Jak działa faszyzm - Jason Stanley - ebook

Jak działa faszyzm ebook

Stanley Jason

4,2

Opis

Narody wcale nie muszą być faszystowskie, żeby uprawiać faszystowską politykę. Jason Stanley opisuje dziesięć podstawowych zasad takiej polityki. Refleksje historyczne, filozoficzne i socjologiczne przetyka opowieściami ze współczesnych Polski, Węgier, Indii i Stanów Zjednoczonych. Pokazuje, jakim zagrożeniem dla współczesnych społeczeństw są mitologizowanie własnej przeszłości, powszechne korzystanie z języka propagandy i wymierzony w uniwersyteckich ekspertów antyintelektualizm. Uświadamia nam, że wszystkie te mechanizmy pogłębiają społeczne podziały i tym samym sprawiają, że dużo bardziej jesteśmy podatni na autorytarne pokusy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 225

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (35 ocen)
16
12
5
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dotmagia
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Objętościowo nieduża, acz treściowo bardzo bogata książeczka. Jak działa faszyzm? Czy to, co dzieje się obecnie w naszym pięknym kraju można podać jako przykład na wprowadzanie przez rządzących faszystowskich metod rządzenia? Żeby nie było - książka nie o Polszcze jeno traktuje. Jest tu i o Stanach Zjednoczonych i o Węgrzech. Znajdzie się też miejsce dla wielkiej Rossiji, a i nawet o kraju zamorskich Indusów autor wspomnieć raczył. Powie ktoś, że w żadnym razie! Gdzież my Polska Wielka Lechia, od Sarmatów starożytnych swoje dzieje wiodąca, Przedmurzem Chrześcijaństwa i Chrystusem Narodów się mieniąca, mielibyśmy w jakieś faszyzmy popadać? Boże broń i w żadnym bądź razie, a Panienko Najświętsza dopomagaj... Coś jednak chyba na rzeczy być musi, skoro ktoś dostrzegł, że coś jednak w tej Polsce z demokracją niedobrego się dzieje. Powie ktoś: To pewnie jakiś żydomason, komunista, tęczowy gej, rowerzysta i gender wegetarianin do tego - niech przeklęty diabelski pomiot będzie! Nie mnie to ...
60
annakarczkr

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo na czasie!
10
juliacisek

Nie oderwiesz się od lektury

Obowiązkowa pozycja dla każdej osoby, która definiuje siebie jako zwolennika demokracji. Pokazuje jakie patologie pojawiają się w społeczeństwie, gdy próbuje się dzielić ludzi na "lepszych" i "gorszych" oraz, że faszyzm to wciąż wielkie zagrożenie, które dotyczy wielu krajów, nie tylko w latach 30. XX wieku, ale też współcześnie. Potrzebna, ważna i bardzo solidnie napisana pozycja (autor cytuje badania naukowe, zachowuje spójność i logikę wywodu).
00

Popularność




Sławomir Sierakowski

Nasz faszyzm

Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego jest jednym z głównych negatywnych bohaterów tej książki. Pojawia się tu najczęściej obok partii Fidesz Viktora Orbána oraz postaci Donalda Trumpa. Działaniami Jarosława Kaczyńskiego i rządu Mateusza Morawieckiego można zilustrować niemal każdą z metod opisywanych przez Stanleya, za pomocą których faszyści zdobywali władzę i robią to dalej. Nie miejmy złudzeń, wtedy też wydawało się, że faszyzm nie jest aż taki albo że to przejściowe. Czyta się tę książkę ze wstydem. Polska weszła do żelaznego repertuaru badaczy patologii władzy.

Stanley opisuje drobiazgowo, jak faszyści krok po kroku zmieniali demokrację w dyktaturę. Zestawia to z realiami współczesnymi i okazuje się, że historia się powtarza. Dzieje niemieckiego, włoskiego albo francuskiego faszyzmu znamy ex post i dlatego automatycznie identyfikujemy z tym, co najbardziej spektakularne – drugą wojną światową i Holokaustem, ale faszyzmy europejskie i amerykański miały swoje początki, potem „nową normalność” i dopiero na końcu była hekatomba. Tak nie musi być i dziś. Ale Polsce wystarczy wyjście z Unii Europejskiej, żeby zakończyło się strasznie. Tak jak przez 240 z ostatnich 300 lat, gdy byliśmy częścią Rosji albo jej satelitą. Nie jesteśmy wyspą jak Wielka Brytania i nie mamy broni nuklearnej. Splendid isolation jest nie na nasze możliwości.

Granica tolerancji dla coraz bardziej radykalnych działań przesuwała się najczęściej niepostrzeżenie. Naiwni okazywali się nawet najwybitniejsi intelektualiści. Działo się tak między innymi dlatego, że faszyzm swoje działania uzasadniał obroną ideałów wolności, równości, dbaniem o prawo i porządek albo tradycję i prawdę historyczną o narodzie. Gdy znamy już konsekwencje, wyraziste stają się dla nas również źródła faszyzmu i jego droga do przejęcia władzy. Ale tamtego, niekoniecznie współczesnego. Po to napisana jest ta książka.

Biografii Hitlera są setki. Z książek o Trzeciej Rzeszy, jej genezie i upadku, wielkich bitwach, dowódcach, sprzęcie wojskowym, ostatnich dniach Berlina albo Hitlera powstał cały przemysł wydawniczy. Bunkry, siedziby Hitlera, faszystowska architektura, a nawet obozy koncentracyjne to atrakcje turystyczne. Trudno odróżnić niezdrową ciekawość od potrzeby zdobycia wiedzy, ale kapitalizm się kręci, więc lepiej się nie zastanawiać. Wydawało się, że można sobie na takie podejście pozwolić właśnie dlatego, że faszyzm uznano już za historię. Gdy więc czasem gdzieś na targowisku z antykami po drugiej stronie talerzyka zauważymy swastykę albo gdy na stadionie usłyszymy kibolską przyśpiewkę o brunatnym zabarwieniu, traktujemy to jako melodię przeszłości.

Nie brakuje fanatyków, ale w Europie i Stanach Zjednoczonych to raczej cynizm jest normą i pokarmem dla demagogów, cwaniaczków albo zwykłych złodziei w polityce. Ale jakie to pocieszenie, gdy cynicy przebierają się za fanatyków? Stają się nieodróżnialni, a do tego lepiej się kontrolują. Inny bohater tej książki Viktor Orbán, bynajmniej nie fanatyk, dotarł dalej niż Kaczyński i niemal wykończył węgierską demokrację.

Tego, o czym pisze Stanley, miało już nie być. Faszyzm to wielka narracja – dlaczego nie upadła? Postmodernistyczny zwrot w humanistyce miał stanowić uzasadnienie dla pożegnania z faszyzmem, komunizmem i innymi ideologiami nowoczesności. Mieliśmy żyć w społeczeństwie postideologicznym. Zagrożeniem dla demokracji miał być populizm, a nową normalnością postpolityka znosząca podział na lewicę i prawicę.

Populizm miał być popłuczyną po wielkich ideologiach nowoczesności. Tyle że ta popłuczyna zaczęła gęstnieć i gęstnieć, a później rozlewać się po świecie, topiąc kolejne demokracje liberalne na czele z tą najstarszą – amerykańską. Postpolityka nową normalnością stała się tylko na chwilę, bo potem nacjonalizm wrócił w pełnej krasie.

Zostaliśmy zaskoczeni niemal tak samo, jak już raz kiedyś zaskoczył wszystkich faszyzm. Mussolini i Hitler to miały być tylko figurki krzykliwych mitomanów, których nie sposób traktować poważnie. Co było dalej, wiemy. Trump też miał być tylko śmieszny… A jego kompromitacje miały go zatopić. Każda pojedyncza kompromitacja PiS-u też już dawno zatopiłaby każdy poprzedni rząd… Dziś nie da się ich zliczyć.

Trump najpierw wygrał wybory, następnie rządził globalnym mocarstwem. Teraz jest właścicielem niemal połowy głosów w USA. Partię Republikańską ma na własność, co czyni go człowiekiem numer dwa w państwie. PiS wygrał wybory sześć razy z rzędu. Partii Kaczyńskiego nie zatopiło nawet krycie pedofilii w Kościele, i to w wyborach europejskich, w których tradycyjny elektorat miał nie zagłosować, ale żeby ratować PiS przed kosztami infamii, zagłosował, bijąc wszelkie rekordy popularności w Polsce. Pedofilia, zło największe, zamiast zatopić, zadziałała na demos jak alarm. Ludzie poszli do urn ze strachu, że ich partia może przegrać, bo ma kłopoty z prawem i moralnością.

Nikt jednak nie nazywa Trumpa, Orbána ani Kaczyńskiego faszystami. Cynikami albo fanatykami owszem, ale żeby od razu faszyści? Gdy braliście tę książkę do ręki, nie mieliście tej chwili zdumienia, a nawet politowania nad autorem, że sobie taki banalny temat wybrał? Przecież wszyscy wiedzą, jak działa faszyzm.

Stanley proponuje więc: gdy mówimy „faszyzm”, nie przeskakujmy od razu myślami do Holokaustu i statystyk zabitych, ale przeanalizujmy sam koncept i zobaczmy, czy istnieją podobieństwa do metod stosowanych przez Trumpa, Kaczyńskiego, Orbána.

Konkluduje: na Węgrzech i w Polsce, które jeszcze niedawno były kwitnącymi demokracjami liberalnymi, obserwujemy dziś szybką normalizację faszyzmu.

Książka Stanleya jest jedną z kilku już, które wprost ostrzegają przed powrotem faszyzmu. Niedawno ukazała się książka Faszyzm. Ostrzeżenie Madeleine Albright, byłej sekretarz stanu USA czeskiego pochodzenia, pamiętającej tamte czasy. Timothy Snyder napisał całą serię książek o faszyzmie – wcale nie historycznych. Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie zaczyna się w latach 20. i 30., ale kończy na współczesności. Wprost o faszyzmie traktuje jego książeczka O tyranii, a także pracaDroga do niewolności, w której dużo miejsca poświęcił nie tylko Europie i Ameryce, ale przede wszystkim Rosji – dziś chyba najbardziej faszystowskiemu państwu w Europie. Ten temat rozwija Siergiej Miedwiediew w Powrocie rosyjskiego Lewiatana, opisując praktyki stosowane przez Putina i jego ludzi w kwestii manipulowania pamięcią, znęcania się nad mniejszościami, powszechnego niemal rasizmu i przemocy domowej.

Miał rację więc Primo Levi, najbardziej realistyczny z wielkich pisarzy Holokaustu, gdy konkludował, że „każda epoka ma swój faszyzm”. Nasza też. Tu i teraz.

Wstęp do wydania w miękkiej oprawie

Od września 2018 roku, kiedy książka Jak działa faszyzm została wydana, wydarzenia na całym świecie potwierdziły moje obawy związane z nowoczesnym faszyzmem. Przywódcy polityczni, partie i ruchy, których opisałem w tej książce, zrealizowali kolejne cele w ramach swoich programów. Wyłonili się także nowi przywódcy i partie polityczne posługujący się taktyką, którą tu opisałem. Koronawirus i ogłoszona 11 marca 2020 roku przez Światową Organizację Zdrowia pandemia przyniosły zagrożenie dla fundamentalnych aspektów życia ludzkiego, społecznego i politycznego, doprowadzając do ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. Wyciągnięcie wniosków płynących z niniejszej książki stało się kwestią pilniejszą, niż przypuszczałem.

Książka ta miała być ostrzeżeniem przed polityką faszystowską, a w istocie przed niebezpieczeństwem, jakie niesie przesączająca się do publicznego dyskursu retoryka, posługująca się lękiem i gniewem jako środkami do tworzenia etnicznych i religijnych podziałów. Wyniki takiej narracji są już widoczne jak na dłoni, bo właśnie ta retoryka kształtuje wyniki wyborów i staje się częścią polityki rządów.

Jair Bolsonaro, „Trump tropików”, w pierwszym wydaniu tej książki nie doczekał się nawet wzmianki. Jednak niedługo po tym, jak książka trafiła do księgarń, Bolsonaro został prezydentem Brazylii, czwartej co do wielkości demokracji na świecie. Jego kampania zwalczania korupcji skupiała się na motywie prawa i porządku. Nie ukrywał swojego wrogiego nastawienia do feminizmu i praw osób nieheteronormatywnych, wielokrotnie także wychwalał historię zbrojnej dyktatury tego kraju. W czasie jego kadencji „wszyscy trzej synowie Bolsonaro prowadzący działalność polityczną oraz jego żona Michelle byli zamieszani w skandale korupcyjne”[1]. W dzisiejszej Brazylii dziennikarze otrzymują pogróżki. Uczelnie wyższe, będące ośrodkami sprzeciwu wobec Bolsonaro i znajdujące się na celowniku jego politycznej demagogii, borykają się z ogromnymi cięciami funduszy na badania naukowe. 15 marca 2020 roku w całym kraju odbyły się ultraprawicowe demonstracje, nawołujące do rozwiązania Kongresu i sądów. Bolsonaro, podobnie jak Trump, zaprzecza zmianom klimatu. Amazońskie lasy deszczowe na terytorium Brazylii, których stan jest kluczowy dla zdrowia całej planety, pod rządami Bolsonaro trawione są coraz bardziej katastrofalnymi pożarami oraz towarzyszącym im postępującym wylesianiem.

W Europie od lat mówiło się o „hiszpańskim wyjątku”, odporności tego kraju na skrajną prawicę rosnącą w siłę w całej Europie. Zakładano, że Hiszpania, tak doświadczona przez faszyzm w ubiegłym stuleciu, nie popełni po raz kolejny tego samego błędu. Stało się jednak inaczej – w 2018 roku powstała tam skrajnie prawicowa partia Vox, o korzeniach sięgających faszystowskiej dyktatury Franco, siejąca lęk i panikę wobec imigracji i utraty tradycyjnej kultury. W 2019 roku w wyniku wyborów Vox stało się trzecim co do wielkości politycznym ugrupowaniem w hiszpańskim parlamencie.

Często zakłada się, że faszystowska taktyka może zadziałać jedynie tam, gdzie demokratyczne instytucje i zaangażowanie w kulturę demokracji uległy osłabieniu. Mamy z uwagą śledzić politykę rządu i instytucje, nie zaś retorykę, która toruje im drogę. A jednak – Szwecja to kraj z jednymi z najbardziej stabilnych demokratycznych instytucji na świecie, jej dobra publiczne stoją na niezwykle wysokim poziomie, Szwedzi mają doskonałej jakości powszechną opiekę zdrowotną, edukację, przedszkola i żłobki. Rzadko kwestionuje się także przywiązanie Szwedów do wartości demokratycznych. Jakże niepokojącym przejawem mocy faszystowskiej taktyki jest zatem to, że jedyna szwedzka partia polityczna, która taką taktykę stosuje, czyli Szwedzcy Demokraci, w momencie pisania niniejszego wstępu jest najpopularniejszym ugrupowaniem politycznym w tym kraju. Neofaszystowska AfD jest trzecią najsilniejszą partią w Niemczech – kolejnym państwie, którego demokratyczne instytucje nie budziły dotąd żadnych wątpliwości. Na całym zaś świecie politycy i partie polityczne wyciągnęli z powyższych przykładów wnioski, że retoryka podziałów etnicznych i rasowych może przynieść wygraną w wyborach i społeczne poparcie.

