Łzy niewiernego - Iza Ryżek - ebook

Łzy niewiernego ebook

Iza Ryżek

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Aby uratować życie przyjaciółki, Varren poświęcił już niemal wszystko. W świecie, w którym najcenniejszą walutą nie zawsze są pieniądze, by spłacić magomedyka, mężczyzna zaciąga się do wojska, gdzie jako superżołnierz musi szybko awansować.

W despotycznym państwie rządzonym silną ręką tyrana każdy dzień to walka o zachowanie człowieczeństwa: postąpić dobrze czy sięgnąć po dodatkowe korzyści…? Kiedy Varren myśli, że problemów nie może być więcej, pojawia się Nair – medyk, który go tu ściągnął. Wplątuje jego i innych oficerów w spisek mający na celu obalenie autorytarnych rządów.

Od tej pory łączą się w chwiejnym sojuszu i walczą z czasem, stając przed moralnie wątpliwymi wyborami. W końcu Varren obiecał sobie, że uratuje Averyn za wszelką cenę – nawet jeśli miałby zrobić to wbrew jej woli.

Nawet jeśli oznaczałoby to odmowę udziału w walce o demokrację.

Nawet jeśli sam miałby z tego nie wyjść.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 638

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ŁZY NIEWIERNEGO ® IZA RYŻEK

Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środowiskach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody twórcy.

Wydanie pierwsze

Wojkowice 2025

ISBN EBOOK: 978-83-68177-97-8

Redakcja: Alicja Gajda

Korekta: Anna Kucharska

Projekt graficzny okładki: Angelika Karaś

Skład: Marcin Halski

WYDAWNICTWO HM…

E-mail: [email protected]

Telefon: 518833244

Adres: ul. Sobieskiego 225/9 42-580 Wojkowice

Werjsa papierowa dostępna na:

WWW.WYDAWNICTWOHM.PL

Trzem dobrym wróżkom:

Alicji, Elizie, Kamili

oraz

wszystkim tym, którzy mówili mi, że mam przestać.

Przestałam.

Przestałam was słuchać.

Rozdział 1

Od kilku minut stała z założonymi za plecami rękoma, obejmując wzrokiem spokojną wodę za oknem. Morskie fale poruszały się niemalże bezgłośnie, stopione gdzieś na horyzoncie z bezchmurnym niebem. Prawie ich nie rozróżniała.

172 skupiła wzrok na nikłym zarysie swojego odbicia w szybie. Twarz wydała się nagle niepokojąco obca. Jakby całość była na właściwym miejscu, ale pojedyncze elementy nie pasowały do układanki.

Absurd, pomyślała, odwracając wzrok.

Czy to możliwe, żeby zapomniała, jak wygląda? Przez moment walczyła z pokusą, by sięgnąć w stronę sinego oka, lecz zamiast tego mocniej zacisnęła palce. Pewne zachowania były niepożądane. Musiała o tym pamiętać. Mogła podejść do umieszczonego w łazience lustra, ale nie czuła się na to gotowa.

Zwróciła się w stronę wnętrza pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Miała czas wolny. Jak powinna go spędzić? Może ją sprawdzali? Może tak naprawdę należało pokazać im, jaka jest pracowita? Nagły ucisk w piersi stłamsił ją swą siłą. Świadomość, że zmarnowała tak dużo czasu na wgapianie się w przestrzeń, była już niemalże nie do zniesienia. To uczucie, wymieszane z palącą koniuszki palców bezradnością, burzyło cały świat.

– Co mam robić? – zapytała wcześniej oficera, którego pęknięta maska niepokojąco błyszczała w ostrym świetle słońca.

Zatrzymał się w otwartych drzwiach, z dłonią ułożoną na klamce. Odwrócił się i przez chwilę milczał, obserwując 172 z cieniem zaciekawienia. Poza tym dostrzegła w jego oczach coś dziwnego. Nie potrafiła tego nazwać.

– Nie wiem – odparł wreszcie niezrozumiałym dla niej tonem zabarwionym rozbawieniem. – To twój wolny czas.

Zostawił ją samą, z pożerającą myśli pustką i strachem spłycającym oddech. Próbowała nad tym zapanować, wpatrując się w dal, ale im dłużej to robiła, tym bardziej niechciane uczucia przejmowały nad nią kontrolę.

172 czuła teraz, jak pot z wnętrza dłoni powoli przesiąka przez materiał koszuli. Nie potrafiła zmusić się, by swobodnie opuścić ręce wzdłuż tułowia. Ten chwyt zdawał się jedyną stabilną rzeczą w tej chwili. 172 była przekonana, że jeśli tylko rozluźni uścisk, upadnie i utonie w szarej wykładzinie.

Co powinna robić do rana? Oczywiście będzie spać w nocy, ale do tej pory…? Było najwyżej południe. Upewniłaby się, gdyby miała zegar, wiedziała jednak, że długo nie zasłuży na taki luksus. Wcześniej opowiadali jej trochę, że pewne rzeczy dostaje się z czasem. Na swój musiała jeszcze poczekać, a przedtem się wykazać.

Dotychczas o tej porze ćwiczyła. Nie liczyła na to, że w tak niewielkiej przestrzeni uda jej się wykonać większość ćwiczeń. Zrzuciła z siebie opinającą ciało koszulę, zostając w spodniach i sportowym staniku. Pomału opadła na kolana, a później wsparła się na rękach. Mięśnie napięły się w znajomej pozie; uczucie spokoju, pewności oraz bezpieczeństwa wolno rozlało się po ciele. Jedno powtórzenie, drugie, trzecie, piętnaste i ileś następnych, gdy 172 przestała liczyć, skupiona na pożądanej rutynie.

W końcu opadła z sił, ale nie czuła się z tym źle. Stan, w którym oddech przyśpieszał, a mięśnie drżały z wyczerpania, był dobry. Znaczył tyle, że żyła. Weszła pod prysznic, nawet nie spojrzawszy na swoje odbicie w niedużym lustrze. Ustawiła kurek na ciepłą wodę. Zadrżała na całym ciele, gdy skórę siekły początkowo lodowate krople, ale zaraz stały się przyjemnie obojętne.

Właściwie była tym zaskoczona. Ostatnimi czasy ciepło wydawało jej się niezwykle obce. Teraz koiło zmęczone mięśnie, choć jednocześnie drażniło strupy na wreszcie gojących się ranach. 172 wsparła głowę o kafle. Mogłaby tak tkwić przez jakiś czas. To uczucie było nowe. Dobre. Może nieczęsto jej na coś takiego pozwolą, dlatego musiała je zapamiętać. Zamknąć w sobie na potem. Odsunęła się powoli. Na zaparowanych kaflach narysowała kilka przecinających się bez ładu linii – nic nieznaczący wzór, który natychmiast zmyły kolejne krople.

Potem miało przecież nie nadejść. Była tu, w Akademii. Nie tam. Po prostu. Nie tam.

Przyjęli ją w swoje szeregi. Zaliczała się do najlepszych. Już nie zamkną jej w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu, w którym mogłaby tylko stać. Ani nie w sali wypełnionej łóżkami, których rozlazłe sprężyny swoim skrzypieniem przeplatają się z wrzaskami dziesiątek adeptów. Tutaj da się usiąść, położyć i zasnąć. Będzie mogła tu wrócić i zostać sama. Będzie mieć czas wolny. Będzie mogła wszystko, kiedy jeszcze niedawno nie mogła nic.

Spojrzała w dół i dostrzegła na udzie długą, grubą bliznę. Przejechała po niej palcami, na próbę. Wystawała ponad fakturę skóry, śliska, zbita. Wyglądała na starą. 172 nie miała pojęcia, skąd się wzięła. Czy należała do niej? Czy do tego obcego człowieka, w którego ciele ją zamknięto?

Gdy wyszła, odbicie w lustrze nie spuszczało z niej czujnego wzroku. Zapadłe oczy obserwowały uważnie, doszukując się wszelkich nieprawidłowości. 172 położyła dłoń na gładkiej tafli. Odbicie odpowiedziało tym samym. Faktycznie, zupełnie obce. Nie poznawała tej osoby. Białe oczy lustrowały każdy zakamarek duszy 172, pytając „kim jesteś?”. „Jestem tobą” – chciała odpowiedzieć, ale odbicie zdawało się niewzruszone, jakby zupełnie nie wierzyło w te słowa.

Może sama trochę w nie nie wierzyła.

* * *

Obudziła się o świcie. Rozczesała włosy tego obcego człowieka, w którego ciele tkwiła, starając się ich nie uszkodzić – w końcu nie należały do niej. Tylko je pożyczała, jak całą resztę – twarz, dłonie, oczy – i chciała oddać w możliwie nienaruszonym stanie. Ach, gdyby tylko pamiętała, jak wyglądały te, które należały do niej, sprawa byłaby łatwiejsza. 172 wiedziałaby, czego szukać, może nawet gdzie.

Gdy usłyszała dźwięk gwizdka, zamarła. Czy miała wszystko? Spodnie, skarpety, koszula… pasek. Gdzie był pasek?! W szaleńczym pędzie rzuciła się do komody, by wysunąć z niej szuflady. Najlepiej wszystkie naraz, jeśli tylko by mogła. Nie pierwsza, nie druga, trzecia? Też nie! Panika ścisnęła gardło, nie pozwalając złapać tchu. 172 obróciła się w miejscu. Łóżko. Zostawiła go na łóżku!

Drżące palce w pośpiechu przeplatały pasek przez kolejne szlufki. Szarpały nerwowo, kiedy się zablokował, choć w niczym to nie pomagało. Wreszcie 172 poradziła sobie i ze sprzączką. Zostały buty. Straciła niemożliwie dużo czasu. Jak mogła być tak głupia?! I to pierwszego dnia!

Sznurowała je gorączkowo, aż ominęła jedną dziurkę. Zorientowała się niemalże przy samym końcu. Nie mogła tak wyjść. Jeszcze raz. Spokojnie. Będzie dobrze. Da radę. Lewo, prawo, lewo, prawo, sznurowadło sunęło ku górze zdecydowanie za wolno. 172 w końcu wyprostowała plecy. Omiótłszy pomieszczenie spojrzeniem, stwierdziła, że wszystko było na swoim miejscu. Obciągnęła koszulę, bo trochę wyszła ze spodni, otarła ręką pot z czoła – chciała wyglądać możliwie nienagannie. Była gotowa do wyjścia.

Zaraz.

Odwróciła się w stronę łóżka. Koszulka leżała trochę krzywo. 172 wygładziła ją, i przy okazji spodenki do spania, co najmniej o dwa razy więcej, niż powinna, ale ostatecznie ruszyła do drzwi. Kiedy wyszła, z zażenowaniem spostrzegła, że zdecydowana większość adeptów znajdowała się już na zewnątrz. 172 lekko rozsunęła nogi, odmierzając w głowie odpowiedni rozstaw, uniosła podbródek i splotła ręce za plecami.

Liczyła w myślach, próbując dostosować kolejne wdechy i wydechy do przewijających się numerków. Raz, dwa, trzy, cztery… Raz, dwa, trzy, cztery…

Najwolniejszy adept ostatecznie znalazł się przed swoimi drzwiami. Oficer podszedł do niego, wyszeptał coś na ucho, a potem przeszedł z nim do jego pokoju. Z cichym stukotem zamknął za sobą drzwi. Na korytarzu zaległa męcząca cisza, aż wreszcie dało się słyszeć trzask łamanego drewna, kilka sapnięć i ciszę. Długą, dławiącą, przeciągającą się niemalże w nieskończoność.

Przez chwilę 172 brzęczało w uszach, na szczęście zamek w końcu kliknął cichutko i odetchnęła z ulgą. Zamrugała kilkukrotnie, próbując skupić wzrok na numerze przed sobą. Oficer już miał przejść na koniec korytarza, gdy niespodziewanie zatrzymał się przy niej.

Przyglądał się 172 w milczeniu, aby ostatecznie unieść dłoń i sięgnąć ku jej szyi. Poczuła to, kiedy tylko jego palec zetknął się z odstającym kołnierzykiem. Zimny pot wstąpił na jej skronie. Ręka oficera przesunęła się wyżej, ku twarzy, by niemalże czule objąć policzek. Jednak po chwili zacisnął palce i boleśnie wpił je w skórę. 172 nie znalazła w sobie dość odwagi, by podnieść wzrok.

Kątem oka dostrzegała gładką, białą maskę ukrywającą twarz. Jego oczy, ciemne i czujne, zupełnie nie pasowały do tej chłodnej, jasnej pustki, pod którą się chował.

– Co to ma być, żołnierzu? – wyszeptał, pochyliwszy się ku niej tak, że mogła poczuć drażniący zapach jego wody po goleniu. – Jesteś pierdolonym adeptem w Akademii. Masz się godnie prezentować. Jaki przykład dajesz kolegom, hm?

172 karnie opuściła wzrok, ale żadne słowa nie wydobyły się z jej gardła.

– Masz mi coś do powiedzenia?

– Moje życie jest służbą – odpowiedziała, zniżając głos do zawstydzonego szeptu.

Ledwie skończyła wymawiać ostatnią sylabę, cały świat nagle zawirował. Dzwoniło jej w uszach, rwący ból promieniował od policzka. Na szczęście ustała, choć cofnęła się o pół kroku i wpadła na drzwi.

Oficer parsknął z pogardą.

Niesamowicie delikatnie poprawił odstający kołnierzyk. Spojrzał na nią raz jeszcze, a jego milczenie znacznie się przeciągało. 172 błagała w myślach, by nie kazał jej zostawać w pokoju. Była gotowa paść na kolana i skamleć, jeśli będzie trzeba. Ale oficer niezbyt czule poklepał ją po policzku. Wydał z siebie dziwny dźwięk – coś na granicy śmiechu, może pomruku. Nie musiała widzieć jego twarzy, aby wiedzieć, że się uśmiechał… i jak się uśmiechał.

– Zbiórka w szeregu!

Wreszcie, pomyślała z ulgą, gdy się odwrócił. Nie zdążył zobaczyć łez bólu, które napłynęły jej do oczu.

Na pewno zostanie ślad. Wszyscy będą widzieć.

* * *

Do dużej sali wykładowej dotarli w równym rządku. Jeżeli ktoś się z niego wyłamał, prowadzący oficerowie natychmiast prostowali wszelkie uchybienia. 172 nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie musiała włożyć tyle sił, by w skupieniu wykonać tak prozaiczną czynność jak chodzenie. Nie mogła pozwolić sobie na błąd.

Zajęła kolejne wolne miejsce obok nerwowego, drżącego na całym ciele chłopaka, starając się nie zerkać w jego stronę. Nawet kątem oka widziała, że wyglądał, jakby miał zaraz się zrzygać. Był czerwony na twarzy, a na czole wykwitał mu pot jak po obiegnięciu placu apelowego ze dwanaście razy. Chyba mieszkał naprzeciw niej. Nie była pewna. Na zbiórce bardziej wpatrywała się w numer niż stojącą naprzeciw osobę. Zarówno jego zachowanie, jak i to, że siedzieli tak blisko katedry, sprawiało, że sama czuła się nieco niespokojnie.

Znajdujący się w rogu pomieszczenia oficerowie rozmawiali cicho; poza szmerem ich szeptów w sali panowała idealna cisza. Widocznie na kogoś czekali. 172 starała się dojrzeć cokolwiek, co pomogłoby jej rozróżnić stojących w grupie ludzi w sposób inny niż po kolorze włosów, lecz nadaremnie. Podejrzewała, że jeden z oficerów był kobietą, ale przez maski oraz obszerne płaszcze nie była tego do końca pewna. Mogła określić jedynie stopnie, patrząc na kolory. Poza oficerem medycznym, którego jasny płaszcz przecinał czerwony krzyż, wszyscy mieli identyczne, szare okrycia. Brakowało białego. To na starszego oficera musieli właśnie czekać.

Wreszcie przyszedł i każdego ze swych asystentów przywitał krótkim, mocnym uściskiem dłoni. On również nosił płaszcz i maskę, ale było w jego postawie coś dziwnie dekoncentrującego, może nawet nienaturalnego. Gdyby się zastanowić, 172 powiedziałaby, że widziała w nim coś… coś… niepokojącego. I nie chodziło wcale o to, że Akademia generalnie była wymagająca. Nawet nie o to, jak bardzo czarne włosy oficera kontrastowały z bielą. To uczucie niepokoju, kiedy obserwowała jego ruchy, objawiało się dziwnym uciskiem gdzieś z tyłu głowy. Jakby jakieś myśli próbowały się z niej wyrwać i poukładać, lecz nie miała dość sił, by je złapać i wyciągnąć na wierzch.

Nie chciała, a nawet nie powinna dłużej tego roztrząsać. Może lepiej, że pozostawały za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Może właśnie tam było ich miejsce.

Oficer obrzucił leniwym wzrokiem rzędy gdzieś na końcu pomieszczenia. Zdawało się, że szukał kogoś w tej mieszance bladych twarzy, ale zaraz odwrócił wzrok, aby spojrzeć na mówiącego do niego oficera, który ich tu przyprowadził. Coś przewróciło się w żołądku 172, a może to sam żołądek zdecydował wywrócić się na lewą stronę – w końcu nic dziś jeszcze nie zjadła. Co jeśli młodszy oficer wspomniał coś o jej wcześniejszym żenującym zachowaniu?

Wzdrygnęła się i skrzywiła bezwolnie, lecz szybko przywołała się do porządku. Może jej odpuścili, co nie znaczy, że powinna nadużywać dobroci oficerów. Zacisnęła palce, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Znajomy ból pozwolił przywrócić myśli na właściwe tory. Musiała unikać takich sytuacji w przyszłości. Czysty umysł – głowa na karku, mawiali.

Oficer medyczny włączył mikrofon, odchrząknął i przemówił, skupiając na sobie uwagę adeptów. 172 rozluźniła palce, pozwalając, by jego monotonny głos wlał się do jej uszu.

– Jeżeli jeszcze nie zapomnieliście o swojej przeszłości, najwyższy czas, byście to uczynili – oznajmił powoli, obserwując ich reakcje. – Dziś wkraczacie bowiem w szeregi najlepszych. Większość z was, jeśli nie wszystkich, wyciągnęliśmy z całkowitego gówna. Tutaj macie szansę stać się kimś.

Nie wiedziała dlaczego, ale jego spokojny, monotonny głos, przywodzący na myśl dziecko recytujące wierszyk, sprawił, że nie potrafiła uwierzyć w ani jedno jego słowo. A przecież mówił prawdę, czyż nie?

172 nagle poczuła się okropnie nieswojo. Jakby źdźbło trawy łaskotało ją za kołnierzykiem. Możliwie bezgłośnie przełknęła ślinę i, nie poruszając głową, rozejrzała się po sali. Łaskoczące uczucie nasiliło się, gdy napotkała spojrzenie starszego oficera. Z trudem złapała oddech, nie wiedząc, co powinna zrobić teraz, w sytuacji, w której oboje wpatrywali się w siebie w milczeniu. Nie wypadało odwrócić wzroku, kiedy oficer patrzył, ale w pierwszej kolejności powinna wpatrywać się w mówiącego medyka.

Mężczyzna spoglądał na nią dość obojętnym spojrzeniem. Im dłużej sama na niego patrzyła, tym bardziej była pewna, że dostrzegła krztę ciekawości. Źrenice przesuwały się powoli, aż w końcu spojrzał 172 prosto w oczy. Z trudem to znosiła, a jednak nie potrafiła tego kontaktu zerwać.

Oficer o brązowych włosach szturchnął go i wreszcie tamten utkwił wzrok w podłodze. 172 czym prędzej wykorzystała tę okazję i wbiła spojrzenie w medyka, obiecując sobie, że drugi raz nie popełni tego błędu. Stłumiła dreszcze z nadzieją, że nie chodziło o poranną wpadkę.

Spotkanie przebiegało bez dalszych rewelacji. Oficer nie zerknął już na nią, co uznała za dobry omen. Może to przypadek. A może spoglądał na tego osobliwego chłopaka. Jaki miał numer? 173? Na pewno. To on dziwnie się zachowywał. Nie ona. Nie było powodów do obaw. Kiedy rozdawali im mapki, żaden z oficerów, nawet ten, który ich tu przyprowadził, nie wrócił do nieprzyjemnego zdarzenia. Możliwe, że niepotrzebnie się przejmowała.

Teraz mieli udać się do stołówki. Wprost marzyła, by wreszcie coś zjeść. Nie wiedziała, jak miałaby wyglądać stołówka, ale wszystko brzmiało lepiej niż breja w misce, podawana przez ostatnich kilka miesięcy. 172 przełknęła głośno ślinę, ledwie powstrzymując się od oblizania ust. Wreszcie wstała i poszła za kolegami z naboru w kierunku wyjścia. Żołądek niemal wywrócił jej się na lewą stronę na myśl o pełnowartościowym posiłku. Ach, gdyby tylko była na tyle dobra, by dostać się pod opiekę któregoś z oficerów. Wybrańcy podobno mieli indywidualny plan żywienia dostosowany do zapotrzebowania. Oczywiście da z siebie wszystko, ale w najśmielszych snach nie sądziła, żeby…

– Ty, stój – dotarło do jej uszu i nie miała wątpliwości, że chodziło właśnie o nią.

Zamarła z szeroko otwartymi oczami. Wstrzymując oddech, nasłuchiwała kolejnych poleceń. Pot wykwitł i spłynął wzdłuż kręgosłupa niemal natychmiast, kiedy ten sam głos, przytłumiony nieco przez maskę oficera, rozległ się ponownie:

– Kazałem wam się zatrzymać? Dalej. – Początkowo neutralny ton zabarwił się warknięciem.

Tym razem to dziwne, niedające spokoju uczucie ponownie wpełzło pod jej skórę, choć kątem oka dostrzegła, że mężczyzna w ogóle na nią nie spoglądał. Miała wrażenie, że już kiedyś go słyszała. I nie myślała wcale o ostatnich ćwiartkach, w których ją układali. Może to przez tę maskę. Pewnie tylko się jej wydawało. Umysł czasem lubił płatać głupie figle, zestawiając teraźniejszość z przeszłością.

– Odwróć się – padło kolejne polecenie.

Powoli, sztywno, jakby ktoś przywiązał 172 do pleców długi kij, odwróciła się w stronę oficera. Przypomniała sobie, że powinna oddychać i kolejny wdech okazał się dużo głośniejszy oraz bardziej niespokojny, niż powinien. Wolno podniosła głowę i zaraz napotkała spojrzenie mężczyzny. Jeśli wcześniej wzbudzało niepokój, teraz ją sparaliżowało. Nie musiał nic mówić. Po prostu stał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, obserwując twarz 172, jakby próbował wyczytać cokolwiek, co mogłoby się przydać. Biały płaszcz sięgający połowy łydki falował nieznacznie, mimo że wewnątrz stołówki nie czuć było żadnego ruchu powietrza.

Oficer przesunął spojrzenie niżej, na marynarkę. Drgnął nieco nerwowo, aż wreszcie rozluźnił ręce i palcem prawej dłoni podważył blaszkę z numerem, przyszytą na granatowym materiale. Przyglądał jej się w milczeniu. 172 nie wiedziała, co powinna zrobić. Stała zupełnie zdezorientowana, przełykając strach. Gdyby choć na moment straciła kontrolę, jej płuca z pewnością zapadłyby się w sobie, wyciskając resztki powietrza.

Tak bardzo skupiła się na oddychaniu, że nie spostrzegła, kiedy oficer z powrotem zaczął obserwować jej twarz. Jego palec wyśliznął się spod blaszki i po chwili ujął podbródek 172. Poczuwszy napór, pozwoliła się poprowadzić i posłusznie obróciła głowę. Kątem oka widziała, jak oficer patrzył na nią intensywnie.

Jak na kawałek mięsa w sklepie.

Czy sprawdzał kołnierzyk? Nie chciała być bita. Chciała być chwalona. Doceniana. Chciała być najlepsza. Żołądek skurczył się nieprzyjemnie. Musiała być najlepsza. Włożyła całą siłę woli w to, by spokojnie wypuścić powietrze nosem i nabrać kolejnego wdechu. I jeszcze raz. I kolejnego. Jakby się zastanowić, to wcale nie było takie trudne.

Zmrużyła oczy, oczekując nadejścia ciosu.

Ale lekki uścisk nagle zniknął.

– Możesz dołączyć do kolegów.

172 mogła przysiąc, że słyszała, jak jego głos zadrżał w dziwny, nienaturalny sposób, choć sprawiło to, że zabrzmiał jeszcze bardziej znajomo. Wreszcie odetchnęła głębiej, ale nie na tyle, by zostało to uznane za niewłaściwe. Upomniała się, aby nie unieść w zdziwieniu brwi, po czym lekko skłoniła głowę, próbując nie patrzeć w te paraliżujące oczy. Skręciła w stronę wyjścia, boleśnie spinając wszystkie mięśnie, gdy próbowała zdławić w sobie chęć puszczenia się biegiem w stronę korytarza.

* * *

– To ona?

Nie odpowiedział. Odprowadził ją wzrokiem, aż zniknęła za ramą drzwi. Przez moment zwątpił, lecz blizna na prawej skroni błyszczała tak samo jak w dniu, w którym się zaciągnął. Musiał uspokoić kołaczące serce, głos, oddech, drżące dłonie i rozbiegane spojrzenie. Dobrze, że zostali sami.

Wreszcie spojrzał na porządkującego dokumenty Naira. Varren czasem zastanawiał się, po co ten pytał. Nie wydawało się, żeby jakoś szczególnie interesowało go jego życie – obecne czy minione – generalnie cokolwiek innego, co działo się poza pracą. Chwilami myślał nawet, że Nair zwyczajnie nie słuchał, kiedy się do niego mówiło. Varren często przyłapywał go na tym, jak zawieszał nieobecny wzrok gdzieś w przestrzeni albo zajmował się czymś zupełnie innym. Jak teraz. Może nawet nie zrobiłoby mu różnicy, gdyby nie usłyszał odpowiedzi.

Ale Nair nagle podniósł niespotykanie zaciekawione spojrzenie, najwyraźniej oczekując potwierdzenia tej informacji. Varren, niczym speszony uczniak, odwrócił wzrok, rozglądając się po sali. Czego tam szukał? Nie miał pojęcia. Nieważne, jak długo się gapił, rozsądna odpowiedź na tak proste pytanie nie potrafiła uformować się w jego głowie. Coś w tej sali się zmieniło, a jednak jasnobrązowe pulpity nadal stały na swoich miejscach, piętrząc się ku górze na wzór siedzeń amfiteatru. Nie wyglądało też na to, by przez noc ktokolwiek wymienił parkiet lub przemalował ściany. Varren zamrugał, kiedy wściekłe światło białych jarzeniówek podrażniło jego oczy.

Może to sama jej obecność zmieniała to… wszystko?

Już otworzył usta, ale Nair był szybszy:

– Bądźmy ostrożni.

Wargi Varrena zderzyły się z cichym mlaśnięciem. Co miał odpowiedzieć? Nair miał rację. To ledwie cień przeszłości. Może nawet cień człowieka. Na samą myśl żołądek zawiązał się Varrenowi w supeł, a gardło przeschło i poczuł, że jeśli zaraz się nie napije, to chyba coś rozniesie.

Nair wrócił do zbierania papierów, spostrzegłszy, że Deren, który zdążył już wyjść, cofnął się, najwyraźniej zdziwiony tym, że obaj nadal tam stali. Uśmiechnął się do nich i poklepał Varrena po ramieniu, a ten aż odetchnął ciężko, gdy tylko ciężar dłoni młodszego oficera zanikł całkowicie.

– Widzimy się wieczorem, nie? Do potem – przypomniał Deren, machnąwszy krótko ręką.

Jeśli tylko by mógł, za każde naruszenie swojej sfery osobistej Varren tłukłby Derena po pysku tak długo, aż ten przestałby przypominać samego siebie. I dostałby tyle razy, aż wreszcie oduczyłby się tego cholernego poklepywania po ramieniu czy plecach. Z oczywistych względów Varren nie mógł tego zrobić, jednak to nie znaczyło, że nie miał prawa chociaż o tym marzyć.

Może kiedyś.

Może kiedyś będzie miał okazję odpowiednio mocno Derenowi przypierdolić.

Nair wpatrywał się w jego plecy, marszcząc przy tym brwi. Varren sam skrzywił się na ten widok. Twarz Naira rzadko kiedy wyrażała emocje inne niż skrajne znużenie. Ten cokolwiek niecodzienny widok niemal natychmiast wciskał pod skórę irytujące uczucie niepokoju.

Varren odszedł bez słowa, próbując wyrzucić z siebie przeświadczenie, że Nair o czymś wiedział i niekoniecznie chciał się z nim tym podzielić. Ale im bardziej Varren starał się oczyścić umysł z rozmyślania nad dziwnym zachowaniem Naira, tym bardziej wracał do niej myślami.

Właściwie nie poznał jej od razu. Na początku po prostu przesunął spojrzeniem po kolejnej pustej twarzy, biorąc ją za obcego rekruta. Deren wspomniał co prawda, że rano sprał jakiegoś gówniarza, ale nie mógł trafić na nią, prawda? Serce podeszło mu wtedy do gardła. Gówno prawda. To mogła być ona, jak każdy inny. Nie była jakaś specjalna. Przeciętna, najwyżej. Varren w panice przeczesał spojrzeniem salę raz jeszcze, tym razem nieco dokładniej przyglądając się każdemu adeptowi z osobna.

Gdyby wzrok mógł przebijać na wylot, kilku adeptów miałoby już dziury w głowach. W końcu zatrzymał się na dziewczynie, której skóra na policzku była zaczerwieniona, a jej oko podbite i nadal się goiło. Krew zaszumiała mu w głowie. Słodka Sigmo – nie żeby kiedykolwiek w nią wierzył – na dokładkę w ogóle nie przypominała siebie! Niewielu adeptów doświadczało mocy serca w tak widoczny sposób. Wyglądała, jakby zanurzyła się w wybielaczu, który wyprał ją ze wszystkich ciepłych kolorów. Miała niezdrowo bladą skórę i praktycznie białe włosy. Tęczówki niegdyś pogodnych, bursztynowych oczu były równie białe, co włosy.

Na to wspomnienie zrobiło mu się gorąco pod maską i z trudem łapał kolejne wdechy. Miał wrażenie, że wszystkie wnętrzności splótł gruby sznur, zaciskający się z każdą chwilą coraz mocniej. Chyba jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Nigdy nie stracił kontroli… tak bardzo.

Jeśli zaraz nie zamknie się u siebie, biada temu, kogo napotka na swej drodze.

Zatoczył się niczym na rauszu i wsparł o ścianę, czując, jak nogi zmiękły mu w kolanach. Nie spał od dwóch dni. Nawet prochy od Naira niewiele pomogły, tylko bezsensownie otępiły zmysły. Gdyby wiedzieli, jak dużo sił musiał włożyć w to, żeby tak po prostu do niej nie pobiec… Jeszcze dziś wieczorem wisieliby oboje. Zamrugał, starając się odgonić wściekłe pieczenie.

Ostatnie kilkadziesiąt metrów było najgorsze. Wyminął paru szeregowców, racząc ich ledwie skinieniem głowy. Nie ufał swojemu głosowi na tyle, by choć spróbować się przywitać. Nawet na nich nie patrzył; walczył, by utrzymać pion. Kiedy wreszcie zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie i niemalże po nich zjechał. Jakim cudem ustał na nogach – sam nie wiedział. W ostatnich żałosnych konwulsjach poprowadziły go do szafki, z której wyciągnął napoczętą butelkę.

Odrzucił maskę, niedbale starł perlący się na twarzy pot i pociągnął kilka łyków. Pierwszy zapiekł wściekle, ale trzy następne weszły jak woda. Poczuł, że znowu mógł oddychać. Nie wiedział, kiedy znalazł się na podłodze. Siedział, z nogami bezwładnymi niczym szmaciana lalka, wsparty o drzwiczki biurka, ściskając kurczowo flaszkę whisky.

Uśmiechnął się gorzko do swoich myśli. Tyle cykli czekał na ten dzień. A teraz, kiedy w końcu pojawiła się w Akademii, zamiast cieszyć się z tego, że jego plan działał, potrafił myśleć tylko o tym, żeby się napić.

To nie tak, że całodobowo musiał być urżnięty w sztok. Po prostu czasem fajki nie wystarczały. Na tę myśl wygrzebał wymiętego skręta zza pazuchy, wsunął go w usta i pstryknął przy nim palcami. Płomień błysnął z cichym trzaskiem, by po chwili objąć końcówkę. Znikł, pozostawiwszy po sobie jedynie żar. Varren zaciągnął się mocno.

Mógł tak przesiedzieć do wieczora.

Potem, kiedy wytrzeźwieje – albo upierdoli się do nieprzytomności, jeszcze nie zdecydował – rzuci się w wir pracy, nadrabiając wszystkie zaległości. Podpisze kilka wyroków na jakichś zupełnie obcych mu ludzi. Na papierze wszystko wydawało się łatwe. Na polu bitwy było niewiele trudniejsze, bo cel, jeśli spodziewał się ataku, zwykł się ruszać.

Ale teraz Varren mógł wymienić myśli na alkohol. Uznał, że to uczciwa wymiana i pociągnął jeszcze kilka solidnych łyków.

* * *

Nie istniały słowa, które potrafiłyby opisać, jak bardzo 172 była zachwycona samym widokiem stołówki. Chłonęła ten widok na tyle, na ile mogła bez kręcenia głową. Rozglądała się łapczywie, chcąc zapamiętać każdy szczegół tego miejsca. Wzięła ze sobą tacę, stanęła w długim ogonku, a przyjemne zapachy śniadaniowych potraw sprawiały, że od tego wszystkiego kręciło jej się w głowie.

Nie umiała nazwać tych zapachów. Były znajome. Z pewnością gdzieś już je czuła, ale nie potrafiła powiedzieć gdzie. Oczami wyobraźni widziała ledwie kształty oraz nieliczne migawki tego, co kiedyś jadła. Ten zapach… ten konkretny, wybijający się ponad inne, był w istocie osobliwy. 172 kojarzyła go z bezpieczeństwem. Z jakiegoś powodu przywodził na myśl coś dobrego. Może nawet oswojonego. Ach, jakże była głupia! Dlaczego aromat potrawy miałby kojarzyć się z czymkolwiek innym niż pełny żołądek?

A jednak nie była w stanie odgonić tej natrętnej niczym mucha myśli, że do tego zapachu idealnie pasował drewniany stół nakryty niebieskim obrusem w kratę, białe talerze, w tym ten jeden, czekający na nią w zestawie z widelcem o nieco wygiętych ząbkach…

Averyn!

Głowę 172 przeszył nagły ból. Rozszedł się piorunem przez skronie, a potem pikował niżej i niżej, paraliżując wszystkie mięśnie, aż opadła na kolana, dysząc ciężko. Ciemność przed oczami na moment przesłoniła widok pięknej stołówki. Taca runęła z łoskotem, nim 172 zdążyła ją złapać.

Wróciła jadłodajnia, wrócili stojący przed nią adepci i ci siedzący w ciszy przy stołach, zajęci posiłkami i zatopieni we własnych myślach. Ale stołówka nie była już piękna, a wszyscy, włącznie z pacyfikatorami, wpatrywali się w 172 uważnie. Każde jedno spojrzenie wyrażało co innego – od zwykłego zaciekawienia, przez niepewność, na skrajnej pogardzie skończywszy.

172 szybko poderwała się na równe nogi, gdy tylko jeden z pacyfikatorów ruszył w jej stronę. Uniosła tacę, mocno zaciskając dłonie. Brzegi boleśnie wbijały się w skórę, ale 172 wiedziała, że nie może sobie pozwolić na podobne zachowanie ani teraz, ani kiedykolwiek później. Pacyfikator zatrzymał się w pół kroku, choć kątem oka widziała, że nadal uważnie ją obserwował.

Nie była do końca pewna – nie chciała być – cichy głosik z tyłu głowy mówił, że najpewniej uniknęła przed chwilą śmierci.

Posiłek, którego tak bardzo wyczekiwała, nagle rósł w gardle. Stawał w przełyku, drażniąc i drapiąc, aż do oczu napływały łzy. 172 z trudem przełknęła ostatni kęs. Nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Co tak właściwie się stało? Pamiętała, że ktoś coś wołał… jakieś imię? Nie była pewna. Odbijało się ledwie echem, niezrozumiałym zlepkiem liter w jej głowie.

Rozejrzała się płochliwie. Nikt nie przejmował się tym, co się stało. Wszyscy byli wpatrzeni we własne tace. Niektórzy jedli w pośpiechu, inni – przeciwnie – delektowali się każdym kęsem. 172 nawet nie pamiętała smaku tego, co w siebie wpychała. Bała się rozmawiać o tym incydencie z którymkolwiek z oficerów. Widziała przecież reakcję pacyfikatora. Takie zachowanie było niedopuszczalne. Ale jednocześnie sama chciała rozpaczliwie dowiedzieć się, co tak właściwie się stało.

Żeby już nigdy się nie powtórzyło, oczywiście.

Wyszła ze stołówki, czując, jak powoli, z każdą chwilą coraz bardziej oblepiał ją zimny pot. 172 mogła przysiąc, że trudniej się jej oddychało – jakby powietrze stało się dziwnie gęste i ciężkie. Mieli teraz kilka minut wolnego, musiała jakoś wziąć się w garść. Na mapce odnalazła najbliższą toaletę i ruszyła czym prędzej w jej kierunku. Kiedy tylko zamknęła się w kabinie, zwymiotowała, wstrząsana konwulsjami. Niezdarnie otarła twarz, nie dbając już nawet o to, by nie ubrudzić munduru. Osunęła się na chłodną posadzkę i wsparła plecami o ściankę kabiny, po czym zabębniła palcami o kafle, próbując uspokoić przepełnioną strachem głowę. Co się z nią, do cholery jasnej, działo?! Dlaczego tych kilka migawek, krótkich urywków tak bardzo nią wstrząsnęło? Palący dyskomfort uderzał raz po raz kolejnymi falami ciepła, odciskając niezdrowe rumieńce na twarzy 172. Myśli błądziły w poszukiwaniu odpowiedzi… na co, tak właściwie? Co w ogóle widziała, co to było? Dlaczego akurat to?

Nic z tego nie rozumiała. Nic do siebie nie pasowało. Nic, zupełnie!

Dźwięk alarmu, zwiastującego zbliżający się koniec pięciominutowej przerwy, zawył przeciągle. 172 aż się wzdrygnęła, przestraszona niespodziewanym hałasem. Nie mogła spóźnić się na zajęcia. Wyszła z kabiny i spojrzała w pęknięte lustro. Odbicie wykrzywiło się na załamaniu, obserwując 172 przestraszonym wzrokiem. Powoli dotknęło podbitego oka, krzywiąc się przy tym z bólu.

„Kim jesteś?”, zapytało, poruszywszy niemal bezgłośnie ustami, ale 172 nie odpowiedziała. Jak mogłaby odpowiedzieć?

Zacisnęła powieki, lecz gdy je uniosła, cholerne odbicie nadal tam było. Przerażone, wyblakłe, obce. Z trudem powstrzymała się od zmiażdżenia tafli i wykrzyczenia całej frustracji. Zazgrzytała zębami, a po jej jasnych, zarumienionych policzkach spłynęły palące łzy. Rzuciła się do kranu i, gdy tylko zimna woda obmyła jej dłonie, 172 opłukała usta i twarz. To musiało wystarczyć. Przynajmniej na teraz. Osuszyła twarz papierowym ręcznikiem, wygładziła ubranie, przeczesała palcami włosy i posłała odbiciu ostatnie, przepełnione lękiem spojrzenie.

Moje życie jest służbą, pomyślała, wychodząc na drżących nogach. Chciała dodać sobie otuchy. Powtórzyła to jeszcze raz, a potem kolejny i kolejny. Serce biło jakby spokojniej i nie czuła już tej trudnej do zwalczenia ochoty, by zacisnąć dłonie. Później, idąc w stronę sali treningowej, wzięła kilka głębszych wdechów. 172 wiedziała, że musi sobie poradzić. Nie brała innej opcji pod uwagę, bo po prostu takiej nie było.

Wreszcie dotarła do szatni i zmieniła strój. Przez chwilę wpatrywała się w szafkę ze swoim numerem – drzwiczki były lekko wygięte i z trudem się domykały, ale ona i tak czuła się wyróżniona. Miała tu coś swojego. W końcu weszła na salę. Nie przyszła ostatnia, pierwsza też nie. Nie tak źle, ale mogło być lepiej. Ustawiła się w szeregu, miała jeszcze chwilę na to, żeby omieść spojrzeniem pomieszczenie. Nie wyróżniało się specjalnie, ot, salka, na której umieszczono trochę worków treningowych.

Przyszedł do nich oficer. Ten sam, który zdyscyplinował 172 wcześniej. Coś przewróciło się w jej żołądku i natychmiast opuściła wzrok. Wolała nikogo nie prowokować, szczególnie jego. Jednak ilekroć starała się zapanować nad oddechem, każdy kolejny wdech był płytszy i bardziej rozpaczliwy. Jakby płuca skurczyły się na samą myśl, a serce przyśpieszyło w obawie przed konfrontacją z tym strasznym oficerem…

– 172 – powiedział niespodziewanie.

Poderwała wzrok, zapominając języka w ustach, i potoczyła rozbieganym spojrzeniem po pomieszczeniu. Co mówił? Czego od niej chciał? Zauważyła, że wpatrywał się w nią wyczekująco. Próbowała coś powiedzieć, ale spostrzegła kilka osób, które zdążyły już zająć stanowiska przy workach. To znaczyło, że teraz jej kolej. Posłusznie podeszła do oficera, mając nadzieję, że nie zwlekała z tym zbyt długo. W jej głowie trwało to przecież całą wieczność. Może jeszcze dłużej.

Lekka koszulka przykleiła się do jej pleców. 172 nie wiedziała już, czy pociła się bardziej ze stresu, czy może dlatego, że w pomieszczeniu było tak okropnie gorąco. Miała ochotę wsunąć palce za kołnierzyk, żeby pod materiał dostało się trochę powietrza, lecz zrezygnowała. Nie mogła pozwolić sobie na takie zachowania. Nie mogła nawet o nich myśleć. Nie teraz, nie jutro. Nigdy.

Reszta adeptów ustawiła się przy workach.

– Na mój znak.

172 skończyła wiązać bandaże chroniące knykcie i kiedy wreszcie usłyszeli polecenie, uderzyła. Raz, drugi, trzeci; w końcu straciła rachubę. Worek wisiał zupełnie niewzruszony, nie drgnąwszy nawet o milimetr. Uderzyła go raz jeszcze, tym razem mocniej. A potem znowu, wkładając w to jeszcze więcej siły, aż ból rozszedł się mrowiącym prądem wzdłuż jej przedramienia i łokcia. Zacisnęła zęby. Dlaczego, do cholery jasnej, nawet nie drgnął?! Kolejny cios przyniósł ból i dziką satysfakcję, gdy worek ruszył się nieznacznie. 172 aż sapnęła. Wymiarkowała następne uderzenie, które z głuchym plaśnięciem utonęło w sztucznej skórze. Już miała wymierzyć raz jeszcze, kiedy coś w pomieszczeniu się zmieniło.

Nie potrafiła powiedzieć, co takiego. Jakby była świadoma czyjejś obecności, a ta nagle… zwyraźniała. 172 wzdrygnęła się, w ostatniej chwili powstrzymując chęć zerknięcia przez ramię na to, co czuła za sobą. Była niemal pewna, że nie tylko ona miała tego świadomość. Adept obok również poruszył się niespokojnie, a jego kolejny cios sięgnął worka później, przerywając serię równych uderzeń.

Ku zaskoczeniu 172 oficer nerwowym krokiem przeszedł między nimi, aż wreszcie przyśpieszył, niemalże biegnąc przed siebie. 172 spostrzegła, że nagle jego aura uwypukliła się na tle innych. Wcześniej niby nie istniał, a teraz 172 potrafiła określić, gdzie był, nawet na niego nie patrząc. Jakby jego energia przemieszczała się razem z nim, jaśniejąc na tle innych.

Przeciągły wrzask zagłuszył rytmiczne plaśnięcia ciosów tonących w workach. 172 całą siłą woli skupiła uwagę na swoim celu. Odliczała kolejne uderzenia, starając się odciąć od dźwięków, które słyszała gdzieś za plecami. Druga aura na moment przyćmiła tę oficera.

Wrzask zmienił się w rozdzierające wycie.

Dławiące uczucie odbierało 172 oddech. Niepokój rozlewał się nieprzyjemnym zimnem i niemal ją paraliżował. Ciosy stały się bardziej chaotyczne, może nawet nieco desperackie, ale starała się miarkować je raz po raz. Oficer nie pozwolił im przestać. Musiała trzymać się tego tu i teraz, jakby od tego zależało jej życie.

Głuche charknięcie przerwało krzyk. A potem nagle zniknęła jedna aura. Ta obca. Niewłaściwa.

Groźna.

172 zdała sobie sprawę, że energia oficera nie stanowiła zagrożenia. Po prostu była. Aż wreszcie powoli, prawie niezauważalnie, stopiła się z całą resztą.

Fala spokoju zalała umysł 172, która nie rozumiała tego, co przed chwilą się stało. Nie rozumiała bardzo wielu rzeczy i nie sądziła, by czas na pytania nadszedł szybko. Musiała zadowolić się tym, że zagrożenie minęło. Musiała zadowolić się tym, że nie kazali jej słuchać wgryzającego się w myśli wycia i czuć aury, która sprawiała, że 172 miała ochotę uciec jak najdalej stąd.

A przecież nie miała innego wyjścia, jak miarkować kolejne ciosy.

Czy inni czuli to samo?

* * *

172 ruszyła w stronę jednego z wolnych pryszniców, który znajdował się w rogu łazienki. Nie czuła się komfortowo ani z nagością własną, ani z tą wszystkich dziewcząt dookoła. Postanowiła jednak, że nie da nikomu tej satysfakcji i nie pokaże, jak bardzo nią to wszystko wstrząsało. Mogła po prostu znieść to z dumą. Przecież nie musiała na nie patrzeć.

Ktoś nagle pociągnął ją za przedramię. Ciemnoskóra adeptka, której twarz zdobiło kilka cienkich blizn, spoglądała na nią dziwnie pustym wzrokiem.

– Nie tutaj – powiedziała ledwie dosłyszalnie.

172 nie przypominała sobie, by widziała ją na zajęciach. Musiała być z wcześniejszego naboru. Może nawet miała już jakiś tytuł. 172 posłusznie przeszła dwa stanowiska dalej. Spojrzała na adeptkę, która odciągnęła ją na bok, ale ta nie zwracała już na nią uwagi. Inna dziewczyna zajęła prysznic w kącie.

172 zupełnie nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodziło. Przesunęła się, bo to żadna różnica, pod jakim prysznicem się umyje, prawda? Mydło spieniło się w jej dłoniach i wtarła je w wilgotną skórę. Ręce drżały z wysiłku, jaki włożyła w boksowanie worka. Nie czuła bólu, tylko tę dziwną słabość i…

Niespodziewanie ktoś klepnął ją w pośladek tak mocno, że aż zapiekło. Zacisnęła zęby i z trudem przełknęła złość. Kolejne plaśnięcie sięgnęło dziewczyny, która myła się obok. Ona również karnie opuściła spojrzenie i 172 mogła wyczytać z jej twarzy, jak bardzo nie podobało jej się to, co właśnie miało miejsce. Ale jeśli dasz się sprowokować – zginiesz.

Śmiech.

172 od razu poznała ten głos. To ten sam oficer, z którym skończyli niedawno zajęcia. Ten sam, który skarcił ją dziś rano. Kątem oka dostrzegła, że szedł w kierunku prysznica znajdującego się w rogu. Oficer nie miał na sobie żadnych ubrań… Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że znajdował się w żeńskiej łazience. Czy oficerowie nie mieli swoich łazienek? Lub przynajmniej nie korzystali z męskich, jeśli byli mężczyznami?

Dziewczyna, która myła się pod tym prysznicem, stęknęła głucho, kiedy oficer złapał ją za kark i jednym szybkim ruchem przycisnął do ściany. 172 mimowolnie spojrzała w tamtym kierunku, a serce podeszło jej do gardła, łopocząc wściekle.

Wzdrygnęła się, gdy na ramieniu poczuła delikatny dotyk.

– Nie patrz – usłyszała wyszeptane przez ciemnoskórą adeptkę polecenie.

Natychmiast odwróciła wzrok.

Dziwne, palące uczucie rozeszło się od jej piersi, pikując w dół. I okropnie trudno było je zignorować. Ciche łkanie rozchodziło się w głowie niczym zapętlone nagranie, które raz po raz odtwarzało ten sam dźwięk. 172 skupiła się na szumie wody, ale nie był w stanie zagłuszyć tego, co słyszała.

Opłukała się czym prędzej i spojrzała w stronę prysznica, pod którym stała wcześniej adeptka, która ją ostrzegła, ale już jej tam nie było. 172 chwiejnym krokiem ruszyła więc do szatni. Nogi miała jak z waty. Nie znała numeru dziewczyny, ale wiedziała, że była jej coś winna.

* * *

172 nie sądziła, by ten prysznic w czymkolwiek jej pomógł. Czuła się jeszcze bardziej brudna, z kolei żołądek skręcał się boleśnie na samą myśl o ostatnich wydarzeniach. Co kilka chwil miała ochotę się rozpłakać i z trudem powstrzymywała drżący podbródek.

Świadomość, że nic, przez co przeszła wcześniej, nie przygotowało jej na to, co działo się tutaj, spadła na nią ogromnym ciężarem. Dlatego cieszyła się, gdy zajęcia ze wstępu do medycyny okazały się tak spokojne.

W czasie tych zajęć medyk wydawał się wręcz ożywiony w porównaniu do poranka, gdy wprowadzał ich w życie Akademii, przynajmniej taki miał ton, bo spod maski widać było jedynie oczy. 172 niemal potrafiła się odprężyć. Niemal, bo gdzieś z tyłu głowy czuła, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. Mimo to pozwoliła sobie nieco rozluźnić mięśnie i przyjąć odrobinę bardziej zrelaksowaną pozę na krześle.

– …dlatego tak istotne jest, żebyście pamiętali, że najważniejsza jest dyscyplina. Jeden niewłaściwy ruch, chwila nieuwagi i zamiast poskładać nieszczęśnika, rozerwiecie go na strzępy. – Medyk urwał na moment i zawiesił wzrok gdzieś w przestrzeni, może w okolicach głowy 172. – Jakby się zastanowić, nawet ktoś obdarzony jedynie medycznym darem może okazać się zagrożeniem. Niestety głównie dla siebie i swoich kolegów.

Dziwne mrowienie rozeszło się w koniuszkach palców 172, kiedy pomyślała, że mogłaby nieumyślnie się skrzywdzić. Musiała, po prostu musiała być najlepsza. Wyeliminuje wszystko, co mogłoby ją rozpraszać, nauczy się wszystkiego, co jej każą – we wszystkim będzie przodowała. Nie widziała innej drogi.

– Zastanawiacie się, jak duża moc może w was tkwić?

Medyk złapał za leżący na pulpicie wykładowcy nóż i obrócił go w dłoniach, przechadzając się po froncie sali. Cisza, jaka zaległa w pomieszczeniu, była tak gęsta, że równie dobrze mógłby ją tym nożem siec na drobne kawałki. Oficer medyczny skaleczył się w palec. Nawet z tej odległości 172 widziała, jak na jego kciuku wykwitło kilka czerwonych kropli, ale zaraz ledwie poruszył ręką i znikły niczym w magicznej sztuczce.

172 uniosła brwi. Była zdolna do… tego?

Mężczyzna niespodziewanie przesunął ostrzem po swoim przedramieniu i uniósł je nieco; 172 wciągnęła gwałtownie powietrze, a dookoła przetoczył się pomruk zszokowanych głosów. Jasny uniform zbroczył się krwią, która zaraz chlusnęła na podłogę. Czerwień zabarwiła ubranie. Nie przejmując się tym, oficer odłożył nóż na swoje biurko. Przeciągnął dłonią po zranionym miejscu – krew tak po prostu przestawała zeń cieknąć tam, gdzie opuszki palców przesunęły się zwinnie. Medyk rozerwał i tak już zniszczony rękaw koszuli. Po ranie nie został nawet ślad.

Kolejny, tym razem pełen zachwytu pomruk, przeszedł po sali.

– Jesteście zdolni do wszystkiego, jeśli tylko odpowiednio mocno się skupicie – powiedział cicho.

Nie musiał podnosić głosu. Spijali każde jego słowo, gotowi uczyć się od niego tego, co zechciałby im przekazać.

– A teraz wyobraźcie sobie, że możecie nawet to…

Serce 172 biło dziko, gdy zarejestrowała, że kolejny raz sięgnął po nóż. Zapominając o otaczającym ją świecie, po prostu zasłoniła dłońmi usta, widząc, jak ostrze po samą rękojeść wbija się w tors. Z głuchym sapnięciem oficer wyszarpnął je z siebie, odrzucił na bok i splunął krwią. Broczyła obficie. Po nim. Po podłodze. Chlapnęło nawet na ścianę.

A potem rana zniknęła, tak jak poprzednia.

172 zdała sobie sprawę, że siedziała, wpatrując się w ten spektakl z rozchylonymi ustami, nie oddychając i w ogóle nie mrugając. Serce biło jak oszalałe, pot perlił się na skroniach. Wmurowana w siedzenie, mocno zaciskała palce na brzegu pulpitu, by utrzymać się w pionie, aż pobielały jej knykcie.

* * *

Choć reszta zajęć przebiegła bez kolejnych niespodzianek, myśli 172 odbiegły od nieprzyjemnych wydarzeń. Serce nadal biło szaleńczo, a jej wciąż wydawało się, że może miała z tych emocji gorączkę.

Lepsze to niż ciągła chęć wymiotowania.

Ponieważ dobiegał już wieczór, 172 mogła wrócić do pokoju i trochę odpocząć. Ciepły prysznic we własnym, zamkniętym pokoju dobrze podziała na spięte mięśnie. Z tą myślą zabrała jeden z podręczników, które rozdawał im medyk, i już chciała iść do wyjścia, gdy zawołał:

– 172, zaczekaj.

Stanęła jak wryta, czekając na dalsze polecenia. Uczucie radości na myśl o powrocie do pokoju w jednej chwili wyparła fala zimna. 172 była pewna, że palce jej skostniały, głos uwiązł w gardle i tak zwyczajnie miała ochotę przestać istnieć. Natychmiast.

Została zatrzymana trzeci raz. Przez trzech różnych oficerów. Pierwszego dnia.

– Podejdź tu.

Posłusznie odwróciła się w jego stronę. Zabrał jej książkę i niedbale odrzucił ją na blat. Podążyła wzrokiem za podręcznikiem, zamrugała szybko, aż wreszcie wróciła spojrzeniem do oczu medyka, bo resztę twarzy skrywała biała maska. Przyglądał się 172 przez moment, po czym sięgnął do kieszeni zakrwawionej koszuli i wyciągnął z niej coś na kształt długopisu.

Ów długopis okazał się niedużą latarką. Medyk wcisnął guzik na końcu i po chwili światło przesunęło się po gałkach ocznych 172. Od razu zacisnęła łzawiące oczy i syknęła z bólu.

– Nie ruszaj się. – Głos oficera stał się ostrzejszy. – Usiądź.

Przyciągnął stołek i 172 opadła na niego posłusznie. Siedziała wyprostowana i czujnie wpatrywała się w maskę. Co się działo? Czego od niej chciał? Dlaczego tak bardzo raziło ją światło? Uczucie irytacji niczym ucisk na gardle odbierało jej dech, kiedy nie mogła znaleźć odpowiedzi.

– Oddychaj spokojnie – padło kolejne polecenie.

Dwa palce znalazły się na boku jej szyi, gdy mierzył jej puls, patrząc na zegarek. Starała się wciągać powietrze nosem, odliczając w myślach do trzech, ale coś wewnątrz niemal wymuszało na niej, by kolejnych wdechów nabierała szybciej i szybciej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak szybko biło raz po raz podchodzące do gardła serce, jak pociły się dłonie i drżały niczym z wycieńczenia.

– Zamknij oczy. Teraz wyciągnij przed siebie ręce. Dobrze. Naprzemiennie dotykaj palcem wskazującym swojego nosa.

172 posłusznie wykonała polecenie. Palec lewej ręki trafił w policzek tuż obok nozdrzy.

– Wystarczy. – Ton medyka nadal pozostawał zupełnie wyprany z emocji.

Nie wiedziała, czy powinna się tego obawiać. Gdyby słyszała niepewność, wiedziałaby, że powinna się bać. A teraz? Teraz czuła się całkowicie bezradna. Niewiedza sprawiała, że grunt pod nogami wydawał się grząski, a każdy krok mógł być tym ostatnim.

– Idziemy – powiedział obojętnie, podał jej podręcznik i ruszył przed siebie, nawet na nią nie patrząc.

Niedługo później 172 zmierzała za nim nerwowym krokiem, starając się iść prosto, choć co jakiś czas w dziwny sposób ściągało ją na prawo. Jakby ktoś ciągnął ją za brzeg ubrania ku ziemi, ale dzielnie opierała się tej niewidocznej sile.

Wreszcie dotarli do gabinetu. Medyk przyłożył dłoń do czytnika, zamek kliknął i po chwili oboje znaleźli się wewnątrz.

– Siadaj.

Odsunął dla niej krzesło i ponownie bez słowa usiadła, tak jak jej kazał. Podążała za nim wzrokiem, starając się zrozumieć cokolwiek z tego wszystkiego. Miliony pytań kłębiły się w głowie i nie potrafiła stwierdzić, które było najważniejsze. Wszystkie wydawały się istotne po równo, a przecież jeśli odważyłaby się zadać pytanie, to tylko jedno.

Tymczasem oficer wysuwał kolejne szuflady i wyciągał z nich różne przedmioty. Ampułkę. Strzykawkę. Rękawiczki.

Ściągnął maskę i ułożył ją na blacie biurka. 172 spojrzała najpierw na nią, później na twarz mężczyzny. Wyglądał zupełnie… zwyczajnie. Jeśliby nie jego splamiona krwią koszula, nie sądziłaby, że ma przed sobą boga, który jeszcze niedawno na jej oczach oparł się śmierci, lecz nieco starszego adepta.

– Odsłoń ramię.

W końcu nie wytrzymała:

– Co się dzieje? – zapytała głosem tak słabym, że aż zaskoczyła samą siebie.

Nie to było jednak najbardziej przerażające, ale fakt, że ze wszystkich kotłujących się w niej pytań to było najzasadniejsze. 172 nie miała pojęcia, co działo się dookoła. Co działo się z nią. Świat na zmianę lekko rozmywał się i nieco wirował. Gdyby nie leżąca gdzieś przed nią strzykawka, gdyby nie to, że siedzieli w gabinecie oficera medycznego, pewnie pomyślałaby, że to ze zmęczenia. Stresu. Strachu. Czegokolwiek błahego i zwyczajnego. Łzy nabiegły jej do oczu. Tak bardzo chciała usłyszeć odpowiedź na to pytanie, ale teraz, kiedy padło, jedyne, czego się spodziewała, to nadejście ciosu.

Mimo wszystko podwinęła rękaw. Najpierw po ramieniu przesunęło się coś zimnego, a następnie igła boleśnie wgryzła się w skórę. 172 zmarszczyła brwi, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Zacisnęła zęby, sądząc, że oficer nie odpowie.

– Twoje ciało odrzuca serce.

Wielka gula urosła jej w przełyku.

Czy on właśnie… Czy powiedział… Nagle 172 zrobiło się tak słabo, że dla pewności złapała się blatu biurka. Może ten chwyt uchroni ją od upadku? Oddychała szybko, niczym spłoszone zwierzę, a świat burzył się, cegiełka po cegiełce. Co jeśli to nie ciało buntowało się przeciwko sercu, ale to serce nie chciało jej? Kolejne absurdalne pytania wpadały jej do głowy. Bezsensowne ciągi myślowe wirowały z ważnymi pytaniami o to, co tak właściwie się z nią działo, lecz nie potrafiła wyłuskać z tego chaosu niczego sensownego.

To nie działo się naprawdę.

– Jak…

– Nie drąż tego. Czasem tak jest. Trzymaj. – Podał jej blister z tabletkami. – Bierz jedną codziennie rano. Przed jedzeniem. Przyjdź do mnie do gabinetu jutro wieczorem.

Czasem tak jest, powtórzyła w myślach.

I zupełnie jej to nie uspokoiło, ale miała wrażenie, że umysł przetwarzał myśli trzeźwiej, a płuca nie zapadały się w sobie, rozpaczliwie walcząc o tlen.

Wstała, skłoniła się, a gdy już miała odejść, medyk zatrzymał ją w pół kroku:

– Zaczekaj.

Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco. Przez chwilę wyglądał, jakby się wahał. Wpatrywał się w nią intensywnie, zaciskając usta. Wreszcie przewrócił oczami, wcisnął kilka guzików na swoim smartwatchu, ściągnął go z nadgarstka i podał jej.

Zamrugała szybko i zająknęła się speszona.

– Jest ustawiony tak, by budził cię pół godziny przed zbiórką. Przed wyjściem na zajęcia otwórz kratkę wentylacyjną i tam go chowaj. A teraz idź już. Niedługo godzina oficerska, a musisz zdążyć coś zjeść.

– Ale…

– Nie zadawaj pytań. Z nikim o tym nie rozmawiaj. Idź.

Niemalże siłą wcisnął jej zegarek do rąk. Nieporadnie wsunęła go i blister tabletek do kieszeni spodni z nadzieją, że nie odstają za mocno. Myśl, że miała iść z nimi na stołówkę, była zatrważająca. Co jeśli któreś wypadnie? Co jeśli zegarek nagle zapiszczy? Ruszyła w stronę drzwi.

– Averyn, jeszcze podręcznik.

Cisza, jaka zaległa w pomieszczeniu po tych słowach, wydawała się niemal namacalna. 172 zamarła. Jak ją nazwał? Chciała spojrzeć na niego przez ramię. Jej głowa odwracała się powoli, jakby w szyi ktoś umieścił niepasujące do siebie zębatki. W końcu zobaczyła jego twarz.

172 miała wrażenie, że krew odpłynęła mu z policzków. Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa. Otworzyła usta, jednak natychmiast je zamknęła. Spróbowała odetchnąć swobodniej.

– Podręcznik. Tak – powiedziała mechanicznie.

Zabrała książkę z blatu, mocno ściskając ją drżącymi palcami.

Gdy wychodziła, medyk nie odezwał się już ani słowem.