Habsburgowie - Martyn Rady - ebook + książka

Habsburgowie ebook

Rady Martyn

4,0

Opis

Habsburgowie zaliczali się do najważniejszych dynastii Europy, byli pierwszymi władcami, których posiadłości obejmowały cały świat. Osiągnęli wielkość dzięki szczęściu i sile. Rządzili nieprzerwanie Świętym Cesarstwem Rzymskim po 1273 roku i niemal bez przerwy od 1438 aż do upadku cesarstwa w 1806 roku.

Wczesne dzieje rodu przypominają dreszczowce, w których fakty mieszają się ze spekulacjami, sięgają bowiem V wieku naszej ery i prowadzą przez tajemniczą alzacką rodzinę Etichonidów do francuskich Merowingów, których mitycznym protoplastą był Kwinotaur czyli byk z pięcioma rogami.

W XIII wieku Habsburgowie uzyskali znaczne obszary w Europie Środkowej, odpowiadające z grubsza terytorium dzisiejszej Austrii i Słowenii. Następnie, w okresie zaledwie pół wieku, poczynając od lat siedemdziesiątych XV wieku, posiadłości Habsburgów znacznie się powiększyły – aby objąć Niderlandy, Hiszpanię, Czechy, Węgry i większą część dzisiejszych Włoch. Najcenniejszą zdobyczą stanowiła Hiszpania, ponieważ wraz z nią przyszedł Nowy Świat i przedsięwzięcia kolonialne obejmujące Ocean Spokojny i Azję. Posiadłości Habsburgów były pierwszym imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 559

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (11 ocen)
5
3
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ligea1313

Nie oderwiesz się od lektury

Mega
00
makalonka2000

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka.
00

Popularność




Drzewo gene­alo­giczne Habs­bur­gów

Wpro­wa­dze­nie

Wpro­wa­dze­nie

Biblio­teka Cesar­ska

Hofburg był pała­cem zimo­wym Habs­bur­gów, a obec­nie jest jedną z głów­nych atrak­cji tury­stycz­nych Wied­nia. Dorożki wiozą zwie­dza­ją­cych pod jego łukami, a następ­nie – przez wąskie uliczki sąsied­niego sta­rego mia­sta. Tłumy prze­ci­skają się alej­kami, nie­rzadko nie zwa­ża­jąc nawet na ruch uliczny, gdy zoba­czą białe nosy lipi­cań­skich koni w staj­niach. Poza kry­tym zie­lo­nym dachem skrzy­dłem św. Michała, wybu­do­wa­nym w XIX wieku, wnę­trze pałacu nie wygląda szcze­gól­nie impo­nu­jąco, gdyż skła­dają się na nie kolejne dzie­dzińce, wyko­rzy­sty­wane obec­nie jako par­kingi, z ota­cza­ją­cymi je fasa­dami w przy­tłu­mio­nym baro­ko­wym stylu.

Hofburg, dawna rezy­den­cja cesar­ska w Wied­niu. Źró­dło: Shut­ter­stock/hans eng­bers.

Przy­naj­mniej dzi­siaj Hofburg jest dobrze utrzy­many. Foto­gra­fie i prze­zro­cza sprzed 1918 roku, kiedy na­dal był on „pała­cem użyt­ko­wym”, uka­zują odpa­da­jące tynki, popę­kane ściany i roz­bite okna. Przez więk­szą część swo­jej histo­rii Hofburg był pla­cem budowy. Kolejni cesa­rze doda­wali nowe skrzy­dła, burząc ele­menty utrud­nia­jące reno­wa­cję, i wyko­rzy­sty­wali raczej kamień niż drewno. Aż do XVII wieku Hofburg miał też istotne zna­cze­nie dla obrony mia­sta i przy­le­gał do murów obron­nych Wied­nia. Turcy osmań­scy po raz ostatni oble­gli mia­sto w 1683 roku. Po ich klę­sce habs­bur­scy cesa­rze mogli wresz­cie zacząć postrze­gać Hofburg jako pałac i miej­sce dwor­skich cere­mo­nii, a nie ufor­ty­fi­ko­waną rezy­den­cję.

W sercu Hofburga znaj­duje się tak zwany Stary Zamek (Alte Burg). Pod­czas rekon­struk­cji pałacu w XVII i na początku XVIII wieku został on cał­ko­wi­cie zabu­do­wany i dzi­siaj widać bar­dzo nie­wiele śla­dów jego ory­gi­nal­nej bryły. Wznie­siony w pierw­szej poło­wie XIII wieku Stary Zamek był masyw­nym kamien­nym bastio­nem o dużej powierzchni z czte­rema wie­żami, z któ­rych każdą pokry­wał spa­dzi­sty dach ozdo­biony zwień­cze­niami. Mimo roz­mia­rów wnę­trze Sta­rego Zamku było posępne. Goście skar­żyli się na wewnętrzny dzie­dzi­niec, nie­do­sta­tecz­nie sze­roki, aby wóz mógł zawró­cić, cia­sne kom­naty, zatę­chłe klatki scho­dowe i brak gobe­li­nów na ścia­nach. Ale celem obiektu nie było olśnie­wa­nie prze­py­chem wnętrz. Miał on groź­nie góro­wać nad mia­stem i naj­bliż­szą oko­licą, dając świa­dec­two potęgi1.

Stary Zamek stał się pierw­szą wizy­tówką Habs­bur­gów. Począt­kowo była to dyna­stia środ­ko­wo­eu­ro­pej­ska, a ich zie­mię rodową sta­no­wiła Austria. Nato­miast w XVI i XVII wieku byli rów­nież wład­cami Hisz­pa­nii i posia­dło­ści hisz­pań­skich w Nider­lan­dach, we Wło­szech i w Nowym Świe­cie. Choć pod wzglę­dem mili­tar­nym prze­sta­rzały, wzór Sta­rego Zamku był powie­lany w wiel­kich rezy­den­cjach, które Habs­bur­go­wie albo zama­wiali, albo odbu­do­wy­wali w Hisz­pa­nii – w Toledo i Madry­cie – i został prze­wie­ziony do obu Ame­ryk. W Mek­syku blok­hauz z czte­rema wie­żami był oznaką wła­dzy spra­wo­wa­nej przez pierw­szych kró­lew­skich guber­na­to­rów – ludzie pod­lejsi musieli się zado­wo­lić dwiema wie­żami. W Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim, któ­rym Habs­bur­go­wie rzą­dzili jako cesa­rze, a które zaj­mo­wało w przy­bli­że­niu obszar dzi­siej­szej Austrii, Nie­miec i Repu­bliki Cze­skiej, ambitni ksią­żęta także budo­wali czte­ro­wie­żowe warow­nie, aby demon­stro­wać w ten spo­sób wła­sny pre­stiż2.

Habs­bur­go­wie byli pierw­szymi wład­cami, któ­rych posia­dło­ści obej­mo­wały cały świat, i osią­gnęli wiel­kość dzięki szczę­ściu i sile. W XVI wieku czte­ro­wie­żowa warow­nia była oznaką ich fizycz­nego pano­wa­nia nad czę­ścią Europy i, repro­du­ko­wana za oce­anem, świa­dec­twem glo­bal­nej domi­na­cji. Był to nato­miast tylko jeden z sym­boli, któ­rymi posłu­gi­wali się Habs­bur­go­wie, ponie­waż postrze­gali oni swoją potęgę zarówno jako coś, do czego byli pre­de­sty­no­wani, jak i część boskiego porządku, zgod­nie z któ­rym urzą­dzony został świat. Wyma­gało to sub­tel­niej­szej sym­boliki niż groźba zawarta w kamie­niu.

Prze­bu­dowa Hofburga na początku XVIII wieku, pod­czas któ­rej znik­nął osta­tecz­nie z hory­zontu Stary Zamek, obej­mo­wała wznie­sie­nie Biblio­teki Dwor­skiej (Hofbi­blio­thek). Wcze­śniej cesar­ski księ­go­zbiór znaj­do­wał się w opusz­czo­nym opac­twie w Wied­niu, w skrzy­dle pry­wat­nego pałacu i drew­nia­nym budynku w cie­niu Sta­rego Zamku (przy dzi­siej­szym Jose­fsplatz). Biblio­te­ka­rze skar­żyli się na wil­goć, kurz z ulicy, nie­do­sta­teczne oświe­tle­nie i nie­bez­pie­czeń­stwo pożaru. Ale dopiero za dłu­giego pano­wa­nia Karola VI (1711–1740) Biblio­teka Cesar­ska zna­la­zła stałą sie­dzibę w miej­scu znaj­du­ją­cym się bez­po­śred­nio na połu­dnie od nie­gdy­siej­szego Sta­rego Zamku3.

Nowy budy­nek biblio­teki powstał w latach dwu­dzie­stych XVIII wieku i dzi­siaj wygląda mniej wię­cej tak, jak chciał cesarz Karol VI. Około 200 tysięcy ksiąg i ręko­pi­sów spo­częło na pół­kach w jed­nej sali mają­cej 75 metrów dłu­go­ści. Do tego czasu zbiór obej­mo­wał dzieła z zakresu teo­lo­gii, histo­rii Kościoła, prawa, filo­zo­fii, fizyki i mate­ma­tyki oraz mnó­stwo ręko­pi­sów w języku grec­kim, łaciń­skim, syryj­skim, ara­mej­skim i kop­tyj­skim. Karol otwo­rzył swoją biblio­tekę dla uczo­nych, cho­ciaż musieli oni sta­rać się o pozwo­le­nie, a godziny odwie­dzin ogra­ni­czały się do poran­ków. W zamian za ten akt szczo­dro­bli­wo­ści cesarz nało­żył poda­tek na gazety. Wpro­wa­dzony z początku tym­cza­sowo, aby pokryć koszty budowy, stał się wkrótce podat­kiem sta­łym prze­zna­czo­nym rze­komo na przy­szłe nabytki. Od dru­ka­rzy wyma­gano też, aby prze­ka­zy­wali biblio­tece egzem­pla­rze wszyst­kich ksią­żek, które skła­dali. Ponie­waż jed­nak wielu z nich parało się rów­nież por­no­gra­fią, od tego obo­wiązku czę­sto się uchy­lano4.

Pośrodku biblio­teki stoi natu­ral­nej wiel­ko­ści mar­mu­rowy posąg Karola VI przed­sta­wio­nego jako Her­ku­les Musa­ge­tes (Her­ku­les prze­wod­nik Muz). Skle­pie­nie uka­zuje apo­te­ozę cesa­rza, czyli wynie­sie­nie do nieba, i sławi jego osią­gnię­cia ale­go­rycz­nymi posta­ciami. W odróż­nie­niu od wize­runku Geo­rge’a Washing­tona, któ­rego apo­te­oza jest uka­zana w rotun­dzie ame­ry­kań­skiego gma­chu Kapi­tolu, ze skle­pie­nia nie spo­gląda na nas sam Karol. Cesarz na­dal żył, kiedy arty­sta roz­po­czął swoją pracę, i nie dostą­pił jesz­cze nie­biań­skiej chwały. Czeka na niego nato­miast szy­bu­jąca postać trzy­ma­jąca wie­niec lau­rowy, co nie pozo­sta­wia żad­nych wąt­pli­wo­ści, że pod koniec życia Karol znaj­dzie się w towa­rzy­stwie anio­łów i zasią­dzie pośród nich w nie­bie.

Do mar­mu­ro­wego posągu Karola VI dołą­czyło jesz­cze 16 – przed­sta­wia­ją­cych habs­bur­skich cesa­rzy, kró­lów i arcy­ksią­żąt, poczy­na­jąc od trzy­na­sto­wiecz­nego króla Rudolfa, a koń­cząc na Karolu II, królu Hisz­pa­nii, który zmarł w 1700 roku. Mar­mu­rowe posągi są bar­dzo kosz­towne, więk­szość zabrano więc z maga­zy­nów i ogro­dów Hofburga. Z cza­sem dodano lub pod­mie­niono posągi z innych cesar­skich pała­ców. Naj­wcze­śniej­szy histo­ryk Biblio­teki Cesar­skiej oce­niał pier­wotny wybór kry­tycz­nie, ponie­waż uwa­żał, że zbyt wiele z 16 posą­gów nawią­zuje do habs­bur­skich wład­ców, któ­rzy nie prze­ja­wiali nad­mier­nego zain­te­re­so­wa­nia stu­diami i nauką. Naj­wy­raź­niej wyobra­żał sobie, że biblio­teka powinna mieć coś wspól­nego z książ­kami i wie­dzą. Ale to była Biblio­teka Dwor­ska i jej cel był inny: miała gło­sić prze­sła­nie o Habs­bur­gach i ich miej­scu w boskim porządku wszech­świata5.

Cały wystrój biblio­teki, w tym skle­pie­nie, malo­wi­dła ścienne i ume­blo­wa­nie, mówi o wiel­ko­ści Habs­bur­gów i ich nie­ogra­ni­czo­nej potę­dze. W związku z tym cztery wiel­kie glo­busy Ziemi i nieba, które stoją pod cen­tralna kopułą, są meta­fo­rami zasięgu habs­bur­skich ambi­cji. Po bokach wszyst­kich pó­łek z książ­kami wzno­szą się podwójne filary, a motyw ten jest widoczny w całej kon­struk­cji biblio­teki, zwłasz­cza w zło­co­nych kolum­nach z bia­łego mar­muru w każ­dym końcu sali, jak rów­nież na zewnętrz­nej fasa­dzie. Sym­bo­li­zują one Słupy Her­ku­lesa i habs­bur­ską dewizę „Wciąż dalej”, a zatem pano­wa­nie, któ­rego nie ogra­ni­cza geo­gra­fia fizyczna. Wyżej, na fre­sku apo­te­ozy, przed­sta­wione zostały uno­szące się trzy kla­syczne bogi­nie trzy­ma­jące sztan­dar z napi­sem AEIOU. Ten akro­stych może mieć wiele zna­czeń – uczeni suge­ro­wali, że da się przed­sta­wić nawet 300 roz­wią­zań i kom­bi­na­cji – nato­miast wszyst­kie wska­zują na wiel­kość austriac­kich Habs­bur­gów, dla­tego naj­czę­ściej odczy­tuje się go jako „Austria ma rzą­dzić całym świa­tem” (łac. Austria Est Impe­rare Orbi Uni­ver­sae, niem. Alles Erdre­ich Ist Österreich Unter­tan)6.

Nie była to jed­nak wizja świa­to­wej domi­na­cji zako­rze­niona w spra­wo­wa­niu wła­dzy poli­tycz­nej i prze­mocy fizycz­nej. Karol uka­zany jest w swo­jej biblio­tece jako patron nauki i sztuki, a nie wojow­nik nasta­wiony na pod­bój. Apo­te­oza sławi cnoty cesa­rza – jego wspa­nia­ło­myśl­ność, sławę, splen­dor i nie­złom­ność. Alu­zją do jego oręż­nych zwy­cięstw jest trój­głowy pies Cer­ber, przy­gnie­ciony sto­pami Her­ku­lesa, poza tym jed­nak mili­tarne doko­na­nia władcy zostały pomi­nięte. Karol chciał być sła­wiony przede wszyst­kim jako orę­dow­nik pokoju i opie­kun nauki. Trompe l’oeil pod rotundą uka­zuje reali­styczne postaci pod­czas roz­mowy, a każda kiść repre­zen­tuje gałąź wie­dzy, któ­rej Karol dał życie – ana­to­mię, arche­olo­gię, bota­nikę, hydrau­likę, heral­dykę, numi­zma­tykę, a nawet gno­mo­no­lo­gię, czyli sztukę kon­stru­owa­nia zega­rów sło­necz­nych.

Ten sam histo­ryk, który wyobra­żał sobie, że biblio­teka to tylko książki, uznał rów­nież rotundę i fre­ski za jej ale­go­rię. Może tak być, lecz tego typu środki arty­stycz­nego wyrazu w epoce baroku zawie­rały czę­sto kilka ukry­tych prze­słań. Z posą­gami habs­bur­skich cesa­rzy i wodzów, powta­rza­ją­cymi się podwój­nymi fila­rami i pomy­słowo umiesz­czo­nymi glo­bu­sami biblio­teka i jej wypo­sa­że­nie są rów­nież ale­go­rią nie­ogra­ni­czo­nego i ponad­cza­so­wego pano­wa­nia dyna­stii habs­bur­skiej. Ale – zgod­nie z prze­sła­niem zawar­tym na fre­skach – świat, do któ­rego dąży dyna­stia, nie ogra­ni­cza się jedy­nie do Ziemi, lecz obej­muje także trans­cen­dentny wymiar wie­dzy i dzia­łal­ność naukową. Podob­nie jak akro­stych AEIOU żadne poje­dyn­cze wyja­śnie­nie nie oddaje zło­żo­no­ści habs­bur­skiej misji ani nie wyczer­puje jej moż­li­wo­ści7.

Wyobra­że­nie Habs­bur­gów o ich roli w świe­cie kształ­to­wało się stop­niowo, a różne epi­zody w histo­rii dyna­stii rodziły nowe aspi­ra­cje, z któ­rych wszyst­kie zostały wple­cione w jeden wątek zało­żeń ide­olo­gicz­nych. Począt­kowo był on postrze­gany w kate­go­riach reli­gij­nych. W XIII wieku król Rudolf z Habs­burga (panu­jący w latach 1273–1291) był znany jako łupieżca kościo­łów i pro­fa­na­tor klasz­to­rów, nato­miast już dwa albo trzy dzie­się­cio­le­cia po jego śmierci zaczęła krą­żyć legenda, że pew­nego dnia Rudolf natknął się na księ­dza spie­szą­cego z sakra­men­tem świę­tym (eucha­ry­stią) do cho­rego i oddał mu swo­jego konia. Ta opo­wieść była powta­rzana i upięk­szana w ciągu następ­nych stu­leci, tak że w zamian za konia Rudolf otrzy­mał ziem­ską koronę, a pod­czas koro­na­cji dostą­pił mistycz­nego namasz­cze­nia eucha­ry­stycz­nym chle­bem i winem. Wyko­rzy­sty­wano także wer­sety biblijne, aby poka­zać, że w zamian za pomoc w dostar­cze­niu hostii potom­ko­wie Rudolfa sami byli umac­niani przez eucha­ry­stię zgod­nie z boskim pla­nem wyło­żo­nym w Sta­rym Testa­men­cie8.

Cześć dla hostii sta­no­wiła samo serce reli­gij­no­ści dyna­stii habs­bur­skiej, prze­ja­wia­jąc się w pro­ce­sjach, piel­grzym­kach i świę­tach kościel­nych. Każdy ksiądz napo­tkany przez Habs­burga mógł liczyć na to, że otrzyma konia albo powóz. Pod­czas spo­rów reli­gij­nych w XVI i XVII wieku zna­cze­nie i waż­ność eucha­ry­stii były kwe­stio­no­wane przez pro­te­stan­tów. Prze­sadny sza­cu­nek dla hostii oka­zy­wany przez kolej­nych habs­bur­skich wład­ców sta­no­wił sym­bol ich odda­nia Kościo­łowi kato­lic­kiemu i nie­usta­ją­cej służby jako boskich narzę­dzi na ziemi. Nawet w ostat­nich latach impe­rium habs­bur­skiego zwią­zek dyna­stii z eucha­ry­stią na­dal się utrzy­my­wał, przy­po­mi­nany nie tylko w obrzę­dach reli­gij­nych, lecz także w kon­tek­stach bar­dziej przy­ziem­nych. Popro­szony w 1912 roku o tro­feum dla szwaj­car­skiego klubu strze­lec­kiego cesarz Fran­ci­szek Józef posłał figurkę Rudolfa zsia­da­ją­cego z konia, aby wypra­wić księ­dza w drogę9.

Habs­bur­go­wie rzą­dzili nie­prze­rwa­nie Świę­tym Cesar­stwem Rzym­skim po 1273 roku i nie­mal bez prze­rwy od 1438 aż do upadku cesar­stwa w 1806 roku. Święte Cesar­stwo Rzym­skie zostało usta­no­wione przez Karola Wiel­kiego w 800 roku naszej ery, lecz było uwa­żane za kon­ty­nu­ację cesar­stwa rzym­skiego ze sta­ro­żyt­no­ści kla­sycz­nej. Począt­kowo nazy­wano je po pro­stu Cesar­stwem Rzym­skim, przy­miot­nik „Święte” został dodany w XIII wieku, ale ni­gdy nie był kon­se­kwent­nie uży­wany. Święte Cesar­stwo Rzym­skie zostało odtwo­rzone w X wieku jako impe­rium przede wszyst­kim nie­miec­kie, ale to nie umniej­szało pre­stiżu zwią­za­nego z tytu­łem cesar­skim. Władca na­dal miał być postrze­gany jako bez­po­średni następca sta­ro­żyt­nych impe­ra­to­rów rzym­skich, będąc swego rodzaju odpo­wied­ni­kiem papieża w Rzy­mie, i posia­dał auto­ry­tet, który wywyż­szał go ponad wszyst­kich innych monar­chów. Śre­dnio­wieczne pro­roc­twa, które zapo­wia­dały zbli­ża­jącą się walkę pomię­dzy anio­łami a uczniem dia­bła, Anty­chry­stem, i gło­siły, że „ostatni cesarz” zapo­cząt­kuje tysiąc­le­cie poboż­nych rzą­dów, doda­wały bla­sku god­no­ści cesar­skiej. Na tym opie­rali się Habs­bur­go­wie, uwy­pu­kla­jąc swoją rolę w nad­cho­dzą­cej apo­ka­lip­sie. Cesarz Mak­sy­mi­lian I (panu­jący jako król w latach 1486–1508 i jako cesarz od 1508 do 1519 roku), zama­wia­jąc swój por­tret, pole­cił, aby nadano mu rze­kome rysy ostat­niego cesa­rza, który zgod­nie z prze­po­wied­niami powi­nien mieć „wynio­słe czoło, wyso­kie brwi, sze­ro­kie oczy i orli nos”10.

Od ostat­niego cesa­rza ocze­ki­wano, że nie tylko zmie­rzy się z Anty­chry­stem, lecz rów­nież pokona Tur­ków, wyzwoli Istam­buł (Kon­stan­ty­no­pol) spod ich jarzma i uwolni święte mia­sto (Jero­zo­limę) od muzuł­mań­skich rzą­dów. Kolejni cesa­rze gło­sili swoje zaan­ga­żo­wa­nie w kru­cjatę prze­ciwko nie­wier­nym, dzięki czemu mogliby nie tylko speł­nić pro­roc­two, lecz także zade­mon­stro­wać swój pry­mat w świe­cie chrze­ści­jań­skim i odda­nie ide­ałom rycer­sko­ści. W habs­bur­skiej wyobraźni do wojny prze­ciwko nie­wier­nym dołą­czyła w XVI wieku walka z here­zją. Kolejni habs­bur­scy cesa­rze i władcy prze­ciw­sta­wiali się sze­rze­niu dok­tryn pro­te­stanc­kich, które pod­wa­żały auto­ry­tet Kościoła kato­lic­kiego. W cere­mo­niale reli­gij­nym Habs­bur­gów hisz­pań­skich misję oczysz­cza­nia wiary wyzna­czało w takim samym stop­niu aran­żo­wane z teatralną oprawą pale­nie here­ty­ków, jak i osten­ta­cyjne odda­nie eucha­ry­stii.

W ramach ogól­nego odro­dze­nia nauki i sztuki, zna­nego jako rene­sans, nasi­liło się w XV i XVI wieku zain­te­re­so­wa­nie tek­stami kla­sycz­nymi. Rene­san­sowi znawcy lite­ra­tury, czyli huma­ni­ści, szu­kali inspi­ra­cji i wska­zó­wek w sta­ro­żyt­nym Rzy­mie. Wielu zapo­ży­czyło z rzym­skiej sta­ro­żyt­no­ści wiarę w hie­rar­chicz­nie usta­no­wiony porzą­dek pod egidą cesa­rza, któ­rego zada­niem było roz­strzy­ga­nie spo­rów pomię­dzy wład­cami i zapro­wa­dze­nie rzą­dów pokoju. Huma­ni­ści czę­sto postrze­gali Habs­bur­gów jako wyjąt­kowo przy­spo­so­bio­nych dzięki god­no­ści cesa­rza do przy­wró­ce­nia porządku i har­mo­nii. Mówili zatem o „impe­rium świa­to­wym” i „monar­chii uni­wer­sal­nej” pod prze­wod­nic­twem habs­bur­skich wład­ców i prze­kształ­cali kla­syczne eposy, żeby przed­sta­wić habs­bur­skich cesa­rzy na podo­bień­stwo rzym­skich. Aby wzmoc­nić swoje prze­sła­nie, włą­czali też wymyślne prze­mowy kla­sycz­nych bogów, nawią­zu­jące do habs­bur­skiego prze­zna­cze­nia i opi­su­jące, jak ci władcy zostali obda­ro­wani tar­czami, które zdo­biły mapy całego zna­nego świata11.

Erazm z Rot­ter­damu, naj­więk­szy rene­san­sowy huma­ni­sta, nie tra­cił czasu na takie eru­dy­cyjne non­sensy. Wygło­siw­szy spo­strze­że­nie, że „trzeba się uro­dzić albo kró­lem, albo głup­cem”, prze­po­wie­dział, że uni­wer­salny monar­cha będzie naj­praw­do­po­dob­niej uni­wer­salnym tyra­nem – „wro­giem wszyst­kich, a wszy­scy są jego wro­gami”. Ale Habs­bur­go­wie stali się bli­scy urze­czy­wist­nie­nia „monar­chii świa­to­wej”, któ­rej oba­wiał się Erazm. God­ność cesar­ska była elek­cyjna, a cesa­rza wybie­rali ksią­żęta Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego w licz­bie sied­miu. Poza tym jed­nak, że byli cesa­rzami rzym­skimi, Habs­bur­go­wie rzą­dzili pro­win­cjami i tery­to­riami w obrę­bie cesar­stwa na mocy prawa dzie­dzi­cze­nia jako swo­imi pry­wat­nymi posia­dło­ściami w odróż­nie­niu od ziem, które pod­le­gały im jako cesa­rzom. Począt­kowo te pry­watne rodowe dobra znaj­do­wały się nad Gór­nym Renem, ale w XIII wieku Habs­bur­go­wie uzy­skali znaczne obszary w Euro­pie Środ­ko­wej, odpo­wia­da­jące w przy­bli­że­niu tery­to­rium dzi­siej­szej Austrii i Sło­we­nii. Następ­nie, w okre­sie zale­d­wie pół wieku, poczy­na­jąc od lat sie­dem­dzie­sią­tych XV stu­le­cia, posia­dło­ści Habs­bur­gów znacz­nie się powięk­szyły – obej­mo­wały Nider­landy, Hisz­pa­nię, Cze­chy, Węgry i więk­szą część dzi­siej­szych Włoch. Węgry, które były nie­za­leż­nym kró­le­stwem i, w odróż­nie­niu od Czech, nie wcho­dziły w skład Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, roz­sze­rzyły habs­bur­skie pano­wa­nie 700 kilo­me­trów na wschód, aż po dzi­siej­szą Ukra­inę. Ale jesz­cze cen­niej­szą zdo­bycz sta­no­wiła Hisz­pa­nia, ponie­waż wraz z nią przy­szedł Nowy Świat i przed­się­wzię­cia kolo­nialne obej­mu­jące Ocean Spo­kojny i Azję. Posia­dło­ści Habs­bur­gów były pierw­szym impe­rium, nad któ­rym ni­gdy nie zacho­dziło słońce12.

Ofi­cjalny tytuł cesa­rza Karola V z 1521 roku świad­czy o zasięgu habs­bur­skiego pano­wa­nia:

Karol, z Bożej łaski uświę­cony i wybrany Święty Cesarz Rzym­ski, po wieki pomno­ży­ciel Impe­rium etc., król Nie­miec, Kasty­lii, Ara­go­nii, Leonu, Obojga Sycy­lii, Jero­zo­limy, Węgier, Dal­ma­cji, Chor­wa­cji, Nawarry, Gre­nady, Toledo, Walen­cji, Gali­cji, Wysp Bale­ar­skich, Sewilli, Sar­dy­nii, Kor­doby, Kor­syki, Mur­cji, Jaén, Alga­bres, Alge­ci­ras, Gibral­taru i Wysp Kana­ryj­skich, król Zachod­nich i Wschod­nich Indii oraz innych wysp i lądu sta­łego Morza Oce­anicz­nego, arcy­książę Austrii, książę Bur­gun­dii, Lota­ryn­gii, Bra­ban­cji, Sty­rii, Karyn­tii, Kra­iny, Lim­burga, Luk­sem­burga, Gel­drii, Wir­tem­ber­gii, Kala­brii, Aten, Neo­pa­trii etc., hra­bia Flan­drii, Habs­burga, Tyrolu, Gory­cji, Bar­ce­lony, Artois i Bur­gun­dii, hra­bia Pala­ty­natu Hainaut, Holan­dii, Zelan­dii, Fer­rette, Kiburga, Namur, Rouis­sil­lon, Cer­da­gne i Zut­phen, land­graf Alza­cji, mar­gra­bia Ori­stano, Goce­ano i Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, książę Szwa­bii, Kata­lo­nii, Astu­rii etc., pan Fry­zji, Mar­chii Win­dyj­skiej, Porde­none, Biska­jów, Moliny, Salin, Try­po­lisu i Meche­len etc.13

Lista sta­nowi gma­twa­ninę nazw i zawiera miej­sca, które nie znaj­do­wały się już lub ni­gdy nie były w posia­da­niu Habs­bur­gów (Jero­zo­lima, Ateny itd.), lecz do któ­rych na­dal mieli oni wąt­pliwe rosz­cze­nia. Nie­które dodano wła­śnie dla­tego, że były sporne, lecz wiele innych pomi­nięto, na co wska­zują kolejne et cetera. Mimo to szcze­gó­łowe wyli­cze­nie suge­ruje cechę habs­bur­skiego pano­wa­nia, która miała się utrzy­my­wać jesz­cze w XIX i XX wieku. Poszcze­gólne czę­ści nie zostały zuni­fi­ko­wane, lecz zacho­wały wła­sne rządy, prawa, szlachtę, patry­cju­szy i par­la­menty, czyli sejmy – do tego stop­nia, że były pra­wie nie­za­leż­nymi kra­jami połą­czo­nymi jedy­nie osobą władcy. Zwa­żyw­szy na odle­gło­ści mię­dzy poszcze­gól­nymi obsza­rami, roz­bi­cie było w jakiejś mie­rze nie­uchronne, ale sta­no­wiło też świa­domy akt poli­tyki obli­czo­nej na to, aby różne ludy pogo­dziły się z pano­wa­niem nie­obec­nego władcy. Jak wyja­śnił pewien hisz­pań­ski jury­sta Karo­lowi V (panu­ją­cemu jako cesarz w latach 1519–1556), aby utrzy­mać lojal­ność swo­ich posia­dło­ści, powi­nien on trak­to­wać je odręb­nie, „jakby król, który spaja je w jedną całość, był tylko kró­lem każ­dej z nich”14.

Habs­bur­go­wie przy­jęli sze­roką, wszech­ogar­nia­jącą wizję świata zjed­no­czo­nego pod ete­rycz­nym pano­wa­niem jed­nego władcy, odda­nego służ­bie reli­gii, pokoju mię­dzy chrze­ści­ja­nami i wojny z nie­wier­nymi. Jed­nak ni­gdy nie prze­kształ­ciło się to w pro­gram poli­tyczny, nawet na obsza­rach, któ­rymi Habs­bur­go­wie rzą­dzili. Wszyst­kie monar­chie począt­kowo funk­cjo­no­wały jako pań­stwa mie­szane, zło­żone z odręb­nych tery­to­riów, które następ­nie zostały spo­jone i ujed­no­li­cone. Nawet pań­stwa zbu­do­wane z kilku kró­lestw miały skłon­ność z cza­sem sta­wać się bar­dziej metro­po­li­talne, z zacho­wa­niem odmien­no­ści poszcze­gól­nych czę­ści skła­do­wych, zacie­ra­ją­cej się stop­niowo aż do cał­ko­wi­tej utraty nie­za­leż­nego cha­rak­teru. Habs­bur­go­wie ni­gdy tego nie osią­gnęli – a w isto­cie, z wyjąt­kiem krót­kich inter­lu­diów, ni­gdy nawet nie pró­bo­wali do tego dążyć. Mimo czę­ściowej uni­fi­ka­cji apa­ratu admi­ni­stra­cyj­nego i legi­sla­cyj­nego w XVIII i XIX wieku ich posia­dło­ściami na­dal rzą­dzono tak, jakby władca był tylko panem każ­dej z nich z osobna, a nie super­mo­nar­chą o nie­ogra­ni­czo­nej wła­dzy. Pod­czas gdy osiem­na­sto­wieczny władca fran­cu­ski był nazy­wany po pro­stu „kró­lem Fran­cji i Nawarry” i nie tytu­ło­wał się księ­ciem Akwi­ta­nii i Bre­ta­nii, hra­bią Tuluzy, księ­ciem Nor­man­dii itp., aż do XX wieku habs­bur­ska tytu­la­tura cesar­ska wyli­czała każdą część cało­ści jako odrębną jed­nostkę.

Histo­rycy, pisząc z per­spek­tywy czasu, wie­dzą, że przy­szłość miała nale­żeć do scen­tra­li­zo­wa­nych państw naro­do­wych, nato­miast poli­tyczne kon­glo­me­raty oparte na zasa­dach decen­tra­li­za­cji i odmien­no­ści musiały być ska­zane na porażkę. „Roz­chwiane”, „ana­chro­niczne” i „przy­pad­kowe” to okre­śle­nia, które sto­sują naj­czę­ściej, aby opi­sać Habs­bur­gów i ich impe­rium. Jed­nak nie wolno osą­dzać tej dyna­stii w tak pro­sty spo­sób. Ich wizja była utkana z wielu nici, które wybie­gały poza tery­to­rium i groźne kamienne bastiony. Była, o czym świad­czy biblio­teka Karola VI, zako­rze­niona w uzu­peł­nia­ją­cych się ide­ałach i aspi­ra­cjach – w histo­rii i dzie­dzic­twie, w Rzy­mie cesa­rzy i Rzy­mie wiary kato­lic­kiej, w łaska­wym pano­wa­niu i dąże­niu do wie­dzy, nie­zmien­no­ści i nie­biań­skiej chwały.

Wdzie­rała się w to oczy­wi­ście poli­tyka, zaciem­nia­jąc mistykę monar­chii habs­bur­skiej i czę­sto uka­zu­jąc jej prze­jawy jako zbędne lub banalne. Ale z wizji coś pozo­stało, nawet gdy nieco ponad 100 lat temu Habs­bur­go­wie wkro­czyli w ostat­nie dekady swo­ich rzą­dów. Celem niniej­szej książki jest wyja­śnie­nie feno­menu ich impe­rium, ide­ałów, do któ­rych dążyli, jak rów­nież celów, zamie­rzeń i pora­żek. Przez pół tysiąc­le­cia, od XV do XX wieku, Habs­bur­go­wie zali­czali się do naj­waż­niej­szych dyna­stii Europy, a przez kilka stu­leci ich pano­wa­nie roz­sze­rzało się, obej­mu­jąc z cza­sem rów­nież Nowy Świat i czy­niąc ich impe­rium pierw­szym przed­się­wzię­ciem glo­bal­nym. To, co składa się na dal­szy ciąg książki, jest po czę­ści ich histo­rią, ale rów­nież reflek­sją nad tym, co ozna­czało dla Habs­burga rzą­dze­nie świa­tem.

1. Zamek Habs­burg i „efekt For­tyn­brasa”

1

Zamek Habs­burg i „efekt For­tyn­brasa”

Na początku ubie­głego stu­le­cia nie­zwy­kle skru­pu­latny badacz posta­wił sobie za zada­nie usta­le­nie rodo­wodu arcy­księ­cia Fran­ciszka Fer­dy­nanda, który był wów­czas dzie­dzi­cem cesa­rza Fran­ciszka Józefa. Gene­alo­gia, którą zesta­wił, obej­mo­wała 33 tablice i wyli­czała ponad cztery tysiące przod­ków Fran­ciszka Fer­dy­nanda, się­ga­jąc wstecz do XVI stu­le­cia. Z racji mał­żeństw w obrę­bie rodziny wiele postaci nakła­dało się jed­nak na sie­bie i badacz odna­lazł tylko 1500 osób, ponie­waż wielu mężów było rów­nież kuzy­nami, a żony – wie­lo­krot­nymi sio­strze­ni­cami lub bra­ta­ni­cami. Tak więc Fran­ci­szek Fer­dy­nand był spo­krew­niony z szes­na­sto­wiecz­nym cesa­rzem Fer­dy­nandem I przez nieco ponad 100 odręb­nych przod­ków, a z daleką kuzynką Fer­dy­nanda – zapo­mnianą, lecz bar­dzo pobożną Renatą Lota­ryń­ską – przez 2515.

Dedy­ku­jąc swoją pracę Fran­cisz­kowi Fer­dy­nan­dowi, badacz zatu­szo­wał zakres habs­bur­skich mał­żeństw w obrę­bie rodziny, demon­stru­jąc sta­ty­stycz­nie, że wszyst­kie panu­jące rody Europy były w prze­szło­ści tak samo kazi­rod­cze. Prze­pro­sił rów­nież, że nie zdo­łał w swo­ich bada­niach zabrnąć dalej w śre­dnio­wie­cze. Gdyby jed­nak posta­rał się prze­śle­dzić pocho­dze­nie arcy­księ­cia do XII wieku, musiałby dopi­sać imiona kil­ku­set tysięcy przod­ków, ponie­waż z każ­dym poko­le­niem wstecz podwaja się liczba ante­na­tów. Mimo to pod pew­nymi wzglę­dami zada­nie bada­cza sta­wa­łoby się wów­czas łatwiej­sze, ponie­waż świa­dectw pisa­nych jest z tego okresu coraz mniej, mnożą się zaś białe plamy. Przod­ków Habs­bur­gów z X wieku nie można odna­leźć zbyt wielu, wymie­nia się zale­d­wie kilka tajem­ni­czych postaci.

Książki o wcze­snej histo­rii Habs­bur­gów czyta się jak dresz­czowce, ze spe­ku­la­cjami, że ślady ich rodo­wodu się­gają V wieku naszej ery i pro­wa­dzą przez tajem­ni­czą alzacką rodzinę Eti­cho­ni­dów do fran­cu­skich Mero­win­gów, któ­rych mitycz­nym pro­to­pla­stą był Kwi­no­taur, czyli byk z pię­cioma rogami. W rze­czy­wi­sto­ści naj­wcze­śniej­szych przed­sta­wi­cieli rodu Habs­bur­gów można odna­leźć dopiero w dru­giej poło­wie X wieku, kiedy miesz­kali w rejo­nie Gór­nego Renu i Alza­cji, na obec­nej gra­nicy pomię­dzy Fran­cją a Niem­cami, i w Argo­wii, w dzi­siej­szej pół­noc­nej Szwaj­ca­rii. Wszyst­kie te obszary sta­no­wiły część Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, nale­żąc do księ­stwa Szwa­bii, i były podzie­lone na nie­za­leżne w znacz­nym stop­niu hrab­stwa, czyli Gaue, z kil­koma hra­biami. Pierw­szym Habs­bur­giem, o któ­rym wia­domo coś na pewno, był nie­jaki Kan­ce­lin (któ­rego imię zapi­sy­wane jest cza­sem jako Lan­ce­lin), koja­rzony w póź­niej­szych rela­cjach z małym zam­kiem w Alten­burgu, nie­da­leko mia­sta Brugg w szwaj­car­skiej Argo­wii16.

Po śmierci Kan­ce­lina około 990 roku jego dwaj syno­wie, Rad­bot (985–1045) i Rudolf (ok. 987–1063), podzie­lili zie­mie ojca. Wśród posia­dło­ści Rad­bota zna­la­zła się wio­ska Muri, poło­żona 25 kilo­me­trów na połu­dnie od Alten­burga. Po zawar­ciu mał­żeń­stwa Rad­bot poda­ro­wał Muri w pre­zen­cie ślub­nym swo­jej żonie imie­niem Ita (Ida), a ta w 1027 roku zało­żyła tam bene­dyk­tyń­skie opac­two. Poboż­ność Idy została nagro­dzona – pocho­wano ją obok ołta­rza w tam­tej­szym kościele. Mimo złu­pie­nia opac­twa przez pro­te­stan­tów z Berna w 1531 roku grób Idy prze­trwał do dzi­siaj. Po śmierci dołą­czyli do niej sym­bo­licz­nie ostatni habs­bur­ski cesarz i cesa­rzowa, Karol i Zyta, któ­rych serca są prze­cho­wy­wane w urnach w kaplicy przy ołta­rzu. Ponie­waż po pierw­szej woj­nie świa­to­wej nie pozwo­lono spro­wa­dzić ciała Karola do Austrii, spo­czywa ono na por­tu­gal­skiej Made­rze, gdzie zmarł w 1922 roku, cho­ciaż szczątki Zyty znaj­dują się w Kryp­cie Kapu­cyń­skiej w Wied­niu.

Opac­two w Muri roz­kwi­tało dzięki hoj­no­ści wier­nych i jego zało­ży­cieli. Zgro­ma­dziło posia­dło­ści w ponad 40 sąsied­nich wio­skach, jak rów­nież bogaty zbiór reli­kwii obej­mu­jący kości ponad 100 świę­tych i męczen­ni­ków, a także drza­zgi z Praw­dzi­wego Krzyża, szczątki tablic, na któ­rych spi­sane było 10 przy­ka­zań, i kolumnę, pod którą Pon­cjusz Piłat osą­dził Chry­stusa. Potom­ko­wie Rad­bota i Idy uwa­żali jed­nak to wszystko za swoją wła­sność. Usta­no­wione i suto zaopa­trzone przez ich rodzinę opac­two stało się „pry­wat­nym klasz­to­rem” – miej­scem pogrze­bów, gdzie odpra­wiano msze za ich przod­ków i któ­rym zarzą­dzał wybrany przez nich opat. Prze­jęli oni rów­nież obo­wiązki opie­kuna, czyli Vogt (co cza­sem tłu­ma­czy się jako wójt lub rządca), w zamian za co czer­pali dochód z opac­twa17.

Syn Rad­bota Wer­ner (1025–1096), nazwany póź­niej Poboż­nym, był wyczu­lony na nowe prądy w życiu mona­stycz­nym pły­nące z wiel­kich opactw Cluny i Hir­sau, które kła­dły nacisk na posłu­szeń­stwo, cią­głe modły i ode­rwa­nie od świata. Roz­cza­ro­wany braćmi z Muri, któ­rzy (jak można prze­czy­tać) przy­cho­dzili i odcho­dzili wedle uzna­nia, Wer­ner spro­wa­dził tam zdy­scy­pli­no­wa­nych mni­chów ze Schwarz­waldu, aby mieli dawać innym przy­kład. Godny pochwały postę­pek Wer­nera przy­niósł jed­nak nie­ocze­ki­wany sku­tek. Ruch reformy mona­stycz­nej ni­gdy nie sku­piał się wyłącz­nie na mni­siej moral­no­ści. Pod­kre­ślał rów­nież prawo zwierzch­ni­ków kościel­nych do nad­zo­ro­wa­nia domów zakon­nych i sprze­ci­wiał się prak­tyce trak­to­wa­nia klasz­to­rów jako pry­wat­nej wła­sno­ści przez świec­kich. Wpły­nęło to bez­po­śred­nio na inte­resy Wer­nera zanie­po­ko­jo­nego, że nie­ba­wem utraci wszelką kon­trolę nad klasz­to­rem, do któ­rego powsta­nia przy­czy­niła się jego rodzina18.

W poło­wie lat osiem­dzie­sią­tych XI wieku Wer­ner sfał­szo­wał sta­tut wydany, jak utrzy­my­wał, sześć dzie­się­cio­leci wcze­śniej przez jego stryja (lub może stry­jecz­nego dziadka), biskupa Wer­nera ze Stras­burga. Sta­tut przy­pi­sy­wał jego rze­ko­memu auto­rowi, bisku­powi, zasługę za ufun­do­wa­nie opac­twa i po wieczne czasy przy­zna­wał urząd opie­kuna jego rodzi­nie. Fał­szywy sta­tut został przed­sta­wiony zgro­ma­dze­niu moż­nych Argo­wii, a póź­niej potwier­dzony w Rzy­mie przez kole­gium kar­dy­na­łów. Aby przy­dać wia­ry­god­no­ści tej histo­rii, grupa mni­chów lojal­nych wobec Wer­nera uło­żyła nekro­lo­gię, czyli spis zmar­łych, za któ­rych powinno się odpra­wiać msze. Nekro­lo­gia uwy­dat­niała postać biskupa Wer­nera, ale cał­ko­wi­cie pomi­jała Idę. Zało­że­nie opac­twa zostało zatem powią­zane nie z Idą, ale z bisku­pem, i – przez impli­ka­cję – z pra­wami wyli­czo­nymi w sta­tu­cie, który sfał­szo­wano w jego imie­niu19.

Warunki sfał­szo­wa­nego sta­tutu zatwier­dził w 1114 roku święty cesarz rzym­ski Hen­ryk V. Przy tej oka­zji jed­nak cesarz dodał klau­zulę, że opie­ku­no­wie nie powinni ani czer­pać zysków ze swo­jego urzędu, ani inge­ro­wać w zarzą­dza­nie opac­twem. Od tej pory potom­ko­wie Wer­nera tra­cili stop­niowo swoje zwierzch­nic­two nad nim. Aby się upew­nić, że nie zagarną majątku, mnisi uło­żyli szcze­gó­łową listę ziem i spi­sali cenne reli­kwie. Spo­rzą­dzili rów­nież rela­cję o wcze­snych dzie­jach Muri, przed­sta­wia­jąc rodzinę zało­ży­ciel­ską jako gra­bież­ców i zło­dziei, któ­rzy nada­wali opac­twu dobra ziem­skie, aby uspo­koić nie­czy­ste sumie­nie. Cho­ciaż w opo­wie­ściach mni­chów z Muri mogło być nieco prawdy, ich rela­cja umac­niała prze­ko­na­nie, że pierwsi Habs­bur­go­wie byli nie­jako roz­bój­ni­czymi baro­nami, któ­rzy – według jed­nego z ówcze­snych opi­sów – „jeź­dzili po oko­licy, mor­du­jąc i gra­biąc”20.

Wła­ści­ciele ziem­scy fun­do­wali klasz­tory jako miej­sca modłów, gdzie msze miały być odpra­wiane nie­ustan­nie w celu skró­ce­nia ich duszom męki w czyśćcu. Aby zaś zabez­pie­czyć się na ziemi, budo­wali zamki. Pod­czas gdy w prze­szło­ści były to głów­nie for­ty­fi­ka­cje ziemne, w XI wieku popu­lar­ność zaczęły zyski­wać warow­nie z drewna i kamie­nia. Miały one bro­nić, domi­no­wać i zastra­szać naj­bliż­szą oko­licę, ale zamki stały się rów­nież sym­bo­lami coraz bar­dziej nie­za­leż­nej wła­dzy hra­biów i panów. Szwaj­car­ska Argo­wia mogła się poszczy­cić jedną z naj­więk­szych kon­cen­tra­cji zam­ków w śre­dnio­wiecz­nej Euro­pie. Pewien dzie­więt­na­sto­wieczny anty­kwa­riusz doli­czył się co naj­mniej 70 kamien­nych warowni, z któ­rych więk­szość powstała przed 1300 rokiem na obsza­rze zale­d­wie 1400 kilo­me­trów kwa­dra­to­wych. Argo­wia ich potrze­bo­wała, ponie­waż jej bujne pastwi­ska i drogi pro­wa­dzące przez Alpy czy­niły ją ofiarą chci­wych sąsia­dów21.

Legenda głosi, że pew­nego dnia, kiedy Rad­bot polo­wał, stra­cił z oczu swo­jego ulu­bio­nego jastrzę­bia. Szu­ka­jąc go, natknął się przy­pad­kowo na skalny występ w pobliżu rzeki Aare, na samym skraju swo­ich wło­ści, który wyda­wał się ide­al­nym miej­scem na warow­nię. Rad­bot nazwał zamek, który tam wybu­do­wał, Habichts­bur­giem, czyli Jastrzę­bim Zam­kiem (w języku staro-wysoko-nie­miec­kim jastrząb to Habicht albo Habuh). Ta nazwa, w skró­co­nej for­mie Habs­burg, stała się z cza­sem topo­ni­mem na okre­śle­nie potom­ków Rad­bota. Całe stu­le­cia póź­niej opo­wieść o jastrzę­biu i począt­kach zamku na­dal pobu­dzała roman­tyczną wyobraź­nię. Naj­wcze­śniej­szy histo­ryk angiel­ski, który przed­sta­wił dzieje Habs­burgów, archi­dia­kon Wil­liam Coxe (1748–1828), przy­pi­sał swoją inspi­ra­cję wido­kowi zamku Habs­burg i porów­nał się z Edwar­dem Gib­bo­nem bada­ją­cym ruiny rzym­skiego Forum22.

Ulo­ko­wany na stro­mej skar­pie zamek Habs­burg na­dal jest impo­nu­jącą budowlą mimo prze­kształ­ce­nia w restau­ra­cję z para­so­lami na blan­kach. Naj­wy­raź­niej jed­nak opo­wieść o jastrzę­biu Rad­bota została zapo­ży­czona z innego źró­dła. Nazwa Habichts­burg poja­wia się po raz pierw­szy dopiero w latach osiem­dzie­sią­tych XI wieku. Pier­wot­nie nie miała zapewne nic wspól­nego z jastrzę­biem, lecz raczej z bro­dem, czyli Hafen, ponie­waż zamek był poło­żony w pobliżu prze­prawy przez rzekę Aare. Co wię­cej, Habs­burg w swo­ich róż­nych wcze­snych for­mach (Have­chis­burg, Havichs­berg, Haves­borc itd.) był tylko jed­nym z kilku miejsc wymie­nia­nych w tytu­la­tu­rze rodu. Odkąd rodzina zaczęła naby­wać posia­dło­ści gdzie indziej, nazwa Habs­burg prze­su­wała się w dół listy, aby zagi­nąć wresz­cie w gąsz­czu innych rodo­wych dóbr i mająt­ków. Została wskrze­szona dopiero w XVIII wieku, w okre­sie, kiedy powo­ły­wa­nie się na rodowe korze­nie było w modzie, i upo­wszech­niła się wraz ze znaną histo­ryczną bal­ladą Schil­lera zaty­tu­ło­waną Graf Habs­burg (1803). Do tego czasu jedyną rodziną, która kon­se­kwent­nie posłu­gi­wała się nazwą Habs­burg, byli hra­bio­wie Den­bigh z War­wick­shire w Anglii. Owi skoń­czeni par­we­niu­sze fabry­ko­wali ambitne rodo­wody i się­gali po zmy­ślone zagra­niczne tytuły w nadziei przy­da­nia bla­sku swo­jemu nazwi­sku23.

Zamek Habs­burg nie był „gniaz­dem roz­bój­ni­ków”, lecz w swoim zamy­śle miał być zarówno domem, jak i for­tecą. Pier­wot­nym ser­cem budowli był czwo­ro­kątny kamienny don­żon o wymia­rach 18 na 13 metrów, z murami o gru­bo­ści pra­wie 2 metrów u pod­stawy. Nad nim zbu­do­wano z cza­sem czte­ro­pię­trową rezy­den­cję, która od strony pół­nocno-wschod­niej łączyła się z kwa­dra­tową wieżą. Pod koniec XII wieku zarówno don­żon, jak i wieża zostały oto­czone dłu­gim murem, który posłu­żył także do zamknię­cia dzie­dzińca. Mniej wię­cej w tym samym cza­sie na zachód od głów­nego don­żonu wybu­do­wano drugą wieżę, która póź­niej stała się zaląż­kiem odręb­nego kom­pleksu, do któ­rego dołą­czono westy­bul i pomiesz­cze­nia miesz­kalne. To wła­śnie tę ostat­nią kon­struk­cję odwie­dzają dzi­siaj tury­ści, ponie­waż z reszty pozo­stały tylko sterty kamieni.

W dru­giej poło­wie XIII wieku Habs­bur­go­wie opu­ścili zamek, prze­no­sząc się do Len­zburga, poło­żo­nego 10 kilo­me­trów na połu­dnie. Mieli jed­nak swoje sie­dziby rów­nież w Brugg, gdzie pra­dziad Wer­nera, Albrecht Bogaty (zm. 1199), wybu­do­wał wcze­śniej tak zwaną Czarną Wieżę (która się zacho­wała), a póź­niej w zamku na szczy­cie wzgó­rza w Baden w Argo­wii (który jest ruiną). Zarówno Brugg, jak i Baden miały korzyst­niej­sze poło­że­nie niż zamek Habs­burg z uwagi na bli­skość pla­ców tar­go­wych, co uła­twiało apro­wi­za­cję. Tym­cza­sem ten ostatni został oddany wasa­lom Habs­burgów, a następ­nie podzie­lony na dwie odrębne reduty. Osta­tecz­nie został zdo­byty przez Berno w 1415 roku.

Główne posia­dło­ści Habs­bur­gów leżały w zle­wi­sku Aare, Lim­mat i Reuss, które w śre­dnio­wie­czu były rze­kami żeglow­nymi. Obszar znaj­do­wał się też na skrzy­żo­wa­niu dróg, które łączyły góry środ­ko­wej Szwaj­ca­rii z niżej poło­żo­nymi tere­nami na rów­ni­nie. Otwar­cie alpej­skiej Prze­łę­czy Świę­tego Gotarda na początku XIII wieku przy­cią­gnęło han­del z pół­noc­nych Włoch, przez Lucernę i Argo­wię, na wiel­kie rynki Szam­pa­nii i Flan­drii. Habs­bur­go­wie posia­dali łącz­nie kil­ka­dzie­siąt komór cel­nych, pobie­rali opłaty na szla­kach han­dlo­wych, któ­rymi prze­wo­żono głów­nie wełnę, sukno, metale i ryby. Pła­ski obszar Argo­wii sprzy­jał także rol­nic­twu, a chłopi pra­cu­jący na polach pła­cili Habs­bur­gom rentę w gotówce i natu­rze, jak rów­nież należ­no­ści za prawa do furażu, mie­le­nia mąki i wypasu bydła. Oto rejestr z wio­ski w pobliżu zamku Habs­burg z początku XIV wieku:

Dwaj dzier­żawcy z Win­disch winni dawać rocz­nie jako rentę dwie miary żyta, czyli buszel, dwie świ­nie, z któ­rych jedna ma być warta osiem szy­lin­gów, a druga sie­dem szy­lin­gów, dwa jagnięta, każde o war­to­ści osiem­na­stu gro­szy, cztery kury i czter­dzie­ści jaj [na jed­nego szy­linga składa się 12 gro­szy, a jeden buszel to 35 litrów – przyp. autora]24.

Gdzie indziej w mająt­kach Habs­bur­gów w Argo­wii powin­no­ści chło­pów obej­mo­wały wypła­ca­nie panu trzech szy­lin­gów za „prawo pierw­szej nocy”. Naro­dowi histo­rycy potrze­bują czar­nych cha­rak­te­rów, a w opra­co­wa­niach szwaj­car­skich taką rolę odgry­wali tra­dy­cyj­nie Habs­bur­go­wie. Bada­cze, któ­rzy postrze­gali owe trzy szy­lingi jako upo­ka­rza­jący poda­tek nakła­dany na chło­pów przez habs­bur­skich panów w miej­sce poni­ża­ją­cego przy­wi­leju, naro­bili póź­niej wokół tego wiele wrzawy. Droit de seigneur jest jed­nak cho­ro­bli­wym wymy­słem póź­niej­szych poko­leń: trzy szy­lingi były po pro­stu opłatą za mał­żeń­stwo i nie róż­niły się od pre­zentu wiel­ko­post­nego, który wyzna­czał koniec kar­na­wału. Była ona powszechna także w innych rejo­nach Szwaj­ca­rii. W isto­cie habs­bur­skie powin­no­ści nakła­dane na chłop­stwo zwy­kle nie były egze­kwo­wane nad­mier­nie gor­li­wie, a z cza­sem wiele z nich wyga­sło. Dzier­żawcy z Win­disch nie pono­sili wiel­kich kosz­tów25.

W XIII wieku więk­sza część habs­bur­skich docho­dów pocho­dziła z myta, zwłasz­cza nakła­da­nego na mosty w Brugg i Baden. Dal­sze zyski pły­nęły z wymie­rza­nia spra­wie­dli­wo­ści. W reje­strze dóbr i docho­dów spo­rzą­dzo­nym na początku XIV wieku dla posia­dło­ści habs­bur­skich na pierw­szym miej­scu zostało wymie­nione prawo „nakła­da­nia i ścią­ga­nia grzy­wien, i do sądze­nia roz­boju i gwałtu”. Ponie­waż grzywny i kon­fi­skaty czę­sto tra­fiały do pana, było to ważne źró­dło dochodu. Wraz ze wzro­stem zamoż­no­ści Habs­bur­go­wie przy­cią­gali do swo­jej służby innych wła­ści­cieli ziem­skich. W zamian (lub na pod­sta­wie uzy­ska­nego pozwo­le­nia) wasale budo­wali zamki, któ­rymi zarzą­dzali póź­niej w imie­niu swo­ich habs­bur­skich suze­re­nów. W XIV wieku Habs­bur­go­wie posia­dali około 30 zam­ków roz­rzu­co­nych na obsza­rze od Jeziora Bodeń­skiego do lewego brzegu Renu i Alza­cji, a do każ­dego z nich przy­na­le­żały wio­ski, dwory i gospo­dar­stwa. Habs­bur­go­wie z pew­no­ścią nie byli „bied­nymi hra­biami” z wyobra­żeń nie­któ­rych histo­ry­ków26.

Począt­kowo Habs­bur­go­wie byli tylko jed­nym z wielu moż­nych rodów w szwaj­car­skiej Argo­wii. Histo­rycy zwy­kle przy­pi­sują ich wzlot poli­tyce. W XII wieku poparli cesa­rza Lotara III (1125–1137) i wystą­pili prze­ciwko jego rywa­lom z dyna­stii Stau­fów, w zamian za co Lotar nadał im wiele nowych ziem w Gór­nej Alza­cji, jak rów­nież pre­sti­żowy tytuł land­grafa. Póź­niej, w poło­wie stu­le­cia, Habs­bur­go­wie zmie­nili front, aby wes­przeć Stau­fów. Wer­ner II, wnuk pierw­szego Wer­nera, zgi­nął w pobliżu Rzymu w 1167 roku, wal­cząc dla cesa­rza z dyna­stii Stau­fów Fry­de­ryka I Bar­ba­rossy. Jego syn, Albrecht Bogaty, i wnuk, Rudolf Stary (nazy­wany także Łaska­wym lub Dobrym, zm. 1232), poparli póź­niej rosz­cze­nia następ­ców Stau­fów, Filipa Szwab­skiego i Fry­de­ryka von Stau­fena. Następ­nie Rudolf sfi­nan­so­wał kam­pa­nię mili­tarną Fry­de­ryka, która pozwo­liła mu objąć wła­dzę w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim w 1211 roku, a następ­nie zostać cesa­rzem Fry­de­ry­kiem II. Posy­pały się nagrody – zwią­zek przez mał­żeń­stwo z rodziną Stau­fów, wspa­nia­ło­myślna decy­zja Fry­de­ryka II, aby wystą­pić jako ojciec chrzestny wnuka Rudolfa Sta­rego, i kolejne nada­nia ziem­skie na połu­dnio­wym zacho­dzie Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego.

Pod­nie­sie­nie rangi rodu Habs­bur­gów było spo­wo­do­wane jed­nak jesz­cze czymś, co można by nazwać „efek­tem For­tyn­brasa”. W koń­co­wej sce­nie Ham­leta Sha­ke­spe­are’a, kiedy wszy­scy pro­ta­go­ni­ści leżą mar­twi, zja­wia się książę For­tyn­bras z Nor­we­gii, aby objąć pusty tron, do któ­rego ma „z dawien dawna prawa”. Podob­nie jak For­tyn­bras Habs­bur­go­wie upo­mnieli się o swoją część, kiedy wszy­scy inni ode­szli. W XII i XIII wieku zwią­zali się przez mał­żeń­stwa z sąsied­nimi moż­nymi rodami w dzi­siej­szej Szwaj­ca­rii i połu­dniowo-zachod­nich Niem­czech. Kiedy te rody pod­upa­dły, Habs­bur­go­wie wystą­pili z wła­snymi zadaw­nio­nymi rosz­cze­niami, przej­mu­jąc albo w cało­ści, albo w czę­ści majątki Len­zbur­gów, Pful­len­dor­fów i Hom­bur­gów. Cho­ciaż począt­kowo Habs­bur­go­wie uzy­skali tylko część dzie­dzic­twa Len­zbur­gów, zie­mie nabyte w latach sie­dem­dzie­sią­tych XII wieku przy­nio­sły im tytuł hra­biow­ski. Do tej pory posia­dali go jedy­nie hono­rowo27.

Ale naj­bar­dziej zna­czący doda­tek do habs­bur­skich posia­dło­ści w połu­dniowo-zachod­niej czę­ści Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego przy­szedł wraz z wyga­śnię­ciem linii Zähringen i Kiburg w 1218 i 1264 roku. Ksią­żęta Zähringen byli sta­rymi wro­gami Stau­fów i posia­dali roz­le­głe majątki cią­gnące się od Schwarz­waldu do Sabau­dii. Po bez­po­tom­nej śmierci ostat­niego księ­cia Ber­tolda V posia­dło­ści Zähringenów zostały podzie­lone. Więk­szość przy­pa­dła hra­biom Kiburga z racji wcze­śniej­szego mał­żeń­stwa sio­stry Ber­tolda z Kibur­giem. Ale w 1264 roku Kibur­go­wie także wymarli w linii męskiej. Ponie­waż matka hra­biego Rudolfa von Habs­burga (1218–1291), wnuka Rudolfa Sta­rego, pocho­dziła z rodu Kibur­gów, objął on więk­szą część patry­mo­nium, która leżała pomię­dzy Zury­chem a Kon­stan­cją. Wraz z mająt­kami Kibur­gów przy­pa­dły Habs­bur­gom zie­mie Zähringenów i część dzie­dzic­twa Len­zbur­gów, która omi­nęła ich stu­le­cie wcze­śniej.

Tery­to­rialne pod­stawy potęgi habs­bur­skiej były słab­sze, niż suge­ruje to lista ich nabyt­ków. Majątki i posia­dło­ści rodu nie były zwarte, lecz poprze­dzie­lane dobrami kościel­nymi, zie­miami innych moż­no­wład­ców oraz mia­stami i wol­nymi wio­skami. Nie­które były zasta­wiane, nato­miast inne – odda­wane słu­gom i urzęd­ni­kom w miej­sce dochodu. Czyn­sze i inne powin­no­ści też były sprze­da­wane lub wydzier­ża­wiane w zamian za jed­no­ra­zową opłatę. Zło­żo­no­ści i zmiany nawet w drob­nych czę­ściach ziem habs­bur­skich nie pozwa­lają postrze­gać ich jako jed­no­li­tej i zjed­no­czo­nej cało­ści, ponie­waż każdy frag­ment pozo­sta­wał w innej rela­cji oso­bi­stej do habs­bur­skiego pana. Mimo to w poło­wie XIII wieku Habs­bur­go­wie byli naj­po­tęż­niej­szym rodem w księ­stwie Szwa­bii. Ich posia­dło­ści cią­gnęły się od Stras­burga do Jeziora Bodeń­skiego i od rzeki Aare do lesi­stych dolin w Alpach, czyli od obec­nej wschod­niej Fran­cji po zachod­nią gra­nicę Austrii, obej­mu­jąc kawa­łek pół­noc­nej Szwaj­ca­rii. To wła­śnie z tego sze­ro­kiego pasa ziem wnuk Rudolfa Sta­rego, hra­bia Rudolf, miał roz­po­cząć naj­bar­dziej jak dotąd ambitne habs­bur­skie przed­się­wzię­cie: opa­no­wa­nie samego Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego28.

Habs­bur­go­wie mieli to szczę­ście, że przez ich posia­dło­ści bie­gły szlaki han­dlowe, które pro­wa­dziły z pół­noc­nych Włoch do Fran­cji, wraz z usta­no­wio­nymi na nich komo­rami cel­nymi. Sprzy­jały im rów­nież poli­tyczne soju­sze. Mimo to wcze­sny wzrost potęgi Habs­bur­gów był zasługą ich gene­alo­gicz­nej trwa­ło­ści. Jak usta­lił skru­pu­latny badacz rodo­wodu Fran­ciszka Fer­dy­nanda, Habs­bur­go­wie potra­fili prze­zwy­cię­żać prze­ciw­no­ści losu – poko­le­nie za poko­le­niem wyda­wali dzie­dzi­ców; jeśli zabra­kło synów, pod ręką byli zawsze kuzyni i bra­tan­ko­wie. Wraz z dłu­go­wiecz­no­ścią przy­szła spo­sob­ność do prze­ję­cia mająt­ków mniej trwa­łych rodów, w które się wże­nili. W ciągu następ­nych stu­leci Habs­bur­go­wie mieli zarówno szczę­ście bio­lo­giczne, jak i kolejne for­tyn­bra­sow­skie spo­sob­no­ści. „Kto mówi o zwy­cię­stwach? Prze­trwa­nie jest wszyst­kim!” – zauwa­żył austriacki poeta Rainer Maria Rilke (1875–1926). W przy­padku Habs­bur­gów to wła­śnie prze­trwa­nie przy­nio­sło im naj­wcze­śniej­sze zwy­cię­stwa.

2. Święte Cesar­stwo Rzym­skie i Złoty Król

2

Święte Cesar­stwo Rzym­skie i Złoty Król

W 1184 roku cesarz Fry­de­ryk I Bar­ba­rossa (panu­jący w latach 1155–1190) wybu­do­wał w Kaiser­swerth wieżę celną, aby sku­tecz­niej czer­pać zyski z żeglugi na Renie. Opa­trzył ją inskryp­cją: „Cesarz Fry­de­ryk wzniósł ten klej­not Impe­rium, aby umoc­nić spra­wie­dli­wość i zapew­nić pokój wszyst­kim”. Dzi­siaj można by szy­dzić z uza­sad­nia­nia podatku takimi wznio­słymi fra­zami, ale słowa Fry­de­ryka mówią nam wiele o tym, jak rozu­miano wów­czas Święte Cesar­stwo Rzym­skie. Nie było ono postrze­gane jako zjed­no­czone kró­le­stwo, lecz zwią­zek coraz bar­dziej nie­za­leż­nych tery­to­riów i miast, z któ­rych wszyst­kie miały wła­sne „prawa i wol­no­ści”. Celem impe­rium było zapew­nie­nie mecha­ni­zmów i kon­tek­stu, dzięki któ­rym owe prawa i wol­no­ści mogły być chro­nione, tak aby, zgod­nie z ówcze­snym rozu­mie­niem spra­wie­dli­wo­ści, „oddać każ­demu, co mu się należy”. Podatki nakła­dane spra­wie­dli­wie przez spra­wie­dli­wego władcę umac­niały dobry porzą­dek, który miał usta­na­wiać. Wychwa­lano je, tak samo jak ubo­le­wano nad nie­le­gal­nymi podat­kami pobie­ra­nymi przez bez­względ­nych moż­no­wład­ców29.

Pro­blem pole­gał na tym, że Święte Cesar­stwo Rzym­skie nie miało rządu, który mógłby utrzy­my­wać wszyst­kie te prawa i wol­no­ści. Nie było żad­nej cen­tral­nej admi­ni­stra­cji, sta­łych docho­dów, sto­licy ani hie­rar­chii dwo­rów wymie­rza­ją­cych dele­go­waną spra­wie­dli­wość w imie­niu władcy. Rzą­dzili możni pano­wie oraz ksią­żęta, i to wła­śnie oni wybie­rali monar­chę jako „króla Rzy­mian” – który dopiero po koro­na­cji przez papieża sta­wał się cesa­rzem. Moż­no­wład­com, dostoj­ni­kom kościel­nym i przed­sta­wi­cie­lom miast, któ­rzy zbie­rali się spo­ra­dycz­nie na „zgro­ma­dze­niach dwor­skich” albo „sej­mach dwor­skich”, trudno było osią­gnąć con­sen­sus. Na­dal oglą­dali się za władcą, który by nimi rzą­dził, ale któ­remu bra­ko­wało moż­li­wo­ści wymu­sze­nia posłu­chu. Aby ich prze­ko­nać, czę­sto musiał iść na ustęp­stwa, zawie­ra­jąc kom­pro­misy, które jesz­cze bar­dziej uszczu­plały jego i tak nie­zbyt wiel­kie wpływy. W jed­nym żywym opi­sie z końca XIII wieku cesarz został przed­sta­wiony nie jako orzeł, któ­rego wize­ru­nek zdo­bił jego tar­czę her­bową, lecz dzię­cioł na spróch­nia­łym drze­wie30.

Roz­wią­za­niem było dla władcy budo­wa­nie oso­bi­stego bogac­twa w celu spra­wo­wa­nia wła­dzy publicz­nej. Histo­rycy na­dal kry­ty­kują tę poli­tykę, oskar­ża­jąc kolej­nych cesa­rzy o usta­na­wia­nie pod­staw oso­bi­stej potęgi i zanie­dby­wa­nie potrzeb ogółu. To wła­śnie jed­nak dla­tego, że władcy z dyna­stii Stau­fów, z któ­rych Fry­de­ryk Bar­ba­rossa pierw­szy został cesa­rzem, posia­dali takie roz­le­głe majątki w Szwa­bii, mogli spra­wo­wać wła­dzę. Ale cesa­rze z linii Stau­fów rów­nież chcieli zazna­czyć swoją obec­ność we Wło­szech i usta­no­wić tam bazę tery­to­rialną. Zna­leźli się zatem w kon­flik­cie z papie­żami i innymi pre­ten­den­tami do bogactw Ita­lii. W ostat­nich latach swo­jego pano­wa­nia jako cesarz wnuk Fry­de­ryka Bar­ba­rossy Fry­de­ryk II został naj­pierw eks­ko­mu­ni­ko­wany, a następ­nie usu­nięty z tronu przez papieża. 20 lat po śmierci Fry­de­ryka II, w 1250 roku, jego syn, nie­ślubny dzie­dzic, i wnuk zgi­nęli we Wło­szech – ten ostatni na katow­skim pieńku na placu w Neapolu.

Pod­czas wiel­kiego bez­kró­le­wia, które trwało od 1250 do 1273 roku, znik­nęły wszyst­kie pozory rządu. Ponie­waż nie było zgody co do tego, kto powi­nien zostać następcą Fry­de­ryka II, zgła­szali się naj­bar­dziej nie­ocze­ki­wani przy­by­sze z zewnątrz. Z powo­dów, któ­rych nawet jego ostatni bio­graf nie potrafi w pełni wytłu­ma­czyć, Alfons X z Kasty­lii ogło­sił się władcą, ale ni­gdy nie zadał sobie trudu, żeby odwie­dzić cesar­stwo. Jego rywal Ryszard z Korn­wa­lii, młod­szy syn angiel­skiego króla Jana, zyskał sze­ro­kie popar­cie trzech arcy­bi­sku­pów i kil­ku­na­stu moż­no­wład­ców, któ­rzy w 1257 roku wybrali go na swo­jego króla. W rze­czy­wi­sto­ści chciał on jed­nak wyma­new­ro­wać ostat­nich Stau­fów, aby wystą­pić z nie­do­rzecz­nymi angiel­skimi rosz­cze­niami do Sycy­lii. Pod­czas czte­rech wizyt w impe­rium Ryszard dzia­łał bar­dzo sku­tecz­nie, ale prze­by­wał tam zbyt krótko, żeby pozo­sta­wić trwały ślad31.

Po śmierci Fry­de­ryka II w 1250 roku nastą­piło cał­ko­wite znisz­cze­nie ziem, urzę­dów i docho­dów Stau­fów w Szwa­bii. Ich posia­dło­ści zostały naje­chane i nawet zie­mie – które Stau­fo­wie posia­dali jako cesa­rze – zagar­nięte. To, czego nie zabrano, dzie­dzice Fry­de­ryka II pod silną pre­sją odda­wali czę­sto sami. Nie­ba­wem gra­bież prze­ro­dziła się w wojnę, ponie­waż docho­dziło do spo­rów o łupy. W ogól­nym cha­osie zaj­mo­wano posia­dło­ści, które ni­gdy nie były czę­ścią patry­mo­nium Stau­fów, pobie­rano bez­prawne podatki, a wielu drob­nych wła­ści­cieli ziem­skich utra­ciło swoje majątki. „Nastały złe dni i zło się sze­rzy” – napi­sał jeden z kro­ni­ka­rzy około 1270 roku. W spu­sto­szo­nym kraju poja­wiły się pro­ce­sje pokut­ni­ków biczu­ją­cych się, aby uśmie­rzyć gniew Boży, i gło­szą­cych stare here­zje32.

Wśród tych, któ­rzy sko­rzy­stali naj­bar­dziej na upadku Stau­fów, zna­lazł się hra­bia Rudolf von Habs­burg (żyjący w latach 1218–1291). Hra­bia, wnuk Rudolfa Sta­rego, odzie­dzi­czył po śmierci ojca Albrechta Mądrego w 1239 roku zasad­ni­czą część ziem habs­bur­skich. Wiele uzy­skał pod pozo­rami legal­no­ści, prze­ko­nu­jąc dzie­dzi­ców Fry­de­ryka II, aby nadali mu zie­mie, dochody i prawa. Mimo to sko­rzy­stał z kry­zysu wła­dzy, aby ogra­bić wdowę po ostat­nim z hra­biów Kiburga z posagu. Jego chci­wość przy­spo­rzyła mu wro­gów, na sku­tek czego sto­czył co naj­mniej osiem wojen z rywa­lami. Cho­ciaż wojny feu­dalne powinny być pro­wa­dzone zgod­nie z ety­kietą, z dniami pokoju i tro­ską oka­zy­waną słab­szym, Rudolf był, jak sam przy­znał, nie­na­sy­co­nym wojow­ni­kiem. Współ­cze­sne Rocz­niki bazy­lej­skie dają tego przy­kład: w 1269 roku zabił kilku ryce­rzy w Stras­burgu; w 1270 oble­gał przez trzy dni Bazy­leę; w 1271 nało­żył samo­wol­nie podatki, spa­lił klasz­tor i zagar­nął kilka wsi; w 1272 znisz­czył zamek Tie­fen­stein i poma­sze­ro­wał na Fry­burg, zabi­ja­jąc i paląc po dro­dze zasiewy; w 1273 zrów­nał z zie­mią wio­skę Klin­gen itd.33

Śmierć Ryszarda z Korn­wa­lii w 1272 roku zapew­niła elek­to­rom spo­sob­ność, aby zebrać się ponow­nie i zacząć wresz­cie myśleć o przy­wró­ce­niu porządku. Mimo tłum­nego cha­rak­teru elek­cji Ryszarda w 1257 roku zga­dzano się gene­ral­nie, że powinno być sied­miu elek­to­rów, cho­ciaż nie było pew­no­ści, kto ma nimi być. Pod sil­nym naci­skiem ze strony papieża Grze­go­rza X naj­więksi moż­no­władcy cesar­stwa zgo­dzili się z góry, że gło­so­wa­nie powinno być jed­no­myślne, ponie­waż roz­łam grozi wojną domową. Pro­blem pole­gał na tym, że nie było żad­nego oczy­wi­stego kan­dy­data do tronu.

Rudolf I Habs­burg. Źró­dło: Wiki­me­dia Com­mons/domena publiczna.

Naj­po­tęż­niej­szym księ­ciem w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim był król Czech Otto­kar II. Pra­gnął on zostać władcą Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego i uwa­żał, że skoro Cze­chy są jego czę­ścią, to powi­nien mieć wpływ na wybór następ­nego króla Rzy­mian. Ale Otto­karowi powszech­nie nie ufano i powo­łano się na jego sło­wiań­skie pocho­dze­nie jako prze­szkodę, toteż jego miej­sce jako elek­tora zajął książę Bawa­rii. Inni moż­no­władcy nie prze­ja­wiali więk­szego zain­te­re­so­wa­nia urzę­dem. Przez ponad dwa stu­le­cia god­ność suwe­rena wią­zała się ści­śle z poli­tyką Szwa­bii i sąsied­niego księ­stwa Fran­ko­nii, do tego stop­nia, że uwa­żano je za syno­nim spraw cesar­skich. Księ­stwa Bran­den­bur­gii i Sak­so­nii były odda­lone od tych obsza­rów, a ich władcy – zaprząt­nięci wła­snymi spra­wami i eks­pan­sją na wschód. Ksią­żęta Bawa­rii i Pala­ty­natu z rodu Wit­tels­ba­chów byli braćmi skłó­co­nymi w wystar­cza­ją­cym stop­niu, aby sabo­to­wać wza­jem­nie swoje inte­resy34.

Wśród elek­to­rów nie było zatem nikogo, kto oka­zy­wałby dosta­teczne zain­te­re­so­wa­nie lub zdo­łał uzy­skać jed­no­gło­śne popar­cie. Rudolf von Habs­burg sko­rzy­stał ze spo­sob­no­ści. Inte­re­so­wało go wła­śnie to, co znie­chę­cało innych: zwią­zek pomię­dzy god­no­ścią cesa­rza a połu­dniowo-zachod­nią czę­ścią Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, w któ­rej Habs­burgowie już umac­niali swoją pozy­cję. Ale za jego ambi­cją kryło się coś wię­cej ani­żeli tylko poli­tyka tery­to­rialna. Jako chrzestny syn cesa­rza Fry­de­ryka II Rudolf uwa­żał się za następ­nego w kolejce do tronu, skoro wszy­scy jego natu­ralni potom­ko­wie już nie żyli. Co wię­cej, był naj­po­tęż­niej­szym panem w Szwa­bii, z któ­rej wywo­dzili się władcy z rodu Stau­fów, i dla­tego wyjąt­kowo god­nym tego, aby ubie­gać się o suk­ce­sję. Pod tym wzglę­dem wyróż­niał się nie jako przy­bysz z zewnątrz, lecz „gwa­rant cią­gło­ści”35.

Z punktu widze­nia elek­to­rów Rudolf był dobrym kan­dy­da­tem. Miał już 55 lat i nie wyglą­dało na to, aby na dłuż­szą metę mógł stwa­rzać zagro­że­nie. Ponie­waż sam zagra­bił zie­mie Stau­fów, raczej nie powi­nien doma­gać się zwrotu posia­dło­ści, które zagar­nęli inni wielcy pano­wie. Pomi­ja­jąc te cyniczne względy, Rudolf odzna­czał się odpo­wied­nią pre­zen­cją. Był wysoki – jedna z rela­cji przy­pi­suje mu sie­dem stóp wzro­stu w cza­sie, kiedy nie­miecka Fuss była nieco dłuż­sza niż dzi­siej­sza stopa angiel­ska (30,48 cen­ty­me­tra) – i miał impo­nu­jący wygląd. Jak gło­sił dow­cip, jego nos był wystar­cza­jąco długi, aby zata­mo­wać ruch na dro­dze. Co wię­cej, w cza­sie, kiedy więk­szość ksią­żąt tylko mówiła o wyru­sze­niu na kru­cjatę, Rudolf naprawdę pod­jął krzyż, wypra­wia­jąc się w latach pięć­dzie­sią­tych XIII wieku z twierdz na wybrzeżu bał­tyc­kim prze­ciwko pogań­skim Pru­som (cho­ciaż w ramach pokuty za spa­le­nie klasz­toru). Rudolf został wybrany 29 wrze­śnia 1273 roku w Akwi­zgra­nie i koro­no­wany mie­siąc póź­niej kró­lew­skim dia­de­mem36.

Współ­cze­śni zano­to­wali kil­ka­dzie­siąt aneg­dot o Rudol­fie pod­kre­śla­ją­cych jego dow­cip, odwagę, poboż­ność i mądrość. Wiele z nich było bez wąt­pie­nia wytwo­rem kró­lew­skiej pro­pa­gandy, ale two­rzyły obraz będący prze­ci­wień­stwem wize­runku kre­owa­nego przez potul­nych urzęd­ni­ków – „umiar­ko­wa­nego w jedze­niu i piciu i we wszyst­kich rze­czach”. Lata wojen i rabun­ków nauczyły go cier­pli­wo­ści i przy­wią­za­nia do stra­te­gii – nie bez zna­cze­nia pozo­staje rów­nież fakt, że grał w sza­chy. Mowa, którą wygło­sił bez­po­śred­nio po swo­jej koro­na­cji w Akwi­zgra­nie, była arcy­dzie­łem prze­my­śla­nej skrom­no­ści: „Dzi­siaj wyba­czam wszyst­kie wyrzą­dzone mi krzywdy, uwal­niam więź­niów cier­pią­cych w moich lochach i przy­rze­kam, że tak jak wcze­śniej byłem dra­pież­nym mężem wojny, tak od tej pory będę obrońcą pokoju na ziemi”37.

Rudolf był wów­czas jedy­nie kró­lem. Aby zostać cesa­rzem, musiał być koro­no­wany przez papieża w Rzy­mie. Mimo to władca mówił w pod­nio­słych kate­go­riach „My i Cesar­stwo” i doda­wał do swo­jego tytułu zwrot, który miał pozo­sta­wać czę­ścią tytu­la­tury władcy aż do XIX wieku – „po wieczne czasy pomno­ży­ciel Impe­rium”. Trzy­mał się też dosyć ści­śle swo­jej mowy koro­na­cyj­nej. Roz­strzy­gnął kon­flikty, cho­ciaż na korzyst­nych dla sie­bie warun­kach, i sprzy­mie­rzył się z mia­stami Nad­re­nii, aby zli­kwi­do­wać gniazda roz­bój­ni­ków w doli­nie Renu. Ruiny zamku Sooneck, w pobliżu Rüdesheim, choć w XIX wieku czę­ściowo odbu­do­wa­nego w stylu neo­go­tyc­kim, wciąż świad­czą o porządku, który zapro­wa­dził; podob­nie jak legenda o tym, jak powie­sił ryce­rzy-rabu­siów z pobli­skiego Reichen­ste­inu, a drewno z szu­bie­nicy posłu­żyło póź­niej do budowy kaplicy, gdzie odpra­wiano msze za ich dusze38.

Nie mniej­sze zna­cze­nie miała pod­jęta przez Rudolfa reor­ga­ni­za­cja admi­ni­stra­cji w służ­bie porządku. Wielu wład­ców gło­siło wcze­śniej „pokój na ziemi”, zaka­zu­jąc wszel­kiej prze­mocy i wpro­wa­dza­jąc surowe kary za jakie­kol­wiek naru­sze­nie prawa. Nie­wielu jed­nak usta­no­wiło odpo­wied­nie mecha­ni­zmy, aby to egze­kwo­wać, szybko więc powra­cały nie­po­koje i „prawo pię­ści”. Rudolf jed­nak powią­zał pokój ziem­ski z mia­no­wa­niem „opie­ku­nów ziemi”, czyli Lan­dvogte, któ­rych zada­nie pole­gało na utrzy­my­wa­niu porządku środ­kami mili­tar­nymi. Aby zapew­nić im wyna­gro­dze­nie, w 1274 roku Rudolf nało­żył na wszyst­kie mia­sta cesar­stwa ogólny poda­tek, który powtó­rzył osiem lat póź­niej. Podział cesar­stwa na pro­win­cje, z któ­rych każda odpo­wia­dała za utrzy­ma­nie lokal­nego pokoju, poprze­dzał to, co po 1500 roku stało się z sys­te­mem „okrę­gów cesar­skich” oraz insty­tu­cją wymiaru spra­wie­dli­wo­ści, która prze­trwała aż do XIX wieku39.

Lan­dvogte zostali obar­czeni nie tylko obo­wiąz­kiem utrzy­my­wa­nia porządku, lecz także odzy­ska­nia wszyst­kich ziem cesar­skich, które zostały oddane po 1245 roku. Ta poli­tyka, wspie­rana uży­ciem siły, była reali­zo­wana z umiar­ko­wa­nym powo­dze­niem w Szwa­bii i sąsied­niej Fran­ko­nii. Odzy­skane w ten spo­sób majątki szły pro­sto do Rudolfa, ponie­waż to on, jako król, był uwa­żany za ich pra­wo­wi­tego wła­ści­ciela. Władca jed­nak ni­gdy nie zrzekł się ziem cesar­skich, które włą­czył do swo­jej pry­wat­nej domeny, ani nie zwró­cił innych tery­to­riów, które zagar­nął bez­praw­nie. Nie uwa­żał też, aby było warto zaogniać sto­sunki z ksią­żę­tami Bawa­rii i Pala­ty­natu z rodu Wit­tels­ba­chów, zmu­sza­jąc ich do zwrotu posia­dło­ści, które zagar­nęli40.

Pro­gram resty­tu­cji utra­co­nych ziem cesar­skich roz­cią­gał się na prawa i tytuły wła­sno­ści. Nikt nie naru­szył ich bar­dziej niż Otto­kar, król Czech (ok. 1232–1278). Jesz­cze jako następca tronu cze­skiego zajął księ­stwo Austrii, które po śmierci w 1246 roku ostat­niego księ­cia z linii Baben­ber­gów Fry­de­ryka II nie miało władcy. Otto­kar oparł swoje rosz­cze­nia na zapro­sze­niu austriac­kich moż­nych i – jak się zdaje – zyskał w księ­stwie duże popar­cie. Aby sce­men­to­wać swoje rządy, poślu­bił sio­strę księ­cia Fry­de­ryka Mał­go­rzatę, która miała cie­kawą prze­szłość. Wcze­śniej wyszła za mąż za syna cesa­rza Fry­de­ryka II, trę­do­wa­tego Hen­ryka, a po owdo­wie­niu została zakon­nicą, ale zrzu­ciła habit, aby docho­dzić swo­ich praw do księ­stwa Austrii. Pięć­dzie­się­cio­let­nia Mał­go­rzata była pra­wie o 30 lat star­sza od Otto­kara. Poza oczy­wi­stym pro­ble­mem: nie­moż­no­ścią wyda­nia na świat dzie­dzica, poja­wiły się kolejne trud­no­ści. Jako cesar­skie lenno Austria po wyga­śnię­ciu linii Baben­ber­gów powinna wró­cić do korony i zostać przy­dzie­lona komuś innemu, według uzna­nia władcy. Nie­za­leż­nie od decy­zji austriac­kich moż­nych i jego mał­żeń­stwa księ­stwo nie nale­żało do Otto­kara.

W następ­nych deka­dach Otto­kar roz­sze­rzył swoje pano­wa­nie na Sty­rię, którą poprzed­nio zaj­mo­wał król węgier­ski, oraz sąsied­nie księ­stwa Karyn­tii i Kra­iny, do któ­rych rościł sobie prawo. W 1253 roku, po śmierci ojca, został też kró­lem Czech. Sprawa dzie­dzic­twa Baben­ber­gów pozo­stała jed­nak nie­roz­strzy­gnięta. W 1262 roku Ryszard z Korn­wa­lii uznał Otto­kara za pra­wo­wi­tego dzie­dzica, ale wła­dza Ryszarda była kwe­stio­no­wana, a resztki tych wpły­wów znik­nęły po jego osta­tecz­nym wyjeź­dzie do Anglii w 1269 roku. Co wię­cej, po kilku latach mał­żeń­stwa Otto­kar roz­wiódł się z Mał­go­rzatą i pojął za żonę szes­na­sto­let­nią księż­niczkę węgier­ską. Piękna Kune­gunda dała Otto­karowi dzie­dzica, któ­rego pra­gnął, ale nie miało to żad­nego zna­cze­nia w docho­dze­niu praw króla do Austrii.

Otto­kar był nie tylko uzur­pa­to­rem, ale sta­wał się coraz bar­dziej nie­bez­pieczny dla prze­ciw­ni­ków. Pod wzglę­dem posia­da­nego tery­to­rium wysu­wał się na czoło w cesar­stwie, rzą­dząc pasem ziem, które cią­gnęły się przez całą jego wschod­nią flankę. Mógł się poszczy­cić ogrom­nym bogac­twem czer­pa­nym głów­nie z cze­skich kopalń i lukra­tyw­nych men­nic, które posia­dał. Jego skarb spo­czy­wał, według jed­nej z rela­cji, w czte­rech warow­nych zam­kach i się­gał co naj­mniej 200 tysięcy grzy­wien sre­bra i 800 grzy­wien złota w mone­cie, kruszcu i wysa­dza­nych klej­no­tami pucha­rach. Roczny dochód Otto­kara z Czech oce­nia się na około 100 tysięcy grzy­wien sre­bra, do czego trzeba dodać podobną sumę z jego posia­dło­ści austriac­kich. Aby osa­dzić te liczby w kon­tek­ście, cały dochód arcy­bi­skupa Kolo­nii nie prze­kra­czał w tym cza­sie 50 tysięcy grzy­wien sre­bra, a księ­cia Bawa­rii – 20 tysięcy. Na dochody cesar­skie skła­dało się zale­d­wie 7 tysięcy grzy­wien sre­bra. Słynna uwaga Rudolfa, że nie musi zatrud­niać cesar­skiego skarb­nika, ponie­waż wszystko, co posiada, to 5 szy­lin­gów w złej mone­cie, nie jest zatem zupeł­nie ode­rwana od rze­czy­wi­sto­ści, podob­nie jak współ­cze­sne opi­sa­nie Otto­kara jako „Zło­tego Króla”41.

Podob­nie jak Rudolf, Otto­kar też pod­jął krzyż – nie raz, lecz dwa razy – a krzy­żowi ryce­rze Pół­nocy, krzy­żacy, nazwali na jego cześć mia­sto, które pomógł zało­żyć na bał­tyc­kim wybrzeżu, Königsberg (dosłow­nie Kró­lew­ska Góra, obec­nie Kali­nin­grad w Rosji). Dla Otto­kara Rudolf był nikim – nie­god­nym tytułu kró­lew­skiego – więc nie wahał się zako­mu­ni­ko­wać tego papie­żowi. Sprze­ci­wił się elek­cji Rudolfa i na­dal utrzy­my­wał, że była bez­prawna, ponie­waż jemu odmó­wiono głosu. Otto­kar afi­szo­wał się publicz­nie ze swo­imi ambi­cjami, naśla­du­jąc w swo­jej kore­spon­den­cji formę sta­tu­tów cesar­skich i posłu­gu­jąc się cesar­skim orłem jako jed­nym z wła­snych sym­boli. Cho­ciaż Cze­chy, podob­nie jak Austria, były cesar­skim len­nem, Otto­kar nie zwa­żał na to, twier­dząc, że spra­wuje wła­dzę nie z nada­nia monar­chy, ale „z łaski Boga, przez któ­rego rzą­dzą kró­lo­wie i ksią­żęta”42.

Rudolf wyma­new­ro­wał Otto­kara. Pogo­dził się z wro­gami, wią­żąc ich ze sobą przez mał­żeń­stwa z cór­kami, któ­rych miał na wyda­niu co naj­mniej sześć. Przed­sta­wiał rów­nież poczy­na­nia Otto­kara jako znie­wagę nie wobec sie­bie, lecz wzglę­dem maje­statu Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego. Nie­długo po wybo­rze na króla Rudolf prze­ko­nał sejm dwor­ski, aby potę­pił zatrzy­ma­nie przez Otto­kara ziemi, która zgod­nie z pra­wem nale­żała do cesar­stwa. Kiedy Otto­kar odmó­wił pod­po­rząd­ko­wa­nia się decy­zji sejmu, został ska­zany na bani­cję, co we współ­cze­snym opi­sie spro­wa­dzało go do sta­tusu dzi­kiego ptaka (Vogel­frei) – o któ­rego nikt się nie trosz­czył, który musiał żyć w lasach i któ­rego można było nawet zabić. Aby pod­kre­ślić to jesz­cze bar­dziej dobit­nie, arcy­bi­skup Mogun­cji eks­ko­mu­ni­ko­wał Otto­kara, zwol­nił jego pod­da­nych z przy­sięgi wier­no­ści i zaka­zał udzie­la­nia sakra­men­tów w Cze­chach. W kró­le­stwie Otto­kara życie reli­gijne wyga­sło43.

Rudolf cze­kał na dogodną spo­sob­ność, powięk­sza­jąc liczbę swo­ich sojusz­ni­ków i roz­pusz­cza­jąc różne pogło­ski – że rów­nież papież eks­ko­mu­ni­ko­wał Zło­tego Króla, że Otto­kar zamknął swoją dzie­się­cio­let­nią córkę w klasz­to­rze, aby nie dopu­ścić do jej mał­żeń­stwa z jed­nym z synów Rudolfa, że pustel­ni­kowi przy­śnił się sfinks, który prze­po­wie­dział rychłą klę­skę Otto­kara itd. Wresz­cie, póź­nym latem 1276 roku, Rudolf ude­rzył, posu­wa­jąc się w dół Dunaju, a nie do Czech, czego ocze­ki­wał Otto­kar. W obli­czu bun­tów w kraju i nie­przy­ja­ciół w Wied­niu Otto­kar ska­pi­tu­lo­wał. Ówcze­sna kro­nika opi­suje, jak Otto­kar, olśnie­wa­jący w swoim splen­do­rze, pod­dał się Rudol­fowi. Ten przy­jął Zło­tego Króla odziany w naj­po­dlej­szą szatę, mówiąc: „Czę­sto drwił z mojego sza­rego płasz­cza, niech zadrwi z niego teraz!”. Otto­kar padł na twarz przed Rudol­fem, który sie­dział na stolcu, i na powrót otrzy­mał od niego kró­le­stwo cze­skie jako lenno, ale nie odzy­skał posia­dło­ści austriac­kich, gdyż Rudolf przy­znał je sobie44.

Wize­ru­nek potęż­nego i obwie­szo­nego klej­no­tami króla korzą­cego się przed skrom­nie odzia­nym prze­ciw­ni­kiem jest śre­dnio­wieczną meta­forą, która ma uka­zy­wać pokorę Rudolfa. Naj­wy­raź­niej jed­nak Otto­kar nie zamie­rzał docho­wać wiary Rudol­fowi. Po powro­cie do Czech posłu­żył się swoim bogac­twem, aby prze­ku­pić daw­nych sojusz­ni­ków Rudolfa i sze­rzyć nie­za­do­wo­le­nie z habs­bur­skich rzą­dów w Austrii. Dzia­ła­nia wojenne zostały pod­jęte na nowo latem 1278 roku, a Rudolf otrzy­mał znaczne posiłki z Węgier. Dwie armie spo­tkały się pod Suchymi Kru­tami, 40 kilo­me­trów na pół­nocny wschód od Wied­nia. Skła­da­jąca się z około 10 tysięcy żoł­nie­rzy armia Rudolfa miała prze­wagę liczebną, ale więk­szość jego sił sta­no­wiły lekka jazda i pie­chota. Rudolf uciekł się zatem do pod­stępu. Łamiąc kodeks rycer­ski, zgod­nie z któ­rym for­tele na polu walki były uwa­żane za haniebne, ukrył swoje odwody liczące kil­ku­set cięż­ko­zbroj­nych ryce­rzy. W kry­tycz­nym momen­cie ude­rzyli oni na lewą flankę prze­ciw­nika, zmu­sza­jąc armię Otto­kara od ucieczki i zabi­ja­jąc cze­skiego króla. Żoł­nie­rze Rudolfa zbez­cze­ścili zwłoki władcy, sie­kąc je mie­czami, kiedy zdzie­rali z nich kosz­towną zbroję.

Aby mieć pew­ność, że nie pojawi się żaden samo­zwa­niec poda­jący się za Otto­kara, Rudolf kazał usu­nąć z ciała cze­skiego króla wnętrz­no­ści, co miało zapo­biec gni­ciu, i przez ponad sześć mie­sięcy wysta­wiał je na widok publiczny w Wied­niu. W następ­nym, 1279 roku szczątki prze­wie­ziono do Czech, aby pocho­wać je wresz­cie w pra­skiej kate­drze św. Wita, gdzie spo­czy­wają do dziś. Są umiesz­czone pod czter­na­sto­wiecz­nym wize­run­kiem króla opi­sa­nym w sekret­nym języku nie­miec­kich histo­ry­ków sztuki jako dumpf-erregt, co można prze­tłu­ma­czyć jako „tępo oży­wiony”. Rudolf jed­nak nie wziął w posia­da­nie kró­le­stwa cze­skiego, uwa­ża­jąc je za bez­na­dziejną kom­pli­ka­cję, lecz wydał swoją ostat­nią nie­za­mężną córkę za syna i dzie­dzica Otto­kara, zna­nego z roz­wią­zło­ści Wacława II45.

Reszta pano­wa­nia Rudolfa aż do jego śmierci w 1291 roku upły­nęła pod zna­kiem nie­po­wo­dzeń. Nie udało mu się uzy­skać korony cesar­skiej z rąk papieża i musiał się zado­wo­lić tytu­łem króla. Podob­nie jak jego poprzed­nicy nie zdo­łał też usta­no­wić w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim monar­chii dzie­dzicz­nej. Uzu­peł­nił jedy­nie liczbę elek­to­rów ksią­żę­tami, któ­rych lojal­ność zapew­nił sobie, jak uwa­żał, przez związki mał­żeń­skie z wła­sną rodziną. Pod­jęta przez Rudolfa próba odtwo­rze­nia księ­stwa Szwa­bii dla wła­snych potom­ków też speł­zła na niczym, mię­dzy innymi dla­tego, że tylko jeden z czte­rech synów go prze­żył46.

W Czyśćcu Dan­tego napi­sa­nym w XIV wieku Rudolf i Otto­kar prze­by­wają razem w „doli­nie nie­dba­łych ksią­żąt”, prze­zna­czo­nej dla monar­chów, któ­rzy w pogoni za ziem­ską chwałą zapo­mnieli o swo­ich duszach. Otto­kar pocie­sza tam Rudolfa. Donio­słe star­cie pomię­dzy Rudol­fem a Zło­tym Kró­lem prze­są­dziło jed­nak o czymś wię­cej niż o ich oso­bi­stych losach. Po zdo­by­ciu ziem austriac­kich Rudolf stał się panem spo­rego kawałka Europy Środ­ko­wej, co odmie­niło dzieje Habs­bur­gów. Uzy­skaw­szy znaczne obszary na wschód od rodzin­nych ziem szwab­skich, Habs­bur­go­wie wyda­wali się gotowi ukształ­to­wać na nowo Święte Cesar­stwo Rzym­skie, prze­mie­nia­jąc zasoby pry­watne we wła­dzę publiczną i obej­mu­jąc rządy. Ale był to fał­szywy świt zarówno dla Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, jak i dla Habs­bur­gów47.

3. Utrata pozy­cji i fał­szo­wa­nie prze­szło­ści

3

Utrata pozy­cji i fał­szo­wa­nie prze­szło­ści

Wiek XIV powi­nien nale­żeć do Habs­bur­gów. W całej Euro­pie Środ­ko­wej linie kró­lów i ksią­żąt pod­upa­dały. W 1301 roku skoń­czyła się dyna­stia węgier­skich Arpa­dów; pięć lat póź­niej wygasł ród cze­skich Prze­my­śli­dów, z któ­rego wywo­dził się Otto­kar II. Następ­nie, w 1320 roku, wymarli ostatni askań­scy mar­gra­bio­wie Bran­den­bur­gii. Ale Habs­bur­go­wie nie sko­rzy­stali na tych bio­lo­gicz­nych nie­szczę­ściach innych rodów. W XIV stu­le­ciu sami zostali wyzuci z god­no­ści i zna­cze­nia w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim. Przy­szłość zda­wała się nale­żeć do wład­ców Bawa­rii z rodu Wit­tels­ba­chów i nowych luk­sem­bur­skich kró­lów Czech, przy­naj­mniej na razie.

Po śmierci w 1291 roku ciało Rudolfa zostało pocho­wane w kryp­cie kate­dry w Spi­rze, obok gro­bów poprzed­nich cesa­rzy z dyna­stii Stau­fów. Elek­to­rzy zde­cy­do­wali jed­nak, że Habs­bur­go­wie nie powinni zająć miej­sca Stau­fów i trak­to­wać Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, jakby była to ich rodowa posia­dłość. Począt­kowo spi­sko­wali zatem, aby odsu­nąć syna i dzie­dzica Rudolfa Albrechta (1255–1308) od suk­ce­sji. Mimo to Habs­burg zręcz­nie dopro­wa­dził do elek­cji przez garstkę ksią­żąt mario­net­ko­wego kan­dy­data Kon­rada z Teck – 48 godzin po elek­cji Kon­rad zgi­nął z rąk nie­zna­nego zabójcy, który roz­pła­tał mu czaszkę. Kró­lem został rywal Kon­rada i Albrechta: Adolf z Nassau. Więk­szość elek­to­rów poparła Adolfa wła­śnie dla­tego, że nie miał wła­snych ziem i nie sta­no­wił zagro­że­nia, ale po obję­ciu tronu sta­rał się zagar­nąć, co tylko zdo­łał. Elek­to­rzy zwró­cili się o pomoc do Albrechta, który poko­nał i zabił Adolfa. W zamian wybrali go na króla w 1298 roku48.

Król Albrecht I był źle trak­to­wany przez histo­ry­ków, któ­rzy zbyt ocho­czo dawali wiarę pro­pa­gan­dzie jego wro­gów – że był „czło­wie­kiem gbu­ro­wa­tym, o jed­nym oku i wyglą­dzie przy­pra­wia­ją­cym o mdło­ści […] skąp­cem, który zatrzy­my­wał pie­nią­dze dla sie­bie i nie dał cesar­stwu nic z wyjąt­kiem dzieci, któ­rych miał wiele”. Albrecht rze­czy­wi­ście nie miał oka. W 1295 roku leka­rze omył­kowo wzięli jego cho­robę za otru­cie i aby usu­nąć z orga­ni­zmu wyima­gi­no­waną tru­ci­znę, zawie­sili go głową w dół. W efek­cie ciśnie­nie krwi w czaszce pozba­wiło go gałki ocznej. Albrecht docze­kał się licz­nego potom­stwa, pło­dząc co naj­mniej 21 dzieci, z któ­rych 11 prze­żyło dzie­ciń­stwo. Ich póź­niej­sze związki mał­żeń­skie z kró­lew­skimi i ksią­żę­cymi rodami Fran­cji, Ara­go­nii, Węgier, Pol­ski, Czech, Sabau­dii i Lota­ryn­gii świad­czyły o pre­stiżu, jakim cie­szył się Albrecht i rodzina, któ­rej był głową49.

Tak jak ojciec Albrecht pra­gnął otrzy­mać koronę cesar­ską w Rzy­mie. Papież Boni­facy VIII przy­jął posel­stwo Albrechta wynio­śle i oświad­czył, że decy­zja, czy przy­znać, czy zatrzy­mać tytuł cesar­ski, należy do niego. Sie­dząc na tro­nie świę­tego Pio­tra, w ogrom­nej papie­skiej tia­rze świę­tego Syl­we­stra z 220 dro­gimi kamie­niami opra­wio­nymi w złoto, która wyraź­nie cią­żyła mu na gło­wie, papież Boni­facy cheł­pił się: „Ja jestem kró­lem Rzy­mian, ja jestem cesa­rzem”. Ale to nie papież, lecz kon­flikt rodzinny prze­są­dził o upadku Albrechta. Król Rudolf obie­cał swo­jemu młod­szemu synowi Rudol­fowi takie samo dzie­dzic­two, jakie przy­pa­dło Albrech­towi, ale nie dotrzy­mał przy­rze­cze­nia. Młod­szy syn Rudolfa Jan, wykpi­wany jako „książę bez ziemi”, doma­gał się udziału w patry­mo­nium Habs­bur­gów, lecz Albrecht wolał nada­wać tytuły i majątki wła­snym dzie­ciom. W pierw­szym dniu maja 1308 roku Jan wraz z kil­koma ryce­rzami wcią­gnął Albrechta w zasadzkę i zabił go. Ten bez­sen­sowny postę­pek przy­niósł Janowi doży­wot­nie uwię­zie­nie w klasz­to­rze w Pizie i przy­do­mek „Ojco­bójca”50.

Po śmierci Albrechta elek­to­rzy wybrali Hen­ryka Luk­sem­bur­skiego z tego samego powodu, z jakiego 10 lat wcze­śniej poparli Adolfa z Nassau – żeby zapo­biec suk­ce­sji Habs­bur­gów, wybie­ra­jąc władcę, który nie był dosta­tecz­nie potężny, aby zagro­zić ich wła­snym inte­re­som. Ale podob­nie jak Adolf Hen­ryk natych­miast przy­stą­pił do budo­wa­nia pod­staw swo­jej potęgi, w tym przy­padku się­ga­jąc po koronę cze­ską. W 1312 roku wybrał się nawet do Rzymu, aby przy­jąć koronę cesar­ską z rąk papieża – był to pierw­szy raz od pra­wie stu­le­cia, kiedy król dostą­pił tego zaszczytu. Zmarł w następ­nym roku na mala­rię, któ­rej naba­wił się pod­czas podróży. Tym­cza­sem nie­mieccy kro­ni­ka­rze tak już przy­wy­kli do tego, że ich władcy ginęli gwał­towną śmier­cią, iż napi­sali, że Hen­ryk został zamor­do­wany na pole­ce­nie papieża zatru­tym winem mszal­nym51.

Zebraw­szy się we Frank­fur­cie w 1314 roku, elek­to­rzy bali się wybrać syna Hen­ryka, nie­zwy­kle odważ­nego Jana Luk­sem­bur­skiego. Podzie­lili więc swoje głosy pomię­dzy syna Albrechta Fry­de­ryka Pięk­nego z Habs­burga (1289–1330) a księ­cia Ludwika Wit­tels­ba­cha z Bawa­rii. Przez 10 lat dwaj pre­ten­denci toczyli wojnę, rosz­cząc sobie prawa do tytułu kró­lew­skiego. Fry­de­ry­kowi Pięk­nemu przy­pa­dło w udziale ubó­stwo, klę­ska, uwię­zie­nie, odsu­nię­cie od poli­tyki i przed­wcze­sna śmierć w 1330 roku w zamku Burg Guten­stein, na zachód od Wie­ner Neu­stadt. Dwaj bra­cia Fry­de­ryka pospiesz­nie zawarli pokój z Ludwi­kiem, uzna­jąc go za pra­wo­wi­tego króla. Do tego czasu zmierzch Habs­bur­gów był już wyraź­nie widoczny. Pod­czas gdy poko­le­nie wcze­śniej wią­zali się przez mał­żeń­stwa z kró­lew­skimi rodami Europy, obec­nie musieli szu­kać narze­czo­nych skrom­niej­szego pocho­dze­nia wśród nie­zna­nych pol­skich ksią­żąt i pomniej­szych fran­cu­skich moż­no­wład­ców.

Bitwa Szwaj­ca­rów z woj­skami habs­bur­skimi pod Mor­gar­ten w 1315 roku; minia­tura z kro­niki Bene­dichta Tscha­chlana (1470 rok). Źró­dło: Wiki­me­dia Com­mons/domena publiczna.

Sym­bo­liczna dla odmie­nia­ją­cej się for­tuny Habs­bur­gów była też ich klę­ska ze Szwaj­ca­rami. Tam­tej­sze kan­tony leśne Uri, Schwyz i Unter­wal­den zjed­no­czyły się w 1291 roku, aby zawrzeć sojusz obronny, ale szybko prze­kształ­cił się on w ofen­sywny, wymie­rzony prze­ciwko Habs­bur­gom. Stało się tak głów­nie z powodu habs­bur­skiej eks­pan­sji w doliny alpej­skie, gdzie rodzina przej­mo­wała zie­mie, komory celne i prawa wła­sno­ści po zaję­ciu posia­dło­ści hra­biów Kiburga. Pod­czas walk z Fry­de­ry­kiem Pięk­nym król Ludwik prze­cią­gnął kan­tony na swoją stronę. Pod koniec 1315 roku, kiedy brat Fry­de­ryka Leopold wkro­czył w doliny, aby utwier­dzić swoje prawa, został wcią­gnięty w zasadzkę i poko­nany przez ludzi z Uri i Schwyz. Bitwa pod Mor­gar­ten była pierw­szym więk­szym star­ciem, w któ­rym Szwaj­ca­rzy sku­tecz­nie zasto­so­wali swoje hala­bardy prze­ciwko jeźdź­com, posłu­gu­jąc się hakiem, aby ścią­gnąć nie­przy­ja­ciel­skich ryce­rzy z koni, a póź­niej dobi­ja­jąc ich ostrym szpi­cem. Hala­barda jest dzi­siaj cere­mo­nialną bro­nią papie­skiej Gwar­dii Szwaj­car­skiej w Waty­ka­nie.

Osta­teczny cios habs­bur­skiemu pre­sti­żowi został zadany w roku 1356. Wtedy to następca króla Ludwika Karol IV Luk­sem­bur­ski, koro­no­wany wła­śnie na cesa­rza w Rzy­mie, wydał tak zwaną Złotą Bullę (nazwaną tak z powodu zło­tej pie­częci, czyli bulli), która zawie­rała nowy wzór elek­cji władcy, usta­la­jąc liczbę sied­miu elek­to­rów – trzech arcy­bi­sku­pów Nad­re­nii i czte­rech panów świec­kich, któ­rzy odtąd mieli spra­wo­wać ten urząd pra­wem dzie­dzi­cze­nia. Cho­ciaż przy kilku oka­zjach Habs­bur­go­wie uczest­ni­czyli w wybo­rze kró­lów, nie zna­leźli się w nowym kole­gium elek­to­rów, zostali zatem pomi­nięci w naj­waż­niej­szym doku­men­cie kon­sty­tu­cyj­nym w histo­rii Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego. W porządku zasia­da­nia, nakre­ślo­nym odręb­nie dla przy­szłych posie­dzeń sejmu, Karol pod­kre­ślił jesz­cze ich pomniej­szą rangę, umiesz­cza­jąc Habs­bur­gów w dru­gim rzę­dzie, za elek­to­rami, wyż­szym ducho­wień­stwem i wyso­kimi dygni­ta­rzami cesar­stwa. Reak­cja Habs­bur­gów była ide­olo­gicz­nie nisz­czy­ciel­ska i miała na zawsze zmie­nić spo­sób, w jaki myśleli o sobie i swo­jej histo­rycz­nej roli. Aby ode­przeć znie­wagę Karola IV, odrzu­cili swoją szwab­ską prze­szłość i stali się Austria­kami i Rzy­mia­nami52.

Przez pierw­sze 50 lat swo­ich rzą­dów jako ksią­żęta Austrii Habs­bur­go­wie trak­to­wali księ­stwo jako dru­go­rzędne pod wzglę­dem zna­cze­nia wobec ich tra­dy­cyj­nego bastionu w Szwa­bii. Wyko­rzy­sty­wali Austrię, aby sfi­nan­so­wać obronę swo­ich innych posia­dło­ści, i posłu­gi­wali się nią jako odskocz­nią dla kam­pa­nii w Cze­chach, które uwa­żali za cen­niej­szą zdo­bycz. Dopiero po 1330 roku, kiedy brat Fry­de­ryka Pięk­nego, artre­tyczny Albrecht Kulawy (1298–1358), stał się głową rodu, Habs­bur­go­wie zaczęli oka­zy­wać trwałe zain­te­re­so­wa­nie Austrią. Ponie­waż Szwaj­ca­rzy na­dal nękali habs­bur­skie zie­mie i twier­dze w Argo­wii, Albrecht prze­niósł swój dwór do wie­deń­skiego Sta­rego Zamku, w sercu przy­szłego pałacu hofbur­skiego. Przy­stą­pił też do budowy rodzin­nego mau­zo­leum w Gaming, w Dol­nej Austrii, a także odzy­skał Karyn­tię i Kra­inę, które zasta­wił jego dzia­dek. Z powodu dłu­gich okre­sów pobytu Albrechta w Austrii jeden z kro­ni­ka­rzy okre­ślił Habs­bur­gów jako „Austria­ków” – był to pierw­szy raz, kiedy ten ter­min został użyty w taki spo­sób. Pod­czas gdy w prze­szło­ści Habs­bur­go­wie admi­ni­stro­wali Austrią za pośred­nic­twem regen­tów, teraz wyzna­czali zarząd­ców dla swo­ich posia­dło­ści szwab­skich53.

Habs­bur­go­wie mogli począt­kowo nie wie­dzieć, co mają począć z Austrią, ale Austria wie­działa, co począć z Habs­bur­gami. Pier­wot­nie była to zie­mia pogra­niczna nazy­wana „wschod­nim kró­le­stwem” (Ostarrîchi – ta nazwa poja­wia się po raz pierw­szy w 996 roku)54, a jej naj­wcze­śniejsi władcy nale­żeli do rodu Baben­ber­gów aspi­ru­ją­cych do wiel­ko­ści poprzez mał­żeń­stwa zarówno z linią cesa­rzy rzym­skich, jak i bizan­tyń­skich, i z tego powodu uwa­ża­ją­cych się za powier­ni­ków dzie­dzic­twa Rzymu. Ich osten­ta­cyjne przy­wią­za­nie do wiary zna­la­zło swój wyraz w ufun­do­wa­niu gęstej sieci klasz­to­rów, w zamian za co poko­le­nia mni­chów pisały pochwały na ich cześć. O repu­ta­cji Baben­ber­gów świad­czą przy­domki, jakie im nada­wano – Zna­mie­nity, Pobożny, Wspa­niały, Mocny i Święty. Dopiero ostatni z rodu Fry­de­ryk II (zm. 1246) zyskał sobie nie­for­tunny przy­do­mek – „Kłó­tliwy”55.

Gene­alo­gie Baben­ber­gów zawie­rały cza­sem cie­kawe opisy kra­jo­bra­zów i miast. Powoli jed­nak wiara w wyjąt­ko­wość rodziny sta­piała się z prze­ko­na­niem, że zie­mia i zamiesz­ku­jący ją ludzie są szcze­gólni. Powsta­wała tra­dy­cja lite­racka, która postrze­gała Austria­ków jako potom­ków Gotów ze sta­ro­żyt­no­ści kla­sycz­nej, a nawet pro­po­no­wała jesz­cze bar­dziej zna­mie­nite pocho­dze­nie – od grec­kich i rzym­skich hero­sów. Stara rzym­ska nazwa Austrii, Nori­cum, suge­ro­wała, że Austria została zało­żona przez Noryksa, syna Hera­klesa, który wędru­jąc z ziem w rejo­nie Arme­nii, pozo­sta­wił swo­ich potom­ków w Austrii i Bawa­rii. Zie­mie Baben­ber­gów były rów­nież kolebką eposu Nibe­lun­gen­lied, który w swo­ich wcze­snych wer­sjach łączył opo­wie­ści zaczerp­nięte z mito­lo­gii ger­mań­skiej z epi­zo­dami z dzie­jów rzą­dzą­cej dyna­stii56.

Habs­bur­go­wie chło­nęli to wszystko, do reli­gij­nych fun­da­cji Baben­ber­gów w Heili­gen­kreuz i Tulln doda­jąc nowe i zatrud­nia­jąc kro­ni­ka­rzy oraz poetów, aby gło­sili ich poboż­ność. Stop­niowo histo­ria Baben­ber­gów i Habs­bur­gów sta­piała się w jedną, toteż ci pierwsi stali się przod­kami dru­gich, na dowód czego Habs­bur­go­wie czę­sto przyj­mo­wali baben­ber­skie imię Leopold. Było to ważne, ponie­waż nawią­zy­wało do Leopolda III, który cho­ciaż nie został uznany jesz­cze za świę­tego, doko­nał pośmiert­nie wystar­cza­jąco licz­nych cudów, aby za takiego ucho­dzić. W cza­sach, kiedy świę­tość doda­wała bla­sku rodzi­nie, Habs­bur­go­wie mieli nie­wielu odpo­wied­nich przod­ków.

Habs­bur­go­wie szybko odkryli też wła­sne rzym­skie korze­nie, wywo­dząc swoje domnie­mane pocho­dze­nie od sena­tor­skiej rodziny Colon­nów. Kro­ni­ka­rze upięk­szyli tę opo­wieść, opi­su­jąc, jak dwaj bra­cia wygnani ze sta­ro­żyt­nego Rzymu dotarli na pół­noc od Alp, a jeden z nich zało­żył zamek Habs­burg. Jesz­cze bar­dziej pomy­słowy autor kro­niki z Königsfelden wplótł w swoją rela­cję o Habs­burgach rzym­skie dzie­dzic­two, świę­tość i pro­roc­twa. Zesta­wiw­szy linię rzym­skich cesa­rzy od Augu­sta do Fry­de­ryka II, opo­wie­dział o życiu króla Rudolfa z Habs­burga. Następ­nie napi­sał bio­gra­fię jego wnuczki Agnieszki, przez krótki czas kró­lo­wej Węgier, która póź­niej zde­cy­do­wała się zamiesz­kać w opac­twie Königsfelden, nie­da­leko Brugg. Przede wszyst­kim jed­nak kro­ni­karz powtó­rzył starą legendę o odkry­ciu w Hisz­pa­nii ogrom­nej księgi ukry­tej w kamie­niu, ze stro­ni­cami z drewna, na któ­rych opi­sano po łaci­nie, w języku grec­kim i hebraj­skim całą histo­rię świata, łącz­nie z cza­sami mają­cymi dopiero nadejść i Sądem Osta­tecz­nym. Wyni­kało stąd jasne prze­sła­nie – uświę­ceni poboż­no­ścią Agnieszki Habs­bur­go­wie mieli rzą­dzić jako cesa­rze rzym­scy, co było ich prze­zna­cze­niem i co gło­siły prze­po­wied­nie57.

W latach pięć­dzie­sią­tych XIV wieku wyjąt­ko­wość prze­kształ­ciła się w pro­gram poli­tyczny. Ura­żony i poni­żony Złotą Bullą Karola IV Rudolf z Habs­burga (1339–1365) zamie­rzał przy­wró­cić rodzi­nie pre­stiż i utwo­rzyć pań­stwo tery­to­rialne, które prze­wyż­szy wło­ści sąsia­dów. Zabrał się do tego z ener­gią, zapa­łem i wyobraź­nią, które kon­fun­do­wały jego rywali. Kilka mie­sięcy po śmierci ojca Albrechta Kula­wego, w 1358 roku, młody Rudolf kazał swoim skry­bom spo­rzą­dzić pięć sfał­szo­wa­nych sta­tu­tów. Miały one pod­nieść Habs­bur­gów do rangi pierw­szych ksią­żąt w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim, łącząc ich dzie­dzic­two z Austrią i Rzy­mem. Było to naj­bar­dziej ambitne fał­szer­stwo w śre­dnio­wiecz­nej Euro­pie od cza­sów Dona­cji Kon­stan­tyna z VIII wieku, która przy­zna­wała papie­żowi naj­wyż­szą wła­dzę w świe­cie chrze­ści­jań­skim. Zostało rów­nież lepiej wyko­nane58.

Spo­śród pię­ciu sta­tu­tów trzy były potwier­dze­niem dwóch pozo­sta­łych, łącząc oszu­stwo w spójną całość. Istota fał­szer­stwa zawie­rała się w dwóch pierw­szych sta­tu­tach, zna­nych jako „pseudo-Hen­ryk” i „przy­wi­lej więk­szy”. Autor „pseudo-Hen­ryka”, któ­rym był praw­do­po­dob­nie kanc­lerz Rudolfa, uda­wał, że jest to doku­ment wydany przez cesa­rza Hen­ryka IV w 1054 roku przed­sta­wia­jący treść dwóch listów będą­cych w posia­da­niu księ­cia Erne­sta z Baben­bergu. Pierw­szy został rze­komo napi­sany przez Juliu­sza Cezara i skie­ro­wany do miesz­kań­ców „ziemi wschod­niej”, co oczy­wi­ście ozna­czało Austrię. Juliusz Cezar roz­ka­zy­wał miesz­kań­com wschodu, czyli Austria­kom, żeby zaak­cep­to­wali jego wuja jako swo­jego władcę, który miał spra­wo­wać nad nimi rządy abso­lutne jako ich „pan feu­dalny”. Sfał­szo­wany list dopusz­czał rów­nież wuja Juliu­sza Cezara do zgro­ma­dze­nia naj­wyż­szych dostoj­ni­ków cesar­stwa rzym­skiego, „tak więc od tej pory żadna ważna sprawa ani pozew nie mogą być roz­strzy­gane bez jego wie­dzy”. W dru­gim liście cesarz Neron też zwra­cał się do miesz­kań­ców wschodu. Oznaj­miał, że prze­wyż­szają splen­do­rem wszyst­kie inne ludy cesar­stwa rzym­skiego i dla­tego, za radą senatu, zwal­nia ich ze wszyst­kich cesar­skich podat­ków i przy­znaje im rów­nież inne swo­body.

W odróż­nie­niu od „pseudo-Hen­ryka”, „przy­wi­lej więk­szy” był przy­naj­mniej czę­ściowo auten­tyczny, ponie­waż opie­rał się na tek­ście sta­tutu wyda­nego przez cesa­rza Fry­de­ryka I Bar­ba­rossę w 1156 roku, który pod­no­sił Austrię do rangi księ­stwa. Do ory­gi­nal­nego tek­stu wiele jed­nak dodano. Austria została uznana za „tar­czę i serce” Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego i dla­tego jej książę cie­szył się peł­nią praw w swoim księ­stwie. Otrzy­my­wał tytuł „pala­tyna arcy­księ­cia”, co wią­zało się ze spe­cjalną koroną i ber­łem oraz pra­wem do zasia­da­nia po pra­wicy cesa­rza, na równi z cesar­skimi elek­to­rami. Dla umoc­nie­nia pozy­cji pozwo­lono mu prze­ka­zy­wać księ­stwo w cało­ści swo­jemu naj­star­szemu synowi, a przy braku synów – córce. Sfa­bry­ko­wana wer­sja zyskała miano „przy­wi­leju więk­szego”, dla odróż­nie­nia od praw­dzi­wego z 1156 roku, nazwa­nego póź­niej „przy­wi­lejem mniej­szym”.

Pozo­stałe trzy sta­tuty, które potwier­dzały „pseudo-Hen­ryka” i „przy­wi­lej więk­szy”, doda­wały jesz­cze kilka punk­tów. W ofi­cjal­nych pro­ce­sjach arcy­książę i jego orszak mieli zawsze zaj­mo­wać pierw­sze miej­sce, nato­miast arcy­książęca korona mogła zawie­rać filet, czyli opa­skę na głowę noszoną zwy­kle przez kró­lów pod koroną. Arcy­bi­skup Sal­zburga i biskup Pasawy, któ­rzy spra­wo­wali jurys­dyk­cję nad Austrią w spra­wach kościel­nych, stali się pod­da­nymi arcy­księ­cia. Tak jak wspo­mniane sta­tuty, doku­menty dodat­kowe wska­zują, że Rudolf nie kie­ro­wał się wyłącz­nie, jak się czę­sto twier­dzi, urazą z powodu Zło­tej Bulli Karola IV z 1357 roku i nie pró­bo­wał jedy­nie wyrów­nać rachun­ków. Z naci­skiem poło­żo­nym na cał­ko­witą wła­dzę arcy­księ­cia w Austrii, jego zwierzch­nic­two nad Kościo­łem i pełną dzie­dzicz­ność tytułu, fał­szer­stwo miało w takim samym stop­niu umoc­nić pozy­cję arcy­księ­cia na tere­nie jego ziem, jak i wpły­nąć na ety­kietę na dwo­rze cesar­skim i nakry­cie głowy arcy­księ­cia.

„Pseudo-Hen­ryk” z listami Juliu­sza Cezara i Nerona został nie­mal natych­miast zde­za­wu­owany. Wło­ski inte­lek­tu­ali­sta Petrarka napi­sał w 1361 roku do cesa­rza Karola IV, zwra­ca­jąc uwagę na ana­chro­ni­zmy w tek­ście i wykpi­wa­jąc doku­ment jako „próżny, bom­ba­styczny, pozba­wiony prawdy, wymy­ślony przez kogoś nie­zna­nego, ale bez wąt­pie­nia nie­wy­kształ­co­nego […], nie tylko śmieszny, ale przy­pra­wia­jący o mdło­ści”. „Przy­wi­lej więk­szy” jed­nak bro­nił się dłu­żej. Przy­wo­łany dla uza­sad­nie­nia suk­ce­sji Marii Teresy w Austrii po śmierci jej ojca Karola VI w 1740 roku, dopiero w poło­wie XIX wieku został odrzu­cony jako fał­szer­stwo. Nato­miast Dona­cja Kon­stan­tyna została uznana za fał­szer­stwo już w XV wieku59.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki