Encyklika Pascendi dominici gregis. O zasadach modernistów - Papież Pius X - ebook

Encyklika Pascendi dominici gregis. O zasadach modernistów ebook

Papież Pius X

4,3

Opis

Encyklika o modernizmie ma znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich. W Niemczech katolickich nie głoszono jeszcze otwarcie błędów modernistycznych, ale przygotowywano grunt pod takie błędy. Hasła o uwewnętrznieniu katolicyzmu, o wciągnięciu świeckich w zarząd Kościoła rozlegały się głośno; monasterska petycja o zniesienie indeksu, wysławianie Schella jako pioniera nowych dróg w teologii, były symptomatami co najmniej podejrzanymi. We Francji taki Lagrange, Hummelauer nawet, poczęli wygłaszać w kwestiach biblijnych zdania, tchnące już modernizmem. Coraz wyraźniej pojawiała się pewna chwiejność w naukowych poglądach katolików, jakaś ciężka, duszna atmosfera unosiła się ponad ich dziełami. Odczuwano ogólnie jakby pewien kryzys religijny. Wtem pojawia się nowy syllabus a po nim encyklika o zasadach modernistów. W pierwszej chwili ogólne osłupienie. Przerażono się, nie miano pojęcia, że było tak bardzo źle.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 103

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
3
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Św. Pius X, papież

 

EncyklikaPascendi dominici gregis

O zasadach modernistów

 

 

Na język polski przełożył i wstępem opatrzył

Bp Stanisław Okoniewski

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekst wg edycji z roku 1908.

Pisownię uwspółcześniono w niewielkim zakresie.

W polskim przekładzie dodano tytuły rozdziałów,

które nie występują w oryginale łacińskim.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-691-0

 

 

Słowo wstępne

 

Gorączkowy rozwój materialnej kultury przy schyłku XIX w. oszołomił umysły. Myśl ludzka zwróciła się ku technicznym zdobyczom w dziedzinie nauk przyrodzonych i wprowadzała je do życia codziennego. Zbytek począł się szerzyć w sposób zastraszający wśród szerokich kół społeczeństwa a w ślad za nim szedł przesyt. Ale na zewnątrz życie to wyglądało i wygląda jeszcze świetnie. W stolicach europejskich przyćmiewa oczy blask marmurów, świateł, dekoracyj.

Równocześnie z materialną kulturą i duchowa cywilizacja nowych szukała dróg. Malarstwo rozbiegło się po bezdrożach impresyj, poezja bawiła się w muzykę słów, wszędzie rozbrzmiewały hasła nowości, modernizmu.

I rozpoczął się wielki korowód ludzkości, idącej na lep tej nowej kultury materialnej i duchowej. Pojawiały się coraz to nowe ogniki, którym przyklaskiwały i przyklaskują tłumy. Kultura stała się bożyszczem, któremu oddaje się cześć niemal boską. Pochłania ona nowożytnego człowieka do tego stopnia, że wszelkie ideały wyższe sięgające ponad ziemię, usunęła w dal niezgłębioną.

A jednak kultura ta nietrwała. Gorączkowa kultura materialna powoduje przesilenia finansowe; kilka podmuchów takich przesileń jeszcze, a z całej tej kultury pozostaną gruzy, które po wiekach może odgrzebywać będą przeszłości badacze. Wszak mówią dzieje o wyrafinowanie pięknej sztuce greckiej i rzymskiej, o przepysznych pałacach cezarów, a dziś zaledwo ślady z nich pozostały. Kultura zaś umysłowa, nieoparta na odwiecznych zasadach prawdy i piękna, nie zaspokoi tęsknot duszy. Toteż przesyt przejawia się wszędzie.

Był czas jednakże, i nie przeszedł jeszcze zupełnie, że ta nowożytna kultura olśniewała umysły. Zdawało się, że ona nieznanym jest przedtem czynnikiem, który zapowiada nową erę w dziejach świata. Ale nie dostrzegli tego zrazu niektórzy teologowie katoliccy, którzy ˝nowożytnego˝ człowieka, hołdującego zdobyczom tej kultury, pragnęli pogodzić z Kościołem, z wiarą. Nie dostrzegli, że pod tą mieniącą się tęczowymi barwami szatą nowożytnej kultury kryje się gruby materializm, który nie troszczy się o życie przyszłe, i stąd usiłowania ich nie tylko spełzły na niczym, ale sprowadziły ich na manowce.

I oni poszli za hasłem nowości. Sądzili, że dotychczasowa metoda nauczania wiary odstręcza nowożytnych ludzi od Kościoła, że trzeba wniknąć więcej w duszę nowożytnego człowieka, dostosować się i w rzeczach wiary do jego pojęć. Dowcipnie lubo drastycznie, powiada o nich autor artykułu Die ˝Moderne˝ ausserhalb und innerhalb der Kirche w czasopiśmie ˝Der Katholik˝ (Urteil eines Konvertiten. Von Aristides. 1907, 10. Heft, str. 386): ˝W Kościele upatrują zaniedbanego nieco wieśniaka, którego krawiec, szewc, fryzjer manikurą i pedikurą gruntownie winien ociosać, aby się mógł w salonach wielkiego świata obracać. Ten wieśniak musi cywilizowanie, nowożytnie wyglądać, żeby w krużgankach nowoczesnej Stoa nie podpadał. W tym stroju, tak szepcą pełni nadziei, zwycięży świat a skoro mu wąsa z fantazją podkręcą, mogliby z berlińskim fryzjerem nadwornym Habym zawołać: Es ist erreicht˝.

Ale to były smutne iluzje!

 

* * *

 

Na próbach pogodzenia nowoczesnego świata z Kościołem w wieku XIX nie zbywało. Kiedy się zarysowywać poczęło bankructwo filozofii panteistycznej następców Kanta, wystąpił Lamennais (˝Stimmen aus Maria-Laach˝, Die Enzyklika Pascendi und der Modernismus, 1908, I, str. 3), ˝uznając oprócz objawienia nadprzyrodzonego, należącego do wiary, pewne objawienie przyrodzone, dotyczące wszystkich potrzeb życia, które Bóg miał udzielić pierwszym rodzaju ludzkiego rodzicom, a które następnie podaniem miało się przekazać. Twierdził jednak, że rozum ludzki do tego zabytku prawd nic a nic dodać nie może i wywlekał przeciw pewności rozumowej przegniłe już od wieków starych sceptyków sofizmy˝ (Ks. Marian Morawski SI, Filozofia i jej zadanie 3, 1899, str. 404). Później usiłował Günther i inni w sposób racjonalistyczny ˝dostosować˝ dogmaty katolickie do poglądów filozoficznych owego czasu. Ale zakusy te nie zdołały rozbudzić ogólniejszego zajęcia a potępione przez Kościół niebawem zanikły.

Dopiero w ostatnich dwudziestu latach XIX w. podjęto we Francji na nowo podobne usiłowania. Pod wpływem nowoczesnej filozofii, w której agnostycyzm Kanta niemałą odgrywa rolę a ewolucjonizm wszelkie wyjaśnia objawy, zabrano się do przekształcenia dotychczasowej apologetyki. Odrzucono dowody rozumowe, ˝intelektualizm˝, a uczuciem religijnym, potrzebą bóstwa, poczęto tłumaczyć i istnienie Boga i objawienie i Chrystusa Pana i Kościół. Najgłośniej rozwijał takie teorie Blondel. Niebawem rozszerzono je i na kwestie biblijne. Najsmutniejszą sławę zjednał sobie pod tym względem Loisy. Chcąc zbić Harnacka Das Wesen des Christentums napisał książeczkę L'évangile et l'église w r. 1902. Pełno tam błędów i o ewangelii i o królestwie Bożym, o Synu Bożym, o Kościele, o dogmacie, o obrządkach (Michelitsch, Der neue Syllabus, 1908. Das System Loisys, str. 8-23). Niebawem poszli za nim inni. Le Roy, Houtin, Lapparent, Laberthonnière we Francji, Bonajutti, Murri, Minocchi, Semeria, Scoti Gualtieralti we Włoszech, Tyrrel, eksjezuita, w Anglii są zwolennikami nowych poglądów w teologii.

Zapatrywania tych nowatorów słusznie nazwano ˝modernizmem˝ (Bricout powiada w  ˝Revue du Clergé Français˝, 1907, octobre, p. 9, że najstosowniejsza to nazwa. Loazyzm (loisyme) bowiem obejmowałby tylko niektóre zapatrywania nowatorskie; ewolucjonizm również zbyt ciasne zakreślałby modernistycznym mrzonkom granice.). Wszakże nowych szukali dróg do pogodzenia Kościoła z nowożytną cywilizacją. Nie kroczyli jednak śladami pierwszych apologetów chrześcijaństwa, którzy człowieka usiłowali dostosować do zasad Chrystusowych, lecz nagiąć pragnęli naukę, ustrój i zasadnicze podstawy Kościoła do wymagań tego świata. Skarżyli się na średniowieczne, przestarzałe przepisy kościelne, na zapoznawanie nowszych aspiracyj duszy ludzkiej, pragnęli więc oswobodzić Kościół od nieistotnych rzekomo naleciałości, nowe w nim rozbudzić życie. Ale te zakusy ich z Kościoła Chrystusowego nie byłyby zostawiły śladu – wszystko byłoby się rozpłynęło we mgle najgrubszego racjonalizmu.

 

* * *

 

Niełatwo ująć poglądy modernistów w jeden system. ˝Zapatrywań swoich nie przedstawiają, mówi Pius X, w pewnym porządku i systematycznie, lecz rozrzucają je i rozrywają jedne od drugich, aby się wydawało, że one nieokreślone i jakby chwiejne, lubo ustalone są i niewzruszone˝. Mimo to przedstawia je encyklika wyraziście w sposób dydaktyczny. Rozwija kolejno mniemania modernisty-filozofa, wierzącego, teologa, historyka i krytyka, apologety i reformatora.

Podstawą modernizmu jest system filozoficzny, zwany agnostycyzmem. Nie uznaje on nic więcej jak doświadczenie, uzyskane przez zjawiska (phaenomena). Wszystko, co leży poza zjawiskami, jest ˝niepoznawalne˝, niedostępne dla rozumu ludzkiego. Taka zasada, przeniesiona w sferę religijną, zburzyć musi wszelkie podwaliny wiary, oderwać ją od rzeczywistości, rzucić daleko poza granice wiedzy ludzkiej. Bóg, Kościół, wiara zawisły gdzieś w powietrzu. Istnienia Boga nie można wedle modernistów dowieść naukowo, bo Bóg nie zjawiskiem. Zaprzeczają zupełnie, że ˝rzeczy Jego niewidzialne od stworzenia świata przez te rzeczy, które są uczynione, zrozumiane, bywają poznane˝ (Do Rzymian I, 20). Odrzucają wszelkie dowody rozumowe w religii, wyszydzają je jako ˝intelektualizm˝.

A jednak istnieje religia. Jak ją moderniści tłumaczą? Tajemniczą jakąś potrzebą serca, tęskniącego za bóstwem, mistycznym jakimś uczuciem religijnym. To uczucie religijne wyjaśnia wedle nich wszystko. Ono i wiarę zastępuje i zbliża do Boga i objawienie odbiera od Boga bezpośrednio. ˝Wobec dziedziny niepoznawalności... budzi owa potrzeba bóstwa w duszy do religii skłonnej, bez poprzedniego rozumowania, jak uczy fideizm pewne uczucie; obejmuje ono rzeczywistość bóstwa jako przedmiot i jako wewnętrzną tegoż przyczynę i jednoczy poniekąd człowieka z Bogiem˝. To on immanentyzm filozoficzny, który wsłuchuje się w odgłosy, płynące z głębin uczucia, i wyjaśnia wszystkie tajemnice w religii. Wedle niego początkiem wszelkiej religii jest ono potrzebą bóstwa wytworzone uczucie religijne. Umacnia je pseudomistyczne doświadczenie religijne. Za pomocą pewnej intuicji serca bowiem ˝zbliża się człowiek bezpośrednio do rzeczywistości Boga i taką o istnieniu Boga i działalności Jego w człowieku i poza człowiekiem czerpie pewność, że ona wszelką naukową pewność znacznie przewyższa˝. Podzielenie się onym doświadczeniem z innymi ludźmi nazywają moderniści tradycją. Przypisują jej ˝pewną siłę sugestywną, która wpływa to na wierzącego, aby rozbudzić uśpione może uczucie religijne i ułatwić powtórzenie doświadczenia doznanego kiedyś, to na niewierzącego dotąd, aby wytworzyć po raz pierwszy uczucie religijne i wywołać doświadczenie˝. W podobny sposób działa wedle modernistów uczucie i doświadczenie religijne Chrystusa Pana; jakby z zarodka wybija się ono z duszy Zbawiciela i wpływa na uczucie religijne wierzących. Więcej jeszcze. Dało ono popęd do ustanowienia Sakramentów, Kościoła, kultu.

Najważniejszą więc rolę w systemie modernistów odgrywa ono uczucie religijne. ˝Rozum, mówi encyklika, przychodząc z pomocą onemu uczuciu, zniża się do niego i działa w nim jak malarz, który zatarte rysy obrazu rozjaśnia i odświeża˝. – Zadaniem jego pewne sformułowanie uczucia, ujęcie go w słowa. Na tym ujmowaniu w słowa uczucia religijnego polega wedle modernistów istota dogmatu. Ponieważ uczucie religijne się zmienia przez wyzwalanie się z pod wpływów rodzinnych albo narodowościowych, przez udoskonalenie umysłowe i obyczajowe człowieka, dlatego też zmienia się dogmat. To zastosowanie zasad ewolucji do nauki Kościoła.

Rzucając na rozhukane fale onego uczucia religijnego wszelkie pojęcia religijne, spaczyli moderniści całą naukę Kościoła, ściągnęli ją z wyżyn niebiańskich a osadzili na mieliźnie racjonalizmu. Już samo pojęcie Boga wytworem się staje fantazji ludzkiej. Ten Bóg mglisto zarysowujący się w ˝podświadomości˝, zależny od uczucia religijnego, to nie Bóg rzeczywisty, którego chwałę opowiadają niebiosa a dziełem rąk Jego wszelkie stworzenie, to nie Bóg objawiający się wielokrotnie i wielą sposobami ludziom, to nie Bóg dźwigający ludzkość i wiodący ją ku chwale, ku szczęściu. Objawienie modernistyczne to odsłanianie się Boga w uczuciu, Pismo św. to spisanie doświadczeń religijnych poszczególnych ludzi, Sakramenty to symbole, działające na uczucie religijne, Kościół to zrzeszenie się samowiedz religijnych. Na taką wiarę, w której zostały tylko puste dźwięki, słowa bez treści z wiary Chrystusowej, zgodzić się może i racjonalista. Ale one nie podbiją świata, nie przekształcą go, nie pozyskają dla Boga.

 

* * *

 

Taka w ogólnych zarysach treść modernizmu. Złożyły się na nią rozliczne prądy, od dawna już nurtujące umysły ludzkie. Protestantyzm, odrywając się od ożywczego źródła Kościoła, schodził coraz więcej na bezdroża racjonalistyczne. Utwierdził go w tej dążności Kant. Wszakże sławią go jako filozofa κατ’ έξοχήν protestanckiego. Toteż niebawem pokazały się skutki jego wpływów. Strauss, szkoła tybingska, Harnack, to jakby poszczególne etapy w tym protestanckim pochodzie destruktywnym dla chrześcijaństwa. Dla wielu teologów protestanckich Chrystus już nie jest Bogiem, chrześcijaństwo zlepkiem z helleńskich i żydowskich pojęć religijnych, wśród których i buddaistyczne echa się błąkają. Znany ten rozkład protestantyzmu. Ale dopiero encyklika o zasadach modernizmu odsłoniła tajemnicze oddziaływanie tego rozkładu i na niektórych teologów katolickich. To one ˝infiltrations˝, które z dzieł i rozpraw protestanckich sączyły powoli ale stale do pojęć takiego Loisy i innych modernistów. Dlatego też powiada Pius X w swej encyklice: ˝Na drogę tę (ateizmu i zniweczenia wszelkiej religii) wstąpił naprzód błąd protestancki; kroczy nią błąd modernistyczny; podąży nią niebawem ateizm. – Equidem protestantium error primus hac via gradum iecit; sequitur modernistarum error; proxime atheismus ingredietur˝.

Do mętnego źródła, z którego czerpali moderniści swoje zapatrywania, przyłączyła się wspomniana już powyżej żądza nowości i szczera chęć pozyskania nowożytnego świata dla Kościoła. Niestety, zbywało jej na onej cnocie pasywnej, na pokorze, poddaniu się pod kierownictwo Kościoła; cnoty aktywne, gorączkowa chęć działania, wyróżnienia się, wyniesienia, zaślepiała modernistów i powiodła daleko od Kościoła.

 

* * *

 

Encyklika o modernizmie ma znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich. W Niemczech katolickich nie głoszono jeszcze otwarcie błędów modernistycznych, ale przygotowywano grunt pod takie błędy. Hasła o uwewnętrznieniu katolicyzmu, o wciągnięciu świeckich w zarząd Kościoła rozlegały się głośno; monasterska petycja o zniesienie indeksu, wysławianie Schella jako pioniera nowych dróg w teologii, były symptomatami co najmniej podejrzanymi. We Francji taki Lagrange, Hummelauer nawet, poczęli wygłaszać w kwestiach biblijnych zdania, tchnące już modernizmem. Coraz wyraźniej pojawiała się pewna chwiejność w naukowych poglądach katolików, jakaś ciężka, duszna atmosfera unosiła się ponad ich dziełami. Odczuwano ogólnie jakby pewien kryzys religijny. Wtem pojawia się nowy syllabus a po nim encyklika o zasadach modernistów. W pierwszej chwili ogólne osłupienie. Przerażono się, nie miano pojęcia, że było tak bardzo źle. Dziś widnieją już dobroczynne skutki i syllabusa i encykliki. Przeszła ponad światem katolickim jakby groźna burza, opadły trujące mgławice, światło prawdy katolickiej poczęło świecić na nowo jaśniej, niż kiedykolwiek. Zanika chwiejność, z czcią, z uwielbieniem spogląda lud katolicki ku Namiestnikowi Chrystusa, który stanął w obronie zagrożonej prawdy.

W grudniu roku ubiegłego wystosowali biskupi, w Kolonii zgromadzeni, następujący adres dziękczynny do Piusa X:

 

˝Ojcze Święty!

 

Nie zdziwisz się pewnie, ale raczej uznasz ze względu na okoliczności za rzecz słuszną, iż my biskupi królestwa pruskiego, wspólnie z biskupami z Moguncji, Strassburga, Metzu i Saksonii, po konferencji w Fuldzie, tak rychło zebraliśmy się ponownie.

Jako miejsce zebrania obraliśmy tym razem metropolię kolońską, ponieważ komunikacja z nią jest bardzo ułatwiona.

Pobudką do tej drugiej konferencji wśród zimy, była arcyważna encyklika Twoja, wydana niedawno przeciw błędom modernistów. Encyklika ta zaiste była trudnym, ale dla naszych czasów bardzo pożytecznym, a nawet koniecznie potrzebnym dziełem, ażeby liczne i wielostronne błędy modernistów, które bądź to otwarcie, bądź też skrycie się szerzą, przedstawić w świetle przyrodzonej i nadprzyrodzonej nauki, zbadać dokładnie ich źródła i przyczyny, ich wpływy nieszczęsne i szkodliwe scharakteryzować, a wreszcie wyszukać i wskazać środki zaradcze i zbawienne, aby uchronić przed błędami tymi narody. Niechaj będzie chwała i cześć Bogu za to, a Tobie, Ojcze Święty, podzięka. Skoro bowiem podniosłeś Swój głos, pełen powagi i szczerości, objaśniła zbawiennie chrześcijańska prawda świat cały i przyczyniła się do rozproszenia ciemności i błędów. Aby odwrócić tak wielkie zło, powołałeś potężnym Swoim słowem wszystkich biskupów na świecie do współpracownictwa. Otóż masz, Ojcze Święty, nas przed Sobą, szczerze gotowych do pełnienia Twoich rozkazów i przestrzegania Twych napomnień i do wytężenia wszelkich sił naszych duchowych, aby razem z Tobą wykorzenić i zniszczyć chwasty błędów, które nieprzyjaciel zasiał na niwie Pańskiej. Niechaj w tym dziele wspiera nas święta i niepokalana Maryja Panna i wstawi się za nami u Boskiego Jej Syna.

Tymczasem, ścieląc się do stóp Twoich, Ojcze Święty, prosimy Cię o apostolskie błogosławieństwo dla siebie i dla powierzonych nam owieczek˝.

 

* * *