Łgarz - Diana Brzezińska - ebook + audiobook + książka

Łgarz ebook

Diana Brzezińska

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Aleksander i Agata powracają w trzecim tomie serii, aby odkryć prawdę, która przez ponad dekadę pozostawała w ukryciu!

Wieczór kawalerski, spływ kajakowy, jeden trup i sześć osób, które uparcie twierdzą, że nie mają pojęcia, co się wydarzyło. Po ponad dziesięciu latach odnaleziono szczątki mężczyzny. Aleksander i Agata, mając do dyspozycji jedynie stare akta, muszą odkryć, co tak naprawdę się wtedy stało.

To niejedyne śledztwo, które angażuje ich uwagę. Tajemniczy blog, na którym pojawiają się mrożące krew w żyłach wpisy, zdaje się być czymś więcej niż tylko wymysłami internauty. Czy autor bloga zdradza swoje plany zbrodni, czy prowokuje czytelników do działania?

W obu sprawach nic nie jest takie, jak się wydaje, a prawda wyłania się z najmniej oczekiwanych miejsc.

Diana Brzezińska – pisarka, prawniczka, mediatorka, asystentka w Katedrze Studiów nad Bezpieczeństwem INoPiB Uniwersytetu Szczecińskiego. Autorka, która sprzedała już 100 000 egzemplarzy książek. Miłośniczka wszelkich zagadnień kryminalistycznych, dobrej literatury i jazdy konnej. Od lat biega po sądach, budynkach prokuratur, komisariatach i zakładach karnych, zgłębiając niezliczone śledztwa i badając popełnione w Polsce zabójstwa

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 284

Data ważności licencji: 4/23/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Diana Brzezińska

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025

Wydawca prowadzący: Ewelina Tondys

Redakcja tekstu: Elżbieta Kot

Adiustacja, korekta: Pracownia 12A

Promocja i marketing: Zuzanna Molińska

Projekt okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Fotografia autorki: Przemysław Górecki

ISBN 978-83-8135-554-4

www.otwarte.eu

Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

Mojemu Mężowi za rzucenie mi kryminalnego wyzwania

CZĘŚĆ I

Zastanawiałeś się kiedyś nad motywacją sprawców zabójstw? Dlaczego ktoś zabija? Czy zawsze zabójstwo jest dla niego opłacalne? Jakie emocje nim kierują? Chęć zaspokojenia popędu? Być może robi to dla pieniędzy? A może to czysta, zimna kalkulacja?

Co musi się stać, żeby doszło do przekroczenia granicy człowieczeństwa? Mówiłem ci już o badaniach Bussa, o naturalnych skłonnościach ludzkiej natury. Rozmawialiśmy o tym, czym różni się zabicie pająka od zabicia człowieka. Teraz jednak chcę przenieść naszą dyskusję jeszcze głębiej.

Myślałeś kiedyś o tym, co ciebie skłoniłoby do zabójstwa?

Co musiałoby się stać, żebyś wziął nóż i wbił go komuś w klatkę piersiową? Zbyt drastycznie? To może wyobraź sobie, że dosypujesz komuś trucizny do napoju. Dlaczego to robisz? Co tobą kieruje? Jaka jest twoja motywacja?

Drażnię cię? W każdej chwili możesz przestać czytać moje zapiski. Zresztą i tak zbliżamy się już do końca. Do momentu, w którym podejmę decyzję, czy sam jestem w stanie zabić i czy jest to dla mnie dobre rozwiązanie.

ROZDZIAŁ 1

Sylwestrowa noc w tym roku była chłodna. Śnieg nie przestawał przyjemnie prószyć, tworząc prawdziwie zimowy krajobraz. Komendant miejski policji Kacper Zarzyc­ki miał na sobie długi zimowy płaszcz, a pod nim elegancki garnitur. Pomagał żonie wysiąść z taksówki, gdy rozległ się dzwonek jego telefonu. Niechętnie zerknął na wyświetlacz, na którym widniało nazwisko „Królikowski”. Odrzucił połączenie, ale przyjaciel zadzwonił ponownie.

– Nawet nie myśl, że zmarnujesz mi ten wieczór – syknęła Laura Zarzycka. – Jesteśmy umówieni ze znajomymi.

– Wiem przecież, wiem.

Zarzycki zmiął w ustach przekleństwo. Jego telefon nie przestawał wibrować. Czuł na sobie wyczekujące spojrzenie żony. Spojrzał na telefon, tym razem Królikowski wysłał esemes: Jestem z drugiej strony budynku. Musimy pogadać.Pilne.

– Rafał jest tuż obok – powiedział Zarzycki. – Ma jakiś pilny temat.

– I to nie może poczekać do nowego roku? – spytała zniecierpliwiona Zarzycka.

W czasie tej wymiany zdań na telefon komendanta przyszło jeszcze kilka ponaglających wiadomości.

– Najwyraźniej nie – powiedział Zarzycki. – Wejdziesz sama? Przyjdę najpóźniej za kwadrans.

Kobieta niecierpliwie tupnęła nogą. Mąż jednak w żaden sposób na to nie zareagował, po prostu na nią patrzył. Szukał w jej twarzy resztek wyrozumiałości. Wiedział, że każda taka sytuacja negatywnie wpływa na jego małżeństwo, ale nie potrafił się powstrzymać. Praca zawsze stanowiła dla niego priorytet.

– Nie więcej niż kwadrans – powtórzył Zarzycki.

– Dobra.

Komendant ucałował żonę w czoło i szybkim krokiem ruszył w kierunku wskazanym przez Królikowskiego. Już z daleka zauważył jego czarne audi. Naczelnik opierał się o nie plecami i cały czas wysyłał do niego ponaglające wiadomości.

– Jestem – oznajmił Zarzycki.

Naczelnik podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się.

– Uuuuu… Chyba przeszkodziłem w czymś bardzo ważnym. –Rafał Królikowski się zaśmiał.

Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Znali się jeszcze z czasów szkoły policyjnej. Bez przerwy trzymali się razem, stanowiąc specyficzny duet. Królikowski był skupiony całkowicie na pracy. Lubił być w terenie i nienawidził uczyć się nowych rzeczy. Z kolei Zarzyckiego zawsze interesowało tylko to, by piąć się coraz wyżej. Uwielbiał również wprowadzać wszelkie możliwe innowacje i udogodnienia. Obaj zyskiwali na takiej współpracy, uzupełniali się.

– Jest sylwester, a ja mam wolne – mruknął Zarzycki. – Lepiej, żeby to było coś ważnego.

– Niestety jest.

– Jakiś karambol? – spytał Zarzycki. – Zagrożenie terrorystyczne?

– Po prostu musisz to zobaczyć.

Wsiedli razem do samochodu. Dopiero wtedy Królikowski sięgnął na tylne siedzenie po papierową teczkę, która zawierała protokół z sekcji zwłok, wykonanej kilka dni temu.

– Jeśli to nie jest zabójstwo prezydenta naszego miasta, to wracam na bankiet – ostrzegł Zarzycki. – A tobie odpłacę za zepsucie zabawy i…

– O ile wiem, prezydent miasta jeszcze żyje, chociaż pewnie nie potrwa to długo, jeśli rozkopie jeszcze kilka ulic, tak jak ma to w planach – mruknął Królikowski. – Ta sprawa jest dla nas ważniejsza. Obiecaliśmy, że ją rozwiążemy.

Zarzycki obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem. W końcu jednak wziął od niego teczkę i otworzył protokół. Początkowo przejrzał zdjęcia. Przedstawiały kompletne zeszkieletowane zwłoki. Na zdjęciach oprócz kości dojrzał również torbę sportową, wyglądała na bardzo zniszczoną, na lewym boku widoczne było spore rozcięcie.

– Czyje to zwłoki? – spytał Zarzycki.

– Po prostu czytaj.

Komendant pobieżnie przejrzał protokół sekcji zwłok. Szkielet należał do mężczyzny w wieku maksymalnie trzydziestu lat, który zmarł około dziesięciu lat temu. Niemożliwe było ustalenie przyczyny śmierci, ale lekarz zwrócił uwagę na uszkodzenie czaszki, które mogło powstać od uderzenia narzędziem rąbiącym, na przykład siekierą. Ciało zostało znalezione w lesie w okolicach Reska. Było schowane w ortalionowej torbie sportowej i zakopane.

– Powiesz mi w końcu? – zapytał Zarzycki.

– Zwłoki z Reska sprzed dziesięciu lat – podkreślił Królikowski. – Naprawdę nic ci to nie mówi?

Komisarz wpatrywał się wyczekująco w swojego przyjaciela. Na jego twarzy nie widział jednak żadnych oznak zrozumienia. Zarzycki zupełnie nie kojarzył sprawy. On za to pamiętał ją doskonale. Obaj złożyli wtedy obietnicę bez pokrycia.

– Tragiczny wieczór kawalerski w Resku, jedenasty sierpnia dwa tysiące trzynastego roku. Ponad jedenaście lat temu – przypomniał Królikowski. – Tamtego dnia na spływ wypłynęło siedem kajaków, do bazy wróciły jedynie dwa. Ostatecznie odnalazło się sześciu z siedmiu uczestników.

Zarzycki ponownie spojrzał na zdjęcia zwłok. Pogrzebał tę sprawę w pamięci na długie lata. Zajął się nowymi sprawami, które były możliwe do rozwiązania, później swoim awansem. Nigdy do niej nie wracał aż do teraz. Nie chciał pamiętać. Wiedział jednak, że jego przyjaciel co najmniej raz w miesiącu przez te wszystkie lata sprawdzał bazy zaginionych. Chciał spełnić obietnicę daną babci chłopaka i sprowadzić go do domu.

– To Marcel Gromski? – spytał Zarzycki.

– Tak, dzisiaj przyszły wyniki badań DNA – potwierdził Królikowski. – Wreszcie go znaleźliśmy. Wiemy, co się z nim stało. Nie zginął przypadkowo. Ktoś go zabił. Pewnie jeden z uczestników wieczoru kawalerskiego.

– To wręcz nierealne… Jak go znaleźli?

– Ośrodek kajakowy się rozrasta, dostali jakieś dofinansowanie z Unii i zaczęli kopać w okolicy – wyjaśnił Królikowski. – Dostaliśmy drugą szansę, rozumiesz?

Komendant pokiwał głową. Uśmiechnął się lekko.

– Zwołaj na jutro zebranie grupy śledczej – polecił.

– Chcesz pracować w Nowy Rok? – spytał zaskoczony Królikowski.

– Ta sprawa zdecydowanie zbyt długo czekała na swój finał.

ROZDZIAŁ 2

Nowy rok zawsze kojarzył jej się z otwarciem nowego rozdziału w życiu. Stanowił szansę na wprowadzenie w nim gruntownych zmian. Był dobrą okazją do przemyślenia swoich nawyków i związków z innymi ludźmi. Hasło „nowy rok – nowa ja” zawsze traktowała niezwykle poważnie. Skibińska stała teraz przed swoim blokiem, co jakiś czas pocierając zmarznięte dłonie. Zima w tym roku zdecydowanie dopisała.

– Mamo, zaraz będzie północ! – wykrzyknął Kacper.

Skibińska z uśmiechem skinęła głową. W dalszym ciągu nie wierzyła w swoje szczęście. Nie dość, że dostała wolne w pracy w sylwestra i Nowy Rok, to jeszcze jej były mąż zgodził się, by ich syn spędził ten czas właśnie z nią. Sam był teraz zajęty szykowaniem pokoju dla nowego dziecka i zbliżającym się porodem swojej kochanki, nie miało to już jednak dla niej znaczenia. Żyła chwilą.

– Dziesięć… Dziewięć… Osiem… – zaczął odliczać Kacper. – Mamo, dawaj ze mną!

– Siedem… Sześć… Pięć… – dołączyła Skibińska.

– Cztery… Trzy… Dwa… Jeden! – wykrzyknęli wspólnie.

Kobieta przyciągnęła do siebie syna. Wspólnie stali przed blokiem i patrzyli na wybuchy fajerwerków. W centrum miasta były one bardzo dobrze widoczne. Syn pociągnął ją za rękaw i wskazał wielokolorową fontannę na niebie. Oczy błyszczały mu ze szczęścia. Sylwester był jednym z jego ulubionych dni w roku.

– Wszystkiego dobrego na nowy rok, synku – powiedziała Skibińska.

Kacper odwrócił się do niej i uśmiechnął szeroko.

– Wszystkiego naj, mamusiu.

Na dworze spędzili jeszcze kwadrans, a kiedy większość fajerwerków zgasła, wrócili do mieszkania. Kacper niemal od razu zajął miejsce przy stole, czekał na gorącą czekoladę, która stanowiła ich mały noworoczny rytuał. Skibińska zajęła się przygotowywaniem napoju.

– Mamo…

– Tak?

– Bo tata sobie kogoś znalazł i… tak się zastanawiałem, czy ty też? – spytał Kacper.

– Nie bardzo, kochanie – odpowiedziała Skibińska. – To nie jest mój priorytet.

– A co nim jest?

Kobieta się uśmiechnęła. Zamieszała czekoladę razem z mlekiem w rondelku i odwróciła się do syna.

– Na pierwszym miejscu zawsze będziesz ty, a potem moja praca.

– Ale co z twoim życiem prywatnym? – dopytywał Kacper. – Tata mówił, że rozstaliście się przez to, że nie masz balansu.

Skibińska w myślach trzykrotnie przeklęła swojego męża.

– Kochanie, ludzie są różni. Każdy z nas poszukuje swojego miejsca na ziemi. Ja swoje chwilowo dzielę pomiędzy ciebie a pracę – odpowiedziała Skibińska. – A tata, cóż… To jest jego światopogląd. Rozstaliśmy się nie przez moją pracę, tylko dlatego, że nie mogliśmy się porozumieć.

– Niby tak, ale…

– Ale co?

Przelała gorącą czekoladę do dwóch kubków, dodała bitej śmietany i posypała ją cynamonem.

– Z kimś się spotykałaś, prawda? – drążył Kacper.

Kobieta wywróciła oczami. Kwestia jej ostatnich związków była ostatnią rzeczą, o której chciała dyskutować ze swoim synem. W minionym roku nie dokonywała najlepszych wyborów. Najpierw młodszy mężczyzna, który pracę przedkładał nad życie osobiste, później wycofany i zamknięty w sobie psychopata, który mógł być zamieszany w zabójstwo swojej żony.

– Dobra, a czemu o to pytasz? – odparła Skibińska.

Usiadła obok syna i przyjrzała mu się uważnie. Chłopiec nerwowo kręcił się na krześle. Nie patrzył na nią.

– Chciałbym, żebyś była szczęśliwa – powiedział. – Ja tu rzadko jestem, potrzebujesz towarzystwa.

Skibińska się roześmiała. Odgarnęła włosy z czoła syna i pocałowała go.

– Mam ciebie, często rozmawiamy, czekam na każde spotkanie. Jestem teraz naprawdę szczęśliwa – wyjaśniła. – Fakt, fajnie byłoby z kimś być, ale nic na siłę. Rozumiesz? Wcześniej czy później sobie kogoś znajdę, ale to bez znaczenia. Nawet jeśli nie, to nigdy nie jestem sama, bo mam ciebie, rozumiesz?

– No tak, ale…

– Nie ma żadnych „ale” – ucięła. – Pij czekoladę, a później czas spać. Jutro po śniadaniu pójdziemy na lodowisko, jak pogoda dopisze, co ty na to?

– Tak!

ROZDZIAŁ 3

Ostatnie trzy dni Aleksander Lewis spędził u swoich rodziców na wsi. Wcześniej przez dwa tygodnie był we Włoszech. Zazwyczaj w okresie zimowym wybierał miejsca, gdzie nie było śniegu, ale jednocześnie nie był narażony na zbyt wiele słońca. Unikał jednego i drugiego, nie lubił skrajnych temperatur. Najlepiej czuł się w umiarkowanym klimacie. Teraz był w swoim niewielkim mieszkaniu przy Wałach Chrobrego. Siedział przy stole i przeglądał treść jednego z nietypowych blogów. Natrafił na niego przypadkowo i nie potrafił oderwać się od tych treści. Już sam adres był intrygujący. Nikt normalny nie zdecydowałby się na www.zabicczynie.pl.

– Co to jest? – spytała po angielsku Nicole Taylor.

Kobieta podeszła do niego, usiadła na kanapie i objęła go od tyłu, przytulając się całym nagim ciałem.

– Mój nowy projekt – odparł Lewis. – Hobbystyczny.

– Co to znaczy? – zapytała Taylor, wskazując na na-główek.

– Zabić czy nie? – przetłumaczył Lewis.

– To tytuł bloga? – spytała zaskoczona Taylor.

– Obserwuję ten blog od jakiegoś czasu. Zaintrygował mnie od pierwszej chwili. Ta nazwa, wpisy – przyznał Lewis. – Oceniam go pod kątem realności. Czy to wyrafinowany żart? Nastoletnia zabawa? Eksperyment społeczny? A może najprawdziwsza prawda?

– I co myślisz? – zagadnęła Taylor.

Lewis dał jej znak, żeby chwilę poczekała. Odnalazł pierwszy wpis na blogu, który pochodził sprzed prawie roku.

– Zamknij na chwilę oczy. Po prostu to zrób, okej? Widzisz pająka. Zabijasz go. Nieważne, jaki masz powód. Możesz się go bać ty albo ktoś z twoich bliskich, brzydzisz się nim, irytuje cię, że wszedł na twój teren, wierzysz, że jego zabicie sprowadzi deszcz albo po prostu bawi cię, gdy odrywasz mu wszystkie nóżki. Nieważne. Tak czy inaczej zabijasz go. Jak się z tym czujesz? Czy to ma jakikolwiek wpływ na twoje życie? A teraz wyobraź sobie, że stoi przed tobą człowiek. Możesz się go bać ty albo ktoś z twoich bliskich, możesz się nim brzydzić, może cię irytować, krzywdzenie go może stanowić dla ciebie frajdę albo wyobrażasz sobie, że zabicie go może coś zmienić, dać ci nadprzyrodzoną moc. Nieważne – tłumaczył Lewis. – Masz go zabić, tak jak tego pająka wcześniej. Jak się z tym czujesz? Wahasz się czy podejmiesz ryzyko?

Taylor milczała dłuższą chwilę, zbierając myśli. Wpis był niepokojący, co do tego nie miała wątpliwości. Ale jednocześnie dla niej brzmiał jak zwykły filozoficzny bełkot. Nigdy nie przepadała za analizami samego tekstu. Potrzebowała człowieka, żeby zobaczyć na własne oczy jego stosunek do treści, które tworzył.

– Niepokojące – przyznała. – Ale… to zwykły bełkot.

– No właśnie nie do końca – odparł Lewis. – Treści pojawiają się stosunkowo regularnie. Autor opowiada o zabójcach, analizuje ich zachowanie, sposób myślenia, motywy, które nimi kierują. Część z tych informacji jest sztampowa, ale trzeba zadać sobie trochę trudu, żeby zdobyć tę wiedzę. Powołuje się również na badania Davida Bussa, co wskazuje, że śledzi temat na różnych płaszczyznach. I wreszcie cały czas dąży do odpowiedzi na jedno drażliwe pytanie: co musi się stać, żeby podjąć decyzję o zabiciu innej osoby?

– Myślisz, że to coś w rodzaju spowiedzi przyszłego zabójcy, który potrzebuje uzewnętrznienia swoich myśli?

– Mniej więcej – przyznał Lewis. – Mam wrażenie, że to osoba w wieku około trzydziestu lat, może więcej, ale raczej nie mniej. Znajduje się w głębokim kryzysie życiowym, uwięziona w dysonansie poznawczym. Jakieś wydarzenie sprawiło, że człowiek dotychczas żyjący zgodnie ze swoimi zasadami, skupiony całkowicie na własnym życiu pomyślał o tym, żeby odebrać życie konkretnej osobie. Prawdopodobnie takiej, która go w jakiś sposób zraniła, choćby pośrednio ucierpiał przez jej decyzje. Nie może o tym z nikim porozmawiać, bo jest sam albo czuje, że nikt w jego środowisku nie zrozumiałby jego rozterek. Z tego względu publikuje je w sieci. Powoli prowadzi czytelników przez meandry swojego zagubionego umysłu.

Kobieta usiadła obok niego. Zaczęła delikatnie przesuwać palcem po jego nagim udzie.

– To, co sugerujesz, to prawdziwe szaleństwo – podsumowała.

– Dowiemy się tego, gdy moje przewidywania okażą się prawdą i kogoś wreszcie zabije. Tymczasem nie ma co o tym myśleć.

Lewis odwrócił się do kobiety. Wplótł dłonie w jej włosy i pocałował ją w szyję, schodząc ustami niżej. Taylor przygryzła dolną wargę i przycisnęła jego głowę jeszcze mocniej do swojego nagiego ciała.

– Rzadko rozumiem to, co robisz – przyznała.

Mężczyzna nie zareagował. Zatrzymał się teraz na dłużej przy jej obojczyku. Delikatnie znaczył językiem jego krzywiznę.

– Nie rozumiem, dlaczego chciałeś, żebym zadzwoniła do Skibińskiej. Zrobiłam dokładnie to, o co prosiłeś, zasiałam w niej ziarno niepewności. Myślę, że na tyle głęboko, że przeszukuje teraz wszystkie możliwe fora internetowe na temat zabójstwa Susan Lewis, ale… nie wiem dlaczego – powiedziała Taylor. – Dlaczego chcesz, żeby myślała, że jesteś zabójcą?

Lewis się zaśmiał. Zadrżała, czując jego ciepły oddech na swoich nagich piersiach. Uwielbiała ich namiętne wieczory. Na pierwszą randkę poszli, jeszcze zanim rozpoczął pracę w jej wydziale. Miała zasadę, że nigdy nie spotykała się z mężczyznami z pracy, ale jego nie potrafiła sobie odpuścić. Nawet jeśli nie mogła oczekiwać niczego więcej niż seks i rozmowy na drażliwe tematy.

– Chciałem, żebyś to ty zadzwoniła, bo wcześniej podejrzewałaś mnie o zabicie Susan. Wypadłaś dzięki temu bardzo wiarygodnie – przyznał Lewis. – Ale powody mojej prośby niech zostaną dla ciebie tajemnicą…

– O nie! Nie będziesz mnie tak łatwo zbywał – zaprzeczyła Taylor. – Powiedz, o co chodzi.

– Chcę, żeby cały czas czuła niepokój w mojej obecności – odparł Lewis. – Jestem ciekawy, jak zareaguje, jakie będą jej dalsze kroki, czy odważy się mnie o to zapytać, czy zdecyduje się z tobą skontaktować, a może po prostu przejdzie nad tym do porządku dziennego, jak ty.

– Bawisz się nią.

– Tobą też w jakiś sposób, prawda? – skwitował Lewis.

– A może to ja cię wykorzystuję? – mruknęła Taylor. – Czekam, aż się odsłonisz i opowiesz mi o tym, jak zabiłeś Susan.

– Nadal mnie podejrzewasz?

– O zabójstwo? Nie, inaczej by mnie tutaj nie było – odpowiedziała Taylor. – Ale…

– Ale…? – podchwycił Lewis.

– Myślę, że wiesz, co się stało tamtej nocy.

– Może – przyznał Lewis. – Może tak, może nie.

Mężczyzna pchnął ją lekko. Taylor opadła plecami na miękką kanapę. Oblizała usta i chwyciła mocniej poduszkę za głową, kiedy Lewis ponownie przytknął usta do jej piersi, a później zaczął schodzić coraz niżej.

ROZDZIAŁ 4

Skibińska nie mogła spać. To była już kolejna noc, kiedy budziła się co kilka godzin. Koło siódmej rano się poddała. Zajrzała do pokoju, w którym spał jej syn. Kacper mocno wtulał się w poduszkę. Przymknęła drzwi i ruszyła do aneksu kuchennego. Przygotowała sobie aromatyczną kawę, a później usiadła na kanapie w salonie. Otworzyła laptop i po raz setny wpisała to samo hasło: „Susan Lewis murder, 2023”.

Początkowo zamierzała zignorować rozmowę z Nicole Taylor. Policjantka nie brzmiała dla niej dostatecznie wiarygodnie. Nie chciała podejrzewać Lewisa o zabójstwo byłej żony, to było irracjonalne. A jednocześnie ta informacja cały czas z nią była. Nie potrafiła się od niej uwolnić. Utrudniało jej to też kontakty z Lewisem. Wykręcała się od każdej propozycji spotkania. Ostatecznie, kiedy oznajmił jej, że wyjeżdża na urlop, przyjęła to z ulgą. Od tamtej pory nie kontaktowali się w żaden sposób.

Skibińska upiła kilka łyków kawy. Przebiegła wzrokiem po kolejnym artykule. Każdy z nich przeczytała kilka razy. Interesowały ją też dyskusje na forach internetowych. Ludzie mieli wiele teorii spiskowych, w kilku z nich pojawiał się motyw byłego męża albo kochanka. Sama Susan Lewis nie była anonimową mieszkanką Londynu. Była lekarzem psychiatrą, często wypowiadała się w mediach, występowała w podcastach i brała udział w kilku kampaniach społecznych.

Według artykułów w prasie została znaleziona martwa 22 sierpnia 2023 roku w swoim mieszkaniu. Sprawca najprawdopodobniej najpierw uderzył kobietę czymś ciężkim w głowę, a później wbił jej nóż w klatkę piersiową. Jedno celne uderzenie. Narzędzie zbrodni zabrał ze sobą. Nie było żadnych śladów włamania. Susan mogła sama kogoś wpuścić do mieszkania, bo znała sprawcę i nie wzbudzał w niej podejrzeń, albo sprawca miał klucz, innej opcji nie było. Sąsiedzi deklarowali, że nie słyszeli niczego podejrzanego. Na tym piętrze znajdowały się jeszcze trzy mieszkania. Ściany były na tyle cienkie, że gdyby kobieta krzyczała, kogoś by tym zaalarmowała. Zwłaszcza że miała dobre relacje z sąsiadami obok, bardzo dobrze się o niej wypowiadali. Wszyscy zgodnie twierdzili, że z jej mieszkania rzadko dochodziły głośne dźwięki.

– Mamo.

Skibińska szybko zamknęła laptop i odwróciła się do syna. Stał tuż przy niej. Tak bardzo wciągnął ją artykuł, że nawet go nie zauważyła.

– Co tam? – rzuciła z uśmiechem. – Masz już ochotę na śniadanie?

– A będą tosty?

– Jeśli chcesz, będą tosty – potwierdziła. – Z szynką, serem i pieczarkami?

– Pewnie! – wykrzyknął Kacper. – A powiesz mi, o czym czytałaś?

– Szukałam jakiejś nowej książki do kupienia – odparła Skibińska. – Nic specjalnie ciekawego.

Ucałowała chłopca w czoło i ruszyła do aneksu kuchennego. Wyciągnęła z szafki toster i zaczęła przygotowywać wszystkie niezbędne produkty.

– Mamo… A możemy wrócić do wczorajszej rozmowy?

Skibińska przeklęła w duchu. Miała nadzieję, że temat jej nieudanego życia prywatnego zejdzie na dalszy plan. Kacper był wyjątkowo uparty. Spojrzała na niego przelotnie, krojąc pieczarki.

– Powiesz mi, dlaczego tak naprawdę cię to interesuje?

– Bo… tata nie chce mi kupić zwierzaka – odpowiedział Kacper. – Ani psa, ani kota, ani nawet chomika. I pomyślałem, że jak ty mieszkasz sama, to wzięłabyś takiego i ja bym go mógł odwiedzać, a ty nie byłabyś sama.

Kobieta przerwała przygotowywanie tostów. Spojrzała uważnie na syna. W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć. Cały czas myślała, że jej syn dążył do tego, żeby mieć wgląd w jej życie uczuciowe. Tymczasem on patrzył na świat ze swojej perspektywy. Roześmiała się.

– Mamo, to ważne! – upierał się Kacper. – Kiedyś z tatą obiecaliście mi zwierzaka, jak będę dostatecznie duży, żeby się nim zająć. Mówiliście, że to uczy odpowiedzialności. No a Marlena nie chce zwierzaka, więc tata też się nie zgadza.

– Pomyślę o tym, dobrze?

– Naprawdę?! – wykrzyknął Kacper.

Chłopiec wbijał w nią swoje najsłodsze spojrzenie. Skibińska skinęła głową i wróciła do szykowania tostów. Szybko składała kolejne kanapki.

– A to będzie pies czy….

– Raczej kot, jeśli już – przerwała mu. – Z psem mogę sobie nie poradzić przy mojej pracy.

– Kot! Ekstra! – wykrzyknął Kacper. – A moglibyśmy wziąć takiego kotopsa? Na przykład bengala albo sybe… syberia… kota syberyjskiego?

– Wszystko przemyślałeś, co? – rzuciła Skibińska.

– Bardzo mi zależy – potwierdził Kacper. – To będzie mój najlepszy kumpel. Nazwę go Leo i…

Kobieta słuchała syna, który z podekscytowaniem opowiadał, jak zamierza się bawić z kotem. Wiedziała, że ostatecznie obowiązki z nim związane spadną na nią, ale była gotowa to zrobić. W jej domu rodzinnym zawsze mieszkały zwierzęta. Mąż był jednak ich przeciwnikiem, stąd odkładał każdą decyzję na temat psa lub kota na „wieczne nigdy”. Skibińska postawiła przed synem talerz pełen tostów. Sama usiadła obok niego i w tym samym momencie zadzwonił telefon. Niechętnie rzuciła okiem na ekran.

– Musisz iść do pracy, prawda? – zgadł Kacper.

– Odbiorę po śniadaniu – odparła Skibińska. – Ale pewnie łyżwy będą musiały poczekać.

– Spoko, wybierzemy się za tydzień? – spytał Kacper.

– Chyba że w tym czasie ogarniemy kota.

Syn mocno ją uścisnął. Przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. Doceniała każdą z takich chwil i wtedy naprawdę nienawidziła swojej pracy. Było to dziwne połączenie nienawiści i miłości. Trudno było pogodzić bycie policjantką z byciem matką.

ROZDZIAŁ 5

Słońce odbijało się od śniegu zalegającego na ulicach. Temperatura pierwszy raz od wielu dni wskazywała plus pięć stopni. Był to idealny dzień na noworoczny spacer z rodziną. Tymczasem Prochot siedział teraz na ławce przed budynkiem komendy i czekał na pojawienie się partnerki. Nie był zadowolony z nagłego wezwania do pracy. Ten czas zdecydowanie wolałby spędzić z żoną. Zwłaszcza że siedziała teraz sama w domu, bo ich dzieci rozjechały się świętować sylwestra ze znajomymi. Mieli wspólne plany na ten dzień. Spacer, a później obiad. Niestety już teraz wiedział, że z tych planów niewiele pozostanie. Dochodziła czternasta.

– Witaj w nowym roku! – rzuciła z oddali Skibińska.

Prochot podniósł się z ławki i pomachał do niej.

– Wszystkiego naj! – odkrzyknął.

Skibińska podeszła do niego i uścisnęli się serdecznie. Następnie powolnym krokiem ruszyli w kierunku głównego wejścia.

– Jak sylwester? – zagadnął Prochot.

– Kacper tłumaczył mi dzisiaj bardzo pokrętnie, że powinnam sobie kupić psa, kota albo chomika.

– Co? – zdziwił się Prochot. – Po co niby?

– Cóż… nie mam nikogo, więc siedzę w domu sama i nieszczęśliwa, a zwierzaczek dotrzyma mi towarzystwa – wyjaśniła Skibińska. – A dzięki temu też Kacper będzie miał swojego pupila, którego będzie mógł odwiedzać.

– W domu u ojca nie ma? – spytał Prochot.

– Mój eks nigdy nie był fanem zwierząt, a teraz ma na głowie narodziny dziecka, więc cóż… Czas wybrać zwierzaka do swojego mieszkania – odparła Skibińska. – Rozwódka z kotem brzmi nawet całkiem sensownie. Nie ma co walczyć ze stereotypami.

Prochot wybuchnął śmiechem.

– Sprytny ten twój maluch.

– Trochę tak – przyznała Skibińska. – Z dwojga złego naprawdę wolę kupić kota niż opowiadać mu o swoich ostatnich porażkach w związkach.

Weszli do budynku komendy miejskiej i skierowali się od razu do sali odpraw. Przez szklane drzwi zdążyli zauważyć Lewisa. Mężczyzna miał na sobie elegancki garnitur, siedział przy stole i przeglądał coś na tablecie. Prokurator Nabożny zajmował miejsce po drugiej stronie stołu. Wyjątkowo miał na sobie jeansy i granatowy dopasowany sweter. Ręce skrzyżował na piersi. Wydawał się poiry-towany.

– Nie gadasz ani z Nabożnym, ani z Lewisem? – spytał Prochot.

– Dokładnie.

– Wiesz, że kiedyś w końcu będziesz musiała? Zwłaszcza z tym drugim.

– Cóż… O sprawach zawodowych pewnie tak.

– Agata…

Kobieta nie zareagowała na zaczepkę, tylko weszła do sali. Dopiero wtedy dostrzegła komendanta Zarzyckiego, siedzącego u szczytu stołu. Przy rzutniku stał komisarz Królikowski w granatowym swetrze z wizerunkiem Świętego Mikołaja. Uwagę zwracały jego nierówno osadzone czerwone oczy i zielono-czerwone na wpół otwarte usta.

– Przepraszam, co to… – zaczął Prochot.

– Wnuczka uczy się robić na drutach – odburknął Królikowski. – Zużyła całą włóczkę, jaką mieliśmy.

– Młoda ma talent… – rzucił ostrożnie Prochot.

– Albo bardzo szybko dojrzewa u niej poczucie humoru – dodał Nabożny.

Skibińska zasłoniła usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. W tym momencie natrafiła na spojrzenie przełożonego.

– W każdym razie to słodkie, że pan docenia dzieło wnuczki – zapewniła.

– Miło, że się wreszcie zjawiliście – mruknął ponuro Królikowski. – Jak zwykle ostatni.

– Musiałam podrzucić syna do ojca – oznajmiła Skibińska. – Chociaż miałam z nim spędzić cały dzień. Na pewno będzie mi to wypominał.

– No, teraz zamiast łyżew będzie musiała kupić psa albo kota – dodał Prochot. – Łyżwy zdecydowanie były mniej kłopotliwe.

– Co? – wyrwało się Zarzyckiemu.

– Lepiej adoptować z fundacji – wtrącił Nabożny. – Przebadane, ze wskazówkami do opieki, często rasowe i po-rzucone.

Ostatnie słowo prokurator wypowiedział, patrząc prosto na Skibińską. Atmosfera nagle zgęstniała. Kobieta miała wrażenie, że czuje na sobie jeszcze inne spojrzenia. Nie czuła się komfortowo. Właśnie z tego względu do tej pory unikała romansów z ludźmi z pracy. Z ociąganiem usiadła na wolnym krześle bliżej Lewisa, Prochot zajął miejsce tuż obok niej.

– Dobrze, skoro jesteśmy w komplecie… – zaczął Zarzycki. – Jest mi bardzo przykro, że ściągnąłem was tutaj wszystkich w Nowy Rok. Naprawdę nie robiłbym tego, gdyby sprawa nie była poważna.

– Taa… Naprawdę – mruknął niemal bezgłośnie Lewis, przewracając ostentacyjnie oczami.

Skibińska odwróciła wzrok. Starała się zignorować jego obecność. Za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, przypominała sobie nagłówki o tajemniczej śmierci Susan Lewis i rozmowę z londyńską policjantką.

– Sprawa wymaga jednak naszej pilnej interwencji. Nie mogła dłużej czekać – ciągnął Zarzycki. – Pozwoliłem sobie wytypować was do jej prowadzenia. Udało wam się zdobyć duże doświadczenie i z powodzeniem rozwiązać kilka trudnych śledztw.

– Wytypować? – wtrącił Nabożny. – Ja co najwyżej zgodziłem się tutaj przyjść w odpowiedzi na pańskie rozpaczliwe błaganie.

– Taaaak… – potwierdził niechętnie Zarzycki. – Dobrze, Rafał wam wszystko wyjaśni.

Komisarz skinął głową i otworzył folder ze zdjęciami. Zamierzał opowiedzieć o wszystkich aspektach sprawy. Nie chciał niczego pominąć. Jako pierwsze wyświetliło się zdjęcie wykopanych zwłok. Prochot momentalnie podniósł się z miejsca, skupiając na sobie całą uwagę.

– Ej! Kaman, te zwłoki mają co najmniej z dziesięć lat – zauważył. – To znaczy, że…

– Czujne oko – pochwalił Zarzycki. – To znak, że dobrze wytypowałem osoby do grupy śledczej i…

– To znaczy, że mogły sobie jeszcze poleżeć i poczekać co najmniej do trzeciego stycznia – dokończył Prochot. – Ten człowiek nie będzie już bardziej martwy.

– Popieram – skwitował Nabożny. – Na mnie już chyba pora w takim razie.

Prokurator chciał się podnieść, ale Królikowski niespodziewanie uderzył dłońmi w blat stołu.

– Ta sprawa nie może czekać ani dnia dłużej, rozumiemy się?

ROZDZIAŁ 6

W sali odpraw zapanowała cisza. Członkowie zespołu zerkali na siebie niepewnie. Nietrudno było zauważyć osobiste zaangażowanie naczelnika w tę sprawę. Komisarz Królikowski powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych. Zadowolony z tego, że ponownie skupili na nim uwagę, wyświetlił pierwsze zdjęcie.

– To zwłoki Marcela Gromskiego, potwierdziły to badania DNA – wyjaśnił. – Zaginął jedenastego sierpnia dwa tysiące trzynastego roku w okolicach Reska podczas spływu kajakowego.

Pokazał kilka różnych ujęć szkieletu, na dłużej zatrzymał się dopiero przy zdjęciu dobrze zachowanej czaszki.

– Ustalenie bezpośredniej przyczyny zgonu w tym momencie jest niemożliwe – ciągnął. – Wiadomo jednak, że Gromski otrzymał cios narzędziem rąbiącym, prawdopodobnie siekierą, w głowę. Uderzenie było na tyle silne, że zostawiło ubytek w kości i mogło być bezpośrednią przyczyną zgonu. Co do czasu zgonu biegły ocenił, że nastąpił około dziesięciu lat temu, jest to więc zbieżne z datą zaginięcia Marcela Gromskiego.

Następne zdjęcia przedstawiały czarną torbę ortalionową. Była wyraźnie przecięta z jednej strony. Wyglądało to na celowe działanie, a nie przypadkowe rozdarcie.

– Zwłoki przez jedenaście lat leżały w tej ortalionowej torbie pod ziemią w okolicach Reska. Torba była rozcięta, więc w niewielkim stopniu przyczyniła się do zahamowania rozkładu – tłumaczył Królikowski. – Ciało zostało znalezione na początku grudnia, jeszcze przed opadami śniegu, przez przypadek podczas prac modernizacyjnych w miejscu, gdzie aktualnie znajduje się pole namiotowe i niewielki ośrodek. Wyniki badań DNA przyszły dosłownie wczoraj.

Kolejne zdjęcie przedstawiało Marcela Gromskiego w chwili zaginięcia. Mężczyzna miał jasnoniebieskie oczy, które odwracały uwagę od jego dużego nosa. Szeroka szczęka pokryta była czarnym zarostem. Nosił krótko ostrzyżone włosy.

– Marcel Gromski w chwili zaginięcia miał dwadzieścia siedem lat. Skończył studia ekonomiczne i pracował jako doradca klienta w banku. Mieszkał i pracował w Poznaniu. Wychował się w domu dziecka. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał dziewięć lat, a schorowana babcia nie była w stanie się nim zająć. Zmarła trzy lata temu. Nie miał innych bliskich osób. Był sam – kontynuował Królikowski. – Do Reska przyjechał na spływ kajakowy z okazji wieczoru kawalerskiego swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa Igora Kubiaka.

– Do wczoraj obaj sądziliśmy, że Marcel zaginął w nie do końca jasnych okolicznościach podczas tego spływu. Panowie pili, palili zioło, możliwe, że wzięli coś mocniejszego. Braliśmy pod uwagę jego przypadkowe utonięcie – wtrącił Zarzycki. – Jednak teraz zyskaliśmy pewność, że Marcel został zamordowany.

– Zaraz, zaraz… Resko jest w… – zaczął Nabożny, szukając czegoś na telefonie.

– W powiecie łobeskim – podpowiedział Prochot.

– No właśnie – potwierdził Nabożny. – Co w takim razie łączy was z tą sprawą?

Komendant Zarzycki spojrzał na swojego przyjaciela.

– Nie pamiętam już dokładnie z jakiego powodu, ale zostaliśmy oficjalnie skierowani do jednostki w Łobzie w ramach pomocy. Może chodziło o jakieś braki kadrowe, a może doszkalanie. Nie wiem – wyjaśnił. – W każdym razie, kiedy doszło do zaginięcia w Resku, zostaliśmy wezwani na miejsce tego spływu. Mieliśmy po prostu pomóc miejscowym policjantom, ale ostatecznie przydzielono nam sprawę.

– Obiecaliśmy babci Gromskiego, że go znajdziemy. Ja obiecałem tej kobiecie, że znajdę Marcela żywego, a jeśli nie, to znajdę osobę, która zrobiła mu krzywdę – dodał Królikowski. – Przez te prawie jedenaście lat cały czas wracałem do tej sprawy, bo jego babcia marzyła, by chociaż odnaleźć ciało wnuka, zorganizować mu pogrzeb, pożegnać się z nim jak należy. Nie potrafiłem odpuścić. Nie miałem jednak żadnych nowych dowodów, niczego, co mogłoby doprowadzić do ponownego wszczęcia tej sprawy. Niestety, nie zdążyłem przed jej śmiercią. Nie mogła pochować swojego wnuka. Zawiodłem.

– Obaj zawiedliśmy – przyznał niechętnie Zarzycki. – Jednak teraz zamierzamy tę sprawę doprowadzić do końca. Jestem pewny, że z waszą pomocą się uda. Będziecie mieli dużo świeższe spojrzenie niż my. Być może znajdziecie coś, co wtedy przeoczyliśmy.

– Marcel nie miał łatwego życia. Jego babcia była jednak z niego dumna. Świetnie sobie radził, miał porządną pracę, plany na przyszłość – ciągnął Królikowski. – Na wieczorze kawalerskim pojawił się niespodziewanie. Babci przed wyjazdem powiedział tylko, że jedzie świętować ze starym przyjacielem i po weekendzie wróci. Obiecał jej nawet, że przyjdzie na obiad w środę. Nigdy już jednak się nie spotkali.

W pomieszczeniu na krótką chwilę zapadła cisza. Nikt nie przerywał. Wszyscy członkowie zespołu byli całkowicie skupieni na przełożonych. Doskonale rozumieli to uczucie, nieodpartą chęć rozwiązania sprawy. Wcześniej czy później każdy śledczy trafiał na sprawę, której nie potrafił zostawić, nawet jeśli przez wiele lat brakowało dowodów. Rozwiązywaniem starych spraw zazwyczaj zajmował się wydział spraw otwartych i niewyjaśnionych. W tej sytuacji było jednak inaczej. Odnalezienie ciała sprawiło, że ta sprawa odżyła w pewien sposób.

– Wiem, że nikt nie pyta, ale wchodzę w to – powiedział Prochot.

– Dobra, ja też – dodała Skibińska.

– Formalnie możemy wszcząć śledztwo w sprawie zabójstwa Marcela Gromskiego na nowo – przyznał Nabożny. – Nie ma co do tego żadnych przeszkód.

Wszyscy skupili wzrok na Lewisie. Psycholog cały czas przysłuchiwał się rozmowie. Do tej pory się nie odzywał.

– Nie przepadam za grzebaniem się w starych śledztwach. Zazwyczaj nie zostały rozwiązane przez jakieś uchybienie, które po latach jest jeszcze ciężej dostrzec – stwierdził ostrożnie. – Tak naprawdę to szukanie popełnionych wtedy błędów.

– Czyli tchórzysz? – rzuciła Skibińska.

Lewis od razu zaszczycił ją spojrzeniem. Uśmiechnął się.

– Nie, tego nie powiedziałem – odparł. – Ostatecznie lubię wytykać ludziom błędy. Wchodzę w to.

Komendant Zarzycki przyglądał im się uważnie. Uśmiechnął się przy tym z lekkim przekąsem.

– Co prawda żadnego z was nie pytałem o zdanie, tylko wydałem polecenie służbowe o przydziale sprawy – powiedział. – Ale i tak doceniam wasze szczere zaangażowanie.

– Skoro więc mamy to za sobą – wtrącił Królikowski – proponuję po prostu zacząć.

– Od czego? – spytał Prochot.

– Przedstawimy wam sprawę. Tak jak my ją pamiętamy. Każdy z was dostanie kopię akt i zastanówcie się wspólnie, co dalej – odpowiedział Zarzycki. – Pewnie będziecie chcieli powtórzyć czynności, na przykład przesłuchania. Może od razu zauważycie coś podejrzanego.

– W takim razie potrzebuję przerwy na kawę – wtrącił Prochot.

– Jestem za – dodał Nabożny. – Pewnie spędzimy tu pół dnia.

– Dobra, widzimy się za kwadrans – zgodził się Zarzycki.

ROZDZIAŁ 7

Skibińska stała sama w pomieszczeniu socjalnym. Dosypywała świeżych ziaren do ekspresu do kawy. Na ekranie wyświetlała się również informacja o braku mleka, wcześniej wyczyściła już filtr. Od kiedy wymieniono ekspres na nowy, zdarzało jej się to bardzo często. Czasami miała wrażenie, że urządzenie czeka specjalnie na jej przyjście, żeby mogła wszystko uzupełnić. Westchnęła zrezygnowana i po uzupełnieniu poziomu kawy i mleka włączyła ikonkę „kawa z mlekiem”.

– Miło wreszcie cię spotkać.

Spięła się. Wiedziała, że wcześniej czy później czekają ją rozmowy z Lewisem i Nabożnym. Miała jednak nadzieję, że wydarzy się to jak najpóźniej. Bardzo powoli odwróciła się do psychologa. Mężczyzna opierał się o zamknięte drzwi.

– Jak minął sylwester? – zagadnął Lewis.

– Spędziłam go z synem, nie mogłam wymarzyć sobie lepszego – odpowiedziała. – A jak twój urlop?

– Wspaniale. Włochy są piękne zimą. Przyjemna pogoda. I nie ma nic smaczniejszego niż prawdziwe włoskie jedzenie – odparł. – Szkoda tylko, że nie udało nam się porozmawiać przed wyjazdem. No, ale nic straconego. Każdy czas jest dobry na rozmowę z tak fascynującą kobietą.

Skibińska odwróciła się do ekspresu i zaczęła przygotowywać kolejną kawę. Celowo przedłużała tę czynność. Chciała uniknąć rozmowy. Lewis jednak nie odpuszczał. Miała wrażenie, że ta sytuacja z jakiegoś powodu go bawi, jakby trzymał ją w szachu.

– Powiesz mi wreszcie, co zrobiłem nie tak? – spytał.

– Co?

– Nie zrozum mnie źle. To tylko romans, nic więcej – podkreślił. – Było nam jednak przyjemnie i nagle się skończyło.

– Romanse mają to do siebie, że się po prostu kończą – odparła. – Nie ma co tego roztrząsać.

– Szkoda – przyznał. – Liczyłem na znacznie więcej wspólnych chwil.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 8

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 9

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 10

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 11

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 12

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 13

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 14

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 15

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 16

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 17

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 18

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 19

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 20

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 21

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 22

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 23

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 24

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 25

Dostępne w wersji pełnej

CZĘŚĆ II

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 26

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 27

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 28

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 29

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 30

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 31

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 32

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 33

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 34

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 35

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 36

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 37

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 38

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 39

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 40

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 41

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 42

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 43

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 44

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 45

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 46

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 47

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 48

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 49

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 50

Dostępne w wersji pełnej

CZĘŚĆ III

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 51

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 52

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 53

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 54

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 55

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 56

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 57

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 58

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 59

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 60

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 61

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 62

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 63

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 64

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 65

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 66

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 67

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 68

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 69

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 70

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 71

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

CZĘŚĆ I

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

CZĘŚĆ II

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 29

ROZDZIAŁ 30

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 32

ROZDZIAŁ 33

ROZDZIAŁ 34

ROZDZIAŁ 35

ROZDZIAŁ 36

ROZDZIAŁ 37

ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 39

ROZDZIAŁ 40

ROZDZIAŁ 41

ROZDZIAŁ 42

ROZDZIAŁ 43

ROZDZIAŁ 44

ROZDZIAŁ 45

ROZDZIAŁ 46

ROZDZIAŁ 47

ROZDZIAŁ 48

ROZDZIAŁ 49

ROZDZIAŁ 50

CZĘŚĆ III

ROZDZIAŁ 51

ROZDZIAŁ 52

ROZDZIAŁ 53

ROZDZIAŁ 54

ROZDZIAŁ 55

ROZDZIAŁ 56

ROZDZIAŁ 57

ROZDZIAŁ 58

ROZDZIAŁ 59

ROZDZIAŁ 60

ROZDZIAŁ 61

ROZDZIAŁ 62

ROZDZIAŁ 63

ROZDZIAŁ 64

ROZDZIAŁ 65

ROZDZIAŁ 66

ROZDZIAŁ 67

ROZDZIAŁ 68

ROZDZIAŁ 69

ROZDZIAŁ 70

ROZDZIAŁ 71