Mała księga opowieści sufickich. Starożytne mądrości podnoszące na duchu - Neil Douglas-Klotz - ebook

Mała księga opowieści sufickich. Starożytne mądrości podnoszące na duchu ebook

Douglas-Klotz Neil

3,7

Opis

W tej książce odkryjesz zbiór historii pełnych mądrości i pogody ducha, a także będących próbą zgłębienia życiowych tajemnic.

Większość z nich pojawia się w pracach klasycznych sufich, jak Rumi, Attar czy S'adi. Neil Douglas-Klotz opowiada je w swojej interpretacji, przybliżając dawne opowieści współczesnemu czytelnikowi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 150

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monann2021

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała strawa dla duszy.
00

Popularność




Przedmowa

„Niech­że ktoś prze­każe nam dobrą nowinę!” – zabrzmiały słowa w lon­dyń­skiej kate­drze św. Pawła w czerwcu 2017 roku, gdy roz­po­częła się cere­mo­nia świę­ceń kapłań­skich. Wie­lebny utra­fił w sedno, gdy tymi słowy zwró­cił się do tych, któ­rzy zebrali się dla uczcze­nia mło­dych i nieco star­szych ludzi, kobiet i męż­czyzn, z powodu ich posta­no­wie­nia, aby resztę swo­jego życia poświę­cić posłu­dze ducho­wej.

Rze­czy­wi­ście, żyjemy w nie­pew­nych cza­sach, kiedy to „dobra nowina” zazwy­czaj oka­zuje się próżną nadzieją, ale prze­cież nasza sytu­acja nie jest wyjąt­kowa. W prze­szło­ści wie­lo­krot­nie nasta­wały czasy o wiele bar­dziej nie­pewne i nie­bez­pieczne, a jed­nak prze­trwa­li­śmy jako gatu­nek i nasza histo­ria trwa. W isto­cie życie jest cyklem opo­wie­ści, nie­kiedy dłu­gich i zawi­łych, ze zmie­nia­ją­cymi się oko­licz­no­ściami i zaska­ku­ją­cym fina­łem. Wszystko, czego doświad­czamy w życiu, kryje w sobie jakąś histo­rię; każda myśl, każda twór­czość, każde przed­się­wzię­cie – arty­styczne, naukowe, lite­rac­kie, muzyczne, zwią­zane ze sztuką piękną lub spor­tem – wszystko to ma swoją zaku­li­sową histo­rię, którą warto poznać, albo­wiem z tego składa się praw­dziwe życie.

Opo­wie­ści naj­bar­dziej warte naszej uwagi są uni­wer­salne i ponad­cza­sowe i choć mogą zmie­niać formę, temat czy język, zacho­wują istotę prze­kazu, pier­wotną myśl. Wła­śnie dla­tego wydają się nam zna­jome. Opo­wie­ści sufic­kie dosko­nale pasują do tej defi­ni­cji – nie­za­leż­nie od języka i kon­tek­stu kul­tu­ro­wego są ponad­cza­sowe, prze­sy­cone pra­dawną mądro­ścią, którą czę­sto tra­cimy z oczu z powodu sza­lo­nego pędu współ­cze­sno­ści. Histo­rie te są zako­rze­nione w fun­da­men­tal­nym żywiole życia, w kwe­stiach wspól­nych dla nas wszyst­kich nie­za­leż­nie od czasu i miej­sca – nie­stety nasza uwaga jest tak ulotna, a nasze zain­te­re­so­wa­nia tak zmienne, że czę­sto nie potra­fimy sta­wić czoła nawet naj­bar­dziej pro­za­icz­nym wyda­rze­niom, gdyż wyja­śnień nie znaj­dziemy w Google’u czy Wiki­pe­dii. Czas stał się bar­dziej efe­me­ryczny niż kie­dy­kol­wiek dotąd, bo jeste­śmy wysta­wieni na dzia­ła­nie mnó­stwa ulot­nych i przy­pad­ko­wych zja­wisk wsku­tek roz­po­wszech­nie­nia mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Pod­łą­czamy się do inter­netu i nie­świa­do­mie spę­dzamy dłu­gie godziny na Face­bo­oku, Insta­gra­mie, Twit­te­rze i tak dalej. Czy to jaka­kol­wiek inspi­ra­cja? Wielu udzie­li­łoby sta­now­czo twier­dzą­cej odpo­wie­dzi, jed­nak dla więk­szo­ści z nas rze­czy­wi­stość jest praw­do­po­dob­nie inna.

Opo­wie­ści sufic­kie są niczym sta­ro­żytne wyko­pa­li­ska, które wyma­gają tro­ski i uważ­nego zgłę­bie­nia – nie wolno nam zapo­mi­nać o wspa­nia­łej umy­sło­wo­ści, która je zro­dziła, o mądro­ści, którą zawie­rają, bo to nie­zwy­kle ważny doro­bek, cenny dla przy­szłych poko­leń. Wyko­pa­li­ska będące dzie­dzic­twem kul­tu­ro­wym i ducho­wym to nader ważne narzę­dzia, które umoż­li­wiają nam wgląd w naszą prze­szłość i zro­zu­mie­nie, skąd pocho­dzimy, czego doko­na­li­śmy i jaki jest nasz wkład w cywi­li­za­cję. Kiedy sto­imy przed sta­ro­żyt­nym zabyt­kiem, jeste­śmy do głębi poru­szeni, bo dzięki obec­no­ści w tym miej­scu nawią­zu­jemy więź ze wszyst­kimi innymi ludźmi – z naszą ludzką spu­ści­zną. To samo dzieje się wtedy, gdy po raz pierw­szy sły­szymy opo­wieść suficką.

Gawęda, snu­cie opo­wie­ści – jedna z naj­wcze­śniej­szych odmian komu­ni­ka­cji mię­dzy­ludz­kiej – do dziś pozo­staje wspa­nia­łym spo­so­bem spo­tkań ducho­wych. Przy­wo­ła­nie kla­sycz­nych sufic­kich opo­wie­ści z róż­nych tra­dy­cji we współ­cze­snym języku to bez­cenny dar, który Neil Douglas-Klotz prze­ka­zuje swoim czy­tel­ni­kom. Do tego zbioru włą­czył on wiele zabaw­nych histo­rii, bo w isto­cie jed­nym z wyróż­ni­ków więk­szo­ści opo­wie­ści sufic­kich jest humor (bez wąt­pie­nia przy­da­łoby się nam wię­cej poczu­cia humoru we współ­cze­snym świe­cie!). Humor to szcze­gól­nie cenny skład­nik, gdyż pomaga nam zro­zu­mieć te przy­po­wie­ści zawie­ra­jące pra­dawną mądrość, histo­rie, które w prze­ciw­nym razie mogłyby nas znie­chę­cać lub oka­zać się trudne do prze­tra­wie­nia. Jako mistrzow­ski inter­pre­ta­tor Douglas-Klotz nie tylko prze­ka­zuje nam mądrość suficką, uni­ka­jąc pro­tek­cjo­nal­no­ści, ale także wnosi wła­sny cenny wkład w postaci szczypty poczu­cia humoru w dosko­nale dobra­nych miej­scach, dzięki czemu nasza uwaga pozo­staje wyostrzona. Gdy czy­tamy, że prze­za­bawne poucze­nia Nassru­dina Hodży z Impe­rium Osmań­skiego prze­do­stały się do Per­sji i dalej do cha­na­tów w Azji Środ­ko­wej, poko­nu­jąc tysiące kilo­me­trów, uświa­da­miamy sobie, że gra­nice pań­stwowe czy geo­gra­ficzne to wytwór naszej wyobraźni, a ludzie wszę­dzie są tacy sami.

Douglas-Klotz zwraca uwagę na to, jak Carl Jung i inni psy­cho­lo­go­wie zaj­mu­jący się arche­ty­pami usi­ło­wali skla­sy­fi­ko­wać baśnie ludowe zgod­nie z róż­nymi teo­riami na temat ludz­kiej oso­bo­wo­ści. Jed­nak opo­wie­ści sufic­kie, jak stwier­dza, powin­ni­śmy uznać za osobną kate­go­rię. Nie­chaj same wyko­nają swoje zada­nie, z czego prze­cież wywią­zy­wały się dosko­nale na prze­strzeni stu­leci bez pomocy psy­cho­lo­gów. Gdy­by­śmy umieli czy­tać te histo­rie bez sto­so­wa­nia naszej współ­cze­snej logiki, bez kate­go­ry­zo­wa­nia i kla­sy­fi­ko­wa­nia, gdy­by­śmy pozwo­lili im wnik­nąć w nasz umysł bez okre­śle­nia ich wpływu na naszą psy­chikę, przy­nio­słyby nam o wiele więk­szy poży­tek. Douglas-Klotz przed­sta­wia pokrewne kon­cep­cje rodem z juda­izmu, chrze­ści­jań­stwa i islamu – takie jak Iblis, Anioł Śmierci – i w świeży spo­sób przy­bliża nam różne ich inter­pre­ta­cje pocho­dzące z tych reli­gii. Tak oto skła­nia nas do posze­rze­nia wizji, zachęca do wyro­bie­nia sobie wła­snego zda­nia zamiast podą­ża­nia ślepo za gło­sem tra­dy­cji, w któ­rej zosta­li­śmy wycho­wani. Snu­jąc opo­wie­ści, we wła­ści­wych momen­tach pod­suwa nam cenne wyja­śnie­nia, dzięki czemu mamy prze­wod­nika pod­czas lek­tury tek­stów, które są pozor­nie pro­ste, a jed­nak wie­lo­wy­mia­rowe i głę­bo­kie w swym ducho­wym prze­sła­niu.

Jeśli szu­kamy zaj­mu­ją­cych opo­wie­ści, czy­tajmy Douglasa-Klotza! Pisze tak, jakby sie­dział w naszym pokoju zapro­szony na pod­wie­czo­rek, żeby ura­czyć nas przy­jem­nymi, czę­sto zabaw­nymi, lecz zara­zem wzru­sza­ją­cymi opo­wie­ściami sufic­kimi. Jego uwspół­cze­śnie­nie daw­nych tek­stów jest sub­telne i uważne, a jed­no­cze­śnie bez­kom­pro­mi­sowe. Nie wszyst­kie histo­rie przed­sta­wiają sufich w pozy­tyw­nym świe­tle i nie wszyst­kie koń­czą się tak, jak byśmy tego ocze­ki­wali – nie­kiedy zło­czyńcy pozo­stają bez­karni, kochan­ko­wie są roz­dzie­leni, a jeśli nawet się zejdą, uświa­da­miają sobie, że popeł­nili wielki błąd – czyż nie takie sce­na­riu­sze pisze nasze codzienne życie? Warto jed­nak zwró­cić uwagę na to, co może się dziać w innym zaka­marku naszego umy­słu pod­czas lek­tury tej książki. Albo­wiem osta­tecz­nym celem tych opo­wie­ści jest prze­obra­że­nie i pogłę­bie­nie naszego rozu­mie­nia świata dokoła, a także – co wydaje się jesz­cze waż­niej­sze – wyczu­le­nie naszej uwagi na to, co dzieje się w naszym świe­cie wewnętrz­nym.

Maryam Mafi, autorka Rumi’s Lit­tle Book of Life

Wstęp

W dzi­siej­szych cza­sach tak wiele spraw pochła­nia naszą uwagę: cało­do­bowe ser­wisy infor­ma­cyjne, media spo­łecz­no­ściowe, por­tale fil­mowe, kaba­rety, post­mo­der­ni­styczna sztuka per­for­mance. Można by zapy­tać: czy jest jesz­cze miej­sce dla skrom­nej opo­wie­ści sufic­kiej?

Po pierw­sze, przyj­rzyjmy się obse­sji naszej kul­tury na punk­cie infor­ma­cji i „fak­tów”. Jak powie­dział wybitny ame­ry­kań­ski pisarz Mark Twain, ist­nieją trzy kate­go­rie nie­prawdy: kłam­stwo, cho­lerne kłam­stwo i sta­ty­styka. Kiedy czter­dzie­ści lat temu pra­co­wa­łem jako dzien­ni­karz, już wtedy było jasne, że repor­ter w tere­nie może w spo­sób tak wybiór­czy zre­da­go­wać swoje donie­sie­nia, że przed­stawi histo­rię cał­kiem odmienną od tej, którą prze­żył naoczny świa­dek. Codzien­nie prze­ko­nu­jemy się, że różni ludzie widzą i pamię­tają różne rze­czy. Nawet nagra­nie wideo można odpo­wied­nio zmon­to­wać. W odróż­nie­niu od fak­tów, „fak­tów” alter­na­tyw­nych i ser­wi­sów infor­ma­cyj­nych opo­wieść suficka przed­stawia nam coś innego: praw­dziwe zmy­śle­nie. Te ponad­cza­sowe histo­rie mówią coś bar­dzo głę­bo­kiego o tym, jak z tkanki życia two­rzymy różne rze­czywistości.

Co się tyczy naszego zaab­sor­bo­wa­nia branżą roz­ryw­kową, to oczy­wi­ście opo­wieść suficka nie może rywa­li­zo­wać z efek­tami spe­cjal­nymi epoki cyfro­wej. Jed­nak suficki nauczy­ciel snu­jący okre­śloną histo­rię ni­gdy nie dąży wyłącz­nie do auto­pre­zen­ta­cji i zaba­wie­nia odbiorcy. Każda opo­wieść jest wyjąt­kowa, każda prze­pla­tana wąt­kami miej­sco­wych rela­cji i sen­sów, które dziś mogli­by­śmy nazwać wspól­notą duchową, nawet jeśli two­rzy się ona spon­ta­nicz­nie. W ramach tej wspól­noty obu­stronne poszu­ki­wa­nie mądro­ści wymaga od opo­wia­da­ją­cego, by reago­wał na oko­licz­no­ści danej chwili, zamiast dać prze­ćwi­czone przed­sta­wie­nie. Gdy gro­ma­dzą się mistycy i ucznio­wie, nauczy­ciel prze­plata opo­wie­ści z prak­ty­kami ducho­wymi i medy­ta­cją, a to pro­wa­dzi wszyst­kich do wrót prze­ży­cia, które prze­kształca codzienne poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści. Lecz wska­za­nie bramy nie jest tym samym co przej­ście przez nią – stąd potrzeba tych opo­wie­ści, bo są one deli­kat­nym pchnię­ciem w plecy adepta podą­ża­ją­cego ścieżką.

Gdyby jed­nak celem było tylko samo­do­sko­na­le­nie się, po cóż mie­li­by­śmy opo­wia­dać histo­rie, skoro mamy tak wiele cen­nych porad­ni­ków, które poma­gają prze­kształ­cić naszą psy­chikę i świa­do­mość? Im dalej zagłę­biamy się w „ja”, tym bar­dziej prze­ko­nu­jemy się, że logika nas zawo­dzi. Więk­szość życia nie pod­po­rząd­ko­wuje się nawet najbar­dziej zło­żo­nym algo­ryt­mom, jakie potrafi wyge­ne­ro­wać sztuczna inte­li­gen­cja (spójrzmy na zwyżki i spadki na gieł­dzie). Kiedy sufi opo­wiada histo­rię, Power­Po­int nie znaj­duje zasto­so­wa­nia, nie ma żad­nych genial­nych zło­tych myśli, które należy skru­pu­lat­nie zano­to­wać. Tych opo­wie­ści nie da się pokroić, poroz­ci­nać, spro­wa­dzić do jed­nego meta­fo­rycz­nego lub ale­go­rycz­nego sensu. W rze­czy­wi­sto­ści jeśli dobrze opo­wiadamy histo­rię suficką, zin­ter­pre­to­wa­nie jej zada­łoby jej kłam. Gdy­bym stwier­dził, że ptak to dusza, osioł to nasze ego itd., wtedy wszystko stra­ci­łoby zna­cze­nie.

Podob­nie jak koan w tra­dy­cji zen, praw­dziwa opo­wieść suficka pozwala na to, aby w naszym wnę­trzu do głosu doszła wro­dzona mądrość. A mądrość (w prze­ci­wień­stwie do swego ubo­giego krew­niaka: faktu lub domnie­ma­nego faktu) nie może być zaser­wo­wana niczym pigułka racjo­nal­nej, poznaw­czej stro­nie naszego umy­słu. Ten aspekt naszej umy­sło­wo­ści – przy­datny w wielu sytu­acjach – zafik­so­wuje się na rze­ko­mym zna­cze­niu, ide­ale lub zasa­dzie, po czym odcho­dzi szczę­śliwy i nie­zmie­niony w swo­jej głębi.

Tym­cza­sem wła­śnie w tej głębi kryją się ważne uczu­cia, skłon­no­ści, nawyki i pasje, które oddzia­łują na więk­szość naszego życia. Gdy anga­żu­jemy nasze serce-umysł wyłącz­nie powierz­chow­nie, wtedy nawet przy­po­wieść Buddy zmie­nia się w miałką histo­rię usły­szaną przez głupca, pozba­wioną więk­szego sensu.

