Miłość w cieniu słońca - Katarzyna Grochola - ebook + książka

Miłość w cieniu słońca ebook

Katarzyna Grochola

3,8

47 osób interesuje się tą książką

Opis

Nowa książka Katarzyny Grocholi. O szukaniu szczęścia na przekór całemu światu. I oczywiście o miłości!

Czy możesz się spodziewać, że tego właśnie dnia spadnie na ciebie jak grom z jasnego nieba to coś, co nie pozwoli ci już nigdy wrócić do normalnego życia? Co postawi na głowie twoje przekonania, twoją wygodę, twój brak oczekiwań? Czy można się przygotować na miłość?

Wzruszająca historia Harriet i Andrew. Połączyło ich uczucie pełne namiętności i dramatycznych zwrotów akcji, po których oboje przewartościują własne życie. Bohaterowie nowej książki Katarzyny Grocholi chcą wybrać słoneczną stronę – ale nie wiedzą, że cały czas pozostają w cieniu. W cieniu słońca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (127 ocen)
52
29
25
14
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
coolturka

Dobrze spędzony czas

Lata temu uwielbiałam Kasię Grocholę i zaczytywałam się we wszystkich jej powieściach, niejednokrotnie zaśmiewając się do rozpuku. Postanowiłam teraz powrócić do niej po latach przy okazji jej najnowszej książki "Miłość w cieniu słońca". Byłam ciekawa, jak po takim czasie odbiorę autorkę, wszak ludzie się zmieniają, zarówno czytelnicy, jak i twórcy. Andrew zakochuje się od pierwszego wejrzenia w leczącej rany po rozstaniu Harriet. Wyzwolona artystka i pragmatyczny pracownik korporacji — czy to może się udać? Jakże odległa jest ta Katarzyna od Kasi, którą pamiętam. Dojrzała, liryczna, poetycka niemalże. Perspektywa głównego bohatera zdaje się być lekko chaotycznym zapiskiem przeżyć, wspomnień, myśli. To coś na kształt pamiętnika. Ta momentami boleśnie intymna relacja wywołała we mnie pewną nostalgię. Licząca ledwie ponad dwieście stron książka to hołd złożony miłości. Piękna jest ta pisanina o uczuciach, od razu wiadomo, że przedtem było Nic a teraz... teraz jest Coś. Tak jakby kt...
20
Lupusrevelio

Nie polecam

Uh, męczarnia...
10
strzaly2000

Z braku laku…

Dziwna bardzo, taka zupełnie nieGrocholowa, nie mam kompletnie zdania na jej temat
10
justyf

Dobrze spędzony czas

Miłość w cieniu słońca to poetycka historia niespodziewanej miłości Whitmana i Harriet opowiedziana z męskiego punktu widzenia. Na początku lekko chaotyczna ale potem … niezwykle przejmująca, uderzająca na wskroś w serce oraz trzymająca w niepewności do końca. Andrew Whitman, główny bohater opowiada jak poznał kobietę swego życia. Od czego to się zaczęło, co spowodowało , że chciał kontynuować zupełnie inną relację niż zwykle miewał z płcią piękną. Bo jak się okazuje, nie miał łatwego życia. Według jego systemu wartości Harriet to wolny kolorowy ptak, który ma wiele do powiedzenia. Czasem go irytuje jej spojrzenie na świat jednakże kocha ją bez pamięci. „ Nie widziałem nic prócz Ciebie, ale przez Ciebie, dzięki Tobie ulica się zrobiła i samochód, i wózek, i dziecko i smycz (….), świat się stworzył nagle, nie było wcześniej nic, niemy film to był i czarno-biały dotychczas.” Dopiero po poznaniu Harriet, Andrew uczy się trochę cieszyć życiem i w ogóle jakkolwiek żyć. Dzięki tej przy...
11
DorotaMagdalena

Całkiem niezła

Jak wcześniejsze dobrze się czyta, a że autorka nieco dojrzała to i treści nieco bardziej refleksyjne
11

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: ANITA KA­SPE­REK
Re­dak­cja: MA­RIA ROLA
Ko­rekta: HEN­RYKA SA­LAWA, JO­ANNA ZA­BO­ROW­SKA, JA­CEK BŁACH
Opra­co­wa­nie gra­ficzne: Pa­weł Pan­cza­kie­wicz / PAN­CZA­KIE­WICZ ART.DE­SIGN
Re­dak­cja tech­niczna: RO­BERT GĘ­BUŚ
Cy­taty wier­szy Emily Dic­kin­son (na s. 46, 100, 117, 218) za wy­da­niem: 100 wier­szy, przeł. Sta­ni­sław Ba­rań­czak, Kra­ków 1990.
Cy­tat z wier­sza Walta Whit­mana (na s. 26 i 28) za wy­da­niem: Com­plete Po­etry and Se­lec­ted Prose, Bo­ston 1972.
© Co­py­ri­ght by Anna Ka­ta­rzyna Gro­chola © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2023
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07843-3
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Oli – z mi­ło­ścią

CHCIAŁ­BYM SO­BIE PRZY­PO­MNIEĆ wszystko, ka­wa­łek po ka­wałku, nie zwa­ża­jąc na to, że być może nie mam już czasu, chciał­bym nie­spiesz­nie móc przy­wo­łać wszyst­kie my­śli, wszyst­kie do­tyki, wszyst­kie po­ca­łunki, chciał­bym, żeby noce i dni za­świad­czyły te­raz o nie­spo­ty­ka­nej sile, która mo­gła la­tami drze­mać w ukry­ciu, ale wy­szła w końcu na świa­tło dzienne, kar­miona sa­mot­no­ścią i nie­po­ko­jem,

sile, która każe mi się­gnąć w prze­szłość jak w stary wo­rek, na któ­rego dnie po­nie­wie­rają się moje wspo­mnie­nia – czas je otrze­pać, za­nim stracę ostat­nie chwile świa­tła i za­pad­nie ciem­ność.

Sile do mi­ło­ści.

Za­nim za­po­mnę. Nie chcę za­po­mnieć.

Sile wy­boru.

Wy­bie­ram pa­mięć.

WY­BIE­RAM CIE­BIE, moja ko­chana.

ŻEBY TO WSZYSTKO UPO­RZĄD­KO­WAĆ przed koń­cem, mu­szę za­cząć od po­czątku i ja­koś ogar­nąć ca­łość. Ni­gdy nie umia­łem ogar­niać ca­ło­ści, tylko ka­wałki, od­pry­ski, ułomki, czę­ści i cząstki, więk­sze i mniej­sze. W tym by­łem za­wsze do­bry jako do­ro­sły męż­czy­zna; dzie­ciń­stwa nie wli­czam w swoje ży­cie, za­wsze było osobną czę­ścią, któ­rej pra­wie nie pa­mię­tam, a to, o czym nie pa­mię­tasz, prze­staje ist­nieć.

Oczy­wi­ście nie od razu, nie od pstryk­nię­cia pal­cem i wy­po­wie­dze­nia po­boż­nego ży­cze­nia, z nie­pa­mię­cią dzieje się tak jak ze wszyst­kim – z cza­sem, krok po kroku, wspo­mnie­nia tracą barwy, głos staje się le­d­wie sły­szalny, nie­zau­wa­żal­nie po­stę­puje sta­rze­nie się ma­te­riału – w sen­sie do­słow­nym – bie­rzesz do ręki coś, co było ko­lo­ro­wym, de­li­kat­nym je­dwa­biem, a trzy­masz – bu­twie­jący ka­wa­łek szmaty.

Stę­chły pył, który tylko zo­sta­wia na two­ich pal­cach za­pach zgni­li­zny i prze­mi­ja­nia.

CHCIA­ŁEM COŚ OCA­LIĆ po­mimo bólu. Ale po­wi­nie­nem być kraw­cem, żeby po­zszy­wać te strzępki swo­jego ży­cia i nadać im kształt, ja­ki­kol­wiek. I to bar­dzo, bar­dzo do­brym kraw­cem.

A tym­cza­sem wy­dłu­buję z pa­mięci z wiel­kim tru­dem to, co jak my­śla­łem, wryje się tam na za­wsze i ni­gdy nie ule­gnie znisz­cze­niu.

Nie­które rze­czy jesz­cze błysz­czą, jesz­cze twa­rze są żywe, jesz­cze uśmie­chy po­wa­la­jące, ale więk­szość już jest cie­niem, który usu­wam z ol­brzy­mim tru­dem, żeby wy­do­być po raz ostatni to, co dla mnie naj­waż­niej­sze. To, co mogę prze­ciw­sta­wić umie­ra­niu.

NIE WIEM, ile jesz­cze zo­stało mi czasu, żeby cię oca­lić, za­nim znik­niesz i nie będę miał do cie­bie do­stępu.

Czuję, jak mi się wy­my­kasz, za­trwa­ża­jąco szybko, tracę cię z se­kundy na se­kundę, prze­cie­kasz mi przez palce jak krew try­ska­jąca z otwar­tej rany.

Nie mogę zro­bić nic, mam do dys­po­zy­cji tylko prze­szłość, swoją pa­mięć, i tylko tak mogę cię ule­czyć, wy­rwać cię śmierci.

Na­wet nie wiem, czy mnie jesz­cze sły­szysz.

Czuję nad­cho­dzącą ciem­ność, jest chłodna i za­ta­piasz się w niej jak w głę­bo­kim je­zio­rze.

Może jest już za późno? Po­wieki już się nie po­ru­szają, cięż­kie jak ka­mień. Tak mało na­dziei... Ale nie po­tra­fię się pod­dać, mu­szę spró­bo­wać... wszystko... ostatni raz... od po­czątku.

NIE MA PO­CZĄTKU

i dla­tego tak trudno,

jakby po­czą­tek nie ist­niał,

nie po­ja­wił się.

Za­częło się od końca.

Od razu było wszyst­kim.

Nie było po­czątku.

Nie pa­mię­tam czasu, kiedy jej nie było.

A mu­szę so­bie przy­po­mnieć. Nie mogę nic zgu­bić.

Nie było mnie, do­póki ona się nie po­ja­wiła.

Przed­tem nie wie­dzia­łem, że mnie nie ma.

Cho­dzi­łem. Sia­da­łem. Wsta­wa­łem. Cho­dzi­łem znowu. Praw­do­po­dob­nie od­dy­cha­łem. Może na­wet ja­kieś ko­biety...

Tak, tak mo­gło być.

Ale nie pa­mię­tam.

Mu­sia­łem jeść, pić, wy­da­lać. Może pra­co­wa­łem. Mo­głem na­wet czy­tać. Coś. Cza­sem.

Ale nie je­stem pe­wien.

Nie wiem, czy przed­tem był ja­kiś świat.

Może, a może nie,

ra­czej na pewno nie,

nie było świata,

przed­tem mó­wili: „nie do­ty­kaj, bo ze­psu­jesz”,

nie do­ty­ka­łem,

nie psu­łem.

Ale tego dnia

Ona

...i na chod­niku obok niej, tuż obok, czer­wone auto z otwar­tymi drzwiami,

a na sie­dze­niu obok kie­rowcy męż­czy­zna w zie­lo­nej blu­zie, z pa­pie­ro­sem w ką­ciku ust, na­chy­lony lekko do przodu, grze­bał w schowku,

pa­pie­ros w zie­mię szedł, a dym do góry, w oko, wy­krzy­wiał mu twarz.

Ona

...a na­prze­ciwko niej, tuż przy kra­węż­niku, nie­wy­soka ko­bieta z wóz­kiem dzie­cię­cym,

wó­zek na jezd­nię pra­wie wy­su­nięty, wó­zek sza­ro­nie­bie­ski, wy­godny, duży, a dziecko w nim małe, ró­żowe, lep­kie od przy­szło­ści.

I ona

...a przy la­tarni na zie­lo­nej smy­czy rudy pies, pies zwie­rzę, ogon pod­ku­lony, ale ja­koś sprę­żony w stronę drzwi sklepu, jakby po­lo­wał na kró­lika, czujny, jakby na kró­lika od­ważny, a jed­no­cze­śnie prze­stra­szony z tym ogo­nem pod­ku­lo­nym – jakby na dzika.

Więc pies czujny z przodu, a prze­stra­szony z tyłu, po­dwójny pies w ocze­ki­wa­niu.

I ona w ocze­ki­wa­niu.

I au­to­bus, i lu­dzie

wy­sy­py­wani z au­to­busu nie­dbale,

oni wszy­scy słu­chawki na uszach, oni wszy­scy te­le­fony w rę­kach.

Ona nie,

ona wol­no­ręczna stała, go­towa,

stwo­rzy­cielka nieba i ziemi.

Ra­do­sna.

A oni obok,

wszy­scy ręce za­jęte,

pu­ste od in­nych lu­dzi.

Za­jęte tor­bami, to­reb­kami, te­le­fo­nami, czyn­no­ściami swo­imi ksob­nymi, ze wzro­kiem gdzieś w nic wpa­trzo­nym.

I ona

nie­ru­choma,

jak ze spiżu, z mar­muru, z gra­nitu, od­lana ide­al­nie w ka­mie­niu, z au­re­olą ja­śnie­jącą,

i oni

szybcy – w ru­chu – w nie­po­koju – w roju – w prze­miesz­cza­niu,

a ona

szczę­śliwa,

w tę­sk­no­cie,

stała tam od za­wsze i cze­kała.

Cze­kała na mnie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki