28,00 zł
Zakochaj się, ale z głową
Portale randkowe stały się dziś codziennością – to właśnie tam coraz częściej szukamy bliskości, czułości i nowego początku. Szybkie rozmowy, fascynujące znajomości, romantyczne deklaracje – a wszystko w zasięgu kilku kliknięć. Internetowe randki pozwalają poznać tysiące osób bez wychodzenia z domu, uniknąć stresu związanego ze spotkaniem na żywo i dają nadzieję na znalezienie tej właściwej osoby.
Ale cyfrowy świat randek ma też swoje ciemne strony. Obok szczerych intencji i prawdziwych uczuć czają się w nim manipulanci i bezwzględni naciągacze. Ich celem nie jest miłość, lecz wykorzystanie naiwności swoich ofiar.
Ta książka to praktyczny i szczery przewodnik po świecie wirtualnych randek. Znajdziesz w nim:
?? prawdziwe historie osób, które odnalazły miłość, i tych, które padły ofiarą manipulacji,
?? porady psychologów i ekspertów, jak bezpiecznie poruszać się po świecie portali randkowych,
?? listę najczęstszych sztuczek i technik stosowanych przez cyberoszustów,
?? wskazówki, jak nie stracić głowy – i serca – w pogoni za romantycznym marzeniem.
Miłość? Tak. Naiwność? Nie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 199
Jeśli nie umiesz czytać między wierszami, nie czytaj wierszy.
Chcesz się zakochać?
Boisz się samotności?
Porzucił cię mąż, partner, przyjaciel?
A może jeszcze nigdy się nie zakochałaś, a dopiero teraz poczułaś, że jesteś gotowa na związek?
Jest tylko jeden „mały” problem. Jak i gdzie we współczesnym zabieganym świecie, rozwarstwionym na ten realny i wirtualny, znaleźć miłość?
Bo co do tego, że gdzieś jest twoja wymarzona druga połowa, nie ma najmniejszych wątpliwości!
Tylko nielicznym szczęściarom udaje się ją poznać na przysłowiowych imieninach u cioci. W rzeczywistości pozostaje nam czekać na zrządzenie losu, opatrzność, łut szczęścia i rozmaite przypadkowe sytuacje, które mogą nigdy nie nastąpić.
Pandemia zamknęła nas w domach na wiele miesięcy i siłą rzeczy wpłynęła na zmianę naszych nawyków, przekierowała też życie towarzyskie z kawiarni i restauracji do wirtualnego świata, rozgrzewając do czerwoności wszelkie komunikatory. A właśnie ten świat cechuje społecznie akceptowana otwartość w kwestii nawiązywania kontaktów z nieznajomymi. W pubie raczej nie podchodzimy bez skrępowania do obcych ludzi i nie zagajamy rozmowy, zwłaszcza gdy naszym celem nie jest niezobowiązujący szybki numerek. W realu takie zachowania mogą być odbierane jako natarczywe i budzić niechęć, a nawet stanowczy opór.
Czujemy się nieswojo, samotnie wchodząc do kawiarni czy restauracji, a jeśli to robimy, zazwyczaj nie wyściubiamy nosa z telefonu albo laptopa, skupiając się na pracy, wiadomościach ze świata i plotkach. Na Facebooku i Instagramie podglądamy życie bliższych i dalszych znajomych, z uwagą przeglądamy profile celebrytów, zazdroszcząc im pełni życia, nonszalancji i odwagi. Nie bierzemy przy tym pod uwagę, że ich szczęście nierzadko bywa radosną kreacją znacząco odbiegającą od szarej rzeczywistości.
Możemy jednak wziąć sprawy w swoje ręce i świadomie rozpocząć poszukiwania wymarzonego partnera na różnego rodzaju mniej lub bardziej ambitnych, popularnych albo mniej popularnych portalach randkowych, których są dziesiątki. Skoro życie w tak dużej mierze uległo digitalizacji, nie bójmy się wykorzystywać nowych narzędzi również w tej jego sferze. Co prawda założenie konta, zamieszczenie zdjęcia i napisanie kilku miłych zdań o sobie wymaga sporej odwagi i zastanowienia, odsunięcia od siebie myśli, co powiedzą znajomi, gdy przypadkiem natkną się na nasz profil, lecz może się okazać, że to jedyny słuszny wybór.
Nie musimy się godzić na celibat!
Przede wszystkim internet umożliwia poznawanie właściwie nieograniczonej liczby osób, w dodatku bez wychodzenia z domu. Nie tracimy czasu na przygotowania i dotarcie na randkę, wszystko odbywa się sprawniej, a w rzeczywistym świecie nigdy nie dałybyśmy rady skontaktować się z taką rzeszą potencjalnych partnerów. Teoretycznie, przy zachowaniu zdrowego rozsądku, taka wersja randkowania wydaje się bezpieczniejsza. Internet eliminuje lęk przed spotkaniem w cztery oczy, obawę przed odrzuceniem i umożliwia natychmiastowe, bezproblemowe zaprzestanie kontaktów.
Zatem nie bójmy się podejmować ryzyka, wiele szczęśliwych związków rozpoczęło się bowiem w wirtualnym świecie. Życie, ani realne, ani wirtualne, nie jest jednak wolne od kłopotów. Tu polegają one na tym, że na tego typu portalach zdecydowanie łatwiej znaleźć cyberoszusta niż miłość.
Współpracując z psychologiem i specjalistą do spraw bezpieczeństwa, postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda randkowanie w sieci. Wypłynęliśmy na wzburzone wody matrymonialnych i seksualnych propozycji, a przeglądając tysiące kont i profili, znaleźliśmy tych, którym udało się szczęśliwie zakochać, ale również natknęliśmy się na krętaczy, hochsztaplerów, finansowe hieny, cwaniaków, sponsorów i smakoszy, którzy podczas randki chcą tylko za darmo dobrze zjeść w drogiej knajpie, nie są zaś w żaden sposób zainteresowani kontynuowaniem znajomości. Seating nie jest niczym innym jak oszustwem w oszustwie i „kulinarnym” wyłudzeniem.
Ze zdumieniem odkryliśmy, że nikt nie jest zainteresowany systemowym ściganiem oszustów podszywających się pod celebrytów czy wykorzystujących fotografie z banków zdjęć i wizerunki tworzone przez sztuczną inteligencję. W zależności od przebiegu korespondencji usiłowaliśmy składać stosowne zawiadomienia dotyczące kradzieży tożsamości czy prób wyłudzenia pieniędzy. Mimo że wszystko to miało znamiona czynów karalnych, policja nie chciała przyjąć zgłoszenia ani tym bardziej nie podjęła działań prewencyjnych, by uchronić przed naciągaczami potencjalne ofiary.
Skala takich cyberoszustw pozostaje właściwie nieznana, bo część ofiar, zawstydzonych własną naiwnością, zwyczajnie nie chce powiadamiać organów ścigania. Powoduje nimi nie tylko zażenowanie, ale też brak wiary w skuteczność działań policji oraz obawa, że doprowadzą one tylko do obnażenia ich problemu przed bliskimi. Szczególnie gdy w grę wchodzi sextortion, czyli szantażowanie ujawnieniem intymnych materiałów, takich jak wysłane naciągaczowi nagie fotografie czy spreparowane przez niego pornograficzne ujęcia.
Aby zgłębić temat, posługiwaliśmy się przygotowanymi na tę okazję numerami telefonów oraz korzystaliśmy z programów umożliwiających zidentyfikowanie widniejących na zdjęciach osób, z którymi rozpoczynaliśmy towarzyską relację. Gdy na jednym z najpopularniejszych portali randkowych założyliśmy kobiecy profil, niemal natychmiast pojawiło się kilkunastu panów zainteresowanych nawiązaniem kontaktu. Już pięciu pierwszych mężczyzn okazało się oszustami.
Tak, nam też trudno było w to uwierzyć!
Mieszkający w odległości trzydziestu kilometrów od naszego biura Maciej wydawał się miłym kandydatem na nowego znajomego. Uśmiechnięty, pogodny, szukający trwałego związku czterdziestolatek po przejściach sprawiał wrażenie chłopaka z sąsiedztwa. Czar prysł, gdy podał swoje namiary i nachalnie nalegał na kontakt. Po wpisaniu numeru telefonu w wyszukiwarkę ukazała się długa lista wyników z wielkimi czerwonymi pulsującymi ostrzeżeniami, że jego właściciel należy do naciągaczy i należy być ostrożnym, a najlepiej w ogóle unikać z nim kontaktu. To nam wystarczyło, by wyzbyć się zainteresowania jego osobą.
Drugim kandydatem był uśmiechnięty amerykański lekarz Jonathan. Przystojny, szpakowaty pięćdziesięciolatek w świetnie skrojonym ciemnym garniturze, o ujmującym spojrzeniu i promiennym uśmiechu. Deklarował chęć stworzenia stałego związku i poważne podejście do tematu. Tymczasem na profilu zamieścił zdjęcie belgijskiego sportowca, który prawdopodobnie poza leczeniem własnych kontuzji nie miał nic wspólnego z medycyną.
Jan z kolei przedstawił się jako właściciel firmy z Dubaju, który obecnie przebywa w Polsce i rozgląda się za kandydatką na żonę. Od razu zadeklarował zauroczenie kobietą ze zdjęcia, czyli mną ;), i zaczął obiecywać dostatnie życie. Nadmienił, że jego międzynarodowa firma z branży budowlanej stale się rozwija i poszukuje nowych rynków, po czym niby mimochodem, by zanęcić grubym portfelem, napomknął, że inwestuje w bitcoiny. I tak jak w poprzednich przypadkach okazało się, że nie był on tym, za kogo się podawał: ów model z Niemiec bynajmniej nie budował drapaczy chmur na całym świecie.
Podobnie rzecz się miała z innymi kandydatami.
Naszą uwagę zwróciło zdjęcie przystojnego mężczyzny z małą uśmiechniętą dziewczynką u boku. Ku naszemu rozczarowaniu po niewielkiej pracy detektywistycznej Francuz imieniem Louis okazał się naciągaczem ukrywającym się pod zdjęciem rumuńskiego celebryty. I właśnie z Louisem postanowiliśmy nawiązać kontakt, by spróbować obnażyć sposoby działania oszustów.
Celem tej książki jest bowiem ujawnienie mechanizmów postępowania cyberprzestępców z portali randkowych. Niech będzie ona przestrogą, by nie dać się ponieść emocjom, ale uruchomić również zdrowy rozsądek i podzielić się tym, co się dzieje, z przyjaciółką bądź przyjacielem, którzy w obiektywny sposób spojrzą na naszą nową miłosną relację.
To wszystko absolutnie jednak nie oznacza, że na portalu randkowym nie można spotkać miłości życia. Naprawdę można! Znam kilka szczęśliwych par, które właśnie w ten sposób się poznały i od kilku lat są w kwitnących związkach. Po prostu, jak w przypadku innych życiowych wyborów, należy zachować rozwagę i ostrożność. To nie zakup samochodu, który w każdej chwili można sprzedać, tylko realne zaproszenie do swojego życia obcego człowieka, który może okazać się miłością do grobowej deski albo… naciągaczem, któremu w dobrej wierze oddamy cały majątek.
Ale jako że nasz mózg składa się z dwóch półkul, a wzmożona aktywność jednej może upośledzać funkcjonowanie drugiej, nic nie jest oczywiste i łatwe. W wielkim uproszczeniu: lewa półkula odpowiada za logiczne myślenie, rzeczową analizę, zdolność porównywania i dyscyplinowania się, prawa zaś bazuje na emocjach, intuicji, przeczuciach, marzeniach, skłania nas do spontaniczności. Nie bez kozery mówi się, że aby w stresie wyłączyć emocjonalną prawą półkulę, trzeba uruchomić lewą, na przykład licząc. Banalne: ile to będzie 3084 podzielone przez 12. Zanim dojdziemy do tego, że wynik to 257, z pewnością uspokoimy oddech, kołatanie serca i złagodzimy napięcie.
Niestety w obliczu silnych emocji zazwyczaj pozostajemy głuche na głos rozsądku. Na oczy opadają nam klapki, a uszy zamykają się na wszelkie racjonalne argumenty i zastrzeżenia.
Nierzadko nasze zaangażowanie emocjonalne staje się zalążkiem nieszczęścia. Długie rozmowy w sieci z nowym znajomym, wzajemne zapewnienia o uczuciu i nadzieja na miłość to niekiedy paradoksalnie doskonały przepis na katastrofę. Prawdopodobną tym bardziej, że w przeciwieństwie do spotkań w realu nie możemy swojej oceny oprzeć na faktycznym wyglądzie danej osoby i ważnych niewerbalnych sygnałach: mowie ciała, ruchu gałek ocznych, mimice, gestach, tembrze głosu.
Dlatego tak ważne jest racjonalne podejście, czytanie nie tylko wiadomości, ale również między wierszami, a nawet słowami.
Nikt nie powinien oczekiwać od nas, że staniemy się jego bankomatem i skarbonką bez dna. Nikt nie ma prawa prosić nas o pieniądze i szantażować emocjonalnie tym, że jesteśmy dla niego ostatnią deską ratunku, że tylko dzięki nam, w imię miłości i spędzenia razem reszty życia, może wyjść z opresji. Nikt nie może wymagać od nas, byśmy porządkowali jego życie i rozwiązywali problemy.
I taki jest też argument służb: działając w dobrej wierze i pragnąc pomóc ukochanemu, dobrowolnie oddajemy pieniądze albo zaciągamy pożyczki, aby wesprzeć potencjalnych partnerów. Niestety często potrafimy utrzymywać wieloletnią relację z takimi ludźmi, którzy po prostu naciągają nas na kasę.
Cyberoszuści są jak ogary spuszczone ze smyczy w gęstym, ciemnym lesie: tropią, węszą, kluczą wokół nas, podpatrują, podpuszczają, by odkryć słaby punkt. Nasze emocje i ekscytacja, słabości, głęboko skrywane pragnienie miłości są dla nich jak najsilniejszy afrodyzjak. Jak wyraźne ślady, po których są w stanie osaczyć, zmanipulować, unieruchomić i dopaść ofiarę.
Krążą wokół nas niby stado hien, korzystając z wszelkich możliwych narzędzi manipulacji. Początkowo obchodzą nas szerokim łukiem, jedynie podszeptując słowa, które mają nas uwieść. Wyczuwają nasze lęki, bolesne doświadczenia, ale też marzenia i przekonują, że zdają sobie sprawę, co czujemy, bo przeżyli podobne przykrości i podobne wizje szczęśliwego życia im przyświecają. Że wiedzą doskonale, jak to jest być samotnym, pragnąć miłości, akceptacji oraz czym jest odrzucenie i zranienie. Usypiają naszą czujność, sondują, co jest naszą słabością, by oswoić nas, przyczaić się i wreszcie uderzyć.
Pierwsze uderzenie jest subtelne, ale celne, wymierzone w najsłabszy punkt. Po chwili zaś zalewają nas własnymi emocjami, obawami i marzeniami korespondującymi z tym, co same skrywamy na dnie duszy i czym niechętnie dzielimy się nawet z bliskimi. Tak zmanipulowane i oszołomione obietnicą szczęśliwego związku jesteśmy skłonne dopuścić oszusta do siebie bliżej niż przyjaciela.
Powoduje nami obawa przed utratą potencjalnej wielkiej miłości, nie chcemy zapeszyć i nie dowierzamy szczęściu, które niespodziewanie stało się naszym udziałem, ale też obawiamy się opinii znajomych i tego, jak mogliby wpłynąć na naszą relację z nowo poznaną osobą.
Ufamy swojej intuicji i uważamy, że nikt nie jest w stanie pojąć naszego zaangażowania i intensywności związku. Nie życzymy sobie cudzego subiektywnego oglądu. Zresztą oszuści często sprytnie zobowiązują nas do zachowania tajemnicy, na przykład z powodu niepokoju o powodzenie prowadzonych interesów.
I tak oto wkrótce, zaczarowane magicznymi słowami o bezwarunkowej akceptacji i miłości, otumanione wizją szczęśliwego życia, z niepozornej szarej myszki przeistaczamy się w intrygującego wampa o błyszczących nadzieją oczach, który już niebawem ma się stać pożądaną kochanką, spełnioną partnerką, ukochaną żoną.
Oszuści z uwagą obserwują nasze reakcje, jak też kontakty towarzyskie, analizują każdy detal, by zacieśnić krąg i zaatakować ze zdwojoną siłą. Posunąć się do szantażu emocjonalnego, zatrzymać w przekonaniu, że to oni są tymi, na których całe życie czekałyśmy, albo z kolei że to my jesteśmy tymi jedynymi, które mogą ich ocalić przed złym światem.
Umiejętnie grając na najczulszych strunach emocji, bezwzględnie wykorzystują nasze uczucia, zaangażowanie, ufność i nadzieję, by zgrabnie lawirować w celu osiągnięcia własnych korzyści. Nie dbają o to, do jakiego stanu nas doprowadzą. Są mistrzami w rozpoznawaniu naszych słabości, nastrojów, w odczytywaniu marzeń i obaw, wszystko po to, by rozegrać nasze czułe punkty. To bowiem za ich sprawą przejmą kontrolę. Zaczną na nas wpływać, osaczać i w efekcie doprowadzą na skraj przepaści.
A co najbardziej zatrważające, z najsilniejszych uczuć, czyli miłości i zaufania, uczynią najsubtelniejsze narzędzia władzy.
Miłość, która jako spełnienie największego z marzeń może nas uszczęśliwić, w niewłaściwych rękach, a raczej z niewłaściwym partnerem może stać się zaczątkiem destrukcji. I w tym przypadku trudno nawet mówić o toksycznej miłości, bo oszust z pewnością nas nie kocha. To nikczemna konfabulacja sprowadzająca się do podarowania kwiatów i wyznania miłości niedawno poznanej kobiecie, tylko po to, by wywołać w niej euforię. Ma pobudzić motyle w brzuchu i nierzadko zaprowadzić do łóżka, po czym kłamca szybko o wszystkim zapomni, rozglądając się za kolejną chętną kobietą.
Ogromnym szczęściem jest zderzenie się z oszustem tylko w wirtualnym świecie, ci spotkani w realu bowiem mogą nas nachodzić również w miejscu pracy, śledzić, szantażować, włamywać się do domu, zastraszać fizycznie i psychicznie, osaczając niczym zwierzę.
Romance scam, czyli oszustwo związane z romansem i rozkochaniem w sobie ofiary, wykorzystujące czyjąś samotność i życiową pustkę, jest potencjalnie tak łatwe do przeprowadzenia, dlatego że odwołuje się do naszych pierwotnych potrzeb kochania i bycia kochanym. W dobie nowych technologii i za sprawą między innymi pandemii, która zamknęła nas w domach i przekierowała na portale randkowe, potęgując przy tym pragnienie towarzystwa i bycia z kimś, to naturalne, że część naszego życia przeniosła się do sieci, lecz niestety w wielu przypadkach tam utknęła. A jak wspominałam, w świecie wirtualnym łatwiej dać się zwieść.
Hochsztapler, tak jak szybko zadeklaruje żarliwe romantyczne uczucie, tak równie prędko przejdzie do meritum i poprosi o pieniądze lub przysługę. Pretekstów jest wiele: choroba bliskiej osoby, nagła operacja, wypadek, niespodziewany pobyt w szpitalu, właściciel wynajmowanego mieszkania przyszedł po pieniądze, niemożność opłacenia rachunku za hotel, niezwykła okazja na rozpoczęcie albo sfinalizowanie biznesu, niemożność zapłacenia za bilet lotniczy, który ma być przepustką do upragnionego spotkania z ukochaną.
Niebagatelną rolę w oszustwie odgrywają rzekomi celnicy, bo to na nich zazwyczaj powołują się naciągacze usidlający ofiarę. Za sprawą funkcjonariuszy mnożą się kłopoty, bo mają jakoby zatrzymać ukochanego lub jego bagaż na granicy, powodować problemy w firmie.
Naciągacze podszywają się pod ludzi, którzy mają wzbudzać w nas zaufanie: lekarzy rozmaitych narodowości, amerykańskich żołnierzy, weteranów wojennych, biznesmenów, wdowców z dziećmi, ale też pięknych i zamożnych z przejściowymi kłopotami życiowymi. Kreując się na empatycznych bohaterów dnia codziennego, nierzadko bezinteresownie poświęcających się ludziom w potrzebie, budzą podziw i współczucie.
Łączy ich wyjątkowa empatia, wrażliwość, zrozumienie, czułość oraz to, że szybko przechodzą do sedna, trafiając do serca ofiar wyznaniem miłości. Deklarowane zafascynowanie i zapewnienia, że wygląd, wiek i kilogramy nie mają znaczenia, bo miłość jest ponad fizyczne niedoskonałości, odpalają flarę, za którą każda stęskniona akceptacji kobieta ślepo podąży. Na co dzień nie rozmawiamy tak otwarcie z mężczyznami, bo zazwyczaj trudno wśród nich znaleźć takich, którzy szczerze opowiedzą o sobie, trudnościach, jakie przechodzą, i pozwolą odrzeć się z „honoru” i „męstwa”, by pokazać słabości. Tym bardziej niczym ćmy do światła ciągniemy do kogoś, kto jest naszą emocjonalną bratnią duszą, której można się zwierzyć i – co więcej – zostać zrozumianą.
Gdy więc okazuje się, że nad potencjalnym partnerem zbierają się czarne chmury albo w jesieni życia szuka on miłości, by zamieszkać z nią na drugim krańcu świata w „egzotycznej” Polsce, nie powinno dziwić, że „wybranka” eksploduje szczęściem i gorąco odwzajemnia uczucie, już rozkoszując się wizją szczęśliwego związku.
Zdeterminowani łgarze planujący rzekomo wspólne życie, aby nas utwierdzić w swoich szczerych zamiarach, zanim staną na progu naszego mieszkania, „wysyłają” pod nasz adres swój dobytek. Ten oczywiście nigdy nie dociera, bo „zatrzymują” go wspomniani celnicy, przepada gdzieś w transporcie albo pojawia się problem z kurierem i tak dalej. A to kolejny idealny pretekst, by poprosić o drobną zapomogę.
Miłość to skomplikowany koktajl uczuć, który przenosi nas w inny wymiar, pozwalając na opuszczenie gardy, większą szczerość i otwartość, to narzędzie do wyzwolenia siebie, zbudowania poczucia własnej wartości, przewartościowania świata. Dlatego tak ważne jest znalezienie właściwego partnera, by bezpiecznie obnażyć się przed nim emocjonalnie i duchowo, o cielesności nie wspominając. To zatrważające, gdy uświadomimy sobie, że po drugiej stronie parawanu utkanego z pozorów szczęścia i spełnienia może się znajdować bezwzględny złodziej czyhający nie na nasze serce, tylko na pieniądze.
Ten rodzaj perfidnej manipulacji obliczonej na korzyści majątkowe, pasożytujący na bliskich, zazwyczaj romantycznych relacjach, jest szczególnie obrzydliwy i powinien być jak najsurowiej karany. Takie wykorzystanie prowadzi do destrukcji ofiary na wielu płaszczyznach życia, dalece wykraczając poza tę materialną. Od zranionych uczuć i zawiedzionych nadziei poczynając, przez obniżenie samooceny, dalekosiężne skutki finansowe, izolację, chorobliwą skrytość, zwątpienie w ludzi i niemożność zaufania w nowych i dawnych relacjach, po załamania nerwowe, stany lękowe, bankructwo, depresję, a nawet próby samobójcze. Niestety w naszych badaniach dotarliśmy również do tak drastycznych przypadków.
Oszuści są doskonałymi, choć zwykle domorosłymi psychologami, którzy rozpoznawszy nasze słabości, wykorzystują wszelkie narzędzia, by nas skutecznie zmanipulować. Stosują różnorakie techniki. Przede wszystkim przyjmują fałszywą tożsamość, by rozkochać ofiarę w swoim idealnym wizerunku. Prawią czułe słówka i nieszczere komplementy, zatajając informacje i tworząc wyimaginowany szczęśliwy świat, do którego zapraszają z całkowitą otwartością. W miarę rozwoju znajomości wywierają coraz większą presję emocjonalną, moralną i finansową, częstokroć starając się wpędzić ofiarę w poczucie winy, a nawet posuwając się do szantażu.
Nie ma tu mowy o tym, co jest fundamentem zdrowego związku, czyli zaufaniu, zrozumieniu, wsparciu, miłości, o elementarnej uczciwości nawet nie wspominając. To nic innego jak bałamucenie i kontrolowanie ofiary pod płaszczykiem miłości, osaczanie jej, manipulowanie, a wszystko po to, by osiągnąć swój cel zazwyczaj związany ze zdobyciem pieniędzy. Karmią nas bajką o Kopciuszku, którego spotkało niewyobrażalne szczęście, lecz nie zdradzają, że w naszym życiu zakończenie tej historii bynajmniej bajkowe nie będzie.
Odwołują się też do wszelkich plag, kataklizmów, traum, chorób, które spadają na dobrych, Bogu ducha winnych ludzi, i dają do zrozumienia, że nasza mała, drżąca dłoń, przyjaźnie wyciągnięta w ich stronę w dniu nieszczęścia, może sprawić, że przetrwają najgorsze i odwdzięczą się, zapewniając nam szczęśliwe i dostatnie życie do grobowej deski u ich boku. W takiej sytuacji zakochana kobieta nie będzie zastanawiała się nad drobnymi kwotami, bez których w sumie się obędzie, a które dla „wybranka” mogą być zbawienne.
Przy wykorzystaniu manipulacji, skrupulatnie zaplanowanego w każdym calu, zakamuflowanego i celowego działania, robią nam wodę z mózgu, przekierowując na magiczne myślenie o szczęściu, stałym związku i prawdziwej miłości.
Nie bez kozery mawia się, że miłość to choroba, ale nie serca, tylko mózgu. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zakwalifikowała zakochanie jako jednostkę chorobową o numerze F63.9, co może być ciekawym punktem wyjścia do pogłębienia naukowych rozważań. Procesy, które zachodzą w naszym organizmie, gdy się zakochujemy, sprowadzają się do zmian biochemicznych, a samo oszołomienie miłością trwa statystycznie około dwóch lat, o czym wiedzieli już chyba nasi pradziadowie, którzy mawiali, że „czas mija w miłości, a miłość mija z czasem”.
Gwałtowny wyrzut hormonu szczęścia, dopaminy, sprawia, że zachwycamy się światem i jego najważniejszym elementem – naszym nowym partnerem. Kochamy go na zabój. A gdy dopamina wypiera serotoninę, gwałtownie obniżając jej stężenie, stajemy się rozkojarzone, niespokojne, nie sypiamy po nocach, rozmyślając o ukochanym i planując kolejne spotkania.
Koktajl serotoniny, dopaminy, ale także adrenaliny, hormonu przetrwania, podlany fenyloetyloaminą, odpowiedzialną za ich syntezę, dopełnia dzieła euforycznego uniesienia, a nierzadko oszałamia i zaburza racjonalne postrzeganie.
Tsunami hormonów, które zalewa mózg, staje się największym wrogiem rozsądku. Świadczą o tym powiedzenia: „zakochani mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie słyszą”, „miłość zdrowy rozsądek odejmuje”, „miłość jest ślepa”, „w miłości serce sędzią, a nie rozum”, „kiedy miłość szepcze, rozum milczeć musi”.
Cyberprzestępca, pozyskując nasze zaufanie i obiecując spełnienie marzeń, ma jeden cel: zmanipulować nas, żerując na naszych emocjach, odciąć od zdrowego rozsądku i racjonalnie myślących przyjaciół, by na końcu zdobyć korzyść materialną.
Chciałoby się podsumować, że ofiary są naiwne, bezmyślne i same proszą się o kłopoty. Wzruszyć ramionami i przejść obok obojętnie. Jednak w rzeczywistości każda z nas albo ktoś z naszych bliskich może paść ofiarą oszusta matrymonialnego. Dlatego tak ważne jest zrozumienie tych mechanizmów.
To jak ze świetnie znanym oszustwem na wnuczka, o którym trąbi się w mediach, o którym informuje policja i przed którym często ostrzegają codzienne serwisy informacyjne. W obu przypadkach rzecz sprowadza się do żerowania na emocjach i w obu przypadkach ofiary, działając w dobrej wierze, przekazują pieniądze obcym. I choć wszyscy o tym słyszeli, nadal kolejne osoby dają się nabrać, a reszta ma tendencje do lekceważenia problemu.
Tymczasem metody naciągaczy stają się coraz doskonalsze i bardziej wiarygodne – do tego stopnia, że gdy wraz z zespołem opracowywaliśmy różne przypadki i właściwie mieliśmy już pewność, że po drugiej stronie ekranu znajduje się oszust, przeżywaliśmy chwile zwątpienia, zastanawiając się, ile prawdy jest w jego słowach. Tym bardziej kobieta łaknąca miłości i otwarta na uczucie może być bezradna wobec technik hochsztaplerów.
Co więcej, nie ma znaczenia, czy jesteśmy bogate czy biedne, świetnie wykształcone, czy odnosimy sukcesy zawodowe. Wszyscy, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, marzymy o przynależeniu do kogoś, o byciu kochanym i szczęśliwym. Rodzina, nawet jeśli sprowadza się do skromnych dwóch osób, jest wartością nadrzędną, ostoją bezpieczeństwa i gwarantem poczucia wspólnoty.
Nie zapominajmy też o tym, że nierzadko jesteśmy skłonne do oszukiwania samych siebie. Mimo rozsądku i życiowych doświadczeń wmawiamy sobie, że rzeczywistość jest inna niż ta, którą postrzega rozum.
Łudzimy się i trwamy w przeświadczeniu, że oto jesteśmy wyjątkiem od reguły, że spotyka nas coś nietuzinkowego, co teoretycznie nie miało prawa się wydarzyć. Że jednak cudowna baśń może się urzeczywistnić, a my staniemy się jej bohaterką, o czym z zazdrością będą plotkować koleżanki.
Mamy przy tym świadomość, że gdy wychodzimy w rozciągniętym dresie po zakupy lub z psem na spacer, na klatce schodowej naszego bloku raczej nie spotkamy ideału, który otuli nas troską, czułością i bezgraniczną miłością. Niestety często swoje trzy grosze wtrąca zarozumiałość, jeszcze skuteczniej paraliżując rozsądek, i z radością myślimy sobie, że wreszcie utrzemy nosa byłemu mężowi, znajomym, koleżankom z pracy, gdy przedstawimy im opalonego przystojniaka ze sportowym samochodem w tle i z satysfakcją spojrzymy na ich szarych, całkiem zwyczajnych, znudzonych życiem facetów, którzy już niczym nie zaskoczą swoich partnerek. Tylko przed nami jaskrawo maluje się ekscytujące, pełne uniesień i przygód życie, znane do tej pory z filmów i seriali.
Dlatego tak ważna jest znajomość metod manipulacji i ostudzenie emocji, by nie przeżyć największego życiowego zawodu. Modus operandi oszustów zazwyczaj jest podobny.
Oszust przede wszystkim buduje u ofiary fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Za wszelką cenę dąży do tego, by ofiara czuła się przy nim dobrze, uwierzyła, że jest piękna i doceniana, aby była zrelaksowana i przekonana, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Cierpliwie i motywująco okazuje jej zainteresowanie, otaczając troską, dobrocią, wyrozumiałością. Przy nim ma się czuć tak jak przy nikim innym.
Naciągacz manipuluje ofiarą tak, by wzbudzić zaufanie, by mu zawierzyła i wyznała wszelkie sekrety, nieświadoma, że przeprowadzany jest z nią swoisty wywiad środowiskowy, z którego dane niebawem zostaną wykorzystane przeciwko niej.
Sprytem i kłamstwami, mydląc oczy cudownym romansem, zdobywając uczucie, tym wytrychem otworzy bramę, by dobrać się do pieniędzy. Idealną sytuacją jest dla niego poznanie bogatej kobiety, ale nawet te z niewielkimi możliwościami finansowymi są łakomym kąskiem, bo mogą zaciągnąć kredyt w banku, zapożyczyć się u przyjaciół, w ostateczności wyprzedać majątek. Tak, majątek. Dosłownie poświęcić firmę, zastawić dom, pozbyć się rodzinnych pamiątek. Takie przypadki nie należą do rzadkości.
A gdy to już nastąpi, pod gilotyną zobowiązań, pod pręgierzem zawodu i wstydu zrobią wszystko, by ukryć to, co się stało. Nie poproszą o pomoc; stojąc nad przepaścią, utracą sens życia, pogrążą się w depresji, a może nawet spróbują odebrać sobie życie.
Oszust bezwzględnie i systematycznie roztacza czar, oplatając ofiarę gęstą siecią rzekomego zrozumienia i empatii, na przykład podnosząc na duchu po stracie partnera. Buduje wokół niej mur z pozornego bezpieczeństwa, do którego bramy klucz ma tylko on. Sprawia, że skrzywdzona wcześniej kobieta nie będzie nawet podejrzewać, że jest manipulowana, i nie zorientuje się, jakie techniki na niej zastosowano, raczej będzie trwała w przekonaniu, że kontroluje sytuację i samodzielnie podejmuje decyzje.
Naciągacz podsyca uczucia, wkradając się coraz bezczelniej i głębiej w najskrytsze zakamarki duszy, aż wreszcie ofiara czuje ulgę, że nie jest sama na tym świecie. Nie może uwierzyć swemu szczęściu, że oto znalazła swoją drugą połowę. A oszust sprytnie potwierdza te uczucia i życiowe doświadczenia, bazując na tym, co najbardziej przyciąga nas do innych, czyli na podobieństwach i wzajemności.
Przeżył to samo, ma podobne obawy i doświadczenia, też się zwierza i liczy na wsparcie. Mówi tym samym językiem, podziela wyobrażenia, a u ofiary na horyzoncie nareszcie pojawia się wizja wspólnego szczęścia opartego na zrozumieniu i harmonii. Wzajemnie się wzmacniają i wyświadczają sobie drobne przysługi. Początkowo sprowadzają się one do wysłuchiwania, porad i pocieszania, później do pożyczania drobnych kwot, które są zwracane w terminie. To ma oswoić ofiarę i utwierdzić w szczerości i uczciwości zamiarów naciągacza, by wreszcie na planszy pojawiły się większe pieniądze, które już nigdy nie zostaną zwrócone.
Ofiara się angażuje. Czeka na każdy sygnał, niecierpliwi się, stresując kolejną wiadomością, chce być pomocna, wspólnie budować przyszłość i pokonywać przeszkody. Nawet jeśli rozum mruczy pod nosem, że coś tu się nie zgadza, pozostaje głucha na jego podszepty, skupiając się na konsekwentnym brnięciu przed siebie. Stanowczo trzyma się swoich wyborów, zapewniając samą siebie, że słusznie czyni. Boi się utraty szansy na związek.
Umacnia się w przekonaniu, że inni na jej miejscu zachowaliby się tak samo i że jej postępowanie nie tylko jest akceptowane, przecież pomaga drugiemu człowiekowi, ale również społecznie właściwe.
Prawda o tym, co zrobiła, a w zasadzie co jej zrobiono, jak ją zmanipulowano i oszukano, dociera do ofiary w chwili, gdy nie może odzyskać pożyczonych pieniędzy, a kontakt z ukochanym staje się coraz bardziej sporadyczny, by niespodziewanie ustać na zawsze.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki