Kocham, Freddie. Sekretne życie i miłość Freddiego Mercury’ego - Lesley-Ann Jones - ebook

Kocham, Freddie. Sekretne życie i miłość Freddiego Mercury’ego ebook

Lesley-Ann Jones

0,0
47,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Tylko nieliczni wiedzieli, że Freddie Mercury prowadził pamiętnik.

Po śmierci w 1991 roku pozostawił siedemnaście ręcznie zapisanych notesów, które zaczął spisywać od 1976 roku, gdy Queen był u szczytu globalnej sławy. Ostatniego wpisu dokonał zaledwie kilka tygodni przed końcem życia.

Tylko cztery z najbliższych mu osób wiedziały o istnieniu tych pamiętników. Jednej z nich Freddie powierzył je przed śmiercią. Ukochanej córce.

W obliczu wielu nieprawdziwych informacji, 2021 roku powierniczka wspomnień Mercury’ego zwróciła się do autorki z bezprecedensową propozycją, dając jej całkowity i nieograniczony dostęp do najbardziej osobistych wyznań artysty. Lesley-Ann Jones przez trzy i pół roku studiowała osobiste zapiski Freddiego, tworząc narrację, która wywróci do góry nogami wszystko to, co wiedzieliśmy o jego dorobku i pokochamy go jeszcze bardziej.

Kocham, Freddie wyjawia szokujące sekrety z dzieciństwa Freddiego, odsłania jego najgłębsze lęki i największe pragnienia, śledzi inspiracje jego piosenek, przygląda się jego najbliższym relacjom i wyjawia miłość jego życia. W końcu możemy poznać prawdziwą historię Farrokha Bulsary, jednego z najbardziej ikonicznych artystów w historii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 376

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



„Cudowna, urocza i poruszająca. Rozważna, delikatna i dostojna, zupełnie jak on. Wierne i pełne szacunku przedstawienie prawdziwego życia Freddiego Mercury’ego”.

„B”

Dla B z wyrazami miłości i dozgonnej wdzięczności

Przyjdź do mnie w ciszy nocy,

Przyjdź w mówiącej ciszy snu,

Przyjdź, gdy twoje miękkie policzki i oczy

Są tak jasne jak światło słońca w strumieniu.

Wracaj ze łzami w swój świat,

O, pamięci, nadziejo, miłości z dawnych lat.

O, śnie słodki, zbyt słodki, zbyt gorzko-słodki

Czyje czuwanie w raju powinno być,

Gdzie czekają i spotykają się dusze pełne miłości,

A gdzie spragnione oczy mogą za sobą tęsknić

I patrzeć na te powolne drzwi, co się otwierają

Dla nich, ale nikogo więcej już nie przepuszczają.

Jednak przyjdź w snach, abym ponownie ożyła

Moje prawdziwe życie jest od śmierci zimne,

Wracaj do mnie w snach, abym dać mogła

Mój puls tobie i mój oddech tobie:

Mów powoli, pochyl się duchowi memu,

Jak dawno temu, moja miłość, jak dawno temu.

Christina Rossetti 1830–1894

tłum. Ryszard Mierzejewski

Ku pamięci

Farrokha Bulsary: Fredericka/Freddiego/Freda Bulsary: Freddiego Mercurego

5 września 1946 – 24 listopada 1991

• • •

Boomanshawa Rustomjijego: Bomiego Bulsary, ojca Freddiego

14 grudnia 1908 – 26 grudnia 2003

Jer Bomi Bulsary: Jer Bulsary, matki Freddiego

16 października 1922 – 13 listopada 2016

Marii de Montserrat Viviany Concepción Caballé i Folch: Montserrat Caballé

12 kwietnia 1933 – 6 października 2018

Ursuli Ledersteger: Barbary Valentin

15 grudnia 1940 – 22 lutego 2002

Michaela Edwarda Chestera Smitha: Michaela Davida Rocka: Micka Rocka

21 listopada 1948 – 18 listopada 2021

Josepha „Joego” Fannelliego, 12 kwietnia 1954 – 2 czerwca 1993

Davida Minnsa, 4 lutego 1954 – maj 2007

Jamesa „Jima” Huttona, 4 stycznia 1949 – 1 stycznia 2010

Anthony’ego Philipa Swerna: Phila „The Collectora” Swerna 30 czerwca 1948 – 31 sierpnia 2024

Petera Watersa Dingleya: Johnniego Walkera 30 marca 1945 – 31 grudnia 2024

Dzieło artysty to forma pamiętnika.

Pablo Picasso

Jeśli wolność ma jakiekolwiek znaczenie, to oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą usłyszeć.

George Orwell

Najlepszych ludzi charakteryzuje poczucie piękna, odwaga podejmowania ryzyka, dyscyplina mówienia prawdy i zdolność do poświęceń. Jak na ironię, ich zalety czynią ich wrażliwymi; często ulegają zranieniu, a czasem zniszczeniu.

Ernest Hemingway

Rozdział 1 Dotykając słońca

15 grudnia 2021, środa. Obudziwszy się wcześnie, powlokłam się do kuchni, żeby zaparzyć herbatę, po czym wróciłam z kubkiem do łóżka, zagrzebując się z telefonem pod kołdrą, by przejrzeć nagłówki przed zabraniem się do pracy, na której w tamtym czasie nie było łatwo się skupić.

Świat trwał w uścisku COVID-19. Pierwszy ogólnokrajowy lockdown w Wielkiej Brytanii zarządzono 23 marca poprzedniego roku, a zniesiono dwa miesiące później. Nieco później w 2020 roku, w odpowiedzi na alarmujący wzrost zachorowań, wprowadzono kolejne restrykcje. Większość z nich poluzowano w trakcie trzeciej fali wariantu Delta w połowie 2021 roku. Teraz, na dziesięć dni przed Bożym Narodzeniem, stanęliśmy twarzą w twarz ze śmiertelnym Omicronem, który to wariant brytyjska Agencja Bezpieczeństwa Zdrowia nazywała „prawdopodobnie największym zagrożeniem” od początku pandemii, ostrzegając przed „gwałtownym wzrostem” zachorowań w ciągu najbliższych kilku dni. Fala ta miała się utrzymać do wiosny 2022 roku. Do tego czasu COVID miał pochłonąć 16 milionów istnień.

Ówczesny premier Wielkiej Brytanii, Boris Johnson, spotkał się z ogromną falą krytyki za restrykcje nałożone w celu spowolnienia rozprzestrzeniania się Omicrona. Duże poruszenie wywołały doniesienia, że ponad milion osób Boże Narodzenie spędzi w izolacji. Chris Witty, naczelny lekarz Wielkiej Brytanii, ostrzegał, że Omicron rozprzestrzenia się „niewiarygodnie szybko”. Dzień wcześniej, 14 grudnia, potwierdzono 59 610 przypadków. Przedstawiciele służby zdrowia uważali jednak, że prawdziwa liczba zachorowań będzie nieporównywalnie większa. Światowa Organizacja Zdrowia raportowała z Genewy, że ten wariant koronawirusa rozprzestrzenia się po całym świecie w bezprecedensowym tempie.

Według innych wiadomości naukowcy ujawnili, że krytyczny szelf w Antarktydzie zachodniej, znany jako lodowiec Thwaites, może oderwać się w ciągu trzech do pięciu lat, doprowadzając do ogromnego wzrostu poziomu mórz.

Potwierdzono też, że wysłana przez agencję NASA sonda Parker przeleciała przez niespenetrowaną wcześniej atmosferę „korony” słonecznej, dotykając w ten sposób Słońca. Wydarzyło się to w kwietniu, ale niezwykłe osiągnięcie można było potwierdzić dopiero siedem miesięcy później, gdy kluczowe dane dotarły na Ziemię. Czy te wspaniałe doniesienia zdominowały wiadomości, poszerzyły naszą perspektywę i odurzyły świat tak bardzo nam potrzebną nadzieją? Ledwie rzuciłam na nie okiem. Media znęcały się nad hucznym zgromadzeniem w siedzibie Partii Konserwatywnej dzień po tym, jak wyciekł film wideo przedstawiający wyższych rangą pracowników gabinetu premiera bawiących się na nielegalnej imprezie świątecznej. Spotkało się to z masowym oburzeniem. Rząd grał na nosie zwykłym ludziom, nie przestrzegając narzuconych przez siebie ograniczeń. Dla wielu konsekwencje okazały się katastrofalne, choć ani trochę nie tak tragiczne jak śmierć w izolacji, w szpitalach, domach opieki, z dala od bliskich, bez godnego pożegnania.

Tego dnia wydarzyło się coś jeszcze, co sprawiło, że zarówno ta data, jak i te wydarzenia zapisały się w mojej pamięci tak mocno, że chyba nigdy ich już nie zapomnę. O godzinie 11.55 w mojej skrzynce pojawił się e-mail zatytułowany „Do Lesley-Ann Jones odnośnie do jej książki”. Nie zdawałam sobie sprawy, że była to pierwsza z lawiny wiadomości o Freddiem Mercurym, które miały do mnie docierać przez kolejne trzy i pół roku, składając się na historię tak bezprecedensową i niewiarygodną, że w pewnym momencie sama zaczęłam się zastanawiać, czy nie postradałam zmysłów, dając jej wiarę.

Pomiędzy 1997 a 2021 rokiem napisałam trzy biografie Freddiego opublikowane w czterech tomach przez tego samego wydawcę, Hodder & Stoughton. Wszystkie wymagały długich i trudnych podróży do jego miejsca urodzenia na Zanzibarze u wybrzeży wschodniej Afryki i do szkoły św. Piotra w Panchgani, w Indiach, do której uczęszczał pomiędzy ósmym a szesnastym rokiem życia. Miałam prawo sądzić, że moja wiedza na temat życia lidera Queen jest obszerna. A jednak zblakła ona w obliczu rewelacji nadesłanych przez anonimowego korespondenta, którego pierwsza wiadomość liczyła oszałamiające dwadzieścia sześć tysięcy słów.

„Od lat (od niemal piętnastu lat i od wydania pierwszej twojej książki) noszę się z zamiarem napisania do ciebie – przeczytałam w mailu. – Długo zajęło mi podjęcie decyzji. Freddie chciał, żeby jego życie prywatne pozostało prywatne. To nadal bardzo trudny i bolesny temat. I wściekłby się na mnie i mnie za to znienawidził. Ale jesteś biografką Freddiego. Wykonałaś świetną robotę przy okazji poprzedniej książki o nim i dlatego uważam, że muszę cię poinformować o pewnych faktach związanych z jego dzieciństwem, jego muzyką, jego poligamiczną biseksualnością, o Phillimore Gardens, o tym, jaki Freddie był prywatnie, i o jego ostatniej woli. Usłyszysz o tym pierwsza i masz prawo zrobić z tą wiedzą, co chcesz. Nie oczekuję niczego w zamian… poza prawdą. Dla niego.

Nie znam się na pisaniu – głosiła dalej wiadomość. – Od dekad nie posługuję się angielskim i nie potrafię się w nim płynnie wysławiać (nie jest to język mojej matki)”. Innymi słowy, nie był to język ojczysty osoby, która do mnie pisała.

„Przepraszam więc za błędy językowe/gramatyczne/koniugacyjne/składniowe oraz za proste słownictwo. Wesołych świąt i wszystkiego najlepszego dla Ciebie, Twojej rodziny i Twoich najbliższych.

B”.

***

Czy to podpucha? Szalone konfabulacje jakiegoś natrętnego trolla lub hejtera? Autorzy książek często dostają listy od ekscentryków. Nie odpowiedziałam więc natychmiast. Wydrukowałam liczący czterdzieści jeden stron e-mail, wcisnęłam go do torby i poszłam do pobliskiej, ulubionej kawiarni. Wróciłam do niego wieczorem, gdy miałam czas go przetrawić i zrobić notatki. Gdyby te rewelacje okazały się prawdziwe, byłyby rewolucyjne. Mogłyby nawet pociągnąć za sobą konsekwencje. Zamierzałam odpisać, bo chciałam się dowiedzieć, kto wysłał tę wiadomość, ale wcześniej musiałam ponownie ją przeczytać i przyswoić jej treść.

Czułam potrzebę wyjaśnienia autorowi, że jego główna sugestia, a w zasadzie cel kontaktu, był nie do zrealizowania. Nie mogłam uaktualnić mojej ostatniej książki o Freddiem, Love of My Life*, bez dowodów na prawdziwość tych niewiarygodnych informacji. Musiałam poznać tożsamość tej osoby, zanim zacznę działać. Potrzebowałam też pisemnej zgody na publikację. Trzeba by w to zaangażować agentów, redaktorów i prawników. Takie rewelacje prawdopodobnie wywołają światową sensację. Dlaczego miałoby być inaczej? Queen nadal jest niezwykle popularnym zespołem na całym świecie. Przedwczesna śmierć Freddiego dała mu nieśmiertelność, podobnie jak to się stało w przypadku Jamesa Deana, Marilyn Monroe, Elvisa Presleya oraz innych ponadczasowych legend. Istniało ryzyko, że pewne osoby wpadną w furię, poczują się urażone, a nawet poczynią kroki prawne. Czy powinnam zostawić ten temat, czy go wyjawić i narazić się na krytykę? Znałam odpowiedź. „Jeśli jesteś osobą tak blisko związaną z Freddiem, jak sugerują twoje maile – napisałam – jestem gotowa poruszyć góry i postawić na szali wszystko, co mam, by podjąć ten temat. Kluczowe są dowody. Jeśli, na przykład, jesteś Mary Austin [byłą narzeczoną Freddiego], to mi wystarczy. Ale może jesteś mu kimś nawet bliższym?”

Podziękowałam za uprzejmość, dodałam wzajemne życzenia świąteczne i życzyłam „bezpiecznego i zdrowego” nowego roku. W czasach COVID ludzie życzyli sobie takich rzeczy. Nikt niczego nie brał za pewnik.

Dwa dni później, w odstępie kilku godzin, dostałam dwa maile. Pierwszy dotarł o 8.43. Drugi tuż po południu.

„Nie jestem Mary [Austin] – zostałam zapewniona w pierwszym mailu. – Mam do niej ogromny szacunek za miłość i spokój, jaki dała [Freddiemu]. Oczywiście i dla mnie, i dla ciebie byłoby łatwiej, gdyby przemówiła. Ale przez ostatnie trzydzieści lat wolała milczeć pomimo tego, przez co przeszła. Podziwiam ją za to i szanuję jej decyzję”.

Osoba, z którą korespondowałam, napisała też, że ma ogromny szacunek dla basisty Queen Johna Deacona i perkusisty Rogera Taylora. Ale podkreśliła, że nie jest żadną z tych osób. Nie jest też producentem Queen, Reinholdem Mackiem, ani żadnym z dzieci jego i jego żony Ingrid, w razie gdybym miała dojść do takiego wniosku, co w pewnym sensie byłoby dość oczywiste, tym bardziej że ojcami chrzestnymi ich trzeciego syna, Johna Fredericka, byli Freddie i John Deacon, a Freddie nadał mu imię. Zapewniła, że nie jest krewnym żadnej z tych osób. Może więc była jednym, jak to sama określała, „z tak zwanych przyjaciół Freddiego”? Nic z tego. Niezależnie od tego, kim była, po co pisała do mnie?

„A do kogo, jak nie do ciebie? – odpisała. – To prawda, w twojej książce jest kilka błędów, ale wiem, że starałaś się jak mog­łaś i wykorzystywałaś informacje podane przez inne osoby. To ogromna praca i wyrażam za nią wdzięczność. Dlatego do ciebie piszę. Istnieją pewne fakty, na które powinnaś zwrócić uwagę. Jeszcze wiele można opowiedzieć o czterdziestu pięciu latach życia [Freddiego]. To prawda, można było się zwrócić do twojego przyjaciela, Davida Wigga, nie mam nic przeciwko niemu. Wydawałby się oczywistym wyborem. Był dziennikarzem, któremu Freddie ufał najbardziej. Freddie nikomu nie udzielił tylu wywiadów, co jemu. A były to długie i wnikliwe wywiady, a nie krótkie wypowiedzi na odczepnego. Ale w ostatnich sześciu latach życia Freddiego wiele się zmieniło. Nigdy nie wyjawił Davidowi ani żadnemu innemu dziennikarzowi, że ma HIV. Nie powiedział też im, gdy rozwinęło się u niego AIDS. Nie mogę się więc zwrócić do Davida Wigga. To by nie miało sensu”.

Później ta osoba dodała: „Ty jako jedyna próbowałaś zgłębić, kim był [Freddie], a nie tylko przedstawić go przez pryzmat kresek kokainy, szotów wódki i rozpustnych nocy. Jako jedyna nie wyciągałaś faktów charakterystycznych dla wybranego okresu i nie próbowałaś nałożyć ich na całe jego życie. Jego mroczne lata przypadały tylko pomiędzy 1983 a 1985 rokiem. Wcześniej także prowadził rozwiązły tryb życia, to fakt, ale znajdował się w zupełnie innym stanie emocjonalnym. Freddie chciał zachować swoje życie prywatne tylko dla siebie. Pisząc do ciebie, łamię jego postanowienie. Wszyscy ci tak zwani przyjaciele jeden po drugim wbijali mu nóż w plecy. Wszystkie te książki, artykuły w prasie, filmy dokumentalne, które przedstawiały go w określony sposób… od dekad chronię swoje serce i umysł przed tymi atakami.

Nie był idealny. Nikt nie jest. Znam jego mroczną stronę, ale znam też tę niezwykle jasną. Wiem także, skąd się u niego obie wzięły. Dlaczego o tym piszę? Bo chcę wyznać całą, nieupiększoną prawdę? Tak, ale bez kłamstw. Dlatego łamię jego postanowienie. Dla niego, a nie dla siebie”.

***

I tak się zaczęła nasza znajomość. Bywało, że nie mogłam zasnąć w nocy w oczekiwaniu na kolejne wiadomości. Nie minęło wiele czasu, jak poruszyliśmy temat kontrowersyjnego filmu biograficznego Queen.

24 października 2018 roku (2 listopada w USA), dwadzieścia siedem lat po tym, jak Freddie zmarł w wieku czterdziestu pięciu lat, zespół Queen i jego ekipa wypuścili film Bohemian Rhapsody. W rolach głównych wystąpili Rami Malek jako Freddie i Lucy Boynton jako Mary Austin – jego wieloletnia przyjaciółka i była narzeczona. Gwilym Lee wcielił się w gitarzystę Briana Maya, Ben Hardy w perkusistę Rogera Taylora, a Joe Mazzello – w basistę Johna Deacona. Film skupiał się na życiu wokalisty i na karierze Queen od powstania w 1970 roku, po tryumfalny występ na charytatywnej imprezie Live Aid Boba Geldofa i Midge’a Ure’a na londyńskim stadionie Wembley 13 lipca 1985 roku. Wyprodukowany został przez Regency Enterprises, GK Films i Queen Films, a dystrybucją zajął się 20th Century Fox, czyniąc Bohemian Rhapsody rekordowo popularnym filmem, który zarobił ponad 910,8 miliona dolarów brutto, przy dość skromnym budżecie około 50 milionów dolarów. Stał się szóstym najlepiej zarabiającym filmem na świecie w 2018 roku i najlepiej sprzedającym się dramatem biograficznym, którego dopiero pięć lat później pokonał Oppenheimer z Cillianem Murphym w roli J. Roberta Oppenheimera, ojca bomby atomowej. Podczas 91. ceremonii wręczenia Oscarów w 2019 roku Bohemian Rhapsody zdobył cztery statuetki: dla najlepszego aktora (Rami Malek), najlepszego montażu, najlepszego montażu dźwięku i najlepszego dźwięku. Został też nominowany w kategorii najlepszy film, obok takich obrazów, jak Green Book, Czarna Pantera, Czarne bractwo. BlacKkKlansman, Faworyta, Roma, Narodziny gwiazdy i Vice. Wygrał Green Book. Ponadto Bohemian Rhapsody dostał nagrodę dla najlepszego dramatu na 76. ceremonii Złotych Globów, został nominowany do Nagrody Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych za najlepszy fabularny film kinowy i do nagrody BAFTA za najlepszy brytyjski film. Do tego Rami Malek zdobył nagrody: Złoty Glob, Gildii Aktorów Ekranowych i BAFTA dla najlepszego aktora. Bohemian Rhapsody stał się też najczęściej ściąganym filmem wszech czasów, notując 265 tysięcy pobrań w ciągu zaledwie ośmiu dni.

Jednak osoby wtajemniczone były filmem rozczarowane. Krytycy uważali, że jest „zbyt wygładzony”, „nieco chaotyczny”, „zbyt grzeczny”, „niedorzeczny” i „królewsko żenujący”. Został zjechany jako „okropny”, „pełen samouwielbienia” i „rewizjonistyczny”, a nawet nazwany „aktem bezczelnego mitomaństwa”. Uważano, że jego twórcy „naginają prawdę”. Jeden z krytyków zarzucił producentom, że „stworzyli chodliwy film dla trzynastolatków na podstawie życia gwiazdy rocka tylko dla dorosłych”, by przyciągnąć tłumy do kin. Problemem w dużej mierze była skala. Internet wręcz eksplodował postami od ludzi, którzy wyszukiwali liczne błędy i pominięcia. Przykład? Zignorowanie kluczowych pierwszych osiemnastu lat życia Freddiego, spędzonych w Afryce i Indiach, które – pomimo statusu rockowej supergwiazdy, jaki osiągnął z Queen – były bezsprzecznie najbogatszym, najbardziej kolorowym, pełnym przygód i tragicznym okresem jego życia. I te niebieskie tęczówki: oczy Freddiego były w odcieniu brązowym tak głębokim, że niekiedy wyglądały na czarne. Jak później przeczytałam w wiadomości od mojego korespondenta:

„Błękitne oczy to duży błąd. On tak wiele wyrażał za pomocą spojrzenia: aprobatę, dezaprobatę, zaangażowanie, wsparcie, radość, szczęście, czułość, a w późniejszym czasie także pewną melancholię. Miało niezwykłą moc. Jeśli chciał coś nim wyrazić, nie było żadnych wątpliwości, o co mu chodzi. Szczególnie dla mnie. Widzę też, że w filmie jego szczęka nie pasuje do jego potężnego głosu. Sposób, w jaki zasiada do fortepianu, jest nieprawidłowy. A jego ramiona i dłonie: gdzie one są? Przemawiał nie tylko dłońmi, ale całymi ramionami, bezustannie, nawet podczas cichych albo bardzo poważnych rozmów. Tylko podczas konferencji prasowych albo wywiadów telewizyjnych panował nad dłońmi i ramionami. W pozostałych wypadkach mówił przy użyciu wspaniałych, pełnych pasji gestów. Gdzie jego poczucie humoru? Jego żarty? Jego zabawne gierki? Jego codzienna radość (i nie mam na myśli tylko imprez)? W tym filmie ledwo dostrzegam Freddiego”.

Nie jest prawdą, że przedstawiał się pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem, Farrokh Bulsara, a zmienił je po tym, jak poznał kolegów z Queen. „Freddie” zaczął być nazywany jeszcze przez kolegów ze szkoły z internatem w Indiach, wiele lat wcześ­niej i tysiące mil od domu. A jedna z kluczowych postaci w filmie, szef wytwórni o nazwisku Ray Foster, grany przez znanego ze Świata Wayne’a Mike’a Myersa, nigdy naprawdę nie istniała.

W filmie aktor grający zmarłego didżeja Capital Radio, Kenny’ego Everetta, przyjaciela Freddiego, jako pierwszy gra sztandarowy utwór Queen, Bohemian Rhapsody w swoim popularnym w Londynie programie**. Ale to nie „Ev”, tylko „Diddy” David Hamilton z BBC Radio 1 jako pierwszy zagrał ten utwór na antenie. Zrobił to w swoim ogólnokrajowym programie w ramach audycji „Płyta Tygodnia”.

Co jeszcze? Basista John Deacon nigdy nie nagrał partii wokalnych na żadną z płyt zespołu, choć zdarzało mu się śpiewać w chórkach na scenie. Niektóre z piosenek Queen zostały przedstawione w złej chronologii: na przykład We Will Rock You i Fat-Bottomed Girls. W filmie Jim Hutton, późniejszy partner Freddiego, przedstawiony jest jako kelner pracujący na jednej z imprez w domu Mercury’ego. Ale gdy się poznali, Jim pracował w Savoy jako fryzjer. Do „powrotu” z zespołem na Live Aid Freddiego wcale nie namówiła „była narzeczona” Mary Austin; dopiero co skończyli trasę The Works i wcale się nie rozpadli. To też nie Freddie namówił resztę zespołu na zagranie Live Aid. Ten przywilej przypadł menedżerowi, Jimowi „Miami” Beachowi, granemu przez Toma Hollandera, który wyraził takie oczekiwanie, zawoalowane jako prośba od Boba Geldofa. Przed koncertem na Wembley, 13 lipca 1985 roku, Freddie nie był świadomy tego, że ma HIV, nie mógł więc, jak to jest pokazane na ekranie, przekazać przed występem tej druzgocącej wiadomości zespołowi. „Film, oczywiście, nie mógł przemilczeć kwestii AIDS – czytałam dalej w mailu. – Musieli o nim wspomnieć. Ale u Freddiego AIDS rozwinęło się w 1989 roku, a nie w 1985. Takie przedstawienie historii zupełnie przeinacza fakty ostatnich sześciu lat jego życia”.

Freddie nie zabrał swojego nowego chłopaka, Jima, do domu rodziców przed koncertem na Live Aid. W napisach końcowych filmu można przeczytać, że Freddie przyjaźnił się z Mary i utrzymywał związek z Jimem aż do śmierci. Ale Freddie i Mary nigdy nie zakończyli swojej relacji. Nadal byli swoimi połówkami aż do dnia śmierci Freddiego. Jim, jak podejrzewali niektórzy z nas, był tylko jego stałym partnerem seksualnym w czasach, gdy z powodu AIDS Freddie nie mógł już aktywnie uczestniczyć w życiu. Film pomija też jego doświadczenia z Monachium z połowy lat 80., które okazały się ostatnim zgubnym wzlotem, zanim – zbyt późno, by się uratować – porzucił hedonizm i zaszył się, prowadząc domowe życie odludka. I jeszcze ta ogromnapomyłka: kompletne pominięcie urodzonej w Austrii aktorki, Barbary Valentin, choć wszyscy wiedzieli, że była istotną postacią w życiu Freddiego. Byli tak blisko, że nawet kupili razem mieszkanie.

Ten niepokojący produkt tak mocno mija się z prawdą, że momentami staje się niedorzeczny. Naginanie prawdy w imię rozrywki? Całe Hollywood. Część z tych zabiegów z przepisywaniem historii jest zrozumiała: nie da się zmieścić czterdziestu pięciu lat życia w nieco ponad dwóch godzinach filmu. Ale sposób, w jaki wykrzywia on postać w znacznym stopniu powstałą w wyniku zniekształcenia osoby, którą miał celebrować, jest niewybaczalny. Jest też pełen banałów. Ale z drugiej strony, czy nie taki był Queen? Starzy fani zawsze to wiedzieli i akceptowali. Ci, którzy śledzili zespół od lat siedemdziesiątych, przymknęli oko i wybaczyli błędy, pominięcia i dopowiedzenia w filmie, traktując je jako „licencję twórczą” i wyraz „dystansu”, tak jak od dawna akceptowali wybryki i ekscentryczność zespołu. Brali Queen takim, jakim był, wielbiąc go za jego zróżnicowanie. Banały czyniły zespół wyjątkowym. Krótko mówiąc, fani Queen zaakceptowali ten film, na nowo zakochali się w muzyce i zignorowali skróty oraz niedociągnięcia.

Wielu widzów jednak wychodziło z kina wstrząśniętych i zniesmaczonych, z poczuciem, że „zabrakło czegoś esencjalnego i elementarnego” – jak ujął to Peter Travers w „Rolling Stone”. Pisząc to, nie miał pojęcia, że jego słowa okażą się niedopowiedzeniem stulecia.

***

„Ani razu się nie śmieje – napisała tajemnicza osoba, z którą prowadziłam korespondencję. – Ani razu nie wygląda na szczęśliwego. Film przyciągnął całe nowe pokolenie fanów, którzy nie tylko nie znali Freddiego Bulsary, ale nie mogli poznać nawet Freddiego Mercury’ego, bo ta produkcja zaprezentowała jego wersję tak bardzo odległą od prawdy. Co gorsza, niektórzy ludzie zaczęli przepisywać na nowo historię Freddiego tak, żeby pasowała do wizji, jaką sobie wyrobili dzięki filmowi”.

Mój korespondent twierdził, że ten film nie przedstawia Freddiego Mercury’ego:

„A jeszcze w mniejszym stopniu Freddiego Bulsarę. Jedyne, co jest w tym filmie prawdziwe, to soundtrack. Za coś takiego należy się dziesięć lat!”.

Nie za ostro? Jedyne, co jest prawdziwe?

„Na ich obronę – przyznaje – wiem, że zespół i management zostali złapani w pułapkę. Były problemy z producentami, reżyserami, nieporozumienia w trakcie zdjęć, wiele napięć, opóźnień, naruszeń kontraktu, a rzecz jasna, zobowiązali się prawnie i finansowo do wydania filmu w uzgodnionym terminie. Po raz pierwszy od czasów braci Sheffield zespół nie zabezpieczył właściwie swojego interesu”. Mowa o Normanie i Barrym Sheffieldach, współzałożycielach i współwłaścicielach studia nagraniowego Trident w Londynie, którzy pomogli wylansować Queen za cenę przestoju, który się odcisnął na początku kariery.

„Freddie byłby oburzony tym filmem. Włosy by mu się zjeżyły na głowie. Gdyby żył, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Byłby w pełni zaangażowany w każdy etap procesu twórczego. Kontrolowałby wszystko aż do najdrobniejszych detali, jak to miał w zwyczaju. Albo film zrobiono by zgodnie z jego wizją, albo by się nigdy nie ukazał. Podejrzewam, że nigdy by nie ujrzał światła dziennego, bo Freddie szybko by się znudził, zmienił zdanie i wyrzucił cały projekt do kosza, zanim jeszcze by wystartował”.

Za „godne ubolewania” uznaje liczne obchody urodzin Freddiego, „oficjalne” celebrowanie pięćdziesięciolecia zespołu w 2020 roku, wydarzenia z okazji uczczenia rocznicy jego śmierci – „Jak można uczcić śmierć? To mi się w głowie nie mieści” – oraz odejście miesiąc wcześniej Micka Rocka. Fotograf, który „udokumentował lata siedemdziesiąte”, przez wiele lat był lojalnym przyjacielem Freddiego, wiedział o nim wszystko i starannie chronił jego najbardziej skryte tajemnice. Mój korespondent twierdzi, że śmierć Rocka „bardzo poruszyła” Freddiego.

A koledzy Freddiego z zespołu?

„Dostrzegam różnicę pomiędzy «machiną Queen» a czterema członkami zespołu – odpisuje. – Między biznesem a zespołem. Nigdy nie powiem, żeby Roger Taylor lub John Deacon żerowali na śmierci Freddiego. John zawsze miał podejście «ostatniego w kolejce». Wyrażał swój pogląd albo opinię, ale wstrzymywał się od głosowania. To też forma angażowania się. To znamienne, że od blisko dwudziestu pięciu lat nie wypowiadał się publicznie o Freddiem”.

Dodaje, że gdy Roger mówi o Freddiem, „zawsze robi to z wielkim szacunkiem. Bez żadnych podtekstów lub dwuznaczności. Trzeba pamiętać, że choć Queen to zawsze byli Freddie, Roger, John, Brian i nikt więcej, i że to oni we czwórkę podejmowali decyzje, Queen jako podmiot należał niemal wyłącznie do Freddiego, od samego początku. To on stworzył Queen. To prawda, wcześniej istniał zespół Smile z Rogerem i Brianem, ale Queen to było coś zupełnie innego. Ich ambicje, cele i wizje kreował Freddie. Nigdy się nie poddał, nawet gdy pochłonęły ich problemy z braćmi Sheffield, długi i inne kłopoty. Freddie podejmował ostateczne decyzje. Roger, John i Brian musieli się im podporządkować – rzadko je kwestionowali, nawet jeśli się z nimi nie zgadzali. Wiedzieli, że wizja Freddiego wykracza poza ich wizję. O ile brzmienie Queen zawdzięcza w dużym stopniu Rogerowi i Brianowi, o tyle Freddie czynił ten zespół tym, czym był. Może to między innymi dlatego John po śmierci Freddiego się usunął”.

***

W sierpniu 2021 roku Brian May zaczął sugerować w wywiadach powstanie kontynuacji Bohemian Rhapsody. Powiedział, że „dyskutują” o tym z Rogerem Taylorem. Nic dziwnego. Jaka wytwórnia czy producent nie chciałby nakręcić kontynuacji filmu, który okazał się globalną sensacją i uczynił garstkę osób tak bogatymi, że do końca życia nie będą w stanie wydać zarobionych pieniędzy? Brian dodał, że doszlifowanie scenariusza może zająć „lata”. Jakby nie patrzeć, „lata” zajęło też dopracowanie chaotycznej historii Bohemian Rhapsody. Czym ją przebić? A co, jeśli jedynym sposobem byłoby zdradzenie zaufania Freddiego, złamanie danej mu obietnicy i wyjawienie jego ostatniego i najbardziej niezwykłego sekretu?

Trudno mi uwierzyć, by byli zdolni do czegoś takiego. Ale czy plotki o kolejnej części filmu mogły być badaniem gruntu? Czy mogły zainspirować tajemniczego jak dotąd informatora do dotarcia do mnie i zaproponowania, bym sama najpierw wyjawiła ten sekret? Zastanawiałam się nad tym. Przynajmniej na początku. Jednak przez kolejne trzy i pół roku miałam się przekonać, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.

***

„Zdaję sobie sprawę, że kontaktując się z tobą, przeczę sobie – napisała tajemnicza postać. – Freddie pragnął poszanowania prywatności, a jednak o tym rozmawiamy. Dlaczego? Z powodu filmu, który jest pełen kłamstw. Z powodu tak zwanych przyjaciół, którzy zadali mu cios w plecy. Z powodu wszystkich książek, artykułów i filmów dokumentalnych pełnych rozbieżności i pokazujących jego fałszywy obraz, jako kogoś zupełnie innego, niż był w rzeczywistości. Od dekad chronię siebie przed wieloma okrutnymi atakami i niesprawiedliwością. Ale nie mogę już dłużej milczeć. Nie czuję potrzeby ani pragnienia wyjścia z cienia, mówienia o sobie, udzielania wywiadów, obfotografowywania się czy występowania w telewizji. Nigdy w życiu nie udostępnię rzeczy, które są mi najcenniejsze: zdjęć, filmów, notatek, listów, podarunków i wszystkiego innego, co dał mi Freddie. Wiem, jaki to egoizm z mojej strony. Ale nie jestem kobietą, która lubiłaby występy publiczne”.

Oho! Pisząca do mnie osoba po raz pierwszy wyjawiła swoją płeć.

„Jestem nieśmiała, introwertyczna, wycofana, cicha i spokojna – napisała. – Na zewnątrz jestem jego przeciwieństwem. Nie noszę kostiumów. Nie mam żadnego profilu. Nie mam kont w mediach społecznościowych. Przez czterdzieści pięć lat żyłam anonimowo i bardzo mnie to cieszy. Mój styl życia nie zmieni się w wyniku tego, o czym opowiadam, niezależnie, czy te informacje zostaną ujawnione. Nie mam zamiaru otwierać puszki Pandory. Jedną z wielu cennych rzeczy, jakich nauczył mnie Freddie, jest to, że jeśli chcesz, aby twój sekret nim pozostał, musisz zachować go w swoim sercu i nikomu go nie wyjawiać… może tylko Micowi, mojemu ówczesnemu kotu”.

„…z wielu cennych rzeczy…” – Te słowa zmieniły wszystko. Tama pękła. Nagle ujrzałam w wyobraźni jej twarz. Zrozumiałam. Doskonale pojęłam, czy też może uchwyciłam ideę – choć zdawało się to niemożliwe – z kim mam do czynienia. W takich chwilach serce mocniej bije. Dosłownie wstrzymałam oddech. Kolana by się pode mną ugięły, gdyby nie to, że siedziałam za biurkiem. Czy miałam odwagę zadać to pytanie? Czy odmówiłaby odpowiedzi? Czy moje dociekania zraniłyby i spłoszyły tę biedną kobietę?

Uprzedziła mnie.

„Emocjonalnie nie mam siły iść dalej. Masz prawo, moje pozwolenie i autoryzację, by wyjawić prawdę. Możesz mnie cytować i robić, co uważasz za stosowne. O nic nie proszę. Nie potrzebuję pieniędzy ani uznania. Żaden inny biograf nie napisał niczego, co zasługiwałoby na moją reakcję. Ty jesteś jedyna. Zdaję sobie sprawę, że stawiam Cię w delikatnej i niezręcznej sytuacji. Ostatnie, czego chcę, to sprowadzać na ciebie kłopoty. To wszystko jest dla mnie bardzo trudne.

Wiem, że powinnam była mieć odwagę napisać do ciebie wiele lat temu. Jest mi naprawdę bardzo przykro, że tego nie zrobiłam. Nie mam rozsądnego wytłumaczenia. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że jestem tu i teraz”.

***

Po jakimś roku korespondencji ze mną zaczęła się zastanawiać, czy może pewnego dnia, w wieku sześćdziesięciu albo sześćdziesięciu pięciu lat, Freddie nie postanowiłby napisać autobiografii.

„Kto wie? Myślę, że pewnie by to w końcu zrobił. Po części chciał, żeby świat poznał prawdę o nim, bo ponad wszystko nie znosił kłamstw i zdrad. One go najbardziej raniły i gniewały. Jako że sam był niemal niezdolny do nieszczerości, wychodził z założenia, że inni są równie szczerzy jak on. Ale skończyło się tak, że został wykorzystany i zdradzony. Nie znosił tego, że ludzie widzą tylko jego skandaliczną stronę. Niezmiernie go irytowało, gdy przyciągała ich jedynie jego sława i fortuna i gdy przedstawiali go jako powierzchownego, aroganckiego, a także głupiego, gdy w rzeczywistości było zupełnie na odwrót. Pod płaszczykiem skandali był bardzo nieśmiały i skryty. Zza jego nieśmiałości wyłaniały się ogromne serce oraz dusza, którą poznać mogła tylko garstka osób. Pewnie doszedłby do miejsca, w którym nie mógłby dłużej znosić kłamstw i zdrad. W końcu by wybuchł, bo taki był, i publicznie wyjawiłby prawdę. Naprawdę uważam, że pewnego dnia by tak zrobił. To była tylko kwestia czasu”.

***

Pozostałyśmy w bliskim kontakcie. Nawiązałyśmy więź pełną zaufania i wzajemnego zrozumienia. Zaczęłyśmy się traktować niczym przyjaciółki. Na ten moment znamy się od ponad trzech lat. Jako że obiecałam nigdy nie wyjawiać jej imienia, będę w tej książce nazywać ją „B”. Muszę zaznaczyć, że w żadnym momencie nie zaproponowała mi pieniędzy za spisanie tej historii ani nic od niej nie przyjęłam. Chcę dodać, że prawdziwą historię Freddiego przedstawiłam bez przekupstw, nacisków i wyłącznie z mojej własnej woli. Ona chce jasno zaznaczyć, że nie zarobi nic ani na sprzedaży książki, ani na jej jakiejkolwiek adaptacji.

Wysłała mi odręczny list, którego treść zamieszczam poniżej, a jego skan znajduje się w środkowej części książki.

***

„Freddie Mercury był i jest moim ojcem. Nasza więź była bliska i pełna miłości od momentu moich narodzin aż po ostatnie piętnaście lat jego życia. Uwielbiał mnie i był mi oddany. Okoliczności moich narodzin mogą się większości ludziom wydawać niezwykłe, a nawet skandaliczne. Nie dziwi mnie to. Ale takie rzeczy nigdy nie odwracały jego uwagi od miłości i opieki nade mną. Wielbił mnie jak największy skarb. Jego odejście, oczywiście, mnie zdruzgotało.

Tuż przed śmiercią podarował mi zbiór prywatnych notesów, które prowadził od 1976 roku, jeszcze zanim się urodziłam. Wyjawiły one – niekiedy w bolesnych szczegółach – historię jego całego życia. Pisał własnoręcznie, długopisem, swoimi słowami. Powierzył mi, swojemu jedynemu dziecku i jego najbliższej osobie, swoje spisane myśli, wspomnienia i wrażenia na temat wszystkiego, czego doświadczył. Jego podarunek był naszym sekretem. Choć inni mu bliscy wiedzieli o istnieniu tych notesów, nikt nie wiedział, co się z nimi stało po jego śmierci. Jego rodzina, koledzy z zespołu, najbliżsi przyjaciele, współpracownicy i menedżerowie aż do dziś nie mają pojęcia, że podarował mi je w prezencie.

Mary Austin – cudowna kobieta, która pozostała jego żoną, aż rozłączyła ich śmierć – wiedziała o nim absolutnie wszystko, znała wszystkie jego niewyjawione sekrety. Inni – jego prawdziwi przyjaciele, których miał mniej niż palców u jednej ręki, zespół, wielu tak zwanych przyjaciół, pracownicy i pomoc domowa, ci, z którymi utrzymywał relacje zawodowe (dziennikarze, projektanci, filmowcy, techniczni, personel fanklubu), wielka armia pomocników (osobisty asystent, osobisty filmowiec, osobisty projektant, osobisty fotograf…), dalsi znajomi i wszyscy inni – wiedzieli o Freddiem tylko tyle, ile on sam chciał im powiedzieć. Czyli niewiele.

Freddie był niezwykle skrytą osobą. Słynął z tego, że rzadko udzielał wywiadów. W efekcie wielu osobom łatwo było to wykorzystać i zdradzić go po śmierci. Przeinaczać jego słowa, przepisywać jego historię, spekulować i wymyślać teorie na temat jego życia, aby tylko dopasować je do obrazu, jaki sami chcieli przedstawić. Ich wersje Freddiego mocno odbiegają od tego, jaki był w rzeczywistości. Robili to tylko dla własnych zysków i podbudowania swojego ego. Freddie czułby się tym głęboko zraniony. Po ponad trzech dekadach kłamstw, spekulacji i zniekształceń pora dać mu przemówić.

Napisałam do Lesley-Ann Jones pod koniec 2021 roku po przeczytaniu wszystkiego, co napisała o moim ojcu, chcąc zaproponować jej możliwość przekazania jego prawdziwej historii. Od lat zamierzałam się z nią skontaktować i przeczytałam wiele jej tekstów, nie tylko o Freddiem, ale też o innych artystach. Uderzyła mnie jej oczywista chęć dociekania prawdy i to, jak bliska była ukazania «prawdziwego Freddiego». Jej książka Love of My Life: The Lives and Loves of Freddie Mercury, wydana w 2021 roku, przedstawiła go w jeszcze prawdziwszym świetle niż jakakolwiek inna publikacja, którą przeczytałam. Znacznie lepiej niż to, co pokazał film o jego tak zwanych przyjaciołach, kochankach, pracownikach i kolegach, który rażąco wypaczał prawdę i był przykładem najgorszej formy żerowania. Ci, którzy wiedzieli o moim istnieniu, zachowywali je w tajemnicy przez wzgląd na lojalność wobec Freddiego. Fakt, że sama, będąc w średnim wieku, postanowiłam wyjawić ten sekret, jest wyłącznie moją decyzją. Nikt w żadnym momencie mnie do niczego nie zmuszał.

Od końca 2021 roku dużo z Lesley-Ann rozmawiałyśmy. Do dziś utrzymujemy kontakt. Nasze długie dyskusje były bardzo poruszające, czasem trudne do udźwignięcia i przytłaczające. Wyjawiłam jej, kim był mój ojciec. Opowiedziałam prawdę o jego dzieciństwie, życiu i o wszystkim, co ukształtowało go jako niemowlaka, chłopca, nastolatka, młodego mężczyznę, dorosłego, mojego ojca, postać sceniczną i skrytą za maską Mercury’ego, jaką stworzył. Wyjaśniłam jej, jak dzielił swoje życie, i oczywiście wiele opowiedziałam o cennych, wspólnych chwilach.

W maju 2023 roku Lesley-Ann przyleciała do Montreux. Nie mieszkam tam, ale wybrałyśmy to miasto, bo było bliskie sercu Freddiego. Wybrała się tam, by poznać mnie i moją rodzinę, zobaczyć siedemnaście notesów Freddiego, kartki, prywatne notatki, listy, wyciągi bankowe i inne dokumenty, a także obejrzeć zdjęcia, prywatne filmy i posłuchać nagrań audio. Długo namawiała mnie do opublikowania niektórych fotografii. W żadnym wypadku nie ponosi winy za to, że się nie zgodziłam. Choć doskonale rozumiem, jak ważne są w książce ilustracje, odmówiłam publikacji wszelkich naszych wspólnych fotografii. Przedstawiają one prywatne chwile ojca i córki – jego jedynego dziecka. Są to zdjęcia mojego taty i dziadka moich dzieci. Są dla nas bardzo cenne, intymne i chcemy, żeby takimi pozostały. Żaden z tych osobistych przedmiotów nigdy nie zostanie pokazany publicznie. Nigdy też nie pojawi się na aukcji. Mam jednak prawo podzielić się wszystkim, czego dowiedziałam się z notesów ojca. Mam też prawo zniszczyć te notesy, jeśli kiedykolwiek uznam to za stosowne. Fani Freddiego, miłośnicy jego muzyki i miliony osób o nim pamiętających, muszą to uszanować. Mam nadzieję, że uszanują, i modlę się o to. Jeśli nie, udowodnią, że miałam rację, zachowując nasze wspomnienia wyłącznie dla siebie.

Moje życie z mężem i rodziną w innym kraju jest ściśle prywatne. Chcemy, aby tak pozostało. Nasz spokój i anonimowość są nam drogie i nie chcemy, by cokolwiek je zakłócało. Nikt nie musi wiedzieć, kim jestem. Nie mam do dodania nic więcej poza tym, co przeczytałam w tej książce. Nie będę udzielać żadnych wywiadów poza tymi, których udzieliłam Lesley-Ann. Jestem winna ojcu chronienie naszej prywatności jako jednego z największych przywilejów życia. Jak sam przyznał, żałował, że tak łatwo się jej pozbył. Była to jedyna rzecz, którą pragnął odzyskać.

Oto, po raz pierwszy i jedyny, prawdziwa historia Freddiego Mercury’ego. Postanowiłam powierzyć ją mojej drogiej przyjaciółce, Lesley-Ann Jones. Każdą sylabę, którą tu przeczytacie, Freddie wyjawił mi osobiście.

B”.

*Love of My Life Lesley-Ann Jones została wydana przez Coronet/Hodder & Stoughton w 2021 roku w oprawie twardej, a w 2022 w miękkiej.

** Kenny Everett zmarł na AIDS 4 kwietnia 1995 roku, cztery lata po swoim przyjacielu. Miał 50 lat.

Love, Freddie: Freddie Mercury’s Secret Life and Love

Copyright © Lesley-Ann Jones, 2025

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2025

Copyright © for the translation by Robert Filipowski 2025

Redakcja – Anna Strożek

Korekta – Kornelia Dąbrowska, Julia Młodzińska, Bartosz Szpojda

Korekta merytoryczna – Małgorzata Pietrzak

Projekt typograficzny i skład – Kasia Kotynia

Przygotowanie e-booka – Natalia Patorska

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Zdjęcie na okładce – Mick Rock

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2025

ISBN mobi: 9788384062951

ISBN epub: 9788384062968

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Aleksandra Parzyszek, Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Małgorzata Folwarska, Marta Sobczyk-Ziębińska, Natalia Nowak, Magdalena Ignaciuk-Rakowska, Martyna Całusińska, Aleksandra Doligalska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Małgorzata Pokrywka, Patrycja Talaga

E-commercei IT: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Monika Czekaj, Anna Bosowiec

finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl

Spis treści

Okładka

Strony tytułowe

Cytat

Dedykacja

Cytat

Ku pamięci

Cytat

Rozdział 1 Dotykając słońca

Strona redakcyjna

Reklama