Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Gdy raz ujrzysz równoległe światy, nigdy nie będziesz chciał wrócić na Ziemię
Rok 1935, słoneczna Italia. Nastoletni Tomek nie przeczuwa, że te wakacje na zawsze odmienią jego spojrzenie na świat.
W urokliwej włoskiej miejscowości poznaje charyzmatycznego staruszka o imieniu Mario – właściciela sklepiku z zabawkami, które… ożywają.
Zafascynowany, postanawia odkryć sekret mistrza. Szybko okazuje się, że Mario to nie tylko rzemieślnik, lecz genialny naukowiec, od lat pracujący nad wehikułem zdolnym przenosić podróżników między wymiarami.
Wkrótce Mario, Tomek i jego nowa przyjaciółka Laura wyruszą na zapierającą dech wyprawę przez równoległe światy, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Spotkają istoty, których istnienie wykracza poza ludzkie wyobrażenia – i staną w obliczu pradawnej przepowiedni, według której los wielu wymiarów spoczywa właśnie w ich rękach…
„Konstruktor. Księga przymierza” to kontynuacja powieści „Miryd. Księga chaosu”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 475
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mariusz Brzezina
Konstruktor
Księga przymierza
For Lilian
Forget not to look your soul in the eye
Trzydziestosześcioletni mężczyzna siedział w swoim gabinecie w zaciszu domu i pisał tekst do miejscowej gazety, w redakcji której na co dzień pracował. Był to kolejny nudny artykuł z życia niewielkiego miasteczka, gdzie nic ciekawego się nie działo. Trudno było czymkolwiek zainteresować czytelników. Każde, nawet najmniejsze zdarzenie, które raz na jakiś czas działo się w spokojnej miejscowości, gdzie mieszkał i pracował Krzysztof Wołdański, urastało do rangi wydarzenia. Tak też było tym razem. Dziennikarz miał napisać artykuł na temat wielkiej wystawy psów zaplanowanej na najbliższy weekend w tutejszym Ośrodku Kultury i Nauki. Było to jedno z największych wydarzeń, które odbywały się o tej porze. Raz w roku zjeżdżała się cała masa hodowców z pobliskich miast i wsi, aby wziąć udział w wystawie. Kwestia ta kompletnie nie interesowała Krzysztofa, w ogóle nie znał się na psach, ale w końcu nie musiał się zanadto wysilać, aby znaleźć jakikolwiek temat do artykułu. W redakcji pracowało pięć osób. Redaktor naczelny, dwóch dziennikarzy, fotograf i grafik. Krzysztof w tym roku miał szczęście, gdyż wygrał ze swoją koleżanką z pracy, Angeliką, „wyliczankę”, w którą grali o ten właśnie artykuł. Rok temu nie miał tyle szczęścia i musiał szukać sobie tematu, aby napisać cokolwiek.
Teraz jednak to Angelika ma problem i miota się jak mucha w słoiku – stwierdził Krzysztof w myślach, po czym zaśmiał się pod nosem.
– Krzysztofie! – Głos żony dziennikarza wyrwał go z myśli, które krążyły wokół wystawy psów oraz Angeliki i jej problemów ze znalezieniem sobie tematu do najnowszego wydania tygodnika.
– Tak, kochanie? – Krzysztof spojrzał w kierunku zamkniętych jeszcze drzwi do swojego gabinetu, które wkrótce się otwarły. Na progu stała o rok od niego młodsza żona Ola, ubrana w swój ulubiony fartuszek. Była śliczna, Krzysztof wciąż powtarzał, że z każdym rokiem jest coraz piękniejsza. Długie czarne włosy zaplotła w gruby warkocz, który opadał teraz na jej plecy. Miała zielone oczy i jasną cerę. Uśmiech z jej twarzy niemal nigdy nie znikał, w efekcie czego pojawiło się w okolicy jej ust i oczu kilka zmarszczek, jednak nawet one sprawiały, że Ola była naturalnie piękną kobietą.
– Co się stało, kochanie? – Mężczyzna wstał zza biurka i podszedł do żony tylko po to, aby pocałować ją w usta. Ola była dla niego całym światem i miał zamiar okazywać jej to w każdej nadarzającej się chwili.
– Dzwonił dziadek – odparła kobieta, a jej oczy błyszczały jak zawsze, gdy jej usta zetknęły się z ustami męża.
– Nie pozwoli nam zapomnieć o swoich urodzinach, co? – Krzysztof zaśmiał się szczerze.
– Ciesz się! – skarciła go Ola. – Mój dziadek już od dawna nie żyje. Za to twój dzisiaj kończy dziewięćdziesiąt dziewięć lat! Za rok będziemy mieli okrągłą rocznicę! Sto lat!
– Dziewięćdziesiąt dziewięć lat. – Westchnął Krzysztof. – Niesamowite!
– Najbardziej nieprawdopodobnym jest fakt, jak żywym umysłem odznacza się dziadek. On jest wręcz niesamowity! Gdy z nim rozmawiam, odnoszę wrażenie, jakby miał lepszą pamięć niż ja. – Ola promieniała swoim uśmiechem. Krzysztof, gdy na nią patrzył, miał wrażenie, jakby jego żona była wciąż małą dziewczynką, która potrafi cieszyć się z najmniejszych, pozornie nieistotnych rzeczy. A takie rewelacje jak doskonała pamięć seniora rodu napawały ją dumą i szczęściem.
– To pewnie dlatego, że dziadek jest inżynierem i matematykiem. Ponadto uwielbia krzyżówki, książki podróżnicze, historię i grę w szachy – zauważył Krzysztof.
– Tak! Pamiętam, jakie toczyliśmy z nim boje trzy lata temu, gdy musieliśmy już wypisać go z koła szachowego, do którego chodził od ponad dwudziestu ośmiu lat. Zapisał się do niego niemal od razu, jak wrócił do kraju.
– Do dzisiaj nam to wypomina! Jednak zdrowie już nie pozwala mu na codzienne wędrówki do klubu emeryta, gdzie znajduje się kółko szachowe.
– Całe szczęście, że jego byli kompani z klubu często go odwiedzają, żeby z nim zagrać partyjkę.
– Tak! Nawet sobie nie wyobrażam, co by to było, gdyby nie miał z kim grać! – Krzysztof teatralnie złapał się za głowę. – Nigdy by nam nie wybaczył decyzji o wypisaniu go z klubu.
– Dostał złotą odznakę zasłużonego klubowicza szachowego. – Ola uśmiechnęła się słodko. – Stoi dumnie w gablocie wraz z innymi odznakami, dyplomami i certyfikatami, które zdobył podczas swojego życia.
– Zasłużył. Tylu składek, ile dziadek wpłacił na rzecz klubu, to chyba nikt przed nim nie uiścił.
– Nie bądź złośliwy, kochanie! Dziadek wielokrotnie wygrywał turnieje szachowe, w których brał udział.
– No dobrze, już dobrze. Masz absolutną rację. Zasłużył na złotą odznakę. Jednak my tutaj gadu gadu na temat pasji dziadka, a jeszcze mi nie powiedziałaś, z czym dzwonił.
– Bo sam stwierdziłeś, że zadzwonił z powodu swoich urodzin.
– A mam rację?
– W pewnym sensie – odparła Ola.
– Nie rozumiem.
– Dziadek chciałby, żebyśmy dzisiaj do niego przyjechali.
– Akurat dzisiaj?! – Krzysztof westchnął z niezadowoleniem. – Przecież sam mówił dwa miesiące temu, że w urodziny chciałby się spotkać ze swoimi przyjaciółmi z klubu szachowego, a nas zaprasza w najbliższą sobotę na urodzinowe przyjęcie, jak sam to określił. Poza tym wie, że mam teraz dużo pracy z artykułem, który muszę skończyć na jutro.
– Tak, wie o tym. Jak zawsze pamięta o wszystkim. Jednak powiedział, że bardzo mocno chce nas zobaczyć. Zwłaszcza dzieciaki. Odwołał nawet planowane spotkanie z kolegami. Mówi, że to ważne.
– Jak to „odwołał”? To zupełnie nie w jego stylu… Może coś się stało?
– Nie sądzę. Przynajmniej z tonu jego głosu nic nie wskazywało, żeby się coś stało. Był bardziej podekscytowany niż przejęty. Powiedział mi, że bardzo chce nas dzisiaj zobaczyć, ale nie będzie miał nic przeciwko, jeśli z powodu natłoku pracy nie damy rady u niego zostać na dłużej. Jednak wspomniał, że musimy przy nim być o dwudziestej pierwszej. My i dzieciaki.
– To takie niepodobne do niego… – Krzysztof się zamyślił. – Od zawsze był bardzo skrupulatny, wręcz do granic możliwości.
– To prawda. Był jednocześnie podekscytowany i bardzo tajemniczy. Gdy nie dałam za wygraną, w końcu przyznał, że chciałby naszym dzieciom opowiedzieć pewną ważną historię z czasów swojej młodości.
– To niesprawiedliwe! Mnie nigdy takich historii nie opowiadał. Tylko te zwyczajne. – Krzysztof udawał rozczarowanego, bo co też mógł mieć do powiedzenia jego dziadek, o czym on sam by wcześniej nie słyszał?
– Dziadek prosił, żebyśmy przywieźli dzieciaki, gdy tylko wrócą ze szkoły i przedszkola.
– W sumie to nawet dobrze się składa, że dziadek zabierze je po południu. Będę miał spokój, dzięki czemu zwiększą się moje szanse na skończenie artykułu. Byłoby rewelacyjnie, gdyby udało mi się go wysłać do redakcji jeszcze dzisiaj! A gdy to zrobię, to wpadnę do naszego seniora i dołączę do was. Co myślisz?
– Myślę, że to świetny pomysł. Wilk będzie syty i owca cała. Ja zabiorę dzieciaki, a ty, jak skończysz pisanie artykułu, dojedziesz do nas. Spędzimy ten wieczór razem z dziadkiem. Będzie szczęśliwy.
– Mam jeszcze jeden pomysł. To będzie świetna niespodzianka! W sobotę zaprosimy dziadka do nas. Wyprawimy mu takie urodziny, jakby już kończył sto lat! – Krzysztof rozłożył ręce w geście, jakby chciał objąć coś naprawdę dużego.
– Dzisiaj masz same dobre pomysły, kochanie! – Ola klepnęła męża w ramię, śmiejąc się przy tym słodko. – Chociaż wiesz, że dziadek zawsze robi przyjęcia urodzinowe u siebie. Jest bardzo przywiązany do swojego małego świata, który zbudował w domu. Zamawiał catering, kupował ciasta i impreza gotowa. Ale myślę, że w tym roku się ucieszy z niespodzianki, która będzie odmianą od corocznej rutyny. Tylko musimy go uprzedzić wcześniej, aby odwołał zamówienie.
– Tylko ten jeden raz mam dobry pomysł, kochanie? – ciągnął wcześniejszy wątek Krzysztof. – To może pójdę nieco dalej. Jutro, gdy mój artykuł zostanie zaakceptowany, zapraszam cię na kolację do restauracji. Ot, taka niespodzianka! Ostatnio trochę się zaniedbujemy w tej materii. Dzieciaki przez te dwie, trzy godziny mogą zająć się same sobą. Co o tym myślisz, kwiatuszku? –
Kobieta w odpowiedzi pocałowała go namiętnie w usta, co świadczyło o tym, że nie mógł trafić lepiej.
– Dzieciaki wkrótce wrócą do domu. Od razu je zabierasz?
– Nie. Najpierw zjemy obiad. Później pojedziemy.
– Świetnie. Ja przed obiadem jeszcze chwilę posiedzę i popiszę.
– Dobrze, misiu! – Ola przytuliła się do niego, po czym szepnęła mu do ucha: – Ja też mam dla ciebie małą niespodziankę. Jak wrócimy i dzieciaki pójdą spać, to ci pokażę. – Po tych słowach ugryzła go delikatnie w ucho, po czym zamruczała jak kocica.
– No, teraz to już nic nie napiszę! A sio! Idź stąd i nie rozpraszaj mnie!
– Misiaczek! – Kobieta pocałowała go jeszcze raz, po czym złapała go za męskość.
– Ty to specjalnie robisz, co? Za chwilę dzieciaki wrócą, a ty mnie kusisz do takich rzeczy! – Mówiąc, porozumiewawczo się uśmiechnął.
– Męcz się! – Ola zachichotała, po czym odkleiła się od niego i ruszyła w kierunku otwartych drzwi gabinetu. – Mnie też nie jest lekko!
Kobieta zbiegała po schodach, śmiejąc się tak, jak Krzysztof lubił najbardziej: jak mała dziewczynka, którą gdzieś tam w głębi duszy była. Mężczyzna stał, nie mogąc wyjść z podziwu, jak bardzo kocha swoją żonę i pożąda jej pomimo upływu lat.
Ona nadal ma szesnaście lat – pomyślał. Tylko jest jeszcze seksowniejsza niż wtedy. Ja naprawdę nic przez nią dzisiaj nie napiszę… – westchnął głośno, zamknął drzwi i usiadł za biurkiem, próbując zebrać myśli.
Ola z wykształcenia była inżynierem informatykiem. Zawód, który wykonywała, dawał możliwość pracy zdalnej, z którego bardzo chętnie korzystała. Uwielbiała być w domu. Na pracę zawodową z reguły poświęcała kilka godzin dziennie, chyba że trafił się większy projekt, wtedy zdarzało się, że zarywała noce. Jednak do takich sytuacji dochodziło bardzo rzadko. Gdy zrobiła swoje, resztę dnia spędzała w ogrodzie lub siadała na rower i jechała w stronę lasu, który rozciągał się niedaleko miasteczka, w którym mieszkała wraz z rodziną. Lubiła też robić zakupy (w tym przypadku nie robiła tego przez internet, tylko wsiadała do swojego samochodu i jechała tam, gdzie akurat była potrzeba). Do biura jechała raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu i też nie na pełne osiem godzin.
„Projekt ma być zrobiony. Taka jest zasada. Czy poświęcisz na to cały dzień, tydzień czy dwie godziny, to już twoja sprawa. Ważne, żeby zdążyć w terminie” – tak mawiał jej szef. A ona zawsze była gotowa na czas.
Teraz prowadziła samochód, ale nie jechała do pracy czy też na zakupy, tylko do dziadka swojego męża. Wraz z nią jechały dzieci. Natalia, najstarsza córka, która w tym roku kończyła dwanaście lat, zajmowała miejsce przy matce, na przednim siedzeniu. Była bardzo podobna do swojej babci od strony ojca. Miała kasztanowe włosy, była szczupła i wysoka jak na swój wiek. Na nosie królowało kilka piegów, a jej piwne, głęboko osadzone oczy bacznie obserwowały mknący za szybą samochodu świat. Dziewczynka podczas jazdy praktycznie w ogóle się nie odzywała, będąc całkowicie zatopioną w myślach. Drugim dzieckiem był syn Patryk, który miał dziewięć lat. Był bardzo wesołym chłopcem i zawsze miał coś do powiedzenia. Uśmiech miał po matce, ale poza tym był kopią swojego ojca. Nawet okulary miał takie same, tylko mniejsze. Najmłodsza, sześcioletnia Nadia, również była bardzo wesoła i pogodna. Uwielbiała spędzać wolny czas ze swoim starszym bratem, z którym bawiła się w wymyślane przez niego zabawy. Nadia dla odmiany miała jasne włosy i niebieskie oczy. Nie była podobna do żadnego z rodziców. Była za to bardzo podobna do swojej prababci od strony ojca, która już od dawna nie żyła. Zmarła, zanim jeszcze Krzysztof i Ola się poznali. W aucie było głośno od śmiechu i rozmów najmłodszych członków rodziny oraz z powodu muzyki dochodzącej z radia, które Ola włączyła, aby trochę uciszyć swoje pociechy bawiące się na tylnym siedzeniu. Kobieta na początku rozmawiała z dziećmi, aby dowiedzieć się, jak minął im dzień, ale później pozwoliła im zająć się sobą, a Natalii – uciec do swojego świata rozmyślań. Ola często żartowała, że w przyszłości jej najstarsza córka pójdzie na studia filozoficzne i zostanie nowym Platonem czy Arystotelesem.
Samochód wreszcie wjechał na podjazd niewielkiego domu, w którym mieszkał dziadek. Tomasz Berski był człowiekiem z niezwykłym życiorysem. Urodził się 30 marca 1919 roku na Kresach Wschodnich. Należał do szlacheckiej, dobrze wykształconej rodziny. Jego ojciec był wykładowcą we Lwowie, a matka była pisarką.
Rodzice Tomasza poznali się w Wenecji. Jego ojciec, Konstanty Berski, gdy był młodym asystentem, wyjechał wraz ze swoim promotorem, profesorem Teodorem Młynarskim, na seminaria naukowe do Włoch. Było to w czasach, w których Polski nie było jeszcze na mapie Europy. Konstanty znał biegle język rosyjski, niemiecki i francuski. Po polsku mówił tylko w zaciszu swojego domu z rodzicami, którzy byli patriotami niejednokrotnie prześladowanymi za swoje pochodzenie i poglądy. Gdy Konstanty dorósł, postanowili dać swojemu synowi możliwość kształcenia się i odkrywania świata. Podczas wyjazdu młody Konstanty poznał swoją przyszłą żonę i matkę Tomasza, Beatrice, która była Włoszką i studiowała literaturę. Młodzi naukowcy od razu się w sobie zakochali. Od tej pory Konstanty Berski miał serce rozerwane pomiędzy Krakowem a Italią. Gdy uzyskał tytuł doktora nauk technicznych, wyjechał do Italii, aby poślubić ukochaną. Był to pamiętny rok 1914… Rok, w którym cała Europa stanęła w ogniu, a stary porządek świata miał zostać na zawsze zniszczony. W czasie trwania wojny, mimo starań, młode małżeństwo nie mogło doczekać się potomka. Beatrice skwitowała w końcu, że taka jest wola niebios, a ich syn urodzi się w czasach pokoju.
Po konflikcie, który pochłonął miliony istnień i został nazwany najstraszniejszą z wojen, Konstanty i jego żona przyjechali do odrodzonej Rzeczpospolitej, gdzie oboje podjęli pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W następnym roku, czyli 1919 – tym samym, w którym na świat przyszedł Tomasz – ojciec chłopca rozpoczął pracę naukową na nowo powstałej uczelni, Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. 1919 rok był dla nich pięknym i zarazem trudnym rokiem. Z jednej strony Beatrice w końcu zaszła w ciążę, ale z drugiej – wybuchła nowa wojna na Wschodzie. Konstanty, mimo że jego ukochana była bliska rozwiązania, ruszył na front, aby bić się z bolszewickim najeźdźcą. Po podpisaniu 18 marca 1921 roku traktatu w Rydze, który zakończył wojnę polsko-bolszewicką, rodzina przeniosła się do Lwowa. Ojciec Tomasza rozpoczął pracę na tamtejszej uczelni, a matka Beatrice po urodzeniu syna nie wróciła już na uczelnię. Zaczęła pisać, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Już pierwsza napisana przez nią powieść została bardzo ciepło przyjęta we Włoszech, a później również w Polsce. Następne wydania jej książek ukazywały się również w takich europejskich stolicach jak: Londyn, Paryż, Rzym czy Berlin.
Tomasz pokochał Lwów oraz Kraków, do którego często jeździł. Chciał pójść w ślady swojego ojca i zostać inżynierem, toteż uczył się pilnie i zdobywał najlepsze oceny. Chłopak był także harcerzem. W 1926 roku na świat przyszło drugie dziecko Konstantego i Beatrice, Weronika. Dziewczynka była śliczną blondynką mającą duże niebieskie oczy. Tomasz i jego młodsza siostrzyczka wraz z rodzicami wielokrotnie wyjeżdżali do Włoch, Niemiec, Anglii i Francji. Wyjazdy do zachodniego sąsiada zakończyły się po olimpiadzie, która odbyła się w 1936 roku w Berlinie. Po igrzyskach Konstanty stwierdził, że jego noga już nigdy nie stanie na niemieckiej ziemi. Tomasz w tamtym czasie nie rozumiał słów ojca. Młodego człowieka najbardziej interesowały elektrotechnika i fizyka. Był oczarowany Nicolą Teslą, Thomasem Edisonem, Michaelem Faradayem, Wernerem von Siemensem czy Rudolfem Dieselem. Tomasza w ogóle nie obchodziła polityka… Aż do września 1939 roku. W tym roku wszystko się zmieniło. I wszystko się skończyło. Tomasz przeszedł piekło. Jego rodzice nie przeżyli wojny. Losy młodszej siostry Tomasza to jest zupełnie inna historia.
Konstanty i Beatrice jako przedstawiciele inteligencji oraz burżuazji byli nienawidzeni zarówno przez bolszewików, jak i Niemców. Konstanty, zanim w 1940 roku został wywieziony wraz ze swoją żoną do łagru, z którego już nigdy nie wrócili, wysłał syna do Krakowa. Ta decyzja uratowała chłopakowi życie. Egzystencja w Generalnej Guberni pod rządami okrutnego doktora Hansa Franka była straszna, ale dawała szansę na przeżycie. W strefie wpływów stalinowskiej Rosji Tomasz nie miałby szans. Gdy w 1944 roku front wrócił do Krakowa, mentalność bolszewików była już nieco inna. Nadal byli krwawymi bestiami, jednak teraz znacznie bardziej skupiali się na walce z Niemcami i Armią Krajową niż na tępieniu dzieci inteligenckiej burżuazji. Tomasz chciał wyjechać z Krakowa do okupowanej Warszawy. Jako harcerza rwało go do walki. Jednak jego ówcześni opiekunowie, przyjaciele rodziców z czasów, gdy Konstanty pracował na AGH, nie pozwolili mu wyjechać. Gdy przeszedł front, a w Polsce zaczynano siłą wprowadzać nową władzę sowiecką, opiekunowie Tomasza zdołali nawiązać kontakt z rodziną jego matki i jeszcze przed zakończeniem działań wojennych w Europie, Tomasz został wywieziony do Italii. Z ciężkim sercem opuszczał swoją ojczyznę, która teraz przestawała nią być… W ogniu bolszewizmu wykuwano nową Polskę, która pozostawała nią tylko z nazwy. Pod koniec lat czterdziestych Tomasz wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie kontynuował studia. Spełnił swoje marzenie i został inżynierem jak ojciec. Ponadto znał kilka języków, w tym angielski, który świetnie opanował, studiując na wyspach. Tam też poznał swoją przyszłą żonę Polkę, Magdalenę Chojarską, która również straciła najbliższą rodzinę podczas wojny i wraz ze swoim stryjem, Wiktorem, uciekła do Wielkiej Brytanii. Udało się to dzięki temu, że jej krewny był żołnierzem i gdy rodzice Magdy zginęli w pierwszych tygodniach wojny, brat jej matki zabrał ją ze sobą wraz z wycofującymi się wojskami polskimi do Francji. Do upadku Francji mieszkali w tym kraju, jednak od 1940 roku mieszkali już w Szkocji. Młoda Magda w latach pięćdziesiątych przeniosła się do Anglii, w której poznała Tomasza. Stryj Magdaleny przeżył wojnę i dosłużył się rangi majora w 1 Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka. Po zakończeniu działań wojennych dożył swoich dni w Szkocji, gdzie pracował jako magazynier. Magda już nigdy nie miała powrócić do Polski. Co innego Tomasz, który nie porzucił tego marzenia. Jednak długa noc komunizmu przedłużała się…
W latach sześćdziesiątych Tomasz dostał propozycję pracy w Stanach Zjednoczonych jako jeden z głównych inżynierów w jednej ze znanych firm elektrotechnicznych. Będąc za oceanem, podjął kolejne studia, tym razem zajął się matematyką. Tomasz wraz ze swoją ukochaną żoną Magdaleną założył rodzinę w USA i tam spędził kolejne kilkadziesiąt lat. Większość jego potomków pozostała za oceanem, gdzie żyje do dzisiaj. Jednak w 1990 roku, gdy żona Tomasza zmarła, postanowił koniec swojej ziemskiej drogi spędzić w ojczyźnie. Jedynie najstarsza córka, Anna, wraz ze swoją rodziną podjęła taką samą decyzję jak ojciec, aby pojechać do Polski. Po kilkunastu latach większość z nich wróciła jednak do USA. Jedynie Krzysztof, najmłodszy z dzieci Anny i jej męża Kristofa seniora, pozostał w Polsce. Powód był bardzo prosty. Poznał Olę, którą pokochał od pierwszego wejrzenia. Anna niejednokrotnie próbowała ściągnąć ojca z powrotem do Stanów. Tomasz jednak, jak sam wielokrotnie mówił, chciał opuścić ten świat, będąc na ziemi, z której pochodził. Tak jak jego ojciec oraz dziadkowie był patriotą i chociaż nigdy nie walczył, to zawsze z dumą nosił polskie nazwisko i nie wstydził się swojego pochodzenia. Teraz, na stare lata, prowadził spokojne życie, mieszkając w małej miejscowości w domku, który sobie kupił za pieniądze ze sprzedaży domu, który miał w Ameryce. Jeszcze sporo mu zostało. Ale o pieniądzach nie lubił rozmawiać. „Pieniądze są tylko formą do osiągania celów” – mawiał często Tomasz.
Taką bogatą historię życia znała jego cała rodzina. Dzisiejszego popołudnia i wieczorem miało się to zmienić, gdyż Tomasz, dziewięćdziesięciodziewięcioletni już staruszek, zamierzał opowiedzieć swoim krewnym, co stało się 1935 roku. Te wydarzenia miały zmienić jego życie na zawsze. I nikt, nawet jego ukochana żona Magdalena, nie znał tajemnicy tamtych dni.
Gdy Ola wychodziła z samochodu, a wraz z nią dzieci, Tomasz stanął właśnie na ganku, aby ich powitać.
– Witaj, kochana! – Sędziwy inżynier pocałował żonę swojego wnuczka w policzek. Następnie przyjął serię życzeń urodzinowych.
– Gdzie jest ten nudziarz? Pewnie ślęczy nad kolejnym wspaniałym artykułem, w którym rozprawia o więdnących kwiatkach albo ilości spalin wydobywających się z rur wydechowych. – Tomasz nie potrafił powstrzymać się od kąśliwych uwag skierowanych w stronę wnuka. Kochał go z całego serca, jednak nie potrafił się pogodzić z tym, że młody mężczyzna nigdy w swoim życiu nie podjął ryzyka – w efekcie jego życie było nudne i bez perspektyw.
– Dziadku! Proszę… – Ola zaczęła się śmiać. – Nie przy dzieciach. Dla nich Krzysiek jest najwspanialszym dziennikarzem na świecie. Takim, który pisze do największych gazet.
– Tak to dzieci mają w zwyczaju. Widzą w swoich rodzicach wszystko to, co najlepsze. I to jest najpiękniejsze! – Pradziadek po kolei przywitał się z każdym prawnukiem, po czym puścił oko do Oli.
– Wiesz, jeszcze nie jest za późno – dodał po chwili. – Mogę swojego upartego wnuka przeszkolić z elektrotechniki. Będzie jak Tesla. Będzie prowadził ciekawe i inspirujące życie wynalazcy. Mówię ci, ma chłopak potencjał.
– Bliżej mu do prababci, kochany dziadku. Znacznie lepiej odnajduje się w roli pisarza niż inżyniera.
– Dobrze, że mam ciebie, kochana. – Tomasz ponownie pocałował Olę w policzek. – Krzysiu też się powinien cieszyć. Taka kobieta! No i inżynier! – Nie mógł wyjść z podziwu.
– Dziękuję, dziadku!
– Wejdziesz na herbatę i partyjkę szachów czy lecisz już do domu? Wiesz, taką okazję szkoda byłoby zmarnować.
– Dziadku… – Ola zarumieniła się.
– Jaką okazję, pradziadku? – zaciekawiła się Nadia.
– Okazję, żeby upiec dziadkowi tort urodzinowy, kochanie! – Tomasz zaśmiał się w głos, po czym zaprosił wszystkich do swojego domku.
W środku panował porządek. Raz na tydzień przychodziła sprzątaczka, która dbała o to, aby dom był dobrze utrzymany. Poza tym sąsiedzi starego inżyniera ciągle go doglądali. Krzysztof chciał go już od paru lat zabrać do siebie do domu, podobnie zresztą jak Ola, ale Tomasz nie chciał się na to zgodzić. Jego dom był jego twierdzą. Tym bardziej potrafił się skutecznie opierać namowom krewniaków, że był naprawdę sprawny jak na swój wiek. Chodził powoli, ważąc każdy krok, ale wszystkie czynności wykonywał sam. W czasie zimy nie musiał się martwić o ciepło, gdyż miał piec z podajnikiem, który był obsługiwany przez jego życzliwego sąsiada.
Tomasz mieszkał w niewielkim parterowym domu. Po lewej stronie od wejścia znajdowała się kuchnia z niewielką jadalnią. Idąc dalej, wchodziło się do dużego salonu, gdzie Tomasz miał swój pokaźny zbiór książek, modeli samolotów i czołgów, a także różnego rodzaju prądnic, transformatorów oraz innych wynalazków, którymi się interesował w młodości. Dalej w głębi mieszkania była łazienka z prysznicem, który został tak zainstalowany, że mężczyzna nie musiał robić wielkiego kroku, by tam wejść, gdyż brodzik został wmurowany poniżej poziomu podłogi. I nie był głęboki. Z tyłu domu znajdował się niewielki ogród, w którym rosło kilka owocowych drzew, jednak nie można było nazwać go sadem. Za jego posesją rozciągała się sporej wielkości polana, a za nią niewielki zagajnik. Po drugiej stronie lasku stały inne domy z osiedla. Mężczyzna miał wszystkie swoje wynalazki na poddaszu, gdzie często przesiadywał całymi godzinami. Tomek do tej pory lubił majsterkować.
Ola wypiła herbatę i zjadła kilka ciasteczek, a dzieci w tym czasie bawiły się w ogrodzie pradziadka.
– O czym chciałeś porozmawiać z dziećmi? – zapytała z zaciekawieniem.
– Wiesz, kochanie. Mój czas powoli dobiega końca.
– Przestań, dziadku! – Ola zasmuciła się nagle. – Zostaniesz jeszcze z nami długi czas.
– Kochana jesteś, Olu, ale ja wiem, że mój czas się kończy. Zanim odejdę, chciałbym opowiedzieć dzieciakom jedną historię. Ale taką, której nikt jeszcze nie słyszał.
– Dlaczego nigdy nam jej nie opowiedziałeś?
– Bo nigdy byście mi nie uwierzyli. – Dziadek zamyślił się na chwilę.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo sam też bym nie uwierzył, gdybym tego nie widział i gdybym tego nie przeżył!
– Cieszę się, że dasz nam szansę. Żałuję tylko, że nie ma z nami Krzysia… – Ola spojrzała na Tomasza wymownie.
– Krzysztofa może ominie część opowieści, ale nie ominie go finał. A ten wystarczy w zupełności, aby zrozumiał mój przekaz. Tylko pytanie, czy macie kilka godzin, aby poświęcić je staremu zgredowi.
– My mamy czas. A ty, kochany dziadku, już nigdy nie opowiesz tej historii… Mam rację?
– Jesteś inżynierem, tak jak ja! I wiesz to samo, co ja! Masz rację. Już tej historii nigdy nie opowiem. Jest to pierwszy i ostatni raz! A więc zgoda! Zaparzę ci kolejną herbatę, a ty zawołaj dzieci. Spotkamy się w salonie, który tak naprawdę nigdy nim nie był.
– To twoja pracownia, tak?
– I czytelnia! Dobrze się rozumiemy! A teraz idź! Przyprowadź nasze pociechy!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Konstruktor. Księga przymierza
ISBN: 978-83-8423-076-3
© Mariusz Brzezina i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Dominika Synowiec
KOREKTA: Magdalena Brzezowska-Borcz
OKŁADKA: Artur Rostocki
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek