Ekonomia to stan umysłu - Andrzej Leder - ebook

Ekonomia to stan umysłu ebook

Andrzej Leder

3,3

Opis

Najnowsza książka autora bestsellera Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej.

Żyjemy doprawdy w ciekawych czasach. Ani język tradycyjnych nauk społecznych, ani polityczny dyskurs liberalizmu czy konserwatyzmu, ani lewicowe teorie XX wieku nie pozwalają zrozumieć współczesnych zjawisk, które zaskakują nas swoją gwałtownością, skalą i jednocześnie pozornym brakiem racjonalności. Stąd może popularność języka ekonomii, którego pojęcia i metafory atakują nas z każdej strony i są używane do opisu nawet dziedzin pozornie od ekonomii odległych.

Andrzej Leder zaprasza nas do przyjrzenia się ekonomii od podszewki. A co, jeśli nauka, którą uznajemy za teorię wykorzystywania zasobów w warunkach deficytu, jest w istocie sztuką rozprowadzania nadmiaru? Konsekwencje tego odwrócenia prowadzą autora do wizji ekonomii diametralnie różnej od tego, co serwują nam eksperci w podręcznikach i mediach. Znajdziemy tu elementy filozofii, socjologii, antropologii, psychoanalizy i lingwistyki, a wszystko to po to, by wreszcie zrozumieć czasy, w których przyszło nam żyć.

Leder na koniec zapala nam światełko nadziei. Przywołując Tukidydesa, woła: Potrzeba nam więcej Ateńczyków i Atenek! Ludzi mających cywilną odwagę warunkującą odwagę myślenia. Oby było wśród nich jak najwięcej ekonomistów. Czytajcie Andrzeja Ledera!
Piotr Dominiak

Zaciskające się szczęki globalnego konfliktu nadają formę rzeczywistości. Ten nieprawdopodobny nacisk krystalizuje się w postaci rodzącego się ogromnego bogactwa, jednocześnie zaś w otchłaniach nędzy, w które zapadają się całe ludy; rodzi ruchy społeczne i wynalazki techniczne, wywołuje wojny, przekształca języki, którymi je opisujemy, a także teorie i symbole, w imię których je toczymy. Świat jest globalny, jego globalność jest jednocześnie życiodajna i dusząca; jak imadło ściska ludzkość w jedną rzeczywistą masę.
(fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 400

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (3 oceny)
1
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MartynaRz

Dobrze spędzony czas

Ok :)
00

Popularność



Podobne


PRZEDMOWA

PIOTR DOMINIAK

Ta książka traktuje o ekonomii. Ekonomii innej niż znana z setek podręczników akademickich i tysięcy artykułów publikowanych corocznie w tak zwanych renomowanych czasopismach naukowych o międzynarodowym zasięgu. Autor zaprasza nas, byśmy spojrzeli na ekonomię i gospodarkę z odmiennej perspektywy, a właściwie z wielu perspektyw, marginalizowanych czy wręcz niedostrzeganych przez osoby parające się badaniami ekonomicznej aktywności społeczeństw i indywidualnych aktorów gospodarczej sceny.

Nie będę streszczać tutaj całej książki. Wydało mi się to niemożliwe ze względu na wielość wątków i odniesień, wielowarstwowość. Zwracam uwagę na całkowicie subiektywnie wybrane elementy, które wydawały mi się ciekawe (z punktu widzenia ekonomisty) i które, mam nadzieję, dobrze odczytałem. Zaproszony do napisania tego wstępu, zastrzegłem, że mogę to zrobić tylko z pozycji ekonomisty, czując się niekompetentny w zakresie między innymi rozważań lingwistycznych, psychologicznych czy antropologicznych, choć okazały się one dla mnie naprawdę interesujące.

Wielość poruszanych problemów, ich interpretacja z punktu widzenia tak wielu dyscyplin, których zaangażowania w analizy procesów gospodarczych „standardowy” ekonomista pewnie się nie spodziewa, czyni tę pracę ekscytującą, ale powoduje też, że stawia ona przed odbiorcą duże wymagania. Zastanawiałem się, czy jest to lektura dla ekonomistów. Czy sięgnie po nią wielu z nich/nas? Czy odciśnie ona jakieś piętno na prowadzonych przez nich/nas badaniach i na nauczaniu ekonomii?

Wiem jedno – ekonomiści powinni po nią sięgnąć. Nie odrzucać po przeczytaniu pierwszego zdania. Spróbować przełamać ramy, w których większość z nas tkwi. Spojrzeć na klasyczne pojęcia ekonomiczne, przez autora przywołane – jak równanie Fischera, efekt Balassy–Samuelsona, tâtonnement [próbowanie] Léona Walrasa wskaźnik finansowy FISIM (financial intermediation services indirectly measured, usługi pośrednictwa finansowego mierzone pośrednio) czy dylemat Triffina – w zupełnie inny sposób. Pierwsze zdanie książki: „Ekonomia jest sztuką rozprowadzania nadmiaru” mnie też poruszyło. Wszak jestem ekonomistą! W miarę czytania nabierałem jednak przekonania, że warto podjąć wyzwanie, jakie stawia przed nami autor. Popatrzeć na mechanizmy kształtujące gospodarkę dużo szerzej, niż zazwyczaj to robimy. Szerzej, inaczej, aby dostrzec rzeczy leżące u źródeł tego, co badamy, czasem bez głębszej refleksji. Andrzej Leder zaprasza nas do wyjścia poza własny ogródek, poza płot odgradzający ortodoksyjną ekonomię (ale także wiele nurtów heterodoksyjnych) od dynamicznie zmieniającego się, coraz bardziej zagmat­wanego świata. Poza płot zbudowany ze „standardowych” metod, ujęć, koncepcji, toków rozumowań i… języka. Trochę trudu, odwagi. Warto.

Przytoczone wyżej pierwsze zdanie książki brzmi rzeczywiście prowokacyjnie dla przeogromnej większości ekonomistów. Wszak wykształcono nas (mam na myśli wiele pokoleń przedstawicieli tej profesji i wielu absolwentów studiów nieekonomicznych, których programy zawierały jakieś, choćby śladowe, przedmioty dotyczące gospodarki) w przeświadczeniu, że ekonomia traktuje o rzadkości dóbr, czyli o ich niedoborze. Później niektórzy z nas uczyli kolejnych studentów tego właśnie założenia. To owa rzadkość motywowała ludzi do produkowania więcej, lepiej, taniej. Postawienie sprawy na głowie (bo tak zapewne potraktuje to początkowo wielu czytelników), umieszczenie w centrum rozważań nadmiaru budzi naturalny opór i chyba zdziwienie tych, którzy ekonomię do tej pory znali z typowych podręczników i z elementarnych kursów tego przedmiotu.

Teza ta wywodzi się z „ogólnej teorii ekonomii” przedstawionej w 1949 roku przez Georges’a Bataille’a w jego pracy Część przeklęta. Bataille to intelektualista o wszechstronnych zainteresowaniach, znany szerszej publiczności ze swych skandalizujących powieści, jako twórca „literatury transgresyjnej”, a także jako filozof nawiązujący do myśli Nietzschego. „Ogólna teoria ekonomii” Bataille’a nie przebiła się do świadomości środowisk ekonomicznych. Ale to właśnie w tej teorii nadmiar jest kluczową kategorią. Nadmiar energii, który może być zużytkowany produktywnie (na wzrost), jest marnotrawiony – na zapewnienie zbędnego luksusu albo na konflikty grożące istniejącemu systemowi (na przykład wojny, ale również dary i składane ofiary). Teoria ta nie jest optymistyczna i określenie ekonomii jako nauki ponurej, które zawdzięczamy Thomasowi Carlyle’owi, choć sformułowane z innych powodów, wydaje się do tej teorii pasować.

