Konfederacja barska tom 2 - Władysław Konopczyński - ebook + książka

Konfederacja barska tom 2 ebook

Władysław Konopczyński

0,0
51,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Konfederacja barska (1768-1772) była zbrojnym związkiem szlachty utworzonym w Barze na Podolu pod hasłem obrony wiary katolickiej i wolności. Szlachta sprzeciwiała się polityce Stanisława Augusta Poniatowskiego i mieszaniu się Rosji w sprawy wewnętrzne Polski, a za cel postawiła sobie wprowadzenie na tron Wettynów. W końcówce konfederackich bojów nastąpił pierwszy rozbiór Polski, podpisany przez ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Konfederacja należy do najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń w historii Polski, a ocena ruchu nie jest jednoznaczna. Romantyczni twórcy opiewali antyrosyjską postawę konfederatów i podkreślali ich patriotyczne zasługi. W okresie pozytywizmu przeciwnie – zryw ten potępiano z powodu zaściankowości i braku tolerancji religijnej.

Publikacja Władysława Konopczyńskiego, ujawniająca skomplikowaną sieć intryg politycznych, intencje obcych dworów i postępującą zależność Stanisława Augusta od Rosji, została wydana w kraju po raz pierwszy w latach 1936-1938. Autor uważał ją za dzieło swojego życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1049

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Władysław Konopczyński Konfederacja barska tom 2 ISBN Copyright © by Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2017 All rights reserved Opracowanie redakcyjne, korekta Eliza Szybowicz, Marta Dobrecka, Marta Stołowska Opracowanie graficzne i techniczne wnętrza książki i okładki Przemysław Kida Na okładcePułaski w Barze, obraz pędzla Kornelego Szlegla; fot. Maciej Szczepańczyk, CC 3.0 license Wydanie niniejsze zostało uwspółcześnione pod względem językowym Wydanie 1 w tej edycji Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

WYKAZ SKRÓTÓW

AB — Archiwum Tajne Państwowe w Berlinie (Geheimes Staatsarchiv)

A.b.Kr. — Archiwum barona Kronenberga

AD — Hauptstaatsarchiv w Dreźnie

AE — Archives du Ministère des Affaires Etrangères, Paryż

AGW — Archiwum Główne Akt Dawnych, Warszawa

AKop. — Rigsarkivet, Kopenhaga

AM — Moskiewski Oddział Archiwum Sztabu Głównego

AMar — Staatsarchiv, Marburg

AMKr. — Archiwum Miejskie, Kraków

AMTor. — Archiwum Miejskie, Toruń

AMł — Archiwum Młynowskie w Muzeum Narodowym, Kraków

AMon. — Staatsarchiv, Monachium

AMSzt — Moskiewski Oddział Archiwum Sztabu Głównego

AN (ANat.) — Archives Nationales, Paryż

AON — Archiwum Ordynacji Nieświeskiej, obecnie w Warszawie

AP — Archiwum Państwowe, Petersburg (Leningrad)

APot. — Archiwum hrabiów Potockich w Krakowie

APSzt. — Archiwum Sztabu Głównego, Leningrad

ARos. (Roś) — Archiwum Stefana Potockiego w Rosi

ASkG — Archiwum Skarbowe Generalności

ASław. — Archiwum książąt Sanguszków w Sławucie, teraz w Gumniskach

ASt. — Riksarkivet, Sztokholm

AW — Haupt-, Hof- und Staatsarchiv, Wiedeń

AWW — Kriegsarchiv, Wiedeń

BAU — Biblioteka Polskiej Akademii Umiejętności, Kraków

BBaw. — Biblioteka Baworowskich, Lwów

BCz. — Biblioteka Czartoryskich, Kraków

BDzied. — Biblioteka Dzieduszyckich (Poturzycka), Lwów

BDzik. — Biblioteka hrabiów Tarnowskich, Dzików

BJag. — Biblioteka Jagiellońska, Kraków

BKór. — Biblioteka Kórnicka pod Poznaniem

BKron. — Biblioteka barona Kronenberga, Warszawa

BM — British Museum, Londyn

BMaz. — Bibliothèque Mazarine, Paryż

BMŁ — Biblioteka m. Łodzi

BNar. — Biblioteka Narodowa, Warszawa

BOK — Biblioteka Ordynacji Krasińskich, Warszawa

BOZ — Biblioteka Ordynacji Zamojskiej, Warszawa

BPawl. — Biblioteka Pawlikowskich, Lwów

BPol. — Biblioteka Polska, Paryż

BPrz. — Biblioteka hrabiów Przeździeckich, Warszawa

BPub. — Biblioteka Publiczna w Warszawie

BRacz. — Biblioteka Raczyńskich, Poznań

Brand. — rkps dawniej Brandysa, sprzedany za granicę

BRap. — Biblioteka Rapperswilska, teraz w Warszawie

BS — Biblioteka hrabiego J. Tarnowskiego, dawniej Branickich, Sucha

BUL — Biblioteka Uniwersytecka, Lwów

BUW — Biblioteka Uniwersytecka, Warszawa

BWil. — Biblioteka Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Wilno

Czoł. — Zbiory Aleksandra Czołowskiego, Lwów

F.Radz. — Zbiory Ferdynanda księcia Radziwiłła, dawniej w Berlinie

Os. — Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Lwów

RO — Public Record Office, Londyn

Rulh. — Zbiory rodzinne Rulhière’ów, Paryż

Sar. — Zbiory Łopacińskich, dawniej w Sarii

SMT — Słowackie Muzeum Narodowe, św. Marcin Turczański

TPN — Biblioteka Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań

KSIĘGA IV

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

ROZDZIAŁ XVI

Odnowa sił zbrojnych Generalności. Józef Zaremba w Sieradzkiem i Poznańskiem. Generalny komendant Wielkopolski. Jego wątpliwości polityczne. Spory i dąsy podkomendnych. Zwycięstwo pod Kościanem. Sawa na Mazowszu. Pułaski a Miączyński. Pilzno i Frampol. Wysowa. Atak Pułaskiego na Kraków. Drewicz dybie na Częstochowę. Pułaski ją zajmuje. Luźny kontakt z Zarembą. Październikowa obława na konfederatów. Niepowodzenie pięciu marszałków w Kutnowskiem. Zakusy naszych o Poznań. Rozbrat z powodu detronizacji. Obrona Jasnej Góry. Kto zrobił dywersję Drewiczowi, a kto Zarembie? Wichrzenia agentów Wessla — nawet Malczewskiego i Morawskiego. Zaremba je poskramia, ale o Poznań kusi się daremnie. Barscy za Dunajem na łaskawym chlebie. Mimowolna bezczynność w 1770 r. Valcroissant. Układy z Turkami o współdziałanie i deklarację. Aspiracje pana Joachima. Trochę wojaczki w 1771 r.

Jak Choiseul przeszedł do historii z niezasłużoną opinią protektora Polski, podobnie Dumouriez słynie jako wskrzesiciel bitności konfederatów, który ich rzekomo dopiero nauczył wojowania z Moskwą. Tu znów skromna prawda napęczniała do rozmiarów legendy. Jeżeli od jesieni 1770 r. więcej słychać o zaczepnej akcji Pułaskiego i towarzyszy, jeżeli kniaź Wołkoński po powrocie z Karlsbadu na nowo psuje sobie zdrowie polską szarpaniną, to było naturalnym skutkiem przypływu polskiej energii obronnej po odpływie wywołanym klęskami pod Dobrą i Błoniem tudzież zdradą Bierzyńskiego. Trzeba było nie lada wysiłku, by przetrwać wojenny przednówek od kwietnia do czerwca, zaokrąglić kadry oddziałów, zaopatrzyć je w broń, podćwiczyć, zaprawić, podnieść w nich ducha i jako tako odbudować karność. Owoce tych prac dojrzały na jesień i dały pewien plon, którego stwierdzenie i obrachunek w niczym nie uchybi rzeczywistej organizatorskiej zasłudze Dumourieza, datującej się właściwie od końca 1770 r.

Z dala od Generalności, bez pomocy cudzoziemskich instruktorów, wróciła do sprawy Wielkopolska, a odnowicielem jej sił był Józef Zaremba1.

Posesjonat średniej miary jak na przeciętne stosunki polskie, ale w swym demokratycznym województwie raczej optymata, dziedzic Rozprzy, Kisieli i Libidzy, i kilku innych wiosek w Piotrkowskiem, miał się według Krasińskiego edukować za granicą „w różnych wojskach”, inni zaś go czynią byłym oficerem pruskim2, czym się jednak sam Zaremba nigdy ani wobec swoich, ani przed obcymi nie chwali. Najlepiej poinformowany Kitowicz, który przy nim spędził na kulbace co najmniej rok, napisze zgodnie z prawdą, że jego szef nosił był w Dreźnie mundur saski, ale go sobie zbrzydził, gdy go podczas musztry pieszej pewien generał zganił za „niedźwiedzi” sposób stawiania nóg. Obraziwszy się o honor nóg polskich, replikował z miejsca, odsiedział areszt, podziękował za służbę i nie czekając na dymisję, wyzwał generała na pojedynek. O mało nie rozstrzelany, za wyproszonym przez rodaków „laufpasem” opuścił Saksonię w tym mocnym przeświadczeniu, że się tam wiele nie nauczył i nie nauczy. Stryj opiekun, Szymon, sędzia ziemski sieradzki, złajał go i zasadził wtedy „do jurydyki, fortunę i honor dającej, lecz on nie mając ochoty do takiej namolnej profesji, zabawiając się lulką i fuzją myśliwską, gdy takim sposobem nie do gustu stryjowi terminował, znienawidzony od niego, oddany został do regimentu podczaszego litewskiego Potockiego, przecież przez wzgląd na stryja w randze porucznika umieszczony”. Ta swojska służba wojskowa dała rezultat dwojaki: po pierwsze, pan Józef, harcując przez trzy lata na Ukrainie z hajdamakami, wyrobił się na dzielnego kawalerzystę i awansował na majora, po wtóre, został człowiekiem Potockich i specjalnie klientem pana podczaszego. Ciągniony do konfederacji jeszcze w 1768 r. siedział spokojnie w Kisielach i dotrzymywał słowa danego wojewodzie ruskiemu, że do żadnej konfederacji przeciwko królowi nie przystąpi. Dopiero w 1769 r., porwany powszechnym pędem narodowym, na widok nierządnej i niedołężnej wojaczki różnych Bierzyńskich i Lenartowiczów przyjął regimentarstwo drugiej konfederacji sieradzkiej (pod Gałeckim) z zakarbowaną w głębi duszy decyzją, by mimo wszystko obietnicy oficerskiej dotrzymać. „W samej porze wieku męskiego, twarzy przyjemnej, obyczajności pociągającej”, rządny i taktowny, przy tym fachowiec, bywalec i światowiec, jako major wyższy nad tylu improwizowanych partyzantów z domowym wykształceniem, znał swoją cenę i nie miał zamiaru się kompromitować. Dobrze walczył pod Piotrkowem, a gdy w obozie kaliskim nie przyjęto jego planów, zręcznie uniknął udziału w klęsce pod Dobrą. Dalsze miesiące zajęła mu likwidacja bierzyńszczyzny3 i podtrzymywanie bytu konfederacji sieradzkiej, w której Gałecki grał rolę administratora, a Zaremba rzeczywistego wodza.

Szersze zadania czekały go nad dolną Wartą. 10 maja 1770 r. miał się odbyć w Poznaniu zwołany przez Rönnego4 zjazd żałujących grzeszników, na którym różne nietoperze w rodzaju Raczyńskiego, Mielżyńskiego, Gurowskiego, Sułkowskich, dotąd ukryte po dziurach, miały wziąć odwet za swe poniżenie. Oni to właśnie, ci dwaj pierwsi, doradzili pułkownikowi, by obłożył dobra konfederatów kontrybucją5. Pod grozą sekwestru i zniszczenia stawiło się paruset ludzi słabych a zamożnych. Mało brakowało, aby podpisali reces z potępieniem Baru, z pochwałą ustaw gwarantowanych, jednak protest wojewody sieradzkiego Opalińskiego pohamował innych6. Recedowało 190, w formie mniej kompromitującej7. Generalność na postrach odpowiedziała postrachem: wobec barbarzyńskich postępków Moskwy kazała „wszystkich tych, którzy radą, zdradą, pomocą, natchnieniem, instygacją łączyli się i łączą z nieprzyjacielem, łapać, ścigać i na życiu nieodwłocznie karać, majątki ich i domy własne niszczyć i zabierać”, podobnie jak w innych częściach kraju oddani będą zdrajcy pod srogi miecz tatarski8. Czy ten uniwersał nastraszył rusofilów, czy po prostu Weymarn wstrzymał polityczne zapędy Rönnego9, dość, że obeszło się bez rekonfederacji. Zarembę wzywał do współdziałania regimentarz Antoni Sieraszewski10, uważany przez część pułkowników za uzurpatora, ale i wielu ziemian tęskniło do rządnej ręki wodza-gospodarza, co tak sprawnie umiał w swojej okolicy od Wielunia po Piotrków i wrogom się opierać, i swojskich powściągać rabusiów. W połowie maja Pac i towarzysze nad głowami innych aspirantów ofiarowali Zarembie komendę wielkopolską po Malczewskim11. Pertraktacje potrwały parę tygodni. Zachęcali Krasiński, Lubomirski, Brzostowski12, jeździli w misjach do obozu Mikorski, Piwnicki, ale pan Józef pytał z góry, czym ma żywić wojsko i czy mu Generalność udzieli obiecanego z zagranicy zasiłku. Wytargował sobie wreszcie nie byle co, bo prawo egzekucji wszystkich dochodów państwowych z wyjątkiem ceł tudzież dowództwo nad siłami całej najszerzej pojętej prowincji wielkopolskiej z Kujawami, Prusami, Łęczycą, Dobrzyniem, Rawą, tylko bez Mazowsza13.

Aliści ten ceniony i nawet trochę przeceniony komendant stanowczo za wiele dumał nad celami wojny. Zwykle to należało do atrybucji magnatów, klientela powinna była słuchać. Zaremba, odłączony zrządzeniem losu od Joachima Potockiego, choć wciąż mu okazywał wierność i był za jego kreaturę uważany, radził się także innych: nadstawiał ucha, co mu powie Brzostowski, kasztelan połocki, zamieszkały w Czarnożyłach pod Wieluniem, i czytał, co napisze z Wolborza pierwszy dostojnik województwa, biskup kujawski Ostrowski, i znosił się od połowy 1770 r. z biskupem kamienieckim i z rezydencją lubliniecką; co ciekawsze, w maju, objąwszy komendę po zdradzie Bierzyńskiego, pisał spod Piotrkowa do Warszawy „sekretny list”, wyrażając, iż nie pojmuje zaczętej roboty: co Moskwa robi? co król myśli? Prosił więc, aby go sekretnie uwiadomić, co ma czynić, będąc przywiązanym do króla, lecz z radą nie chce czynić14. Z „radą” to miało znaczyć z Czartoryskimi: ten umiarkowany, światły obywatel i polityk — pod wpływem dwojakich uprzedzeń płynących od Potockiego i Ostrowskiego — najwięcej nieufności zachował do sprawców domowej wojny 1764 r., choć właśnie z ich realizmem politycznym najlepiej wewnętrznie się zgadzał. Prawdopodobnie tą czy inną drogą król posłał mu wtedy słowo zachęty, którego słusznie odmówił Bierzyńskiemu.

Od 30 maja przysługuje mu tytuł generalnego komendanta wojsk prowincji wielkopolskiej. Malczewski, wezwany do Preszowa, zasiadł w gronie Rady Generalnej jako zdetronizowana wielkość. Nadzwyczaj trudno choćby w przybliżeniu oznaczyć ruchy wojsk Zaremby w tych miesiącach, gdy z jednej strony Rönne wygniatał Wielkopolan, z drugiej parł w te same okolice Drewicz z zawziętą decyzją, aby Zarembę total schlagen. Czy rzeczywiście nowy wódz pobił Rönnego pod Poznaniem — wątpimy. W każdym razie z gonitwy, w której chartami byli Moskale, a zającami Polacy, zrobiły się po trosze marsze i kontrmarsze. Zaremba umiał swe głodne i „nagie” wojsko równie szybko skupiać, jak rozpraszać; naciśnięty przemożną siłą, zapadał się pod ziemię, by potem, ku niemałej konfuzji zawiedzionego prześladowcy, wynurzać się w umówionym miejscu ze wzmożoną siłą. Po pierwszej takiej planowej rozproszce15 rachowano go na 2000 ludzi16, sukces nie do pogardzenia, skoro się zważy, że egzekucji na dezerterów nie było żadnej, a sił odśrodkowych w wojsku co niemiara17.

Wywyższenie podrzędnego regimentarza sieradzkiego kłuło w oczy wszystkich marszałków prowincji. Przeszli czasowo pod komendę Zaremby marszałek kujawski Głębocki i na stałe jego regimentarz Zakrzewski, nadto Szczawiński, ów pierwotny marszałek łęczycki, zniesiony przez Drewicza pod Skrzynnem, a zwalczany przez Cieleckiego, i regimentarz Prądzyński; pozostali na uboczu marszałkowie Cielecki, Mazowiecki dobrzyński, Mikorski gostyński, Przeździecki rawski, Stępowski sochaczewski. W Poznańskiem uprościła sytuację śmierć Rydzyńskiego18; za to komendy Sieraszewskiego nie chciał uznać Paweł Skórzewski, duży posesjonat i familiant19, za którym ujmowały się żywioły najzamożniejsze, kiedy Sieraszewskiego protegowała tylko pani łowczyna Sapieżyna20. Obaj wystąpili przed Generalność z litaniami wzajemnych zarzutów: przeciw Sieraszewskiemu oświadczyli się niemal wszyscy pułkownicy, kiedy niższe sfery były za regimentarzem21; Pac próbował załatwić gorszące spory w ten sposób, że Skórzewskiemu przyznał komendę nad przydzielonymi oddziałami pruskimi z prawem ściągania podatków w Poznańskiem i Kaliskiem, a Sieraszewskiego wezwał do Preszowa22, którego to wezwania regimentarz wielkopolski na szczęście nie usłuchał. Skórzewski bowiem nadziei pokładanych w nim nie usprawiedliwi, pułku nie zmontuje, da przykład, owszem, bezczynności, a skończy karierę w niepotrzebnym i oczywiście klęskowym starciu z kawalerią Fryderyka II23. Próbowano przekazać Zarembie do rozstrzygnięcia przewlekły spór łęczycki: jednak do zjazdu szlachty, który by pod jego osłoną załatwił sprawę między Cieleckim i Szczawińskim, przez cały rok 1770 nie doszło24. Zżymał się komendant, że mu do rady wojennej nasyłają jakiegoś Mikorskiego czy Cieleckiego25, „dziękował” za dowództwo, ale słysząc wszędzie wyrazy uznania za dobrą gospodarkę, władzy z rąk nie wypuszczał, a Wielkopolskę po trosze z rąk Rönnego wydzierał. Po drugiej rozproszce w lipcu26 Moskwa go uważała za nieistniejącego. Komendant rychło wyprowadził ją z błędu. Ruszywszy spod Koniecpola w Poznańskie, głównie dla egzekucji pogłównego i hiberny [podatek na zakwaterowanie i wyżywienie wojska w zimie — przyp. red.], rozpuścił wieść, że idzie na stolicę województwa, czym zwiedziony Rönne wysłał na jego lewe skrzydło pod Kościan 200 żołnierzy pod Patkulem i Oliszowem. 16 sierpnia już mało brakowało, by pierzchająca przednia straż Zaremby poniosła go w ucieczkę, gdy inne oddziały poznańsko-sieradzkie nadbiegły w tył Rosjanom i zniosły ich doszczętnie27. Skutek był ten, że Rönne, mimo otrzymanych z Warszawy posiłków pod Langem, pilnie ufortyfikował się w Poznaniu i pozostał onieśmielony w rezerwie, a inicjatywa przeszła na stronę polską. Niestety, rąk kierowniczych było w Wielkopolsce jak zwykle za wiele. Na własną rękę próbuje wojować zbiegły z niewoli Morawski28, odrywa się od Zaremby z częścią Kujawiaków podbuntowany przez kogoś Głębocki29, opozycja łęczycko-rawska (Mikorski, Cielecki, Przeździecki etc.) skupia się przy najmężniejszym, skądinąd bardzo zacnym Mazowieckim, i odrzuca samą myśl koncentracji sił z powołaniem na zły obrót sprawy pod Dobrą. Dlatego to, a nie dzięki zdradzieckiej spekulacji Zaremby na rzekome skarby Sułkowskich, o której baje Kitowicz, zwycięstwo pod Kościanem nie zostało w pełni wyzyskane.

Honor Mazowsza nosił na ostrzu swej szabli Sawa30. Pierwszy raz ukazuje się nam ten syn kozacki bez herbu nie w żadnym Barze ani Berdyczowie, tylko wśród zaprzysiężonych druhów Mostowskiego31. Dzielny rotmistrz odziedziczył po Karolu Zakrzewskim resztki dywizji wyszogrodzkiej32, tzn. zebrał je pod Ostrowem Łomżyńskim, zrestaurował w Zielonej Puszczy i od jesieni 1769 do wiosny 1771 r. napełniał Warszawę fantastycznymi odgłosami swych cudów. Został obwołany marszałkiem wyszogrodzkim na zjeździe w Orszymowie 5 kwietnia 1770 r.33 Epos jego czynów (niestety, nie możemy powiedzieć: zwycięstw) rozwija się głównie na przestrzeni od Torunia po Białystok, strzeżonej pilnie przez załogi toruńską, warszawską, grodzieńską, a oplecionej od północy pruskim kordonem. Gdyby chodziło o utrudnianie korespondecji Warszawy z Petersburgiem34, szachowanie Warszawy ambasadorskiej i podtrzymywanie w pospólstwie stołecznym ducha buntu, to Sawa cel swój z pomocą miejscowych spiskowców, którym pomagali Lipski35 i bodaj nawet Essen36, osiągał. Za to z budzeniem Mazowsza szło gorzej. Co było gotowego do czynu, to się przeważnie wypaliło w ubiegłym roku, pozostały pod bronią, ale daleko na południu, dywizyjki raczej niż dywizje: łomżyńska, czerska, warszawska; usłyszymy jeszcze, właśnie dzięki Sawie, o wyszogrodzkiej, zakroczymskej i płockiej; natomiast konfederacje liwska, nurska, różańska, wiska, ciechanowska wiodą w Generalności żywot reprezentacyjno-papierowy37. Na 100 000, lekko licząc, samych szlacheckich szabel, był ów wynik nader skromny, a że nie był on lepszy, to zawdzięczać należało niechęci, jaką żywili do roboty coraz wyraźniej antykrólewskiej regaliści Mazurzy, w szkole politycznej Poniatowskich chowani.

Sawa ze swym tysiącem walecznych (więcej mu nigdy nie przypisywano, a później będzie mniej) szybki jak sokół, czasem dla dysydentów i szpiegów srogi jak jastrząb, ale na ogół ludzki i rządny, wśród błyskawicznych galopów na szlakach Płock–Płońsk–Szreńsk–Mława–Przasnysz–Pułtusk–Wysokie, bił się dziesiątek razy z ociężałymi Inflantczykami Katarzyny II: Oebschelwitzem, Schubbem, Wachtmeistrem, Grafströmem; zazwyczaj strona rosyjska przypisywała zwycięstwo sobie, ale i polska nie spuszczała z tonu, bo też w starciach kawaleryjskich role ścigających i ściganych zmieniały się nieraz; bądź co bądź po każdej porażce, czy to pod Krzywonogami (styczeń 1770), czy pod Szreńskiem (18 lutego), pod Płońskiem (2 marca)38, nieustraszony partyzant montował swój oddział na nowo i dalej szarpał nieprzyjaciela39. Z towarzyszy jego zasłynęli gen. Trzeciak, regimentarz Dobrowolski, Dzwonkowski40, chwilowo plątali się przy partii Sawy Bęklewski i ksiądz Sołtyk41. A największą brawurą popisał się marszałek wyszogrodzki, gdy salwował z kępy wiślanej pod Wyszogrodem Dobrowolskiego w lipcu 1770 r.42

Dobrze zasłużoną popularnością przewyższał go tylko Pułaski. Daremnie pewne koła w Generalności próbowały przeciwstawić rogatemu demokracie gładkiego panicza Miączyńskiego43: marszałek bełski, niezaprzeczenie dzielny i szlachetny, nie dorównywał łomżyńskiemu ani energią, ani bezgraniczym poświęceniem dla idei. Jakkolwiek obaj współdziałali zgodnie z intencją Generalności, która im pieczę nad głównym obozem (Konieczna–Izby) poleciła, jednak do końca 1770 r. na poczet zasług pana bełskiego zapisano dwa tylko efektowne wyczyny, w których on sam nie brał udziału: oto w maju radziwiłłowski płk Drost uprowadził z Gródka Jagiellońskiego tzw. regiment Wieniawskiego (113 ludzi), co przedtem stał we Lwowie, póki tam nie nadeszli Moskale, zaś w lipcu (18) słynny Szyc, teraz już generał w służbie konfederackiej, wpadł do Lwowa, wyciął przednie straże i porwawszy kasę rosyjskiego garnizonu, wrócił do obozu z bogatym łupem44.

Tymczasem Pułaski we własnej osobie 15 maja bije się pod Pilznem bardzo zaszczytnie, bo ku wysokiemu uznaniu Drewicza, z dwoma rosyjskimi pułkownikami (Jełczaninowem i Kurojedowem); tu wpadł do niewoli wielokrotnie ranny45 Tressenberg, marszałek warszawski. Ledwo odpoczął Pułaski po ciężkiej przeprawie, postanawia nawiedzić kwatery rosyjskie za Sanem, którymi komenderował z Lublina Suworow. Podjazd, złożony z komend Karczewskiego konsyliarza warszawskiego, płk. Nowickiego i rotmistrza przemyskiego Pułaskiego, znalazł się w opresji od kilku oddziałów koło Biłgoraja. Nowicki, „wziąwszy Boga na pomoc, chwalebną wziął rezolucją oprzeć się nieprzyjacielskiej natarczywości” i pod Frampolem zniósł doszczętnie oddział Wiedeniapina. Paść miało 198 Rosjan, wzięto dowódcę i dwie armaty. Suworow oczywiście nie wyrzekł się odwetu i w swoich okolicach przywrócił spokój. W każdym razie te trzy pierwsze powodzenia osiągnięte przez konfederatów po utworzeniu Generalności: Frampol, Lwów i Kościan, pozwoliły naszym odetchnąć i zaświadczyły, że przecież z polskiej szabli da się coś zrobić.

Nie uprzedzajmy jednak wypadków. Zaraz po Lwowie, a jeszcze przed Kościanem czekały żołnierzy Generalności ciężkie przejścia. 25 lipca Drewicz ruszył w góry na ostatnie, jak sądził, gniazda rokoszu. Pod Izbami, na górze dziś zwanej Lackową, stał obóz Pułaskiego, dalej na wschód pod Konieczną obóz Miączyńskiego, gdzie chorego wodza zastępował Przyłuski. W zasadzie miały się te obozy nawzajem wspomagać, ale kiedy Szachowskoj (z załogi Lwowa) postąpił od Żmigrodu pod Konieczną i zaczął ją ostrzeliwać, Pułaski musiał o własnych siłach wytrzymać wściekłą ofensywę Drewicza: najpierw przeniósł się z Lackowej na wschód, na szczyt dominujący nad Wysową, a gdy Rosjanin sforsował (3 sierpnia) trzy wzgórza i pod ich osłoną rzucił się na ostatnią konfederatów pozycję, ci ostatni ujrzeli ku swemu przerażeniu, że kordon austriacki, na którego życzliwą postawę liczyli, ani myśli hamować Moskwy, wdzierającej się na cesarskie terytorium. Wycofali się wtedy konfederaci do wsi Cygielki; tam ich Austriacy dla przyzwoitości rozbroili, a chłopi słowaccy przyjęli jak najgorzej, dobijając rannych i nie dając ani „patyczka” na ugotowanie strawy. Drewicz przy osobistym widzeniu się z Pułaskim dał mu do zrozumienia, że nie ma kąta w Polsce, gdzie by on i towarzysze mogli bezpiecznie spocząć.

W takiej to chwili obejrzał rozbitków z Wysowej Dumouriez i pod wrażeniem ich mizerii opisał Choiseulowi konfederatów jako zgraję bandytów na straży dobrej sprawy narodowej, przy czym zmordowanego walką Pułaskiego poniżył w porównaniu z wypoczętym Miączyńskim.

Ledwo Rosjanie odeszli do Krakowa, aby następnie „kończyć” bez końca z Zarembą, Pułaski, dawszy tydzień wytchnienia wojsku, połączył się w Nowym Targu z Walewskim i razem poszli tropić Drewicza ku Wielkopolsce. Ściśle biorąc, popełniali pewnego rodzaju samowolę: Rada Wojskowa 12 sierpnia w myśl wskazań Dumourieza poleciła im przedrzeć się ku Czorsztynowi, a gdyby się to nie udało, zająć Lanckoronę; tam miał się tworzyć obóz nowej formacji, a pan Kazimierz miał naokoło rozpoznawać i harcować z nieprzyjacielem. Taki sam rozkaz, nieliczący się zupełnie z opanowaniem przestrzeni, dano Zarembie. Wódz wielkopolski zupełnie pozostał u siebie, bohater małopolski po raz nie wiadomo który obrał sobie przedsięwzięcie śmielsze. Mijając Kraków, zasłyszał, że załoga rosyjska z płk. Oebschelwitzem jest bardzo nieliczna, gdyż Drewicz wybrał z niej co było najlepszego; natomiast salin bronić ma stacjonujący na Kazimierzu regiment gwardii konnej tzw. mirowski, szefostwa Kazimierza Poniatowskiego. Od Skalmierza wrócili nagle wodzowie pod Kraków; narobili hałasu pod Furtą Szewską i rogatką mogilską, a sami wpadli na nieobronny Kazimierz i pod nosem Moskali zagarnęli prawie całą lejbdragonię. Gdyby Pułaski był pewny „mirowskich” i nie obawiał się, że postąpią tak jak „szakowcy” pod Skrzynnem (1769), mógłby wstępnym bojem zdobyć Kraków, tak jednak w braku piechoty wolał się nie wiązać obroną miasta i poszedł na Częstochowę.

Czy działo się to według zleceń Dumourieza? Czy prawdą jest, że to on wykomenderował Pułaskiego na zajęcie świętego miejsca? Nie. Jego dyrektywy opiewały na Czorsztyn lub Lanckoronę, Częstochowa zaś była głównym ogniwem planów Wessla. Z jej wyżyn myślał podskarbi słać pioruny na głowę Stanisława. Najprawdopodobniej też inicjatorem zamachu na Jasną Górę był Walewski, sprytny aktor wszystkich dotąd podskarbińskich robót. Klasztor zajmował od zeszłego roku wobec stron wojujących jakby stanowisko neutralne. Trzebiński skończył karierę konfederacką razem z Bierzyńskim; Wybranowski i Konarski wrócili do partyzantki, a istotna komenda nad twierdzą znalazła się w rękach przeora, przy którym agent Generalności Wielogłowski pełnił czynności rezydenta czy też korespondenta. Wessel słusznie wytrząsał się nad wypuszczeniem z rąk ważnej twierdzy, która mimo wszystko pozostała w orbicie wpływów konfederackich, zwłaszcza Antoniego Lubomirskiego i Zaremby. Za te konszachty z buntownikami postanowił ukarać paulinów praktyczny Drewicz. 29 sierpnia stanął u bram Jasnej Góry i zażądał, by go w towarzystwie kilku ludzi wpuszczono do twierdzy. Odparli zakonnicy, jak przedtem Witte i Korytowski, że im Komisja Wojskowa zabroniła wpuszczać wojsko którejkolwiek ze stron walczących. Rabuś śle na to nakaz: zapłacić 2000 czerwonych złotych podatku i 12 000 tytułem kary, którą on z wiadomej mu przyczyny nakłada. Mnisi proszą o pobłażliwość, tłumaczą się ubóstwem. Drewicz radzi nie ufać sile „błazeńskiej fortecy”, którą może zdobyć w kilka minut. Ależ, mówili paulini, wszak Weymarn obiecał ich nie turbować, jeżeli nie wpuszczą konfederatów, i oni słowa dotrzymali. Argument był dobry, ale kontrargument Drewicza jeszcze lepszy: podpalił magazyn zboża oraz klasztorne folwarki, złupił przedmieścia i warsztaty. Ostatecznie wymusił żołdak parę tysięcy, a że to jeszcze wydawało się mało w porównaniu z tym, co słychać było o niezmiernych bogactwach Jasnej Góry, więc odjeżdżając, zapowiedział wizytę ponowną.

W poniedziałek nazajutrz po Matce Boskiej Siewnej z przerażeniem dostrzegli zakonnicy jakieś wojska od strony Olsztyna. Tym razem byli to pobożni rycerze barscy, ci sami, co nad Dniestrem ślubowali szerzyć wszędzie kult Bogarodzicy, a klasztor częstochowski uposażyć w przywileje i dostatki. Pułaski z Walewskim, wpuszczeni na nabożeństwo, opanowali fortelem bramę wjazdową, a że przypadkiem lub nie przypadkiem znalazł się w konwencie nuncjusz Durini, znany wróg dysydentów i Stanisława Augusta, więc wdzierającym się przez ową bramę konfederatom załoga nie stawiła prawie żadnego oporu. Czyn Pułaskiego zrobił silne wrażenie w Warszawie. Jeżeli dotąd poszczególne komendy: warszawska, łowicka, toruńska, poznańska, lubelska, krakowska, z dostateczną czujnością tłumiły ruch powstańczy w okolicy, a Drewicz sam jeden atakował, doganiał, rozpędzał, wyrzynał większe kupy konfederatów, czasem tylko napędzając je na bagnety sąsiednich oddziałów, to nadal miały wojska Generalności mocny punkt oparcia, place d’armes, gdzie można było się ćwiczyć i mnożyć pod osłoną 140 dział oraz 560 żołnierzy piechoty.

Zaraz w piątek (13) otrzymał Pułaski przyjacielską odezwę Zaremby z propozycją wspólnej narady. Zaproszenie ważne i dobrze wróżące! Ci dwaj, kunktator i ryzykant, niby Fabiusz i Marcellus, Daun i Laudon, choć niestworzeni do chodzenia w jednym zaprzęgu, nadawali się wybornie do współdziałania na odległość, pod warunkiem że ktoś nimi z bliska pokieruje. Tę rolę wzięła na siebie, zamieszkała w Lublińcu, przez Pułaskiego uwielbiana księżna kurońska.

W Koniecpolu zjechali się pan Kazimierz i pan Józef (2 października), czym od razu ostudzili zaczepną werwę Drewicza, i może by istotnie doszli do bliższej poufałości, gdyby nie ów trzeci uczestnik narad, pan Michał Walewski, który z polecenia Wessla nastrajał Pułaskiego wrogo do Warszawy, kiedy Zaremba dążył, jak wiemy, do zgody z królem. Rozjechano się bez kłótni, ale i bez ułożonego konkretnego planu.

Tymczasem tego samego dnia, kiedy nasi wodzowie prezentowali sobie wojska, Weymarn sposobił im nowy cios skombinowany: licząc na dalsze posiłki z Grodna, tj. „legionu” Carra, uruchamiał komendy zachodnie, by sprawić konfederatom nową Dobrą. 2 października każe Czertoryżskiemu wystąpić z Torunia do Kłodawy i po drodze, o ile można, zagarnąć lub napędzić do matni partie Mazowieckiego i towarzyszy. Rönne zajmie Konin, gdy Drewicz zastąpi drogę od Kozichgłów i Olsztyna, a Golicyn osłaniać będzie Warszawę; na kwaterach pozostaną tylko niewielkie oddziałki, siły uderzeniowe zaś, 3000–4000, zgniotą może w jednym kącie Pułaskiego i Zarembę liczonych na 7000–8000 ludzi.

Doświadczenia ostatniego jednak roku nie poszły w las. Zamiast hałasować w jednym obozowisku, jak koledzy Szaniawskiego, konfederaci pomieszali rachuby Rosjan za pomocą obrotnych marszów. Pułaski odbył wycieczkę do serca Wielkopolski i tak nastraszył Rönnego, atakując nagle Poznań (19 października), że ów sam nie ruszył na koncentrację, a wysłanego już Langego odwołał. Pułaski, słysząc o nadchodzącym Drewiczu, wycofał się okrężnym marszem na Buk i 3 listopada był już na Jasnej Górze.

Zaremba, nie uporawszy się z krnąbrnością „pięciu marszałków” grupy rawsko-łęczycko-kujawsko-dobrzyńskiej, rozszedł się z Langem w okolicy Konina bez stanowczej bitwy. Częstochowę zasłonił w potrzebie Miączyński, który po chorobie wrócił na plac boju nie bez nadziei odebrania Zarembie naczelnej komendy wielkopolskiej. W rezultacie Drewicz zmordował tyko konie forsownym marszem i wrócił do Krakowa 10 listopada z pustymi rękoma, a z wozami pełnymi chorych. Rola „pięciu marszałków” zredukowała się w najlepszym razie do pilnowania przepraw na Warcie i paraliżowania ruchów niedołężnego Czertoryżskiego. Dopiero kiedy cała obława się rozlazła, mieszana ta grupa, dochodząca podobno do 3000 ludzi, wdała się w zażartą a nieumiejętną bitwę z płk. Łopuchinem46 pod Kutnem (30 października); trzy razy otaczali konfederaci Rosjan rozlokowanych we wsiach Wojszycach, Bedlnie i Pniewie, najmężniej szarżował na armaty ze swymi huzarami oficer Stepankowski, cóż kiedy Głębocki zmarudził i cała bitwa zakończyła się odwrotem konfederatów ku wsi Kamienicy oraz śmiercią Stepankowskiego i blisko 200 walecznych. Dzielność, wytrwałość w boju, umundurowanie i uzbrojenie — wszystko to według raportu Łopuchina stało na wysokości zadania, brakło tylko planowego kierownictwa. Pod wrażeniem fiaska najdzielniejszy z tej grupy marszałek Mazowiecki zaniechał chodzenia samopas i odtąd współdziałał z Zarembą47.

W każdym razie gorsze fiasko poniósł Weymarn: drugi tom Dobrej nie ujrzał dziennego światła, a nie ujrzał głównie dlatego, ponieważ żaden z łowców nie podchodził do zwierzyny z taką pewnością siebie, jak to bywało w 1769 r.; przeciwnie, konfederaci, mając ostoję na Jasnej Górze, spotykali Rosjan bez drżenia, ba, nawet trzykrotnie kusili się u schyłku roku o Poznań (Pułaski, jak wiemy, 19 października, Sieraszewski 9 listopada, Malczewski 29 grudnia), a 26–27 listopada Miączyński atakował Sandomierz48. Zniszczenie częstochowskiego ośrodka stało się najbliższym marzeniem rosyjskiego wodza, a spełnić je miał oczywiście ukochany Drewicz. Gruchnęła wieść, że Moskwa użyje wszystkich sił, aby konfederatom wydrzeć i zrujnować święte miejsce: gdy nie oparły jej się Berdyczów i Bar, Kraków i Nieśwież, Poznań i Lwów, czyż zdoła się oprzeć „błazeńska” twierdza jasnogórska? Senatorowie przytomni w Warszawie, a wśród nich najbardziej Gozdzki, wojewoda podlaski, błagali króla, aby drogą dyplomatyczną odwrócił ten cios. Król, urażony sekwestrem, odstępował ten zaszczyt prymasowi, prymas z senatem znów składał to na króla...

Tu nagle w nie dość skoordynowane szeregi konfederackie pada jątrzące hasło detronizacji. Na Pułaskiego bodaj już czekał w Częstochowie wypędzony z Preszowa Kossakowski; Zarembie Pac pod datą 22 października komunikował wraz z uniwersałem przeciw Kossakowskiemu akt bezkrólewia, przeznaczony do ogłoszenia w wojsku49. Tu dopiero wyszło na jaw, dlaczego marszałek łomżyński z regimentarzem sieradzkim nie mogą jakoś dojść do ładu: nie o honory im szło, ale o podstawowe zasady: jeżeli Pułaski w kontakcie z Walewskim i Durinim zawczasu dał się pozyskać radykałom bielskiej i dukielskiej barwy, sam ich nawet podniecał, a u Wessla wprost podejrzane zyskał zaufanie, to Zaremba nad aktem 22 października po prostu wzruszył ramionami: „złożył wielką radę wojskową z wszystkich, nawet i dywizyjnych, aż do chorążego, a przełożywszy im zaraz z góry okropne skutki z publikowania tak niewczesnego interregnum, które konfederatom [...] ściągnęłoby na karki [...] króla, dotychczas niedbale, bo tylko dla oka rosyjskiego, konfederatów prześladującego, wskórał to, co chciał wskórać, że wszyscy przypadli na jego zdanie”50. Po czym, wsparty opinią całego wojska i zgodnym zdaniem biskupa Krasińskiego51, „z głębokim przeproszeniem JWpp. dobrodziejów” napisał Pacowi, że nie prędzej do tego przyłoży ręki, póki jawnej, zdolnej do takowego przedsięwzięcia nie ujrzy protekcji: „Jestem gotów, jakom się raz obowiązał, do ostatniego kresu bronić wiary i wolności, ad tenorem pierworodnego barskiego manifestu, ale to nowa ewolucja, nad którą dobrze pomyśleć mi potrzeba. Jeżeli ostrożność moja ubliża projektowi JWP Dobrodziejów, przede mną ukrytemu, eligite potiorem. Ja [...] wolę się stać prywatnym konfederatem niż głową ostatniej swoich i siebie zguby”52. Tak był rozgoryczony „szkaradnymi manifestami”, że nawet króla i Czartoryskich zawiadomił o swym zamiarze złożenia komendy53.

Na obiór „lepszego” nie było czasu; mógł potem Pac słać różne odezwy z perswazjami do wielkopolskiego komendanta, ale nie mógł mu odmówić wybitnych zalet organizatorskich i wojennego szczęścia, a co gorsza, nie mógł nie przyznać w głębi duszy, że ten komendant także i w polityce okazał więcej charakteru i rozumu niż on z panem Bohuszem. Całe szczęście, że na razie rozbieżność między Pułaskim a Zarembą nie ujawniła się drastycznie i nie popchnęła ich do jawnej walki na większą chwałę Drewicza!

Odparcie ataku na Jasną Górę przez Pułaskiego (31 grudnia– 15 stycznia 1771) stanowi na posępnym tle wojny konfederackiej moment wyjątkowo świetny. Mniej sławna niż obrona Kordeckiego przeciw Szwedom, nieuwieczniona w literaturze pięknej ani w rzeźbie (choć należałby się komendantowi pomnik na bastionie Lubomirskich jako pendant do statuy Kordeckiego), niewiele różni się ona od swego pierwowzoru napięciem walk ani proporcją sił zaangażowanych: tysiąc kilkuset ludzi przeciw 3000 zaopatrzonym w pruskie moździerze, kiedy Kordecki miał kilkuset przeciw 1100; różni się za to tym, że za Jana Kazimierza skromny zakonnik rozkazywał rycerstwu świeckiemu, a za Stanisława Augusta dwudziestokilkuletni oficer kawalerzysta dowodził żołnierstwem oraz instruktorami, a trzymał w ryzie zakonników. Mniej tu opowiadano sobie cudów, więcej stosowano kunsztu. Nie mają ani listka w złotym wieńcu chwały pana Kazimierza paulini, wciąż wzdychający do Warszawy, nie do Preszowa. Bardzo małe ma konto zasług Dumouriez, skoro instruktorzy francuscy przy Pułaskim właściwie nie należeli nawet do jego misji, a on sam, lubo rad nie skąpił, do Częstochowy osobiście nie zajrzał, bo nie ufał „Hektorom”, którzy mieli bronić tej „Troi”. Otóż „Hektor” jasnogórski spożytkował znakomicie swoje doświadczenia z Berdyczowa i Okopów: zabezpieczył dachy od kul ognistych, uniedostępnił wały lodową powłoką, uraczył napastników granatami, kulami muszkietowymi, klocami, kamieniami, robił z narażeniem życia wycieczki (najważniejszą 4 stycznia), odparł wielki szturm w nocy z 8 na 9, aż doczekał się radosnej chwili, kiedy Drewicz mit thränenden Augen przy wtórze setek skrzypiących wozów odmaszerował na południe54.

Czuli wszyscy dokoła na dziesiątki mil, że tu się rozstrzygają losy narodu: z upadkiem Pułaskiego upadłaby od razu sprawa barska. Ratować Częstochowę! Ten okrzyk przebiegł po wszystkich obozach konfederackich na odgłos szturmów Drewicza i zewsząd jęły zbliżać się komendy gotowe do poświęceń, tylko nie bardzo wiedzące, co począć. Zbliżał się, wołając innych, Mazowiecki, próbowali dywersji pod Dybowem rawscy, łęczyccy i spółka; przybiegł zza Wisły, nie bacząc na świeże cięgi odebrane od Branickiego (pod Wysokiem Mazowieckiem w listopadzie), i połączył się z Radzimińskim pan Sawa, nie zbrakło i oddziału od Zaremby. Ci wszyscy jednak więcej sobie nawzajem dodawali serca, niż go okazywali nieprzyjacielowi, krążyli bowiem koło Częstochowy w przyzwoitej odległości. Przeciwnie Miączyński — postąpił tym razem bardziej racjonalnie: według wskazówki Dumourieza, razem z Walewskim, Przyłuskim, Szycem i Paszkowskim, uderzył on na przedmieście Kazimierz i zdobył je 13 stycznia pięciokrotnym atakiem, dziesiątkując załogę, po czym konfederaci, obstąpiwszy Kraków od wschodu i zachodu, przypuścili dwa zajadłe szturmy od bram Szewskiej i Grodzkiej; męstwa ich Rosjanie nie umieli sobie inaczej wytłumaczyć, jak tylko działaniem alkoholu albo nadzieją grabieży w mieście. Z największym wysiłkiem, srodze poraniony, komendant Oebschelwitz odparł atak i szorstko odrzucił przy rozmowie na parolu proponowaną kapitulację, nie mógł jednak zapobiec temu, że Miączyński 15 stycznia zarekwirował mnóstwo soli królewskiej; oddział Rosjan, który mu miał w tym przeszkodzić, poniósł ciężkie straty i o mało nie wciągnął do Krakowa na swym karku konfederatów. Nadejście ppłk. Szepielowa nazajutrz i samego Drewicza 17 stycznia ocaliło rosyjską załogę w Krakowie, główny przecież cel Generalności — ocalenie Częstochowy — został, po części dzięki Miączyńskiemu, osiągnięty.

„Niechże teraz bezbożni mówią, że Bóg, gdy komu miłosierdzie czyni, cudów nie robi” — wołał Bohusz do Karola Radziwiłła na wieść o stratach Moskwy pod Jasną Górą55. W tym zbiorowym zakresie oręża konfederackiego zbyt nikły udział wziął, niestety, Zaremba. Oficerowie pruscy wśród mnóstwa pochwał na cześć Pułaskiego zauważyli, że gdyby jego wycieczkę wyzyskał ktoś inny we właściwej chwili, to zawód Drewicza obróciłby się w ciężką klęskę. Tym kimś mógłby być tylko naczelny komendant wojsk wielkopolskich i na niego spadły po Częstochowie najpierw ciche, potem coraz głośniejsze wyrzuty rodaków.

W rzeczywistości bierna rola komendanta wielkopolskiego wobec oblężenia Częstochowy była dziełem wysokiej polityki, ale nie Zarembińskiej.

Zwycięzca spod Kościana w tym samym liście do Generalności, w którym ganił bezkrólewie, żalił się gorzko na otaczające go bezhołowie i nieposłuszeństwo wyższych rangą marszałków. „Mam, prawda, ordynans naganiać ich do posłuszeństwa, ale zważcie JWPanowie, czy wystarczyłbym i z nieprzyjacielem, i ze swoimi wojnę toczyć, których mogłaby na przeciwną stronę determinować ambicja? Co ziemia, co powiat, to nowa Rzeczpospolita, swoim się kształtem rządząca, a przez tę independencją jakie uciemiężenia kraju, opisać trudno. Ja ile możności powierzonych sobie województw ochraniam, a inne komendy bez wszelkiego respektu niszczą, kontrybucje jak w nieprzyjacielskim kraju nakładają i co tylko komu potrzebne, to do moich województw jak za powinność biegną, jakby na te nie dosyć było własnego żołnierza karmić, odziewać i płacić. Już głód około Częstochowy, dla którego nie wiem i nie upatruję sposobu, jakim będzie można sukurs jej dawać. W mojej komendzie kury wziąć darmo nie godzi się i po staremu każdy syty, każdy z swego wydziału kontent, wszyscy wszystko, co im się należy, mają; a inne komendy biorą woły, owce, stodoły do szczętu wypróżniają, konie zabierają; krótko mówiąc, do szczętu kraj zniszczyli”56.

Istotnie unifikacja dowództwa w Wielkopolsce nie robiła postępów. Gdzież tu było myśleć o chwytaniu Bęklewskiego i Kossakowskiego, obu protegowanych Wessla, kiedy nawet najbliżsi brykali, kiedy wyłamali się spod władzy Zaremby i Szczawiński, i Głębocki, a samopas chodzili Skórzewski i Morawski, i cała grupa rawsko-łęczycka57, którą to samodzielność Skórzewski przypłacił pruską niewolą, a rawscy i towarzysze wnet przypłacą nową porażką pod Skępem58. Z chwilą gdy wódz wielkopolski opowiedział się przeciw bezkrólewiu, samorzutne warcholstwo zyskało popleczników u góry59. W ogóle, jak było do przewidzenia, miękkość Paca wobec koterii nie przebłagała nikogo, rozzuchwaliła wielu. Bielsko i Dukla od listopada bij zabij na Zarembę, próbują go zniszczyć wszelką bronią. Pokłócić z nim Pułaskiego starał się Kossakowski i nie bez powodzenia. Na plenum Generalności opozycja radykalna, przetrwawszy „grzmoty, pioruny” po bezkrólewiu, podniosła w grudniu kwestię skupienia dowództwa i wkroczenia Generalności do kraju. Albo osiądziemy w kraju, mówili ci zelanci za przewodem Olizara, albo przelejmy władzę na tych marszałków, co na ziemi ojczystej krew swoją przelewają; skoro zaś barskich doczekać się nie można, niechaj dowodzi całym wojskiem Kazimierz Pułaski. Znaczyło to dla wtajemniczonych: Pułaskim pokierujemy, jak zechcemy, a jego wojsko posłuży w kraju do zastąpienia podejrzanych marszałków pewnymi. Nie wiadomo, kędy by powiał wiatr w zgromadzeniu, gdyby go nie uciszył zręczny Sarnacki odczytaniem świeżego listu z Konstantynopola, że właśnie sułtan przyrzekł szefom barskim 20 000 talarów na prędki powrót do kraju, więc po cóż tu się głowić nad naczelnym wodzem?60

To znów wymyka się do Polski Chomentowski z jakimś tajemniczym programem w 48 artykułach, z których tylko parę najgłówniejszych dochowało się do naszej wiadomości: że trzeba skaptować wojsko, przywrócić powagę senatu, wprowadzić Generalność do kraju, otworzyć sądy kapturowe na adherentów, a to wszystko pod wysokim moralnym autorytetem Mniszcha61. Tak odrastały hydrze głowy jedna za drugą, choć trudno ręczyć, czy wszystkie naprawdę były groźne, czy zwłaszcza te 48 artykułów Chomentowskiego nie wylęgło się w złośliwym koncepcie kogoś z członków koterii albo w zdenerwowanej wyobraźni któregoś z przyjaciół Paca62; autentycznego ich brzmienia nie znamy, a pan Dzierżanowski w poufnej korespondencji z Mniszchową naśmiewa się z ludzi wierzących tej plotce. Generalność bądź co bądź w tych właśnie piekielnych dniach częstochowskich nie miała chwili wolnej od domowych strapień: słała Turnę, aby wyperswadować skrupuły Zarembie, Zielińskiego — aby przestrzec Pułaskiego przed sugestią Kossakowskiego, i Chomentowskiego, osobnym uniwersałem z 2 stycznia 1771 r. demaskowała w oczach ogółu tendencje „kwintumwiratu” — zarazem wichrzycielskie i oligarchiczne63. Z Zarembą musiał Pac obchodzić się jak z jajkiem: w obszernej ekspedycji z 29 grudnia64 nie tylko nie przyjął jego dymisji, ale owszem sypał pochwały, obiecał niekarne partyjki zmuszać do posłuszeństwa jego władzy, a na całe usprawiedliwienie aktu interregni cytował konieczność szczerego odkrycia serc przyjaznym mocarstwom. W jednym tylko punkcie wpływy niechętne Zarembie w Generalności przemogły: Pac ujawnił nareszcie decyzję co do zawieszenia w urzędowaniu Sieraszewskiego, jako oskarżonego o przywłaszczenie regimentarstwa, tymczasem właśnie Sieraszewski stanowił w Wielkopolsce wierne ramię Zaremby wobec tych różnych półpańskich frond, z jakimi komendant ciągle musiał się borykać.

Ostanio w grudniu przybyła jeszcze jedna fronda65, najniebezpieczniejsza66, a popierana podobno przez Piotra Sapiehę i fakcję bielską. Oto pan Malczewski, ochłonąwszy po Błoniu, a nie zagrzawszy miejsca w radzie, doszedł do przekonania (bodaj z pomocą Mniszcha)67, że ma nie gorsze prawo do dowództwa w Wielkopolsce niż ten sieradzanin Zaremba. Po cichu wrócił w Poznańskie i nawiązał stosunki z dawnymi towarzyszami z Izby Konsyliarskiej, której Zaremba zwoływać nie chciał ani nie miał prawa68; podobno nie tylko Gorzeński, Miaskowski, Wierzchlejski, Drwęski, Sadowski, ale i delegat Generalności Turno wdał się w tę robotę. Że zaś Malczewski sam jako wódz powagi już odzyskać nie mógł, więc przemówił do najśmielszego partyzanta całej dzielnicy taką mową: „Tak tedy, mój Morasiu, tylko mnie kochaj i bądź ze mną, będziemy sobie chodzić swobodnie po kraju aż do szczęśliwej pory wkrótce nadejść mającej zagranicznej (nie wiedzieć skąd) pomocy. Znasz moje rządy, jak nie są pędzące do zguby; jak dobrym kawalerom nie krępuję ich przemysłu i szczęścia żadnemi ordynansami, jak hojnie nagradzam rycerskie prace, nie tak jak Zaremba, chłodno i głodno trzymający wojsko swoje, którego stan twój biedny nie poruszył do wsparcia cię by najmniejszego z swojej szkatuły”69. Zarembę zwodził oświadczeniami, że jest z Morawskim „do jego dyspozycji”, przypominał też swoją zasługę przy odnowieniu konfederacji sieradzkiej70, a tymczasem odciągał mu rotmistrzów, jednych perspektywą większej swobody, innych przemocą; ci pozwalali za to swym podkomendnym uciekać do obozu Zaremby pod Starą Częstochowę.

Zaremba rozumiał, że jako generalny komendant nie mógłby spychać z dowództwa prawowitego marszałka województw poznańskiego i kaliskiego i że mógłby mu tylko przeciwstawić tytuły Sieraszewskiego jako lokalnego regimentarza. Tak też zrobił: najpierw wyodrębnił wojska wielkopolskie i odesłał pod Poznań, potem sam tam się wybrał, obiecując Częstochowie, że wróci, gdy zrobi porządek z Malczewskim. Generalność z właściwą sobie dwustronną przezornością 7 stycznia poparła jego tytuły zakazem spełniania jakichkolwiek rozkazów Malczewskiego, a zarazem wezwała Zarembę do złożenia przysięgi na posłuszeństwo71. Z Kościana ogłosił Zaremba manifest przypominający współobywatelom, jaki nieład i wyzysk panował w dzielnicy pod laską Malczewskiego, jak wydzierano milionowe podatki, kto gdzie prędzej zdąży, a mimo to wojsko z kilku tysięcy spadło do kilkuset — i ostrzegający, by nikt secesjonistom nie płacił ani grosza72. Z samym Malczewskim przeprowadził Zaremba grzeczną, ale twardą korespondencję: dziękował mu73 za pomoc okazaną ongi przy zorganizowaniu konfederacji sieradzkiej, powadze marszałka cywilnej uchybiać nie chciał, ale swą władzę dzierży od Generalności i tej „chociażby z narażeniem się największym” zamierza bronić. Marszałek radził komendantowi czuwać nad Częstochową, bo mu do niej bliżej, sam wolał mieć oko na Poznań; to znów ofiarowywał wspólną akcję przeciw Poznaniowi (13 stycznia), a równocześnie dybał na obóz Sieraszewskiego74 i podawał dłoń dybiącemu nań również z innej strony Radzimińskiemu75. Ów Radzimiński zaś to był, jak wiadomo, towarzysz broni i uczeń Pułaskiego; były też głosy np. Rostworowskiego w Dreźnie, aby Malczewskiego po prostu przydzielić do komendy Pułaskiego. Znaczyłoby to właśnie zlikwidować władzę Zaremby i w rdzennej Wielkopolsce, i w całej prowincji — przygotować zaś to, do czego dążyli Wessel i jego agenci.

Aliści „zdradliwą radę”, wiodącą „mniej ostrożnego Malczewskiego”, lepiej niż Pac przeniknął sam osaczony komendant wielkopolski: przycisnął rywala w Buku, gdzie jego partyzanci „szumieli winem hojnem, iż Malczewskiego nie odstąpią”. Jednak na widok licznych szeregów zarembińskich, na ich wołanie: „poddać się albo was wszystkich w pień wytniemy!” — opuścili natychmiast ręce. Nastała przykra, a trudna do uniknienia chwila brania w łańcuszki i dyby wszystkich zbuntowanych oficerów, zacząwszy od Morawskiego. Po paru dniach zostali zwolnieni na własną prośbę lub przywróceni do służby. Malczewski, sprzykrzywszy sobie chodzenie bez szabli pod dozorem, uprosił Zarembę, by mu dał jedną chorągiew komputową, wkrótce jednak wyjechał na Śląsk do miasteczka Stramburga i pozwolił o sobie na cały rok zapomnieć76. Właściwie zapominać nie należało: za czyny, o których Generalność używała takich wyrażeń, jak „skargi i zażalenia obywatelów, jęk i ostatnią rozpacz znaczące”, „głos zemsty wołających samych niebios dosięgać zda się”, „nieposłuszeństwo ordynansom Generalności tak jawne”, rozlew krwi bratniej ręką Morawskiego — wskazane było pociągnięcie winnych do odpowiedzialności77. Jeżeli do niego nie doszło, to dalszy dowód, że Malczewski był tylko narzędziem czynników możniejszych, tych samych, które wodziły ręką Bierzyńskiego, Dzierżanowskiego, Kossakowskiego i towarzyszy.

Teraz wiemy, dlaczego Zaremba dopiero około 10 stycznia zdecydował się wyprawić kilkuset jezdnych pod Częstochowę, i nie zdziwimy się, jeżeli jego gotowość do gromienia wspólnego wroga wśród tych przejść osłabła. Natychmiast po rozbrojeniu Malczewskiego przystąpił komendant do wykonania zlecenia, jakie mu dał był Dumouriez: równolegle do akcji Miączyńskiego na Kraków chodziło o wzięcie Poznania. Miasto pod nieludzkim, łupieskim zarządem Rönnego cierpiało strasznie: darmowe kwaterunki i wyżywienie dawało nie tylko żołnierzom rosyjskim, ale nawet Prusakom, których Rönne sprowadzał, aby im sprzedawać jeńców konfederackich za proch, kule i konie; dzień w dzień setki ludzi musiały pracować na wałach, ze złupionego na konfederatach srebra robił komendant w Berlinie trąby i bębny dla swego pułku na miejsce utraconych pod Chocimiem. Cierpieli wszyscy bez różnicy wyznania — katolicy, Żydzi i dysydenci, których to ostatnich parokrotnie próbował Rönne zmuszać do czynnej obrony miasta.

Ledwo Zaremba stanął pod murami, zgłosiła się u niego w roli parlamentariuszki, w asystencji oficerów, piękna pani pułkownikowa Rönnowa z całym potokiem sprytnej kobiecej wymowy i z poufną ofertą 12 000 dukatów, jeżeli zaniecha oblężenia lub wypuści załogę do Warszawy. Wódz polski przyjął urodziwą damę z wyszukaną grzecznością, pozwolił swym oficerom fraternizować się z rosyjskimi, ale oferty nie przyjął i nawet obietnicy danej Rönnowej nie dotrzymał: mianowicie tejże nocy (z 19 na 20 stycznia) rozpoczął fikcyjne ataki z obfitą strzelaniną. Przeprawiwszy wojsko pod Śremem, obiegł miasto z trzech stron, a główną kwaterę założył na przedmieściu św. Wojciecha. Rönne działał energicznie: mając tylko kilkuset żołnierzy, wyprawił pomyślną wycieczkę na Waliszewo, gdzie stali Kujawiacy i wieluńscy, potem palił brutalnie przedmieścia, rekwirował żywność, wypędzał setki ubogiego pospólstwa, a podczas trzydniowego zawieszenia broni nawet perswadował Zarembie, że spali archiwum grodzkie, zniszczy miasto, po czym odpowiedzialność za to spadnie na napastnika. Perswazje obustronne spełzły na niczym. Zaremba przygotowywał szturm, spędziwszy kilkuset chłopów z drabinami i siekierami (rzekomo nawet z workami na łupy); widać jednak polski przymus i zachęta nie były tak skuteczne jak rosyjskie pod Częstochową, bo chłopi po pierwszych kartaczach pierzchnęli; wysoki nawet podczas mrozu stan wody w Warcie utrudniał szturm, a gwałtowna odwilż odebrała nadzieję wtargnięcia od wschodu. W kwaterze polskiej sprzeczne odzywały się głosy: jedni odradzali szturm, dowodząc, że dla wzięcia kilkuset Moskali szkoda narażać na zniszczenie najpryncypialniejsze miasto prowincji, inni, gorętsi, na widok, jak Rönne podczas rozejmu pali przedmieścia, domagali się szturmu natychmiast. Wódz czy niezbyt wierzył w męstwo swych podwładnych, czy lękał się podczas szturmu odsieczy z Torunia, czy od początku uważał, że ma wykonać jedynie dywersję dla Częstochowy i nic więcej, dość, że 30 stycznia zwinął oblężenie, wymógłszy tylko od Rönnego zwrot jeńców i obietnicę niesprzedawania ich nadal Prusakom, a od miasta zapłatę podatków. Zbyt mały to był okup jak na ówczesne położenie rzeczy, gdy jeszcze żadna poważna odsiecz nie groziła, i jak na ogrom zbrodni drapieżnego Inflantczyka, któremu za ów handel ludzkim mięsem należały się co najmniej łyka tatarskie78.

Najistotniejsza przecież przyczyna niepowodzenia pod Poznaniem kryła się w nadwątleniu ducha bojowego zarówno u wodza, jak i u jego wojska. Dotąd walczyli Wielkopolanie z obcym najazdem w imię religii i niepodległości z nadzieją obcej pomocy, od niedawna garść radomian kazała im walczyć o poniżenie Stanisława Augusta, o zemstę nad Czartoryskimi, na przekór wszystkim otaczającym potencjom — dla takiej niedorzecznej, nędznej idei rzeczywiście szkoda było obracać w perzynę stolicę Wielkopolski.

W przeciwieństwie do Małopolan, Wielkopolan i Mazurów, nie mówiąc tu o Pomorzanach, których dzień minął, i Litwie, której nowe przebudzenie jeszcze nie nadeszło, jedna formacja konfederacka nie doznała w roku 1770 żadnego wzlotu ducha: to była najczcigodniejsza, pierwotna, właściwa konfederacja barska79. Za górami i rzekami, zepchnięta ku Czarnemu Morzu, spędzała ona smętne dni niby na żołdzie tureckim, właściwie na łaskawym chlebie. Tylko że owego chleba łaskawego, za który Krasiński i Potocki sprzedali politykę, nie było nigdy za dużo. Wprawdzie Lasocki i Saint Priest świadczą, że do sierpnia 1770 r. włącznie Porta pożyczyła im 700 kies (1750 tysięcy złp), wprawdzie wiemy, że o podobną kwotę zabiegał Potocki podczas ubiegłej zimy, a w innych chwilach prosił co kwartał o 100 kies, w końcu zaś roku 1770 otrzymał 100 kies zamiast żądanych 200, ale są też inne dane, według których w owym roku rzeczywisty cały zasiłek wynosiłby 9 kies miesięcznie, do czego zresztą dochodziły jakieś racje żywnościowe, przypuszczalnie warte tyle co 1000 worków jęczmienia. Wszystko to traktowane było jako pożyczka i właśnie dla zabezpieczenia sobie jej zwrotu trzymali Turcy barzan za frontem pod ścisłym nadzorem jak zakładników. Aneksjoniści może sądzili, że za ten zastaw dostaną kiedyś Kamieniec i Ukrainę, trzeźwiejsi jednak rozumieli, że po upadku Jass, kiedy Kozacy poją konie w Dunaju, marzenia o podbojach w Polsce nie mają sensu, a próba usadowienia się w Kamieńcu groziłaby wskrzeszeniem Ligi.

Kiesy i żywność ratowały barzan od głodowej śmierci, ale ich nie przysposabiały do udziału w bitwach. W czerwcu, u progu głównej kampanii, Porta spróbowała ułożyć z konfederacją wspólny plan operacyjny, ale to nad głowami Potockiego i Krasińskiego. Poszły do Generalności pytania: 1) gdzie się znajduje Generalność? 2) jakie ma oddziały i gdzie one walczą? 3) jak połączyć siły tureckie i polskie, czym można pomóc Polakom? 4) którędy mogliby Turcy i konfederaci osobno atakować Moskwę? 5) Porta chciałaby widzieć podpisy i pieczęcie większej liczby konfederatów. Odpowiedziano dosyć szczerze, że w roku zeszłym walczących było 30 000, teraz 10 000 w luźnych oddziałach, że dwór pruski paraliżuje obronę narodową, ale dywersja turecka ją spotęguje; jeżeli Rosjanie odejdą na Kijów, to wystarczy posłać do Polski 20 000, w przeciwnym razie przyda się kwota podwójna. Za Generalnością stoi cały naród, chociaż chwilowo tylko dziewięciu członków rady kładzie pod uchwałami swe podpisy i pieczęcie. Saint Priest próbował zachęcić barzan do udania się na lewe skrzydło Turków. W tych samych dniach, kiedy do Generalności preszowskiej przybył płk Dumouriez, w Warnie witano radośnie, z zachowaniem staropolskiej dewizy: „zastaw się, a postaw się”, takiegoż płk. Valcroissanta, obliczano koszta zaciągów, snuto wielkie plany, aż ambasador zaniepokoił się, czy mu instruktor nie wyrośnie ponad głowę, ale zanim Valcroissant mógł coś zdziałać, od 6 lipca do 27 września rozegrały się, jak wiemy, wielkie, dla Turcji i Polski nieszczęsne wypadki: pogrom Tatarów pod Kagułem, Turków pod Largą, spalenie floty tureckiej w zatoce Czesme, powstanie Greków na Morei i Archipelagu, upadek Benderu.

Polacy wcale w tym roku na Bałkanach nie walczyli, a w samym dniu klęski Turków spróbowali podnieść swe znaczenie: Potocki przysłał do Konstantynopola listę 807 wojskowych i obliczył na podstawie posiadanych 63 chorągwi (sztandarów), że jak tylko wejdzie do kraju, zgromadzi 9350 ludzi, byle miał przyzwoitą muzułmańską asystę80. Instruktorskie zamiary Valcroissanta spełzły na niczym, bo i nieufny Saint Priest, widząc, jak podczaszy szafuje groszem, nie chciał słyszeć o 40 000 dukatów, których odeń żądano z powołaniem na dawne przyrzeczenie Choiseula. Pozostała przykra funkcja zakładników, najprzykrzejsza dla ubogiego towarzystwa, ale nieponętna, jak widzieliśmy, i dla Radziwiłła, skoro ów nawet po uzyskaniu fermanu nie śpieszył zluzować barzan, pilnując za to w Generalności razem z Wesslem ostatecznej uchwały o bezkrólewiu.

Turkom przedstawiono ową uchwałę w takim kolorze, jakby naprawdę chciano nią dogodzić Porcie. Może też na wiadomość o tym kroku Halil pasza okazał wreszcie (11 listopada) Potockiemu i Krasińskiemu łaskawszą twarz: zaprosił ich do Bukaresztu na „rozhowor”, obiecał przydzielić sułtana kałgę, aby mogli działać swobodnie, jak zechcą, dla dobra wspólnej sprawy, po czym zimę spędzą Polacy i Tatarzy na lewym skrzydle po zachodniej stronie Bukaresztu. Spotkanie nastąpiło nie w stolicy Multan, lecz w Babadagu. Na widok buńczuków Potockiego znów skoczyli stróże ceremoniału i wyrwali je Polakom, ale właściwe konferencje potoczyły się grzecznie. Stanęło, że konfederaci pomaszerują na Multany, gdzie się nimi zaopiekuje pasza Rumelli, a z wiosną przyjdzie do nich z Szumli kałga albo Mesud Girej z 80 innymi sułtanami książęcej krwi Czyngischańskiej, aby razem wojować. Uprojektowano (ale tylko uprojektowano) deklarację całkiem po myśli Joachima Potockiego: że z Polską ma być zgoda, tylko z uzurpatorem i adherentami Rosji wojna, że się zaleca konfederatom obiór króla, który z Portą będzie w takiej przyjaźni jak dwaj Augustowie, że Porta uznaje za nieważne wszystkie akty pod imieniem Stanisława od roku 1763, nie pozwoli Rosji mieszać się do naszych rządów, wynagrodzi za jasyr, przynagli plemię polskie (gens Polona) do masowego wstępowania w szeregi konfederackie. Nawzajem Halil upominał się o kontrdeklarację Potockiego, ale poprzestał na zapowiedzi, że przyszły poseł Generalności Joachim Schwarzenberg-Czerny (zamiast Radziwiłła) notyfikować będzie uchwałę o bezkrólewiu i spyta, jakiego elekta życzy sobie Porta. Jeszcze gładziej, wprost wesoło, pogadali sobie szefowie z owym paszą Rumelii w Ruszczuku 22 grudnia w apartamencie młodego kałgi. Potocki rozsiadł się na fotelu, a Krasiński, choć generalny marszałek, i Valcroissant siedzieli na pufach. Pasza, kuzyn sułtana, słysząc zapewnienie Valcroissanta, że jego „cesarz” interesuje się żywo konfederatami, spytał, czemu im w takim razie nie przyśle kilkuset kies. „Bo wie, że są pod potężną protekcją padyszacha, więc im na niczym nie zbywa”. Turek w śmiech: „peki, peki” (bardzo dobrze), i śmiał się słusznie, bo do owej daty, a nawet później do wiosny, konfederaci ani w Turcji, aii w Polsce nie widzieli ani jednego luidora zasiłku.

Są podstawy do mniemania, że owa deklaracja, tchnąca duchem przyjaźni i bezinteresowności, a skoncypowana przez Potockiego, pozostała projektem. Nadzieja przenosin pod Bukareszt zawiodła, bo wesoły pasza wobec dalszych postępów Rosjan otrzymał przydział do Ruszczuku, Polaków zaś odesłał w dół rzeki, za wał Trajana. Rozkwaterowano się we wsi Czernowodzie i będzie to już ostatnia kwatera barskich wędrowców. Jeszcze ostatnia próba, jedna jeszcze kampania, ale z naszym czynnym udziałem, i potem powrót na łono ojczyzny, gdzie otwierały się z przyjazdem Dumourieza lepsze widoki akcji i gdzie potrzeba było obecności naczelnego wodza. Pan Joachim perswadował seraskierowi i kałdze, że po stracie dwóch fortec za Dunajem powinno się ufortyfikować Dżurdżę (Giurgiewo), przekroczyć rzekę w kilku punktach naraz (Widyń, Sylistria, Isakcza) i wymieść najeźdźców osłabionych zdobywaniem Benderu. Cokolwiek sądzić o tej szeroko rozstrzelonej strategii, podczaszemu odwagi nie brakło, chciał on być ze swoimi na froncie i przykład dawać obcym. Agenci Grużewski, a po nim Kaleński kołatali przez poselstwo francuskie o tak znaczne subsydia, aby można było zwerbować legion, którego Dumouriezem byłby Valcroissant. Popierał te zabiegi w Paryżu Wielhorski, ale daremnie: po upadku Choiseula minister La Vrillière zganił rozmach pułkownika i odwołał go z Turcji, a reis-efendi orzekł, że Polakom wystarczy dziewięć kies na miesiąc: „dla takich gości to dosyć”. Później zapadła rezolucja równie beznadziejna: 100 kies jednorazowo, jak chcą, niech odeślą wojsko do kraju, a sama śmietanka ze służbą niech cicho siedzi w Czernowodzie.

Oni jednak postanowili wreszcie dać znać o sobie. W lutym podczas ataku Rosjan na Giurgiewo, kiedy część załogi podniosła bunt i sromotnie uciekła, stu kilkudziesięciu Polaków wstrzymało Rosjan, aż przyszli inni Turcy. Potem oddział 400 naszych śmiało szarżował na konnicę wroga, ale został przez armaty zmuszony do rejterady. Twierdza kapitulowała, broniona właściwie, jak przyznali Turcy, przez samych Polaków. W maju nastąpiła kontrofensywa i znów kanonierzy polscy spisali się dobrze; od ich strzałów pękły łańcuchy trzymające most zwodzony i po tym moście wpadli Turcy zwycięsko do fortu, który został zdobyty małym kosztem, bo Turków padło niewielu, a z Polaków tylko któryś z Czetwertyńskich i jeden kanonier odnieśli rany. 11 sierpnia w walkach o Ibraił ocaleli nasi dzięki temu, że nie uciekali razem z Turkami, ci ostatni runęli z mostem do rzeki, ale w rozpaczliwej walce fortecę obroniono. Jeżeli w ogóle w tej „Lechistani mucharebe” obaj sprzymierzeńcy zawiedli się ciężko na sobie, jeżeli nawet biskup Krasiński chwytał się za głowę, wyrzekając, że te „przeklęte brody” wcale bić się nie chcą, a „brody” miały wszelkie prawo tak samo wyrzekać na „wąsy”, to przynajmniej owe chwile pod Giurgiewem zostawią obu stronom przyjemniejsze wspomnienia.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 W. Konopczyński, Krwawe dni nad górną Wartą, s. 31 i n. Aloy (?) z Warszawy 30 V 1772: liczą Z[arembę] na półtora miliona substancji (AE).

2 Schmitt, Źródła, s. 106. W wojsku pruskim służył jako pułkownik inny Z[aremba], dysydent, Michał Konstanty z Kalinowej, dowodził on regimentem w Brzegu.

3 Rozkazy Morzkowskiego i Zawadzkiego Zarembie, Wawrz[yńcowi] Potockiemu i in. 24 IV (BKór.).

4 Uniwersał Rönnego 29 IV.

5 Sprawozdanie Weymarna w BNar. aut. 253.

6 Gérard 30 V i 2 VI, załącza dwie formuły recesu: w drugiej kazano oświadczyć, że się odstępuje dla publicznego dobra i własnego spokoju; w razie recydywy przyjmują recesanci poenas pro qualitate demeritas (AE).

7 Spis recesantów w BS.

8 Uniwersał pod Konieczną 14 V (Os. 321).

9 Saint Saphorin 19 V (AKop.).

10 Sieraszewski do Z[aremby] 29 I, 7 V (BKór.).

11 Jeszcze 9 V każe G[eneralność] wszystkim marszałkom wielkopolskim zbierać się do Malczewskiego i tworzyć z nim consilium bellicum; 12 marszałkom wielkopolskim: ściągać do Zar[emby] i jemu podlegać (BWil.). Pac do Z[aremby] 14 V, A. Kr[asińskiego] 7 V (BKór.).

12 A. Brz[ostowski] do Z[aremby] 2 V, A. Kr[asińskiego] 7 V (BKór.).

13 G[eneralność] do Malczewskiego 30 V (Os. 321) i do Zaremby (BKór.). Instrukcja dla Z[aremby] nosi datę 14 V, bo wtedy już zapadła decyzja o oddaniu mu komendy (BWil.).

14 Ogłosiliśmy listy Z[aremby] do Ostr[owskiego] w rozprawie Krwawe dni nad górną Wartą, s. 34–36. Lubomirski, s. 114.

15 Extrait d’une lettre de Dresde, 30 V (AE).

16 Drewicz 24 VI (AM).

17 Dopiero co zlikwidowano hasło związku benesentientium, rzucone przez Mączyńskiego, Brzostowski do Zar[emby] 8 IV, (BKór.); La Roche do Tilly’ego 28 IV (AD), a już 26 IV G[eneralność] musi ostrzegać Wielkopolan przed Rydzyńskim i Kożuchowskim (BWil.).

18 Gérard 20 VI: zmarły R[ydzyński] był współzawodnikiem Zaremby do generalnego regimentarstwa Wielkopolski (AE).

19 Opis czynności przeciwnych Pawła Skórzewskiego przez Sier[aszewskiego] wypisany i odp. Sk[órzewskiego] (BKór.).

20 K. Sapieżyna do Mn[iszcha] 1 VII (BCz. 3866), list pełen kryptonimów.

21 Sk[órzewskiego] listy do Zaremby 8 i 23 VII, 5 i 23 VIII (BKór.). Generalność do Sk[órzewskiego] 16 VII (BWil.).

22 Pac do Zaremby 3 VII (BKór.).

23 G[eneralność] do Wielhorskiego 12 XII. P. Sk[órzewski], wszedłszy w znajomość z mjr. Podczaskim, wszedł do Prus w kordon, został po kilku dniach zdradziecko zaatakowany, „kilkunastu pocztów na miejscu straciwszy, sam z kilku rotmistrzami i wielu innymi, którzy się rozsypką i ucieczką ratować nie mogli, dostał się w niewolę” (BWil.). Kitowicz, s. 243.

24 W. Konopczyński, Krwawe dni nad górną Wartą, s. 46–47.

25 Mikorski do Z[aremby] 17, Brzostowski 26 VI: najlepiej prędko bić wroga, „to i konsyliarze i ordynanse tak prędko Jego nie znajdą” (BKór.).

26 Pod miasteczkiem Wartą: raport Weymarna do Kolegium Wojny 23 VII (AM). Pac do Z[aremby] 31 VII: sławy przysparza obrót zawiedzionego nieprzyjaciela (BKór.).

27 Major Patkul, raport do Langego 16 VIII: pod Kośc[ianem] „wielikoje srażenije”, dowodził konfederatami (600) Sieraszewski; straty wynoszą pięćdziesięciu kilku; Weymarn 20 VII jeszcze pisał, że w Wielkopolsce nie ma większych oddziałów, jak po 60–100 (AM). Kitowicz, s, 182, 184; Ackermann, s. 44, „Thornische Wöchentliche Nachrichten”, s. 362.

28 Malczewski do Mor[awskiego] 3 VII, radzi mu chodzić ze Skórzewskim, podlegając tymczasowo Zarembie (BKór.). Kitowicz, s. 215.

29 Gł[ębocki] do Generalności 6 XI, do Zar[emby] 22, chce rozporządzać swym regimentarzem i zaciągiem (BKór.).

30 O Sawie zamierzamy pisać obszerniej osobno; tu tylko dane najniezbędniejsze.

31Pro Memoria Most[owskiego] 22 III 1769 (AM).

32 Drewicz 22 IV 1769; w pobitej partii byli „Raubvögel Selinski, Sacrewski u. Sawo” (BNar. 117).

33 Księgi grodzkie wyszogrodzkie 68, s. 378–379, informacja p. Z. Lasockiego.

34 Kuriery i poczty szły tzw. traktem willenburskim, i dalej na Królewiec.

35 Sawa do Lipskiego 2 VII, odp. 18 (BCz. 875).

36 Jak wiemy, pisywał do E[ssena] z siedziby Generalności La Roche; o swej opiece nad konfederatami wspomina E[ssen], np. 21 IV 1770; 5 IX poleca jadącego do Drezna L. Moszyńskiego, kasztelana lubelskiego: „c’est lui seul qui savait mes connexions avec les confédérés” (AD).

37 Por. spis marszałków i konsyliarzy.

38 Saint Saphorin 31 I, 7 II, 3 III (AKop.); Chabannes z Drezna 14 X (AE).

39 Aloy 15 VIII (AE).

40 Według raportów Schubbego, Wachtmeistra i in. w AM. O tym, żeby „Szuba [...] z smutku i rozpaczy umarł”, wie na razie tylko Kitowicz, s. 275.

41 19 VI pojechali oni z Preszowa do Wielkopolski karać „adherentów”; B[ęklewski] tak bezceremonialnie zabierał cudzych żołnierzy, że mu Generalność kazała uciąć głowę; nieprzyjęty do kompanii przez Zarembę, przylgnął na parę tygodni do Pułaskiego, ale i tam go nie chciano, więc pobiegł aż na Litwę za Tykocin, skąd w październiku przyszedł do Sawy. Ksiądz S[ołtyk] do Wessla 13 IX 1771 (BMŁ).

42 Kitowicz, s. 275.

43 K. Radziwiłł dał mu Szyca z milicją, której znów odmówił Pułaskiemu.

44 W. Konopczyński, Kazimierz Pułaski. Życiorys, s. 141–142.

45 Że niepochowany w Sędziszowie, lecz żył potem we Lwowie, a umarł dopiero „powietrzem” w Kijowie, dowiadujemy się z pamiętniczka J. Olędzkiego (BPawl. 72).

46 Łopuchin odprowadzał komendę chorego Czertoryżskiego.

47 M[azowiecki] do A. Kr[asińskiego] 22 I: „W jedno z jmp. Zarembą, tymże samym tchnącym duchem ogniwo złączyć się umyśliłem” (BCz. 836).

48 Ackermann, s. 42, 47, 51; W. Konopczyński, Kazimierz Pułaski. Życiorys, s. 190.

49 Oryginał w BKór., kopia w BWil.

50 Musiał znać także list publiczny 8 XI, skoro mu przedtem 27 X biskup pisał w poufałości: „Gdybym przez trzy lata koło umarłego pracował z tą niewygodą i z tą usilnością, już bym go był dotychczas wskrzesił, tego jednak dokonać nie mogłem, żeby naród więcej kochał całość Ojczyzny i obronę wolności aniżeli jakiś fałszywy punkt honoru i emulacją”, Bibl. Narodowa nr 102, s. 93.

51 Kitowicz, s. 239.

52 Bibl. Narodowa nr 102, s. 97.

53 Lubomirski, s. 144. Wołkoński 12 III dowiedział się od swych „patriotów” o tej ofercie i że Z[aremba] żąda pewnych „ziemskich nagrażdienij”; ponieważ Z[aremba] zwleka z wystąpieniem, ambasador radził, aby się tymczasem zachował bezczynnie (AM).

54 W. Konopczyński, Kazimierz Pułaski. Życiorys, rozdział VI.

55 Ok. 20 I, oryginał w AON.

56 Kopia w BKór.; data 7 lub 8 XII, jak widać z odpowiedzi Paca 29 XII (BWil.).

57 G[eneralność] do pięciu marszałków 29 XII 1770, przypomina poprzednie pisma o potrzebie karności z 14 IX i 23 XI (BKór.).

58 19 I — W. Konopczyński, Kazimierz Pułaski. Życiorys, s. 210.

59 Sporo listów tych pięciu marszałków do Z[aremby] w BKór. z 11, 15, 16, 21 X; Z[aremba] do nich 18 X jeszcze przyjaźnie, 22 z pogróżką: „jeżeli to koniecznie chcecie we mnie widzieć, w stanie jestem być nie tylko marszałkiem, innych wspierać, ale i dobrych obierać” (BKór.).

60 Dumouriez do Duranda 9 I 1771 (AE). Souvenirs, s. 267.

61 Renard do Sackena 10 XII (AD). Komunikat Wielhorskiego (AE, Os. 3041); nieco inna numeracja tych punktów ręką Zawadzkiego w BCz. 947. Souvenirs, s. 269.

62 Dzierżanowski do Mniszchowej 11 I 1771: „Los 48 puntos sobre los quales la Generalidad publicò una protestaciòn ia saben por aqui que son compuestos por el senior de la Roche e el Obispo de Kamieniek” (BCz. 3470). A. Kr[asiński] do Paca pisał tegoż dnia: „Uniwersał JWPaństwa świętobliwie i pięknie napisany zrobił tu konsternacją; zrazu pofilutowali, dziwowali się: cóż to jest, co to za bajki? Ksiądz biskup nie może przestać plotek robić etc., ale po tym znowu powiadają, że to było coś podobnego, ale to dawny projekt wtenczas, kiedy Generalność była podejrzana i kiedy naród nie mógł jej wierzyć i utyskiwał, że interregnum nie deklarowane” (BCz. 947).

63 Fragment tego uniwersału w Bibl. Narodowej nr 102, s. 98 i n.; odpisy w każdym większym zbiorze.

64 Oryginał w BKór., kopie Os. 3042 (BWil.).

65 Początki tej frondy: Turno do Zaremby 9 XII z Lublińca, Jędrzej Zieliński do tegoż 14 XII z Częstochowy (BKór.).

66 Wobec terroru Rönnego, który 9 XII zagroził nieprzyjacielskim traktowaniem (die grösste militärische Strenge) każdemu, kto dostarczy konfederatom rektruta lub pieniędzy (BNar. 157 I); odpowiedzią na to jest m.in. rozkaz Zar[emby] do m. Leszna 15 I: „podobnąż jak nieprzyjaciel srogość wypełnić przyrzekam” (BKór.).

67 Do niego pije Pac w liście do Z[aremby] 15 I: „zdradliwa rada” prowadzi „mniej ostrożnego Malczewskiego” (BKór.).

68 M[alczewski] do konsyliarza Wierzchlejskiego 26 XII (BKór.). Ekscerpt z listu 19 decembris 1770 z Wielkopolski (Os. 1409).

69 Kitowicz, s. 221.

70 M[orawski] do Z[aremby] 3 I, szereg rozkazów do różnych komend 5 i 6 I (BKór.).

71 Protokół Gen[eralności] (BWil.), oryginał w BKór.

72 Manifest Z[aremby] 11 I 1771 (BKór., BOZ 964).

73 Z[aremba] do M[alczewskiego] 9 I odpiera punkt po punkcie wszystkie argumenty przeciwnika. „Nie zazdroszczę, żeś tak wiele zaciągnął na siebie obowiązków, a siebie mam stąd za szczęśliwego, że się nie mam z czego rachować. Województwo moje sieradzkie zna się być od WPana skonfederowanem i gdy już jest pod swoim marszałkiem w czynności publicznej, żąda od Niego wybranych sum swoich, bom i wypraw restytucji [...]. Co się tyczy powagi, o tę jako nigdy z JWPanem emulować nie myślę ani jej ubliżać, tak rozumiem, że każdy obywatel tem większą dla siebie wyrabia powagę, im więcej interes publiczny nad prywatny preferuje” (BKór.).

74 M[alczewski] do Z[aremby] 9 i 13 I (BKór.).

75 Zaremba do Paca 18 I (BCz. 836).

76 Kitowicz, s. 223.

77 Pac do Z[aremby] 15 I, do Malcz[ewskiego] t.d. (BKór.).

78 Z[aremba] do Paca 18 I (BCz. 836). Kitowicz, s. 224–230; Ackermann, s. 55; raport obszerny Rönnego 8 II (AM). Saint Saphorina relacje lutowe (AKop.).

79 Przypisy do s. 36–40, zob. W. Konopczyński, Polska a Turcja 1683–1792, s. 237 i n.

80 Próbował pisać po turecku, ale stylem tak niewłaściwym, że Saint Priest wzbraniał się oddać jego listy ministrom Porty i żądał nadal listów polskich lub łacińskich, które wielki dragoman na własną odpowiedzialność przetłumaczy.