1,42 zł
Utwory cechuje znakomite wyczucie formy, własny język poetycki. Autorka nie korzysta z gotowych poetyckich szablonów. Pomaga jej w tym wyostrzony zmysł obserwacyjny, dystans zarówno do rzeczywistości, słowa (…). Mamy tutaj do czynienia ze swoistą przekorą, widzeniem świata jakby nieco w krzywym zwierciadle. Ostrze tej poezji skierowane jest w stronę fałszu, obłudy, konwencjonalności, nieszczerości, udawania. Czyni to poetka z cienkim, finezyjnym humorem.
(z recenzji Stefana Jurkowskiego)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 23
Copyright by Antoni W. Szafrański, Krzysztof Szafrański, Agnieszka Komorowska
Wydanie II
Projektant okładkiAntoni W. Szafrański
© Antoni W. Szafrański, projekt okładki, 2018
Utwory (…) cechuje znakomite wyczucie formy, własny język poetycki. Autorka nie korzysta z gotowych poetyckich szablonów. Pomaga jej w tym wyostrzony zmysł obserwacyjny, dystans zarówno do rzeczywistości, słowa (…). Mamy tutaj do czynienia ze swoistą przekorą, widzeniem świata jakby nieco w krzywym zwierciadle. Ostrze tej poezji skierowane jest w stronę fałszu, obłudy, konwencjonalności, nieszczerości, udawania. Czyni to poetka z cienkim, finezyjnym humorem. ( z recenzji Stefana Jurkowskiego)
ISBN 978-83-8126-694-9
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Jeszcze malutki
świecił oczami z mysiej dziury
reagował na dźwięk i szelest
Kiedy się stamtąd wygramolił
zaczął gwałtownie rosnąć
Nie można było już go ukryć
ani oswoić
ani nakarmić
Więc potoczył się ulicą
albo wieloma ulicami
niby śniegowa kula
Coraz szybciej
Ogromniejąc
Cisza rzuciła nagle garścią soli w oczy
na policzki spłynęła mokrym widmem światła
oktawami odrętwienia uderzała w kręgosłupy
zmiękczała stawy kolan splatała palce rąk
Strach czuł się panem takiej ciszy
Wiedział że każde jej naruszenie
może tylko przyspieszyć jego wzrost
A on wciąż marzył o wielkości
Lecz chociaż jednym odbierał godność
tych co zdołali go przerosnąć podziwiał
i dał im moc czynienia rzeczy niezwykłych
z suplementem
I
Słowa tańczyły jak baletnice
Eleganckie zwiewne w piruetach
nie dotykały prawie ziemi
zmęczenie i zamiary kryły
pod uśmiechami jedwabiem tiulami
Niekiedy próbowały
niby piłeczki w maszynie losującej
obijając się o ściany
z zamieszania wyprowadzać wizje
Te cięższe — zda się skazane na klęskę —
atakując przestrzeń nabierały sensu
W przeczuciu że to czas umiera
koziołkowały po stromiznach
jakby pragnęły zasypywać przepaście
II
Ćwierkały w zaroślach
tężały w zimnie, wrzały z gorąca
sypały iskry w blasku świec
Sączyły się z likierem
Nabierały głębi po winie
wigoru po wódce
Wibrowały z podwyższeń
Wspinały się na kolumny
sztukaterie gzymsy
U kresu sił wtapiały się w tło
albo skamlały spod klamek
Czasem skakały do sadzawek
i łamały kręgosłupy
III
W służbie bukietów-chorągwi-medali-wieńców
Ważone odpowiednie
Nadmiernie rozbuchane albo nazbyt skromne
Czasem ich „po prostu brak”
Dla chwilowej uciechy — konsumpcyjne
Melodyjne, dysonansowe
z przydechem przyświstem przytupem
Bywa — zatrzymane wpół, bywa — celne
Zwyczajne „konstruktywne” obojętne
Kontrowersyjne — nie tym tonem
nie z tym uśmiechem grymasem dystansem
nie w porę nie takie i nie tak
Tłumione czy wykrzykiwane w codzienność
z mównicy spod kołdry z przystołu
te słuszne i te fałszywe dojrzewają
w korzystnym dla siebie klimacie
wspierają się popierają dają odpór
nawzajem się ranią spadają padają
giną. Przeważnie po nic.
Suplement
* * *
Autorytety autoreklama autoportrety
Podział na swoich i wrogów
Dyskurs — kołnierzyki czy mankiety
Słowa na wynos nadmiar słów
Wyrafinowanie wyrachowanie wychowanie
Nieomylność sądów — to złe, to głupie, to najlepsze
Czyszczenie butów, szlifowanie progów
Entuzjazm czcicieli chwilowych półbogów