Helena i GeniuSZ Sp. z o.o. - Sylwia Szymanek - ebook

Helena i GeniuSZ Sp. z o.o. ebook

Sylwia Szymanek

5,0

Opis

Nie jest to książka dla dzieci, co może sugerować okładka, jeśli wśród kolorowych obrazków ktoś przeoczył kieliszki…

 

Bohaterka książki – Helena - to niekliniczny przypadek schizofrenika.

Słyszy głosy… Konkretnie jeden - mocno upierdliwego alter-ego.

Osobisty GeniuSz siedzi w głowie Heleny, choć nie wiadomo dokładnie za co… Za to Helena, uparcie poszukuje.

Swojego talentu, miłości, pracy, nowych butów (zwłaszcza lewego).

Jak się dosyć szybko okazuje, sama również jest poszukiwana, ponieważ błądzenie jest jej drugą naturą.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Awiola

Nie oderwiesz się od lektury

Jeśli w swoich literackich podróżach poszukujecie czegoś świeżego i prawdziwego z potężną dawką humoru sytuacyjnego to musicie koniecznie zajrzeć do książki "HELENA i GENIUsz Sp. z o.o.". Tytułowy duet zapewni wam bowiem porządną rozrywkę i chwilowe odetchnięcie od codzienności, która w tej historii nabiera zaskakującej dynamiki. Niech nie zmyli was okładka tej książki, gdyż widoczne na niej kolorowe obrazki nie są zwiastunem lektury dla dzieci. Te graficzne elementy odzwierciedlają bowiem to, z jakimi wyzwaniami będzie się mierzyć główna bohaterka tej przezabawnej komedii omyłek. Wyzwaniami pod postacią malowania martwej natury, picia wina w różnorakich okolicznościach, obcowania z kotem o jakże trafnym imieniu Szuja, czy też katastrofalnych skutków kupowania za dużych butów. Jak więc widać, w życiu Heleny sporo się dzieje, co wcale nie dziwi biorąc pod uwagę jej oryginalnego towarzysza siedzącego w głowie, a także czasy analogowe, w jakich osadzona została akcja powieści. Czasy, do ...
00
emol13

Nie oderwiesz się od lektury

„HELENA I GENIUsz Sp. Z o.o.” Sylwii Szymanek jest książką niezwykłą. Powstała 25 lat temu, ale dopiero teraz ma swój debiut wydawniczy. W czasach, kiedy na rynku księgarskim co miesiąc pojawia się od kilkunastu do kilkudziesięciu nowych pozycji zaistnienie książką oryginalną, wyróżniającą się jest prawie niemożliwe. Pani Sylwii Szymanek to się udało. Jej książkę trudno umiejscowić w jakimś konkretnym gatunku literackim. Formą przypomina pamiętnik, a fabułę stanowią przypadki z życia pewnej niezwykłej osóbki jaką jest tytułowa Helena. Kim natomiast jest towarzyszący jej GENIUsz, nazywany przez Helenę Genkiem? Otóż jest to, jak mówi sama bohaterka: „…mieszkający w jej głowie taki rodzaj wewnętrznego głosu. Kłopotliwy odrobinę, bo zazwyczaj miewa odmienne poglądy” . Ten „głos” czasami sprowadza ją na manowce, czasem podsuwa rozsądne pomysły, ale najczęściej sprawia, że nasza Helena wpada w mniejsze lub większe tarapaty. Choćby dlatego, że nierzadko kierując się duchem przekory, pos...
00



Projekt okładki: Kamila Haja

REDAKCJA I KOREKTA: Joanna Darda-Gramatyka

Copyright © by Sylwia Szymanek & e-bookowo

ISBN e-book 978-83-8166-464-6

ISBN druk: 978-83-8166-465-3

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wydanie II 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie, oraz wykorzystywanie publiczne, również częściowe, tylko za zgodą właściciela praw autorskich.

Słowo wstępne

Tak się dzieje i nikogo to nie dziwi, że wszystko nieustannie się zmienia. Anicca – zgodnie z filozofią buddyjską – oznacza nietrwałość, proces nieuchronnych zmian, którym podlega wszystko, co żyje. Zmienia się środowisko, czyli świat w którym żyjemy, my sami – nasz wygląd, psychika, zdrowie, stan ducha, gusta, smaki, poglądy, itp. Na tle tych wszystkich zmian pojawia się ewenement – książka Sylwii Szymanek o perypetiach dwudziestokilkulatki. Wcale nie jakaś „wielka literatura”, a po prostu – napisana z ogromnym poczuciem humoru i lekkością – powieść, która bawi mnie niezmiennie, niezależnie od upływającego czasu. Miałam ten przywilej zaglądać do niej kilkakrotnie na przestrzeni około dwudziestu pięciu lat, gdyż została mi powierzona na przechowanie. Nadszedł moment, w którym należy zakończyć nieco przydługie stadium poczwarki leżącej na dnie szuflady i przeistoczyć się w barwnego motyla, soczystą książkę, która najpełniej przemówi do ludzi młodych, do tych, którzy stoją u progu dorosłego życia, ale również do wszystkich obdarzonych wyobraźnią i lubiących inteligentny humor.

Nieoczekiwane zwroty akcji, groteska, szczyty absurdu, czy – co najmniej zadziwiające pomysły – to efekt Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, którą to Helena – bohaterka powieści – zawarła z niejakim Geniuszem, potocznie zwanym Genkiem, usadowionym w jej głowie, w bliżej nie sprecyzowanym miejscu. Początkowo zapiski nosiły roboczy tytuł „Z pamiętnika schizofrenika” i zawierały cykl luźnych, niezwiązanych tematycznie ze sobą krótkich opowiastek, podpisywanych przez Autorkę „Ja i mój GENIUsz”, jednakże w którymś momencie pojawiła się postać fikcyjna – Helena, która to zaczęła snuć własną iskrzącą dowcipem opowieść (no prawie własną, bo jeszcze Genka).

Tekst pisany jest swoistym żargonem, czasami z użyciem wyrażeń gwarowych, zawiera neologizmy i nierzadko inwersje, jednak są to celowe zabiegi stylistyczne. Rzecz dzieje się w naszym kraju, w okresie okołomilenijnym.

Choć to lektura przede wszystkim rozrywkowa, to odkrywanie świata oczyma bohaterki, smakowanie go wszystkimi zmysłami oraz towarzyszący temu emocjonalny tygiel, z którego – niczym z wulkanu – od czasu do czasu nieźle podymi, a nawet splunie siarką, jest okazją do tego, by lepiej zrozumieć młodych ludzi startujących w dorosłość lub przypomnieć sobie własną młodość. Dystans do tak zwanej rzeczywistości, optymizm, wiara w lepsze jutro i tęsknota za prawdziwym uczuciem stanowią w tym tekście siłę napędową. W zmieniającym się stale życiu pewne wartości są jednak stałe – jak chociażby Miłość. Uważny czytelnik bez problemu odnajdzie w niej zachętę do spojrzenia w głąb siebie, a następnie – być może – zauważy schowane, zapomniane marzenia i wreszcie nabierze odwagi, by sięgnąć po nie, a czyniąc to, powie za Helenką: „Mam nadzieję, że najlepsze jeszcze przede mną!”.

Izabela Ptak-Marczewska

Spis treści

Słowo wstępne 9

Poniedziałek, 17 grudniaPowrót, czyli początek11

Poniedziałek, 24 grudniaWigilia12

Niedziela, 30 grudniaPrzedostatnidzieńroku17

Poniedziałek, 31 grudniaSylwester19

Wtorek, 1 styczniaNowy Rok (i nowy rok)29

Środa, 2 styczniaMam długi31

Środa, 9 styczniaOszołomszoł!33

Wtorek, 22 styczniaGość w dom…35

Środa, 23 styczniaInwestycja36

Czwartek, 24 styczniaKomornik38

Poniedziałek, 28 styczniaKtokolwiek widział…40

Wtorek, 29 styczniaKtokolwiek wie…47

Niedziela, 3 lutegoWybacz mi…52

Wtorek, 19 marcaTeoria chaosu55

Środa, 20 marcaPlan naprawczy59

Czwartek, 21 marcaTop secret61

Piątek, 22 marcaMetamorfoza63

Sobota, 23 marcaGorączkasobotniejnocy64

Niedziela, 24 marcaWędkowanie72

Środa, 27 marcaKamuflaż75

Czwartek, 28 marcaWena83

Piątek, 29 marcaRównowaga89

Sobota, 6 kwietniaCzekam…90

Niedziela, 7 kwietniaBez komentarzy91

Środa, 10 kwietniaSzkoda gadać93

Sobota, 13 kwietnia, wiosnaUrodziny93

Niedziela, 14 kwietniaWernisaż99

Poniedziałek, 15 kwietniaNareszcie!105

Wtorek, 16 kwietniaKółkoliterackie108

Czwartek, 18 kwietniaZaparciesię112

Piątek, 19 kwietniaZodiakalnyBaran112

Sobota, 20 kwietniaNic112

Niedziela, 21 kwietniaWażne czynności filozoficzne

fizjologiczne113

Poniedziałek, 22 kwietniaNawetmisięniechcepisać113

Wtorek, 23 kwietniaZatwardzenie,tojestdopiero

proza życia114

Środa 24, kwietniaGłupczak!115

Sobota, 27 kwietniaKopciuszek116

Niedziela, 28 kwietniaPodjednymdachem127

Poniedziałek, 29 kwietniaHaker138

Wtorek, 30 kwietniaBurzawiosenna145

Środa, 1 majaŚwięto pracy151

Czwartek, 2 majaBumerang156

Piątek, 3 majaWejściesmoków158

Sobota, 4 majaUrodziny Zołzy164

Niedziela, 5 majaKsiążę naczelnik177

Poniedziałek, 6 majaRozstanie179

Wtorek, 7 majaGorący kartofel191

Środa, 8 majaPrzesyłka193

Czwartek, 9 majaMisja specjalna196

Piątek, 10 majaCzy ja dobrze słyszę?213

Środa, 5 czerwcaSzara rzeczywistość215

Sobota, 8 czerwcaBolek i Lolek217

Niedziela, 9 czerwcaLatawiec220

Poniedziałek, 10 czerwcaKróliczek223

Wtorek, 11 czerwcaKontrakt235

Środa, 12 czerwcaMłot237

Czwartek, 13 czerwcaGwiezdne wojny240

Piątek, 14 czerwcaZasługi246

Sobota, 15 czerwcaEwolucja247

Niedziela, 16 czerwcaMatkadzieciom248

Poniedziałek, 17 czerwcaPomidor250

Wtorek, 18 czerwcaWystępy252

Poniedziałek, 24 czerwcaBardzomitakdobrze264

Podziękowania 267

Poniedziałek, 17 grudnia

Powrót, czyli początek

Właśnie wróciłam. Za tydzień święta i teraz to naprawdę nie mam czasu, żeby pójść do pracy i tłumaczyć się z tego, co porabiałam przez ostatnie trzy miesiące.

W święta mnie nie wyleją, a jeżeli tak, to Bóg ich ukarze, bo nie wolno w tym czasie nikomu sprawiać przykrości.

Kto oglądał Opowieść Wigilijną, ten wie.

Nawiasem mówiąc, porzuciłam pracę w sposób niewybaczalnie beztroski. Mój wspaniałomyślny Szef wysłał mnie na „wczasy pod gruszą”. Nie dosyć, że po sezonie, to w miejsce tak ustronne, że śmiało można by je nazwać totalnym zadupiem. Było tanio, fakt. Zwłaszcza że wieś nie obfitowała w przybytki rozpusty czy hazardu, gdzie mogłabym trwonić ciężko zarobione pieniądze. Wobec powyższego, nakupiłam jabłek i mleka w bańce (głównie dla bańki, bo chciałam mieć jakąś pamiątkę z wczasów).

Jedyną rozrywkę na tym odludziu stanowił poligon wojskowy. Kiedy się temu przyglądałam z boku, odniosłam wrażenie, że mogę tam znaleźć swoje miejsce w życiu, a przy okazji zrobić na złość Szefowi za „zesłanie”. Nie wiem, co mnie podkusiło, że zgłosiłam się na ochotnika i, o dziwo, zostałam przyjęta. Przeszłam prawdziwą szkołę życia i prawie zostałam komandosem. Prawie, bo na drodze do kariery stanęła mi niewielkich rozmiarów koszarowa latryna, którą pewnego fatalnego dnia mój celny rzut odbezpieczonym przypadkowo granatem przeniósł do lepszego bytu. W konsekwencji zmusiło to naszego dowódcę do wydania najbardziej absurdalnego zarządzenia w historii jednostki, mówiącego, że do czasu postawienia nowej latryny „każdy sra na własna rękę”. Cokolwiek miał na myśli, posypały się głowy. Najpierw moja, potem jego. O rękach nic mi nie wiadomo.

W ten oto sposób moja kariera osiągnęła punkt zwrotny. Dopiero co wyleciałam z armii, a lada moment wylecę z roboty. Genek sugeruje, że powinnam biec do Szefa, paść na kolana i błagać, żeby mnie przyjął z powrotem, ale mam swój honor. Błagać nie zamierzam.

Mój Geniu Sz. jest niewidzialny. Siedzi u mnie w głowie, chociaż jak do tej pory nie wiadomo za co. To taki rodzaj wewnętrznego głosu, kłopotliwy odrobinę, bo zazwyczaj miewamy odmienne poglądy…

Genek truje, żebym chwyciła się jakiejś roboty póki czas, a ponieważ w okresie przedświątecznym znalazłam zatrudnienie jedynie przy wyrębie choinek lub – w przebraniu śnieżynki na wrotkach – w markecie, to dość szybko podziękowałam serdecznie. Chromolę! Jadę na święta do rodziców.

Poniedziałek, 24 grudnia

Wigilia

Jako pierwszą atrakcję dla mieszczuchów rodzice zaplanowali wyprawę do lasu po choinkę, którą z wiadomych względów odpuściłam na rzecz lukrowania pierników i plotkowania w kuchni z mamą. W ten oto sprytny sposób pozbyłyśmy się szwendających się po domu ludzi i robota szła nam trzy razy szybciej.

Piekłyśmy na następny dzień karpia oraz mięsiwa w winie, w stosunku jeden do jednego. Licząc jednostki wypite do wlewanych na mięso. Efekt był przedni. Pieczeń nabrała aromatu, a my znakomitego humoru.

Reszta rodziny w tym czasie błąkała się po lesie w towarzystwie mocno zawianego Gajowego, który miał wyrazić zgodę na wycinkę choinki, a przy okazji stanowić dodatkową atrakcję dla dzieci, gdyż paradował w mundurze oraz czapce z piórkiem, powiewającym chaotycznie do jego chwiejnych kroków.

Kiedy bliźniakom zmarzły już dostatecznie tyłki i znudziło im się rzucanie śniegiem we wszystko, co się rusza, siedemnastoletni kuzyn Emil był na takim głodzie nikotynowym, że rozważał możliwość poproszenia Gajowego o fajkę, a Gruba Ciotka zgłodniała nie na żarty, rada rodziny w końcu jednogłośnie wybrała drzewko i wszyscy ruszyli do domu.

Dopiero za trzecim razem, kiedy usiłując wrócić znaleźli się znowu koło paśnika na polanie, wyszło na jaw, że Gajowy za nic na świecie (no, może za pół litra) nie potrafi sobie przypomnieć drogi powrotnej.

Wtedy właśnie odezwał się w mojej torebce telefon komórkowy, wydzwaniając kolędę.

– …Nogi mu z dupy wyrwę. Myśli, że jak jestem gruba, to mam siłę słonia! – wrzeszczała do słuchawki Gruba Ciotka.

– Halo, ciociu? – Przerwałam jej potok słów i wyszłam do pokoju, bo skwierczące mięso zagłuszało mi odbiór.

– Och, cześć kochanie, mamy tu problem… – głos znów się oddalił – …albo ty go zabaw, a ja wyszarpię strzelbę i słowo daję odstrzelę mu…

– Ciociu! – Próbowałam zorientować się w sytuacji. Byłam przekonana, że szli po choinkę, a nie na polowanie. – Co się tam u was dzieje?

– Obmyślamy z twoim ojcem plan, jak obezwładnić Gajowego, bo ten głupi ćwok nie dosyć, że się zgubił i chodzimy w kółko, to jeszcze ciągnie nas w głąb lasu i dyryguje nami jak w wojsku. Wyobrażasz sobie, że powiedział: „Załadujcie drzewo na tę ciężarówkę” i wskazał na mnie?!

Wiem, że to podłe z mojej strony, ale świetnie potrafiłam to sobie wyobrazić.

– Wiecie jak wrócić do domu? Gdzie jesteście? – zapytałam idiotycznie.

– Po drugiej stronie usłyszałam łomot, a po chwili odezwał się Gajowy:

– W lesie. Proszę się nie rozłączać pójdziemy za głosem. – Znowu jakieś trzaski.

– Nie słuchaj go kochanie, jest prawie martwy, ale jeżeli macie z mamą jakieś konstruktywne pomysły jak nas stąd wyciągnąć, to jesteśmy otwarci.

Po chwili znowu coś zatrzeszczało i Gruba Ciotka się rozłączyła. Miałam taką cichą nadzieję, że w materii choinek jestem już dostatecznie doświadczona przez los na przynajmniej rok, ale – jak widać – nie.

Organizowałyśmy z mamą akcję ratunkową, jednocześnie pakując się w pośpiechu i tłumacząc Szui i Pimpkowi, że mają pilnować dobytku, nie zjeść się nawzajem, a w szczególności tego, co już udało nam się z mamą przyrządzić. Jeżeli cokolwiek skumali, nie było po nich widać.

Mój kot jest Szują z imienia i z charakteru, wiec to nie przypadek, że go tak wołam, a Pimpek to jamnik rodziców. Ma lekkiego świra, ale ogólnie jest nieszkodliwy.

– Po pierwsze, trzeba ustalić gdzie się zgubili – zawyrokowała mama. – Mamy to ułatwienie i wiemy na pewno, że są w lesie.

– Zawsze coś. Odpada przeszukiwanie dna jeziora… – Genek był w czarnym nastroju, bo nie dopuściłam go do głosu w sprawie planu.

Spakowałyśmy race, sztuczne ognie zakupione już z myślą o sylwestrze, plecak jedzenia, termosy z kawą i herbatą, rum na rozgrzewkę, latarki, telefon i aż sześć koców. Jeszcze nie wiem, po jakiego grzyba, ale mama się uparła, a Genek był przeciw, a to wystarczyło, żeby mnie przekonać. Wyruszyłyśmy na ratunek.

– Halo, Ciociu? – Zadzwoniłam, jak tylko wyszłyśmy, żeby ich zlokalizować.

– Helenka? Cześć, kochanie, nareszcie.

– Idziemy z mamą po was, nic się nie martwcie. Wiemy skąd wyruszyliście, tylko mam prośbę. – Zawahałam się.

– No, mów?

– Rozpalcie ognisko, będzie łatwiej was namierzyć w tych ciemnościach.

– Ognisko w lesie? Ten od siedmiu boleści Gajowy gotów nam mandat wlepić. Poza tym nie mamy zapałek.

– Zapytaj Emila, może ma zapalniczkę… – cholera, chyba go wsypałam – …kolegi? – Dodałam zbyt późno.

Po krótkiej przerwie, kiedy to Gruba Ciotka trawiła informację, odezwała się ponownie.

– Teraz będę głośno krzyczeć na mojego syna. Wyłącz telefon, a jak mnie usłyszysz, to znaczy, że jesteśmy gdzieś blisko.

Wyłączyłam. Nic. Może zapomniała krzyczeć i leje go słuchawką?

– Halo? – Pośpieszyłam na ratunek. – Nic nie było słychać.

Patrzcie w niebo, wystrzelimy racę.

Poszła jak strzała, rozpruwając czarne niebo światłem. W tejże chwili pewnie wprowadziliśmy w błąd maluchy tkwiące z nosem przy szybie w oczekiwaniu na pierwszą gwiazdkę. No trudno. Parę rodzin zje wcześniej wieczerzę i dzieciaki wcześniej dostaną prezenty. Nikt nie ucierpi.

– Widzieliście?

– Tak, śliczna. Bliźniaki są zachwycone, teraz chciałyby niebieską…

– Musimy określić kierunek. – Zabrała mi słuchawkę mama. – Z której strony było ją widać?

– A skąd mam do cholery wiedzieć! – Ciotka traciła cierpliwość. Widać głód budził w niej agresję.

– Skup się! – fuknęła mama.

– Z mojej prawej – odpowiedziała po chwili milczenia Ciotka.

– Od strony tartaku. – Usłyszałyśmy głos taty.

– Nareszcie! – Ucieszyła się mama. – Wiesz gdzie jesteście?

– No jasne. Koło paśnika.

– To czemu nie wracacie?

– Bo jest ciemno i nic nie widać.

– No to może spróbujcie rozpalić jakieś ognisko.

– Przecież ja wiem, gdzie jest ten cały paśnik! – Oświeciło mnie nagle. – Mogę trafić z zamkniętymi oczami. Co w tych ciemnościach na jedno wychodzi…

Nawoływaliśmy się i co jakiś czas kontaktowaliśmy przez telefon. W końcu doszłyśmy do polany na tyle blisko, że było widać ogień mrugający w oddali.

– No, wreszcie ktoś rozsądny nas posłuchał! – Ucieszyła się mama i – coraz bardziej podekscytowane – przyspieszyłyśmy kroku.

Od dobrej chwili nie odpowiadali na nasze wołania. Obydwie od szybkiego marszu po sypkim śniegu z tobołami dostałyśmy zadyszki i rumieńców.

Na polanie paliło się ognisko, a paśnik przykryty był dechami, na których leżał obrus i stały palące się świece w zaimprowizowanych świecznikach.

Zamiast jednej choinki dookoła było ich pełno. Jak to w lesie – zauważył przytomnie Geniu – a wszystkie przyprószone białym puchem mieniły się w świetle ognia. Stałyśmy jak zaczarowane.

– Niespodzianka!!! – Po polanie rozniósł się wrzask, a zza drzew wybiegła nasza rodzinka.

Ciotki – trzy sztuki (wszystkie chude) + Gruba Ciotka, wujkowie Jurek i Kazik, Tata, moje zwariowane kuzynki Sara i Dominika, kuzyn Emil, bliźniaki: Bolek i Lolek oraz stryjek Staszek z Babcią, którzy jako jedyni wyszli spod obrusa, bo ze względu na wiek nie chciało im się biegać, a gdzieś musieli się ukryć. No i oczywiście Gajowy, który właśnie toczył się radośnie w naszą stronę.

– Mam nadzieję, że wzięłyście jedzenie?? – przywitała nas Gruba Ciotka, a Emil spojrzał na mnie błagalnie, więc oddaliliśmy się na małą pogadankę o szkodliwości palenia, w czasie której przytakiwał mi gorliwie jednocześnie zaciągając się z lubością dymem.

– Jak mogłyście pomyśleć, że nie potrafiłbym wrócić z lasu – oburzał się tata. – Udawaliśmy zagubionych, żeby was tu ściągnąć.

Trzeba im przyznać, że zadali sobie sporo trudu i odegrali całkiem zgrabną szopkę.

Wypakowaliśmy jedzenie i picie, a dzieciaki powtykały sztuczne ognie wokół paśnika i zapaliły wszystkie. Kocami przykryliśmy przewalone bale i usiedliśmy przy ognisku. Pomimo lekkiego mrozu było wspaniale, śmialiśmy się i opowiadaliśmy o poszukiwaniach.

Gajowy w tym czasie wypił nam cały rum, ale w ramach rekompensaty, zadzwonił po znajomego leśnika, który miał sanie i zorganizował nam kulig.

Jeden z koni, ten najbardziej rozgarnięty, jak zobaczył Grubą Ciotkę, zrobił się nerwowy i próbował dać nogę, ale Gajowy coś mu szepnął do ucha (pewnie, że Ciotka pomoże ciągnąć w razie czego), i koń wyraźnie się uspokoił.

Do domu dotarliśmy z kolędą na ustach dokładnie o północy, a tam przywitał nas gadający inwentarz, lub – jeśli ktoś woli – zbiorowe omamy.

Na szczęście wszystko, co zostało upieczone nie gadało.

I chwała Panu za to!

Sylwestra zrobię u siebie, zaproszę mnóstwo gości i będzie wspaniale.

Tak właśnie.

Podziękowania

Dla mojej kochanej Siostry Izabeli Ptak-Marczewskiej, która po ćwierćwieczu od napisania przeze mnie powieści, wydobyła ją z dna szuflady i wydała z okazji moich urodzin w kompletnej tajemnicy oraz w nakładzie 100 sztuk. Za co będę jej wdzięczna dozgonnie i po stokroć.

Dziękuję Izuniu, że zadałaś sobie tyle trudu i dając „Helence i Genkowi” drugą młodość sprawiłaś, że mogłam się podzielić tą historią z innymi oraz za to, że po raz kolejny pokazałaś mi, że można i należy spełniać marzenia. Nie tylko swoje.

Za piękną okładkę, dziękuję mojej uzdolnionej siostrzenicy Kamili Haji. Kamilko, okładka jest idealna!

Wszystkim, którzy przeczytali przedpremierową wersję, za miłe słowa i przesłane wiadomości oraz zdjęcia. Dziękuję, sprawiły mi ogromną radość.

Dziękuję Joannie Dardzie-Gramatyce za korektę i redakcję oraz Hannie Kękuś za skład. Za czytanie po wielokroć, z cierpliwością i zrozumieniem, że niektóre, niepoprawne kwestie takie mają pozostać, choć w oczy kłuje…

Dziękuję również Pani Katarzynie Krzan za sprawną współpracę i zaszczytne miejsce w gronie autorów Wydawnictwa e-bookowo.

Dziękuję wreszcie tym, którzy mnie zmotywowali dając sygnał, że mimo upływu lat, książka nadal bawi i powinna być dostępna szerszej grupie czytelników, na co dzięki Wam się odważyłam, czego dowód trzymacie właśnie w dłoni.

Spis treści

Słowo wstępne

Spis treści

Słowo wstępne 9

Poniedziałek, 17 grudnia

Powrót, czyli początek

Poniedziałek, 24 grudnia

Wigilia

Podziękowania

Punkty orientacyjne

Cover

Table of Contents