Narzeczony z Tindera - Nina Majewska-Brown - ebook

Narzeczony z Tindera ebook

Nina Majewska-Brown

0,0
28,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zakochaj się, ale z głową

Portale randkowe stały się dziś codziennością – to właśnie tam coraz częściej szukamy bliskości, czułości i nowego początku. Szybkie rozmowy, fascynujące znajomości, romantyczne deklaracje – a wszystko w zasięgu kilku kliknięć. Internetowe randki pozwalają poznać tysiące osób bez wychodzenia z domu, uniknąć stresu związanego ze spotkaniem na żywo i dają nadzieję na znalezienie tej właściwej osoby.

Ale cyfrowy świat randek ma też swoje ciemne strony. Obok szczerych intencji i prawdziwych uczuć czają się w nim manipulanci i bezwzględni naciągacze. Ich celem nie jest miłość, lecz wykorzystanie naiwności swoich ofiar.

Ta książka to praktyczny i szczery przewodnik po świecie wirtualnych randek. Znajdziesz w nim:

?? prawdziwe historie osób, które odnalazły miłość, i tych, które padły ofiarą manipulacji,

?? porady psychologów i ekspertów, jak bezpiecznie poruszać się po świecie portali randkowych,

?? listę najczęstszych sztuczek i technik stosowanych przez cyberoszustów,

?? wskazówki, jak nie stracić głowy – i serca – w pogoni za romantycznym marzeniem.

Miłość? Tak. Naiwność? Nie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 199

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Cytat

Jeśli nie umiesz czy­tać mię­dzy wier­szami, nie czy­taj wier­szy.

Miłość…

Chcesz się zako­chać?

Boisz się samot­no­ści?

Porzu­cił cię mąż, part­ner, przy­ja­ciel?

A może jesz­cze ni­gdy się nie zako­cha­łaś, a dopiero teraz poczu­łaś, że jesteś gotowa na zwią­zek?

Jest tylko jeden „mały” pro­blem. Jak i gdzie we współ­cze­snym zabie­ga­nym świe­cie, roz­war­stwio­nym na ten realny i wir­tu­alny, zna­leźć miłość?

Bo co do tego, że gdzieś jest twoja wyma­rzona druga połowa, nie ma naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści!

Tylko nie­licz­nym szczę­ścia­rom udaje się ją poznać na przy­sło­wio­wych imie­ni­nach u cioci. W rze­czy­wi­sto­ści pozo­staje nam cze­kać na zrzą­dze­nie losu, opatrz­ność, łut szczę­ścia i roz­ma­ite przy­pad­kowe sytu­acje, które mogą ni­gdy nie nastą­pić.

Pan­de­mia zamknęła nas w domach na wiele mie­sięcy i siłą rze­czy wpły­nęła na zmianę naszych nawy­ków, prze­kie­ro­wała też życie towa­rzy­skie z kawiarni i restau­ra­cji do wir­tu­al­nego świata, roz­grze­wa­jąc do czer­wo­no­ści wszel­kie komu­ni­ka­tory. A wła­śnie ten świat cechuje spo­łecz­nie akcep­to­wana otwar­tość w kwe­stii nawią­zy­wa­nia kon­tak­tów z nie­zna­jo­mymi. W pubie raczej nie pod­cho­dzimy bez skrę­po­wa­nia do obcych ludzi i nie zaga­jamy roz­mowy, zwłasz­cza gdy naszym celem nie jest nie­zo­bo­wią­zu­jący szybki nume­rek. W realu takie zacho­wa­nia mogą być odbie­rane jako natar­czywe i budzić nie­chęć, a nawet sta­now­czy opór.

Czu­jemy się nie­swojo, samot­nie wcho­dząc do kawiarni czy restau­ra­cji, a jeśli to robimy, zazwy­czaj nie wyściu­biamy nosa z tele­fonu albo lap­topa, sku­pia­jąc się na pracy, wia­do­mo­ściach ze świata i plot­kach. Na Face­bo­oku i Insta­gra­mie pod­glą­damy życie bliż­szych i dal­szych zna­jo­mych, z uwagą prze­glą­damy pro­file cele­bry­tów, zazdrosz­cząc im pełni życia, non­sza­lan­cji i odwagi. Nie bie­rzemy przy tym pod uwagę, że ich szczę­ście nie­rzadko bywa rado­sną kre­acją zna­cząco odbie­ga­jącą od sza­rej rze­czy­wi­sto­ści.

Możemy jed­nak wziąć sprawy w swoje ręce i świa­do­mie roz­po­cząć poszu­ki­wa­nia wyma­rzo­nego part­nera na róż­nego rodzaju mniej lub bar­dziej ambit­nych, popu­lar­nych albo mniej popu­lar­nych por­ta­lach rand­ko­wych, któ­rych są dzie­siątki. Skoro życie w tak dużej mie­rze ule­gło digi­ta­li­za­cji, nie bójmy się wyko­rzy­sty­wać nowych narzę­dzi rów­nież w tej jego sfe­rze. Co prawda zało­że­nie konta, zamiesz­cze­nie zdję­cia i napi­sa­nie kilku miłych zdań o sobie wymaga spo­rej odwagi i zasta­no­wie­nia, odsu­nię­cia od sie­bie myśli, co powie­dzą zna­jomi, gdy przy­pad­kiem natkną się na nasz pro­fil, lecz może się oka­zać, że to jedyny słuszny wybór.

Nie musimy się godzić na celi­bat!

Przede wszyst­kim inter­net umoż­li­wia pozna­wa­nie wła­ści­wie nie­ogra­ni­czo­nej liczby osób, w dodatku bez wycho­dze­nia z domu. Nie tra­cimy czasu na przy­go­to­wa­nia i dotar­cie na randkę, wszystko odbywa się spraw­niej, a w rze­czy­wi­stym świe­cie ni­gdy nie dały­by­śmy rady skon­tak­to­wać się z taką rze­szą poten­cjal­nych part­ne­rów. Teo­re­tycz­nie, przy zacho­wa­niu zdro­wego roz­sądku, taka wer­sja rand­ko­wa­nia wydaje się bez­piecz­niej­sza. Inter­net eli­mi­nuje lęk przed spo­tka­niem w cztery oczy, obawę przed odrzu­ce­niem i umoż­li­wia natych­mia­stowe, bez­pro­ble­mowe zaprze­sta­nie kon­tak­tów.

Zatem nie bójmy się podej­mo­wać ryzyka, wiele szczę­śli­wych związ­ków roz­po­częło się bowiem w wir­tu­al­nym świe­cie. Życie, ani realne, ani wir­tu­alne, nie jest jed­nak wolne od kło­po­tów. Tu pole­gają one na tym, że na tego typu por­ta­lach zde­cy­do­wa­nie łatwiej zna­leźć cybe­ro­szu­sta niż miłość.

Współ­pra­cu­jąc z psy­cho­lo­giem i spe­cja­li­stą do spraw bez­pie­czeń­stwa, posta­no­wi­li­śmy spraw­dzić, jak wygląda rand­ko­wa­nie w sieci. Wypły­nę­li­śmy na wzbu­rzone wody matry­mo­nial­nych i sek­su­al­nych pro­po­zy­cji, a prze­glą­da­jąc tysiące kont i pro­fili, zna­leź­li­śmy tych, któ­rym udało się szczę­śli­wie zako­chać, ale rów­nież natknę­li­śmy się na krę­ta­czy, hochsz­ta­ple­rów, finan­sowe hieny, cwa­nia­ków, spon­so­rów i sma­ko­szy, któ­rzy pod­czas randki chcą tylko za darmo dobrze zjeść w dro­giej knaj­pie, nie są zaś w żaden spo­sób zain­te­re­so­wani kon­ty­nu­owa­niem zna­jo­mo­ści. Seating nie jest niczym innym jak oszu­stwem w oszu­stwie i „kuli­nar­nym” wyłu­dze­niem.

Ze zdu­mie­niem odkry­li­śmy, że nikt nie jest zain­te­re­so­wany sys­te­mo­wym ści­ga­niem oszu­stów pod­szy­wa­ją­cych się pod cele­bry­tów czy wyko­rzy­stu­ją­cych foto­gra­fie z ban­ków zdjęć i wize­runki two­rzone przez sztuczną inte­li­gen­cję. W zależ­no­ści od prze­biegu kore­spon­den­cji usi­ło­wa­li­śmy skła­dać sto­sowne zawia­do­mie­nia doty­czące kra­dzieży toż­sa­mo­ści czy prób wyłu­dze­nia pie­nię­dzy. Mimo że wszystko to miało zna­miona czy­nów karal­nych, poli­cja nie chciała przy­jąć zgło­sze­nia ani tym bar­dziej nie pod­jęła dzia­łań pre­wen­cyj­nych, by uchro­nić przed nacią­ga­czami poten­cjalne ofiary.

Skala takich cybe­ro­szustw pozo­staje wła­ści­wie nie­znana, bo część ofiar, zawsty­dzo­nych wła­sną naiw­no­ścią, zwy­czaj­nie nie chce powia­da­miać orga­nów ści­ga­nia. Powo­duje nimi nie tylko zaże­no­wa­nie, ale też brak wiary w sku­tecz­ność dzia­łań poli­cji oraz obawa, że dopro­wa­dzą one tylko do obna­że­nia ich pro­blemu przed bli­skimi. Szcze­gól­nie gdy w grę wcho­dzi sextor­tion, czyli szan­ta­żo­wa­nie ujaw­nie­niem intym­nych mate­ria­łów, takich jak wysłane nacią­ga­czowi nagie foto­gra­fie czy spre­pa­ro­wane przez niego por­no­gra­ficzne uję­cia.

Aby zgłę­bić temat, posłu­gi­wa­li­śmy się przy­go­to­wa­nymi na tę oka­zję nume­rami tele­fo­nów oraz korzy­sta­li­śmy z pro­gra­mów umoż­li­wia­ją­cych ziden­ty­fi­ko­wa­nie wid­nie­ją­cych na zdję­ciach osób, z któ­rymi roz­po­czy­na­li­śmy towa­rzy­ską rela­cję. Gdy na jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych por­tali rand­ko­wych zało­ży­li­śmy kobiecy pro­fil, nie­mal natych­miast poja­wiło się kil­ku­na­stu panów zain­te­re­so­wa­nych nawią­za­niem kon­taktu. Już pię­ciu pierw­szych męż­czyzn oka­zało się oszu­stami.

Tak, nam też trudno było w to uwie­rzyć!

Miesz­ka­jący w odle­gło­ści trzy­dzie­stu kilo­me­trów od naszego biura Maciej wyda­wał się miłym kan­dy­da­tem na nowego zna­jo­mego. Uśmiech­nięty, pogodny, szu­ka­jący trwa­łego związku czter­dzie­sto­la­tek po przej­ściach spra­wiał wra­że­nie chło­paka z sąsiedz­twa. Czar prysł, gdy podał swoje namiary i nachal­nie nale­gał na kon­takt. Po wpi­sa­niu numeru tele­fonu w wyszu­ki­warkę uka­zała się długa lista wyni­ków z wiel­kimi czer­wo­nymi pul­su­ją­cymi ostrze­że­niami, że jego wła­ści­ciel należy do nacią­ga­czy i należy być ostroż­nym, a naj­le­piej w ogóle uni­kać z nim kon­taktu. To nam wystar­czyło, by wyzbyć się zain­te­re­so­wa­nia jego osobą.

Dru­gim kan­dy­da­tem był uśmiech­nięty ame­ry­kań­ski lekarz Jona­than. Przy­stojny, szpa­ko­waty pięć­dzie­się­cio­la­tek w świet­nie skro­jo­nym ciem­nym gar­ni­tu­rze, o ujmu­ją­cym spoj­rze­niu i pro­mien­nym uśmie­chu. Dekla­ro­wał chęć stwo­rze­nia sta­łego związku i poważne podej­ście do tematu. Tym­cza­sem na pro­filu zamie­ścił zdję­cie bel­gij­skiego spor­towca, który praw­do­po­dob­nie poza lecze­niem wła­snych kon­tu­zji nie miał nic wspól­nego z medy­cyną.