Naj­le­piej wyja­śnił to Jezus w Ewan­ge­lii. Spy­tany przez uczniów, dla­czego nie wyrazi w pro­stych sło­wach tego, o czym mówi, odparł, że pewien aspekt naszego serca-umy­słu potrafi odbie­rać rze­czy bez­po­śred­nio – to domena pro­stych pro­mieni świa­tła. Inna, głęb­sza strona naszej natury tkwi w mroku i poj­muje wyłącz­nie poprzez wła­sne urze­czywistnienie. Aby dosię­gnąć tego ukry­tego aspektu naszego jeste­stwa, musimy obrać inną ścieżkę: jest ona kręta i zyg­za­ko­wata. Zatem Jezus zale­cał, aby jego ucznio­wie uży­wali odpo­wied­nich narzę­dzi w swo­jej wędrówce do celu. Cza­sem, rzekł, postę­puj­cie otwar­cie i jaw­nie jak gołę­bie, kiedy indziej zaś wędruj­cie jak wąż, wijąc się pota­jem­nie pod osłoną nocy. (Zwy­kle słowa te tłu­ma­czy się jako: „Bądź­cie roz­tropni jak węże, a nie­ska­zi­telni jak gołę­bie”).

Wysnuta mean­drycz­nym szla­kiem opo­wieść suficka wywo­dzi się z głębi tej inspi­ra­cji i mądro­ści, które są źró­dłem wszyst­kich naj­wspa­nial­szych histo­rii w dorobku czło­wieka. Na sta­ro­żyt­nym Bli­skim Wscho­dzie pro­rocy semiccy łączyli tę ścieżkę ze Świętą Mądro­ścią, a więc Sofią, z którą wielu wcze­snych chrze­ści­jan koja­rzyło Jezusa. W odpo­wie­dzi na naj­więk­sze zagadki życiowe tego rodzaju opo­wie­ści, któ­rych fun­da­men­tem jest mądrość, potra­fią zmie­nić znak zapy­ta­nia w wykrzyk­nik obja­wie­nia.

Histo­rie sufic­kie nie powięk­szają naszej wie­dzy – rozu­mia­nej jako zbiór naby­tych infor­ma­cji – lecz poma­gają nam „oduczyć się”, roz­ło­żyć na czyn­niki pierw­sze neu­ro­tyczne wzorce men­talno-emo­cjo­nalne, które chro­nią nasze fał­szywe poczu­cie toż­sa­mo­ści. Gdy prze­kra­czamy te gra­nice, możemy zabrnąć na dzi­kie bez­droża. Odkry­wamy pej­zaże wewnętrzne, mniej pod­dane kon­troli, a zara­zem bogat­sze niż narzu­cone nam zasady, któ­rymi kie­ru­jemy się w życiu. W tym sen­sie opo­wie­ści sufic­kie funk­cjo­nują odmien­nie niż algo­rytmy kom­pu­te­rowe mediów spo­łecz­no­ścio­wych, które kar­mią nas tylko tym, co wzmac­nia i ugrun­to­wuje nasze upodo­ba­nia (lub pozorne upodo­ba­nia).

Jak wyra­ził to pew­nego razu nie­miecki pisarz Her­mann Hesse, wiel­kie opo­wie­ści w dorobku ludz­ko­ści – baśnie, histo­rie cha­sydz­kie, cel­tyc­kie legendy, opo­wie­ści w tra­dy­cji zen i sufi­zmu – są nie­zrów­na­nym przy­kła­dem „bio­gra­fii duszy”. Ta głę­bia duchowa jest wspólna wszyst­kim ludziom. Dla­tego wysłu­chi­wa­nie takich opo­wie­ści na żywo zbliża nas do sie­bie, two­rząc raz po raz – wciąż jakże wątłe – poczu­cie ludz­kiej wspól­noty.

Źró­dła wyko­rzy­stane w tym zbio­rze

Opo­wie­ści zamiesz­czone w tym zbio­rze zaczerp­ną­łem z dzie­siąt­ków źró­deł, które z przy­jem­no­ścią wyko­rzy­sty­wa­łem na swo­ich semi­na­riach w ostat­nich trzy­dzie­stu latach. Więk­szość z tych opo­wie­ści poja­wia się po raz pierw­szy w dzie­łach kla­sycz­nych sufich, takich jak Rumi, Attar czy Sa’adi. Inne tra­fiły do nas bez­i­mienne, prze­ka­zy­wane w roz­ma­itych wer­sjach z ust do ust przez setki lat.

Wyda­nie ust­nej opo­wie­ści dru­kiem sta­nowi pewne wyzwa­nie. Można odrzeć ją do gołego „kośćca”, przez co stra­cimy różne smaczki i pod­tek­sty. Można potrak­to­wać ją jak pre­hi­sto­rycz­nego owada uwię­zio­nego w bursz­ty­nie: zosta­wiamy wszyst­kie kul­tu­rowe detale, lecz wtedy opo­wieść wydaje się „mar­twa”. Jestem wiel­kim zwo­len­ni­kiem opo­wia­da­nia na żywo, lecz nie­któ­rzy tak zwani zawo­dowi gawę­dzia­rze popeł­niają drugi z wymie­nio­nych błę­dów: nie rozu­mieją, na czym polega prze­sła­nie opo­wie­ści – jej żywot­ność jako wewnętrzne doświad­cze­nie, które jest dostępne każ­demu. Wtedy ow­szem, potra­fimy zadzi­wić słu­cha­cza, ale gubimy po dro­dze mądrość zawartą w danej histo­rii.

Podob­nie nie­któ­rzy auto­rzy nad­mier­nie przy­ozda­biają lub nad­in­ter­pre­to­wują opo­wie­ści sufic­kie, mając na wzglę­dzie okre­ślony cel (czę­sto jest to zawę­że­nie prze­sła­nia do psy­cho­lo­gicz­nego lub reli­gij­nego prze­kazu). Całą fabułę kon­stru­ują jako ale­go­rię będącą wyra­zem zasady, którą chcą prze­ka­zać. Moim zda­niem – jak ujął to pewien mistrz zen – przy­po­mina to wypad do restau­ra­cji, aby zamó­wić pigułkę wita­min. Gdzie w tym sztuka życia, radość z doko­ny­wa­nia wła­snych odkryć?

Mam nadzieję, że udało mi się pójść drogą środka, uni­ka­jąc wspo­mnia­nych skraj­no­ści. Uwspół­cze­śni­łem dia­logi i zara­zem celowo zacho­wa­łem roz­ma­ite ana­chro­niczne punkty odnie­sie­nia. Wska­zówka: oto tech­nika pozwa­la­jąca wyko­rzy­stać opo­wie­ści jako poucze­nia duchowe. Po dru­gie, uwaga: tra­fiają się wątki fabu­larne, które pro­wa­dzą doni­kąd. Po trze­cie, cza­sem dobro nie zostaje nagro­dzone, a zło uka­rane (ale prze­cież takie wła­śnie jest życie). Mógł­bym wyli­czać dalej, ale nie chcę psuć czy­tel­ni­kowi zabawy.

Jak już wspo­mnia­łem, suficki gawę­dziarz czę­sto prze­plata opo­wieść medy­ta­cją, prak­tyką duchową, modli­twą lub naucza­niem. Słynny trzy­na­sto­wieczny sufi Dża­la­lud­din Rumi czyni tak w dłu­gim poema­cie epic­kim zaty­tu­ło­wa­nym Masnawi (nazwa formy wier­szo­wej). Należy prze­czy­tać to dzieło w peł­nej for­mie, aby zro­zu­mieć, jak Rumi tka swoje cza­rowne zaklę­cie. „Zbłą­kane wątki”, które wplata, mogą wyda­wać się dygre­sjami, a prze­cież funk­cjo­nują raczej jak kuglar­ska sztuczka zręcz­nego magika. Kiedy patrzymy w inną stronę, w naszym wnę­trzu dzieje się coś nie­ocze­ki­wa­nego. Aby osią­gnąć podobny efekt w for­mie dru­ko­wa­nej, w nie­któ­rych opo­wia­da­niach zamiesz­cza­łem komen­ta­rze lub adno­ta­cje.

Bez wąt­pie­nia nic nie może się rów­nać wysłu­cha­niu opo­wie­ści sufic­kiej na żywo. Aby w spo­sób udany opo­wie­dzieć podobną histo­rię, trzeba w niej naj­pierw tro­chę „pobyć”, podob­nie jak wcho­dzimy do nie­zna­nego lasu i stop­niowo pozna­jemy tam­tej­sze rośliny i zwie­rzęta. Gdy jed­nak opo­wia­damy na żywo, w każ­dej chwili możemy napo­tkać coś nie­spo­dzie­wa­nego.

Jak wspo­mnia­łem w książce The Sufi Book of Life, zachę­cam czy­tel­ni­ków do tego, aby wyszli poza stro­nice (lub ekran) i poznali praw­dzi­wych sufich. Z ręką na sercu: nie jest to wcale takie trudne (co nie ozna­cza zara­zem, że jest dzie­cin­nie łatwe – z uwagi na to, że sufi na całym świe­cie żyją w obli­czu zagro­że­nia ze strony islam­skich fun­da­men­ta­li­stów).

Mam nadzieję, że opo­wie­ści te tchną życiem, które roz­nieci iskrę w duszy czy­tel­nika. Jeśli tak, może on stać się wtedy kolek­cjo­ne­rem podob­nych przy­po­wie­ści – tak wła­śnie było ze mną.

Warto czy­tać, warto słu­chać i prze­ka­zy­wać dalej po swo­jemu, a wtedy okaże się, że jeste­śmy tro­chę innym sobą, bar­dziej nie­skrę­po­wa­nym i ludz­kim.

Neil Douglas-Klotz (Saadi Sha­kur Chi­shti) Fife, Szko­cja maj 2017 r.

1

Opowieści o sufich i derwiszach

Można by pomy­śleć, że opo­wie­ści sufic­kie przed­sta­wiają sufich wyłącz­nie w pozy­tyw­nym świe­tle. Nic bar­dziej myl­nego.

Jedna słynna histo­ria, opo­wie­dziana przez dwu­na­sto­wiecz­nego mędrca Fari­dud­dina Attara, mówi o tym, że suficki szejk podró­żo­wał pew­nego razu na grzbie­cie osła, win­szu­jąc sobie w duchu, że jest bar­dzo mądrym nauczy­cie­lem, który ma rze­szę uczniów. Nagle osioł pierd­nął. Ta „chwila zen” rodzi szczerą skru­chę u głów­nego boha­tera, który docho­dzi do wnio­sku, że jego nafs, małost­kowe „ja”, docze­kało się wła­ści­wego komen­ta­rza ze strony zwie­rzę­cia.

Pierw­sza opo­wieść tego zbioru zaczerp­nięta jest z poematu Masnawi Rumiego, dłu­giego dzieła mają­cego dwa­dzie­ścia pięć tysięcy wer­sów, czę­sto­kroć zwa­nego „per­skim Kora­nem”. Kilka opo­wie­ści zapo­ży­czo­nych z dorobku tego mędrca opo­wiada o wyzwa­niach i sła­bost­kach w życiu der­wi­szów.

Druga opo­wieść pocho­dzi z Tur­cji Osmań­skiej. Można ją postrze­gać jako satyrę, która kpi zarówno z inte­lek­tu­ali­stów, jak i der­wi­szów. Lecz pod powierzch­nią kryje się głęb­szy sens.

Szejk i sprzedawca chałwy

Dawno, dawno temu w sta­rym Bag­da­dzie żył sławny suficki szejk. Sły­nął z dzia­łal­no­ści cha­ry­ta­tyw­nej i dobroci serca. Zatrzy­my­wał dla sie­bie tylko tyle, ile potrze­bo­wał, resztę zaś roz­da­wał bie­da­kom. Wśród ludzi cie­szył się więc zna­ko­mitą opi­nią. Pra­wie wszy­scy go kochali. Pra­wie.

Był bowiem jeden pro­blem. Jako że szejk niczego nie miał na wła­sność, poży­czał to, co roz­da­wał każ­dego dnia. W efek­cie wciąż był zadłu­żony u wielu ludzi. Ile­kroć był w potrze­bie, zawsze zna­lazł się jakiś szczo­dry czło­wiek, który przy­cho­dził mu z pomocą. Mimo to wie­rzy­ciele wciąż dep­tali mu po pię­tach.

Szej­kowi przy­by­wało lat i kre­dy­to­daw­ców było coraz mniej – nie­któ­rzy bali się, że być może nie odzy­skają swo­ich pie­nię­dzy. Nie­mniej dzięki swo­jej repu­ta­cji szejk wciąż mógł liczyć na pożyczkę. Zamożni kupcy nie chcieli, aby uznano ich za skąp­ców, któ­rzy nie raczą wspo­móc zacnego czło­wieka. Oba­wiali się, że stra­ci­liby klien­tów z tego powodu.

Pew­nego razu szejk zacho­ro­wał. Z każ­dym kolej­nym dniem jego stan się pogar­szał. Wresz­cie szejk popro­sił swo­ich muri­dów (uczniów), aby wnie­śli go na łożu do małej sali w cha­nace, sie­dzi­bie sufich, w któ­rej miesz­kał ze swo­imi zwo­len­ni­kami. Dodał, że wła­śnie tam pra­gnie spo­tkać się ze swoim Stwórcą.

W odróż­nie­niu od wielu podob­nych budowli w świe­cie daw­nego sufi­zmu ta cha­naka była skrom­nym domem wznie­sio­nym z cegły suszo­nej. Kwa­tery uczniów cią­gnęły się z dwóch stron przy­kry­tego kopułą meczetu i sali spo­tkań – wszystko przy­po­mi­nało serce z dwoma roz­po­star­tymi skrzy­dłami.

Ucznio­wie zgro­ma­dzili się dokoła łoża. Wielu z nich było śmier­tel­nie poważ­nych, bo liczyli na bło­go­sła­wień­stwo z ust umie­ra­ją­cego nauczy­ciela. Szejk uśmie­chał się pro­mien­nie i oddy­chał spo­koj­nie. Stop­niowo roze­szła się wieść o jego rychłej śmierci, toteż przy­było wielu innych ludzi z oko­licy. Wśród nich zna­la­zło się sporo wie­rzy­cieli sufiego. Oprócz ostat­niego bło­go­sła­wień­stwa wie­rzy­ciele ci myśleli o jesz­cze jed­nym: zwro­cie długu. Mieli nadzieję, że przed śmier­cią szejk dokona cudu i odda im pie­nią­dze.

Jeden z nich szep­nął dru­giemu do ucha:

– Ile jest ci winien?

– Tysiąc zło­tych dina­rów. A tobie?

– Tylko pięć­set srebr­nych dir­ha­mów.

W sali zapa­no­wała mie­szana atmos­fera, ujmu­jąc rzecz deli­kat­nie: smu­tek, nadzieja, ocze­ki­wa­nia, nie­po­kój, do tego sły­chać było nara­sta­jące szepty i pomruki.

– Skoro aż tyle jest ci winien, dla­czego poży­czył jesz­cze wię­cej ode mnie?

– Czy nie mógł mnie spła­cić pie­niędzmi, które poży­czył od Ahmeda? Prze­cież mógłby się obyć bez sze­ściu­set dina­rów.

– To nie­po­jęte! Wszyst­kim nam jest winien pie­nią­dze!

Sala pękała teraz w szwach i jedy­nie mały krąg uczniów chro­nił szejka przed tłu­mem wzbu­rzo­nych wie­rzy­cieli, któ­rzy napie­rali ze wszyst­kich stron.

Szejk oddy­chał coraz sła­biej i tylko naj­bli­żej sto­jący widzieli, że wciąż koła­cze się w nim życie. Ski­nął ręką na jed­nego z uczniów.

– Co ci wszy­scy ludzie tu robią? – wyszep­tał.

– Mistrzu, nie­chaj Allah mi wyba­czy, wielu z nich twier­dzi, że jesteś im winny pie­nią­dze.

– Pie­nią­dze? Ach tak, zapewne tak jest. Wszystko w rękach Boga.

– Co rzekł twój mistrz? – spy­tał jeden z wie­rzy­cieli tak gło­śno, że usły­szeli go wszy­scy obecni.

– Mistrz mówi, że wasze pie­nią­dze są w rękach Allaha – odparł uczeń.

Wśród wie­rzy­cieli roz­legł się dono­śny jęk.

– W rękach Allaha? Wie­cie, co to zna­czy?

– Jestem skoń­czony! – zakrzyk­nął pierw­szy kupiec.

– Ty? To mnie czeka plajta! – odpo­wie­dział drugi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki