Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Marek i Janek Uszkierowie wyjeżdżają na letnie wakacje z dwójką przyjaciół. Nastolatkowie miło spędzają czas w słonecznym Trogirze – kąpiele w morzu i zwiedzanie pięknego starego miasta to dobry przepis na wyjazd. A jednak czegoś brakuje młodym detektywom: sprawy, która przetestowałaby ich zdolności. Nie muszą długo czekać – od trogirskiej młodzieży dowiadują się, że niedawno zaczęły tajemniczo znikać… okoliczne psy. Dlaczego ktoś je kradnie? Młodzieżowa Agencja Detektywistyczna przystępuje do pracy!
Agnieszka Pruska, autorka bestsellerowych powieści policyjnych o śledztwach gdańskiego komisarza Barnaby Uszkiera, zaprasza do wysłuchania „Kto kradnie psy”. To jest trzecia zagadka dzieci komisarza Uszkiera – Marka i Janka. To jest niezwykła przygoda dla całej rodziny! Polecamy również kolejne części o przygodach Marka i Janka”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
LIND & CO
@lindcopl
e-mail: [email protected]
Tytuł oryginału:
Kto kradnie psy?
Tom 3
Młodzierzowa Agencja Detektywistyczna
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)
Wydanie I, 2025
Opracowanie redakcyjne:
Studio Grafpa
Projekt okładki:
Beata Kulesza-Damaziak, studio KARANDASZ
Copyright © dla tej edycji:
Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2025
ISBN 978-83-68524-20-8
Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics
– Tak! To jest to! – wykrzyknął Marek, gdy tylko ujrzał położony nad brzegiem morza Trogir.
Po trwającej prawie dobę podróży, w sobotę o piątej po południu, Uszkierowie i Myczkowscy dojechali do celu. Morze widziane z prowadzącej przez góry drogi i leżące tuż przy brzegu, pogrążone w promieniach słonecznych miasto u wszystkich wywołały uśmiech – kojarzyły się z wakacjami, które zapowiadały się naprawdę dobrze. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej Janek i Marek Uszkierowie oraz ich przyjaciele Zosia i Paweł Myczkowscy dowiedzieli się, dokąd pojadą, i że czeka ich wspólny wyjazd. A to zwiększało szansę na kolejne śledztwo, za którym bardzo tęsknili. Przez ostatnie kilka miesięcy, od zimowej potyczki z Niebieskim, członkom Młodzieżowej Agencji Detektywistycznej nie udało się znaleźć sprawy, którą mogliby sami rozwiązać.
Samochody Uszkierów i Myczkowskich zatrzymały się w miejscu, z którego rozpościerał się widok na położone w dole miasto, morze i wyspy. Gdy rodzice chłonęli krajobraz, ciepło i zapach lata, czwórka przyjaciół oddaliła się nieco wąską ścieżką. Uszkierowie byli tu wcześniej, a teraz wynajęli ten sam apartament, co ostatnio.
– Jakby co, to zajmujemy pokoje koło dużej werandy – pouczył resztę Marek i od razu wyjaśnił: – Na nasze piętro można wejść schodami z dwóch stron, ale zawsze trafia się na werandę. Tylne wejście jest mniej oficjalne. I mniej widoczne.
– Masz na myśli, że będziemy mieli kwaterę z niekrępującym wyjściem? – ożywił się Paweł.
– Dokładnie!
– A niby po co wam takie niekrępujące wyjście? – ostatnie słowo Zosia powiedziała z lekkim przekąsem.
Paweł i Marek popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Byli najstarsi z całej czwórki, Myczkowski miał czternaście lat, a Uszkier trzynaście. Uważali się za nastolatków pełną gębą, niemal dorosłych, a swoje nieco młodsze rodzeństwo traktowali jak dzieciaki. Przynajmniej w niektórych sprawach.
– Kto wie, czy nie będziemy chcieli wyjść dyskretnie – powiedział Paweł.
– Po co? – docisnęła Zosia.
– A co tak wnikasz?
– Jakbym nie widziała, że się zacząłeś za dziewczynami oglądać. – Zosia uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Kto? Ja? – Paweł zaczerwienił się jak burak.
– No nie ja. Myślisz, że nikt nie widzi, jak patrzysz na Klaudię – dopiekła bratu.
– Oszalałaś? Ona… po prostu ma fajne włosy – szybko wytłumaczył się speszony Paweł.
– Ta, jasne.
– Zośka, odczep się od niego, przecież w Trogirze Klaudii nie będzie – wziął kumpla w obronę Marek.
– Marty też nie – roześmiał się Janek.
– Odwal się!
– No i tu was mamy! – podsumowała Zosia. – Ale Janek ma rację. Skoro nie będzie tam waszych dziewczyn…
– To nie nasze dziewczyny! – natychmiast zaprotestował Paweł.
– …to po co wam niekrępujące wyjście? – Zosia udała, że nie słyszy, ale mrugnęła porozumiewawczo do Janka.
– Żeby nie musieć za każdym razem przechodzić przez dom gospodarzy. A przede wszystkim obok drzwi rodziców. Sami wiecie, że zawsze dobrze mieć możliwość dyskretnego ulotnienia się. Przetestowaliśmy to i w Mierkach, i w Mylofie – przypomniał Marek, który miał na myśli pierwsze i drugie dochodzenie przeprowadzone przez Młodzieżową Agencję Detektywistyczną.
– Liczysz na jakieś śledztwo? – zainteresowała się Zosia.
– A ty nie?
– No, nie wiem…
– W innym kraju chyba jest dużo trudniej – zastanowił się Paweł.
– Czy ja wiem? Niekoniecznie.
– A jak się dogadasz?
– Po angielsku. I częściowo po chorwacku – wyjaśnił Marek.
– Znacie chorwacki? – zdziwiła się Zosia.
– Nie. Znamy ileś tam słów, inne są podobne. To plus angielski wystarcza, by się dogadać.
– Fajnie. Ale i tak nie liczyłabym na międzynarodowe śledztwo – ostrzegła chłopców realnie myśląca Zosia.
– To się jeszcze okaże. Nie zakładaj, że nic się nie wydarzy. Nie pamiętasz, jak było zimą? Też nie podejrzewaliśmy, że akurat w domu naszej ciotki możemy się na coś natknąć – przypomniał Janek.
– Rany, ależ to morze jest piękne, takie turkusowe – zmieniła temat Zosia. – Dobrze, że kupiłam nowy strój.
– Bo stary był za brzydki na Adriatyk? Tylko do kąpieli w Bałtyku się nadawał? – zakpił Marek.
– Głupi jesteś! Tamten był stary! Mam go trzy lata i jest taki… dziecinny.
– Co może być dziecinnego w stroju do pływania? – zdziwił się Janek.
– Kolor! Krój! Wszystko! – Zosia prychnęła, jednak widząc spojrzenia chłopców, dodała: –Jakbyście nie zauważyli, strój kąpielowy nieco różni się od kąpielówek. I może być modny albo nie.
– Rany boskie, pliiis, nie rób nam wykładu na ten temat – jęknął Paweł. – Ona postanowiła zmienić stylówkę. I gada do mnie o tym, jakby mnie to interesowało.
– Przecież ubierasz się tak samo? – zdziwił się Janek, oglądając Zosię od stóp do głów.
Tak, jak przeważnie, miała na sobie T-shirt, spódniczkę i trampki. Nic nadzwyczajnego ani rewolucyjnego. Gdy się poznali, była podobnie ubrana.
– O Boże, ty chyba ślepy jesteś. – Myczkowska westchnęła teatralnie.
– Ja mam to na co dzień – wyjaśnił Paweł.
– Inny krój, inny kolor – wyjaśniła krótko dziewczynka.
– Fakt, jakby bardziej stonowany. – Tym razem Marek dokładnie obejrzał przyjaciółkę.
– To się nazywa kolory ziemi. Ale tak, o to chodzi. I…
– Dobra, siostra, to nie poradnik na Pudelku, załapaliśmy, o co chodzi, nie musisz nas uświadamiać modowo.
– A przydałoby się – odcięła się Zosia. – Może też…
– Odpuść, lubię swoje ciuchy, oni też – powstrzymał Zosię Paweł. – Mamy do obgadania ważniejsze sprawy niż twoje stroje. Albo nasze. Wiecie, naprawdę chciałbym, żeby znowu trafiła się nam jakaś zagadka. Może coś nietypowego? Chorwackiego?
– Nie wiem, co by to mogło być – powiedział Marek.
– Byle nie zwłoki – jak zwykle zastrzegła Zosia.
– Odczep ty się od tych nieboszczyków, to jakaś obsesja – mruknął Paweł. – Przecież już kiedyś to ustaliliśmy. Żadnych trupów.
– Nawet jeśli pominiemy wszystko inne, jak byśmy zaczęli na własną rękę szukać mordercy, to ojciec by nas zabił – stwierdził Janek. – Z czego jak z czego, ale z tego to byśmy się nie wytłumaczyli.
– Trochę szkoda…
– Marek, odbiło ci? Jak zaczniesz się za jakimiś morderstwami rozglądać, to ja w tym nie biorę udziału!
– A może byś tak posłuchała do końca? Powiedziałem, że szkoda, bo gadaliśmy z wujkiem Jurkiem, znaczy z policyjnym lekarzem – Marek miał na myśli Widockiego, przyjaciela ojca – i udało nam się wyciągnąć od niego parę ciekawych rzeczy.
– Tak wam opowiadał o zwłokach albo o sekcji? – spytał z niedowierzaniem Myczkowski.
– Trochę go podeszliśmy – roześmiał się Janek. – Ale nawet zbytnio nie naściemnialiśmy. Mamy w grze trupa, a skoro tak, to powinniśmy wiedzieć, jak stwierdzić, kiedy zginął, od czego i inne takie. Wujek trochę nam opowiedział.
– I opowiedziałby więcej, ale niestety ojciec się wtrącił, gdy wujek zaczął przechodzić do ciekawszych szczegółów – wyjaśnił z żalem Marek.
– Tych wiadomości w praktyce nie przetestujesz – zauważyła twardo Zosia.
– Ale inne tak. Zabraliśmy nasze śledcze akcesoria, a od kumpli ojca udało nam się wycyganić argentorat, więc obejdzie się bez pudru. I mamy porządne pędzle z włosia – pochwalił się Janek. – Może się przydadzą.
W tym momencie od strony samochodów dobiegło wezwanie do ruszenia w dalszą podróż. Od domu Danicy i Jure dzieliło ich jeszcze pół godziny. Gospodarze już na nich czekali i zaraz po powitaniu zaprosili wszystkich na kawę i ciasto. To była tradycja. Gdy goście opowiedzieli, jak minęła podróż, a po cieście zostały jedynie okruszki, Danica dała Uszkierom klucze do pokoi.
– To my weźmiemy te bliżej schodów, dobra? – spytał Marek.
– A dlaczego? – zaciekawił się Uszkier. – Już coś planujecie?
– Nie. Ale nie pamiętasz, jak było poprzednio? Mieliśmy pokoje w głębi, a inni goście bliżej drzwi i często spali po południu, więc musieliśmy się przemykać, żeby ich nie obudzić. Was też czasem sen morzył. Wolimy uniknąć wyrzutów, że hałasujemy.
– A jak wy sobie będziecie sjestować, to my możemy iść do miasta na lody – podsunął Janek.
– Albo na rowery.
– Albo pobiegać – dodała Zosia, która nie zamierzała przerywać treningów.
– Oszalałaś? W tym upale?
– A kto mówi, że będę biegała w południe? Jadę potem na obóz i nie mam zamiaru…
– Ona będzie biegała w skwarze, deszczu lub na mrozie, przecież ją znacie – włączył się Paweł. – Jeszcze by się okazało, że nie jest najlepsza, i co wtedy?
– Czy ja ci wypominam mangę?
W ciągu kilku ostatnich miesięcy Zosia dwukrotnie wygrała ważne zawody, a Paweł zdobył nagrodę na konkursie dla młodych plastyków.
– Jeżeli nie przestaniecie, to zabieram Pawłowi ołówki, a tobie trampki – zagroził Myczkowski senior.
– Nie biegam w trampkach…
– Koniec dyskusji, łapcie się za bagaże, same się nie wniosą.
– I tak, możecie wziąć pokoje bliżej schodów – zgodził się Uszkier.
Zajęli się wypakowywaniem bagaży i rozlokowywaniem ich w pokojach, a Jure pokazał im, gdzie na dole mogą przypiąć rowery. Reszta rzeczy musiała zostać wniesiona na górę, a potem starannie poukładana. Oprócz ubrań były to laptopy, maski, fajki i płetwy, kaski rowerowe oraz wiele innych przydatnych podczas wakacji przedmiotów. Janek przywiózł deskorolkę, Paweł dwa szkicowniki – w tym jeden duży i gruby, Marek piłkę, a Zosia dwie pary butów do biegania. Nastolatkowie szybko rozgościli się w pokojach, a potem spotkali na dużej werandzie.
– Mieliście rację, widok jest zajefajny – przyznał Paweł, spoglądając na leżącą w dole wyspę Trogiru. – Co to za ruiny?
Na końcu nabrzeża było widać mury starej budowli i wieżę. Obok rozciągał się teren przypominający park, w każdym razie były to trawa i palmy.
– To stara twierdza, zaraz, jak ona się nazywa? – Janek spojrzał pytająco na brata.
– Kamerlengo, bardzo stara, ale nie pamiętam dokładnie, z którego wieku. A z tamtej wieży Jure skakał do morza.
– Żartujesz? To bardzo wysoko – zauważyła Zosia. – I to chyba niezbyt bezpieczne.
– Przegrał jakiś zakład albo chciał się popisać? – podsunął Myczkowski.
– Nie. Ten facet to ciekawa postać. Był marynarzem, mechanikiem i nurkiem. Ale nie takim zwykłym, a głębinowym. Nie bał się skoczyć, bo już skakał z dużej wysokości, a dno znał – wyjaśnił Janek.
– Ale po co skakał? Tak sobie dla przyjemności? – docisnęła Zosia.
– Nie. Kręcili tu jakiś film i była scena, w której ktoś spada czy skacze z wieży do morza. Kaskader się bał. Nie wiem, może nie umiał pływać? – zastanowił się Marek. – I ktoś spytał Jure, czy skoczy. Zgodził się. I podobno całkiem nieźle zarobił.
– To chyba było bardzo dawno temu – zauważyła Myczkowska. – On ma chyba coś koło osiemdziesiątki.
– Pewnie, że dawno. A w ogóle on jest fajny. Wszystkich zna, a jak się go poprosi, to opowiada o Trogirze i Chorwacji. Możemy spróbować namówić go na rejs jego jachcikiem.
– Jak się z nim dogadujecie? – spytał Paweł. – Na kawie rozmawialiśmy po chorwacku, angielsku i niemiecku. Normalnie wieża Babel, ale czułem się przytłoczony, bo znam tylko angielski.
– I po rosyjsku też było – dodała Zosia.
– My po polsku, chorwacku i angielsku – wyjaśnił Marek. – Da się dogadać. Najprostsze słówka podłapiecie od razu. Nazywam się Marek to zovem se Marek.
– I fajnie wiedzieć, jak zamawiać lody. Kulka to kugla. I one są większe niż u nas. I zapamiętajcie, że maliny to maline, truskawki to jagody – dodał młodszy Uszkier. – A dziękuję to hvala albo hvala lijepa.
– A polako to powoli, a josz to nie jesz, a więcej.
– I lepiej nie używać słowa droga, bo u nich to znaczy narkotyk – przypomniał sobie Marek. – W ogóle to wzięliśmy ze sobą rozmówki, możecie poczytać do poduszki.
Po sprawdzeniu, czy Myczkowscy zapamiętali te parę słów, wrócili do przerwanej rozmowy.
– Chodźcie na balkon z tyłu, stamtąd widać i miasto, i morze – zaproponował Janek.
Na położonym od zachodniej strony balkonie nawet teraz było upalnie, więc od razu rozłożyli wielki parasol.
– Nieźle! – ocenił widok i lokalizację Paweł. – Do Trogiru blisko, nad morze blisko.
– I widać, co się wszędzie dzieje – pochwalił miejscówkę Marek.
– A jak się pali…
– Często są tutaj pożary? – zaciekawiła się Zosia.
– Jak jest bardzo sucho, to tak. Ale nie w mieście, a tam, w górach. – Janek machnął ręką w odpowiednią stronę. – W niektóre miejsca nie da się dojechać, gaszenie z samolotów jest najskuteczniejsze.
– Moglibyśmy kiedyś pójść na spacer w góry – zaproponował Paweł.
– Pewnie, tam jest dość ciekawie – tak dziko i skaliście. Inaczej niż u nas. No i są świetne widoki. Ale to najlepiej albo rano, albo wieczorem, bo inaczej padniemy z przegrzania – wyjaśnił Marek.
– Rowery mogą nam w tym pomóc – stwierdził Paweł. – Podjedziemy sobie w odpowiednie miejsce, a potem pójdziemy jakąś ścieżką w górę.
– Przy okazji pobiegam, to zupełnie inny teren niż w Gdańsku.
– I inna temperatura – zauważył Marek. – Weź to pod uwagę. Tu trzeba dużo pić, właściwie wszędzie ze sobą zabieramy wodę. No, chyba że w planach jest obiad w knajpie. A właśnie, tam za tym wypasionym jachtem – chłopak wskazał na nabrzeże – jest fajna pizzeria.
– Nie dość, że żarcie dobre, to i widok na te rozmaite jachty – poparł brata Janek.
– Głodny jestem. – Paweł przypomniał sobie, że ma żołądek. – To ciasto było dobre, ale prawie zapomniałem, że coś zjadłem.
– Pewnie pójdziemy coś zjeść do Trogiru – zawyrokował Marek. – Dzisiaj nikomu nie będzie się chyba chciało gotować.
– Oby szybko. Nie wiem, co oni tyle czasu robią w pokojach, przecież nie mają więcej bagażu niż my – zniecierpliwił się Janek.
– Jakbyś własnych rodziców nie znał. Układają wszytko dokładnie.
W tym momencie, jakby słyszał, o czym rozmawiają członkowie MAD, na balkon wyszedł ojciec Zosi i Pawła.
– Gotowi na obiad?
– Jeszcze pytasz? Pewnie. Oni mówią, że na nabrzeżu jest fajna pizzeria – podsunął szybko Paweł. – Może dzisiaj tam pójdziemy?
– Zaraz to ustalimy. Chodźcie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