Jan z kolei przed­sta­wił się jako wła­ści­ciel firmy z Dubaju, który obec­nie prze­bywa w Pol­sce i roz­gląda się za kan­dy­datką na żonę. Od razu zade­kla­ro­wał zauro­cze­nie kobietą ze zdję­cia, czyli mną ;), i zaczął obie­cy­wać dostat­nie życie. Nad­mie­nił, że jego mię­dzy­na­ro­dowa firma z branży budow­la­nej stale się roz­wija i poszu­kuje nowych ryn­ków, po czym niby mimo­cho­dem, by zanę­cić gru­bym port­fe­lem, napo­mknął, że inwe­stuje w bit­co­iny. I tak jak w poprzed­nich przy­pad­kach oka­zało się, że nie był on tym, za kogo się poda­wał: ów model z Nie­miec by­naj­mniej nie budo­wał dra­pa­czy chmur na całym świe­cie.

Podob­nie rzecz się miała z innymi kan­dy­da­tami.

Naszą uwagę zwró­ciło zdję­cie przy­stoj­nego męż­czy­zny z małą uśmiech­niętą dziew­czynką u boku. Ku naszemu roz­cza­ro­wa­niu po nie­wiel­kiej pracy detek­ty­wi­stycz­nej Fran­cuz imie­niem Louis oka­zał się nacią­ga­czem ukry­wa­ją­cym się pod zdję­ciem rumuń­skiego cele­bryty. I wła­śnie z Louisem posta­no­wi­li­śmy nawią­zać kon­takt, by spró­bo­wać obna­żyć spo­soby dzia­ła­nia oszu­stów.

Celem tej książki jest bowiem ujaw­nie­nie mecha­ni­zmów postę­po­wa­nia cyber­prze­stęp­ców z por­tali rand­ko­wych. Niech będzie ona prze­strogą, by nie dać się ponieść emo­cjom, ale uru­cho­mić rów­nież zdrowy roz­są­dek i podzie­lić się tym, co się dzieje, z przy­ja­ciółką bądź przy­ja­cie­lem, któ­rzy w obiek­tywny spo­sób spoj­rzą na naszą nową miło­sną rela­cję.

To wszystko abso­lut­nie jed­nak nie ozna­cza, że na por­talu rand­ko­wym nie można spo­tkać miło­ści życia. Naprawdę można! Znam kilka szczę­śli­wych par, które wła­śnie w ten spo­sób się poznały i od kilku lat są w kwit­ną­cych związ­kach. Po pro­stu, jak w przy­padku innych życio­wych wybo­rów, należy zacho­wać roz­wagę i ostroż­ność. To nie zakup samo­chodu, który w każ­dej chwili można sprze­dać, tylko realne zapro­sze­nie do swo­jego życia obcego czło­wieka, który może oka­zać się miło­ścią do gro­bo­wej deski albo… nacią­ga­czem, któ­remu w dobrej wie­rze oddamy cały mają­tek.

Ale jako że nasz mózg składa się z dwóch pół­kul, a wzmo­żona aktyw­ność jed­nej może upo­śle­dzać funk­cjo­no­wa­nie dru­giej, nic nie jest oczy­wi­ste i łatwe. W wiel­kim uprosz­cze­niu: lewa pół­kula odpo­wiada za logiczne myśle­nie, rze­czową ana­lizę, zdol­ność porów­ny­wa­nia i dys­cy­pli­no­wa­nia się, prawa zaś bazuje na emo­cjach, intu­icji, prze­czu­ciach, marze­niach, skła­nia nas do spon­ta­nicz­no­ści. Nie bez kozery mówi się, że aby w stre­sie wyłą­czyć emo­cjo­nalną prawą pół­kulę, trzeba uru­cho­mić lewą, na przy­kład licząc. Banalne: ile to będzie 3084 podzie­lone przez 12. Zanim doj­dziemy do tego, że wynik to 257, z pew­no­ścią uspo­ko­imy oddech, koła­ta­nie serca i zła­go­dzimy napię­cie.

Nie­stety w obli­czu sil­nych emo­cji zazwy­czaj pozo­sta­jemy głu­che na głos roz­sądku. Na oczy opa­dają nam klapki, a uszy zamy­kają się na wszel­kie racjo­nalne argu­menty i zastrze­że­nia.

Nie­rzadko nasze zaan­ga­żo­wa­nie emo­cjo­nalne staje się zaląż­kiem nie­szczę­ścia. Dłu­gie roz­mowy w sieci z nowym zna­jo­mym, wza­jemne zapew­nie­nia o uczu­ciu i nadzieja na miłość to nie­kiedy para­dok­sal­nie dosko­nały prze­pis na kata­strofę. Praw­do­po­dobną tym bar­dziej, że w prze­ci­wień­stwie do spo­tkań w realu nie możemy swo­jej oceny oprzeć na fak­tycz­nym wyglą­dzie danej osoby i waż­nych nie­wer­bal­nych sygna­łach: mowie ciała, ruchu gałek ocznych, mimice, gestach, tem­brze głosu.

Dla­tego tak ważne jest racjo­nalne podej­ście, czy­ta­nie nie tylko wia­do­mo­ści, ale rów­nież mię­dzy wier­szami, a nawet sło­wami.

Nikt nie powi­nien ocze­ki­wać od nas, że sta­niemy się jego ban­ko­ma­tem i skar­bonką bez dna. Nikt nie ma prawa pro­sić nas o pie­nią­dze i szan­ta­żo­wać emo­cjo­nal­nie tym, że jeste­śmy dla niego ostat­nią deską ratunku, że tylko dzięki nam, w imię miło­ści i spę­dze­nia razem reszty życia, może wyjść z opre­sji. Nikt nie może wyma­gać od nas, byśmy porząd­ko­wali jego życie i roz­wią­zy­wali pro­blemy.

I taki jest też argu­ment służb: dzia­ła­jąc w dobrej wie­rze i pra­gnąc pomóc uko­cha­nemu, dobro­wol­nie odda­jemy pie­nią­dze albo zacią­gamy pożyczki, aby wes­przeć poten­cjal­nych part­ne­rów. Nie­stety czę­sto potra­fimy utrzy­my­wać wie­lo­let­nią rela­cję z takimi ludźmi, któ­rzy po pro­stu nacią­gają nas na kasę.

Cybe­ro­szu­ści są jak ogary spusz­czone ze smy­czy w gęstym, ciem­nym lesie: tro­pią, węszą, klu­czą wokół nas, pod­pa­trują, pod­pusz­czają, by odkryć słaby punkt. Nasze emo­cje i eks­cy­ta­cja, sła­bo­ści, głę­boko skry­wane pra­gnie­nie miło­ści są dla nich jak naj­sil­niej­szy afro­dy­zjak. Jak wyraźne ślady, po któ­rych są w sta­nie osa­czyć, zma­ni­pu­lo­wać, unie­ru­cho­mić i dopaść ofiarę.

Krążą wokół nas niby stado hien, korzy­sta­jąc z wszel­kich moż­li­wych narzę­dzi mani­pu­la­cji. Począt­kowo obcho­dzą nas sze­ro­kim łukiem, jedy­nie pod­szep­tu­jąc słowa, które mają nas uwieść. Wyczu­wają nasze lęki, bole­sne doświad­cze­nia, ale też marze­nia i prze­ko­nują, że zdają sobie sprawę, co czu­jemy, bo prze­żyli podobne przy­kro­ści i podobne wizje szczę­śli­wego życia im przy­świe­cają. Że wie­dzą dosko­nale, jak to jest być samot­nym, pra­gnąć miło­ści, akcep­ta­cji oraz czym jest odrzu­ce­nie i zra­nie­nie. Usy­piają naszą czuj­ność, son­dują, co jest naszą sła­bo­ścią, by oswoić nas, przy­czaić się i wresz­cie ude­rzyć.

Pierw­sze ude­rze­nie jest sub­telne, ale celne, wymie­rzone w naj­słab­szy punkt. Po chwili zaś zale­wają nas wła­snymi emo­cjami, oba­wami i marze­niami kore­spon­du­ją­cymi z tym, co same skry­wamy na dnie duszy i czym nie­chęt­nie dzie­limy się nawet z bli­skimi. Tak zma­ni­pu­lo­wane i oszo­ło­mione obiet­nicą szczę­śli­wego związku jeste­śmy skłonne dopu­ścić oszu­sta do sie­bie bli­żej niż przy­ja­ciela.

Powo­duje nami obawa przed utratą poten­cjal­nej wiel­kiej miło­ści, nie chcemy zape­szyć i nie dowie­rzamy szczę­ściu, które nie­spo­dzie­wa­nie stało się naszym udzia­łem, ale też oba­wiamy się opi­nii zna­jo­mych i tego, jak mogliby wpły­nąć na naszą rela­cję z nowo poznaną osobą.

Ufamy swo­jej intu­icji i uwa­żamy, że nikt nie jest w sta­nie pojąć naszego zaan­ga­żo­wa­nia i inten­syw­no­ści związku. Nie życzymy sobie cudzego subiek­tyw­nego oglądu. Zresztą oszu­ści czę­sto spryt­nie zobo­wią­zują nas do zacho­wa­nia tajem­nicy, na przy­kład z powodu nie­po­koju o powo­dze­nie pro­wa­dzo­nych inte­re­sów.

I tak oto wkrótce, zacza­ro­wane magicz­nymi sło­wami o bez­wa­run­ko­wej akcep­ta­cji i miło­ści, otu­ma­nione wizją szczę­śli­wego życia, z nie­po­zor­nej sza­rej myszki prze­ista­czamy się w intry­gu­ją­cego wampa o błysz­czą­cych nadzieją oczach, który już nie­ba­wem ma się stać pożą­daną kochanką, speł­nioną part­nerką, uko­chaną żoną.

Oszu­ści z uwagą obser­wują nasze reak­cje, jak też kon­takty towa­rzy­skie, ana­li­zują każdy detal, by zacie­śnić krąg i zaata­ko­wać ze zdwo­joną siłą. Posu­nąć się do szan­tażu emo­cjo­nal­nego, zatrzy­mać w prze­ko­na­niu, że to oni są tymi, na któ­rych całe życie cze­ka­ły­śmy, albo z kolei że to my jeste­śmy tymi jedy­nymi, które mogą ich oca­lić przed złym świa­tem.

Umie­jęt­nie gra­jąc na naj­czul­szych stru­nach emo­cji, bez­względ­nie wyko­rzy­stują nasze uczu­cia, zaan­ga­żo­wa­nie, ufność i nadzieję, by zgrab­nie lawi­ro­wać w celu osią­gnię­cia wła­snych korzy­ści. Nie dbają o to, do jakiego stanu nas dopro­wa­dzą. Są mistrzami w roz­po­zna­wa­niu naszych sła­bo­ści, nastro­jów, w odczy­ty­wa­niu marzeń i obaw, wszystko po to, by roze­grać nasze czułe punkty. To bowiem za ich sprawą przejmą kon­trolę. Zaczną na nas wpły­wać, osa­czać i w efek­cie dopro­wa­dzą na skraj prze­pa­ści.

A co naj­bar­dziej zatrwa­ża­jące, z naj­sil­niej­szych uczuć, czyli miło­ści i zaufa­nia, uczy­nią naj­sub­tel­niej­sze narzę­dzia wła­dzy.

Miłość, która jako speł­nie­nie naj­więk­szego z marzeń może nas uszczę­śli­wić, w nie­wła­ści­wych rękach, a raczej z nie­wła­ści­wym part­ne­rem może stać się zacząt­kiem destruk­cji. I w tym przy­padku trudno nawet mówić o tok­sycz­nej miło­ści, bo oszust z pew­no­ścią nas nie kocha. To nik­czemna kon­fa­bu­la­cja spro­wa­dza­jąca się do poda­ro­wa­nia kwia­tów i wyzna­nia miło­ści nie­dawno pozna­nej kobie­cie, tylko po to, by wywo­łać w niej eufo­rię. Ma pobu­dzić motyle w brzu­chu i nie­rzadko zapro­wa­dzić do łóżka, po czym kłamca szybko o wszyst­kim zapo­mni, roz­glą­da­jąc się za kolejną chętną kobietą.

Ogrom­nym szczę­ściem jest zde­rze­nie się z oszu­stem tylko w wir­tu­al­nym świe­cie, ci spo­tkani w realu bowiem mogą nas nacho­dzić rów­nież w miej­scu pracy, śle­dzić, szan­ta­żo­wać, wła­my­wać się do domu, zastra­szać fizycz­nie i psy­chicz­nie, osa­cza­jąc niczym zwie­rzę.

Romance scam, czyli oszu­stwo zwią­zane z roman­sem i roz­ko­cha­niem w sobie ofiary, wyko­rzy­stu­jące czy­jąś samot­ność i życiową pustkę, jest poten­cjal­nie tak łatwe do prze­pro­wa­dze­nia, dla­tego że odwo­łuje się do naszych pier­wot­nych potrzeb kocha­nia i bycia kocha­nym. W dobie nowych tech­no­lo­gii i za sprawą mię­dzy innymi pan­de­mii, która zamknęła nas w domach i prze­kie­ro­wała na por­tale rand­kowe, potę­gu­jąc przy tym pra­gnie­nie towa­rzy­stwa i bycia z kimś, to natu­ralne, że część naszego życia prze­nio­sła się do sieci, lecz nie­stety w wielu przy­pad­kach tam utknęła. A jak wspo­mi­na­łam, w świe­cie wir­tu­al­nym łatwiej dać się zwieść.

Hochsz­ta­pler, tak jak szybko zade­kla­ruje żar­liwe roman­tyczne uczu­cie, tak rów­nie prędko przej­dzie do meri­tum i poprosi o pie­nią­dze lub przy­sługę. Pre­tek­stów jest wiele: cho­roba bli­skiej osoby, nagła ope­ra­cja, wypa­dek, nie­spo­dzie­wany pobyt w szpi­talu, wła­ści­ciel wynaj­mo­wa­nego miesz­ka­nia przy­szedł po pie­nią­dze, nie­moż­ność opła­ce­nia rachunku za hotel, nie­zwy­kła oka­zja na roz­po­czę­cie albo sfi­na­li­zo­wa­nie biz­nesu, nie­moż­ność zapła­ce­nia za bilet lot­ni­czy, który ma być prze­pustką do upra­gnio­nego spo­tka­nia z uko­chaną.

Nie­ba­ga­telną rolę w oszu­stwie odgry­wają rze­komi cel­nicy, bo to na nich zazwy­czaj powo­łują się nacią­ga­cze usi­dla­jący ofiarę. Za sprawą funk­cjo­na­riu­szy mnożą się kło­poty, bo mają jakoby zatrzy­mać uko­cha­nego lub jego bagaż na gra­nicy, powo­do­wać pro­blemy w fir­mie.

Nacią­ga­cze pod­szy­wają się pod ludzi, któ­rzy mają wzbu­dzać w nas zaufa­nie: leka­rzy roz­ma­itych naro­do­wo­ści, ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy, wete­ra­nów wojen­nych, biz­nes­me­nów, wdow­ców z dziećmi, ale też pięk­nych i zamoż­nych z przej­ścio­wymi kło­po­tami życio­wymi. Kreu­jąc się na empa­tycz­nych boha­te­rów dnia codzien­nego, nie­rzadko bez­in­te­re­sow­nie poświę­ca­ją­cych się ludziom w potrze­bie, budzą podziw i współ­czu­cie.

Łączy ich wyjąt­kowa empa­tia, wraż­li­wość, zro­zu­mie­nie, czu­łość oraz to, że szybko prze­cho­dzą do sedna, tra­fia­jąc do serca ofiar wyzna­niem miło­ści. Dekla­ro­wane zafa­scy­no­wa­nie i zapew­nie­nia, że wygląd, wiek i kilo­gramy nie mają zna­cze­nia, bo miłość jest ponad fizyczne nie­do­sko­na­ło­ści, odpa­lają flarę, za którą każda stę­sk­niona akcep­ta­cji kobieta ślepo podąży. Na co dzień nie roz­ma­wiamy tak otwar­cie z męż­czy­znami, bo zazwy­czaj trudno wśród nich zna­leźć takich, któ­rzy szcze­rze opo­wie­dzą o sobie, trud­no­ściach, jakie prze­cho­dzą, i pozwolą odrzeć się z „honoru” i „męstwa”, by poka­zać sła­bo­ści. Tym bar­dziej niczym ćmy do świa­tła cią­gniemy do kogoś, kto jest naszą emo­cjo­nalną brat­nią duszą, któ­rej można się zwie­rzyć i – co wię­cej – zostać zro­zu­mianą.

Gdy więc oka­zuje się, że nad poten­cjal­nym part­ne­rem zbie­rają się czarne chmury albo w jesieni życia szuka on miło­ści, by zamiesz­kać z nią na dru­gim krańcu świata w „egzo­tycz­nej” Pol­sce, nie powinno dzi­wić, że „wybranka” eks­plo­duje szczę­ściem i gorąco odwza­jem­nia uczu­cie, już roz­ko­szu­jąc się wizją szczę­śli­wego związku.

Zde­ter­mi­no­wani łga­rze pla­nu­jący rze­komo wspólne życie, aby nas utwier­dzić w swo­ich szcze­rych zamia­rach, zanim staną na progu naszego miesz­ka­nia, „wysy­łają” pod nasz adres swój doby­tek. Ten oczy­wi­ście ni­gdy nie dociera, bo „zatrzy­mują” go wspo­mniani cel­nicy, prze­pada gdzieś w trans­por­cie albo poja­wia się pro­blem z kurie­rem i tak dalej. A to kolejny ide­alny pre­tekst, by popro­sić o drobną zapo­mogę.

Miłość to skom­pli­ko­wany kok­tajl uczuć, który prze­nosi nas w inny wymiar, pozwa­la­jąc na opusz­cze­nie gardy, więk­szą szcze­rość i otwar­tość, to narzę­dzie do wyzwo­le­nia sie­bie, zbu­do­wa­nia poczu­cia wła­snej war­to­ści, przewar­to­ściowania świata. Dla­tego tak ważne jest zna­le­zie­nie wła­ści­wego part­nera, by bez­piecz­nie obna­żyć się przed nim emo­cjo­nal­nie i duchowo, o cie­le­sno­ści nie wspo­mi­na­jąc. To zatrwa­ża­jące, gdy uświa­do­mimy sobie, że po dru­giej stro­nie para­wanu utka­nego z pozo­rów szczę­ścia i speł­nie­nia może się znaj­do­wać bez­względny zło­dziej czy­ha­jący nie na nasze serce, tylko na pie­nią­dze.

Ten rodzaj per­fid­nej mani­pu­la­cji obli­czo­nej na korzy­ści mająt­kowe, paso­ży­tu­jący na bli­skich, zazwy­czaj roman­tycz­nych rela­cjach, jest szcze­gól­nie obrzy­dliwy i powi­nien być jak naj­su­ro­wiej karany. Takie wyko­rzy­sta­nie pro­wa­dzi do destruk­cji ofiary na wielu płasz­czy­znach życia, dalece wykra­cza­jąc poza tę mate­rialną. Od zra­nio­nych uczuć i zawie­dzio­nych nadziei poczy­na­jąc, przez obni­że­nie samo­oceny, dale­ko­siężne skutki finan­sowe, izo­la­cję, cho­ro­bliwą skry­tość, zwąt­pie­nie w ludzi i nie­moż­ność zaufa­nia w nowych i daw­nych rela­cjach, po zała­ma­nia ner­wowe, stany lękowe, ban­kruc­two, depre­sję, a nawet próby samo­bój­cze. Nie­stety w naszych bada­niach dotar­li­śmy rów­nież do tak dra­stycz­nych przy­pad­ków.

Oszu­ści są dosko­na­łymi, choć zwy­kle domo­ro­słymi psy­cho­lo­gami, któ­rzy roz­po­znaw­szy nasze sła­bo­ści, wyko­rzy­stują wszel­kie narzę­dzia, by nas sku­tecz­nie zma­ni­pu­lo­wać. Sto­sują róż­no­ra­kie tech­niki. Przede wszyst­kim przyj­mują fał­szywą toż­sa­mość, by roz­ko­chać ofiarę w swoim ide­al­nym wize­runku. Pra­wią czułe słówka i nie­szczere kom­ple­menty, zata­ja­jąc infor­ma­cje i two­rząc wyima­gi­no­wany szczę­śliwy świat, do któ­rego zapra­szają z cał­ko­witą otwar­to­ścią. W miarę roz­woju zna­jo­mo­ści wywie­rają coraz więk­szą pre­sję emo­cjo­nalną, moralną i finan­sową, czę­sto­kroć sta­ra­jąc się wpę­dzić ofiarę w poczu­cie winy, a nawet posu­wa­jąc się do szan­tażu.

Nie ma tu mowy o tym, co jest fun­da­men­tem zdro­wego związku, czyli zaufa­niu, zro­zu­mie­niu, wspar­ciu, miło­ści, o ele­men­tar­nej uczci­wo­ści nawet nie wspo­mi­na­jąc. To nic innego jak bała­mu­ce­nie i kon­tro­lo­wa­nie ofiary pod płasz­czy­kiem miło­ści, osa­cza­nie jej, mani­pu­lo­wa­nie, a wszystko po to, by osią­gnąć swój cel zazwy­czaj zwią­zany ze zdo­by­ciem pie­nię­dzy. Kar­mią nas bajką o Kop­ciuszku, któ­rego spo­tkało nie­wy­obra­żalne szczę­ście, lecz nie zdra­dzają, że w naszym życiu zakoń­cze­nie tej histo­rii by­naj­mniej baj­kowe nie będzie.

Odwo­łują się też do wszel­kich plag, kata­kli­zmów, traum, cho­rób, które spa­dają na dobrych, Bogu ducha win­nych ludzi, i dają do zro­zu­mie­nia, że nasza mała, drżąca dłoń, przy­jaź­nie wycią­gnięta w ich stronę w dniu nie­szczę­ścia, może spra­wić, że prze­trwają naj­gor­sze i odwdzię­czą się, zapew­nia­jąc nam szczę­śliwe i dostat­nie życie do gro­bo­wej deski u ich boku. W takiej sytu­acji zako­chana kobieta nie będzie zasta­na­wiała się nad drob­nymi kwo­tami, bez któ­rych w sumie się obę­dzie, a które dla „wybranka” mogą być zba­wienne.

Przy wyko­rzy­sta­niu mani­pu­la­cji, skru­pu­lat­nie zapla­no­wa­nego w każ­dym calu, zaka­mu­flo­wa­nego i celo­wego dzia­ła­nia, robią nam wodę z mózgu, prze­kie­ro­wu­jąc na magiczne myśle­nie o szczę­ściu, sta­łym związku i praw­dzi­wej miło­ści.

Nie bez kozery mawia się, że miłość to cho­roba, ale nie serca, tylko mózgu. Świa­towa Orga­ni­za­cja Zdro­wia (WHO) zakwa­li­fi­ko­wała zako­cha­nie jako jed­nostkę cho­ro­bową o nume­rze F63.9, co może być cie­ka­wym punk­tem wyj­ścia do pogłę­bie­nia nauko­wych roz­wa­żań. Pro­cesy, które zacho­dzą w naszym orga­ni­zmie, gdy się zako­chu­jemy, spro­wa­dzają się do zmian bio­che­micz­nych, a samo oszo­ło­mie­nie miło­ścią trwa sta­ty­stycz­nie około dwóch lat, o czym wie­dzieli już chyba nasi pra­dzia­do­wie, któ­rzy mawiali, że „czas mija w miło­ści, a miłość mija z cza­sem”.

Gwał­towny wyrzut hor­monu szczę­ścia, dopa­miny, spra­wia, że zachwy­camy się świa­tem i jego naj­waż­niej­szym ele­men­tem – naszym nowym part­ne­rem. Kochamy go na zabój. A gdy dopa­mina wypiera sero­to­ninę, gwał­tow­nie obni­ża­jąc jej stę­że­nie, sta­jemy się roz­ko­ja­rzone, nie­spo­kojne, nie sypiamy po nocach, roz­my­śla­jąc o uko­cha­nym i pla­nu­jąc kolejne spo­tka­nia.

Kok­tajl sero­to­niny, dopa­miny, ale także adre­na­liny, hor­monu prze­trwa­nia, pod­lany feny­lo­ety­lo­aminą, odpo­wie­dzialną za ich syn­tezę, dopeł­nia dzieła eufo­rycz­nego unie­sie­nia, a nie­rzadko osza­ła­mia i zabu­rza racjo­nalne postrze­ga­nie.

Tsu­nami hor­mo­nów, które zalewa mózg, staje się naj­więk­szym wro­giem roz­sądku. Świad­czą o tym powie­dze­nia: „zako­chani mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie sły­szą”, „miłość zdrowy roz­są­dek odej­muje”, „miłość jest ślepa”, „w miło­ści serce sędzią, a nie rozum”, „kiedy miłość szep­cze, rozum mil­czeć musi”.

Cyber­prze­stępca, pozy­sku­jąc nasze zaufa­nie i obie­cu­jąc speł­nie­nie marzeń, ma jeden cel: zma­ni­pu­lo­wać nas, żeru­jąc na naszych emo­cjach, odciąć od zdro­wego roz­sądku i racjo­nal­nie myślą­cych przy­ja­ciół, by na końcu zdo­być korzyść mate­rialną.

Chcia­łoby się pod­su­mo­wać, że ofiary są naiwne, bez­myślne i same pro­szą się o kło­poty. Wzru­szyć ramio­nami i przejść obok obo­jęt­nie. Jed­nak w rze­czy­wi­sto­ści każda z nas albo ktoś z naszych bli­skich może paść ofiarą oszu­sta matry­mo­nial­nego. Dla­tego tak ważne jest zro­zu­mie­nie tych mecha­ni­zmów.

To jak ze świet­nie zna­nym oszu­stwem na wnuczka, o któ­rym trąbi się w mediach, o któ­rym infor­muje poli­cja i przed któ­rym czę­sto ostrze­gają codzienne ser­wisy infor­ma­cyjne. W obu przy­pad­kach rzecz spro­wa­dza się do żero­wa­nia na emo­cjach i w obu przy­pad­kach ofiary, dzia­ła­jąc w dobrej wie­rze, prze­ka­zują pie­nią­dze obcym. I choć wszy­scy o tym sły­szeli, na­dal kolejne osoby dają się nabrać, a reszta ma ten­den­cje do lek­ce­wa­że­nia pro­blemu.

Tym­cza­sem metody nacią­ga­czy stają się coraz dosko­nal­sze i bar­dziej wia­ry­godne – do tego stop­nia, że gdy wraz z zespo­łem opra­co­wy­wa­li­śmy różne przy­padki i wła­ści­wie mie­li­śmy już pew­ność, że po dru­giej stro­nie ekranu znaj­duje się oszust, prze­ży­wa­li­śmy chwile zwąt­pie­nia, zasta­na­wia­jąc się, ile prawdy jest w jego sło­wach. Tym bar­dziej kobieta łak­nąca miło­ści i otwarta na uczu­cie może być bez­radna wobec tech­nik hochsz­ta­ple­rów.

Co wię­cej, nie ma zna­cze­nia, czy jeste­śmy bogate czy biedne, świet­nie wykształ­cone, czy odno­simy suk­cesy zawo­dowe. Wszy­scy, zarówno kobiety, jak i męż­czyźni, marzymy o przy­na­le­że­niu do kogoś, o byciu kocha­nym i szczę­śli­wym. Rodzina, nawet jeśli spro­wa­dza się do skrom­nych dwóch osób, jest war­to­ścią nad­rzędną, ostoją bez­pie­czeń­stwa i gwa­ran­tem poczu­cia wspól­noty.

Nie zapo­mi­najmy też o tym, że nie­rzadko jeste­śmy skłonne do oszu­ki­wa­nia samych sie­bie. Mimo roz­sądku i życio­wych doświad­czeń wma­wiamy sobie, że rze­czy­wi­stość jest inna niż ta, którą postrzega rozum.

Łudzimy się i trwamy w prze­świad­cze­niu, że oto jeste­śmy wyjąt­kiem od reguły, że spo­tyka nas coś nie­tu­zin­ko­wego, co teo­re­tycz­nie nie miało prawa się wyda­rzyć. Że jed­nak cudowna baśń może się urze­czy­wist­nić, a my sta­niemy się jej boha­terką, o czym z zazdro­ścią będą plot­ko­wać kole­żanki.

Mamy przy tym świa­do­mość, że gdy wycho­dzimy w roz­cią­gnię­tym dre­sie po zakupy lub z psem na spa­cer, na klatce scho­do­wej naszego bloku raczej nie spo­tkamy ide­ału, który otuli nas tro­ską, czu­ło­ścią i bez­gra­niczną miło­ścią. Nie­stety czę­sto swoje trzy gro­sze wtrąca zaro­zu­mia­łość, jesz­cze sku­tecz­niej para­li­żu­jąc roz­są­dek, i z rado­ścią myślimy sobie, że wresz­cie utrzemy nosa byłemu mężowi, zna­jo­mym, kole­żan­kom z pracy, gdy przed­sta­wimy im opa­lo­nego przy­stoj­niaka ze spor­to­wym samo­cho­dem w tle i z satys­fak­cją spoj­rzymy na ich sza­rych, cał­kiem zwy­czaj­nych, znu­dzo­nych życiem face­tów, któ­rzy już niczym nie zasko­czą swo­ich part­ne­rek. Tylko przed nami jaskrawo maluje się eks­cy­tu­jące, pełne unie­sień i przy­gód życie, znane do tej pory z fil­mów i seriali.

Dla­tego tak ważna jest zna­jo­mość metod mani­pu­la­cji i ostu­dze­nie emo­cji, by nie prze­żyć naj­więk­szego życio­wego zawodu. Modus ope­randi oszu­stów zazwy­czaj jest podobny.

Oszust przede wszyst­kim buduje u ofiary fał­szywe poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Za wszelką cenę dąży do tego, by ofiara czuła się przy nim dobrze, uwie­rzyła, że jest piękna i doce­niana, aby była zre­lak­so­wana i prze­ko­nana, że szczę­ście jest na wycią­gnię­cie ręki. Cier­pli­wie i moty­wu­jąco oka­zuje jej zain­te­re­so­wa­nie, ota­cza­jąc tro­ską, dobro­cią, wyro­zu­mia­ło­ścią. Przy nim ma się czuć tak jak przy nikim innym.

Nacią­gacz mani­pu­luje ofiarą tak, by wzbu­dzić zaufa­nie, by mu zawie­rzyła i wyznała wszel­kie sekrety, nie­świa­doma, że prze­pro­wa­dzany jest z nią swo­isty wywiad śro­do­wi­skowy, z któ­rego dane nie­ba­wem zostaną wyko­rzy­stane prze­ciwko niej.

Spry­tem i kłam­stwami, mydląc oczy cudow­nym roman­sem, zdo­by­wa­jąc uczu­cie, tym wytry­chem otwo­rzy bramę, by dobrać się do pie­nię­dzy. Ide­alną sytu­acją jest dla niego pozna­nie boga­tej kobiety, ale nawet te z nie­wiel­kimi moż­li­wo­ściami finan­so­wymi są łako­mym kąskiem, bo mogą zacią­gnąć kre­dyt w banku, zapo­ży­czyć się u przy­ja­ciół, w osta­tecz­no­ści wyprze­dać mają­tek. Tak, mają­tek. Dosłow­nie poświę­cić firmę, zasta­wić dom, pozbyć się rodzin­nych pamią­tek. Takie przy­padki nie należą do rzad­ko­ści.

A gdy to już nastąpi, pod gilo­tyną zobo­wią­zań, pod prę­gie­rzem zawodu i wstydu zro­bią wszystko, by ukryć to, co się stało. Nie popro­szą o pomoc; sto­jąc nad prze­pa­ścią, utracą sens życia, pogrążą się w depre­sji, a może nawet spró­bują ode­brać sobie życie.

Oszust bez­względ­nie i sys­te­ma­tycz­nie roz­ta­cza czar, opla­ta­jąc ofiarę gęstą sie­cią rze­ko­mego zro­zu­mie­nia i empa­tii, na przy­kład pod­no­sząc na duchu po stra­cie part­nera. Buduje wokół niej mur z pozor­nego bez­pie­czeń­stwa, do któ­rego bramy klucz ma tylko on. Spra­wia, że skrzyw­dzona wcze­śniej kobieta nie będzie nawet podej­rze­wać, że jest mani­pu­lo­wana, i nie zorien­tuje się, jakie tech­niki na niej zasto­so­wano, raczej będzie trwała w prze­ko­na­niu, że kon­tro­luje sytu­ację i samo­dziel­nie podej­muje decy­zje.

Nacią­gacz pod­syca uczu­cia, wkra­da­jąc się coraz bez­czel­niej i głę­biej w naj­skryt­sze zaka­marki duszy, aż wresz­cie ofiara czuje ulgę, że nie jest sama na tym świe­cie. Nie może uwie­rzyć swemu szczę­ściu, że oto zna­la­zła swoją drugą połowę. A oszust spryt­nie potwier­dza te uczu­cia i życiowe doświad­cze­nia, bazu­jąc na tym, co naj­bar­dziej przy­ciąga nas do innych, czyli na podo­bień­stwach i wza­jem­no­ści.

Prze­żył to samo, ma podobne obawy i doświad­cze­nia, też się zwie­rza i liczy na wspar­cie. Mówi tym samym języ­kiem, podziela wyobra­że­nia, a u ofiary na hory­zon­cie naresz­cie poja­wia się wizja wspól­nego szczę­ścia opar­tego na zro­zu­mie­niu i har­mo­nii. Wza­jem­nie się wzmac­niają i wyświad­czają sobie drobne przy­sługi. Począt­kowo spro­wa­dzają się one do wysłu­chi­wa­nia, porad i pocie­sza­nia, póź­niej do poży­cza­nia drob­nych kwot, które są zwra­cane w ter­mi­nie. To ma oswoić ofiarę i utwier­dzić w szcze­ro­ści i uczci­wo­ści zamia­rów nacią­ga­cza, by wresz­cie na plan­szy poja­wiły się więk­sze pie­nią­dze, które już ni­gdy nie zostaną zwró­cone.

Ofiara się anga­żuje. Czeka na każdy sygnał, nie­cier­pliwi się, stre­su­jąc kolejną wia­do­mo­ścią, chce być pomocna, wspól­nie budo­wać przy­szłość i poko­ny­wać prze­szkody. Nawet jeśli rozum mru­czy pod nosem, że coś tu się nie zga­dza, pozo­staje głu­cha na jego pod­szepty, sku­pia­jąc się na kon­se­kwent­nym brnię­ciu przed sie­bie. Sta­now­czo trzyma się swo­ich wybo­rów, zapew­nia­jąc samą sie­bie, że słusz­nie czyni. Boi się utraty szansy na zwią­zek.

Umac­nia się w prze­ko­na­niu, że inni na jej miej­scu zacho­wa­liby się tak samo i że jej postę­po­wa­nie nie tylko jest akcep­to­wane, prze­cież pomaga dru­giemu czło­wie­kowi, ale rów­nież spo­łecz­nie wła­ściwe.

Prawda o tym, co zro­biła, a w zasa­dzie co jej zro­biono, jak ją zma­ni­pu­lo­wano i oszu­kano, dociera do ofiary w chwili, gdy nie może odzy­skać poży­czo­nych pie­nię­dzy, a kon­takt z uko­cha­nym staje się coraz bar­dziej spo­ra­dyczny, by nie­spo­dzie­wa­nie ustać na zawsze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki