Maggie Smith - Michael Coveney - ebook

Maggie Smith ebook

Michael Coveney

4,1

Opis

Była przeciętnego pochodzenia, ale miała wyjątkowy talent. Doskonale grała drobnym gestem, mówiono o niej, że ma „błyskotliwe łokcie”. Jej znakami rozpoznawczymi były figlarnie przekrzywiona głowa i lekko ironiczne spojrzenie . Zdobyła dwa Oscary i trzy Złote Globy , nagrody Emmy, BAFTA i Tony, ale największą sławę zyskała dopiero pod koniec życia dzięki rolom profesor Minerwy McGonagall w ekranizacjach Harry’ego Pottera i hrabiny Violet Crawley w serialu Downtown Abbey. Nigdy nie obejrzała żadnego z odcinków tego ostatniego. „Kto ma na to czas?” – pytała. Uwielbiała plotkować.

Przed wami MAGGIE SMITH .

Jej kariera to historia brytyjskiego teatru i kina w pigułce – sześć dekad znakomitych ról na scenach i przed kamerami. Współpracowała z największymi: grała u Laurence’a Oliviera i u boku Judi Dench czy Richarda Burtona. Wiedziała, kiedy należy zostać w cieniu, a kiedy błyszczeć gwiazdorskim blaskiem. Miała urocze wyczucie absurdu, chętnie żartowała, ale do pracy podchodziła z wręcz obsesyjną powagą, była niczym naukowiec w laboratorium. Biografia napisana przez Michaela Coveneya to wnikliwy , stworzony z ogromną sympatią portret jednej z najwybitniejszych osobowości scenicznych naszych czasów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 580

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
3
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ani16

Dobrze spędzony czas

Polecam! Bardzo interesująca biografia wspaniałej i wybitnej aktorki
10
Danutastrona394

Nie oderwiesz się od lektury

Witajcie moi kochani Czytacie biografie? Ja do tej pory jeszcze nie miałam ku temu okazji. Jednak tym razem nie mogłam oprzeć się lekturze. Tytuł: Maggie Smith. Biografia Autor: Michael Coveney Wydawnictwo: Poznańskie Dzięki tej wyjątkowej lekturze miałam przyjemność poznać szczegóły z życia Maggie Smith. Wybitnej aktorki. Bowiem któż nie słyszał o kobiecie wcielającej się w rolę Weendy w filmie „Hook” lub Pani Medlock w filmie „Tajemniczy ogród”, a może Matki przełożonej w „Zakonnica w przebraniu”, a w końcu Profesor Minerwy McGonagall w filmach o młodym czarodzieju Harrym Potterze. Właśnie. Któż nie słyszał? Niniejsza lektura zawiera w sobie ogrom szczegółów z życia Maggie. Nie tylko pod względem zawodowym, ale również i prywatnym. Jednak zdecydowanie kwestie zawodowe zostały bardzo szczegółowo opisane. Wraz z analizami poszczególnych filmów, spektakli, ról oraz również i działalności innych aktorów współpracujących z Maggie. Dla przykładu znajdziemy w niej informacje dotycząc...
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Mag­gie Smith. A Bio­gra­phy
Co­py­ri­ght © 2015 by Mi­chael Co­ve­ney Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2025 Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ro­bert Wa­liś, 2025
Re­dak­torka ini­cju­jąca • Pau­lina Sur­niak
Re­dak­to­rzy pro­wa­dzący • An­drzej Szew­czyk, We­ro­nika Ja­cak
Mar­ke­ting i pro­mo­cja • Agata Gać
Kon­sul­ta­cja me­ry­to­ryczna i opra­co­wa­nie przy­pi­sów do wy­da­nia pol­skiego • Ka­ta­rzyna Czajka-Ko­mi­niar­czuk
Re­dak­cja • Ida Świer­kocka
Ko­rekta • Mał­go­rzata Ku­śnierz, Piotr Kró­lak
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny wnę­trza i ła­ma­nie • Ma­te­usz Cze­kała • cze­kala.net.pl
Pro­jekt okładki • To­masz Ma­jew­ski
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane w pro­jek­cie okładki © Jim Spel­l­man / Con­tri­bu­tor / Getty Ima­ges
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-68370-49-2
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Za­po­wiedź

W to­wa­rzy­stwie ukry­tej gwiazdy

„Wi­dzia­łem tę Mary Smith w Mag­gie, Mag­gie...” Sztuka tak na­prawdę no­siła ty­tuł Mary, Mary, a ten przy­pad­kowo usły­szany ko­men­tarz spodo­bał się Mag­gie Smith, po­nie­waż mie­szał jej toż­sa­mość z toż­sa­mo­ścią bo­ha­terki, która ni­gdy nie ist­niała. Ak­to­rzy wy­ko­rzy­stują ele­menty swo­jej oso­bo­wo­ści, gdy two­rzą fik­cyjne po­staci. Chcą za­ra­zem ukry­wać się za kimś in­nym i po­pi­sy­wać. Kształ­tu­jąc wy­obra­żo­nych bo­ha­te­rów na swoje po­do­bień­stwo, bez­wied­nie się od­sła­niają, przy­naj­mniej w nie­wiel­kiej czę­ści. Ale w przy­padku Mag­gie Smith ta­jem­nica po­zo­staje. Przede wszyst­kim jest nie­zwy­kle za­bawna, lecz – jak przy­stało na naj­wy­bit­niej­szych ar­ty­stów re­wio­wych – uważa, że w pełni ist­nieje wy­łącz­nie w świa­tłach re­flek­to­rów. To, co my­śli o świe­cie – prze­waż­nie upior­nym i przy­gnę­bia­ją­cym – ni­kogo nie po­winno ob­cho­dzić. Jest bły­sko­tliwa i po­trafi być wy­ma­ga­jąca. Ale nie wy­wyż­sza się i nie jest nudna. Ma ob­se­syjny sto­su­nek do pracy. Pa­trzy na wszyst­kich lu­dzi, wszel­kie przed­się­wzię­cia i ma­te­rialne do­bra z nie­po­ko­jem i kpią­cym nie­do­wie­rza­niem. Ten lęk i oszo­ło­mie­nie świa­tem, po­łą­czone z in­tu­icyj­nym ta­len­tem tech­nicz­nym oraz wro­dzoną in­te­li­gen­cją, uczy­niły z niej wy­bitną ak­torkę sce­niczną, za­równo ko­me­diową, jak i tra­giczną, oraz świa­to­wej sławy gwiazdę fil­mową.

Prze­szła drogę od ar­tystki re­wio­wej do gwiazdy West Endu, od te­atru Old Vic, jesz­cze przed na­ro­dzi­nami Royal Na­tio­nal The­atre, do roli człon­kini za­ło­ży­cielki pierw­szego ze­społu te­atral­nego sir Lau­rence’a Oli­viera. Zdo­była dwa Oscary, pięć na­gród „Eve­ning Stan­dard” dla naj­lep­szej ak­torki, a w ostat­nich la­tach zy­skała ogromną po­pu­lar­ność dzięki fil­mom o Har­rym Pot­te­rze i se­ria­lowi Do­wn­ton Ab­bey. Przez osiem lat była żoną ak­tora wa­ga­bundy Ro­berta Ste­phensa, któ­remu uro­dziła dwóch sy­nów. Na pięć lat znik­nęła z Wiel­kiej Bry­ta­nii, by sta­nąć na czele kla­sycz­nej trupy te­atral­nej w Strat­for­dzie w pro­win­cji On­ta­rio i krę­cić filmy w Los An­ge­les. Ma zwy­czajne po­cho­dze­nie i wy­jąt­kowy ta­lent. Mag­gie Smith na­wet dla tych, któ­rzy naj­le­piej ją znają, po­zo­staje praw­dziwą za­gadką.

„Gwiazda to ktoś, kto ma w so­bie coś eks­tra”, po­wie­dział Noël Co­ward, jego de­fi­ni­cja za­wo­dzi jed­nak, gdy pró­bu­jemy zde­fi­nio­wać to „coś eks­tra”. Pu­blicz­ność po­trafi roz­po­znać gwiazdę, gdy na nią pa­trzy. We­dług jed­nego z fra­ze­sów po­wta­rza­nych w świe­cie kina każdą gwiazdę ko­cha ka­mera. W te­atrze pewne pod­sta­wowe ce­chy gwiaz­dor­stwa są po­li­czalne: do­sko­nała sły­szal­ność, zdol­ność na­wią­zy­wa­nia kon­taktu wzro­ko­wego z całą wi­dow­nią, zwie­rzęcy ma­gne­tyzm, umie­jęt­ność pre­cy­zyj­nego prze­ka­za­nia pro­cesu my­ślo­wego, fi­zyczny po­wab, który nie słab­nie, na­wet gdy dana osoba jest od­wró­cona ty­łem do pu­blicz­no­ści. W wy­padku Mag­gie samo wy­mó­wie­nie jej na­zwi­ska bu­dzi ocze­ki­wa­nia i pod­nosi na du­chu. Jak kie­dyś po­wie­dział dzien­ni­karz Ber­nard Le­vin: „Ota­cza ją blask, na sce­nie i poza nią, i wszy­scy o nim wie­dzą. Jest czymś na­ma­cal­nym”. A mimo to ze wszyst­kich praw­dzi­wych gwiazd ona jako ostat­nia na­chal­nie do­ma­ga­łaby się uzna­nia swo­jego sta­tusu. Nie­które wiel­kie gwiazdy, jak Va­nessa Red­grave albo He­len Mir­ren, są uro­czymi i sym­pa­tycz­nymi oso­bami, ale w kry­zy­so­wych chwi­lach za­my­kają się w so­bie i stają się wy­nio­słe oraz zdy­stan­so­wane. Mag­gie jest wy­jąt­kowa z tego względu, że za­wsze za­cho­wuje się w taki spo­sób, jakby nie dys­po­no­wała wła­dzą ani ważną po­zy­cją. W dniu de­biutu sce­nicz­nego jej młod­szego syna Toby’ego, który w 1991 roku grał w Świę­toszku na de­skach Play­ho­use w Cha­ring Cross, stała skrom­nie w holu i po­pi­jała szam­pana ze sce­na­rzy­stą Be­ver­leyem Cros­sem, swoim dru­gim mę­żem, nie zwra­ca­jąc uwagi na tłum, który jej nie roz­po­znał. Jed­no­cze­śnie za­in­te­re­so­wane nią osoby do­sko­nale wie­działy, że nie po­winny jej prze­szka­dzać.

Pa­ra­dok­sal­nie jak na osobę ży­jącą w świe­tle re­flek­to­rów Mag­gie Smith pod­cho­dzi do swo­jej pracy z praw­dzi­wie re­li­gij­nym od­da­niem uro­dzo­nej sa­mot­niczki. Jak na przed­sta­wi­cielkę zło­tego wieku bry­tyj­skiego ak­tor­stwa jest wy­jąt­kowo ci­cha i „nie­wi­dzialna”, na­wet w po­rów­na­niu z ta­kimi ko­le­żan­kami po fa­chu jak Va­nessa Red­grave, o trzy lata od niej młod­sza, czy Judi Dench, za­le­d­wie dzie­więt­na­ście dni star­sza. Rzadko po­ja­wia się w te­le­wi­zji jako „ona sama”, tylko od wiel­kiego święta udziela dość la­ko­nicz­nych wy­wia­dów pra­sie, nie an­ga­żuje się pu­blicz­nie w dzia­łal­ność żad­nych in­sty­tu­cji (pra­wie żad­nych: jed­nym z wy­jąt­ków jest Oxford Play­ho­use, jej Alma Ma­ter), nie pod­pi­suje żad­nych pe­ty­cji, nie za­siada w ra­dach re­ży­se­rów. Ży­cie jest wy­star­cza­jąco trudne bez kło­po­tli­wych do­brych uczyn­ków. A ma­łost­ko­wość te­atru, za­chłan­ność stu­diów fil­mo­wych i próż­ność ak­tor­skiego rze­mio­sła to zja­wi­ska, które Mag­gie trak­tuje jako cenę, jaką musi za­pła­cić za tkwią­cego w niej de­mona.

Re­ży­ser te­atralny Pe­ter Wood, który zna Mag­gie przez jej całą za­wo­dową ka­rierę, twier­dzi, że cierpi ona „na coś w ro­dzaju psy­cho­lo­gicz­nego pół­pa­śca, za­pa­le­nie za­koń­czeń oso­bo­wo­ści”. Z ko­lei na­gro­dzony Osca­rem ko­stiu­mo­log An­thony Po­well wi­dzi w niej „oskó­ro­wane ciało od­sła­nia­jące we­wnętrzną struk­turę mię­śni i ko­ści. Nie znam ni­kogo, kto tak bar­dzo bałby się do­tknię­cia i zra­nie­nia”. Scena, po­mimo wszyst­kich zwią­za­nych z nią za­gro­żeń, za­pew­nia bez­pie­czeń­stwo. W te­atrze do­cho­dzi do oso­bli­wego za­tra­ce­nia in­dy­wi­du­al­no­ści i roz­cień­cze­nia oso­bo­wo­ści. Mag­gie w końcu od­naj­duje sie­bie: od­krywa, kim jest, co po­winna no­sić i z kim roz­ma­wiać. Poza sceną we wszyst­kich tych kwe­stiach drę­czą ją nie­pew­ność i obo­jęt­ność.

A przy­naj­mniej tak może się wy­da­wać. „Ra­dze­nie so­bie ze swoim da­rem” sta­nowi istotę jej ży­cia, jak twier­dzi Brian Bed­ford, je­den z jej ulu­bio­nych ak­to­rów, a nic in­nego nie jest w sta­nie prze­szko­dzić jej w tym za­da­niu. Bez prze­rwy pra­cuje z tek­stem, jak pies ogry­za­jący kość, nie po to, by zna­leźć nowy spo­sób na roz­ba­wie­nie wi­downi albo na­uczyć się no­wej sztuczki, ale po to, by każda li­nijka, frag­ment, a osta­tecz­nie cała sztuka na­brały ży­cia. Sły­nie z tego, że ni­gdy nie prze­staje ana­li­zo­wać swo­ich kwe­stii. Pod­czas prób re­zy­gnuje z przerw na kawę i za­miast tego siada na ty­łach sali i wczy­tuje się w sce­na­riusz. Na­wet w trak­cie ostat­niego spek­ta­klu jak za­hip­no­ty­zo­wana wpa­truje się w tekst w gar­de­ro­bie, za­sta­na­wia­jąc się, co jesz­cze mo­głaby z niego wy­do­być. Re­ży­ser Wil­liam Ga­skill, który pra­co­wał z nią w po­cząt­kach jej ka­riery w Na­tio­nal The­atre i jest jed­nym z jej naj­bar­dziej za­ufa­nych ko­le­gów, opo­wiada, że Lau­rence Oli­vier za­wsze po­ja­wiał się na pró­bach do­sko­nale przy­go­to­wany, wy­gła­szał swoje kwe­stie, jakby ob­da­ro­wu­jąc nimi słu­cha­czy, a po­tem do­ko­ny­wał po­pra­wek, je­śli były ko­nieczne. „Mag­gie ni­gdy nie uważa, że w pełni wy­ko­nała za­da­nie, dzięki czemu próby z nią są tak eks­cy­tu­jące”. W od­róż­nie­niu od wielu młod­szych ak­to­rów i ak­to­rek na­dal ćwi­czy gamy i ar­peg­gia. Nie­ustan­nie pra­cuje nad ar­ty­ku­la­cją za po­mocą ćwi­czeń ro­dem ze stu­diów ak­tor­skich, trak­tu­jąc je jak starą spraw­dzoną szczo­teczkę do zę­bów. Ob­se­syj­nie dba o to, by nie przy­brać na wa­dze. Ćwi­czy jak tan­cerka.

Każda próba „umiej­sco­wie­nia” Mag­gie Smith w an­na­łach bry­tyj­skiego ak­tor­stwa nie­uchron­nie pro­wa­dzi do po­rów­na­nia jej z Judi Dench i Va­nessą Red­grave. Te dwie ak­torki po­zo­stały w walce o ko­ronę Peggy Ash­croft[1], kiedy Glenda Jack­son ze­szła ze sceny, by za­jąć się ka­rierą po­li­tyczną jako po­słanka Par­tii Pracy. Dench i Red­grave w pew­nym sen­sie są jak współ­cze­sne Gla­dys Co­oper[2] i Sy­bil Thorn­dike[3], pod­czas gdy Mag­gie z pew­no­ścią bar­dziej przy­po­mina Edith Evans. Od­nio­sła znaczne suk­cesy w wielu ro­lach Edith – jako Mil­la­mant, pani Sul­len, Ro­za­linda, Kle­opa­tra, Ju­dith Bliss – i naj­bar­dziej ze wszyst­kich zbliża się do ide­ału sub­tel­nie in­te­li­gent­nej Anne Bra­ce­gir­dle[4], dla któ­rej Wil­liam Con­greve[5] na­pi­sał swoje naj­słyn­niej­sze ko­biece role. Dame Edith Evans, po­dob­nie jak Mag­gie, nie po­cho­dzi z ro­dziny o ak­tor­skich tra­dy­cjach. Była je­dy­nym dziec­kiem pra­cow­nika poczty, a jej matka – jak to ujął Bryan For­bes – „przy­wią­zy­wała ogromną wagę do za­sad, tak samo zresztą jak matka Mag­gie”. Evans dys­po­no­wała in­stynk­tow­nym, twór­czym, nie­szko­lo­nym ta­len­tem i uzna­wała ta­kie słowa jak „niecka” za nie­zwy­kle za­bawne. Po­dob­nie jak Mag­gie, ni­gdy nie mu­siała tu­łać się po pro­win­cjo­nal­nych te­atrach. „Bóg był dla mnie bar­dzo ła­skawy”, po­wie­działa kie­dyś. „Po­zwo­lił mi ni­gdy nie po­je­chać na to­ur­née”.

Evans znała oso­bi­ście Geo­rge’a Ber­narda Shawa – za­grała lady Ut­ter­word w Domu serc zła­ma­nych, Węża w Po­wro­cie do Ma­tu­za­lema, Oryn­tię w Wiel­kim kra­mie oraz, po dłu­gich prze­py­chan­kach, Epi­fa­nię Fitz­fas­sen­den w Mi­lio­nerce, w którą Mag­gie z ta­kim wdzię­kiem wcie­liła się w te­le­wi­zyj­nej pro­duk­cji – jed­nak nie była mu bar­dzo od­dana: „Kie­dyś mnie po­ca­ło­wał, ale nie od­nio­słam z tego żad­nej ko­rzy­ści”. Nic nie mo­gło jej prze­szka­dzać w ka­rie­rze, na którą zło­żyło się sześć­dzie­siąt cu­dow­nych lat na sce­nie, po tym, jak Wil­liam Poel[6] od­krył ją w roli Cres­sidy w ra­tu­szu w Stre­atham. Nie miała dzieci i mo­gła li­czyć na wspar­cie od­da­nego męża, któ­rego znała od na­sto­let­nich lat, za któ­rego wy­szła w 1925 roku i któ­rego rzadko wi­dy­wała, po­nie­waż pra­co­wał za gra­nicą dla spółki Bri­tish Con­trol­led Oil­fields. Po­dob­nie jak Mag­gie, Edith Evans była poza sceną bar­dzo skrytą osobą. Nie in­te­re­so­wał jej świat ma­te­rialny i nie miała am­bi­cji za­ist­nie­nia w show-biz­ne­sie. Tra­fiła do te­atru Old Vic jako gwiazda West Endu. W od­róż­nie­niu od Mag­gie nie była na­tu­ral­nie za­bawna, nie wy­stę­po­wała w re­wiach, za­częła grać w fil­mach więk­sze role do­piero w dru­giej po­ło­wie ży­cia („Oba­wiam się, że nie mam fil­mo­wej twa­rzy – za bar­dzo nią po­ru­szam”, po­wie­działa kie­dyś dzien­ni­ka­rzom) oraz pi­sała mnó­stwo li­stów.

Mag­gie mo­gła bez trudu za­stą­pić Edith Evans jako Mil­la­mant czy pani Sul­len, po­nie­waż kry­tycy i wi­dzo­wie nie­mal za­po­mnieli o tam­tych ro­lach, ale to, w jaki spo­sób Evans za­grała lady Brack­nell w fil­mie z 1952 roku Brat mar­no­trawny[7] w re­ży­se­rii An­thony’ego Asqu­itha, pre­zen­tu­jąc nie­mal au­to­iro­niczną wy­nio­słość i dra­ma­tycz­nie do­py­tu­jąc o „torbę”, sta­no­wiło wy­zwa­nie dla każ­dej ak­torki. Mag­gie in­spi­ro­wała się jej tech­ni­kami ak­tor­skimi, gdy wy­stę­po­wała w re­wiach. Kiedy Judi Dench grała lady Brack­nell w Na­tio­nal The­atre w 1982 roku, ge­nial­nie unik­nęła wszyst­kich po­rów­nań, uka­zu­jąc na­pię­cie i me­lan­cho­lię znacz­nie młod­szej za­moż­nej wdowy, ci­chej i wciąż po­nęt­nej, któ­rej mąż, mi­ło­śnik sa­mot­nych po­sił­ków, nie po­zwa­lał roz­wi­nąć to­wa­rzy­skiego oraz sek­su­al­nego po­ten­cjału. Jej suk­ces w tej roli nie za­szko­dził Edith Evans. Zresztą rów­nież Mag­gie nie sta­rała się jej przy­ćmić, gdy w końcu miała oka­zję za­pre­zen­to­wać za­ska­ku­jąco dziew­częcą i wzru­sza­jąco wraż­liwą wer­sję lady Brack­nell w no­wej od­sło­nie sztuki wy­re­ży­se­ro­wa­nej przez Ni­cho­lasa Hyt­nera w Al­dwych w 1993 roku, co sta­no­wiło po­czą­tek ich owoc­nej współ­pracy.

Ale obie te role sta­no­wiły udane próby wy­par­cia sta­ro­świec­kiej, prze­ra­ża­jąco eks­cen­trycz­nej wer­sji tej bo­ha­terki. Dench miała po­nadto na kon­cie trium­falne, ła­miące kon­we­nanse wy­stępy w ze­spole Royal Sha­ke­spe­are Com­pany jako Her­miona/Per­dita w Opo­wie­ści zi­mo­wej, a także jako Viola, Por­cja, księżna D’Amalfi, Be­atryks, lady Mak­bet oraz Imo­gen w Cym­be­li­nie. Po wcie­le­niu się w lady Brack­nell w Na­tio­nal The­atre za­pre­zen­to­wała rów­nie nie­spo­dzie­waną i za­pa­da­jącą w pa­mięć rolę Kle­opa­try. Kon­ku­ren­cyjna dzia­łal­ność ze strony Mag­gie nie wy­kra­czała wtedy poza Ka­nadę, dla­tego pa­no­wało prze­ko­na­nie, przy­naj­mniej w Wiel­kiej Bry­ta­nii, że Judi Dench stała się ich główną ak­torką tra­giczną. Wszyst­kie role Dench cha­rak­te­ry­zuje wy­wo­łu­jące cu­downy dreszcz wy­ła­do­wa­nie emo­cji, któ­remu to­wa­rzy­szy roz­po­zna­walne na­tych­miast za­ła­ma­nie głosu. Po­wrót do gro­te­sko­wo­ści lady Brack­nell Dench zo­sta­wiła Mag­gie, kiedy ta po­now­nie wcie­liła się w nie­mal iden­tyczną po­stać jako ciotka Au­gu­sta w Po­dró­żach z moją ciotką[8] (Gra­ham Gre­ene na­zwał imie­niem lady Brack­nell swoją wę­drowną gor­gonę). Można po­wie­dzieć, że Dench uchy­liła się przed tym wy­zwa­niem, za­ra­zem ła­ska­wie przy­zna­jąc, że Mag­gie wy­róż­niają nie­zwy­kły spo­sób, w jaki pa­trzy na świat, oraz za­chwy­ca­jące wy­czu­cie ab­surdu: „Pod­cho­dzi do wszyst­kiego z taką śmia­ło­ścią, że zo­sta­wia mnie w tyle. A przy oka­zji mnie roz­śmie­sza”.

Wszy­scy ko­chają Judi Dench, tak jak wszy­scy ko­chali El­len Terry[9]. Ale to ak­torka in­nego ka­li­bru niż Mag­gie, mniej ob­se­syj­nie od­dana pracy. John Mof­fatt, który pra­co­wał w Old Vic „za­równo z Judi, jak i z Mags”, po­wie­dział, że tę drugą, po­dob­nie jak Paula Sco­fielda, pro­wa­dzi wy­ma­ga­jący duch ge­niu­szu, ale jed­no­cze­śnie ba­lan­suje ona na gra­nicy kampu, gdyż za­miesz­kuje świat na­le­żący wy­łącz­nie do niej, jak nie­gdyś gwiazda re­wiowa Be­atrice Lil­lie. Mag­gie uwiel­bia tekst Bei Lil­lie, któ­rym ta pod­su­mo­wała pewną ak­torkę scho­dzącą ze sceny: „Nie znaj­dzie drogi do kuchni, jest na to zbyt hu­mo­rza­sta”. Wy­stępy Mag­gie czę­sto przy­po­mi­nają se­rię wy­myśl­nych ma­sek, które stop­niowo opa­dają, bu­dząc za­cie­ka­wie­nie tym, co tak na­prawdę kryje się pod nimi. Jak mówi re­ży­ser Pe­ter Hall[10]: „Kiedy wi­dzo­wie oglą­dają Mag­gie Smith na sce­nie, ogar­nia ich łap­czywa żą­dza, aby do­wie­dzieć się, jaką jest osobą”. Można zna­leźć wiele po­do­bieństw mię­dzy Mag­gie a Judi Dench, ale tym aku­rat się róż­nią. Judi Dench znana jest jako przy­ja­zna osoba o nie­na­gan­nych ma­nie­rach, szla­chet­nym po­cho­dze­niu i skłon­no­ściach do wy­bu­chów śmie­chu. W przy­padku Mag­gie wszystko jest bar­dziej nie­bez­pieczne, sar­ka­styczne i ob­ser­wo­wane z więk­szą prze­ni­kli­wo­ścią.

Nie na­leży tego trak­to­wać jako oceny ich ta­lentu, ale Mag­gie, zwłasz­cza w ko­me­dii, pre­zen­tuje rolę jako ca­łość, pod­czas gdy Dench sta­wia się w sa­mym cen­trum, a na­stęp­nie bu­duje kre­ację od we­wnątrz na ze­wnątrz, ne­go­cju­jąc gra­nice wła­snej in­ter­pre­ta­cji i jed­no­cze­śnie wcho­dząc w re­la­cje z po­zo­sta­łymi ak­to­rami oraz całą in­sce­ni­za­cją. Taka me­toda, co nie może dzi­wić, pro­wa­dzi do oka­zjo­nal­nych po­tknięć w do­bo­rze ko­stiu­mów i pe­ruk, do któ­rych Dench czę­sto pod­cho­dzi z ka­ry­godną bez­tro­ską. Mag­gie ni­gdy nie po­peł­nia ta­kich błę­dów. Kon­trast mię­dzy nią a Va­nessą Red­grave jest jesz­cze bar­dziej wi­doczny, co za­uwa­żył Si­mon Cal­low[11], opie­ra­jąc się na wła­snych do­świad­cze­niach. „Przej­ście od pracy z Mag­gie do pracy z Va­nessą jest jak przej­ście od alfy do omegi. One są jak Giel­gud i Oli­vier, w tym sen­sie, że sta­no­wią swoje cał­ko­wite prze­ci­wień­stwa. Va­nessa za­miesz­kuje po­etyc­kie stany du­cha, które ją prze­ni­kają, ale to, czym one są i skąd po­cho­dzą, po­zo­staje ta­jem­nicą. Mag­gie z ko­lei w każ­dym mo­men­cie jest za­in­te­re­so­wana kon­kretną prawdą i pod­cho­dzi do wszyst­kiego jak kry­mi­no­log. Ni­gdy się nie za­trzy­muje. Va­nessa w znacz­nie więk­szym stop­niu kie­ruje się in­tu­icją i przy­pad­kiem, rzuca na wszystko świa­tło, a jako że nikt wcze­śniej nie ope­ro­wał ta­kim bla­skiem, do­strze­gamy w nim roz­ma­ite od­bi­cia”.

Cal­low uważa, że Mag­gie, tak jak Oli­vier, znaj­duje spo­kój du­cha tylko w tech­nicz­nych aspek­tach swo­jego rze­mio­sła: „Oboje są bar­dzo wy­ma­ga­ją­cymi oso­bo­wo­ściami i nie tyle grają, ile mu­szą wy­ra­żać na ze­wnątrz to, co ro­bią. Ale gdyby to było wszystko, nie był­byś nimi za­in­te­re­so­wany. Mag­gie bada sce­na­riusz i mówi: «Co mam zro­bić... to zna­czy... to zna­czy mówi pan, że... ma być za­baw­nie». Na co od­po­wia­dasz: «Ma być za­baw­nie», a ona wci­ska gu­zik i prze­cho­dzi w tryb ko­miczny, a to, co na­pi­sa­łeś albo prze­tłu­ma­czy­łeś, za­czyna brzmieć jak Con­greve. W przy­padku Va­nessy trzeba zbu­do­wać całą fik­cyjną struk­turę, co zaj­muje mniej wię­cej pięć go­dzin. Nie można po pro­stu po­wie­dzieć: «Ta ko­bieta nie­na­wi­dzi męż­czyzn». Kiedy Va­nessa już przy­swoi taką ideę do swo­jego wy­obra­żo­nego świata, cał­ko­wi­cie się z nią utoż­sa­mia. Na­to­miast po­je­dyn­cza myśl prze­ka­zana Mag­gie w pro­sty spo­sób może na­tych­miast prze­nik­nąć całą jej rolę. W ta­kich chwi­lach wpada w eks­tazę i staje się naj­pięk­niej­szą, naj­bar­dziej zmy­słową i pełną ży­cia ko­bietą, jaką kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łeś”.

Dło­nie, ge­sty, „te dow­cipne łok­cie”, jak je na­zy­wał re­ży­ser Ro­bin Phil­lips, który przez lata to­wa­rzy­szył Mag­gie na fe­sti­walu w ka­na­dyj­skim Strat­for­dzie, oraz fi­glar­nie prze­krzy­wiona głowa są czę­ściami me­cha­ni­zmu, któ­rego spo­sób dzia­ła­nia po­zo­staje ta­jem­nicą. Przy­ja­ciel i ko­lega po fa­chu Mag­gie, Alec McCo­wen[12], twier­dzi, że u więk­szo­ści ak­to­rów można pod­pa­trzeć, jak ob­ra­cają się try­biki tego me­cha­ni­zmu, ale u niej to nie­moż­liwe. Inni od lat pró­bują roz­wi­kłać za­gadkę, w jaki spo­sób Mag­gie po­trafi za po­mocą frag­mentu dia­logu albo na­wet po­je­dyn­czego słowa dać prztyczka w nos wi­downi. Kie­dyś po­chwa­liła ir­landz­kiego ak­tora Jo­se­pha Ma­hera za to, że „ni­gdy nie od­po­wiada na py­ta­nia z po­przed­niego wie­czoru”; w ten spo­sób chciała po­wie­dzieć, że pod­czas każ­dego przed­sta­wie­nia re­aguje on na to, co ro­bią po­zo­stałe osoby na sce­nie. Ma­her przy­znał, że za­wsze mu się wy­da­wało, iż wła­śnie na tym po­lega ak­tor­stwo. „Znajdź mi pięć osób, które to po­tra­fią”, od­parła Mag­gie. Ma­her do­strzegł rów­nież, że wsta­wie­nie w li­nię dia­logu od­de­chu albo ma­leń­kiego wtrętu typu „no wiesz” oży­wia na­wet mało cha­rak­te­ry­styczny czy nie­zbyt za­bawny tekst. To do­bry przy­kład in­tu­icyj­nego daru tech­nicz­nego, z któ­rego rzadko robi się uży­tek. Ni­cho­las Pen­nell, który grał u boku Mag­gie w Ka­na­dzie, rów­nież ana­li­zo­wał tę tech­nikę i do­szedł do wnio­sku, że jest to spo­sób na spra­wie­nie, by dana kwe­stia brzmiała, jakby wy­po­wia­dano ją po raz pierw­szy. Cza­sem robi się uży­tek także z drob­nych, nie­mal nie­zau­wa­żal­nych po­wtó­rzeń. Pen­nell za­uwa­żył, że ak­to­rzy po­wta­rzają czę­sto daną frazę bar­dzo szybko nie po to, by wzmoc­nić jej zna­cze­nie, ale je za­ne­go­wać i skie­ro­wać uwagę pu­blicz­no­ści na zu­peł­nie nowe tory.

Ame­ry­kań­ska kry­tyczka fil­mowa Pau­line Kael stwier­dziła, że Diane Ke­aton w An­nie Hall Wo­ody’ego Al­lena pod­nio­sła ner­wo­wość do rangi sztuki. Ta­kiego okre­śle­nia czę­sto uży­wano także w sto­sunku do Mag­gie Smith, aby opi­sać jej oso­bliwe roz­draż­nie­nie i kan­cia­stość, a także szyb­kość my­śli i ru­chów, która sta­nowi jej znak roz­po­znaw­czy. Dzięki cha­rak­te­ry­stycz­nym dla niej sku­pie­niu i in­te­lek­towi jej ak­tor­stwo ni­gdy nie traci lek­ko­ści, cho­ciaż kry­tycy nie­kiedy na­rze­kają na cał­ko­wi­cie sztucz­nie ge­ne­ro­wane emo­cje oraz po­wta­rza­jące się ma­nie­ry­zmy. Mag­gie w od­po­wie­dzi tylko wzru­sza ra­mio­nami ze współ­czu­ciem i mru­czy pod no­sem, że nic nie po­ra­dzi na swoje nie­do­sko­na­ło­ści, po raz ko­lejny po­sęp­nie spo­glą­da­jąc na wiecz­nie nie­przy­ja­zny świat. Wy­ko­rzy­stuje swoje przy­gnę­bie­nie, by roz­bu­dzić w so­bie de­ter­mi­na­cję, która po­zwala jej w naj­lep­szy spo­sób opra­co­wać ko­lejną kwe­stię, scenę, sztukę lub film. Ko­lej­nym waż­nym aspek­tem jej ta­jem­nicy jest fakt, że tak wiele w so­bie ukrywa i tłumi. Jak kie­dyś po­wie­działa An­gela Fox, matka Edwarda, Ja­mesa i Ro­berta[13]: „Nie można grać jak Mag­gie, je­śli się nie do­świad­czyło głę­bo­kich oso­bi­stych emo­cji. Va­nessa jest taka sama”.

Nie­wielu ak­to­rów do­rów­nuje Mag­gie pod wzglę­dem bły­sko­tli­wo­ści. Nie cho­dzi o to, że wy­gła­sza do­pra­co­wane, na­da­jące się do cy­to­wa­nia afo­ry­zmy, jak to ro­biły na przy­kład Mrs Pa­trick Camp­bell[14] albo Co­ral Browne[15]. W przy­padku Mag­gie to jej lekko szy­der­czy i nie­zwy­kle kry­tyczny spo­sób po­strze­ga­nia świata spra­wia, że jest za­bawna, i jed­no­cze­śnie de­fi­niuje jej grę ak­tor­ską. Nie po­trafi nie być za­bawna. Ha­rold Clur­man[16] po­wie­dział kie­dyś o niej, że my­śli w hu­mo­ry­styczny spo­sób. Gdy jest w od­po­wied­nim na­stroju, uwiel­bia plot­ko­wać. Na­zy­wała to „wy­cią­ga­niem bru­dów”, kiedy roz­ma­wiała z nia­nią swo­ich sy­nów, Chri­stine Mil­ler, o se­kre­tach swo­ich przy­ja­ciół i wro­gów. Zja­dliwe przy­domki, ja­kie wy­my­śla dla ko­le­gów i ko­le­ża­nek z branży, świad­czą do­bit­nie o jej da­rze ob­ser­wa­cji. Mi­chael Bla­ke­more to we­dług niej „chy­try Au­stra­lij­czyk” albo „kro­ko­dyl Bla­ke­more”, Va­nessa Red­grave to „lu­cjan czer­wony”, Pa­trick Mo­wer, który grał z nią w Lon­dy­nie w Ni­ght and Day Toma Stop­parda[17], zo­stał „ko­siarką” (ang. lawn mo­wer), Pe­ter Shaf­fer to „ru­bin”, Brian Bed­ford to po pro­stu „księżna”, od księż­nej Bed­ford, na­to­miast Mi­cha­ela Pa­lina, w któ­rym nie zdo­łała zna­leźć żad­nej przy­wary, na­zy­wała „świę­tym”.

Lu­dzie czę­sto pró­bują imi­to­wać Mag­gie, po­dob­nie jak Johna Giel­guda, ale ona po­zo­staje nie­pod­ra­bialna. Imi­ta­cje Giel­guda za­wsze zdają się su­ge­ro­wać, że był kimś wy­nio­słym, czego aku­rat nie można było o nim po­wie­dzieć. Oczy­wi­ście nikt nie po­trafi na­śla­do­wać in­nych tak do­brze jak Mag­gie. A po­dob­nie jak świę­tej pa­mięci Co­ral Browne, a także ko­lejna per­fek­cjo­nistka oto­czona kul­tem, Pa­tience Col­lier[18], Mag­gie roz­kwita w obec­no­ści osób ho­mo­sek­su­al­nych. Być może wy­nika to z braku sek­su­al­nego na­pię­cia w łą­czą­cych ich re­la­cjach, a może z tego, że geje w świe­cie te­atru czę­sto by­wają za­baw­niejsi i przy­stęp­niejsi niż ich he­te­ro­sek­su­alni ko­le­dzy. W każ­dym ra­zie Mag­gie za­wsze po­trze­bo­wała to­wa­rzy­stwa za­ufa­nych przy­ja­ciół ge­jów. Na po­czątku ka­riery jej naj­bliż­szym przy­ja­cie­lem był Ken­neth Wil­liams[19]. Wspo­mi­nał, jak pew­nego dnia pod­czas wi­zyty w Fort­num’s Mag­gie wy­ra­ziła obu­rze­nie ce­nami bie­li­zny. „Sie­dem gwi­nei za biu­sto­nosz?”, wy­bu­chła. „Ta­niej by­łoby ob­ciąć so­bie cycki!”

Ko­lejna z opo­wie­ści Wil­liamsa do­cze­kała się wielu prze­ró­bek. Kiedy ak­tora ob­sa­dzono w roli mło­dego chłopca w Gen­tle Jack Ro­berta Bolta, Edith Evans wpa­dła we wście­kłość. Uży­wa­jąc swo­jego eks­tra­wa­gancko ba­ro­ko­wego i peł­nego fa­lu­ją­cych ak­cen­tów głosu, po­skar­żyła się kie­row­nic­twu: „Nie mo­że­cie go za­an­ga­żo­wać, ma taki dzi­waczny głos”. Ta opo­wieść o ko­tle, który przy­ga­niał garn­kowi, po­now­nie stała się po­pu­larna, gdy Mag­gie rze­komo w iden­tyczny spo­sób za­re­ago­wała na wieść, że Ge­ral­dine McE­wan, ko­lejna spe­cja­listka od chra­pli­wego tonu i mo­du­la­cji sa­mo­gło­sek, zo­stała wy­brana na jej na­stęp­czy­nię w lon­dyń­skiej pro­duk­cji Le­ty­cja i lub­czyk Pe­tera Shaf­fera.

Kiedy Mag­gie po­je­chała do No­wego Jorku z Le­ty­cją, na de­ski są­sied­niego te­atru Lon­ga­cre tra­fiła pełna tańca i śpiewu pro­duk­cja o Ma­ha­lii Jack­son. Wy­stę­po­wali w niej Qu­een Es­ther Mar­row i chór Har­lem Go­spel Sin­gers. Mag­gie była wście­kła, że eks­ta­tyczne śpiewy za­kłó­cały jej spo­kój za ku­li­sami. Kie­row­nic­two Shu­bert Or­ga­ni­za­tion, do któ­rej na­le­żały oba te­atry, zo­stało za­pro­szone na po­po­łu­dniowe przed­sta­wie­nie. Ner­wowo za­cie­ra­jąc dło­nie i bi­jąc się w piersi, za­pro­po­no­wali roz­wią­za­nie, które uznali za sa­tys­fak­cjo­nu­jące. Prze­pro­siw­szy, że nie wpa­dli na to wcze­śniej, za­po­wie­dzieli, że za­wie­szą na we­wnętrz­nych ścia­nach obu te­atrów grube płachty czar­nego we­luru, by od­izo­lo­wać Mag­gie i jej ko­le­gów od uciąż­li­wych śpie­wów go­spel w wy­ko­na­niu Qu­een Es­ther i jej ra­do­snego zgro­ma­dze­nia. Mag­gie wy­szła na prze­rwę, a gdy wró­ciła na wie­czorne przed­sta­wie­nie, kie­row­nik grupy te­atral­nej prze­ka­zał jej do­bre wie­ści: „My­ślę, że bę­dzie pani bar­dzo za­do­wo­lona, dame Mag­gie. Po­wie­si­li­śmy te czarne szmaty”. Mag­gie od­parła: „Nie było po­trzeby po­su­wać się aż tak da­leko”.

Ist­nieją dwie wer­sje pew­nej we­so­łej wy­miany zdań z Ro­nal­dem Har­wo­odem, au­to­rem sztuki In­ter­pre­ters, w któ­rej Mag­gie za­grała u boku Edwarda Foxa, oraz sce­na­riu­sza do jed­nego z jej dwóch fil­mów no­szą­cych ty­tuł Kwar­tet. Na­wet naj­bliżsi przy­ja­ciele mu­szą być bar­dzo ostrożni, gdy za­mie­rzają od­wie­dzić ak­tora czy ak­torkę za ku­li­sami. Har­wood był od­porny na ta­kie sub­tel­no­ści, więc stale wpa­dał do gar­de­roby, by po­żar­to­wać z ak­to­rami gra­ją­cymi w jego sztuce, która no­ta­bene nie od­nio­sła wiel­kiego suk­cesu. Na do­miar złego Fox i Mag­gie, nie­zbyt do­pa­so­wani jako sce­niczni part­ne­rzy, pra­wie ze sobą nie roz­ma­wiali. Mag­gie w końcu miała tego do­syć i gdy głowa Har­wo­oda po­now­nie po­ja­wiła się w drzwiach, po­sta­no­wiła mu ją od­gryźć. „Cześć, Ron­nie, co po­ra­biasz?”, spy­tała lo­do­wa­tym to­nem. „Zma­gam się ze swoją nową sztuką, ko­chana”, od­po­wie­dział Har­wood. Mag­gie przez chwilę przy­glą­dała się swoim pa­znok­ciom, po czym od­parła: „My rów­nież, mój drogi”. (We­dług in­nej, apo­kry­ficz­nej wer­sji Har­wood po­wie­dział: „Pró­buję do­koń­czyć nową sztukę, ko­chana”, na co Mag­gie od­burk­nęła nie­cier­pli­wie: „Spró­buj naj­pierw do­koń­czyć tę”).

Trzy ty­go­dnie in­ten­syw­nych zdjęć do Otella z Lau­rence’em Oli­vie­rem w roli głów­nej, które od­by­wały się w stu­diu fil­mo­wym Shep­per­ton w 1965 roku, wy­ma­gały ogrom­nego wy­siłku od Mag­gie (w roli Des­de­mony), która w tym sa­mym cza­sie grała w Pan­nie Ju­lii oraz Czar­nej ko­me­dii w Chi­che­ster. Wo­żono ją śmi­głow­cem mię­dzy te­atrem a stu­diem. Pierw­szego dnia przy­wi­tał ją dy­rek­tor Stu­art Burge, który miał jej wrę­czyć no­tatki do prób. Kiedy po­tar­gana Mag­gie wy­ło­niła się spod wi­ru­ją­cych śmi­gieł, za­wo­łała: „Chry­ste, nie my­śla­łam, że kie­dyś spoj­rzę mię­dzy swoje nogi i zo­ba­czę Gu­ild­ford!”.

Za­kon­nica w prze­bra­niu z 1992 roku była wa­ria­cją na te­mat ar­cy­dzieła Billy’ego Wil­dera Pół żar­tem, pół se­rio. Mag­gie za­grała matkę prze­ło­żoną, a Who­opi Gold­berg śpie­waczkę z klubu noc­nego, która jest świad­kiem mor­der­stwa i musi ukryć się w klasz­to­rze prze­brana za za­kon­nicę. Film krę­cono w Reno w sta­nie Ne­vada, a ak­to­rzy mieli liczne pro­blemy z lo­giką sce­na­riu­sza, a ra­czej jej bra­kiem. Pa­pież miał wy­słać wia­do­mość do swo­ich pod­wład­nych, ale nikt nie wie­dział, jak fa­buła mia­łaby prze­ko­nu­jąco wy­ja­śnić jego in­ter­wen­cję. W jaki spo­sób Jego Świą­to­bli­wość kon­tak­tuje się ze swo­imi słu­gami? „Pew­nie po­przez fax vo­bi­scum”, za­su­ge­ro­wała Mag­gie spoza planu.

Za każ­dym ra­zem, gdy Mag­gie wpada na Aleca McCo­wena, prosi go, by „po­ka­zał żół­wia”. Po­wo­dów dzi­siaj już nikt nie pa­mięta, choć wiążą się z fak­tem, że McCo­wen ma w swoim re­per­tu­arze żart, w któ­rym na­śla­duje żół­wia. „Wi­taj, żół­wiu”, mówi Mag­gie, a on za­czyna na­dy­mać po­liczki i wy­ma­chi­wać dłońmi, jakby pły­nął po­łą­cze­niem pie­ska z żabką. Czy ta­kie za­cho­wa­nie przy­stoi jed­nemu z naj­wy­bit­niej­szych ak­to­rów star­szego po­ko­le­nia, do tego ro­do­wi­temu miesz­kań­cowi Tun­bridge Wells? „Och, Alec za­wsze miał w so­bie coś z dwu­na­sto­latka”, chi­cho­cze Mag­gie. Jej wie­lo­letni gar­de­ro­biany Chri­sto­pher Do­wnes za­pa­mię­tale ko­lek­cjo­no­wał po­wie­dzonka Mag­gie i z dumą przy­po­mi­nał jedno, które do­ty­czyło jego sa­mego. Pod­czas gwar­nego przy­ję­cia Do­wnes roz­ma­wiał z in­nym go­ściem, który spy­tał: „Tak, Chri­sto­phe­rze, ale czym tak na­prawdę się zaj­mu­jesz?”. W tej sa­mej chwili Mag­gie, która prze­cho­dziła obok nich z tacą, rzu­ciła przez ra­mię: „Ra­tuje lu­dziom ży­cie”.

Tę non­sza­lan­cję pod­szytą ką­śli­wo­ścią do­sko­nale wi­dać w wielu z jej ról fil­mo­wych, a także w tym, jak spor­tre­to­wała hra­binę Gran­tham w Do­wn­ton Ab­bey. W se­rialu to­czy wiele nie­za­po­mnia­nych po­je­dyn­ków wer­bal­nych z Shir­ley Mac­La­ine, która wcie­liła się w eks­tra­wa­gancką matkę jej sy­no­wej, lady Cory, jak rów­nież z Iso­bel Craw­ley (Pe­ne­lope Wil­ton) w każ­dej ich wspól­nej sce­nie, a na­wet pod­czas roz­mowy z no­wym człon­kiem per­so­nelu: „Na­prawdę je­steś taki wy­soki? My­śla­łam, że cho­dzisz na szczu­dłach”. Każda jej kwe­stia jest za­bar­wiona kpiną bądź nie­do­wie­rza­niem, na­wet je­śli ja­kość tek­stów nie za­wsze do­rów­nuje stan­dar­dom Oscara Wilde’a czy cho­ciażby Ju­liana Fel­lo­wesa z naj­lep­szych cza­sów. Mag­gie i Fel­lo­wes po raz pierw­szy spo­tkali się na pla­nie Gos­ford Park Ro­berta Alt­mana (Fel­lo­wes zdo­był Oscara za sce­na­riusz), kry­mi­nału, któ­rego ak­cja to­czy się w 1932 roku, a więc osiem lat po tym, jak za­koń­czyła się fa­buła pią­tego se­zonu Do­wn­ton. Mag­gie za­grała lady Con­stance Tren­tham, ary­sto­kratkę spę­dza­jącą week­end na im­pre­zie my­śliw­skiej w ogrom­nej wiej­skiej po­sia­dło­ści, gdzie po­ja­wia się mię­dzy in­nymi kom­po­zy­tor Ivor No­vello (w tej roli Je­remy Nor­tham), który nie­długo przed­tem pra­co­wał nad nie­uda­nym fil­mem. „Co to był za ob­raz?”, pyta Mag­gie, pró­bu­jąc przy­po­mnieć so­bie ty­tuł. „Lo­ka­tor”, od­po­wiada kom­po­zy­tor, zgrzy­ta­jąc zę­bami. (Ten niemy film Al­freda Hitch­cocka z 1927 roku tak na­prawdę nie był klapą, a dziś ucho­dzi za kul­towy kla­syk). „To musi być bar­dzo roz­cza­ro­wu­jące, gdy coś... tak... klap­nie”, drąży lady Con­stance, lekko po­ru­sza­jąc nad­garst­kami, jakby pro­wo­ko­wała ude­rze­nie, na które nikt nie mógłby się od­wa­żyć.

Tuż przed pierw­szą emi­sją Do­wn­ton Ab­bey Fel­lo­wes i Mag­gie współ­pra­co­wali po raz drugi, tym ra­zem przy fil­mie Od czasu do czasu, który Ju­lian na­pi­sał i wy­re­ży­se­ro­wał. Mag­gie wcie­liła się w rolę wy­wo­dzą­cej się z klasy śred­niej ko­biety, która pod­czas II wojny świa­to­wej mieszka w wiej­skiej po­sia­dło­ści i opie­kuje się swoim wnu­kiem po tym, jak jego oj­ciec za­gi­nął na fron­cie. W fil­mie po­ja­wia się nie­sa­mo­wita scena, w któ­rej Mag­gie w końcu na­wią­zuje nić po­ro­zu­mie­nia ze scep­tycz­nie na­sta­wio­nym wnucz­kiem – za­trzy­muje się w progu i mówi do niego, su­ro­wym i nie­wzru­szo­nym to­nem, że ko­cha go bar­dziej niż ko­go­kol­wiek na świe­cie, z wy­jąt­kiem wła­snego syna. Więk­szość ak­to­rek ubar­wi­łaby tę kwe­stię emo­cjo­nal­nym za­ła­ma­niem głosu lub łza­wym po­cią­gnię­ciem no­sem. Ale nie Mag­gie. Ona jest twarda jak dia­ment i dla­tego tym bar­dziej wzru­sza­jąca.

Kiedy oglą­da­łem ten film, do­tarło do mnie, że Mag­gie w ciągu ostat­nich dwu­dzie­stu lat stała się eks­pertką w pracy z dziećmi – w Ta­jem­ni­czym ogro­dzie, fil­mach o Har­rym Pot­te­rze (po­wie­działa, że była tam prak­tycz­nie panną Jean Bro­die w ka­pe­lu­szu cza­row­nicy i za­ro­biła na eme­ry­turę, choć było to dzie­więć lat przed pierw­szym se­zo­nem Do­wn­ton Ab­bey), Moim domu w Um­brii oraz w Nia­nii i wiel­kim bum z Emmą Thomp­son – i po­dej­rze­wam, że wy­nika to z tego, że w swoim ak­tor­stwie trak­tuje ich jak do­ro­słych. Poza tym jest szczę­śliwą bab­cią pię­ciorga dzieci swo­ich sy­nów, ak­to­rów Chrisa Lar­kina i Toby’ego Ste­phensa. Ich ulu­bioną sceną z udzia­łem babci jest ta, w któ­rej nia­nia McPhee siada na kro­wim placku.

Złote czasy z de­fi­ni­cji na­leżą do prze­szło­ści. Ale ostat­nie pięć­dzie­siąt lat nie­prze­rwa­nej ka­riery Mag­gie wkrótce bę­dzie można tak okre­ślić nie tylko ze względu na jej pracę sce­niczną z dzie­łami Alana Ben­netta, Edwarda Al­be­ego, ko­me­diami z cza­sów re­stau­ra­cji Stu­ar­tów czy Szek­spira (nie­stety, czę­ściej w Ka­na­dzie niż w An­glii), lecz także ze względu na spo­sób, w jaki jej gra ekra­nowa ewo­lu­owała – od ko­micz­nej eks­tra­wa­gan­cji do su­ro­wej emo­cjo­nal­nej eks­po­zy­cji i prze­ka­zy­wa­nia prawdy. Dwa­dzie­ścia lat temu wy­da­wało się, że Mag­gie to­czy w so­bie bi­twę mię­dzy nie­zrów­naną bie­gło­ścią tech­niczną a emo­cjo­nal­nym ob­ja­wie­niem. Jed­nak bie­głość zo­stała nie­mal bru­tal­nie za­przę­gnięta do pracy w służ­bie temu dru­giemu, a role Mag­gie, za­równo na ekra­nie, jak i na sce­nie, na­brały ła­go­dzą­cej su­ro­wo­ści w miej­sce usztyw­nia­ją­cej non­sza­lan­cji, dzięki czemu na­wet lady Vio­let w Do­wn­ton Ab­bey wy­daje się osobą, z którą le­piej nie za­dzie­rać, do­póki nie uświa­do­mimy so­bie, że kryje się w niej także błysk zło­śli­wego hu­moru.

Ostat­nim pro­jek­tem te­le­wi­zyj­nym Mag­gie przed Do­wn­ton była Opo­wieść Mary Ste­phena Po­lia­koffa, gdzie w nie­sa­mo­wity spo­sób od­dała za­równo upa­dek, jak i wspo­mnie­nie prze­szło­ści ko­biety odar­tej z ta­lentu przez okrut­nego, wy­ra­cho­wa­nego uwo­dzi­ciela. Znaczną część filmu, je­śli cho­dzi o jej rolę, sta­no­wiły par­tie nar­ra­cji z offu, ale, zgod­nie ze swoim po­dej­ściem do pracy, na­uczyła się na pa­mięć ca­łego sce­na­riu­sza i za­re­je­stro­wała swoje kwe­stie „na żywo”, w peł­nym ko­stiu­mie i na pla­nie. To uosa­bia jej na­wyk wcie­la­nia się w rolę przy jed­no­cze­snym za­cho­wy­wa­niu dy­stansu do niej. Ta nie­zwy­kła zdol­ność, którą dawno temu za­uwa­żył u niej Tom Stop­pard, na­zna­cza każdy jej wy­stęp spon­ta­nicz­no­ścią oraz kry­tyczną mą­dro­ścią.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Za­po­wiedź. W to­wa­rzy­stwie ukry­tej gwiazdy
[1] An­giel­ska ak­torka fil­mowa i te­atralna, lau­re­atka Oscara za rolę w fil­mie Po­dróż do In­dii. (Przy­pisy do wy­da­nia pol­skiego, które nie zo­stały w tek­ście ozna­czone, opra­co­wała Ka­ta­rzyna Czajka-Ko­mi­niar­czuk).
[2] An­giel­ska ak­torka te­atralna i fil­mowa, któ­rej wie­lo­let­nia ka­riera trwała od lat 20. do 60. XX wieku.
[3] An­giel­ska ak­torka te­atralna i fil­mowa, znana z ról szek­spi­row­skich.
[4] An­giel­ska ak­torka i so­pra­nistka, któ­rej ka­riera przy­pa­dała na prze­łom XVII i XVIII wieku.
[5] An­giel­ski dra­ma­turg i po­eta two­rzący na prze­ło­mie XVII i XVIII wieku.
[6] An­giel­ski re­ży­ser i ak­tor.
[7] Ad­ap­ta­cja sztuki Oscara Wilde’a zna­nej w Pol­sce także pod ty­tu­łami Bądźmy po­ważni na se­rio i Pełna po­waga.
[8]Tra­vels with My Aunt, reż. Geo­rge Cu­kor, 1972.
[9] An­giel­ska ak­torka te­atralna wy­stę­pu­jąca na prze­ło­mie XIX i XX wieku.
[10] An­giel­ski re­ży­ser te­atralny.
[11] An­giel­ski ak­tor te­atralny i fil­mowy.
[12] Bry­tyj­ski ak­tor fil­mowy i te­le­wi­zyjny.
[13] Wszy­scy trzej sy­no­wie An­geli Fox są zwią­zani z an­giel­skim prze­my­słem fil­mo­wym i te­atral­nym: Edward i Ja­mes są ak­to­rami, Ro­bert Fox jest pro­du­cen­tem te­atral­nym i fil­mo­wym. Także ich dzieci są zwią­zane z an­giel­ską sceną.
[14] An­giel­ska ak­torka te­atralna.
[15] Au­stra­lij­sko-ame­ry­kań­ska ak­torka te­atralna i fil­mowa.
[16] Ame­ry­kań­ski re­ży­ser te­atralny.
[17] Uro­dzony w Cze­chach bry­tyj­ski sce­na­rzy­sta i dra­ma­turg.
[18] Bry­tyj­ska ak­torka te­atralna i fil­mowa.
[19] Bry­tyj­ski ak­tor i ko­mik.