Materiały do dziejów życia i działalności Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów - Królikowski Janusz - ebook

Materiały do dziejów życia i działalności Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów ebook

Królikowski Janusz

5,0

Opis

Materiały do dziejów życia i działalności Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów to zbiór wybranych wypisów prasowych i tekstów mówiących o pionierze polskiego przemysłu naftowego. Można z nich odtworzyć charakter Ignacego Łukasiewicza, a także wartości, którymi kierował się na co dzień. Twórczy wizjoner, filantrop, życzliwy gospodarz – to tylko niektóre rysy jego osobowości, o których opowiada wielu mu współczesnych. Uznanie go za patrona obecnego roku zaprasza do wniknięcia w sylwetkę osoby, która zainicjowała przełom gospodarczy i dla wielu stała się wzorem działania. Jego dzieło materialne i duchowe pozostaje aktualne, pobudzając ducha i inspirując do aktywności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 166

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Materiały do dziejów życia i działalności

Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów



Wydanie

ks. Janusz Królikowski

Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej Biblos

Tarnów 2022

 

Źródła do Dziejów Kultury Duchowej w Polsce

5

 

 

Redakcja językowa:

Regina Kołton

 

 

 

 

 

 

© by Wydawnictwo BIBLOS, Tarnów 2022

 

 

ISBN 978-83-7793-876-8

 

 

Druk: Poligrafia Wydawnictwa Biblos

 

 

 

 

 

Plac Katedralny 6, 33-100 Tarnów

14 621 27 77

 

[email protected]

www.biblos.pl

@wydawnictwobiblos

 

Wprowadzenie



W XIX wieku Ignacy Łukasiewicz w biednej i prowincjonalnej Galicji zapisał wspaniałą kartę dziejów o wymiarach uniwersalnych. Utrwalił się wybitnie i dogłębnie w dziejach ludzkości – i to jest szczególnie dzisiaj pamiętane – jako wynalazca i nowatorski przemysłowiec, a także społecznik i polityk. Jako pierwszy dokonał destylacji ropy, „oleju ziemnego” czy „wosku skalnego”, jak wówczas mówiono, a tym samym sprawił, że najpierw na ulicach, potem w domach, a w końcu w miejscach pracy mogło zabłysnąć jasne i ciepłe światło lampy naftowej. Otworzyło to przed ludźmi nowe możliwości życia i działalności, równocześnie tworząc zręby nowej – dzisiejszej cywilizacji oraz nowego obyczaju w dziedzinie wzajemnych relacji, a tym samym także nowy typ wspólnoty ludzkiej.

Ignacy urodził się 8 marca 1822 roku w Zadusznikach, należących wówczas do parafii w Gawłuszowicach, dzisiaj w powiecie mieleckim, jako syn Józefa i Apolonii ze Świetlików, w rodzinie średnio zamożnych dzierżawców. Początkowo naukę pobierał w domu, co w ówczesnej Galicji było rzeczą normalną, a w latach 1832-1836 uczęszczał do gimnazjum w Rzeszowie. W latach 1836-1840 pracował jako pomocnik w aptece Antoniego Swobody w Łańcucie. W 1840 roku, po zdaniu odpowiedniego egzaminu, awansował na pomocnika aptekarskiego i przeniósł się do Rzeszowa, gdzie pracował w aptece Edwarda Hübla. W tym czasie zaangażował się w działalność niepodległościową. W 1846 roku został aresztowany i był więziony najpierw w Rzeszowie, a potem we Lwowie. Zwolniono go w grudniu 1847 roku, ale otrzymał zakaz opuszczania Lwowa.

W sierpniu 1848 roku Łukasiewicz podjął pracę w lwowskiej aptece „Pod Złotą Gwiazdą”, której właścicielem był Piotr Mikolasch. Po uzyskaniu zgody na opuszczenie Lwowa zapisał się na studia farmacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, które ukończył na Uniwersytecie Wiedeńskim, uzyskując dyplom magistra farmacji 20 lipca 1852 roku.

Po studiach Łukasiewicz powrócił do Lwowa do apteki Mikolascha, gdzie wraz z Janem Zehem podjął badania nad wykorzystaniem ropy naftowej. Na przełomie 1852/1853 roku otrzymali naftę, podejmując równocześnie prace nad jej praktycznym wykorzystaniem jako źródła światła. Pierwsza lampa skonstruowana według pomysłu Łukasiewicza oświetliła witrynę apteki. Po raz pierwszy lampę zastosowano w praktyce w lwowskim szpitalu do oświetlenia sali operacyjnej. Dzień 31 lipca 1853 roku jest symboliczną datą narodzin przemysłu naftowego w Polsce.

Na początku 1854 roku Łukasiewicz przeniósł się do Gorlic, gdzie pracował w aptece Jana Tomaszewicza, którą później zakupił, prowadząc dalej intensywne prace nad przerobem i wykorzystaniem ropy. Z właścicielami terenów roponośnych wokół Gorlic, Jasła i Krosna zaczął zakładać pierwsze spółki wydobycia i przerobu ropy. W tym samym roku założył pierwszą na świecie kopalnię ropy w Bóbrce koło Krosna. W 1857 roku uruchomił rafinerię w Klęczanach koło Nowego Sącza, gdzie zaczęła się prawdziwa rewolucja naftowa, gdyż wytwórnią zainteresowały się koleje austriackie i ropę zaczęto wykorzystywać masowo.

W 1858 roku Łukasiewicz przeniósł się do Jasła, gdzie prowadził aptekę i uruchomił destylarnię ropy w pobliskich Ulaszowicach. W następnym roku destylarnia spłonęła, a okoliczni mieszkańcy nie pozwolili jej odbudować. Przeniósł się więc do Polanki pod Krosnem, gdzie założył kolejną rafinerię.

W 1865 roku Łukasiewicz zakupił wieś Chorkówkę pod Krosnem, gdzie założył nowoczesną rafinerię, w której pracował już do śmierci, poświęcając się rozwojowi przemysłu naftowego, zarówno pod względem technicznym, jak i społecznym oraz politycznym. Najpierw działał więc przez kilka kadencji w radzie powiatowej w Krośnie, a w 1876 roku został wybrany na posła do Sejmu Krajowego we Lwowie (1877-1882). W prowadzonej działalności społecznej i politycznej zależało mu przede wszystkim na tym, aby jak najszersze kręgi ludzi mogły korzystać z dobrodziejstwa, jakim jest wydobywana w Galicji ropa. Widać to szczególnie wyraźnie w jego trosce o zatrudnianych robotników i ich rodziny.

W czasie pobytu w Gorlicach Ignacy poślubił Honoratę Stacherską, swoją siostrzenicę (1837-1897), z którą miał córkę Mariannę (1858-1859). Żona wspierała go w prowadzonej działalności i sama podejmowała różne inicjatywy społeczne, zwłaszcza w dziedzinie szkolnictwa.

Łukasiewicz na ropie dorobił się znacznego majątku, będąc jednocześnie świadomym, że ciąży na nim zobowiązanie społeczne. Wobec tego angażował się jako społecznik, inspirując się wiarą katolicką. Szczególnie wspierał zdolną i chcącą się uczyć młodzież. Niestety, ten wątek w dotychczasowych opracowaniach poświęconych jego życiu był traktowany zupełnie marginalnie, ponieważ nie czynił tego jako socjalista, a takie ukierunkowanie było warunkiem uznania w okresie PRL-u. Łukasiewicz hojnie wspierał okoliczne kościoły – był między innymi współfundatorem kościoła w swojej parafii w Zręcinie – i wszelkiego typu inicjatywy kościelne, zwłaszcza służące młodzieży i biednym. Z tej racji został odznaczony przez papieża Piusa IX w 1873 roku godnością szambelana papieskiego. Na podstawie prowadzonej działalności można Łukasiewicza z przekonaniem zaliczyć do wybitnych przedstawicieli polskiego katolicyzmu społecznego w XIX wieku.

Ignacy Łukasiewicz zmarł 7 stycznia 1882 roku i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Zręcinie.

W opracowaniach dotyczących życia i działalności Łukasiewicza napotykamy na poważny problem źródeł, na których można by się oprzeć, stąd wciąż wiele dat i faktów pozostaje nieznanych i niewyjaśnionych. Tereny, na których żył i działał, doznały w czasie II wojny światowej poważnych i nieodwracalnych zniszczeń oraz związanych z tym strat w dziedzinie materiałów archiwalnych. Prowadzone zaś dotychczas kwerendy były dość powierzchowne, a większość badaczy, zwłaszcza piszących o pierwszej połowie życia Łukasiewicza, oparła się na wspomnieniu pośmiertnym, napisanym przez Władysława Anczyca (1823-1883) i zamieszczonym na łamach „Kłosów” z 1882 roku (nr 874-876). Te same informacje powtarza się właściwie do dzisiaj, nie dokonując ich krytycznej weryfikacji, a takiej potrzebują, mimo iż Anczyc dobrze znał Łukasiewicza i śledził jego losy.

W celu uzupełnienia bazy źródłowej dotyczącej Ignacego Łukasiewicza, a także żony Honoraty, w tym miejscu zostały zebrane głównie wypisy z prasy galicyjskiej, w których pojawiają się informacje zwłaszcza na temat jego działalności. Nie jest to antologia kompletna, ponieważ nie udało się odnaleźć niektórych numerów gazet, w których – jak wynika z niektórych notatek prasowych – zostały zamieszczone bardzo ważne informacje, łącznie z komentarzami z epoki. Trzeba tu zaznaczyć, że źródła prasowe właściwie nigdy nie były wykorzystywane w pracach dotyczących Łukasiewicza, a znacząco poszerzają one spojrzenie zarówno na jego działalność, jak i na ducha, którym kierował w prowadzonej działalności. Do wypisów z prasy zostały dołączone niektóre świadectwa dotyczące postawy duchowej Łukasiewicza i jego zaangażowania społecznego, zamieszczone w poświęconych mu wspomnieniach.

Zebrane wypisy zostają zamieszczone w serii wydawniczej, która gromadzi materiały dotyczące dziejów kultury duchowej w Polsce1. Zebrane materiały w znacznej mierze ilustrują ducha, którym kierował się w swojej działalności Ignacy Łukasiewicz i który zasługuje dzisiaj na zauważenie ze względu na swoją aktualność. Prezentowany przez niego typ kultury duchowej zasługuje na pewno na uwagę i na stosowne opracowanie, pozwalając wydobyć jego pełniejszy obraz, nie sprowadzając go jedynie do prekursora rafinacji nafty i wynalazcy lampy naftowej, która dla większości ludzi jest już tylko eksponatem w muzeum. Być może ten zbiór wypisów stanie się inspiracją do prowadzenia podobnych poszukiwań w badaniach nad polską kulturą duchową, zwłaszcza z ostatnich dwóch stuleci, do której źródeł trzeba szukać w codziennej prasie. Może mieć ona duże znaczenie zarówno dla poznania naszej tradycji duchowej, jak i dla szukania odpowiednich inspiracji współcześnie.

1 Przygotowując niniejsze wydanie, kierowano się zasadami instrukcji wydawniczej: I. Ihnatowicz, Projekt instrukcji wydawniczej dla źródeł historycznych XIX i początków XX w., w: J. Tandecki, K. Kopiński, Edytorstwo źródeł historycznych, Warszawa 2014, s. 385-412.

 

Świadectwa



 

D. O. M. IGNACY ŁUKASIEWICZ

szambelan Jego Świątobliwości Piusa IX,

kawaler orderu żelaznej korony,

poseł na Sejm Krajowy,

twórca przemysłu naftowego w kraju,

niezmordowany pracownik na niwie

ojczystej,

szczery miłośnik ludzkości,

współfundator tego kościoła.

Urodził się dnia 23. marca 1822,

zmarł dnia 7. stycznia 1882.

Cześć jego pamięci!

Oby mu Bóg był miłosierny,

Prośmy o to, mówiąc:

Zdrowaś Marya!2



2 Napis na tablicy pamiątkowej w kościele parafialnym w Zręcinie – Władysław Sarna, Opis powiatu krośnieńskiego pod względem geograficzno-historycznym, Przemyśl 1898, s. 422. Błędnie zapisano datę urodzin.

 

I

Nekrologi i wspomnienia pośmiertne



 

2

„Gazeta Narodowa” 21 (1882) nr 6 [8 stycznia], s. 3.

Krosno, dnia 7 stycznia. Ignacy Łukasiewicz, właściciel Chorkówki, poseł na Sejm Krajowy, umarł dnia dzisiejszego; pogrzeb 11. przed południem w kościele parafialnym w Zręcinie.

 

3

„Kurjer Warszawski” 62 (1882) nr 7 [9 stycznia], s. 6.

Lwów, 8-go stycznia. Ignacy Łukasiewicz, twórca i organizator przemysłu naftowego w Galicji, umarł w majątku swym w Chorkówce.

 

4

Teofil Merunowicz, † Ignacy Łukasiewicz, „Gazeta Narodowa” 21 (1882) nr 7 [10 stycznia], s. 1-2.

Wczoraj przyniósł nam telegram wiadomość, która w najszerszych kołach w kraju naszym wywrzeć musiała bolesne wrażenie. Oto w majątku swoim Chorkówce3 pod Krosnem umarł niespodziewanie po kilkudniowej zaledwie słabości poseł Ignacy Łukasiewicz, w 62 roku życia, na zapalenie płuc.

Kraj nasz utracił w nim jednego z najbardziej zasłużonych, pod każdym względem wzorowego obywatela. Pracowity żywot jego jest nieprzebraną skarbnicą nauki, jak powinny być pojmowane i wykonywane powinności poczciwego człowieka, serdecznie i z całej duszy rozmiłowanego w służbie dla dobra powszechnego.

Główną regułę życia stanowiło u Ignacego Łukasiewicza sumienne i dokładne spełnianie obowiązku. Miał on tych obowiązków niemało, najrozmaitszego rodzaju, ale wszystkie obowiązki swoje – tak dobrowolnie przyjęte, jako też i nałożone mu wolą innych, małe i wielkie, wypełniał chętnie, pracowicie, ofiarnie, z obliczoną na minuty akuratnością. Żaden obowiązek nie był u niego za drobnym, za mało znaczącym, lecz cokolwiek uznał raz za powinność swoją, to już było u niego świętym – to wykonać musiał, chociażby z największą ofiarą kosztów i trudu osobistego.

Ignacy Łukasiewicz pozostawia po sobie wiele pamiątek w uczynkach trwałej użyteczności. Jeden zaś z najcenniejszych pomników jego bezprzykładnej wytrwałości i pracowitości ofiarnej stanowi galicyjski przemysł naftowy; zalicza się on bowiem słusznie do założycieli i twórców tego drogocennego przemysłu. On pierwszy, jako chemik z szkoły śp. [Teodora] Torosiewicza wyszły, wynalazł sposób rafinowania nafty. Ukochał on przemysł naftowy, poczytując go słusznie za dar przyrody, który rozumnie zużytkowany, może stać się źródłem bogactwa dla całego podgórza Karpat. Śp. Ignacy Łukasiewicz zajmował się też przemysłem naftowym w sposób najbardziej roztropny i szlachetny, jak tylko sobie pomyśleć można. Pokaźna byłaby to cyfra, gdyby ktoś mógł zliczyć, jakie sumy wydał on w swym życiu na rozmaite doświadczenia, mające na celu rozwój i udoskonalenie przemysłu naftowego, na kształcenie górników, zarządców kopalń itd., na obwożenie znakomitych chemików, geologów i montanistów po galicyjskim regionie naftowym, dla jego rozpoznania dokładnego, a założona przez niego w roku 1853, wspólnie ze śp. Tytusem Trzecieskim w Bóbrce pod Krosnem, majątku pana Karola Klobassy, kopalnia, którą on do śmierci zarządzał, jest szkołą, w której kształcili się praktycznie wszyscy nafciarze znakomitsi zachodniej Galicji. Biegli w rzeczy uznawali zawsze kopalnię w Bóbrce za wzór najcelniejszy racjonalnego i praktycznego urządzenia. Ignacy Łukasiewicz stał zawsze na czele starań zdążających do ułatwienia ogólnych warunków rozwoju przemysłu naftowego w naszym kraju pod względem prawnym, administracyjnym, jako też rozmaitych urządzeń ekonomicznych, w pośrednim związku z przemysłem naftowym zostających. Walczył on mianowicie z niestrudzoną gorliwością o wyswobodzenie górnictwa naftowego od zależności prawnej od gruntu, naturalnie ze słusznym wynagrodzeniem właściciela posiadłości, który nie chce eksploatować znajdujących się przypuszczalnie w jego gruncie źródlisk naftowych, o wydanie ustawy specjalnej dla uregulowania stosunków galicyjskiego przemysłu naftowego, o słuszne uwzględnienie interesów naszego kraju przy projektowanym opodatkowaniu nafty i podwyższeniu cła przywozowego dla nafty zagranicznej, o dogodne taryfy przewozowe na kolejach żelaznych dla nafty galicyjskiej i środki komunikacyjne, potrzebne dla przemysłu naftowego, a wreszcie o przyprowadzenie do skutku potężnego przedsiębiorstwa finansowego, które wyprowadziłoby nasz przemysł naftowy z dotychczasowego partactwa drobiazgowego.

W roku 1878 obchodzili też galicyjscy nafciarze uroczystym aktem i wybiciem medalu pamiątkowego 25-letnią rocznicę pracy Ignacego Łukasiewicza w tym zawodzie, sąd obywatelski przyznał mu zaś podczas wystawy krajowej w roku 1877 najwyższą odznakę uznania – dyplom honorowy „za zasługi około podniesienia przemysłu naftowego w kraju”. Może jednak najmilszą dla niego nagrodą poniesionych dla tej tak ważnej sprawy krajowej trudów i ofiar było to, iż doczekał się przy schyłku życia owoców swych zabiegów. Przychodzi bowiem do skutku budowa kolei transwersalnej, która przetnie cały naftowy rejon galicyjski; w tym roku przyszedł do skutku kartel pomiędzy zarządami austriackich kolei żelaznych, zapewniający dla nafty galicyjskiej takie same ułatwienia taryfowe, jakie dotychczas przysługiwały w handlu światowym nafcie amerykańskiej. Minister skarbu dr [Julian] Dunajewski, w porozumieniu z gabinetem węgierskim, cofnął dawny projekt ([Sisonio] de Pretisa) tyczący się opodatkowania i oclenia nafty, a wniósł do konstytucyjnego traktowania nowy projekt, dla galicyjskiego przemysłu naftowego wcale korzystny; a wreszcie przy czynnym współudziale Ignacego Łukasiewicza jako przewodniczącego komisji naftowej uchwalił sejm krajowy podczas tegorocznej sesji na podstawie referatu dr. Mikołaja Fedorowicza, posła gorlickiego, cały szereg zasad, mających na celu uregulowanie przemysłu naftowego pod względem stosunków prawnych, policyjnych i ekonomicznych. Jedno tylko marzenie Ignacego Łukasiewicza nie spełniło się dotąd – mianowicie finansowa organizacja galicyjskiego przemysłu naftowego na szerszą obmyślana skalę. Lecz, da Bóg, że powstający Bank Krajowy ziścić zdoła i tę jego ideę.

Równie gorliwą i niestrudzoną była działalność obywatelska Ignacego Łukasiewicza i w rozmaitych innych kierunkach, wchodzących w zakres jego sił i możności.

Jako właściciel majątku ziemskiego powtarzał ciągle – a szczerość słów tych czynem stwierdził, że „propinacja4 to u niego ostatnia rzecz, o którą dbał…”. Gdy zapytałem go raz żartem, czy gdyby nie miał nafty, także tak lekko ceniłby sobie dochód z prawa propinacji, odpowiedział z właściwą mu serdeczną jowialnością:

– Łaskawy mój, kochany jegomościeńku, diabli tam pożytek z tego właścicielowi ziemskiemu, co chłop wypije w karczmie. Z tym się tylko rachuj, bracie, co ci szelma zrobi w polu i na gumnie. Z chłopskiej pijatyki z pewnością dwór nigdy nie wzbogacił się, chyba Żyd, a na Żydów pracować mi się nie chce.

Toteż dbał o to bardzo, ażeby lud, z którym był w styczności, zaprawiał się do wstrzemięźliwości, pracowitości i rządności. Płacił za to, w literalnym znaczeniu tego wyrazu, płacił włościanom, gdy który z nich posadził u siebie albo przy drodze szczep szlachetniejszy! Sprowadzał i rozpowszechniał wyborowe nasiona rozmaitych roślin w gospodarstwie użytecznych, łożył wiele na zaszczepienie w swojej okolicy racjonalnego gospodarstwa rybnego i pasiecznictwa, nie żałował kosztów na podźwignięcie hodowli bydła i na przyzwyczajenie ludu, aby szanował zarobek uboczny.

Wszędzie, gdzie tylko mógł, zakładał kasy pożyczkowe i z niezmiernym trudem pilnował ich rachunków. Głównie wspierał kasy pożyczkowe tygodniowymi ratami spłaty. Administracja takich kas z kilkunastoprocentowymi ratami jest bez wątpienia najuciążliwsza, ale Ignacy Łukasiewicz zasadniczo trzymał się tego systemu jako najbardziej umoralniającego lud, gdyż taki sposób spłaty pożyczek zmusza włościanina do umarzania długu zarobkiem, nie z dochodu z roli jego szczupłej.

Jako członek wydziału powiatowego w Krośnie był stałym referentem drogowym. A jak te obowiązki wykonywał, dowodzi fakt, że nie tylko osobiście kontrolował protokoły szarwarkowe we wszystkich gminach powiatu, nie tylko osobiście dopilnował każdą ważniejszą robotę, ale z własnych funduszów dokładał corocznie około 1000 złotych reńskich na roboty publiczne, a stałe konto długów powiatu (naturalnie bezprocentowych), które zaliczał ze swojej kieszeni na budowlę dróg i regulację rzek, wynosiło zawsze kilkanaście złotych reńskich w[aluty] a[ustriackiej]. Toteż powiat krośnieński poprzecinany jest we wszystkich kierunkach powiatowymi, gminnymi, a nawet i prywatnymi drogami murowanymi i rzeki ma uregulowane. Prawda, iż bez poparcia ogółu nie byłoby to możliwym uskutecznić, nawet tak wytrwałemu człowiekowi jak śp. Ignacy Łukasiewicz. Ale i to prawda, że gdyby nie gorliwość niezmordowana i ofiarność jego, to i w krośnieńskim powiecie nic by nie zrobiło się dla komunikacji publicznej, jak we wielu innych powiatach nic się dotąd nie zrobiło, przy najpoczciwszym zresztą obywatelstwie.

Jako poseł również był akuratny w wypełnianiu obowiązków, połączonych z mandatem. Wiadomo, iż upływa zawsze najmniej pół godziny po oznaczonym czasie otwarcia posiedzenia, zanim zbierze się wymagany regulaminem komplet posłów. Poseł Łukasiewicz był jednak zawsze jednym z pierwszych na swoim miejscu – a potrzeba wiedzieć, że nigdy nie szedł na posiedzenie nieprzygotowany! Chociaż bowiem sam nie zabierał głosu w izbie, to jednak każde podniesienie ręki w sejmie poczytywał za akt ważny, nad którym sumiennie zastanowić się za obowiązek swój uznawał. Toteż przychodził zawsze na posiedzenie, niosąc pod pachą wnioski i referaty, odnoszące się do stojących na porządku dziennym spraw. Przed tym zaś w domu od początku do końca przeczytał je i ważniejsze ustępy podkreślał, radząc się skrupulatnie każdego w kwestiach wątpliwych. Takich posłów, zaprawdę, mało mamy…

W sejmie należał on do klubu postępowego. Pilnie jednak strzegł się, ażeby drużyna jego przyjaciół politycznych nie sprzeniewierzała się ani na chwilę dla tanich doktryn liberalnych interesom narodowym. Interes narodowy był u niego zawsze lex suprema5, a sprzeniewierzenie się temu interesowi dla formułek liberalnych potępiał tak samo, jak wszelkie inne „podporządkowywanie” spraw narodowych programom partyjnym.

Fundator i hojny opiekun domów Bożych, szkół, jako też wszelkich innych zakładów, mających na celu duchowy pożytek współbliźnich, głosował w sejmie przeciwko pozycji 10 000 złotych na bursę dla zmartwychwstańców, twierdząc, że dobroczynność kosztem funduszu publicznego dla celów partyjnych jest nie na miejscu.

Dobroczynność i hojność jego weszła w przysłowie w kołach, w których się obracał. Nie należał jednak wcale do tych dobrodusznych marnotrawców, którzy przez źle rozumianą miękkość serca pozwalają się odzierać niegodnym. Ignacy Łukasiewicz w całym życiu nie wydał grosza bez zastanowienia się! Kto nierzetelnie spekulował na jego dobroczynność, temu z pewnością tylko raz udało się podejść Łukasiewicza. Nie obraził jednak nikogo szorstka odprawą.

– To ciężki obowiązek być bogatym – mawiał – i trudna sztuka. Sto razy łatwiej biedować mądrze niż użyć grosza nie po głupiemu.

Uczył się więc do ostatniego tchnienia mądrze, na chwałę Bożą i z pożytkiem dla bliźnich używać tego mienia, jakiego ciężką pracą dorobił się. Uszczęśliwiać i do dobrego prowadzić drugich było głównym warunkiem szczęścia dla niego. Setki, może tysiące tych, co doznawali do niego osobistych dobrodziejstw, zachowają go do końca życia we wdzięcznym wspomnieniu. Zasłużył on jednak na to, ażeby cały naród zaliczył jego imię do rzędu najlepszych, najszlachetniejszych synów swoich. Cześć jego pamięci!

 

5

Wspomnienia pośmiertne,„Czasopismo Towarzystwa Aptekarskiego” 11 (1882) nr 2 [15 stycznia], s. 51.

Ignacy Łukasiewicz, właściciel dóbr ziemskich, magister farmacji i były aptekarz, członek honorowy naszego Towarzystwa, jeden z najzacniejszych obywateli kraju naszego, zmarł w dniu 7 bm. w majętności swej Chorkówce. Od najmłodszych lat do ciężkiej przywykły pracy, należał on do liczby wyjątkowych, nigdy niestrudzonych mężów, skrupulatnych w pełnieniu obowiązków na się przyjętych lub włożonych. Toteż pozostawił po sobie wiekopomne pomniki swej wytrwałości i pracowitości: on bowiem był właściwym założycielem i twórcą galicyjskiego przemysłu naftowego. Po ukończeniu studiów zawodowych, kondycjonując w aptece lwowskiej Piotra Mikolascha wraz z kolegą swym, dotychczas żyjącym jeszcze J[anem] Zeh[em] (obecne aptekarzem w Borysławiu), był pierwszym, który wolne od pracy zawodowej chwile poświęcał nafcie galicyjskiej, dzielnie Zehowi w jego pracach dopomagając. On pierwszy stworzył wzorową kopalnię nafty w Bóbrce pod Krosnem, za której wytworne okazy na wystawie krajowej we Lwowie odznaczony został dyplomem honorowym, a w roku 1878 jako 25-letniej rocznicy zawodu na polu postępowego nafciarstwa medalem pamiątkowym. Jako właściciel dóbr ziemskich szczerze zajmował się dolą włościan, tak iż powszechnie zwano go „prawdziwym opiekunem ludu”.

 

6

„Dziennik dla Wszystkich. Pismo ilustrowane” 5 (1882) nr 1 [10 stycznia], s. 2.

† Bolesną dla polskiego społeczeństwa zapisujemy wiadomość. W tych dniach zmarł śp. Ignacy Łukasiewicz, właściciel Chorkówki, powaga w przemyśle naftowym i mąż nieocenionych cnót obywatelskich. „Dziennik dla Wszystkich” już cztery lata temu zamieścił wizerunek zmarłego i z tego powodu nie pokazujemy portretu śp. Ignacego6. Nie mamy też pod ręką odpowiednich materiałów, aby skreślić wyczerpujący życiorys śp. Łukasiewicza – poprzestać więc musimy jedynie na tej krótkiej wzmiance, że zmarły należał do tych pracowników, którzy szczególniej w naszym skołatanym kraju służą za wzór pracy, zaradności, cnoty, miłości i poświęcenia – toteż śmierć śp. Ignacego Łukasiewicza odbije się głębokim żalem w całym społeczeństwie polskim bez względu na słupy graniczne.

 

7

H. W.7, † Ignacy Łukasiewicz, „Gazeta Lwowska” 72 (1882) nr 7 [10 stycznia], s. 4.

Pracował niezmordowanie aż do ostatka. Sam prowadził wielce rozgałęzioną korespondencję, sam utrzymywał księgi, a do tego wszystkiego przybywały rozliczne publiczne zajęcia i urzędy, które śp. Ignacy zaprawdę nie dla błahego tylko zaszczytu piastował. On to pierwszy założył tu z własnych funduszów kasę oszczędności, a ileż ich teraz w powiecie krośnieńskim istnieje? On to był komisarzem drogowym dla powiatu, a jakie drogi ma powiat krośnieński? Prawda i to, że nikt nie wiedział o tym, ile to sam Łukasiewicz z własnych funduszów na nie łożył! Szkoły ludowe miały w nim gorliwego i ofiarnego orędownika – zgoła na każdym polu obywatelskiego życia spotykamy się z imieniem tego zacnego człowieka. Krośnianom zaprawdę nie ma potrzeby przypominać zasług zmarłego, W całym tym powiecie, a nawet i w kraju całym każdy pamięta „Ojca Ignacego”.

Ileż tocharakterystycznych, prawdziwie typowych rysów nie można by przytoczyć z życia Łukasiewicza, ile wdzięcznego materiału nie nasuwa podpióro jego otwarte, bystre, oryginalne zapatrywanie się na świat i ludzi, jego złote serce i inne niezrównane zalety duszy! Warto by, aby ktoś zabrał się do biografii tego niepospolitego człowieka, a z pewnością do polskiego Self-Help8 przybyłaby tym sposobem bardzo piękna i bardzo pouczająca karta…

Sam człowiek pracy, czuł prawdziwą słabość do ludzi pracy, wspierał ich i opiekował się nimi. Wielu, co dziś zajmują znakomite stanowiska, zawdzięcza śp. Ignacemu cały byt i mienie. Niestety, często dobroć jego niezrównana była wyzyskiwaną – odmówić prośbie było prawie niepodobieństwem dla śp. Łukasiewicza. Podczas kadencji sejmowej tyle prawie suplik o wsparcie i zapomogę wpływało do śp. Ignacego, co do sejmu. Portier hotelu mógłby wiele o tym powiedzieć. Sam byłem raz świadkiem ciekawej sceny. Jakaś jejmość przysłała prośbę o 30 złotych, których bardzo a bardzo miała potrzebować. Łukasiewicz posłał 10 złotych i oto na drugi dzień dostaje od obdarowanej list z wymówkami, że jej przysłał za mało, że prosiła o 30 a nie 10 złotych. I byłby nieboszczyk dodał jeszcze 20 złotych, gdybym był w petentce nie poznał znanej wyzyskiwaczki, gdybym jej był nie ofuknął i nie zagroził policją. Gdy potem zrobiłem wyrzut Łukasiewiczowi, że dobrocią swoją psuje ludzi i uzuchwala niegodnych, odrzekł:

– Ależ człowieku! Jak to poznać, że ona nie biedna, że nie potrzebuje! Lepiej dać jej wsparcie na chybił trafił, kiedy mam, niżbym miał nie pomóc w prawdziwym nieszczęściu.

Ale głównym, publicznym tytułem do wdzięczności i uznania kraju był dla śp. Łukasiewicza przemysł naftowy! On go stworzył, on był jego reprezentantem w kraju i za granicą, on był najdzielniejszym motorem i duszą tego przemysłu. Czy kto chciał zasięgnąć rady, czy kto potrzebował świdra lub ludzi do roboty, a nareszcie pieniędzy do kopania, u śp. Łukasiewicza nie doznał nigdy odmowy. Chorkówka była punktem centralnym dla przemysłu naftowego, była szkołą dla sił, co mu się poświęcić miały. Łukasiewicz nie miał tajemnic, ani w fabryce, ani w księgach, gdy chodziło o rozwój przemysłu. Nieraz doznawał ciężkich zawodów i gorzkich doświadczeń z tej przyczyny, ale nie odstraszało go to wcale. Żalił mi się sam, jak raz jeden fabrykantowi pokazał wszystkie księgi i korespondencję, a ten zaraz do tych samych kupców, którzy w Chorkówce zaopatrywali się w towar i do zarządów kolei niższe porozsyłał oferty.

Ludek krośnieński ciężką poniósł stratę. Łukasiewicz z ludem żył, bo go szczerze kochał. Był dlań doradcą, dobroczyńcą materialnym, lekarzem, aptekarzem, wszystkim. Nie minął chłopa, by go nie powitał uprzejmie i serdecznie chrześcijańskim: Niech będzie pochwalony! Jakoż imię zmarłego pozostanie wiecznie w pamięci ludu krośnieńskiego, tak jak nie zapomni go nikt, kto choćby raz w życiu miał sposobność zetknąć się z tą przezacną, szlachetną postacią!

 

8

G.9, Ignacy Łukasiewicz. Z Krośnieńskiego, 8 stycznia,„Czas” 1882, nr 8 [11 stycznia], s. 3.

Od dwóch dni okolica nasza ciężką przygnębiona żałobą, bo od dwóch dni opłakujemy męża wielkich cnót, wzniosłego ducha, znakomitych zasług, a dziwnej prostoty serca: Ignacy Łukasiewicz zakończył życie na zapalenie płuc w dobrach swoich Chorkówce.

Nekrologu pisać w tej chwili nie możemy i nie mamy zamiaru, bo życie takie jak jego pobieżnie ocenić się nie da, ale głęboki żal ciśnie pióro do ręki, żeby wypowiedzieć, co się czuje i kilkoma słowy uczcić zaraz w pierwszej chwili pamięć niewygasłą, jaką po sobie zostawił. Ale chcąc tych słów kilka nakreślić, nie wiedzieć od czego zacząć, co podnieść z długiego szeregu niepoślednich czynów, którymi wypełnione było to życie jasne i czyste, szeroko rozpostarte, a skromne do zbytku.

Któż nie znał sympatycznej postaci Łukasiewicza? Ten cichy człowiek należał niezawodnie do najzasłużeńszych w kraju naszym. Jego cnót wyliczyć niełatwo, bo na każdym kroku swego mozolnego żywota znaczył ich nieskończoną ilość. Obok żelaznej pracy i wytrwałości, szczególnie łagodny, poczciwy i dobroczynny, ukrywał tak starannie swoje dobre uczynki, że lewa ręka nigdy nie wiedziała, co prawa daje.

Jego działalność wszelako nie ograniczała się na najwyższych przymiotach życia domowego, lecz brał on skuteczny udział we wszystkich sprawach publicznych i wielkie w nich zasługi położył. Jemu też było danym stać się dobrodziejem całej ludzkości przez wynalazek, który w kilkunastu latach dotarł do krańców ziemi i jest dla wszystkich niezbędnym. On to był ojcem przemysłu naftowego nie tylko u nas, ale i w świecie całym, on pierwszy naftę przedestylował i zastosował do oświetlenia, on pierwszy z niej lampę zapalił, podnosząc raz jeszcze chwałę imienia polskiego, a podobnie jak w tym kierunku, tak pierwszym był wszędzie, gdzie trzeba było ofiary dla kraju i bliźnich. Dorobiwszy się majątku, ciężko pracował do ostatniego tchu życia swego, ale owoców tej niezmordowanej pracy nie zużywał dla siebie, lecz oddawał je w całości dla dobra publicznego; nie było zacnej sprawy w kraju czy w powiecie, której by czynnie nie poparł, nie było potrzeby sąsiedzkiej czy obywatelskiej, której by z pomocą nie przyszedł, nie było łzy ubogiego, której by nie otarł. A Bóg użyczył mu tego błogosławieństwa, którym zapewne wybranych tylko obdarza, iż za życia widział już wielkie skutki swej ożywczej pracy, widział lampę naftową w każdej chacie wieśniaczej, widział wzorowe drogi powiatu, za jego wyłącznie staraniem zbudowane, widział we wszystkich tutejszych wsiach podnoszące się kasy gminne za jego przeważnie wpływem zaprowadzone, widział zapewne, bo czytać umiał w sercach ludzkich, głęboką wdzięczność i miłość u współobywateli i ludu wiejskiego, które go już za życia otaczały. Dzisiaj osieroceni tak nagłym i niespodziewanym jego zgonem, powiedzieć możemy, że więcej był wart niż słowa wyrazić mogą, że próżni po nim nic nam nie zastąpi, ale cześć niezatartą dla niego w sercach naszych chować będziemy, cześć pamięci dla prawdziwie chrześcijańskiego męża i obywatela polskiego.

 

9

August Gorayski, † Ignacy Łukasiewicz, „Górnik. Pismo poświęcone sprawom górnictwa naftowego w Galicyi” 1 (1882) nr 2 [luty], s. 13-18.

Na wstępie zadania ciężkim dotknięci jesteśmy ciosem, w śp. Ignacym Łukasiewiczu traci kraj niezwykłego człowieka, cały zaś przemysł naftowy swego twórcę i najgorliwszego opiekuna; na wstępie też pisma naszego wynurzyć pragniemy głęboki żal po nieodżałowanym mężu, który na każdym polu pracy narodowej wszystkie swoje siły i środki dla dobra powszechnego poświęcał, pragniemy przypomnieć wyjątkowe cnoty i zasługi, które ukrywając się w cieniu skromności, tym wyżej postawione być winny.

Życie śp. Łukasiewicza z podwójnego stanowiska – zdaniem naszym – ocenić należy: jako obywatela kochającego a wiernego syna ojczyzny i człowieka w ogólności i jako przemysłowca.

Jeżeli pamięć jego na zawsze utrwaloną zostanie przez wynalazek oświetlenia naftowego i otworzenie znakomitego a nowego działu ekonomicznego, to zasłużył on na nią w równej mierze swymi cnotami, zasłużył swoją miłością kraju i bliźniego, pracowitością, ofiarnością, owocami wreszcie, które przymioty jego już obecnie osiągnęły. Powiat krośnieński, w którym mieszkał i od początku autonomii wytrwale pracował, jest tego żywym obrazem; komunikacje, których cywilizowane kraje pozazdrościć by mogły, kasy gminne z dobroczynnym wpływem we wszystkich prawie wsiach zaprowadzone, zatarta niewiara u ludu wiejskiego do wyższych warstw społeczeństwa, wybory z mniejszej własności do sejmu i rady państwa w duchu narodowym bez oporu przeprowadzone, wzorowa łączność i zgoda w obywatelstwie, oto skutki szczerych a niczym nie zrażających się usiłowań, do których śp. Łukasiewicz w znacznej mierze się przyczynił. Jego działalność na tym polu jest przykładem i zachętą dla tych, którzy nieufni w swoje siły obawiają się dźwignąć ciężar obowiązków przechodzących rzekomo ich środki, ale jest zarazem potępieniem dla innych, którzy niezdolni do jakiejkolwiek ofiary dla dobra publicznego, narzekając na drugich, nie biorą się do sumiennej roboty, która przecież pierwej czy później zbawiennym skutkiem uwieńczoną być musi. […]

W sprawach powiatu [Łukasiewicz] pracuje z podwójną gorliwością, zajmuje się podniesieniem stanu materialnego i poziomu moralnego włościan, radą i ofiarą przychodzi w pomoc każdemu, a zawsze cicho i serdecznie. Lecz przede wszystkim czuwa nad rozwijającym się powoli przemysłem naftowym. Zawiązuje liczną korespondencję, wprowadza wszelkie nowe ulepszenia w kopalni w Bóbrce i stawia ją na pierwszorzędnej stopie, otwiera nową kopalnię w Ropiance i bierze wszechstronny udział we wszystkich czynnościach odnoszących się do spraw naftowych. […]

On dnia jednego nie stracił, żeby go czymś pożytecznym nie zaznaczył. Jak był uczynnym i szczodrym, to już chyba ci tylko, co z bliska na niego patrzyli, ocenić mogą, bo starannie z dobrymi uczynkami się ukrywał. Lecz zdarzało się często, że w interesach biorąc gotówkę na 6%, wypożyczał ją potrzebującym bez procentu, a gdy jeden z przyjaciół, widząc to przypadkiem, zwrócił uwagę na zanadto wielką ofiarność, odrzekł naiwnie: „Trzeba, kochany ojcze, bo biedak pójdzie do Żyda”.

Wielu było świetniejszych, głośniejszych ludzi od niego, ale o cnotliwszego trudno. Ktoś powiedział, że Bóg najprostszymi środkami największe rzeczy objawia, temu też prostemu człowiekowi danym było zostać twórcą wielkiego wynalazku oświetlenia naftowego. Z obowiązku narodowego zaszczytu tego wydrzeć sobie nie dozwólmy, bo z góry przewidzieć można, iż nam go zechcą zaprzeczać, z obowiązku narodowego winniśmy uczcić trwale nazwisko wynalazcy i przekazać potomności jego zasługę. Zanim myśl ta dojrzeje, oddajemy w tym krótkim wspomnieniu hołd Mężowi, który jako obywatel i przemysłowiec zdobył sobie w kraju pamięć niezatartą.

 

10

„Kosmos. Czasopismo Polskiego Tow[arzystwa] Przyrodników Imienia Kopernika”, Rok siódmy, Lwów 1882, s. 46 (por. także s. 51).

† Już pisma codzienne wyprzedziły nas wcześniej w podaniu smutnej wiadomości o śmierci nieodżałowanej pamięci Ignacego Łukasiewicza, twórcy przemysłu naftowego w Galicji. Z obowiązku kronikarskiego, notując tę bolesną dla całego ogółu stratę, chcemy przez to przyłączyć się do ogólnej czci i żalu, jaki ten dzielny, niezmordowany obywatel kraju naszego po sobie zostawił.

 

11

Gość. Kalendarz K. Promyka na rok zwyczajny 1883, Rok trzeci, Wydawnictwo Księgarni Krajowej Konrada Prószyńskiego, Warszawa [1882], s. 137-138.

† Ignacy Łukasiewicz. My Polacy mamy w sobie jedną wielką wadę i zarazem słabość, oto jakoś nie umiemy brać się do handlu i do przemysłu fabrycznego. Jeśli kto z nas i weźmie się do tego, to rzadko kiedy wytrwa, zraża się często pierwszą lep­szą przeciwnością i w połowie drogi upada. Toteż pozbawiamy się z własnej naszej winy tych bogactw, jakie się wytwarza­ją przez handel i przemysł; oddajemy wszystkie te bogactwa Niemcom i Żydom, a sami potrafimy tylko narzekać na biedę i ciężkie czasy.

Otóż dobrym dla nas wzorem powinien być rodak nasz Ignacy Łukasiewicz. Był on z zawodu aptekarzem i pracował po aptekach w Galicji, najpierw jako pomocnik, a potem jako dzierżawca. Od czasu jednak, kiedy się jeszcze uczył w szkole aptekarskiej w Krakowie, utkwiła mu w głowie myśl, że ludzie powinni wziąć się do wydobywania i oczyszczania nafty, czyli oleju skalnego, który w wielu miejscach w Galicji koło gór Karpackich znajduje się pod ziemią. Nafta jeszcze wtenczas nie była w takim użyciu, jak teraz, najwięcej oświetlano mieszkania świecami, a po wsiach – łuczywem. Łukasiewicz też pierwszy w Galicji i pierwszy z Polaków wziął się do tego nowego przemysłu. Rozpoczął pracę na małym, nie mając prawie żadnych środków; ale powoli coraz więcej swoje przedsiębiorstwo rozwijał i w końcu nawet wybudował w mieście Jaśle własną fabrykę do oczyszczania nafty. Przyszła jednak ciężka próba. Po sześciu latach mozolnej pracy Łukasiewicza wydarzył się pożar w roku 1859 i fabryka, a z nią całe jego mienie, poszły z dymem. Ubolewali nad nim ludzie, ale Łukasiewicz nie upadł na duchu i odpowiadał: „Na nafcie straciłem mienie, na nafcie je zdobędę”. Zawiązał też niedługo spółkę z pewnym zamożnym obywatelem i wziął się na nowo do nafciarstwa. Potem przyłączył się do tej spółki jeszcze trzeci, a wszyscy dobrali się ludzie zacni, ufający sobie wzajemnie i wierzący w to, że rozumna a wytrwała praca musi dać dobre owoce. I powio­dło się tej spółce wyśmienicie; wszyscy zarobili dobrze, a Łukasiewicz doszedł do tego, że kupił sobie majątek Chorkówkę i tutaj także nafciarstwo zaprowadził. Za jego przykładem po­szli i inni ludzie; wzięli się do wydobywania i oczyszczania nafty i dziś mieszkańcy Galicji zarabiają co rok miliony na tym przemyśle. Łukasiewicz nie tylko był dzielnym przedsiębiorcą, ale zarazem i dobrym obywatelem, dbającym o kraj i o byt ludu. Założył on w swym majątku kasę oszczędności, zachęcił ludzi do zakładania takich kas w wielu innych miejscowościach i gorliwie opiekował się szkołami wiejskimi. Umarł w Chorkówce na samym początku 1882 roku, przeżywszy lat 60.

 

12

J. P., „Strażnica Polska. Dwutygodnik polityczno-ekonomiczno-społeczny” 3 (1882) nr 21 [14 stycznia], s. 169-170.

† Śp. Ignacy Łukasiewicz

Wielką żałobą pokrył cały kraj – zgon znakomitego, wielkich cnót i dobrze zasłużonego Ojczyźnie polskiej obywatela. Żywot Jego to złota księga chluby narodowej, która wskazuje, jakich synów Polska rodzi. Chcąc podać żywot tego ewangelicznego, zgasłego męża, należy zebrać najmniejsze okruszyny z tych cennych pereł, które on na drodze swej rozsiewał, gdyż grzechem by było nie przekazać tej skarbnicy przyszłym pokoleniom. Praca ta wymaga wielkiej sumienności, dlatego też dziś jeszcze nie podajemy życiorysu, a odstępujemy takowy „Sztandarowi Polskiemu”10.

Obecnie załączamy korespondencję z Krosna, która spisana zacną ręką, daje obraz, jaką miłość zjednał sobie śp. Ignacy Łukasiewicz, szczególniej u ludu, który tak rzęsiście oblał łzami serdecznymi Jego mogiłę:

 

Krosno, 11 stycznia 1882.

Że runął dąb niezwykłej siły i rzadkiej dziś wytrwałości w pracy około dobra narodowego, szczęścia ziomków, oświaty i dobrobytu zapomnia­nego, a przynajmniej niezrozumianego ludu nasze­go – dąb, który rozłożystymi ramiony niezwykłej, ewangelicznej miłości bliźniego, bezinteresownej życzliwości i opieki, otaczał zarówno wielkich jak maluczkich, uczonych jak prostaczków, krewnych jak i dalekich, a którego szczyty miłością ojczyzny, cnotami chrześcijańskimi i obywatelskimi wysoko sięgały ponad głowy o wiele zamożniejszych i zasobniejszych obywateli w całym – rzekłbym – kraju; że legł bohater wielkiej idei narodowej, cichy i skromny nad wyraz wszelki, pracownik niezmordowany li dla dobra bliźnich; że brakło łącznika żywego w dzisiejszym opłakanym stanie rozbicia w łonie polskiej rodziny, że brakło żywego drogowskazu i wzoru, jak się pra­cy około dobra narodowego imać i kędy iść należy, abyśmy jak jeden mąż dojść mogli do celu naszych narodowych zadań; że umarł śp. Ignacy Łukasiewicz, właściciel dóbr w Chorkówce, poseł na Sejm Krajowy, kawaler Orderu Żelaznej Korony III klasy i orderu Świętego Grzegorza, szambelan papieski, honorowy obywatel miast Krosna i Jasła, członek Rady Powiatowej Krośnieńskiej i jej wydziału, dożywotny kurator Towarzystwa Krajowego Naftowego, czynny członek różnych towarzystw dobroczynnych i naukowych etc. etc., – o tym wie dziś cały świat polski, a żałobne echo skonu jego, rozdzierające wszystkie poczciwe i szlachetne serca, odbijało się już po wszystkich krańcach ziem polskich, gdzie tylko bije tętno krwi polskiej, dobro narodu miłujące.

Takich ludzi, jak śp. Ignacy, nieczęsto nam Opatrzność zsyła, zwłaszcza w dzisiejszych czasach tak wielkiego bankructwa czynnej miłości Ojczyzny i poczucia obowiązku miłości chrześcijańskiej. Święty był jego żywot – czysty jak kropla krynicznej wody, a brzemienny w bezmierne i bezliczne szlachetne czyny. Zaiste w tysiącach, którzy się pod opiekuńcze, ojcowskie – bo „Ojcem” zwali go wszyscy w powiecie, w kraju – skrzydła śp. Ignacego uciekali, nie znalazłbyś ani jednego, kto by od niego odszedł, nie uzyskawszy w utrapieniu pociechy i rozumnej porady, w biedzie hojnej pomocy materialnej, w chorobie lekarstwa, w niedoli przytułku i rzadkiej gościnności. Z trudem i mozołem zdobywając wiedzę i mienie, znał ich wartość, toteż nie dziw, że mienia swego używał tam i tak, gdzie i jak go użyć należało. Choć bezdzietny, miał liczną rodzinę, dla której był najlepszym mężem, bratem, stryjem, opiekunem. Obok tego jednak nie zamykał nigdy hojnej swej dłoni i gdzie tylko widział cel piękny i szlachetny, wszędzie spieszył z potrzebną pomocą.

A jak piękne było życie śp. Ignacego, tak błogosławioną była śmierć jego. Trzeba było widzieć złożone w dworskiej kaplicy, na katafalku okolonym światłem i zielenią, resztki ziemskiego żywota jego. Jaki anielski spokój spoczywał na twarzy tego męża, jaka aureola niebiańskiego szczęścia otaczała siwizną sześćdziesięcioletniego staruszka pokrytą skroń, w jak świętą zadumę wprawiał widok tyle kochanego i szanowanego „ojca”, ten tylko sobie wyobrazi i pojmie, kto tam był obecny. Umrzeć – a umrzeć tak, jak śp. Ignacy, to wielka różnica. Bo jeżeli za życia z lubością wpatrywałeś się w nadmiar łagodności i miłości pełne oblicze jego – to po skonie świętość jeszcze więcej je uwydatniała i wlewała w duszę to przekonanie, że on nie umarł, ale śpi – śpi snem błogosławionych.

A jakże rzewną i do głębi wzruszającą była chwila rozstania się śp. Ignacego, raczej resztek jego z zacną małżonką, krewnymi, przyja­ciółmi, włościanami i domem, który tyle lat za­mieszkiwał i czynami swymi prawie w świątynię i skarbiec łask przemienił. Z cicha dotąd wylewane łzy bólu i żalu ozwały się serca rozdzierającym chórem łkań, jęków boleści i łez strumieni, gdy przed domem stanęła trumna ze zwłokami, a ks. [Jan] Szalaj z Bóbrki, wymownymi i rzewnymi słowy, zaznaczając pokrótce ogrom straty w skonie śp. Ignacego, ostatnie w jego imieniu wyrzekł błogosławieństwo i pożegnanie. Płacz i żal był powszechny, a łkania i jęki boleści nawet najmniej skłonnych do łez poruszały. Nawet wierny pies śp. Ignacego nie dał się wyprzedzić, i on przeciągłym żałosnym jękiem wtórował licznie z wszech stron zgromadzonym żałobnikom.

Około godz. 4 po południu ruszył żałobny pochód ku przeszło pół mili odległemu kościołowi parafialnemu w Zręcinie. Trumnę w wieńce strojną nieśli pomimo błota, wichru i deszczu przez całą drogę na barkach okoliczni obywatele, urzędnicy i mieszczanie z Krosna, górnicy z destylarni w Chorkówce i kopalni ropy w Bóbrce, strażacy i włościanie, przed nią liczne bardzo duchowieństwo, za nią zacna rodzina, przyjaciele, znajomi, dzieci z założonej przez śp. Ignacego i własnym kosztem utrzymywanej szkółki, słynnej z wyrobów koronkarskich. Nareszcie włościanie płci obojej, wszystko w uroczystym stroju, wszystko pieszo, a za nimi próżne wozy, bryczki i powozy. Już się zmierzchało, gdy ustawiono zwłoki w kościele, a po skończonych ceremoniach kościelnych rozeszli się żałobnicy, aby na drugi dzień znowu powrócić i ostatnią posługę zmarłemu oddać.

Jakby niebo sprzyjało oddaniu czci zmarłemu, ściągnął mróz wczorajsze błoto, a słońce najmniejszą nie ćmione chmurką spokojnie płynęło po lazurowym przestworzu. Toteż od samego ranku widać było zewsząd spieszących pielgrzymów pieszo, wozami, bryczkami, powozami. Deputacje cechowe z chorągwiami z Krosna, Dukli, Jasła; straże ochotnicze ogniowe z Krosna, Jasła, Rymanowa (dzięki którym wzorowy panował porządek szczególnie w kościele, gdzie bez ich interwencji, przy natłoku do 4000 ludzi, nietrudno było o smutne wypadki), patrząc na te zewsząd gromadnie i pojedynczo zbierające się w Zręcinie tłumy, myślałbyś, że to dzień szczególnie uroczysty wygnał wszystkich z domów i ku Zręcinowi skierował. Od samego rana odprawiali kapłani msze święte w pięknym kościele w Zręcinie, fundowanym wspólnie przez śp. Ignacego i właścicieli Zręcina, państwo Klobassów i parafian.

Na środku kościoła wznosił się wysoki katafalk, a na nim wśród światła i zieleni spoczy­wała trumna śp. nieboszczyka. Widok ten jakkol­wiek smutny, przecież radością napełniał duszę, gdy zbliżywszy się policzyłeś wieńce, którymi literalnie pokrytą była cała trumna. To ostatni wyraz hołdu od różnych czcicieli śp. Ignacego. Prócz wieńców od familii, był wspaniały wieniec klubu postępowego sejmowego, przez posła tegoż klubu pana [Teofila] Merunowicza złożony. Wieniec od członków Rady Powiatowej Krośnieńskiej, której śp. Ignacy był członkiem, równie piękny wieniec od obywatelstwa z powiatu, oba złożone na trumnie przez prezesa Rady Powiatowej, pana [Stanisława Michała] Starowieyskiego i jego znaną z cnót i zalet iście polskich córę. Dalej zdobił trumnę wieniec górników, malutki wieniec dzieci szkółki w Chorkówce, piękne wieńce miasta Krosna i Jasła, których śp. Ignacy był obywate­lem honorowym, wieniec straży ochotniczej ogniowej jasielskiej, niemniej laurowy wieniec redakcji „Sztandaru Polskiego” i „Strażnicy Polskiej” z napisem: „Śp. Ignacemu Łukasiewiczowi, dobrze zasłużonemu Ojczyźnie i swemu Dobrodziejowi”, a wreszcie wieniec od urzędników c.k. starostwa w Krośnie. Acz niezupełny, zbyt jednak wymowny to wyraz czci i szacunku, jakich śp. Ignacy zażywał, i nie trudno pojąć, że widok takiego uznania mógł w niejednym sercu, zwłaszcza obywateli obecnych wzbudzić szlachetną żądzę i postanowienie szczerego naśladowania cnót śp. Ignacego. Dałby Bóg, aby imponujący wielkością widok ten rozniecił w starszej braci naszej – a mówimy tu szczególniej o młodszym jej pokoleniu – taką miłość Ojczyzny i bliźniego, jaką jaśniał cały żywot śp. Ignacego Łukasiewicza. Bo czyż jest coś lepszego, doskonalszego dla szlachetnych rodem, jak w cichości, bez gonienia za blichtrem zagranicznej czczej sławy, szlachetnie działać na ojczystej niwie i zasłużyć sobie największy skarb i nagrodę, jaką świat dać może: miłość i szacunek, wdzięczność i cześć wszystkich ziomków.

Że śp. Ignacy od wszystkich był czczony i kochany i w tym dowód niemałej wagi, że koś­ciół cały i większa część cmentarza literalnie zapchane były żałobnikami nawet z najdalszych powiatu zakątków, wszelkich stanów i wyznań. Nawet Żydów nie brakło, którzy z Dukli i okolicy przybyli oddać po raz ostatni cześć i wyrazić wdzięczność temu, który podnosząc rozwój przemysłu naftowego, i im wiele korzyści przysparzał. Mogło być wielu ciekawych tylko, ale ci liczyli się tylko do wyjątków, czego dowodem do 4000 rzesza żałobnych gości w Zręcinie. Jak daleko pamięć ludzka sięga, nie widziano na żadnym pogrzebie w naszym powiecie takiego natłoku z bliska i z daleka przybyłych ludzi.

Nie brakło i braci Rusinów; co więcej, duchowieństwo ruskie na wyścigi prawie z łacińskim starało się jak najuroczyściej oddać cześć i ostatnią posługę swemu posłowi i dobroczyńcy. Czterech kapłanów greckokatolickiego obrządku odprawiło solenną wotywę, podczas której piękny chór ruski śpiewał nabożne pienia.

Bogdaj to zawsze taka panowała jedność i każdy cel piękny tak nas z sobą łączył, a pewnie stare przysłowie: „Graeca fides – nulla fides”11, należałoby odtąd tylko do ciemnych kart naszej historii. Niestety, niedawne, niezbyt uczciwe machinacje pewnej partii ruskiej, nie dodają wielkiej otuchy, zwłaszcza wobec bliskich wyborów posła w miej­sce śp. Ignacego Łukasiewicza, i dałby Bóg, abym czarno widział, mówiąc: „Timeo Danaos et dona ferentes”12.

Po wotywie celebrował czcigodny ks. prałat [Henryk Zaręba] Skrzyński solenną summę, podczas której odśpiewał pan S. (urzędnik c.k. starostwa), pięknym, silnym, tenorowym głosem bardzo piękny utwór pogrzebowy. Po sumie skreślił wymowny ksiądz proboszcz [Jan] Samocki (z Miejsca [Piastowego]) rzewnymi słowy bogobojny żywot śp. Ignacego, przykre koleje życia jego – jako ucznia, potem magistra farmacji, jako więźnia stanu od roku 1846 do 1848, jako twórcę i najsilniejszą dźwignię przemysłu naftowego w kraju, jako obywatela niezmordowanego w pożytecznej pracy13, zaszczyconego orderami dworów cesarskiego i papieskiego, honorowym obywatelstwem miast Krosna i Jasła, mandatem poselskim i dyplomami kuratora lub członka honorowego różnych pożytecznych towarzystw, wreszcie jako najlepszego męża, krewnego, gospodarza, sąsiada i dobroczyńcy.

Zbliżyła się wreszcie ostatnia najsmutniejsza chwila, która miała i te resztki ziemskie śp. „Ojca” zakryć na zawsze przed oczami tyle go kochających druhów i czcicieli. Wyrok nieubłaganej śmierci musiał być zupełnie wykonanym. Ciało z wszystkimi jego ziemskimi, kruchymi ozdobami, ustawiono około czwartej po południu nad wnijściem do grobowca obok kościoła na cmentarzu się znajdującego, grobowca wielmożnych państwa Klobassów; bo śp. Ignacy, o nikim nie zapominając, zapomniał o so­bie i być może nie spodziewając się jeszcze śmierci (bo go rzeczywiście prawie znienacka płuc zapalenie przeziębieniem spowodowane, na łoże powaliło i pomimo gorliwej opieki lekarskiej w kilku dniach nić życia jego przedwcześnie przecięło), nie miał czasu ni miejsca spoczynku dla siebie i familii przygotować, ni roz­porządzenia ostatniej woli pozostawić.

Nad trumną u wnijścia do grobowca prze­mówił jeszcze pan Szostkiewicz, inspektor Rady Szkolnej Okręgowej w Jaśle, podnosząc zasługi śp. Ignacego około oświaty ludowej, a w końcu pan [August] Gorajski, właściciel dóbr i poseł na sejm, zaznaczył krótkimi a gorącymi wyrazy działalności śp. Ignacego jako obywatela i pracownika na polu dobrobytu narodowego, jako twórcy przemysłu naftowego.

Szkoda tylko wielka, że się nie znalazł nikt spośród ludu, który by w imieniu ludu i do ludu głośno „urbi et orbi”14 dał wyraz czci i wdzięczności dla męża, który tyle dla niego działał. Takiego zaś ludu rzecznika nietrudno było znaleźć w Odrzykoniu, a odrzykonianie mieli nawet obowiązek, mając w gronie swym kilku światłych gospodarzy włościan, z których niejeden w radzie powiatowej razem z śp. Ignacym kolegował, wydelegować jednego z nich męża zaufania, który by wyraził wdzięczność mieszkańców tej wsi za świadczoną im przez śp. Ignacego pomoc przy budowie kościoła, a co więcej, gorącym, prostym swym słowem przedstawić ludowi tak licznie zgromadzonemu dobrodziejstwa, jakie im wyświadczył i stratę jaką ponoszą – by tym bardziej wpoić w pamięć ich wdzięczność i zasłużoną cześć dla śp. Ignacego Łukasiewicza i innych ich dobroczyńców.

Faktem jest, że wieśniak nasz więcej ufa i wierzy, raźniej i trwalej w pamięci zachowa, co widzi i słyszy, gdy przemawia doń rozumniejszy od innych włościan a szanowany przez wszy­stkich, równy im mówca w siermiędze, jak gdy (nieraz napuszyście i niezrozumiale, a czasem nawet przesadnie) wypowiadający mowę surdutowiec przed nim stoi. Szkoda, że się nie tak stało, a przecież śp. Ignacy gorącym był zwolennikiem zasady: „Pozwólcie maluczkim przychodzić do mnie”15