Follow The Call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości - Kwieciński Tomasz - ebook + książka

Follow The Call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości ebook

Kwieciński Tomasz

4,7

Opis

Odmienne stany świadomości

Czy to szalone eksperymenty garstki odmieńców? Czy degeneracja i uzależnienie osób nieradzących sobie z życiem?  Rewolucyjna metoda terapeutyczna na najcięższe przypadki? Sposób na odnalezienie prawdziwego szczęścia w życiu? Czy może coś, co amatorsko robi każdy z nas, nie nazywając tego w ten sposób?
Tomasz Kwieciński twierdzi w swojej przekrojowej książce, że wszystko po trochu.
Zapoznając czytelników z perspektywą psychologii transpersonalnej, udowadnia, że odmienne stany są integralną częścią życia, a prawidłowo i bezpiecznie eksplorowane, mogą być punktem zwrotnym w naszym życiu. Znajduje balans między panicznym lękiem naszej ortodoksyjnej kultury przed odmiennymi stanami a nonszalanckimi eksperymentami, które mogą skończyć się tragicznie. Z jednej strony opisuje benefity, mistyczne doświadczenia, przełomy terapeutyczne, kreatywne olśnienia i wzruszające momenty.
Z drugiej zdradzieckie pułapki, przykłady ku przestrodze, traumy i brutalne nadużycia.

Bez lęku, ale i nadmiernej ekscytacji omawia barwny świat niecodziennych doświadczeń i pokazuje instrukcje radzenia sobie z nimi. Bazując na swoim wszechstronnym treningu i  wieloletnim terapeutycznym doświadczeniu, daje konkretne wskazówki osobom, które próbują eksperymentować na własną rękę i zaznacza, że bez fachowej wiedzy może to być prawdziwe igranie z ogniem. Ubierając wszystko w archetypową podróż bohatera, wśród barwnych przykładów i terapeutycznych case studies, poruszających historii, literackich przykładów, tony psychologicznej wiedzy, opowieści  z różnych szamańskich i duchowych tradycji, odnośników do najnowszych badań naukowych, undergroundowych relacji i ciekawostek historycznych – pokazuje, że praktycznie każdy z nas używa swojego sposobu na odjazd od rzeczywistości i jest to zupełnie normalny element zdrowego życia, który jak najszerzej powinien być na różne sposoby implementowany w profesjonalnej terapii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 774

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (7 ocen)
5
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
matigrebacz2

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałem już kilka książek o podobnej tematyce i ta jest najlepsza. Porusza wiele zagadnien związanych z psylocibiną.
00
Lisonka

Nie oderwiesz się od lektury

Zdecydowanie potrzebowałam przeczytać tę książkę! Merytoryczna, konkretna, okraszona jasnymi przykładami i zrozumiałymi porównaniami. Nie ma lepszej książki w języku polskim, traktującej zbiorowo o stanach poszerzonej świadomości.
00
pingu111

Nie oderwiesz się od lektury

Klasyka gatunku
00

Popularność



Podobne


 

 

 

 

Copyright © Tomasz Kwieciński, 2022

 

Projekt okładki i ilustracja: Aleksander Lew

 

Redakcja: Anna Kielan

Korekta: ERATO

DTP: JENA

 

ISBN 978-83-66995-88-8

 

Wydawca

tel. 512 087 075

e-mail: [email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEditpl

instagram.pl/bookedit.pl

Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Piotrowi „Kochanowi” i Joannie „Czarnej Mambie” oraz wszystkim innym, którzy podążając za wezwaniem, zgubili się na tej niebezpiecznej i zwodniczej ścieżce.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Niniejsza książka pod żadnym pozorem ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nie ma zachęcać do nielegalnego zażywania substancji psychoaktywnych. Mimo rosnącego naukowego konsensu, że niektóre z nich mogą w odpowiednich okolicznościach stanowić przełomowe lekarstwa na wiele dolegliwości i głęboko wzbogacać ludzkie życie – ich nielegalny status w większości krajów oraz wpisane w nie pułapki sprawiają, że niejednej osobie przyniosły znacznie więcej złego niż dobrego. Znacznie bezpieczniej jest stosować inne, legalne, wspominane w tej książce praktyki.

Ponieważ jednak żadne prośby ani groźby nie powstrzymają milionów ludzi od takich eksperymentów (w samej Polsce przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób stosuje je w celach samopoznania), książka ta może pomóc choćby zredukować szkody i przejść przez takie doświadczenia w bezpieczniejszy sposób tym, którzy i tak by takie szalone decyzje podjęli.

Podziękowania

Napisanie tej książki kosztowało mnie mnóstwo pracy oraz jeszcze więcej zbierania wiedzy i doświadczeń, ale mimo to nie powstałaby ona bez spotkania na przestrzeni wielu lat całej grupy cudownych ludzi.

Na początku chciałbym podziękować mojej partnerce, bratniej duszy i towarzyszce życia – Racheli Dobrzańskiej, z którą relacja stanowi jeden wielki nieprzewidywalny proces. Przeżywaliśmy setki przygód w niezwykłych stanach świadomości, wspierając też wspólnie w przeróżnych krajach niejedną osobę w podróży przez magiczne krainy. Podziękowania należą się także moim ukochanym dzieciom – Poli i Teo, za zaproszenie do świata bezwarunkowej miłości i za pomoc w znalezieniu nieskończoności w ostatnim miejscu, w którym bym jej szukał – we własnym domu.

Moim osobistym mentorom na holotropowej ścieżce – Sitarze Blasco i Juanjo Segura, za wspaniały przykład otwartego serca i dziesiątki godzin bezpośredniej nauki. Dziękuję też Dianie Medina, Jean Farrell i Diane Haug za niesamowite lekcje podczas wszelkich holotropowych treningów, a Marcowi Aixali i Thomasowi Liska za niejedną inspirację podczas wspólnej pracy na wielu podłogach w całej Europie.

Nieocenione podziękowania należą się ode mnie doktorowi Stanislavovi Grofowi, który stworzył całe mapy transpersonalnego świata, będące bazą dla wielu wykładanych w tej książce konceptów. Tysiące godzin pracy przekazał zarówno poprzez swoje publikacje, jak również zaprojektowany przez siebie trening, którego dyrektorem na wiele lat został Tav Sparks – wspaniały nauczyciel, uosobienie mądrego współczucia, który natchnął mnie wiarą w siebie i którego zawsze będę trzymał w swoim sercu (niestety zmarł w trakcie, gdy pisałem tę książkę i nie będzie mógł się z nią zapoznać).

Jestem bardzo wdzięczny mojemu holotropowemu polskiemu teamowi, z którym prowadzimy od lat warsztaty z odmiennymi stanami świadomości – Agacie Mamczur, Ani Pawłowskiej, Rafałowi Naczelnikowi, Marcie Malinowskiej, Jarkowi Paczyńskiemu i Krzyśkowi Kukule. Za wszystkie przeżyte wspólnie momenty grozy, skupienia, miłości, śmiechu i relaksu, za doświadczenia braterstwa, jakiego w dzisiejszych czasach można szukać ze świecą.

Wszelkim facylitatorom, razem z którymi kończyliśmy Grof Transpersonal Training, a potem ramię w ramię pracowaliśmy na wielu salach, przeprowadzając ludzi przez traumy i ekstazę – w szczególności Tinie Meic, Sonji Busch, Amy Beth Burrell, Lanie Elco, Anastasii Panagiotidou, Eleni Kroupi, Rachel Bongartz i Jasminie Hrapovic.

Organizatorom zapraszającym nas do wszystkich krajów i innych miast – Julii Gierczyk i Magdalenie Bierbasz, Jussiemu Alihanka i Valde Orr, Maravillas Sole i Monice Cichockiej, Joannie Najdowskiej, Martynie Kocjan i Danielowi Owczarkowi.

I wszystkim uczestnikom, którzy przez te lata zawierzyli nam na tyle, by poddać się uzdrawianiu w naszej obecności i którzy dzielili się swoimi najbardziej wrażliwymi zranieniami oraz najpiękniejszymi odsłonami człowieczeństwa.

Taicie Florentino Jacanamijoy, Taicie Jose Antonio Jansasoy oraz Andresowi Martinezowi i Claudii Escobar za wieloletnią naukę świata południowoamerykańskich świętych roślin w wydaniu kolumbijskim, a Josepowi Villi, Esperancy Lopez Corcuera i Frascisco Villi za naukę prowadzenia ceremonii w stylu Santo Daime. Ondrejowi Bahnikowi za zaproszenie do świata szamanizmu i dawanie znakomitego przykładu, jak Europejczyk może aktywnie kroczyć tą wymagającą ścieżką.

Niewymienionym wcześniej bliskim osobom, które poprzez naszą relację i własne eksperymenty z różnymi metodami przyczyniały się do pogłębiania zawartej tu wiedzy – mojej byłej żonie Magdzie Smogorzewskiej, Łukaszowi Bielińskiemu, Michałowi Mejranowi, Joannie Stróżynie, Dagmarze Konopackiej, Maćkowi Gierasimiukowi, Piotrowi Matejukowi, Adzie Perkowskiej.

Marzenie Barszcz za naukę pogłębiania kontaktu z ciałem.

Składam też podziękowania wszystkim autorom badającym odmienne stany i odwieczne ludzkie podróże na wiele dekad przede mną, którzy znacznie przetarli mi szlak i uwolnili od wymyślania koła na nowo. W szczególności Robertowi Antonowi Wilsonowi, Timowi Learemu, Josephowi Campbellowi, Alexandrowi Lowenowi, Carlowi Gustawowi Jungowi, Clarissie Pinkoli Estes, Benowi Sessa, Kenowi Wilberowi, Johnowi Lily i Terrencowi Mc Kenna.

Wszystkim duchowym mistrzom i świętym energiom spoza tego świata – niezależnie od tego czy istnieją naprawdę, czy też są wytworem mojej psychiki.

I grupie uczestników, tragarzy i przewodników, która wchodziła ze mną na Kilimandżaro.

Ta książka nie powstałaby także, gdyby nie wszystkie osoby, które w młodości wspierały mnie w przeróżnych, nie zawsze zdrowych, eksperymentach. Choć dalekie to było od sal szkoleniowych, pracowni naukowych, a nawet świętych ceremonii – wydarzając się raczej w toaletach, barach, na warszawskich podwórkach, spelunkach i podejrzanych ulicach – to właśnie te doświadczenia wywołały we mnie żywe zainteresowanie psychiką i jej wszelakimi aspektami oraz pozytywnym wpływem stanów uznawanych za nadzwyczajne.

Wiecie, że to o was. Nie zapomniałem pieśni z tamtych lat.

I na sam koniec, kłaniam się Wielkiej Tajemnicy znanej w różnych tradycjach pod przeróżnymi imionami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasza zwykła świadomość na jawie […] jest tylko pewnym szczególnym typem świadomości, poza którym, oddzielone odeń tylko cienką błoną, leżą formy potencjalne świadomości zgoła odmiennych. Możemy przejść przez życie, nie podejrzewając nawet ich istnienia, dość jednak zastosować właściwy środek podniecający, aby po jednym dotknięciu zjawiły się one w całej pełni […] Żaden opis całokształtu wszechświata nie może być zupełny, jeśli pomija te inne formy świadomości.

William James, Doświadczenia religijne

 

Nie osiągnąłem zrozumienia fundamentalnych praw rządzących Wszechświatem dzięki racjonalnemu rozumowi.

Albert Einstein

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drzwi

pomiędzy światami

są zawsze otwarte

Rumi

 

Follow the Call

No matter where it’ll take me

Follow the Call

Whether it’ll lift me or break me

Follow the Call

So many roads yet to travel

Follow the Call

Although it may last forever

I follow the Call

Edyta Geppert, Follow the Call

Wstęp

Pomagając na przestrzeni lat klientom w pracy nad różnymi projektami biznesowymi lub inną formą realizacji marzeń, zawsze starałem się, żeby takie działanie synergicznie łączyło w sobie trzy podstawowe elementy: naturalną, instynktowną pasję związaną z danym tematem, konkretne wynikające z niej umiejętności i łatwą do zakomunikowania odpowiedź na jakiś problem, który występuje w otaczającym środowisku. Tym samym kierowałem się, gdy po raz pierwszy przyszła do mnie idea pisania tej książki.

PASJA

Instynktowna pasja, dzika fascynacja, nieposkromiona ciekawość, szczery rodzaj przyciągania, za którym idziemy niczym Alicja wkraczająca w nieznane światy, bywa swoistym wezwaniem bohatera, od którego większość takich podróży się zaczyna. Prawdopodobnie gdyby nie taka właśnie pasja, nigdy bym się opisywanym tematem głębiej nie zaciekawił. I tak samo jak wtedy, gdy stawiałem nieśmiało, z błędami, pierwsze kroki po tej tajemniczej krainie, tak samo teraz, gdy przeprowadzam przez tę krainę innych – to wezwanie było i jest moim drogowskazem. Było też siłą napędzającą, która pomagała zarówno kontynuować tę pełną wyzwań ścieżkę, jak również zwiększać spostrzegawczość w obrębie tej dziedziny, wpadać na nowe pomysły i innowacyjne rozwiązania, a potem cierpliwie je ćwiczyć i wprowadzać w życie.

Pasja do odmiennych stanów świadomości obudziła się we mnie bardzo, bardzo dawno temu. Myślę, że początek tej historii to nie jest odpowiedni moment na streszczenie życiorysu czy opowieść ze szczegółami o własnych doświadczeniach, ale nieraz przeglądam swoje notatki z jeszcze nastoletniego okresu, całe zapisane spostrzeżeniami z odmiennych stanów świadomości na temat siebie i swoich zwyczajów, społeczeństwa i jego reguł, życia i jego odwiecznych prawd. Od kiedy pamiętam, była to najbardziej pasjonująca dziedzina i nawet gdy miałem krótki epizod kariery w finansach – to, co mnie najbardziej zajmowało po godzinach pracy, to doświadczanie, pochłanianie książek z tej tematyki, robienie eksperymentów – jak chodzenie wiele godzin po mieszkaniu z zawiązanymi oczami – i wyciąganie z nich wniosków.

To jest to budzące pieśń z głębi światełko, za którym poszedłem. Mam wyraźne przeczucie (co w kolejnych rozdziałach będę wyjaśniał), że choć wiedzie ono różnymi ścieżkami, to może być tym samym światłem, które himalaistów ciągnie w wysokie góry, zakochanych do siebie nawzajem, pierwszych chrześcijan do ryzykowania życiem i dzielenia się swoimi objawieniami, transpersonalnych pionierów takich jak Stanislav Grof do przekraczania granic dogmatów w psychologii, Sidharthę Gautamę do opuszczenia pałacu, a wielu alkoholików do poszukiwania dżina na dnie butelki. Zależnie od tego, czy idziemy za tym światłem na skróty przez bagna, czy też mozolnie szukamy właściwej, często bardzo trudnej i pokręconej drogi – w skrajnie różne miejsca możemy na koniec trafić.

UMIEJĘTNOŚCI

Jednak wbrew temu, co niejednokrotnie słyszymy w maniakalnych poradnikach rozwoju osobistego, gorąca pasja to wciąż za mało, by nasza ścieżka faktycznie doprowadziła nas w miejsce, którego szukamy.

Możemy przepadać za oglądaniem artystycznych filmów, ale dopóki nie wiążą się z tym żadne konkretne umiejętności, to niewiele zdziałamy – nie mówiąc już o zarobieniu pieniędzy czy wniesieniu czegoś do świata innych ludzi.

Umiejętności przy pracy w poszerzonych stanach świadomości są tak istotne jak przy chirurgicznych operacjach. Rozpoczynając od odpowiedniego przygotowywania kogoś do takiego doświadczenia – zwłaszcza że nie zawsze jest ono oficjalnie zapowiedziane, nie zawsze też wyizolowane od reszty życia.

Przy praktykach takich jak nurkowanie, przygotowanie kogoś do zanurzenia pod wodę odbywa się to według ogólnie znanej procedury zawierającej kilka niezbędnych punktów. Przy doświadczeniach bardziej psychologicznych nie jest to takie oczywiste – liczba rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę, jest znacznie większa i znacznie bardziej złożona.

Kolejna sprawa to umiejętność przeprowadzania ludzi przez najmocniejsze chwile w takich przeżyciach. Z boku wydawać się może, że to dość proste i nie wymaga specjalnych kwalifikacji. Moje doświadczenie – zarówno to praktyczne, zdobyte podczas godzin wysiedzianych z poszukiwaczami, jak i to wsparte odpowiednią teorią oraz poradami przeróżnych specjalistów – jasno wskazuje, że istnieją zarówno techniczne umiejętności, jak i znacznie bardziej ukryte metaumiejętności, które wykształcają się podczas takiej pracy wykonywanej na przestrzeni wielu lat.

Pamiętam, jak podczas afrykańskiej wyprawy nasi przewodnicy, dla których taka akurat przygoda stanowiła chleb powszedni, mimo braku teoretycznej wiedzy zdobywanej na uniwersytetach, opierając się jedynie na tym, czego doświadczyli wcześniej, fantastycznie wspierali ludzi w ekstremalnych stanach, których ci doświadczali po przekroczeniu wysokości 5000 metrów nad poziomem morza.

Kolejna z tych umiejętności, bardzo istotna i ogólnie niedoceniana, to integrowanie tych stanów, czyli doprowadzanie do tego, że wszystkich czeka miękkie lądowanie, oraz pomaganie, by powiązać to nadzwyczajne przeżycie z codzienną egzystencją. Porządna integracja doświadczenia sprawia, że nie wracamy z dodatkowym bagażem problemów (a takie przygody mogą zaszkodzić na całą gamę różnych sposobów, o czym się przekonamy w dalszej części), ale również powoduje, że powrót z takiej podróży bohatera jest wspierający i wzbogacający. Wskazówki i mądrość, które były w tym przeżyciu zawarte, mogą wówczas realnie ulepszać życie – czyli robić to, do czego te odmienne stany są tak naprawdę stworzone. A czego niestety czasem nie zapewniają – z uwagi na to, że wielu osobom takich umiejętności pracy ze sobą, a co gorsza pracy z innymi, może brakować.

Oprócz samego twardego doświadczenia, które w tym temacie posiadam, wierzę, że mam również umiejętność opowiedzenia o tym i przekazania całej tej wiedzy w ciekawy sposób. Ponieważ od kilkunastu lat pracuję, opowiadając podczas wykładów, szkoleń i warsztatów różne historie, wydaje mi się, że ma to jakieś szanse powodzenia.

POTRZEBA

Można mieć wielką pasję w sercu i wyćwiczone umiejętności, ale jeśli nie spotyka się to z zapotrzebowaniem otoczenia, wciąż możemy tłuc głową w mur.

Zaczynając od samego początku – ludzie jako gatunek notorycznie doświadczają problemów.

W tej epoce w północnoatlantyckiej cywilizacji najczęściej będą one związane z psychologią. Fizyczne zagrożenie, jakie mogliśmy przeżywać w czasie pobytu na sawannie czy nawet w średniowiecznej wiosce, w większości przypadków się skończyło. Jeśli nie czujemy się dobrze – najczęściej będzie to wynikać z jakiegoś problemu w obrębie naszej psychiki.

Mimo poprawy fizycznych warunków życia, które zmieniają się bez przerwy i są znacznie lepsze niż 100 lat temu, ludzie wciąż cierpią na psychiczne dolegliwości – ciągle nadmiernie się martwią, złoszczą, smucą i boją, również uzależniają, zabijają, wchodzą w dysfunkcyjne związki oraz nie czerpią wystarczającej radości z życia. Już samo to sprawia, że jakakolwiek aktywność, która może te problemy rozwiązać, a nawet zmniejszać – będzie wartościowa.

Jak zauważył Ben Sessa (brytyjski psychiatra, autor Renesansu psychodelicznego), sektor zdrowia psychicznego przez ostatni czas był w podobnej sytuacji, w jakiej ponad sto lat temu była medycyna. Wiedziano wtedy wiele o ospie, szkorbucie czy pooperacyjnych infekcjach, ale nie wiedziano, w jaki sposób radzić sobie w praktyce z tymi plagami. Dopóki nie wynaleziono antybiotyków.

Na podobnej zasadzie tradycyjna psychologia od dawna dość dobrze radzi sobie z diagnozami i opisami symptomów oraz trafnie lokuje źródło ogromnej większości z nich w traumach i niezaspokojonych potrzebach z okresu dzieciństwa. Niewiele jednak posiada narzędzi do tego, by móc w pełni niwelować wpływ takich zdarzeń poprzez realistyczne wracanie do przeszłości, konfrontowanie się z odpowiednimi przeżyciami w bezpiecznym, wspierającym środowisku i dokonywanie zmian w postrzeganiu świata.

Takim narzędziem okazują się właśnie używane od zarania dziejów w wielu kulturach uzdrawiające praktyki z poszerzonymi stanami świadomości1.

Od tysięcy lat ludzie chcą swoją świadomość zmieniać. Nie zawsze w sposób, jaki nam się z tym bezpośrednio kojarzy, czyli za pomocą specjalnych substancji, o czym zapewne myśli tu większość czytelników. Wielu poszukiwaczy pracuje ze świadomością zupełnie innymi metodami – niemniej niezaprzeczalne jest to, że ludzie to robią, robili i będą robić. I tutaj pojawia się ich niewypowiedziana nieraz potrzeba, by robić to w bezpieczniejszy i bardziej wydajny sposób.

W dzisiejszych czasach praca z odmiennymi stanami jest dostępna w znacznie większym stopniu niż kiedyś – czy to słynne ceremonie z południowoamerykańską ayahuaską, czy mnogość metod rozwojowych, które mogą wprowadzać w odmienne stany świadomości i które są dostępne w internecie bez specjalnego szukania. Sprawia to, że informacje o tym, jak robić to dojrzalej, są obecnie szczególnie cenne.

W dawnych czasach taka wiedza zarezerwowana była głównie dla szamanów i osób, które bezpośrednio pracują w takich stanach z innymi ludźmi. Dzięki temu niepowołane osoby najczęściej nie dowiadywały się o rzeczach, o których nie powinny. Dzisiaj bardzo łatwo jest, przeglądając swojego smartfona podczas czekania na posiłek w knajpie, przeczytać o niezwykle mocnych środkach psychoaktywnych, również tych znajdujących się w aptece, czy o innych sposobach na takie przeżycia. Niestety, nie idzie za tym odpowiednia edukacja dotycząca bezpieczeństwa czy choćby wydajności.

Szczególnie w racjonalnym świecie zachodniej cywilizacji te niezwykłe stany bywają dosyć mocno niedoceniane. Są przez wielu traktowane jako coś dziwnego, wstydliwego, a na pewno niezbyt wiele wnoszącego do życia. Jest to wielki paradoks w kulturze, w której tak wielkie znaczenie ma wciąż religia i jej nakazy – a jednocześnie doświadczenia mistyczne nie są nawet przez wielu psychologów czy psychiatrów traktowane jako oznaka zdrowia psychicznego. Również w reakcji na problem usunięcia odmiennych stanów poza margines poważnego społecznego życia i szeroko uznawanych metod terapii chciałbym podsunąć kilka rozwiązań. Choćby dlatego że nieuznawanie tego oficjalnie nie oznacza, że część ludzi nie będzie tego w jakiś, nie do końca zdrowy, sposób szukać.

CO BYM CHCIAŁ OSIĄGNĄĆ TĄ KSIĄŻKĄ?

Przede wszystkich osobom, które już zaczęły kroczyć ścieżką intensywnego poznawania siebie, zwłaszcza tym bardzo młodym, chciałbym udzielić kilku wskazówek.

Być może wcale nie zwariowali, nawet jeśli otoczenie nie podziela takich zainteresowań i traktuje ich jako odszczepieńców, być może idą właściwą drogą i warto podążać nią dalej. Sam miałem mnóstwo podobnych wątpliwości i konfliktów wewnętrznych jako nastolatek. Na szczęście już wtedy istniała jakaś – znacznie trudniej dostępna niż dziś – literatura na ten temat, książki Grofa, Wilsona, Wilbera, w których autorzy wskazywali, że w takich poszukiwaniach można faktycznie odnaleźć to, co gdzieś głęboko zawsze przeczuwaliśmy. Już wtedy odebrałem w tym jakiś rodzaj wsparcia. Tym bardziej współczuję im samym, bo w ich czasach nie było to takie oczywiste. Nie mając odpowiednich lektur, musieli ufać swojej intuicji i ryzykować znacznie bardziej niż ja.

Jednocześnie osobom na tej ścieżce chciałbym przekazać takie wskazówki, które pozwolą niektóre z ich cierpień skrócić, a część nawet wyeliminować. Gdybym wiedział tyle co dziś w odpowiednim czasie, moje życie byłoby o wiele łatwiejsze i pozbawione niepotrzebnego bólu. Bólu, który pojawił się przez to, że bardzo prag­nąłem iść owym szlakiem, ale nie miałem umiejętności, które podpowiadałyby mi czego unikać, a z czego czerpać pełnymi garściami. Moim marzeniem jest, by wszyscy zainteresowani tematem mogli znacznie lepiej, wydajniej i bezpieczniej nad sobą pracować.

Tym, którzy zainteresowani do tej pory nie byli, przede wszystkim chciałbym pokazać, że odmienne stany świadomości nie są same z siebie godne potępienia, ale stanowią normalny element ludzkiego życia. Być może nawet ich własnego, tyle że szukają go w inny sposób, niż kojarzy się potocznie z tym terminem. Być może taka lektura pokaże im, że jest jakiś nowy obszar, którego wcale nie trzeba szukać tak daleko, a który mogliby odkryć.

Z kolei psychoterapeutom, psychiatrom i innym specjalistom zdrowia psychicznego chciałbym zademonstrować różne aspekty takich przeżyć, wskazać, jak fantastycznie mogą komponować się one z tradycyjnymi metodami terapii i podzielić się swoim doświadczeniem w zakresie wspierania tego rodzaju podróżników.

CZY TO NIE ZA DUŻO NA JEDNĄ KSIĄŻKĘ?

Przyznaję, że mam odrobinę obaw, jako że ideą tej pracy jest próba pewnej syntezy. Ma pokazać, że zarówno używanie – profesjonalne czy amatorskie – pewnych substancji, stosowanie praktyk szamańskich symulujących ich działanie, spontaniczne aktywności w naszej codzienności, ekstremalne sporty czy niezwykłe wydarzenia w naszym osobistym życiu i w otoczeniu mają podobną naturę. Nie chcę mówić, że identyczną – tak samo jak choćby psychoaktywne substancje mogą znacznie się między sobą różnić. Jednak u wielu ludzi wszystkie te aktywności pełnią dość podobną funkcję, co nieraz miewa piękne, a nieraz dramatyczne konsekwencje. Sporo osób spędza bardzo dużo czasu na planowaniu, przeżywaniu czy też wspominaniu odmiennych stanów świadomości. Czasem robią to w sposób bardzo zdrowy, a czasami nie. Mam nadzieję, że różne powiązania, skojarzenia i analogie raczej pomogą przedstawić to w jasny i zrozumiały sposób, który nie będzie niepotrzebnie przeciążał czytelnika.

Większą obawę mam raczej związaną z tym, że różne fragmenty mogą trafiać do różnych ludzi. Są bowiem w tym temacie obszary, które można przekazać w sposób racjonalny oraz zgodny z aktualną wiedzą naukową i do tego będę próbował się zbliżać, mimo iż nie jest moją aspiracją przekazywanie jedynie pełnego naukowego spojrzenia na te kwestie. Takie książki w ostatnich latach już powstały i osoby zainteresowane szczególnie perspektywą badań, konkretnych procedur i odpowiedniej bibliografii powinny skierować się bezpośrednio do dzieł Bena Sessy (Renesans psychodeliczny), Jamesa Fadimana (Poradnik psychodelicznego podróżnika), Torstena Passie (Terapia z użyciem MDMA) czy Macieja Lorenca (Czy psychodeliki uratują świat).

Jest też sporo wiedzy bardzo intuicyjnej, fenomenologicznej, by nie powiedzieć ezoterycznej. I choć bardzo daleko mi do przyjmowania na wiarę i traktowania dosłownie absolutnie wszystkiego, co się w takich stanach pojawia, to uważam, że pewna część tych zjawisk jest godna wspomnienia i uznania – a to może dla pewnych czytelników stanowić barierę nie do przejścia.

Warto zaznaczyć, że z powodu takiego, a nie innego paradygmatu w naszej kulturze w niektórych obszarach znacznie więcej przeprowadzono nielegalnych doświadczeń niż badań naukowych (jak choćby kontrowersyjna kwestia spożywania ayahuaski w ciąży). Ograniczając się jedynie do doświadczeń w gabinetach, możemy łatwo zatracić skalę i naturę tych wszystkich zjawisk. Z tego też powodu zdecydowanie nie wszystko, o czym będę pisał, można podeprzeć stosownymi badaniami – wiele z tych opisów wynika z powtarzających się relacji różnych osób, a część ze stosowanych przez nas praktyk, które na przestrzeni lat zdawały się pomagać ludziom przechodzić przez ich procesy.

Choć termin terapia psychodeliczna funkcjonuje od lat w różnych miejscach świata, z uwagi jednak na częste odnoszenie się do jeszcze bardziej undegroundowych zjawisk, zdecydowałem po konsultacji z różnymi psychoterapeutami, że lepiej będzie podsumować całą tematykę terminem terapeutyczne doświadczenia niż terapiaper se – przynajmniej do czasu, aż nie zacznie ona szeroko wchodzić do standardowych gabinetów psychologicznych. Czas pokaże, czy to się uda.

Osobiście stawiam się gdzieś pomiędzy skrajnie sceptycznym, ortodoksyjnym naukowcem a maniakalnym ezoterykiem i będę się starał przedstawiać zdarzenia z pogranicza obu tych światów. Natomiast liczę się z tym, że osoby, które mnie wcale w samym środku nie widzą, mogą uznać, że książka ta jest momentami zbyt szalona, niepoparta faktami czy niepodważalnymi dowodami lub z kolei zbyt surowa, redukcjonistyczna, pozbawiona nadziei i magii czy nadmiernie komplikująca pewne rzeczy. Ostateczny osąd zostawiam, rzecz jasna, czytelnikowi. Mam nadzieję, że znajdzie się odpowiednio duża grupa osób, dla których moje spojrzenie okaże się wzbogacające i pozwalające wprowadzić pozytywne zmiany do swojego codziennego życia.

INSPIRACJA DO PISANIA

Generalne opisy różnych zjawisk, odnajdywanie ogólnych wzorców, patrzenie na wszystko z punktu widzenia statystyki to bardzo istotny element omawiania wielkiego tematu, jakim są poszerzone stany świadomości. Nigdy nie zapominam jednak, że za każdą cyfrą stoi żywa osoba, której historia może poruszyć nas do szpiku kości. Wielokrotne spotkania z takimi właśnie osobami sprawiły, że postanowiłem ubrać to w słowa.

Wiele lat temu trafił do mnie Krzysztof – młody chłopak, który kilka miesięcy wcześniej zażył LSD w niekontrolowanym środowisku. Występowały u niego symptomy, które mogły wskazywać, że słynne legendy głoszące, że ten narkotyk potrafi „się zawiesić” (wtedy rzekomo nigdy nie przestaje działać), są jednak zgodne z prawdą. Mimo upływu czasu wciąż odczuwał działanie substancji – zaburzenia wizualne, trudności z koncentracją i ataki paniki towarzyszyły mu każdego dnia. Z tego powodu nie zdał matury – na egzaminie litery „wypłynęły” mu z kartki i nie był w stanie go kontynuować. Chodził na konsultacje do różnych psychiatrów i psychoterapeutów, ale ci niespecjalnie wiedzieli, co zrobić, między innymi z braku rzetelnej edukacji dotyczącej takich stanów. Sugerowano mu, że może fizycznie uszkodził sobie mózg narkotykiem i zalecano środki uspokajające i antypsychotyczne, które negatywnie wpływały na jego inteligencję, a poprawa była niewielka. Wiedząc, jakie pułapki zawierają poszerzone stany świadomości, zadałem mu pytanie, które naprowadziło mnie na właściwy trop, a którego żaden z psychiatrów nie postawił.

Czy w trakcie tego wieczoru wydarzyło się coś dziwnego, niespotykanego, co wykracza poza standardowe psychodeliczne przeżycie? Okazało się, że w trakcie swojej podróży Krzysztof wraz z partnerką byli gdzieś na ulicy (co stanowi złamanie zasad profesjonalnej terapii psychodelicznej – gdyż nie było to bezpieczne środowisko), a gdy spotkali na swojej drodze policję, zaczęli po prostu uciekać. Przez 3–4 godziny chowali się przed policjantami w krzakach w ciemnym nocnym lesie. Krzysztof jako starszy wziął odpowiedzialność za partnerkę i nie czuł w tamtej chwili zbyt wiele lęku, nawet gdy światła policyjnych latarek padały tuż obok ich kryjówki – gdy skupiał się na znalezieniu rozwiązania, wyparł zupełnie odczuwanie strachu. A ponieważ ten wyparty strach został skojarzony z psychodelicznymi przeżyciami, wrócił później jak bumerang i pojawiał się w swoistym pakiecie. Działał na takiej samej zasadzie, jak działają inne traumy wywołujące flashbacki i wspomnienia. Wystarczyła tak naprawdę jedna sesja, podczas której skonfrontował się ze stłumionymi wtedy uczuciami, by poradził sobie z problemem, który wydawał się jemu i wielu standardowo wykształconym specjalistom nie do rozwiązania. Tymczasem moim zdaniem nie był on wcale taki trudny.

Zupełnie innym przykładem zastosowania poszerzonych stanów był Artur – mężczyzna, odkąd sięgał pamięcią, nie miał erotycznych odczuć. Nie czuł popędu jak inni ludzie, ale w snach czasem kogoś gwałcił (co osobie doświadczonej w tego typu pracy nasuwa pewien trop). Artur próbował wielu terapii pod okiem różnych specjalistów, ale jedyne, co osiągnął, to świadomość, że w jego przeszłości wydarzyło się coś strasznego. Ilekroć próbował tam zajrzeć, słyszał w głowie głos, który ostrzegał go przed tym, strasząc śmiercią.

W trakcie kilku sesji różnymi metodami spowodowaliśmy, że wróciły do niego traumatyczne wspomnienia związane z molestowaniem seksualnym z dzieciństwa. Długie procesy oczyszczające, które potrafiły składać się z dziewięćdziesięciominutowego płaczu, oraz krótki, domykający proces coachingowy odblokowały i ożywiły energię seksualną. Dzięki temu znalazł partnerkę i został ojcem dwójki dzieci. Zawsze gdy o nich myślę, przypominam sobie z radością, że cała ta tematyka to nie czcza teoria na temat umysłu, odmiennych stanów i natury rzeczywistości. Idą za tym konkretne historie ludzkie, cierpienia czy radość, konkretne śmierci i narodziny.

A wśród nich historia opowiedziana przez Monikę podczas warsztatu. Słuchając jej z ust bohaterki, nasz team miał dreszcze na całym ciele.

Monika planowała popełnić samobójstwo i zdążyła nawet napisać listy pożegnalne do bliskich. Tuż przed ostatecznym aktem przypomniała sobie usłyszany gdzieś fragment mojego wykładu, dotyczący śmierci osobowości (poświęcimy tej tematyce cały rozdział w drugiej części książki). Postanowiła, że zanim nieodwołalnie zabije własne ciało, przetestuje hipotezę z psychologii transpersonalnej, że można doznać symbolicznej śmierci, która również pozwala pożegnać się ze źródłem problemów – naszym „ja”.

Zapisała się więc na warsztat oddychania holotropowego, a my na szczęście nie mieliśmy pojęcia, że w tamtej chwili jej życie wisiało na włosku. W trakcie holotropowej sesji przeżyła piękny, uzdrawiający proces, w którym pożegnała niepotrzebną część siebie, i poczuła, że rozpoczęła potężną transformację w zupełnie inną osobę. Gdy opowiadała o tym podczas kończącej warsztat rundy sharingowej, cała grupa była niezwykle poruszona, a wiele osób płakało. Monika do dziś żyje, ma się coraz lepiej i co jakiś czas uczestniczy w naszych warsztatach.

Wierzę, że szerokie rozpowszechnienie tej wiedzy może sprawić, że dzięki temu zdarzy się choć jedna podobna przemiana. Temu właśnie marzeniu służy wysiłek, jaki wkładam w złożenie tych wszystkich historii w całość.

1 B. Sessa, Renesans psychodeliczny, Warszawa 2019, s. 10.

CZĘŚĆ I

WEZWANIE DO WYPRAWY

Rozdział I

Korzyści z poszerzonych stanów świadomości

Odmienne stany świadomości to szersza kategoria niż „poszerzone” lub „holotropowe”. W tym haśle zawiera się bowiem wszystko, co jest w jakikolwiek sposób różne od tego, co uznajemy za normę – również omdlenia, doświadczenia psychotyczne, upojenie alkoholowe, uderzenie się w głowę młotkiem, przedawkowanie leków lub atak furii. Bardzo wątpliwe jest jednak, czy wymienione sytuacje w jakikolwiek sposób pomagają stać się bardziej świadomym i czy poza wyjątkami statystycznymi przynoszą jakiekolwiek korzyści. Choć znane są przypadki, gdy coś takiego się zdarzało – Anthony Hopkins po wielu dniach alkoholowego ciągu usłyszał głos, który zabronił mu pić, co faktycznie pozwoliło aktorowi wyjść z ciężkiego uzależnienia – rzadko jednak tak się dzieje.

Kiedy wkraczamy na teren terapii czy jakiegokolwiek procesu rozwojowego związanego z odmiennymi stanami świadomości, najczęściej mamy na myśli stany poszerzone, nazywane też holotropowymi (co z greckiego oznacza ‘dążące do całości’). Pozostałe mają przeważnie szkodliwy potencjał lub są bezwartościowe. Dlatego w tej książce głównie będę odnosił się do stanów uznawanych za „poszerzone”.

Wszystkie, również szkodliwe odmienne stany odgrywały w historii ludzkości istotną rolę (czasem bardzo bezpośrednio – jak amfetaminowe przypływy manii u Hitlera). Jeśli jednak wyraźnie zaczniemy je rozróżniać i informować, że niektóre z nich mają zdecydowanie większe skutki uboczne niż inne, więc najczęściej lepiej eksplorować te zdrowsze sposoby – może to niejednej osobie wywrócić życie do góry nogami.

W naszej kulturze określenia „odmienne stany świadomości” czy też tajemnicze „poszerzone stany” mogą nie być traktowane z należytą powagą. Najbardziej dostępnym i znanym powszechnie zjawiskiem tego typu jest upojenie alkoholowe, czego większość osób doświadczyła przynajmniej raz w życiu, a już na pewno kogoś takiego widziała. Dobrze wiemy, że alkohol – choć działa rozluźniająco na towarzystwo i ułatwia integrację nieznających się ludzi – pozbawia nas logicznego myślenia, utrudnia kierowanie pojazdami i panowanie nad emocjami, a także racjonalne decyzje. Większość dojrzałych osób stara się więc umieścić alkohol w bezpiecznym kontekście – na przykład na imprezie, gdzie nie ma wyraźnych granic czy wymagań, natomiast w „poważnym” życiu codziennym uważa się go raczej za nieprzydatny i stwarzający problemy. Nieraz takie osoby wyobrażają sobie coś mniej lub bardziej podobnego do efektów alkoholu albo do stanów, które widziały w filmie My, dzieci z dworca Zoo (na podstawie książki powstał film w reżyserii E. Edel, 1981), czyli do stanów niezwykle przyjemnych, z których niewiele jednak dobrego wynika. Osoby uzależnione od heroiny potrafią tolerować coraz to większe patologie w swoim życiu, byle tylko doświadczać tych stanów rozkoszy. Nic więc dziwnego, że mając odniesienie do takich zachowań, spogląda się na koncepcję poszerzonych stanów świadomości z pewną podejrzliwością.

Wydawać się ona może zbyt rozrywkowa i zbyt prosta, jak klasyczna droga na skróty, niektórym może kojarzyć się wręcz z niemoralnym zachowaniem. Idea, że w taki sposób miałoby się dokonać prawdziwe uzdrowienie poważnych objawów, wpadanie na rewolucyjne pomysły lub znalezienie swojej ścieżki w życiu, przegrywa z bardziej tradycyjnymi koncepcjami na ten temat. Obsesja na punkcie kontroli, jaką ma wielu z nas, sprawia, że jakiekolwiek odejście od normy, logiki, panowania nad sytuacją, możemy odbierać jako coś negatywnego i niebezpiecznego.

Nasze społeczeństwo szanuje najbardziej racjonalne podejście do świata, które zaprocentowało wyjątkowymi osiągnięciami technologicznymi. Wszystko, co jest odmienne od logicznego wnioskowania krok po kroku, kojarzy nam się jako będące poniżej rozsądnego działania. Odmienne stany świadomości mogą przywodzić na myśl prymitywne kultury, które myślą w sposób magiczny lub mityczny. Kultury, w których panuje dużo zabobonów, szkodliwych tradycji – a więc będące poniżej racjonalnego bytowania, które przeżywamy jadąc miejskimi ulicami do pracy w poniedziałek rano i planując dziesiątki konstruktywnych operacji. Nie bierzemy tym samym pod uwagę, że podobnie jak intuicja może wykraczać poza świadome, racjonalne myślenie (co jest potwierdzone przez twarde badania naukowe2) mogą istnieć doświadczenia, które nie negują racjonalności, ale przetwarzają dane w szybszy i bardziej holistyczny sposób (o poziomach preracjonalnych, racjonalnych i transracjonalnych więcej napiszę w rozdziale 23).

Nawet europejska duchowość i życie religijne są wyjątkowo negatywnie nastawione do odmiennych i transcendentnych stanów, co stanowi ewenement w ludzkiej historii. Religia katolicka w tej formie, jaką teraz znamy, rzadko odnosi się do zaawansowanych medytacji, stanów mistycznych, spotkań z Jezusem i aniołami, bezpośrednim doświadczaniem boskości, jedności z całym stworzeniem. Najczęściej sprowadzana jest do rytuałów i obrzędów, podczas których część osób bywa znudzona i niespecjalnie zainteresowana tym, co się dzieje, oraz do kodeksu, którego trzeba przestrzegać, niezależnie od tego czy się z nim zgadzamy i rozumiemy jego powody.

Z jednej strony – nawet w sądzie amerykańskim przysięga się na Biblię, która jest ogólnie dostępna w większości tamtejszych hotelowych pokoi. Z kolei w Polsce do niedawna osoby, który nie miały ślubu kościelnego lub nie były ochrzczone, traktowano jako gorszy sort. Z drugiej – gdyby pojawił się ktoś, kto utrzymywałby, że objawił mu się Jezus albo Mojżesz, przekazując jakieś istotne treści, potraktowano by go z dużą nieufnością, a jego zdrowie psychiczne mogłoby zostać zakwestionowane. Niektórzy badacze dopatrują się w tym reperkusji pierwszego mitu o Adamie ze szczególnym napiętnowaniem Ewy, która ośmieliła się sięgnąć bez pozwolenia po owoc poznania dobra i zła (często interpretowany jako jedna z psychodelicznych roślin3), co spowodowało tak wiele tragicznych konsekwencji.

Poszerzonym stanom świadomości towarzyszą niezaprzeczalne problemy, komplikacje i pułapki. W holotropowych stanach można zrobić zarówno najmądrzejsze, jak i najgłupsze rzeczy. Od odpowiedniej wiedzy zależy, czy będziemy w stanie ograniczyć do minimum te drugie.

Dlatego też wszystkie te stany nie mają najlepszego PR – nie licząc bardzo licznych grup ludzi, które na przekór wszystkim intensywnie je uprawiają.

RODZAJE KORZYŚCI

W całej książce będę odwoływał się przede wszystkim do kilku głównych metod wchodzenia w holotropowe stany świadomości. Choć nieraz nawiążemy do innych, to skupię się głównie na tematach najbardziej stężonych, wyizolowanych i nadających się do konkretnej pracy nad sobą: terapii psychodelicznej,oddychaniu holotropowym,deprywacji sensorycznej, odosobnieniu medytacyjnym, odpowiednio prowadzonych głodówkach oraz niekonwencjonalnych treningach terapeutycznych.

Nie może się tu obyć bez pewnych uogólnień, gdyż na każdego z nas różne doświadczenia mogą zupełnie inaczej zadziałać. W dodatku przypadkowe, w szczególności rozrywkowe, korzystanie z kilku metod lub skupianie się tylko na jednej z nich najczęściej sprawi, że niektóre korzyści mogą się pojawić, a inne nie. Jednocześnie opierając się na osobistych doświadczeniach, obserwacji uczestników różnych warsztatów czy sesji indywidualnych, korzystając z doświadczeń swoich nauczycieli czy odpowiedniej literatury, powiedziałbym, że jest sporo rzeczy, które z całą pewnością można stwierdzić.

Moim zdaniem wszystkie te stany nie są szalone i złe (co jest zapewne oczywiste, skoro o nich właśnie piszę), ale również – i tym być może zrażę do siebie wielu fanów tego rodzaju przeżyć – same w sobie nie muszą mieć leczniczego działania. Choć niektóre z nich mają gigantyczny uzdrawiający potencjał, stosowanie ich nie będzie automatycznie każdemu pomagać jak łyk wody na pustyni. Prawie każda z metod, które można zastosować w takiej terapii, była używana w historii ludzkości jako tortury. Takie doświadczenia mogą być bowiem leczące jak czarodziejska różdżka, ale też skrajnie nieprzyjemne i powodujące reakcje traumatyczne. Głodówka jest zupełnie czymś innym, gdy robimy ją świadomie, z własnej woli, przygotowując do tego wcześniej organizm w odpowiedni sposób (w czym może pomóc konsultacja z lekarzem), mając odpowiednią intencję i medytując w bezpiecznym, wspierającym środowisku, a zupełnie czym innym, gdy jesteśmy w obozie koncentracyjnym i nie dostajemy jedzenia, nie wiedząc, kiedy je dostaniemy i czy przeżyjemy. Ten odmienny stan, wynikający z niedostarczania organizmowi jedzenia, będzie kompletnie inaczej działał w obu sytuacjach.

Nie propaguję magicznego podejścia do odmiennych stanów świadomości, głoszącego, że będą one panaceum dla wszystkich na każdą możliwą okazję. Wręcz przeciwnie, spotkałem się, a nieraz nawet długo pracowałem z osobami, którym jakiś rodzaj takiego przeżycia bardzo zaszkodził.

Wielokrotnie również odmienny stan może być przyjemny i połączyć kogoś z pewnymi niespotykanymi zasobami, ale gdy znika, nie wywiera trwałego pozytywnego wpływu na użytkownika. W tym przodują oczywiście różne doświadczenia z takimi narkotykami jak kokaina,alkohol czy amfetamina, ale lista nie kończy się na nich.

Wiele korzyści, o których będę wspominał, nie pojawi się niezależnie od kontekstu. Mają największą szansę na zaistnienie, gdy doświadczenie przeprowadzane jest w sposób profesjonalny. Trzeba oczywiście przyznać, że nawet gdy ktoś zasad BHP zupełnie nie przestrzega, niejednokrotnie zdarzą się sytuacje, gdy takie doświadczenie komuś pomoże. Zarówno całkowicie spontaniczne i nieprzewidywalne (spontaniczne stany mistyczne lub traumy po śmierci bliskiej osoby), jak również w przypadku zaplanowanych doświadczeń z substancjami psychodelicznymi. Słyszałem wielokrotnie o podróżach w otoczeniu, które dziś powoduje, że łapię się za głowę (choć sam w swoich nastoletnich latach takie doświadczenia również zaliczyłem). Historie o tym, jak ktoś zażył potężną substancję w bardzo złym settingu – w miejscu, które nie było bezpieczne, z ludźmi, którzy nie byli doświadczonymi czy nawet dob­rymi towarzyszami podróży, wcale nie akceptował wszystkich uczuć pojawiających się w czasie tego wieczoru, nie pracował fachowo z blokadami w ciele i nie robił innych rzeczy, jakie normalnie powinien podczas profesjonalnych sesji – a mimo to doświadczenie było dla niego kompletnie transformujące, a wielu ludzi zauważyło w nim później przepiękną, pozytywną zmianę.

Jeden z moich dalszych znajomych wyszedł samodzielnie z depresji w dwadzieścia minut pod wpływem psylocybinowych grzybów, gdy przeżywał – jak to określił – całkowity reset systemu (wiele lat później okazało się, że psylocybina potrafi bardzo często – choć mowa tu o warunkach terapeutycznych – faktycznie trwale wyleczyć z depresji4). Z kolei inny, podczas psychodelicznej posiadówki, przeżył ponownie swój własny poród i całkowicie pozbył się wielu towarzyszących mu od zawsze lęków. Do dziś mówi, że w ciągu kilku godzin po prostu zmieniła mu się osobowość.

Choć fascynuje mnie od lat, że można tak wiele rzeczy zrobić źle, a i tak wyjść dobrze na takim przeżyciu – to wyraźnie zaznaczam, że są to raczej wyjątki od generalnych reguł i stanowczo odradzam samowolne eksperymenty w takich warunkach. O pułapkach, niebezpieczeństwach, sytuacjach kryzysowych i integracji takich sesji napiszę więcej w dalszych częściach książki. Żeby zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu i zmniejszyć szanse na komplikacje, zdecydowanie radzę podążać za opisanymi tu wskazówkami.

Piszę tu również do sporej grupy osób, które mają pewne pojęcie o takich stanach, ale nie słyszeli o różnych istotnych drobiazgach czy zasadach działania w sytuacji kryzysowej (która może wydawać się abstrakcyjna, dopóki się nie wydarzy po raz pierwszy).

Teraz chciałbym wymienić wymierne korzyści, które mogą wyjaśnić, o co to całe zamieszanie. Można by bez trudu całą książkę poświęcić właśnie tym korzyściom, a wypisując je po kolei, czuję się nieco, jakbym pisał o zaletach umiejętności czytania słowa pisanego – po prostu przenikają każdą sferę egzystencji i dotyczą wszystkiego. Postaram się jednak je w miarę zwięźle i zrozumiale opisać, biorąc też pod uwagę, że każdy może być zainteresowany czym innym.

Znajdują się tu zarówno kategorie stereotypowo uznawane za męskie – prowadzące do większej skuteczności i wymiernych efektów, jak i te spychane do piwnicy przez wielu jako kobiece – polegające na zwiększeniu wrażliwości i odnalezieniu większej głębi w patrzeniu na życie, nawet jeśli z boku niewiele da się nieraz zobaczyć spektakularnych zmian.

1. ZROZUMIENIE WZGLĘDNOŚCI SWOJEGO PATRZENIA NA RZECZYWISTOŚĆ

Widzimy zazwyczaj świat ze swojego specyficznego punktu widzenia, podczas gdy zmieniając stan świadomości zyskujemy kompletnie inną perspektywę.

Pijąc alkohol jako piętnastolatek, odkryłem, że skoro jestem mniej pewny siebie w stanie tzw. normalnym, a po kilku butelkach piwa dość łatwo idzie mi poznawanie nowych osób (wśród których nieraz były atrakcyjne dziewczyny) oraz inne odważniejsze działania – to znaczy, że nastawienie do świata zmienia wiele rzeczy i wcale nie jestem tak ograniczony jak wcześniej o sobie myślałem. I choć alkohol oczywiście rzadko odpowiada za trwałe transformacje, to wiele innych doświadczeń ma znacznie większy potencjał terapeutyczny.

Nie chodzi nawet o to, by do tych nowych punktów widzenia specjalnie się przywiązywać i uważać je za nowy porządek świata (bo wielokrotnie nasze wnioski i spostrzeżenia wcale nie muszą być trafne, nieraz różne rzeczy nam się wtedy po prostu wydają). Jeśli jednak często patrzymy na coś i mamy zmieniony punkt widzenia, sprzeczny z tym, co robiliśmy przed chwilą, to pokazuje nam to, że tak naprawdę te punkty mogą się transformować, mogą się różnić, możemy mieć ich kilka w ciągu jednej godziny. Ze swoich różnych holotropowych doświadczeń pamiętam, że w zupełnie odmienny sposób mogłem tego samego wieczora patrzeć na własną twórczość – czy to artystyczną z wczesnej młodości, czy to biznesową w późniejszym czasie. W momencie, w którym sesja była trudniejsza, dochodziło do dekonstrukcji ego, przeżywałem kaskady ciężkich emocji – wszystko, co tworzyłem na co dzień, wydawało mi się bezsensowne, słabe i pełne rażących błędów. Z kolei w chwili, gdy przeszedłem już przez katharsis, moja osobowość z powrotem składała się w całość, dosyć optymistycznie widziałem rzeczywistość – wtedy rzeczy, które tworzyłem, wydawały mi się wartościowe i dostrzegałem w nich nowe jakości, mimo iż wyraźnie czułem, co trzeba w nich poprawić.

Dzięki temu zacząłem głębiej rozumieć, że nie ma czegoś w rodzaju „jednej prawdy o rzeczywistości”, czegoś, co przed podjęciem tego rodzaju praktyki wydawało mi się oczywistym tłem dla każdego przeżycia. I nie mówię o logicznym rozumieniu, bo mnóstwo osób przecież wie, że wszystko zależy od punktu widzenia czy tego, jacy jesteśmy, i że na różne sytuacje można patrzeć przynajmniej z dwóch perspektyw. Ale zupełnie inne od intelektualnej wiedzy będzie intensywne doświadczenie tego paradoksu, od którego mogą zatrząść nam się nogi i które może otworzyć nas na to, że w bardzo wielu obszarach być może nie mamy racji.

Jeśli zaczynamy pracować z odmiennymi stanami i mamy w jakiejś kwestii radykalne poglądy, bardzo możliwe, że zaczniemy je kwestionować. Nie zawsze na stałe je zmienimy, bo może się okazać po wnikliwym przemyśleniu, że są jednak trafne. Ale nieraz dopiero po zakwestionowaniu niektórych rzeczy – z których część może być tak mocna jak dogmaty religijne – możemy autentycznie z nowego poziomu w nie głęboko uwierzyć. Często to kluczowe kwestie na temat nas samych, społeczeństwa czy całego życia, przemyślane w dogłębny, autentyczny sposób. Po jakimś czasie takie doświadczenia mogą zmienić osobowość.

Prawdopodobnie każdy z nas pamięta, jak postrzega się osobę, w której się zakochaliśmy – obiekt naszych westchnień idealizujemy, a po burzliwym rozstaniu zmieniamy o nim zdanie i często staje się on kimś zupełnie innym – nawet naszym antybohaterem. Z tego typu doświadczeń rzadko wyciągamy jednak generalnie wnioski na temat naszego postrzegania rzeczywistości.

W poszerzonych stanach świadomości takie doświadczenia są mocne, jaskrawe, często skondensowane do kilku godzin i wyizolowane, nieraz pojawiające się sprzeczności doświadczane zaraz po sobie, więc możemy autentycznie zrozumieć, że żyjemy w „tunelach rzeczywistości”, jak nazywał je Robert Anton Wilson. Zrozumieć, że nie mamy dostępu do terytorium, tylko do jego mniej lub bardziej doskonałych map. Przyjrzawszy się temu w tych stanach, możemy zobaczyć, że nasze spojrzenie na świat to mniej lub bardziej dopracowany tunel. Możemy dotykać jego granic i widzieć, że nasza wizja jest tylko jednym z wielu możliwych sposobów widzenia, jakimi rzeczy są. Już ta wiedza sprawi, że nasz tunel będzie się poszerzał, zmieniał i aktualizował. Dla wielu osób zmiana zdania pod wpływem tak potężnego doświadczenia jest też o wiele łatwiejsza niż podczas nieprzyjemnej dyskusji z drugą osobą.

A odkrycie, że możemy zmieniać zawartość swojego umysłu, to wielka metaumiejętność, która jest podstawą do każdej terapii i innego rodzaju przemiany.

2. ODKRYCIE SWOICH AUTOMATYZMÓW

W trakcie doświadczania odmiennych stanów możemy przyglądać się temu, jacy jesteśmy na co dzień, tak jakbyśmy patrzyli z dystansu.

Najbardziej spektakularną ścieżką są oczywiście substancje psychodeliczne (choć inne praktyki również wywołują takie fenomeny), zwłaszcza LSD blokujące na jakiś czas odruchy warunkowe i sprawiające, że myśli, emocje i doznania, których doświadczamy na co dzień, zaczynamy postrzegać, jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy – okiem obserwatora czy też „umysłem początkującego”. Inne psychodeliki mają podobne, choć często nieco mniej deautomatyzujące działanie. Ma to związek z bezpośrednią ingerencją w chemię mózgu i dlatego to najbardziej jaskrawy przykład. Wielu naukowców wspomina o tym, że psychodeliki uruchamiają takie połączenia między neuronami, które normalnie nie funkcjonują – a to sprawia, że potrafimy w inny zupełnie sposób patrzeć na rzeczy, które znamy. Dzięki temu zaczynamy widzieć i rozumieć, jak bardzo schematycznie działamy.

Podczas badań nad grzybami z psylocybiną, jak również ayahuaską zaobserwowano zmniejszenie przepływu krwi w tzw. sieci standardowej aktywności, która odpowiada za nasze poczucie „ja” i może zostać uznana za materialny odpowiednik ego. Jej nadaktywność prowadzi do wielu sztywnych wzorców myślowych, a jej czasowe wyłączenie może osłabiać wiele automatyzmów, które zaczynają wtedy rzucać się w oczy.5

Możemy czuć, jakbyśmy patrzyli na wszystko przez aparat z szerokokątnym obiektywem, również tam, gdzie tej perspektywy nie było. Możemy zrozumieć bardzo głęboko, że mamy pewne cechy osobowości, które nami sterują bez naszej wiedzy. Możemy widzieć siebie z archetypowej perspektywy – jak innego człowieka, jak postać o pewnych charakterystycznych cechach, dla nas wcześniej niewidocznych. Możemy czuć, jak nasz umysł oczyszcza się z codziennej, powierzchownej treści i zaczyna zwracać uwagę na rzeczy ważne. Możemy widzieć swoje konflikty wewnętrzne jak na dłoni i zacząć je rozwiązywać. Możemy zauważać w sobie impulsy, których nigdy nie chcieliśmy zauważyć, jak agresja w stosunku do własnych dzieci lub rodziców, lęk przed różnymi sytuacjami, wstyd czy nawet popęd śmierci. Możemy też zacząć zastanawiać się nad tym, nad czym nigdy do tej pory się nie zastanawialiśmy.

Dr Robin Carhart-Harris porównuje te sieci mózgu, które tymczasowo rozpadają się i dezaktywują, do nudnego do tej pory przyjęcia, na którym uczestnicy stali w małych, niezmiennych grupkach, a teraz nagle ożywiają się i wchodzą w intensywne interakcje ze wszystkimi, z którymi do tej pory nie rozmawiali6.

Według niezliczonych nauczycieli z różnych tradycji kluczem do duchowego przebudzenia jest zrozumienie tego, jak bardzo przypominamy roboty, niezależnie od tego, jak brutalnie to brzmi. Dlatego wiele systemów duchowych i terapeutycznych zaczyna od dekonstrukcji tego, jak bardzo automatycznie się zachowujemy. Prowadząc dziesięciodniowe warsztaty, poświęcałem pierwszy dzień jedynie temu, by zdekonstruować schematy, gry relacyjne, w które gramy, i szkodliwe nawyki, które następnie tworzą samospełniające się przepowiednie – nazywane przez nas przeznaczeniem.

Zauważanie ukrytych zależności stanowi klucz do tego, by zmienić swoje zachowanie. Tworzą je oczywiście uwarunkowania, którym podlegaliśmy w dzieciństwie i okresie dorastania, ale też niezauważalne uwarunkowania kulturowe. Tak jak wyrośliśmy z tolerowania niewolnictwa czy braku prawa kobiet do głosu (choć dla osób urodzonych w tamtych czasach wydawało się to normalne), powoli odpuszczamy kary cielesne dla dzieci, tak wciąż nie jesteśmy nieraz świadomi chociażby seksistowskich uwarunkowań, jakimi wbrew najszczerszym chęciom podlegamy, gdy nie oburza nas widok kilka razy większej kolejki w damskiej toalecie (ponieważ jest źle zaprojektowana)7 albo (przebadana wielokrotnie) skłonność do obniżenia proponowanej pensji, gdy na CV widzimy kobiecy podpis8. Dopiero nasi potomkowie żyjący za kilkadziesiąt lat będą się temu bardziej dziwić, podobnie jak masowemu jedzeniu mięsa czy wyśmiewaniu mniej standardowych orientacji seksualnych.

Istnieją też uwarunkowania ewolucyjne, jakie mają wszyscy ludzie – jak choćby przecenianie znaczenia spektakularnych zjawisk i większy lęk przed atakiem terrorystycznym niż wypadkiem samochodowym lub automatyczne szukanie potwierdzeń dla teorii, w którą się głęboko wierzy. Czy też charakterystyczne dla homo sapiens kompulsyjne działanie i chęć robienia czegoś sensownego, mimo że obok może wylegiwać się kot, któremu niczego nie brakuje. Bardzo ciekawy jest też wpływ na naturalne postrzeganie „rzeczywistości” jako rzeczownika liczby pojedynczej, kiedy niektórzy proponują spojrzenie czasownikowe (skoro ciągle się zmienia i dzieje) lub widzenie jej w liczbie mnogiej. Mało kto myśląc o tym, jak wygląda życie na naszej planecie, pamięta też o tym, że w gigantycznej większości wydarza się ono w środowisku wodnym.

Oczywiście jeśli w poszerzonym stanie świadomości zanikają odruchy warunkowe, niektóre czynności będą wykonywane gorzej. Łatwo się domyślić, że wsiadanie po substancjach psychodelicznych do samochodu nie jest najlepszym pomysłem – nie tylko nietrzeźwość spowodowana nadmiarem bodźców, ale również wyłączenie nawyków (na przykład używania kierunkowskazów czy sprzęgła) stanowi tutaj śmiertelne niebezpieczeństwo. Inne przykładowe rzeczy, które mogą ulec zatarciu, to chociażby ilość kontaktu wzrokowego czy dystans osobisty, na co dzień regulowane bez naszego świadomego udziału. Właśnie z uwagi na brak wielu podstawowych umiejętności trzeba bardzo dokładnie dobierać sobie otoczenie. Kiedy jednak jest to już zapewnione, jesteśmy w stanie zauważać takie rzeczy w naszym wnętrzu, których na co dzień nie widzieliśmy. Zarówno drobiazgi, które pomogą usprawnić nasze życie, jak i wyraźniejsze kształty naszej osobowości, a czasem całościowa sytuacja życiowa, do której jesteśmy tak przyzwyczajeni, podczas gdy warto byłoby ją zmienić. Wielomiesięczne męczarnie w pracy, w której dużo się przecież zarabia, czy w dogasającym związku, w którym tak naprawdę nie wybaczyło się zdrady, choć tak się wcześniej wydawało, a nawet uzależnienie maskowane myślą, że nie robi się tego bez przerwy – te ukryte przed naszymi oczami, starannie chowane sekrety nagle potrafią stać się bardzo jasne i klarowne, a wszelkie zasłony opadają, odsłaniając brutalną prawdę. Która paradoksalnie wyzwala.

Podczas głodówki widzimy szczególnie wiele schematów dotyczących naszego jedzenia i zaspokajania w ten sposób emocjonalnych potrzeb, podczas rytualnego celibatu – schematów naszej seksualności i zalepiania za pomocą erotycznych czynności pustki w innych aspektach życia.

Naszym wielkim ograniczeniem jest to, że nie możemy przesiąść się na chwilę do ciała drugiego człowieka i zobaczyć, jak ogląda się wszystko z jego perspektywy. Zarówno po to, byśmy mogli spojrzeć na samych siebie, ale również popatrzeć na to, w jaki sposób inna osoba widziałaby te same rzeczy. Być może, gdybyśmy chociaż raz to ujrzeli, powstałyby w nas pewne pytania, a mnóstwo rzeczy zmieniłoby się samoczynnie. Ale ponieważ jesteśmy uwięzieni we własnym tunelu rzeczywistości, to poszerzone stany przez sam fakt, że są odmienne, ale również dlatego, że towarzyszy im tak często większa koncentracja i uważność, pomagają nam dostrzec różne przekonania, subosobowości, czasem nawet wyparte pragnienia albo pragnienia, które są introjekcją wziętą od zupełnie innych osób i nie są nasze. Dzięki temu możemy pewne procesy, które zachodzą wewnątrz nas, które czasem nieśmiało przeczuwamy, lecz później zapominamy o ich istnieniu, nazwać po imieniu i na stałe sobie je uświadomić.

Większość ludzi, szczególnie tych, którzy podobnych przeżyć nie mieli, może doświadczać siebie jako spójnej, jednolitej całości, przymykając oko na ciągłe zmiany zdania, rzeczy, których później żałują, czy własne decyzje, których z czasem nie rozumieją. Natomiast właśnie gruntowne doświadczenie „wewnętrznego cyrku” może nam zwrócić uwagę na to, jak bardzo chaotyczni, nieposkładani, pełni przypadkowych wdruków płynących z różnych okresów życia jesteśmy. Możemy zobaczyć, że jakaś nasza myśl to niezaktualizowane przekonanie powstałe w okresie licealnym pod wpływem nieprzyjemnego doświadczenia z panią od matematyki. Możemy zobaczyć, że nie lubimy pewnych czynności, gdyż robił je często nasz ojciec, a matka po burzliwym rozwodzie za każdym razem karała dzieci, gdy widziała w nich jego część. Czy że jakaś nasza reakcja w związku, gdy partner zrobi coś nie po naszej myśli, jest powtórzeniem tego, w jaki sposób reagowaliśmy, gdy rodzice mówili coś podobnego – a to z kolei może naszego partnera doprowadzać do szału, co na co dzień nazywamy „bezsensowną kłótnią o nic”. Te wszystkie automatyzmy mogą zostać wyraźniej zauważane, a co za tym idzie – transformowane w coś korzystniejszego.

Podczas terapii psychodelicznej, sesji holotropowej czy też treningu szamańskiego można przeżyć realne transformacje osobowości, wbrew obiegowym opiniom, że charakteru nie da się już zmienić.

Czasem może osiągać to takie rozmiary jak u doktora Andrew Weila, który mając przez całe życie alergię na koty, spotkał jednego z nich pod wpływem LSD i od tego dnia objawy alergiczne nigdy nie powróciły9.

3. SKUPIENIE NA TERAŹNIEJSZOŚCI

To było jedno z pierwszych WOW, jakie odkryłem u siebie po tego rodzaju przeżyciach. Pamiętam, jak odwiedziłem w nastoletnich czasach mojego kolegę (dzisiejszego terapeutę jungowskiego) i opowiadałem o przemianach, które wynikały z pierwszych spotkań z LSD. Do tamtej pory, gdy szedłem na zakupy, myślami byłem już przy tym, co zrobię, gdy wrócę do domu i będę miał chwilę dla siebie, pragnąc „przewinąć” wszystkie czynności, które do tego czasu muszę zrobić. Natomiast teraz, idąc do sklepu, skupiałem się na otaczającej mnie drodze – widokach, które miałem przed oczami, dźwiękach, refleksjach na temat osób, które mijałem na ulicy. W sklepie skupiałem się na tym, co widać pomiędzy półkami, a wracając zachwycałem się drogą powrotną i latającymi ptakami. Kolega wówczas przyznał, że ma podobne spostrzeżenia i zbliżone skutki swoich doświadczeń. Dodał przy tym, że jest to bardzo bliskie buddyjskiej medytacji. Większe skupienie na teraźniejszości, mniejsze błądzenie umysłem po wspomnieniach, obawach i planach, częstsze życie tym, co istnieje naprawdę.

Jeden z kolejnych wielkich myślicieli piszących o poszerzonych stanach świadomości, Alan Watts, twierdził, że odkrycie to było największym i najbardziej charakterystycznym po doświadczeniach psychodelicznych10. Widzenie teraźniejszości jako cel sam w sobie jest typowym efektem takich eksperymentów. Gdy jesteśmy w takim stanie i widzimy ludzi idących do pracy, zamyślonych, pogrążonych w marazmie, jest to smutny widok – a jednocześnie bardzo absurdalny. Wydaje się wówczas oczywiste, że celem życia, a raczej jego sensem i istotą jest byciem świadomym tego, co się w nim dzieje w aktualnym momencie. Przeżywanie każdej sekundy, zachwycanie się tym, co widzimy, słyszymy, czujemy – zamiast obsesyjnego zastanawiania się, co się wydarzyło lub wydarzy. Doświadczenia, które przeżywamy w różnych stanach, prowadzą do tego, że ten moment teraz jest jedyny w swoim rodzaju, niezależnie czemu przypiszemy za to odpowiedzialność.

Dość często bowiem przy nieterapeutycznych użyciach takiego stanu – takich jak podróżowanie czy sporty ekstremalne – zrzucamy to na karb tego, że moment jest wyjątkowy, bo taka jest sytuacja – pierwszy raz jesteśmy w dżungli, nurkujemy w oceanie, wspinamy się wprawdzie po raz kolejny, ale na wyjątkowo wysoką górę, rodzi nam się dziecko – te wszystkie momenty zawierają subtelną pułapkę, w której nie widzimy, że źródło tych doświadczeń jest w samym środku nas. W sytuacji, gdy nic, o czym można by opowiadać, się nie dzieje – po prostu liście spadają z drzewa, a my przeżywamy niezwykłe doświadczenie i rozumiemy, że jesteśmy jego sprawcą – zmiany bywają znacznie bardziej trwałe. Jakaś część z tego bardzo często z nami pozostanie w postaci umiejętności korzystania z teraźniejszości. Oczywiście nie w stu procentach – trudno wymagać, by bez wieloletniego treningu medytacyjnego każda sekunda nas zachwycała i by każda sytuacja była szczytowym momentem (takie pragnienie należy raczej do pułapek odmiennych stanów świadomości), ale coś jednak zostaje – jakaś część tego zachwytu na zawsze w wielu osobach zostawia trwały ślad.

Jakkolwiek rozumiemy sferę duchową, nie wnikając na razie w analizę treści takich doświadczeń – warto zaznaczyć, że dla wielu osób jest to najważniejsza rzecz, jaka spotkała ich w życiu. Że dzięki takim stanom mogą odkryć wymiar istnienia, który jest dla nich kluczowym elementem całej egzystencji. Że dopiero teraz rozumieją, po co żyją. Tego lekceważyć nie powinniśmy, niezależnie od tego, czy podzielamy sami podobne skłonności.

U wielu z tych osób tego typu duchowe podejście pojawia się samoczynnie – nie jako dalszy krok w ich religijności, ale jako efekt spontanicznych, osobistych doświadczeń. Wielu z nich – również takich, którzy zaczynali jako zdeklarowani ateiści i przeciwnicy religii – kontynuuje poszukiwania i to ich doprowadza do autentycznej, żywej praktyki duchowej, której obiektem jest moment teraźniejszy.

Może to wyjaśniać, dlaczego wiele osób podczas follow-up robionych całe dekady po oryginalnych badaniach twierdzi, że sesje terapeutyczne z LSD lub psylocybiną były jednymi z najważniejszych wydarzeń w ich życiu, porównywalnymi z narodzinami dziecka czy dniem ślubu11.

4. ZMIANA RELACJI ZE SWOIMI UCZUCIAMI

W tym punkcie warto poprosić o profesjonalne wsparcie, a przynajmniej poznać podstawy terapeutycznego podejścia – gdyż wielokrotnie transformacja nie pojawi się tu sama z siebie, bez pomocy przewodnika. Jeśli samotnie eksperymentuje się bez wiedzy o naturze takich stanów, często nie dochodzi do przemiany – można swoich emocji nie akceptować, a nawet przed wieloma z nich uciekać, jak wszyscy, którzy doświadczyli w takich sytuacjach traumy. I może tak się dziać niezależnie od tego, czy ten stan pojawia się spontanicznie jako efekt innych czynności, czy ktoś celowo nastawia się na eksplorowanie własnej psychiki.

W poszerzonych stanach świadomości nasze mechanizmy obronne, które na co dzień wielokrotnie chronią nas przed doświadczaniem nieprzyjemnych (lub też niezwykle przyjemnych) rzeczy, będą słabły, a czasem nawet zanikną zupełnie. Możemy przypominać sobie sytuacje z przeszłości, nawet wczesnego dzieciństwa i niemowlęctwa. Według różnych szkół terapeutycznych najczęściej mamy zablokowany dostęp do pewnych uczuć i ich po prostu nie przeżywamy. Kultura i najbliższe otoczenie niespecjalnie nas w tym wspiera, a na pewno nie robiło tego w czasie wychowania. Mało kto miał w domu pełne przyzwolenie na doświadczanie wszystkich swoich emocji – najczęściej zostajemy zredukowani przez nasze środowisko do czucia i wyrażania tego, na co dostajemy pozwolenie. I tak też po jakimś czasie zaczynamy siebie definiować jako osoby, które zachowują się w danych sytuacjach w określony (kontrolujący, unikający, bierno-agresywny, zależny) sposób, odzwierciedlający sytuację w naszym środowisku. W poszerzonych stanach cenzura wewnętrzna najczęściej słabnie, a emocje przybierają na sile – łatwiej zrozumieć, że jesteśmy wszystkimi naszymi uczuciami, również wypieranymi, co oznacza, że jesteśmy kimś znacznie więcej, niż się wydaje. Jest to swoją drogą jedna z inspiracji do terminu „holotropowe”. Przeżywając różne uczucia, których na co dzień nie jesteśmy świadomi, dążymy do holistycznej pełni i prawdziwego bycia sobą, likwidując nerwice i odruchowe wyparcia, które zazwyczaj stosujemy.

Oczywiście samo doświadczanie nieprzyjemnych sytuacji wcale nie musi pomagać – jak choćby podczas wspomnianej ucieczki Krzysztofa przed policją. Kiedy jednak przeżywamy te nieprzyjemne uczucia w bezpiecznym środowisku, traktując je jako wewnętrzny proces, możemy z nich wyciągnąć ogromne korzyści – albo przepracować przeszłe traumy, albo mieć lepsze rozeznanie tego, co dzieje się w nas obecnie.

Wbrew pozorom bardzo często nie uświadamiamy sobie procesów, które przeżywamy na co dzień. Nie rejestrujemy, jak różne czynniki na nas wpływają i szerszą perspektywę zyskujemy dopiero po dłuższym czasie. Dlatego uczestnikom wielu warsztatów polecam proste i krótkie ćwiczenie rozwijające inteligencję emocjonalną. Przed snem analizują wydarzenia dnia – te najprzyjemniejsze i te najmniej przyjemne oraz wyciągają z tego wnioski, najlepiej prowadzące do konkretnych działań. Mimo pozornej prostoty okazuje się to bardzo odkrywcze dla wielu osób. Świadome doświadczanie różnych uczuć, również takich, które były przed nami schowane, jest niezwykle ważne.

Przy mojej konstrukcji osobowości bardzo często, gdy ktoś mnie ranił, nie zauważałem tego. Tworzyłem od razu scenariusz poradzenia sobie z sytuacją, tłumaczyłem sobie, że tak naprawdę mi nie zależało i ciężko mi było połączyć się z tym, że na prostym międzyludzkim poziomie czułem się skrzywdzony i potraktowany nie fair, ponieważ kojarzyło mi się to ze słabością. Oczywiście miało to różne konsekwencje, o których wspomnę później.

Dopiero przy pracy z odmiennymi stanami (szczególną rolę odegrało tu oddychanie holotropowe, a później praca z LSD) byłem w stanie zauważyć wypierane przez siebie uczucia zranienia. Mimo że – tak jak sądziłem – poradzę sobie, to jednak wydarzyło się coś, co mnie w jakiś sposób dotknęło. W tym momencie, po złapaniu kontaktu z tym typem uczuć i zrozumieniem, że niezależnie od tego, co bym sobie życzył, one gdzieś tam są – dość łatwo jest mi to już zobaczyć na co dzień. Zmiany tego rodzaju, które mogą nastąpić w świecie uczuciowym, gdy wielokrotnie konfrontujemy się ze sobą, można by mnożyć bez końca.

5. INTENSYWNE ASOCJACJE

Wielokrotne doświadczenia przeżywane w odmiennych stanach będą niezwykle sugestywne i plastyczne (nie zawsze wzrokowo), co sprawia, że sporo przeżyć jest ekstremalnie intensywnych i emocjonalnych. Ich korzystny wpływ można odczuć choćby w przypadku palenia papierosów, o których szkodliwości wie każdy, podobnie jak o tym, że warto uprawiać sport i nie denerwować się sprawami, na które nie mamy wpływu. Wiedza logiczna to jednak stanowczo zbyt mało, by coś faktycznie w swoim postępowaniu zmienić – porady takie mają skuteczność niewiele wyższą od zera, jeśli nie wiąże się z nimi emocjonalne zrozumienie. Dlatego też wykłady, na których przekazuje się uczestnikom różne złote myśli, są znacznie mniej skuteczne od pracy warsztatowej, gdzie każdy dochodzi do wniosków sam, w wyniku doświadczeń, emocji i refleksji.

Natomiast jeśli w poszerzonym stanie świadomości mamy potężne spotkanie z demonem papierosowym pożerającym nasze płuca, to jakkolwiek nie wnosi to nic nowego na temat wiedzy o szkodliwości nałogowego palenia tytoniu, to może być doświadczeniem transformującym. Nie dlatego, że jest odkrywcze merytorycznie – tylko dlatego, że jest silnym, emocjonalnym przeżyciem. Jesteśmy istotami, które najczęściej nie biorą pod uwagę faktów, logiki i statystyki, ale historie, uczucia i własne przeżycia. Jeśli dziecko sąsiadki umarłoby z powodu strasznej choroby, wstrząśnie nas to bardziej niż informacja, że dziesięć tysięcy dzieci w Afryce umiera co miesiąc z tego samego powodu – wówczas byłaby to dla nas jedynie egzotyczna ciekawostka. Dlatego właśnie filmy poruszające ważne społecznie tematy są w stanie spełnić istotną rolę – sprawiają, że widzowie są w stanie zasocjować się z daną historią, utożsamić się z bohaterem granym przez aktora, którego lubimy, i widząc jego cierpienie, mogą uznać to za temat, nad którym warto się zastanowić, a nie abstrakcyjne zjawisko. Możemy więc wiedzieć, że nie warto prowadzić samochodu po alkoholu – ale dopiero realistyczna wizja tego, jak by to było przejechać małe dziecko, zabić je i spędzić resztę życia w więzieniu, jest w stanie niektóre osoby faktycznie odstraszyć.

Jest to jeden z częstych efektów ibogainy (substancji używanej w leczeniu uzależnień, szczególnie od opiatów) – ludzie miewają realistyczne wizje, w których kończy się doświadczenie terapeutyczne, oni wracają do domu, kontynuują życie w nałogu, umierają w samotności – i dopiero w momencie śmierci, gdy żałują, że nie wybrali innej drogi – otwierają oczy w czasie wciąż trwającego ibogainowego doświadczenia i okazuje się, że wszystko było tylko bardzo sugestywną wizją. Często jest to doświadczenie tak silne i przerażające dla tych osób, że pod jego wpływem zrywają z ciężkim nałogiem – gdyż nie chcą by ten scenariusz się ziścił. Tego rodzaju tzw. emocjonalne trailery, czyli pokazywanie konsekwencji swoich działań, pokazywanie, do czego mogą one prowadzić, czy też pokazywanie tego, jak inne osoby czują się z naszym wyborem lub jak to może wyglądać z innej perspektywy – mogą na nas wywrzeć ogromny wpływ.

Takie asocjacje z innymi perspektywami mogą pojawiać się w różnej formie, na przykład podczas praktyki integracyjnej, jaką jest sharing – dzielenie się różnych uczestników danej praktyki swoimi doświadczeniami. Fakt, że spędziliśmy z nimi trochę czasu podczas warsztatów lub ceremonii, że jesteśmy zainteresowani tym, jakie oni mieli przeżycie, sprawia, że gdy opowiadają o swoich silnych doświadczeniach – jak stracili dziecko, jak wyrazili podczas sesji gniew na rodziców, jak pojawiło się wybaczenie – to już nie są dla nas zwykłe historie obcych ludzi, tylko przeżywamy je razem z nimi. Doświadczanie kilku, kilkudziesięciu asocjacji zaraz po sobie, z których każda jest jakąś nauką, również prowadzi do lepszego zrozumienia świata innych osób.

Pamiętam, że ciekawym zobrazowaniem tych asocjacji było to, jak zacząłem zwracać uwagę na sceny, w których bohaterowie filmów przygodowych zabijają po kilkudziesięciu przeciwników, podczas których zazwyczaj bardziej skupiamy się na identyfikacji z główną postacią, niż przeżywamy cierpienie zabitych wrogów. Zacząłem wtedy zastanawiać się nad rzeczami normalnie pomijanymi i tym, co czuje jeden z tych trzynastu zabitych złych ludzi i co go doprowadziło w to miejsce, po czym zdziwiłem się, że właśnie myślę o tym pierwszy raz w życiu – przedmiot stał się podmiotem. Takie przeżywanie elementów pomijanych zazwyczaj przez nawyki naszej osobowości potrafi być nie tylko filozoficzną rozrywką, ale może sprawić, że zaczniemy faktycznie stosować się do pewnych rozsądnych zaleceń.

Z kolei podróżując po Tanzanii, już w silnym procesie, dzień przed rozpoczęciem wspinaczki na Kilimandżaro, a myślami już na tej górze, weszliśmy na stojący tam od lat Cmentarz Wygnańców Polskich. Wizyta ta wydała mi się z początku zupełnie bezsensowna – po co zwiedzać kolejny cmentarz? Nagle czytając napisy na nagrobkach, zacząłem głębiej oddychać i zastanawiać się, co czuli ci ludzie, urodzeni w czasach, gdy Polski nie było na mapie, przeżywający dwie wojny światowe, których później los w nieprzewidywalny dla nich sposób skierował do Afryki. Jak bardzo niesamowite i niewypowiedziane historie przeżywali, podczas gdy jedyne co po nich zostało, to 150 grobów gdzieś na Czarnym Lądzie, o których nigdy nie słyszałem i gdyby nie ta przypadkowa wizyta, to nigdy bym nie usłyszał. Patrząc dalej na te napisy, zastanawiałem się, co czuła pewna pani, której mąż umarł 5 lat przed nią, wyobrażałem sobie jej drogę z Syberii do Afryki, śmierć męża i dalsze życie w samotności. Później zobaczyłem grób dziecka, które umarło dzień po swoich narodzinach, i zadumałem się nad losem jego rodziców. I ta zwyczajna wizyta na cmentarzu, w odmiennym stanie na afrykańskiej wyprawie wrzuciła mnie w ciągi emocji i skojarzeń na temat przemijania, niezbadanych wyroków losu oraz kruchości naszej egzystencji, których na pewno wiele lat temu bym nie miał.

Silne doświadczenia sprawiają, że treści, które były dla nas wcześniej abstrakcyjne, mogą nabrać bardzo realnych, namacalnych kształtów. Może to wyraźnie zwiększyć inteligencję emocjonalną w pewnych obszarach i sprowokować znacznie mądrzejsze decyzje.

6. ZMNIEJSZENIE KONFLIKTOWOŚCI

To, co zauważyłem u wielu osób pracujących z odmiennymi stanami świadomości, to fakt, że znacznie zmniejszyła się ich konfliktowość (oczywiście w tak dużej grupie znajdziemy wyjątki – agresywnych i roszczeniowych, których osobowość wcale nie zmieniła się w tym kontekście). Jest pewną regułą, że przebywanie w takim środowisku to przebywanie w otoczeniu ludzi nieco bardziej empatycznie i przyjaźnie nastawionych do innych.

U mnie była to jedna z największych i najgłębszych zmian – mimo iż zaszła spontanicznie, zanim zacząłem mieć jakąkolwiek znajomość terapeutycznych niuansów. Jeszcze w liceum byłem osobą konfliktową i agresywną, a na różne zwyczajne prośby odpowiadałem „nie, bo nie”, natomiast doświadczając poszerzonych stanów na różne sposoby, zacząłem coraz bardziej się z takich bezsensownych konfliktów wycofywać – trochę dlatego że zwiększyła mi się empatia, trochę dlatego że zacząłem wyraźniej widzieć konsekwencje takich działań, trochę dlatego że czułem się lepiej sam ze sobą i nie potrzebowałem tylu rzeczy kompensować. Na przestrzeni paru miesięcy zmieniłem się z osoby łatwo wchodzącej w słowne utarczki w taką, z którą dość ciężko się pokłócić.

Ludzie w poszerzonych stanach notorycznie doświadczają jedności z całym światem przyrody, miłości do innych ludzi, a choć natężenie tych uczuć oczywiście później opada, to jakaś część z tego gdzieś pozostaje. Doktor Wiliam Richards zaznacza, że pacjenci terapii psylocybinowej zyskują więcej współczucia i otwarcia na różne punkty widzenia12.

Aktor Cary Grant, znany z Północ, północy zachód (A. Hitchcock, 1959) powiedział kiedyś: „Świat byłby lepszy, gdyby wszyscy politycy brali LSD”13. Można niestety tylko próbować to sobie wyobrazić.

7. WIĘKSZA CIEKAWOŚĆ ŻYCIA

Samo odkrycie, że możemy przeżywać niezwykle fascynujące chwile, gdy dookoła nas nic wielkiego się nie dzieje, rozwija pewną umiejętność bezwarunkowego ciekawienia się tym, co nas otacza. Rozumiemy wtedy, że nie potrzebujemy wcale iść na huczną imprezę czy ganiać za wszelkimi możliwymi atrakcjami – gdyż interesujące rzeczy mogą się dziać wszędzie. Po prostu zmienia się definicja tego, co jest interesujące.

Pewien fan sportów ekstremalnych, który kilkaset razy skakał ze spadochronem i uprawiał jeszcze bardziej niebezpieczne praktyki (base-jumping i wingsuite) opowiadał na naszych warsztatach, jak dzięki pracy z oddychaniem holotropowym i ayahuaską zaczął doceniać znaczenie drobnych, przyziemnych przyjemności, takich jak wyjście na spacer do lasu.

Dodatkowo z uwagi na to, że w poszerzonych stanach świadomości pojawiają się różne doświadczenia, o których nigdy wcześniej nie myśleliśmy, możemy zacząć interesować się później tymi nowymi dla nas zjawiskami. Jeśli ktoś miał wizję, że ginie w powstaniu warszawskim, nieraz szuka informacji o drugiej wojnie światowej, wczytuje się w historię Polski, interesuje się, jak wyglądało wtedy życie w tym mieście – i może zmienić się to w zainteresowanie całą dziedziną życia. Często dzieje się tak z biologią (np. doświadczenia ze zwierzętami mocy lub obserwowanie kwitnących roślin) czy fizyką (np. doświadczenia powstawania Układu Słonecznego czy wybuchu supernowej). Osobiście nie wiem, czy zainteresowałbym się psychologią, gdybym w wyniku takich przeżyć nie zaczął zadawać sobie różnych pytań, zauważając u siebie automatyczne i niedojrzałe zachowania niepasujące do całości, dziwiąc się pojawiającymi scenami z dzieciństwa lub zwracając uwagę na rozbieżność między tym, co ktoś mówi, a jego mową ciała.

8. WYOSTRZONE ZMYSŁY

Kiedy nasze zmysły mogą funkcjonować w bardziej intensywny sposób, jakby ktoś nastawił je z powrotem na cały regulator, wtedy przyjemniej słucha się muzyki i obserwuje kontrasty kolorów, przyjemniej odczuwamy dotyk, smaki i zapachy, nie mając często żadnych dodatkowych oczekiwań niż tylko doświadczenie tych subtelnych wrażeń. Również w pewnym obszarze tabu, jakim dla wielu jest kontekst seksualny i powiększone wrażenia erotyczne. Niemniej nawet drobne przyjemności życia codziennego, które uważaliśmy za błahe – możemy przeżywać znacznie mocniej. Część tej wrażliwości rozbudza się na dłużej.

Pamiętam, jak wiele lat temu wsłuchiwałem się w odgłos odjeżdżającego samochodu, który brzmiał wtedy jak operowa aria. Od tego czasu, szczególnie gdy mam chwilę, by skupić się nieco bardziej na otoczeniu, potrafię część tej przyjemność nadal czerpać z dźwięku jadącego auta. Nie jest to rzecz, która towarzyszy mi przez całą dobę – ale przy kilku sekundach medytacji jestem w stanie odtworzyć część tego przeżycia, podobnie jak wiele innych zmysłowych wrażeń. Bardzo dużo osób wspomina o wielu podobnych fenomenach przy różnych dźwiękach (szczególnie muzyki), widokach (szczególnie natury oraz nocnego miasta) i innych zmysłowych doznaniach.

U wielu osób pojawiają się też wyostrzone, bardziej jaskrawe sny.

9. KREATYWNOŚĆ

Choć wiele osób nadal nie wierzy, by takie zwariowane doświadczenia mogły do czegoś konstruktywnego doprowadzić, skoro wielokrotnie pomijają zupełnie racjonalna analizę, to ten aspekt jest akurat przebadany przez naukowców14.

Kanał wizualny często działa wówczas o wiele lepiej i łatwiej sobie różne rzeczy wyobrażać. W dodatku komunikują się ze sobą części mózgu na co dzień oddzielone, co przypomina bardzo dziecięcą kreatywność, nieograniczoną różnymi ramami.

Większa innowacyjność najczęściej będzie objawiać się w postaci rozwiązywania różnych problemów życia codziennego. Oczywiście zdarzają się też niesamowite historie – jak psychodeliczne powstanie modelu cząsteczki DNA, jak we śnie Kekule zwizualizował sobie budowę cząsteczki benzenu, jak myszka komputerowa została wymyślona w trakcie podróży na LSD, jak Kary Mullis, odpowiedzialny za nagrodzone Noblem odkrycie reakcji łańcuchowej polimerazy również przypisywał je kwasowi15, czy też jak Mark Pesce tworzący VRML, język modelowania rzeczywistości wirtualnej bardzo zachwalał w tym aspekcie psylocybinę, twierdząc, że bez niej cała ta dziedzina prawdopodobnie by nie powstała16. O podobnie niezwykłych efektach eksperymentów Steva Jobsa z LSD opowiadał Steve Wozniak17.

Najczęściej jednak owe odkrycia będą nieco bardziej prozaiczne. Przeróżne osoby mają w takich stanach wiele pomysłów na usprawnienia: co warto byłoby komuś powiedzieć, jak zoptymalizować swój kalendarz na dany dzień, jaki (niekoniecznie rewolucyjny lecz bardziej wydajny) produkt dodatkowo dodać do swojej oferty. W Dolinie Krzemowej wielką popularność zyskał tzw. microdosing substancji psychodelicznych, podczas którego powstają często nowe biznesowe koncepcje. Badania nad microdosingiem faktycznie wskazują wzrost kreatywności przy jego stosowaniu18.

Artystyczne poszukiwania od niepamiętnych czasów szeroko korzystały z poszerzonych stanów świadomości – niezależnie od tego, czy były to misteria eleuzyjskie, średniowieczna modlitwa,szamańskie praktyki, eksperymenty z meskaliną w wąskim gronie czy też szalone psychodeliczne lata 60. Nie jest możliwe policzenie, jak wiele dzieł sztuki powstało w wyniku celowych zabiegów zmieniających świadomość.