Ghostland. Ameryka i jej nawiedzone miejsca - Colin Dickey - ebook + książka

Ghostland. Ameryka i jej nawiedzone miejsca ebook

Dickey Colin

3,6

Opis

Kto straszy w najmroczniejszych domach Ameryki?

Niezwykła, reporterska podróż po nawiedzonych budynkach, parkach, szpitalach psychiatrycznych i nie tylko...

Duchy w starych hotelach, opuszczonych więzieniach i szpitalach – tego boimy się najbardziej. Ale dlaczego? Colin Dickey wyrusza w podróż po Stanach Zjednoczonych, aby rozszyfrować zagadkę i odkryć magię przyciągania tych miejsc. Z bezgraniczną ciekawością wywołuje zmarłych, skupiając się na tym, jak my, żyjący, radzimy sobie z opowieściami o nich. Jednocześnie przybliża historię Stanów Zjednoczonych przez pryzmat przywołanych opowieści, dając czytelnikom wnikliwy, reporterski obraz Ameryki na przestrzeni lat.

Urzekająca, przerażająca i niezwykle wnikliwa opowieść o tym, że nasze lęki, o których boimy się mówić w ciągu dnia, są tymi samymi historiami, które szepczemy w ciemności.

Zwabią was duchy, a zostaniecie dla historii. „Booklist”

Ciary przechodzą… przewodnik autentycznie przyprawiający o gęsią skórkę, który po prostu trzeba mieć na Halloween. „Book Page”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 423

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (42 oceny)
11
14
9
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aguleczek5

Z braku laku…

Nudna i chaotyczna. Nie wiem co autor chciał przekazać, ale wyszła dziwna mieszanka faktów, które nie intrygują. Zero amerykańskiego klimatu.
20
ciachbajerka

Nie oderwiesz się od lektury

Wierzycie w duchy i w zjawiska paranormalne? Przerażają Was nawiedzone miejsca, takie jak stare domy, opuszczone szpitale psychiatryczne, stare cmentarze? „Według jednego z sondaży 45 procent Amerykanów wierzy w duchy, a 30 procent twierdzi, że widziało je na własne oczy.” Colin Dickey ma doktorat z literatury, jest pisarzem, reporterem i nauczycielem akademickim. Kolekcjonuje nietypowe rzeczy, które skrywają w sobie mroczne historie. Dzieciństwo spędził w San Jose w Kalifornii, kilka kilometrów od „najbardziej nawiedzonego domu w całej Ameryce” - Winchester House… Autor w tej książce nie zamierza udowadniać nam czy duchy istnieją czy nie. Przedstawia przeróżne wydarzenia z nawiedzonych miejsc Ameryki. Zagłębia się w ich historie oraz mity, powołując się o liczne źródła. Analizuje również fikcje literackie i porównuje z prawdziwymi faktami i lokalnymi opowieściami. „Ghostland…” to niezwykła podróż po nawiedzonych miejscach Ameryki, jej kulturze i historii. Autor wspomina o niewol...
21
alusia0411

Nie polecam

Dnf
10
olawojtala7

Z braku laku…

Jak dla mnie byto to po prostu nude. Styl pisania nie przypadt mi do gustu. Siegajac po ta ksiazke chciatam poznac historie o duchach it. Tutaj jednak autor w duchy zdecydowanie nie wiezy i je wszystkie obala. Nie twierdzę, że jest to złe, po prostu nie porwali mnie to.
10
Yanadis

Dobrze spędzony czas

Autora nie interesuje podsycanie atmosfery grozy listą najpopularniejszych amerykańskich duchów. Zamiast tego otrzymujemy próbę analizy fenomenu, jakimi są relacje ze spotkaniami z istotami z zaświatów. Głównie poprzez uwzględnienie realiów historycznych i podejście socjologiczne. Powstał dzięki temu udany reportaż o kształtowaniu się amerykańskiej "paranormalnej" tożsamości, jak i roli zjawisk nadprzyrpdzonych w ludzkich życiu w ogóle.
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu: Gho­stland. An Ame­ri­can Hi­sto­ry in Haun­ted Pla­ces
Opie­ka re­dak­cyj­na: PIOTR TOM­ZA, MA­CIEJ ZA­RYCH
Ze­spół re­dak­cyj­no-ko­rek­tor­ski: BIAN­KA DZIAD­KIE­WICZ, ANNA SI­KIER­SKA, ANE­TA TKA­CZYK, JO­AN­NA ZA­BO­ROW­SKA
Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wych oraz ilu­stra­cje: JON CON­TI­NO
Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne na pod­sta­wie ory­gi­na­łu: RE­NA­TA BRO­ŃKA
Re­dak­tor tech­nicz­ny: RO­BERT GĘBUŚ
Co­py­ri­ght © 2016 by Co­lin Dic­key © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Je­rzy Ko­złow­ski © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2022
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07796-2
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Dłu­ga 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płat­na li­nia te­le­fo­nicz­na: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Dla Ni­co­le

Lwią część ro­bo­ty za du­chy wy­ko­nu­ją żywi.

JUDITH RICHARD­SON

Kra­ina du­chów leży poza ju­rys­dyk­cją praw­dzi­wo­ści.

NATHA­NIEL HAW­THOR­NE

OD AU­TO­RA

Ni­niej­sza ksi­ążka nie jest pró­bą udo­wod­nie­nia praw­dzi­wo­ści lub nie­praw­dzi­wo­ści ja­kich­kol­wiek re­la­cji o du­chach. Wi­ążą się z nimi py­ta­nia – dla nie­któ­rych fra­pu­jące, dla in­nych pro­ble­ma­tycz­ne lub zu­pe­łnie nie­cie­ka­we – do­ty­czące fi­zy­ki i me­ta­fi­zy­ki, teo­lo­gii i prze­sądów, zja­wisk na­tu­ral­nych i nad­na­tu­ral­nych, jed­na­kże one wszyst­kie osta­tecz­nie wra­ca­ją do wspól­ne­go punk­tu wy­jścia. Jak po­nad dwie­ście lat temu w li­ście do Ja­me­sa Bo­swel­la za­uwa­żył Sa­mu­el John­son: „Od stwo­rze­nia świa­ta upły­nęło pięć ty­si­ęcy lat, a nie wia­do­mo do­tąd, czy kie­dy­kol­wiek po­ja­wił się na zie­mi duch oso­by zma­rłej”. Nie ma ta­kie­go do­wo­du, któ­ry prze­ko­na­łby scep­ty­ka, po­dob­nie jak żad­ne ar­gu­men­ty scep­ty­ków nie za­chwie­ją wia­rą prze­ko­na­nych. Jak to ujął John­son: „Ro­zum świad­czy prze­ciw temu, ale uczu­cia są za tym”[1].

Ni­niej­sza ksi­ążka sku­pia się więc na kwe­stiach zwi­ąza­nych z ży­wy­mi. Jak so­bie ra­dzi­my z hi­sto­ria­mi o zma­rłych i ich du­chach? Jak za­miesz­ku­je­my prze­strze­nie, któ­re uwa­ża się za na­wie­dzo­ne, i jak się po nich po­ru­sza­my? Po­dob­ne py­ta­nia po­wsta­ją nie­za­le­żnie od tego, czy się w du­chy wie­rzy, czy też nie. Na­wet je­śli ktoś nie daje wia­ry prze­ka­zom o zja­wi­skach nad­przy­ro­dzo­nych, hi­sto­rie o du­chach i le­gen­dy o na­wie­dzo­nych miej­scach wci­ąż po­zo­sta­ją wa­żną częścią na­szej kul­tu­ry, po­zwa­la­ją nam się bo­wiem zmie­rzyć z prze­szło­ścią i tymi, któ­rzy żyli przed nami. Ksi­ążka ta zgłębia re­la­cje mi­ędzy miej­scem i opo­wie­ścią: ich wza­jem­ne za­le­żno­ści oraz to, jak jed­no po­ma­ga oży­wić dru­gie.

WPRO­WA­DZE­NIE

ANA­TO­MIA NA­WIE­DZE­NIA

Nowy Jork

Sier­pień 1933 roku na Lo­wer East Side na Man­hat­ta­nie. Na Wschod­niej Czwar­tej Uli­cy ba­wią się dzie­ci – krzy­czą i bie­ga­ją jak sza­lo­ne, bo trze­ba wy­ko­rzy­stać ostat­nie ty­go­dnie let­niej aury, za­nim na­sta­nie je­sień. Nie ma w tym ni­cze­go nie­zwy­kłe­go. Wtem otwie­ra­ją się drzwi domu pod nu­me­rem 29 i na schod­ki wy­cho­dzi sta­rusz­ka, wy­gląda na uli­cę i wy­ma­chu­jąc gwa­łtow­nie ręka­mi, roz­ka­zu­je dzie­ciom, żeby się uci­szy­ły. Wszy­scy ją roz­po­zna­ją, dzie­cia­ki i do­ro­śli: to Ger­tru­de Tre­dwell, któ­ra miesz­ka­ła w tym domu przez po­nad dzie­wi­ęćdzie­si­ąt lat. Uro­dzi­ła się w nim w roku 1840, pięć lat po za­ku­pie nie­ru­cho­mo­ści przez jej ojca. Jest wście­kła – mówi, że dzie­ci za­cho­wu­ją się o wie­le za gło­śno, i każe im się uspo­ko­ić. Ma­lu­chy cich­ną, od­wra­ca­ją się w stro­nę scho­dów wio­dących ku we­jściu do domu Ger­tru­de i spo­gląda­ją ze stra­chem na sta­rusz­kę, któ­ra cofa się do środ­ka i usa­tys­fak­cjo­no­wa­na za­my­ka drzwi.

W tym in­cy­den­cie nie ma ni­cze­go nie­zwy­kłe­go, może prócz fak­tu, że Ger­tru­de Tre­dwell od kil­ku ty­go­dni nie żyje.

Nie po raz ostat­ni wi­dzia­no ją wte­dy w domu przy Wschod­niej Czwar­tej. Kil­ka mie­si­ęcy po jej śmier­ci bu­dy­nek prze­sze­dł w ręce da­le­kie­go ku­zy­na, a jako że z Dol­ne­go Man­hat­ta­nu znik­nęła wi­ęk­szo­ść daw­nych re­zy­den­cji ku­piec­kich, nowy wła­ści­ciel po­sta­no­wił utwo­rzyć w domu Tre­dwel­lów mu­zeum i w 1936 roku udo­stęp­nił je zwie­dza­jącym. W na­stęp­nych la­tach do­szło do kil­ku­dzie­si­ęciu nie­wy­ja­śnio­nych in­cy­den­tów – w sta­rym do­mo­stwie dzia­ły się rze­czy na­praw­dę dziw­ne. Na po­cząt­ku lat osiem­dzie­si­ątych do drzwi za­dzwo­ni­li tu­ry­ści, któ­rzy tra­fi­li tam przy­pad­kiem. Ko­bie­ta w ko­stiu­mie z epo­ki po­in­for­mo­wa­ła ich uprzej­mie, że mu­zeum jest tego dnia nie­czyn­ne, i za­pro­po­no­wa­ła, żeby ła­ska­wie wró­ci­li kie­dy in­dziej. Gdy tu­ry­ści po ja­ki­mś cza­sie za­te­le­fo­no­wa­li, żeby za­py­tać o go­dzi­ny otwar­cia, do­wie­dzie­li się, że mu­zeum w chwi­li ich od­wie­dzin było czyn­ne, a poza tym nikt z pra­cow­ni­ków nie prze­bie­ra się w żad­ne ko­stiu­my. Wi­dy­wa­no też Ger­tru­de we wnętrzach domu – cza­sem coś nu­ci­ła, cza­sem gry­wa­ła na pia­ni­nie, ale za­wsze uka­zy­wa­ła się jako drob­na, sła­bo­wi­ta ko­bie­ta w sta­ro­mod­nej suk­ni.

Nie była zresz­tą sama. Jed­na z ko­biet od­wie­dza­jących mu­zeum la­tem 1995 roku twier­dzi­ła, że od­by­ła na pi­ętrze dłu­gą roz­mo­wę ze star­szym dżen­tel­me­nem w zno­szo­nym stro­ju, w ci­ężkiej we­łnia­nej ma­ry­nar­ce za­la­tu­jącej naf­ta­li­ną. Opo­wie­dział jej, jak się kie­dyś w tym domu miesz­ka­ło. Słu­cha­ła go przez kil­ka mi­nut, lecz gdy na mo­ment się od­wró­ci­ła, mężczy­zna gdzieś prze­pa­dł. Pó­źniej roz­po­zna­ła go na zdjęciach, któ­re jej po­ka­za­no: był to Sa­mu­el Le­nox Tre­dwell, brat Ger­tru­de, któ­ry zma­rł w 1921 roku[2].

Tego typu opo­wie­ści nie­sa­mo­wi­te zna­czą wi­ęcej, niż zwy­kle je­ste­śmy go­to­wi przy­znać. Je­śli chce­my na­praw­dę od­kryć dla sie­bie ja­kieś miej­sce, omi­ńmy che­łpli­we po­mni­ki i to­po­we atrak­cje tu­ry­stycz­ne i skie­ruj­my swe kro­ki od razu tam, gdzie stra­szy. Po­szu­kaj­my po­sęp­nych cmen­ta­rzy, zruj­no­wa­nych ho­te­li, opusz­czo­nych i roz­pa­da­jących się sta­rych szpi­ta­li. Od­cze­kaj­my do pó­łno­cy, by spraw­dzić, co się sta­nie. Da­ruj­my so­bie pa­trio­tycz­ne mowy i ofi­cjal­ne nar­ra­cje, wsłu­chaj­my się za to w noc­ne od­gło­sy. Nie trze­ba elek­tro­nicz­nych ga­dże­tów, żeby wy­chwy­cić gło­sy zma­rłych, wy­star­czy cier­pli­we ucho i otwar­ty umy­sł. Gdy za­cznie­my szu­kać, znaj­dzie­my je wszędzie.

„Opo­wia­da­my so­bie hi­sto­rie, żeby żyć”, na­pi­sa­ła kie­dyś Joan Di­dion i praw­da ta od­no­si się rów­nież do hi­sto­rii nie­sa­mo­wi­tych: opo­wia­da­my o zma­rłych, aże­by le­piej zro­zu­mieć ży­wych. Opo­wie­ści o du­chach w dużo wi­ęk­szym stop­niu niż zwy­kłe le­gen­dy miej­skie czy snu­te przy ogni­sku hi­sto­rie z dresz­czy­kiem od­sła­nia­ją kon­tu­ry na­szych nie­po­ko­jów, cha­rak­ter na­szych zbio­ro­wych lęków i pra­gnień, tego wszyst­kie­go, cze­go nie je­ste­śmy w sta­nie wy­ra­zić w inny spo­sób. Prze­szło­ść, o któ­rej bo­imy się mó­wić gło­śno w ja­snym świe­tle dnia, jest tą samą prze­szło­ścią, któ­ra za­cho­wa­ła się w wy­szep­ty­wa­nych w ciem­no­ści hi­sto­riach nie­sa­mo­wi­tych.

Opo­wie­ści o du­chach są tak sta­re jak na­sza cy­wi­li­za­cja, po­ja­wia­ją się w naj­wcze­śniej­szych epo­pe­jach i w ca­łym świe­cie sta­ro­żyt­nym. W jed­nym z li­stów rzym­ski pi­sarz Pli­niusz Młod­szy wspo­mi­na o domu na­wie­dzo­nym przez wid­mo „w po­sta­ci star­ca wy­chu­dłe­go i nędzą wy­cie­ńczo­ne­go, z dłu­gą opusz­czo­ną bro­dą, na­je­żo­nym wło­sem, kaj­da­ny na no­gach, ła­ńcu­chy na rękach dźwi­ga­ło i nie­mi wstrząsa­ło”[3]. Dom stał pu­sty, w ko­ńcu jed­nak wy­na­jął go fi­lo­zof Ate­no­dor. Pierw­szej nocy cze­kał na du­cha i pra­co­wał do­tąd, aż zja­wa się uka­za­ła.

Ate­no­dor, jak re­la­cjo­nu­je Pli­niusz, nie spie­szy się i gdy po­stać mu się ob­ja­wia, „ręką jej znak daje, aże­by co­kol­wiek za­cze­ka­ła, i znów się do ta­bli­czek bie­rze i ryl­ca”[4]. W ko­ńcu po­zwa­la zja­wie, by wy­pro­wa­dzi­ła go z domu na po­dwó­rze. Tam wid­mo na­gle zni­ka. Rano fi­lo­zof za­czy­na ko­pać w miej­scu, w któ­rym duch roz­pły­nął się w po­wie­trzu, i znaj­du­je tam sku­ty ła­ńcu­cha­mi szkie­let. Spra­wia po­rzu­co­nym daw­no szcząt­kom wła­ści­wy po­chó­wek i wid­mo prze­sta­je się uka­zy­wać.

Du­chy są po­mo­stem mi­ędzy prze­szło­ścią i te­ra­źniej­szo­ścią, prze­dzie­ra­ją się przez po­zor­nie nie­po­ko­na­ne ba­rie­ry śmier­ci i cza­su, by po­łączyć nas z czy­mś, co – jak sądzi­li­śmy – bez­pow­rot­nie prze­pa­dło. Dają nam na­dzie­ję na ży­cie po śmier­ci, dzi­ęki cze­mu po­ma­ga­ją upo­rać się z bó­lem po stra­cie bli­skich. Są obiet­ni­cą tego, że ze zma­rły­mi nie mu­si­my się że­gnać na za­wsze i że – jak w wy­pad­ku Ate­no­do­ra – spra­wy nie­do­ko­ńczo­ne za ży­cia mo­żna sfi­na­li­zo­wać pod po­sta­cią du­cha po śmier­ci.

Dla­te­go wła­śnie, mimo że w Sta­nach Zjed­no­czo­nych nie ma kil­ku­set­let­nich zam­ków ani ruin śre­dnio­wiecz­nych opactw, kraj ten jest tak samo na­wie­dza­ny przez du­chy jak inne za­kąt­ki świa­ta, a może na­wet bar­dziej. Zja­wy znaj­dzie­my na oka­za­łych plan­ta­cjach Po­łud­nia, na od­lud­nych te­re­nach rów­nin­nych sta­nów, w luk­su­so­wych ka­li­for­nij­skich ho­te­lach, w re­zy­den­cjach w sty­lu ko­lo­nial­nym na pó­łnoc­nym wscho­dzie. Prze­mie­rza­ją uli­ce pod­upa­dłych miast z tzw. pasa rdzy[1*], ta­kich jak De­tro­it i Buf­fa­lo, stra­szą w na­wie­dzo­nych mia­stach Po­łud­nia. Spo­tka­my je w opusz­czo­nych gór­ni­czych mia­stecz­kach i w tęt­ni­ącej ży­ciem me­tro­po­lii – No­wym Jor­ku.

We­dług jed­ne­go z son­da­ży 45 pro­cent Ame­ry­ka­nów wie­rzy w du­chy, a 30 pro­cent twier­dzi, że wi­dzia­ło je na wła­sne oczy[5]. I cho­ciaż wia­ra ta wy­kra­cza poza ramy, w ja­kich zwy­kle po­zo­sta­je­my, sta­ra­jąc się ob­ja­śniać świat – jest sprzecz­na z na­uką i kom­pli­ku­je re­li­gię – trud­no ją za­chwiać. To, że wci­ąż wie­rzy­my w du­chy, nie ba­cząc na scep­ty­cyzm na­sze­go ra­cjo­nal­ne­go umy­słu, do­wo­dzi, że w tych hi­sto­riach kry­je się coś, co jest klu­czo­we dla zro­zu­mie­nia ota­cza­jące­go nas świa­ta. Nie mo­że­my ich zi­gno­ro­wać, bo wie­my, że nio­są ze sobą coś wa­żne­go.

Mu­zeum Mer­chant’s Ho­use, daw­na ka­mie­ni­ca ku­piec­ka na Dol­nym Man­hat­ta­nie, tkwi sa­mot­nie po­śród miej­skie­go zgie­łku. Stoi w tym miej­scu od stu osiem­dzie­si­ęciu lat i nie­wy­klu­czo­ne, że po­stoi dru­gie tyle. Ścia­ny wci­ąż trzy­ma­ją się w pio­nie, ce­gły przy­wie­ra­ją moc­no do sie­bie, drew­nia­ne par­kie­ty ugi­na­ją się ła­god­nie pod sto­pa­mi, a w po­ko­jach gro­ma­dzą się du­chy.

Se­abu­ry Tre­dwell ku­pił ten dom w 1835 roku, gdy prze­sze­dł na eme­ry­tu­rę (był wła­ści­cie­lem du­żej fir­my han­dlu­jącej ar­ty­ku­ła­mi że­la­zny­mi)[6]. Spło­dził ośmio­ro dzie­ci, z któ­rych ostat­nie, Ger­tru­de, uro­dzi­ło się w 1840 roku w ty­mże domu, gdy Tre­dwell miał sze­śćdzie­si­ąt lat. Ger­tru­de nie wy­szła za mąż – był je­den kan­dy­dat do jej ręki, ojcu jed­nak nie po­do­ba­ło się jego ka­to­lic­kie wy­zna­nie – spędzi­ła więc swo­je ży­cie na Czwar­tej Uli­cy, pa­trząc, jak po ko­lei umie­ra­ją jej bra­cia i sio­stry, aż zo­sta­ła tyl­ko ona. Cały czas się sta­ra­ła, żeby dom wy­glądał do­kład­nie tak, jak to za­pla­no­wał Se­abu­ry, za­cho­wy­wa­ła jego dzie­wi­ęt­na­sto­wiecz­ny styl aż do 1933 roku, gdy zma­rła w wie­ku dzie­wi­ęćdzie­si­ęciu trzech lat. Jej ku­zyn za­mie­nił re­zy­den­cję w mu­zeum o na­zwie Mer­chant’s Ho­use, a du­chy po­dob­no przy­by­ły nie­dłu­go po­tem.

Mu­zeum jest do­sko­na­łym przy­kła­dem na­wie­dzo­ne­go ame­ry­ka­ńskie­go do­mo­stwa. Z ze­wnątrz pre­zen­tu­je się ma­je­sta­tycz­nie, wy­twor­nie, ema­nu­jąc pod­nisz­czo­ną ele­gan­cją. Drzwi fron­to­we za­pra­sza­ją do środ­ka, a jed­no­cze­śnie zda­ją się coś ukry­wać. Podło­gi skrzy­pią bez ostrze­że­nia, cho­ciaż ni­ko­go tam nie ma. Sta­re drew­no jest prze­si­ąk­ni­ęte wil­go­cią, jak gdy­by ścia­ny i par­kie­ty wci­ąż od­dy­cha­ły. To naj­star­sza w No­wym Jor­ku ka­mie­ni­ca z pia­skow­co­wą ele­wa­cją (ang. brown­sto­ne) i jed­no­cze­śnie ory­gi­nal­nym ume­blo­wa­niem na­le­żącym do pier­wot­nych wła­ści­cie­li. Wszędzie do­oko­ła wzno­szą się lśni­ące szkla­no-sta­lo­we wie­że na­szych cza­sów, w któ­rych nie­ustan­nie tęt­ni ży­cie.

Wcho­dząc do domu, któ­re­go miesz­ka­ńcy od daw­na nie żyją, nie­trud­no od­nie­ść wra­że­nie, że prze­no­si­my się w cza­sie. W tak wy­słu­żo­nym bu­dyn­ku ła­two też po­czuć, że coś tu jest nie do ko­ńca w po­rząd­ku: nie­wi­dzial­na obec­no­ść, ślad cze­goś, co nie pa­su­je. Go­ście mu­zeum opo­wia­da­li o „zim­nych stre­fach”[2*] lub dziw­nych smu­gach roz­pro­szo­ne­go świa­tła, z któ­rych część uda­ło się uchwy­cić na zdjęciach. Ba­da­cze zja­wisk pa­ra­nor­mal­nych prze­pro­wa­dza­li tam se­sje EVP[3*]: w pu­stym po­ko­ju włącza­li ma­gne­to­fon i za­da­wa­li py­ta­nia, by po­tem od­two­rzyć na­gra­nie w na­dziei, że du­chy im od­po­wie­dzia­ły. Pod­czas kil­ku ta­kich se­sji za­re­je­stro­wa­no sła­by, stłu­mio­ny dźwi­ęk – w opi­nii nie­któ­rych głos z tam­te­go świa­ta.

Scep­ty­ko­wi ła­two zbyć i zba­ga­te­li­zo­wać po­dob­ne zja­wi­ska. Zda­rze­nie pa­ra­nor­mal­ne bez to­wa­rzy­szącej mu hi­sto­rii jest ulot­ne. Tym, co przy­da­je mu „praw­dzi­wo­ści” i trwa­ło­ści, przy­naj­mniej w pew­nym sen­sie, jest hi­sto­ria, opo­wie­ść, któ­ra po­zwa­la owe­mu zja­wi­sku za­ko­rze­nić się w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści. Po­czu­cie nie­sa­mo­wi­to­ści – że coś jest nie­zu­pe­łnie w po­rząd­ku, że do­szło do ja­kie­goś drob­ne­go za­chwia­nia – do­ma­ga się wy­ja­śnie­nia. Szu­ka­jąc go, często zwra­ca­my się ku du­chom. Hi­sto­ria o du­chach nie spo­wo­du­je, że po­czu­cie nie­sa­mo­wi­to­ści znik­nie, ale może – ni­czym małż two­rzący per­łę wo­kół ziarn­ka pia­sku – prze­kszta­łcić je w coś bar­dziej sta­bil­ne­go, mniej nie­po­ko­jące­go.

An­giel­skie sło­wo haun­ting, czy­li „na­wie­dza­nie”, na dłu­go za­nim za­częto je ko­ja­rzyć z du­cha­mi, ozna­cza­ło po pro­stu „od­wie­dzać coś re­gu­lar­nie”, tak jak na­sto­lat­ki od­wie­dza­ją park, a ama­to­rzy al­ko­ho­lu bary[4*]. Ka­mie­ni­ca Tre­dwel­lów i po­dob­ne jej domy mogą być za­tem na­wie­dzo­ne w tym wła­śnie sen­sie, na­zna­czo­ne po­zo­sta­ło­ścia­mi daw­nych czyn­no­ści, ry­sa­mi w podło­gach i ścia­nach – tak jak­by ana­li­zu­jąc te śla­dy, mo­żna było po­znać co­dzien­ne zwy­cza­je lu­dzi, któ­rzy w nich miesz­ka­li.

Zja­wy w Mer­chant’s Ho­use wy­ła­nia­ją się nie tyl­ko z uczu­cia nie­sa­mo­wi­to­ści, ja­kie nas ogar­nia pod wpły­wem skrzy­pi­ące­go drew­na i za­byt­ko­wej ar­chi­tek­tu­ry, lecz ta­kże z opo­wie­ści o nie­gdy­siej­szych miesz­ka­ńcach, któ­re la­ta­mi były prze­ka­zy­wa­ne z ust do ust i cza­sem ubar­wia­ne, by zwi­ęk­szyć ich dra­ma­tyzm. W opo­wie­ściach o Ger­tru­de pod­kre­śla się, że ni­g­dy nie wy­szła za mąż; że kie­dy oj­ciec nie za­ak­cep­to­wał je­dy­ne­go za­lot­ni­ka, ja­kie­go mia­ła, przy­rze­kła mu, że będzie miesz­kać w tym domu sa­mot­nie. Sta­ra pan­na, po­słusz­na ży­cze­niom ojca na­wet po jego śmier­ci, wy­da­je się po­sta­cią tra­gicz­ną, wręcz na gra­ni­cy obłędu. Stra­szy­ła w Mer­chant’s Ho­use jesz­cze przed swo­ją śmier­cią – roz­chwia­na emo­cjo­nal­nie, sa­mot­na, nie­zdol­na za­po­mnieć o lo­jal­no­ści wo­bec ro­dzi­ca.

Z ko­lei jej brat Sa­mu­el, któ­ry ni­g­dy ni­cze­go nie osi­ągnął i zo­stał wy­dzie­dzi­czo­ny przez ro­dzi­nę, na­zy­wa­ny jest czar­ną owcą. To odro­bi­nę nie­spra­wie­dli­we. Sa­mu­el po­sze­dł w śla­dy ojca i zo­stał kup­cem; han­dlo­wał por­ce­la­ną i na­czy­nia­mi sto­ło­wy­mi, choć nie uda­ło mu się po­wtó­rzyć suk­ce­su Se­abu­ry’ego. Zo­stał wy­kre­ślo­ny z te­sta­men­tu ojca głów­nie z po­wo­du dłu­gów, ja­kie za­ci­ągnął w la­tach po woj­nie se­ce­syj­nej. (Se­abu­ry utwo­rzył je­dy­nie trust dla cór­ki Sa­mu­ela). Ale le­gen­dy zwi­ąza­ne z Mer­chant’s Ho­use wy­ol­brzy­mia­ją na­pi­ęcie i roz­mia­ry ro­dzin­ne­go spo­ru, ucie­ka­jąc się do me­lo­dra­ma­tycz­nych ka­ry­ka­tur. Wi­zja du­cha Sa­mu­ela jest dużo bar­dziej eks­cy­tu­jąca i strasz­na, je­śli za­ło­ży się, że przy­był zza gro­bu upo­mnieć się o na­le­żne mu dzie­dzic­two.

Ger­tru­de Tre­dwell, sta­ra pan­na, któ­ra zda­wa­ła się nie przyj­mo­wać do wia­do­mo­ści upły­wu cza­su w miej­scu tak dy­na­micz­nym i zmien­nym jak Nowy Jork, ucie­le­śnia cały sze­reg wy­obra­żeń i lęków zwi­ąza­nych z ko­bie­ta­mi, ży­ciem do­mo­wym i no­wo­cze­sno­ścią. Po­dob­nie w du­chu ob­dar­te­go Sa­mu­ela Tre­dwel­la od­naj­du­je­my hi­sto­rię wy­dzie­dzi­cze­nia i oj­cow­skie­go roz­cza­ro­wa­nia, któ­ra od­zwier­cie­dla spo­sób, w jaki na­sza kul­tu­ra trak­tu­je mężczyzn nie­od­po­wia­da­jących pew­nym ide­ałom męsko­ści. Do­dać do tego na­le­ży por­tret de­spo­ty Se­abu­ry’ego, a wte­dy Mer­chant’s Ho­use pod­su­wa nam nie­po­ko­jący ob­ra­zek ame­ry­ka­ńskiej ro­dzi­ny, sprzecz­ny z usta­lo­ny­mi wy­obra­że­nia­mi o tym, jak po­win­ni się za­cho­wy­wać oj­ciec i jego dzie­ci.

Oprócz zja­wisk pa­ra­nor­mal­nych sta­re bu­dyn­ki na­wie­dza­ją ta­kże wspo­mnie­nia: o tych, któ­rzy kie­dyś je za­miesz­ki­wa­li, oraz te, któ­re my wno­si­my. Osta­tecz­nie je­ste­śmy na­ucze­ni łączyć pa­mi­ęć i prze­strzeń. Mniej wi­ęcej w tych sa­mych cza­sach, gdy Pli­niusz Młod­szy pi­sał o na­wie­dzo­nym domu Ate­no­do­ra, wiel­cy mów­cy – Cy­ce­ro, a po­tem Kwin­ty­lian – opra­co­wa­li tech­ni­kę po­zwa­la­jącą za­pa­mi­ęty­wać duże ilo­ści in­for­ma­cji, zwa­ną „pa­ła­cem pa­mi­ęci”[7]. Za­miast pró­bo­wać utrwa­lić coś w pa­mi­ęci bez­po­śred­nio, mo­żna so­bie wy­obra­zić dom i „umie­ścić” ró­żne części in­for­ma­cji w po­szcze­gól­nych po­ko­jach. Na przy­kład pierw­szy punkt prze­mó­wie­nia umiesz­cza się w holu we­jścio­wym, dru­gi w pierw­szym po­ko­ju i tak da­lej. By od­two­rzyć całą prze­mo­wę, ora­tor musi po pro­stu „prze­jść” przez dom w swo­im umy­śle i re­kon­stru­ować jej ko­lej­ne frag­men­ty, prze­mie­rza­jąc po­ko­je. Ta tech­ni­ka wska­zu­je, że pa­mi­ęć jest w pew­nym stop­niu prze­strzen­na, a przy­naj­mniej przy­sto­so­wa­na do prze­strzen­ne­go funk­cjo­no­wa­nia: na­sze mó­zgi pra­cu­ją w taki spo­sób, że przy­pi­su­ją war­to­ści lub zna­cze­nia men­tal­ne miej­scom, któ­re od­wie­dza­my.

I tak jak wy­my­ślo­ne bu­dow­le mogą być przy­dat­ne w za­pa­mi­ęty­wa­niu in­for­ma­cji, praw­dzi­we, ma­te­rial­ne domy mogą mieć wła­sną pa­mi­ęć – na­wet je­śli sta­no­wi ona tyl­ko na­szą pro­jek­cję. Na­wie­dzo­ny dom jest urze­czy­wist­nio­nym pa­ła­cem pa­mi­ęci: fi­zycz­ną prze­strze­nią prze­cho­wu­jącą wspo­mnie­nia, któ­re w prze­ciw­nym ra­zie ule­gły­by za­po­mnie­niu lub za­cho­wa­ły się je­dy­nie we frag­men­tach. Pod nie­wi­dzial­nym ci­ęża­rem tych wspo­mnień i zwy­cza­ja­mi tych, któ­rzy kie­dyś za­miesz­ki­wa­li te miej­sca, wy­czu­wa­my drże­nie zjaw.

Du­chy, jak pi­sze hi­sto­ryk Tho­mas W. La­qu­eur, są „wy­obra­że­niem nie­wy­obra­żal­ne­go: zma­rłych, któ­rzy gdzieś prze­by­wa­ją”[8]. W świe­cie, w któ­rym nie­mal ka­żdą chwi­lę ży­cia fo­to­gra­fu­je się, za­pi­su­je i do­ku­men­tu­je, fra­pu­ją nas te luki z prze­szło­ści. Po­szu­ki­wa­nie du­chów może być pró­bą zre­kon­stru­owa­nia tego, co utra­co­ne. Prze­sie­wa­jąc czas, aże­by wy­do­być z nie­go za­wie­ru­szo­ne lub za­po­mnia­ne hi­sto­rie, na­słu­chu­je­my gło­sów pro­szących o pa­mi­ęć. Opo­wie­ści nie­sa­mo­wi­te krążą wo­kół nie­do­ko­ńczo­nych spraw, ze­rwa­nych zwi­ąz­ków, rze­czy nie­wy­ja­śnio­nych. Pro­po­nu­ją al­ter­na­tyw­ny ro­dzaj hi­sto­rii i wy­do­by­wa­ją na pierw­szy plan to wszyst­ko, co w in­nym wy­pad­ku zo­sta­ło­by po­mi­ni­ęte. Po­zwa­la­ją po­ru­szać wąt­ki, o któ­rych nor­mal­nie roz­ma­wiać nam nie wol­no; są za­ka­za­ną prze­szło­ścią, bez­piecz­nie – jak sądzi­li­śmy – za­mu­ro­wa­ną. Wy­pe­łnia­ją luki i przy oka­zji po­ma­ga­ją uśmie­rzyć na­sze lęki, do­star­cza­jąc wy­ja­śnień po la­tach. Tak jak ży­cie Ger­tru­de Tre­dwell jest źró­dłem krążących na jej te­mat hi­sto­rii, tak le­gen­da o du­chu na­da­je sens jej eg­zy­sten­cji. Dzi­ęki hi­sto­riom nie­sa­mo­wi­tym mo­żna uzu­pe­łnić nie­kom­plet­ne, frag­men­ta­rycz­ne lub nie­ocze­ki­wa­ne aspek­ty czy­je­jś bio­gra­fii.

W swo­jej pra­cy na te­mat opo­wie­ści nie­sa­mo­wi­tych z do­li­ny rze­ki Hud­son w sta­nie Nowy Jork Ju­dith Ri­chard­son opi­su­je, jak to w szcze­gól­no­ści je­den duch zmie­niał kszta­łt wraz z upły­wem dzie­si­ęcio­le­ci, od­po­wia­da­jąc na po­trze­by ró­żnych cza­sów[9]. Przez po­nad dwie­ście lat miesz­ka­ńcy wio­ski Le­eds do­no­si­li, że uka­zu­je im się upior­ne wid­mo ko­nia ga­lo­pu­jące­go głów­ną dro­gą i wlo­kące­go za sobą mło­dą ko­bie­tę. Ta hi­sto­ria w swej naj­bar­dziej pod­sta­wo­wej for­mie opo­wia­da o okrut­nym panu, któ­ry za­bił mło­dą słu­żącą za ja­kąś drob­ną prze­wi­nę. Gdy w po­wie­ści The Su­ther­lands (Su­ther­lan­do­wie) z 1862 roku wspo­mnia­ła o niej pi­sar­ka Mi­riam Co­les Har­ris, ofia­rą była nie­wol­ni­ca o afro­in­dia­ńskich ko­rze­niach. Har­ris wy­ko­rzy­sta­ła ją, by stwo­rzyć przy­po­wie­ść na wzór Cha­ty wuja Toma i pod­dać kry­ty­ce nie tyl­ko in­sty­tu­cję nie­wol­nic­twa, lecz ta­kże bia­łą lud­no­ść Pó­łno­cy za wspó­łu­dział w tym pro­ce­de­rze. W 1896 roku ta sama zja­wa po­ja­wia się w ksi­ążce My­ths and Le­gends of Our Own Land (Mity i le­gen­dy na­szej oj­czy­zny) Char­le­sa M. Skin­ne­ra, te­raz jed­nak jest bia­łą imi­grant­ką z Eu­ro­py, co od­zwier­cie­dla za­in­te­re­so­wa­nie Skin­ne­ra ró­żni­ca­mi kla­so­wy­mi i wal­ką pro­le­ta­ria­tu. We wspó­łcze­snych wer­sjach tej hi­sto­rii bra­ku­je już tła po­li­tycz­ne­go, na przy­kład w wy­da­nej w 2002 roku ksi­ążce przy­wo­łu­jącej le­gen­dę z Le­eds o et­nicz­nym dzie­dzic­twie nie­wol­ni­cy w ogó­le się nie wspo­mi­na, a ró­żni­ce kla­so­we są ze­pchni­ęte na dal­szy plan[10]. Jej pan jest wci­ąż okrut­ny i bez­dusz­ny, jawi się już jed­nak jako in­dy­wi­du­al­ne wcie­le­nie zła, a nie re­pre­zen­tant ze­psu­tej kla­sy spo­łecz­nej.

Ana­li­za tego, jak i dla­cze­go wraz z upły­wem cza­su zmie­nia­ją się hi­sto­rie o du­chach, może do­star­czyć spo­ro in­for­ma­cji o na­szych spo­so­bach mie­rze­nia się z lęka­mi i oba­wa­mi. Na­wet je­śli opo­wie­ści te opie­ra­ją się na fak­tach, za­nim za­wład­ną na­szą wy­obra­źnią, zo­sta­ją często zna­cząco udra­ma­ty­zo­wa­ne i za­fa­łszo­wa­ne, a wy­ło­wie­nie owych zmian jest klu­czo­we dla zro­zu­mie­nia tego, jak du­chy kszta­łtu­ją na­sze re­la­cje z prze­szło­ścią.

Lu­bi­my po­strze­gać Sta­ny Zjed­no­czo­ne jako jed­no­li­tą, spój­ną ca­ło­ść ba­zu­jącą na po­stępie i nie­prze­rwa­nym do­sko­na­le­niu się w cno­cie, gdzie hi­sto­ria od­zwier­cie­dla ci­ągłe dąże­nie do osi­ągni­ęcia spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej – jed­nak wszech­obec­no­ść du­chów su­ge­ru­je coś in­ne­go. Zja­wy, któ­re na­wie­dza­ją na­sze lasy, cmen­ta­rze, domy oraz mia­sta, po­ja­wia­ją się w chwi­lach nie­po­ko­ju i wska­zu­ją na nie­sta­bil­no­ść na­ro­do­wej i lo­kal­nej to­żsa­mo­ści. Hi­sto­ria o du­chach jest tym, co Freud na­zy­wał „po­wro­tem wy­par­te­go”[11], gdy coś, o czym wo­le­li­by­śmy za­po­mnieć, po­wra­ca w in­nej po­sta­ci – ta­kiej jak słyn­na „freu­dow­ska po­my­łka” (sam na­zy­wał ją pa­ra­prak­sją) – i ujaw­nia coś, co ukry­li­śmy głębo­ko w nie­świa­do­mo­ści.

Ame­ry­ka­ńskie hi­sto­rie nie­sa­mo­wi­te są same w so­bie sna­mi (lub kosz­ma­ra­mi) na­ro­du, freu­dow­ski­mi po­my­łka­mi ca­łych spo­łecz­no­ści: to nie­wy­god­ne i nie­pro­szo­ne echa cze­goś, co uwa­ża­li­śmy za daw­no mi­nio­ne i te­raz już nie­istot­ne. Pod­czas gdy hi­sto­rię Ame­ry­ki przed­sta­wia się w szko­łach jako se­rię wiel­kich, do­nio­słych prze­ło­mów, opo­wie­ści nie­sa­mo­wi­te trak­tu­ją o nie­uka­ra­nych zbrod­niach i po­stęp­kach, któ­re bu­dzą w nas po­czu­cie winy. Pro­po­nu­ją wy­ja­śnie­nie tego, co po­zor­nie nie­wy­ja­śnial­ne, zaj­mu­ją się nie­spra­wie­dli­wo­ścia­mi po fak­cie i dają wy­raz na­szym nie­wy­po­wie­dzia­nym pra­gnie­niom i lękom. Mogą też rów­nie ła­two wpy­chać rze­czy­wi­sto­ść z po­wro­tem w usta­lo­ne ramy, za­stępu­jąc jej cha­os wy­tar­ty­mi kli­sza­mi i miej­ski­mi le­gen­da­mi. Ży­je­my w kra­ju za­pa­trzo­nym w przy­szło­ść, tyle że mie­wa on kło­po­ty z roz­li­cza­niem się z prze­szło­ścią lub czy­na­mi na­szych przod­ków. Świat du­chów sta­je się za­tem jesz­cze jed­ną are­ną, na któ­rej mo­żna się zmie­rzyć ze wsty­dli­wy­mi roz­dzia­ła­mi ame­ry­ka­ńskiej hi­sto­rii, ta­ki­mi jak nie­wol­nic­two czy eks­ter­mi­na­cja lud­no­ści in­dia­ńskiej, i po­now­nie je osądzić. Nie­wy­god­ne praw­dy, po­grze­ba­ne ta­jem­ni­ce, pod­wa­ża­ne nar­ra­cje: hi­sto­rie nie­sa­mo­wi­te wy­ła­nia­ją się z kra­iny cie­ni, są od­po­wie­dzią na to, co za­gad­ko­we i nie do ko­ńca prze­pra­co­wa­ne.

Przez kil­ka lat pod­ró­żo­wa­łem po kra­ju i na­słu­chi­wa­łem du­chów. A nie ma ta­kie­go mia­sta, mia­stecz­ka, ta­kiej wio­ski na ame­ry­ka­ńskiej zie­mi, gdzie nie by­ło­by ich pe­łno. Za­cząłem od naj­słyn­niej­szych na­wie­dzo­nych miejsc, któ­re za­wład­nęły wy­obra­źnią na­ro­du, a ich le­gen­dy wy­da­ją się naj­bar­dziej no­śne. Szu­ka­łem du­chów, któ­rych hi­sto­rie prze­ma­wia­ją szcze­gól­nie moc­no do świa­do­mo­ści Ame­ry­ka­nów, a jed­no­cze­śnie są zwi­ąza­ne z kon­kret­ny­mi bu­dyn­ka­mi.

Nie za­wsze wie­dzia­łem od razu, co mnie do da­ne­go miej­sca przy­wa­bi­ło. Cza­sem po pro­stu obec­no­ść w ja­ki­mś bu­dyn­ku – na przy­kład noc spędzo­na w na­wie­dzo­nym ho­te­lu – wy­star­czy­ła, że­bym za­pra­gnął do­wie­dzieć się o nim cze­goś wi­ęcej. Duża część ni­niej­szej ksi­ążki jest efek­tem wsłu­chi­wa­nia się w ró­żne hi­sto­rie nie­sa­mo­wi­te, lecz ta­kże w same bu­dow­le, mogą one bo­wiem wy­da­wać się żywe i in­try­gu­jące z ra­cji swe­go wie­ku lub ory­gi­nal­nej ar­chi­tek­tu­ry. Po ka­żdym domu, któ­re­go kon­struk­cja od­bie­ga nie­co od nor­my, naj­częściej krążą zja­wy. Wy­da­je się, że język du­chów stał się wa­żnym (choć abs­trak­cyj­nym) spo­so­bem mó­wie­nia o kon­kret­nym miej­scu i jego ar­chi­tek­tu­rze.

Ró­żne mia­sta i obiek­ty za­byt­ko­we w ca­łych Sta­nach Zjed­no­czo­nych ob­wiesz­cza­ją gło­śno, że mają naj­wi­ęcej zjaw na metr sze­ścien­ny oraz naj­wy­ższą ak­tyw­no­ść pa­ra­nor­mal­ną, chcą bo­wiem za­słu­żyć na mia­no „naj­częściej na­wie­dza­nych przez du­chy”. Ka­żde wi­ęk­sze mia­sto w USA ofe­ru­je ghost tour – wy­ciecz­kę, pod­czas któ­rej mo­żna po­lo­wać na zim­ne stre­fy lub wi­bra­cje pola elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go czy w inny spo­sób szu­kać do­wo­dów na ist­nie­nie zja­wisk nad­na­tu­ral­nych. Trend ten z cza­sem za­częto na­zy­wać „mrocz­ną tu­ry­sty­ką” i bra­nża ta dy­na­micz­nie się roz­wi­ja. Jak wy­ja­śnia geo­graf Glenn Gen­try, ogląda­nie na­wie­dzo­nych miejsc jest po­pu­lar­ne wśród tu­ry­stów, bo „dają one do­stęp do nie­ofi­cjal­nej wie­dzy, bru­dów i za­ku­li­so­wych ta­jem­nic”[12]. Są to za­tem plot­ki o ce­le­bry­tach w wer­sji hi­sto­rycz­nej, nie­oby­czaj­na sfe­ra prze­szło­ści, a ci­ągnie nas do nich, bo stan­dar­do­wa hi­sto­ria często tyle samo ujaw­nia, co przy­sła­nia.

W po­szu­ki­wa­niu tej dru­giej hi­sto­rii – za­sło­ni­ętej, za­po­mnia­nej i zby­wa­nej – prze­pro­wa­dzi­łem roz­mo­wy z po­szu­ki­wa­cza­mi du­chów i spi­ry­ty­sta­mi, hi­sto­ry­ka­mi lo­kal­nych spo­łecz­no­ści i kon­ser­wa­to­ra­mi za­byt­ków. Czy­ta­łem pra­ce aka­de­mic­kie i tan­det­ne prze­wod­ni­ki, po­rów­ny­wa­łem le­gen­dy z hi­sto­rycz­ny­mi za­pi­ska­mi, usi­łu­jąc do­ko­pać się do ge­ne­alo­gii kon­kret­nych du­chów i po­wo­dów, dla któ­rych po­ko­cha­li­śmy te, a nie inne hi­sto­rie. Co spra­wia, że ja­kieś miej­sce jest na­wie­dzo­ne? Kie­dy skrzy­pi­ąca klep­ka sta­je się czy­mś wi­ęcej niż tyl­ko skrzy­pi­ącą klep­ką? I co się czai za hi­sto­ria­mi o du­chach? Sta­ra pan­na za­mkni­ęta w nisz­cze­jącym domu, skrzyw­dzo­na nie­wol­ni­ca na plan­ta­cji, któ­rej du­sza nie może za­znać spo­ko­ju – co pró­bu­ją nam po­wie­dzieć zza gro­bu?

Od­po­wie­dzi nie kry­ją się wy­łącz­nie w do­mach, ale też w ho­te­lach i wi­ęzie­niach, na mo­stach i cmen­ta­rzach. Cho­ciaż praw­do­po­do­bie­ństwo wy­stępo­wa­nia du­chów jest wi­ęk­sze w bu­dyn­kach miesz­kal­nych, inne miej­sca też mogą nam opo­wie­dzieć swo­ją hi­sto­rię. Ni­niej­sza ksi­ążka prze­cho­dzi od prze­strze­ni pry­wat­nych do tych o cha­rak­te­rze pu­blicz­nym – skle­pów, lo­ka­li, in­sty­tu­cji, a w ko­ńcu do ca­łych miast. Ja­kie ta­jem­ni­ce skry­wa­ją mia­stecz­ka? Dla­cze­go du­chy nie od­cho­dzą, gdy bu­dyn­ki opusz­cza­ją ich żywi miesz­ka­ńcy?

Ana­li­za miej­sco­wych hi­sto­rii o du­chach – skąd po­cho­dzą, jak ewo­lu­owa­ły, jak się je opo­wia­da – może nam spo­ro wy­ja­wić o rze­ko­mo za­mkni­ętej i wy­ja­śnio­nej prze­szło­ści.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

PRZY­PI­SY

OD AU­TO­RA / WPRO­WA­DZE­NIE. ANA­TO­MIA NA­WIE­DZE­NIA

[1] Ja­mes Bo­swell, Ży­wot dok­to­ra Sa­mu­ela John­so­na, przeł. Ta­de­usz Jan Deh­nel, War­sza­wa 1962, s. 224.
[2] Hi­sto­rie nie­sa­mo­wi­te z mu­zeum Mer­chant’s Ho­use zo­sta­ły ze­bra­ne przez An­tho­ny’ego Bel­lo­va w: Some Say They Ne­ver Left. Ta­les of the Stran­ge and In­e­xpli­ca­ble at the Mer­chant’s Ho­use Mu­seum, New York 2007. Wszyst­kie cy­ta­ty – je­śli nie za­zna­czo­no ina­czej – w tłu­ma­cze­niu wła­snym.
[3] Pli­niusz Młod­szy, Li­sty, t. 2, przeł. Ro­man Zio­łec­ki, Wro­cław 1837, s. 263.
[4] Ta­mże, s. 265.
[5] Lee Spe­igel, Spo­oky Num­ber of Ame­ri­cans Be­lie­ve in Gho­sts, „Huf­fing­ton Post”, 8 lu­te­go 2013.
[6] Hi­sto­rię mu­zeum Mer­chant’s Ho­use naj­le­piej przed­sta­wio­no w: Mary L. Knapp, An Old Mer­chant’s Ho­use. Life at Home in New York City, 1835–65, New York 2012.
[7] O pa­ła­cach pa­mi­ęci zob. Fran­ces A. Yates, The Art of Me­mo­ry, Lon­don 2001.
[8] Tho­mas W. La­qu­eur, The Work of the Dead. A Cul­tu­ral Hi­sto­ry of Mor­tal Re­ma­ins, Prin­ce­ton 2015, s. 69.
[9] Zob. Ju­dith Ri­chard­son, Po­sses­sions. The Hi­sto­ry and Uses of Haun­ting in the Hud­son Val­ley, Cam­brid­ge 2003, s. 103–109.
[10] Zob. Den­nis Wil­liam Hauck, Haun­ted Pla­ces. The Na­tio­nal Di­rec­to­ry, New York 2002, s. 297.
[11] Sig­mund Freud, In­tro­duc­to­ry Les­sons on Psy­cho-Ana­ly­sis, na j. an­giel­ski przeł. Ja­mes Stra­chey, New York 1989, s. 29.
[12] Cyt. za: Tiya Mi­les, Ta­les from the Haun­ted So­uth. Dark To­urism and Me­mo­ries of Sla­ve­ry from the Ci­vil War Era, Cha­pel Hill 2015, s. 10.
[1*] Pas rdzy (ang. rust belt) – te­re­ny na pó­łnoc­nym wscho­dzie USA, gdzie po­zo­sta­ło wie­le za­mkni­ętych i opusz­czo­nych za­kła­dów prze­my­słu ci­ężkie­go (przyp. tłum.).
[2*] Zim­na stre­fa (ang. cold spot) – w ter­mi­no­lo­gii po­szu­ki­wa­czy du­chów ob­szar o ni­ższej tem­pe­ra­tu­rze względem oto­cze­nia, ma­jący sta­no­wić ma­ni­fe­sta­cję pa­ra­nor­mal­nej ak­tyw­no­ści, jako że du­chy, aby się uka­zać lub w inny spo­sób za­sy­gna­li­zo­wać swo­ją obec­no­ść, mu­szą po­brać ener­gię ze świa­ta ma­te­rial­ne­go (przyp. tłum.).
[3*] EVP (ang. Elec­tro­nic Vo­ice Phe­no­me­na) – elek­tro­nicz­ne zja­wi­ska gło­so­we, na­gra­nia dźwi­ęków nie­wia­do­me­go po­cho­dze­nia (przyp. tłum.).
[4*] Jak po­da­je Oxford En­glish Dic­tio­na­ry, uży­wa­ne w tym zna­cze­niu sło­wo haun­ting wy­prze­dza o kil­ka stu­le­ci sko­ja­rze­nia z du­cha­mi, gdyż do­pie­ro w cza­sach Szek­spi­ra za­czy­na się nim okre­ślać od­wie­dzi­ny z za­świa­tów.