LUST. Anais - opowiadanie erotyczne - Camille Bech - ebook + audiobook

LUST. Anais - opowiadanie erotyczne ebook i audiobook

Camille Bech

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Anais to druga część historii dwóch kobiet, matki i córki. W pierwszej czytelnik śledzi losy kurtyzany Joeleen, która podczas przyjęcia zostaje poproszona o zaopiekowanie się szczególnym gościem. Ta noc przesądza o jej przyszłości.

Druga część dotyczy losów córki Joeleen, Anais. Jej życie wygląda już zupełnie inaczej, ale również pełne jest miłości, namiętności, seksu i pożądania. Młoda dziewczyna, nie wiedząc jeszcze, czego tak naprawdę potrzebuje, miota się w poszukiwaniu erotycznych wrażeń i poczucia spełnienia. Dopiero z biegiem lat, odkrywając ciemne strony rodzinnej tajemnicy i coraz lepiej poznając samą siebie, odkrywa znaczenie prawdziwej bliskości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 173

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 7 min

Lektor: Magdalena Szybinska

Oceny
3,5 (12 ocen)
4
2
2
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Camille Bech

Anais

Opowiadanie erotyczne

LUST

Anais

Tytuł oryginału

Anais

Przełożyła: Agata Makowiecka Copyright © 2018, 2019 Camille Bech i LUST Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788726209075

1. Wydanie w formie e-booka, 2019

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą LUST oraz autora.

Anais

Opowiadanie erotyczne

Część I

Manhattan, Nowy Jork, 1959

Kiedy Joeleen przekroczyła próg luksusowego mieszkania na Manhattanie, poczuła się, jakby znalazła się w innej epoce. Ciemny parkiet i ciężkie wytworne meble były co prawda piękne, ale na pewno nie pasowały do dzisiejszych czasów. Nieco przypominały jej Jaskinię Pożądania – burdel, który dopiero co opuściła, wyjeżdżając ze swoim przyszłym małżonkiem.

To wszystko nadal wydawało jej się zupełnie nierealne. Miała wyjść za mąż, chociaż już dawno pożegnała się z marzeniami o założeniu rodziny. Przez ostatnie pięć lat wielokrotnie zadręczała się myślą, jak wytłumaczy potencjalnemu starającemu się o jej rękę, czym się dotychczas zajmowała. Jednak pan Harrison – Robert – wiedział, z czego się utrzymywała, i nie sprawiał wrażenia, jakby mu to specjalnie przeszkadzało. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Robert zerknął na nią. Nie wyglądała na zachwyconą, ale może powodem tego wcale nie był fakt, że zgodziła się wyjść za mąż za mężczyznę, który mógłby być jej ojcem i którego prawie zupełnie nie znała.

Pokazał jej pomieszczenie, które teraz miało być jej pokojem. Wypełniało je ogromne łoże z baldachimem w wiktoriańskim stylu, przy ścianie stała toaletka z wypolerowanego drewna, po której przesunęła dłonią, po czym otworzyła drzwi do przyszłej łazienki. Zgadywała, że drzwi znajdujące się tuż obok prowadzą do garderoby.

– A co z tobą, Robercie? Gdzie ty będziesz spał?

– Mój pokój znajduje się nieco dalej, w głębi korytarza. Nie lubię z nikim spać.

– Z nikim…? Przecież się pobieramy, Robercie…

Nie rozumiała tego. Jeszcze w burdelu szalał na jej punkcie, a teraz nie chce nawet dzielić z nią sypialni.

–  Oczywiście będę ci od czasu do czasu składał wizyty. Nie bądź taka przestraszona, moja droga. Jestem starszym mężczyzną, który potrzebuje zdrowego snu, a ten jest najlepszy, gdy sypiam sam.

Już prawie zaczęła żałować, że zdecydowała się z nim wyjechać, ale wtedy przypomniała sobie, jak miło spędzali wspólnie czas w pokoju szczytowym, stanowiącym część Jaskini Pożądania . Z czasem pewnie jego nastawienie też się zmieni. W końcu był przecież mężczyzną i dał jej to wielokrotnie odczuć w ostatnim czasie.  

– Już późno, Joeleen, idę spać. Spotkamy się na porannej kawie o dziewiątej. Proszę, żebyś zjawiła się punktualnie, bo później wybieram się do biura.

– Tak… tak, naturalnie.

– Dobranoc, Joeleen.

– Robercie…

Kiedy zamknął za sobą drzwi, z westchnieniem opadła na krzesło przy toaletce. Przyjrzała się sobie w lustrze. Czuła zmęczenie i było ono widoczne. Ostatnia doba była wyczerpująca. Miała nadzieję, że trochę snu sprawi, że jutro poczuje się lepiej.

Długo leżała w łóżku nie mogąc zasnąć. Co będzie robiła w Nowym Jorku? Nikogo tu nie znała, nie potrafiła też wykonywać żadnej pracy poza zaspokajaniem seksualnych zachcianek obcych mężczyzn. Umrze z nudów jeżeli będzie całe dnie spędzać w tym mieszkaniu. Spodziewała się typowego życia małżeńskiego – dzielenia sypialni i wspólnego spędzania czasu, także poza czterema ścianami.  

Musiała jednak w pewnym momencie zapaść w sen, bo obudził ją dźwięk budzika nastawionego na wpół do dziewiątej. Pospiesznie skierowała się do łazienki – nie chciała go rozczarować. A wręcz przeciwnie – liczyła, że wkrótce – jak to powiedział –  zechce złożyć jej wizytę. Z zawodowego doświadczenia wiedziała, że w intymnych okolicznościach wiele można było przeforsować. Bardzo chciała przekonać go do wspólnej sypialni, a poza tym musiała koniecznie znaleźć sobie jakieś zajęcie. Kiedy spotkali się w ogromnej kuchni, nie mogła nie zauważyć wyrazu uznania w jego oczach.

– Dzień dobry, Joeleen – przywitał się, posyłając jej coś na kształt uśmiechu.

– Dzień dobry, Robercie.

Objęła go ramionami za szyję i pocałowała w usta. Zawahał się, gdy językiem rozchyliła mu usta, ale powoli się poddał i z dużą namiętnością odwzajemnił jej pocałunek.

– Wybieram się do biura, Joeleen.

– Hmm… kiedy wrócisz do domu?

Zanim zdążył odpowiedzieć ponownie go pocałowała.

– Nie wiem. Późno, bo po pracy wybieram się do klubu.

– Klubu?  – Obrzuciła go niezrozumiałym spojrzeniem.

– Gra w karty i pogaduszki z różnymi finansistami, to taki rodzaj loży.

– Czy kobiety też tam przychodzą?

– Nie.

Czuła się rozczarowana perspektywą spędzenia całego dnia we własnym towarzystwie.

– Przyjdziesz do mnie, gdy już wrócisz do domu?

– Nie sądzę. Będzie już późno, a ja jutro muszę znowu iść do pracy.

Odsunął ją od siebie łagodnie, upił łyk kawy, a potem poszedł do swojego pokoju po neseser. Patrzyła, jak znika w windzie, która pojechała w górę, do apartamentu na najwyższym piętrze. Opadła na krzesło, walcząc ze łzami. Pomyślała o Coco i pozostałych dziewczynach z Jaskini Pożądania, i wyobrażała sobie, co teraz robiły. Było jej przykro, chociaż wiedziała, jak wiele zostało jej oszczędzone. Życie prostytutki nie zawsze było usłane różami.

Postanowiła, że wykorzysta dzień na zapoznanie się ze swoim nowym domem. Mieszkanie było piękne i nie miała wątpliwości, że musiało kosztować majątek. Niestety zupełnie nie pasowało do młodej kobiety. Stare, ciężkie meble i ciemny parkiet mimo wszystko zapewniały poczucie przytulności i z optymizmem myślała, że gdy tylko uda jej się nawiązać bardziej intymną relację z Robertem, wkrótce poczuje się tutaj jak w domu.

Robert nie ukrywał, że przede wszystkim zależy mu na kimś, kto przejmie po nim majątek, którego wielkości nawet się nie domyślała. Chciał też nauczyć ją poruszać się w finansowym światku i zadbać o to, by nie była taka bezradna, gdy zostanie z tym wszystkim sama. W jaki sposób chciał tego dokonać, nie miała pojęcia – jedyne rozliczenia, jakie do tej pory prowadziła, dotyczyły gości Jaskini Pożądania .

Siedziała w jednym z gościnnych pokoi. Urządzono je w podobnym stylu. Doliczyła się trzech pomieszczeń – jedno z pojedynczym łóżkiem, pozostałe z podwójnym. Do każdego z nich przylegała łazienka, co prawda wyremontowana, ale z zachowaniem pierwotnego stylu.

Ostrożnie otworzyła drzwi do pokoju Roberta. Przypominał jej własny, choć miał bardziej męski wystrój. Usiadła na sofie, stojącej u wezgłowia wielkiego łóżka z baldachimem. Była wygodna, choć może nieco przepastna, ale Joeleen bez problemu wyobraziła sobie, jak się na niej z nim kocha.

Następnie skierowała się do sporych rozmiarów salonu i zaczęła zaglądać kolejno do regałów i komód. Większość  zawierała książki i gazety, ale znalazła też kilka albumów ze zdjęciami. Sięgnęła po nie i usiadła na jednej z tych wielkich sof Chesterfield. Powoli przekładała strony. Zawierały rodzinne zdjęcia oraz fotografie Roberta i jego zmarłej żony, Vienny.

Musiała przyznać, że naprawdę mogła się podobać. Ona i Robert byli równolatkami i Joeleen, szczerze mówiąc, do tej pory nie bardzo wiedziała, dlaczego na następczynię żony wybrał sobie właśnie ją – młodą kobietę z kompromitującą przeszłością.

W przyszłym roku Robert będzie obchodził sześćdziesiąte urodziny. Ona sama zaledwie parę miesięcy temu skończyła dwadzieścia pięć lat, ale w przeciwieństwie do niego jej doświadczenie seksualne obejmowało mężczyzn w każdym możliwym wieku.

Może trochę z nudy, a może z zupełnie innych przyczyn czuła, że im dłużej przebywała sama, tym większą miała na niego ochotę. Miała nadzieję, że gdy wróci do domu, przyjdzie jednak do jej sypialni.

Przez resztę dnia oglądała telewizję. Zastanawiała się też, co mogłaby zjeść na kolację i gdzie on zamierza ją spożyć. Planowała go zapytać, co ma robić w ciągu dnia, po jego wyjściu do pracy. Postanowiła też, że będzie wstawała wcześniej, aby mieli czas na rozmowę przed jego wyjściem do biura.

Wzięła kąpiel i z oczekiwaniem położyła się w wielkim łóżku. Leżała nago, tak, jak lubiła najbardziej – może dlatego, że przez wszystkie lata pracy w burdelu przyjmowała gości ubrana w taką czy inną bieliznę. Zerknęła na zegar stojący na nocnym stoliku. Dochodziła pierwsza w nocy, a on nadal nie dotarł do domu. Zaczynała się niepokoić.

Musiała się prawdopodobnie zdrzemnąć, bo nagle usłyszała jego kroki, kiedy mijał jej pokój, kierując się do swojej sypialni. Może chciał najpierw wejść do łazienki zanim ją odwiedzi?

Długo leżała nasłuchując, ale nie docierały do niej żadne odgłosy, aż w końcu zasnęła i  obudziła się dopiero na dźwięk budzika. Poczuła ukłucie zawodu, kiedy dotarło do niej, że nie miał potrzeby, by spędzić z nią czas. Na tę myśl o mało się nie rozpłakała.

Nieco później spotkali się w kuchni i nie potrafiła ukryć rozczarowania i złości, co natychmiast zauważył.

– Czy coś nie tak, moja mała?

– Dlaczego do mnie nie przyszedłeś?

– Co masz na myśli…? Chodzi ci o dzisiejszą noc? Było już późno, nie chciałem cię budzić.

– Robercie, kiedy zamierzasz porozmawiać ze mną o tym, co mam tutaj robić? Zaraz przecież wychodzisz, a i wieczorem nie mamy okazji zamienić ze sobą słowa…

Gdy zaczęła płakać, wyraźnie się wystraszył. Nie miał pojęcia, że to dla niej takie ważne. Prawdę mówiąc, sądził, że z ulgą przyjęła fakt, że nie będzie musiała spędzać czasu w męskim towarzystwie.

– Ależ… Joeleen, co się takiego stało?

Objęła go ramionami za szyję i przyciskając twarz do jego piersi, rozszlochała się tak mocno, że już po chwili miał mokrą koszulę. Niedługo potem poczuł jej ciepłe dłonie na swoich plecach. Pieściła go zapalczywie i najwyraźniej nie potrafił pozostać obojętny na te próby zbliżenia.

– Muszę teraz wyjść do biura… Joeleen. Nie możemy teraz… ale przyjdę do ciebie w nocy, obiecuję, dobrze?

Pocałował ją, a potem chwycił za nadgarstki i uwolnił się z objęć.

– Robercie…

Chwycił neseser, ponownie ją pocałował i zniknął w drzwiach windy.

Otarła łzy i postanowiła, że przejdzie się po okolicy. Prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Naprzeciwko ich domu stała się mała knajpka. Szyld głosił, że nazywała się Cafe West, i Joeleen postanowiła, że właśnie tam zje dziś obiad, a potem wybierze się na zakupy do sklepu położonego obok.

Czuła się nadal nieco przytłoczona z powodu tych poważnych decyzji, jakie podjęła w zeszłym tygodniu. Zupełnie zapomniała, że właśnie wypadał trzydziesty grudnia, dopóki nie usłyszała, jak ludzie, opuszczając knajpkę, życzą sobie szczęśliwego Nowego Roku. Ciekawe, czy miał jakieś plany na ten ostatni wieczór w roku? Wróciła myślami do sylwestrów spędzanych w Jaskini Pożądania . Zazwyczaj upływały bardzo przyjemnie i smutno jej się zrobiło na myśl, że tym razem nie będzie jej tam z innymi.

Robert wrócił z biura wcześnie, to znaczy około piątej. Spojrzał z uznaniem na kolację, którą przygotowała.

– Nie miałem pojęcia, że potrafisz takie rzeczy.

Kiedy stała przy kuchence, podszedł i pocałował ją w kark, a ona poczuła się jak we śnie.

– To prawda, Robercie, nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

Poczuła jego dłonie na swoich biodrach i przez chwilę miała wrażenie, jakby walczył z ogarniającym go pożądaniem. Zapytała go, jak minął mu dzień, a on wyjaśnił, na czym polega jego praca.

– Nauczysz się tego wszystkiego, Joeleen. Uczynię z ciebie najlepszego inwestora akcyjnego na całym Manhattanie. Zaczniemy zaraz po ślubie.

Zaśmiała się. Nie miała wątpliwości, że zarówno jego praca, jak i marzenie o powiększeniu majątku i przekazaniu fortuny, pochłaniały go bez reszty.

– Robercie, tak się cieszę, że jesteś ze mną w domu. Chwyciła ponad stołem jego dłoń.

– Naprawdę?

Nieśmiało uniósł wzrok znad talerza i gdy ich spojrzenia się zetknęły, uświadomiła sobie, że pewnie nie wierzył w to, aby żywiła do niego jakiekolwiek uczucia.

– Tak… bardzo. Tęskniłam za tobą.

Wstała, aby uprzątnąć ze stołu, a on skierował się do swojego pokoju, w którym zamierzał przejrzeć gazety. Napawała się rolą pani domu, a myśl o tym, że będą razem, sprawiała, że nie opuszczała jej odwaga. Była przyzwyczajona do poruszania się w patriarchalnym świecie. Obsługiwała mężczyzn przez całe swoje dorosłe życie, a teraz miała tylko jednego, do którego potrzeb musiała się dopasować.

Kiedy nieco później przyniosła mu kawę do pokoju, spojrzał na nią z wyrazem, który mógł świadczyć o miłości.

– Dziękuję, Joeleen… to miło z twojej strony.

Usiadła na krześle stojącym po drugiej stronie wielkiego biurka. Najpierw nieco nieporadnie potarł wąsy, a potem odłożył gazetę.

– No, moja droga, co powiesz na ślub ostatniego dnia tego roku?

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się tego.

– Robercie, przecież to już jutro… nie ma mowy, żebyśmy zdążyli.

Zaniósł się swoim serdecznym śmiechem i zrobiło jej się miło na sercu, gdy dostrzegła ciepłe spojrzenie jego brązowych oczu.

– Trochę już przygotowałem. Coco pojawi się z twoją sukienką, spędzimy wieczór razem z nią i panem Lafayette… tylko nasza czwórka. Czy to ci odpowiada?

Jej oczy błyszczały. Coco… pan Lafayette… dwoje ludzi, którzy stali się dla niej najważniejsi w ostatnich latach.

– Coco? Przyleci tutaj? Przecież zawsze świętują nadejście Nowego Roku w Jaskini Pożądania.

– Zgodzili się. Wszystko już przygotowane… oczywiście jeżeli nadal chcesz za mnie wyjść?

– Och, Robercie! Pewnie, że chcę!

Wstała i podeszła do niego, po czym uklękła przed jego fotelem i położyła mu głowę na kolanach. Głaskał ją po długich, jasnych włosach. Joeleen okazała się cudowną kobietą i cieszył się, że wkrótce będzie nosiła jego nazwisko.

Uniosła do góry twarz, niepewna, na ile może sobie pozwolić. Z pewnością nie był przyzwyczajony do takiej swobody w zachowaniu jak ona. Sprawiał wrażenie, jakby czytał w jej myślach – pociągnął ja w górę i ich usta spotkały się w długim, namiętnym pocałunku.

– Idź teraz do siebie, Joeleen – wyszeptał ochrypłym głosem. – Zaraz do ciebie przyjdę.

Pełna oczekiwania rozbierała się w zaciemnionym pokoju. Wreszcie zdarzy się coś, co jest jej dobrze znane – coś, co potrafi i w czym czuje się pewnie – i ta świadomość napełniła ja spokojem. Robert wydawał się miły, lubiła jego towarzystwo i myśl o tym, że już za chwilę się do siebie zbliżą, rozgrzewała ją od środka.

Przyszedł do jej sypialni kwadrans później i kiedy kładł się obok, odchyliła kołdrę i poczuła na skórze dotyk jego ciała.

– Robercie – wyszeptała, zanim objęła go ramieniem i przytuliła się do niego.

Pocałował ją delikatnie, przesuwając dłonią po jej ciele, i już po chwili zaczęła niecierpliwie oddychać. Czuła, jak rósł i napierał na jej podbrzusze, a wtedy uniosła nogę i obejmując go nią za biodro, przycisnęła go do swojego łona.

– Joeleen… naprawdę tego chcesz?

– Tak… tęskniłam za tobą – wyszeptała w mroku.

Nie wydawał się przekonany. Czy to możliwe, żeby młoda, piękna kobieta naprawdę chciała się z nim kochać? W burdelu też sprawiała przekonujące wrażenie, więc może… a jeżeli nie, to bez wątpienia musiała być znakomitą aktorką.  

Kiedy niespiesznie wsunął palec między jej wargi sromowe, poczuł jaka jest mokra. Cicho pojękiwała przy jego szyi, cały czas próbując przylgnąć łonem do jego dłoni. To nie wyglądało na zwykłą grę – była naprawdę bardzo mokra i z podniecenia, gdy masował jej łechtaczkę, ugryzła go lekko w płatek ucha.

– Robercie… uuhm, to cudowne – wymamrotała i to go jeszcze bardziej pobudziło.

Wsunął teraz w nią dwa palce i gdy zaczął nimi poruszać, zauważył że posapywała coraz mocniej. Jej cudowne piersi huśtały się lekko w rytm jej wijących ruchów, a wtedy pocałował ją namiętnie i pożądliwie.

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał podnieconym głosem.

– Uuhm, tak… Robercie… wejdź we mnie, chcę cię poczuć…

Z pewnym trudem ułożył się na niej, a wtedy rozchyliła nogi i mocno ściskając jego nabrzmiałego penisa, wprowadziła go na miejsce, do swojego wnętrza.

– Chodź – wyszeptała. – Chcę go poczuć.

Nie był przyzwyczajony do takiej bezpośredniości, ale go podniecała. Wsunął się do środka i poczuł ten miękki jak jedwab dotyk, gdy jej mokre wargi sromowe zacisnęły się na jego prąciu.

– Joeleen… – jęknął i po chwili zaczął się w niej poruszać. Od czasu do czasu robił przerwy na pocałunki, a wtedy zamierał w bezruchu i delektował się doznaniami. Pachniała cudownie i taka też była.  Nie tylko piękna, ale też wspaniała jako człowiek.

– Chcę na tobie usiąść, skarbie – wyszeptała między pocałunkami, a wtedy się z niej wysunął i położył na plecach pośrodku wielkiego łoża. Pokój był tylko nieznacznie oświetlony od ulicznych latarni. Zobaczył wyraźne kontury jej niesamowitego ciała, gdy się ochoczo na nim usadowiła, a potem nadziała się na niego.

– Robercie – wysapała. – Oooch, to fantastyczne…tak… ooch…

Położył dłonie na jej piersiach i zaczął je masować. Zwiększyła tempo i odchyliła się do tyłu, żeby pomasować mu jądra.

– Ooo, tak… Joeleen… moja mała dziewczynka…

Nie trwało długo, zanim poczuła te dobrze sobie znane wibrujące skurcze, gdy jej pochwa zamykała się na jego penisie podczas zbliżającego się orgazmu. Rzucała głową we wszystkie strony i mocno go ujeżdżała, ochrypłym głosem oznajmiając mu, że za chwilę dojdzie.

Podobnie jak wcześniej, zdziwiło go to. Vienna najwyraźniej nigdy nie przeżyła z nim orgazmu przez te wszystkie lata ich małżeństwa… ale ona w żadnym stopniu nie przypominała przecież Joeleen… zupełnie nie. Joeleen była najwyraźniej stworzona do seksu. Lubiła to i z całą pewnością się tego nie wstydziła. Kiedy dochodziła, z podziwem i fascynacją przyglądał się jej zmysłowej, niemal egzotycznej mimice.

Gdy się nieco wyciszyła po fali orgazmu, zaczęła go ochoczo całować. Jej pełne usta były nadal wilgotne, lekko kiwała się na nim do przodu i do tyłu, aby po chwili uwodzicielskim tonem zapytać go, na co miałby ochotę.

– Mam go wziąć do ust, skarbie?

Wprawiła go w zakłopotanie tym bezpośrednim pytaniem, ale udało mu się wydukać, że właśnie tego chce.

Powoli wysunęła się z niego, a potem uklękła obok i zaczęła ostrożnie badać językiem jego żołądź. Robert najwyraźniej nie był przyzwyczajony do tego rodzaju pieszczot i gdy wsunęła  penisa do ust, nie potrafił powstrzymać pomruku uznania.

Obciągała mu z takim zapałem i zaangażowaniem, że poczuł się głęboko poruszony, i jeżeli do tej pory nie zakochał się jeszcze w tej blond piękności, to stało się to właśnie teraz.

Nie potrafił się już kontrolować, czuła to, gdy przyciskał się do jej twarzy. Jego oddech zrobił się ciężki, dlatego wiedziała, że jeżeli chce na coś jeszcze liczyć dzisiejszego wieczoru, musi teraz przestać. Położyła się na plecach i rozwarła nogi. Kiedy przed nią ukląkł, uniosła nogę i położyła ją na ramieniu mężczyzny, pozwalając mu wsunąć się do środka. Miał poważny wyraz twarzy, ale zauważyła, że jego brązowe oczy płoną z pożądania.

– Oooch, Robercie… tak, weź mnie, bierz mnie!

Zdjął jej stopę z ramienia i położył na prześcieradle, a kiedy lekko przewróciła się na bok, dosiadł jej z nieznaną sobie gwałtownością.

– Tak! – krzyczała. – Tak… Robercie…oooch…  uuuh, uuuhm.

Czuła mrowienie w całym podbrzuszu i chwyciła się poduszki, czując jak zbliża się kolejna fala orgazmu. – Dochodzę, Robercie… dochodzę…oooch…oooch!

Gdy poczuł, jak się na nim kurczowo zaciska, wydał z siebie ochrypły ryk. Już nie potrafił się powstrzymać… i wypełnił ją spermą, przysłuchując się z upojeniem, jak pojękuje z rozkoszy.

– Joeleen... oooch…

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.