Jak cykady. Nie ma nic złego w tym, kim jesteś - Fiore Manni - ebook + audiobook

Jak cykady. Nie ma nic złego w tym, kim jesteś ebook i audiobook

Fiore Manni

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Słoneczne lato, coming out nastoletniej Teresy i jej pierwsze zakochanie. Czy może być słodsza lektura na leniwe, upalne popołudnia?

Lato, kiedy dwunastoletnia Teresa spotkała swoją pierwszą miłość: Agatę!

Jak co roku Teresa wybiera się na wakacje do domu and morzem. Kiedy jednak przyjeżdża tam z rodzicami, ze zdumieniem odkrywa, że wszyscy jej przyjaciele są od niej więksi! Pewnego dnia poznaje Agatę. Kiedy Teresa zaczyna z nią rozmawiać, nie rozumie, co się dzieje: Agata jest taka piękna, że nie może oderwać od niej wzroku.

Terry uświadamia sobie, że jest w Agacie zakochana, ale nie wie, co zrobić: jest pewna, że Agata nie odwzajemnia jej uczuć i że nigdy nie zdoła wyznać jej miłości ani z nią być. Kiedy Terry postanawia wreszcie zwierzyć się Leo, starszemu od siebie chłopakowi, on pyta ją, czy chce być jak cykady. Wyjaśnia, że te owady spędzają pod ziemią aż siedemnaście lat, a potem żyją bardzo krótko. Leo zapewnia ją także, że nie ma nic złego w tym, jaka jest, niezależnie od tego, kogo będzie kochała.

Powieść subtelnie i szczerze pokazuje bohaterkę, która się zmienia i odkrywa, kim jest. Dla fanów takich książek jak Heartstopper, Inne zasady lata czy Tamte dni, tamce noce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 85

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 53 min

Lektor: Ewa Wodzicka - Dondziłło
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Fiore Manni

Jak cykady. Nie ma nic złego w tym, kim jesteś

Przełożyła Barbara Bardadyn

Saga Kids

Jak cykady. Nie ma nic złego w tym, kim jesteś

Tytuł oryginału Come le Cicale. Non c’è niente di sbagliato in quello che sei

Język oryginału włoski

Copyright ©2021, 2023 Fiore Manni i SAGA Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788728434239 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Wszystkim dziewczynom i chłopcom, którzy jeszcze się nie ujawnili

„Najciemniejsza godzina jest tuż przed świtem”

Teresa nie potrafiła powiedzieć, kiedy dorośnie, czy raczej kiedy naprawdę zacznie dorastać.

Latem między piątą a szóstą klasą miała nadzieję, że zdarzy się cud: nagle obudzi się wyższa, z dnia na dzień urosną jej piersi… Stanie się nową wersją samej siebie, ulepszoną Teresą, która nie pakuje się w tarapaty, nie zdziera sobie kolan, nie ma popękanych ust od ich przygryzania ani włosów przypominających ptasie gniazdo.

Lato minęło jednak tak samo jak wszystkie pozostałe. Były to miesiące bez obowiązków i zmartwień, miesiące upadków z roweru, upomnień ze strony matki, rozgwieżdżonego nieba i pedałowania na rowerach wodnych w stronę niebieskiego horyzontu.

Po powrocie z wakacji powiedziała sobie, że to już naprawdę jej moment, że to lato było ostatnią resztką dzieciństwa, a teraz jest gotowa „przeskoczyć” na drugą stronę.

Kiedy zaczęła się szkoła, musiała radzić sobie z nowymi kolegami w klasie, nauczycielami, przedmiotami, zbyt wieloma pracami domowymi. Dostała pierwsze jedynki. Ale w niej samej zmieniło się niewiele.

Po powrocie z ferii świątecznych uświadomiła sobie, że coś jest nie tak: kiedy ją zapytano, co dostała w prezencie, po wysłuchaniu długiej listy ubrań i płyt CD swoich kolegów i koleżanek z klasy odpowiedziała wzruszeniem ramion. Wiedziała, że jeśli powie, że dostała Barbie weterynarkę, zostanie naznaczona na zawsze. Kiedy wróciła do domu, zdjęła z półki przy oknie wszystkie lalki, włożyła je do pudła i schowała pod łóżkiem.

Wyglądało na to, że nowa, wspaniała Teresa jest zbyt nieśmiała, żeby dokonać wielkiego wejścia na scenę, więc postanowiła poszukać jakiegoś sposobu, żeby trochę jej pomóc. Zaczęła nosić plecak na jednym ramieniu, by wyglądać mniej dziecinnie i upodobnić się do bardziej wyluzowanych rówieśników – mimo że był ciężki i było jej strasznie niewygodnie.

Ale to wcale nie sprawiło, że poczuła się inaczej. Na niewiele się też zdało wyrzucenie opasek do włosów i rajstop z misiami. Tak naprawdę liczyła na to, że pojawi się ktoś, kto udzieli jej instrukcji, jak stać się „nową Terry”, ktoś, kto zna odpowiedzi, których tak bardzo potrzebowała.

Wreszcie nadszedł ostatni dzień szkoły. Lato wróciło, by uwolnić ją od Rzymu. Kiedy pakowała szorty i wyblakłe tiszerty, myślami była już nad morzem. A kiedy wcisnęła walizkę i wypełniony książkami plecak do bagażnika starego rodzinnego fiata, poczuła się znacznie lżejsza.

– Jesteśmy na miejscu? – zapytała Teresa, opuszczając rękę na podłogę i dotykając palcami dywanika samochodowego. Czuła się jak lód roztapiający się na słońcu.

– Powiedziałem, że już niedaleko – westchnął jej tata.

– Ale ja zapytałam, czy jesteśmy na miejscu, a nie czy już niedaleko – odparła, powstrzymując uśmiech.

– Terry, czyżbyś zamierzała od razu wymknąć się do sosnowego lasu i wrócić cała w igłach i zadrapaniach już pierwszego dnia? – zapytała mama, patrząc na nią w lusterku wstecznym.

– Właśnie tak – odpowiedziała Teresa i położyła się na tylnym siedzeniu, bardzo z siebie zadowolona.

Gdy tylko przybędą na miejsce, podczas gdy rodzice zajmą się całkowicie drugorzędnymi sprawami, takimi jak zakupy i sprzątanie domu od góry do dołu, ona wybierze się prosto do swojej sekretnej bazy, by zobaczyć, w jakim jest stanie.

Wyciągnęła nogi i oparła czubki starych conversów o szybę. Szyba była opuszczona tylko odrobinę, ponieważ mamie przeszkadzał huk powietrza na autostradzie. Czując wibrującą pod stopami szybę, zaczęła się wpatrywać w brudny sufit samochodu. Od czasu ostatniej podróży nad jej głową powstały nowe tajemnicze plamy. Jedna przypominała lekko zdeformowany księżyc, druga wyglądała prawie jak rower. Może rower górski. Pomyślała o swoim, który stał za domkiem nad morzem, przykryty zieloną plandeką, chroniącą go w czasie zimy.

Oprócz sprawdzenia warunków panujących w sekretnej bazie miała jeszcze długą listę rzeczy, którymi się zajmie, a ponieważ uwielbiała układać listy, zaczęła wyliczać:

— poszuka Tommasa;

— przywita się ze wszystkimi znajomymi z Wioski;

— opcha się ciasteczkami z kremem cytrynowym, które sprzedają w miejscowej piekarni;

— kilka razy obejdzie dookoła ogród, tupiąc przy tym głośno, żeby przepędzić żmije;

— pójdzie postrzelać z łuku na plaży o zachodzie słońca (lubiła udawać, że jest Legolasem, elfem z Władcy Pierścieni).

– Panienko, zabieraj buty z szyby! – krzyknął nagle tata.

Teresa westchnęła cicho, opuszczając nogi. Spojrzała na swoje conversy, po czym postawiła stopy na podłodze i usiadła. Podeszwy były szarawe i brudne, sznurówki postrzępione w wielu miejscach, a czerwony materiał wytarty. Właśnie ze względu na ten sfatygowany wygląd były jej ulubionymi. Raz uratowała je nawet ze śmietnika, gdzie wyrzuciła je mama. Teresa dała wtedy jasno do zrozumienia, żeby nikt nie ważył się ponownie targnąć na ich życie.

Potem podniosła głowę i oto nagle… zobaczyła morze.

W czasie podróży co roku nadchodził taki moment, kiedy naprawdę zaczynała się nudzić, i właśnie wtedy w oddali pojawiało się morze, bezkres błękitu wzdłuż połyskującego horyzontu. Przypominało jej to pełną cyrkonii bluzkę, którą często nosiła jej nauczycielka matematyki, pani Archetti. Jej matka nie cierpiała brokatu i za każdym razem, gdy Teresa pokazywała jej w sklepie jakąś błyszczącą bluzkę, ona zaciskała usta i kręciła głową, co oznaczało: „nie przymierzaj tego”. Ale Teresa lubiła cyrkonie.

Opuściła szybę i wychyliła się, pozwalając, żeby powietrze owiewało jej twarz i odebrało dech.

– Zasuń – usłyszała.

Kiedy podniosła szybę, wnętrze pojazdu wypełniła sonata Mozarta, którą włączyła jej mama.

– Kiedy będę mogła wybrać muzykę?

– Kiedy będziesz miała prawo jazdy i własny samochód – odpowiedział tata i parsknął głośnym śmiechem.

– Ha, ha, ha. Bardzo zabawne – prychnęła Teresa, potrząsając ciemnymi kręconymi włosami, które starała się okiełznać grubą gumką w kolorze fluorescencyjnej pomarańczy. Jej koleżanki z klasy nosiły je na nadgarstkach jak bransoletki, ale ona uważała, że to głupie. A poza tym potrzebowała gumek, żeby trzymać w ryzach swoje niesforne włosy.

Trudno, słuchała muzyki klasycznej, zresztą byli już niedaleko, bo kiedy docierali do wybrzeża, znaczną część podróży mieli już za sobą. Pokonali ostatni odcinek autostrady, a potem stary fiat wjechał na znajome drogi, między żółtymi polami i trawą wypaloną od słońca. Gdy zeszłego lata jechali wzdłuż jednego z takich pól, ojciec pozwolił, żeby usiadła mu na kolanach i trzymała kierownicę. To była jej pierwsza lekcja jazdy. I wtedy mogła całkiem odsunąć szybę.

Wreszcie wjechali do Wioski i Teresa przykleiła nos do szyby. Przed jej oczami przesuwały się domy z ogrodami oraz idealnie przystrzyżonymi żywopłotami.

Gdy tylko zaparkowali przed swoim, Teresa otworzyła szeroko drzwi samochodu i wystawiła nogi, wdychając zapach świeżo skoszonej trawy.

Jakiś rower zahamował gwałtownie przed jej conversami.

To był Tommaso, nos i ramiona miał już spalone od słońca. Kiedy zsiadł z roweru, żeby ją uścisnąć, Teresa zdała sobie sprawę z druzgocącej porażki: znów był od niej wyższy.

Wioska, jak wszyscy ją nazywali, znajdowała się w Toskanii i ciągnęła przez parę kilometrów. Za plecami zostawiało się Lacjum i zaraz potem pojawiało się Dzikie Wybrzeże – osiedle domków letniskowych z widokiem na morze.

Laura, mama Teresy, nalegała na zakup domu w tym miejscu, blisko domu swojej najlepszej przyjaciółki Anny, kiedy ta przeprowadziła się z Rzymu do Mediolanu ze swoim synem Tommasem.

Laura tak często opowiadała o Annie, że Teresa odnosiła wrażenie, że ta kobieta jest blisko niej przez okrągły rok, a nie tylko latem. Chociaż irytowało ją trochę wysłuchiwanie, jak mama wychwala tę ich idealną przyjaźń, to musiała przyznać, że było w tym coś niezwykłego. Anna i Laura znały się od zawsze i były do siebie tak podobne, że wielu brało je za siostry. Nikt nie był więc zbytnio zaskoczony, kiedy zaszły w ciążę w tym samym czasie, ponieważ robiły razem naprawdę wszystko.

Teresa urodziła się pięć dni wcześniej niż Tommaso, więc w pewnym sensie czuła się od niego lepsza. Na mocy prawa pierworództwa odziedziczyła tytuł „najstarszej”, ale on, niczym zuchwały poddany, poprzedniego lata miał czelność urosnąć siedem centymetrów więcej niż ona.

A teraz, już drugie lato z rzędu, Teresa patrzyła na niego z zadartą głową.

– Widziałaś? – odezwał się przyjaciel, wskazując rower. – Prezent na koniec roku szkolnego!

Teresa poczuła lekkie ukłucie w żołądku. Głos Tommasa był nieco niższy. Jeszcze nie męski, ale w każdym razie nie taki piskliwy i dźwięczny jak w poprzednie wakacje.

– Kurczę, ale ładny – wymamrotała, a kiedy wpatrywała się w ognistoczerwoną ramę, zakręciło jej się w głowie. Może Tommaso stał się już kimś innym. Może jemu cud się już przytrafił.

– Hej! Jesteś tu? – zapytał. – Słuchaj, może sprawdzimy bazę? Jeszcze tam nie byłem, bo wolałem zaczekać na ciebie. Rodzice pozwolą ci tam teraz pojechać?

Oddech, który Teresa nieświadomie wstrzymała, nagle uszedł z jej płuc z całą mocą. Uśmiechnęła się. Wyglądał jak ten sam Tommaso co zawsze, mimo kilku dodatkowych centymetrów i nieco zmienionego głosu.

– Chyba tak – odpowiedziała. – Zaczekasz chwilę? Wezmę rower.

Zajrzeli do przydomowego ogrodu i zobaczyli, jak tata Teresy chodzi tam i z powrotem, wnosząc walizki, podczas gdy mama otwiera okna, żeby przewietrzyć dom. Teresa przemknęła między bagażami rozrzuconymi na trawie i pobiegła obudzić rower z zimowego snu. Gdy tylko zdjęła plandekę i ujrzała swojego starego towarzysza setek brawurowych przejażdżek (oraz bolesnych upadków i kraks), poczuła, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Nie był nowy i taki ładny jak rower Tommasa, ale nie zamieniłaby go za nic w świecie. Był pomalowany na metaliczny kolor, więc kiedy padały na niego promienienie słońca, mienił się maleńkimi zielonymi i złotymi punkcikami.

Wskoczyła na niego i zanim ktokolwiek mógłby ją zatrzymać, rzuciła:

– Idę się przejechać!

Razem z Tommasem pędziła już w stronę sosnowego lasu, gdy jeszcze dobiegł ją głos taty, który krzyknął w odpowiedzi:

– My idziemy do rzeźnika po steki! Wieczorem grill!

„To prawdziwy fanatyk grillowanego mięsa”, pomyślała Teresa, śmiejąc się.

Czuła, jak powietrze wciska się jej pod koszulkę, i teraz jechała tak szybko, że mogłaby niemal poderwać się do lotu.

W zeszłym roku budowę sekretnej bazy ukończyli dopiero pod koniec lata, ale była najlepsza ze wszystkich. Zrobili ją z gałęzi połączonych liną i zwieńczyli dachem z liści. Ukrywali się tam, żeby organizować misje, jak szpiegowanie starszych dzieciaków albo branie rowerów wodnych tak, żeby nie zauważył tego ratownik; razem z innymi przyjaciółmi rozpoczęli nawet wojnę z dzieciakami z sąsiedniej wioski. To była prawdziwa wojna na wyniszczenie.

I tak, kiedy wiatr smagał jej twarz i rozwiewał włosy, strzepnęła z siebie resztki zakończonego właśnie roku szkolnego i jej lato rozpoczęło się już na dobre.

Na łące był jakiś ruch.

Teresa próbowała dojrzeć, kto tam jest. Pedałowała po ścieżce i mocno ściskała kierownicę, żeby się nie poślizgnąć. Kiedy zauważyła Marię Vittorię i Sofię, mocniej nacisnęła na pedały i chwilę później przyjaciółki wyszły jej na spotkanie.

Zostawiła rower na ziemi i uścisnęła je jednocześnie, Maria Vittoria z jednej strony, a Sofia z drugiej.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.