Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Joni zniknął. Dodatkowa kapsuła podróżna została otwarta. Tajemniczy pasażer okazuje się o wiele groźniejszy, niż ktokolwiek przypuszczał. Ma tajną broń i nie zawaha się jej użyć wobec każdego, kto mu się sprzeciwi.
Marie, Ari i Joni muszą walczyć z całych sił, by ratować nie tylko siebie samych, ale także fantastyczną i dziką planetę Kepler-62e. Ale co może zrobić garstka dzieci wobec takiej potęgi? Pozostaje im tylko mieć nadzieję…
Międzynarodowy bestseller. Wielkie emocje. Ważne tematy. Wciągająca lektura.
To koniec serii, ale nie koniec historii…
Książka wydana w ramach projektu „Bliskie-dalekie sąsiedztwo".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 75
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1.
Moje ciało odmawia wykonywania poleceń mózgu.
Nogi, brzuch, płuca – wszystko protestuje. Czuję w ustach smak krwi. Nie sądziłam, że to się może naprawdę wydarzyć. Ale co ja tam wiem? Zawsze robiłam sobie wolne od lekcji wuefu i innych form aktywności fizycznej. Za to płacę. Powinnam była poświęcić więcej czasu na sport. Bo teraz muszę biec, ile sił w nogach. Złapać dziecko, które nam uciekło. To niewiarygodne, ile energii i uporu może drzemać w dziesięciolatku.
Musimy go dogonić, zanim straci przytomność.
Śnieg zaczął topnieć, więc jest nam łatwiej niż za ostatnim razem.
Zaczyna wiać. Pogoda okazała się nie tak korzystna, jak początkowo sądziliśmy. Tylko dlaczego zmienia się tak szybko?
Smak krwi w ustach przywodzi na myśl zardzewiałe żelazo. Ale na szczęście nie jestem sama.
Ari dopada Joniego jako pierwszy, musi się na niego rzucić, by go zatrzymać.
– Nie, nie, nie. Puszczaj! – wrzeszczy Joni.
– Ale gdzie ty się wybierasz? Dlaczego uciekasz?
Joni wlepia w nas wzrok. Widzę, że Ari jest zdenerwowany, jego brat nie mruga ani nic w tym stylu, wpatruje się tylko w przestrzeń. Tak długo, że do oczu napływają mu łzy.
Wygląda, jakby ktoś go zapauzował. Dość długo był chory. To z pewnością wielkie obciążenie dla tak drobnego ciała.
– Wszystko przeze mnie – mówi Joni.
– Co takiego? – pytam.
– Zabiłem ich. Zabiłem Szeptaczy. Nie zasługuję, żeby z wami być. Muszę znaleźć jakichś innych Szeptaczy, poprosić ich o wybaczenie, muszę...
Joni traci nagle przytomność i osuwa się na ziemię, zupełnie jakby ktoś odłączył go od prądu.
– To wina Olivii – mówi Ari, pochyla się i bierze brata na ręce. – To wszystko jej wina.
Chwytam bezwładną dłoń Joniego.
– Nie jestem lekarką, ale puls ma chyba w normie, mimo że tak długo biegł. Oddycha spokojnie, kolor skóry też jest raczej w porządku. Myślę, że to nic poważnego.
Kładziemy Joniego na sankach z metalowych płyt. Ciągniemy go za sobą z powrotem do bazy. Staramy się iść szybko, śnieg już się topi, mimo że godzinę temu było jeszcze biało. Ta planeta jest naprawdę dziwna.
Czasami wydaje mi się, że pogodą sterują tu nie tylko siły natury.
2.
– Śpi jak zabity – mówię.
Możemy oczywiście sprowadzić przywódczynię naszej ekspedycji i lekarkę, Olivię. Ale ona chyba nie jest nam w tym momencie zbyt przychylna, nadal siedzi związana w magazynie. Zbuntowaliśmy się, gdy w końcu nam powiedziała, czemu wylądowaliśmy na tej planecie.
– Z Jonim wszystko dobrze? – pyta Lisa. – Uciekł, bo wystraszył się Króla? Widział go? To człowiek? Jest groźny?
Lisa drży.
– No tak, Król – mówię. – Nie, nie chodziło o niego. A ktoś go w ogóle widział? On istnieje?
– Kapsuła jest otwarta. Ta dodatkowa, tajemnicza. Wszyscy widzieliśmy ślady na śniegu.
Lisa naprawdę wygląda na przerażoną.
– No i ten wirus, o którym mówiła Olivia – ciągnie. – Ten, którym mieliśmy zarazić Szeptaczy. Wszyscy go przecież mamy. Musimy znaleźć odtrutkę, bo ona ją przecież ukryła. Przypomnij sobie, co się stało z Albertem, i pomyśl, co będzie, jak przyjdą Szeptacze i wszystkich nas zabiją i...
– Szeptacze nie są groźni – mówię. – To dobre istoty. Olivia się myli. Wracaj do modułu mieszkalnego, do Swietłany i Min-Juna. Zaraz do was przyjdziemy. Mam plan – dodaję z uśmiechem.
Choć tak naprawdę to wcale go nie mam.
3.
– Nie możemy teraz wszyscy panikować i wpadać w przerażenie. Trzeba się zastanowić – mówię.
– Racja – godzi się Ari. – Pójdę po Olivię. Powinna obejrzeć Joniego.
Sięgam po napój go-go-go! opracowany z myślą o tej misji przez NASA i amerykańskie siły powietrzne. Naprawdę nieźle pobudza, ale tym razem nawet on nie jest w stanie dać mi energii, której potrzebuję.
Siadam na podłodze. Nadal mam w ustach smak żelaza.
Moje życie dość długo przypominało ciekawy film. Zupełnie nierealistyczny, ale ciekawy i fajny. Siedzę na podłodze superlecznicy przywodzącej na myśl pomieszczenia z Gwiezdnych wojen. Gdybym teraz opowiedziała komuś, co się ze mną działo, brzmiałoby to pewnie całkiem nieprawdopodobnie. Ja, czternastoletnia dziewczyna, przyleciałam na planetę położoną tysiąc dwieście lat świetlnych od ziemi. „Myśl!”, mówię do siebie samej i staram się faktycznie nad tym porządnie zastanowić. Tysiąc dwieście lat świetlnych! Przybyłam do najpiękniejszego miejsca, jakie jestem sobie w stanie wyobrazić. Bawię się z Arim, Jonim i tworzę z nimi rodzinę. Wcześniej nigdy rodziny nie miałam. Tata był ciągle w rozjazdach, mama nie żyła. Dorastałam z Magdą i Alfredem, dwojgiem naszych starych pracowników. Czuję się bardziej w domu tutaj – razem z Jonim i Arim, na planecie w innym układzie słonecznym – niż dawniej na Ziemi.
Nie ma tu szpitala, w którym moglibyśmy szukać pomocy. Żyjemy na planecie Kepler-62e, oficjalnie odkrytej przez NASA wiele lat temu.
Powiedziano nam, że jesteśmy pierwszymi ludźmi, którzy tu wylądowali. Ale podczas niedawnego wypadu badawczego znaleźliśmy coś w rodzaju wielkiej sondy ukrytej w jaskini. Ktoś musiał ją tu przysłać z Ziemi. Byliśmy w szoku. Kazano nam się trzymać z dala od znaleziska i wracać do bazy. A teraz ciekawy film zmienia się powoli w niepokojący thriller.
– Hej – mówi Olivia. Nie wydaje się szczególnie zbita z tropu.
Ari chyba się trochę wstydzi, rola więziennego strażnika pewnie mu nie odpowiada.
– Jeśli mam wam pomóc, to poluzujcie mi chociaż więzy na rękach.
– Oczywiście – mówię.
Muszę odnosić się do niej z sympatią, choć tak naprawdę wcale jej nie ufam. Ona z kolei udaje sympatię do mnie, a raczej nie jest zachwycona po tym, jak cała nasza grupa związała ją i zmusiła do wyjawienia, dlaczego właściwie trafiliśmy na tę planetę.
– Okej – mówi Ari, prostując plecy. – Joniemu wcale się nie poprawiło. Znów krwawił. Musisz nam natychmiast dać odtrutkę.
– Król powiedział, że nie wolno mi jej wam dać, dopóki Szeptacze nie zostaną unieszkodliwieni.
Możliwe, że jest nas tu tylko sześcioro żywych ludzi. A Olivia to robot.
– Nie zostanie unieszkodliwiony ani jeden Szeptacz – mówię. – Unieszkodliwić to trzeba tego Króla, który się wydostał na wolność. O ile on w ogóle istnieje. A odtrutki na wirusa potrzebujemy tak czy inaczej.
Próbuję z całych sił sprawiać wrażenie pewnej siebie i wkurzam się, słysząc, że drży mi głos.
– Wiem, że mnie nie lubisz – oświadcza Olivia.
– Oj. Trochę głupio, że tak to widać – odpowiadam. – Ale skoro sama zaczęłaś ten temat: zastanawiałaś się, czemu cię nie lubię? Bo tak w ogóle to mogę dodać, że nie tylko cię nie lubię, ale też ci nie ufam. Zaraziłaś te wszystkie dzieciaki wirusem i uczestniczysz w spisku, który...
Olivia przerywa mi samym spojrzeniem, nie mówi ani słowa. To jej ulubiona sztuczka. Nie odpowiadać na nieprzyjemne pytania.
Keplerowskie słońce chyli się ku zachodowi.
Niebo eksploduje zaraz całą gamą barw.
– Musimy się trzymać razem – mówi na koniec Olivia. – Powiedziałam wam prawdę. Przybyliśmy tu nie tylko na emocjonującą ekspedycję. Ziemskie środowisko ulega zniszczeniu, nasza planeta nie jest już bezpiecznym domem, na co zawsze mieliśmy nadzieję. Nadzieja to obecnie w ogóle skomplikowane zagadnienie. Niedługo przybędzie Król we własnej osobie. Bo on istnieje. Wyjaśni ci to wszystko dużo lepiej, niż ja jestem w stanie. Mam teraz obejrzeć Joniego?
Olivia podchodzi do łóżka, na którym leży chłopiec.
Sięga po swój sprzęt lekarski, chwyta przedmiot podobny do strzykawki i pobiera próbkę krwi z jego ramienia. Mierzy mu temperaturę i osłuchuje go. Zakłada mu na palec wskazujący pulsoksymetr, który zaraz rozświetla się na czerwono.
– Jest wycieńczony. Ale nic mu nie grozi. Możecie mnie uwolnić? Jesteśmy przecież po tej samej stronie.
– Naprawdę? – pyta Ari. – Joni ma tego wirusa. Wszyscy go chyba mamy, oprócz ciebie i Marie? A ja? Dopóki nie dasz nam odtrutki, nie mam zamiaru cię słuchać. Odprowadź ją do magazynu, Marie!
4.
Olivia idzie dobrowolnie. Trochę głupio mi ją teraz wiązać.