Historie, które napisało życie - Dorota Sumińska - ebook

Historie, które napisało życie ebook

Dorota Sumińska

4,1

Opis

Dorota Sumińska jest baczną obserwatorką przyrody i świata, interesuje ją każde istnienie. Ważni są dla niej tak samo ludzie, jak zwierzęta i cała natura. Przez lata gromadziła różne historie, wspomnienia, anegdoty, które stały się kanwą wielowątkowej, uniwersalnej opowieści o przewrotności losu i wszechobecności zwierząt, które towarzyszą ludziom w kluczowych momentach życia.

Spełnione marzenia, podstępna miłość, która pojawia się w niespodziewanym momencie, przypadki, które stają się przeznaczeniem. Gesty, słowa, przedmioty, które na zawsze odmieniły czyjeś życie. Sekrety, które łączą i dzielą. Ludzie zapadający w pamięć na zawsze. Bracia mniejsi, którzy pomagają uświadomić ludziom inny wymiar codziennych spraw.

Nieoczywiste, zaskakujące, poruszające… historie z życia i o życiu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (14 ocen)
7
3
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
Opieka redakcyjna: WALDEMAR POPEK
Redakcja: MARIA ROLA
Korekta: EWA KOCHANOWICZ, HENRYKA SALAWA, ANETA TKACZYK
Projekt okładki i stron tytułowych: MAREK PAWŁOWSKI
Zdjęcia na pierwszej stronie okładki:© Paul Barton/Corbis/Fotochannels © moodboard/Corbis/Fotochannels
Skład i łamanie: Infomarket
Redaktor techniczny: BOŻENA KORBUT
© Copyright by Wydawnictwo Literackie, 2013
ISBN 978-83-08-05252-5
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Ważka

Było lato 1967 roku. Lipcowy upał układał liście w nienaturalnych pozach. Zwijały się i uchylały od słonecznych promieni jak przed ciosem. Całe Gorce parowały jak garnek świeżo ugotowanych kartofli.

Jak co roku do wsi Oleksówki przyjechali letnicy. Dwie rodziny z dziećmi. Rodziny to trochę za wiele powiedziane. Samotna matka z dziesięcioletnią córką i synem znajomej. I przyjaciółka matki, też z dwójką dzieci, tyle że własnych. Wszyscy byli zmęczeni i rozdrażnieni. Dzieci trochę mniej, bo od razu zaczęły penetrować okolicę i sprawdzać, co się zmieniło od zeszłego roku. Matki rozpakowywały bagaże i gderały na trudy podróży. Nagle okazało się, że brakuje jednej walizki. Bardzo ważnej walizki. Nie była duża, ale skrywała prawdziwe skarby. Leki na wagę złota. W tamtych czasach prawie wszystko było na wagę złota. W walizce znajdowały się surowica przeciwżmijowa, sterylizatorek pełen igieł i dwie strzykawki. Dobre, niemieckie i całkiem nowe.

Samotna matka wpadła w rozpacz. Nie żałowała bandaży ani jodyny czy gencjany, ale sterylizatora. Został jej po wiarołomnym mężu weterynarzu. Tak samo jak igły i strzykawki. Surowicę zdobyła cudem. Stosowano ją wówczas tylko w lecznictwie zamkniętym. Widziała kiedyś, jak wyglądają konsekwencje nieleczonego ukąszenia przez żmiję. Jej mąż łapał je, aby pobrać jad. Broniły się jak umiały i jednej udało się wbić zęby w kciuk łowcy.

Żmije są z natury bardzo łagodne i wszelkie opowieści o ich agresji są wyssane z palca. I to wcale nie ukąszonego. Ale jeśli już dojdzie do ukąszenia, nie jest dobrze. Dorosły człowiek przeżyje, a dziecko może umrzeć. Aby je ratować, trzeba jak najszybciej podać surowicę. Kobieta była bardzo troskliwą matką, a w Oleksówkach żmij nie brakowało. Poza tym jej córka miała słabość do wszystkiego, co się rusza. Gdy inne dzieci budowały szałas, dziewczynka podziwiała salamandry i ropuchy.

Zaczęło się dochodzenie. Co się stało z walizką? Kobiety krok po kroku odtwarzały trasę z dworca w Nowym Targu do Oleksówek. Pamiętały, że włożyły walizkę na wóz gospodarza, który po nich wyjechał. Leżała na samej górze bagaży. Dzieci miały pilnować, żeby nie spadła. Mówiły: dzieci, ale matka dziesięcioletniej dziewczynki czuła, że odpowiedzialność za walizkę spoczywała na jej córce. W końcu to ona była po części właścicielką owego skarbu. Tak czy siak, zamiast cieszyć się pierwszym dniem wakacji, trzeba było ruszyć na poszukiwania. I to jak najszybciej, bo walizka była bardzo porządna i każdemu mogła się przydać.

Leżała w rowie. Była w kiepskim stanie. Koło wozu przejechało po niej jak po muldzie. Pękła i teraz ukazywała uszkodzone wnętrzności. Kobiety nerwowo szacowały straty. Buteleczka z surowicą ocalała. Uff! Choć to mogło pocieszyć samotną matkę. Niestety, sterylizator mocno ucierpiał. Wygiął się na kształt czapki z daszkiem. Jedna strzykawka była cała.

– W ostateczności można ją wygotować w garnuszku – powiedziała dziewczynka.

W matce zawrzało.

– Mogłabyś się nie odzywać. To twoja wina, że nie mamy sterylizatora. Jesteś nieodpowiedzialna i nie można na ciebie liczyć. Zejdź mi z oczu.

Matka była naprawdę zła, a dziewczynka poczuła się winna. Szła na końcu, gdy wracali, niosąc rozczłonkowaną walizkę. Jej nie dano do niesienia nawet bandaża. Czuła się odrzucona. Tym bardziej że nikt nie stanął po jej stronie.

Nie chciała jeść obiadu. Straciła apetyt. Poszła na łąkę, gdzie wypasano krowy. Dom stał pod samym Turbaczem. W górze zalesione zbocze, a na dole potok okalający niewielką łączkę. Kiedyś ktoś chciał tu coś zbudować. Wykopał rowy pod fundament i na tym zakończył działalność. W rowach zbierała się woda i kwitło życie. Dziewczynka położyła się na brzuchu i zajrzała do środka rowu. Nie mogła oderwać oczu od mnogości istnień będących w ciągłym ruchu. Wielkie, drapieżne larwy pływaka żółtobrzeżka czyhające na ofiarę. Kolorowe traszki jak bajkowe smoki. Zwinne halawniki bagienne z lśniącym czarnym pancerzykiem. Wesoły grążek czteroplamek sunący pod wodą niczym torpeda. Na wierzchu nartniki i krętaki. Ruch jak na głównej ulicy wielkiego miasta. Tylko kumaki wisiały w wodzie nieruchomo, czekając na jakąś muchę lub ważkę.

Nagle zobaczyła, jak na powierzchnię wychyla się dziwne stworzenie. Wdrapało się na pożółkły liść rośliny podobnej do grążela. Przypominało larwę żółtobrzeżka, ale było większe i jeszcze straszniejsze. Potężne żuwaczki, niczym wielkie nożyce, kroiły powietrze, a segmentowany grzbiet wyginał się na kształt garbu wielbłąda. Po chwili na wilgotnym pancerzyku powstała szczelina. Dziewczynka zobaczyła, że błyszczy w niej coś jaskrawoniebieskiego. Od razu się zorientowała co to. Największa z europejskich ważek – husarz władca – zaczyna nowe życie. Prawie dwa lata spędził w wodzie. Krył tam swoją brzydszą, larwalną postać, aby dziś pokazać światu oszałamiającą urodę. Od razu przełożyła larwę na otwartą dłoń, aby być jak najbliższym świadkiem cudu. Szczelina powiększyła się i odwłok w kształcie odwróconej litery U zaczął wydostawać się ze środka. Powoli, jak na zwolnionym filmie, wyłaniał się niebiesko-turkusowy blask. Potem martwa już powłoka larwy zaczęła wykonywać dziwne ruchy. Wtedy nie znano jeszcze pas typowego dla breakdance’a, ale dokładnie tak wyglądało to, co działo się na dłoni dziewczynki. Z wielkim trudem husarz oswobodził głowę i pogięte czułki. Potem uwolnił sześć zgrabnych nóg i dopiero teraz zaczął się prawdziwy spektakl. Jego ciało było zmięte jak papier toaletowy z okresu PRL. Skrzydła wyglądały, jakby ktoś je połamał. Siedział tak chwilę na dziecinnej dłoni, grzejąc się w słońcu. Widać było, że z niego czerpie energię. Zaczęły nim wstrząsać mikrodreszcze. Z każdym drgnieniem jakaś magiczna siła tłoczyła w zgniecione ciało soki życia, husarz prostował się i lśnił. Napięte do granic możliwości skrzydła zaczęły drżeć. Szykowały się do lotu. Na razie nabierały mocy. Uniósł się delikatnie, jakby próbował, czy da radę. Dał. Odleciał z pomrukiem niczym mały helikopter.

Dziewczynka długo patrzyła w niebo. Potem spojrzała na dłoń. Szara powłoka larwy w niczym nie przypominała błękitnego króla przestworzy. Wtedy dowiedziała się, że wszystko, co najważniejsze, zawsze kryje się w środku. W pokracznej larwie, pod kamieniem, w małej dziupli i w sercu. W takim nie z kamienia. Na pewno też nie w walizce.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki