenniejszego trofeum, i tak stało się punktem odniesienia dla każdej liczącej się futbolowej nacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 485

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karolek2012

Dobrze spędzony czas

WOW.Fajna książka, ale ma nudniejsze momenty👍
10

Popularność




Dla Mamy

Prolog Na tyłach cmentarza

Jasny październikowy poranek na cmentarzu przy ulicy Kozma we wschodnim Budapeszcie. Niebo jest przejrzyste, liście mają barwę miedzi. Jeden z grabarzy podwozi nas w okolice miejsca, którego szukamy, oddalonego o blisko dwa kilometry od wejścia. Na tę część nekropolii od dawna nikt nie zagląda. Ścieżki są zarośnięte jak w lesie. Gałęzie ocierają się o boki wózka. Po paru minutach śladu po ścieżce można się już tylko domyślać: trawa sięga łydek, w pewnym momencie musimy się nagle nachylić, by uniknąć zderzenia z konarem. Tylko od czasu do czasu zarośnięty kopiec lub ociosany kamień przypominają, w jakim miejscu jesteśmy. W końcu, jakieś 50 metrów od głównej ścieżki, trafiamy na nagrobek pokryty do tego stopnia bluszczem, że gdybyśmy go nie szukali, łatwo moglibyśmy go wziąć za jakiś pniak. Grabarz odgarnia liście. To nie ten.

Zasięgnęliśmy wcześniej języka w biurze cmentarza i po szybkim sprawdzeniu w komputerze podano nam właściwy numer. Pierwsza cyfra dotyczyła działki, ale były też dwie inne, mówiące, ile rzędów wzdłuż i ile rzędów w poprzek niej położony jest grób. Okazało się, że to marna wskazówka nawet w pobliżu bramy, bo trudno było się zorientować, od którego rogu działki zacząć odliczanie, a w tym lasku numer stawał się w gruncie rzeczy niepotrzebny. Pokazano nam też świadectwo pogrzebu – szary papierowy prostokąt rozmiaru może pięć na osiem centymetrów: „Péter Pál Hirschl, zmarły 7 lipca 1940, pochowany 9 lipca 1940 roku”. Wyglądał tak, jakby nikt nie miał go w ręku od 78 lat.

Ruszamy dalej i znajdujemy kolejny nagrobek, tak gęsto porośnięty bluszczem, że niektóre gałęzie mają jakieś półtora centymetra średnicy. Zniecierpliwiony grabarz odrywa roślinę od kamienia. Widzę litery, najpierw PÁL, potem PÉTER. Szukaliśmy właśnie tego:

Petikém

HIRSCHL PÉTER PÁL

ÉLT 14 ÉVET

MEGHALT 1940 JÚLIUS 7-ÉN

Kisfiam, a viszontlátásra!

חספ1

HIRSCHL IMRÉNÉ

Sz. BLEIER ERZSÉBET

1896–1971

Nie był to więc jedynie grób Pétera Hirschla, ale także jego matki, Erzsébet, żony Imre Hirschla, a wiadomość dodana po dacie śmierci 14-letniego chłopca brzmiała: „Mój mały synku, do zobaczenia!”.

Ku mojemu zaskoczeniu poczułem wzbierającą falę emocji. Po części spowodował ją zapewne fakt, że patrzyłem na nagrobek kogoś, kto zmarł w tak młodym wieku, i że natrafiłem na ślad życia dwojga ludzi, o których niemal nikt już nie pamiętał. Ale było w tym także coś zdecydowanie bardziej egoistycznego. Oto miałem przed sobą jeszcze jedno świadectwo związane z życiorysem, który był moją obsesją od niemal dekady, jeszcze jedno potwierdzenie, że jestem na tropie kogoś, kto naprawdę istniał – w co czasami zaczynałem wątpić, zważywszy na to, jak Imre Hirschl zdawał się wymykać z zarzucanych przeze mnie sieci. Później poszło już prosto: mając datę śmierci i pogrzebu, mogłem wrócić do archiwów i odnaleźć również akt zgonu Pétera, z którego wynikało, że zmarł na zapalenie płuc i niewydolność nerek. Niby niewiele, ale przecież jeszcze jeden fakt, jeszcze jeden kamyczek w mozaice.

W 1945 roku Węgry znalazły się za żelazną kurtyną, którą mogło rozsunąć bardzo niewielu mieszkańców Zachodu. I choć w późniejszych dekadach Węgrzy stracili pamięć o wielu swoich bohaterach, to mało którego zapomnieli tak dokumentnie – po części, wypada przyznać, za sprawą jego własnych zabiegów – jak Imre Hirschla. Był świetnym trenerem, odnoszącym wielkie sukcesy w Ameryce Południowej, choć kiedy pod koniec lat 20. poprzedniego stulecia opuszczał ojczyznę, nie miał jeszcze do czynienia z profesjonalnym futbolem. To wyjątkowa postać, człowiek, którego życie naznaczyły dwie wojny światowe, geniusz, uwodziciel i niezły frant – a zarazem jeden z, lekko licząc, tuzina trenerów, którzy wywarli równie wielki wpływ i wiedli równie burzliwe życie, a dla których wszystko zaczęło się w międzywojennych Węgrzech.

***

Kiedy zaczyna się proces pisania książki? Ludzie pytają, jak długo nad nią siedziałeś, a ty odpowiadasz: rok, półtora roku, cztery lata. Od podpisania umowy do złożenia manuskryptu u wydawcy w przypadku tej akurat książki minęły dwa lata, ale ponieważ w tym czasie na warsztacie miałem także Dziedzictwo Barcelony2, od rozpoczęcia pracy nad źródłami do oddania całości w ręce redaktora upłynęło pewnie 14 miesięcy. W rzeczywistości jednak wszystko miało swój początek dużo, dużo wcześniej.

Pierwszy raz przyjechałem do Budapesztu w 2004 roku, kiedy pracowałem nad Behind the Curtain3. Wysiadłem z nocnego pociągu – jadącego, jeśli dobrze pamiętam, z Belgradu – i czekałem na wschód słońca skulony w jakiejś piekarni przy dworcu Keleti, starając się uniknąć kontaktu z okupującymi halę główną narkomanami. Mimo niełatwego prologu stolica Węgier szybko zrobiła na mnie wrażenie – w jej aurze wyblakłej wielkości i kulturowego tygla było coś niezwykłego. A jeśli wziąć pod uwagę opinię mojej dawnej dziewczyny, że o moim zdaniu na temat jakiegoś miasta przesądza to, czy zjadłem w nim coś dobrego w trakcie pierwszej doby pobytu, to wypada dodać, że także ten test Budapeszt zdał celująco: tamtejsze kawiarnie i restauracje są naprawdę dobre.

Ale prace nad tą książką nabrały rozpędu nieco później, bo pod koniec 2006 roku, po tym jak w jednym z barów w Rio de Janeiro Roberto Assaf, świetny znawca dziejów Flamengo, zaczął mi opowiadać, jak to w 1936 roku brazylijski futbol kompletnie się zmienił za sprawą pewnego tajemniczego przybysza z Europy Środkowej, zapamiętanego w Brazylii jako Dori Kruschner. We Flamengo przepracował niecały rok, później został zwolniony, ale według Assafa koncepcje, które wcielał w życie, rozpoczęły rewolucję zakończoną zdobyciem przez Brazylijczyków mistrzostwa świata w 1958 roku. Problem w tym, że nikt nie wiedział, kim był Dori Kruschner.

Pierwszym, który zasugerował, że może chodzić o Doriego Kürschnera – reprezentanta Węgier i piłkarza MTK, grającego w tym budapesztańskim klubie za kadencji trenera Jimmy’ego Hogana, a później dziedziczącego po nim tę posadę, kiedy pod koniec pierwszej wojny światowej Anglik wrócił do ojczyzny – był węgierski dziennikarz radiowy Sándor Laczkó. Kilka kawałków układanki nagle znalazło się na swoim miejscu i ułatwiło mi pisanie Odwróconej piramidy4.

Miałem jednak świadomość, że czegoś brakuje: wydawało się logiczne, że także w Argentynie powinien istnieć odpowiednik Kürschnera, którego wpływ tłumaczyłby rozwój tamtejszej piłki. I w końcu go znalazłem, w osobie kogoś, kogo z początku przedstawiałem jako Emérico Hirschla, człowieka, który w latach 30. XX wieku z sukcesami prowadził drużyny Gimnasia y Esgrima La Plata i River Plate. Tyle że dopiero kiedy zacząłem zbierać materiały do Aniołów o brudnych twarzach5, stało się dla mnie jasne, że niemal wszystko, co usłyszałem na temat tej postaci w Argentynie, nie odpowiadało rzeczywistości. Badanie życiorysu Imre Hirschla (by wrócić do jego węgierskiego imienia), oddzielanie faktów z jego biografii od legend i kłamstw, jakie na swój temat rozsiewał, stało się moją obsesją. Wciąż istnieje luka do wypełnienia między początkiem 1928 a wrześniem 1929 roku, kiedy zjawił się w São Paulo i ubłagał Bélę Guttmanna, znanego wówczas węgierskiego zawodnika będącego na tournée po obu Amerykach6, by załatwił mu posadę masażysty – mam jednak wrażenie, że całą resztę zdołało mi się z czasem ustalić.

Im dłużej zajmowałem się Hirschlem, tym wyraźniej widziałem, że on i Kürschner byli przedstawicielami znacznie szerszego, kulturowego wręcz fenomenu. Z pełną odpowiedzialnością można by powiedzieć, że – być może oprócz tej niezwykłej grupy trenerów i przyszłych trenerów, która pracowała razem w końcówce lat 90. XX wieku w Barcelonie7 – nie pojawiła się w dziejach futbolu bardziej wpływowa szkoła niż ta, która rozwinęła się w Budapeszcie na przełomie drugiej i trzeciej dekady ubiegłego stulecia. Jej przedstawiciele rozjechali się po świecie, część za chlebem, część zaś dlatego, że byli Żydami i uciekali przed wzbierającą falą antysemityzmu – tak czy inaczej, zabrali swe idee ze sobą. A skoro idee te rozniosły się tak daleko i szeroko, musiały być dobrze zakorzenione.

Oczywiście kiedy stawia się futbol na pierwszym planie, zawsze istnieje ryzyko banalizacji. Druga wojna światowa, ryzykowny alians z nazistowskimi Niemcami oraz późniejsze zwasalizowanie przez Związek Sowiecki położyły się cieniem na wszystkich innych aspektach węgierskiego losu. Kürschner i Hirschl znaleźli się wśród tych, którym udało się ujść z opresji. Ale wielu ich rodakom się nie powiodło. Przed Wami wprawdzie książka o piłce nożnej, ale opowiadam także o odwadze i tragedii, o przetrwaniu i śmierci, o grozie Holokaustu, o sowieckich represjach i dramatycznych wyborach, których trzeba było dokonywać w trakcie powstania w 1956 roku i po jego zakończeniu.

Praca nad Nazwiskami dawno niesłyszanymi nie była łatwa. Minęło wiele czasu, wiele świadectw zniszczono, wielu bohaterów nie żyło. Wspólnoty, które mogłyby przechować pamięć, zniknęły z powierzchni ziemi. Część ich członków, jak Hirschl, świadomie starała się uciec od przeszłości. Komunistyczne rządy próbowały stworzyć wrażenie, że historia Węgier zaczyna się w 1945 roku. W efekcie, mimo rozległych poszukiwań na całym świecie, od Sztokholmu po Buenos Aires i od São Paulo po Budapeszt, wciąż zostały niespójności, luki do wypełnienia, wątpliwości. Ale nawet świadomość ich istnienia nie jest w stanie przysłonić obrazu kultury o niezwykłej żywotności, tworzonej i propagowanej przez wyjątkowych ludzi, stawiających czoło nadzwyczajnym wyzwaniom. Historia węgierskiej piłki nożnej jest opowieścią o klęsce i odwadze – ale także o wielkim wpływie na kształt tego sportu na całym świecie. Nie będzie przesadą powiedzieć, że współczesny futbol narodził się w Budapeszcie, w trakcie pięciu lat chaosu, który nastąpił po zakończeniu I wojny światowej.

1 Z ostatniej litery została tylko pozioma kreska, ale najprawdopodobniej było to słowo „Pesach”, pascha, będące najwyraźniej hebrajskim imieniem Pétera.

2Dziedzictwo Barcelony, dziedzictwo Cruyffa. Ewolucja piłkarskiej taktyki: od futbolu totalnego do filozofii Guardioli, przeł. M. Okoński, Wydawnictwo SQN, Kraków 2021 [przyp. tłum.].

3Behind the Curtain. Football in Eastern Europe, Wydawnictwo Orion, 2006 [przyp. tłum.].

4Odwrócona piramida. Historia taktyki piłkarskiej, Wydawnictwo SQN, Kraków 2021, przeł. A. Gomołysek [przyp. tłum.].

5Aniołowie o brudnych twarzach. Piłkarska historia Argentyny, przeł. M. Okoński, Wydawnictwo SQN, Kraków 2017 [przyp. tłum.].

6 Z wiedeńską drużyną Hakoah, o której będzie jeszcze mowa w niniejszej książce [przyp. tłum.].

7 Więcej o niej w rozdziale drugim Dziedzictwa Barcelony [przyp. tłum.].

CZĘŚĆ PIERWSZA

ROZDZIAŁ PIERWSZY SPRZEDAWCA MASZYN DO PISANIA Z MANCHESTERU

Łatwo powiedzieć, kiedy to wszystko się skończyło. Węgry przestały być wielką potęgą piłkarską 4 listopada 1956 roku, kiedy to sowieckie czołgi wjechały do Budapesztu, by zmiażdżyć powstanie węgierskie, a przy okazji zniszczyły również integralność tamtejszej drużyny narodowej. Owszem, później zdarzyło jej się jeszcze kilka niezłych meczów, ale nie było już mowy o wcześniejszej regularności i z pewnością nie dało się tego porównać z fantastycznym okresem między majem 1950 a czerwcem 1954 roku, kiedy to Węgrzy byli niepokonani, zdobyli olimpijskie złoto i dwukrotnie rozgromili Anglików. Triumfy Aranycsapat – Złotej Jedenastki – z perspektywy czasu wydają się jednak nie tyle okresem rozkwitu tamtejszej piłki, ile raczej ostatnim epizodem trwającej około ćwierć wieku prawdziwie złotej ery węgierskiego futbolu, podczas której – mimo że bez przerwy musieli się zmagać z politycznym i ekonomicznym kryzysem – Madziarzy pokazywali reszcie świata, jak powinno się uprawiać ten sport.

Trudniej stwierdzić, kiedy to wszystko miało swój początek. Oficjalna wersja komunistów głosiła, że węgierski futbol zaczął się rozwijać w 1949 roku, gdy – w trakcie postępującej stalinizacji i po utworzeniu Węgierskiej Republiki Ludowej – tamtejsze kluby upaństwowiono, a trenerem reprezentacji został Gusztáv Sebes. I choć prawdą jest, że wsparcie władz dla kilku najważniejszych drużyn ułatwiło rozwój Złotej Jedenastki w krótkiej perspektywie, to długoterminowe skutki takiej polityki okazały się zdecydowanie mniej korzystne, a sukces kadry Sebesa był możliwy jedynie dzięki żyznemu gruntowi, na którym wyrosła.

Narrację komunistycznej propagandy zaczęto kwestionować stosunkowo niedawno – i stosunkowo niedawno zaczęto wracać do tego, co wydarzyło się przed oddaniem Europy Wschodniej pod sowieckie panowanie i przed wybuchem II wojny światowej. A przecież to w tamtym inspirującym okresie Węgry były prawdziwym centrum kontynentalnego futbolu i rozsyłały emisariuszy na wszystkie strony piłkarskiego świata.

Kiedy więc zaczął się ów złoty wiek? Czy przypadkiem nie pewnego jesiennego poranka 1914 roku, gdy ktoś zapukał do drzwi wiedeńskiego mieszkania zajmowanego przez Jimmy’ego Hogana, dawnego napastnika Burnley i Bolton Wanderers?

A może jednak dekadę wcześniej, kiedy to trener Burnley Spen Whittaker odpowiedział lekceważąco na pytanie Hogana, co właściwie zrobił nie tak w akcji, po której posłał piłkę wysoko nad poprzeczką? „Po prostu zasuwaj dalej, chłopie – usłyszał zawodnik. – Wystarczy, że trafisz jedną na dziesięć”. Rzecz w tym, że Hogan, piłkarz ambitny i myślący, obdarzony zmysłem analitycznym i pragnieniem samorozwoju, nie potrafił zadowolić się tą odpowiedzią. Muszą być jeszcze jakieś powody poza szczęściem i pechem, rozumował. Może stracił równowagę? A może źle ułożył stopę? Od tamtej chwili postanowił skupić się na doskonaleniu techniki, a skutkiem tej decyzji było nie tylko osadzenie go w wiedeńskim więzieniu, ale też chwalebny rozkwit jego idei w Austrii i na Węgrzech, a potem także we Włoszech, w Niemczech, Francji, Portugalii, Jugosławii, Szwecji, Argentynie, Urugwaju i Brazylii.

Prawdziwych początków wypada jednak szukać w przeszłości jeszcze odleglejszej, a mianowicie w 1894 roku, kiedy to ambitny 17-letni urzędnik Edward Shires postanowił rzucić pracę w fabryce maszyn do pisania w Manchesterze8 i ruszyć na kontynent, by zbić tam fortunę – a ostatecznie współtworzyć budapesztański MTK, klub, którego zawodnicy w największym stopniu ponieśli idee węgierskiej piłki w świat. „Wyspa szybko okazała się zbyt ciasna dla angielskiego kupca – orzekł. – Pożegnałem się więc z Manchesterem i osiadłem w Wiedniu”. Przez lata zastanawiano się, dlaczego i w jaki sposób Hogan zdołał wydostać się z wojennego Wiednia i zamieszkać w spokojniejszym z pewnością Budapeszcie, a w związku z tym zaczął wspierać rozwój węgierskiej, a nie austriackiej piłki. Kluczem do rozwiązania zagadki okazał się właśnie Shires.

Był to popularny członek brytyjskiej społeczności w Wiedniu. Późniejsze o dekadę czy dwie zdjęcie przedstawia go w koszuli z wysokim kołnierzem, z fryzurą z przedziałkiem i grzywką mocno zaczesaną na lewą stronę, z wąskimi ustami i szczupłym nosem na zbyt dużej w porównaniu z ich rozmiarami twarzy, co w połączeniu z lekko wzniesioną lewą brwią nadawało jej nieco sceptyczny wyraz. Grał w tenisa i krykieta i przyjaźnił się z Haroldem Williamem Gandonem, kierującym miejscową gazownią. Kiedy zaś Gandon wygrał inauguracyjny turniej tenisowy Austrian Open, zorganizowany w 1894 roku w Pradze, przyjął wyzwanie z tamtejszego klubu Regatta9 i zaprosił Shiresa do wspólnego tworzenia drużyny, która mogłaby reprezentować Wiedeń. Shires zareagował na propozycję entuzjastycznie i zamieścił w czasopiśmie dla ekspatów ogłoszenie o powstającym First Vienna Football Club. Reakcje były w większości pozytywne, choć z położonego na przedmieściach stolicy Hohe Warte nadeszło zastrzeżenie, że drużyna pod tą nazwą już istnieje, a założyli ją ogrodnicy pracujący w posiadłościach przedstawiciela wielkiej bankowej dynastii, Nathaniela Mayera von Rotschilda10. Shires dołączył więc ze swoimi piłkarzami do Vienna Cricket Club, założonego dwa lata wcześniej przez brytyjskich imigrantów, między innymi Ernesta Blytha, który wraz z bratem Eddiem zarządzał domem handlowym Stone & Blyth, i w grudniu 1894 roku zorganizował mecz z First Vienna Football Club, wygrany 4:011. Gotowi na spotkanie z Regattą, pojechali następnie do Pragi, gdzie wygrali 2:1. „Pokonali nas później w Wiedniu, ale sprowadzili na ten mecz dwóch zawodników z Berlina – wspominał Shires. – Mówię jednak o tym, żeby pokazać związek między dwoma miastami, stwarzający okazję do dalszego rozwoju”.

A rozwój był szybki. Kluby powstawały nie tylko w Wiedniu, ale także w Budapeszcie, gdzie Shires po raz pierwszy zjawił się w 1897 roku, przy okazji meczu wygranego przez Cricket Club 2:0 z BTC, Budapesti Torna Club12, rozegranego w parku Millenáris, gdzie przez lata odbywały się spotkania piłkarskie (miejscowy obiekt, z trybuną mogącą pomieścić kilka tysięcy widzów, funkcjonował też jako welodrom i został przebudowany w związku z kolarskimi mistrzostwami świata w 1928 roku, a ostatecznie zburzono go w 2018 roku). Okazał się na tyle utalentowanym zawodnikiem, by zostać kapitanem austriackiej drużyny narodowej, ale w 1904 roku przeprowadził się do Budapesztu, bo – jak mówił – „moja firma potrzebowała kogoś, kto zająłby się jej interesami na trudnym węgierskim rynku”.

Shires był przedstawicielem wytwórni maszyn do pisania Underwood13, ale przypisuje mu się również zasługi w sprowadzeniu na teren Austro-Węgier tenisa stołowego i wygląda na to, że zajmował się także importem sprzętu potrzebnego do uprawiania tego sportu. Co oczywiste, po przeprowadzce do Budapesztu szukał miejsca, gdzie mógłby realizować swoje futbolowe pasje, i dołączył do MTK. Klub ten, Magyar Testgyakorlók Köre, Koło Węgrów Ćwiczących Ciało, założyła w budapesztańskiej kawiarni w listopadzie 1888 roku grupa arystokratów, żydowskich przedsiębiorców i dysydentów z utworzonego wcześniej NTE – Nemzeti Torna Egylet, Narodowego Klubu Gimnastycznego14.

Choć MTK uważano zawsze za żydowski klub, jego pierwszy prezes, Lajos Vermes, był chrześcijaninem15 i organizacja ta nie miała w sobie nic z ekskluzywności, inaczej niż na przykład w Vivó és Atlétikai Club (VAC – Klub Szermierczy i Gimnastyczny), założonym w 1903 roku przez studenta prawa Lajosa Döményego jako sportowa gałąź studenckiej organizacji syjonistycznej Makkabea. Podobnie jak w o wiele bardziej znanym i utytułowanym wiedeńskim klubie Hakoah, członkowie Makkabei inspirowali się teoriami muskularnego judaizmu propagowanymi przez lekarza i pisarza Maksa Nordaua, których istotą było zarówno zerwanie ze stereotypem Żydów jako fizycznie słabych, jak i promowanie syjonizmu (jednym z założycieli VAC był skądinąd Ármin Beregi, prezydent Węgierskiej Organizacji Syjonistycznej). Początkowo Dömény chciał zresztą nadać nowej instytucji miano Żydowskiego Klubu Gimnastycznego, ale propozycja ta została odrzucona w związku z zapisem o nieodwoływaniu się w nazewnictwie organizacji sportowych do kwestii wyznaniowych (na podobnej zasadzie nie zarejestrowano Makkabi Brno podczas pierwszej próby, w 1914 roku; nie było również klubów o jawnie chrześcijańskich nazwach). Ostatecznie zdecydowano się na VAC, ponieważ inicjały te układały się w gwiazdę Dawida16.

Z początku w MTK zajmowano się szermierką i gimnastyką, w 1901 roku rozszerzono jednak działalność na piłkę nożną. Dwa lata później zespół grał już w pierwszej lidze, a w 1904 roku po raz pierwszy okazał się w niej najlepszy. Shires wystąpił w barwach MTK osiem razy w następnym sezonie, kiedy prezesem klubu był już przedsiębiorca Alfréd Brüll, później zaś, gdy stan zdrowia Anglika uległ pogorszeniu, zaczął pełnić bardziej administracyjne funkcje i zajął się sędziowaniem.

Wspierany przez hurtownika i działacza sportowego Henrika Fodora MTK sięgnął po tytuł ponownie w sezonie 1907/08, w kolejnych latach jednak był zmuszony uznawać wyższość Ferencvárosu. Założony 11 lat po MTK (choć jego sekcja piłkarska powstała kilka miesięcy wcześniej od sekcji MTK) Ferencváros zdawał się odwoływać do korzeni niemieckich – jego przydomek, „Fradi”, pochodzi od Franzstadt, niemieckiej nazwy Ferencvárosu, dziewiątej dzielnicy Budapesztu. „Na początku minionego wieku – zauważa nieco kontrowersyjny socjolog Miklós Hadas – powiedzenie o kimś, że ma serce po stronie »Fradi«, oznaczało, że chodzi o wrażliwego, dobrodusznego, współczującego i pełnego entuzjazmu drobnomieszczanina, który uważa się za Węgra, w odróżnieniu od kalkulującego na zimno i ukierunkowanego na zysk, wyalienowanego przedstawiciela wielkiej burżuazji o zagranicznym pochodzeniu, który musiał związać się z MTK”17.

Mowa tu oczywiście o klubowym wizerunku, z którym zapewne utożsamiała się większość fanów. W praktyce podziały wcale nie były takie sztywne, a zawodnicy współtworzący poszczególne drużyny wywodzili się ze zbliżonych środowisk. Przykładowo: pomiędzy 1900 a 1930 rokiem Żydzi stanowili jedną czwartą graczy Ferencvárosu i nieco ponad połowę piłkarzy MTK18.

W 1911 roku Shires, zniechęcony niezdolnością MTK do przełamania dominacji Ferencvárosu, zdecydował się na radykalny krok i wzmocnił zespół dwoma Brytyjczykami. Pierwszym był angielski napastnik Joe Lane, który dołączył do klubu jako amator właśnie w 1911 roku i zdobył jedyną bramkę w rozegranym 31 marca meczu z Ferencvárosem na otwarcie stadionu MTK, Hungária körút19; po kilku latach podpisał kontrakt z Sunderlandem, na którego działaczach zrobił wrażenie podczas spotkania z MTK zorganizowanego w ramach tournée w 1913 roku. Drugim, zdecydowanie ważniejszym nabytkiem okazał się szkocki trener John Tait Robertson.

Urodził się w Dumbarton w 1877 roku. Jako piłkarz był walecznym pomocnikiem, grał w Morton i Evertonie, w czasie rocznego pobytu w Southampton wygrał Southern League20, a w 1899 roku wrócił do Szkocji, gdzie trzykrotnie zdobywał mistrzostwo kraju z Rangersami. W 1905 roku, kiedy po 16 meczach w drużynie narodowej skończył reprezentacyjną karierę, został obiektem pierwszego transferu w dziejach Chelsea21, a w jej pierwszym sezonie odgrywał rolę grającego trenera. To Robertson zdobył pierwszą bramkę w oficjalnych meczach londyńskiego klubu – dokonał tego w wygranym 1:0 wyjazdowym starciu z Blackpool, a sezon pod jego wodzą drużyna skończyła na trzecim miejscu w tabeli22.

Nowy klub wymieniano w gronie faworytów do awansu, coś jednak poszło nie tak. Robertson wystąpił jedynie w trzech z 12 pierwszych meczów sezonu i jego częste nieobecności zaczęły być przedmiotem dyskusji. Kiedy Szkot 6 listopada nie pojawił się na zebraniu zarządu, sekretarz klubu William Lewis zażądał wyjaśnień, a władze Chelsea podjęły decyzję, że to one będą odtąd decydować o składzie drużyny na kolejne mecze23. Tydzień później Robertson złożył rezygnację, ale już na początku kolejnego miesiąca prezes klubu Claude Kirby otrzymał w jego sprawie pismo od niejakiego H. Raucorna. „Drogi Sir – czytamy w tym dokumencie. – Będąc świadomym, że pan J.T. Robertson nie pełni już żadnych oficjalnych funkcji w Chelsea FC, czuję się w obowiązku poinformować Pana, że przebywał w Pańskim biurze po 23.00 w ubiegły czwartek 29 listopada”24. Co Szkot porabiał w gabinecie prezesa, pozostało niejasne, ale wiadomo, że rok później został grającym trenerem Glossop i utrzymał tę posadę przez kolejne dwa lata, a kiedy skontaktował się z nim Shires, był asystentem trenera Manchesteru United. Przekonanie kogoś takiego, by podjął pracę na Węgrzech, Shires uważał za swoje największe osiągnięcie. „To właśnie Robertson ma największe zasługi dla rozwoju węgierskiego futbolu – wspominał. – Przez dwa lata nauczył Węgrów tylu rzeczy, że ktoś inny musiałby poświęcić na to dziesięć lat”.

Samo to, że Robertson był Szkotem, wydaje się znaczące. Od pierwszego meczu w dziejach piłki reprezentacyjnej – w którym w 1872 roku fizycznie słabsi Szkoci niespodziewanie zremisowali z Anglikami 0:0 dzięki rozmyślnie zastosowanemu systemowi gry podaniami – za północną granicą odchodzono od dryblingu i skupiano się właśnie na wymianie piłki między zawodnikami25. Powodzenie tej strategii zaowocowało nie tylko szkocką dominacją w pierwszych latach rywalizacji z Anglikami, ale także nadzwyczajnym wpływem, jaki szkoccy piłkarze i trenerzy wywierali na angielskie ligi na wczesnych etapach ich rozwoju26. W początkach XX wieku skuteczność gry podaniami uznawano już powszechnie, ale Szkotów wciąż uważano za mistrzów takiego stylu.

Robertson nie był zachwycony tym, co zastał w Budapeszcie. „Piłkarze popełniają pewien podstawowy błąd: używają tylko jednej nogi – mówił. – Sądzę, że zawodnik powinien umieć grać dwoma nogami. No i gra w powietrzu jest bardzo słaba. Pomocnicy nie współpracują z obrońcami; kiedy obrońcy stracą piłkę, pomocnicy powinni zapewniać im asekurację. Podobnie jest ze współpracą obrońców z napastnikami, do tego ci ostatni kiepsko strzelają. [Sándor] Bródy [z Ferencvárosu] jest niewątpliwie najlepszym środkowym pomocnikiem, ale to nie znaczy, że jest jakiś wyjątkowy. W całej lidze nie widziałem ani jednego naprawdę dobrego środkowego pomocnika”27.

Mimo to Robertson nie zawiódł nadziei Shiresa i zaczął wprowadzać w Budapeszcie szkocką grę podaniami. „To dzięki jego pracy i dzięki przykładowi Lane’a powstał styl MTK i nasza drużyna robiła się coraz twardszym orzechem do zgryzienia dla Ferencvárosu” – wspominał Shires. Choć wielu upierałoby się pewnie, że MTK miało oblicze zespołu grającego podaniami jeszcze przed przyjazdem Szkota. Wypada też zauważyć, że nawet budując na tych fundamentach, nie zdołał on zmienić tego, że zarówno w sezonie 1911/12, jak i w kolejnych rozgrywkach to Ferencváros sięgał po mistrzostwo kraju, przedłużając serię wygranych tytułów do pięciu z rzędu.

Latem 1913 roku Robertson wrócił na Wyspy, a powód wyjazdu wydawał się dość oczywisty. „Jaka szkoda, że nie był abstynentem – mówił Shires w wywiadzie z 1933 roku, a zdanie to zdaje się tłumaczyć także przebieg wypadków z ostatnich tygodni pobytu Szkota w Chelsea. – Gdyby było inaczej, mógłby tu pracować jeszcze dziś”. Drużyna, którą pomógł zbudować, zdołała jednak w końcu położyć kres dominacji Ferencvárosu i zdobyła mistrzostwo kraju w sezonie 1913/14.

Wybuch wojny doprowadził do czasowego zawieszenia rywalizacji ligowej, w jej trakcie rozegrano trzy skrócone (trwały pół sezonu) nieoficjalne rozgrywki, z których ostatnie znów wygrało MTK, a potem liga wróciła w pełnym wymiarze na sezon 1916/17. Fundament został już wówczas położony, a piłkarze MTK byli gotowi zdobywać nowe, znacznie wyższe niż dotąd szczyty.

8 W wywiadzie dla „Nemzeti Sport”, opublikowanym 15 marca 1933 roku, z którego pochodzą zamieszczone w tym rozdziale cytaty, Shires twierdzi, że była to fabryka maszyn Oliver. Tę amerykańską firmę założono jednak dopiero rok później, a z informacji o niej, zamieszczonych w 64. numerze poświęconego historii maszyn do pisania magazynu „ETCetera”, wynika, że nawet w Stanach Zjednoczonych fabryczną produkcję oliverów rozpoczęto po upływie kolejnego roku. Wydaje się więc, że albo dziennikarz popełnił błąd, albo że po 40 latach – zważywszy na popularność maszyn Oliver oraz na fakt, że w 1928 roku marka stała się własnością Brytyjczyków – pomylił się Shires, w rzeczywistości pracujący w fabryce Gardnera na Cross Street. Z wpisu zamieszczonego na fascynującym i szczegółowym blogu Roberta Messengera (https://oztypewriter.blogspot.com/2015/01/who-was-john-gardner-typewriter.html) wynika jednoznacznie, że przed końcem dekady Gardner zbankrutował, a sam Shires opowiada o tamtej fabryce jako o „zlikwidowanej”.

9 Regatta była klubem wioślarskim i łyżwiarskim. W maju 1896 roku tworzący ją niemieckojęzyczni Żydzi założyli Deutscher Fußball-Club Prag. W 1903 roku DFC wzięło udział w pierwszych mistrzostwach Niemiec i doszło do finału, w którym niespodziewanie przegrało 2:7 z VfB Lipsk [utworzony dopiero co Niemiecki Związek Piłki Nożnej zezwalał początkowo na udział w rozgrywkach zespołom z zagranicy – przyp. tłum.]. W mieście działała również drużyna tworzona przez Niemców niebędących Żydami, założona w 1899 roku jako DFC Germania Prag.

10 Jego dziadek, Salomon Mayer von Rotschild, w 1820 roku założył w Wiedniu bank. Jako najstarszy przedstawiciel kolejnego pokolenia Nathaniel miał przejąć interesy po ojcu, Anzelmie, ale wybrał rolę lwa salonowego i filantropa. Rodzinny bank przejął jego młodszy brat, Albert, a Nathaniel został kolekcjonerem sztuki i posiadłości.

11 The First Vienna Football Club wciąż działa i wciąż nosi żółto-niebieskie stroje, nawiązujące do wyścigowych barw Rotschildów. Piłkarską sekcję Cricket Club rozwiązano w 1936 roku.

12„Torna” to węgierski odpowiednik niemieckiego „turnen” – programu wychowania fizycznego wprowadzonego w XIX wieku do niemieckich szkół przez Friedricha Ludwiga Jahna. Choć odnosił się niemal wyłącznie do gimnastyki sportowej (podobnie jak zasady muskularnego chrześcijaństwa w publicznych szkołach Wielkiej Brytanii, które miały prowadzić do hartowania młodych ludzi przygotowywanych do rządzenia Imperium), to trudno go oddzielić od ideologii niemieckiego nacjonalizmu. Pojęcie stało się również częścią pełnej nazwy Ferencvárosu – Ferencvárosi Torna Club (FTC).

13 Dziękuję Gunnarowi Perssonowi za podzielenie się tymi informacjami. Pochodzą z austriackiej książki Geschichte des Fußballsportes in Österreich autorstwa Leo Schidrowitza, wydanej przez Rudolf Traunau Verlag w 1951 roku i opisującej biznesową działalność wielu brytyjskich piłkarzy. Fakt, że Underwood rozpoczął działalność w 1895 roku w Nowym Jorku, wydaje się potwierdzać, że Shires porzucił wcześniej pracę w fabryce Gardnera. Ale wciąż nie jest jasne, czyim reprezentantem był w Wiedniu. Z rachunku przechowywanego w Muzeum Freuda w Londynie wynika, że Zygmunt Freud nabył maszynę Underwooda 12 maja 1925 roku, a więc biznes nadal kwitł.

14 W NTE koncentrowano się na gimnastyce, kosztem innych dyscyplin. BTC – drużyna, z którą Vienna Cricket Club Shiresa grał podczas pierwszej wyprawy do Budapesztu i która w 1901 i w 1902 roku zdobyła pierwsze dwa mistrzostwa kraju, również powstała w wyniku odejścia jej członków z NTE.

15 Podobnie jak kolejny z prezesów w pionierskich czasach klubu, Kálmán Szekrényessy, skądinąd pierwszy człowiek, który przepłynął Balaton i wymyślił węgierską nazwę roweru, kerékpár.

16 Więcej o kulturalnym i etnicznym podglebiu budapesztańskich klubów, szczególnie MTK i VAC, pisze Péter Szegedi w książce Az elsö aranykor: A magyar foci 1945-ig (Pierwszy złoty wiek: węgierski futbol do 1945 roku), Wydawnictwo Akadémiai, 2016.

17 Miklós Hadas, Football and Social Identity: The Case of Hungary in the Twentieth Century, „The Sports Historian”, nr 20 (2000), t. 2.

18 Jak podaje David Bolchover w pracy The Greatest Comeback, Wydawnictwo Biteback, 2017.

19 Hungária körút został zniszczony podczas bombardowań w trakcie drugiej wojny światowej, a następnie odbudowany w latach 1946–1947. Po latach nadano mu imię Nándora Hidegkutiego, na cześć jednego z najsłynniejszych piłkarzy MTK. To na tym stadionie kręcono sceny Ucieczki do zwycięstwa Johna Hustona z 1981 roku, rozgrywane według scenariusza na paryskim Stade de Colombes. Później zburzono go po raz kolejny i w 2014 roku oddano do użytku nowy obiekt.

20 Powołana do życia w 1888 roku Football League zrzeszała początkowo wyłącznie drużyny z północnej i środkowej Anglii, system rozgrywek na południu rozwijał się wolniej, a tamtejsze kluby sprzeciwiały się profesjonalizmowi. Southern League utworzono w 1894 roku, okres dominacji Southampton w tych rozgrywkach rozpoczyna się rok później [przyp. tłum.].

21 Założył ją przedsiębiorca Gus Mears, który w 1904 roku kupił Stamford Bridge z zamiarem przekształcenia tego lekkoatletycznego obiektu w stadion piłkarski, a kiedy Fulham nie chciało się nań przeprowadzić, powołał do życia własny klub.

22 Second Division, działającej w ramach Football League, do której zgłosiła się Chelsea; wcześniej rozważano akces do Southern League [przyp. tłum.].

23 Stenogram z tego posiedzenia zreprodukował Colin Benson w książce The Bridge (wydanej przez Chelsea Football Club w 1987 roku). Dominic Bliss zechce przyjąć wyrazy wielkiej wdzięczności za zwrócenie mojej uwagi na to wydawnictwo.

24 Również zreprodukowane w The Bridge Bensona.

25 Więcej o tym w Odwróconej piramidzie.

26 Kiedy w 1895 roku zwycięski w lidze angielskiej Sunderland mierzył się z triumfującym w analogicznych rozgrywkach w Szkocji Heart of Midlothian, 22 piłkarzy występujących w rozegranym jako pierwsze „mistrzostwa świata” spotkaniu w Edynburgu było Szkotami.

27 „Sporthírlap”, 13 stycznia 1913 roku.

ROZDZIAŁ DRUGI EWANGELISTA I KAWIARNIA

Żądza samodoskonalenia nie przyniosła Jimmy’emu Hoganowi wielu korzyści, kiedy sam grał w piłkę. Występował w Burnley, potem przeniósł się do Nelson, następnie do Fulham, Swindon i do Boltonu. Był porządnym zawodowcem, ale nikim więcej. Gdy zaś rozpoczynał karierę trenerską, z początku się wydawało, że jego dociekliwość i zacięcie pedagogiczne obrócą się przeciwko niemu – nie były to cechy nadmiernie cenione w angielskim futbolu początków poprzedniego stulecia, a bodaj także i później. Przez rok uczył gry w piłkę zawodników złożonej głównie ze studentów drużyny w holenderskim Dordrechcie, ale po powrocie do Anglii i ponownych występach w Boltonie musiał się zastanawiać, czy dekadę wcześniej słusznie odrzucił ojcowskie namowy, by wybrać ścieżkę kapłaństwa.

W Holandii przekonał się jednak, że można inaczej: spotkał tam piłkarzy gotowych uczyć się w sali wykładowej i naprawdę poznawać tajniki tego sportu. A w 1912 roku dostał kolejną szansę pracy z obcokrajowcami. Kiedy Austriacy wypadli bardzo słabo w sparingu z Węgrami, ich trener i szef tamtejszej federacji piłkarskiej Hugo Meisl, skądinąd jeden z pierwszych członków Vienna Cricket Club, zwrócił się do sędziującego ów mecz Jamesa Howcrofta z Redcar z prośbą o radę, jak najlepiej przygotować drużynę do igrzysk olimpijskich w Sztokholmie. A Howcroft polecił mu Hogana.

Hogan pracował w Wiedniu sześć tygodni, szlifując umiejętności techniczne zawodników i próbując nakłonić ich, by wzbogacili dietę o więcej owoców i warzyw. W Szwecji Austria wygrała z Niemcami 5:1, ale później przegrała z Holandią i dalej brała już udział w tak zwanym turnieju pocieszenia, gdzie pokonała Norwegię i Włochy, by ulec w finale Węgrom. Anglik miał poczucie, że Austriaków stać było na więcej, ale niezależnie od tego właśnie latem 1912 roku rozpoczęła się jego przyjaźń z Meislem – przyjaźń, która miała przemożny wpływ zarówno na jego karierę, jak i na historię piłki nożnej.

Hogan zmagał się z kontuzją kolana i zdawał sobie sprawę, że sezon 1912/13 będzie ostatni w jego karierze zawodniczej, zaczął więc szukać posady trenerskiej za granicą. W 1913 roku starał się o pracę selekcjonera reprezentacji Niemiec i był wśród 21 szkoleniowców, z którymi rozmawiał wydelegowany w tym celu nauczyciel języka niemieckiego w liverpoolskim hotelu Adelphi. Niemiecka federacja uznała go za najlepszego kandydata, on zaś napisał do Meisla z prośbą o dodatkowe referencje. Austriak jednak nie potrafił pogodzić się z perspektywą, że jego przyjaciel będzie odtąd pracował dla rywala, i w odpowiedzi zaoferował mu rolę trenera przygotowującego reprezentację kraju do kolejnych igrzysk, w 1916 roku. Hogan przyjął tę propozycję, a pracę z Niemcami podjął były napastnik Derby Steve Bloomer, prawdopodobnie najsłynniejszy angielski gracz do czasów Stanleya Matthewsa.

Hogan przeprowadził się więc – wraz z żoną Evelyn, córką licencjobiorcy hotelu Dragoon w Burnley, i dwojgiem małych dzieci, Josephem i Mary – do Austrii. Jego pierwsza sesja treningowa nie spodobała się specjalnie tamtejszym piłkarzom; uważali, że nowego przełożonego trudno zrozumieć, i mieli poczucie, że zbyt wiele uwagi poświęca kwestiom elementarnym. Ale Meisl był pod wrażeniem i gadał z Hoganem do późnej nocy o swojej wizji futbolu. Obaj nie mieli nic przeciwko formacji 2-3-5, która była bazowym ustawieniem w europejskim futbolu od dobrych trzech dekad, ale zarazem uznawali, że wielu drużynom zaczyna brakować elastyczności, a pozycje na boisku ograniczają piłkarzy. Obaj uważali też, że trzeba grać płynniej, a najlepiej osiągnąć to, skupiając się na panowaniu nad piłką i prostych, inteligentnych podaniach zamiast na dryblingu. Hogan zawsze podkreślał wartość długich podań przy rozbijaniu defensywy przeciwnika, pod warunkiem że są dobrze ukierunkowane, a nie przypominają wykopu na aferę. I choć Meisl był romantykiem, który piękno piłki postrzegał jako wartość nadrzędną, Hogana w gruncie rzeczy można uważać za pragmatyka – jeśli instynktownie skłaniał się do szkockiej gry podaniami i preferował taktykę opartą na posiadaniu piłki, robił tak nie ze względu na walory estetyczne tego stylu, ale dlatego, że uważał go za najlepszy sposób wygrywania meczów. „Czasami zarzucano mi, że jestem ekspertem od »krótkich podań« – pisał w 1954 roku – ale były to zarzuty absurdalne. Każdy, kto poznał trochę węgierski styl albo, żeby dać przykład z własnego podwórka, kto widział moją wielką drużynę Aston Villi, która awansowała do pierwszej ligi i wystąpiła w półfinale pucharu w 1938 roku, musi przyznać, że graliśmy krótkimi podaniami, podaniami ze skrzydeł, podaniami prostopadłymi i podaniami do tyłu. W gruncie rzeczy wykorzystywaliśmy wszystkie rodzaje podań, które pozwalały nam utrzymać się przy piłce”28.

Reputacja Hogana z każdym miesiącem stawała się coraz lepsza i już wkrótce na pracę z drużyną narodową poświęcał dwa dni w tygodniu, a resztę czasu spędzał w kolejnych czołowych klubach Austrii. Był do tego stopnia rozchwytywany, że zajęcia z Vienna FC musiał zaczynać wczesnym rankiem, o 5.30. Nie mówimy tu więc po prostu o piłkarskim trenerze, którego zadaniem jest wygrywanie meczów, ale o guru kształtującym wizję futbolu w skali całego kraju. „To było objawienie – mówił on sam. – Zamienić ciemne, ponure, przemysłowe Lancashire na radosny Wiedeń… Jakbym znalazł się w raju”29.

Wygnanie z raju nastąpiło jednak szybciej, niż się spodziewał – 28 czerwca 1914 roku zdesperowany bośniacki student Gavrilo Princip dokonał zamachu na goszczącego w Sarajewie austriackiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Nie minął miesiąc i Wielka Brytania znalazła się w stanie wojny z Austro-Węgrami.

***

Stuk, stuk, stuk.

Evelyn Hogan otwarła drzwi. Austriaccy policjanci przeszli obok niej i wtargnęli do sypialni. Wyciągnęli Jimmy’ego z łóżka. Zabrali go na pobliski posterunek, gdzie został przesłuchany, a następnie, jako przedstawiciel wrogiego narodu, zamknięty w więzieniu przy Promenadzie Elżbiety, gdzie przetrzymywano go – jak później wspominał – „wśród morderców i złodziei”30.

Według świadectwa złożonego przez Evelyn biografowi Hogana Normanowi Foxowi niedługo później pozwolono jej odwiedzić Jimmy’ego w więzieniu. Wspominała, że pedantyczny i zazwyczaj starannie ogolony mąż miał na twarzy kilkudniową szczecinę i był wyraźnie przerażony komentarzem jednego ze strażników, że dla takich jak on budowane są obozy i że jak tylko powstaną, zostanie przeniesiony do jednego z nich.

„Moja żona i dzieci bali się o życie, musieli też radzić sobie sami – opowiadał sam Hogan dziennikarzowi »Burnley Express« już po wojnie. – A kiedy w końcu wyszedłem z więzienia, austriacka federacja zerwała mój kontrakt i zostawiła nas na lodzie. Historia naszej tułaczki jest zbyt długa, by opowiadać ją ze szczegółami. Dość powiedzieć, że w marcu 1915 roku amerykański konsul zdołał wyekspediować moją żonę do Anglii, a mnie ocaliło dwóch Anglików, zawdzięczających wolność darowiźnie w wysokości tysiąca funtów na rzecz Austriackiego Czerwonego Krzyża”31.

Anglikami, o których mówił Hogan, byli bracia Eddie i Ernest Blythowie – pierwszy z nich należał do członków założycieli Vienna Cricket Club. Przez kilka kolejnych miesięcy niedawny trener miejscowej reprezentacji pracował więc dorywczo w posiadłości braci Blythów, między innymi ucząc ich dzieci tenisa i meldując się regularnie na posterunku policji.

Po upływie stulecia trudno o precyzyjne ustalenie chronologii. Imperium Habsburgów, starając się prowadzić wojnę honorowo, przekazywało personalia wszystkich więźniów do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie. Nazwisko Hogana pojawia się w dokumencie pisanym mieszaniną francuskiego i niemieckiego: jest zarejestrowany jako „anglais”, mający „33 ans”, wykonujący zawód „Fussballtrainer” i będący „confiné a Wien”. Niestety, dokument był pisany ręcznie i nie został opatrzony datą. Anglik skończył 33 lata 16 października 1915 roku, więc informacje te można zinterpretować jedynie wtedy, gdy weźmie się pod uwagę techniczną różnicę między pojęciami „confiné” a „interné”. Tego pierwszego wyrażenia używano na określenie obcokrajowców z wrogiego państwa, których nie postrzegano jako poważne zagrożenie – w praktyce wymagano od nich zamieszkania w określonej części kraju i meldowania się na posterunku policji.

Wygląda na to, że Hogan zaliczał się do tej kategorii od końca 1914 roku. Z jego wywiadu dla „Burnley Express” wynika, że zwolniono go z więzienia, zanim jego ciężarna żona wróciła do ojczyzny w marcu 1915 roku. Trzecie dziecko Hoganów, George Frank, urodził się w Haslingden, w Lancashire, latem tamtego roku, czyli najpóźniej w grudniu 1914 roku Anglik musiał się już cieszyć względną wolnością32.

Z pisma austriackiego ministra spraw wewnętrznych do gubernatora Dolnej Austrii33, datowanego na 23 lipca 1914 roku34, wynika, że ograniczenie swobody przemieszczania się „podejrzanych cudzoziemców” i poddanie ich nadzorowi policji wprowadzono niemal natychmiast po wybuchu wojny, a 18 sierpnia 1914 roku w tejże Dolnej Austrii aresztowano 95 obcokrajowców, których następnie internowano w zamku Karlstein35. Osadzeni ci byli jednak w większości Rosjanami, a nie Brytyjczykami czy Francuzami, i istniało co do nich uzasadnione podejrzenie, że mogą zajmować się szpiegostwem bądź mieć poglądy polityczne, które uważano za niebezpieczne. Dopiero w listopadzie, po tym jak w Niemczech aresztowano około czterech tysięcy Brytyjczyków, a w odpowiedzi w Wielkiej Brytanii zatrzymano obywateli Austro-Węgier, w Austrii pojawił się rozkaz wyłapania Brytyjczyków, których „dalsze zamieszkiwanie lub zatrudnianie wydaje się zbędnym luksusem” raczej niż „konieczności”36.

We wspomnianym wywiadzie dla „Burnley Express” Hogan mówi, że po wybuchu wojny „przez jakiś czas pozwolono mu pracować”, z czego wynika, że i jego aresztowano w listopadzie, a jeśli w istocie tak było, to – biorąc pod uwagę rozmowy Foxa z rodziną trenera – spędził on za kratami niecałe dwa miesiące.

Skala listopadowych aresztowań nie była zresztą wielka. W maju 1915 roku ambasador amerykański w Wiedniu Frederic C. Penfield informował swojego kolegę w Londynie Waltera Hinesa Page’a, że w Austrii internowano jedynie 75 z 1286 poddanych brytyjskich, a na Węgrzech zaledwie trzech z 51237. Patrząc z tej perspektywy, można by powiedzieć, że Hogan miał zwyczajnego pecha, że w ogóle trafił za kratki – zwłaszcza jeśli zważy się na jego zasługi dla rozwoju austriackiej piłki – a późniejsze łagodne traktowanie Anglika było zgodne z generalną polityką cesarsko-królewskich władz. Co oczywiście nie znaczy, że po wyjściu z więzienia żyło mu się łatwo. Jak wielu innych obcokrajowców w podobnej sytuacji został bez pracy i tylko dzięki wsparciu braci Blyth szczęśliwie wykaraskał się z tarapatów.

***

Hogan „napisał do mnie z więzienia z prośbą o pomoc” – wspominał Shires38. Mieszkający w Budapeszcie Anglik udał się więc do Brülla – który stał się tymczasem działaczem sportowym, rozpoznawanym na arenie międzynarodowej nie tylko wśród ludzi zajmujących się futbolem, ale także pływaniem i zapasami – ten zaś, przy wsparciu wykształconego w Cambridge węgierskiego arystokraty, barona Dirsztaya, wiceprezesa MTK, nawiązał kontakt z władzami w Wiedniu. Według mistrza wioślarskiego W.A. Berry’ego39 Brüll był „człowiekiem wielkiego serca, jednym z najszlachetniejszych wśród żyjących” i uznawał za swoją misję niesienie pomocy każdemu Anglikowi w potrzebie, ale trudno nie zauważyć, że prezes MTK zwietrzył tu również okazję, której nie wolno było zmarnować. Tak czy inaczej, pod koniec 1916 roku Hogan pojawił się w Budapeszcie. I od razu poczuł się tam jak w domu; opisywał węgierską metropolię jako „najpiękniejsze miasto w Europie”.

Budapeszt, w którym się znalazł, pomimo wojny był tętniącą życiem nowoczesną stolicą kraju cieszącego się od 1867 roku wewnętrzną niezależnością w ramach Austro-Węgier40. Miasto w jego współczesnej formie powstało sześć lat później z połączenia Pestu, Budy i Óbudy i przeszło program gruntownej modernizacji, finansowanej w dużej mierze przez żydowski kapitał – co budziło zresztą niepokoje, odsłaniające podział przebiegający przez węgierskie społeczeństwo.

Niepodległość przyniosła zniesienie ustawodawstwa pozbawiającego Żydów pełni praw obywatelskich, a w 1892 roku Diet (ówczesny węgierski parlament) uznał judaizm za „religię akceptowaną”. W 1899 roku w mieście mieszkało już 170 tysięcy Żydów, co stanowiło jedną czwartą ludności Budapesztu; z europejskich metropolii tylko Warszawa miała większą populację żydowską. A zdaniem historyka i etnografa Raphaela Pataia41 właśnie w półwieczu poprzedzającym wybuch I wojny światowej Żydzi czuli się na Węgrzech najbardziej zadomowieni. Za jeden z dowodów obopólnej akceptacji można uznać fakt, że za model odsłoniętego w 1890 roku pomnika Miklósa Toldiego, XIV-wiecznego węgierskiego rycerza i bohatera narodowego, posłużył David Müller, żydowski gimnastyk i jeden z członków założycieli MTK.

W tym samym czasie lokalny rząd prowadził jednak świadomą politykę madziaryzacji, mającą na celu ujednolicenie zróżnicowanego etnicznie społeczeństwa, w którym niemałą liczbę obywateli stanowili także Niemcy, Słowacy, Chorwaci i Rumuni – choć wypada dodać, że tożsamość węgierską postrzegano jako coś, co przekraczało podziały etniczne. Miarą sukcesu polityki asymilacyjnej była zwiększająca się stale liczba ludności mówiącej po węgiersku (a nie, jak wcześniej, po niemiecku), coroczne konwersje setek Żydów na chrześcijaństwo i dająca się zauważyć tendencja do zmiany nazwisk: między 1881 a 1919 rokiem 45 tysięcy Węgrów dokonało podobnej operacji, by ich nazwiska brzmiały mniej żydowsko (co jednak każe się zastanawiać nad powodami takiej zmiany). Do roku 1915 co trzeci Żyd żenił się z nie-Żydówką42, co pokazuje także postępującą laicyzację tego społeczeństwa43. Theodor Herzl, urodzony w Peszcie ojciec współczesnego politycznego syjonizmu, był tak zniesmaczony powszechnością asymilacji, że określał Węgry mianem „uschłej gałęzi na drzewie światowego żydostwa”.

Ale podejrzliwość wobec Żydów – przedstawianych często jako przedstawiciele obcego kapitału – wciąż się utrzymywała, a sprzeczne uczucia, jakie budzili, znajdowały swój wyraz szczególnie w świecie kawiarni, z których słynął Budapeszt przełomu wieków. W 1900 roku działało tutaj około 500 takich lokali44. W przewodniku z 1891 roku czytamy: „Budapeszt jest miastem kawiarni. Ktokolwiek chciałby stworzyć portret węgierskiej stolicy, musiałby zacząć od namalowania jej kawiarni”45.

Kawiarnie były symbolem zarówno nowoczesności, jak i europejskości Budapesztu. Dziennikarz Ödön Salamon pisał w eseju z 1896 roku, że wśród ich gości próżno szukać przedstawicieli węgierskiego „barbarzyństwa i orientalizmu”, a znaleźć można jedynie kobiety i mężczyzn ubranych wedle najświeższych paryskich trendów46.

Warto jednak podkreślić, że w budapesztańskich lokalach zajmowano się nie tylko modą; była to raczej demokratyczna przestrzeń, w której przedstawiciele różnych klas dyskutowali nad wydarzeniami dnia, wszystko jedno, czy chodziło o politykę, sztuki piękne, muzykę, literaturę, życie towarzyskie, czy futbol. „Nie ma takiego salonu, który mógłby dorównać swą elegancją kawiarni Pesztu – pisał dziennikarz Sándor Bródy47. – Powietrze, którym się tu oddycha, ma świeżość górskich szczytów, a kelnerki dorównują urokiem markizom. Bycie w bliskim kontakcie z tysiącami ludzi, reprezentujących wszystkie grupy i klasy, którzy na oczach innych roztrząsają najbardziej intymne kwestie, to prawdziwy raj dla pisarza”48. Mamy w tym cytacie wyłożone jak na dłoni, dlaczego kawiarnie same tworzyły swoją mitologię: to, co się w nich działo, było szeroko komentowane w gazetach i czasopismach, bo publikujący na ich łamach twórcy chętnie zasiadali z filiżankami przy stolikach.

Tamás Kóbor, jeden z chodzących po kawiarniach pisarzy i dziennikarzy, zauważa jednak, że miały one janusowe oblicze: od frontu wychodziły na reprezentacyjne bulwary Budapesztu, ale ich drzwi kuchenne prowadziły na brudne uliczki tradycyjnych dzielnic robotniczych. Sam Kóbor w latach młodości szukał w nich ucieczki od naznaczonego biedą losu mieszkańców kamienic dzielnicy Terézváros – i w latach 1892/93 napisał o nich serię tekstów na łamach literackiego czasopisma „A Hét” (Tydzień). „Kawiarnie – zauważał – stały się nieusuwalną częścią naszego życia, uzewnętrznieniem wszystkiego, co w nas tkwiło i za czym tęskniliśmy. Przy spowitych dymem stolikach sączymy płyn, który powoduje pełną niepokoju bezsenność. Jesteśmy w miejscu, gdzie flirt zastępuje miłość, gdzie małostkowe targowanie się towarzyszy poszukiwaniu prawdy, gdzie rządzą podział pracy i wyrwane z kontekstu idee, gdzie tania literatura oferuje tanią namiastkę raju”.

Przy wszystkich zachwytach artystów nad panującą w kawiarniach wolnością słowa i równością byli wszakże tacy, którzy mieli zastrzeżenia. W budapesztańskich lokalach uprawiano hazard, grano w karty, domino i w bilard, a mówiono także, że miejsca te sprzyjają rozwiązłości seksualnej. No i wreszcie – jak zauważa historyczka Mary Gluck – kawiarnie były „przestrzenią publiczną jednoznacznie utożsamianą z Żydami”, czego przykładów dostarczają nie tylko artykuły Kóbora, ale także na przykład jednoaktówka Antala Orozziego A kalábriász parti49, mająca premierę w 1899 roku, a oparta na rozmowie żydowskich bywalców jednego z lokali. Choć wystawiały ją zwykle żydowskie trupy teatralne, wśród samych Żydów nie brakowało obaw, że może prowokować postawy antysemickie. Problem narastał w miarę pogarszania się sytuacji politycznej pod koniec wojny.

Wszystko to miało wpływ również na piłkę nożną – bo węgierski futbol, zwłaszcza na początku, kształtował się właśnie w budapesztańskich kawiarniach, które stały się ośrodkami debat na jego temat. Na przykład ludzie związani z Ferencvárosem spotykali się – a przez jakiś czas przechowywali tam także słupki bramkowe – w kawiarni Gebauera, której wedle pewnej wersji tej historii klub zawdzięcza swoje barwy. Jeden z założycieli Ferencvárosu, Kornél Gabrovitz, był ponoć zakochany w córce właściciela tego lokalu i miał ją poprosić o wybór strojów dla drużyny. Legenda głosi, że wybrała zieleń, nawiązującą do koloru stołów bilardowych w kawiarni, wraz z jej ulubionym liliowym. Po kilku praniach ten drugi wyblakł do tego stopnia, że dziś drużyna nosi barwy biało-zielone50.

Fakt, że mówimy tu o kawiarnianych dyskusjach, wydaje się znaczący. W Wielkiej Brytanii o piłce rozmawia się w pubach, przeważnie na stojąco i z pintą piwa w dłoni. W kawiarni można usiąść przy stole i podczas debaty o formacji, ustawieniu i taktyce używać jako rekwizytów filiżanek, łyżeczek czy cukiernic. A kiedy już osiągnie się ten poziom abstrakcji, następnym krokiem będzie rysowanie boiskowych diagramów, co na Wyspach wydawało się w tamtych czasach niedorzeczne. Gdy wielki piłkarski wizjoner i świetny trener Herbert Chapman na początku lat 20. poprzedniego stulecia zaczął organizować taktyczne odprawy w Huddersfield Town, traktowano go jak podejrzanego ekscentryka.

Pochodzenie społeczne uczestników takich spotkań również okazało się nie bez znaczenia. Owszem, piłka nożna w Anglii rodziła się na uniwersytetach, ale w latach 80. XIX wieku, kiedy nadeszła epoka profesjonalizmu, był to już głównie sport robotniczy. Nad Dunajem jednak mieliśmy do czynienia z prawdziwym tyglem. Futbol był oczywiście głównie męskim sportem, ale oglądając najstarsze zdjęcia widowni, trudno nie zauważyć, że na trybunach jest także wiele kobiet, z których większość nosi eleganckie suknie i ekstrawaganckie kapelusze. Jak zauważa socjolog Péter Szegedi, bilety były tak drogie, że wyprawa na stadion dla większości Węgrów stanowiła nie lada gratkę, nie zaś – jak w Wielkiej Brytanii tamtych czasów – zwyczajowe zajęcie, któremu oddawano się co drugą sobotę.

Również intelektualiści i pisarze zaczęli traktować piłkę nożną serio i choć ich rozumienie tej dyscypliny mogło w gruncie rzeczy nie różnić się tak bardzo od tego, w jaki sposób futbol postrzegali bywalcy brytyjskich pubów, to przecież wyrażali je inaczej, za pomocą wykresów i abstrakcyjnych pojęć. Ułatwiało to przekazywanie wiedzy, a w połączeniu z mniej konserwatywnym i znacznie mniej uwarunkowanym podejściem niż ukształtowane na Wyspach za sprawą dziesięcioleci grania w piłkę w pewien ustalony już sposób sprawiło to, że futbol nad Dunajem dojrzał do teoretyzowania w stopniu wręcz rewolucyjnym.

Choć na węgierską piłkę oddziaływały nie tylko kawiarnie – nie da się nawet powiedzieć, że wpływ kawiarni był najważniejszy. Wydaje się wręcz uderzające, jak niewiele mamy bezpośrednich dowodów na to, że w budapesztańskich lokalach toczono wyrafinowane dyskusje o taktyce, przynajmniej w porównaniu z tym, co działo się 200 kilometrów w górę Dunaju, w Wiedniu, gdzie pod koniec lat 20. minionego wieku wysiadujący w kawiarniach publicyści otwarcie lobbowali na rzecz powoływania konkretnych pisarzy do reprezentacji kraju51.

A jednak, zważywszy na centralną już wówczas rolę futbolu w życiu codziennym Węgier52, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, by w kawiarniach nie toczono długich dyskusji na temat meczów – choć, jak zauważa Péter Szegedi, trudno ustalić, do jakiego stopnia dotyczyły one taktycznych niuansów.

Według Szegediego – sięgam po jego książkę Az elsö aranykor (Pierwszy złoty wiek) – najistotniejszym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi węgierskiej piłki były tak zwane grundy, czyli puste działki pozostawiane między powstającymi w szybko rozwijającym się Budapeszcie kamienicami, na których miejscowi chłopcy mogli grać w piłkę. Rozsławiła je przede wszystkim powieść Ferenca Molnára z 1906 roku Chłopcy z Placu Broni, w której grupa dzieciaków broni swojego grundu przed bandą uliczników. I choć opowieść o nich ma nutę wyraźnie sentymentalną, to poziom gry na wielu grundach był tak wysoki, że trenerzy wielkich klubów odwiedzali je z nadzieją na wyłowienie młodych talentów.

Były to także miejsca sprzyjające doskonaleniu techniki. „Szmacianka ledwo się tu odbijała, więc należało ją prowadzić, dryblować i strzelać w taki sposób, żeby nie dotykała piaszczystej, nierównej powierzchni z pojedynczymi kępkami trawy, w innym przypadku natychmiast by ugrzęzła” – napisał Ferenc Török w biografii Gyuli Mándiego, obrońcy MTK, który 32 razy wystąpił w reprezentacji kraju53.

Ale były to również miejsca hartowania się charakterów. „Mecze rozgrywane na Tisza Kálmán54okazały się dla ojca i jego kolegów świetnym wprowadzeniem do prawdziwej piłki – wspominał syn Gyuli, Attila Mándi. – Ponieważ przypadkowo dobierane drużyny rzadko miały stałych bramkarzy, wszyscy musieli bronić i atakować. Oznacza to także, że nie było tam miejsca na gwiazdorskie zachowania. Jeśli ktoś próbował się zachowywać samolubnie, szybko otrzymywał nauczkę albo go wykluczano”55.

Uderzające wydaje się podobieństwo między tym, jak rozwijał się wówczas futbol w Budapeszcie i w Buenos Aires. W obu miastach zachodziły błyskawiczne procesy urbanizacji, w obu pomiędzy powstającymi wokół budynkami pozostawały puste place – Argentyńczycy nazywali je potreros – których stan sprzyjał raczej rozwijaniu techniki niż kondycji, w obu narastała rywalizacja między klubem klasy średniej (River Plate i MTK) a klubem robotniczym (Boca Juniors i Ferencváros). Jedyną różnicą był chyba stosunek do Brytyjczyków: o ile argentyński futbol rozwijał się w opozycji do nacji, która zaszczepiła ten sport w Buenos Aires, o tyle Węgrzy chętnie szli za niosącym kaganek oświaty angielskim trenerem56.

***

W MTK Hogan zastał świetną drużynę, w której występowali trzej legendarni już wówczas węgierscy gracze: Kálmán Konrád, Alfréd Schaffer i Imre Schlosser. Wzmocnił ją dwoma nastolatkami, którzy również mieli stać się wielkimi piłkarzami. Idąc pewnego dnia przez Városliget57, angielski szkoleniowiec zauważył uganiających się za piłką Györgya Ortha i Józsefa „Csibiego” Brauna. „Uczyli się angielskiego i z wielką chęcią zaczęli ze mną rozmawiać – wspominał. – Dosłownie się na nich rzuciłem, ze słowami: »Należą do mnie i tylko do mnie«”.

W rzeczywistości było to bardziej skomplikowane. Braun urodził się w lutym 1901 roku w położonej na północy kraju wsi Putnok, 30 kilometrów od Miskolca, w licznej rodzinie żydowskiej. Jego ojciec Lőrinc (lub Lipót) handlował zbożem, a później przeprowadził się do Budapesztu. Starszy brat Gyula grał najpierw w Törekvés, a w 1917 roku przeniósł się do Vasasu, sam Braun natomiast, w chwili gdy spotkał go Hogan, był zawodnikiem VAC.

Orth był od niego młodszy o dwa miesiące. Nigdy nie poznał ojca; wychowywała go matka, Marika Müller, wraz ze szwagierką, Térez Szántaj, która żyła w separacji z mężem. Marika pracowała jako praczka, a kiedy urodziła syna, miała 40 lat: trudno się dziwić, że byli niezwykle ze sobą zżyci. Żyli w skrajnym ubóstwie – gdyby koledzy nie dzielili się z Orthem obiadami, chodziłby głodny przez cały dzień, a szkołę podstawową skończył tylko dlatego, że sąsiedzi złożyli się na zakup dla chłopaka podręczników do ostatniej klasy.

To właśnie Orth był archetypem piłkarza z grundu. Początkowo grał w drużynie SKI, sponsorowanej przez niejakiego Steinera, właściciela kawiarni położonej przy ulicy Aradi, który w charakterze premii fundował drużynie kawę z rogalikami. „Orth był podporą tego zespołu – pisał Pál Fekete w biografii piłkarza58. – To niebywałe, jak ów zwykły, cichy chłopak, który zazwyczaj kulił się w sobie na dźwięk jakiegoś ostrego słowa, zmieniał się na boisku. Kiedy w połatanej koszulce i z ofiarowaną przez Steinera piłką pędził na bramkę rywala, odrzucał precz wszystkie zahamowania i niepokoje… Na boisku wyróżniał się nawet na tle starszych, lepiej zbudowanych i znacznie bardziej doświadczonych kolegów. Skąd wzięło się aż tyle talentu w tak młodym ciele? Trudno powiedzieć. Być może ów mądry, chętny do nauki i pracowity także w szkole chłopiec zawdzięczał swoją wszechstronność faktowi, że wiele rzeczy rozumiał, miał świetne wyczucie piłki i nieustannie ćwiczył”.

SKI zmienił nazwę na Terézvárosi Sport Kör i z 12-letnim Orthem w składzie rozgrywał mecz z innym zespołem z grundu – Nemzeti Sport Ifjak. Upragnioną nagrodą dla zwycięzcy była prawdziwa futbolówka. Ponieważ spotkanie zakończyło się remisem 3:3, członkowie NSI opowiedzieli się za przekazaniem jej Orthowi, który zdobył hat tricka. Później po młodego gracza sięgały kolejne drużyny. W barwach klubu noszącego nazwę Sunderland59 grał na Fáskör Grund, legendarnym miejscu spotkań młodych zespołów położonym na rogu István út i Aréna út (dziś Dózsa Györgi út i Ajtási Dürer sor), następnie przeniósł się do Erzsébetváros Athletic Club (EAK) i w końcu, latem 1915, jako zaledwie 14-latek wystąpił w jego barwach przeciwko MTK.

Działacze MTK zauważyli na widowni Sándora Reinera, trenera Vasasu, słynącego z oka do uzdolnionej młodzieży z grundów. Zapytali, komu się przygląda, ale odmówił odpowiedzi. Kilka minut później była zresztą oczywista. Alfréd Brüll poprosił klubowego lekarza o ustalenie, jak nazywa się wysoki (miał już wówczas prawie 180 centymetrów) chłopiec o jasnych włosach, który dzieli i rządzi na boisku. Lekarz poradził trenerowi, żeby zapytał Reinera, ale ten tylko wzruszył ramionami, udając, że nie ma pojęcia. A kiedy już działacze MTK udali się do pobliskiej restauracji na herbatę, namówił Ortha, by przeniósł się do Vasasu.

Rodzina przeprowadziła się więc do dzielnicy Terézváros i zamieszkała w jednopokojowym lokum. W końcu mieli dwa łóżka i nie musieli tłoczyć się w jednym, a do tego jeszcze sofę i balię, w której matka piłkarza prała ubrania – od tego zajęcia nabawiła się skrzywienia kręgosłupa. Aby wesprzeć ich finansowo, Reiner od czasu do czasu powierzał Marice opiekę nad strojami Vasasu. W grudniu tamtego roku drużyna Ortha awansowała do finału Pucharu Vaslabda, młodzieżowych rozgrywek zorganizowanych dwukrotnie podczas wojny (główną nagrodą była żelazna piłka, vaslabda, od której wzięła się nazwa turnieju), ale on sam został usunięty z boiska za rzucenie futbolówki w twarz sędziego.

Ów incydent nie zakłócił jednak dalszej kariery chłopaka: szybko trafił do pierwszej drużyny i wystąpił w meczu z FVTK, choć i w trakcie tego debiutu sędzia wyrzucił go z boiska po 20 minutach gry. Romantyczna wersja wydarzeń głosi, że Orth specjalnie sprowokował arbitra, bo nie chciał zostawiać kolegów z drużyny młodzieżowej w poczuciu, że zostali przezeń zdradzeni. Jakkolwiek było, wkrótce oddalił się od nich jeszcze bardziej – przeszedł bowiem do MTK. Tym razem decyzja o zmianie klubu uratowała jego matkę od nędzy, zapewniając jej w trudnym wojennym czasie regularne dostawy mąki, cukru i węgla. Prezydent klubu Alfréd Brüll opłacił dalszą edukację Ortha i załatwił mu posadę w banku. Wielu piłkarzy w podobnej sytuacji traktowało swoje obowiązki z przymrużeniem oka, ale on podszedł do sprawy serio: na stanowisku w dziale korespondencji pojawiał się punktualnie o ósmej rano, wyrabiając normę w związku z wcześniejszym wyjściem na trening.

W MTK Orth zadebiutował 1 lipca 1917 roku, a już w listopadzie został powołany do reprezentacji Węgier.

Z kolei Braun pierwszy mecz w barwach MTK rozegrał dwa tygodnie przed Orthem. Był szybkim prawoskrzydłowym i dobrze grał głową, a o jego przygotowaniu fizycznym świadczył fakt, że przebiegał 100 metrów w 11,8 sekundy (ówczesny rekord świata wynosił 10,6) i skakał w dal 6,06 metra (rekord świata wynosił wówczas 7,61)60.

„Byli inteligentnymi młodzieńcami, uczęszczającymi do wyższych szkół w Budapeszcie – wspominał Hogan. – Codziennie po skończonych lekcjach zabierałem ich na boisko, gdzie wtajemniczałem ich w arkana futbolu. Węgrzy dojrzewają bardzo szybko, więc obaj rychło znaleźli się w pierwszej drużynie MTK”61.

Hogan poprowadził ten zespół do mistrzostwa kraju w sezonach 1916/17 i 1917/18, ale same trofea nie mówią jeszcze wszystkiego. Braun i Orth uosabiali środowisko piłkarskie otwarte na nowe idee, wolne od sceptycyzmu wobec idei samorozwoju i uprzedzeń, które już wówczas zaczynały prześladować angielski futbol – a Hogan chętnie dzielił się wiedzą.

Mając zarówno świetnych zawodników, jak i sprzyjające warunki, szkoleniowiec patronował rozkwitowi w Budapeszcie radykalnej kultury futbolowej, na której gruncie wyrosła jedna z najwspanialszych drużyn narodowych w historii piłki nożnej, Aranycsapat, czyli Złota Jedenastka. Szef węgierskiej delegacji Sándor Barcs, zapytany po zwycięstwie Madziarów 6:3 z reprezentacją Anglii na Wembley w 1953 roku, jak to się stało, że węgierski futbol wzbił się na taki poziom, odpowiedział: „Musicie się cofnąć o 30 lat, do czasów, w których to wasz Jimmy Hogan uczył nas, jak mamy grać”.

Ale skorzystali na tym nie tylko Węgrzy. Piłkarze i trenerzy, którzy dorastali w Budapeszcie w latach 20. i 30. XX wieku, wyjechali za granicę – czasami na skutek politycznego i ekonomicznego kryzysu, czasami z ciekawości, a po części z powodu antysemityzmu – i wywarli głęboki wpływ na rozwój futbolu na wszystkich kontynentach. Idee do dziś dyskutowane w wielu trenerskich gabinetach rodziły się w Budapeszcie w latach 20. i rozniosły się po całym świecie dzięki tej diasporze. Niezależnie od tego, czy sprawiło to pukanie do drzwi pewnego austriackiego policjanta, czy frustracja piłkarza, którego chęć samorozwoju nie spotkała się z dostatecznym zainteresowaniem trenera, czy wreszcie porzucenie pracy przez spragnionego nowych wyzwań młodego mieszkańca Manchesteru – konsekwencje tych zdarzeń są niezwykle istotne dla każdej liczącej się futbolowej nacji.

28 „Sport Express”, maj 1954.

29 Cytat za: Norman Fox, Prophet or Traitor?, Wydawnictwo Parrs Wood Press, 2003.

30 Bloomera aresztowano w listopadzie 1914 roku i internowano w niemieckim obozie Ruhleben, dziesięć kilometrów na zachód od Berlina, gdzie jego współwięźniami byli między innymi Fred Pentland, później wpływowy trener Athleticu Bilbao, dawny napastnik Sheffield Wednesday Fred Spiksley, były obrońca Evertonu i Blackburn Sam Wolstenholme (wszyscy występowali w reprezentacji Anglii) oraz dawny grający trener Tottenhamu i reprezentant Szkocji John Cameron. Założyli tam ligę piłkarską i zorganizowali rozgrywki międzynarodowe, które przyciągały tysiące osadzonych, a także napisali pierwszy podręcznik dla trenerów. Więcej pisze o tym Barney Ronay w artykule The Bomb and the Bowler Hat (Bomba i melonik), zamieszczonym w numerze trzecim kwartalnika „The Blizzard”; wydaje się, że kiedy pokonali pierwsze niedogodności związane z przymusowym osadzeniem, internowani w Ruhleben stworzyli niezwykłą, całkowicie męską społeczność, w której przedstawiciele wszystkich klas społecznych integrowali się w trakcie wykładów na najrozmaitsze tematy, spektakli teatralnych czy wydarzeń sportowych. Oprócz znanych piłkarzy wśród więźniów znajdowali się między innymi także „F. Charles Adler, światowej sławy dyrygent i uczeń Gustawa Mahlera, sir James Chadwick, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i jeden z pionierów prac nad bombą atomową, Prince Monolulu, w latach 20. legendarny gracz na wyścigach konnych, znany ze słynnego zawołania »Mam konia!«, który za sprawą kronik filmowych agencji Pathé stał się najsławniejszym czarnoskórym Brytyjczykiem swoich czasów, »Bertie« Smylie, alkoholik w sombrero i legendarny redaktor »Irish Timesa«, oraz Geoffrey Pyke, pisarz, wynalazca i domorosły geniusz, który w przyszłości miał zaprezentować Winstonowi Churchillowi prototyp wykonanego z lodu lotniskowca w jego własnej wannie” [chodzi o brytyjsko-kanadyjski projekt zbudowania HMS Habakkuk, gigantycznego lotniskowca, mającego chronić alianckie konwoje na środkowym Atlantyku podczas II wojny światowej, z tworzywa o nazwie pykret – mieszaniny lodu i drzewnej miazgi – przyp. tłum.].

31 „Burnley Express”, 12 marca 1919 roku.

32 Jestem niezmiernie zobowiązany Dave’owi Rose’owi, który zechciał przejrzeć metryki urodzeń w Lancashire.

33 Jednego z tak zwanych krajów koronnych wchodzących w skład austriackiej części cesarstwa, funkcjonujących na podobnych zasadach jak Galicja i Lodomeria [przyp. tłum.].

34 Przechowywanego w Niederösterreichisches Landesarchiv w St. Pölten i cytowanego w eseju Matthew Stibbe’a Enemy Aliens, Deportees, Refugees: Internment Practices in theHabsburg Empire, 1914–1918, opublikowanym w listopadzie 2014 przez „Journal of Modern European History”, nr 12, z. 4.

35 Mowa o zamku położonym w Dolnej Austrii, nad rzeką Dyją, nie mylić z czeskim Karlštejnem [przyp. tłum.].

36 Cytat za esejem Stibbe’a.

37 Cytat także za esejem Stibbe’a.

38 Na łamach „Nemzeti Sport”, 15 marca 1933 roku.

39 Wywiad dla „Yorkshire Post”, 30 grudnia 1918 roku.

40 Królestwo Węgier i Cesarstwo Austrii łączyła unia personalna. Oba kraje miały własne rządy i parlamenty, wspólną głowę państwa, armię i politykę zagraniczną [przyp. tłum.].

41 Raphael Patai, The Jews of Hungary, Wydawnictwo Wayne State UP, 1996.

42 Podaję za: David Bolchover, The Greatest Comeback.

43 Tak naprawdę jednak konwersje Żydów na chrześcijaństwo pozostały ograniczone: w 1944 roku, kiedy kwestia ta stała się sprawą życia i śmierci, faszystowskie władze oceniały, że kraj zamieszkuje około 870 tysięcy Żydów, z czego około 800 tysięcy było wyznawcami judaizmu. Oznacza to, że na zmianę wyznania zdecydowało się mniej więcej 10 procent członków tej społeczności.

44 Podaję za: Mary Gluck, The Budapest Coffee House and the making of „Jewish Identity” at the Fin de Siécl’ w: „Journal of the History of Ideas”, kwiecień 2013, nr 74, z. 2.

45 Viharos [Ödön Gerő], Az én fovárosom, Wydawnictwo Révai Testvérek, 1891.

46Budapest a nyugat nagyvárosa w: A mulató Budapest (Wydawnictwo Henrik Lenkei, 1896), cytat za: Gluck, The Budapest Coffee-house.

47 Nie należy go mylić z noszącym to samo nazwisko piłkarzem, grającym w Ferencvárosie (gdzie John Tait Robertson uznawał go za najlepszego piłkarza ligi) i reprezentującym Węgry na igrzyskach olimpijskich w 1912 roku, jeńcu wojennym w Rosji w latach 1915–1920, późniejszym trenerze szwedzkiego IFK Göteborg, kilkakrotnie pracującym także w Ferencvárosie i zmarłym w 1944 roku.

48 Cytat za: Gábor Sánta, Vigasztal, ápol és eltakar: A budapesti kávéházak szociologiai és pszichológiai természetrjza a századfordulón w: „Budapesti Negyed” 12–13, nr 2–3 (1996).

49Kalabriasz to nazwa jednej z zapomnianych już gier w karty [przyp. tłum.].

50 Tę wersję wydarzeń przedstawia Béla Nagy w książce Fradi – Football Century, wydanej w 1995 roku. Inna – i chyba bardziej prawdopodobna – mówi, że Ferencváros świadomie odwoływał się do dziedzictwa BTC, zarówno oficjalną nazwą – FTC, jak i barwami. Ponieważ BTC nosił białe koszulki z czerwonymi zdobieniami, Ferencváros zdecydował się na białe z trzecim kolorem węgierskiej flagi – zielonym.

51 Warto zajrzeć na przykład do eseju A Culture of Urban Cosmopolitanism: Uridil and Sindelar as Viennese Coffee-House Heroes Romana Horaka i Wolfganga Maderthanera, opublikowanego w pracy zbiorowej European Heroes. Myth, Identity, Sport (red. Richard Holt, J.A. Mangan i PierreLanfranchi, wydawnictwo Routledge, 1996). Za szczytowe świadectwo zaangażowania wiedeńskich kawiarni w futbol można uznać poemat Friedricha Torberga Gedicht vom Tode einesFussballers z 1945 roku [utwór Na śmierć piłkarza jest poświęcony pamięci legendarnego austriackiego zawodnika Matthiasa Sindelara – przyp. tłum.].

52 Zajmujący się historią społeczeństwa Dániel Bolgár sformułował „teorię konfliktu”, w której przekonuje, że sportowe sukcesy bywają często napędzane przez konflikty występujące na danym, zwykle ograniczonym terytorialnie terenie, a zarazem dające się zarządzać. Innymi słowy: podział między MTK i Ferencvárosem wynikał z rzeczywistych różnic – rasowych, religijnych, klasowych – ale nie były one traktowane tak poważnie, by którakolwiek ze stron chciała sięgnąć po przemoc. Zdaniem Bolgára do rozwoju futbolu w Budapeszcie przyczyniły się głębsze niż czysto piłkarskie podziały wśród fanów miejscowych klubów.

53 Ferenc Török, Mandula, Wydawnictwo Nyik-Ki, 1999.

54 Chodzi o plac noszący imię tego węgierskiego polityka, zmarłego w 1902 premiera Węgier w latach 1895–90 [przyp. tłum.].

55 Również cytuję za Mandulą Töröka.

56 Więcej o korzeniach argentyńskiej piłki piszę w Aniołach o brudnych twarzach.

57 Jeden z parków w centrum Budapesztu [przyp. tłum.].

58 Pál Fekete, Orth és társai, Wydawnictwo Sport, 1963.

59 Występowali w nim również jego późniejsi koledzy z MTK, György Molnár i Vilmos Nyúl.

60 Statystyki podaję za „Nemzeti Sport” z 9 stycznia 1941 roku.

61 Podaję za: Fox, Prophet or Traitor?

The Names Heard Long Ago: How the Golden Age of Hungarian Football Shaped the Modern Game

Copyright © Jonathan Wilson 2019

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2023

Redakcja – Grzegorz Krzymianowski

Korekta – Maciej Cierniewski

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Fotografia na I stronie okładki – Hulton Archive / Getty Images

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2023

ISBN mobi: 9788382104295

ISBN epub: 9788382104301

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Agnieszka Jednaka, Julia Siuda

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Paulina Gawęda, Piotr Jankowski, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak, Honorata Nicpoń

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl