Najgorsi cesarze starożytnego Rzymu - L.J. Trafford - ebook + książka

Najgorsi cesarze starożytnego Rzymu ebook

Trafford L.J.

0,0
48,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Między rokiem 27 p.n.e. a 476 n.e. osiemdziesięciu czterech cesarzy rządziło imperium rzymskim, rozciągającym się na trzech kontynentach i zamieszkanym przez dziesiątki milionów poddanych. Niektórzy okazali się całkiem dobrymi imperatorami i pozostawili następcom cesarstwo bogatsze, szczęśliwsze i po prostu lepsze, niż zastali. Ta książka jednak mówi o zupełnie innych przypadkach – najgorszych cesarzach, których rządy kompromitowały pięćsetletnią sztafetę władców. Gdy przyjrzymy się niektórym z nich, spotkamy się z wcielonym złem, zbrodniczym szaleństwem i całkowitą nieporadnością. Trafford opowiada o tym, co się dzieje, gdy po nieograniczoną władzę sięgają ludzie całkiem do tego nieprzygotowani, słabi, głupi, pozbawieni talentów, ale uważający się za wybrańców bogów.

L.J. Trafford studiowała historię starożytną na Uniwersytecie w Reading. Jest autorką serii książek „Czterej cesarze”, która opisuje upadek Nerona i słynny rok czterech cesarzy, który nastąpił po jego śmierci. Pierwsza z nich, wydana w 2015 roku, otrzymała wyróżnienie Editor’s Choice Mark od Historical Novel Society. W 2020 roku ukazała się jej książka „How to Survive in Ancient Rome”(wyd. pol. „Jak przeżyć w starożytnym Rzymie”, 2022), a rok później – „Sex and Sexuality in Ancient Rome”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 329

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginalny:

ANCIENT ROME’S WORST EMPERORS

First published in Great Britain

in 2023 by Pen & Sword History

An imprint of Pen & Sword Books Limited

Yorkshire – Philadelphia

Copyright © L.J. Trafford 2023

All rights reserved

Projekt okładki

Jon Wilkinson

Opracowanie okładki wersji polskiej

Ewa Wójcik

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Dagmara Powolny

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8391-790-0

Warszawa 2025

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

[email protected]

Dla mojego brata Jamesa,

jako spóźniona dedykacja

WSTĘP

Tytuł „cesarz rzymski” wywołuje rozmaite skojarzenia, takie jak wspaniałość, zbytek i panowanie nad życiem i śmiercią nieszczęśników, o których losie na arenie przesądzał jeden ruch jego kciuka (to, że kciuk skierowany w dół oznaczał śmierć, jest wynalazkiem przemysłu filmowego. Tak jak pomysł, że każda walka gladiatorów kończyła się śmiercią z woli cesarza lub kogo innego). Osiemdziesięciu czterech cesarzy rzymskich (wskazanie liczby cesarzy rzymskich nie jest proste. Trwają gorące spory na temat miejsca uzurpatorów: czy powinno się ich ujmować w takich zestawieniach. Ja trzymam się listy przedstawionej przez Michaela Granta w książce The Roman Emperors) między rokiem 27 p.n.e. a 476 n.e. rządziło imperium rozciągającym się na trzy kontynenty i zamieszkanym przez dziesiątki milionów poddanych. Nie było to łatwe, gdy codziennie nadchodziło mnóstwo meldunków o sprawach wymagających niezwłocznej interwencji: barbarzyńcach wdzierających się w granice państwa, zbrojnych powstaniach, niepokojach w prowincjach, kłopotliwych nowych religiach, nieurodzajach, zarazach, inflacji, nie mówiąc już o urzędnikach spiskujących za plecami władcy, by go obalić. Cesarz nie miał lekkiego życia.

Trzeba jednak przyznać, że niektórzy z tych osiemdziesięciu czterech mężczyzn okazali się całkiem dobrymi imperatorami: wprowadzali sprawiedliwe prawa i sensowne reformy, budowali drogi i akwedukty, wygrywali bitwy i poszerzali granice rzymskiego panowania. Pozostawili swym następcom imperium bogatsze, szczęśliwsze i po prostu lepsze, niż zastali. Ale ta książka nie mówi o takich sukcesach i mądrych posunięciach. Co więc w niej ciekawego? Zamierzamy rzucić snop światła na rządy najgorszych cesarzy starożytnego Rzymu, kompromitujących pięćsetletnią sztafetę władców. Gdy przyjrzymy się niektórym z najsławniejszych imperatorów i takim, o których mało kto dziś pamięta, spotkamy się z szaleństwem, wcielonym złem i zbrodniczą nieporadnością. Ich losy opowiadają o tym, co się dzieje, gdy po nieograniczoną władzę sięgają ludzie całkiem do tego nieprzygotowani.

Zanim jednak przyjrzymy się najgorszym rzymskim cesarzom, powinniśmy odpowiedzieć sobie na pewne podstawowe pytania, co pozwoli nam zachować orientację podczas tej podróży przez pięć stuleci, które wydały wielu naprawdę fatalnych władców.

ROZDZIAŁ 1

PODSTAWA: KIM WŁAŚCIWIE BYŁ CESARZ?

Wkażdej książce historycznej przeczytasz, że pierwszym cesarzem rzymskim był August. Ale sam August nigdy nie nazywał siebie cesarzem i nie mówił tak o nim nikt z jemu współczesnych. Właściwie August robił wszystko, by podkreślić, jak dalece był niecesarzem. Jako siedemdziesięciosześciolatek po długim okresie swego – jak to w podręcznikach się mówi – panowania stwierdził, że władzy nie miał więcej niż każdy z jego kolegów piastujących poszczególne urzędy1. Aż do śmierci w 14 roku August utrzymywał, że odnowił republikański system rządów. Ale to nieprawda. Zaprowadził bowiem regularną – choć nikt nie używał tego określenia – monarchię. A jak to zrobił, jest nadzwyczajną historią.

August nie był pierwszym człowiekiem, który uzyskał samodzielną władzę nad Rzymem. To miasto flirtowało z jedynowładztwem na długo przed tym, zanim na dobre i złe związało się z tą formą rządów. Republika rzymska powstała po obaleniu założycielskiej dynastii Rzymu, której siódmy król, Tarkwiniusz Pyszny, okazał się despotą i tyranem. Przepędził go z Rzymu Lucjusz Juniusz Brutus – tak, tak, przodek innego Brutusa, który również wiedział, jak się pozbyć despoty2.

Brutus wygłosił poruszającą mowę: „Na tę krew czystą przed zbrodnią królewską przysięgam i was, bogowie, biorę na świadków, że ja Lucjusza Tarkwiniusza Pysznego wraz z jego występną małżonką i całym potomstwem będę ścigał żelazem, ogniem i czym tylko będę mógł, i nie pozwolę ani jemu, ani komukolwiek więcej królować w Rzymie”3. Republika była ustrojem zrodzonym z intencji, by Rzym nigdy już nie był rządzony przez królów – i tak też teoretycznie się stało. Lecz z czasem panowanie nad nim przejęli ludzie, którzy dysponowali wszelkimi prerogatywami władzy królewskiej, działali jak królowie i przekazywali władzę potomstwu jak królowie. Choć mogli się nazywać cesarzami czy imperatorami, tak naprawdę byli królami.

Ustrój republikański, który poprzedził epokę cesarstwa, wymyślono właśnie po to, by zapobiec takiemu obrotowi rzeczy i powściągnąć każdego, kto stawał się zbyt potężny. W republice najwyższe stanowisko konsula dzieliło dwóch mężczyzn, uprawnionych do sprawowania tej funkcji tylko raz w życiu i jedynie przez rok. Konsulów wspierało sześciusetosobowe ciało, złożone z najgodniejszych obywateli (tak się akurat składało, że należeli oni do elitarnej i bogatej klasy patrycjuszy), znane jako senat.

Działało to zadziwiająco dobrze przez blisko czterysta lat (z pewnym dziwnym tąpnięciem), w trakcie których Rzym podbijał wielkie połacie Europy. Ale w pierwszym stuleciu przed naszą erą ten idealnie zbalansowany system, w którym żaden człowiek nie mógł stać się zbyt potężny, został mocno rozchwiany przez następujące po sobie rządy charyzmatycznych mężczyzn, którym udawało się, przynajmniej na krótko, osiągnąć to, co w zasadzie powinno być niemożliwe. Uzyskali to dzięki sile, której Brutus Wyzwoliciel nie wziął pod uwagę – ogromnej i stałej armii rzymskiej.

Jednoroczna kadencja konsula, powściągająca ambicje każdego człowieka, który zyskał wielką władzę, wyglądała świetnie na papierze, ale w praktyce oznaczała brak ciągłości w rządzeniu i kłopoty z długofalowym rozwiązywaniem problemów4. System ten prowadził też do powiększania się grupy mężczyzn o dużych ambicjach, którzy osiągnęli już wszystko, co było do osiągnięcia w Rzymie, a dostrzegali dla siebie szansę zdobycia dalszej chwały poprzez podbój dla cesarstwa nowych ziem.

Konsul mógł sprawować urząd jedynie przez rok, ale rzymscy generałowie służyli znacznie dłużej, co dawało im czas na zbudowanie trwalszych relacji z żołnierzami, zwłaszcza jeśli sprzyjało im szczęście w bojach5. Wszystko, co udawało się wydusić z przeciwnika w trakcie umacniania chwały Rzymu, trafiało bezpośrednio do kiesy generała i sakiewek jego legionistów. Kim dla tych żołnierzy byli odlegli i zmieniający się co roku konsulowie? Znaczyli bardzo niewiele w odróżnieniu od dowódców dających im sposobność do wzbogacenia się.

Szereg takich ludzi zyskało na znaczeniu w I wieku p.n.e., a największą sławę wśród nich zdobyli Gajusz Mariusz, Sulla, Pompejusz Wielki i Juliusz Cezar. Ci charyzmatyczni przywódcy wykorzystali reputację zdobytą dzięki zwycięskim wojnom do takiego przeobrażenia ustroju republikańskiego, by odpowiadał ich ambicjom. Mariusz sprawował urząd konsula siedmiokrotnie, co w zasadzie nie było możliwe, ale w tym czasie naginano już i łamano prawo permanentnie. Sulla poprowadził armię na Rzym i zmusił senat do powierzenia mu funkcji dyktatora. Przez trzy lata rządził samowładnie. Zastraszeni przez niego obywatele byli wykorzystywani zarówno do terroryzowania jego konkurentów, jak i przepychania ustaw, co prowadziło do coraz większego bezprawia6.

Pompejusz i Cezar porozumieli się z najbogatszym człowiekiem w Rzymie, Markiem Krassusem, by stworzyć pierwszy triumwirat. Był to spisek zawiązany po to, by zyskać wybieralne stanowiska, jakich chcieli, no i dodatkowe korzyści. Dzięki temu sojuszowi Cezar został gubernatorem Galii i odnosił tam tak niebywałe sukcesy militarne, że Pompejusz i członkowie senatu przestraszyli się, iż skieruje swą zwycięską armię na Rzym i zdobędzie nad nim władzę jak kiedyś Sulla. Poprosili, by oddał dowództwo, ale on przekroczył rzekę Rubikon7 i tak zaczęła się wojna domowa, jedna z wielu w tej epoce, pomiędzy Cezarem a Pompejuszem. Zwyciężył Cezar, który wykorzystał swoją pozycję do przelicytowania Sulli – i w lutym 44 roku p.n.e. ogłosił się dożywotnim dyktatorem. Jako jedynowładca mógł teraz odpocząć i nacieszyć się swoją potęgą, lecz jego relaks trwał ledwie miesiąc, gdyż już 15 marca 44 roku został zasztyletowany w portyku teatru noszącego imię jego rywala, Pompejusza. Sam Pompejusz pewnie by się z tego ucieszył, gdyby cztery lata wcześniej nie pozbawiono go głowy.

Zabójcy Cezara nie wstydzili się motywów, jakie skłoniły ich do zadania przyjacielowi ciosów w plecy. Kazali wybić monetę upamiętniającą ten marcowy dzień z napisem Liberates, co sugerowało, że czuli się wyzwolicielami. Wierzyli głęboko, że zabijając Cezara, ocalili Republikę przed panowaniem jednego człowieka. I rzeczywiście tak było, choć na krótko.

Próba Juliusza Cezara, by uczynić się jedynym władcą Rzymu, była eksperymentem krótkotrwałym. Następny człowiek, który spróbował tego samego, był znacznie sprytniejszy – wiedział, jak osiągnąć swój cel, unikając zarazem losu Cezara.

NA SCENIE POJAWIA SIĘ OKTAWIAN

W 44 roku p.n.e. Rzym przechodził trudne chwile. Ustrój republikański nie działał już od dziesięcioleci, a sposobem na przepchnięcie w senacie aktów prawnych nie było już wygłoszenie wspaniałej mowy i przekonanie do swego rozumowania kolegów, lecz zastraszenie ich przy pomocy sprzedajnego motłochu. W dodatku istniała groźba wojny pomiędzy zabójcami Cezara a jego przyjacielem i zarazem spodziewanym mścicielem Markiem Antoniuszem. Sprawy nie wyglądały dobrze – do czasu, aż pewien młodzieniec nie zgłosił swoich praw do objęcia dziedzictwa po Juliuszu Cezarze, który go adoptował8. Miał osiemnaście lat i nazywał się Gajusz Oktawiusz Turyn (Gaius Octavius Thurinus).

Oktawian uporządkował sytuację. Wykorzystał do tego taktykę znaną z poprzedniego stulecia: za pomocą armii zmusił senat do przyznania mu nadzwyczajnych uprawnień, niepasujących do republikańskiego etosu, wyeliminował swoich politycznych wrogów i pokonał byłych sojuszników, by stanąć samodzielnie na szczycie.

Gdy Brutus i Kasjusz ponieśli klęskę w bitwie pod Filippi w 42 roku p.n.e., a były przyjaciel Antoniusz przegrał z nim bitwę morską pod Akcjum w 31 roku p.n.e., na scenie pozostał tylko Oktawian. Miał trzydzieści jeden lat, był zatem wciąż dość młody, by zawstydzać innych miałkością ich dokonań i ambicji. Wróciwszy do Rzymu, Oktawian stanął przed senatem jako zwycięzca dwóch wojen domowych, dodając je do wszystkich prerogatyw, do jakich udzielenia sobie zmusił senatorów w ciągu poprzednich piętnastu lat. Jak sam określił: „Podczas mego szóstego i siódmego konsulatu, po zakończeniu wojny domowej, mając wszystkie me godności uzyskane w wyniku powszechnej zgody, zrzekłem się swej władzy na rzecz dominacji senatu i ludu rzymskiego”9. W rewanżu za zwrot tych prerogatyw i ocalenie republiki przed rządami uzurpatorów senat nagrodził swego dobroczyńcę nowiutkim imieniem – Augustus, co oznacza „poświęcony bogom”, „boski”. Brzmiało majestatycznie i z pewnością było łatwiejsze do wymówienia niż Gajusz Oktawiusz Turyn. Podobno zastanawiano się nad imieniem Romulus, ale złotemu chłopcu się nie spodobało, bo Romulus był przecież królem, a świeżo upieczony August dystansował się od wszelkich skojarzeń z monarchią. Było to jedno z wielu jego sprytnych posunięć.

Rzym pogrążył się więc na dziesięciolecia w brutalnych wojnach domowych, które skończyły się z chwilą odnowienia republiki i przejęcia znów przez senat kontroli nad systemem politycznym, a August, który z powodzeniem zakończył te wojny, oddał wszystkie uprawnienia, jakie mu przyznano w tych burzliwych latach. Myślicie, że teraz marzyły mu się domowe zacisze i rzymski odpowiednik popołudniowej herbatki? O nie!

POPRZECZKA WĘDRUJE WYSOKO: PIERWSZY CESARZ RZYMSKI

Mowa o reformach konstytucyjnych Augusta, a na samą wzmiankę o nich z piersi każdego studenta historii starożytnej wydobywa się głębokie westchnienie. Teoretycznie August zwrócił władzę senatowi, ale w istocie zastosował nadzwyczajną sztuczkę niczym magik pierwszej klasy. „Władzy nie miałem więcej niż każdy z mych kolegów piastujących poszczególne urzędy”10. Trik polegał na tym, by nie mając pozornie żadnej władzy, jednak ją sprawować. August nazywał siebie tylko pierwszym obywatelem (princeps), ale właściwie rządził Rzymem i cesarstwem. Jakim cudem mu się to udawało?

W 27 roku p.n.e., w tym wielkim historycznym momencie, gdy August stanął przed senatem, zakończywszy wojny domowe, które przez dekady gnębiły Rzym, i zwrócił swoje uprawnienia w ręce senatorów, tak naprawdę wcale tego nie uczynił. A dokładniej mówiąc, niektóre oddał, lecz senat przyznał mu inne specjalne prerogatywy, dzięki którym przez następne czterdzieści lat mógł robić, co chciał. Należały do nich – no trudno, muszę użyć łaciny – tribunicia potestas, czyli ogół uprawnień, jakimi dysponowali trybuni ludowi (tribunus plebis). Tradycyjnie stanowisko trybuna było zastrzeżone dla ludzi z niższych stanów niż patrycjuszowski. W praktyce niektórzy znani ambitni patrycjusze celowo obniżali swój status, by zostać trybunami ludowymi. Tak właśnie postąpił Publiusz Klodiusz Pulcher, który w 59 roku p.n.e. dał się adoptować plebejuszowi, młodszemu zresztą od niego. Wszystko wskazuje, że kupił sobie to pochodzenie, by zaspokoić swoje ambicje polityczne11.

Podstawowym zadaniem trybuna ludowego było reprezentowanie plebsu, co służyło równoważeniu oligarchicznych rządów kilku bogatych rodów dominujących w senacie. Urząd ten zrodził się w wyniku gwałtownych konfliktów z V wieku p.n.e., będących zresztą stałym sposobem wyrażania niezadowolenia w Rzymie. Jednym z wielu powodów gniewu było traktowanie plebejuszy, którzy popadli w długi. Władze odpowiedziały na bunt najpierw szybkim (to znaczy brutalnym) stłumieniem niepokojów, co nie może dziwić, bo ten czas w dziejach republiki obfitował w konflikty między lewicą, prawicą i centrum – które nie pozwalały na uśmierzenie wewnętrznych waśni – a w końcu doprowadziły do wojny w pełnej skali, rodzącej głębokie podziały i panikę po obu stronach. Wielu plebejuszy zbiegło wówczas z Rzymu i ukryło się na szczycie etruskiej świętej góry. Historyk Liwiusz uchwycił nastroje tego czasu: „W mieście zapanowało ogromne przerażenie i wzajemna nieufność paraliżowała wszystko: część ludu pozostawiona w mieście bez tamtych obawiała się jakiegoś gwałtu ze strony patrycjuszów, patrycjusze patrzyli ze strachem na pozostałą ludność; nie wiedzieli, czy życzyć sobie ich odejścia, czy pozostania”12.

W tej atmosferze powszechnej podejrzliwości i strachu lękano się czegoś jeszcze: „Co się stanie, jeżeli z zewnątrz zagrozi jakaś wojna?”13. Ta obawa, że młody Rzym nie będzie mógł wystawić odpowiedniej armii, by obronić się przed coraz liczniejszymi wrogami, zrodziła rozwiązanie kryzysu: „Poczęto więc obradować nad wzajemnym porozumieniem i zgodzono się na takie warunki, że lud ma mieć swoich urzędników nietykalnych, z prawem niesienia pomocy ludowi przeciw konsulom, a żadnemu patrycjuszowi nie będzie wolno tego urzędu piastować”14. Urzędem tym był trybun ludowy, rzecznik interesów plebejskiej ludności Rzymu, obdarzony licznymi uprawnieniami. Przysługiwał mu na przykład status nietykalnego, co znaczyło, że fizyczny zamach na niego traktowany był jak zbrodnia, co miało zapewne powstrzymywać patrycjuszy przed likwidowaniem trybunów podejmujących działania sprzeczne z ich interesami. Ale nie wszyscy przestrzegali prawa – niektórych trybunów spotkał właśnie taki los. Najbardziej znanym przykładem są bracia Tyberiusz i Gajusz Grakchowie, których starania o przeprowadzenie reformy rolnej na rzecz plebsu zakończyły się śmiercią jednego z nich z rąk senatorów. Liwiusz opowiada, że senatorowie połamali krzesła, by uzyskać prowizoryczną broń do zabicia Tyberiusza.

Nietykalność mogła być zatem symboliczna, ale symbole też mają swoją moc – a ten właśnie miał, gdyż wyniósł Augusta ponad jego kolegów w senacie. Były też jednak inne, mniej symboliczne i bardziej praktyczne uprawnienia należące do tribunicia potestas (jego prerogatyw), takie jak prawo do przewodniczenia Zgromadzeniu Plebejuszy, zwoływania senatu, a nade wszystko do wetowania każdej legislacji przyjętej przez senat.

Wraz z tribunicia potestas August otrzymał gubernatorstwo kilku prowincji, w tym Hiszpanii, Galii, Syrii i Egiptu (tak się akurat składało, że na ziemiach tych stacjonowały rzymskie legiony), a w charakterze wisienki na torcie senat przyznał mu imperium. To dawało mu pełnię najwyższej władzy rzymskiego konsula, ale pozwalało jednocześnie na stwierdzenie: „Gdy ponownie ofiarowano mi konsulat, tak roczny, jak i wieczysty, nie przyjąłem go”15. Tak działała sztuczka Augusta – miał władzę i jednocześnie mógł temu publicznie zaprzeczać.

Tribunicia potestas dawały Augustowi prawo do zwoływania i rozpędzania ludzi, kiedy tylko chciał, i wetowania wszelkich legislacji, które mu się nie podobały, a tymczasem ani senat, ani nikt inny nie mógł go tknąć czy zagrozić mu konsekwencjami. Gubernatorstwo określonych prowincji sprawiało, że dysponował bezpośrednio większą liczbą legionów niż władze państwowe. Imperium dawało mu władzę konsula przy wprowadzaniu legislacji. Jak ją wykorzystał?

Rzymski historyk Tacyt ujawnia niektóre metody, jakimi August skonsolidował przyznaną mu władzę: „Lecz skoro żołnierzy przynęcił darami, lud rozdawnictwem zboża, a wszystkich słodyczą pokoju, powoli począł się wzbijać i zagarniać w swoje ręce przywileje senatu, urzędników i praw”16. Sam August tak wyjaśniał, jak wykorzystywał otrzymane prawo do nominowania na urzędy: „(...) powiększyłem liczbę patrycjuszy w wyniku polecenia senatu i ludu rzymskiego. Trzy razy czytałem spis senatu i za szóstego mego konsulatu ustaliłem cenzus obywatelski wraz z Marcusem Agryppą, mym kolegą w konsulacie”17. Można się łatwo domyślić, że zmiany te polegały na włączeniu do grona senatorów ludzi mu sprzyjających lub spolegliwych. Wykorzystywał też swą władzę do umieszczania na kluczowych stanowiskach politycznych krewnych, często o wiele za młodych na objęcie poważnych urzędów. Pasierbowie Augusta Tyberiusz i Druzus zostali kwestorami i pretorami na pięć lat przed osiągnięciem wymaganego wieku. Tyberiusz został konsulem, gdy miał dwadzieścia dziewięć lat, a więc jedenaście lat przed osiągnięciem wymaganego wieku. Wnukowie Augusta Gajusz i Lucjusz awansowali jeszcze szybciej, bo zostali konsulami jako czternastolatkowie.

Wszyscy ci krewni byli wysyłani do prowincji stosownie do potrzeb. Druzus był utalentowanym dowódcą wojskowym, osiągającym sukcesy w walkach z ciągle groźnymi plemionami germańskimi. Gajusz udał się na wschód, by ułatwić pomysłową interwencję na dworze judejskim. Tyberiusza wysłano z dyplomatyczną misją do Partii, aby odzyskał orły legionowe utracone przez Marka Krassusa18. Umacniało to jeszcze władzę Augusta i jego rodziny – a nie senatu – w tych prowincjach. „Prowincje temu stanowi rzeczy nie były przeciwne: wszak podejrzliwie patrzyły one na rządy senatu i ludu z powodu sporów możnowładców i chciwości urzędników, a bezskuteczna była im pomoc praw, które mąciła przemoc, zabiegi, wreszcie przekupstwo”19. Godziły się na sztuczki Augusta, dlatego że jego rządy były i tak lepsze od tego, co spotkało je wcześniej.

To poniekąd stanowi odpowiedź na pytanie o to, jak Augustowi udało się zostać królem miasta, które królami się brzydziło. Otóż prowincjom powodziło się lepiej niż do tej pory, a Rzymowi, jak stwierdził Tacyt, panowanie Augusta dawało „słodycz pokoju”.

Uwolnił Rzym nie tylko od plagi brutalnych wojen domowych, które zakończył, ale też od długoletniej politycznej niestabilności, przemocy i waśni. Dwie główne ówczesne frakcje polityczne – optymaci (optimates) i popularzy (populares)20 – z takim zapałem blokowały nawzajem swoje inicjatywy ustawodawcze i deprecjonowały poglądy drugiej strony, że niczego nie dawało się uzgodnić. August zaś umiał dokonać wszystkiego. Ten człowiek nigdy się nie zatrzymywał. Był istnym tornadem reform, konstruktorem i siłą napędową działań – i to dobrych. Ta jego sprawcza moc daje nam wzór tego, jaki powinien być dobry cesarz.

CO CZYNI DOBRYM CESARZEM? CZĘŚĆ I: DOKONANIA

Mamy wielkie szczęście, gdyż dysponujemy dokumentem napisanym przez samego Augusta (cytowałam go już kilkukrotnie w tym rozdziale), znanym jako Res gestae divi Augusti (Czyny boskiego Augusta), który zawiera listę wszystkich osiągnięć, jakie pierwszy cesarz rzymski uznał za warte odnotowania ku pamięci potomnych. Lista ta została umieszczona na brązowych filarach przed miejscem jego ostatniego spoczynku, mauzoleum Augusta. W licznych kopiach dystrybuowano ją po całym cesarstwie, by nikt nie zapomniał o żadnej z tych wspaniałych rzeczy, które uczynił władca. Dzięki temu tekst zachował się do naszych czasów.

Pierwsza lektura Res gestae sprawia dość osobliwe wrażenie, a chełpliwy ton tego tekstu odbiega od współczesnej wrażliwości, zgodnie z którą osiągnięcia się raczej pomniejsza, pokazując skromność i wdzięczność za należne nagrody. Wystarczy obejrzeć wystąpienia laureatów Oscarów – dziękują i doceniają wkład innych w swój sukces21.

August nie przyznaje nikomu innemu udziału w swoich sukcesach. W tekście liczącym jedynie trzy tysiące osiemset sześćdziesiąt jeden słów aż sto dwadzieścia dwa razy stosuje pierwszą osobę liczby pojedynczej. Tu nie ma miejsca na epatowanie skromnością. Daje o tym znać już w pierwszym zdaniu: „W dziewiętnastym roku mojego życia z mej własnej inicjatywy i na własny koszt wystawiłem armię, z którą wyzwoliłem rzeczpospolitą, będącą w opresji w wyniku dominacji jednej frakcji”22. Takie zdanie może zawstydzić każdego czytelnika po dwudziestce. A to dopiero początek! Teraz następuje trzydzieści pięć akapitów wyliczających to, czego August osobiście dokonał: od prowadzenia wojny po uzyskiwanie pokoju, od epickich projektów budowlanych po wiejskie osiedla dla emerytowanych żołnierzy, a nie można przeoczyć żadnej z tych licznych sytuacji, gdy senat czuł się w obowiązku nagrodzić go jakimś zaszczytem. Takich przykładów jest wiele i wszystkie są lipne, ale jeden przypadek oddaje te wszystkie zaszczyty doskonale: „Senat głosował za poświęceniem Ołtarza Pokoju w świątyni na Polu Marsowym za mój powrót i zobowiązał sędziów, kapłanów i westalki dziewice do odprawienia dorocznych ofiar”23.

August jest zatem niby zwykłym facetem, z zakresem władzy takim jak inni, a wszystkim niby rządzi senat, ale załatwia dostawę zwierząt ofiarnych, bo przyszedł czas na doroczne uroczystości dziękczynne ku jego czci. I kapłani oraz konsulowie „tak prywatnie, jak i wraz ze wszystkimi obywatelami miasta jednomyślnie i bez przerwy modlili się we wszelkich świątyniach za me zdrowie”24.

Ogólnie Res gestae utrzymane są w tonie „jestem mistrzem świata we wszystkim”. Ale prawda jest taka, że August taki rzeczywiście był i można się tylko zachwycać, ile udało mu się dokonać podczas tych czterdziestu lat u władzy. Jego osiągnięcia są imponujące, a sam August może stanowić dla nas wzór, jaki powinien być dobry cesarz (choć skromność do jego cech z pewnością nie należy). Zostawmy jednak te wrażenia i skoncentrujmy się na tym, co takiego doskonałego i zachwycającego August zdziałał.

„Rzym nie dość wystawnie zbudowany jak na siedzibę majestatu cesarstwa, narażony na wylewy rzeczne i pożary, upiększył tak dalece, że słusznie mógł się chełpić, iż »zostawia marmurowy, a otrzymał ceglany«”25. Tak to widział Swetoniusz, biograf cesarzy, i miał rację. August z pewnością wziął na siebie zadanie renowacji Rzymu. W Res gestae poświęca trzy pełne akapity swoim przedsięwzięciom budowlanym – forum i świątyniom, teatrom i drogom. Reperował również akwedukty i dokończył bazylikę, rozpoczętą przez Juliusza Cezara. Wszystko to były budowle publiczne.

Innym sposobem na zaskarbienie sobie wdzięczności zwykłych mieszkańców Rzymu było dawanie im pieniędzy (z własnej kiesy, jak twierdził). W Res gestae spotykamy twierdzenia w rodzaju: „Wypłaciłem plebsowi rzymskiemu po trzysta sesterców na głowę, wypełniając wolę ojca”26. Te trzysta sesterców (co nie było wcale małą kwotą!) to tylko na początek, bo August nieraz wspierał lud rzymski. Za jego piątego konsulatu każdy dostał po czterysta sesterców, podobnie jak za dziesiątego, a kolejne czterysta sesterców następnym razem, co pan skromniś skomentował: „te moje publiczne podarki nigdy nie objęły mniejszej liczby osób niż dwustu pięćdziesięciu tysięcy”27.

Można z tego zrobić zadanie arytmetyczne, a jeśli nie macie pod ręką kalkulatora, pomogę: to w sumie 100 000 000. Już po liczbie zer widać, że to OGROMNA suma, a wydał ją trzykrotnie. I nie był to koniec, bo po kolejnych dwieście czterdzieści sesterców dał trzystu dwudziestu tysiącom ludzi, a po tysiąc sesterców (roczny żołd) wypłacił stu dwudziestu tysiącom żołnierzy, po sześćdziesiąt denarów zaś dał dwustu tysiącom ludzi.

Ale August miał gest nie tylko, jeśli chodzi o gotówkę. Rozdawał też żywność. „Od kiedy konsulami byli Gnaeus i Publius Lentulus, gdy obniżono podatki, dawałem kontrybucję w zbożu i gotówce z mego spichlerza i ojcowizny czasem dla stu tysięcy mężów, czasem dla wiele większej ich liczby”28.

Res gestae podkreśla też hojność Augusta w rozdawnictwie zboża jako zbliżoną do tej w wypłatach zasiłków w sestercach – a zboże miało kluczowe znaczenie dla starożytnego Rzymu. Istniał zasiłek zbożowy, czyli państwowy program rozdawnictwa ziarna dla najuboższych obywateli miasta, to znaczy około dwustu tysięcy osób. Tak wielka rzesza ludzi zależała od programu rozdawnictwa żywności, a zarazem mogłaby się naprawdę wkurzyć, gdyby nie dostała tego darmowego ziarna. Nie było co do tego wątpliwości – plebs zdolny był do naprawdę strasznego gniewu, o czym przekonał się cesarz Klaudiusz: „W czasie braku żywności, wywołanego ustawicznymi nieurodzajami, został raz pośrodku forum zatrzymany przez tłum oraz obrzucony obelgami i jednocześnie odłamkami chleba. Z trudem zaledwie ujść zdołał na Palatyn przez tylne drzwi. Nawet wówczas nie zaniedbał zastosować wszelkich środków celem dostawy żywności, choć była to zima”29.

Wspomnieliśmy o chlebie, powiedzmy też więc o cyrku – bo był to drugi środek do uszczęśliwiania ludności Rzymu. Wiemy, że zapewnianie rozrywki było istotną funkcją rzymskiego władcy, gdyż August dwa paragrafy swoich Res gestae poświęcił na wyliczenie wszystkich igrzysk, które urządził lub/i sponsorował: „Trzy razy wydawałem walki gladiatorów pod swoim imieniem i pięć razy pod imieniem synów i wnuków; w tych walkach uczestniczyło około dziesięciu tysięcy mężów” – pochwalił się, nim wspomniał, że ponad dwadzieścia razy sprezentował publiczności pokazy atletów30. Chleb i igrzyska pozwalały panu Głębokie Kieszenie cieszyć się popularnością wśród gawiedzi.

Inną grupę, którą trzeba było zadowolić, stanowiła armia. W końcu jej poparcie wyniosło Augusta na jego pozycję. Żyjąc jeszcze w schyłkowym okresie systemu republikańskiego, August nie mógł nie zauważyć, że poparcie wojska nie było bezwarunkowe – wręcz przeciwnie, świetnie rozumiał, że jeśli sam go sobie nie kupi, zrobi to kto inny. Stąd wielokrotne wzmianki w Res gestae dotyczące wynagradzania armii: „Około pięciuset tysięcy obywateli zostało mi zaprzysiężonych. Poprowadziłem nawet więcej niż trzysta tysięcy z nich do kolonii i zwróciłem ich miastom po tym, jak zasłużyli na swój żołd, i przydzieliłem ziemie wszystkim z nich lub dałem pieniądze za ich wojskową służbę”31. W wypadku wojska August także sięgnął głęboko do własnej (powiedzmy…) kiesy, by je wynagrodzić: „Gdy zaś byłem konsulem po raz piąty, dałem z mych łupów wojennych koloniom mych weteranów każdemu po tysiąc sesterców na osobę. Około stu dwudziestu tysięcy osób w koloniach otrzymało ten triumfalny podarunek publiczny”32. Widzimy, jak cholernie szczodry był August.

Był też jednak inny sposób na podtrzymywanie dobrych nastrojów w armii – podboje. „Również i szczepy Pannonów, na których przed mym pryncypatem nie wkroczyła żadna armia rzymska (…), poddałem władzy ludu rzymskiego”33. W innym miejscu notuje, że to samo spotkało armię Daków, i dodaje: „Oddałem Egipt pod panowanie ludu rzymskiego”34 oraz „rozszerzyłem granice rzeczypospolitej we wszystkich prowincjach Rzymu, w których nasi sąsiedzi nie stosowali się do naszych reguł”35.

Twierdził, że zaprowadził pokój w prowincjach galijskich, hiszpańskich i germańskich – pod warunkiem że uznamy, iż zwykłe brutalne rzymskie metody pacyfikacji miejscowych można nazwać zaprowadzaniem pokoju. Powiódł również armię tam, gdzie nigdy wcześniej nie docierała – w głąb Afryki, na tereny dzisiejszego Sudanu, i na południe Półwyspu Arabskiego, do dzisiejszego Jemenu36. Uznając szerzenie pokoju na lądzie za niewystarczające, August rozciągnął swe działania na morza oblewające prowincje: „Na morzu przywróciłem pokój od napaści piratów”37. Musiał się tym pochwalić, ale przyznajmy, że było to rzeczywiście poważne przedsięwzięcie, przynoszące wielki pożytek cesarstwu. Dzięki temu podróże morskie stały się bezpieczniejsze, co pobudziło handel wzbogacający Rzym i sprawiło, że do domów bogaczy mogły płynąć luksusowe towary.

Za tą pokojową (choć zdecydowanie orężną) polityką stało coś jeszcze: nie tylko wojsko miało wciąż coś do zrobienia, ale akcje te przynosiły stały dopływ gotówki i budowały reputację Rzymu jako zawsze zwycięskiej potęgi. Zawsze zwycięskiej dzięki Augustowi, co podkreślał bez zbytecznej skromności.

Ale nie tylko wojnami czy kampaniami chlubi się August w Res gestae. Podkreśla też, można by nawet powiedzieć, dyplomatyczne relacje nawiązane pod jego rządami: „Posłowie od królów Indii często przybywali do mnie, a niewidziani oni byli przez żadnego rzymskiego wodza nigdy wcześniej. Bastarnowie, Scytowie i Sarmaci, którzy przebywają po tej stronie Donu, jak i dalsi królowie, królowie Albanii, królowie Iberów i Medów, zaprzysięgli przyjaźń przez posłów”38. To również wzmacniało prestiż Rzymu i budowało jego dobrobyt dzięki nowo otwartym szlakom handlowym.

CO CZYNI DOBRYM CESARZEM? CZĘŚĆ II: CHARAKTER

Przyjrzeliśmy się dokonaniom, które dowodzą dobrych cesarskich rządów: od wielkich przedsięwzięć budowlanych przez organizację wspaniałych igrzysk, zdobywanie orężnej chwały aż do bardziej praktycznych działań, jak zadbanie o pełne brzuchy poddanych. Ale oprócz takich wymiernych dokonań coś jeszcze sprawiało, że władca uważany był za dobrego cesarza: jego charakter. Cecha ta po łacinie była nazywana virtus, co niełatwo precyzyjnie przetłumaczyć.

Virtus pochodzi od słowa vir, co oznacza człowieka jako takiego, człowieka w pełni, prawdziwego, obdarzonego cnotami, które zdaniem Rzymian składały się na ideał człowieczeństwa. Tych zalet według cesarza Marka Aureliusza jest aż piętnaście. Są to: auctoritas (poważanie społeczne, świadomość swego miejsca w hierarchii), comitas (poczucie humoru, kurtuazja), clementia (łaskawość), dignitas (godność), firmitas (wytrwałość), frugalitas (oszczędność), gravitas (powaga), honestas (przyzwoitość), humanitas (człowieczeństwo, życzliwość), industria (przedsiębiorczość, pilność), pietas (obowiązkowość), prudentia (roztropność), salubritas (pełnowartościowość, zdrowie), severitas (zdyscyplinowanie) i veritas (prawdomówność). Lista ta jednak nie wyczerpuje wszystkich cnót składających się na virtus, bo istniało też wiele innych przymiotów, do których aspirowali rzymscy mężczyźni. Były to również spes (nadzieja), concordia (harmonia), felicitas (szczęśliwość), fides (zaufanie), securitas (bezpieczeństwo) i liberalitas (szczodrość).

Dla Rzymian z wyższej klasy virtus była bardzo pożądana, ale wiązała się z pewną obawą. Galen, rzymski lekarz z II wieku, sugerował, że powinno się mieć kogoś, kto towarzyszyłby człowiekowi za każdym razem, gdy zbłądzi w poszukiwaniu virtus. A jest to poszukiwanie na początku „trudne i może być doprowadzone do celu jedynie za cenę niewątpliwych porażek”39. Dlatego lekarz ten pomiędzy przepisywaniem gorących kąpieli i wywoływaniem świńskich kwików40 znajdował czas, by radzić, jak zwiększać swój potencjał virtus, będący częścią ludzkiego ciała tak jak dusza, o której Galen też zresztą dużo pisał.

Wróćmy jednak do człowieka, który zdefiniował cechy dobrego cesarza, czyli Augusta, lecz tym razem spójrzmy na niego przez pryzmat virtus i sprawdźmy, jak w jego przypadku przejawiały się cnoty w praktyce:

Auctoritas (poważanie społeczne, świadomość swego miejsca w hierarchii): „(...) mimo że senat i lud rzymski jednogłośnie zgodziły się, aby został sam jeden czyniony kuratorem praw i obyczajów z najwyższą władzą, nie chciałem występować przeciw obyczajom przodków”41.

Comitas (kurtuazja, poczucie humoru): „Szczególnie swego ukochanego Mecenasa, którego »perfumowane«, jak mówi, »loki« stale prześladuje i wydrwiwa, żartobliwie przedrzeźniając”42.

Clementia (łaskawość): „Jako zwycięzca wybaczyłem tym wszystkim obywatelom, którzy tego oczekiwali. Tak samo ze wszystkimi obcymi nacjami [postąpiłem]; tych, którym nie mogłem bezpiecznie przebaczyć, wolałem zachować, niż niszczyć”43.

Iustitia (sprawiedliwość): „Przywiodłem morderców ojca swego na wygnanie, z legalnego wyroku ukarałem ich zbrodnie”44.

Frugalitas (oszczędność): O prostocie wyposażenia jego domu można się przekonać na podstawie sof i stołów zachowanych do dziś, a ledwie odpowiadających wykonaniem aspiracjom zwykłych obywateli. „Mówią, że zawsze sypiał tylko na łożu niskim i skromnie zasłanym. Szaty innej nie używał, jak tylko domowej roboty, wykonanej rękoma siostry, żony, córki lub wnuczki”45.

Industria (przedsiębiorczość): Mogłabym tu zacytować całe Res gestae, ale ograniczę się do paragrafu, od którego samej tylko lektury człowiek robi się zmęczony: „Przebudowałem Kapitol i teatr pompejański, każdą nadzwyczajnym kosztem, bez żadnej inskrypcji głoszącej me imię. Przebudowałem akwedukty, w wielu miejscach uszkodzone w wyniku działania czasu, i podwoiłem przepustowość Marcjana poprzez puszczenie nowego strumienia do jego kanału. Dokończyłem forum Juliusza i bazylikę, którą ten budował pomiędzy świątynią Kastora a świątynią Saturna, prace były zaczęte i niemalże ukończone za mojego ojca. Kiedy ta sama bazylika spłonęła w pożarze [12 rok], rozszerzyłem jej tereny i rozpocząłem na nowo [budowę]”46.

Severitas (dyscyplina): „W tej niewolniczej wojnie trzydzieści tysięcy złapanych niewolników, którzy opuścili swych właścicieli i podnieśli uzbrojoną dłoń na rzeczpospolitą, oddałem na ukaranie swym panom”47.

Honestas (przyzwoitość): „Dzięki nowemu prawu, wprowadzonemu z mojej inicjatywy, przywróciłem wiele obyczajów przodków, które upadły w związku z klęskami naszego wieku, i osobiście przekazałem wiele przykładów do naśladowania dla przyszłych pokoleń”48. Prawa, o które tu chodzi, to lex Julia i Poppaea, dotyczące moralności publicznej, zachęcające do zawierania małżeństw i rodzenia dzieci, a jednocześnie wprowadzające surowe kary dla cudzołożników.

Przyjrzeliśmy się temu, co czyni cesarza dobrym. Ale aby zapewnić sobie wysokie miejsce w tym rankingu, należy mieć coś jeszcze, co August z pewnością posiadał, czego dowodzą jego Res gestae: zdolności literackie.

CO CZYNI DOBRYM CESARZEM? CZĘŚĆ III: POZOSTAWIENIE SPUŚCIZNY

Aby zyskać pewność, że jego czyny nie ulegną zapomnieniu, August nie zostawił żadnego pola przypadkowi. Dlatego ich listę kazał wykuć w kamieniu i świadomość ich rozpowszechnił w całym imperium. Wyrycie swego imienia ponadpółtorametrowymi literami na ścianie świątyni też jest dobrym sposobem, aby nikt nie zapomniał o tobie i o tym, że to ty wyłożyłeś pieniądze na budowę. Imiona cesarzy można znaleźć na wszystkim – od amfiteatrów przez świątynie, akwedukty i drogi. A wszystkie krzyczą: JA TO ZROBIŁEM.

Cesarze rzymscy dysponowali różnymi narzędziami propagandy – od inskrypcji na świątyniach przez pochlebcze posągi ukazujące ich w bohaterskich pozach, monety upamiętniające przymioty, którymi chcieli się pochwalić, do pisanej na zamówienie poezji, wyliczającej ich wszystkie osiągnięcia i cnoty49. A gdyby ktoś tym panegirykom przeczył, zawsze można było oskarżyć go o zdradę stanu. Lecz po śmierci trudno sięgnąć po takie narzędzia – wtedy do gry wkracza kategoria ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za to, w jaki sposób potomni będą oceniać rzymskich cesarzy, czyli historycy. Jeden historyk może zniweczyć jedną anegdotą najlepsze starania władców o dobrą pamięć o sobie, bo błoto łatwo się przykleja, a błoto zabawne – szczególnie.

Jeśli zapytałabym was, co wiecie o cesarzu Neronie, mogę się założyć, że nie wspomnielibyście o pokoju wynegocjowanym z Partami w sprawie statusu Armenii, walce z fałszerstwami ani o rozdaniu wszystkim obywatelom miasta po czterysta sesterców. Chętniej wymienilibyście kazirodcze stosunki z matką i zabawę w trakcie katastrofy… – choć ani jedno, ani drugie zdarzenie nie ma oparcia w faktach. Taka jednak jest siła historyków, że mogą sprawić, iż ludzie uwierzą w najbardziej niewiarygodne rzeczy, i zszargać reputację jakiegoś cesarza na wieki wieków. Rzymscy historycy wywodzili się z określonej grupy społecznej – wszyscy urodzili się jako ludzie wolni, byli mężczyznami i należeli do klas ekwickiej lub patrycjuszowskiej, do których nie dało się wejść bez pokaźnego majątku50.

Mówiliśmy, że dobry cesarz powinien utrzymywać pozytywne nastroje w armii i wśród ludności cywilnej, ale należy dodać do tego jeszcze jedną grupę społeczną: klasę senatorską, bo to senatorzy właśnie mieli pisać o nim dla potomności. Jeśli władca z nimi zadarł, jego imię mogło być wiązane z najbardziej nieprawdo­podobnymi i z gruntu fałszywymi opowieściami.

Dziedzictwo Augusta utrudniało zadowolenie senatu. Jak już widzieliśmy, sprawował władzę właściwie bez oficjalnego stanowiska. Raz po raz deklarował, że jest równy swym senatorskim kolegom, choć wiedział, że to nieprawda – i oni również to wiedzieli, choć byli gotowi uczestniczyć w tej iluzji z kilku powodów, a kluczowy był ten, że nie mieli innego wyboru. Chociaż rzymska polityka była brutalnie dobra w zarzynaniu ludzi, którzy wybili się ponad swój stan, i Augusta mógł spotkać ten sam los, co wcześniej Juliusza Cezara, nie stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze: był rzeczywiście bardzo dobrym władcą, a współpraca z nim była i tak lepsza od wcześniejszych doświadczeń senatorów. Po drugie: August robił wielki show wokół swojego szacunku dla senatu i publicznie zachowywał się tak, jakby to jego członkowie rządzili państwem, choć potrafił dopilnować, by przyjmowali tylko te ustawy, które mu odpowiadały, i głosowali tak, jak chciał. To była kolejna magiczna sztuczka Augusta. Senat czuł się siłą rządzącą, chociaż wiedział, że żadnej realnej władzy nie ma. Szacunek i atencja okazywane senatorom wystarczały, żeby chcieli brać udział w tym przedstawieniu.

Sukces takiego balansowania zależał całkowicie od osobowości faktycznego władcy, a August posiadał niezbędne do tego cechy – spryt, przebiegłość, brutalność, inteligencję, a przede wszystkim charyzmę. Nie wszyscy jego następcy potrafili brać udział w tej grze, a niektórzy wręcz odmawiali w niej uczestnictwa, nie próbując nawet ukrywać, że w istocie są królami, a senatorowie – ich petentami. I to właśnie oni na naszej liście najgorszych cesarzy zajmują wysokie pozycje.

Oprócz okazywania szacunku był jeszcze znacznie prostszy sposób na utrzymanie klasy senatorskiej po swojej stronie. Tak prosty, że trudno uwierzyć, iż można by o nim zapomnieć – a jednak zdziwilibyście się, jak często władcy go ignorowali: wystarczyło po prostu nie skazywać członków senatu na śmierć, gdyż właśnie to – i nie ma co się dziwić – irytowało senatorów najbardziej. Choć zabijanie przedstawicieli innych klas już ich tak nie gniewało. Jak zauważył historyk Brian W. Jones, „kara śmierci była uważana przez senatorów za coś przykrego jedynie wówczas, kiedy dotyczyła ich samych”51.

Poza utrzymywaniem klasy senatorskiej w dostatecznie dobrym nastroju, by wystawiła cesarzowi celującą ocenę dla potomności, był jeszcze inny ważny sposób, aby cieszyć się uznaniem po śmierci: trzeba było upewnić się, że następca będzie cię wysławiał, a jeszcze lepiej – zrobi z ciebie boga52. Jak się niebawem przekonamy, cesarze o najgorszej reputacji nie czekali biernie, aż ktoś przypadkowy wejdzie w ich sandały.

CO CZYNI NAJGORSZYM CESARZEM?

Sprawdziliśmy, jakiego rodzaju charakter powinien mieć dobry cesarz, czego powinien dokonać i kogo mieć po swojej stronie. Ale książka ta nie nosi tytułu Najlepsi cesarze starożytnego Rzymu, tylko Najgorsi, więc przejdźmy właśnie do nich. Co sprawiło, że tak źle ich oceniamy?

Odpowiedź jest dosyć prosta. Przede wszystkim brak przymiotów, virtus, brak dokonań, brak spuścizny i zwolenników. Z powodu braku wspaniałych cech charakteru władcy ci zostawili po sobie raczej skandaliczne anegdoty niż pamięć dobrych czynów. O cesarzu, który nie szanuje armii ani senatu, ani ludu rzymskiego. Cesarzu, który pozostawia po sobie Rzym w stanie gorszym, niż go zastał.

Rozmaite są przyczyny, dla których cesarzom nie udawało się być dobrymi władcami. Czasami okoliczności ich panowania były tak trudne, że nawet August nie wybrnąłby z tych kłopotów bez uszczerbku na reputacji. Bo jak budować infrastrukturę, organizować igrzyska ku uciesze tłumów i demonstrować clementia, gdy barbarzyńcy szturmują bramy miasta, a przed oczami ma się wizję rychłej zagłady? Mogli też zdobyć godność cesarską przypadkiem (albo na przykład byli tak niegrzeczni, że sami zgładzili poprzednika), nie mając żadnego przygotowania do rządzenia, albo tak bardzo wciągały ich uroki sprawowania władzy – nieustanne bankietowanie, pałacowe rozrywki i niewyobrażalne bogactwo – że zapominali o pracy, która mogłaby unieśmiertelnić ich imiona. Niewątpliwie za brak wielu budowli, igrzysk i unikanie bitew odpowiedzialny był często zabójczy kac. Gdy się to połączy z brakiem jakiegokolwiek dostrzegalnego talentu, mamy prosty przepis na najgorszego cesarza.

Przeciwieństwem takich nieudaczników są ci, którzy weszli w rolę wszechmocnego monarchy aż za dobrze i nie chcieli korzystać z kostiumu pana Zwykłego Augusta, śmiało grając rolę jedynowładców, którzy mogą robić, co chcą, choć rzeczywistość wymykała im się z rąk.

Wiemy już, kim był cesarz i jak odróżnić cesarza dobrego od złego. Przejdźmy więc do kilku przykładów najgorszych ludzi na tym stanowisku. Ale chwila! Zanim wskoczymy w świat naprawdę wrednych władców, podejmujących fatalne decyzje i rujnujących państwo, jeszcze słówko o ich wyborze.

W ciągu pięciuset lat istnienia Cesarstwo Rzymskie się zmieniało. Zmienna była też rola jego władców. Porównanie cesarza panującego w I wieku z takim, który władał państwem w wieku V, przypominałoby zestawienie rządów królowej Elżbiety I i premier Margaret Thatcher. Niewiele sensownego by z takiej konfrontacji wynikało. A więc nie będziemy tego robić. Postanowiłam po prostu wybrać najgorszych cesarzy w całej rzymskiej historii, mając nadzieję, że uda mi się ukazać mnogość powodów ich złej oceny, ale też naświetlić ewolucję roli władcy w starożytnym Rzymie – i zmiany, jakie zachodziły w ludziach, którzy tę godność dzierżyli. Może to oznaczać, że wasz ulubiony psychicznie niezrównoważony cesarz tu nie wystąpi, bo znalazłam innego, podobnie niezrównoważonego. Ale jak by powiedział pierwszy rzymski cesarz August (oczywiście w domowym zaciszu, z dala od uszu historyków): „No trudno, w końcu to ja tu rządzę!”.

1 Oktawian August, Czyny boskiego Augusta, przeł. Szymon Drej, akapit 34, www.5lo.bydgoszcz.pl/historia/pluginfile.php/75/mod_resource/content/2/Czyny%20boskiego%20Augusta.pdf [dostęp: 22.01.2025].

2 Udział Brutusa Młodszego w zabójstwie Juliusza Cezara wynikał po części z presji posiadania czcigodnego przodka. Według historyka Plutarcha w Rzymie zaczęły się pojawiać napisy na pomnikach Brutusa Wyzwoliciela, wyrażające pragnienie, by pojawił się nowy Brutus. Podejrzewam, że to Kasjusz wymalowywał w nocy te hasła, by wpłynąć na Brutusa Młodszego. Okazało się to skuteczne i Brutus dołączył do spiskowców.

3 Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, przeł. Andrzej Kościółek, Wrocław 1968, księga I, roz. 59, s. 73.

4 Jedną z takich spraw była reforma rolna. Drobni rolnicy byli coraz mocniej wypychani ze swojej ziemi przez duże gospodarstwa obszarnicze bogatszej warstwy społecznej. Oczywiście senatorowie, czemu trudno się dziwić, nie widzieli powodu, by się spieszyć z rozwiązaniem tego problemu. Politycy za to wykorzystywali go do podburzania tłumu, jeśli im to akurat pasowało.

5 Juliusz Cezar był gubernatorem Galii przez osiem lat – a był to czas podbojów, z których zdał potem relację, żeby nikt w Rzymie nie przeoczył jego znakomitych dokonań. Pompejusz natomiast zdobył przydomek „Wielki” za cztery lata służby na zamożnym Wschodzie – jego zwycięstwa wzbogaciły Rzym.

6 W okresie późnej republiki przemoc polityczna była powszechna. W połowie I wieku p.n.e. Pompejusz Wielki wykorzystywał motłoch do wylewania gnojówki na głowę swojego politycznego rywala Bibulusa, późniejszego trybuna ludowego. Klodiusz Pulcher przy pomocy swoich popleczników obrzucał Pompejusza oblegami i nakłaniał go do powrotu do domu. W 53 roku p.n.e. w mieście wybuchła wojna między przywódcami motłochu: niedoszłym pretorem Klodiuszem i konsulem na ten rok Milonem. Wybory trzeba było odwołać z powodu poziomu przemocy ulicznej. W 52 roku p.n.e. przepychanki pomiędzy gangami Klodiusza i Milona doprowadziły do śmierci Klodiusza i głośnego procesu Milona.

7 Dramatyczne znaczenie tego aktu brało się stąd, że Rubikon stanowił symboliczną granicę miasta. Bo sama rzeka jest rozczarowującym i zupełnie niedramatycznym ciekiem.

8 Oktawian, wielki krewniak Juliusza Cezara, został przez niego adoptowany i utrzymywał, że ten akt prawny oznaczał dziedziczenie zarówno władzy, jak i nazwiska, co nie było prawdą. Przy czym deifikacja jego zamordowanego ojca dała mu możliwość kreowania się na syna boga. Takiego wywyższenia nie mógł sobie wywalczyć Marek Antoniusz.

9 Oktawian August, op. cit., akapit 34.

10Op. cit.

11 Klodiusz wykorzystał swoją kadencję trybuna ludowego do osobistej wendety na słynnym rzymskim mężu stanu Cyceronie. Po wygnaniu Cycerona i zdemolowaniu jego domu – tak dla zabawy – szukając godnego siebie przeciwnika, zwrócił uwagę na Pompejusza Wielkiego, na którego nasyłał motłoch, gdy ten opuszczał dom. Tłum wykrzykiwał różne obelgi pod jego adresem, co mocno irytowało Wielkiego. Dziwicie się?

12Op. cit., księga II, roz. 32, s. 109.

13Ibidem.

14Ibidem, roz. 33, s. 110.

15 Oktawian August, op. cit., akapit 5.

16 Tacyt, Roczniki, księga I, rozdz. 3, w: Dzieła, t. 1, przeł. Seweryn Hammer, Warszawa 1957, s. 66.

17Op. cit., akapit 8.

18 Próbując konkurować ze swymi kolegami triumwirami, Pompejuszem i Cezarem, i dorównać ich zdobyczom na wschodzie i w Galii, Marek Licyniusz Krassus pomaszerował w 53 roku p.n.e. na czele trzech legionów na terytorium imperium partyjskiego. Doskonali partyjscy łucznicy zabili wszystkich członków legionów. Dyplomatyczna misja Tyberiusza polegała na odzyskaniu sztandarów, co dla Rzymian miało znaczenie symboliczne.

19 Tacyt, op. cit., s. 66.

20 Optymaci, czyli „najlepsi”, byli tradycjonalistami uważającymi, że Rzymianie robią wszystko cholernie dobrze, więc po co zmieniać zasady? Popularzy próbowali w tym mieszać, wprowadzając zmiany w prawodawstwie.

21Oscarowe wystąpienie Olivii Colman jest dobrym przykładem. Chwaliła innych aktorów, którzy nie dostali statuetki, jako swoich idoli i stwierdziła, że to się już nie powtórzy. Wyraziła też wdzięczność wielu ludziom za swój sukces. Nigdzie też nie przyznała, że wygrała, bo jest aktorką lepszą od wszystkich innych nominowanych.

22Op. cit.

23Ibidem, akapit 12.

24Ibidem, akapit 9.

25 Gajus Swetoniusz Trankwillus, Boski August, w: Żywoty cezarów, przeł. Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 1972, akapit 28, s. 124.

26Op. cit., akapit 15.

27Ibidem.

28Res gestae, akapit 18.

29 Swetoniusz, Boski Klaudiusz, w: op. cit., akapit 18, s. 299.

30Op. cit., akapit 22.

31Op. cit., akapit 3.

32Op. cit., akapit 15.

33Op. cit., akapit 30.

34Op. cit., akapit 27.

35Op. cit., akapit 26.

36Ibidem.

37Op. cit., akapit 26.

38 Akapit 31.

39 Galen, The affections and errors of the soul, 10.55–56.

40 Galen zasłynął doświadczeniami wykazującymi publiczności, że mózg kontroluje funkcje ciała. W trakcie wiwisekcji świni pokazywał, jak po przecięciu odpowiedniego nerwu następuje zanik pewnych czynności. Metoda bez wątpienia przerażająca. Przeszedł później do testowania swej teorii na innych zwierzętach. Niby słusznie, ale czy powierzylibyście Galenowi swojego domowego pupila?

41Res gestae, akapit 6.

42 Swetoniusz, Boski August, w: op. cit., akapit 86, s. 168.

43Res gestae, akapit 3.

44Ibidem, akapit 2.

45 Swetoniusz, Boski August, w: op. cit., akapit 73, s. 162.

46 Akapit 20.

47Ibidem, akapit 25.

48Ibidem, akapit 8.

49 Celował w tym Stacjusz, dworski poeta cesarza Domicjana: „Czy to ciebie oglądam, leżąc, władco ziemi i wielki rodzicu podbitego świata, ciebie, nadziejo ludzi, ciebie, trosko bogów?” (Publiusz Papiniusz Stacjusz, Utwór dziękczynny do Imperatora Augusta Germanika Domicjana, w: Achilleis i sylwy, przeł. S. Śnieżewski, Polska Akademia Umiejętności). Stacjusz został zaproszony na pewien cesarski bankiet, podczas którego pękał wprost z radości i podziwu dla władcy.

50 Wejście do klasy ekwitów wymagało majątku w kwocie trzystu tysięcy sesterców. Żeby zostać senatorem, trzeba było mieć minimum milion.

51 Brian W. Jones, Domicjan, przeł. Fabian Tryl, Napoleon V, Oświęcim 2018, s. 216.

52 Pośmiertnie deifikowano między innymi Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta, Klaudiusza, Wespazjana, Tytusa i Nerwę.

CZĘŚĆ I

PO AUGUŚCIE (LATA 14–92)

August nigdy nie twierdził, że jest królem czy cesarzem. August nie stworzył stanowiska cesarza, bo w istocie funkcja ta była zbiorem uprawnień przyznanych mu przez senat, które pozwoliły mu objąć rządy nad Rzymem i jego imperium. Teoretycznie Rzym wciąż był republiką z senatem jako ciałem odpowiedzialnym za kierowanie wszystkim – tyle że tak się jakoś składało, że zdanie senatorów we wszelkich sprawach pokrywało się dokładnie ze zdaniem Augusta.

Pięknie to działało, dopóki żył ten wielki magik, lecz system skrywał fundamentalny problem, który miał w przyszłości przysporzyć Rzymowi wielu utrapień: skoro bowiem nie było w zasadzie czegoś takiego jak stanowisko cesarza, to jak przekazać to coś następcy?

NASTĘPSTWO – SUKCESJA

Z problemem tym zetknął się już drugi cesarz, Tyberiusz, który w wieku pięćdziesięciu pięciu lat i po dziesięcioleciach służby publicznej – również na wielu stanowiskach wojskowych – był lepiej niż ktokolwiek przygotowany do wejścia w sandały Augusta, który go przezornie adoptował. Tyberiusz więc testował na sobie, czy ta nieokreślona wciąż rola cesarza, stworzona przez Augusta, przetrwa swego twórcę. W pewnym sensie Tyberiusz był ważniejszy dla spuścizny Augusta niż wszystko, co ten wielki człowiek uczynił. Res gestae, głoszące przez stulecia dumnie chwałę osiąg­nięć Augusta, z pewnością przepadłyby w mroku dziejów, gdyby w swoim czasie nie pojawił się Tyberiusz, by je chronić.

Tyberiusz był następcą Augusta jako pierwszy obywatel Rzymu. Gdyby nie on, cały gmach wzniesiony przez Augusta mógłby runąć. Tyberiusz jednak z powodzeniem przejął pozycję ojca w państwie rzymskim i rządził przez dwadzieścia trzy lata (umarł w 37 roku). Pozostawił imperium z mocnymi granicami i skarbem pełnym gotówki, co trzeba mu zapisać na plus. August więc nie mógł wybrać lepszego następcy do zachowania swojego dziedzictwa, a cesarze, którzy przyszli potem, nie mieli już takiego szczęścia przy wyborze następcy – co dotyczyło również Tyberiusza.

ROZDZIAŁ 2

KALIGULA (LATA 37–41). JAK ABSOLUTNA JEST WŁADZA ABSOLUTNA?

Pewnie spodziewaliście się tej postaci. Może nawet sięgnęliście po tę książkę jedynie dla niej, gdyż Kaligula uosabia w naszej zbiorowej wyobraźni najgorszego z cesarzy – szalonego, sadystycznego władcę, postrzelonego tyrana przekonanego o własnej boskości, któremu nikt nie śmiał się przeciwstawić. Kaligula stawia nas przed etycznym dylematem. Każe zadać sobie pytanie: „Co sam bym zrobił, gdybym się z nim zetknął? Czy uczestniczyłbym w jego obłąkańczej zabawie, by przetrwać, czy też zaryzykowałbym straszną śmierć, by przeciw niemu wystąpić i powiedzieć prawdę?”.

W filmie Ja, Klaudiusz jego pamiętną postać wykreował John Hurt, który stał się inspiracją dla twórców odpychającego króla Joffreya w Grze o tron. Wspominał o nim w swojej piosence zespół The ­Smiths­ i ukazany został jako morderczy typ w stylu woskowej figury z muzeum Madame Tussauds w sitcomie Red Dwarf. Został nawet bohaterem naprawdę okropnego filmu soft porno, o którym jeszcze wspomnimy. Kaligula to skrajny i bezdyskusyjny symbol najgorszego cesarza. Jeśli Tyberiusz był pierwszym cesarzem, który sprawdził, czy magiczna sztuczka Augusta może działać dalej, to trzeci cesarz rzymski nie miał najmniejszej ochoty bawić się w przebieranki. Kaligula odsłonił do końca stan faktyczny, o którym każdy wiedział, ale nikt nie mówił: że imperium było monarchią, a on był królem.

W ciągu swego krótkiego panowania Kaligula raz po raz sprawdzał, co to słowo znaczy, a dokładniej: jaką władzę mu daje. Czy cesarz ma w ogóle jakieś ograniczenia? Misją Kaliguli było to ustalić. Przy okazji dawał dowody takiej deprawacji i niewątpliwego szaleństwa, że trudno w nie uwierzyć, a co dopiero opisać. Ale jestem pisarką, więc przeryłam źródła i zrobiłam, co mogłam.

WIELKA NADZIEJA

Tyberiusz zmarł, nie zaskarbiwszy sobie sympatii ludu rzymskiego. Był dobrym administratorem, ale człowiekiem ponurym i nudnym, pozbawionym charyzmy Augusta, który go adoptował i wyznaczył na następcę. Pozostawił pełny skarbiec i bezpieczne granice, lecz jako cesarz zyskał niewielu przyjaciół. Senat miał aż nadto powodów, by cieszyć się z jego śmierci, bo jego panowanie przyniosło istne tornado procesów o zdradę stanu, w których wielu patrycjuszy zostało oskarżonych o nielojalność i skazanych na wygnanie, a czasem na śmierć.

Okazja, by pozbyć się politycznego rywala, skąpać w blasku wdzięczności cesarza za to, że ocaliło się go przed strasznym niebezpieczeństwem, a przy okazji się wzbogacić53, była rydwanem, na który każdy chciał wskoczyć. I wskakiwali bez opamiętania. Widać to po absurdalności oskarżeń. Swetoniusz zgrabnie podsumował, jak marne bywały powody donosów: „Wreszcie takie oto drobiazgi stały się sprawą gardłową: koło posągu zbić niewolnika lub zmienić ubranie, mieć przy sobie w ustępie lub w domu publicznym wizerunek Augusta wyryty na pieniądzu lub pierścieniu, obrazić krytyką jakikolwiek czyn jego lub powiedzenie. Wreszcie zginął i ten, który pozwolił się wybrać urzędnikiem w swojej osadzie tegoż samego dnia, w którym niegdyś uchwalono dla Augusta zaszczytne urzędy”54.

Jak nietrudno się domyślić, nie tworzyło to komfortowej atmo­sfery pracy dla senatorów, którzy nieustannie obawiali się przypadkowego zrobienia czegoś, co mogło uchodzić za obrazę cesarza. Woleli żyć w cieniu i po cichu, by w ten sposób udowodnić swą lojalność i nie ryzykować procesu. Ta ciężka atmosfera działała źle nawet na samego Tyberiusza, który wolał spędzać czas na malowniczej wyspie Capri55, niż wysłuchiwać niekończących się donosów kolejnych wiernych senatorów na kolegów spiskujących przeciw niemu, nienawidzących go albo sikających w obecności wizerunku jego poprzednika. Nawet on miał tego dosyć i postanowił już nigdy nie wracać ze swojej letniej rezydencji do Rzymu.

Zważywszy, że przez całą dekadę nie pokazywał się w stolicy, trudno się dziwić, że lud po nim nie płakał, gdy opuścił go na zawsze. Kiedy usłyszano wieści o jego śmierci, wykrzykiwano „Do Tybru z Tyberiuszem!”, a bardziej rozgoryczeni „błagali Matkę Ziemię i bogów Manów, aby zmarłemu wyznaczyli miejsce tylko wśród bezbożników. Inni wreszcie grozili trupowi hakiem i Schodami Gemońskimi”56.

Z powodu skrytej natury, ponuractwa i szpecącej choroby skóry, na którą zapadł w późnym wieku, Tyberiusz nie mógł i nawet się nie starał zdobyć sympatii ludzi. Ale wszelka życzliwość, jaką mogli jeszcze odczuwać wobec swojego cesarza poddani, zniknęła ostatecznie wskutek prześladowań, jakie spadły z woli Tyberiusza na Agrypinę, wnuczkę Augusta, i jej rodzinę. Agrypina miała być zamieszana tak jak jej dwaj synowie – Neron i Druzus – w spisek przeciw Tyberiuszowi. Cała trójka została uwięziona i zmarła w strasznych okolicznościach. I tego uczynku zwykli Rzymianie nie wybaczyli Tyberiuszowi. Na dodatek spisek ten był, jak się okazało, wymysłem Sejana, ambitnego dowódcy pretorianów Tyberiusza. Zresztą Agrypina nie była jedyną ofiarą kłamstw Sejana57. Tyberiusz zmarł w 37 roku w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat. Panował dwadzieścia trzy lata. Rzym był już spragniony nowej krwi.

Ta nowa krew pojawiła się pod postacią jedynego pozostałego przy życiu syna Agrypiny, Gajusza. W 37 roku miał tylko dwadzieścia pięć lat i brakowało mu przygotowania do roli cesarza, ale brak doświadczenia nadrabiał wysokim urodzeniem zarówno ze strony swej matki Agrypiny, jak i ojca, Germanika, wojennego bohatera (i bratanka Tyberiusza), który zmarł w bardzo tajemniczych okolicznościach za panowania Tyberiusza58.

Według Tacyta Agrypina była kobietą o nieposzlakowanej moralności, natomiast o Germaniku Swetoniusz wyraził się tak: „Niewątpliwie posiadał Germanik wszelkie zalety duchowe oraz fizyczne w takim stopniu, w jakim tego nikomu nie udało się osiągnąć: piękność i niezwykłą odwagę bojową, wybitne uzdolnienia w zakresie wymowy i nauki w obydwu językach: greckim i łacińskim, szczególną dobroć, niebywałą i owocną żarliwość w jednaniu sobie ludzkiego uznania i zdobywania miłości”59. Na tym idealnym portrecie pojawia się tylko jedna drobna skaza: „Jedynym brakiem jego urody była szczupłość łydek”60. To pocieszające dla większości z nas, też niedoskonale pięknych.

W starożytnych źródłach nowy cesarz występuje zawsze jako Gajusz, ale dziś znamy go pod imieniem Kaligula. Przydomek ten nadały mu legiony reńskie, którymi dowodził jego ojciec w czasach, gdy przyszły cesarz był jeszcze dzieckiem. Legioniści traktowali małego Gajusza jak maskotkę i zrobili dla niego malutkie wojskowe sandały, zwane caligae, więc przydomek władcy można tłumaczyć jako „bucik”. I choć Gajusz nigdy nie używał imienia Kaligula, wziął wszystkich pod but – o czym świadczą okrucieństwa i zbrodnie, jakie później popełnił.

Nowy cesarz miał zatem dobre pochodzenie – a właściwie najlepsze, bo wywodził się od samego Augusta. Przyszedł po cesarzu, który utracił lojalność senatu i miłość ludu, a którego rządy upłynęły pod znakiem procesów o zdradę i egzekucji. W tej sytuacji mogło być tylko lepiej – i przez jakiś czas rzeczywiście było. „Uzyskawszy tron, spełnił najgorętsze życzenia narodu rzymskiego lub, powiem raczej, całego rodu ludzkiego, jako władca szczególnie upragniony przez większość mieszkańców prowincyj i żołnierzy, gdyż znali go przeważnie jeszcze jako niemowlę. Również pragnęła go cała ludność stolicy, mając jeszcze w pamięci jego ojca, Germanika, i przejęta współczuciem dla tego prawie wygasłego rodu”61 – tak to widział biograf cesarzy Swetoniusz. Tymczasem gdy Kaligula towarzyszył ciału Tyberiusza w drodze do Rzymu, nowego cesarza witały „tłumy pełne radości, nadając mu różne przydomki pomyślność wróżące, między innymi nazywając go: swą »gwiazdą«, »chłopaczkiem«, »pieszczotką«, »wychowankiem«”62. Ponury Tyberiusz nigdy nie prowokował do tak czułych określeń.

Jedną z pierwszych decyzji Kaliguli jako cesarza było sprowadzenie prochów jego zamęczonej matki i braci i oddanie im czci należnej rodzinie Augusta. „Następnie ustanowił (...) państwowe coroczne ofiary żałobne za nich. Ponadto ku czci matki igrzyska cyrkowe. Ofiarował rydwan, aby jej posąg na nim umieszczony obwożono w uroczystej procesji. Ku pamięci ojca miesiąc wrzesień nazwał Germanikiem. Z kolei swej babce, Antonii, jednorazową uchwałą senatu przyznałwszystkie zaszczyty, jakie kiedykolwiek otrzymała Liwia Augusta”63.

Z jego najbliższej rodziny czystki Sejana przeżyły jedynie siostry – Julia Liwilla, Julia Druzylla i Agrypina Młodsza. Ich imiona włączył do wszystkich przysiąg: „Sprawił, że odtąd we wszystkich przysięgach dodawano takie słowa, dotyczące jego sióstr: »Będę kochał Gajusa i zaraz po nim siostry jego nie mniej od siebie i moich dzieci«; a także w sprawozdaniach konsulów: »Oby to było dobre i pomyślne dla G. Cezara i jego sióstr«”64. Pojawił się też na monetach z wyobrażeniami Securitas, Konkordii i Fortuny – bogiń bezpieczeństwa, zgody i powodzenia – bo tego właśnie chciał Kaligula dla Rzymu jako cesarz – i szybko wziął się do roboty, idąc za przykładem swego wielkiego pradziadka Augusta.

Swetoniusz pozostawił nam całkiem długą listę chwalebnych dokonań nowego cesarza. Wymienił przedsięwzięcia mające utrzymać dobre nastroje wśród patrycjuszy: ci, którzy byli niesprawiedliwie wygnani przez Tyberiusza, mogli wrócić do Rzymu, urzędnikom znów wolno było podejmować decyzje bez konieczności odwoływania się do cesarza, a kreśląc grubą kreskę pomiędzy jego rządami i panowaniem poprzednika, „odmówił posłuchu zeznaniom donosicieli”65. Patrycjusze odetchnęli zapewne z ulgą – złe czasy naprawdę przeminęły.

Jak zanotował Swetoniusz, Kaligula zdobył sobie lud, jeszcze zanim dotarł z Capri do Rzymu, po prostu dlatego, że nie był Tyberiuszem, za to był synem Germanika i Agrypiny, choć żadne z nich nie miało na niego wpływu. I chociaż stał się obiektem nagłego uwielbienia, nadal starał się zadowalać poddanych. Czynił to poprzez organizowanie naprawdę imponujących igrzysk, trwających nawet od wczesnego ranka do późnego wieczora. „Urządzał często przedstawienia sceniczne, i to różnorodne, oraz nawet nocne, oświetliwszy całą stolicę”66 – pisał Swetoniusz dość ogólnikowo może dlatego, że Kaligula wyprawiał tak wiele igrzysk, że trudno je było wszystkie odnotować, a może po prostu nie interesował go zbytnio ten rodzaj rozrywki.

Pomiędzy wyścigi rydwanów Kaligula wprowadził nowy sport – szczucie panter. Dla naszych uszu brzmi to strasznie, ale Rzymianom się podobało. A jeśli dla kogoś było zabawy jeszcze za mało, „chcąc pomnożyć na wieczne czasy ilość uciech ludowych, dorzucił jeden dzień do Saturnaliów i nazwał go dniem Młodości”67. Gdyby wszyscy nasi obecni politycy tak się przejmowali „uciechami ludowymi” swoich obywateli!

Innym przynoszącym popularność posunięciem było wygnanie „miłośników, zwanych spintrie, którzy swe ciało wydali na łup potwornej rozpusty”68. Ale największą chyba sympatię wśród zwykłych mieszkańców Rzymu zyskał tym, że – jak pisze Swetoniusz – „dwukrotnie kazał rozdać ludowi zapomogę po trzysta sesterców”69. Historyk Kasjusz Dion podaje nieco inne liczby: „Wypłacił ludowi ponad czterdzieści pięć milionów (…) i dodatkowo dwieście czterdzieści sesterców na głowę tym, którzy nie otrzymali ich przy okazji otrzymania przez niego toga virilis, razem z odsetkami wynoszącymi sześćdziesiąt sesterców”70. Niezależnie od tych rozbieżności faktem jest, że Kaligula był niezwykle hojny, i to nie tylko dla ludu, bo nie zapomniał też w tym rozdawnictwie o swojej gwardii pretoriańskiej – każdy z żołnierzy dostał po tysiąc sesterców. Wszyscy zatem byli zadowoleni – senat, lud, pretorianie.

Nowy cesarz podążał krok w krok za przykładem Augusta, co objęło również przedsięwzięcia budowlane: „Wykończył budowle zaczęteza Tyberiusza: świątynię Augusta i teatr Pompejusza. Zaczął budowy: wodociągu w okolicy Tybur i amfiteatru niedaleko Septów”71. Wszystko zatem układało się znakomicie, czyż nie? Cesarz pozyskał sobie wszystkie grupy, które powinien. Był ogromnie popularny dzięki swej szczodrobliwości, wyrażającej się zarówno w pieniądzach, jak i wspaniałych igrzyskach. Ułaskawił niesłusznie skazanych i ukarał jakichś bliżej nieokreślonych zboczeńców. Odciął się od ciemnych dni panowania Tyberiusza i wpuścił do imperium światło.

I nagle Swetoniusz wylewa nam na głowę wiadro zimnej wody jednym zwięzłym zdaniem: „odtąd muszę [o nim] mówić jako o potworze”72.

POTWÓR

Trudno się zdecydować, od czego zacząć opisywanie panowania tego potwora, bo tyle już na ten temat powiedziano. Historia Kaliguli jako dobrego cesarza wypełnia u Swetoniusza osiem akapitów, Kaliguli potwora – trzydzieści osiem. I to nie byle jakich.

Wielka nadzieja Rzymian, maskotka żołnierzy, naśladowca stylu rządzenia Augusta, kochany przez lud, szanowany przez senat – ten Kaligula władał Rzymem przez jakieś dwa lata. Potem stery państwa przejęło zupełnie inne stworzenie, całkiem niepodobne do młodzieńca, który przywdział cesarską purpurę.

Zagłębimy się w historię potwora, korzystając z pomocy naszego dobrego znajomego Swetoniusza po pierwsze dlatego, że daje on jedną z najpełniejszych relacji o rządach Kaliguli, jakimi dziś dysponujemy, a po drugie – jego dzieło jest bardzo zajmujące i zadowoli każdego, kto chce się dowiedzieć, do jakich wybryków posuwał się ten zwariowany cesarz. Jest jeszcze jedna przyczyna, dla której postanowiłam oprzeć się na Swetoniuszu bardziej niż na innych źródłach. Kwestię tę jednak rozpatrzymy później, gdy zadamy sobie pytanie: jak bardzo powinniśmy wierzyć naszym źródłom? Na razie dajmy się wciągnąć anegdotom Swetoniusza, poznając wszystkie te skandaliczne, zdeprawowane, perwersyjne i sadystyczne szczegóły dotyczące panowania potwora.

Początkowo Kaligula, wielka nadzieja Rzymu, jak Swetoniusz uczciwie przyznaje, wiernie podążał za wzorem Augusta, czyniąc to, co cesarz czynić powinien – organizując igrzyska, wznosząc budowle i okazując hojność wobec każdego. Ale władca z dalszych trzydziestu ośmiu akapitów w niczym go już nie przypomina. Nie bawi się jak August w udawanie, że nie ma żadnej władzy, mając w istocie władzę absolutną. Kaligula nie zamierza być powściąg­liwy: „(...) omal nie włożył natychmiast diademu królewskiego oraz nie zmienił formy pryncypatu na ustrój królewski”73. Nie ogłosił się wprost królem74, ale nie miał zamiaru udawać, że nim nie jest, ani stosować się do starych reguł: „W zakresie stroju, obuwia i w ogóle wyglądu zewnętrznego nie stosował się nigdy ani do obyczaju ojczystego, ani obywatelskiego, ani męskiego, ani wreszcie przyjętego w ogóle wśród ludzi”75.

Lecz Kaligula posuwał się dalej: nie tylko odmawiał udawania, że nie ma żadnej władzy, ale wręcz badał jej granice, by zobaczyć dokładnie, na co mu pozwala. Widzimy to wyraźnie w historii podanej przez Swetoniusza, a dotyczącej uczt Kaliguli, na których cesarz wykazywał wyraźne zainteresowanie żonami senatorów: „Gdy przechodziły obok jego stóp, starannie i rozważnie im się przyglądał obyczajem handlarzy niewolników, nieraz ręką podnosząc którejś głowę, jeżeli schylała ją ze wstydu. Następnie, ilekroć miał ochotę, opuszczał salę jadalną, uprowadzając na stronę tę, która mu się najbardziej podobała. Wkrótce wracał ze świeżymi jeszcze śladami rozpusty i bądź to jawnie chwalił, bądź ganił, wyliczając poszczególne zalety lub usterki cielesne i miłosne”76.

Bezradni mężowie, obserwujący, jak Kaligula znika z ich żonami, nie protestowali. Bo co mogli zrobić? On był cesarzem, mógł ich wygnać, zabrać im cały majątek, skazać na śmierć. Ci mężczyźni wiedzieli dobrze, co stało się z ich przyjaciółmi za panowania Tyberiusza, więc nic dziwnego, że milczeli. A Kaligula już wiedział, że jako cesarz może uprawiać seks z każdym, kto mu się spodoba, i gdzie mu się spodoba – nie zważając na to, co o takim zachowaniu sądzą inni77.

Warto zauważyć celowe okrucieństwo Kaliguli, bo będzie charakterystyczną cechą jego panowania. Cesarz nie tylko miał stosunki seksualne z żonami senatorów (bo mógł), ale wróciwszy potem do sali, opowiadał ich mężom ze szczegółami o tych aktach i wyliczał niedoskonałości partnerek, co było dodatkowym upokorzeniem.

To okrucieństwo, to bawienie się ludźmi, których powinien traktować jak najbliższych współpracowników, ujawnia się też w innej niezwykłej anegdocie: „Tańczył nieraz także nocą. Raz nawet wezwano trzech byłych konsulów na Palatyn o drugiej zmianie warty. Spodziewali się po tym wezwaniu wiele złego, nawet rzeczy najgorszych. Tymczasem Kaligula umieścił ich na estradzie i nagle wśród ogłuszającego hałasu fletni i rytmicznego przytupywania drewnianych sandałów orkiestrantów wyskoczył na scenę w płaszczu i w tunice do stóp, wykonał taniec przy wtórze śpiewu i znikł”78.

Terror i okrucieństwo stanowiły dla Kaliguli część jego pracy, ale stosował je ze szczególnym zuchwalstwem – przyprawiając upokorzeniem. Był pewien ekwita, który głośno zaklinał się, że jest niewinny, gdy wydano go na pastwę dzikich zwierząt. Cesarz uratował go przed zwierzętami, kazał uciąć mu język i wrzucić z powrotem do klatki. Pewnego nadzorcę w koszarach gladiatorów bito łańcuchami ku uciesze cesarza. Podobno trwało to przez kilka dni, aż biedakowi rozbito głowę i postradał zmysły. Dopiero wtedy Kaligula kazał go dobić, ale nie z cesarskiego miłosierdzia, tylko dlatego, że smród zmaltretowanego człowieka go brzydził.

W innych sytuacjach przerażał szyderczym traktowaniem ludzi, których kazał stracić, i ocalałych członków ich rodzin: „Zmuszał rodziców, aby byli obecni przy śmierci synów. Po jednego z ojców, gdy wymawiał się złym stanem zdrowia, przysłał lektykę. Drugiego wprost z oględzin egzekucji zaprosił na ucztę do siebie i wszelkimi uprzejmościami pobudzał do wesołości i żartów”79. To lubowanie się w śmierci było charakterystyczną cechą jego panowania. Zwykł otwarcie narzekać, że za jego rządów nie doszło do żadnych masowych katastrof (choć jego współcześni mogliby stwierdzić – gdyby się odważyli – że sam Kaligula był jedną wielką katastrofą), i tęsknił za taką straszną wojenną klęską jak masakra trzech legionów Kwintyliusza Varusa w Germanii za panowania Augusta80. Ale mogłyby to być też głód albo trzęsienie ziemi.

Kaligula miał podobno powiedzieć: „Niech mnie nienawidzą, byleby się mnie bali”. Innym razem zawołał ponoć: „Oby lud rzymski jeden miał tylko kark!”81 – bo wówczas mógłby jako cesarz ściąć wszystkich za jednym razem. Kaligula miał nad ludźmi władzę i używał jej, by się dobrze zabawić.

Wraz z ograniczeniem do minimum, jeśli nie do zera, ustawodawczej władzy senatu Kaligula zaczął wierzyć, że ma nadludzkie przymioty. „Odtąd zaczął sobie przypisywać majestat boski”82. Zbudował świątynię poświęconą jego czci, gdzie stał jego posąg naturalnej wielkości ubrany w szaty noszone aktualnie przez cesarza. O mało nie wywołał wojny w Judei, żądając, by w świątyni jerozolimskiej stanął jego posąg, któremu miano oddawać hołd. Ubierał się nawet w sceniczne kostiumy jakiegoś boga czy którejś bogini, co musi zastanawiać, bo Kaligula był podobno tak owłosiony na całym ciele, że przezywano go kozłem.

Wspomniałam już o okrucieństwie Kaliguli, jego skłonności do upokarzania ludzi i wierze we własną boskość. A co z seksualnymi wybrykami ukazanymi w filmie z 1979 roku? Już, już… bo jak powiedział Swetoniusz w swej starożytnej wersji clickbait, Kaligula „nie oszczędzał ani swojej, ani cudzej wstydliwości83.

GWAŁCENIE TABU

Jak we wszystkim, Kaligula wciąż testował granice, które mógł przekroczyć w sferze seksu. Kobiety, które wybierał, należały do elity – urodziły się jako wolne i były zamężne, co stanowiło złamanie tabu. Lecz było to tylko jedno z wielu pogwałceń tego typu zakazów.

Homoseksualizm, czyli pociąg seksualny do osób tej samej płci, nie był w Rzymie problemem. W łacinie nie istniały słowa na określenie stosunków homo- czy heteroseksualnych. Nie znaczy to jednak, że akty pomiędzy osobami tej samej płci były całkowicie akceptowalne. Na homoseksualność bowiem patrzono inaczej niż dziś.

Rzymskie obyczaje zakładały, że należący do elity Rzymianin powinien zawsze penetrować, a nie być penetrowany. Wynika z tego jasno, kto mógł być jego seksualnym partnerem: oczywiście nie inny Rzymianin z elity, bo oznaczałoby to, że jeden z nich musiałby być penetrowany. A o tym, że było to istotne tabu, świadczy mnogość oskarżeń tego rodzaju pod adresem polityków, mających zrujnować im reputację84. Akceptowalny partner seksualny musiał mieć niższy status niż Rzymianin z elity; mógł być na przykład niewolnikiem albo wyzwoleńcem (byłym niewolnikiem). Jak zauważył Seneka, seksualna pasywność w przypadku wolno urodzonego mężczyzny jest przestępstwem, w przypadku niewolnika – koniecznością, a wyzwoleńca – powinnością85.

Wśród odnotowanych partnerów Kaliguli był aktor Mnester. Aktorzy zajmowali ciekawą pozycję w rzymskim społeczeństwie – czczono ich i uwielbiano, a zarazem gardzono nimi i traktowano jak najgorszą warstwę z najgorszych. Publiczność do tego stopnia kochała aktorów, że dochodziło do bijatyk między rywalizującymi gangami ich wielbicieli. Gdy te potyczki urastały do groźnych rozmiarów, zarówno gangi wielbicieli, jak i samych aktorów wyrzucano z Rzymu. Doszło do tego za panowania Nerona, co nie było całkiem w porządku, gdyż sam cesarz był uczestnikiem takich incydentów. „Podczas dnia nieraz przyjeżdżał potajemnie w lektyce do teatru i ze swej loży na proscenium brał udział w burzliwej ocenie gry pantomimistów jako widz; sam dawał do niej sygnał. Gdy raz doszło do walki ręcznej i powierzono rozstrzygnięcie kamieniom i połamanym deskom siedzeń, rzucał wiele pocisków na publiczność, zranił w głowę pretora”86. Aktorzy mieli też wielbicielki, można powiedzieć „fanki”. Juwenalis opisał, jak to wyglądało:

Kiedy giętki Batyllus tańczy rolę Ledy,

Czuje niemoc w pęcherzu Tukcja, piszczy wtedy

Appula jakby w nagłym objęciu (...)87

Mnester też miał później sławną fankę, cesarzową Messalinę, żonę Klaudiusza, następcy Kaliguli, i jedną z najbardziej znanych starożytnych Rzymianek. Była nim tak zauroczona, że zamówiła jego rzeźbę z brązu, którą trzymała w prywatnych apartamentach88. Ale wielbienie rzeźby szybko jej się znudziło i zapragnęła prawdziwego Mnestera z krwi i kości. Postanowiła więc go uwieść w dość powieściowy sposób, o czym w księdze sześćdziesiątej swojej Historii rzymskiej