Od momentu wydania niniejszej książki wyłoniły się nie tylko nowe ruchy, ale doszło także do niepokojących wydarzeń w ruchach już istniejących. Panika związana z imigracją i lęk przed utratą dominacji kulturowej w stosunku do mniejszości religijnych lub etnicznych znienawidzonych przez grupy większościowe stanowią rdzeń polityki faszystowskiej. W krajach, w których taka taktyka odnosi największe sukcesy, widzimy już przejawy faszystowskich posunięć rządzących. Indie są tego kluczowym przykładem, zwłaszcza po dojściu do władzy hinduistycznej nacjonalistycznej partii Bharatiya Janata Party (BJP) i jej przywódcy Narendry Modiego. Od czasu napisania niniejszej książki BJP udało się zdobyć większość w indyjskim parlamencie i przejść do realizacji niepokojącej polityki rządu.

Odkąd wyłoniły się niepodległe Indie, obowiązujące w nich praktyki dotyczące obywatelstwa miały charakter liberalny i świecki. Jednakże pod rządami BJP kraj ten przechodzi błyskawiczną przemianę. W Indiach istnieją Krajowy Rejestr Ludności i spis powszechny, uwzględnia się w nich jednak mieszkańców, nie obywateli. W listopadzie 2019 roku indyjski parlament zaproponował stworzenie dodatkowego Krajowego Rejestru Obywateli. Zadaniem Rejestru jest określenie, kto jest, a kto nie jest obywatelem, czyli odróżnienie obywateli od nieobywateli. Ci, którzy za obywateli nie zostaną uznani, będą zatrzymywani i ostatecznie wydalani z kraju. Duża liczba mieszkańców Indii to osoby, które choć urodziły się w tym kraju, nie posiadają dokumentów takich jak świadectwo urodzenia, które mogłyby ten fakt potwierdzić. Chodzi zatem o decyzję, które z tych osób zaliczyć do grona obywateli, a które z niego wykluczyć. Zachodzą poważne obawy, poparte zresztą działaniami ugrupowań politycznych stojących za tym projektem, że decyzje takie będą podejmowane na podstawie wyznania: muzułmanie mieszkający w kraju, a nieposiadający właściwych dokumentów będą zatrzymywani i deportowani, znajdujący się zaś w tej samej sytuacji hinduiści zostaną uwzględnieni w rejestrze obywateli.

Jednocześnie z określeniem kryteriów Krajowego Rejestru Obywateli, według których nieposiadający dokumentów mieszkańcy będą wliczani bądź nie do grona obywateli, Indie przyjęły ustawę wprowadzającą poprawki do przepisów o obywatelstwie (tzw. Citizenship Amendment Bill, CAB). Ustawa ta obiecuje rozpatrywanie w trybie pilnym podań o przyznanie obywatelstwa złożonych przez imigrantów należących do wyszczególnionych w ustawie grup wyznaniowych. Muzułmanie niebędący w stanie udowodnić swojego obywatelstwa według wytycznych do ustawy nie będą mogli skorzystać z tej ścieżki postępowania w sprawie przyznania obywatelstwa, natomiast ścieżkę taką przewidziano dla wyznawców hinduizmu. W Indiach zatem dokonuje się właśnie przemiana liberalnych praktyk w zakresie przyznawania obywatelstwa w praktyki faszystowskie. Faszystowska polityka partii BJP nie ogranicza się wyłącznie do retoryki.

Wyróżniającą cechą polityki faszystowskiej jest branie na celownik ideologicznych wrogów oraz brak hamulców w zakresie sposobów ich zwalczania. W Indiach, Brazylii i Stanach Zjednoczonych – oraz wszędzie tam, gdzie taka polityka zawładnęła wyobraźnią – jednym z głównych celów ataków przywódców skrajnie prawicowych partii stały się uniwersytety. W styczniu 2020 roku uniwersytet imienia Jawaharlala Nehru w New Delhi został zaatakowany przez bojówki hinduistycznych nacjonalistów. Policja biernie przyglądała się, jak na terenie uczelni napastnicy bili zarówno studentów, jak i wykładowców. W odpowiedzi na szokujące akty przemocy Pratap Mehta napisał w gazecie „The Indian Express”:

Prześladowanie wrogów – mniejszości, liberałów, zwolenników świeckich rządów, lewicy, miejskich naksali, intelektualistów, wszelkiej maści protestujących – to nie kwestia zwykłego politycznego wyrachowania… Kiedy swoje umocowanie budujesz wyłącznie na wynajdowaniu wrogów, prawda przestaje się liczyć, zwyczajowe ograniczenia cywilizacyjne i poczucie przyzwoitości przestają się liczyć, równowaga sił obowiązująca w normalnej polityce przestaje się liczyć[2].

Wrócę jeszcze do Stanów Zjednoczonych – pracę nad niniejszym projektem rozpocząłem zaalarmowany powodzeniem faszystowskiej taktyki politycznej zastosowanej przez Donalda Trumpa w momencie ogłoszenia przez niego w 2015 roku, że będzie kandydował na urząd prezydenta. Co pokazał bieg wydarzeń politycznych, jakie po tym nastąpiły? Czy brutalna retoryka Trumpa skierowana przeciwko imigrantom z Meksyku i muzułmanom była zaledwie taktyką polityczną? Czy też kolejne lata przyniosły zmiany w instytucjach i polityce rządu, idące w wyraźnie faszystowskim kierunku, tak jak stało się to w przypadku partii BJP w Indiach?

27 stycznia 2017 roku administracja Trumpa wydała jedno ze swoich pierwszych rozporządzeń wykonawczych opatrzone tytułem „Ochrona kraju przed wjazdem do Stanów Zjednoczonych terrorystów z obcych krajów”. Rozporządzenie to bezterminowo uniemożliwiło przyjęcie uchodźców uciekających przed wojną w Syrii, nakładając jednocześnie zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych na obywateli siedmiu państw, w których muzułmanie stanowią większość ludności. Ostatecznie rozporządzenie to zostało zastąpione dwoma innymi instrumentami prawnymi zakazującymi podróży, mającymi jednak na celu wyłącznie obejście oczywistych przeszkód prawnych, jako że zakaz oparty na przynależności religijnej stoi w jawnej sprzeczności z zapisami Pierwszej Poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Trzecia wersja tych przepisów została skrojona tak, aby na liście „państw, co do których zachodzą obawy”, znalazły się także dwa państwa, gdzie muzułmanie nie stanowią większości, to jest Korea Północna i Wenezuela, których obywatele na mocy tych przepisów również objęci zostali zakazem wjazdu do Stanów Zjednoczonych. Amerykański Sąd Najwyższy orzekł, większością pięciu do czterech członków składu sędziowskiego, że takie sformułowanie przepisów sprawia, że rozporządzenie wykonawcze jest zgodne z zapisami Pierwszej Poprawki (mimo że ewidentnie taki był cel owego przeformułowania). Kolejne lata przyniosły normalizację zakazu wjazdu do Stanów, który objął wielu muzułmanów z całego świata. Temat nie budzi już zainteresowania amerykańskich mediów. Faszystowska polityczna taktyka Trumpa szybko zmaterializowała się w formie konkretnych, wyraźnie wykluczających działań rządu.

W ostatnim rozdziale niniejszej książki zastanawiałem się, gdzie jeszcze faszystowska polityczna taktyka Trumpa może się zmaterializować:

Ponieważ w Stanach Zjednoczonych skierowana przeciwko imigrantom kampania Donalda Trumpa przybiera na sile, zamiata się pod dywan liczbę niemających dokumentów pracowników najrozmaitszego pochodzenia, gromadzonych w prywatnych ośrodkach przetrzymywania, które kryją ich przed wzrokiem i zainteresowaniem opinii publicznej.

To nadal się dzieje. Na granicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem funkcjonują ośrodki detencyjne, w których przetrzymywani są oczekujący na postępowanie sądowe migranci nieposiadający odpowiednich dokumentów. Kluczową, okrutną cechą takich ośrodków jest rozdzielanie rodzin. W czerwcu 2019 roku członkini Izby Reprezentantów Alexandria Ocasio-Cortez wywołała burzę, określając znajdujące się w prywatnych rękach ośrodki mianem „obozów koncentracyjnych”. Jednak opis ten jest bardzo trafiony. Podobnie jak obozy koncentracyjne w Niemczech w latach 30. XX wieku, również i te ośrodki znajdują się poza zasięgiem wzroku opinii publicznej. Dziennikarzom odmawia się do nich wstępu, a odwiedzać je mogą wyłącznie prawnicy i członkowie Kongresu[3]. Na początku czerwca administracja rządowa Trumpa zniosła wsparcie edukacyjne, rekreacyjne i prawne dla dzieci przebywających w ośrodkach detencyjnych, jeszcze bardziej odcinając opinię publiczną od informacji o ich losach. Wcześniej doniesienia o skrajnie trudnych warunkach panujących w takich ośrodkach wręcz zalały media, a informacji o nich dostarczali prawniczki i prawnicy reprezentujący przetrzymywanych, mający w związku z tym dostęp do ośrodków. Co dzieje się tam teraz, kiedy obcięto rządowe fundusze na pomoc prawną?

Nawet jeśli my nie mamy dostępu do tych informacji, historie o panujących w ośrodkach warunkach nadal krążą wśród imigrantów, zgodnie ze strategią polegającą na zachęcaniu ich do dobrowolnej deportacji. To także znamy już z historii. W listopadzie 1938 roku ponad trzydzieści tysięcy niemieckich Żydów zapędzono do obozów koncentracyjnych, gdzie zostali poddani brutalnemu, nieludzkiemu traktowaniu, a następnie wypuszczeni. Nikolaus Wachsmann, profesor Uniwersytetu Londyńskiego specjalizujący się w historii Europy, wyjaśnia, że zwolnienie więźniów z punktu widzenia władz miało sens, jako że „obozy spełniły już swoją funkcję – sprawiając, że wielu Żydów wyjechało z Niemiec”[4]. Brutalna antysemicka retoryka rządu, a następnie wystawienie obywateli żydowskiego pochodzenia na okrutne traktowanie w obozach doprowadziły do masowego wyjazdu Żydów z Niemiec (wśród nich byli moja babka i mój ojciec, którzy opuścili ten kraj w czerwcu 1939). Taktyka okazała się skuteczna. Czy to oznacza, że mamy ją stosować?

Sytuacja ta kształtuje również pewną rzeczywistość gospodarczą. Coraz częściej widzimy powiązania pomiędzy interesami potężnych firm a instytucjami uprawiającymi upaństwowiony terror. Firmy z Wall Street udzielają wielomiliardowych pożyczek, które umożliwiają firmom prowadzącym ośrodki detencyjne czerpanie z nich zysków. Inne wielkie firmy zarabiają na sprzedaży takim ośrodkom swoich towarów, a w ich organach nadzorczych zasiadają byli urzędnicy wysokiego szczebla. Na poziomie lokalnym zaś więzienia uzupełniają swój budżet, przetrzymując osoby zatrzymywane przez Służby Imigracyjne i Celne (ang. Immigration and Customs Enforcement, ICE) na podstawie ich niebotycznie rozszerzonych uprawnień. Prawna, materialna i gospodarcza struktura tych jednostek przywodzi na myśl wczesne obozy koncentracyjne w nazistowskich Niemczech.

Można także stwierdzić, że w Stanach Zjednoczonych działają dziś instytucje przypominające faszystowskie organizacje paramilitarne, które zostały nie tyle stworzone przez Trumpa, ile z całą pewnością przejęte i obdarzone szerokimi uprawnieniami przez jego administrację rządową. Służby ICE to nowość w ramach amerykańskich instytucji – zostały utworzone w 2003 roku na mocy Ustawy w sprawie bezpieczeństwa narodowego (ang. Homeland Security Act), przyjętej po wydarzeniach z 11 września, kiedy kwestie bezpieczeństwa zepchnęły prawa i swobody na dalszy plan. Na mocy zapisów tej samej ustawy utworzono Urząd ds. Ceł i Ochrony Granic (ang. Bureau of Customs and Border Protection), którego zadaniem jest strzeżenie granic państwowych i zapewnienie personelu ośrodkom detencyjnym dla migrantów. W ramach Służb Imigracyjnych i Celnych istnieje zatem specjalna jednostka, powstała w niedemokratycznym momencie amerykańskiej historii, której nadano uprawnienia podobne do uprawnień policji, a której działania skierowane są przeciwko politycznym obcym w ramach naszych granic. Sama instytucja jest politycznie powiązana z przywódcą kraju, bo Trump jako pierwszy wśród amerykańskich prezydentów uzyskał oficjalne poparcie dużego związku zawodowego reprezentującego pracowników służb ICE, a i on sam wielokrotnie określał się mianem ich głównego obrońcy.

ICE to organizacja o charakterze policyjnym, ale policją nie jest. Zadaniem policji w demokratycznym społeczeństwie jest zapewnienie bezpieczeństwa stanowiącym je społecznościom. ICE co prawda współpracuje z konwencjonalnymi instytucjami wymiaru sprawiedliwości zajmującymi się sprawami karnymi, w tym z miejscową policją, często jednak okazuje się, że utrudnia im pracę, wywołując lęk w społecznościach imigrantów, których członkowie przestają zgłaszać przestępstwa stróżom prawa. W związku z tym niektórzy zwierzchnicy służb porządkowych zaczęli opowiadać się przeciwko obławom organizowanym przez służby ICE. Celem ICE nie jest zapewnienie większego bezpieczeństwa społecznościom. Celem ICE jest wzmocnienie podziału na „my” i „oni”.

Obserwując realne skutki retoryki Trumpa, wiele osób wypowiadających się w mediach zwraca uwagę na powodowane nienawiścią przestępstwa skinheadów na ulicach bądź na inne przejawy przemocy wobec wskazywanych przez Trumpa grup – na przykład imigrantów i muzułmanów – niebędące jednak dziełem jego administracji rządowej. To jednak niebezpieczne pomylenie pojęć, a taka reakcja zaledwie maskuje najgorsze wymierne skutki taktyki politycznej Trumpa. Faszystowska taktyka polityczna stosowana przez zwycięzcę wyborów materializuje się w formie kształtowanego przez nią aparatu państwowego, nie zaś wyłącznie w relacjach między ludźmi. Debaty kierujące naszą uwagę na sytuację na ulicach jednocześnie odciągają naszą uwagę od strukturalnych konsekwencji faszystowskiej retoryki. Pomijając aparat państwowy tworzony przez tych, którzy do władzy doszli, stosując politykę faszystowską, zachowujemy się tak, jakby faszystowska taktyka polityczna nie była w stanie przekształcić niegdyś demokratycznych państw w państwa faszystowskie. Tę tezę jednak obala zarówno historia, jak i zdrowy rozsądek.

W historii Niemiec określenie Gleichschaltung oznacza proces, w ramach którego instytucje rządowe Niemiec stopniowo nabierały „nazistowskiego” charakteru, przechodząc od zasad liberalno-demokratycznych do narodowosocjalistycznych, w gruncie rzeczy opartych na wierności wobec nazistowskiego przywódcy Adolfa Hitlera. Nie przyrównując nowych skrajnie prawicowych przywódców do Hitlera, można jednak zauważyć, że w trzech największych demokracjach świata – w Indiach, Stanach Zjednoczonych i Brazylii – zachodzą obecnie podobne procesy. W każdym z tych krajów zauważalne jest dążenie do ujednolicenia instytucji opartego na lojalności wobec tożsamości etnicznej, jak w przypadku Indii, bądź lojalności wobec jednego przywódcy, jak w przypadku Stanów Zjednoczonych, gdzie najsilniejsze ugrupowanie polityczne coraz bardziej cechuje podporządkowanie Donaldowi Trumpowi. Jest to zagrożeniem dla demokratycznej natury tych instytucji oraz ich zdolności do wykonywania powierzonej im misji. Nasza demokratyczna kultura jest w stanie krytycznym.

Za transnarodowym ruchem skrajnego nacjonalizmu kryją się siły oparte na kapitale. Giganci branży technologicznej i mediów korzystają z dramatycznego starcia między tymi, co z nami, a tymi, co przeciw nam. Lęk i gniew nie tylko popychają ludzi do urn, ale także przywiązują ich do internetu i ekranów mediów. Firmy paliwowe odnoszą korzyści z tego, że ruchy skrajnie nacjonalistyczne przedstawiają międzynarodowe porozumienia mające zapobiec zmianom klimatu, jak na przykład porozumienie paryskie, jako zagrożenie dla narodowej niezawisłości. A im słabsze są poszczególne państwa i zawierane przez nie międzynarodowe umowy, tym silniejsza staje się władza międzynarodowych korporacji.

W Indiach, Stanach Zjednoczonych i Brazylii pod rządami skrajnie prawicowych partii demagogiczni przywódcy już realizują radykalnie prawicowe programy. W bastionach demokracji w Europie Zachodniej skrajna prawica rośnie w siłę. Na całym świecie liberalna demokracja znalazła się w odwrocie. Tak groźnie nie było od połowy XX wieku.

Wraz z nadejściem globalnego kryzysu zdrowia publicznego pod postacią pandemii COVID-19 stanowiące siłę napędową polityki faszystowskiej ataki na wiedzę, zdobycze nauki i prawdę zagrażają nie tylko naszemu ustrojowi politycznemu. Widzimy bezpośrednie ryzyko wynikające z reakcji przywódców Stanów Zjednoczonych, Brazylii i Indii na pojawienie się COVID-19, początkowo polegającej na umniejszaniu zagrożenia wirusem i przedstawianiu go jako zakrojonego na wielką skalę oszustwa[5]. Ich reakcja na wirusa nie była wypadkiem przy pracy – jak wykazuję w dalszych częściach tej książki, faszystowska ideologia z zasady pozostaje w sprzeczności z wiedzą ekspercką, nauką i prawdą.

Faszystowska polityka wykorzystuje kryzysy do realizacji własnego ideologicznego celu. Trump nazwał wirusa „chińskim”, po części kierując się jego pochodzeniem. Jednak to, że mimo krytyki nadal używał tego określenia, miało na celu przekierowanie całej debaty na tory nacjonalistycznego konfliktu (a zarazem odciągnięcie uwagi od niekompetencji administracji rządowej). Kiedy w końcu rząd Trumpa uznał powagę sytuacji, natychmiast podjął próbę wykorzystania wirusa do uzasadnienia swoich wcześniejszych posunięć, polegających na zamknięciu granic oraz wzbudzeniu nieufności wobec imigrantów, narzucając skojarzenia imigrantów (oraz imigranckich „miast sanktuariów”) z zakażeniami wirusem. Jak pokazuję w niniejszej książce, faszyzm u władzy dąży do przekucia swojej retoryki na rzeczywistość – na przykład poprzez wpędzanie w coraz większe ubóstwo grup ludności, które przedstawia jako chore. Na początku marca Biuro Wykonawcze ds. Postępowania Imigracyjnego (ang. Executive Office for Immigration Review) nakazało pracownikom jednostek rozpatrujących wnioski imigrantów „usunięcie plakatów informacyjnych mających na celu zmniejszenie tempa rozprzestrzeniania się koronawirusa”[6]. Trudno znaleźć sens takiego nakazu, poza tym, że ma on wywołać skojarzenie imigrantów z wirusem poprzez nieinformowanie tej grupy ludności o związanych z nim zagrożeniach.

Odpowiedź rządu Węgier na wirusa polegała na działaniach prowadzących do rozwiązania parlamentu i umożliwienia Viktorowi Orbánowi sprawowania rządów za pomocą dekretów wykonawczych. W Stanach Zjednoczonych Departament Sprawiedliwości chciał uzyskać od Kongresu wyjątkowe uprawnienia, w tym do bezterminowego zatrzymywania osób na podstawie nakazu sędziowskiego. Wykorzystywanie sytuacji kryzysowej jako okazji do działań antydemokratycznych jest klasycznym przykładem faszystowskiej taktyki.

Na szczeblu międzynarodowym sytuacja może rodzić poczucie beznadziei. Niniejsza książka jednak postuluje odmienną reakcję. Morał płynący z lektury jest taki, że faszyzm nie jest nowym zagrożeniem, lecz jedynie ciągłą pokusą. Oczy całego świata skierowały się na Stany Zjednoczone nie ze względu na ich faszystowską historię, ale z uwagi na heroizm, jakim wykazali się ich mieszkańcy w ramach wewnętrznych z nim zmagań. Począwszy od wojny secesyjnej, a na dokonaniach ruchu praw obywatelskich skończywszy, Stany Zjednoczone walczyły z białym chrześcijańskim nacjonalizmem równie zażarcie co Europa, zmagająca się z własnymi skrajnie prawicowymi ruchami. Brazylia zrzuciła jarzmo wojskowej dyktatury. Indie ukonstytuowały się w myśl świeckich liberalnych zasad, mając jasny ogląd zagrożeń, jakie niesie dokładnie ten rodzaj religijnego nacjonalizmu, któremu obecnie (po raz kolejny) muszą stawić czoła.

Powinniśmy także pamiętać, że struktury, które chronią nasze demokracje przed obecnymi zagrożeniami, działają już od bardzo dawna. W każdej z naszych lokalnych społeczności jest co najmniej jedna osoba, która już od pokoleń aktywnie zmaga się z tymi problemami. W Stanach Zjednoczonych to pod rządami Obamy doszedł do głosu obecny brutalny mechanizm deportacji. W mojej społeczności, w miejscowości New Haven, dyrektorką ds. praw imigrantów i sprawiedliwości rasowej w ramach Ośrodka na rzecz Zmiany była wtedy Kica Matos, która koordynowała największą w kraju sieć organizacji strzegących praw imigrantów. Podczas rządów Trumpa pracowała jeszcze ciężej jako doradczyni urzędu miasta New Haven i dyrektorka Centrum na rzecz Imigracji i Sprawiedliwości w ramach Vera Institute of Justice. Niniejsza książka opiera się na mądrości i odwadze doświadczonych działaczek i działaczy takich jak Matos. Praca demokratycznych aktywistek i aktywistów działających w ramach naszych społeczności przypomina nam o tym, że zmagania toczą się nieprzerwanie, a siły – po obu stronach – są duże. Pozostaje nam dołączyć do tych wysiłków, zdając sobie sprawę z tego, że nie chodzi o przełamanie kryzysu danej chwili, ale o podjęcie trwałego zobowiązania do demokracji.

Przełożyła Katarzyna Byłów

[1] D. Miranda, Bolsonaro says he’s fighting corruption. So why is he surrounded by scandal?, „The Guardian”, 28.10.2019, https://www.theguardian.com/commentisfree/2019/oct/28/jair-bolsonaro-brazilparamilitaries-corruption-david-miranda.

[2] Pratap Bhanu Mehta, „JNU violence reflects an apocalyptical politics driven by a constant need to find new enemies” (Przemoc na uczelni JNU to odzwierciedlenie apokaliptycznej polityki napędzanej niekończącą się potrzebą wynajdowania nowych wrogów), „The Indian Express”, 7 stycznia 2020 roku.

[3] Jestem wdzięczny Kice Matos z Vera Institute of Justice za uświadomienie mi tej sytuacji.

[4] N. Wachsmann, KL: A History of Concentration Camps, Farrar, Straus and Giroux, New York 2015, s. 186.

[5] T. Phillips, Brazilians protest over Bolsonaro’s muddled coronavirus response, „The Guardian”, 22.03.2020, https://www.theguardian.com/world/2020/mar/22/brazilians-protest-bolsonaro-coronavirus-panelaco.

[6] C. Farias, The Trump DOJ’s Crazy Back-and-Forth on Coronavirus Prevention Posters, „New York”, 10.03.2020, https://nymag.com/intelligencer/2020/03/what-was-trump-dojs-problem-with-covid-prevention-posters.html.

Dla Emile’a, Alaina, Kaleva, Talii, i ich pokolenia.

Wstęp

Jako syn uchodźców z Europy wychowałem się na opowieściach o bohaterskim narodzie, który pomógł zwyciężyć wojska Hitlera i rozpocząć na Zachodzie bezprecedensowy okres panowania demokracji liberalnej. Mój ojciec pod koniec życia, poważnie dotknięty chorobą Parkinsona, wciąż pragnął na własne oczy ujrzeć plaże Normandii. Wspierając się na ramieniu żony, mojej macochy, spełnił swoje największe marzenie, stając na piasku, na którym tak wielu mężnych młodych Amerykanów oddało życie w walce przeciwko faszyzmowi. Choć moja rodzina czciła to dziedzictwo, rodzice pamiętali też jednak, że amerykański heroizm i amerykańska idea wolności to dwie odrębne kategorie.

Przed drugą wojną światową symbolem amerykańskiego heroizmu oraz postępu technologicznego stał się Charles Lindbergh i jego brawurowe loty, w tym pierwszy samotny przelot transatlantycki. Swoją sławę i pozycję wykorzystał on na rzecz organizacji America First, sprzeciwiającej się zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w wojnę przeciwko Trzeciej Rzeszy. W 1939 roku w tekście zatytułowanym Awiacja, geografia i rasa opublikowanym w najbardziej amerykańskim z czasopism, „Reader’s Digest”, Lindbergh nawoływał Amerykanów do wprowadzenia czegoś na kształt faszyzmu:

Nadszedł czas, by odłożyć nasze wewnętrzne spory i ponownie wznieść Białe szańce. Przymierze z obcymi rasami przyniesie nam tylko śmierć. Musimy ocalić swoją spuściznę przed Mongołami, Persami i Maurami, zanim pochłonie nas bezkresne morze obcości[7].

W lipcu tego samego roku mojemu ojcu Manfredowi, wówczas sześcioletniemu, udaje się uciec z Trzeciej Rzeszy – wraz ze swoją matką Ilse, po miesiącach spędzonych w ukryciu, odlatuje z berlińskiego lotniska Tempelhof. 3 sierpnia 1939 roku jego statek mija Statuę Wolności i dopływa do Nowego Jorku. Do dziś mamy album rodzinny ze zdjęciami z lat 20. i 30. Jego ostatnia strona zawiera sześć zdjęć Statuy Wolności stopniowo się powiększającej.

OrganizacjaAmerica