Młodzieżowa Agencja Detektywistyczna. Tom 3. Kto kradnie psy? - Agnieszka Pruska - ebook + audiobook

Młodzieżowa Agencja Detektywistyczna. Tom 3. Kto kradnie psy? ebook i audiobook

Agnieszka Pruska

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Marek i Janek Uszkierowie wyjeżdżają na letnie wakacje z dwójką przyjaciół. Nastolatkowie miło spędzają czas w słonecznym Trogirze – kąpiele w morzu i zwiedzanie pięknego starego miasta to dobry przepis na wyjazd. A jednak czegoś brakuje młodym detektywom: sprawy, która przetestowałaby ich zdolności. Nie muszą długo czekać – od trogirskiej młodzieży dowiadują się, że niedawno zaczęły tajemniczo znikać… okoliczne psy. Dlaczego ktoś je kradnie? Młodzieżowa Agencja Detektywistyczna przystępuje do pracy!
Agnieszka Pruska, autorka bestsellerowych powieści policyjnych o śledztwach gdańskiego komisarza Barnaby Uszkiera, zaprasza do wysłuchania „Kto kradnie psy”. To jest trzecia zagadka dzieci komisarza Uszkiera – Marka i Janka. To jest niezwykła przygoda dla całej rodziny! Polecamy również kolejne części o przygodach Marka i Janka”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 304

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 40 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Leszek Wojtaszak

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



LIND & CO

@lindcopl

e-mail: [email protected]

Tytuł oryginału:

Kto kradnie psy?

Tom 3

Młodzierzowa Agencja Detektywistyczna

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)

Wydanie I, 2025

Opracowanie redakcyjne:

Studio Grafpa

Projekt okładki:

Beata Kulesza-Damaziak, studio KARANDASZ

Copyright © dla tej edycji:

Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2025

ISBN 978-83-68524-20-8

Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics

Chorwacja wita

– Tak! To jest to! – wykrzyknął Marek, gdy tylko ujrzał położony nad brzegiem morza Trogir.

Po trwającej prawie dobę podróży, w sobotę o piątej po południu, Uszkierowie i Myczkowscy dojechali do celu. Morze widziane z prowadzącej przez góry drogi i leżące tuż przy brzegu, pogrążone w promieniach słonecznych miasto u wszystkich wywołały uśmiech – kojarzyły się z wakacjami, które zapowiadały się naprawdę dobrze. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej Janek i Marek Uszkierowie oraz ich przyjaciele Zosia i Paweł Myczkowscy dowiedzieli się, dokąd pojadą, i że czeka ich wspólny wyjazd. A to zwiększało szansę na kolejne śledztwo, za którym bardzo tęsknili. Przez ostatnie kilka miesięcy, od zimowej potyczki z Niebieskim, członkom Młodzieżowej Agencji Detektywistycznej nie udało się znaleźć sprawy, którą mogliby sami rozwiązać.

Samochody Uszkierów i Myczkowskich zatrzymały się w miejscu, z którego rozpościerał się widok na położone w dole miasto, morze i wyspy. Gdy rodzice chłonęli krajobraz, ciepło i zapach lata, czwórka przyjaciół oddaliła się nieco wąską ścieżką. Uszkierowie byli tu wcześniej, a teraz wynajęli ten sam apartament, co ostatnio.

– Jakby co, to zajmujemy pokoje koło dużej werandy – pouczył resztę Marek i od razu wyjaśnił: – Na nasze piętro można wejść schodami z dwóch stron, ale zawsze trafia się na werandę. Tylne wejście jest mniej oficjalne. I mniej widoczne.

– Masz na myśli, że będziemy mieli kwaterę z niekrępującym wyjściem? – ożywił się Paweł.

– Dokładnie!

– A niby po co wam takie niekrępujące wyjście? – ostatnie słowo Zosia powiedziała z lekkim przekąsem.

Paweł i Marek popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Byli najstarsi z całej czwórki, Myczkowski miał czternaście lat, a Uszkier trzynaście. Uważali się za nastolatków pełną gębą, niemal dorosłych, a swoje nieco młodsze rodzeństwo traktowali jak dzieciaki. Przynajmniej w niektórych sprawach.

– Kto wie, czy nie będziemy chcieli wyjść dyskretnie – powiedział Paweł.

– Po co? – docisnęła Zosia.

– A co tak wnikasz?

– Jakbym nie widziała, że się zacząłeś za dziewczynami oglądać. – Zosia uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Kto? Ja? – Paweł zaczerwienił się jak burak.

– No nie ja. Myślisz, że nikt nie widzi, jak patrzysz na Klaudię – dopiekła bratu.

– Oszalałaś? Ona… po prostu ma fajne włosy – szybko wytłumaczył się speszony Paweł.

– Ta, jasne.

– Zośka, odczep się od niego, przecież w Trogirze Klaudii nie będzie – wziął kumpla w obronę Marek.

– Marty też nie – roześmiał się Janek.

– Odwal się!

– No i tu was mamy! – podsumowała Zosia. – Ale Janek ma rację. Skoro nie będzie tam waszych dziewczyn…

– To nie nasze dziewczyny! – natychmiast zaprotestował Paweł.

– …to po co wam niekrępujące wyjście? – Zosia udała, że nie słyszy, ale mrugnęła porozumiewawczo do Janka.

– Żeby nie musieć za każdym razem przechodzić przez dom gospodarzy. A przede wszystkim obok drzwi rodziców. Sami wiecie, że zawsze dobrze mieć możliwość dyskretnego ulotnienia się. Przetestowaliśmy to i w Mierkach, i w Mylofie – przypomniał Marek, który miał na myśli pierwsze i drugie dochodzenie przeprowadzone przez Młodzieżową Agencję Detektywistyczną.

– Liczysz na jakieś śledztwo? – zainteresowała się Zosia.

– A ty nie?

– No, nie wiem…

– W innym kraju chyba jest dużo trudniej – zastanowił się Paweł.

– Czy ja wiem? Niekoniecznie.

– A jak się dogadasz?

– Po angielsku. I częściowo po chorwacku – wyjaśnił Marek.

– Znacie chorwacki? – zdziwiła się Zosia.

– Nie. Znamy ileś tam słów, inne są podobne. To plus angielski wystarcza, by się dogadać.

– Fajnie. Ale i tak nie liczyłabym na międzynarodowe śledztwo – ostrzegła chłopców realnie myśląca Zosia.

– To się jeszcze okaże. Nie zakładaj, że nic się nie wydarzy. Nie pamiętasz, jak było zimą? Też nie podejrzewaliśmy, że akurat w domu naszej ciotki możemy się na coś natknąć – przypomniał Janek.

– Rany, ależ to morze jest piękne, takie turkusowe – zmieniła temat Zosia. – Dobrze, że kupiłam nowy strój.

– Bo stary był za brzydki na Adriatyk? Tylko do kąpieli w Bałtyku się nadawał? – zakpił Marek.

– Głupi jesteś! Tamten był stary! Mam go trzy lata i jest taki… dziecinny.

– Co może być dziecinnego w stroju do pływania? – zdziwił się Janek.

– Kolor! Krój! Wszystko! – Zosia prychnęła, jednak widząc spojrzenia chłopców, dodała: –Jakbyście nie zauważyli, strój kąpielowy nieco różni się od kąpielówek. I może być modny albo nie.

– Rany boskie, pliiis, nie rób nam wykładu na ten temat – jęknął Paweł. – Ona postanowiła zmienić stylówkę. I gada do mnie o tym, jakby mnie to interesowało.

– Przecież ubierasz się tak samo? – zdziwił się Janek, oglądając Zosię od stóp do głów.

Tak, jak przeważnie, miała na sobie T-shirt, spódniczkę i trampki. Nic nadzwyczajnego ani rewolucyjnego. Gdy się poznali, była podobnie ubrana.

– O Boże, ty chyba ślepy jesteś. – Myczkowska westchnęła teatralnie.

– Ja mam to na co dzień – wyjaśnił Paweł.

– Inny krój, inny kolor – wyjaśniła krótko dziewczynka.

– Fakt, jakby bardziej stonowany. – Tym razem Marek dokładnie obejrzał przyjaciółkę.

– To się nazywa kolory ziemi. Ale tak, o to chodzi. I…

– Dobra, siostra, to nie poradnik na Pudelku, załapaliśmy, o co chodzi, nie musisz nas uświadamiać modowo.

– A przydałoby się – odcięła się Zosia. – Może też…

– Odpuść, lubię swoje ciuchy, oni też – powstrzymał Zosię Paweł. – Mamy do obgadania ważniejsze sprawy niż twoje stroje. Albo nasze. Wiecie, naprawdę chciałbym, żeby znowu trafiła się nam jakaś zagadka. Może coś nietypowego? Chorwackiego?

– Nie wiem, co by to mogło być – powiedział Marek.

– Byle nie zwłoki – jak zwykle zastrzegła Zosia.

– Odczep ty się od tych nieboszczyków, to jakaś obsesja – mruknął Paweł. – Przecież już kiedyś to ustaliliśmy. Żadnych trupów.

– Nawet jeśli pominiemy wszystko inne, jak byśmy zaczęli na własną rękę szukać mordercy, to ojciec by nas zabił – stwierdził Janek. – Z czego jak z czego, ale z tego to byśmy się nie wytłumaczyli.

– Trochę szkoda…

– Marek, odbiło ci? Jak zaczniesz się za jakimiś morderstwami rozglądać, to ja w tym nie biorę udziału!

– A może byś tak posłuchała do końca? Powiedziałem, że szkoda, bo gadaliśmy z wujkiem Jurkiem, znaczy z policyjnym lekarzem – Marek miał na myśli Widockiego, przyjaciela ojca – i udało nam się wyciągnąć od niego parę ciekawych rzeczy.

– Tak wam opowiadał o zwłokach albo o sekcji? – spytał z niedowierzaniem Myczkowski.

– Trochę go podeszliśmy – roześmiał się Janek. – Ale nawet zbytnio nie naściemnialiśmy. Mamy w grze trupa, a skoro tak, to powinniśmy wiedzieć, jak stwierdzić, kiedy zginął, od czego i inne takie. Wujek trochę nam opowiedział.

– I opowiedziałby więcej, ale niestety ojciec się wtrącił, gdy wujek zaczął przechodzić do ciekawszych szczegółów – wyjaśnił z żalem Marek.

– Tych wiadomości w praktyce nie przetestujesz – zauważyła twardo Zosia.

– Ale inne tak. Zabraliśmy nasze śledcze akcesoria, a od kumpli ojca udało nam się wycyganić argentorat, więc obejdzie się bez pudru. I mamy porządne pędzle z włosia – pochwalił się Janek. – Może się przydadzą.

W tym momencie od strony samochodów dobiegło wezwanie do ruszenia w dalszą podróż. Od domu Danicy i Jure dzieliło ich jeszcze pół godziny. Gospodarze już na nich czekali i zaraz po powitaniu zaprosili wszystkich na kawę i ciasto. To była tradycja. Gdy goście opowiedzieli, jak minęła podróż, a po cieście zostały jedynie okruszki, Danica dała Uszkierom klucze do pokoi.

– To my weźmiemy te bliżej schodów, dobra? – spytał Marek.

– A dlaczego? – zaciekawił się Uszkier. – Już coś planujecie?

– Nie. Ale nie pamiętasz, jak było poprzednio? Mieliśmy pokoje w głębi, a inni goście bliżej drzwi i często spali po południu, więc musieliśmy się przemykać, żeby ich nie obudzić. Was też czasem sen morzył. Wolimy uniknąć wyrzutów, że hałasujemy.

– A jak wy sobie będziecie sjestować, to my możemy iść do miasta na lody – podsunął Janek.

– Albo na rowery.

– Albo pobiegać – dodała Zosia, która nie zamierzała przerywać treningów.

– Oszalałaś? W tym upale?

– A kto mówi, że będę biegała w południe? Jadę potem na obóz i nie mam zamiaru…

– Ona będzie biegała w skwarze, deszczu lub na mrozie, przecież ją znacie – włączył się Paweł. – Jeszcze by się okazało, że nie jest najlepsza, i co wtedy?

– Czy ja ci wypominam mangę?

W ciągu kilku ostatnich miesięcy Zosia dwukrotnie wygrała ważne zawody, a Paweł zdobył nagrodę na konkursie dla młodych plastyków.

– Jeżeli nie przestaniecie, to zabieram Pawłowi ołówki, a tobie trampki – zagroził Myczkowski senior.

– Nie biegam w trampkach…

– Koniec dyskusji, łapcie się za bagaże, same się nie wniosą.

– I tak, możecie wziąć pokoje bliżej schodów – zgodził się Uszkier.

Zajęli się wypakowywaniem bagaży i rozlokowywaniem ich w pokojach, a Jure pokazał im, gdzie na dole mogą przypiąć rowery. Reszta rzeczy musiała zostać wniesiona na górę, a potem starannie poukładana. Oprócz ubrań były to laptopy, maski, fajki i płetwy, kaski rowerowe oraz wiele innych przydatnych podczas wakacji przedmiotów. Janek przywiózł deskorolkę, Paweł dwa szkicowniki – w tym jeden duży i gruby, Marek piłkę, a Zosia dwie pary butów do biegania. Nastolatkowie szybko rozgościli się w pokojach, a potem spotkali na dużej werandzie.

– Mieliście rację, widok jest zajefajny – przyznał Paweł, spoglądając na leżącą w dole wyspę Trogiru. – Co to za ruiny?

Na końcu nabrzeża było widać mury starej budowli i wieżę. Obok rozciągał się teren przypominający park, w każdym razie były to trawa i palmy.

– To stara twierdza, zaraz, jak ona się nazywa? – Janek spojrzał pytająco na brata.

– Kamerlengo, bardzo stara, ale nie pamiętam dokładnie, z którego wieku. A z tamtej wieży Jure skakał do morza.

– Żartujesz? To bardzo wysoko – zauważyła Zosia. – I to chyba niezbyt bezpieczne.

– Przegrał jakiś zakład albo chciał się popisać? – podsunął Myczkowski.

– Nie. Ten facet to ciekawa postać. Był marynarzem, mechanikiem i nurkiem. Ale nie takim zwykłym, a głębinowym. Nie bał się skoczyć, bo już skakał z dużej wysokości, a dno znał – wyjaśnił Janek.

– Ale po co skakał? Tak sobie dla przyjemności? – docisnęła Zosia.

– Nie. Kręcili tu jakiś film i była scena, w której ktoś spada czy skacze z wieży do morza. Kaskader się bał. Nie wiem, może nie umiał pływać? – zastanowił się Marek. – I ktoś spytał Jure, czy skoczy. Zgodził się. I podobno całkiem nieźle zarobił.

– To chyba było bardzo dawno temu – zauważyła Myczkowska. – On ma chyba coś koło osiemdziesiątki.

– Pewnie, że dawno. A w ogóle on jest fajny. Wszystkich zna, a jak się go poprosi, to opowiada o Trogirze i Chorwacji. Możemy spróbować namówić go na rejs jego jachcikiem.

– Jak się z nim dogadujecie? – spytał Paweł. – Na kawie rozmawialiśmy po chorwacku, angielsku i niemiecku. Normalnie wieża Babel, ale czułem się przytłoczony, bo znam tylko angielski.

– I po rosyjsku też było – dodała Zosia.

– My po polsku, chorwacku i angielsku – wyjaśnił Marek. – Da się dogadać. Najprostsze słówka podłapiecie od razu. Nazywam się Marek to zovem se Marek.

– I fajnie wiedzieć, jak zamawiać lody. Kulka to kugla. I one są większe niż u nas. I zapamiętajcie, że maliny to maline, truskawki to jagody – dodał młodszy Uszkier. – A dziękuję to hvala albo hvala lijepa.

– A polako to powoli, a josz to nie jesz, a więcej.

– I lepiej nie używać słowa droga, bo u nich to znaczy narkotyk – przypomniał sobie Marek. – W ogóle to wzięliśmy ze sobą rozmówki, możecie poczytać do poduszki.

Po sprawdzeniu, czy Myczkowscy zapamiętali te parę słów, wrócili do przerwanej rozmowy.

– Chodźcie na balkon z tyłu, stamtąd widać i miasto, i morze – zaproponował Janek.

Na położonym od zachodniej strony balkonie nawet teraz było upalnie, więc od razu rozłożyli wielki parasol.

– Nieźle! – ocenił widok i lokalizację Paweł. – Do Trogiru blisko, nad morze blisko.

– I widać, co się wszędzie dzieje – pochwalił miejscówkę Marek.

– A jak się pali…

– Często są tutaj pożary? – zaciekawiła się Zosia.

– Jak jest bardzo sucho, to tak. Ale nie w mieście, a tam, w górach. – Janek machnął ręką w odpowiednią stronę. – W niektóre miejsca nie da się dojechać, gaszenie z samolotów jest najskuteczniejsze.

– Moglibyśmy kiedyś pójść na spacer w góry – zaproponował Paweł.

– Pewnie, tam jest dość ciekawie – tak dziko i skaliście. Inaczej niż u nas. No i są świetne widoki. Ale to najlepiej albo rano, albo wieczorem, bo inaczej padniemy z przegrzania – wyjaśnił Marek.

– Rowery mogą nam w tym pomóc – stwierdził Paweł. – Podjedziemy sobie w odpowiednie miejsce, a potem pójdziemy jakąś ścieżką w górę.

– Przy okazji pobiegam, to zupełnie inny teren niż w Gdańsku.

– I inna temperatura – zauważył Marek. – Weź to pod uwagę. Tu trzeba dużo pić, właściwie wszędzie ze sobą zabieramy wodę. No, chyba że w planach jest obiad w knajpie. A właśnie, tam za tym wypasionym jachtem – chłopak wskazał na nabrzeże – jest fajna pizzeria.

– Nie dość, że żarcie dobre, to i widok na te rozmaite jachty – poparł brata Janek.

– Głodny jestem. – Paweł przypomniał sobie, że ma żołądek. – To ciasto było dobre, ale prawie zapomniałem, że coś zjadłem.

– Pewnie pójdziemy coś zjeść do Trogiru – zawyrokował Marek. – Dzisiaj nikomu nie będzie się chyba chciało gotować.

– Oby szybko. Nie wiem, co oni tyle czasu robią w pokojach, przecież nie mają więcej bagażu niż my – zniecierpliwił się Janek.

– Jakbyś własnych rodziców nie znał. Układają wszytko dokładnie.

W tym momencie, jakby słyszał, o czym rozmawiają członkowie MAD, na balkon wyszedł ojciec Zosi i Pawła.

– Gotowi na obiad?

– Jeszcze pytasz? Pewnie. Oni mówią, że na nabrzeżu jest fajna pizzeria – podsunął szybko Paweł. – Może dzisiaj tam pójdziemy?

– Zaraz to ustalimy. Chodźcie.

Sprawa dla MAD

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji