Królestwo lęku - Hunter S. Thompson - ebook + książka

Królestwo lęku ebook

Hunter S. Thompson

4,0
35,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Samoloty latają nisko, wszędzie krążą koperty z wąglikiem, co drugi imigrant wydaje się terrorystą, a prezydent znów wypowiada komuś wojnę — krótko mówiąc: USA wkracza w nowe milenium. I właśnie wtedy, gdy kraj pogrąża się w totalnym chaosie, Hunter S. Thompson niespodziewanie powraca do swojej najwyższej formy, by po raz ostatni porwać czytelnika w brawurową jazdę bez trzymanki przez najbardziej pokręcone serpentyny niepokornej literatury. Tym razem „ojciec stylu gonzo” odkrywa wszystkie karty i obok błyskotliwej satyry na Amerykę XXI wieku dokonuje bezwstydnej konfesji całego swego żywota. Potoczysty, niepowtarzalny język, iście szaleńcza narracja, niecenzuralne poczucie humoru, cały arsenał broni, wszechobecne wybuchy, sex, drugs and rock’n’roll — wszystkiego tu pod dostatkiem. Zapnijcie więc pasy, weźcie książkę do ręki i wpadajcie na wielką gonzoidalną ucztę do Królestwa lęku!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 573

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginałuKINGDOM OF FEARLoathsome Secrets of a Star-Crossed Child in the Final Days of the American Century
Copyright © 2003, The Estate of Hunter S. Thompson All rights reserved
Copyright © for the Polish edition by Sojka & Sojka sp.j., 2019
Projekt okładki i stron tytułowychKATARZYNA JANOTA
Wstępem, przypisami, kalendarium i bibliografią opatrzyłDEZYDERY BARŁOWSKI
RedakcjaAGNIESZKA ŁODZIŃSKA MONIKA ABRAMOWICZ
Wydanie I
ISBN 978-83-66324-11-4
wydawnictwo niebieska studniawww.niebieskastudnia.pl
Patronat medialny:MAGIVANGA – Magazyn Kultury Niepokornej – www.magivanga.com
Konwersja: eLitera s.c.

Dla Anity

Po trzykroć kręgiem go jak wieńcem

Otoczmy. Niechaj zaćmi nasze oczy

Świętości lęk; bo rosy on utoczył

Miodowej, w Raju mleko pił zaklęte.

Samuel Taylor Coleridge(tłum. L. Dorn)

Zamiast notytranslatorskiej

O Bomb I love you

I want to kiss your clank eat your boom

You are a paean an acme of scream

a lyric hat of Mister Thunder

O resound thy tanky knees

BOOM BOOM BOOM BOOM BOOM

BOOM ye skies and BOOM ye suns

BOOM BOOM ye moons ye stars BOOM

nights ye BOOM ye days ye BOOM

BOOM BOOM ye winds ye clouds ye rains

Go BANG ye lakes ye oceans BING

Barracuda BOOM and cougar BOOM

Ubangi BOOM orangutang

BING BANG BONG BOOM bee bear baboon

GREGORY CORSO

Gotów

Jest 20 lutego 2005 roku, dochodzi szósta wieczór. Dźwięk (3) trzech pocisków przeszywa połać nieba nad Woody Creek, następując po wcześniejszym o kilka minut (1) pojedynczym grzmotnięciu i wyprzedzając o pół roku całą (100) kanonadę strzałów nad owym koloradzkim horyzontem. Tak kończy się historia Huntera Stocktona Thompsona, tak kończy się era gonzo, Thompsonowskie „amerykańskie stulecie”[1] oraz seria top-5 dzieł samozwańczego „dobrego doktora dziennikarstwa”. Wielkie BOOM: (100) okraszony fajerwerkami pogrzebowy wystrzał z armaty nabitej prochami HST; (3) trzy salwy honorowe posłane w niebo przez syna HST; (1) samobójczy strzał w sam środek głowy HST; uderzenie w bliźniacze wieże WTC; ostatnia pisarska eksplozja talentu HST – czyli Królestwo lęku z 2003 roku, które teraz trafia w ręce polskiego czytelnika.

W świecie Thompsona wszystko odbywało się z wielkim przytupem, z tym charakterystycznym – kolokwialnie rzecz ujmując – „pierdolnięciem”. HST potrzebował „wybuchów” i w pewnym sensie się nimi żywił, dlatego też po 11 września 2001 roku, gdy seria zamachów terrorystycznych zaszokowała świat, powraca do najwyższej od blisko dwudziestu lat formy pisarskiej. I dlatego też Królestwo... jest pozycją niezwykłą w jego literackim dorobku. Określane „biografią gonzo” bądź „gonzobiografią”, daje się odczytywać jako domknięcie klamry obejmującej cały dorobek, a także publiczny testament autora, za pomocą którego sofistycznie podsuwa „projektowaną” linię interpretacyjną własnej twórczości. Dlatego też docelowymi odbiorcami wydania Kingdom of Fear: Loathsome Secrets of a Star-Crossed Child In the Final Days of the American Century niewątpliwie są czytelnicy już w pewnym stopniu obeznani z dorobkiem literackim Huntera Thompsona. Niemniej jednak powstawaniu polskiego przekładu (który właśnie trzymacie Państwo w rękach) przyświecały inne założenia; wszak adresowany jest on do zupełnie innego odbiorcy – wywodzącego się z innych realiów społeczno-kulturowych, żyjącego w innym kontekście geopolitycznym, historycznym itd. – który w swoim języku miał jak do tej pory możliwość zapoznania się tylko z trzema książkami HST[2].

Publikacja ta jest więc skierowana nie tylko do osób zainteresowanych twórczością Thompsona, jego osobą, literaturą gonzo czy amerykańskim dziennikarstwem. Polskie wydanie adresujemy do szerszej publiczności – wszystkich, którzy chcieliby poczuć Thompsonowskie wybuchy na własnej skórze. Dlatego też – zacznijmy od początku...

Cel

Choć największe dzieła Huntera S. Thompsona – takie jak Lęk i odraza w Las Vegas czy Fear and Loathing: On the Campaign Trail ’72 – powszechnie zaliczane są do kanonu literatury amerykańskiej XX wieku, to kwestia wyznaczenia miejsca dla samego twórcy w powojennej kulturze USA do dziś wzbudza wiele kontrowersji. Niektórzy krytycy widzą w nim bowiem jedynie barwną postać kontrkultury, natomiast dla innych pozostaje on ważnym i oryginalnym pisarzem, którego osiągnięcia na niwie literackiej i żurnalistycznej każą stawiać go na równi z takimi artystami jak John Barth, Thomas Pynchon, Robert Coover czy William S. Burroughs, czyli najwybitniejszymi przedstawicielami postmodernistycznej rewolucji[3]. Sceptyczną postawę wobec dokonań Thompsona można w pewnej mierze tłumaczyć jego skrajnie kontrowersyjną autokreacją, która znacznie odbiegała od norm panujących w ówczesnym światku literackim Stanów Zjednoczonych. Warto również odnotować, że artyści utożsamiający się z kontrkulturą lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku długo musieli czekać, by świat akademicki uznał ich za wartych uwagi i ważnych dla kultury[4]. Mimo to druga książka HST – czyli Lęk i odraza w Las Vegas – już niedługo po premierze okazała się pozycją kultową i to dzięki niej jej autor zaczął być postrzegany przez amerykańskie media jako postać wybitna, zabierająca ważny, krytyczny głos na temat społeczeństwa i polityki USA[5].

Trudno jest jednak zrozumieć fenomen postaci Huntera S. Thompsona – jak również doniosłość i sens omawianej przeze mnie książki – bez gruntownego opisu kontekstu biograficzno-historycznego. Autor swoją literacką renomę zdobył głównie dzięki autopsyjnym (zgodnie z zasadami stworzonego przez siebie dziennikarskiego gatunku gonzo reporter powinien opisywać tylko to, czego doświadczył osobiście), krytycznym, kontrowersyjnym i oryginalnym spostrzeżeniom dotyczącym współczesnego mu społeczeństwa oraz politycznego ładu Ameryki.

Hunter Stockton Thompson urodził się w 1937 roku w Louisville (Kentucky, USA), a zmarł w 2005 roku w Woody Creek (Kolorado, USA)[6]. Do momentu swojego literackiego debiutu pracował jako reporter w mało lub średnio znanych amerykańskich gazetach[7]. Jego pierwsza książka pod tytułem Hell’s Angels – wydana w 1967 roku – to reporterski, subiektywny zapis obserwacji popularnego w latach sześćdziesiątych motocyklowego gangu (Hell’s Angels Motocycle Club); jednak najważniejszym aspektem owego zapisu jest kwestia społecznego odbioru tej zmitologizowanej przez amerykańskie media grupy harleyowców[8]. Dzieło Thompsona okazało się nie tylko ważnym ogniwem kreowanego wówczas w Ameryce innowacyjnego stylu dziennikarsko-literackiego, tzw. Nowego Dziennikarstwa[9], ale także wpisało się doskonale w ówczesną modę na gangi motocyklowe (jej kulminacją był film Easy Rider Dennisa Hoppera z 1969 roku), a w konsekwencji przysporzyło pisarzowi sławy, o czym świadczy między innymi aż 29 wznowień debiutanckiej książki w ponad dwóch milionach egzemplarzy tylko do 1988 roku[10].

Jak już to zastało wcześniej powiedziane, miejsce w panteonie sław amerykańskiej literatury zapewniła mu jego druga książka, Fear and Loathing in Las Vegas: A Savage Journey to the Heart of the American Dream – pierwszoosobowa relacja dziennikarza Raoula Duke’a (alter ego Thompsona) z podróży, w którą wyrusza wraz ze swoim przyjacielem i adwokatem, Doktorem Gonzo. Opowieść jest podzielona na dwie części. Centralnym punktem pierwszej jest wyścig motocyklowy Mint 400, o którym reportaż ma napisać Duke. Z kolei najważniejsze wydarzenie drugiej części to Konferencja Prokuratorów Okręgowych na temat narkotyków i innych groźnych substancji – czyli kolejny temat żurnalistycznych eksploracji narratora. Choć akcja osnuta została wokół tych dwóch zdarzeń, to w rzeczywistości są one jedynie pretekstem do ukazania klęski najpopularniejszego amerykańskiego mitu narodowego, czyli „American Dream”[11]. Podróży towarzyszą szalone libacje alkoholowo-narkotykowe, podczas których przyjaciele odkrywają najgłębsze i najciemniejsze obszary swojej „nieświadomości”. Opowieść ta w metaforyczny sposób rozlicza pokolenie, które współtworzyło ruchy kontrkulturowe lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku[12].

Negatywny obraz hipisów, jak i innych powstałych wówczas ruchów społecznych – których Thompson jest przedstawicielem – w Lęku i odrazie w Las Vegas jest wynikiem obserwacji i analiz wydarzeń mających miejsce od około 1965 roku[13].

Druga połowa lat sześćdziesiątych zapisała się w historii USA jako złota era kontrkultury[14]. Przepełniona optymizmem młodzież, niosąc na sztandarach hasła wolności i równości, urządzała pokojowe manifestacje, walcząc o prawo głosu w sprawach rangi państwowej[15]. Narodził się prawdziwy ruch społeczny i zdawało się, że dzieciom kwiatom uda się przeprowadzić prawdziwą pokojową rewolucję[16]. Thompson w tym czasie znajdował się w samym centrum kontrkultury, zapoznawał się z artystyczną bohemą San Francisco (przyjaźnił się między innymi z Allenem Ginsbergiem oraz Kenem Keseyem), uczestniczył w spotkaniach kulturalnych i zebraniach wspólnot jednoczących się w duchu kontestacji[17]. Już wtedy w jego artykułach uwidaczniał się precyzyjny zmysł obserwacji i umiejętność krytycznego oceniania zjawisk, które współtworzył, lecz optymizm, z jakim rodził się ruch hipisowski, najprawdopodobniej uśpił jego czujność, przez co naiwnie wierzył, iż dzieci kwiaty ostatecznie osiągną wszystkie swe szlachetne cele[18].

Dopiero w sierpniu 1968 roku Hunter S. Thompson pierwszy raz zwątpił w możliwości kontrkultury. W tym czasie podczas chicagowskiej Konwencji Partii Demokratycznej doszło do wielkich protestów przeciwko polityce prowadzonej wówczas przez amerykańskich liberałów (a w szczególności przez prezydenta Lyndona B. Johnsona, oskarżanego m.in. o obranie militarystycznego modelu sprawowania władzy). Manifestacje zainicjowało świeżo zawiązane w Stanach ugrupowanie o nazwie Nowa Lewica, a związana z nią młodzież starła się z przedstawicielami władzy. Policja i gwardia narodowa – dwukrotnie przewyższająca liczebnością demonstrantów – użyły pałek, gazu i broni palnej. Cała brutalna akcja służb mundurowych odbyła się za przyzwoleniem prezydenta Johnsona i przy poparciu ówczesnego kandydata demokratów Huberta Humphreya. Thompson – choć był tam jako dziennikarz – został ranny i ostatecznie wrócił do domu w stanie załamania nerwowego. Winę za masakrę zrzucono na yipisów, skrzydło nowej lewicowej partii, a proces przeciwko nim odbył się w atmosferze medialnej nagonki. Optymizm w społeczeństwie sukcesywnie malał, a dzieci kwiaty powoli asymilowały się w znienawidzonym przez siebie konsumpcyjnym społeczeństwie[19].

Po okresie wzmożonego zwątpienia w „tradycyjne amerykańskie wartości” Thompson powrócił do działalności pisarskiej, a nawet zajął się polityką. W chwili chicagowskiego rozczarowania był mieszkańcem małej wioski koło Aspen – popularnego narciarskiego kurortu w Górach Skalistych – i choć przebywał tam zaledwie od kilku miesięcy, zdążył już poznać mieszkańców i ich specyficzną mentalność. Wszak w Aspen zróżnicowanie społeczne było ogromne (od grupek faszyzujących tubylców po świeżo przybyłych anarchistów) i niemal każdy interesował się polityką. Te warunki wydały się Thompsonowi idealne do przeprowadzenia politycznego eksperymentu, który niejako był jego reakcją na zaprzepaszczone nadzieje ruchu hipisowskiego[20].

Thompson powołał własną partię i – jako szef sztabu wyborczego – wystawił własnego kandydata na burmistrza Aspen w wyborach samorządowych w 1969 roku. Jego partia, która pod kuriozalnymi sloganami wyborczymi przedstawiła poważny i innowacyjny program polityczny i której na początku nikt nie wróżył wielkich szans na sukces, ostatecznie jednak przegrała zaledwie jednym głosem. Dało to Thompsonowi motywację do działania i w następnym roku sam wystartował na urząd szeryfa. Niestety sytuacja się powtórzyła i do wygranej ponownie zabrakło niewielkiej liczby głosów. Choć na podstawie tych wydarzeń powstał jeden z jego najlepszych reportaży, to porażka wyborcza ostatecznie utwierdziła autora Hell’s Angels w jego pesymistycznej opinii na temat stanu „tradycyjnych amerykańskich wartości”. Co istotne, oficjalne ogłoszenie wyników wyborów na szeryfa Thompson okrasił błyskotliwą pointą o końcu „amerykańskiego snu”[21].

Doświadczenia, które zebrał w czasie angażowania się w politykę, analiza początków „nixonowskiej ery terroru” i ruchów kontestacyjnych, zainspirowały go do stworzenia literackiego obrazu śmierci American Dream[22]. Wizja ta została spisana i wydana właśnie jako Lęk i odraza w Las Vegas. Jej publikację biograf Huntera William McKeen opisuje w sposób następujący:

Książka Lęk i odraza w Las Vegas została nareszcie opublikowana przez Random House, a nastąpiło to dokładnie w lipcu 1972 roku.

Hunter był zresztą z tego faktu zasłużenie dumny. (...) „Ta książka jest pierdolonym złotem” – napisał, a krytycy się z nim zgodzili.

W New York Times Book Review pisarz Crawford Woods stwierdził: „Amerykański sen Thompsona jest fanfarą barokowej fantazji”. Jak pisał: „To właśnie łatka, jaka przylgnie do książki Thompsona. Nie będzie nią «powieść» czy «literatura faktu», pojawia się bowiem wreszcie lektura ze szczególną «licencją na swoistą artystyczną modę». Jej fundamenty mają charakterystyczny wydźwięk lat sześćdziesiątych – potrzebę świeżego spojrzenia. A swoją drogą, ludzkie życiorysy, te publiczne i prywatne, mieszały się wtedy w zmysłowym gulaszu paniki, którego esencją było morderstwo, a zielsko i kwas dodawały pikanterii. Jak opowiedzieć historię o czasach, kiedy to literatura stawała się fikcją, gdy wszystkie fakty były kłamstwami? Tak właśnie rodzi się Nowe Dziennikarstwo”.

Woods, który wychwalał Huntera za jego poetyckie szaleństwo, stwierdził, że książka była „czymś najzabawniejszym, co się wydarzyło w amerykańskiej prozie od czasów Nagiego Lunchu”. Tom Wolfe nazwał z kolei powieść „palącym, epokowym ewenementem”. Przez lata dokonywano porównań między Lękiem i odrazą w Las Vegas a Wielkim Gatsbym. Oba utwory cechuje zaskakująca przejrzystość. „Każde słowo jest na swoim miejscu – mówi Douglas Brinkley. – Brak tu jakiegokolwiek niechlujstwa”. Jay Gatsby i Raoul Duke są prawdziwymi bohaterami swoich czasów, lecz dzieli ich pewna podstawowa różnica o filozoficznej etymologii.[23]

Cytowane komentarze to tylko niewielka część spośród recenzji, które bardziej lub mniej pozytywnie oceniały Lęk i odrazę w Las Vegas. Kwestia pojawiająca się najczęściej w tych artykułach dotyczyła próby stworzenia przez Thompsona nowego sposobu narracji, nowej metody przedstawiania rzeczywistości czy też nowej „optyki dziennikarskiej”[24]. Równie często poruszanym aspektem tej prozy było niezwykle celne uchwycenie przez autora kondycji człowieka współczesnego[25]. Ostatni, wielokrotnie podejmowany temat to specyficzny humor, który wyróżniał Thompsona nie tylko na kartach jego powieści:

Był również zabawnym kolesiem. Potrafił poprowadzić zabawną rozmowę, w ogóle zabawnie się z nim przebywało, a przede wszystkim okazał się być zabawnym pisarzem, jest to kolejne wielkie osiągnięcie Thompsona. Wiedział wiele o humorze, obchodził się z nim ostrożnie i miał zdolność do przelewania go na papier. Niewątpliwie musiało to wielce zaskoczyć wszystkich zainteresowanych twórczością kontrkulturowego artysty po publikacji jego Hell’s Angels. Lęk i odraza w Las Vegas, zapowiadającej pojawienie się nowego, istotnego głosu na amerykańskiej niwie rozrywkowej.

Jak zauważa Jay Cowan, humor – groteskowy, autoironiczny, częstokroć wulgarny – w wykonaniu Huntera S. Thompsona nie był wówczas „praktykowaną formą komizmu w literaturze amerykańskiej”. Ponadto jego połączenie z gorzkimi refleksjami na temat rzeczywistości, opisanymi poetyckim językiem, pozwalało patrzyć na twórczość Thompsona jak na literacki wyjątek[26]. Co istotne, elementy humorystyczne w Lęku i odrazie w Las Vegas (i jego kolejnych książkach) grały istotną rolę zarówno w świecie przedstawionym, jak i wizji świata samego autora[27].

Styl pisania, który Hunter Thompson zaprezentował w Lęku i odrazie w Las Vegas, na dalszych etapach kariery literackiej ulegał stopniowo niewielkim zmianom. Obszar jego zainteresowań przeniósł się zaś zdecydowanie na arenę wielkiej polityki[28].

W 1972 roku HST przeniósł się na 12 miesięcy do Waszyngtonu, gdzie gromadził materiały do nowej książki, w której zamierzał opisać prezydencką kampanię wyborczą, a przy okazji – inną, zakulisową stronę amerykańskiej polityki. W swojej narracji prekursor stylu gonzo zerwał z zasadą bezstronności i otwarcie wyrażał poparcie dla kandydata demokratów, jednocześnie w ten sam arogancki sposób wytykając błędy przedstawicielom zarówno konserwatystów, jak i liberałów. Thompson bez ogródek opisał brutalność i bezwzględność towarzyszące sztabom wyborczym oraz bezlitośnie obnażył ukryte mechanizmy władzy. Efekt tego przedsięwzięcia to wydany w 1973 roku Fear and Loathing on the Campaign Trail ’72[29].

Przez kolejne lata Hunter Thompson przeżywa literackie wzloty i upadki, do których doprowadzało go najczęściej uzależnienie od alkoholu, kokainy i innych środków odurzających. Dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku powraca do tworzenia literatury na swym najwyższym poziomie. Wstrząśnięty wydarzeniami z 11 września 2001 roku, zaczyna pracować nad książką pod tytułem Królestwo lęku. Odrażające sekrety nieszczęsnego dziecka w ostatnich dniach Amerykańskiego Stulecia. Pisarz stwierdza, że nastąpiło już wszystko, co najgorsze – władza wraca w ręce klanu Bushów, terroryści atakują Amerykę, obywatele USA pogrążają się w ogłupieniu i lęku, który jest już na tyle silny, że aż przyćmiewa uczucie obrzydzenia, pojawiające się jeszcze tylko w retrospekcji. W Królestwie lęku Thompson wraca do esencji stylu gonzo i, wykorzystując fragmenty swojej biografii (pisane w specyficznej formie pamiętnika), analizuje stan amerykańskiego społeczeństwa, starając się pokazać drogę do jego ostatecznego kryzysu z własnej, przewrotnej perspektywy. Publikacja ukazuje się w 2003 roku i jest jego ostatnią przychylnie przyjętą przez krytyków książką[30].

Pal!

Jednym z najczęściej pojawiających się rekwizytów na kartach Królestwa lęku jest broń. Thompson uwielbiał strzelać i pod dachem swojego domu zebrał sporą kolekcję pistoletów, strzelb i materiałów wybuchowych. Jego styl życia przepełniały eksplozje. Uwielbiał szokować i to właśnie na pisarskiej kontrowersji, na literackich efektach specjalnych budował swoją karierę. Dlatego także w niniejszym przekładzie wybuchy (głównie w postaci eksplozywności rytmu języka) stanowią swoistą dominantę semantyczno-tekstową.

Zatem – czy tworząc styl gonzo, Thompson wniósł tak naprawdę coś zupełnie nowego do światowej literatury? Czy był najwybitniejszym pisarzem Nowego Dziennikarstwa? Czy mieli rację ci, którzy żądali dla Thompsona nagrody Nobla? Nie wiem... nie mnie oceniać, ale gdyby nagrody literackie przyznawano w kategorii „życie i twórczość”, to zdecydowanie należałyby mu się najwyższe laury. HST należy bezwzględnie przyznać jedno – potrafił sprzedać siebie razem ze swoją (może nie absolutnie arcydzielną i nie najbardziej innowacyjną) twórczością w tak pociągającym i wybuchowym komplecie, jak nikt wcześniej.

I między innymi z tego powodu zapewne będziemy wracać do Thompsona jeszcze przez długie lata (czy też nawet – stulecia). Tak więc o aktualności jego pisarstwa możemy się przekonać choćby i w dzisiejszych wybuchowych czasach – w skażonym tanim populizmem i dziwnie przerażającym świecie, w naszym lokalnym „królestwie lęku” Anno Domini 2019[31].

DEZYDERY BARŁOWSKI

Wstęp Timothy’egoFerrisa

Jeśli przyjąć za Paulem Valérym, że „prawdziwym poetą jest ten, kto daje inspiracje”, to Hunter Thompson właśnie takim poetą się jawi. Jego twórczość, stając się inspiracją dla licznych naśladowców (oczywiście żaden z nich nie dorównał w tym rzemiośle Hunterowi), uwalniała pokłady nieokrzesanego dowcipu i żarliwego oburzenia drzemiące w dziennikarzach, ale tylko w tych, którym rozsądek pozwalał na czerpanie z dorobku Thompsona bez silenia się na podrabianie jego stylu pisania. Zresztą także jego żywiołowy styl życia – przelany na papier osobiście przez niego, a także przez dziesiątki innych, którym udało się potowarzyszyć mu w doczesnej podróży – również zainspirował wielu naśladowców, choć większość z nich nie zbliżyło się zbytnio do owej mrocznej gwiazdy. Prawie każdy, kto słyszał cokolwiek o Hunterze, z miejsca był nim zafascynowany, a połączenie twórczości Thompsona z postawą życiową uczyniło go niezwykle sławnym. Dotychczas opublikowano już pięć jego biografii, w Hollywood zekranizowano jego dwie książki, a nazwisko „Hunter Thompson” pojawia się na pół miliona stron internetowych – to więcej niż William Burroughs, Allen Ginsberg, Jack Kerouac, Norman Mailer i Tom Wolfe razem wzięci.

Jednak wziąwszy pod uwagę fakt, że jest on także głównym drugoplanowym bohaterem większości swoich utworów, powstaje pytanie – kto głównie odpowiada za całą tę inspirację tudzież intrygę: Hunter-pisarz czy Hunter-opisywany? Akurat tutaj – pytanie jak najbardziej na miejscu, ponieważ Królestwo lęku tak właściwie jest biografią stanowiącą niejako konfrontację autora z samym sobą. Natomiast o odpowiedź nie będzie tu łatwo – tym bardziej, że Królestwo lęku, podobnie jak Zapiski autobiograficzne Einsteina, odwodzi naszą uwagę od tożsamości autora i kieruje ją bezpośrednio na działania protagonisty. Ponadto w obydwu skończonych, zamkniętych przypadkach obraz, jaki otrzymujemy, okazuje się niepełny. Każdy człowiek to wiele bytów w jednym – Whitman, mówiąc o wielości samego siebie w jedności własnej osoby, stwierdza tak naprawdę fakty – i analiza oparta na prostych schematach, które sprowadzają artystę do zamkniętej opozycji autor-twórca – autor-podmiot, nie da nam niczego więcej niż migawkowe zdjęcie. Niemniej jednak badanie relacji między Hunterem jako pisarzem a pierwszoosobowym narratorem, bohaterem jego tekstów, może rzucić cienki promień światła na mroczne odmęty jego bogatej spuścizny literackiej.

Twórczość Huntera cechuje, przede wszystkim, niesamowity humor; nasz bohater zalicza się do najlepszych amerykańskich humorystów wszech czasów. Ponadto – podobnie jak w przypadku wszystkich prawdziwych komedii – to, o czym pisze, pozostaje zasadniczo poważne. Centrum jego twórczości to wir oburzenia i bólu, a dobiegający stamtąd lament, za sprawą Huntera, znajduje się na kartach dzieła o trwałej wartości. Dodatkową zaletą tych utworów jest zgodność ich treści z rzeczywistością na tyle, na ile sam autor tego chciał. Hunter to rzetelny reporter i kiedy mówił przed publicznością The Strand w Redondo Beach – „Jestem najdokładniejszym dziennikarzem jakiego kiedykolwiek czytaliście” – to nie żartował. Przez trzydzieści lat naszej przyjaźni poprawiał moją gramatykę i styl częściej i dokładniej niż ja – i to nie tylko dlatego, że zazwyczaj chodził uzbrojony w, powiedzmy, pistolet .454 magnum, którym to rozstrzelał jedną ze swoich maszyn do pisania, IBM Selectric. („Ta broń to już na serio przesada, no chyba że chcesz rozwalić buicka z odległości dwustu metrów – wspomniał, rozmyślając nad akcją z maszyną do pisania. – Kula walnęła w maszynę z taką szybkością, że przebiła ją na wylot, jakby była jakimś laserem. Ledwo można było zobaczyć, gdzie poszło uderzenie. Tak że poszedłem sobie po strzelbę, kaliber 12 magnum, i trochę grubego śrutu. No i strzelało się już zupełnie inaczej.”) Jest też zdolny do zawieszenia się w połowie pisania i wpadnięcia w alkoholowy maraton, deliberując przy tym nad poważnymi sprawami: wychodząc od plotek z Konwencji Narodowej demokratów w 1972 roku dotyczących propozycji George’a McGoverna – zajęcia pozycji numer dwa przez prezesa United Auto Workers[32] Leonarda Woodcocka (Hunter ostatecznie nie dał temu wiary i jak zwykle udowodnił, że ma rację) – a ostatecznie eksponując znaczenie słowa „władza”. („Obejmuje ono «przemoc», «gwałtowność», «potęgę», «rygor», «porywczość», «surowość», «zaciekłość», «zajadłość», «oburzenie», «wybuch», «konwulsje», «gwałtowne namiętności»... To przerażające – słowny obraz mej własnej osoby.”)

Ale potem, z ciut więcej niż ledwo wyczuwalnym sygnałem, jego teksty odcinają kotwicę i wchodzą w otchłań swoistej hiperprzestrzeni, gdzie fakty kurczą się do rozmiarów małej kropki, niczym widok Ziemi dla oddalającego się od niej kosmonauty, a punkt ciężkości przenosi się z pułapu rzeczywistej dosłowności na głębszy poziom prawdy. Niewielu czytelników jest w stanie bezbłędnie wykryć każdy z owych momentów przełamania, toteż często pojawia się następujące pytanie: na ile te wszystkie Hunterowe opowieści o jego własnych przygodach – o szybkich samochodach, wystrzałowych motocyklach, mocarnych spluwach i potężnych materiałach wybuchowych, o pięknych kobietach i ryjących psychikę narkotykach, przerażających wypadkach i lekkomyślnych flirtach z gwarantowaną katastrofą, która wprowadziła „lęk i odrazę” do codziennego języka – są naciągane?

Nie na tyle, by zostawić to w spokoju.

Hunter przez całe życie studiował lęk – a także sam lęku nauczał. Swojej piosence – stworzonej niedawno z Warrenem Zevonem – nadał tytuł Jesteś zupełnie inną osobą, kiedy się boisz, i według niego nie poznaliście się porządnie, dopóki on sam nie pozna tej „innej osoby” w tobie. Przy różnych okazjach rzucał się na mnie z mocno podejrzaną strzykawą, wymachiwał załadowanymi strzelbami, ogłuszającymi pistoletami i puszkami mace’a[33], pośrodku nocy zabierał mnie na szybkie przejażdżki w odległe miejsca zbrodni – a mimo wszystko wątpię, by moje męczeńskie reakcje okazały się jakoś szczególnie interesujące, bo ja i tak, bez obaw i kalkulacji, zawierzyłbym mu swoje życie. Osobę, która ulegnie jego wpływowi – wchodząc tym samym w stan wzmożonej recepcji zmysłu złośliwej ciekawości Huntera – czeka dość interesujący wieczór.

Jednocześnie ten rozwydrzony maniak przemocy, zwykle pod wpływem potężnej dawki środków odurzających oraz egocentryzmu na miarę Beethovena, jest pracowity i rozważny, uprzejmy i opiekuńczy, osobliwie kochający pokój i bezwzględnie hojny. Kiedy obaj byliśmy młodzi i spłukani, a mnie zwolniono z ostatniej pracy, jaka mi jeszcze pozostała, pierwszą rzeczą, jaką wówczas otrzymałem od Huntera, była propozycja pożyczki w wysokości czterystu dolarów, czyli – choć nie wiedział, że ja o tym wiem – wszystkiego, co wówczas miał na koncie w banku. Jego nieustająca przyzwoitość może więc nieco wyjaśnić, w jaki sposób udało mu się przeżyć te wszystkie ekscesy; podobnym wytłumaczeniem jest zresztą jego niezwykły refleks. Sam na własne oczy widziałem tę sytuację – przypadkowo, sięgając po dzwoniący telefon, strącił dłonią pełną szklankę ze stolika, po czym złapał ją w locie tą samą ręką, nie wylewając ani kropli. A kiedy ja i pozostali świadkowie wyraziliśmy podziw dla tego wyczynu, powiedział: „No cóż, oklaskując moją zdolność do wychodzenia z trudnych sytuacji, powinniśmy również pamiętać, kto jest głównym sprawcą większości z nich”. Nie widziałem nikogo, kto naprawdę znałby Huntera i go nie kochał.

A zatem – oto przed państwem fascynujący, acz przerażający, człowiek czynu, zjawiskowy i zaskakujący niczym grom z jasnego nieba, pod stałą obserwacją pewnego literata o sowiej aparycji wieszcza, który – mimo formalnej spójności tychże panów – ciągle daje się mu zaskakiwać i ogłupiać jego poczynaniami, tak samo jak i my wszyscy. Wzajemne relacje pomiędzy tą frapującą parką sprowadzają na karty Królestwa lęku całe mnóstwo przygód pokroju wycieczki Huntera do posiadłości swojego starego przyjaciela, Jacka Nicholsona, na którą wjeżdża „z całą paletą żartów i stertą zbędnego chłamu”, chcąc sprawić radość dzieciom Nicholsona: „Oprócz krwawiącej pikawy jelenia miałem też masywny wzmacniacz do zewnętrznego użytku, film VHS, na którym niedźwiedź pożera żywą świnię, milionwatowy szperacz, dziewięciomilimetrowy półautomat marki Smith & Wesson z kolbą wykończoną drewnem tekowym i pudło dojebanej amunicji. A do tego wszystkiego dochodziła raca o mocy równej 40 milionom kandeli, zdolna do oświetlenia 65-kilometrowej doliny przez 40 sekund. Taki spektakl wszyscy farciarze z okolicy, co jeszcze nie poszli w kimę, mogliby uznać za pierwszą falę oślepienia po eksplozji broni nuklearnej średniego zasięgu, obwieszczającą rychły koniec świata”. Gdy detonacja opisanego zestawu nad dobrze widoczną z okien domu Nicholsonów przepaścią nie przynosi oczekiwanego skutku w postaci radosnego powitania, zaniepokojony Hunter czuje się odrzucony.

„Moje uczucia względem tej wizyty zaczęły przejawiać ambiwalentny charakter” – wyznaje, przygotowując się do podrzucenia krwawiącego serca łosia przed próg Nicholsona, ale już niebawem humor powraca, a przez myśl przelatuje mu pytanie: „skąd we mnie ten sceptycyzm?”.

Sceptycyzm, jeśli tak pozbawić go kolorów i zmniejszyć natężenie głośności, leży głęboko w ludzkiej naturze. Podejmujemy się działań, nie wiedząc właściwie dlaczego, a zastanawiamy się dopiero nad konsekwencjami, choć nie wiemy, skąd pochodzimy ani dokąd zmierzamy. Robert Frost napisał, że wszyscy tańczymy w kółko i wszyscy zgadujemy, lecz sekret siedzi w środku – wie, czego my nie wiemy. Hunter, owszem, tańczy, ale zamiast zgadywać, nieprzerwanie stara się sam czegoś dowiedzieć. Jego cel był zbieżny ze słowami Josepha Conrada z przedmowy do książki Murzyn z załogi Narcyza, która niezwykle zaimponowała młodemu Hunterowi („To było coś, co mogłem wkomponować w ton własnej melodii i porównywać do własnego brzmienia – ten utwór ustanawiał poprzeczkę bardzo wysoko”): „chcę, abyście przez potęgę pisanego słowa mogli słyszeć, czuć, a przede wszystkim – widzieć”, by przynieść nam „pociechę, zachętę, przerażenie i zachwyt, a może i ten błysk prawdy, której zapomnieliście się domagać”.

I to dlatego – tak po części – go kochamy.

Notka z redakcjisportowej

Wczoraj wieczorem oglądałem w telewizji mecz futbolowy Denver kontra Oakland, kiedy nagle przerwał go komunikat „BREAKING NEWS” od FBI dotyczący nieznanych terrorystów, którzy mieli w planach zniszczenie głównych obiektów strategicznych na terenie całych Stanów Zjednoczonych być może jeszcze w ciągu najbliższych 24 godzin. FBI otrzymało tę informację z wiarygodnych źródeł – jak wyjaśnił głos w tle. Naród amerykański powinien być zawsze czujny i gotowy do ewakuacji... Każdy, kto wygląda niebezpiecznie lub mówi w podejrzany sposób, powinien zostać bezzwłocznie zgłoszony lokalnym oddziałom policji albo innym organom ścigania! Nastał „czerwony alarm”.

– Ja jebie, znowu! Tylko nie to! – zawołała moja prawniczka. – Jutro muszę lecieć do Bostonu. A tu co, do chuja, się wyprawia w tym kraju?

– Nigdy więcej o to nie pytaj – ostrzegałem ją. – Chyba że sama znasz odpowiedź.

– A znam – odparła. – Otóż mamy przejebane, dokumentnie przejebane.

***

Nota odautorska – o ile takowa w ogóle istnieje – na tle pozostałych części książki jest zawsze tą najsłabszą i najbardziej wadliwą, natomiast w przypadku mojego własnego dzieła – mamy dokładnie to samo. A dzieje się tak, ponieważ stanowi ona nieuchronnie wieńczący, rozpaczliwy oraz w najwyższym stopniu ślepo-głupi „ostatni dotyk”, który trafia do książki tuż przed pójściem do druku – a całokształt publikacji, wliczając w to moją dwuletnią gorączkę znoju i cierpienia, zostaje spisany na straty, jeśli autor nie skończy noty w określonym terminie.

Ale nie dajcie się zwieść. Najbliższe cztery bezsensowne strony tandetnego bełkotu są zdecydowanie najważniejszą częścią tej książki; nic więcej się nie liczy – jak to mawiają.

A więc, mając na uwadze tę zgubną mądrość, powróćmy już do nędznego sklecania owej „noty odautorskiej” do kupy – cokolwiek by mi tam z tego wyszło. Nie jestem jakoś specjalnie w nastroju, by sobie z tym poradzić, a tym bardziej – by, w chwili obecnej, wziąć udział w kursie pisania ogłoszeń handlowych dla mojego własnego dobra.

Popierdoliłem to gówno ze czterdzieści lat temu z czystej nienawiści, jaką darzyłem cały ten proceder i ludzi próbujących mnie do niego przymusić. No ale co tam, hę? Wracamy już do punktu wyjścia, jakimś cudem... Czyż to nie wspaniały kraj, co nie!?

***

A bezpieczna odpowiedź na powyższe pytanie brzmi: „Ależ oczywiście. Dziękuję ci bardzo, że o to pytasz”. Zareagowanie w jakikolwiek innych sposób poskutkuje dopisaniem twojego nazwiska do listy oczekujących na zakwaterowanie w Zatoce Guantanamo[34].

I co powiesz na taki wspaniały kraj, co stary? Teraz to wszystko należy do ciebie, więc: powodzenia w pierdlu. Kuba to piękna wyspa, być może najpiękniejsza, jaką w życiu widziałem. Nie na darmo mówi się na nią perła Antyli. Białe piaszczyste plaże zapierają dech w piersiach, a każde tchnięcie karaibskiej bryzy, przepełniające atmosferę środka nocy, prawi wam o miłości, radości i samorodnych amorach.

W rzeczy samej przyszłość na Kubie wygląda dobrze, a zwłaszcza przy gospodarce dolarowej, która nastąpi, gdy cała wyspa zostanie przekształcona w przestronny obóz koncentracyjny pod auspicjami USA – co dzieje się już na naszych oczach. Czegoś takiego to prezydent Theodore Roosevelt nawet sobie nie wyobrażał podczas udanej aneksji Kuby w 1906 roku, toteż zajął się własnym krajem, co po latach doprowadziło do powstania największej i najtrwalszej kolonii więziennej w dziejach świata.

Stary dobry Teddy. Wszystko, czego się tylko tknął, było z góry skazane na wiekuiste piękno. Ludzka ręka nie mogła już tam niczego spieprzyć...

***

Tymczasem powróćmy na chatę, bo Raidersi łoili właśnie dupę mocno faworyzowanym Broncosom, którzy sukcesywnie pogrążali się w swoim własnym „czerwonym bagnie”[35]. Ich przodująca w rankingach defensywa rozłupała się na małe kawałeczki i właśnie przeżywała upokorzenie.

– George Bush zdecydowanie przewyższa Roosevelta – stwierdziła moja prawniczka. – Szkoda że nie mamy go teraz.

– Idiotka – prychnąłem. – Gdyby Teddy Roosevelt obudził się w dzisiejszych czasach, to tak by mu się zrobiło wstyd za ten kraj, że podciąłby sobie żyły.

– No i co z tego? W dalszym ciągu muszę dotrzeć na jutro do Bostonu – mruknęła. – Czy cokolwiek będzie teraz latać?

I właśnie wtedy we wspominanym meczu futbolowym nastąpiła kolejna przerwa – jednak tym razem na antenę wtargnął płatny spot informujący o zagrożeniach, jakie powoduje palenie marihuany.

– Jezu Chryste – rzuciła. – Oni tam gadają, że odpalając skręta, będę winna zamordowania sędziego federalnego. Cholera jasna, to przecież zbrodnia najwyższego stopnia, zagrożona karą śmierci.

– Masz rację – odpowiedziałem. – A jeśli zaproponujesz mi to obrzydliwe co nieco, stanę się winny w świetle paragrafu o udział w spisku uknutym, by zamordować sędziego federalnego.

– Cóż, podejrzewam, że trzeba będzie rzucić palenie tego towaru – odparła smutnym tonem, podając mi skręta. – Co jeszcze można by wziąć dla spokojnego odreagowania po przegranym dniu w sądzie?

– Nic – palnąłem. – A już na pewno nie xanax. Niedawno gubernator Florydy[36] odesłał własną córkę do paki za próbę kupienia xanaxu.

Chyba wystarczy już tych narkotykowych pogaduszek. Teraz nawet za mówienie o towarze mogą cię posadzić. Czasy zmieniły się dramatycznie, ale nie na lepsze...

***

Tak, podoba mi się ta książka, a szczególnie jej tytuł, który dość dobrze podsumowuje paskudną naturę egzystencji w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni tych kilku krwawych lat po zmierzchu „amerykańskiego stulecia”[37]. Tylko jakiś debil albo dziwka określiliby to innymi słowami.

Łatwo by było stwierdzić, że wszystko to zawdzięczamy rodzinie Bushów z Teksasu, ale to zbyt duże uproszczenie. W końcu są ledwo chłopcami na posyłki dla żądnych krwi i zemsty jezuskowych fanatyków i ekstremalnie nadzianych dusigroszy, którzy rządzą tym krajem od co najmniej dwóch dekad, a zapewne także robili to przez zeszłe dwa stulecia. Posłusznie słuchają rozkazów i nie zadają zbyt wielu pytań.

Prawdziwa władza w Ameryce jest utrzymywana przez szybko rozwijającą się nową oligarchię alfonsów i kaznodziejów, którzy nie widzą potrzeby istnienia demokracji ani sprawiedliwości, ani nawet drzew, no, ewentualnie z wyjątkiem tych, które znajdują się na ich własnych podwórkach, i nie wstydzą się do tego przyznać. Ci ludzie czczą wyłącznie pieniądze, władzę i śmierć. Ich wymarzonym remedium na wszystkie problemy narodu jest wybuch następnej wojny stuletniej.

Dojrzewanie w faszystowskim państwie policyjnym dla nikogo nie będzie wyśmienitą zabawą, a tym bardziej dla ludzi takich jak ja – nieusługujących nazistom i pełnych pogardy dla tchórzliwych pseudopatriotów, którzy radośnie oddadzą troszkę ze swych pierwotnych swobód w zamian za życie o misce soczewicy, mamieni przekonaniem, że takim właśnie sposobem dostąpią upragnionej wolności od lęku.

Ha, ha, ha. Nie dajmy się jednak ponieść fantazji. Rozmawiać o wolności w Ameryce można już dziś tylko w czasie przeszłym. Jej wartość się zdewaluowała. Jedyną wolnością, jakiej obecnie tak naprawdę łakniemy, jest wolność od debilizmu. I nic więcej się nie liczy.

***

Moje życie pędziło po ścieżce będącej zupełnym przeciwieństwem właściwej, bezpiecznej drogi, niemniej i dziś jestem z tego dumny, podobnie jak mój syn, no i to mi wystarcza. Jeślibym miał taką możliwość, to drugi raz prowadziłbym swój los dokładnie w ten sam sposób, nie zmieniając nawet rytmu, choć nikomu innemu bym tego nie polecił. Przyjęcie takiej postawy to czyste okrucieństwo, brak odpowiedzialności i zwyczajny błąd – moim osobistym zdaniem – a nic z tych rzeczy do mnie nie pasuje.

Ups! To już wszystko, ludziska. Czas już się nam skończył. Wybaczcie. Podziękować.

HST

PS: Różnica między słowem właściwym i prawie właściwym jest dokładnie taka, jak pomiędzy błyskawicą i robaczkiem świętojańskim.

MARK TWAIN

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

[1] „Amerykańskie stulecie” [American Century] – termin, jakim w amerykańskiej nomenklaturze określa się zazwyczaj okres od połowy XX wieku, kiedy w dużej mierze rozpoczyna się dominacja Stanów Zjednoczonych na światowej arenie politycznej, gospodarczej i kulturalnej. Hunter Thompson – podobnie jak większość obserwatorów – przyczynę amerykańskiej dominacji widzi w rozłożeniu się wpływów politycznych po zakończeniu II wojny światowej, kiedy USA – obok Związku Radzieckiego – stało się jednym z dwóch dominujących na Ziemi mocarstw. Natomiast zmierzchu „amerykańskiego stulecia” Thompson dopatruje się w zamachach z 11 września 2001 roku. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
[2] Zob. H.S. Thompson, Lęk i odraza w Las Vegas. Szaleńcza podróż do serca „amerykańskiego snu”, tłum. M. Wróbel, M. Potulny, Warszawa 2008; H.S. Thompson, Dziennik rumowy, tłum. K. Skonieczny, Warszawa 2010; H. S. Thompson, Hell’s Angels. Anioły Piekieł. Niezwykła i szokująca opowieść o wyjętych spod prawa motocyklistach, tłum. J. Pypno, R. Pisula, Warszawa 2016.
[3] Zob. J. Durczak, Nowe Dziennikarstwo, [w:] Historia literatury amerykańskiej XX wieku, red. A. Salska, t. 2., Kraków 2003, s. 336.
[4] Zob. K. Sipowicz, Encyklopedia polskiej psychodelii, Warszawa 2013, s. 29–30.
[5] Zob. P. Perry, Fear and Loathing. The Strange and Terrible Saga of Hunter S. Thompson, London 2009, s. 147.
[6] Zob. Tamże, s. 17.
[7] Zob. Tamże, s. 90–93.
[8] Zob. J. Cowan, Hunter S. Thompson: An Insider’s View of Deranged, Depraved, Drugged Out Brilliance, Guilford 2009, s. 3–4.
[9] Styl z pogranicza literatury i dziennikarstwa charakteryzujący się subiektywnym, ekspresjonistycznym, prowadzonym zazwyczaj w pierwszej osobie opisem zdarzeń. Twórcy posługiwali się przede wszystkim językiem potocznym. Najczęściej do opisu wybierali kontrowersyjne tematy i przedstawiali je w werystycznym klimacie. Główni przedstawiciele to Tom Wolfe, Truman Capote, Norman Mailer i Hunter S. Thompson; zob. J. Durczak, Nowe Dziennikarstwo..., s. 329–336.
[10] Zob. P. Perry, Fear..., s. 111–112.
[11] Nazwa American Dream występuje w polskojęzycznej literaturze jako „amerykański sen” i „amerykańskie marzenie”. Z pierwszą wersją można się częściej spotkać w przekładach literackich, natomiast druga występuje zazwyczaj w publikacjach literaturoznawczych.
[12] Zob. H.S. Thompson, Fear..., passim.
[13] Zob. P. Perry, Fear..., s. 142-145.
[14] Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury, Warszawa 1975, s. 37.
[15] Zob. Tamże, s. 37.
[16] Zob. Tamże, s. 37–38.
[17] Zob. P. Perry, Fear..., s. 97-101
[18] Zob. J. Cowan, Hunter..., s. 71–72.
[19] Zob. P. Perry, Fear..., 119–124.
[20] Zob. H.S. Thompson, The Battle of Aspen: Freak Power in the Rockies, [w:] Fear and Loathing at Rolling Stone, London 2011, s. 21–38.
[21] Zob. J. Cowan, Hunter..., s. 1–19.
[22] Zob. W. McKeen, Outlaw Journalist. The Life & Times of Hunter S. Thompson, London 2008, s. 118.
[23] W. McKeen, Outlaw..., s. 176–177.
[24] Zob. P. Perry, Fear..., s. 128–129.
[25] Zob. Tamże, s. 128.
[26] Zob. J. Cowan, Hunter..., s. 60–62.
[27] Zob. Tamże, s. 67–70.
[28] Zob. W. McKeen, Outlaw..., s. 190–191.
[29] Zob. P. Perry, Fear..., s. 149–168; por. H.S. Thompson, Fear and Loathing on the Campaign Trail ’72, London 2005.
[30] Zob. M. Clevery, B. Braudis, The Kitchen Readings: Untold Stories of Hunter S. Thompson, New York 2008, s. 253–272.
[31] Zob. D. Barłowski, Wizje świata Sørena Kierkegaarda i Huntera S. Thompsona, Kraków 2016, s. 15–21.
[32] United Auto Workers – związek zawodowy zrzeszający pracowników branży motoryzacyjnej w Detroit.
[33] Mace – nazwa handlowa gazu łzawiącego w sprayu.
[34] W Zatoce Guantanamo zlokalizowane jest eksterytorialne amerykańskie więzienie wojskowe, działające niezgodnie z amerykańskim systemem prawnym: możliwe jest w nim więzienie ludzi bez wyroku, poddawanie ich torturom, uniemożliwianie im kontaktu z prawnikami.
[35] Condition Red – chodzi prawdopodobnie o album Condition Red grupy Red Rockers
[36] Mowa tu o sprawie ze stycznia 2002 roku, gdy 24-letnia córka republikańskiego gubernatora Florydy Jeba Busha (brata George W. Busha Juniora i syna George Busha Seniora) została aresztowana za próbę wykupienia xanaxu na sfałszowaną receptę.
[37] Zob. Wstęp. Zamiast noty translatorskiej.