Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W 1209 roku, po tym jak papież Innocenty III wezwał do krucjaty przeciwko katarom z Langwedocji, potępiając ich jako heretyków, stali się oni celem kampanii prowadzonej przez Szymona z Montfort. Zniszczenie herezji stało się pretekstem do okrutnej wojny, której militarny aspekt wciąż pozostaje w ogromnym stopniu niezbadany. Laurence Marvin opisuje krucjatę przeciwko albigensom bardziej pod kątem historii wojskowej i politycznej, aniżeli religijnej. Przedstawia owe wymiary konfliktu do momentu śmierci Montforta w 1218 roku. Pokazuje jego sukcesy militarne, odniesione w obliczu nieprzyjaznej ludności, niemożliwych do osiągnięcia celów wojskowych, armii rozchodzących się co czterdzieści dni, a także papieża, często nie wywiązującego się z zadania moralnego lub finansowego wsparcia krucjaty. Omawia także domniemaną brutalność wojny, powody, dla których ludność tak długo nie była w stanie się skutecznie bronić, oraz wpływ tych wydarzeń na Oksytanię. Niniejsza oryginalna praca zainteresuje badaczy zajmujących się średniowieczną Francją, krucjatami oraz historią wojskowości tego okresu.
Laurence W. Marvin jest profesorem nadzwyczajnym historii na Evans School of Humanities w Berry College w Georgii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 730
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1645557296884446
e-mail nabywcy:
znak wodny:
W 1209 roku, po tym jak papież Innocenty III wezwał do krucjaty przeciwko katarom z Langwedocji, potępiając ich jako heretyków, stali się oni celem kampanii prowadzonej przez Szymona z Montfort. Zniszczenie herezji stało się pretekstem do okrutnej wojny, której militarny aspekt wciąż pozostaje w ogromnym stopniu niezbadany. Laurence Marvin opisuje krucjatę przeciwko albigensom bardziej pod kątem historii wojskowej i politycznej, aniżeli religijnej. Przedstawia owe wymiary konfliktu do momentu śmierci Montforta w 1218 roku. Pokazuje jego sukcesy militarne, odniesione w obliczu nieprzyjaznej ludności, niemożliwych do osiągnięcia celów wojskowych, armii rozchodzących się co czterdzieści dni, a także papieża, często nie wywiązującego się z zadania moralnego lub finansowego wsparcia krucjaty. Omawia także domniemaną brutalność wojny, powody, dla których ludność tak długo nie była w stanie się skutecznie bronić, oraz wpływ tych wydarzeń na Oksytanię. Niniejsza oryginalna praca zainteresuje badaczy zajmujących się średniowieczną Francją, krucjatami oraz historią wojskowości tego okresu.
Laurence W. Marvin jest profesorem nadzwyczajnym historii na Evans School of Humanities w Berry College w Georgii.
Tytuł oryginału
The Occitan War: A Military and Political History of the Albigensian Crusade, 1209-1218
© Copyright 2008
Cambridge University Press
© All Rights Reserved
The Occitan War: A Military and Political History of the Albigensian Crusade, 1209-1218 was originally published in English in 2008. This translation is published by arrangement with Cambridge University Press
© Copyright for Polish Edition
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2017
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie:
Maciej Balicki
Redakcja:
Rafał Mazur
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Sprzedaż detaliczna:www.napoleonv.pl
Numer ISBN: 978-83-7889-947-1
Skład wersji elektronicznej:
Kamil Raczyński
konwersja.virtualo.pl
ATF
Alberic z Trois Fontaines, Chronica, red. P. Scheffer-Boichorst, MGH SS 23, 1863, 674-950.
Cat. des actes
„Catalogue des actes de Simon et d’Amauri de Montfort”, red. Auguste Molinier, Bibliothèque de l’Ecole des Hautes Etudes 34 (1873), 153-203, 445-501.
Chanson
Chanson de la Croisade Albigeoise, tomy 2 i 3, red. i tłum. Eugène Martin-Chabot, Paryż, Société d’Edition Les Belles Lettres, 1957-1961.
HGL
Histoire générale de Languedoc, red. C. de Vic i J. Vaissète, korekta A. Molinier, 15 tomów, Tuluza, Edouard Privat, 1872-1904.
Layettes
Layettes du Trésor des Chartes, red. Alexandre Teulet i inni, 5 tomów, Paryż, 1863-1909.
L’Epopée
L’Epopée cathare, Michel Roquebert, 4 tomy, Tuluza, Privat, 1970-1994.
MGH SS
Monumenta Germaniae Historica: Scriptores, 32 tomy, Hanower i Lipsk, 1826-1934.
PL
Patrologiae Cursus Completus series latina, 221 tomów, red. J. P. Migne, Paryż, 1844-1890.
PVC
Hystoria Albigensis, red. Pascal Guébin i Ernest Lyon, 3 tomy, Librairie Ancienne Honoré Champion, 1926-1939.
PVCE
The History of the Albigensian Crusade, tłum. W. A. Sibly i M. D. Sibly, Woodbridge, Boydell Press, 1998.
Potthast
Regesta Pontificum Romanorum, red. Augustus Potthast, 2 tomy, (1875), wznowienie, Berlin, Graz, 1957.
Presutti
Regesta Honorii Papae III, red. Peter Presutti, 2 tomy, Rzym, Watykan, 1888.
RHGF XIX
Recueil des historiens des Gaules et de la France, tom 19, red. M. Bouquet, drugie wydanie, Paryż, 1880.
RS
The Chronicles and Memorials of Great Britain and Ireland during the Middle Ages, Londyn, 1857-1996. Powszechnie znane jako „Rolls Series”.
SCW
Song of the Cathar Wars. A History of the Albigensian Crusade, tłum. Janet Shirley, Aldershot, Ashgate, 1996.
WB
Gesta Philippi Augusti. Oeuvres de Rigord et de Guillaume le Breton, red. François Delaborde, Paryż, Librairie Renouard, 1882.
WP
William of Puylaurens, Chronique 1203-1275, red. i tłum. Jean Duvernoy, Paryż, Editions du Centre National de la Recherche Scientifique, 1966.
WPE
The Chronicle of William of Puylaurens, tłum. W. A. Sibly i M. D. Sibly, Woodbridge, Boydell Press, 2003.
WTud
Wilhelm z Tudeli, La Chanson de la Croisade Albigeoise, tom I, trzecie wydanie, red. i tłum. Eugène Martin-Chabot, Paryż, Société d’Edition Les Belles Lettres, 1976.
1. Oksytania, rok 1209
2. Strefy kontroli możnych
3. Béziers, rok 1209
4. Carcassonne, rok 1209. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
5. Minerve, rok 1210. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
6. Lavaur, rok 1211. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
7. Penne d’Agenais, rok 1212
8. Casseneuil, rok 1214
9. Beaucaire, rok 1216
10. Tuluza, lata 1217-1218
Do niedawna historycy i inni autorzy po prostu zangielszczali większość średniowiecznych imion. W ostatnim czasie popularne stało się jednak zostawianie ich w oryginalnej formie. W niniejszej książce zdecydowałem się na pośrednie rozwiązanie. Być może w ten sposób zadowolę jedynie siebie samego, niemniej jednak czytelnik powinien zdawać sobie z tego sprawę. Pisownia średniowiecznych imion, tak jak i współczesnych, nie była ujednolicona i nie miała żadnego racjonalnego uzasadnienia. Nie wprowadzałem więc definitywnego standardu, starałem się jednak pozostać konsekwentny w swej niekonsekwencji. Imiona francuskie i północnoeuropejskie zostały zanglicyzowane w tradycyjny sposób. Imiona oksytańskie, prowansalskie i katalońskie pozostawiłem natomiast w jakiejś formie oryginału, niektóre postacie nazywane są bowiem Peire, a inne Pere, co w obu przypadkach jest odpowiednikiem „Piotra”. Gdyby czytelnik zechciał oskarżyć mnie o celowe ukazywanie różnic pomiędzy regionami, z przyjemnością przyznam się do winy. Zbyt często krucjatę przeciwko albigensom przedstawia się w taki sposób, jakby wszystkie kluczowe postacie wywodziły się z tej samej kultury i mówiły wspólnym językiem, dobrze się rozumiejąc. Podejście takie jest niesprawiedliwe, ponieważ ludzie biorący udział w krucjacie oraz mieszkańcy obszaru na terenie którego miała miejsce wojna oksytańska, byli przedstawicielami różnych kultur, używającymi różnych języków. Pozostawienie imienia takiego jak Piotr w bardziej egzotycznej (przynajmniej dla anglofonów) pisowni pozwala czytelnikowi zdać sobie sprawę z istnienia ogromnych różnic kulturowych. Niektóre imiona są zapisywane w tak wielu formach, że w każdym przypadku musiałem przyjąć standardową wersję. Być może najlepszy przykład stanowi imię tłumaczone powszechnie jako „Fulko”. W zależności od autora, średniowiecznego lub współczesnego, występuje ono jako „Folc”, „Folq”, „Folque”, „Foulque”, lub „Folquet”. Zdecydowałem się na ostatnią formę.
Imiona autorów również tłumaczyłem w zależności od konkretnego przypadku, jednak w większości zangielszczyłem je dla uproszczenia. W związku z tym dwaj ważni kronikarze z południa to Wilhelm z Tudeli i Wilhelm z Puylaurens, natomiast król Aragonii Jakub to Jaume1.
Nazwy miejsc zostały podane w wersji współczesnej.
Z dużą ostrożnością podawałem odległości, chcąc pokazać czytelnikowi, jak trudne zadanie stanowiło przemierzanie tego regionu w okresie, kiedy istniały tylko gruntowe trakty, a konie były dostępnie jedynie dla bogatych. Niestety obliczanie odległości wzdłuż dróg musiałoby stanowić osobny projekt. Każdy, kto odwiedził południową Francję, wie, o czym mówię. Dla pozostałych wystarczająca jest informacja że, zwłaszcza w miejscach takich jak Góry Czarne, drogi bywają tak kręte i pełne serpentyn, iż kilka kilometrów na mapie stanowi w istocie znacznie większy dystans do pokonania w rzeczywistości, nawet nie biorąc pod uwagę faktu, że pochylenie części traktów wynosi nawet 13%. Dla ułatwienia, wszystkie odległości zostały obliczone w linii prostej z jednego punktu do drugiego z wykorzystaniem map Michelin 234, 235, 240 i 256. Każdy dystans mierzono od centrum średniowiecznego miasta.
„Ale czy ktoś już tego nie zrobił?” – pytanie to padło z ust mojej koleżanki kilka lat temu, podczas obiadu po ostatniej tego dnia sesji w trakcie Międzynarodowego Kongresu Badań nad Średniowieczem w Kalamazoo w stanie Michigan. Tak jak i ona, ludzie zaznajomieni z krucjatą przeciwko albigensom będą zastanawiać się, w jaki sposób niniejsza książka dodaje cokolwiek do prac anglofońskich badaczy, takich jak Walter M. Wakefield, Joseph Strayer, Jonathan Sumption czy Michael Costen, a także wielotomowych relacji francuskich, jak chociażby Michela Roqueberta, opublikowanych w przeciągu ostatnich trzydziestu pięciu lat. Nie liczę przy tym wkładu autorów popularnych, jak Zoé Oldenbourg, Stephen O’Shea i innych powieściopisarzy, a także twórców coraz liczniejszych stron internetowych poświęconych katarom i krucjacie. Owa wyprawa krzyżowa zdecydowanie nie stanowi niezbadanego obszaru, co właśnie miała na myśli moja towarzyszka podczas obiadu.
Jej pytanie było uzasadnione, jednakże słuchała cierpliwie, kiedy tłumaczyłem jej konieczność powstania jeszcze jednej książki o krucjacie przeciwko albigensom. Wyprawy krzyżowe na Bliski Wschód zawsze cieszyły się zainteresowaniem naukowców patrzących na nie długofalowo, jak Hans Eberhard Meyer i Jonathan Riley-Smith. Były także przedmiotem wielotomowych projektów, jak choćby redagowanego przez Kennetha Settona. Dłuższa perspektywa jest cały czas konieczna do zrozumienia, jak powstała i rozwijała się koncepcja krucjat, jak przebiegały wydarzenia polityczne i wojskowe, jaki wpływ miały poszczególne postacie, a także, jak kształtowały się relacje pomiędzy Wschodem i Zachodem na przestrzeni dwustu lat. W tym samym czasie ciągłe zainteresowanie wyprawami krzyżowymi zarówno ze strony badaczy, jak i społeczeństwa pozwoliło historykom zająć się poszczególnymi krucjatami, chociażby pierwszą, a ostatnio także drugą, czwartą i piątą (trzecia krucjata wciąż nie doczekała się monografii), czyli wydarzeniami trwającymi zaledwie po kilka lat. Głębsze omawianie konkretnych wypraw krzyżowych pozwala nam zrozumieć, jak rozwijały się one na przestrzeni lat, przy jednoczesnym unikaniu streszczania informacji i pomijaniu niuansów w celu przebrnięcia przez setki lat historii.
Krucjata przeciwko albigensom nie została potraktowana w taki sam sposób. Prawie zawsze pisano o niej w dłuższej perspektywie. Prace Wakefielda, Strayera, Sumptiona, Costena i Roqueberta zaczynają się w połowie XII wieku, na długo przed jej rozpoczęciem i opisują wydarzenia co najmniej do 1271 roku, kiedy to ziemie hrabiów Tuluzy przypadły koronie francuskiej. Jest to wprawdzie uzasadnione z historycznego punktu widzenia, jednakże we wszystkich tych publikacjach pominięte zostały dwie ważne kwestie. Po pierwsze, nacisk położony na tak długi okres sprawia, że kampanie wojenne wydają się tylko dodatkiem do dwóch głównych kwestii: narodzin, rozwoju i charakterystyki kataryzmu oraz inkwizycji, która doprowadziła ostatecznie do jego upadku. Najnowsze prace naukowe dotyczące krucjaty przeciwko albigensom, jak chociażby te napisane przez Malcolma Barbera i Michaela Costena, przeznaczają na omówienie aspektu militarnego jedynie nieco ponad jeden rozdział. Wymienieni wyżej badacze pisali o historii, którą według nich powinno się poruszać. Ich publikacje pozostają kluczowe dla zrozumienia czasów, epok i historiografii krucjaty przeciwko albigensom. Cały czas mam wobec nich wielki dług. Niemniej jednak należy pamiętać że, zwłaszcza w latach 1209-1218, miała miejsce wojna, według niektórych wyjątkowo okrutna nawet jak na średniowieczne standardy. Nietrudno wyobrazić sobie, że dla ludzi biorących w nim udział lub żyjących w jego okresie, konflikt zbrojny znajdował się pod każdym względem w centrum uwagi. Mimo tego w publikacjach na temat krucjaty zdajemy się umniejszać jego znaczenie.
Badania na ten temat ogranicza również zbyt dalekie i szerokie spojrzenie. Wojna oksytańska składała się ze skomplikowanej serii kampanii wojennych i nie jest tak łatwa do zrozumienia, jak niektórzy mogliby sądzić. Jest to historia zasługująca na opowiedzenie bez konieczności ukazywania jej jako fragmentu kilkusetletniego okresu oraz omówienia innych, niezliczonych czynników. W latach 1209-1218 miała miejsce zdecydowanie największa aktywność wojskowa, był to też czas największej płynności sytuacji politycznej i militarnej. Najlepsze ze źródeł także opisują te właśnie lata. Innymi słowy, krucjata przeciwko albigensom nie różni się od poszczególnych krucjat do Outremer, mających swe „numery” lub etapy. Okres od rozpoczęcia działań wojskowych w 1209 roku do śmierci Szymona z Montfort w roku 1218 tworzy z pewnością wyraźną fazę. Wprawdzie walki trwały jeszcze przez kilka lat, jednak od momentu stałego zaangażowania się korony francuskiej konflikt stał się zupełnie inny niż w 1209 roku, przemieniając się w całkowicie świeckie zmagania polityczne. Niniejsza książka stanowi w związku z tym historię dziewięcioletniego okresu, na zawsze już potem fascynującego historyków i powieściopisarzy, w którym region nawiedziła wojna i towarzyszące jej nieszczęścia. Herezja katarska, uwielbiana przez tych, którzy badają „innych”, odgrywa w niniejszej relacji bardzo niewielką rolę. Tak też w istocie było, od czasu kiedy pod murami Béziers w 1209 roku miecze wyciągnięto z pochew i wystrzelono pierwszy bełt z kuszy.
PODZIĘKOWANIA
To wielka przyjemność podziękować wielu ludziom oraz instytucjom, którzy bezpośrednio i pośrednio przyczynili się do powstania tej pracy. Grant na podróże międzynarodowe Berry College pozwolił mi udać się do południowej Francji i przemierzyć pieszo większość opisywanych w książce miejsc. Późniejszy grant na cele rozwojowe pomógł mi ją natomiast ukończyć. Jonathan Harwell, Judy Thompson, Xiaojing Zu i Casey Robinson, bibliotekarze zajmujący się wypożyczaniem międzybibliotecznym w Berry College, sprowadzili dla mnie rzeczy, co do których nie sądziłem, że zmieszczą się w skrzynce pocztowej. Dziękuję Cambridge University Press za zgodę na przyjęcie projektu, zwłaszcza Michaelowi Watsonowi i Simonowi Whitmore’owi, a także anonimowym czytelnikom, którzy przeczytali rękopis przed wydrukowaniem. Jeden z nich był wyjątkowo hojny w swej krytyce, ratując mnie przed kilkoma kompromitującymi błędami.
Louis Haas, Thomas F. Madden, zmarły Donald E. Queller, Kristine T. Utterback i Roger L. Williams przez wiele lat byli dla mnie mentorami, przyjaciółmi i źródłem inspiracji. John A. Lynn i Kelly De Vries jako pierwsi zasugerowali, że historia militarna krucjaty przeciwko albigensom stanowi dobry materiał na książkę. Nigdy nie zapomniałem ich propozycji, dziękuję im także za wsparcie w trudnym momencie. Michael Frasetto zgodził się uprzejmie przeczytać cały rękopis, kiedy kończyłem pisać i służył mi zarówno zachętą, jak i krytyką w tym i wcześniejszych projektach. Diane Land z Berry College i Rosemary Williams z Cambridge University Press zapewniły bezcenne wsparcie redaktorskie. C. Derek Croxton poddał krytyce niektóre z początkowych rozdziałów. Heather Henderson i Alex Fordney sporządzili dla mnie wiele kopii i zamówili tuziny książek. Moi przyjaciele i koledzy z wydziału historii Berry College, Jonathan M. Atkins, Christy J. Snider oraz zmarła Amy J. Johnson, przez cały czas służyli mi wsparciem, przeczytali początkowe rozdziały i zmusili mnie, bym podzielił się moimi pomysłami z szerszą publicznością. Biegłość redaktorska Amy była szczególnie pomocna. Wciąż opłakuję jej stratę dla Berry i całego zawodu. Dziękuję również gronu spotykającemu się na lunch w First Floor Evans, zwłaszcza Peterowi Lawlerowi, Michaelowi Papazianowi oraz Kirsten Rafferty, za wiele lat towarzystwa, śmiechu i plotek. Joseph Gaygi, Louis A. Le Blanc, David J. Snyder, Daniel A. Swan i Sean M. Tyson zasługują na moją wdzięczność nie tylko za długotrwałą przyjaźń, ale również fakt, iż nigdy nie traktowali mnie zbyt poważnie.
Największe podziękowania składam mojej rodzinie za wsparcie i świecenie przykładem. Zadedykowałem tę książkę dwóm osobom, w tym miejscu dziękuję jednak trzem. Mój ojciec nauczył mnie, że ciężka praca uszlachetnia, bez względu na jej charakter. Mój syn pokazał mi, iż wartościowe jest dążenie do szczytnego celu nawet w obliczu niepowodzeń. Moja żona Alicja narysowała mapy do niniejszej książki, ale, co ważniejsze, dwadzieścia lat temu wykonała skok wiary, podążając za mną z małego miasteczka w stanie Wyoming do mojego miejsca odosobnienia. Dziękuję jej za ponad dwie dekady małżeństwa i miłości oraz pewność siebie, jaką mi dała.
Rome, Georgia
sierpień 2007 roku
1. Oksytania, rok 1209
2. Strefy kontroli możnych
3. Béziers, rok 1209
4. Carcassonne, rok 1209. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
5. Minerve, rok 1210. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
6. Lavaur, rok 1211. Przedruk za zgodą Sage Publications Ltd.
7. Penne d’Agenais, rok 1212
8. Casseneuil, rok 1214
9. Beaucaire, rok 1216
10. Tuluza, lata 1217-1218
W 1209 roku na terenach stanowiących obecnie południową część Francji rozpoczęła się wojna przeciwko herezji. Szybko przekształciła się ona w walkę o kontrolę nad regionem, czego nigdy nie chciał inicjator konfliktu, papież Innocenty III. Kiedy wojna się zaczynała, tereny te nie były francuskie zarówno pod względem kultury, jak i języka. Długo po 1218 roku region ten stał się znany jako „Languedoc” („język oc”), bowiem mieszkańcy odpowiadali twierdząco „oc”, w przeciwieństwie do ludzi z północy, posługujących się „Languedoïl”. „Oïl” to starofrancuski odpowiednik „oui”. W ostatnich latach historycy, specjaliści zajmujący się literaturą, przedstawiciele nauk społecznych oraz sami mieszkańcy zaczęli nazywać owe tereny Oksytanią. Jest to kolejna zmyślona nazwa, jednakże łatwa do wymówienia dla osoby anglojęzycznej2.
Herezja, której wyznawcy byli nazywani przez swych przeciwników „katarami” lub „albigensami”, przez ponad pół wieku istniała w Oksytanii razem z tradycyjnym chrześcijaństwem3. Wciąż debatuje się nad rzeczywistym charakterem i początkami kataryzmu. Katarzy twierdzili, iż istnieje dwóch bogów: światła i ciemności. Niebo, będące królestwem duchowym, a także dusza ludzka, należą do boga światła, podczas gdy wszystkie rzeczy fizyczne, w tym ciała, w których uwięzione są dusze, są własnością boga ciemności4. Katarzy wierzyli, iż dzięki przejściu rygorystycznej ceremonii oczyszczania, zwanej consolamentum, po śmierci ich dusze uciekną ze świata fizycznego i połączą się z Bogiem. Jeśli nie przystąpiono do tego rytuału, dusza reinkarnowała się w ciele innego człowieka, a nawet zwierzęcia, musząc znów przejść przez trudy kolejnego życia pośród zła świata fizycznego. Katarska hierarchia składała się z biskupów oraz świątobliwych, zwanych „doskonałymi” bądź „dobrymi”. Przeszli oni przez consolamentum i mogli udzielać je innym5. Doskonali tworzyli szkielet klasy „księży” Kościoła katarskiego. Nie mogli oni spożywać niczego powstałego na skutek stosunku płciowego, oprócz ryby, żeby nie jeść reinkarnowanej duszy. Oznaczało to, że z przyczyn praktycznych byli wegetarianami. Dochowywali również celibatu, nie chcieli bowiem tworzyć kolejnego fizycznego ciała, stanowiącego więzienie dla duszy. Doskonali prowadzili proste życie, utrzymując się głównie z jałmużny otrzymywanej od credentes, szeregowych wyznawców, którzy wierzyli w doktrynę kataryzmu, przechodzili jednakże consolamentum dopiero na łożu śmierci6. Ponieważ katarzy używali Nowego Testamentu jako źródła swej religii i żyli pośród chrześcijan, znalezienie różnicy między chrześcijaninem a chcącym pozostać w ukryciu katarem było ogromnym problemem.
Równie wielkie wyzwanie stanowiła reputacja doskonałych jako ludzi prostszych, skromniejszych, biedniejszych i bardziej troskliwych od przedstawicieli istniejącego już Kościoła. Herezja tak atrakcyjna, iż zdołała uwieść szlachetnie urodzonych, w związku z tym zapewniając ochronę wyznawcom, nie była na rękę Rzymowi. Od połowy XII wieku papieże wysyłali do Oksytanii duchownych, mających poprzez naukę wykorzenić kataryzm. Jednak nawet tak znaczna postać religijna, jak Bernard z Clairvaux, zdołała osiągnąć jedynie chwilowy sukces w zatrzymaniu rozprzestrzeniania się herezji, nie mówiąc o zniszczeniu jej7. Kanon 27 soboru laterańskiego III z 1179 roku grzmiał przeciw albigensom, wyklinając nie tylko ich, ale także tych, którzy ich wspierali, chronili, lub nawet handlowali z nimi8. W ciągu dwóch lat od tego oświadczenia papieski legat, stojący na czele niewielkich sił zbrojnych, krótko oblegał i zdobył miasteczko Lavaur, a następnie zmusił jego mieszkańców do powrotu do owczarni9. Ten niewielki i tymczasowy sukces religijny, odniesiony dzięki środkom wojskowym, pokazał że istnieje taka właśnie opcja. Nie nastąpiły jednak kolejne ekspedycje karne. Duchowni i papieże pomstowali na sytuację w Oksytanii, dopóki jednak nie posiadano dalszego pretekstu, nie popierano rozwiązania siłowego. Sytuacja pozostała więc bez zmian przez kilka następnych dekad.
Wraz ze wstąpieniem na tron Innocentego III sytuacja na południu zaczęła się zmieniać. Innocenty jest powszechnie uznawany za największego krzyżowca pośród papieży, sponsorował bowiem czwartą i piątą krucjatę, a także nadzorował zintensyfikowane działania krzyżowe od Półwyspu Iberyjskiego do Morza Bałtyckiego. Zdeterminowany odbić chrześcijańskie ziemie za morzem i utrzymać wiarę chrześcijańską pośród ludności Europy, papież zaciągnął tylu krzyżowców i powiększył skarb tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Chciał osiągnąć cele uważane wówczas przez wielu za godne pochwały. W latach poprzedzających rok 1208 Innocenty korespondował z Bernardem, arcybiskupem Auch, dostojnikiem kościelnym z południa, oraz Rajmundem VI, hrabią Tuluzy, nakłaniając ich do działań przeciwko herezji i grożąc hrabiemu gdyby pozostał bezczynny10. W 1204 i 1205 roku papież namawiał króla Francji, Filipa Augusta, oraz jego syna, księcia Ludwika, do podjęcia akcji przeciw heretykom. Monarcha był jednak zbyt zajęty zdobywaniem i utrzymywaniem położonych na kontynencie ziem swego andegaweńskiego przeciwnika, by martwić się sytuacją na południu11. W 1207 roku papież posunął się jeszcze dalej, oferując odpuszczenie grzechów tym, którzy podążą za Filipem na południe, by zniszczyć herezję. To samo obiecywano krzyżowcom udającym się do Lewantu. Król Francji wciąż nie wyrażał wszakże zainteresowania podjęciem wyprawy krzyżowej12. W 1208 roku legat papieski na południu, Piotr z Castelnau, został zamordowany w tajemniczych okolicznościach po zakończonym kłótnią spotkaniu z Rajmundem VI. Innocenty III i inni oskarżyli hrabiego o popełnienie tej zbrodni13. Morderstwo legata, będącego nie tyle wysłannikiem papieża, co uosobieniem jego autorytetu, stanowiło cios sztyletem w samo serce Kościoła14. Wprawdzie katarzy nie byli odpowiedzialni za spiskowanie ani dokonanie zabójstwa, jednakże papież wykorzystał śmierć Piotra z Castelnau nie tylko do zemszczenia się na Rajmundzie VI, który został wyklęty i pozbawiony swych ziem, ale również do wezwania wierzących chrześcijan do fizycznego wykorzenienia herezji z terytoriów należących do hrabiego Tuluzy. W istocie Innocenty III zezwolił więc na użycie sił zbrojnych przeciwko chrześcijańskiemu krajowi z powodu nieporozumień na tle religijnym. Tym, którzy wezmą udział w wyprawie obiecał odpuszczenie grzechów, nagrodę znaną co najmniej od czasów pierwszej krucjaty15. Dzięki morderstwu i złożonej obietnicy, papież zyskał w końcu przychylnych mu ludzi, niecierpliwych by pomścić zło wyrządzone Kościołowi, pozbyć się religijnego raka i zdobyć darowanie grzechów. Zabójstwo i odpust nakłoniły gorliwych ludzi do podjęcia wyprawy krzyżowej i wyruszenia na południe przeciwko innym żarliwie wierzącym ludziom oraz rozpoczęcia straszliwego okresu wojny, masakry, represji i podboju. Główne przyczyny interwencji wojskowej, herezja i wsparcie jej, tudzież przyzwolenie na nią, ze strony szlachetnie urodzonych, istniały przez ponad pół wieku. Do rozpętania konfliktu potrzebne było jednak zabójstwo Piotra z Castelnau.
SYTUACJA POLITYCZNA NA TERENIE OKSYTANII W PRZEDEDNIU KRUCJATY
Jak zauważa Joseph Strayer i inni, „Oksytania” nie stanowiła na początku XIII wieku państwa, lecz luźno zdefiniowany region (patrz mapa 1, s. 17)16. W żadnym wypadku nie była francuska. Poza tym nikt żyjący w XIII wieku nie myślał o zamieszkiwanym królestwie bądź terytorium w ten sam sposób, w jaki ludzie XXI wieku myślą o swej narodowości. Większa część Oksytanii należała do regnum Francorum, królestwa Franków. Sytuacja taka trwała od VI wieku, kiedy władzę nad nią przejęła dynastia Merowingów17. W późniejszym średniowieczu oznaczało to, że król Francji, rezydujący w północnej części swego królestwa, mógł teoretycznie korzystać ze wsparcia, lojalności i oddania mieszkańców Oksytanii, od największych możnowładców, jak hrabia Tuluzy, do najbiedniejszego chłopa. Teoria ta w bardzo małym stopniu pokazuje jednak rzeczywistą sytuację. Król Francji nie był w stanie żądać lojalności od oksytańskiej szlachty bardziej skutecznie, niż hrabia Tuluzy od tych znajdujących się na niższych stopniach drabiny społecznej. Nikt nie kontrolował Oksytanii. Była ona raczej gmatwaniną ziem podległych różnym panom. Na jej terenie rodziny szlacheckie aranżowały małżeństwa, zawierając formalne i nieformalne sojusze zarówno między sobą, jak i z możnowładcami i królami z innych regionów. W związku z tym ustalenie, wobec kogo dany baron był ostatecznie lojalny, mogło i wciąż może być niemożliwe nawet dla najbardziej wnikliwego badacza (patrz mapa 2, s. 18).
Najznaczniejszymi możnowładcami w centralnej części Oksytanii byli hrabiowie Tuluzy. Regularnie zawierali oni małżeństwa z królewskimi dziećmi, zdarzało się także, iż ich dzieci okazywały się odpowiednimi partnerami dla królów18. Pozycja najznamienitszych arystokratów regionu niekoniecznie przynosiła hrabiom bogactwo, bezpieczeństwo czy możliwość sprawowania władzy. Nie rządzili oni Oksytanią, byli raczej pierwszymi pośród szlachetnie urodzonych równych. W kulturowych, językowych i regionalnych granicach Oksytanii mieściły się Gaskonia i Akwitania, stanowiące obecnie południowo-zachodnią i środkowo-zachodnią Francję, a także położona na wschodzie Prowansja. Jak wszystkie ziemie regnum Francorum, terytoria zachodnie podlegały ostatecznie królowi Francji. Spora część wschodniej Oksytanii znajdowała się jednak pod władaniem królów i cesarzy niemieckich. Na początku XIII wieku kontrolę nad obszarami leżącymi na zachód od posiadłości hrabiego Tuluzy sprawował de facto książę Akwitanii. Sytuację komplikował fakt, iż od 1152 roku książęta Akwitanii byli również królami Anglii. W związku z tym angielski monarcha, z uwagi na swe oksytańskie ziemie, składał hołd królowi Francji jako książę. W drugiej połowie XII wieku hrabiowie Tuluzy mieli na zachodnich granicach ciągłe problemy ze swymi andegaweńskimi sąsiadami. Każdy z nich próbował rozszerzać swe wpływy siłą, wykorzystując jako pretekst małżeństwa lub więzy krwi. Jak stwierdził Richard Benjamin, skutkiem była „wojna czterdziestoletnia” pomiędzy Andegawenami i Rajmundynami, trwająca niemal do końca wieku. Małżeństwo Rajmunda VI z Joanną, siostrą Ryszarda I, zawarte w 1196 roku, ogromnie pomogło w polepszeniu sytuacji19. W ramach ugody Ryszard przekazał Rajmundowi VI wchodzący w skład Akwitanii region Agenais jako posag swej siostry20. Joanna zmarła zaledwie trzy lata później, w 1199 roku, jednak hrabia Tuluzy odnowił hołd z Agenais w imieniu swego niepełnoletniego wówczas syna. Od wybuchu wojny oksytańskiej do końca 1212 roku król Anglii Jan czynił niewiele, by bronić interesów swego siostrzeńca (i wasala) oraz własnych w Oksytanii. Kiedy wreszcie podjął taką próbę, osiągnął bardzo mało21. Jan podejmował próby odbicia położonych na północy ziem, jak chociażby Normandii, znajdującej się po 1204 roku we władaniu króla Francji, miał jednak ciągłe problemy z papiestwem. W 1214 roku jego sojusznicy ponieśli klęskę z rąk korony francuskiej, musiał też udaremnić inwazję księcia Ludwika na Anglię w 1216 roku. Dysponował więc niewielką ilością czasu i zasobów, które mógłby wykorzystać do interwencji na południu.
Po 1196 roku najpoważniejsze problemy trapiące Rajmunda VI były związane z jego bliskim sąsiadem, wicehrabią Béziers, Carcassonne i Albi. Ich wspólna rubież okazała się być największą wylęgarnią herezji katarskiej, co prawdopodobnie było znamienne dla problemów politycznych tego granicznego regionu22. W początkach średniowiecza tytuł wicehrabiego miał charakter biurokratyczny, oznaczał wysłannika hrabiego bądź człowieka zarządzającego częścią hrabstwa. W późniejszym okresie wicehrabiowie często działali niezależnie od jakiejkolwiek wyższej władzy. Tak też w dużej mierze było w Oksytanii23. Dzięki ostrożnej strategii zawierania małżeństw, której początek miał miejsce pod koniec XI wieku, Trencavelowie, dynastia sprawująca urząd wicehrabiego Béziers, sami stali się wielkimi możnowładcami24. Mimo zaciętej rywalizacji Trencavelów z Béziers i Rajmundynów z Tuluzy, dwa rody były ze sobą blisko związane. W 1209 roku hrabia Tuluzy był wujem wicehrabiego Béziers25.
Ten, kto „posiadał” ziemie Trencavelów lub był w stanie nimi rozporządzać, stanowił podczas wojny oksytańskiej główny przedmiot gier politycznych. Z większości terenów położonych na wschodzie i południu wicehrabia Béziers składał hołd hrabiemu Barcelony. Ten w 1137 roku doprowadził do jeszcze większego skomplikowania sytuacji, dzięki małżeństwu został bowiem królem Aragonii26. Monarcha ten sam był zresztą oksytańskim możnowładcą. Posiadał liczne ziemie na terenie Prowansji, w tym rejon wokół Montpellier27. W 1204 roku król Aragonii Piotr II jeszcze bardziej utrudnił uporządkowanie spraw związanych z posiadaniem ziemi. Chcąc uzyskać protekcję papieża i być może wsparcie finansowe na potrzeby krucjaty przeciwko muzułmanom, stał się jego wasalem, przekazując mu swe królestwo. Posunięcie to sprawiło, iż po śmierci Piotra w 1213 roku jeszcze trudniejsze stało się ustalenie, kto powinien uzyskać władzę zwierzchnią nad ziemiami Trencavelów. Nie było bowiem jasne, czy cesja z 1204 roku obejmowała tereny położone poza królestwem Aragonii, na przykład w Oksytanii28. Na początku XIII wieku rosło znaczenie króla Aragonii w regionie należącym teoretycznie do królestwa Francji. Było to częściowo spowodowane faktem, iż aragoński monarcha wykazywał się tam znacznie większą aktywnością, pochodził też z regionu bliższego Oksytanii pod względem kulturowym, niż jego francuski odpowiednik. W 1209 roku siostra Piotra II przedłużyła więzy z regionem, zawierając małżeństwo z Rajmundem VI. Miało to miejsce dziesięć lat po śmierci andegaweńskiej żony hrabiego29. W ten sposób hrabia Tuluzy stał się byłym lub obecnym szwagrem dwóch różnych monarchów oraz wujem swego największego regionalnego rywala. Królów Aragonii często absorbowała rekonkwista na terenie Hiszpanii, nie inaczej było w początkowych etapach wojny oksytańskiej. Sytuacja taka trwała do 1212 roku, kiedy to Piotr II, wspólnie z królem Kastylii, odniósł rozstrzygające zwycięstwo nad Almohadami w bitwie pod Las Navas de Tolosa30. Mimo tego, podczas pierwszego lata wojny w 1209 roku, Piotr II zwiększył swe zaangażowanie w Oksytanii w celu utrzymania i rozciągnięcia swych praw oraz wsparcia swych krewnych i wasali. W 1213 roku był już wolny od trosk związanych z muzułmanami na terenie Hiszpanii, w coraz większym stopniu niepokoił się natomiast dominacją Szymona z Montfort w Oksytanii. Piotr II zaangażował się więc na południu dyplomatycznie, a ostatecznie przeprowadził interwencję zbrojną. Kosztowała go ona życie i w dużej mierze położyła kres nadziejom Aragończyków na ekspansję w Oksytanii.
Na wschód od Rodanu, w Burgundii i Prowansji, Oksytania stanowiła gmatwaninę tytułów, powiązań i rodowych posiadłości. Do 1216 roku region ten nie odgrywał większej roli w wojnie. Jego większa część należała teoretycznie do cesarzy niemieckich, których prawa do tych ziem datowały się od XI wieku. W istocie ich władza była tam niewielka. Realne zwierzchnictwo cesarzy niemal urzeczywistniło się w 1156 roku, kiedy Fryderyk Barbarossa poślubił dziedziczkę Burgundii. Dzięki temu stał się nie tylko suzerenem feudalnym, ale właściwym posiadaczem tamtejszych ziem31. Interesy Fryderyka koncentrowały się wszakże w innym miejscu, w związku z czym przez cały XII wiek władza monarchów niemieckich pozostawała nieznaczna. Podczas wojny oksytańskiej kontrola sprawowana przez cesarzy była jedynie iluzoryczna. Dwa rody rywalizujące o tron, Hohenstaufowie i Welfowie, toczyły walkę o zwierzchnictwo nad cesarstwem i w dużej mierze nie zajmowały się wydarzeniami w Oksytanii32. Wysunięta najdalej na południe część wschodniej Oksytanii, położona za rzeką Durance, stanowiła od początków XII wieku przedmiot sporu pomiędzy hrabiami Tuluzy i Barcelony (później królami Aragonii)33. W 1125 roku rywalizujące rody podzieliły region między siebie. Hrabiowie Tuluzy zajęli niektóre miasta nad Rodanem i terytoria na północ od Durance, przyjmując tytuł „markizów Prowansji”. Ziemie na południe od Durance były natomiast kontrolowane przelotnie przez krewnych hrabiów-królów z Barcelony, tudzież przez nich samych34. Sporadycznie rody toczyły walkę o dominację we wschodniej Oksytanii, jednak wiele bogatych miast w regionie, zwłaszcza tych położonych nad Rodanem, prosperowało w dużej mierze niezależnie od jakiejkolwiek zewnętrznej władzy.
Komu więc możni oksytańscy byli koniec końców wierni? W rzeczywistości nikomu. Posłuszeństwo i lojalność zależały od przymierzy małżeńskich, osobistych ugód i niejasnych praw do posiadania ziemi. Te ostatnie były szczególnie płynne. Stare powiedzenie „posiadanie stanowi dziewięć dziesiątych prawa” pozostawało prawdziwe. W tym czasie ani w Oksytanii, ani nigdzie indziej w Europie Zachodniej nie istniały precyzyjnie określone granice. W istocie monarchowie i możni kontrolowali strefy wpływów z niejasnymi rubieżami, zmieniającymi się gwałtownie w wyniku małżeństwa, śmierci lub wojny. Dziedziczenie pozostawało najważniejszym kryterium w określaniu, kto powinien kontrolować dany teren, jednakże fizyczne posiadanie było równie lub nawet bardziej istotne. Jeśli możnowładca nie był w stanie narzucić swego zwierzchnictwa drogą wojskową, jego prawo własności z urodzenia bądź małżeństwa znaczyło niewiele. Kiedy natomiast arystokrata zajmował dany obszar w wyniku działań wojennych, miał prawo do zatrzymania go. To właśnie płynność kontroli politycznej w tej epoce stanowiła czynnik, który przez niemal dziewięć lat wykorzystywał Szymon z Montfort. Jego roszczenia do położonych na południu ziem, zyskane dzięki podbojowi, przeważały nad prawowitym dziedziczeniem, małżeństwem, osobistymi więzami i prawem zwyczajowym.
W dużej mierze ta dotycząca własności zasada pozostawała prawdziwa także na niższych szczeblach drabiny społecznej. Przedstawiciele znacznie biedniejszej szlachty zasadniczo rządzili swymi ziemiami jak gdyby byli ich jedynymi właścicielami, choć teoretycznie powinni składać z nich hołd komuś innemu. Jeśli suweren nie egzekwował aktywnie swych praw, nie kontrolował tych, którzy zarządzali posiadłościami w jego imieniu. Na przykład panowie Cabaret, mający zamki położone wysoko w Górach Czarnych, byli rzekomo wasalami wicehrabiów Béziers. W praktyce słuchali ich jedynie, kiedy mieli na to ochotę. Nie istniały sposoby na zmuszenie ich do zrobienia czegoś wbrew ich własnej woli, nie licząc wysłania ekspedycji wojskowej, która usunęłaby ich z górskich kryjówek35. To natomiast wymagało większego wysiłku niż wicehrabiowie Béziers byli skłonni się podjąć. Panowie Cabaret żyli więc w górach niczym królowie aż do początku wojny oksytańskiej, kiedy dynamika polityczna regionu zaczęła ulegać zmianom. Przymierza i kontrprzymierza, spory i lokalne wojny były wszechobecne w Europie Zachodniej. Żaden możny nie kwestionował sprawiedliwości tego systemu. Dopiero pojawienie się działania z zewnątrz, w tym wypadku krucjaty, zakłóciło bieg wydarzeń politycznych i militarnych w Oksytanii, rozpoczynając transformację tych obszarów w region zarządzany częściowo spoza jego granic.
W 1209 roku w Oksytanii znajdowała się jeszcze jedna strefa wpływów, której nie należy przeoczyć. Rosła bowiem gospodarcza, polityczna i wojskowa siła miasteczek i miast, a zwłaszcza największego z nich w tym regionie, Tuluzy. W XII wieku w większej części Europy Zachodniej, w tym w Oksytanii, ośrodki miejskie rozkwitały. Wzrost liczby ludności powodował zwiększenie popytu, rozwijał się także handel zamorski, zarówno ze światem islamskim, jak i dla wsparcia krucjat. Wraz z rosnącą siłą gospodarczą oksytańskich miast, wzmacniała się ich potęga polityczna i wojskowa. Jak wie każdy turysta, który podróżował w głąb Francji, w średniowieczu miasta, miasteczka, a nawet wsie w tym kraju lokalizowano z myślą o ich obronie, wykorzystując ukształtowanie terenu do wzmocnienia wszelkich budowli obronnych, jakie tylko mogły być wzniesione. Podróżni którzy wybiorą się do Midi-Pirenejów, czy Langwedocji-Roussillon, współczesnych regionów Francji, stanowiących główne teatry działań wojennych podczas krucjaty przeciwko albigensom, zobaczą niewielkie miasteczka, położone na szczytach najwyższych wzniesień w otwartym, pagórkowatym terenie lub, co bardziej spektakularne, na stromych urwiskach tudzież płaskowyżach w wysokich górach. Oprócz naturalnych zalet obronnych większość miasteczek i miast posiadała także rozległe mury i budowle o charakterze defensywnym. Dlatego też wiele miejscowości w Oksytanii nazywano castrum, co oznacza ufortyfikowane miejsce36. Zazwyczaj owe castra mogły obronić się przed każdym z wyjątkiem najbardziej zdeterminowanych przeciwników. Z tego powodu przed 1209 roku możni z południa rzadko kiedy decydowali się je oblegać.
Najludniejsze ośrodki miejskie posiadały nie tylko potężne fortyfikacje, ale także środki wojskowe i finansowe, umożliwiające bronienie się przez dłuższy czas. W 1209 roku szczególnie dużym i bogatym miastem była Tuluza. Miała ona około 30 000-35 000 mieszkańców i znajdowała się na pierwszym miejscu w regionie pod względem ludności, bogactwa i wpływu37. Jak wiele innych europejskich miast w XII wieku, Tuluza stała się samodzielną, niezależną politycznie komuną. Przed 1209 roku posiadała własny samorząd miejski38. Hrabiowie Tuluzy wciąż używali tamtejszej cytadeli, Zamku Narbońskiego, jako swej rezydencji, jednakże w czasie wojny oksytańskiej nie mieli praktycznie żadnej władzy nad miastem39. W 1217 roku krzyżowcy, ku swemu rozczarowaniu, odkryli iż Zamek Narboński nadawał się bardziej do uniemożliwiania ludziom spoza miasta dostania się do niego, aniżeli do rządzenia ludnością, tudzież bronienia się przed nią. Oksytańskie miasta lub ich fragmenty były nierzadko kontrolowane przez biskupów, co prowadziło do poważnych tarć między nimi a mieszkańcami. Fulko z Marsylii, pełniący urząd biskupa Tuluzy w czasie wojny oksytańskiej, odkrył, że aroganckich i apodyktycznych dostojników kościelnych szybko unieszkodliwiano, jeśli nie dysponowali wsparciem wojskowym40. Tuluza była nie tylko niezależnym, nie podlegającym nikomu bytem politycznym. W latach poprzedzających krucjatę przeciwko albigensom sama stała się potęgą wojskową. W latach 1202-1204 jej milicja oblegała lub walczyła o prawie dwa tuziny innych miasteczek lub posiadłości, w najlepszym wypadku w celu utworzenia, jak to ujął John Mundy, „contado”, niezależnego miasta-państwa, w najgorszym, aby wynegocjować korzystne traktaty pokojowe z sąsiadami41. Będąc potęgą gospodarczą, polityczną i wojskową, Tuluza nie mogła być przed 1209 rokiem ignorowana zarówno przez ludzi z zewnątrz, jak i możnych Oksytanii, a po tej dacie także przez Szymona z Montfort. W latach 1209-1211 mieszkańcy Tuluzy wydawali się być zdezorganizowani i słabi, jednakże w chwilach kryzysu, po 1211 roku, ta powierzchowna słabość przemieniła się szybko w twardy i zjednoczony front.
SZTUKA WOJENNA W EUROPIE ZACHODNIEJ W PRZEDEDNIU WYBUCHU WOJNY OKSYTAŃSKIEJ
W ostatnich latach badania nad średniowieczną historią wojskowości zaczęły przeżywać odrodzenie. Stopniowo pojawiała się coraz większa liczba solidnych, dobrze udokumentowanych prac. Ten krótki opis nie ma na celu ponownego wynalezienia koła, lecz raczej przypomnienie czytelnikowi tematu w ogólnym zarysie.
XII- i XIII-wieczna literacka tradycja romansów arturiańskich oraz chanson de geste przedstawia obraz wojny toczonej przez dosiadających koni rycerzy, toczących pojedynki jeden na jeden. W ostatnich dwudziestu pięciu latach XII wieku wszyscy możni w Europie Zachodniej uważali się za rycerzy i identyfikowali z domniemanymi cnotami i wartościami stanu rycerskiego42. Nie ma wątpliwości, że na początku XIII wieku etos wojskowy był zdominowany przez idee oraz ideały rycerskiej walki. W istocie w jednym z najważniejszych źródeł dotyczących wojny oksytańskiej, anonimowej kontynuacji Chanson de la Croisade Albigeoise, lub w tłumaczeniu angielskim Song of the Cathar Wars, najlepiej opisane są właśnie szlachetne uczynki oraz euforia z rycerskiej walki43. Do lat 90. XX wieku mity dotyczące starć rycerzy zostały wszakże podważone i rozwiane. Wśród badaczy pojawiła się zgoda, iż średniowieczne wojny składały się głównie z oblężeń44. Ostatnio konsensus ten uległ pewnym zmianom, zdano sobie bowiem sprawę, że przeprowadzanie wypadów, zwanych chevauchée (konnymi rajdami) odgrywało równie dużą, a może nawet większą rolę w świecie, w którym bezpośrednie zaatakowanie przeciwnika było często utrudnione45. Wprawdzie ówczesna arystokracja uwielbiała zarówno uczestnictwo w turniejach, początkowo nie różniących się zbyt wiele od prawdziwej walki, jak i pisanie o nich, jednakże kiedy dochodziło do starcia twarzą w twarz w otwartym polu niewielu chciało wziąć w nim udział46. Stałe fortyfikacje, jak zamki czy mury miejskie, były bowiem wyjątkowo skuteczne. Tymczasem walka w polu często przynosiła wszystko albo nic. Wygrana mogła zapewnić oczywiste korzyści związane ze zwycięstwem, jednakże drugie miejsce kończyło się w najlepszym wypadku utratą reputacji, a w najgorszym całkowitym pójściem armii w rozsypkę, niewolą lub śmiercią. W związku z tym podczas wojny jedna ze stron, nie licząc wypadów, nie ruszała się zwykle z fortecy, natomiast druga przeprowadzała rajdy i raz na jakiś czas podejmowała oblężenie, kończące się w większości przypadków niepowodzeniem. Rajdy praktycznie nic nie kosztowały agresora, a jedyne niebezpieczeństwo było związane z ewentualnymi wypadami wroga. Atakowanie pól, sadów i nieufortyfikowanych wiosek nieprzyjaciela pozwalało nie tylko zaopatrzyć własną armię, lecz także dać znać o swej obecności w przypadku, kiedy istniało niewielkie prawdopodobieństwo oblężenia lub bitwy. Wojna na wyniszczenie, składająca się z rajdów i oblężeń, była w Europie Zachodniej powszechna ze względu na swą taniość. Nie niszczyła natomiast, a jedynie osłabiała przeciwnika, który często odzyskiwał siły, a następnie sam wyruszał prowadzić rajdy i oblężenia. Do bitew w polu dochodziło, gdy obydwie strony chciały walczyć. Była to jednak nadzwyczaj rzadka sytuacja.
Wojny toczone w Oksytanii przed 1209 rokiem miały taki właśnie charakter. Dekady przed rozpoczęciem się krucjaty możni z południa regularnie najeżdżali swe ziemie, co stanowiło typowy sposób prowadzenia wojny. Działania takie trwały nawet po wybuchu wojny oksytańskiej47. Przed 1209 rokiem na południu nie dochodziło praktycznie do bitew między możnymi. Podczas mało znaczących konfliktów starych wrogów niewielu arystokratów decydowało się na oblężenie swego przeciwnika, bowiem aby mieć jakąkolwiek nadzieję na sukces należało utrzymać blokadę i użyć machin oblężniczych. To z kolei wymagało większej ilości zasobów i czasu, niż większość możnych była w stanie poświęcić. Do poważniejszych walk doszło między hrabiami Tuluzy, ich sąsiadami oraz Andegawenami podczas mającej miejsce w XII wieku „wojny czterdziestoletniej”. Przeprowadzono wówczas, w 1159 roku, nieudane oblężenie Tuluzy. Fakt ten jest jednak godny uwagi głównie ze względu na swą wyjątkowość48. Kiedy w 1209 roku rozpoczęła się krucjata przeciwko albigensom, typowy charakter działań, składających się głównie z rajdów, uległ zmianie dzięki gotowości krzyżowców do intensywnego prowadzenia oblężeń na skalę, jakiej mieszkańcy regionu nigdy do tej pory nie uświadczyli49. Bitwy pozostały jednak rzadkością, tak jak w pozostałej części Europy Zachodniej. W czasie wojny oksytańskiej, w latach 1209-1218, doszło do zaledwie czterech starć w polu. Tylko w jednym z nich, pod Muret w 1213 roku, obie strony umyślnie zdecydowały się na tę potencjalnie najbardziej rozstrzygającą opcję.
Charakter wojny składającej się z oblężeń i rajdów nie ułatwiał walki, jaką kojarzymy z rycerstwem. Konni rycerze byli w otwartym polu szybsi od tych nie dosiadających wierzchowców, w związku z czym przydawali się w działaniach wymagających mobilności. W pełni wyposażony rycerz w zbroi, na ciężkim destrierze (koniu bojowym) niekoniecznie stanowił jednak pierwszy wybór dowódcy podczas oblężenia. W czasie ataków i walki wręcz rycerska zbroja była znacznie lepsza od braku jakiejkolwiek osłony, w niewielkim stopniu zabezpieczała wszakże przed ważącymi setki kilogramów kamieniami, pociskami przelatującymi z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, a także wszystkim wystarczająco ciężkim lub szybkim, by zgnieść albo przebić ówczesny pancerz.
Niemniej jednak, dzięki lepszemu wyposażeniu, mobilności i pozycji społecznej, rycerze stanowili podczas wojny oksytańskiej rdzeń obydwu armii. Na początku XIII wieku większość domów królewskich i arystokratycznych dysponowała kilkoma rycerzami, będącymi częścią świty, osobistymi ochroniarzami bądź członkami familii (rodu). Młodsi synowie i bracia, nie mający perspektyw związanych z małżeństwem lub dziedziczeniem, stanowili idealnych kandydatów do tej roli. Pełnili ją w domu swego brata lub, co bardziej prawdopodobne, kogoś innego50. Prawdopodobnie najlepszym przykładem jest młodszy brat Rajmunda VI, Baldwin, który służył w świcie hrabiego, lecz później przeszedł na stronę krzyżowców, a także brat Szymona z Montfort, Gwidon, stanowiący część familii Montforta. Dowódcy tacy jak Rajmund VI, Szymon z Montfort czy Piotr II, wszyscy będący rycerzami, wybierali swych bezpośrednich podwładnych spośród swych szlachetnie urodzonych i należących do warstwy rycerzy krewnych, przyjaciół, towarzyszy i członków świty. Ludzie ci służyli dowódcy radą, stawali na czele samodzielnych skrzydeł armii, tudzież zarządzali miasteczkami lub miastami.
Pod względem wyposażenia i pozycji niżej od rycerzy znajdowali się służący z nimi wszakże ramię w ramię jeźdźcy, których możemy nazwać konnymi sierżantami. Mieli oni mobilność rycerzy, nie dysponowali natomiast ciężkim wyposażeniem i zbroją. Posiadali też zwykle zaledwie jednego wierzchowca. W istocie sierżanci byli być może lepsi od rycerzy w przeprowadzaniu rajdów, mieli bowiem mniej sprzętu, który musieli ze sobą wozić. Zarówno rycerze, jak i konni sierżanci bardzo dobrze nadawali się do roli eskorty wozów z zaopatrzeniem. Szymon z Montfort wielokrotnie podczas wojny wykorzystywał ich do takich zadań. Średniowieczne źródła jedynie sporadycznie rozróżniają rycerzy i innych konnych, tak jest chociażby w przypadku dwóch dotyczących kawalerii Montforta w bitwie pod Muret w 1213 roku51. Liczba rycerzy i sierżantów konnych w walczących armiach jest zwykle nie do oszacowania. Różniła się ona znacznie w rozmaitych porach roku i w poszczególnych latach wojny. Tam gdzie było to jednak możliwe, zamieściłem liczby z ich odpowiednią analizą. Dość powiedzieć, że żadna ze stron nie posiadała nigdy więcej niż kilkuset konnych. Wyjątek stanowiły sporadyczne przypadki dużego nagromadzenia ludzi w szczytowych okresach kampanii letnich. Każda armia kawaleryjska wymagała wielkiej ilości zapasów i wsparcia, których średniowieczni władcy nie byli w stanie zapewniać przez dłuższy czas. Z tego powodu wojska konne były zawsze organizowane ad hoc. Na południu w skład jazdy wchodzili wielcy arystokraci i ich poczty, pomniejsi możni oraz ich stronnicy, a także żołnierze zaciężni. Możnowładcy tacy jak hrabiowie Tuluzy czy Foix często działali wspólnie, co miało miejsce chociażby w 1211 roku. Nie była to jednak w żadnym wypadku stała organizacja. Ich jeźdźcy zbierali się na bardzo krótki okres czasu, po czym rozchodzili się, kiedy mijał kryzys. Podczas kampanii letnich Montfort mógł mieć tysiące możnych, rycerzy i innych konnych, którzy razem z jego stronnikami dołączyli do wyprawy krzyżowej. Poza okresem prowadzenia działań ich liczba spadała natomiast do kilku tuzinów.
Poniżej kluczowej, ale niewielkiej części wojsk, składającej się z kawalerii, znajdowali się piesi żołnierze. Obydwie strony używały piechoty, trudno jednak ustalić co oznaczały określenia takie jak pedes, serviens, sirvans, czy sergans w kwestii jej roli, tudzież zalet. Wyjątkiem jest użycie konkretnych terminów, takich jak „łucznik”, „kusznik”, itp. Jest rzeczą jasną, iż w wojnie brały udział różne typy piechoty, w tym oddziały dysponujące bronią dystansową i wojska inżynieryjne, wykorzystywane podczas oblężeń52. W przypadku strony południowej odniesienia do piechoty dotyczą często mieszkańców tworzących milicje miejskie. Nie mamy praktycznie żadnej wiedzy na temat ich uzbrojenia i szkolenia w tym okresie. Większość tego rodzaju milicji miała za zadanie bronić szczytu wzniesienia, na którym było położone miasto i stawiać opór zza jego murów. Ponieważ podczas każdego oblężenia obrońca miał wyraźną przewagę nad atakującym, milicja okazywała się bardzo skuteczna w tego typu walce. Zawsze można znaleźć wyjątki, na przykład wydarzenia z 1209 roku, kiedy milicja z Béziers wpadła w panikę i opuściła pozycje, przyczyniając się częściowo do miażdżącego zwycięstwa krzyżowców. Zazwyczaj jednak milicja sprawdzała się dobrze w ograniczonej roli, polegającej na walce za murami miejskimi o życie, rodzinę i dobytek. Wystarczało to do utrzymania się podczas oblężenia. Niektóre milicje były zdecydowanie lepiej wyszkolone i wyposażone. Po raz kolejny jako przykład można podać Tuluzę, aczkolwiek oddziały z Narbony miały podobny potencjał. Umiejętności milicji z Tuluzy nie ograniczały się jedynie do obrony miasta, mogła ona również prowadzić ograniczone działania zaczepne. Tak też działo się w czasie konfliktów z innymi miasteczkami i władztwami, mającymi miejsce przed krucjatą przeciwko albigensom. Podczas wojny oksytańskiej, w 1211 roku, doświadczeni członkowie tuluskiej milicji wzięli udział w działaniach zaczepnych po stronie krzyżowców. W 1213 roku i później walczyli natomiast przeciwko siłom krucjatowym. W szeregach milicji z Tuluzy służyło wielu wykwalifikowanych rzemieślników, dzięki czemu mogła ona konstruować swój własny sprzęt i prowadzić oblężenia na własną rękę. Tak właśnie stało się w 1213 roku pod murami Muret. Liczebność tuluskiej milicji nie jest znana, w oparciu o liczbę ludności można jednak przypuszczać, że od dwóch do czterech tysięcy żołnierzy mogło przez krótki okres czasu prowadzić kampanię poza miastem. Stanowili oni znaczną siłę, która nie mogła być ignorowana53.
Kwestia szeregowych członków sił krzyżowych, o których wspominają Piotr z Vaux-de-Cernay czy Wilhelm z Tudeli, jest bardziej problematyczna, nie licząc samego regionu pochodzenia tych ludzi. Wojna oksytańska rozpoczęła się jako krucjata i taki charakter miała przez większość czasu. W związku z tym bardzo różni ludzie mogli wyruszyć na południe, by walczyć pod sztandarem z krzyżem. Oprócz możnowładców i rycerzy, w wyprawie brały udział tysiące innych, którzy im służyli. Niewiele o nich wiadomo i nawet sam termin „krzyżowiec”, często używany w niniejszej pracy, wymaga wyjaśnienia. Określenia takie jak „krucjata”, czy „krzyżowiec” odżyły na nowo w ciągu ostatnich 60 lat. Używano ich w różnych celach, począwszy od „krucjaty” Eisenhowera w Europie, po „krzyżowca”, będącego pejoratywnym określeniem ludzi zachodu, używanym przez muzułmanów54. Słowa te pojawiły się dopiero pod koniec XII wieku, po stu latach europejskich wypraw wojskowych na Bliski Wschód. Pochodzą one od terminu crucesignatus, oznaczającego dosłownie „niosącego znak krzyża”. Równie powszechne jak crucesignatus było słowo peregrinatus, bądź jeden z jego wariantów, oznaczające „pielgrzyma”55. Krucjaty do Ziemi Świętej stanowiły formę pielgrzymki, pokutę za grzechy i złe uczynki, jakkolwiek trudne do zrozumienia może to być dla współczesnych krytyków owej średniowiecznej działalności. Podporę armii krzyżowej w okresie prowadzenia kampanii podczas wojny oksytańskiej stanowili ci właśnie ludzie, nazywani w niniejszej książce „krzyżowcami” lub „krzyżowcami-pielgrzymami”. Tak jak w trakcie wcześniejszych wypraw na Bliski Wschód, pochodzili oni z różnych warstw społecznych, począwszy od książąt królewskiej krwi, możnych i rycerzy, a na ludziach z gminu skończywszy.
Doświadczenie i wyposażenie żołnierzy wywodzących się z plebsu także się różniło. Ci którzy służyli wcześniej w milicjach miejskich w północnej Francji lub w innych miejscach mogli zostać użyci do działań zaczepnych. Posiadali oni odpowiedni ekwipunek na potrzeby kampanii. Byli też tacy, którzy nie dysponowali żadnymi umiejętnościami czy uzbrojeniem, a jedynie zapałem religijnym, laską pielgrzyma i pustym tobołkiem. Ludzie ci drenowali posiadane przez krzyżowców zasoby, a wędrując drogami tam i z powrotem stanowili łatwy cel dla zasadzek. Tworzyli jednakże absolutnie kluczowy element armii krzyżowej. Ponieważ byli obecni w dużej liczbie, Szymon z Montfort mógł skutecznie wykorzystać ich w różnych celach, choć niekiedy stawali się obciążeniem nawet pod jego dowództwem. Liczebność tego typu pielgrzymów można oszacować jedynie w przypadku konkretnych etapów wojny.
Podczas wojny oksytańskiej obydwie strony korzystały z usług żołnierzy zaciężnych. Na początku XIII wieku była to już powszechna praktyka. W czasach, w których nie istniały skuteczne systemy podatkowe dzisiejszych państw narodowych, żaden władca nie mógł sobie pozwolić na utrzymywanie zawodowej armii, poza osobistą świtą lub familią. Kiedy zbliżał się kryzys, monarchowie i możni posiadający pieniądze, tudzież zachowujący się tak jak gdyby je mieli, rozpoczynali prowadzony ad hoc najem żołnierzy. Trwało to do momentu przeminięcia zagrożenia albo wyczerpania funduszy. Zaciężni otrzymywali zapłatę za służbę, mogli wszakże zostać zwolnieni w każdym momencie. Wówczas zapewne zaciągali się u kogo tylko chcieli. Ich motywy nie były prawdopodobnie tylko i wyłącznie finansowe, zazwyczaj więc nie nazywa się ich „najemnikami” w dzisiejszym, negatywnym znaczeniu tego słowa. Na przykład w 1202 roku król Francji Filip II najął ponad dwa tysiące żołnierzy. W dokumentach szczegółowo zapisano rodzaj wojsk, w jakich służyli, a także wysokość otrzymanej zapłaty56. Na pewno nie wiemy, czy zaciągnęli się oni pod rozkazy króla Francji z poczucia lojalności, obowiązku, czy ponieważ otrzymywali żołd. Prawdopodobnie w grę wchodziła kombinacja tych trzech czynników. Podczas wojny oksytańskiej armia krzyżowa wykorzystywała zaciężnych żołnierzy. Od 1209 roku Szymon z Montfort był zmuszony do zapewnienia im wynagrodzenia również poza letnim okresem prowadzenia kampanii57. Możni i rycerze mogli otrzymać ziemie zdobyte w trakcie podbojów lub obietnicę otrzymania takowych, jednak wciąż regularnie potrzebowali gotówki do pokrycia wydatków. Ludzie określani terminami mainadiers, soldarios, soudadiers, tudzież innymi wariacjami tych słów, oznaczali tych otrzymujących żołd lub zapłatę58. Ludzie tacy mogli zajmować wysoką pozycję w społeczeństwie. Przykładem jest Robert z Picquigny, pan z północy, który w 1218 roku służył na południu w zamian za pieniądze. Zwykle jednak żołnierze zaciężni wywodzili się z uboższych warstw społecznych59. Garnizony Montforta składały się zazwyczaj z kilku rycerzy i znacznie większej liczby sierżantów, prawdopodobnie służących głównie dla wynagrodzenia pieniężnego.
Obok wojsk zaciężnych znajdowali się żołnierze również otrzymujący gotówkę za służbę, a jednocześnie piętnowani. Współczesna definicja „najemnika” określa człowieka walczącego dla pieniędzy i niezwiązanego politycznie ze swym pracodawcą. Ludzie tacy spotykani byli i w XIII wieku. Już na początku XII stulecia wzrost liczby ludności Europy, powiększenie terenów uprawnych, handel zamorski i zwiększona podaż pieniądza doprowadziły w ogólnym rozrachunku do większej zasobności przeważającej części społeczeństwa. Pojawiło się jednak również przeludnienie oraz niepełne zatrudnienie dla innych. Niektóre regiony Europy, posiadające wysoką gęstość zaludnienia, jak na przykład Niderlandy, a także (paradoksalnie) wyludnione obszary na rubieżach, jak chociażby Aragonia, zaczęły koniec końców „eksportować” młodych ludzi w kompaniach wojskowych. Często nosiły one nazwę geograficzną miejsca, z którego się wywodziły, na przykład Brabantczycy, Aragończycy, Nawarczycy czy Baskowie. Występowały także bardziej ogólne nazwy tych oddziałów, typu coterells, ribaldi, ruptari, czy routiers. Do drugiej połowy XII wieku owi routiers, czy jakkolwiek ich zwano, stali się wyjątkowo dobrze wyszkoleni, często ich jednostki posiadały wysoką spójność i były łatwo dostępne60. Dowódcy żyjący pod koniec XII wieku, na przykład andegaweńscy królowie Anglii i Fryderyk Barbarossa, często najmowali routiers, sporadycznie z ich usług korzystał nawet Filip August61. Z powodu braku jakichkolwiek związków politycznych żołnierze ci okryli się złą sławą, jednak w praktyce ich duże umiejętności, nawet w walce z rycerzami, sprawiły iż ci ostatni zaczęli bać się wzięcia w niewolę przez ludzi o niższym statusie społecznym, tudzież śmierci z ich ręki62. Paradoksalnie to łatwość prowadzenia wojny w postaci rajdów i oblężeń pozwoliła tym oddziałom na tak dobre prosperowanie. Ich pojawienie się stanowiło po prostu odpowiedź na podaż na istniejącym już rynku. Z uwagi na umiejętności i pragmatyczne poglądy na walkę routiers stali się obiektem tak wielkiego strachu, że pod koniec XII wieku byli uważani przez literatów za trapiący całą Europę dopust boży. Kronikarze tacy jak Walter Map piętnowali ich jako „znienawidzonych przez Boga i Człowieka”, choć władcy w coraz większym stopniu korzystali z ich usług63.
Routiers znajdowali się na marginesie europejskiego społeczeństwa. Władcy byli im może wdzięczni za pomoc w czasie kryzysu, jednak kiedy wojna dobiegała końca najemników czekało zwolnienie ze służby i bezrobocie. Mogli też zostać oszukani w kwestii zapłaty. Tak stało się w 1188 roku, kiedy Filip August pozbawił swych routiers własności i broni, a następnie odprawił ich „bezbronnych i nagich” podczas przerwy w walkach między nim a Henrykiem II64. Na polu bitwy oraz po wzięciu do niewoli routiers nie mogli oczekiwać zbyt wielkiej litości. Doświadczyli tego w 1212 roku, kiedy członkowie ich garnizonu w Moissac zostali straceni po kapitulacji castrum65.
Brak politycznej przynależności, gotowość do brania udziału w wojnie bez względu na jej cel, a także brutalna skuteczność w walce sprawiły, iż podczas soboru laterańskiego III w 1179 roku routiers zostali wyklęci w tym samym kanonie, co wspomniani wcześniej katarzy66. Innymi słowy oddziały te, złożone z zawodowych żołnierzy, walczących dla zapłaty, uważane były za znajdujące się poza chrześcijańską owczarnią i normalnym człowieczeństwem. Interesującą rzeczą jest również rola tych wojsk w wojnach toczonych na południu przed 1209 rokiem. Ponieważ władza w środkowej Oksytanii była słaba, a możni znajdujący się na różnych szczeblach drabiny społecznej mieli problemy z kontrolowaniem swych wasali, niektórzy arystokraci, jak chociażby hrabia Tuluzy, musieli polegać na usługach routiers. Najmowały ich nawet położone na południu miasta, zgadzając się dla bezpieczeństwa na obecność ich garnizonów i pozwalając im, by w obliczu oblężenia zajmowali pozycje w fortecach67. Wydaje się, że ludzie ci, jeśli otrzymywali pieniądze, pełnili lojalną oraz wartościową służbę. Pozostawali wszakże poza łaską Kościoła i społeczeństwa, niekiedy ponosząc tego konsekwencje.
Na początku XIII wieku nie istniały żadne spisane zwyczaje czy prawo regulujące prowadzenie działań zbrojnych. Chrześcijańskie teorie wojny sprawiedliwej istniały już wszakże od czasów św. Augustyna, a w XII wieku zostały uaktualnione w prawie kanonicznym Gracjana. W 1209 roku wojna oksytańska była sprawiedliwa z punktu widzenia papieża, który ją zainicjował, duchownych, którzy ją propagowali, a także tych którzy podjęli krzyż, by w niej walczyć68. Niewielu ludzi z południa się z tym zgadzało. Jeszcze w 1215 roku możnowładca z południa, Raimon-Roger, hrabia Foix, uzasadniał w dość elokwentny sposób, dlaczego uważa, iż krzyżowcy toczą niesprawiedliwą wojnę69. Ponad abstrakcyjnymi koncepcjami związanymi z teorią wojny sprawiedliwej są jeszcze sposoby implementowania lub ignorowania praw i zasad prowadzenia wojny na szczeblu taktycznym, mające znacznie bardziej bezpośrednie znaczenie. Ponieważ nie istniały żadne dokumenty spisane lub sygnowane przez władców albo walczące strony, mające na celu regulację przebiegu działań, traktowanie walczących i cywilów zależało od sytuacji. W tym czasie europejski kodeks rycerski stawał się coraz bardziej szczegółowy, pasował on jednak bardziej do turnieju, niż do rzeczywistej walki. Nigdy też nie stosowano go podczas starć pomiędzy żołnierzami i cywilami z różnych warstw społecznych. Ogólnie rzecz biorąc, w średniowieczu chrześcijańskie zasady moralne nie łagodziły sposobu prowadzenia wojny skuteczniej niż obecnie.
Jednakże tak jak bawiące się razem dzieci posiadają zazwyczaj pewne niepisane zasady lub zwyczaje, którymi kierują się, kiedy w pobliżu nie ma dorosłych, tak ludzie zachodu zaakceptowali również niepisany kodeks postępowania, podlegający zmianom ze względu na okoliczności. Na przykład garnizon miasteczka lub zamku, chcący skapitulować podczas oblężenia, otrzymywał zwykle pozwolenie na negocjowanie warunków ugody. Ich złagodzenie zależało od długości oblężenia. Z drugiej strony, powszechny średniowieczny zwyczaj wojenny nakazywał, by każde miasto, miasteczko, czy forteca, które nie poddały się i zostały zdobyte na skutek szturmu były łupione, a ich mieszkańców często mordowano70. Koncepcja ta istniała od samych początków ludzkości, kiedy standardowa reguła polegała na zabiciu dorosłych mężczyzn i uczynieniu kobiet oraz dzieci niewolnikami71. Choć greccy i rzymscy autorzy często pisali o tej praktyce z pewnym obrzydzeniem, w okresie klasycznym mordowanie, gwałty i tortury w dalszym ciągu stanowiły przeznaczenie tych, którzy się nie poddali72. W średniowieczu prowadzenie wojny było bardziej skomplikowane, bowiem rzeź lub zniewolenie chrześcijańskich jeńców stanowiły działanie wbrew chrześcijańskim zasadom moralnym. Fakt ten nigdy nie powstrzymał jednak barbarzyńskich zachowań. W XII i XIII wieku w chrześcijańskiej Europie Zachodniej okrucieństwa wojenne zdarzały się regularnie73. Na Bliskim Wschodzie w epoce krucjat zdarzało się, iż zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie dokonywali rzezi niewinnych, cywilów i wziętych do niewoli przeciwników. Tak stało się z mieszkańcami Jerozolimy w 1099 roku oraz z łacińską armią polową pod Hattin w 1187 roku74. Nikt nie był chroniony zarówno przed cierpieniem na skutek okrucieństw, jak i przed braniem w nich udziału.
Mimo tego większość ludzi średniowiecza uznawała pewne ograniczenia dotyczące zachowań akceptowalnych w czasie działań wojennych. Okaleczania jeńców, których jedynym przestępstwem było dostanie się do niewoli, zazwyczaj nie tolerowano. Nie należało zabijać bądź napastować seksualnie kobiet i dzieci, choć to także zależało od okoliczności. Jeńców o wysokiej pozycji społecznej powinno się trzymać w honorowej niewoli i pozwalać im na zwolnienie za okupem. Zwyczajów tych nigdy nie spisano, jednakże kronikarze zwykle wspominali o przypadkach nieprzestrzegania ich75. To właśnie uchylanie się od stosowania tych zasad, tudzież niemożność ich zauważenia, sprawiają iż wojna oksytańska jest uznawana za wyjątkowo brutalną, nawet jak na ówczesne realia76. Pogląd ten jest w pewnym stopniu uzasadniony. W wojnie przeciwko heretykom oraz ich obrońcom ci, którzy nie podporządkowali się krzyżowcom, bądź w dalszym ciągu wspierali herezję i jej wyznawców, nie mogli liczyć na litość77. Bez względu na to jakiej skali brutalności użyjemy, wojny są zwykle okrutniejsze, jeśli w grę wchodzi ideologia lub religia. Krucjata przeciwko albigensom rozpoczęła się z przyczyn religijnych, które nigdy nie przestały mieć wpływu na wzajemne traktowanie się walczących stron. W związku z tym brutalność i okrucieństwo stanowiły część tego konfliktu. Często podaje się fakt ten jako powód, dla którego wojna ta była najokropniejszą spośród wszystkich stoczonych w Europie w szczytowym okresie średniowiecza78. Splądrowanie Béziers, zabijanie lub okaleczanie żołnierzy służących w garnizonach i cywilów, egzekucja wysoko postawionych osób, jak chociażby Giraldy z Laurac w 1211 roku, czy Baldwina z Tuluzy w roku 1214, potwierdzają, że wojna ta, jak wszystkie inne, była piekłem dla każdego, kto znalazł się w środku działań, bez względu na warstwę społeczną z jakiej się wywodził, wiek, przynależność religijną czy płeć. Co może odróżnić wojnę oksytańską od innych konfliktów toczonych w Europie Zachodniej, to czas jej trwania i pozornie jeden cel: wytępienie herezji. Błahe sprzeczki rodzin arystokratycznych o posiadłości zdarzały się na południu nagminnie. W 1209 roku pojawiły się natomiast ogromne armie złożone z cudzoziemców, przekonanych iż ludność Oksytanii jest siedliskiem wielkiego zła, które należy poddać egzorcyzmowi poprzez napaść zbrojną. Chcąc osiągnąć ten cel, ludzie z północnej Francji i innych części Europy prowadzili dziesiątki oblężeń, przynosząc na południe nie znaną tam wcześniej regularność oraz intensywność działań wojennych. Nie jest więc zaskoczeniem, że wojna wydawała się gorsza niż zazwyczaj, taka była bowiem dla mieszkańców Oksytanii. We wrześniu 2001 roku obywatele Stanów Zjednoczonych zareagowali w taki sposób, jak gdyby po raz pierwszy w historii ludzie stali się ofiarą międzynarodowego terroryzmu. W amerykańskich realiach tak w istocie było. W 1209 roku ludność południa zareagowała tak samo z tego samego powodu. Jej świat nigdy nie został zburzony przez systematyczny, trwający bez przerwy konflikt zbrojny. Niniejsza książka pokazuje jednak, że nawet kiedy wojna oksytańska przestała mieć podłoże religijne i stała się w większym stopniu walką o kontrolę polityczną, prawną i geograficzną, nie wyróżniała się szczególnym barbarzyństwem w porównaniu do innych konfliktów toczonych w tym okresie w Europie Zachodniej.
LOGISTYKA
Logistyka w średniowieczu, inaczej niż w pozostałych epokach, nie była intensywnie badana, aczkolwiek naukowcy zaczęli zwracać na nią coraz większą uwagę79. Celem logistyki wojskowej w średniowieczu było sprawienie, by armia przetrwała, a nie zapewnienie jej wygód. Podczas statycznych walk o fortyfikacje siły broniące się mogły, otrzymawszy odpowiednie ostrzeżenie o zbliżaniu się przeciwnika, zgromadzić żywność pozwalającą przetrwać im przez wiele miesięcy. Zbierając zapasy, garnizon jednocześnie pozbawiał ich nadchodzących armii. Jeśli nie skończyła się woda, żywność nie została zniszczona, nie zepsuła się i nie nastąpiły problemy z jej dostarczeniem, a fortyfikacje nie zostały wzięte szturmem, obrońcy mieli ogromną szansę na przeczekanie oblegających wojsk. Armie polowe musiały z kolei prowadzić drogami i rzekami swe linie zaopatrzeniowe, które mogły istnieć tylko wtedy, jeśli wzdłuż nich dysponowano łańcuchem fortyfikacji. Jak się często zdarzało, niemożność utworzenia linii zaopatrzeniowej sprawiała, że dni armii były już policzone, bez względu na porę roku, w jakiej prowadzono kampanię. Wojska rozpływały się zaraz po szybkim zużyciu posiadanych zapasów.
W zakresie trudności logistycznych, z którymi mierzono się podczas wojny oksytańskiej, znacznie większe wyzwanie stało przed siłami krucjaty. Strona południowa dysponowała liniami wewnętrznymi, dostępem do terenu i jego znajomością, a także mieszkańcami, zazwyczaj popierającymi opór przeciwko krzyżowcom. Prowadzące oblężenia armie z północy musiały podtrzymywać napływ zapasów bez tych atutów. Podróżowanie traktami było niebezpieczne, w związku z czym wiozące zaopatrzenie wozy krzyżowców musiały mieć silną eskortę. Bardzo często konieczność jej utworzenia pozbawiała armię jej najbardziej mobilnych żołnierzy. Na przykład do bitwy pod Saint Martin-la-Lande w 1211 roku doszło, kiedy Szymon z Montfort został zmuszony do przyjścia na odsiecz taborowi z zapasami, złapanemu w zasadzkę przez wojska z południa80. Jeśli pora roku nie była odpowiednia i nie posiadano możliwości zdobywania żywności i paszy podczas marszu, zwierzęta juczne lub pociągowe, tworzące kolumnę zaopatrzeniową, musiały transportować własny pokarm, przez co przenosiły mniej pożywienia dla ludzi. Przez to pozyskiwanie zapasów w regionach mających słabe zaplecze rolnicze, takich jak Termes, czy Cabaret, położone wysoko w Czarnych Górach, stawało się trudne. Zwierzęta juczne, uzależnione wyłącznie od tego, co przeniosą na własnych grzbietach, skonsumują zapasy w ciągu dziesięciu dni. Kolumna zaopatrzeniowa, której zwierzęta pasą się na trasie, lecz transportują własne ziarno, zjedzą wszystko w dwadzieścia pięć dni, zakładając że nie przenoszą niczego innego. Kolumna juczna, przewożąca żywność dla ludzi, ziarno, paszę i rzeczy nie będące artykułami spożywczymi, musiała w związku z tym dotrzeć do celu znacznie szybciej, by być skuteczna81. Wprawdzie przez Oksytanię płynęły liczne żeglowne rzeki, jednak kontrola terenów położonych wzdłuż ich biegu znajdowała się w rękach gmin często sympatyzujących ze sprawą południa. Krzyżowcy nie mogli zająć każdego miasteczka, dlatego też ich biegnące wzdłuż rzek linie zaopatrzeniowe były zawsze narażone na atak. Jednocześnie położenie geograficzne rzek w regionie sprawiało, iż dowóz zapasów do armii oddalających się od ich brzegów stawał się niekiedy kłopotliwy. Utrzymanie kontroli nad rzeką mogło się okazać kluczowe dla zwycięstwa lub porażki, o czym Szymon z Montfort przekonał się podczas oblężenia Beaucaire w 1216 roku oraz w trakcie drugiego oblężenia Tuluzy w latach 1217-1218. Krzyżowcy nie byli wówczas w stanie zarówno powstrzymać transportu zapasów, dokonywanego przez nieprzyjaciela łodziami, jak i zaopatrywać własnych sił. Nie kontrolowali bowiem całej długości rzeki. Zaopatrywanie prowadzącej oblężenie armii w miejscu odległym od żeglownych rzek, jak Termes, czy Cabaret, stanowiło prawdziwy koszmar. Jedyne drogi wiodące do tych fortyfikacji były tak strome, że transport zapasów ograniczał się do wykorzystania idących gęsiego zwierząt jucznych i tragarzy. Nie licząc kilku wyjątków, podczas wojny oksytańskiej krzyżowcy żyli w takiej samej, lub nawet większej nędzy i niedożywieniu, jak ludzie, których ziemie stanowiły cel ich działań zbrojnych.
GŁÓWNE ŹRÓDŁA NARRACYJNE DOTYCZĄCE KRUCJATY
Żadnego wydarzenia, do którego doszło w średniowieczu, nie przedstawiono w wystarczająco dużej liczbie źródeł, by badacze posiadali luksus zastanawiania się, jak je wszystkie przejrzeć. Niektóre etapy wojny oksytańskiej zostały wprawdzie opisane w przyzwoitym stopniu, wszakże nie tak szczegółowo, jakbyśmy chcieli. Spośród użytych w niniejszej pracy źródeł trzy wyróżniają się jako całkowicie niezbędne. We wszystkich występują oczywiście problemy historiograficzne. W tekście komentuję konkretne rozważania i polemiki. Pierwszym i najważniejszym źródłem przy badaniu wojny oksytańskiej jest łacińska kronika Piotra z Vaux-de-Cernay, ukończona około 1220 roku. Piotr był mnichem zakonu cystersów. Mając dwadzieścia kilka lat towarzyszył podczas krucjaty swemu wujowi Gwidonowi, opatowi Vaux-de-Cernay i późniejszemu biskupowi Carcassonne. Piotr nie znajdował się na południu przez cały okres, w którym pisał, był jednak świadkiem wielu ważnych wydarzeń, znał też wszystkie znaczące osobistości z grona krzyżowców, w tym Szymona z Montfort. Badacze oceniający wkład Piotra wydali o nim mieszane opinie, zależne od tego, z którą ze stron sympatyzowali. Z powodu jego młodego wieku oraz ideałów (gorliwa pobożność), pozycji społecznej (cysterski mnich) i powiązań (jego wuj, opat, był blisko związany z dowódcą krucjaty), panuje obecnie zgoda, iż Piotr był mocno stronniczy na korzyść krzyżowców, jednak jego stronniczość jest otwarcie stwierdzona. Opinia taka znacznie pomniejsza zalety pracy Piotra. Jego kronika jest bowiem niezbędna nie tylko ze względu na ilość podanych w niej szczegółów, ale także po prostu dla zrozumienia, jak wojna ta wyglądała oczami krzyżowców. Ponieważ Piotr był bezpośrednio powiązany z krucjatą, jego praca zawiera detale, do poziomu których nie zbliża się żadne inne źródło. Zapisał on też dosłownie wiele listów, wymienianych między papieżem a poszczególnymi członkami wyprawy. Jeśli odsuniemy na bok jego fanatyzm religijny, zobaczymy że Piotr był zwracającym uwagę na drobiazgi obserwatorem. W dedykacji dla papieża stwierdził natomiast, iż nie pisał o rzeczach, których sam nie zobaczył, lub o których nie usłyszał od naocznych świadków82. Nie powinniśmy zawsze wierzyć słowom Piotra, jednak jego praca stanowi najlepsze źródło dotyczące wojny oksytańskiej do lata 1216 roku. Wówczas jego opisy zaczęły się stawać coraz krótsze i gorsze jakościowo. Zamieszcza pewne szczegóły na temat oblężenia Beaucaire i późniejszych wydarzeń, w przypadku tego okresu istnieją wszakże bardziej wartościowe źródła. Niektórzy sugerowali, iż stało się tak, ponieważ Piotr zmarł przed ukończeniem ostatniej części swej relacji83.
Nawet jeśli posiadalibyśmy jedynie pracę Piotra z Vaux-de-Cernay, to i tak moglibyśmy uznać się za szczęściarzy. Tymczasem mamy do dyspozycji również źródła pokazujące punkt widzenia ludzi z południa, nawet jeśli nie są przychylne herezji katarskiej. Chanson de la Croisade Albigeoise, powstała w języku oksytańskim, jest zazwyczaj uważana za jedno źródło, choć napisały ją dwie osoby. Jak sugeruje tytuł, Chanson to poemat. Problem ten nigdy nie przeszkodził jednak żadnemu badaczowi w opieraniu się w dużym stopniu na jego tekście. W przybliżeniu jedna trzecia poematu, stanowiąca jego początek, została napisana przez Wilhelma z Tudeli, który określił się we wstępie jako duchowny z Nawarry. W pierwszych latach wojny oksytańskiej służył on w domu Baldwina z Tuluzy, przyrodniego brata Rajmunda VI, będącego mimo tego jednym z najważniejszych sojuszników krzyżowców84. Dzięki temu Wilhelm, tak jak Piotr, doświadczył wielu wydarzeń o których pisał, tudzież znał naocznych świadków. Służył też u możnowładcy, który stał się członkiem wąskiego grona najważniejszych uczestników krucjaty. Część napisana przez Wilhelma kończy się nagle w 1213 roku, co sugeruje iż zmarł on oraz że jego praca została ukończona krótko po opisywanych w niej wydarzeniach. Wilhelm jest zazwyczaj uważany za lojalnego chrześcijanina, ale także człowieka z południa, nie zawsze zgadzającego się ze sposobem prowadzenia krucjaty. W rzeczywistości połączenie jego pochodzenia i pełnionej roli duchownego sprawiło, iż jest on być może najmniej stronniczy spośród wszystkich najważniejszych kronikarzy. Często podaje szczegóły, o których nie wspomina Piotr z Vaux-de-Cernay, na przykład pisze o części sił krzyżowców, która zaatakowała Casseneuil w 1209 roku85. W innych przypadkach potwierdza fakty, o których pisał Piotr, zwiększając naszą pewność co do tego, jak wyglądał przebieg konkretnych wydarzeń.