Furia wikingów. Ogień zagłady - Daniel Komorowski - ebook

Furia wikingów. Ogień zagłady ebook

Komorowski Daniel

4,3

Opis

Co przyniesie wielka wojna Danów ze Swionami? Kto przeżyje, a kto polegnie? I co stanie się z tronem Norwegii?

Ivar poszerza swoje wpływy w angielskich królestwach. Nowe sojusze bywają kłopotliwe i dopiero nadchodzące bitwy pokażą, kto jest prawdziwą potęgą. Władza nad żywiołem niekiedy bywa okupiona straszliwą ceną.

Narodziny potomków wielkiego wojownika niosą nadzieję na umocnienie chwały potężnego królestwa, jednak na horyzoncie już rysuje się widmo zdrad, oszustw i nielojalności, które wypalą niezatarte piętno i zmuszą bohaterów do krwawej zemsty.

Wielka wojna między braćmi wybuchnie w chwili, gdy rozkład sił na kontynencie znowu ulega zmianie, bo do głosu dochodzi autorytet Rzymu.

Wbrew pozorom zwycięstwo nie zawsze jest lepsze od porażki. Czy wrota Valhalli już na zawsze pozostaną dla zdrajcy zamknięte?

Daniel „Dantez” Komorowski – od zawsze zainteresowany średniowieczem, ówczesnymi wojami i bitwami. Najbardziej zafascynowali go wikingowie, dzięki czemu powstała ta książka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 444

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (15 ocen)
8
4
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MilenaLulk

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mam czasuusze czytać parafrazując Sigurda starszego 🙈 jeśli coś stało się amirze znajdę cię Panie Danielu i rzucę żabom na pożarcie
00

Popularność




 

 

Wydawnictwo REPLIKA poleca także

wcześniejsze książki Daniela Komorowskiego:

 

Furia wikingów

Gniew Północy

Potęga zemsty

Czas chaosu

 

 

 

Copyright © Daniel Komorowski

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2021

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

 

Redakcja

Lidia Ryś

 

Korekta

Danuta Urbańska

 

Skład i łamanie

Dariusz Nowacki

 

Projekt okładki

Mikołaj Piotrowicz

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

 

Wydanie elektroniczne 2021

 

eISBN 978-83-66989-69-6

 

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60–175 Poznań

[email protected]

www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

– I –

 

Hedeby

 

 

 

Flota Ivara dobiła do brzegu w Hedeby. Dowódca zszedł na ląd, gdzie został powitany przez zebranych tłumnie Danów, którzy byli ciekawi, jak zakończyła się wyprawa do Birki i Sigtuny, gdzie panował Skallagrim. Każdy chciał poznać historię o odbiciu Aidana. Nie było możliwości, aby się to nie udało. W końcu Bezkostny sam dowodził wyprawą, więc co mogłoby pójść nie tak, skoro zawsze osiągał każdy postawiony przed sobą cel?

Ivar stawiał pierwsze kroki na duńskiej ziemi, a zgromadzeni schodzili mu z drogi, ustępując miejsca. Jedni kłaniali mu się, inni poklepywali go po ramionach i plecach. Wszyscy okazywali mu głęboki szacunek, a nawet uwielbienie.

Zgromadzony tłum rozstąpił się w pewnym momencie, otwierając drogę przed dowódcą. Oczom Ivara ukazała się biegnąca w jego kierunku Amira, która nie zważając na nic, rzuciła mu się na szyję, kiedy się do siebie zbliżyli. Księżniczki nie interesował ani wynik wyprawy, ani ludzie dookoła. Liczyło się dla niej tylko to, że Ivar wrócił ze Szwecji cały i zdrów, nic więcej nie miało znaczenia. Wpadła w ramiona ukochanego i złożyła na jego ustach pocałunek pełen miłości.

– Wróciłeś! – odezwała się, odrywając się od niego na chwilę, po czym jeszcze raz go pocałowała, wywołując szczery uśmiech na jego twarzy. Wśród zgromadzonych dał się słyszeć pomruk zadowolenia, a nawet i lekkiej zazdrości, jaką budził widok zakochanej, pięknej kobiety, witającej dowódcę wyprawy.

– Do ciebie zawsze wrócę – odpowiedział Ivar, patrząc jej prosto w oczy, a jego spojrzenie mówiło, że może być pewna tych słów.

Trwali w uścisku, bo choć nie widzieli się zaledwie kilkanaście dni, to już czuli ogromną tęsknotę.

Na brzegu pojawiali się kolejno pozostali wojowie biorący udział w wyprawie, w tym Ubbe i Sigurd, którzy stanęli obok starszego brata, jeden po jego prawej stronie, drugi po lewej. Brakowało Hvitserka i Aidana, dla którego wyprawa się odbyła.

– Gdzie Aidan? Nie widzę go z wami? – odezwała się w końcu Amira. Zadała pytanie, które cisnęło się na usta większości zgromadzonych. Nie rozumieli, dlaczego Ivar wrócił z wielkimi siłami, bez strat, ale jednak bez brata, po którego płynął.

– Aidan nas zdradził – odparł krótko Bezkostny, nie ujawniając, jak bardzo go ten fakt zabolał ani jak bardzo się na nim zawiódł. – Ten niewdzięczny gnojek wybrał Skallagrima.

– Został w Szwecji? Nie chciał wracać? – dopytywała się, szczerze zaskoczona, księżniczka. – Nic z tego nie rozumiem.

– Mało tego, że nie chciał wracać, to pragnął z nami wojny – powiedział wciąż spokojnym tonem Ivar, choć w jego oczach można było dostrzec gniew. – Chciał z nami walczyć. Nie traktował nas jak braci, lecz jak wrogów.

– Już nie jest naszym bratem – wtrącił się Sigurd z nienawiścią w głosie. Był najbardziej zżyty z Aidanem i najboleśniej odczuwał stratę. Obaj byli w tym samym wieku i zawsze trzymali się razem, choć tylko jeden z nich był prawdziwym synem Ragnara. – Wyrzekł się nas…

– I naszego ojca – dodał Ubbe.

– Tak po prostu? – dopytywała się Amira, którą wielce dziwiły słyszane wieści. – Aidan by tego nigdy nie zrobił.

– A jednak! – powiedział Ivar, po czym rozejrzał się dookoła. Następnie cofnął się do łodzi, wszedł na jej burtę i trzymając się liny, zawołał do tłumu: – Danowie! Wszyscy chcecie wiedzieć, jak zakończyły się walki o Birkę. Otóż wygraliśmy! Flota Skallagrima i posłusznych mu jarlów została przez nas starta w proch! – zakrzyknął, na co tłum zaniósł się gromkimi okrzykami, okazując zadowolenie. Po krótkiej chwili Ivar mówił dalej: – Wielki udział w naszym zwycięstwie miał Harald Pięknowłosy z synem Haakonem, którzy wsparli nas swoją flotą, co przeważyło szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Norwegia znowu została przyjacielem Danii, jak to było za życia mego ojca Ragnara! – powiedział dumnie Ivar, lecz w jego głosie można było usłyszeć smutek i nie był on wywołany wspomnieniem o ojcu. – Odkupując winy swoje i Eryka, Norwegia poniosła ogromną stratę – Bezkostny powiódł wzrokiem po zgromadzonych – podczas walk o Birkę zginął Harald Pięknowłosy…

Wśród tłumu rozległ się jęk zawodu. Nikt nie spodziewał się takich wieści. Choć Danowie nie kochali Norwegów, to informacja o śmierci ich władcy zasmuciła zebranych.

– Jak zginął? – zapytał ktoś z tłumu.

– Od strzały.

– Chwała Haraldowi! – rozległ się okrzyk, a zaraz po nim trzykrotnie wyskandowano imię Haralda.

– Niech świętuje z Ragnarem i bogami w Valhalli! – dodał donośnie Ivar, a kiedy tłum nieco ucichł, dalej zdawał relację z wyprawy: – Niestety, nie tylko Norwegia poniosła duże straty. Wyprawa do Szwecji, choć zwycięska, przyniosła nam dużo smutku, gdyż straciliśmy Aidana, którego nasz król, mój ojciec, przygarnął pod swój dach i wychowywał jak syna. Aidan wyrzekł się jego miłości, naszych braterskich więzi i wszystkiego, co duńskie. Wybrał Skallagrima i Szwecję. Uznał Danię za wroga, choć dała mu dom, kiedy rodzony ojciec go porzucił.

Tłum słuchał przemowy Ivara w skupieniu. Niektórzy kręcili głowami, nie dowierzając jego słowom, inni życzyli Aidanowi wszystkiego, co najgorsze, gdyż wyrzekając się Ragnara, zdradził ich wszystkich.

– Zabiłeś go?! – rzucił donośnie ktoś ze zgromadzonych, na co kilku przytaknęło żwawo, oczekując właściwej kary dla zdrajcy. Dla takich nie ma litości.

– I Aidan, i jego parszywy ojciec Skallagrim poszli na dno! – odparł Ivar. – Kiedy uciekali, zarzuciliśmy ich łodzie pociskami z katapult. Ciał nie znaleźliśmy.

– Oby zdechli w wodach Birki! – odezwał się Ubbe.

– Przywieźliśmy wiele złota i srebra, które wypełni nasz skarbiec na bardzo długo. Wszyscy uczestnicy wyprawy otrzymają udział w łupie jako nagrodę za dzielną walkę! – dodał Bezkostny, a tłum wydał radosny okrzyk na wieść o złocie, jakie miało przypaść wojom w udziale. Część z nich wzięła się za zdejmowanie z łodzi wypełnionych bogactwami skrzyń, którymi były zastawione pokłady. – Lecz to później! – stwierdził Ivar stanowczo. – Teraz dajcie mi się nacieszyć żoną, a wieczorem zapraszam na biesiadę. Będziemy ucztować i bawić się. Musimy wypić za Haralda i pozostałych poległych.

Zadowolony z powrotu Ivar ruszył z Amirą przed siebie. Skierowali się do komnat, gdzie po wielodniowej przerwie chcieli nacieszyć się swoją bliskością.

– Hvitserk popłynął z Antillą do Finlandii? – zapytała męża księżniczka, choć domyślała się odpowiedzi.

– Tak zdecydował – odparł Bezkostny. – Wybrał swoją drogę i prosił, żebym go nie powstrzymywał.

– Chce żyć z Finami, zamiast być tutaj ze swoim ludem?

– Hvitserk ma w tym swój cel i zgodziłem się z nim.

– Cel? Jaki?

– Taki, jaki przystoi wielkim wojownikom – odparł tajemniczo Ivar, który choć wolałby, aby Hvitserk powrócił z nim do domu, był z niego bardzo dumny. Zanim Bezkostny zdradził Amirze zamiary brata, głos zabrał Ubbe, który szedł za nimi i słyszał rozmowę.

– Nie powinieneś był mu pozwolić. Hvitserk jest tam zupełnie sam. Nie wiadomo, co go czeka z ich strony.

– Uwierz w brata, Ubbe. Hvitserk jest zdolny do wielkich rzeczy. Wiem, że nic złego mu się tam nie przytrafi.

– Dowiem się wreszcie, co zamierza tam zrobić? – zapytała niecierpliwie Amira.

– Chce wyzwać Antillę na pojedynek i zostać przywódcą Karelowów – odpowiedział jej Ivar z lekkim uśmiechem, jakby cel jego brata nie był czymś niezwykle trudnym i niebezpiecznym.

Amira przełknęła ślinę na myśl, czego chce się dopuścić Hvitserk. – Spokojnie, Hvitserk nie jest dzieckiem i nie zrobi tego pochopnie – dodał Ivar, widząc niepokój malujący się na twarzy żony. – Zamieszka z nimi, pozna ich zwyczaje, nauczy się ich stylu walki. Kiedy uzna, że jest gotów, w odpowiednim momencie zrobi to, co jest mu pisane.

– I mówisz to z takim spokojem? – zdziwiła się księżniczka.

– Hvitserk tego chce, a ja w niego wierzę. Poza tym bogowie są z nami, więc Hvitserk nie będzie w Finlandii zupełnie sam.

 

 

 

 

 

 

 

 

– II –

 

Finlandia. W tym samym czasie

 

 

 

Hvitserk siedział na placu w środku osady, przy wielkim ognisku, razem z wieloma rosłymi Finami. Był z nimi Antilla, ich dowódca. Choć panował chłód, wszyscy siedzieli na zewnątrz, zamiast schronić się w chatach czy w halli. Ogień nieco łagodził niską temperaturę. Hvitserkowi wydawało się, że jego towarzysze nic sobie nie robią z zimna. Finowie wyglądali, jakby wcale się nim nie przejmowali. Większość była co prawda odziana w futra lub skóry, jednak wojowie mieli je tylko narzucone na plecy. Siedzieli z nagimi torsami, jakby chcieli się oswoić z chłodem. Młody Dan, nie chcąc od nich odstawać, zrobił to samo i rozwiązał rzemienie swojego grubego futra, aby odsłonić pierś. Od razu poczuł przeszywający ból ogarniający całe ciało. Ciepło bijące od ognia na niewiele się zdało. Jednak postanowił się przemóc i dorównać towarzyszom. Chciał wytrwać i pokazać Finom, że nie jest od nich gorszy. Plemię Karelowów, którym rządził potężny i niepokonany w walce Antilla, miało zahartowane ciała. Przebywanie na mrozie z odkrytym torsem było jedną z lżejszych i mniej drastycznych umiejętności. Przed Hvitserkiem, który zdecydował się żyć pomiędzy Finami, było dużo o wiele bardziej wymagających sprawdzianów.

W ognisku, wokół którego siedzieli, wznosił się masywny rożen, na którym ułożone było mięso jelenia. Dookoła roznosił się zapach pieczonego mięsa i Hvitserkowi zaczynało już burczeć w brzuchu. Musiał jednak czekać, gdyż od przywódcy zależało, kiedy wszyscy będą mogli się posilić. Obowiązywała ustalona kolejność. Pierwszy po jedzenie sięgał wódz. Potem przychodził czas na dowódców, później na pozostałych wojowników. Wszystko według ścisłej hierarchii i siły. Mięsa jednak zawsze wystarczało dla wszystkich, choć dla pierwszych były najlepsze kąski. Hvitserk poznał już ten zwyczaj i miał zamiar bardzo szybko wspiąć się w panującej wśród Finów hierarchii. Póki co znajdował się gdzieś pośrodku, między dowódcami a wojownikami. Podczas starcia z Antillą, kiedy pierwszy raz wyzwał go do walki o przywództwo, pokazał swoją siłę. Choć przegrał, wsławił się odwagą. Choć powinien wtedy zginąć, teraz kroczył między nimi bez lęku. Drugi raz udowodnił swoją wartość podczas bitwy o Birkę, gdy walczył odważnie, jak przystało na wielkiego wojownika.

Tymczasem Antilla wstał ze swego miejsca i podszedł do piekącego się mięsa. Dowódca plemienia Karelowów nie był największym z Finów, lecz był dobrze zbudowany, barczysty, i miał w spojrzeniu coś, co wzbudzało trwogę. Hvitserk był pierwszym śmiałkiem, który wyzwał go na pojedynek. Choć Finowie nie chcieliby innego przywódcy niż Antilla, to młody Dan swoją odwagą zdobył ich szacunek.

Antilla uciął długim nożem kawał udźca, na który miał największą ochotę, po czym powoli wrócił na miejsce, aby spożyć posiłek. Dopiero kiedy usiadł, pozostali wojowie zaczęli podchodzić do ognia, aby zaspokoić swój głód. Hvitserk, jak gdyby nigdy nic, ruszył za dowódcami i razem z wojownikami zabrał swój przydział.

– Już niedługo nie będzie mnie tutaj – pomyślał sobie, kątem oka spoglądając na Antillę. – Jeszcze trochę i to ja będę dyktował zasady. Przywódca Karelowów spojrzał na Hvitserka, jakby czytał mu w myślach. Syn Ragnara skinął głową, wyrażając w ten sposób szacunek przywódcy, po czym pozwolił swoim myślom płynąć dalej: – Jeszcze trochę i zajmę twoje miejsce, bogowie mi świadkami. Szykuj się, Antillo.

 

 

 

 

 

 

 

 

– III –

 

Hedeby. Kilka godzin później

 

 

 

Wielka halla pękała w szwach. Mieszkańcy Hedeby przyszli na zaproszenie Ivara, który zapowiedział wielką biesiadę. Wszystkie miejsca przy stołach były zajęte. Danowie i Dunki siedzieli na ławach w ogromnym ścisku. Było ich tak wiele, że pomiędzy nimi nie zmieściłby się już nikt, choćby i najszczuplejszy. Ci, dla których nie było miejsc siedzących, stali w grupach lub pojedynczo. Służba uwijała się, aby przygotować wszystko w ekspresowym tempie. Czasu było mało, lecz udało im się przyrządzić jedzenie i podać na stół. Teraz donoszono ostatnie półmiski z parującym, świeżo upieczonym mięsiwem. Było to nie lada zadanie, gdyż przecisnąć się w tłumie nie było łatwo.

Nadal nie było na biesiadzie najważniejszej osoby, a mianowicie Ivara. Po chwili pojawił się z Amirą u szczytu halli, gdzie obecnie miał swoją komnatę, a tłum zaczął się radować i pozdrawiać go. Bezkostny i jego żona zajęli miejsca przy głównym stole, znajdującym się na podwyższeniu, zaraz przed tronem. Amira usiadła, a Ivar pozdrowił wszystkich i gestem poprosił o ciszę, aby mógł przemówić. Zgromadzeni zaczęli go pozdrawiać ze śmiechem. Wkrótce jednak umilkli i Ivar mógł zabrać głos.

– Nie wiem, czy radujecie się tak na mój widok, bo tęskniliście, czy po prostu jesteście głodni i czekacie, aż powiem, co mam do powiedzenia i będziecie mogli napełnić brzuchy? – zaczął, na co Danowie zanieśli się śmiechem. Przywódca odczekał chwilę i kontynuował, tym razem przybierając poważny ton: – W ostatnim czasie zginęło wielu dobrych ludzi. Ragnar – mój ojciec, król Norwegii Harald i wielu dzielnych wojów. Mamy czas wojen. Popłynęliśmy daleko, by odzyskać Aidana, którego miałem za brata, a on, niewdzięczny, zdradził nas i przez niego zginęło wielu odważnych ludzi. Czasami podczas biesiad myślę, że nie mamy czego świętować, bo giną nasi ojcowie, nasi bracia, bliscy, ale potem sobie uświadamiam, że dostali to, do czego dążyli przez całe życie. Zginęli w walce, z mieczem i toporem w ręku, a teraz piją i bawią się z Odynem, Thorem i innymi. I dziś, choć niektórym towarzyszy smutek spowodowany utratą bliskich, radujmy się, bo przed nami kolejna wyprawa do Northumbrii, gdzie zakończymy pomstę za mego ojca Ragnara. Jedzcie dziś i radujcie się. Pijcie za tych, którzy polegli, aby uczcić ich pamięć. Pijcie za swoich bliskich, za przyjaciół, za Haralda Pięknowłosego i jego wojów, którzy zginęli, udzielając nam pomocy. Radujcie się, bo oni świętują teraz w Valhalli, opowiadając z dumą o swych czynach. Oni są szczęśliwi, bądźmy i my! – powiedział Ivar, sięgając po róg z miodem. Wzniósł go i zakrzyknął: – Skol!

Zgromadzeni odpowiedzieli gromko, aż zatrzeszczały ściany pomieszczenia. Teraz biesiada rozpoczęła się oficjalnie. Potrawy zaczęły znikać ze stołu. Danowie rozpoczęli zabawę.

– Szkoda, bracie, że Haakon nie przypłynął tu z nami – odezwał się Ubbe, siedzący obok Ivara, po czym beknął głośno. Biesiada trwała w najlepsze i zdążył już przechylić wiele rogów z miodem. – Przydałoby mu się świętowanie, żeby nie myśleć o Haraldzie.

– Nie miał na to chęci i tyle. Zapraszałem go przecież.

– Załamał się śmiercią ojca. Nie ma mu się co dziwić – odezwała się Amira, stając w obronie Norwega.

– Odprawiliśmy Pięknowłosemu ceremonię na morzu, po której Haakon zdecydował się wracać. Jego wybór, bracie – dodał Ivar.

– Więcej miodu dla nas – odparł Ubbe, wzruszając ramionami, po czym napełnił sobie róg ulubionym trunkiem. – Jego strata.

– Dla Ubbe biesiada chyba niedługo się skończy – zwróciła mężowi uwagę księżniczka, odnosząc się do stanu trzeźwości jego brata.

– Nie ma mocnej głowy, co zrobić? – zażartował Ivar. – Pójdzie spać i tyle.

– Chyba uśnie na stole – zaśmiała się Amira. – Mam tylko nadzieję, że ty tak nie skończysz.

– Ja skończę dzisiaj inaczej, i to nie raz! – odparł Bezkostny, spoglądając przy tym lubieżnie na żonę.

– Jeszcze nie raz, mówisz?

– Dokładnie – przyznał Ivar. – A pierwszy raz nastąpi już za chwilę! – dodał, po czym wziął Amirę za rękę i wyprowadził ją z halli. Puścił żonę przodem, a wchodząc do komnaty, ściągnął koszulę, po czym podszedł do Amiry. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, by zaraz pocałować w usta. Amira odwzajemniła pocałunek i z zamkniętymi oczami pieściła jego wargi. Po krótkiej chwili Bezkostny wziął księżniczkę na ręce i położył na łożu, które było kilka kroków za nią. Delikatnie ułożył ją na futrach i nie odrywając ust, podciągnął jej niebieską suknię, odsłaniając intymne miejsca i jędrne piersi, które zaraz zaczął pieścić, coraz bardziej podniecając swoją kobietę. Niedługo potem rozpiął spodnie, a Amira jęknęła, kiedy połączył się z nią w miłosnym uniesieniu i zaczęli się kochać kolejny, nieostatni jeszcze raz tej nocy.

 

 

 

 

 

 

 

 

– IV –

 

Hedeby, Następnego dnia

 

 

 

Ivar obudził się rankiem wypoczęty i z uśmiechem na twarzy leżał na wznak, z dłońmi podłożonymi pod głowę, i patrzył przed siebie. Obok niego spokojnie spała Amira i nie wydawało się, aby miała się w najbliższym czasie obudzić. Korzystając ze spokoju, wojownik pogrążył się w rozmyślaniach. Jedna podróż minęła, a kolejna już nadchodziła. Po powrocie z Birki wielkimi krokami zbliżała się wyprawa do Northumbrii, gdzie czekało go sporo trudnych decyzji. Zastanawiał się, jak w angielskim królestwie ma się ich wojsko z Halfdanem na czele i czy poczyniło ono jakieś podboje na tamtejszych ziemiach. Lecz, co ważniejsze, starał się przygotować na wszystko w kwestii podejrzewanej zdrady brata, przez którego zginął Ragnar. Bezkostny podejrzewał Halfdana o najgorsze i miał ku temu podstawy, lecz żadnych niezbitych dowodów. Zostawił go w Northumbrii, aby powinęła mu się noga i zdrada wyszła na jaw. Nie wiedział, czy jego plan zostawienia bratu swobody się powiedzie, lecz jednego był pewny: jeśli Halfdan zdradził, musi zginąć, co do tego Ivar nie miał żadnych wątpliwości.

W pewnym momencie Amira poruszyła się pod futrem, które zsunęło się nieco z jej ciała, odsłaniając lewą pierś. Ivar spojrzał na nią i uśmiechnął się, przyglądając jej się przez chwilę. Ostatni czas spędzał bez żony, więc teraz jej wdzięki były mu jeszcze bardziej miłe niż zwykle. W końcu zwrócił spojrzenie na piękną twarz ukochanej.

– Kto by pomyślał… – powiedział pod nosem.

– O czym? – zapytała nagle Amira, zaskakując go.

– Nie śpisz?

– Obudziłam się chwilę temu. Chciałam cię chwilę popodglądać – odparła księżniczka, uroczo się uśmiechając. – O czym myślałeś?

– O tym, jak się poznaliśmy – odparł Ivar w zadumie.

– Jeden z najlepszych dni w moim życiu – przyznała Amira bez chwili wahania. – Pamiętam, jak się poznaliśmy, kiedy przyszłam do stołu, a ty karmiłeś małego wtedy Fenrira. Bardzo mnie zaskoczyłeś tym, że miałeś wilka.

– Ja z kolei wspominam, jak ojciec żartował, że mi się spodobałaś, kiedy gapiłem się na ciebie jak oniemiały. Chciał, żebym cię zdobył.

– I zdobyłeś! – podsumowała Amira, wychodząc spod przykrycia i wtulając się nagim ciałem w Ivara, po czym dodała z przymrużonymi oczyma: – Mam na coś ochotę…

– Tak? To sobie to weź! – odparł zawadiacko Ivar, domyślając się, o co chodzi Amirze, która zaraz go odkryła i zbliżyła swe usta do jego ciała. Całowała go namiętnie, schodząc coraz niżej, aż w pewnym momencie Bezkostny jęknął z przyjemności, rozkładając się przy tym wygodnie na łożu, a Amira dalej pieściła jego męskość, sprawiając mężowi nieopisane chwile przyjemności.

 

 

 

 

 

 

 

 

– V –

 

Hedeby. Pracownia Kjallaka. Kilka godzin później

 

 

 

Ivar wszedł do chaty, w której mieszkał i pracował Kjallak Płonące Włosy. Bezkostny uchylił drzwi i wszedł, lecz nikogo nie zastał. Rozejrzał się dookoła i stanął na chwilę przy jednym ze stołów. Jego uwagę zwrócił rdzawy proszek, usypany na blacie w kilka niewielkich kupek. Ivar przyjrzał mu się i lekko uśmiechnął, po czym ruszył powoli w kierunku tylnego wyjścia. Za budynkiem Kjallak miał dodatkowe podwórko, gdzie prowadził prace. Kiedy Bezkostny przekraczał próg, usłyszał wybuch. Dan mimowolnie cofnął się o kilka kroków. Wtedy ujrzał go Kjallak i podbiegł szybko.

– Wszystko w porządku, Ivarze? Nie wiedziałem, że ktoś tu jest! – odezwał się Sycylijczyk z niepokojem.

– Nic się nie stało. Wybuch mnie trochę zaskoczył, a że wiem, co potrafi twój proszek, wolałem się odsunąć, zanim urwie mi głowę.

– Ostrożności nigdy za wiele – skomentował jego wypowiedź Kjallak, wracając na zewnątrz i ręką odganiając tuman kurzu, jaki powstał po wybuchu.

– Widzę, że nie próżnujesz – odezwał się Ivar, komentując niespodziewany pokaz. – Jak idą prace nad ogniem? Widziałem Herralego po drodze, mówił, że od rana pracujesz, a dopiero co wróciliśmy z Birki. Nie lubisz odpoczywać? Zasłużyłeś na to.

– Odpocząłem dosyć. Teraz, kiedy wiem, że potrafię zapanować nad ogniem, chcę ulepszyć recepturę, żeby broń przyniosła nam jeszcze wiele chwały.

– Na pewno przyniesie. Niedługo dowiedzą się o niej w Northumbrii. Liczę, że będziesz mi towarzyszył w tej podróży.

– Za nic nie zrezygnowałbym z nowych okazji do użycia ognia. Poza tym za pomszczenie mego ojca na Sycylii, oddałem swój los w twoje ręce. Więc gdzie ty, tam i ja.

– Nie wymagam tego od ciebie. Spłaciłeś już swój dług i kiedy tylko zechcesz, możesz odejść z Hedeby. Nie będę cię przymuszał do pozostania – odparł Ivar, po czym zaraz dodał: – Jeśli jednak zdecydujesz się osiąść tutaj, w Danii, niczego ci nie zabraknie.

– Już dawno zdecydowałem, że zostaję. Na Sycylii nic mnie już nie trzyma, a tutaj mam to, czego pragnę. Zostanę tak długo, jak tylko będę mógł.

– Bardzo mnie to cieszy.

– Jeszcze niejeden władca zadrży, słysząc o tobie, Ivarze, płynącym z moim ogniem.

– Tak będzie, a pierwsi będą władcy angielscy.

– Kiedy planujesz wyruszyć?

– Kiedy tylko wszystko będzie gotowe. Mój brat już dosyć długo był w Northumbrii sam. Czas sprawdzić, jak mu się tam wiedzie.

– Dużo czasu zajmie naprawa łodzi?

– Wbrew pozorom nie mieliśmy aż tylu zniszczeń. Dzięki Haraldowi odparliśmy Swionów i choć kilka jednostek potrzebuje poważnych napraw, nie przewiduję długich prac. Mój wuj szybko się z tym upora. Zapewniłem mu tylu ludzi do pomocy, ilu potrzeba.

– Ja tam wolę niszczyć łodzie! – zaśmiał się Kjallak, nawiązując do ognia, który strawił swiońskie łodzie w Birce.

– Budować je też trzeba, a mój wuj jest w tym najlepszy.

– Twój wuj Sigurd jest najlepszy w budowaniu, ja w niszczeniu. Dobrany z nas duet, prawda?

– I to jak! – zaśmiał się Ivar z żartu Kjallaka, po czy dorzucił: – Dobrze, że nie było go z nami w Birce, bo choć niszczyliśmy swiońskie łodzie, mógłby sobie nie poradzić z tym widokiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

– VI –

 

Birka. Kilkanaście dni wcześniej

 

 

 

– Co to jest?! – Zdezorientowany Egil, zwany kiedyś Aidanem, wpatrywał się w fińskie łodzie i przygotowane na nich do ataku machiny. Ich łódź była już blisko bramy Birki i wydawało się, że są bezpieczni. Nie wiedzieli jednak, jak działają machiny przywiezione przez Ivara. Egilowi przeszło przez myśl, że nie mogą być bardzo groźne, skoro Bezkostny nie użył ich dotąd. Nie rozumiał, na co przeciwnik miałby czekać, jeśli miał potężne maszynerie, dające mu przewagę w bitwie. Po chwili rozmyślań uznał, że jest bezpieczny, gdyż odpłynęli na odpowiednią odległości.

– To katapulta, synu – odpowiedział Skallagrim po krótkiej chwili. Król Wschodniej Szwecji nie był tak spokojny, jak jego syn. Wiedział, do czego są zdolne te machiny i jakie zniszczenie mogą siać wyrzucane nimi kamienie. Zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli odpłyną wystarczająco daleko, nic im się nie stanie, gdyż katapulty mają ograniczony zasięg.

– Wiosłować! – krzyknął w kierunku wioślarzy i ci, naprężając mięśnie, raz po raz zanurzali wiosła w wodzie, wprawiając łódź w ruch. – Wiosłować, jeśli wam życie miłe! – dodał Skallagrim, chcąc zmotywować swoich ludzi. Obserwował, jak wojowie Ivara ładowali katapulty i przygotowywali je do wystrzału.

Po chwili nadleciały pierwsze pociski.

– To chyba nie są kamienie… – odezwał się Skallagrim, widząc pocisk, który podczas lotu zapłonął żywym ogniem, po czym krzyknął: – Skacz synu, skacz! – Chwycił Egila za ramię i razem czym prędzej wyskoczyli do wody. Zaraz potem pierwszy pocisk uderzył w ich łódź. Szybko nadlatywały kolejne i wycofująca się flota stanęła w ogniu.

Kiedy Skallagrim wynurzył się z wody, ujrzał płonące łodzie i wyskakujących wojowników. Większość z nich nie zdążyła w porę opuścić łodzi i została dosięgnięta przez mordercze języki ognia, trawiące flotę. Wojowie skakali w panice, taranowali się nawzajem, próbowali uciec od morderczego żywiołu. Większość rzucała się do wody, aby ugasić ogień, który palił ich ciała. Ku ich przerażeniu, kontakt z wodą nie pomagał. Woda nic a nic nie szkodziła językom ognia.

Skallagrim i Egil dostali się na mieliznę i stamtąd przyglądali się żywiołowi pochłaniającemu ich łodzie i wojsko. Widzieli, jak wojowie ginęli w męczarniach. Ocalałych była zaledwie garstka.

Ojciec i syn byli bezradni, pełni bólu i lęku przed potęgą, jaką skierował przeciwko nim Ivar. Teraz mogli się tylko modlić do bogów, aby Danowie nie ruszyli na pokonanych, darowali życie rannym, a także nie szukali króla i jego syna. Nie mieli pojęcia, jakie Ivar miał zamiary. Syn Ragnara przypłynął tu przecież po Egila. Jednak Egil nie chciał już wracać. Wolał zostać we Wschodniej Szwecji ze swoimi rodzicami. Chciał, aby Ivar zadowolił się zwycięstwem i wrócił do Danii, nie podejmując dalszych walk.

– Nigdy nie widziałem czegoś podobnego… – wydukał w końcu Egil, przerywając ciszę, która trwała już dość długo. – To cud, że żyjemy.

– Żaden cud, uratowałem cię – odparował Skallagrim. – Gdybym nie wziął cię za ramię i nie wyrzucił za burtę, zginąłbyś z innymi! – dodał Swion, wściekły, że utracił flotę i wielu dobrych wojowników.

– Nie moja wina, że Ivar wygrał! – odpowiedział Egil, lecz zdawał sobie sprawę, że taka argumentacja nie ukoi nerwów ojca.

– Nie twoja, że wygrał, ale twoja, że tu przypłynął!

– Sam chciałeś, żebym tu został i był twoim następcą! – krzyknął tym razem Egil, rozwścieczony wyrzutami ojca. Wyrzekł się dla niego Danów, z którymi spędził całe dotychczasowe życie, a teraz słyszał niezrozumiałe pretensje. – Już mnie nie chcesz? Może znowu się mnie pozbędziesz, jak już raz, po moich narodzinach?!

Skallagrim nie odpowiedział na oskarżenia syna. Spojrzał tylko na niego wzgardliwie, po czym machnął ręką i odwrócił wzrok na płonące wraki. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili, kiedy opanował gniew. Nie przyznał się, że go poniosło, choć świetnie o tym wiedział. Był jednak zbyt dumny, by się do tego przyznać lub przeprosić. Zamiast tego zaczął mówić o czymś innym.

– Bezkostny zniszczył większość moich łodzi. Muszę odbudować flotę.

– Taki jest Ivar – powiedział Egil, rozumiejąc gniew ojca. – Gdzie przybędzie, tam sieje zamęt i zniszczenie.

– Mogłem go zabić, kiedy miałem okazję – odparł Skallagrim. – Nie zniosę myśli, że mnie pokonał i jeszcze bardziej wsławił swoje imię, tym razem moim kosztem. Wcześniej zdobył Paryż, a teraz i Birkę. Oby bogowie przestali mu w końcu sprzyjać! Niech mu się wreszcie powinie noga!

– Szczęście Ivara na pewno kiedyś się skończy – zawyrokował Egil. – Nikt nie może wygrywać wiecznie.

– Oby tak było! – przyznał Skallagrim, spoglądając ku niebu. – Kiedy Ivar zginie, złożę bogom ofiarę, jakiej dotąd nie widział świat! To będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu!

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej