10,10 zł
Opowiadanie „Trudności w nauce” opisuje świat pełen przemocy, od której nie ma ucieczki nawet wtedy, gdy próbuje się uciec. Pełne drapieżności obyczaje panują bowiem we wszystkich państwach Północy. Czy królują one jednak w sercach wszystkich mieszkańców?… Opowiadanie stanowi pierwszą część powieści pt. „Język wilczy”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 35
© Liszka Aleksandra, 2020
Opowiadanie „Trudności w nauce” opisuje świat pełen przemocy, od której nie ma ucieczki nawet wtedy, gdy próbuje się uciec. Pełne drapieżności obyczaje panują bowiem we wszystkich państwach Północy. Czy królują one jednak w sercach wszystkich mieszkańców?…
Opowiadanie stanowi pierwszą część powieści pt. „Język wilczy”.
ISBN 978-83-8221-152-8
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
.
Życie ludzkie, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, jest takie powikłane, że w porównaniu z nim człowiek jest jak szmata.
Jaroslav Hašek „Przygody dobrego wojaka Szwejka”
Opisane postaci mają cechy stereotypowe i stanowią portret typu charakteru. Świat przedstawiony ma charakter uniwersalny.
Bardzo trudno było Agnes zrozumieć język wilczy; nie tylko z powodu tego, że zawierał on specyficzne, gardłowe dźwięki i że przechodził często w warczenie. Agnes warczeć nie umiała, a gniewne tony, których wymagało użycie mowy wilczej, w jej wykonaniu pełne były mimowolnej łagodności. -Agnes, naucz się porządnie wilczego!… — mówiły do niej drapieżne zwierzęta. Potem odchodziły o kilka kroków, przyglądając się jej oczyma, emitującymi światło jak latarki, i powarkiwały, zdziwione. Albo śmiały się, pełne agresywnej wesołości wypływającej z tego, że znalazły tak głupie zwierzę pośród siebie. W języku wilczym bowiem nie tylko zdziwienie, ale nawet radość, wyrażana była na sposób brutalny.
Agnes nie miała w sobie brutalności- tak jakby urodziła się bez niej. Było to jednak coś, czego nauczyło ją Stado; poza, którą przyjmowała mimowolnie, znajdując się pośród wilków. Niejednokrotnie nawet, będąc sama, robiła groźne miny i pluła na odległość. Była to- jak myślała- jej prawdziwa natura. Wilki tolerowały ją, chociaż czuły, że jest w niej coś innego i obcego. Było tak od zawsze. Wilczość Agnes była jak gdyby udawana. Koledzy ze Stada odczuwały ją jako coś dziwnego- niezawodny instynkt mówił im przecież, że Agnes jest w swoim zachowaniu zupełnie szczera. Gdzie leżało jednak oszustwo, obecność którego wilki wyczuwały może jeszcze silniej?… Wilki patrzały na Agnes z powątpiewaniem.
— I to jest wilk?… — wyrwało się kiedyś siedzącemu pod drzewem Vercyngetoryksowi, który przyglądał się Agnes z pewnej odległości. Inne wilki, które stały obok niego, również zaczęły wpatrywać się w Agnes.
— Niby ma łapy… Takie jak my mamy- powiedział Burzum z ociąganiem. -Niby ma ogon… — znów spojrzał na nią krytycznym okiem, z trudnym do rozszyfrowania wyrazem pyska.
— I wyć też niby potrafi… — powiedział inny wilk, którego imienia nie pamiętam.
— Ciężka sprawa… — błysnął ślepiami inny. Agnes, nieświadoma tego, że o niej rozmawiają. Po chwili spojrzała na grupkę. Różnica między resztą wilków a Agnesn uwidoczniła się, kiedy oczy Agnes spotkały oczy Vercyngetoryksa. I choć wyglądały one tak samo, ich wyraz był zupełnie odmienny. Agnes patrzała tak, jak gdyby w jej oczach jaśniał pełen pogody uśmiech. Czy było to coś złego?… Nie, ale z pewnością nie było to typowo wilcze- dlatego należało się mieć na baczności. W oczach Vercyngetoryksa zaś zapaliło się to, co najbardziej charakterystyczne dla wilka- żółty ogień, jadowity a jednocześnie nieodgadniony. To było właśnie wilcze. I jedynie słuszne. W miarę tego, jak ogień rozpalał się w wilczych ślepiach, Vercyngetoryks nabierał pewności siebie. Podobnie jego towarzysze. W cieniu drzew ich łby rysowały się wspaniale- wyglądali wszyscy jak zbójcy. I, tak właściwie, mówiąc między nami, byli nimi- choć dla określenia samych siebie używali wszyscy co do jednego miana bohater. A kim jest bohater?… Nie tylko tym, kto kroczy z dumnie wypiętą piersią- czy też, jak w przypadku wilka- z wysoko podniesionym ogonem. Bohater jest to ktoś, kto, by zdobyć, a następnie podtrzymać swoje bohaterstwo, musi walczyć. Podtrzymywanie bohaterstwa zaś wymaga tego, by ćwiczyć zdobyte umiejętności na każdym, kto uchodzi za wroga. Odważny i szlachetny wilk z żółtym ogniem, rozpalonym w pełnych bezkompromisowości oczach, jest kimś, kto walczy z szeroko pojętym złem. Jest mu ono potrzebne do życia, jak powietrze. Zło jest materiałem ćwiczebnym. A kto decyduje, co jest złe, a co dobre? On sam. Złe jest to, z czym walczy. A jako że jest panem stworzenia, może walczyć ze wszystkim.
— Ta Agnes… — powiedział Vercyngetoryks złośliwie- Ta Agnes jest jakaś niewilcza… Pozostałe wilki, które zgromadziły się wokół niego, zaczęły merdać ogonami i uśmiechać się porozumiewawczo. Niektóre z nich nawet przymrużyły oczy z zadowoleniem.
— Myślę… — kontynuował Vercyngetoryks- myślę, że należy zgłosić sprawę do Bisiora-powiedział tonem zdecydowanym, w którym kryło się jednak ledwo wyczuwalne rozbawienie.
— Słyszałem… — Burzum zbliżył się do naprędce uformowanego kręgu i udał, że powierza wilkom jakąś bardzo ważną tajemnicę. Wszystkie wilki skierowały w jego stronę głowy. -Słyszałem, że to lupa… — powiedział głosem przeszywającym i czknął. Pozostałe wilki aż zachłysnęły się w z wrażenia- a potem zaczęły się śmiać. Śmiały się i podskakiwały, okładając się wzajemnie łapami gestami prawie że uroczystymi, jak gdyby pragnęły sobie nawzajem pogratulować. Były bowiem jednością, rozpalane wszystkie przez żółty ogień nienawiści i pragnienia czynienia zła.
Następnego dnia Agnes, którą zaintrygowało to, że poprzedniego dnia wilki, zebrane w grupie, obserwowały ją uważnie, stojąc pod drzewem, podbiegła do Vercyngetoryksa. Vercyngetoryks był młodym wilkiem, który miał zadatki na przyszłego Bisiora: zaczynał już słynąć z okrucieństwa i niezwykłego sprytu. Agnes otwierała już paszczę, chcąc się z nim przywitać, gdy młody wilk, spojrzawszy na nią z ukosa, zaczął skandować cicho i jak gdyby z utajoną złośliwością:
— Lu-lu-lu!… Lu-lu-lu!… — Agnes popatrzyła na niego, niezwykle zdziwiona. Co ma znaczyć to dziwne zachowanie?…
— Papapa… pappa… papa… — powiedział Vercyngetoryks z satysfakcją, a potem zaczął rozmowę, jak gdyby nigdy nic:
— Witaj Agnes!… — Agnes