Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego - Robert Gawłowski - ebook

Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego ebook

Robert Gawłowski

3,8

Opis

Historia Enigmy jest przedmiotem zainteresowania wielu badaczy i autorów w skali międzynarodowej. Do tej pory ich uwaga koncentrowała się na zagadnieniach technicznych funkcjonowania Enigmy, losach ośrodka w Bletchley Park albo (nieszczęśliwej) historii osobistej Alana Turinga.

Wyjątkowość prezentowanej publikacji polega na przedstawieniu całkowicie nieobecnego wątku, który jeszcze nigdy nie został szerzej omówiony zarówno w literaturze międzynarodowej, jak również polskiej, tj. historii Mariana Rejewskiego. Ta książka jest właśnie o nim: jego dzieciństwie, dorastaniu, największym osiągnięciu fundującym podstawy informatyki, a także trudnych losach powojennych, kiedy zdecydował się wrócić do rządzonej przez komunistów Polski, skrzętnie ukrywając wiedzę o swoich osiągnięciach. Rejewski nie miał wątpliwości, że zarówno on, jak i jego najbliżsi od pierwszych miesięcy pobytu w rodzinnej Bydgoszczy byli obserwowani przez Służbę Bezpieczeństwa. Pochopna wypowiedź, zbytnia otwartość w korespondencji ze znajomymi, niepochlebny komentarz na temat rzeczywistości politycznej w kraju mógł skończyć się utratą pracy i represjami. Kolejne dekady życia w niepokoju i niedostatku doprowadziły Rejewskiego do stoczenia ostatniego i równie ważnego boju – walki o prawdę historyczną o Enigmie. Publikowane na Zachodzie książki o tajemnicach drugiej wojny światowej, w tym najważniejsza – Ultra Secret Fredericka Winterbothama, deprecjonowały znaczenie Polaków. Rozszyfrowanie Enigmy miało być efektem kradzieży maszyny przez polskiego mechanika zatrudnionego w niemieckiej firmie w Berlinie. Od połowy lat 70. Marian Rejewski dzięki dużej aktywności medialnej dołożył wszelkich starań, aby opowiedzieć prawdę historyczną.

To opowieść o człowieku, który dokonał rewolucji w kryptologii, o rywalizacji człowieka z maszyną, o wielkiej historii przetaczającej się przez życie jednostki, a także o życiu Mariana Rejewskiego, którego historia cały czas czeka na przedstawienie opinii publicznej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 308

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (6 ocen)
1
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TBekierek

Dobrze spędzony czas

Biografia człowieka nieco zapomnianego,ale ważnego dla wygrania II wojny światowej. Napisana bardzo dobrze, którą czytało się z przyjemnością. Polecam
00

Popularność




re­dak­cja języ­ko­wa

Anna Mo­chal­ska

ko­rek­ta

Te­re­sa Na­umiuk

Ju­sty­na Sa­ła­ta

Mag­da­le­na Żmu­dziak

opra­co­wa­nie gra­ficz­ne i skład

Szy­mon Stru­ży­ński

stu­dio­for­mat.pl

© co­py­ri­ght by

Ro­bert Ga­włow­ski

isbn978-83-67049-33-7

epi­ste­me

Sol­na 4/9, 20-021 Lu­blin | 728352141

wy­daw­nic­two­epi­ste­me.pl

druk

„el­pil” ul. Ar­ty­le­ryj­ska 11, 08-110 Sie­dl­ce

Spis treści

OKLAD­KA

STRO­NA RE­DAK­CYJ­NA

SPIS TRE­ŚCI

WSTĘP

NA­RO­DZI­NY

RO­DZI­NA I DO­RA­STA­NIE

STU­DIA W PO­ZNA­NIU

GE­TYN­GA I PIERW­SZE KRO­KI ZA­WO­DO­WE

WAR­SZA­WA I ROZ­SZY­FRO­WA­NIE ENIG­MY

NAJ­LEP­SZE LATA ŻY­CIA

PRZE­KA­ZA­NIE PA­ŁECZ­KI W SZTA­FE­CIE

WY­BUCH DRU­GIEJ WOJ­NY ŚWIA­TO­WEJ

PRZY­JAZD DO WIEL­KIEJ BRY­TA­NII

OKRES PRZE­JŚCIO­WY

PO­WRÓT DO PO­WO­JEN­NEJ BYD­GOSZ­CZY

ROZ­PO­CZY­NA­NIE ŻY­CIA OD NOWA

SZTAB I TAR­GO­WI­CA

SPRA­WA EWI­DEN­CYJ­NO-OPE­RA­CYJ­NA NR 819/56 „KRYP­TO­LOG”

MAŁA STA­BI­LI­ZA­CJA

TO WŁA­ŚNIE JA JE­STEM TYM, KTÓ­RY ROZ­SZY­FRO­WAŁ MA­SZY­NĘ

NE GA­SPIL­LE PAS TON TEMPS, CAR IL EST L’ES­SEN­CE DE LA VIE

CO­DZIEN­NO­ŚĆ I SE­KRET ENIG­MY

ZA­KO­ŃCZE­NIE

ŹRÓ­DŁA SUK­CE­SU

NA­SZA HI­STO­RIA

Fil­my

MA­TE­RIA­ŁY I ŹRÓ­DŁA

PRZY­PI­SY KO­ŃCO­WE

WSTĘP

CY­ŻFU

Hi­sto­ria Enig­my przed­sta­wia­na jest często jako ry­wa­li­za­cja o losy świa­ta, a z pew­no­ścią wa­żny czyn­nik roz­strzy­ga­jący o wy­ni­ku naj­krwaw­szej woj­ny w hi­sto­rii ludz­ko­ści. W li­te­ra­tu­rze hi­sto­rycz­nej mo­żna na­wet spo­tkać się ze stwier­dze­niem, że zła­ma­nie naj­bar­dziej skry­wa­nej ta­jem­ni­cy kryp­to­lo­gicz­nej Trze­ciej Rze­szy do­pro­wa­dzi­ło do skró­ce­nia dru­giej woj­ny świa­to­wej o dwa lata, a za­tem po­zwo­li­ło na unik­ni­ęcie śmier­ci ty­si­ęcy osób. Ry­wa­li­za­cja wy­wia­dów w cza­sie tej woj­ny, któ­rej tłem były dzia­ła­nia kryp­to­lo­gicz­ne, sta­ła się pod­sta­wą wie­lu fil­mów oraz kil­ku­dzie­si­ęciu, je­śli nie kil­ku­set, ksi­ążek. Ka­żde­go roku na ryn­ku wy­daw­nictw an­glo­języcz­nych uka­zu­ją się nowe po­zy­cje po­świ­ęco­ne Enig­mie, ośrod­ko­wi w Blet­chley Park lub sa­me­mu Ala­no­wi Tu­rin­go­wi, któ­ry kon­ty­nu­ował kryp­to­lo­gicz­ne osi­ągni­ęcia Po­la­ków. Nic w tym dziw­ne­go, bo hi­sto­ria ta kry­je w so­bie wie­le cie­ka­wych i in­spi­ru­jących wąt­ków.

Dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka hi­sto­ria Enig­my ma szcze­gól­ne zna­cze­nie. Któż z nas nie sły­szał na lek­cjach hi­sto­rii o pol­skich kryp­to­lo­gach, któ­rzy jako pierw­si na świe­cie roz­szy­fro­wa­li tę ma­szy­nę. Ma­rian Re­jew­ski do­ko­nał rze­czy, z któ­rą ża­den inny wy­wiad Eu­ro­py Za­chod­niej nie po­tra­fił so­bie po­ra­dzić. Jest to za­tem opo­wie­ść o ry­wa­li­za­cji Da­wi­da z Go­lia­tem, czło­wie­ka z ma­szy­ną, przy­pad­ku z nie­miec­kim po­rząd­kiem czy w ko­ńcu o zna­cze­niu jed­nost­ki w hi­sto­rii świa­ta. W na­tu­ral­ny spo­sób za­in­te­re­so­wa­nie za­rów­no osób pro­fe­sjo­nal­nie zaj­mu­jących się tym okre­sem hi­sto­rii, jak rów­nież be­le­try­stów kon­cen­tru­je się wła­śnie na sa­mej ma­szy­nie. Dla przy­kła­du mo­żna wska­zać pu­bli­ka­cje Wła­dy­sła­wa Ko­za­czu­ka, Mar­ka Graj­ka, Der­mo­ta Tu­rin­ga, Fre­de­ric­ka Win­ter­bo­tha­ma, do­ty­czące wła­śnie tego za­gad­nie­nia. Dzi­wi za­tem fakt, że cały czas bra­ku­je pu­bli­ka­cji po­świ­ęco­nej naj­wa­żniej­szej oso­bie w tej hi­sto­rii – czło­wie­ko­wi, któ­ry jako pierw­szy roz­szy­fro­wał ma­szy­nę. Tym­cza­sem nie­daw­no po­ja­wi­ła się po­zy­cja do­ty­cząca jed­nej z wa­żniej­szych po­sta­ci w hi­sto­rii pol­skiej kryp­to­lo­gii, jaką był An­to­ni Pal­luth. Wi­ęcej niż Enig­ma au­tor­stwa Be­aty Maj­chrow­skiej przy­bli­ża tę po­stać pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi i czy­ni hi­sto­rię wal­ki wy­wia­dów nie­co bar­dziej hu­man sto­ry. Po­stać Ma­ria­na Re­jew­skie­go, kryp­to­lo­ga z Biu­ra Szy­frów, do­cze­ka­ła się je­dy­nie krót­kich, często bro­szur­ko­wych opra­co­wań. Na­wet ksi­ążki, któ­re w ty­tu­le przy­wo­łu­ją jego na­zwi­sko, kon­cen­tru­ją się głów­nie na hi­sto­rii Enig­my bądź kryp­to­lo­gii jako ta­kiej. Być może z ra­cji tego, że nie mam wy­kszta­łce­nia ma­te­ma­tycz­ne­go, to wła­śnie hi­sto­ria oso­by, któ­ra roz­szy­fro­wa­ła ma­szy­nę, za­in­te­re­so­wa­ła mnie naj­bar­dziej. Jak to się sta­ło, że do­szło do zła­ma­nia szy­fru? Ja­kie były źró­dła tego suk­ce­su? Jak to zo­sta­ło wy­ko­rzy­sta­ne i w ko­ńcu jak po­to­czy­ły się losy oso­by, któ­rej do­ko­na­nie mia­ło ol­brzy­mi wpływ na prze­bieg woj­ny? Poza wiel­ką grą wy­wia­dów i ry­wa­li­za­cją pa­ństw ist­niał prze­cież w tym wszyst­kim ludz­ki aspekt, często po­mi­ja­ny w pod­ręcz­ni­kach. Nie bu­dzi wąt­pli­wo­ści, że roz­szy­fro­wa­nie ma­szy­ny nie by­ło­by mo­żli­we bez pra­cy, in­tu­icji, a ta­kże wie­dzy kon­kret­nej oso­by, któ­ra po­tra­fi­ła za­sto­so­wać teo­re­tycz­ną wie­dzę ma­te­ma­tycz­ną w prak­ty­ce. Czy Enig­ma to jed­nak wszyst­ko, co wy­da­rzy­ło się w ży­ciu Ma­ria­na Re­jew­skie­go? Czy­ta­jąc not­ki bio­gra­ficz­ne lub wspo­mnia­ne wcze­śniej skró­to­we opra­co­wa­nia, mo­żna od­nie­ść ta­kie wra­że­nie. Ko­lej­ne ty­go­dnie lek­tur i po­szu­ki­wa­nia ma­te­ria­łów po­ka­zy­wa­ły jed­nak, że jest zde­cy­do­wa­nie wi­ęcej wąt­ków, któ­re do­ma­ga­ją się wy­do­by­cia na świa­tło dzien­ne.

Przy­go­to­wu­jąc ksi­ążkę, chcia­łem uzu­pe­łnić tę istot­ną lukę. Ży­cie Ma­ria­na Re­jew­skie­go było wy­jąt­ko­we i war­te jest spe­cjal­nej uwa­gi. Mam na my­śli nie wy­łącz­nie hi­sto­rię Enig­my, ale ta­kże okres hi­sto­rii, w któ­rym przy­szło mu żyć. W la­tach ­­1905–1980 był on świad­kiem wy­da­rzeń ró­żnych epok, za­rów­no w hi­sto­rii mia­sta, jak i kra­ju czy na­wet świa­ta. To wła­śnie hi­sto­ria prze­ta­cza­ła się wie­lo­krot­nie przez jego ży­cie, choć on sam rów­nież miał istot­ny udział w jej bie­gu.

Ksi­ążka ta nie po­wsta­ła­by, gdy­by nie wspar­cie i po­moc wie­lu osób i in­sty­tu­cji. Naj­wi­ęk­sze po­dzi­ęko­wa­nia na­le­żą się cór­ce Ma­ria­na Re­jew­skie­go – pani Ja­ni­nie Syl­we­strzak, z któ­rą spędzi­łem kil­ka­dzie­si­ąt go­dzin, roz­ma­wia­jąc o hi­sto­rii jej ojca. Szczęśli­wie kon­tak­tu nie prze­rwa­ła na­wet pan­de­mia i dzi­ęki zdal­nym apli­ka­cjom mo­gli­śmy kon­ty­nu­ować wspó­łpra­cę. Dłu­gie, wie­lo­go­dzin­ne roz­mo­wy od­bie­ram jako wy­raz du­że­go za­ufa­nia i mam na­dzie­ję, że osta­tecz­ny efekt w po­sta­ci tej ksi­ążki zo­sta­nie oce­nio­ny po­zy­tyw­nie. Cen­ne wspar­cie oka­zał mi pan Je­rzy Lel­wic, udo­stęp­nia­jąc do­ku­men­ty pra­cow­ni­cze Ma­ria­na Re­jew­skie­go z okre­su po­by­tu w Byd­gosz­czy. Dzi­ęku­ję ta­kże panu dr. Mar­ko­wi Graj­ko­wi za kon­sul­ta­cje, dzi­ęki któ­rym le­piej po­zna­łem funk­cjo­no­wa­nie ma­szy­ny, oraz ko­men­ta­rze po prze­czy­ta­niu ma­szy­no­pi­su. Nie mam wąt­pli­wo­ści, że uczy­ni­ły one moją pra­cę lep­szą. Wszyst­kim tym oso­bom bar­dzo dzi­ęku­ję, jak rów­nież wie­lu zna­jo­mym i przy­ja­cio­łom, któ­rzy chęt­nie słu­cha­li mo­ich opo­wia­dań w trak­cie pi­sa­nia ksi­ążki i słu­ży­li radą. Szcze­gól­ne po­dzi­ęko­wa­nia na­le­żą się Al­fre­do­wi Lu­trzy­kow­skie­mu, Grze­go­rzo­wi Kar­pi­ńskie­mu oraz An­nie Mo­chal­skiej. Oczy­wi­ście nie zmie­nia to fak­tu, że za wszyst­kie ewen­tu­al­ne po­tkni­ęcia od­po­wia­da au­tor.

Duże zna­cze­nie mia­ła dla mnie ta­kże życz­li­wo­ść oka­za­na przez wie­le osób, do któ­rych zwra­ca­łem się z pro­śbą o po­moc. Pra­gnę tu wy­mie­nić pa­nią Ma­łgo­rza­tę Gord­dard z bry­tyj­skie­go Mi­ni­stry of De­fen­ce, pra­cow­ni­ków In­sty­tu­tu Jó­ze­fa Pi­łsud­skie­go w Lon­dy­nie, pa­nią Ja­dwi­gę Ko­wal­ską z In­sty­tu­tu Pol­skie­go i Mu­zeum im. gen. Si­kor­skie­go w Lon­dy­nie, pra­cow­ni­ków Woj­sko­we­go Biu­ra Hi­sto­rycz­ne­go Cen­tral­ne­go Ar­chi­wum Woj­sko­we­go w Rem­ber­to­wie, a ta­kże Bi­blio­te­ki Na­ro­do­wej w War­sza­wie i Bi­blio­te­ki Miej­skiej w Byd­gosz­czy, ar­chi­wum Uni­wer­sy­te­tu w Ge­tyn­dze, Uni­wer­sy­te­tu im. Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu czy byd­go­skie­go od­dzia­łu In­sty­tu­tu Pa­mi­ęci Na­ro­do­wej. Poza spo­tka­nia­mi ze wspo­mnia­ny­mi oso­ba­mi ob­fi­cie ko­rzy­sta­łem z li­te­ra­tu­ry hi­sto­rycz­nej, za­rów­no po­wszech­nej, jak i re­gio­nal­nej, pra­sy, fil­mów i wspo­mnień osób, któ­re prze­by­wa­ły w tych sa­mych miej­scach co Ma­rian Re­jew­ski. Bar­dzo się cie­szę, że z dużą częścią opu­bli­ko­wa­nych in­for­ma­cji czy­tel­nik będzie miał oka­zję za­po­znać się po raz pierw­szy.

Ksi­ążka ta nie ma cha­rak­te­ru na­uko­we­go. Na­le­ży ją trak­to­wać jako re­por­taż hi­sto­rycz­ny. Losy Ma­ria­na Re­jew­skie­go przed­sta­wi­łem za­tem w nie­co szer­szym kon­te­kście, zwra­ca­jąc ta­kże uwa­gę na czas i miej­sca, w któ­rych prze­by­wał. Hi­sto­ria Byd­gosz­czy – mia­sta, w któ­rym kryp­to­log uro­dził się i do któ­re­go wró­cił po dru­giej woj­nie świa­to­wej – była dla mnie istot­na ta­kże z po­wo­dów oso­bi­stych, gdyż jest to moje mia­sto ro­dzin­ne. Sta­no­wi­ło to szcze­gól­ną mo­ty­wa­cję do pra­cy nad pu­bli­ka­cją. Wie­rzę, że ta ksi­ążka po­zwo­li le­piej po­znać nie­zwy­kłą hi­sto­rię Ma­ria­na Re­jew­skie­go, ro­dzin­nej Byd­gosz­czy oraz re­gio­nu, któ­re­go losy są nad­zwy­czaj in­te­re­su­jące. Chy­ba zbyt często pa­trzy­my na hi­sto­rię na­sze­go kra­ju przez pry­zmat „ogól­no­kra­jo­wej nar­ra­cji” i przez to za­po­mi­na­my o lo­kal­nych kon­tek­stach oraz bo­ha­te­rach wy­wo­dzących się z tych spo­łecz­no­ści i ich nie za­wsze pe­łniej zna­nych do­ko­na­niach.

I

NARODZINY

RE­WŚM­DL­RĆ

Je­śli przy­jąć, że ka­żde stu­le­cie ma swój sym­bo­licz­ny po­czątek, to w przy­pad­ku XX wie­ku ta­kim mo­men­tem mó­głby być 1905 rok. Czas re­wo­lu­cji wy­bu­cha­jących w mia­stach, ro­dzących się ru­chów spo­łecz­nych, straj­ków w fa­bry­kach, któ­re do­bit­nie po­ka­zy­wa­ły, że świat sta­wał się znacz­nie bar­dziej miej­ski niż w po­przed­nim stu­le­ciu. Sym­bo­licz­ne „po­cząt­ki”, któ­re mają po­rząd­ko­wać na­sze ro­zu­mie­nie i nada­wać do­dat­ko­wy sens kon­kret­nym zda­rze­niom, są za­zwy­czaj zwie­ńcze­niem pew­nych pro­ce­sów dzie­jących się od daw­na. W tym przy­pad­ku będzie to upa­dek zna­cze­nia kla­sy zie­mia­ńskiej, mi­gra­cja lud­no­ści do miast w po­szu­ki­wa­niu pra­cy, co­raz wi­ęk­sze zna­cze­nie go­spo­dar­cze, spo­łecz­ne i przez to rów­nież po­li­tycz­ne miast. W ta­kim mo­men­cie hi­sto­rii uro­dził się Ma­rian Re­jew­ski, a do­kład­nie w dniu 16 sierp­nia 1905 roku w Byd­gosz­czy, do­kąd prze­pro­wa­dzi­li się jego ro­dzi­ce pod ko­niec XIX wie­ku. Losy jego ro­dzi­ny i prze­ciw­no­ści, ja­kim mu­sia­ła spro­stać, były ty­po­we dla Po­la­ków za­miesz­ku­jących te zie­mie, któ­re już od po­nad wie­ku na­le­ża­ły do Prus. Byd­goszcz wsku­tek pierw­sze­go roz­bio­ru w 1772 roku zo­sta­ła odłączo­na od Pol­ski. Ma­rian Re­jew­ski uro­dził się za­tem w mie­ście, któ­re przez po­nad 130 lat było rządzo­ne przez Niem­ców. Tak dłu­gi czas po­zo­sta­wa­nia w gra­ni­cach ob­ce­go pa­ństwa w oczy­wi­sty spo­sób od­ci­skał pi­ęt­no na ży­ciu miesz­ka­ńców, sym­bo­li­ce mia­sta, ar­chi­tek­tu­rze, go­spo­dar­ce. Byd­goszcz za­wsze była mia­stem po­gra­ni­cza, w któ­rym wi­docz­ne były ró­żne kul­tu­ry. Jed­nak zmia­na przy­na­le­żno­ści po­li­tycz­nej ozna­cza­ła mar­gi­na­li­zo­wa­nie zna­cze­nia pol­skiej spo­łecz­no­ści. Sys­te­ma­tycz­nie pro­wa­dzo­na po­li­ty­ka zwal­cza­nia pol­sko­ści mia­ła cha­rak­ter nie tyl­ko kul­tu­ro­wy, ale ta­kże go­spo­dar­czy. Trud­no wska­zać ob­szar ak­tyw­no­ści, któ­ry nie by­łby na­zna­czo­ny wy­bo­ra­mi o cha­rak­te­rze po­li­tycz­nym, o czym wi­ęcej pó­źniej.

Ogło­sze­nie re­kla­mo­we skła­du cy­gar pro­wa­dzo­ne­go przez Jó­ze­fa Re­jew­skie­go / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1909, R. 2, nr 288

Ro­dzi­na Re­jew­skich sta­ła przed wy­bo­ra­mi, ja­kie były wów­czas ty­po­we dla Po­la­ków. Oj­ciec Jó­zef po­cho­dził ze zu­bo­ża­łe­go wiel­ko­pol­skie­go zie­mia­ństwa z oko­lic Gnie­zna, a do­kład­nie z Bra­ci­sze­wa. Z ko­lei oj­ciec Jó­ze­fa – Wa­len­tyn – był dzie­dzi­cem Żmi­je­wa i Strzy­że­wa, a ta­kże dzie­rżaw­cą Bra­ci­sze­wa. Ro­dzi­ce Ma­ria­na Re­jew­skie­go – Jó­zef i Ma­tyl­da z domu Thoms – za­war­li zwi­ązek ma­łże­ński w pa­ździer­ni­ku 1891 roku w pod­to­ru­ńskim Pod­gó­rzu, ro­dzin­nym mie­ście Ma­tyl­dy, i za­miesz­ka­li w Gnie­źnie. Było to wów­czas mia­sto śred­niej wiel­ko­ści i do­syć no­wo­cze­sne jak na tam­te cza­sy. Miesz­ka­ńcy po­sia­da­li do­stęp do prądu, ga­zow­ni, wo­do­ci­ągów. Zaj­mo­wa­li się ku­piec­twem i prze­my­słem. Mło­de ma­łże­ństwo kil­ka lat pó­źniej zde­cy­do­wa­ło się prze­nie­ść do Byd­gosz­czy, gdzie miesz­ka­ła część ro­dzi­ny ze stro­ny Ma­tyl­dy – Emi­lia Ma­se­łkow­ska wraz z mężem. Dla­cze­go wy­bra­li to mia­sto, a nie znaj­du­jący się bli­żej Po­znań, gdzie Po­la­ków było znacz­nie wi­ęcej, i z suk­ce­sa­mi roz­wi­ja­li swo­ją pra­cę or­ga­nicz­ną? Mie­li w Byd­gosz­czy swo­ją ro­dzi­nę – sio­strę Ma­tyl­dy – i mo­gli li­czyć na jej wspar­cie w roz­po­częciu no­we­go ży­cia. Może wcze­śniej mie­li oka­zję po­znać mia­sto i za­uro­czyć się nim, co po­mo­gło pod­jąć im tę de­cy­zję? Byd­goszcz w dru­giej po­ło­wie XIX wie­ku, dzi­ęki kon­try­bu­cjom, ja­kie Pru­sy uzy­ska­ły po zwy­ci­ęskiej woj­nie z Fran­cją, była pla­cem bu­do­wy. Po­wsta­ło wie­le bu­dyn­ków uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej, ka­nał byd­go­ski łączący mia­sto dro­gą wod­ną z Ber­li­nem i Kró­lew­cem, dy­na­micz­nie roz­wi­ja­ły się ta­kże po­łącze­nia ko­le­jo­we, uru­cho­mio­no ga­zow­nię i elek­trow­nię miej­ską, a ta­kże ko­mu­ni­ka­cję tram­wa­jo­wą i za­kład wo­do­ci­ągo­wo-ka­na­li­za­cyj­ny. Mia­sto z ośrod­ka urzęd­ni­czo-woj­sko­we­go sta­wa­ło się co­raz sil­niej­szym ośrod­kiem rze­mie­śl­ni­czo-han­dlo­wym, co prze­kła­da­ło się ta­kże na wzrost bu­dow­nic­twa i duże szan­se na wy­na­jęcie miesz­ka­nia ⸤ 1 ⸣. Te oko­licz­no­ści da­wa­ły na­dzie­ję na suk­ces w pro­wa­dze­niu dzia­łal­no­ści han­dlo­wej, bo na taką zde­cy­do­wał się Jó­zef Re­jew­ski. Nie był je­dy­ną oso­bą w ro­dzi­nie, któ­ra po­sta­no­wi­ła w taki spo­sób za­ra­biać na ży­cie. W ka­mie­ni­cy przy uli­cy Gda­ńskiej 6 swo­ją dzia­łal­no­ść pro­wa­dził Mak­sy­mi­lian Ma­se­łkow­ski, szwa­gier Ma­tyl­dy. Co wi­ęcej, w Byd­gosz­czy miesz­kał już praw­do­po­dob­nie Adolf Thoms, brat Ma­tyl­dy, choć być może prze­pro­wa­dził się tam pó­źniej. Nie­mniej przy­jazd w 1894 roku do Byd­gosz­czy nie ozna­czał sa­mot­no­ści. Jó­zef Re­jew­ski zde­cy­do­wał się na otwar­cie skle­pu, a z cza­sem na­wet kil­ku skle­pów ty­to­nio­wych. W la­tach ­1895–1917 pro­wa­dził dzia­łal­no­ść han­dlo­wą przy uli­cy Gda­ńskiej 6, Dwor­co­wej 17, Gda­ńskiej 5, Zbo­żo­wy Ry­nek 1 (Korn­markt stras­se 1). Trud­no dzi­siaj usta­lić, jak brzmia­łby pol­ski od­po­wied­nik tej uli­cy. Ta­ba­ka była w tym cza­sie zde­cy­do­wa­nie naj­wa­żniej­szym pro­duk­tem sprze­da­wa­nym klien­tom spo­za Byd­gosz­czy. Dość po­wie­dzieć, że pru­skie za­kła­dy D. Woy­tha­le­ra Ta­bak­fa­brik cie­szy­ły się re­no­mą w ca­łych Niem­czech, a fir­ma była jed­nym z naj­wi­ęk­szych po­dat­ni­ków w bu­dże­cie mia­sta ⸤ 2 ⸣. Ro­snąca licz­ba lud­no­ści mia­sta da­wa­ła na­dzie­ję, że ry­nek klien­tów ta­kże będzie co­raz wi­ęk­szy. Jó­zef Re­jew­ski zde­cy­do­wał się sko­rzy­stać z tej szan­sy. W pra­sie z tego okre­su, a do­kład­nie w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim” z lat ­1908–1909, mo­że­my zna­le­źć wie­le ogło­szeń re­kla­mo­wych za­chęca­jących do za­ku­pów.

Re­kla­ma skle­pu z por­ce­la­ną Mak­sy­mi­lia­na Ma­se­łkow­skie­go – męża Emi­lii Ma­se­łkow­skiej, któ­ra była sio­strą Ma­tyl­dy Thoms (mat­ki Ma­ria­na Re­jew­skie­go). Ar­chi­wum Ja­ni­ny Syl­we­strzak

Żona Jó­ze­fa – Ma­tyl­da z domu Thoms po­cho­dzi­ła z ro­dzi­ny bro­war­ni­czej. W ro­dzi­nie była pi­ąt­ka dzie­ci, któ­re w do­ro­słym ży­ciu rów­nież zaj­mo­wa­ły się han­dlem. Sio­stra Emi­lia wy­szła za pana Ma­se­łkow­skie­go i prze­nio­sła się do Byd­gosz­czy. Brat Fer­dy­nard był kup­cem w Ry­dze, Adolf kup­cem w War­sza­wie, choć pó­źniej rów­nież prze­nió­sł się do Byd­gosz­czy. Ostat­nim z ro­dze­ństwa był Ernst. Oj­ciec Ma­tyl­dy, Georg Thoms, był Niem­cem, a z za­wo­du pi­wo­wa­rem. W 1861 roku za­ło­żył bro­war na­zwa­ny pó­źniej Bro­wa­rem Po­mor­skim, któ­ry mie­ścił się w pod­to­ru­ńskim Pod­gó­rzu (obec­nie dziel­ni­ca To­ru­nia), i był zna­nym, re­gio­nal­nym trun­kiem ofe­ro­wa­nym wy­łącz­nie w sprze­da­ży hur­to­wej. Ostat­nim wła­ści­cie­lem bro­wa­ru w ro­dzi­nie był Ernst Thoms, któ­ry po 1918 roku sprze­dał swój biz­nes Ja­no­wi Abra­mo­wi­czo­wi, a ten w krót­kim cza­sie od­sprze­dał go ko­lej­nej oso­bie. Hi­sto­ria ro­dzi­ny Thoms jest do­sko­na­łym przy­kła­dem skom­pli­ko­wa­nych re­la­cji pol­sko-­nie­miec­kich, któ­re wy­stępo­wa­ły na te­re­nach Po­mo­rza, Ku­jaw i Wiel­ko­pol­ski. W ra­mach ró­żnych kul­tur, na­ro­do­wo­ści, wy­znań i języ­ków mo­żna było wska­zać przy­kła­dy wspó­łpra­cy, ry­wa­li­za­cji czy asy­mi­la­cji. Ro­dzi­na Ma­tyl­dy, mimo nie­miec­kich ko­rze­ni, była bar­dzo za­an­ga­żo­wa­na spo­łecz­nie w ży­cie Pod­gó­rza. Prze­ja­wia­ło się to w do­fi­nan­so­wy­wa­niu or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych oraz wspie­ra­niu osób ­po­trze­bu­jących. Thom­so­wie wy­ró­żnia­li się ta­kże tym, że nie byli pro­te­stan­ta­mi. Dzie­ci wy­cho­wy­wa­ne były w wie­rze ka­to­lic­kiej, je­dy­nie Georg po­zo­stał ewan­ge­li­kiem. Po za­ko­ńcze­niu pierw­szej woj­ny świa­to­wej ro­dzi­na zo­sta­ła nie­ma­lże zmu­szo­na do sprze­da­ży swo­je­go in­te­re­su. Po­wsta­jące pa­ństwo pol­skie za­bie­ga­ło o prze­jęcie jak naj­wi­ęk­szej licz­by przed­si­ębiorstw z nie­miec­kich rąk. Za­zwy­czaj pro­wa­dzi­ły do tego dwie dro­gi: przej­mo­wa­nie ma­jąt­ku wsku­tek opusz­cza­nia Pol­ski przez Niem­ców albo wy­wie­ra­nie pre­sji na wła­ści­cie­li, aby sprze­da­wa­li swój do­by­tek. Jan Abra­mo­wicz, jako Po­lak po­sia­da­jący ka­pi­tał zdo­by­ty dzi­ęki pra­cy w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, był do­sko­na­łym na­byw­cą z per­spek­ty­wy od­ra­dza­jącej się pol­skiej ad­mi­ni­stra­cji. Czy ro­dzi­na Thom­sów do­świad­czy­ła na­ci­sków, aby sprze­dać swój ma­jątek – tego nie wie­my. Po la­tach mo­że­my jed­nak po­wie­dzieć, że było to częste zja­wi­sko w wie­lu miej­scach od­ra­dza­jące­go się pa­ństwa. Do zmia­ny wła­ści­cie­la lo­kal­ne­go bro­wa­ru do­szło ta­kże w byd­go­skim My­ślęcin­ku – Rit­ter­guts­brau­erei My­slen­ci­nek. W 1920 roku jego wła­ści­cie­lem zo­stał Jó­zef Ku­row­ski. W tych oko­licz­no­ściach ro­dzi­na Thom­sów zde­cy­do­wa­ła się za­tem na sprze­daż bro­wa­ru. Z pew­no­ścią uzy­ska­na kwo­ta była zna­cząca, jed­nak czas na sprze­daż ma­jąt­ku nie sprzy­jał ta­kim trans­ak­cjom. Pierw­sze lata od­ro­dzo­nej po za­bo­rach Pol­ski były okre­sem bar­dzo nie­sta­bil­nym nie tyl­ko pod względem po­li­tycz­nym, ale ta­kże go­spo­dar­czym. W od­ra­dza­jącym się pa­ństwie nie funk­cjo­no­wał ża­den sys­tem po­dat­ko­wy, a za­tem nie było mowy o spój­nej po­li­ty­ce fi­skal­nej i bu­dże­to­wej. Pol­skę trze­ba było zbu­do­wać z trzech ró­żnych sys­te­mów praw­nych od nowa, a żad­na siła po­li­tycz­na nie była do tego przy­go­to­wa­na. W tym sa­mym cza­sie po­trze­by były szcze­gól­nie duże. Wy­dat­ki ro­sły bar­dzo szyb­ko, co było zwi­ąza­ne cho­ćby z woj­ną na gra­ni­cach. Wła­dze dru­ko­wa­ły pie­ni­ądze na ol­brzy­mią ska­lę, a to wkrót­ce do­pro­wa­dzi­ło do wy­so­kiej in­fla­cji. Pa­dła jej ofia­rą ta­kże ro­dzi­na Thom­sów. Po­mi­mo sprze­da­ży bro­wa­ru uzy­ska­ne pie­ni­ądze szyb­ko tra­ci­ły na war­to­ści, przez co Ernst w krót­kim cza­sie sam zmu­szo­ny był pod­jąć pra­cę za­rob­ko­wą, aby utrzy­mać ro­dzi­nę. Do­sta­tek i po­zy­cja spo­łecz­na, jaką za­pew­niał ro­dzi­nie, mi­nęły. W ta­kich oko­licz­no­ściach wie­le osób po­cho­dze­nia nie­miec­kie­go opusz­cza­ło kraj, de­cy­du­jąc się na nowe ży­cie w Re­pu­bli­ce We­imar­skiej. To były trud­ne de­cy­zje, z pew­no­ścią przez wie­lu nie­ak­cep­to­wa­ne i krzyw­dzące. Ernst Thoms po­zo­stał jed­nak wier­ny Pod­gó­rzu i zo­stał w nim do ko­ńca ży­cia. Nie zde­cy­do­wał się wy­je­chać do Nie­miec, jak zro­bi­ło to wie­lu miesz­ka­ńców i człon­ków jego ro­dzi­ny.

Ma­rian Re­jew­ski przy­sze­dł na świat w ro­dzi­nie, któ­ra zaj­mo­wa­ła się han­dlem. Szczęśli­wie – sa­mo­dziel­nej fi­nan­so­wo, ra­dzącej so­bie w trud­nych wa­run­kach go­spo­dar­czych. Jako część pol­skie­go miesz­cza­ństwa w miej­scu ca­łko­wi­cie zdo­mi­no­wa­nym przez lud­no­ść nie­miec­ką Re­jew­scy mu­sie­li wy­ka­zy­wać się przed­si­ębior­czo­ścią, za­rad­no­ścią i pra­co­wi­to­ścią, aby za­pew­nić so­bie utrzy­ma­nie. O po­zy­cji spo­łecz­nej ro­dzi­ny świad­czy fakt, że za­miesz­ki­wa­ła w ka­mie­ni­cy przy Bo­ie­stras­se Stras­se 3 (dzi­siej­sza uli­ca Wi­le­ńska), a więc w sa­mym śród­mie­ściu. W tym cza­sie pol­ska spo­łecz­no­ść, w szcze­gól­no­ści na­pły­wo­wa, w prze­wa­ża­jącej części miesz­ka­ła w od­da­lo­nej od cen­trum dziel­ni­cy Szwe­de­ro­wo, któ­ra pod ko­niec XIX wie­ku znaj­do­wa­ła się na ro­gat­kach mia­sta. To tam w wi­ęk­szo­ści przy­by­wa­li i miesz­ka­li we wzno­szo­nych do­mach czyn­szo­wych pra­cow­ni­cy rol­ni, któ­rzy prze­no­si­li się do Byd­gosz­czy w na­dziei na zna­le­zie­nie pra­cy w dy­na­micz­nie roz­wi­ja­jącym się mie­ście. Mi­gra­cja do mia­sta była wów­czas po­wszech­nym pro­ce­sem i wy­ni­ka­ła z bra­ku per­spek­tyw na mimo wszyst­ko do­syć bo­ga­tej, ale prze­lud­nio­nej wsi. Ma­rian był ostat­nim – siód­mym dziec­kiem w ro­dzi­nie Re­jew­skich, gdzie łącz­nie uro­dzi­ło się czte­rech sy­nów i trzy cór­ki. Do­ra­stał w mie­ście dwóch na­ro­do­wo­ści. Byd­goszcz za­miesz­ki­wa­ło wów­czas ok. 90 tys. osób. Lud­no­ść pol­ska sta­no­wi­ła zde­cy­do­wa­ną mniej­szo­ść li­czącą ok. 20 tys. osób. Było to jed­no z naj­bar­dziej zger­ma­ni­zo­wa­nych miast w pro­win­cji po­zna­ńskiej, okre­śla­ne przez hi­sto­ry­ków jako „naj­wi­ęk­sze gniaz­do Ha­ka­ty”. Była to or­ga­ni­za­cja dzia­ła­jąca od ko­ńca XIX wie­ku we wschod­nich pro­win­cjach Prus, któ­rej ce­lem było pro­wa­dze­nie sys­te­ma­tycz­nej ger­ma­ni­za­cji by­łych ziem pol­skich. Dzia­ła­nia te mia­ły za­rów­no wy­miar kul­tu­ro­wy (li­kwi­da­cja wszel­kich śla­dów pol­sko­ści), jak rów­nież go­spo­dar­czy, prze­ja­wia­jący się w spro­wa­dza­niu na te te­re­ny nie­miec­kich przed­si­ębior­ców i osób wol­nych za­wo­dów. Za­chęca­no ich, ofe­ru­jąc do­bre wa­run­ki pra­cy i miesz­ka­nia. Nowe kwar­ta­ły ulic, na któ­rych bu­do­wa­no mo­der­ni­stycz­ne ka­mie­ni­ce, były za­miesz­ki­wa­ne wła­śnie przez osie­dle­ńców z Prus.

Re­kla­ma skła­du cy­gar pro­wa­dzo­ne­go przez Jó­ze­fa Re­jew­skie­go / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1908, R. 1, nr 150

Utrzy­my­wa­nie kon­tak­tu i po­słu­gi­wa­nie się języ­kiem pol­skim wy­ma­ga­ło często du­żej de­ter­mi­na­cji, a na­wet od­wa­gi. Chcąc utrzy­mać swo­ją od­ręb­no­ść, Po­la­cy mu­sie­li sa­mo­dziel­nie or­ga­ni­zo­wać się w zwi­ąz­ki han­dlo­we, wspie­rać sie­bie wza­jem­nie w pro­wa­dze­niu in­te­re­sów, za­kła­dać in­sty­tu­cje fi­nan­so­we i spó­łdziel­nie, aby mieć do­stęp do ka­pi­ta­łu. W 1902 roku po­wstał w Byd­gosz­czy Bank Lu­do­wy, któ­re­go utwo­rze­nie było mo­żli­we dzi­ęki po­mo­cy po­zna­ńskie­go Zwi­ąz­ku Spó­łek Oszczęd­no­ścio­wo-Po­życz­ko­wych, na cze­le któ­re­go sta­nął dr Mi­chał Hop­pe. W wy­ni­ku wie­lo­let­nie­go wy­si­łku Po­la­ków, po­le­ga­jące­go na gro­ma­dze­niu ma­jąt­ku, utwo­rzo­no „Dzien­nik Byd­go­ski” – ga­ze­tę co­dzien­ną, któ­ra mia­ła in­te­gro­wać i in­for­mo­wać czy­tel­ni­ków o wa­run­kach ży­cia Po­la­ków, a jed­no­cze­śnie prze­ciw­dzia­łać pro­wa­dzo­nej ger­ma­ni­za­cji. W pierw­szym nu­me­rze, któ­ry uka­zał się 2 grud­nia 1907 roku, re­dak­tor Jan Te­ska na­pi­sał do czy­tel­ni­ków:

Ro­da­cy! Pod­jąłem się nie­zwy­kle trud­ne­go za­da­nia, któ­rem nie­wąt­pli­wie jest wy­da­wa­nie o wła­snych si­łach pol­skie­go pi­sma w Byd­gosz­czy. (…) Byd­goszcz jest dru­gą sto­li­cą Ksi­ęstwa li­czy ok. 20 tys. Po­la­ków i sta­no­wi punkt ku któ­re­mu ci­ąży cała pó­łnoc­no-za­chod­nia, prze­wa­żnie pol­ska, częśc Kró­le­stwa – a mimo to nie po­sia­da pol­skiej ga­ze­ty, gdy nie­miec­kich ga­zet jest oko­ło pół tu­zi­na! (…) Dzien­nik Byd­go­ski będzie re­da­go­wa­ny przy­stęp­nie, jędr­nie a tre­ści­wie. Po­da­wać będzie wia­do­mo­ści świe­że, ze wszyst­kich stron świa­ta, a głów­nie będzie­my się zaj­mo­wać spra­wa­mi naj­bli­żej nas ob­cho­dzące­mi. W tym celu zjed­na­li­śmy so­bie ko­re­spon­den­tów we wszyst­kich pra­wie mia­stach, aby­śmy nie po­trze­bo­wa­li czer­pać wia­do­mo­ści z ga­zet nie­miec­kich. (…) Ro­da­cy! Po­pie­raj­cie „Dzien­nik Byd­go­ski”, gdzie się tyl­ko spo­sob­no­ść nada­rzy! Żądaj­cie, aby znaj­do­wał się w ka­żdej re­stau­ra­cyi i w ka­żdym go­ści­ńcu na wsi. (…) Pol­skich kup­ców i przed­si­ębior­ców pro­si­my, aby ogło­sze­nia­mi po­par­li „Dzien­nik Byd­go­ski”, któ­ry przyj­mu­je ogło­sze­nia tyl­ko od Po­la­ków. Sądzi­my, że w tem wła­śnie naj­wi­ęk­szą przy­słu­gę od­da­my pol­skie­mu han­dlo­wi i prze­my­sło­wi!

„Dzien­nik Byd­go­ski”, 2 grud­nia 1907 (pod­kre­śle­nia re­dak­cji)

Wska­za­ne we „wstęp­nia­ku” do ga­ze­ty po­rów­na­nie – oko­ło pół tu­zi­na ga­zet i je­den „Dzien­nik Byd­go­ski” – naj­le­piej od­da­je ska­lę zor­ga­ni­zo­wa­nia obu spo­łecz­no­ści. Jak mo­żna się do­my­ślać, nie mo­gło w tym nu­me­rze za­brak­nąć ogło­sze­nia Jó­ze­fa Re­jew­skie­go (zdjęcie obok). Pierw­szy nu­mer ga­ze­ty, będącej w rze­czy­wi­sto­ści za­po­wie­dzią re­gu­lar­ne­go dzien­ni­ka, któ­ry za­czął się uka­zy­wać od stycz­nia 1908 roku, wy­pe­łnio­ny był re­kla­ma­mi. Nie słu­ży­ły one jed­nak wy­łącz­nie za­chęce­niu do sprze­da­ży wy­bra­nych dóbr czy usług, lecz były jed­no­cze­śnie pew­ną ma­ni­fe­sta­cją po­li­tycz­ną pol­skich kup­ców i przed­si­ębior­ców. Re­kla­my skle­pów Jó­ze­fa Re­jew­skie­go uka­zy­wa­ły się tam re­gu­lar­nie. Lek­tu­ra ko­lej­nych nu­me­rów „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go” do­sko­na­le po­ka­zu­je wa­run­ki i prze­bieg ry­wa­li­za­cji pol­sko-nie­miec­kiej w mie­ście. Z jed­nej stro­ny były to ak­cje pod na­zwą „Swój do swe­go”, za­chęca­jące do ku­po­wa­nia w skle­pach pro­wa­dzo­nych przez Po­la­ków, a z dru­giej in­for­ma­cje na te­mat osób, któ­re zde­cy­do­wa­ły się zmie­nić na­zwi­sko na nie­miec­kie.

Re­kla­ma skła­du cy­gar pro­wa­dzo­ne­go przez Jó­ze­fa Re­jew­skie­go / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1910, R. 3, nr 175

W kil­ku­na­sto­stro­ni­co­wym nu­me­rze znaj­do­wa­ły się za­wsze ob­szer­ne in­for­ma­cje ze świa­ta, frag­men­ty pol­skiej li­te­ra­tu­ry, dział roz­ryw­ko­wy i kul­tu­ral­ny. Wy­da­wa­nie ga­ze­ty mia­ło z pew­no­ścią bar­dzo duże zna­cze­nie dla zin­te­gro­wa­nia pol­skiej spo­łecz­no­ści i po­dej­mo­wa­nia wspól­nych dzia­łań. Na pod­sta­wie ogło­szeń w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim” mo­żna za­uwa­żyć, że dzia­łal­no­ść han­dlo­wa, któ­rą pro­wa­dził Jó­zef Re­jew­ski, na­po­ty­ka­ła trud­no­ści. W po­ło­wie 1908 roku w dzien­ni­ku znaj­du­je się kil­ka ogło­szeń in­for­mu­jących o li­kwi­do­wa­niu punk­tów sprze­da­żo­wych (np. przy uli­cy Zbo­żo­wej 1 i Gda­ńskiej 5) i zwi­ąza­nej z tym wy­prze­da­ży pro­duk­tów, głów­nie cy­gar. Sy­tu­acja mu­sia­ła po­pra­wić się w 1910 roku, kie­dy fir­ma Bes­sa­ra­bia – pierw­sza fa­bry­ka pro­du­ku­jąca ta­ba­kę do za­ży­wa­nia – uzy­ska­ła na­gro­dę, zło­ty me­dal. Sklep Re­jew­skie­go po­ja­wia się w ga­ze­cie jako ten, w któ­rym mo­żna było na­być na­gro­dzo­ne cy­ga­ra.

Poza pra­cą za­wo­do­wą Jó­zef Re­jew­ski an­ga­żo­wał się w dzia­łal­no­ść pol­skie­go ru­chu ku­piec­kie­go w mie­ście, cze­go zwie­ńcze­niem było po­wo­ła­nie 8 mar­ca 1909 roku Zrze­sze­nia Kup­ców Sa­mo­dziel­nych. W ju­bi­le­uszo­wej pu­bli­ka­cji z oka­zji 40–le­cia or­ga­ni­za­cji za­miesz­czo­no li­stę za­ło­ży­cie­li, w któ­rej znaj­du­je się rów­nież oj­ciec Ma­ria­na Re­jew­skie­go ⸤ 3 ⸣. Or­ga­ni­za­cja ta bar­dzo szyb­ko utwo­rzy­ła To­wa­rzy­stwo Uczniów Ku­piec­twa, a ta­kże była ini­cja­to­rem wspo­mnia­nej ak­cji „Swój do swe­go”. To jed­nak nie wszyst­ko. Z ini­cja­ty­wy Zrze­sze­nia i przy wspó­łpra­cy z in­sty­tu­cja­mi fi­nan­so­wy­mi w Po­zna­niu po­wstał Bank Byd­go­ski, któ­ry ob­słu­gi­wał fi­nan­so­wo pol­skich kup­ców. Jak wi­dać rola i ak­tyw­no­ść or­ga­ni­za­cji nie mia­ły wy­łącz­nie cha­rak­te­ru eko­no­micz­ne­go. Za­ło­ży­cie­le przy­wi­ązy­wa­li dużą wagę rów­nież do dzia­łań edu­ka­cyj­nych po­przez pro­pa­go­wa­nie dzia­łal­no­ści or­ga­nicz­nej, a ta­kże w pew­nym sen­sie po­li­tycz­nej (or­ga­ni­zo­wa­nie świ­ąt na­ro­do­wych). To wła­śnie dzi­ęki ta­kiej wspó­łpra­cy zor­ga­ni­zo­wa­no w 1910 roku Wy­sta­wę Prze­my­sło­wą czy zgro­ma­dzo­no środ­ki na bu­do­wę ko­ścio­ła pod we­zwa­niem Świ­ętej Trój­cy, któ­ry stał się wa­żnym miej­scem wspar­cia dla Po­la­ków. Dużą w tym rolę ode­grał dok­tor Wła­dy­sław Pió­rek, bli­ski zna­jo­my ro­dzi­ny Re­jew­skich. Ten po­cho­dzący z Ostro­wa Wiel­ko­pol­skie­go le­karz prze­nió­sł się do Byd­gosz­czy, po­dob­nie jak Re­jew­scy, pod ko­niec XIX wie­ku i stał się bar­dzo ak­tyw­nym spo­łecz­ni­kiem wspie­ra­jącym pla­ców­ki kul­tu­ral­ne, oświa­to­we i cha­ry­ta­tyw­ne. Był jed­nym z li­de­rów byd­go­skie­go „So­ko­ła”, czy­li or­ga­ni­za­cji gim­na­stycz­nej, któ­rej ce­lem w rze­czy­wi­sto­ści była pa­trio­tycz­na for­ma­cja Po­la­ków. O zna­cze­niu jego pra­cy dla miesz­ka­ńców Byd­gosz­czy pol­skie­go po­cho­dze­nia naj­le­piej świad­czy fakt uho­no­ro­wa­nia go jako pierw­szej oso­by w okre­sie mi­ędzy­wo­jen­nym ty­tu­łem Ho­no­ro­we­go Oby­wa­te­la Mia­sta Byd­goszcz ⸤ 4 ⸣. W domu cór­ki Ma­ria­na Re­jew­skie­go za­cho­wał się do dziś drob­ny upo­mi­nek dla ro­dzi­ny w po­sta­ci fa­jan­so­wej po­piel­ni­cy. Z pew­no­ścią naj­wi­ęk­szym suk­ce­sem, któ­ry nie by­łby mo­żli­wy bez za­an­ga­żo­wa­nia Po­la­ków miesz­ka­jących w Byd­gosz­czy, było na­by­cie nie­ru­cho­mo­ści, w któ­rej otwar­to Dom Pol­ski przy uli­cy Gam­ma (obec­nie Emi­la War­mi­ńskie­go 11). Stał się on dumą pol­skiej spo­łecz­no­ści. Wszyst­kie wspo­mnia­ne wy­da­rze­nia, w któ­rych uczest­ni­czył Jó­zef Re­jew­ski, z pew­no­ścią były oma­wia­ne w domu ro­dzin­nym. Mo­żna jed­nak sądzić, że był to pa­trio­tyzm dnia co­dzien­ne­go, a nie hi­sto­ria zry­wów i upad­ków. Ak­tyw­no­ść spo­łecz­na ojca Ma­ria­na mu­sia­ła zaj­mo­wać mu spo­ro cza­su, choć nie był osa­mot­nio­ny wśród człon­ków naj­bli­ższej ro­dzi­ny. Co cie­ka­we, już za kil­ka lat na­le­że­li do niej ta­kże wła­ści­cie­le skła­du bła­wa­tów Siuch­ni­ński i Sto­biec­ki, któ­rzy byli sym­bo­lem suk­ce­su Po­la­ków miesz­ka­jących w Byd­gosz­czy. Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że ich na­zwi­ska były bar­dzo roz­po­zna­wal­ne w mie­ście, o czym świad­czy re­kla­ma w nie­ma­lże ka­żdym wy­da­niu „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go”. Pro­wa­dzi­li oni naj­wi­ęk­szy pol­ski dom han­dlo­wy w Byd­gosz­czy, w któ­rym sprze­da­wa­li gar­de­ro­bę. O ich suk­ce­sie świad­czy to, że zdo­ła­li dzi­ęki swo­jej za­rad­no­ści sa­mo­dziel­nie ku­pić ba­ro­ko­wą ka­mie­ni­cę na ów­czes­nym pla­cu Fry­dry­chow­skim (obec­nie cen­trum mia­sta). Było to miej­sce, w któ­rym pol­scy przed­si­ębior­cy w ogó­le nie mie­li szan­sy otwo­rzyć swo­je­go skle­pu ze względu na wy­so­kie ceny naj­mu, nie wspo­mi­na­jąc już o za­ku­pie domu to­wa­ro­we­go. Hi­sto­ria roz­wo­ju ich biz­ne­su – od nie­wiel­kie­go skle­pu w bocz­nej uli­cy mia­sta do du­że­go domu han­dlo­we­go w cen­trum Byd­gosz­czy – jest przy­kła­dem hi­sto­rii przy­po­mi­na­jącej po­stać Wo­kul­skie­go z Lal­ki Bo­le­sła­wa Pru­sa. Zresz­tą ta­kże li­te­ra­tu­ra i kul­tu­ra mia­ły tu­taj szcze­gól­ne zna­cze­nie. Ksi­ążki pol­skich wiesz­czów na­ro­do­wych były na­tu­ral­nie obec­ne i czy­ta­ne w ro­dzi­nie Re­jew­skich, część tej bi­blio­tecz­ki za­cho­wa­ła się do dziś i znaj­du­je się w domu cór­ki Ma­ria­na Re­jew­skie­go. Dzie­je Pol­ski, któ­re stryj sy­now­com swo­im opo­wie­dział (wy­da­ne we Wro­cła­wiu w 1845 roku), Ob­raz­ki z ży­cia zna­ko­mi­tych Po­la­ków i Po­lek w czter­dzie­stu por­tre­tach Te­re­sy Ja­dwi­gi (wy­da­na w Pe­ters­bur­gu w 1905 roku), Dzie­je Pol­ski do naj­now­szych cza­sów tre­ści­wie opo­wie­dzia­ne przez Ma­ry­ana znad Dnie­pru (wy­da­ne w Po­zna­niu w 1888 roku) – to na pew­no tyl­ko nie­wiel­ka część tego zbio­ru. Daty wy­da­nia ksi­ążek świad­czą o ich wie­lo­po­ko­le­nio­wym użyt­ko­wa­niu i prze­no­sze­niu nar­ra­cji na­ro­do­wej przez ko­lej­ne de­ka­dy. Pol­scy pi­sa­rze byli nie tyl­ko fi­gu­ra­mi ze świa­ta kul­tu­ry. Na­gro­da No­bla, któ­rą wręczo­no Hen­ry­ko­wi Sien­kie­wi­czo­wi w grud­niu 1905 roku, rap­tem kil­ka mie­si­ęcy po uro­dze­niu ostat­nie­go dziec­ka Jó­ze­fa i Ma­tyl­dy Re­jew­skich, była z pew­no­ścią czy­mś wi­ęcej dla Po­la­ków miesz­ka­jących w za­bo­rze pru­skim niż w in­nych częściach kra­ju. Sien­kie­wicz, wy­ko­rzy­stu­jąc swo­ją po­pu­lar­no­ść i roz­po­zna­wal­no­ść mi­ędzy­na­ro­do­wą, wie­lo­krot­nie wy­stępo­wał prze­ciw pru­skiej po­li­ty­ce ger­ma­ni­za­cyj­nej – pi­sał li­sty otwar­te do Wil­hel­ma II i wy­stępo­wał z ode­zwa­mi w zwi­ąz­ku z prze­śla­do­wa­niem pol­skich dzie­ci we Wrze­śni. Po­dob­ny strajk od­był się ta­kże w Byd­gosz­czy w la­tach ­1906–1907. Byd­gosz­cza­nie pa­mi­ęta­li o tych dzia­ła­niach no­bli­sty i w nie­pod­le­głej Pol­sce zor­ga­ni­zo­wa­li zbiór­kę pu­blicz­ną na bu­do­wę po­mni­ka Sien­kie­wi­cza. Ana­li­zu­jąc dzia­łal­no­ść pol­skich kup­ców w Byd­gosz­czy, mo­żna po­dej­rze­wać, że Jó­zef Re­jew­ski za­an­ga­żo­wa­ny był ta­kże w utwo­rze­nie Ksi­ęgar­ni Byd­go­skiej za­ło­żo­nej przez dr. Jana Bi­zie­la, li­de­ra pol­skiej, in­te­li­genc­kiej mniej­szo­ści w mie­ście, oraz oko­ło czter­dzie­stu kup­ców.

Li­sta za­ło­ży­cie­li Zrze­sze­nia Kup­ców Sa­mo­dziel­nych w Byd­gosz­czy

Ma­rian Re­jew­ski we wcze­snym dzie­ci­ństwie. Ar­chi­wum Ja­ni­ny Syl­we­strzak

Za­bie­gi o utrzy­ma­nie pol­sko­ści na ta­kich te­re­nach jak w Byd­gosz­czy czy sze­rzej – w Wiel­ko­pol­sce, po­dej­mo­wa­no za­tem w zu­pe­łnie in­nych wa­run­kach niż w tzw. Pol­sce kon­gre­so­wej. Wy­ma­ga­ło to ści­słej wspó­łpra­cy pol­skiej spo­łecz­no­ści, de­ter­mi­na­cji, cier­pli­wo­ści, pra­cy or­ga­nicz­nej ob­li­czo­nej na wie­le lat. Nie­zbęd­ne były: ści­sła wspó­łpra­ca pol­skiej spo­łecz­no­ści i de­ter­mi­na­cja, któ­re prze­ka­za­li ro­dzi­ce. Pa­mi­ętać bo­wiem trze­ba, że w cza­sie dzie­ci­ństwa Ma­ria­na Re­jew­skie­go je­dy­nym do­pusz­czo­nym języ­kiem w miej­scach pu­blicz­nych był nie­miec­ki. W Byd­gosz­czy na prze­strze­ni de­kad sys­te­ma­tycz­nie usu­wa­no sym­bo­licz­ne miej­sca ko­ja­rzo­ne z pol­sko­ścią. Dla przy­kła­du – ru­iny zam­ku byd­go­skie­go zo­sta­ły ro­ze­bra­ne i zbu­do­wa­no z nich ko­lum­nę Bi­smarc­ka znaj­du­jącą się na obec­nym Wzgó­rzu Wol­no­ści. Jej po­wsta­nie za­ini­cjo­wa­ne było przez lo­kal­ną or­ga­ni­za­cję Ha­ka­ty. Wie­ża sta­ła się sym­bo­lem ce­sar­stwa pru­skie­go i do­mi­na­cji nad pol­ską spo­łecz­no­ścią. W zwi­ąz­ku z tym uro­czy­sto­ści otwar­cia nada­no spe­cjal­ną opra­wę, w któ­rej uczest­ni­czy­ło po­nad 8 tys. miesz­ka­ńców, a nad mia­stem uno­sił się ba­lon z na­pi­sem „Brom­berg”. In­nym prze­ja­wem sym­bo­licz­nej do­mi­na­cji nad mia­stem było usu­ni­ęcie bu­dyn­ku po za­ko­nie kar­me­li­tów, gdzie po­wstał te­atr miej­ski z wy­łącz­nie nie­miec­kim afi­szem.

Ogło­sze­nie re­kla­mo­we skła­du cy­gar Jó­ze­fa Re­jew­skie­go, któ­ry znaj­do­wał się przy uli­cy Dwor­co­wej 17 / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1908, R. 1, nr 43

I to wła­śnie w ta­kim mo­men­cie hi­sto­rii uro­dził się Ma­rian Re­jew­ski. Przy­sze­dł na świat w pol­skiej ro­dzi­nie, któ­ra utrzy­my­wa­ła się z han­dlu, a wol­ny czas po­świ­ęca­ła na pra­cę or­ga­nicz­ną na rzecz pol­skiej spo­łecz­no­ści. Mia­sto, w któ­rym do­ra­stał, było od po­nad 130 lat rządzo­ne przez Niem­ców. I ten fakt oka­zał się w pó­źniej­szym jego ży­ciu nie bez zna­cze­nia…

II

RODZINA I DORASTANIE

USGCLRD L GSU­DWZ­DRLH

Ma­rian Re­jew­ski przy­sze­dł na świat w domu przy uli­cy Wi­le­ńskiej 6. Nie był to pierw­szy ad­res, pod któ­rym miesz­ka­ła ro­dzi­na Re­jew­skich po przy­je­ździe do Byd­gosz­czy. W 1884 roku w domu przy uli­cy Ol­szew­skie­go uro­dzi­ła się Łu­cja – dru­gie dziec­ko Jó­ze­fa i Ma­tyl­dy. Ko­lej­ny­mi dzie­ćmi był Ta­de­usz, uro­dzo­ny w 1892 roku, i Wa­cław, któ­ry przy­sze­dł na świat rok pó­źniej. W 1897 roku przy Rin­kau­er Stras­se (uli­ca Po­mor­ska) na świe­cie po­ja­wi­ła się Zo­fia. W 1899 roku przy uli­cy Po­mor­skiej uro­dził się Jan, a pó­źniej w 1900 roku Anie­la.

Ma­rian z pew­no­ścią do­ra­stał w do­brych wa­run­kach ma­te­rial­nych. Na tle pol­skiej spo­łecz­no­ści miesz­ka­jącej w Byd­gosz­czy, zdo­mi­no­wa­nej prak­tycz­nie we wszyst­kich ob­sza­rach ży­cia przez lud­no­ść nie­miec­ką, ro­dzi­na Re­jew­skich była sa­mo­dziel­na fi­nan­so­wo. Ma­tyl­da, któ­ra po­cho­dzi­ła z ro­dzi­ny bro­war­ni­czej z Pod­gó­rza, wnio­sła do ro­dzi­ny pe­wien po­sag. Z ko­lei oj­ciec Jó­zef, pro­wa­dząc skle­py ty­to­nio­we, za­pew­niał ro­dzi­nie utrzy­ma­nie. Z pew­no­ścią nie był to ła­twy za­ro­bek. Pro­wa­dze­nie skle­pów w sy­tu­acji kon­ku­ren­cji pol­sko-­-nie­miec­kiej, o któ­rej była mowa wcze­śniej, na­po­ty­ka­ło pro­ble­my. Jed­nak ze­wnętrz­ne oko­licz­no­ści – dy­na­micz­ny roz­wój mia­sta, wzrost licz­by lud­no­ści – na­pa­wa­ły opty­mi­zmem. To wła­śnie na pierw­szą de­ka­dę XX wie­ku przy­pa­da okres naj­wi­ęk­szej ak­tyw­no­ści go­spo­dar­czej i zwi­ąz­ko­wej pol­skiej spo­łecz­no­ści.

Zdjęcie ro­dzi­ny Re­jew­skich zro­bio­ne praw­do­po­dob­nie ok. 1907 roku. Ar­chi­wum Ja­ni­ny Syl­we­strzak

Drze­wo ge­ne­alo­gicz­ne ro­dzi­ny Re­jew­skich i Thoms

Oko­li­ca, gdzie miesz­ka­li wów­czas Re­jew­scy, była dy­na­micz­nie roz­wi­ja­jącą się dziel­ni­cą. Ka­mie­ni­ce były bu­do­wa­ne za­zwy­czaj przez nie­miec­kich ar­chi­tek­tów, któ­rym nie uda­ło się do­stać pra­cy w Ber­li­nie lub w in­nych roz­wi­ja­jących się w ostat­nich de­ka­dach XIX wie­ku pru­skich mia­stach. Wszak śro­do­wi­sko bu­dow­la­ne ­XIX-wiecz­nych Prus i znaj­du­jących się pod ich pa­no­wa­niem te­re­nów mia­ło ści­śle okre­ślo­ną hie­rar­chię, któ­rą re­gu­lo­wał za­kres po­sia­da­nych upraw­nień. Nie po­wo­do­wa­ło to jed­nak wca­le, że ich pro­jek­ty i osta­tecz­ny efekt ustępo­wa­ły ja­ko­ścią bu­dyn­kom w sto­li­cy Prus ⸤ 5 ⸣. Ów­cze­sny Brom­berg ofe­ro­wał mło­dym ar­chi­tek­tom dużą swo­bo­dę i mo­żli­wo­ść eks­pe­ry­men­to­wa­nia z for­ma­mi ar­chi­tek­to­nicz­ny­mi. W zwi­ąz­ku z tym ich byd­go­ski do­ro­bek i prak­ty­ka po­zwa­la­ły na szyb­ki awans i roz­wój w śro­do­wi­sku ar­chi­tek­tów. Tak też było z uli­cą Wi­le­ńską, zbu­do­wa­ną w sty­lu neo­re­ne­san­so­wym, z bo­ga­tą sztu­ka­te­rią neo­ba­ro­ko­wą. Na tym ob­sza­rze mia­sta naj­wi­ęk­szym do­rob­kiem mógł po­chwa­lić się Karl Ber­gner. Nie mo­żna jed­nak za­po­mnieć o naj­wi­ęk­szym bu­dow­ni­czym mia­sta – Jó­ze­fie Świ­ęcic­kim, któ­ry w la­tach 90. XIX wie­ku za­pro­jek­to­wał po­nad 60 ka­mie­nic wła­śnie w Byd­gosz­czy. Jego naj­wi­ęk­sze pro­jek­ty – Ho­tel „Pod Orłem”, ka­mie­ni­ca przy pla­cu Wol­no­ści 1, bu­dyn­ki przy uli­cy Ciesz­kow­skie­go czy sze­reg ka­mie­nic przy uli­cy Gda­ńskiej nada­ły ar­chi­tek­to­nicz­ny cha­rak­ter mia­stu, ba­zu­jący na mo­der­ni­zmie i se­ce­sji. Co cie­ka­we, w sąsiedz­twie dzi­siej­sze­go Ho­te­lu „Pod Orłem” swój ho­tel pla­no­wa­li otwo­rzyć krew­ni ro­dzi­ny Re­jew­skich po­cho­dzący ze stro­ny ro­dzi­ny jego żony. Jed­nak nie zdąży­li sfi­na­li­zo­wać swo­jej in­we­sty­cji, gdyż uprze­dził ich pó­źniej­szy wła­ści­ciel te­re­nu. Do­ro­bek Świ­ęcic­kie­go to ta­kże pierw­szy klub sza­cho­wy w mie­ście oraz prze­zna­cze­nie du­żej jak na owe cza­sy kwo­ty 5 tys. ma­rek, któ­ra po­słu­ży­ła jako ka­pi­tał do fun­do­wa­nia sty­pen­diów szkol­nych dla pol­skich dzie­ci. Nie uda­ło mu się jed­nak do­cze­kać nie­pod­le­głej Pol­ski, gdyż w 1913 roku wpa­dł pod po­ci­ąg w Ber­li­nie.

Ten krót­ki opis roz­wo­ju urba­ni­stycz­ne­go mia­sta po­ka­zu­je rów­nież szan­se, ja­kie da­wa­ła Byd­goszcz. Po­la­cy, po­mi­mo ogra­ni­czeń wpro­wa­dza­nych przez Niem­ców, mie­li mo­żli­wo­ść pro­wa­dze­nia han­dlu oraz pra­cy w nie­któ­rych wol­nych za­wo­dach, głów­nie jako le­ka­rze. Re­jew­scy po­sta­no­wi­li sko­rzy­stać z pierw­szej opcji.

Oko­li­ce uli­cy Wi­le­ńskiej to ob­szar tzw. dziel­ni­cy elżbie­ta­ńskiej. Kil­ka­na­ście mi­nut pie­szo od miej­sca za­miesz­ka­nia ro­dzi­ny Re­jew­skich znaj­do­wał się dwo­rzec ko­le­jo­wy, w dro­dze do któ­re­go prze­cho­dzi­ło się przez Eli­za­be­th­mark (plac Pia­stow­ski) – miej­ski plac tar­go­wy. Znaj­do­wa­ło się tam spo­ro zie­le­ni i do­sko­na­ły plac do spa­ce­rów z dzie­ćmi. Był to ta­kże te­ren bu­do­wy no­wych ka­mie­nic, a pó­źniej po­ło­żo­ne­go cen­tral­nie ko­ścio­ła Ser­ca Je­zu­sa. De­cy­zja o jego bu­do­wie zo­sta­ła pod­jęta przez wła­dze pru­skie w 1906 roku. Wa­run­kiem było jed­nak zbu­do­wa­nie dwóch świ­ątyń. Pierw­sza z nich prze­zna­czo­na była dla Niem­ców wła­śnie w po­bli­żu uli­cy Wi­le­ńskiej, a dru­ga – ko­ściół pod we­zwa­niem Świ­ętej Trój­cy – dla Po­la­ków. De­cy­zja ta mia­ła ol­brzy­mie zna­cze­nie dla pol­skiej mniej­szo­ści znaj­du­jącej się w Byd­gosz­czy. Świ­ąty­nia zbu­do­wa­na na pod­sta­wie pro­jek­tu przy­go­to­wa­ne­go przez wspo­mnia­ne­go już Świ­ęcic­kie­go sta­ła się cen­trum ży­cia Po­la­ków nie tyl­ko w wy­mia­rze du­cho­wym, ale ta­kże in­te­gra­cji spo­łecz­nej. Ro­dzi­na Re­jew­skich miesz­ka­ła w tej oko­li­cy do roku 1915.

Pierw­szą szko­łą, do któ­rej cho­dził Ma­rian Re­jew­ski, była szko­ła pod­sta­wo­wa z na­ucza­niem po­cząt­ko­wym – Vor­schu­le der Sta­ed­ti­chen Ober­re­al­schu­le in Brom­berg. Uczęsz­czał do niej w la­tach ­1912–1914. W tym cza­sie w mie­ście funk­cjo­no­wa­ło 11 szkół, któ­re kszta­łci­ły ok. 5 tys. dzie­ci. Mia­ły one cha­rak­ter wie­lo­wy­zna­nio­wy. W szko­łach funk­cjo­nu­jących na te­re­nie Ksi­ęstwa Po­zna­ńskie­go od po­ło­wy lat 80. XIX wie­ku uczo­no wy­łącz­nie w języ­ku nie­miec­kim. Cały sys­tem na­ucza­nia i nad­zo­ru pe­da­go­gicz­ne­go zo­stał ode­bra­ny wła­dzom ko­ściel­nym i prze­ka­za­ny pru­skiej ad­mi­ni­stra­cji. Język pol­ski zo­stał ta­kże usu­ni­ęty w szko­łach śred­nich jako język obcy, a na jego miej­sce wpro­wa­dzo­no na­ucza­nie języ­ka an­giel­skie­go. Re­ali­zo­wa­ny pro­gram kszta­łce­nia i pa­nu­jące w szko­łach wa­run­ki były często przed­mio­tem kry­ty­ki w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim”. W jed­nym z nu­me­rów upo­mi­na­no pol­skie ro­dzi­ny, któ­re de­cy­do­wa­ły się na wy­sy­ła­nie dzie­ci do pru­skich in­ter­na­tów. Za­cho­wa­nie ta­kie zda­niem re­dak­cji mia­ło pro­wa­dzić do za­gro­że­nia ger­ma­ni­za­cją i zmi­ni­ma­li­zo­wa­nia kon­tak­tu z języ­kiem pol­skim. Często po­ja­wia­ły się ta­kże ape­le za­chęca­jące do na­uki pi­sa­nia i czy­ta­nia po pol­sku. Kon­se­kwent­ne pro­wa­dze­nie po­li­ty­ki eli­mi­no­wa­nia ze szkół języ­ka pol­skie­go nie było pro­ste do osi­ągni­ęcia. Wła­dze pru­skie na wie­le spo­so­bów za­chęca­ły nie­miec­kich na­uczy­cie­li do prze­nie­sie­nia się do Byd­gosz­czy, ofe­ru­jąc do­dat­ko­we wy­na­gro­dze­nie, do­bre wa­run­ki miesz­ka­nio­we, a ta­kże roz­bu­do­wu­jąc szko­ły i two­rząc tym sa­mym do­god­ne wa­run­ki pra­cy. Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że dzi­ęki uczęsz­cza­niu do ta­kiej szko­ły mło­dy Ma­rian Re­jew­ski miał mo­żli­wo­ść do­ra­sta­nia i zro­zu­mie­nia Niem­ców od naj­młod­szych lat. Fakt ten miał duże zna­cze­nie w jego pó­źniej­szych lo­sach.

Wy­ci­nek z „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go” z wrze­śnia 1911 roku

Roz­po­częcie pierw­szej woj­ny świa­to­wej dało się od­czuć w Byd­gosz­czy nie­ma­lże w dniu jej wy­bu­chu. Mia­sto było wa­żnym punk­tem ko­mu­ni­ka­cyj­nym ze względu na węzeł ko­le­jo­wy i po­ło­że­nie bar­dzo bli­sko gra­ni­cy, czy­li w stre­fie przy­fron­to­wej. Na­pi­ęcie spo­łecz­ne było od­czu­wal­ne już w lip­cu 1914 roku. Jak wska­zu­je Ma­rian Bi­skup w naj­po­pu­lar­niej­szej ksi­ążce do­ty­czącej hi­sto­rii Byd­gosz­czy ⸤ 6 ⸣– miesz­ka­ńcy za­częli wy­co­fy­wać oszczęd­no­ści z ban­ków i gro­ma­dzić żyw­no­ść. W dniu 31 lip­ca ogło­szo­no mo­bi­li­za­cję do woj­ska, a dwa dni pó­źniej wpro­wa­dzo­no stan wo­jen­ny. Do mia­sta szyb­ko za­częły na­pły­wać trans­por­ty woj­sko­we, a w na­stęp­nych ty­go­dniach pierw­si ran­ni żo­łnie­rze, któ­rych le­czo­no w byd­go­skich szpi­ta­lach. Dzia­łal­no­ść go­spo­dar­cza wy­ra­źnie za­ni­kła i wi­docz­ny był za­stój w mie­ście. Miesz­ka­ńcy szyb­ko od­czu­li bra­ki w apro­wi­za­cji, utrud­nio­ny był do­stęp do żyw­no­ści, a co­raz wi­ęk­sze zna­cze­nie zy­ski­wał prze­my­sł wo­jen­ny, w tym fa­bry­ka amu­ni­cji otwar­ta na ro­gat­kach mia­sta w Łęgno­wie. W zwi­ąz­ku z za­rządzo­ną mo­bi­li­za­cją woj­sko­wą szyb­ko dał o so­bie znać brak rąk do pra­cy i ko­niecz­no­ść za­trud­nie­nia mło­do­cia­nych oraz ko­biet, czym za­jęła się Cen­tra­la Mło­do­cia­nych. W 1917 roku do prac rol­nych skie­ro­wa­no 2700 uczniów. Ma­rian Re­jew­ski był zbyt mło­dy, aby go za­an­ga­żo­wa­no, jed­nak jako 10-la­tek z pew­no­ścią świa­do­mie prze­żył ten okres. Być może do­świad­cze­nia jego ko­le­gów z klas wy­ższych były zu­pe­łnie inne, sko­ro zo­sta­li oni zo­bli­go­wa­ni do czyn­nej pra­cy na rzecz pru­skiej ar­mii. Trud­no so­bie wy­obra­zić, aby w domu nie roz­ma­wia­no o ro­snących o kil­ka­dzie­si­ąt pro­cent ce­nach, bój­kach i prze­py­chan­kach pol­sko-­-nie­miec­kich na dwor­cu ko­le­jo­wym, nie­da­le­ko któ­re­go znaj­do­wał się sklep Jó­ze­fa Re­jew­skie­go, kart­kach żyw­no­ścio­wych wpro­wa­dzo­nych już w mar­cu 1915 roku. O zna­cze­niu woj­ny dla lud­no­ści cy­wil­nej naj­wi­ęcej mo­żna do­wie­dzieć się z lo­kal­nej pra­sy, któ­ra w ta­kich chwi­lach pe­łni­ła nie tyl­ko funk­cję in­for­ma­cyj­ną, ale ta­kże po­rad­ni­ko­wą. „Dzien­nik Byd­go­ski” pu­bli­ko­wał wie­le rad i wska­zó­wek, jak opty­mal­nie wy­ko­rzy­stać po­sia­da­ne ma­te­ria­ły oraz jak pro­wa­dzić kuch­nię przy ogra­ni­czo­nej do­stęp­no­ści pro­duk­tów. W ga­ze­cie zna­le­źć mo­żna ta­kże re­kla­mę mi­ęsa wro­nie­go jako po­dob­ne­go do mi­ęsa go­łębie­go. Rów­nież szko­ła zmie­nia w ta­kich mo­men­tach swo­ją rolę. Na­ucza­no wów­czas, jak ho­do­wać kró­li­ki czy przy­go­to­wać „oszczęd­ne” po­tra­wy. Ogra­ni­cze­nia do­ty­czy­ły ogrze­wa­nia, elek­trow­ni, za­wie­szo­no dzia­łal­no­ść te­atru. Szczęśli­wie dla ro­dzi­ny Re­jew­skich nikt nie zo­stał po­wo­ła­ny do ar­mii pru­skiej i nie tra­fił na front. Pierw­sza woj­na świa­to­wa w swo­jej ma­so­wej ska­li licz­by za­bi­tych, wy­ni­ka­jącej z za­sto­so­wa­nia bro­ni ma­szy­no­wej, do dziś po­zo­sta­je bar­dziej w zbio­ro­wej pa­mi­ęci spo­łe­cze­ństw Eu­ro­py Za­chod­niej niż dru­ga woj­na świa­to­wa. Sy­tu­acja w Byd­gosz­czy była na tyle po­wa­żna, że w kwiet­niu 1917 roku od­by­ła się gło­do­wa de­mon­stra­cja ko­biet pod ma­gi­stra­tem; mu­sia­ła in­ter­we­nio­wać po­li­cja. Nie­po­ko­je spo­łecz­ne do­pro­wa­dzi­ły do re­gla­men­ta­cji żyw­no­ści, któ­rą zaj­mo­wa­ła się ko­mi­sja miej­ska. Po­mi­mo tych trud­nych lat „Dzien­nik Byd­go­ski” re­gu­lar­nie ape­lo­wał, aby za­cho­wać spo­kój i roz­wa­gę. Co wi­ęcej, or­ga­ni­zo­wa­no zbiór­ki na rzecz pol­skiej lud­no­ści w Kró­le­stwie Kon­gre­so­wym, ba­zar gwiazd­ko­wy czy wspar­cie na „byd­go­ską bie­dę”, czy­li naj­bar­dziej po­trze­bu­jących Po­la­ków. Głów­nym cen­trum or­ga­ni­za­cji po­mo­cy był wspo­mnia­ny wcze­śniej ko­ściół pod we­zwa­niem Świ­ętej Trój­cy. Jed­na­kże i pol­scy kup­cy na­le­żący do Zrze­sze­nia Kup­ców Sa­mo­dziel­nych nie po­zo­sta­wa­li bier­ni i or­ga­ni­zo­wa­li zbiór­ki dla po­trze­bu­jących. W pra­sie byd­go­skiej z 1915 roku mo­żna od­na­le­źć in­for­ma­cję, że w nie­sie­nie po­mo­cy za­an­ga­żo­wa­ny był rów­nież sam Jó­zef Re­jew­ski.

In­for­ma­cja o zbiór­ce na rzecz po­trze­bu­jących miesz­ka­ńców Byd­gosz­czy pro­wa­dzo­nej przez Po­la­ków w cza­sie I woj­ny świa­to­wej (w tym u Jó­ze­fa Re­jew­skie­go w jego skła­dzie cy­gar) / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1915

Pierw­sza stro­na „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go”, in­for­mu­jąca o śmier­ci Hen­ry­ka Sien­kie­wi­cza / „Dzien­nik Byd­go­ski” 1916, R. 9, nr 268

Pol­ska spo­łecz­no­ść na­dal po­zo­sta­wa­ła ak­tyw­na. Co­dzien­na pra­sa pe­łna jest in­for­ma­cji o spo­tka­niach, wspar­ciu dla słab­szych, or­ga­ni­za­cji wy­da­rzeń kul­tu­ral­nych w Domu Pol­skim, po­mo­cy praw­nej dla wra­ca­jących z fron­tu żo­łnie­rzy i ich ro­dzin. Wy­pra­co­wa­na w po­przed­nich la­tach sieć in­sty­tu­cji i or­ga­ni­za­cji z pew­no­ścią była bar­dzo po­moc­na i po­zwa­la­ła prze­trwać naj­trud­niej­sze chwi­le w cza­sie woj­ny. Bo to wła­śnie ona była naj­wi­ęk­szym stra­pie­niem dla miesz­ka­ńców. Z jed­nej stro­ny ży­cie mu­sia­ło to­czyć się da­lej, jed­nak z dru­giej stro­ny kon­se­kwen­cje to­czącej się woj­ny były od­czu­wal­ne dla wszyst­kich.

Pierw­sza stro­na ka­żde­go, ogra­ni­czo­ne­go do za­le­d­wie czte­rech stron, nu­me­ru „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go” była po­świ­ęco­na wy­da­rze­niom woj­sko­wym i po­li­tycz­nym. Poza jed­nym wy­jąt­kiem. W dniu 15 li­sto­pa­da 1916 roku uma­rł Hen­ryk Sien­kie­wicz, któ­ry, jak wspo­mnia­no wcześ­niej, był szcze­gól­ną po­sta­cią w ży­ciu pol­skiej spo­łecz­no­ści w za­bo­rze pru­skim. In­for­ma­cja o jego śmier­ci do­ta­rła do miesz­ka­ńców mia­sta 18 li­sto­pa­da, kie­dy to na mar­gi­ne­sie trze­ciej stro­ny umiesz­czo­no krót­ką wzmian­kę – „We­dług do­nie­sie­nia BUN­DU: uma­rł Hen­ryk Sien­kie­wicz wczo­raj wie­czo­rem w Ve­vey na udar ser­ca”. Być może nie po­tra­fio­no osta­tecz­nie po­twier­dzić tej in­for­ma­cji, może przy­szła zbyt pó­źno, aby umie­ścić ją w bar­dziej eks­po­no­wa­nym miej­scu w ga­ze­cie. Pierw­sza stro­na ga­ze­ty z 19 li­sto­pa­da nie po­zo­sta­wia już żad­nych wąt­pli­wo­ści. W me­trycz­ce czy­ta­my:

wie­ść o śmier­ci jego jak grom strasz­li­wy, prze­ra­ża­jący spa­da na na­ród cały. (…) Jako po­wie­ścio­pi­sarz wsz­cze­piał na­ro­do­wi uczu­cia do­bre, krze­pił du­cha, siał zło­te ziar­na mi­ło­ści, praw­dy i pi­ęk­na, gło­sił wiel­ko­ść prawd mo­ral­nych (…). Zma­rł z dala od oj­czy­zny, lecz gdy wró­ci po­kój, spro­wa­dzi na­ród dro­gie zwło­ki wiel­kie­go mi­strza i ja­łmu­żni­ka swe­go i uło­ży je w zie­mi oj­czy­stej do snu wiecz­ne­go obok swych wiel­kich wo­dzów i prze­wod­ni­ków, a pa­mi­ęć jego wiel­ka i świ­ęta żyć będzie w na­ro­dzie przez wie­ki.

Tak też się sta­ło. Kil­ka lat po od­zy­ska­niu przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści, w 1923 roku, po­wo­ła­no spe­cjal­ny ko­mi­tet spro­wa­dze­nia zwłok H. Sien­kie­wi­cza do kra­ju, na któ­re­go cze­le sta­nęli pre­zy­dent RP Sta­ni­sław Woj­cie­chow­ski i mar­sza­łek se­na­tu Woj­ciech Trąmp­czy­ński. Przyj­mu­jący trum­nę na pierw­szej pol­skiej sta­cji w Piotr­ko­wi­cach Le­opold Staff na­zwał wiesz­cza „ostat­nim z nie­ko­ro­no­wa­nych kró­lów Pol­ski”. Rów­nież miesz­ka­ńcy Byd­gosz­czy nie za­po­mnie­li o jego uho­no­ro­wa­niu, fun­du­jąc po­mnik. Sam Sien­kie­wicz w cza­sie pierw­szej woj­ny świa­to­wej wy­je­chał z Pol­ski przez Au­strię do Szwaj­ca­rii i we wspo­mnia­nej w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim” Ve­vey za­ło­żył Szwaj­car­ski Ko­mi­tet Ge­ne­ral­ny Po­mo­cy Ofia­rom Woj­ny w Pol­sce, za po­mo­cą któ­re­go wspól­nie z Ma­rią Cu­rie-Skło­dow­ską oraz Igna­cym Ja­nem Pa­de­rew­skim or­ga­ni­zo­wa­li po­moc dla Pol­ski. Sza­cu­je się, że były to bli­sko 4 mi­lio­ny do­la­rów, co na ów­cze­sne wa­run­ki sta­no­wi­ło nie­ba­ga­tel­ną kwo­tę. Ten ze­spół osób z pew­no­ścią otwie­rał wie­le drzwi do ga­bi­ne­tów po­li­ty­ków i przy­czy­nił się do od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści w 1918 roku.

W 1917 roku Re­jew­scy prze­nie­śli się do ści­słe­go śród­mie­ścia – na uli­cę Top­fer­stras­se 6a (uli­ca Zdu­ny 6a), do wy­na­jęte­go domu z nie­wiel­kim ogro­dem. W naj­bli­ższej oko­li­cy znaj­do­wa­ły się szko­ła, do któ­rej uczęsz­czał Ma­rian, ko­ściół i jed­na z głów­nych ar­te­rii mia­sta – uli­ca Gda­ńska. Dzi­siaj trud­no po­wie­dzieć, z ja­kich po­wo­dów ro­dzi­na pod­jęła de­cy­zję o prze­pro­wadz­ce. Czy wa­żne były względy fi­nan­so­we, czy może to­wa­rzy­skie? Oj­ciec Jó­zef cały czas zaj­mo­wał się dzia­łal­no­ścią han­dlo­wą, o czym świad­czą ogło­sze­nia w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim”, choć po­ja­wia­ją się one znacz­nie rza­dziej niż przed woj­ną. Nowe miej­sce za­miesz­ka­nia było bli­żej gim­na­zjum, miesz­czące­go się przy We­lt­zien­platz 1 (pla­cu Wol­no­ści 1) Köni­gli­ches Frie­drichs--Gim­na­sium (Kró­lew­skie Gim­na­zjum im. Fry­de­ry­ka Wil­hel­ma), do któ­re­go od 1915 roku uczęsz­czał Ma­rian Re­jew­ski. Szko­ła ta mia­ła bar­dzo dłu­gie tra­dy­cje na­ucza­nia si­ęga­jące jesz­cze cza­sów je­zu­ic­kich z XVII wie­ku. W okre­sie, kie­dy cho­dził do niej Ma­rian, była to pla­ców­ka wy­ró­żnia­jąca się przede wszyst­kich kszta­łce­niem w za­kre­sie przed­mio­tów kla­sycz­nych. Dzi­ęki kon­try­bu­cjom po wy­gra­nej woj­nie fran­cu­sko-pru­skiej w 1870 roku szko­ła przez lata otrzy­my­wa­ła wspar­cie fi­nan­so­we, m.in. na po­mo­ce na­uko­we, ko­lek­cję ob­ra­zów ilu­stru­jącą li­te­ra­tu­rę ho­me­row­ską czy sztych­ty przed­sta­wia­jące ar­chi­tek­to­nicz­ne za­byt­ki sta­ro­żyt­ne­go Rzy­mu. W spra­woz­da­niu Dy­rek­cji Pa­ństwo­we­go Gim­na­zjum Kla­sycz­ne­go w Byd­gosz­czy za lata szkol­ne ­1920–1929 czy­ta­my ta­kże o naj­cen­niej­szej ozdo­bie, tj. 6 ob­ra­zach sta­no­wi­ących fryz auli gim­na­zjal­nej, za­mó­wio­nych przez rząd pru­ski u nie­miec­kie­go ar­ty­sty prof. Brau­se­wet­te­ra, któ­ry oso­bi­ście wzi­ął udział w uro­czy­sto­ści ich od­sło­ni­ęcia 2 wrze­śnia 1892 roku. Ob­ra­zy te przed­sta­wia­ły hi­sto­rię roz­wo­ju kul­tu­ry od cza­sów grec­kich aż do Go­ethe­go. Szko­ła li­czy­ła wów­czas praw­do­po­dob­nie bli­sko 700 uczniów, z cze­go ok. 150 sta­no­wi­li Po­la­cy. Ucznio­wie po­zna­wa­li trzy języ­ki: gre­kę, ła­ci­nę oraz fran­cu­ski. W pa­mi­ęci ro­dzi­ny re­la­cje pol­sko-nie­miec­kie w szko­le za­cho­wa­ły się jako po­praw­ne. Wszyst­kie przed­mio­ty, na ja­kie uczęsz­czał Ma­rian Re­jew­ski, na­ucza­ne były w języ­ku nie­miec­kim. Po­nad­to od 1908 roku języ­ka pol­skie­go nie wol­no było uży­wać w prze­strze­ni pu­blicz­nej, co po­wo­do­wa­ło, że przy­szły kryp­to­log do­ra­stał w dwu­języcz­nym śro­do­wi­sku. Po pol­sku mó­wio­no je­dy­nie w domu.

W 1917 roku zma­rł Ta­de­usz, naj­star­szy z ro­dze­ństwa. Miał 25 lat. Dla dwu­na­sto­let­nie­go Ma­ria­na ta­kie wy­da­rze­nie z pew­no­ścią było du­żym prze­ży­ciem i pierw­szym do­świad­cze­niem śmier­ci w naj­bli­ższej ro­dzi­nie. Star­szy brat mógł być wzo­rem, prze­wod­ni­kiem, po pro­stu wa­żną po­sta­cią.

Ostat­ni rok pierw­szej woj­ny świa­to­wej to na­wrót re­pre­sji nie­miec­kich wo­bec lud­no­ści pol­skiej, co prze­ja­wia­ło się w za­ka­zie pre­zen­to­wa­nia pol­skich sym­bo­li w miej­scach pu­blicz­nych czy też or­ga­ni­za­cji 100-le­cia śmier­ci Hen­ry­ka Dąbrow­skie­go przy­pa­da­jące­go na 6 czerw­ca 1918 roku. Uro­czy­sto­ść na jego cze­ść ob­cho­dzo­na była w zwi­ąz­ku z oso­bi­sty­mi zwi­ąz­ka­mi żo­łnie­rza z mia­stem, w któ­rym spędził kil­ka lat swo­je­go ży­cia. Co wi­ęcej, w cza­sie in­su­rek­cji ko­ściusz­kow­skiej ge­ne­rał za­jął Byd­goszcz i Gnie­zno, któ­re wów­czas na­le­ża­ły do Prus. Mimo wszyst­ko opty­mizm zwi­ąza­ny z ko­ńcem woj­ny z pew­no­ścią to­wa­rzy­szył Po­la­kom miesz­ka­jącym w mie­ście. Pra­sa lo­kal­na na bie­żąco in­for­mo­wa­ła o po­zy­tyw­nych wy­da­rze­niach świad­czących o zmia­nie sy­tu­acji geo­po­li­tycz­nej – w tym de­kla­ra­cji pre­zy­den­ta USA Wo­odro­wa Wil­so­na, któ­ra uwzględ­nia­ła ko­niecz­no­ść utwo­rze­nia nie­pod­le­głej Pol­ski z do­stępem do mo­rza. Li­sto­pa­do­we wy­da­nia „Dzien­ni­ka Byd­go­skie­go” pe­łne były na­dziei i we­zwań do po­wro­tu mia­sta w gra­ni­ce ro­dzącej się Rze­czy­po­spo­li­tej. W wy­da­niu z 2 li­sto­pa­da 1918 roku na pierw­szej stro­nie ga­ze­ty w ar­ty­ku­le Za pó­źno na­pi­sa­no:

Świat do­sko­na­le wie, co się u nas dzia­ło, wie, w jaki spo­sób dziel­ni­com na­szym nada­no cha­rak­ter nie­miec­ki. Pro­win­cjom pa­ństwa pru­skie­go w spo­sób sztucz­ny nada­no po­zor­nie nie­miec­ki cha­rak­ter. Zie­mia sama była, jest i będzie pol­ską i rdzeń za­sie­dlo­nej lud­no­ści jest pol­ski. Tego nie zmie­nią na­pły­wo­wi krzy­ka­cze.

W na­stęp­nym wy­da­niu pro­wa­dzo­no już na­wet roz­wa­ża­nia na te­mat przy­szłe­go ustro­ju Pol­ski, opu­bli­ko­wa­no pro­gram rządu pol­skie­go, a ta­kże ode­zwy rządu do ro­da­ków mó­wi­ące o dzie­jo­wej chwi­li, na któ­rą cze­ka­ły po­ko­le­nia.

W ko­ńcu nad­sze­dł dłu­go ocze­ki­wa­ny mo­ment! 7 li­sto­pa­da 1918 roku byd­gosz­cza­nie do­wie­dzie­li się z lo­kal­nej pra­sy o wa­run­kach za­wie­sze­nia bro­ni, ja­kie za­pro­po­no­wa­no w cza­sie ne­go­cja­cji Niem­com. Tre­ść po­ro­zu­mie­nia tra­fi­ła na pierw­szą stro­nę ga­ze­ty. Upa­da­jące Pru­sy po­grąża­ły się w re­wo­lu­cji ro­bot­ni­czej, któ­ra jako pierw­sza wy­bu­chła w Ko­lo­nii. Wszyst­ko sta­ło się ja­sne. Pru­sy były pod­mio­tem po­li­tycz­nym tyl­ko w sen­sie praw­nym, fak­tycz­nie stra­ci­ły jed­nak kon­tro­lę nad tym, co dzia­ło się na jej te­re­nach. W tej sy­tu­acji „Dzien­nik Byd­go­ski” wzy­wał, aby pol­ska spo­łecz­no­ść wspó­łpra­co­wa­ła ze sobą oraz an­ga­żo­wa­ła się w sa­mo­po­moc, pod­kre­śla­jąc przy tym dużą rolę or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych i in­te­li­gen­cji, któ­ra po­win­na wska­zy­wać w swo­ich śro­do­wi­skach, jak po­stępo­wać. Na­strój ocze­ki­wa­ne­go prze­ło­mu na­ra­stał z ka­żdym dniem. Cze­ka­jącym za ro­giem tur­bu­len­cjom po­li­tycz­nym zwi­ąza­nym z upad­kiem mo­nar­chii pru­skiej, re­wo­lu­cją bol­sze­wic­ką i roz­pa­dem mo­nar­chii au­stro-węgier­skiej to­wa­rzy­szy­ły też ma­rze­nia o re­wo­lu­cji spo­łecz­nej. Ocze­ki­wa­nia no­wych sto­sun­ków spo­łecz­nych, po­pra­wy wa­run­ków pra­cy i pła­cy, a ta­kże za­pew­nie­nia god­nych wa­run­ków miesz­ka­nio­wych były rów­nież pre­zen­to­wa­ne w „Dzien­ni­ku Byd­go­skim”. „Znik­nąć musi pan, a po­zo­sta­nie pra­co­daw­ca. Znik­nie słu­ga, a po­zo­sta­nie pra­co­bior­ca, któ­ry świa­dom swo­jej god­no­ści ludz­kiej ofia­ru­je swą pra­cę w za­mian za ści­śle okre­ślo­ne wy­na­gro­dze­nie” – czy­ta­my w ga­ze­cie z 8 li­sto­pa­da 1918 roku. Były to za­tem nie tyl­ko ocze­ki­wa­nia po­li­tycz­ne, któ­ry­mi żyli miesz­ka­ńcy, ale ta­kże pra­gnie­nia no­wych re­la­cji spo­łecz­nych. I sta­ło się! 12 li­sto­pa­da „Dzien­nik Byd­go­ski” na pierw­szej stro­nie in­for­mu­je – „Re­wo­lu­cya zwy­ci­ęży­ła na ca­łej li­nii”. W dal­szej części tek­stu czy­ta­my:

Hi­sto­rya nie zna w dzie­jach swo­ich tak strasz­ne­go upad­ku i tak szyb­kie­go prze­wro­tu, ja­kie­go obec­nie je­ste­śmy świad­ka­mi (trzy dni wcze­śniej ab­dy­ka­cję zło­żył bo­wiem Wil­helm II – przyp. au­to­ra). Nie wie­my jesz­cze, co nam naj­bli­ższe dni przy­nio­są, ale ży­czy­my na­ro­do­wi nie­miec­kie­mu, aby mu los oszczędził prze­jść jego gor­szych i gor­szych w skut­kach niż obec­nie.

Wła­dzę w mie­ście prze­jęła wci­ąż nie­miec­ka rada żo­łnie­rzy w zwi­ąz­ku z uciecz­ką z mia­sta po­rucz­ni­ka Krau­se­go, na któ­re­go or­ga­ni­zo­wa­no za­mach. Kto jed­nak my­ślał, że upa­da­jące pa­ństwa od­da­ją wła­dzę bez opo­ru, ten szyb­ko się prze­ko­nał, że był w błędzie. Rada żo­łnier­ska i ro­bot­ni­cza wpro­wa­dza­ła co­raz wi­ęk­sze ogra­ni­cze­nia w co­dzien­nym ży­ciu. Za­ka­za­no wy­cho­dze­nia z domu po go­dzi­nie 9 wie­czo­rem. Zda­rza­ły się strze­la­ni­ny, w któ­rych gi­nęli lu­dzie. W sy­tu­acji sze­rzących się ra­bun­ków, plądro­wań i mor­derstw wy­ro­ki miał wy­da­wać sąd do­ra­źny. Tym sa­mym po­ja­wia­jące się w ga­ze­tach ode­zwy po­słów pol­skich w pru­skim par­la­men­cie o utwo­rze­nie nie­pod­le­głej, zjed­no­czo­nej Pol­ski Lu­do­wej od­bie­ra­ne były przez lo­kal­ną spo­łecz­no­ść z ocze­ki­wa­niem szyb­kiej zmia­ny. Trze­ba było jed­nak jesz­cze tro­chę po­cze­kać. Byd­goszcz nie wró­ci­ła w gra­ni­ce Pol­ski w 1918