Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
26 osób interesuje się tą książką
„Byłem bardzo zazdrosny. Nawet o głupi deszcz czy wiatr, o cokolwiek, co było przy tobie bliżej, niż ja mógłbym być”.
Minęły cztery lata od wypadku, a Sophia Cole wciąż zmaga się z jego skutkami. Lucas, jej nowy partner, brnie w nieustanne kłamstwa, czuwając nad tym, by niczego sobie nie przypomniała. Kobieta musi odnaleźć się w nowych rolach – została mamą, skończyła dziennikarstwo i podjęła się pracy w redakcji.
Bryson Scott pozwolił wygrać swoim demonom, jednak strata dziewczyny sprawia, że ponownie wpada w nałóg. Staje się oschły, apodyktyczny i żądny zemsty.
Kiedy myśli, że wszystko stracone, drogi jego i Sophie znowu się krzyżują. Kobieta zjawia się w berlińskim oddziale International Finance Center, żeby przeprowadzić wywiad z prezesem firmy. Bryson szybko się orientuje, że dziewczyna, która kiedyś go kochała, nie pamięta kim wcześniej dla niej był.
Czy mężczyzna będzie w stanie walczyć z uzależnieniem, by odzyskać miłość?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 518
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Joanna Balicka
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Katarzyna Mirończuk, Joanna Kasprzyk, Iwona Wieczorek-Bartkowiak
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-739-7 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Bryson
– Masz to pod kontrolą…
Wziąłem kilka głębszych wdechów i wplotłem palce we włosy. Cały drżałem z emocji. Demony wygrały. Zniszczyły mnie, a ja im na to pozwoliłem. Nie walczyłem. Nie było sensu podejmowania walki. To tak, jakbyś z kijem rzucił się na czołg. Spojrzałem przekrwionymi oczami na swoje odbicie w lustrze, a powietrze zadrżało mi w płucach.
– Masz to pod kontrolą… – wychrypiałem.
Choć pod powiekami wezbrała już słona bryza, nie pozwalałem suce wygrać. Zacisnąłem szczęki i wbiłem palce w krawędź umywalki. Kłykcie mi pobielały, a gardło ścisnęło się w niemiłosiernym bólu. Wtedy uświadomiłem sobie, że przegrałem. Facet, którego odbicie widziałem, był obrazem porażki.
– Masz… kurwa, musisz mieć to pod kontrolą… – Pierwsze łzy spłynęły mi po twarzy.
Przegrałem. Znów to zrobiłem. Emocje sięgnęły zenitu. Demony śmiały mi się w twarz, a ja nie mogłem dłużej patrzeć sobie w oczy. Zwinąłem dłonie i w amoku uderzyłem pięścią w lustro. Miliony kawałków rozprysnęło wokół, a ból przeszył moją rękę. Upadłem na kolana i jęknąłem beznadziejnie.
Ryk wydobył się z mojego gardła. Palił mnie krzyk. Przynosił ulgę, przynajmniej na chwilę. Złapałem się za głowę, gdy tym razem ukojenie nie nadeszło. Ona zniknęła, zapadła się pod ziemię. W Stanach nie było po niej śladu – tak jakby Sophia Cole nigdy nie istniała. Cokolwiek powiedział jej ten sukinsyn, oboje zniknęli. Byłem niemal pewny, że planował to od dawna. Jego plan zadziałał, a ja nie zrobiłem niczego, by go powstrzymać. Straciłem ją. Straciłem Sophię i moje dziecko.
– Panie Scott?
Zamilkłem, gdy usłyszałem znajomy głos. Zacisnąłem zęby i oparłem czoło o chłodną podłogę. Zdusiłem łzy i przełknąłem ślinę. Gdy kroki się zbliżyły, rzuciłem spojrzenie w stronę drzwi. Usłyszałem pukanie.
– Panie Scott, pański ojciec…
– Wypierdalaj, Carter! – warknąłem wściekle.
Nie chciałem nikogo widzieć, a tym bardziej jego. Nikt nie powinien oglądać mnie w tym stanie.
– Panie Scott, pan Steven tu jest.
– Każ mu wypierdalać – wycedziłem, przyglądając się zakrwawionej dłoni.
– Mam mu tak powiedzieć?
Odwróciłem się w stronę drzwi, a moje zęby niemal zazgrzytały w amoku.
– Carter, wypierdalaj! – wrzasnąłem tak, że rozdzwoniły się szklanki na umywalce.
– Rusz się, Carter – warknął ojciec, ignorując moje słowa.
Światło z korytarza rozświetliło mrok, który do tej pory był moim jedynym towarzyszem. Czułem na sobie osądzający wzrok ojca, a westchnienie pełne zawodu uderzyło mnie mocniej niż kiedykolwiek. Usiadłem pod ścianą i potrząsnąłem głową. Byłem bezradny i pozbawiony nadziei.
– Co się z tobą dzieje? – Przerwał druzgocącą ciszę.
Potrząsnąłem głową w milczeniu i przyłożyłem dłonie do twarzy.
– Zostaw mnie. Chcę być sam.
– Nie możesz być…
– Całe życie byłem sam. Teraz ci to, kurwa, przeszkadza?! – zarzuciłem mu.
– Nigdy nie byłeś sam, o czym ty mówisz? – Patrzył na mnie zdezorientowany.
Ludzie, trzymajcie mnie.
– Gdzie ty byłeś w tym wszystkim, huh? – Podniosłem się, a alkohol we krwi zachwiał moim ciałem. – Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałem? – wycedziłem z całą nienawiścią, jaką miałem w sobie.
– Zmień ton. – Ojciec skierował palec w moją stronę.
Odtrąciłem jego dłoń i pchnąłem go na ścianę.
– Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałem?! – wrzasnąłem mu w twarz. – Zostawiłeś mnie samego w tym gównie! Nigdy cię nie było! Nigdy!
Ojciec odepchnął mnie i zanim zdążyłem zareagować, uderzył w twarz. Pochyliłem głowę i wypuściłem powietrze z ust. Choć oczy wezbrały mi łzami, musiały też pociemnieć jak u pierdolonego diabła, bo jego wzrok był pełen przerażenia.
– Nie waż się mówić do mnie w ten sposób – ostrzegł. – Gdybym ja powiedział tak do swojego ojca…
Wykpiłem go gromkim, szyderczym śmiechem. Potrząsnąłem głową i przesunąłem językiem po wnętrzu ust.
– Różnica między nami jest taka, że ty miałeś ojca. – Bez skrupułów odważyłem się do niego zbliżyć. – Nienawidzę cię… – cedziłem przez zaciśnięte zęby. – Nienawidzę jak pierdolonego psa. Gardzę tobą – wychrypiałem, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jego twarzy. – Ty mi to zrobiłeś. – Wbiłem palec w pierś. – Ty mnie zniszczyłeś. To wszystko wydarzyło się przez ciebie.
Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała we wściekłym rytmie. Wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu. Powstrzymywałem się ze wszystkich sił, by nie rozjebać mu mordy.
– Zostawiła cię, bo nie potrafiłeś jej zatrzymać – rzucił chłodno i pewniej uniósł podbródek. – Możesz mnie winić za swój charakter, ale za to, że puściła się z innym, nie masz prawa mnie obwiniać.
– Nie zrobiła tego! – Krew wrzała mi w żyłach. – Sophia mnie nie zdradziła.
– Naprawdę jesteś tak głupi? – Złapał moją szczękę i uważnie spojrzał w oczy. – Jesteś pijany jak diabli, zachowujesz się jak skończony kretyn. Masz firmę na karku, a płaczesz za tą zdzirą? – szydził.
– Nie waż się tak jej nazywać – warknąłem.
– Lepiej dla ciebie, że tak się stało. Mówiłem ci, że kobiety to samo zło. Kolejna zawróciła ci w głowie i kolejna doprowadziła cię w to samo gówno. Zastanów się, co, do cholery, robisz ze swoim życiem, zanim kompletnie wymknie ci się spod kontroli – powiedział, nim odsunął się na bezpieczną odległość. – Naprawdę chcesz wrócić na dno?
– Byłem tam z twojego powodu. – Wysunąłem palec w jego stronę i warknąłem wściekle. – To ty mnie zniszczyłeś…
Ojciec znów mnie wykpił. Patrzył na mnie spod byka, niemal tak, jakbym był naćpany.
– Dzieciaku…
– Co? Boli cię to? Wstydzisz się, huh? – Wygiąłem brew i kiwnąłem na niego głową. – Życie by ci się rozpierdoliło, gdyby świat się dowiedział, jakim jesteś podłym skurwysynem.
Wykrzywił usta, zacisnął szczęki i przymrużył oczy.
– Nie jesteś ubezwłasnowolniony. Sam podejmujesz decyzje. – Mierzył mnie surowym wzrokiem, a na jego usta zawitał sardoniczny uśmiech. – Naucz się wreszcie przyjmować odpowiedzialność za swoje czyny. Twoje gówno to twój problem.
– Wypierdalaj stąd!
Steven zmarszczył czoło. Przekrzywił głowę i uniósł brwi.
– Co?
– Powiedziałem, żebyś stąd wypierdalał. – Mój głos był chłodny. Rytmicznie zaciskałem szczęki. – Powtórzyłem to raz i więcej nie zamierzam.
– Będziesz tego żałował. – Kręcił głową z kpiną. – Zapamiętaj moje słowa.
– Najbardziej na świecie żałuję tego, że jestem twoim synem – rzuciłem bez krzty litości dla niego. – Nie prosiłem się o to ani o firmę, ani o popierdolone życie czy sławę. To nie była moja decyzja. – Byłem rozgoryczony i pełen żalu. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. – Ale mogę zdecydować, czy wciąż chcę ciebie w nim mieć. Odpowiedź jest prosta: nie chcę – mruknąłem i kiwnąłem głową w stronę wyjścia.
Ojciec otworzył szerzej oczy jakby w zaskoczeniu. Patrzył na mnie i nie dowierzał, że właśnie wyrzucam go z domu. Sam w to nie wierzyłem. Postawiłem się mu. Zrobiłem to. Był pierwszą toksyczną osobą, od której musiałem się odciąć, jeśli miałem choć w minimalnym stopniu wrócić na odpowiednie tory.
Stojący z boku Carter patrzył na mnie uważnie, jak gdyby próbował znaleźć na mojej twarzy odpowiedź. Gdy przeniósł wzrok na Stevena, niemal zdębiał. Ojciec minął go w milczeniu, a chłód pociągnął się za nim. Przyłożyłem czoło do drzwi i gwałtownie wypuściłem powietrze z ust. Ignorując ból w krwawiącej dłoni, zwinąłem ją w pięść i z całej siły uderzyłem w drewnianą powierzchnię.
– Panie Scott…
– Carter, zostaw mnie.
Byłem zrezygnowany. Straciłem wszystko. Nie było dla mnie nadziei. Zrozumiałbym, gdyby to zdarzyło się po raz pierwszy. Historia zatoczyła koło, a ja wróciłem do punktu wyjścia. Wszystko, co robiłem, robiłem z myślą o niej – o nas. Spierdoliłem to. Zrujnowałem wszystko, co było najlepsze.
– Potrzebuje pan lekarza?
Zauważyłem, że wpatruje się w moją rękę. Przyjrzałem się jej i wykrzywiłem usta.
– Nie czuję bólu. – Minęła chwila, zanim prychnąłem sam do siebie.
– Bo jest pan pijany. – Jego głos był odrobinę głośniejszy od szeptu, jakby bał się, że skarcę go za tę uwagę.
– Lubię ból, Carter. – Podniosłem na szofera martwy wzrok. – On mnie leczy, pozwala mi zapomnieć.
– To tylko złudne wrażenie, proszę pana. Ból jest chwilowy, przemija. To blizny czynią nas silniejszymi – wyznał ze spokojem.
Prychnąłem pod nosem. Trafił mi się pierdolony Coelho.
– Przestań, bo się zrzygam – mruknąłem i potrząsnąłem głową, by odrzucić tę myśl.
– Mogę panu pomóc.
– Nie możesz mi pomóc – odpowiedziałem, wykrzywiając usta.
Carter powiódł wzrokiem po pomieszczeniu. Pewnie w głowie układał kosztorys strat spowodowanych przez chaos, którego byłem sprawcą. Gdy jego wzrok zatrzymał się na lustrze, westchnął.
– Zbite lustro to siedem lat nieszczęścia – zauważył.
– Nie pierdol, Carter. Do tej pory ani razu nie zbiłem lustra, a pecha mam przez całe życie – burknąłem rozzłoszczony.
Szofer parsknął śmiechem. Uniosłem brew na jego reakcję.
– Pan ma pecha? – Patrzył na mnie jak na kretyna. – Bycie Brysonem Scottem to grube miliony na koncie, prywatne wyspy, odrzutowce, limuzyny, samochody, domy w każdym zakątku świata, kobiety na wyłączność i władza porównywalna z prezydencką. Pan mówi mi, że ma pecha?
– Właśnie to, Carter… to widzą wszyscy. Pieniądze, sławę, jebane gówno wokół. Nikt nie widzi tego, co dzieje się wewnątrz mnie… – przytknąłem palce do skroni – …tu siedzą legiony demonów, które właśnie krzyczą, bym przypierdolił ci w pysk. – Zachowałem kamienny wyraz twarzy. – Rozdzierają mnie od środka, Carter. Nie radzę sobie. Nie udźwignę tego długo – wychrypiałem, gdy emocje zdzierały mi głos. – Jeśli jutro znajdziesz mnie…
– Nie waż się mówić takich rzeczy, słyszysz? – warknął hardo, zaskakując mnie.
Zamrugałem na jego słowa. Przechyliłem głowę i, nie rozumiejąc jego reakcji, zmarszczyłem czoło.
– Carter…
– Straciłem żonę przez cholerną depresję. Przysięgam, że jeśli wspomni pan o tym jeszcze raz, osobiście przywalę panu w twarz – syknął przez zęby i postawił kołnierzyk.
Odwróciłem wzrok na myśl o tym, że też miałem dziecko. Dziecko, które nie wiedziało nawet o tym, że istnieję. Każda myśl o tym to tykająca bomba, którą noszę w brzuchu – destrukcyjna, doprowadzająca do szału i niszcząca mnie tym bardziej, że to wszystko wydarzyło się z mojej winy.
– Pan potrzebuje pomocy, panie Scott. – Carter położył dłoń na moim ramieniu. – Zadzwonię do pańskiego agenta, umówi pana do psychiatry.
– Psychiatry? – Wytrzeszczyłem na niego oczy. – Nie jestem wariatem.
– Staram się uchronić pana przed powtórką sprzed lat – mówiąc to, poklepał mnie po plecach i wykrzywił usta w bladym uśmiechu. – Potrzebuje pan prawdziwej terapii – dodał, kładąc nacisk na słowo „prawdziwa” i mając pewnie na myśli moje wcześniejsze pozorowane próby w tym zakresie.
– I co, miałbym o tym z kimś rozmawiać, żeby mógł zebrać sobie materiał do artykułu i jeszcze na mnie zarobić? – wykpiłem go. – To absurdalne.
– Carter ma rację. – Znajomy głos dotarł do moich uszu.
Odwróciłem głowę, by ujrzeć w progu Christiana. Patrzył na mnie, wykrzywiając twarz w grymasie. Dłonie trzymał w kieszeniach, a ciężar ciała przeniósł na prawą nogę, gdy oparł się o ścianę.
– Załatwiłem ci wizytę u specjalisty. Nikt nic nie wie, Carter będzie cię tam woził specjalnym samochodem. Gość jest dyskretny, będzie cię przyjmował w swoim apartamencie. – Kiedy to wszystko mówił, czułem jeszcze większą złość niż przed momentem.
Potrząsnąłem głową i przytknąłem dłoń do czoła. Nie. Błagam, niech powie, że to pierdolony żart.
– Że co zrobiłeś?
– Ratuję cię, stary. – Zmierzył się ze mną wzrostem i uważnie spojrzał mi w oczy. – Właśnie straciłeś trzy kontrakty na potężny biznes, w tym z holdingiem z Hong Kongu. Jeśli nadal będziesz wrakiem człowieka, International Finance Center upadnie, a ja stracę przyjaciela – rzucił, nim oparł ręce na moich ramionach. – Nie pozwolę ci na to.
Zacisnąłem usta, bo poczułem, że zadrżał mi podbródek. Mimo to moje oczy pozostały suche. Byłem już zmęczony emocjami, które mnie niszczyły.
– Straciłem ją, Christianie – wychrypiałem.
– Wiem – sapnął i przyciągnął mnie do męskiego uścisku. Choć nie byłem przyzwyczajony do bliskości, dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo tego potrzebowałem. – Ale nie jesteś w tym sam. Nie tym razem. Nie pozwolimy ci upaść na dno – zapewniał.
– Ona mnie nie pamięta. Nie wie, kim jestem. – powiedziałem głosem przepełnionym żalem i drżącym z emocji.
– Obiecuję ci… – zaczął, odsuwając się ode mnie – że zrobimy wszystko, by ją znaleźć i sprowadzić do domu.
Miałem wrażenie, jakby ktoś zacisnął mi rękę na gardle i miażdżył krtań. Choć kiwnąłem zgodnie głową, w myślach uznałem to za kompletną bzdurę. Próbowałem jej szukać, ale zniknęła. Moja Sophia zaginęła. Podczas gdy ja umierałem z tęsknoty, ona nawet nie wiedziała, kim jestem. Każda kolejna minuta zbliżała mnie do desperackiego kroku, ale obiecałem sobie, że ją znajdę, więc muszę to zrobić.
Nazywam się Bryson Scott i… straciłem ją.
4 lata później
Sophia
Potrzebowałam zmian. Nie wiedzieć czemu, gdzieś w głowie utkwiła mi myśl, że muszę coś zmienić. Po czterech latach od wypadku i częściowej utracie pamięci czułam się tak, jakbym utknęła w tunelu czasu. Wszystko stało się monotonne.
Urodziłam synka, najpiękniejszego chłopca pod słońcem. Razem z Lucasem postanowiliśmy, że damy mu na imię Justin. Gdy po raz pierwszy wzięłam go w ramiona, stał się dla mnie wszystkim. Miał oczy jak karmelowe cukierki, pełne dobra i niewinności. Zakochałam się w jego ciemnych włosach, delikatnej skórze, malutkich usteczkach i kruchych rączkach. Był idealny. Jego uśmiech był niezwykły. W chwilach, gdy nachodziły mnie wątpliwości, wystarczało, że pociągnął swoje drobne kąciki ust do góry, by wypełnić mnie słońcem i dać wewnętrzny spokój.
Chciałam dać mu wszystko, na co zasługiwał, a nawet więcej, niż mogłam zaoferować. Cudownie było słuchać jego gaworzenia, obserwować próby raczkowania, stawiania pierwszych kroków i wypowiadania pierwszych słów. Gdy powiedział mama,byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi… ale gdy nauczył się chodzić, a jego słownictwo stało się bogatsze, kompletnie straciłam rachubę nowych słówek i umiejętności.
Charakterem nie przypominał żadnego z nas. Justin był stanowczy, uparty, święcie przekonany o tym, co mówi. Potrafił argumentować najprostsze decyzje, a gdy tylko próbowało mu się coś z góry narzucić, tupał nogami i złościł się, jakby walczył o swoje prawa. Gdyby dać mu transparent i marker, wyszedłby na rynek i żądał dodatkowej porcji słodkich pianek. Może to dlatego, że za bardzo go rozpieszczaliśmy? Za każdym razem, gdy coś nabroił, wystarczyło jedno spojrzenie tego malucha, by miękło mi serce. Tak, ta słodka buźka, za którą niebawem będą uganiać się wszystkie dziewczęta z Berlina, jest moją największą słabością.
Przeprowadziliśmy się tu jeszcze przed porodem. Lucasowi zależało na tym, byśmy mieli swoje własne miejsce na ziemi. Podobno dom z widokiem na jezioro, z dala od zgiełku, w zacisznej okolicy, zawsze był moim marzeniem. Od tego więc zaczęło się nasze wspólne życie. Choć z trudem przychodzi mi deklaracja, że go kocham, jest dla mnie ważny i zawsze dbałam o to, by tak właśnie się czuł.
Po prostu nie pamiętałam tej chwili, w której się w nim zakochałam. Pomimo opowieści Lucasa i jego chęci przywrócenia mi pamięci, w pewnym momencie ustaliliśmy, że wracanie do przeszłości nie ma żadnego sensu. To, co działo się tu i teraz, stało się dla nas najważniejsze. Poznawaliśmy się od nowa i było w tym coś wyjątkowego.
Zmianę rozpoczęłam od siebie. Skończyłam zaocznie dziennikarstwo. Luke powiedział, że zarządzanie nie było dla mnie i być może miał trochę racji. Czułam się zacofana z materiałem. Pewność siebie i asertywność napędzały mnie do działania. Od roku, za sprawą znajomości mojego partnera, pracowałam dla magazynu o tematyce biznesowej. Prowadziłam wywiady z inwestorami, biznesmenami, a nawet prawdziwymi potentatami, którzy zarabiali krocie.
Zmieniłam też wygląd. Rozjaśniłam włosy na blond i podcięłam końcówki, przez co sięgały mi teraz jedynie do piersi. Po porodzie zadbałam też o ciało. Lucasowi podobało się to i wspierał mnie na każdym kroku. Szkoda tylko, że małemu nie poświęcał tyle czasu. Mogliśmy wyskoczyć gdzieś razem jedynie w weekend, ale nawet wtedy odbierał służbowe telefony. Mimo upływu lat grupa moich znajomych była ograniczona. Brakowało mi Shawna i Eleny, ale nasze drogi niestety się rozeszły. Kontakt ograniczał się jedynie do sporadycznej wymiany wiadomości.
Dziś mój mężczyzna zaoferował, że podwiezie małego do niani. Justin bardzo ją polubił, a mi przypominała Dalię, za którą niemożliwie tęskniłam. Zamarzyłam nagle o powrocie do Stanów, ale nie mogłam przecież zostawić obecnego życia. Wszystko zresztą robiłam z myślą o małym.
– No już, koniec bajek! – Klasnęłam i wyciągnęłam ręce do synka.
– Mamooo… – jęknął marudnie ze zrezygnowaną miną.
– Tata spieszy się do pracy, kochanie – westchnęłam. – Podrzuci cię do niani, dobrze?
– Niania jest nudna. – Ześlizgnął się wiotko z kanapy, jakby dopadł go nagły niedowład. – Nie mogę chodzić…
Zaśmiałam się na te wygłupy i pochyliłam nad nim. Gdy zaczęłam go gilgotać, jego gromki śmiech zalał radością cały salon. Porwałam syna wreszcie w ramiona i czule ucałowałam w policzek, nim wreszcie puściłam wolno.
– No już! Tata czeka, pospiesz się – ponaglałam go.
Mały ciągle się guzdrał, a ja wzięłam pilota. Stłumiłam warknięcie, gdy upadł mi na podłogę.
– Cholera.
Uklęknęłam w poszukiwaniu baterii. Kiedy spojrzałam na ekran telewizora, moją uwagę przykuł niezwykle przystojny mężczyzna w garniturze. Sposób, w jaki się poruszał, jak zaciskał szczęki, jego przenikliwe spojrzenie… coś sprawiło, że zastygłam w miejscu. Usiadłam na piętach i zmarszczyłam czoło, czując nagle dziwny ból w głowie.
…jeden ze światowej rangi biznesmenów, Bryson Scott, otworzył oddział International Finance Center na terenie Niem… – mówił reporter, ale ekran nagle zgasł.
– Co ty robisz? – warknął Lucas, na co aż podskoczyłam. Zmarszczyłam brwi, obserwując jak trzyma w dłoni wtyczkę. – Musimy już iść.
– Wiem, po prostu wypadł mi…
– Nie mam czasu na tłumaczenia – uciął i rzucił nerwowe spojrzenie na zegarek. – I tak jestem już spóźniony – burknął podenerwowany.
Rozumiałam, że był pochłonięty pracą, ale cholernie nienawidziłam, gdy przenosił ten problem do domu. Jego nerwy negatywnie odbijały się na naszym związku, a tym bardziej na naszym dziecku.
– Kto mnie odbierze? – spytał Justin, zwracając na siebie uwagę.
Uśmiechnęłam się do niego czule i podeszłam bliżej. Zaczesałam czekoladową grzywkę chłopca na bok i zaczepnie przesunęłam palcem po drobnym nosku.
– Tata, skarbie. – Ujęłam jego dłoń i już po wyjściu z domu przykucnęłam, poprawiając mu sweterek.
– Och… – Mina nieco mu zrzedła. Otulił ramionami moją szyję i kurczowo wtulił się we mnie, prezentując przy tym swoją siłę. – Kocham cię, mamusiu.
– Ja ciebie też, słoneczko, całym serduszkiem. – Pogłaskałam go kciukami po policzkach. – Daj mi buziaka. – Wydęłam lekko wargi, które on miękko musnął. – I wskakuj do auta – powiedziałam, nim otworzyłam drzwi do czarnego SUV-a.
Malec wgramolił się do fotelika i przymrużył powieki.
– Wsiadasz z tym tyłkiem? – burknął pod nosem pod adresem Lucasa i skrzyżował ramiona na piersi.
Otworzyłam oczy ze zdumienia.
– Justinie, bądź miły dla taty – upomniałam go.
– Nie – droczył się.
– Misiu…
Uparcie kręcił głową.
– Kupię ci zabawkę, jeśli będziesz grzeczny, co ty na to? – Uniosłam zachęcająco brew i ostrożnie zapięłam jego pasy.
– To powiedz mu, żeby przestał się drzeć – mruknął po chwili niepewności.
Przymknęłam powieki i odetchnęłam, by zachować spokój.
– Tata jest zestresowany pracą, skarbie – starałam się to wyjaśnić, choć sama nie do końca rozumiałam zachowanie mężczyzny. – My też się czasem denerwujemy, prawda? – Uśmiechnęłam się delikatnie i zmierzwiłam jego kasztanowe włosy.
– Możemy już jechać? – spytał Lucas, opierając dłoń na moich plecach.
Przytaknęłam i pocałowałam synka w czubek głowy, nim zamknęłam drzwi samochodu.
– Jedź ostrożnie, dobrze? – poprosiłam, spoglądając na Lucasa.
Czule musnął mój policzek, po czym westchnął markotnie i przesunął po nim kciukiem.
– Dzwoń do mnie, gdyby coś się działo – poprosił. Mówił tak za każdym razem i nigdy nic się nie działo.
Objęłam się ramionami, obserwując, jak opuszczają podjazd. Przygryzłam policzek i odchyliłam głowę w tył. Coś było nie tak. Cokolwiek się działo, nie potrafiłam tego rozgryźć. Nigdy nie czułam się tak wyobcowana jak teraz. Znalazłam się w złym miejscu i choć chciałam jak najlepiej dla syna, nie czułam się tu dobrze. Za każdym razem, gdy próbowałam poruszyć temat powrotu do Stanów, Luke starał się wybić mi ten pomysł z głowy, przypominając, ile pieniędzy włożył w ten dom i że oboje mamy stabilne zatrudnienie. Na moją propozycję zawsze miał setki argumentów na nie, a później denerwował się i dochodziło do dość ostrych kłótni.
***
– Iii… wyślij. – Kliknęłam w ikonkę mailowej koperty i odchyliłam głowę. – Wreszcie… – sapnęłam i ścisnęłam grzbiet nosa.
– Skończyłaś już? – Lucas patrzył na mnie z zainteresowaniem.
– Mhm…
– O czym tym razem? – wymruczał, oplatając ramiona wokół mojej tali. Ustami muskał płatek ucha, na co zamknęłam oczy i przygryzłam wargę.
– O tym nowym oddziale IFC w Berlinie – wymamrotałam leniwie.
Dłonie mężczyzny nagle zastygły, podobnie jak usta. Stanął obok mnie i prześledził wzrokiem treść artykułu. Zmarszczył czoło i wykrzywił usta, jakby był czymś zniesmaczony.
– Coś nie tak?
Spojrzał na mnie i potrząsnął głową, nim znów zerknął na ekran.
– Nie sądzę, by pisanie o tej korporacji było czymś wartym uwagi. – Poruszał rytmicznie szczękami.
– Dlaczego?
– Czysty wyzysk. Takie korpo wyciska z ludzi wszystko, co najlepsze, a później wyrzuca ich na zbity pysk i szuka kolejnych naiwnych – prychnął i potrząsnął głową. – Jest tyle ciekawych tematów, dlaczego wybrałaś akurat ten?
– Mogłabym napisać nawet o tym, że Bezos wcale nie podciera się dolarami. Jakie to ma znaczenie? – Uniosłam brew i zamknęłam laptopa. – Póki mi za to płacą, nie mam nic przeciwko.
Spojrzał na mnie nieco poirytowany i wciągnął powietrze.
– Słuchaj, może byśmy wyjechali gdzieś na jakiś czas? – zapytał tak nagle, że prawie zakrztusiłam się śliną.
– Wczoraj powiedziałeś, że jesteś cholernie zapracowany – przypomniałam mu i skrzyżowałam ramiona na piersiach.
– I o to chodzi, kochanie. – Odwrócił stołek, na którym siedziałam, w swoją stronę. – Dawno nie byliśmy nigdzie razem. Tyle się ostatnio dzieje, że nie mamy dla siebie czasu. Naprawdę chciałbym to naprawić. – Uśmiechnął się nerwowo i pochylił, by musnąć moje czoło.
Zamrugałam zdezorientowana nagłą zmianą planów.
– Coś się stało? – spytałam niepewnie.
– Coś musi się dziać, żeby proponować swojej dziewczynie wspólny wyjazd? – Przekrzywił głowę i pogłaskał mnie po ramionach.
– Nie… po prostu dziwnie się zachowujesz. – Przymrużyłam powieki. Wyciągnęłam dłoń do jego policzka. – Masz problemy w pracy?
– Musisz wszystko tak przesadnie analizować? – burknął pretensjonalnie i opuścił ze zrezygnowaniem ramiona. – Chcę nas zabrać gdzieś na tydzień, tylko ty, ja i mały.
Cholera. Czy on planuje mi się oświadczyć? Ta myśl wywołała u mnie lekkie napięcie. Nie sądzę, bym była na to gotowa. Przy tak wielu wątpliwościach zaręczyny mogłyby jedynie spotęgować nasze problemy.
– Zawsze narzekasz, że nigdzie cię nie zabieram, a kiedy w końcu coś ci proponuję, wcale się nie cieszysz – wymamrotał ponuro i potrząsnął głową. – Zresztą, o czym ja myślałem…
Przygryzłam wargę.
– Dobrze, niech będzie – sapnęłam wreszcie.
– Naprawdę? – Nie krył zaskoczenia.
Normalnie bym się nie zgodziła, ale wyjątkowo zrobiło mi się go szkoda. Po części miał też rację, dawno nie byliśmy nigdzie razem. Czasem miałam wrażenie, że dom to moje więzienie ze spacerniakiem w postaci ogrodu. Lucas kontrolował mnie dość przesadnie, od kiedy tylko tu zamieszkaliśmy. Traktował jak lalkę z ekskluzywnej kolekcji, której pod żadnym pozorem nie można było wyjmować z pudełka.
Skinęłam głową na jego słowa. Mężczyzna pogładził mój policzek i pocałował z cichym pomrukiem.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. – Przeniósł usta na szyję. – A tak poza tym, to mały już śpi, więc może…
– Jestem zmęczona – wtrąciłam pospiesznie, po raz kolejny wymigując się od seksu.
Luke był delikatny, czuły, taki grzeczny… a ja czułam, że nie tego chcę. Nigdy nie sądziłam, że zakocham się w kimś, kto będzie mnie głaskał jak kota, całował jak małe dziecko lub pytał, czy jest mi dobrze. Pragnęłam konkretów, prawdziwego seksu, mężczyzny, który zdominuje mnie w łóżku tak, jak lubię. Czy myślenie o tym w ten sposób było chore? Moje fantazje jak zwykle jednak spełzały na niczym.
Wyminęłam mężczyznę i wyszłam do kuchni. Nalałam wody do szklanki, żeby popić tabletkę na ból głowy. To stały objaw po wypadku. Od momentu utraty pamięci miewałam prześwity pewnych wydarzeń, widziałam zamglone twarze, których nie potrafiłam z niczym połączyć. Czasem miałam wrażenie, że czułam znajomy zapach i choć umysł walczył, by do czegoś go podczepić, w pamięci wszystko było zablokowane.
W nocy miewałam różne sny, które były dla mnie wyjątkowo dziwne. Widok z jakiegoś biura na ruchliwą ulicę, apartament na najwyższym piętrze wieżowca, niezwykle erotyczne sceny i namiętny seks z mężczyzną, co ciekawe, bez twarzy. Nic nie było dla mnie oczywiste i w żaden sposób nie potrafiłam zrozumieć tego zjawiska.
Kiedy poczułam obejmujące mnie ręce, ciężko westchnęłam.
– Lucas, naprawdę nie mam nastroju – wymamrotałam i przytknęłam rękę do czoła.
– Ty nigdy nie jesteś w nastroju. – Oderwał się ode mnie i zmierzył oschłym spojrzeniem.
– Jasne, pójdę z tobą do łóżka po tym, jak się dowiedziałam, że krzyczysz na naszego syna – prychnęłam sarkastycznie i przewróciłam oczami.
– Sophio, ten gówniarz na za dużo sobie pozwala – warknął i oparł się o ścianę.
– On ma dopiero cztery lata, to raz, a dwa, nie nazywaj mojego syna gówniarzem. – Wytknęłam mu i pewniej podniosłam głowę. – Chłopcy w jego wieku tacy są – dodałam i skrzyżowałam ramiona na piersiach. – To jest twój syn, Luke, i jeśli ta sytuacja się nie zmieni, wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencje.
– Nie. – Nie poświęcił nawet chwili, by się nad tym zastanowić. – Nie, nie. Przepraszam – westchnął i schował twarz w dłoniach tak, jakby moje słowa wystarczająco go przekonały.
Podszedł do mnie i gdy tylko znowu próbował objąć, odsunęłam się.
– Idę spać, a ty poważnie zastanów się nad tym, czy wciąż chcesz nas mieć w swoim życiu – powiedziałam i posłałam mu znaczące spojrzenie – bo póki co, to zmierza w cholernie złym kierunku.
– Kochanie, ja…
– Jestem zestresowany pracą,tak, wiem. Słyszałam to setki razy, ale wiesz co? – Oparłam dłonie na biodrach i prychnęłam. – Ja też pracuję, mam zlecenia, bywam zmęczona i, do cholery, też mam prawo być zła. Twoja złość zawsze musi być jednak traktowana priorytetowo. – Wyrzuciłam ręce w powietrze i wyminęłam go w przejściu.
– Przepraszam, w porządku? – Patrzył na mnie wyczekująco, licząc na moją reakcję, ale nic nowego nie nadeszło.
Wypuściłam powietrze z drżących ust i odwróciłam się na pięcie. Bez zbędnych słów ruszyłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Pozbyłam się ubrań i położyłam na łóżku. Okryłam ciało pościelą i gdy napięcie z całego dnia sięgnęło zenitu, łzy wezbrały pod powiekami. Pozwoliłam sobie odreagować i rozpłakałam się bezgłośnie.
Nasze życie stało się monotonne. Kłócimy się, godzimy. Ja grożę mu odejściem, ale on nie potrafi tego przyjąć. Kiedy pytam go o cokolwiek z przeszłości, robi się nerwowy i celowo unika tematu. Nie przytacza nowych faktów, a powtarza te, które już znam, jakby miał je wypisane w scenariuszu. Do tego krzyczy na Justina i czasem odnoszę wrażenie, że traktuje go jak zło konieczne. Przecież, do cholery, nie tak powinien zachowywać się ojciec w stosunku do syna…
Bryson
– Panie Scott? – Carter wyrwał mnie z zamyślenia, obserwując w przednim lusterku. – Jest pan gotowy?
Zamilkłem. Pochyliłem się i schowałem głowę między kolanami. Przesunąłem palcami po skroniach i wypuściłem powietrze z ust. Musiałem to zrobić. Musiałem przynajmniej spróbować pozwolić sobie pomóc. Nie miałem już nikogo. W tak wielkim świecie byłem zupełnie sam. Ludzie tylko czekali na mój kolejny błąd i ostateczny upadek. Choć relacja z Sophią nigdy nie była medialna, zrobiła się wokół niej spora afera. Błędem było ogłoszenie przed wszystkimi pracownikami, że spodziewam się potomka. Spojrzenia, które mi teraz posyłali, były pełne żalu i współczucia, a tego nienawidziłem najbardziej na świecie.
Wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i zaciągnąłem się chłodnym powietrzem, gdy tylko wysiadłem z samochodu. Naciągnąłem na głowę kaptur ciemnej bluzy i ukryłem się pod nim przed światem. W milczeniu ruszyłem w stronę wejścia do hotelu. W wynajętym penthousie czekał na mnie psychoterapeuta. Przyłożyłem kartę do drzwi i wszedłem do środka.
Nie radziłem sobie z tą sytuacją i musiałem się szczerze do tego przyznać. Wszystko wydarzyło się dlatego, że nie potrafiłem zachować emocji w kieszeni. Przez moment myślałem, że byłem królem świata, że to nic wielkiego. Przez swój egoizm straciłem ukochaną i dziecko. Po raz kolejny…
– Witaj, Brysonie. – Pan Flores podniósł się z miejsca na mój widok. Wymieniliśmy uścisk dłoni, a on wskazał drugi fotel. – Usiądź, proszę – mruknął z uśmiechem i sam usiadł wygodnie naprzeciwko mnie. – Widzę postępy, przynajmniej nie krzyczysz.
– Nie mam siły, nie sypiam w nocy – wychrypiałem i zdjąłem okulary. – Kiedy już zasypiam, widzę ją. Jest z nim – urwałem, pocierając twarz dłońmi. – Nawet nie mogę normalnie poruszać się po własnym domu. Wszędzie ją dostrzegam. Wszędzie czuję. Słyszę jej śmiech, gdy woła moje imię. W nocy czuję, jakby była obok… – Zassałem powietrze i zwiesiłem głowę. – Czasami mam zwidy, czuję jej dotyk na skórze, a potem to znika i nie potrafię rano wstać z łóżka w normalny sposób. – Sfrustrowany przygryzłem od wewnątrz policzek.
– Cieszę się jednak, że nie zrezygnowałeś z naszych spotkań. – W jego głosie słychać było zadowolenie. – To już czwarty raz, kiedy się widzimy – zauważył i przechylił głowę. – Czy jesteś gotów, by porozmawiać o swoim ojcu, Brysonie?
Spojrzałem na niego i zamarłem. Pytanie było niespodziewane. Nerwowo splotłem palce i przełknąłem gorycz.
– Tak – sapnąłem. – Chyba tak.
Mężczyzna posłał mi przyjazny uśmiech i z uznaniem pokiwał głową.
– Świetnie. Opowiedz mi o tym, jaki on jest?
Mrugałem w milczeniu. Ściągnąłem ku sobie brwi i potrząsnąłem głową.
– Nie wiem.
Temat Stevena był dla mnie trudny, bo nie traktowałem go nawet jak ojca. Nie wiązała nas żadna rodzicielsko-synowska relacja. Nie szanowałem go. Straciłem do niego szacunek już wieki temu. Zawsze było między nami napięcie. Od kiedy sięgałem pamięcią, był obojętny na wszystko, co działo się w domu. Dla niego to IFC było priorytetem.
Flores posłał mi zaskoczone spojrzenie. Ja zaś powtarzałem w myślach odwieczną zasadę naszej rodziny: nie mów nikomu, co się dzieje w domu. Może dlatego zawsze byłem z tym sam?
– W takim razie zacznijmy od twojej matki. – Posłał mi uspokajający uśmiech. – Jaka ona była?
Matka była jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić z problemem; jedyną, która mnie rozumiała; przytulała, gdy tego potrzebowałem. Jej strata zapoczątkowała efekt domina kolejnych wydarzeń.
– Była wspaniała – odetchnąłem i spuściłem wzrok na swoje dłonie. – Nie było dnia, żebym nie widział jej uśmiechniętej. Być może nie pozwalała na to nawet wtedy, gdy ukrywała przed nami chorobę – wymamrotałem i skrzyżowałem ramiona na torsie.
– Nie rób tego – zwrócił mi uwagę.
– Czego? – Zmarszczyłem czoło.
– Blokujesz się, Brysonie. – Patrzył na mnie uważnie. – Boisz się, że powiesz za dużo, że złamiesz barierę ochronną, prawda?
Poczułem się zaatakowany. Zacisnąłem szczęki i w milczeniu wpatrywałem się w terapeutę.
– Jesteś tu bezpieczny. Tu możesz się czuć swobodnie. Sam wybrałeś to miejsce. Twoi ludzie przeszukali każdy kąt, prześwietlili także mnie. Nie musisz się bać. Wszystko, co sobie powiemy, nie wyjdzie poza ściany tego pokoju – zapewnił mnie i pochylił się do przodu. – Wiem, że jesteś zraniony. Wiem też, że masz problem z opisywaniem emocji, ale przyszedłeś tutaj, by naprowadzić swoje życie na odpowiednie tory, prawda?
– Tak… a przynajmniej chciałbym spróbować.
– Możesz to zrobić tylko wtedy, gdy pożegnasz się z przeszłością – mówił ze stoickim spokojem. – Jakie były relacje twoich rodziców?
Wziąłem głębszy wdech i zacisnąłem usta w zamyśleniu. Powrót do dzieciństwa był dla mnie wyjątkowo trudny.
– Matka bardzo kochała ojca – wykrztusiłem w końcu.
– A on?
– Ojciec zawsze był specyficzny w relacjach. – Spojrzałem na mężczyznę z poczuciem wstydu. – Mama kochała go do tego stopnia, że pozwalała, by ją zdradzał. Właściwie wydaje mi się, że nie miała zbytnio pola manewru, by się mu przeciwstawić.
– Twój ojciec miał kochanki? – spytał spokojnie.
– Masę kobiet, z którymi nie nawiązywał emocjonalnej relacji. Wszystko w życiu ojca było podyktowane potrzebą seksu i zaspokojenia przerośniętego ego. – Przygryzłem wargę na wspomnienie scen, które właśnie odtworzyły się w mojej głowie. – W domu zawsze było pełno kobiet.
– Widziałeś to, co twój ojciec z nimi robił? – dopytywał.
– Tak, dla niego to było normalne – wychrypiałem i potrząsnąłem głową na samą myśl. – Pamiętam, jak odrabiałem lekcje w jednym pokoju i słyszałem to, co on robił z nimi w drugim. – Napięcie w moim głosie było niemal namacalne.
– A co działo się z twoją matką?
Zamknąłem oczy na wspomnienie o niej.
– Ojciec ją karał. – Przyznanie się do prawdy było dla mnie wyjątkowo ciężkim wyzwaniem.
– W jaki sposób?
Zmarszczyłem czoło i wypuściłem powietrze z drżących ust.
– Wiązał ją. – Przełknąłem ślinę i schowałem twarz w dłoniach. – Zostawiał na kilka godzin i wychodził.
– A gdzie wtedy byłeś ty?
– Ojciec zabronił mi wchodzić do tego pokoju. Raz zrobiłem to wbrew jego woli i surowo mnie za to ukarał. – Niepokojący dreszcz przebiegł mi po plecach.
– W jaki sposób cię karał?
Nagłe uderzenie zimna uderzyło we mnie jak fala tsunami. Spojrzałem na terapeutę i potrząsnąłem głową.
– Co to ma do rzeczy?
– Skrzywdził cię… w tej sferze? – Przyglądał mi się uważnie.
Wytrzeszczyłem oczy na jego słowa i natychmiast zaprzeczyłem:
– Nie.
– Zadawał ci kary cielesne?
Zwinąłem dłonie w pięści i przełknąłem ślinę w chwili milczenia.
– Tak… – sapnąłem. – Dostawanie w twarz po kilkugodzinnym klęczeniu w kącie było dość łagodnym przeżyciem – powiedziałem tak cicho, że musiałem się upewnić, że mnie usłyszał. – Ojciec mojego taty był wojskowym, zanim wstąpił do IFC. Rygor w domu był przekazywany z pokolenia na pokolenie.
– A twój przyrodni brat? – Flores przymrużył powieki. – Ojciec karał też jego?
Na samo wspomnienie o Jasonie nerwowo poruszyłem się w fotelu, które nagle stał się cholernie niewygodny.
– Nie. Nie miał z nim kontaktu, dopóki nie stał się dorosły.
Mężczyzna westchnął. Zapisał kilka informacji w swoich notatkach i przytknął końcówkę długopisu do ust. Potarł wargę o wargę i ponownie na mnie spojrzał.
– Ojciec stał się dla ciebie wzorem do tego stopnia, że przybrałeś większość cech, które w nim zaobserwowałeś – skwitował i prześledził swoje zapiski. – Uzależnienie od seksu ma podłoże psychologiczne. Byłeś aktywnym świadkiem wykorzystywania seksualnego, jednocześnie zostałeś przeświadczony, że to normalne, prawda? – Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
Czułem się, jakby właśnie zrywał ze mnie warstwy czegoś więcej niż ubrań. Jak gdyby obdarł ze skóry i obserwował sposób, w jaki działał mój organizm.
– Chyba tak…
– A co dzieje się teraz w twoim wnętrzu? – Kiwnął długopisem w moją stronę. – Wspominałeś coś o wewnętrznych demonach.
– One mnie niszczą.
– Krzyczą? – Uniósł uważnie brwi.
– Wrzeszczą – zdradziłem szeptem.
– Mówiłeś, że przy twojej partnerce były mniej aktywne – powiedział spokojnie. – Jak to się działo?
– Miała na mnie niezwykły wpływ. – Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. – Czułem się jak więzień przez to, że korporacja spoczęła na moich barkach, a jedyne czego pragnąłem, to stać się niewidocznym, uciec jak najdalej do miejsca, gdzie nikt nie będzie mnie znał – powiedziałem i odchyliłem się w fotelu. – I wtedy zjawiła się ona. Skarciła mnie na samym wejściu za to, że się spóźniłem. – Uśmiech wkradł mi się znów na usta, kiedy przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie. – Nie interesowało ją to, kim byłem. Nie kręciły moje pieniądze. Wszyscy wokół ją uwielbiali, cieszyli się, gdy była ze mną. Wniosła wiele blasku do mojego życia, a ja… – uciąłem, czując, jak emocje ścisnęły mi gardło. Przytknąłem pięść do ust i mocno zacisnąłem szczęki.
– Odeszła? – spytał niepewnie.
– Nie – wychrypiałem niskim głosem. – Zdradziłem ją, a ona to widziała. Wybiegła z budynku wprost na ruchliwą ulicę. Straciła pamięć po tym, jak uderzył w nią samochód. Nie pamiętała mnie. Nie pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Chciałem jej tak wiele powiedzieć, ale byłem zaślepiony gniewem, kiedy zobaczyłem ją z innym. – Wpatrywałem się w jeden punkt. Zamrugałem, gdy zapiekły mnie oczy. – Zniknęła z mojego życia…
– Widujesz ją?
– Nie – szepnąłem i przesunąłem ręką po twarzy. – Ten świr musiał gdzieś ją zabrać, a może nawet porwać. Cokolwiek jej powiedział, zaufała mu. Zmieniła numer telefonu, a kiedy zleciłem jej poszukiwania, moi ludzie nie potrafili jej odnaleźć – prychnąłem i potrząsnąłem głową. – Skurwiel zna się na rzeczy. Zanim przeniósł się do działu finansów, pracował w cyberbezpieczeństwie. Zawsze coś mi w nim nie pasowało, ale nie sądziłem, że będzie zdolny do zaserwowania mi takiego gówna – warknąłem podenerwowany. – Spłaciłem jego długi, pomagałem mu, a on wszedł ze mną w rywalizację. Miał obsesję na punkcie Sophii. Próbował mi ją odbić już wtedy, gdy byliśmy razem. Zawsze kręcił się blisko niej. Przysięgam, że gdybym wiedział, co planuje…
– Nie mogłeś tego przewidzieć, nie obwiniaj się o rzeczy, na które nie miałeś wpływu – powiedział terapeuta.
– Poważnie? – rzuciłem i zmarszczyłem brwi. – Też byś tak mówił, gdyby jakiś wariat odbił ci kobietę i wywiózł ją razem z dzieckiem? – spytałem retorycznie. – Nie wiem nawet, jak ono wygląda, Flores – mruknąłem i podniosłem się z miejsca. – Nie wiem, czy mam syna, czy córkę, co dzieje się z Sophią. Nie wiem nawet, czy są zdrowi, bezpieczni. Nic nie wiem i to doprowadza mnie do szału – cedziłem wściekły.
– A co jeśli sobie przypomniała? Może to była jej świadoma decyzja?
Powietrze miażdżyło mi płuca. Odwróciłem głowę w stronę mężczyzny i przymrużyłem powieki.
Cóż, nie myślałem o tym w ten sposób.
Poruszyłem szczękami i zerknąłem w kierunku okien.
– W takim razie mam nadzieję, że jest szczęśliwa.
***
– A co, jeśli doktor miał rację? – spytałem, patrząc na Christiana. – Co, jeśli ona sobie przypomniała?
Przyjaciel wyciągnął mnie z domu po tym, jak zaszyłem się w nim po konferencji związanej z otwarciem nowego oddziału w Europie. Biznes przestał być dla mnie najważniejszy, ale wiedziałem, że jeśli sam nie pociągnę korporacji, będę zmuszony ją sprzedać.
– Nie mogę uwierzyć, że ci to zrobił – westchnął ciężko i prychnął pod nosem. – Nie sądziłem, że będzie z niego taki skurwiel.
– Może to faktycznie nie moje dziecko? – chrząknąłem, spoglądając na pustą butelkę po piwie. – Nie, jest moje. Czuję to.
– Możesz być pewny, że jest twoje. – Poklepał mnie po ramieniu, na co parsknąłem szorstkim śmiechem i wstałem z miejsca.
– Ani razu nie odebrała ode mnie telefonu, nagrałem się jej miliony razy, aż pewnego dnia odebrała jakaś gówniara i powiedziała, że ten numer od kilku dni należy do niej – powiedziałem z przekąsem i zacisnąłem gniewnie szczęki.
– Nie wierzę, że sama tak po prostu wyjechała. To niemożliwe, Dalia by jej nie wypuściła. – Skrzywił się, po czym pociągnął łyk piwa.
– Ona mnie nie pamięta, Chris… – Potrząsnąłem głową i przesunąłem językiem po wnętrzu ust. Nagle w amoku z całej siły rzuciłem butelką o ścianę. – Ona mnie, kurwa, nie pamięta! – wydarłem się i wplotłem palce we włosy. – Nie wiem, kurwa, czy mam syna, czy córkę, nie wiem, gdzie ona jest, nie wiem, co robi, czy jest z nim, czy nie – wymieniałem nerwowo, ściskając nasadę nosa. – A co, jeśli wzięła z nim ślub? Albo on ją krzywdzi? – Zatrząsałem się z emocji i poderwałem. – Jeśli położył na niej łapy w zły sposób, zamorduję go, kurwa, uduszę, rozpierdolę tego skurwysyna!
– Bryson! – Przyjaciel chwycił mnie za ramiona.
Byłem przepełniony gniewem. Wszystko się we mnie gotowało, a emocjonalny kocioł groził wybuchem. Chris popchnął mnie twarzą do ściany, wykręcając ręce do tyłu. Dobrze, że był w wojsku, bo normalnie by sobie ze mną nie poradził.
– Uspokój się… – powiedział. Po chwili odsunął się ode mnie. – Znajdziemy ją – zapewnił. – Znajdziemy ją i sprowadzimy do Nowego Jorku.
***
Wróciłem do firmy. Musiałem ułożyć sobie życie od nowa, mimo że to nie było łatwe. Od czterech lat nie otrzymałem znaku życia od kobiety, którą kochałem. Tęskniłem za nią każdego wieczoru, gdy nie mogłem zasnąć z natłoku myśli. Bezsenność stała się moim codziennym kompanem. Nawet wtedy, gdy w samotności piłem kawę, moje myśli uciekały do niej. Co robi Sophia? Czego smakują jej usta? Czy dba o siebie? Czy nadal ma piękne, brązowe włosy?
Tęskniłem, gdy siedziałem samotnie w bugatti, a jej nie było obok. Miałem wrażenie, że zapach jej perfum przesiąknął tapicerkę, albo to moja wyobraźnia wytwarzała te zapachy, przypominając mi o niej. Jeździłem do miejsc, w których spędzaliśmy czas. Odtwarzałem w pamięci wszystkie chwile, które teraz były już tylko wspomnieniem. Ona nawet ich nie pamiętała. Zniknęły nawet jej wszystkie konta na portalach społecznościowych. Może Lucas nie chciał, żeby sobie przypomniała? Zamknął jej okno na świat i nie dopuszczał do mnie.
Choć tak naprawdę ona nie była moja. Może… może jednak przypomniała sobie wszystko i nie chce, żebym ją znalazł? Pieprzyłem się z wieloma kobietami, ale tylko do niej byłem przywiązany grubym sznurem. Ona natomiast nawet nie złapała za jego końcówkę.
Potrzebowałem jej bardziej niż kiedykolwiek. Żadna kobieta nie dawała mi takiej miłości, jaką otrzymywałem od niej. Jej nigdy nie miałem dość. Nie byłem już sobą. Zatraciłem się w tym gównie i zgubiłem gdzieś po drodze.
Rzuciłem telefon na stół, gdy zostałem sam w sali konferencyjnej. Przytknąłem pięść do ust. Kurwa. Nigdy jej nie znajdę. Muszę pogodzić się z tym pierdolonym faktem. Pragnąłem wierzyć, że Sophia wciąż mnie kocha, że może jej umysł mnie nie pamiętał, ale serce wciąż należało do mnie. Nie chciałem jej krzywdzić, ja po prostu zapragnąłem znów mieć ją w ramionach. Chciałem ją przytulić, trzymać blisko siebie, całować, pieścić, kochać się z nią, poczuć ciepło jej piersi, jej wilgotną kobiecość. Pragnąłem jej.
Poddałem się terapii, bo zamierzałem zmienić swoje życie. Chciałem pozostać jej wierny i podtrzymałem to przez kolejne lata. Ona była moja, a ja chciałem być jej… nawet jeśli o tym nie wiedziała. Nie pamięta mnie, ale to nic. Rozkocham ją w sobie na nowo. Miałem blokadę w stosunku do innych kobiet i jakkolwiek próbowałem to sobie wytłumaczyć, żadna z nich nawet nie dorównywała mojej małej Cole.
Żadnych kobiet. Jeśli miałem wrócić na dobrą drogę, kobiety musiały stać się dla mnie kompletnie zakazane. To było jak powtórka z odwyku, ale tym razem z satyryzmu. Przyznanie się przed sobą do problemu było największym wyzwaniem. Skupienie się na biznesie stało się jedyną odskocznią od ciągłego obwiniania się za wszystko, co się wydarzyło.
Weź się w garść.
Poprawiłem kołnierzyk i wypuściłem z płuc powietrze. Zebrałem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę wyjścia. Przemierzyłem korytarz, a wszechobecna monotonia niemal śmiała mi się w twarz.
Wracamy do punktu wyjścia, Scott.
– Słuchaj, sytuacja nie wygląda najlepiej. – Usłyszałem, gdy pociągnąłem za klamkę drzwi gabinetu. – To wydarzenie może popchnąć kolejne i będzie narastać jak cholerna, śnieżna kula – mówił Nate.
– Co tym razem?
– Pan Scott zaatakował paparazzo – westchnął ciężko mój agent. – Facet spytał go o partnerkę, Scott kazał mu spierdalać i zaczęła się ostra wymiana słów. Prezes wyskoczył do niego i nawet Carter nie był w stanie go zatrzymać.
Zmarszczyłem czoło, przysłuchując się ich rozmowie.
– Co z tego wynikło? – zapytał Christian.
– Sprawa szybko przedostała się do gazet i mediów. Próbowałem rozmawiać z tym kolesiem, ale był nieugięty. – W głosie agenta dało się wyczuć irytację.
– No tak, prasa da mu większy rozgłos i pieniądze…
– Sprowokował mnie. – Postanowiłem wyjść z ukrycia.
Nathan posłał mi zaskoczone spojrzenie i podniósł się z krzesła.
– Panie Scott…
– Kutas wyskoczył do mnie z mordą: jak tam twój kolejny zawód miłosny, Scott?. Kazałem mu spierdalać, a ten powiedział, że to ja mam wypierdalać. Sprowokował mnie – warknąłem, a mój wzrok padł na Christiana, tak jakbym szukał w nim poparcia.
– Wiesz, że oni tylko na to czekali, prawda? – odparł szorstko.
Prychnąłem i potrząsnąłem głową.
– Mam w dupie, na co czekają.
– Nie możesz mieć tego w dupie. Tu chodzi o twój wizerunek, Brysonie – mówił podenerwowany, niemal tak, jakbym był jego synem. – Wiesz, jak łatwo będzie ci teraz przyszyć kolejne łatki? Jeszcze tego by teraz brakowało, żeby papsy kładły ci się na drodze przed autem i oskarżały o potrącenia, a o takich debili nietrudno. – Christian podniósł się z fotela i oparł dłonie na biodrach. – Zobaczysz, dopierdolą ci jeszcze brazylijskie dziwki i powrót do dragów. Ile pieniędzy będziesz musiał przelać na pierdolone fundacje, żeby dali ci spokój?
– Sprowokował mnie! – wydarłem się, gdy nerwy sięgnęły zenitu. – Niczego nie zrobiłem!
– Nie szukaj wrogów tam, gdzie ich nie ma, Bryse. – Ton Chrisa był chłodny. – Załatwimy to w standardowy sposób. Nate, każ naszym znaleźć coś na tego paparazzo. Prostytutki, dragi, donosik do żony. Szybko się wycofa – skwitował, patrząc uważnie na agenta. – I załatw mu lot do Berlina, na już.
– Nie możemy im wysłać pieprzonej laurki z gratulacjami? – mruknąłem poirytowany.
– Podpisałeś umowę na otwarcie nowego oddziału IFC w metropolii berlińskiej, Scott. Laurkę to ty możesz wysłać dziwce w podziękowaniu za dobry seks – warknął do mnie i wyrzucił dłonie w powietrze. – Co się z tobą, do cholery, dzieje? Gdzie ten skurwiel, który był pazerny na sukces?
Zacisnąłem rytmicznie poruszające się szczęki i uniosłem brew.
– Stoi przed tobą.
***
Wysiadłem z czarnego bentleya, od razu spotykając się z tłumem fotoreporterów. Flesze raziły mnie w oczy, a dziennikarze pchali mi na siłę przed twarz mikrofony i dyktafony, przekrzykując się nawzajem. Gdyby nie moi ochroniarze, prawdopodobnie zostałbym staranowany przez tłum wygłodniałych hien. Milczałem, dopóki nie dostałem się do siedziby banku. Westchnąłem, chwytając za butelkę z wodą, którą podał mi Carter.
– Konferencja o pierwszej – poinformował mnie przydzielony asystent, gdy zmierzaliśmy w stronę wind.
– Zostaw.
– Wywiad o czwartej.
Powstrzymałem się od przewrócenia oczami.
– Nie udzielam wywiadów – rzuciłem chłodno.
– Panie Scott, otrzymałem wiele maili z prośbą w tej sprawie – zignorował to, co właśnie próbowałem wbić mu do łba. – Dziennikarze biją się o pana.
– Powiedziałem… – zaznaczyłem, patrząc wprost w jego oczy – …że nie udzielę żadnego wywiadu. Konferencja to wystarczająco dużo.
– Dobrze – wymamrotał i odhaczył coś w tablecie. – Spotkanie z inwestorami o szóstej.
– Zostaw.
– Ale…
– Śmiesz podważać moje zdanie? – warknąłem, na co ten prawie podskoczył.
– N-nie, proszę pana – zająknął się, rzucając mi spłoszone spojrzenie.
– Więc lepiej słuchaj moich poleceń, bo wylecisz na zbity pysk – zagroziłem i posłałem mu sarkastyczny uśmiech. – Nie wiem, jak to działa u was, ale w mojej firmie tacy ludzie jak ty nie bez powodu boją się do mnie odezwać – skwitowałem i poklepałem blondyna po ramieniu. – Czy ten przekaz jest dla ciebie jasny?
– Wystarczająco, proszę pana. – Przełknął nerwowo ślinę, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.
Spojrzałem na zegarek i ruszyłem w stronę wind. Gdzieś z tyłu głowy miałem słowa Christiana o odbudowie wizerunku.
Cholera, dlaczego on zawsze musi mieć rację?
– Przełóż ten wywiad na jutro – powiedziałem, nim drzwi się zasunęły.
Policz do dziesięciu.
Zamknąłem oczy i wziąłem głębszy wdech, by po chwili wypuścić powietrze z uczuciem ulgi. Musiałem odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Minęły już cztery cholerne lata. Jeśli teraz nie stanę na nogi, nigdy już tego nie zrobię.
– Dzień dobry, panie Scott. – Usłyszałem tuż po wyjściu z windy.
Rzuciłem młodej brunetce krótkie spojrzenie i minąłem ją bez słowa.
Żadnych kobiet, Scott.
– O, Bryson! – Jeremy wyłapał mnie z końca korytarza.
Wciąż nie wierzę, że ojciec ustanowił mojego kuzyna jako prezesa oddziału. Był przecież taki miły, uprzejmy, pełen radości. Zupełnie nie pasował do tego gówna. Uścisnąłem beznamiętnie jego dłoń, gdy wysunął ją w moją stronę.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! – mówił entuzjastycznie. – Co słychać? – spytał, zapraszając mnie do gabinetu.
– Niewiele – mruknąłem zdawkowo.
Wykrzywiłem wargi w sztucznym uśmiechu na widok kolejnej kobiety. Czy oni robią to specjalnie?
– Zrób mi kawę, czarną – rzuciłem, zajmując miejsce na sofie.
Kiedy małolata lekko rozchyliła usta, kątem oka odnotowałem, jak Jeremy kiwnął jej głową, aby bez komentowania po prostu wykonała moje polecenie.
Grzeczna dziewczynka.
Wyciągnąłem telefon i przesunąłem kciukiem po ekranie, na którym widniało zdjęcie Sophii. Cholera. Zaczynałem wierzyć, że po prostu ją sobie wymyśliłem. Jej nieobecność w moim życiu doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Zastanawiałem się, czy się zmieniła, czy coś nowego wydarzyło się u niej, czy stała się jeszcze piękniejsza, o ile to w ogóle możliwe… a do tego… co z moim dzieckiem?
Miałem syna? Córkę? Jak wyglądało? Czy było podobne do mnie? A może do niej? Jak miało na imię? Wiedziało o moim istnieniu? Schowałem twarz w dłoniach, czując, jak głowa pulsuje mi od intensywnego myślenia. Brak odpowiedniej dawki snu nie przynosił dobrych rezultatów, ale gdy zamykałem oczy, było jeszcze gorzej. Widziałem ją w snach i w żaden sposób mnie to nie cieszyło. Wiedziałem bowiem, że gdy tylko się obudzę, już jej przy mnie nie będzie.
Jeszcze trochę i to gówno naprawdę mnie wykończy… cóż, wreszcie byłoby to jakieś dobre rozwiązanie.