Czy książka Andrzeja Ledera też jest pesymistyczna? Nie sądzę, by zamiarem autora było straszenie. Starał się pokazać ułomność dominującej ekonomii postrzegającej świat z bardzo wąskiej perspektywy i wyjaśnić niezwykle skomplikowane, zagmatwane mechanizmy rządzące działalnością gospodarczą. Owo przeskoczenie płotu, w obrębie którego ekonomiści prowadzą badania i tworzą swoje teorie, daje czytelnikom szansę na dostrzeżenie mechanizmów, relacji, powiązań, które umykały dotąd ich uwadze. A może, mówiąc wprost, nie mieli świadomości ich istnienia. Co z tego wynika? Krytyka systemu, w którym żyjemy, czyli kapitalizmu – to na pewno. Czy jednak pesymizm, którym przesiąknięta jest część IV, dominuje też w całej książce? Czy jest to tylko przestroga przed czymś, co choć wysoce prawdopodobne, może nie jest nieuchronne?

Przyjęcie tezy o tym, że to nadmiar jest najważniejszą kategorią ekonomiczną, pozwala autorowi nie tylko na odmienne od przytłaczającej większości ujęć spojrzenie na gospodarkę, ale przede wszystkim na dostrzeżenie uwikłania procesów ekonomicznych w przeogromną siatkę powiązań/relacji z innymi procesami społecznymi.

U Ledera nadmiar energii prowadzi do nadmiernej produkcji, wytwarzania ponad niezbędne potrzeby. To zaś, jego zdaniem, służy wzrostowi systemu, który do takich efektów doprowadził, czyli globalnego kapitalizmu, albo wiedzie do zniszczenia między innymi w postaci wojny.

Co się stanie, jeśli wzrost globalnej gospodarki kapitalistycznej, opartej na dominacji rynków, wyhamuje? Albo jeśli owo wyhamowanie zostanie wymuszone presją społeczną (na przykład działaniami ruchów ekologicznych, rozprzestrzenianiem się koncepcji postwzrostu, ekonomii współdzielenia)? Konflikty wewnętrzne? Globalne? Lektura książki skłania do zadawania sobie takich pytań i poszukiwania na jej stronach odpowiedzi.

Ta książka zmusza do refleksji. Różnorodnych, dotyczących rozmaitych sfer naszego życia. Wytrąca ekonomistów ze stanu samozadowolenia, poczucia satysfakcji, że oto ekonomia (tak ortodoksyjna, jak i heterodoksyjna) ze swoim dotychczasowym aparatem i programami badawczymi jest w stanie objaśnić świat, w którym żyjemy. Lektura książki Andrzeja Ledera wymaga wysiłku intelektualnego. I to niemałego. Autor jest bowiem erudytą, którego wiedza każdemu czytelnikowi imponuje, ale i trochę go przytłacza. Bez tej szerokiej i wszechstronnej znajomości wielu dyscyplin tego typu książka nie mogłaby oczywiście powstać. Jak wspomniałem wcześniej, znajdujemy w niej elementy ekonomii, socjologii, antropologii, psychoanalizy, lingwistyki, historii. Mnóstwo nazwisk, nurtów, tytułów publikacji, a mimo to autor panuje nad tym wszystkim. Nawet jeśli nasza ograniczona wiedza utrudnia nam zrozumienie wszystkiego, to mamy przekonanie, że autor wszystkie elementy intelektualnej układanki potrafi złożyć w spójny, choć bardzo skomplikowany obraz.

Struktura książki oparta jest na semantyce Jacques’a Lacana. Trzy części, trzy różne perspektywy: pierwsza dotyczy kwestii reprezentacji (porządku wyobrażeniowego), druga – jest o ekonomii jako sferzeznaków językowych (porządku symbolicznego), trzecia – odwołuje się do porządku realnego.

W części I autor pisze o kwestii reprezentacji. Zwraca uwagę, że pierwsze dwa stulecia kapitalizmu charakteryzował konflikt pomiędzy właścicielami a pracownikami, który koncentrował się w obrębie krajów Zachodu, ale rozlewał się na cały glob w postaci kolonializmu. W XXI wieku przekształciło się to w konflikt globalny pomiędzy rozwiniętą, dominującą Północą a tą częścią świata, która jest przez ową Północ eksploatowana i marginalizowana. Obie strony nie widzą się, nie mają rzeczywistego obrazu siebie nawzajem. Są nawzajem nieobecne w swoich imaginariach. Operują kalkami odległymi od realiów. Leder, pisząc o tym wzajemnym niedostrzeganiu, nazywa je kwestią reprezentacji. Owa (nie)widzialność („można spojrzeć, ale nie zobaczyć”) umożliwia mechanizm zaprzeczenia/zakłamania. I zdarza się, że role oprawców/ciemiężycieli i ofiar się odwracają. Przykładów takich sytuacji jest w części I sporo. We współczesnym świecie strony konfliktów się rozmywają, są trudne do uchwycenia. Wcześniejsze fronty – robotnicy versus kapitaliści, partie mieszczańskie kontra partie rewolucyjne, ruchy feministyczne a tradycje męskiej dominacji – choć całkowicie nie zaniknęły, to ich znaczenie relatywnie zmalało, ponieważ ustąpiły konfliktom globalnym. „Dziś negocjacje pomiędzy polskimi górnikami a polskim rządem zawieszone są we mgle. Ani górnicy, ani reprezentacja polityczna polskiego społeczeństwa nie mają większego wpływu na wydarzenia, które nadchodzą, i podmioty, które na nie rzeczywiście wpływają. Nie są nawet wobec nich reprezentowani”. Niedostrzeganie relacji „widzialnych”, bo bliskich grup z grupami odległymi, niemal „niewidzialnymi” wynika z komplikacji powiązań współczesnego globalnego świata. A to, zdaniem autora, ma ogromny wpływ na przepływy nadmiarowej energii.

Leder podkreśla też rolę języka łączącego, ale również dzielącego ludzi. W średniowieczu takim językiem była łacina. „Tak jak język kościoła przed piętnastoma wiekami przynosił poszczególnym ludom «barbarzyńskim» uniwersalizujące pojęcia wieczności i transcendencji, tak język ekonomii niesie społeczne medium pozwalające tworzyć planetarną rzeczywistość”. A obecnie?

Dawniej znajomość łaciny umożliwiała dołączenie do elit i dawała przewagę nad tymi, którzy jej nie rozumieli, teraz znajomość języka ekonomii, a praktycznie – języka finansów, jest czynnikiem dzielącym na wtajemniczonych i niewtajemniczonych, tworzącym nowe pola napięć i konfliktów. Trudno nie zgodzić się z Andrzejem Lederem, gdy pisze on: „w rodzącym się średniowieczu sieć klasztorów, siedzib biskupów, krążących mnichów i wysłanników papieskich niosących sformułowane po łacinie pisma tworzyła niepowtarzalną mapę reprezentowania, której potęga mogła konkurować z wszelką ówczesną potęgą «ziemską», lokalną, osadzoną terytorialnie i nad nią i przeważać, tak dzisiaj sieć przepływów informacji ekonomicznych i władza jej centrów jest większa niż władza jakiejkolwiek reprezentacji i woli politycznej…”.

Zdaniem autora słowa składające się na język ekonomii są oparte na jednym podstawowym znaku, jakim jest znak pieniądza. I właśnie pieniądzowi Leder poświęca rozdział 1 części II, nie tylko dla ekonomistów bardzo interesujący. „Jednostką znaczenia języka ekonomii jest zdanie oznajmujące cenę”. W przypadku ceny nie ma sensu pytanie, czy jest ona prawdziwa, czy fałszywa. Jakie są tego konsekwencje? To właśnie między innymi wyjaśnia autor w tej części książki.

Pieniądz jako kategoria ekonomiczna od dawna, właściwie od zawsze, budził dyskusje i spory. Nie jest łatwo jednoznacznie go zdefiniować. Współcześnie posługujemy się rozmaitymi jego miarami (tak zwanymi agregatami), co uświadamia nam, że określenie tego, co jest, a co nie jest pieniądzem, staje się płynne. Leder słusznie przypomina, że istnieje (mniej więcej) zgoda co do tego, jakie funkcje pieniądz pełni. Zgody nie ma co do jego istoty i genezy. Hipotezy dotyczące pochodzenia pieniądza są różne. Najpopularniejsza (przynajmniej jeśli chodzi o nauczanie przedmiotu „ekonomia”) jest hipoteza wiążąca jego narodziny z rozwojem wymiany handlowej od stadium barteru. Ale są przecież i inne. Marks definiował pieniądz jako utowarowioną pracę. Do tej koncepcji laboryzmu, mającej swe źródła u Adama Smitha, nawiązuje współcześnie Mariana Mazzucato. Trzecia hipoteza to „czartalizm”, której reprezentantem jest między innymi Georg Friedrich Knapp. Wywodzi ona powstawanie pieniądza z politycznych decyzji władz państwowych. To państwo (suweren) „określa prawa pola symbolicznego, przez które przepływa rozprowadzana energia, podmiot może tylko kierować swoje pragnienie zgodnie z jego prawami”. Hipoteza czwarta, ostatnio spopularyzowana przez Davida Graebera, opisuje pieniądz jako formę długu. Autor cytuje Alfreda ­Mitchella-Innesa: „Pieniądzem jest kredyt i tylko kredyt” 1. Trzeba przyznać rację Lederowi, że próby monopolizowania „prawdy” przez zwolenników którejkolwiek z tych hipotez prowadzą donikąd. Błędne jest jego zdaniem założenie (w przypadku każdej z nich) jednoczynnikowej, liniowej formy przyczynowości w opisie genezy pieniądza. Uważam za słuszny pogląd, że pieniądz zrodził się „ze zbiegu różnych przyczyn i skutków” i przyczynowość tych procesów powstawania pieniądza nie ma charakteru linearnego i jednowymiarowego, lecz jest procesem przestrzennym, konstelacyjnym, splotem różnych oddziaływań występujących w rozmaitych wymiarach. Konsekwencją takiego rozumienia genezy pieniądza jest teza, że „substancją pieniądza jest więc kilka przecinających się wymiarów relacji, wzajemnie warunkujących się i równoważących; relacje pracy, wymiany, władzy i długu”. Proces powiązań tych relacji podlega ciągłemu zaburzaniu wbrew postulatom equilibrium Léona Walrasa. Zakłócenia te są powodowane falami nadmiaru energii, która musi być rozprowadzana.

W tej części książki autor przeciwstawia też pojęcie wartości językowej pojęciu wartości monetarnej, stawiając tezę, iż w języku naturalnym mamy do czynienia ze zrywaniem ciągłości formy, podczas gdy język ekonomii ową ciągłość przywraca.

Rozważania na temat języka naturalnego i języka ekonomii, a szczególnie roli tego drugiego w kształtowaniu naszego imaginarium uważam za niezwykle interesujące i inspirujące dla ekonomistów próbujących opisywać zmiany współczesnych gospodarek. Lingwistyka, na pozór tak odległa od tak przyziemnych spraw jak gospodarka, jawi się dzięki autorowi jako bardzo pożyteczna perspektywa pozwalająca dostrzec wiele istotnych aspektów procesów gospodarczych, które pozostają poza polem widzenia wąsko rozumianej (i tak powszechnie uprawianej) ekonomii.

Język ekonomii, oparty na cyfrach, a nie na literach, pozwala na przekraczanie barier kulturowych, ale jak zaznacza Leder: „Trzeba jednak zawsze pamiętać o tym, że niezależnie od podobieństwa form językowych ekonomii do tych występujących w naukach przyrodniczych, ekonomia nie jest opisem niczego naturalnego; powołuje do istnienia quasi-naturę. A właściwie quasi-żywioł zwany kapitalizmem”. Obserwując sposoby prowadzenia badań i opisy gospodarczej rzeczywistości, odnoszę wrażenie, że ekonomiści rzadko zdają sobie z tego sprawę.

Wśród bardzo wielu wątków i perspektyw wyróżniłbym próbę łączenia, pozornie odległych, koncepcji „wibrujących membran” ekonomii-świata Fernanda Braudela i Wielkiego Innego Jacques’a Lacana. Jedną z konkluzji jest teza, że „Ceny nie są […] określane w największej mierze przez odniesienie do towaru, który reprezentują, lecz raczej przez relację z całym systemem wszystkich cen i z konstelacją różnych cen tego samego towaru. […] Pojawia się naddeterminacja znaków przez same znaki, wypierająca odniesienie do obiektów”. Ilustracją tego jest przypadek giełdowego indeksu cen towarów żywnościowych GSCI (Goldman Sachs Commodity Index), którego wprowadzenie spowodowało istotny wzrost cen wielu towarów. Dostatecznie wiele pragnień rządzących rozprowadzaniem energii poprzez system finansowy skierowanych zostało na nowy znak – GSCI. Przyciągała je obietnica zysku, pomnożenia energii wpisanej w ten indeks.

Wielki Inny u Ledera to kapitał, rynek, państwo, banki centralne. Odgrywa w przestrzeni społecznej wielką rolę, choć jej zrozumienie wcale nie jest łatwe. Wpływa na nasze zachowania po stronie podażowej i po stronie popytowej, na możliwość prognozowania przyszłości itd. „Zapewne ów Wielki Inny to społeczny świat produkcji i konsumpcji, narzucający człowiekowi jako przynależnemu do aspirującej klasy średniej pragnienie ferrari jako cechy dystynktywnej, pozwalającej czuć radość z wysokiej pozycji społecznej. Przemysł reklamowy wykorzystuje tę strukturę pragnienia. Sugerując, że w głosie płynącym z radia, chwalącym ferrari, mówi do człowieka sam Wielki Inny”. Innym jest też boska opatrzność, jak ją rozumieją purytanie. Ich indywidualne pragnienia determinowane są przez domniemane pragnienieInnego (boskiej opatrzności).

Ale Inny hiperkapitalizmu (obecnego stadium rozwoju gospodarczego) jest różny od Innego z przeszłości; mamy do czynienia z innym globalnym systemem rozprowadzania nadmiaru energii. Nadal jednak ten Wielki Inny pomaga wyjaśniać kwestie współczesnej gospodarki, na przykład ogólnej nierównowagi, zaufania, wiarołomstwa, ewolucji pieniądza, nierówności.

Analiza języka ekonomii jako niezwykle ważnego elementu kształtującego społeczne relacje w gospodarce jest bardzo inspirująca. „[J]ęzyk ekonomii oparty jest bowiem na konstrukcji znaku monetarnego”, pisze Leder, co jak wspomniałem, umożliwia mu przekraczanie granic kulturowych. Język ten ma jednak swoje poważne ograniczenia. Zawsze bowiem coś pozostaje poza nim „na zewnątrz”. Spektakularny przykład to pojęcie PKB, który mierzy znaczną część wyników ludzkiej aktywności gospodarczej, ale bardzo wiele jej form pozostaje poza polem jego widzenia.

Ekonomistów z pewnością bardzo zainteresuje rozdział 9 o intrygującym tytule Teoria marginalistyczna i maszyny pragnące, czyli perwersje schizoanalizy. Leder konfrontuje tu między innymi teorię rynków efektywnych Eugene’a Famy oraz filozofię Gilles’a Deleuze’a i Félixa Guattariego, dostrzegając w tych koncepcjach punkty styczne. Sięgając do korzeni relacji, czy też – by użyć marksowskiego terminu – do stosunków ekonomicznych, nie pozostaje na poziomie abstrakcji, lecz przytacza wiele przykładów, również współczesnych, związanych z postępem technicznym w produkcji, a przede wszystkim w finansach. Rozwój systemu bankowego, rynku instrumentów pochodnych, powszechność bankomatów i kart kredytowych, wreszcie technologie blockchain i świat kryptowalut – to wszystko jest analizowane przez pryzmat kategorii i narzędzi w zasadzie nieużywanych ani w ekonomii głównego nurtu ani w nurtach heterodoksyjnych.

Ważne miejsce w rozważaniach Ledera zajmuje kwestia zaufania i wiarołomstwa (część III). Zaufanie jest niezbędnym warunkiem każdej relacji społecznej, a system społeczny to skomplikowany system relacji zaufania. Wiarołomstwo zaś możliwe jest dopiero na bazie fundamentalnego zaufania. To poglądy reprezentowane między innymi przez Bernarda Stieglera (ale sięgające źródłami do Kartezjusza), które nabierają nowego znaczenia w kontekście współczesnej ekonomii i gospodarki, w konfrontacji ze światem finansów, jaki widzimy wokół siebie. Pieniądz nie może istnieć bez zaufania. Nie mogą bez niego funkcjonować sprawnie system bankowy czy rynek kredytowy. To również podstawa finansjalizacji, której jesteśmy świadkami. Zdaniem autora „Finansjalizacja odpowiada fazie, w której już istniejący, przesycony i gotowy do ekspansji system ekonomiczny gwałtowanie kolonizuje nowe obszary relacji społecznych, dotychczas pozostające poza jego granicami, dopiero wykształcając ich reprezentację”. Stoi za nią zaufanie, nie do ludzi, ale do symboli postrzeganych jako trwałe w czasie, pewne, niezniszczalne. Kryzys lat 2007–2008 był kryzysem zaufania, które załamało się na skutek wiarołomstwa instytucji (ludzie kupujący instrumenty subprime ufali instytucjom je oferującym, a nie sprzedawcom). To zaufanie zostało w miarę szybko odbudowane (głównie dzięki zaangażowaniu instytucji państwa i organizacji międzynarodowych), choć obiektywnie jego podstawy wydają się kruche. Jeśli zaufanie do systemu finansowego zostałoby trwale podważone, nadmiar nagromadzonej w nim energii (zgodnie z tezą Bataille’a) doprowadziłby do rozpadu istniejącego systemu gospodarczego i do rozpętania wielu konfliktów społecznych i politycznych. O tym niebezpieczeństwie traktuje część IV.

Wojna, która nadchodzi… – to tytuł części IV, w której autor przechodzi do konsekwencji, jakie z jego rozważań teoretycznych, często bardzo abstrakcyjnych, wynikają dla współczesnego świata. Opisuje narastanie konfliktów, których intensyfikacja w pierwszych dekadach XXI wieku nas zaskoczyła. Choć jego zdaniem te konflikty narastały stopniowo, a my nie dostrzegaliśmy ich nadejścia, zaprzeczaliśmy sami istnienia ich przesłanek, wypieraliśmy możliwość ich wystąpienia. Tkwiliśmy w imaginarium, w którym na przykład nie mieściło się wystąpienie wojny. I to mimo że pojawiały się pewne zwiastuny, które Leder nazywa chlaśnięciami (slaps), sygnalizujące, że zbliża się coś burzącego nasz dotychczasowy porządek. Autor przedstawia długą listę przykładów takich chlaśnięć z ostatnich lat. To nie tylko czarne łabędzie w rozumieniu Taleba, to także szare nosorożce, coś, o czym wiemy, że nastąpi i że jest groźne, ale ignorujemy jego przyszłe konsekwencje. To właśnie je Leder uznaje za charakterystyczne dla współczesności. Zwraca uwagę, na to, że kryzysy form świata i imaginarium prowadzą albo do pewnych modyfikacji/ulepszania tego, co było, albo do katastrofy.

Lecz powrót do nieco zmienionego „tego, co było” nie zmienia dystrybucji nadmiaru, w każdej postaci: „Bogaci stają się coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi; zaś ci, którzy królują w społeczeństwie spektaklu, pozostają na środku sceny”. I w konsekwencji: „Na jednym biegunie pola mamy kumulację potencjału nagromadzonego bogactwa w postaci obsadzonychpragnieniami znaków finansowych, kapitału, zasobów symbolicznych, wreszcie materialnych – jak choćby ziemia i fabryki. Na drugim – ogromny nadmiar gromadzącego się głodu, żalu, nienawiści, tęsknoty do zwykłego życia i strachu przed śmiercią”. Konflikty stają się nieuniknione.

Przykładem są zmiany klimatyczne, o których wiemy, że następują, wiemy też, jakie będą ich efekty. Ba, wiemy, co powinniśmy robić – i…? „Katastrofa klimatyczna wydaje się progiem nie do przekroczenia. Żeby zmienić trajektorię ruchu, trzeba by zmienić fantazmat powszechnej konsumpcji, a wraz z nim całe imaginarium naszego świata. Alternatywy, choć istnieją – spójrzmy choćby na ruch degrowth – nie mają porównywalnej siły uwodzenia”. Tak jak postwzrost (degrowth) nie przebił się jeszcze do podręczników ekonomii i do głównego nurtu badań, również koncepcja Kate Raworth – ekonomia obwarzanka (doughnut economics) – jest w gruncie rzeczy ignorowana przez zdecydowaną większość ekonomistów.

A zatem nie da się nic zrobić? Leder nie daje nam wiele nadziei. Wymowa rozdziału 2 części IV jest przecież konsekwencją analiz z poprzednich części książki. No ale trochę optymizmu tu znajdziemy. Choćby w tytule tego rozdziału: A wystarczyłoby…, czyli wszyscy będziemy klasą kreatywną… Wystarczyłoby, by system symboliczny wszedł na inną trajektorię, wystarczyłoby więc nieco zmienić syntaksę i semantykę języków ekonomicznych, by można było „nie tylko ograniczyć szkody, ale wręcz aktywnie przyczynić się…”. Pozornie to niewiele, ale jak tego dokonać? A nawet jeśli będziemy wiedzieli jak, zmiana potrwa bardzo długo. Czy mamy jeszcze czas na zmianę sposobu myślenia o przyszłości? Bo: „Rządzące nami imaginarium, wraz z fantazmatem produkcji/konsumpcji opartym na eksploatacji paliw kopalnych, jest tak stabilne, tak obciążone pragnieniami miliardów ludzi, że jego zmiana będzie długotrwałym i bolesnym procesem, który albo się uda, albo, jeśli nie, doprowadzi do katastrofy o nieprzewidywalnych dzisiaj skutkach. Ta przemiana wymagać będzie fundamentalnej przebudowy relacji społecznych, co w języku przyjętym tutaj oznacza: fundamentalnej zmiany struktur symbolicznych rozprowadzających nadmiar”.

Tylko dzięki kreatywności ludzi mogą (a muszą) zmienić się kierunki przepływów i treści znaków wartości. Wymaga to innej niż zapisana w wielu dokumentach i mocno zdewaluowana CSR (społeczna odpowiedzialność biznesu), odpowiedzialności, którą trzeba by zapisać w znakach języka ekonomii, w znaku pieniądza, w znakach dotyczących własności. Na razie nie wygląda to dobrze: „Z perspektywy przyjętej w tej książce niemożność tkwi w bezwładności systemu symbolicznego fundującego światowy język ekonomii. W tym, że siły, utrzymujące znaczące w ich pozycjach, obsadzające ich związki i kierujące przepływem rozprowadzanego nadmiaru, to przede wszystkim siły pragnień uprzywilejowanego miliarda ludzi zamieszkujących globalną Północ”.

Ponura rzeczywistość? Leder na koniec zapala nam światełko nadziei. Przywołując Tukidydesa, woła: Potrzeba nam więcej Ateńczyków i Atenek! Ludzi mających cywilną odwagę warunkującą odwagę myślenia. Oby było wśród nich jak najwięcej ekonomistów.

Czytajcie Andrzeja Ledera!

1 Alfred Mitchell-Innes, Credit Theory of Money, „The Banking Law Journal” 1914, nr 31, s. 151–152.

Trudno nam docenić, jak niezwykłą transformację ciała społecznego pociągnęło za sobą odkrycie „ekonomii”. Koncepcja postępu cywilizacyjnego jako nieograniczonego przyrostu rzeczy produkowanych na sprzedaż była momentem definiującym nowoczesność. „Klasyczna” ekonomia nie była tylko jedną z serii nauk społecznych, ale też filozofią w szerszym znaczeniu. Starała się umieścić antropologię, teorię polityczną, teorię praktyki społecznej, wszystko w orbicie życia gospodarczego.

Susan Buck-Morss

WSTĘP, CZYLI O CZYM JEST TA KSIĄŻKA

Za każdym razem, gdy nie udawało się osiągnąć porozumienia, by przemieścić system monetarny z jednej trajektorii na inną, jego dalszy rozwój determinowała już tylko bezwładność 1.

Barry Eichengreen

Oko, którego spojrzenie gaśnie, jest prawzorem, źródłową formą gasnącego pozoru 2.

Walter Benjamin

Ekonomia jest sztuką rozprowadzania nadmiaru. Teza ta jest całkowicie przeciwstawna powszechnie przyjętemu rozumieniu ekonomii jako nauki wykorzystywania zasobów w warunkach deficytu. I daje do myślenia. Jeśli bowiem nie wyjdziemy od zdroworozsądkowego przekonania, że musimy radzić sobie z brakiem, lecz raczej od tezy, że to nadmiar stanowi dla nas problem, a brak jest efektem ludzkiej nieumiejętności radzenia sobie z tym nadmiarem, rozumienie niezliczonych zjawisk naszego świata głęboko się zmieni.

Na przykład zmieni się rozumienie kwestii głodu 3.

A przecież dialektyka braku i nadmiaru od dawna tkwi zapisana w niektórych pojęciach ekonomicznych – choćby w pojęciu wartości dodanej czy nawet w antropologicznej koncepcji wymiany. Atoli to brak stał się pojęciem, które organizuje nasze pole rozumienia tego, czym są procesy gospodarcze. Jak twierdzi Mariana Mazzucato, „Idea rzadkości/niedoboru stała się tak ważna dla ekonomistów, że na początku lat 30. kazała pewnemu wpływowemu brytyjskiemu ekonomiście, Lionelowi Robinsowi, zdefiniować samą ekonomię jako […] «badania alokacji zasobów w warunkach niedoboru»” 4. Nieprzypadkowy czas. Świat, uderzony przez wielki kryzys roku 1929, przeżywał dramatyczne fale niedoborów – żywności, pracy, płynności finansowej i kredytu, stabilności i adekwatnej reprezentacji politycznej… Siła tego doświadczenia dała początek strywializowanemu rozumieniu ekonomii jako gospodarowania brakiem. Dziś w Wikipedii możemy znaleźć na przykład takie zdania: „Jednym z podstawowych pojęć ekonomii jest rzadkość dóbr. Niemal wszystko jest rzadkie: żadna ilość dóbr nie jest w stanie całkowicie usatysfakcjonować społeczeństwa, bez względu na stopień zamożności każdy chce mieć więcej. Ekonomia nazywa ten stan nieograniczonością potrzeb ludzkich” 5.

Może jednak jest inaczej? Może w stosunku do nieprawdopodobnej kaskady energii, która do nas dociera, nasze potrzeby, a nawet coś dużo bardziej abstrakcyjnego, pragnienia 6 – których jedyną granicą jest wyobraźnia – nadal są kroplą w oceanie? Bo przecież wyobraźnia ma swoje granice…

*

Nadmiar 7, skoncentrowany i napierający, działa niszcząco; unicestwia wszelkie struktury, systemy i sieci, byty i powiązania zdolne do życia. Jest traumatycznym spotkaniem 8. Z drugiej strony to, co istnieje, cała struktura świata, w ogromnym stopniu służy rozprowadzaniu nadmiaru, jego naporu i ciążenia.

Tworząc rozszerzającą się przestrzeń różnorodności, struktura ta napełnia współmierną energią każdy moment i każde miejsce tej różnorodności.

Traktowanie sytuacji nadmiaru jako skrajnie niebezpiecznej dla człowieka ma swoją filozoficzną tradycję. Jest to tradycja nietzscheańska. Przeformułowanie ekonomii w tym kierunku proponował francuski nietzscheanista Georges Bataille. Pisał:

…światło – słońce – produkuje nas, ożywia nas i płodzi nasz nadmiar 9. Nadmiar ów rodzi nadwyżki. One, jak i owo ożywienie, są efektem światła […] Jeśli wychodząc z tych założeń, usiłujemy określić ożywiające nas prądy ekonomiczne, spostrzegamy jednocześnie nadmiar produkcji wobec niezbędnej energii i ogólny skutek tego nadmiaru: jeżeli produkujemy więcej, niż wydatkowaliśmy, aby wyprodukować, nadmiar energii wytworzonej powinien znaleźć ujście. Jeśli jest spożytkowany, to jedynie na wzrost systemu, który go wytworzył. W innym wypadku powinien zostać zniszczony […] 10.

Oto program ekonomii nadmiaru. Nadwyżki energii przekształcają się w produkcję, dalece przekraczającą to, co niezbędne. Produkcję dla produkcji. Ta pożytkuje się w postaci „wzrostu systemu, który go [nadmiar] wytworzył”. Dzisiaj – systemu globalnego kapitalizmu, tak jak ukształtował się on w drugiej połowie XX wieku. Nierównowaga nadmiaru i braku staje się źródłem nieprzerwanego ruchu produkcji, który w ludzkim świecie nazywamy ekonomią. Alternatywą jest zniszczenie, przybierające przede wszystkim postać wojny.

W niniejszej książce podejmę myślowy eksperyment polegający na poważnym potraktowaniu owego podejścia: ekonomia nie jest „zarządzaniem brakiem”; ekonomia jest rozprowadzaniem nadmiaru. Nadmiar rozprowadzany jest przez sieci powiązanych ze sobą urządzeń, dyspozytywów 11,tworzących strukturę społeczną. Żywi się ona energią nadmiaru, a jednocześnie jest niezbędna właśnie jako przestrzeń rozchodzenia się i wyrównywania fal tej energii.

Sądzę, że z perspektywy badania semantyki języków ekonomicznych takie podejście jest nie tylko płodne, ale wręcz niezbędne. Pozwala ono bowiem myśleć o sieciach znaków, systemach symbolicznych, o językach wreszcie, jako o strukturach rozprowadzających nadmiar energii, a jednocześnie żywiących się tym nadmiarem. Obniżając poziom energii, system znaków minimalizuje destrukcję przez tę energię niesioną. Możliwość obniżania tego poziomu zawarta jest zaś w samej idei rozprowadzania. To oczywiście udaje się tylko częściowo. Ciągle wydarzają się zatory, przewężenia przepływów, nadmierna koncentracja lub niedobór i rozrzedzenie – wszystkie one objawiają się jako kryzysy, których (nie)ludzkim obliczem jest wojna.

A jednocześnie ów system znaków może istnieć tylko dzięki rozprowadzanej energii. Od niej zależy cała jego dynamika, ruch, przepływy zmieniające losy tak jednostek, jak społeczeństw, ludów, kontynentów, całego globu.

Ekspresja 12 znaków – to, jak szeroko są reprezentowane – zależna jest od tego, jak bardzo obsadzone zostaną przez ludzkie (i inne niż ludzkie) pragnienia. Obsadzenie 13, pojęcie wywodzące się z języka ekonomii libidynalnej, pozwala zrozumieć, w jaki sposób znaki, symbole, znaczące stają się jednocześnie nośnikami energii, jak ta energia przemieszcza się w strukturach, wreszcie jak przekształcenia struktur, systemów znaków, ich ewolucja w czasie karmią się energią obsadzenia, jednocześnie ją rozprowadzając.

*

Idea systemów znaków, łączących się w instancje 14 i tworzące dyspozytyw rozprowadzający nadmierną energię, pozwala sformułować dylemat związany z koniecznością reprezentowania dwóch zupełnie różnych form istnienia – ciągłej formy reprezentowania przepływów energii i nieciąg­łej formy reprezentowania ludzkiej egzystencji. To napięcie ujawnia się w głęboko różnej konstrukcji języka – czy języków – ekonomii i języków naturalnych. Znaki tej pierwszej grupy dążą do jak najdoskonalszego reprezentowania tego, co opiera się na idei ciągłości, tworząc jednolite medium, przestrzeń przekształcania różnic jakościowych w ilościowe. Fernand Braudel, medytując nad rozwojem kapitalizmu, próbował ująć ten proces następująco:

Ekonomia świata jest największą możliwą wibrującą powierzchnią, taką, która nie tylko obejmuje stan rzeczy, ale na pewnym poziomie głębokości tworzy go. W każdym razie to właśnie ekonomia świata wykształca jednolitość cen na olbrzymich obszarach, tak jak ogromny system tętnic, rozprowadzający krew w całym żywym organizmie 15.

Chodzi więc nie o reprezentowanie rzeczy, ale stanów rzeczy, a jednocześnie ich tworzenie. Dodajmy – tworzenie i reprezentowanie ich aspektu ciągłego, u Braudela nazwanego „wibrującą powierzchnią” albo – w mojej interpretującej modyfikacji tłumaczenia – „wibrującą membraną”. Cała dynamika rozprowadzania przez nią energii oznacza wyrównywanie na niej wartości – jednolitość cen oznacza pewien momentalny stan stale zaburzanej równowagi.

Języki naturalne konstruują świat w zupełnie inny sposób. Myśl ta również ma inspirację nietzscheańską, to Nietzsche bowiem zauważa, że aparat psychiczny człowieka jest organem służącym do przekształcania lawiny bodźców ilościowych w jakości, obrazy – w naszym rozumieniu znaczące. Albo inaczej: że energia świata, w którym człowiek żyje, musi zostać rozprowadzona tak, by w umyśle mogły ukształtować się jakości, a więc by możliwe było reprezentowanie postaci ludzkich, zjawisk, rzeczy…

Nasze „poznanie” ogranicza się do ustalenia „ilości”; lecz nie możemy się powstrzymać od traktowania owych różnic ilościowych jako jakości. Jakość jest dla nas jakąś prawdą perspektywiczną; a nie „w sobie”… Gdyby się nasze zmysły dziesięciokrotnie wyostrzyły lub stępiły, zginęlibyśmy marnie: dzięki temu bowiem, że odczuwamy zarazem stosunki ilościowe niczym jakości [kursywa – F.N.], odnosząc je do istnienia, stają się one dla nas możliwe 16.

Co to znaczy? Stosunki ilościowe, zmienne i przecinające się strumienie nadmiaru, muszą zostać sprowadzone do takiego poziomu, w którym nie zniszczą ludzkiej zdolności reprezentowania, a następnie przekształcone w jakości, kształty, postaci.

Ta gra pomiędzy językami ekonomii opartymi na idei ciągłości – reprezentującymi przepływy, proporcje i intensywności świata społecznego – a zdolnością doświadczania tych stosunków ilościowych jako oddzielnych jakości – barwy, zapachu i jednostkowości ludzkiego świata – jest jednym z głównych tematów tej pracy. Podejrzewam bowiem, że „pewn[a] niesamowito[ść] procesów ekonomicznych, w których przedmioty i znaki wykazują złowrogi upór” 17, jak pisze o nich Joseph Vogl, szczególny sposób jawienia się ekonomii w ludzkim świecie, „imperializm języków ekonomicznych” 18, wreszcie nieludzkość rządów ekonomicznych praw – wszystko to związane jest z ową dychotomią ciągłości przepływów i nieciągłości znaków, zjawisk i osób.

*

Spojrzenie na ekonomię jako sztukę rozprowadzania energii w żywiącej się nią sieci znaków pozwala też na kluczową dla mojego wywodu operację porównania systemu ekonomicznego do aparatu psychicznego. Myślący w zgodzie z nietzscheańskimi intuicjami Zygmunt Freud konsekwentnie bronił ekonomii popędów; przekonania, że najważniejszy w badaniu aparatu psychicznego jest „poziom energetyczny”, a poszczególne elementy psychiki i jej zjawiska, wyłaniające się w obrębie tego aparatu, muszą w jakiś sposób radzić sobie z falami nadmiernej energii. Rozmyślanie nad odniesieniem tego, co energetyczne i ciągłe, do tego, co zjawia się w świadomości jako jej jakościowo określony przedmiot, towarzyszy mu od najwcześniejszych prac 19.

W szczególności zaś Freudowskie rozumienie sytuacji traumatycznej, a więc tego, co w psychice kryzysowe, polegało na wyobrażeniu pewnej nadmiernej siły przełamującej „ochronę przed bodźcami” 20. Nerwice wojenne, których terapia nasunęła Freudowi tę myśl, pojawiały się często u żołnierzy, którzy przeżyli szok tak bliskiego wybuchu, że ich zmysły i aparat psychiczny były tą falą uderzeniową rozdzierane. Cały system instancji psychicznych i znaczących, na których te instancje się opierają, cały ten dyspozytyw, zalewany falą energii przekraczającą jego możliwości rozprowadzania, rozsypywał się, a poskładanie go, przywrócenie płynnego przepływu znaczeń w sieci symbolicznej, wymagało długotrwałego procesu terapii.

Podobnie stało się ze światem po wielkim kryzysie 1929 roku i po będącej jedną z jego konsekwencji wojnie. Leczenie ran wywołanych wybuchem niespotykanych do tego czasu energii, których nikt już nie potrafił kontrolować, trwało długo. Energia frustracji, głodu i bezrobocia, obudzonej przez to wszystko ludzkiej nienawiści, energia zemsty, energia pędzących armii pancernych, energia wybuchów jądrowych. Energia, tanio zabijająca miliony ludzi…

*

Jacques Lacan wpisał intuicje Freudowskie w struktury dwudziestowiecznego językoznawstwa. Teoria Lacana i inne związane z nią teorie francuskiego strukturalizmu oraz poststrukturalizmu, przede wszystkim myśl de Saussure’a, Deleuze’a i Guatarriego [D&G] oraz Derridy i Foucaulta, pozwalają w twórczy sposób rozwijać intuicję tkaniny znaków, znaczących, przenikanych potężnymi falami obsadzających je i przepływających zgodnie z ich porządkiem – ale często też je rozdzierających – energii.

Można zapytać, dlaczego reprezentacje porządków ekonomicznych miałyby być interpretowane przez metafory struktur psychicznych. W istocie struktury takie jak schizofreniczność w ujęciu autorów Anty-Edypa, struktura obsesyjna i histeryczna, czyli nerwice przeniesieniowe z interpretacji lacanowskiej, narcyzm społeczeństwa amerykańskiego opisany przez Christophera Lasha czy współczesny napór perwersji można odnieść do całych społeczeństw, pokazując, jak w różny sposób konfigurowane są najważniejsze wymiary egzystencji. Te struktury określają bowiem egzystencji przeżywanie i doświadczanie. Chodzi o doświadczenie nadmiaru i braku, czasu – teraźniejszości, przyszłości i przeszłości – relacji koniecznych i tylko możliwych, generowania niepewności, granic społecznych podmiotów, ich otwartości i zamknięcia, mocy, sprawczości i jej deficytu. W dzisiejszym podziale akademickich specjalności te wymiary, rozpatrywane w skali całych społeczeństw, kształtowane są i opisywane przez języki nauk społecznych, przede wszystkim ekonomii.

Wielowymiarowość świata, jego nadmiar w stosunku do naszych możliwości poznawczych, jest więc reprezentowana przez różne języki, dyskursy, których użycie określa dopiero to, co jawi się jako rzeczywistość. Jest ona inna dla języka ekonomicznego, inna, gdy przedstawiają ją pisarka lub pisarz. Te procesy reprezentowania można również rozumieć jako rozprowadzanie nadmiaru przez łańcuchy znaczących 21; to, jaka struktura wchodzi w grę, decyduje ostatecznie o obrazie, który wyłania się w naszym myśleniu. Świadomość tego, do jakiego stopnia rzeczywistość jest społecznym konstruktem, strywializowała się zresztą; w powszechnej, medialnej komunikacji często mówi się o takiej czy innej narracji jako pewnym obrazie świata, który skonfliktowane podmioty społeczne próbują sobie wzajemnie narzucać.

Wszystkie bez wyjątku języki muszą jednak spełniać zapowiedziany w cytowanym wyżej fragmencie z Nietzschego warunek zdolności reprezentowania niewyobrażalnych, stale płynących ilości, przez uchwytne, ustabilizowane w swoim znaczeniu jakości. To warunek posiadania dyspozytywu zmieniającego intensywności, przepływy, ciągi i procesy w zjawiska, które człowiek może wyobrażać i reprezentować. To zaś oznacza redukcję skali, energii, różnorodności form tego, co realne, do takiej miary, która w ten czy inny sposób daje się przedstawić.

*

Praca ta – konfrontująca się z problemem różnych poziomów, na których występują zjawiska ekonomiczne – ma strukturę gwiaździstą. A może raczej – spiralną. W każdej z części ujmuję fenomeny z perspektywy innego porządku. W semantyce Lacanowskiej oznacza to, że „naświetlane” są one z trzech perspektyw: wyobrażeniowego, symbolicznego, realnego.

W części pierwszej rozpatruję omawiane zjawiska z perspektywy porządku wyobrażeniowego (imaginaire), czyli tego, jak świat się jawi – i jak się nie jawi. Nazywam to kwestią reprezentacji. Podstawowym tematem są tu konsekwencje niereprezentowania ogromnej części świata w imaginariach rządzących naszą wyobraźnią i wyznaczających jej granice.

Sposób takiego dystrybuowania nadmiaru znaczenia, by przybrał on ludzką miarę, a więc zamiany tego, co ilościowe, w ujmowalne dla nas jakości, jest tematem drugiej części. Oznacza to badanie samego warunku, dyspozytywu, zamieniającego intensywności i procesy w znaczące różnych języków, w szczególności w znaczące języka ekonomii. W teorii Lacana jest to sfera symbolicznego (symbolique). Spojrzenie pada tu na mechanizmy językowe generujące i skrywające zjawiska. Pojawia się pytanie o ekonomię jako sferę szczególnych znaków językowych. To w tej części, odwołując się do de Saussure’a, Simmla i Wittgensteina, rozważam głęboką różnicę w sposobie konstruowania dwóch znaków wartości: znaku reprezentującego wartość ekonomiczną, i tego reprezentującego wartość lingwistyczną. Ten pierwszy wyobraża to, co ciągłe: procesy, intensywności, przepływy, ten drugi – sferę słów, z których każde jest jakościowo różne od wszystkich innych, a więc może być określone nazwą własną.

W obszarze teorii społecznej pierwszy tworzy pole symboliczne języków ekonomii, drugi – języków naturalnych. Konsekwencje tej dychotomii badam, rozważając ewolucję rozumienia ekonomii i reprezentowania w niej znaczącego pieniądza – od Quesnaya François i Adama Smitha przez Marksa, Walrasa i Samuelsona, po Friedmana i Nakamurę, od parytetu złota po teorię rynków efektywnych. Światy, które krystalizują się w każdym z tych porządków językowych, mają głęboko różne właściwości, różny stosunek do czasu, sprawczości, sieci przyczyn i skutków…

*

A jednak zbiegają się one w jednolitym, przeżywanym świecie, określającym warunki naszego życia. Wobec nadmiarowości tego daru, a z drugiej strony obfitości związanego z nim cierpienia żaden system reprezentowania, żadne pole symboliczne nie jest wystarczające. Dlatego Adorno mógł napisać: „Potrzeba ekspresji cierpienia jest warunkiem wszelkiej prawdy. Bowiem cierpienie jest obiektywnością, która ciąży na podmiocie […]” 22.

Prawdziwą obiektywnością jest więc sfera traumatycznego spotkania, co na poziomie społecznym oznacza, przede wszystkim, konflikt społeczny. To właśnie traktuję jako miejsce jawienia się lacanowskiego realnego. Pojęcie traumatycznego spotkania oznacza sferę, gdzie nadmiar wywołuje zaburzenia, potknięcia i błędy, w których zawsze wychodzi na jaw niewystarczalność każdego pola symbolicznego, niedomykalność każdego imaginarium… Rozkosz (jouissance) jest zresztą podobnie nadmiarowa jak cierpienie.

Kwestia traumatycznego spotkania wymaga bardziej szczegółowego omówienia. Jest ono właśnie spotkaniem z nadmiarem. Nie tyle przynosi nam ono jakąś przedmiotową wiedzę, ile raczej pozycjonuje i nastraja podmiot w taki sposób, by mógł on rozprowadzić nieprawdopodobną energię owej sytuacji. Przyjmując odpowiedzialność, staje się on podmiotem etyczno-politycznym. Wykorzystuję tu odczytanie lacanowskiego pojęcia traumatycznego spotkania przedstawione przez Cathy Caruth. Pisze ona:

Lacan określa relację psychiki wobec Realnego nie jako treść wiedzy o rzeczywistości, ale jako opowieść o nagłej odpowiedzialności czy też o tym, co sam w tym kontekście nazywa etyczną relacją wobec Realnego 23.

Rozważając społeczny charakter traumatycznegospotkania, tak jak jawi się ono w naszej rzeczywistości ekonomiczno-politycznej, w kolejnej części ukazuję ponadczasowy jego wymiar w napięciu pomiędzy zaufaniem a jego nadużyciem – wiarołomstwem. Odpowiedzialność, odpowiedź-innemu, jest zaufaniem, ale zaufanie to podlega nadużyciu. Za Keynesem próbuję pokazać, że gra tych dwóch pozycji określa w każdej chwili przepływy strumieni zasobów w świecie, ich zastoje i spiętrzenia, ich wysychanie i dotkliwy brak, ostatecznie zaś warunki wyzysku, bogactwa i nędzy. Tropię sposoby jawienia się zaufania i jego nadużywania – od prastarej instytucji długu ukazanej przez Davida Graebera, przez dystrybucję bogactwa w warunkach globalizacji, po mechanizmy bitcoina i blockchainu.

Nie zawsze – choć chciałbym, by było inaczej – mogę zacząć od pewnych ludzkich i zrozumiałych dla człowieka stanów i zjawisk, by następnie podążać w stronę coraz większej abstrakcji, swoistego „jądra ciemności”, które dla ludzkiego sposobu rozumienia jest abstrakcją całkowitą, tym co Gershom Scholem ujmuje frazą „obowiązuje, lecz nic nie znaczy”. Czasem strumień wywodu bierze górę nad próbą uporządkowania.

*

Różnice w językach opisu można ująć właśnie jako różnice w głębokości metaforycznego cięcia 24 dokonywanego poprzez nadmiar realnego. Podstawowe pojęcia i terminy pewnego dyskursu mogą lokować się na różnych i odległych od siebie poziomach uogólnienia, mogą czerpać żywotność ze skali horyzontu, który obejmują, albo ze szczegółowości faktów, w których są zakotwiczone. Różniące się opisy świata cierpią na swoiste wyosobnienie wynikające z tego, że lokując się na pewnym poziomie uogólnienia i opierając się na metaforach – a więc też pojęciach i terminach – ze swojego poziomu cięcia nie są zdolne dostrzec i przyjąć opisów inaczej skonstruowanych, wywodzących się z innego poziomu abstrakcji.

Dotyczy to też wyjaśnień w polu nauk społecznych i ekonomicznych, z których część wychodzi od metafor i pojęć matematycznych opartych na prostych modelach „stanów faktycznych”, inne zaś próbują oddawać złożoność ludzkich systemów wyobrażeń, imaginariów, opierając się na uogólniających metaforach o filozoficznym lub poetyckim charakterze. To ostatnie dotyczy również wielu naukowych opracowań w obrębie teorii krytycznej, które pozostają jakby zupełnie „zewnętrzne” wobec wewnętrznej logiki języków opartych na nazywaniu „faktów” i konstruowaniu matematycznych uogólnień, czyli przede wszystkim wobec języka ekonomii 25.

Pierwszy z tych sposobów rozumienia, a więc twierdzenie, że nauka ekonomii opisuje obiektywnie istniejące procesy i zjawiska – bez względu na to, jak bardzo wydaje się naiwny – jest dziś hegemoniczny 26. Należy do pozytywistycznego paradygmatu naukowości, zakładającego obiektywne – w sensie filozoficznym: niezależne od poznającego umysłu – istnienie faktów i odzwierciedlającego charakter języków opisu naukowego. W ramach tego paradygmatu zbudowana została ekonomia neoklasyczna, która jest fundamentem całego systemu praktyk i porządków instytucjonalnych, łącznie z traktatami i układami zbiorowymi umożliwiającymi globalność. Ten paradygmat, pozornie abstrahujący od etycznych i politycznych założeń, w gruncie rzeczy przemyca je już w samym sposobie konstruowania „faktów” i ich reprezentacji.

Drugi z tych sposobów myślenia, zakładający, iż język nauk ekonomicznych projektuje ekonomiczną rzeczywistość wraz z jej najbardziej podstawowymi faktami, jest dziś oczywistością w obrębie krytycznych nauk społecznych i filozofii. W książce tej posługuję się słowami „ekonomia”, „teoria” czy „język” ekonomiczny właśnie w sensie określonym przez ten sposób myślenia. Zakładam więc, że ów system znaczących, jakim jest myślenie ekonomiczne, projektuje charakter podmiotów i ich relacji w polu społecznym, następnie zaś, gdy podmioty te w skali masowej wchodzą w takie relacje – często zresztą zaskakując myślicieli – bada i opisuje je za pomocą stale dostosowywanych do tego narzędzi reprezentowania, wcześniej służących projektowaniu.

*

Czy to bowiem nie język protoekonomii, pozwalający traktować każdy byt jak towar, wyrywający ów byt z jego „naturalnego”, określonego boską wolą hierarchicznego porządku, by uczynić go „wartością wymienną”, ustanawia samą możliwość pojawienia się owej praktyki społecznej, jaką jest rynek, a dziś – rynek globalny? I czy nie oznacza to, że właśnie owo nowe, rozwijane przez nowożytnych myślicieli imaginarium, z jego założeniami etycznymi i pewnikami poznawczymi, definicjami i wskaźnikami zmiany, pozwala osadzić ów byt w obrębie systemu szczególnych relacji międzyludzkich, zwanych kapitalizmem, których to relacji staje się uprzedmiotowieniem i fetyszem?

Oto byt, jeszcze niedawno element „natury” starożytnych, albo danego od Boga celowego porządku stworzenia, staje się fetyszyzacją 27 stosunków między jednym indywidualnym lub zbiorowym podmiotem a drugim. Jego sensem i wartością gra się w obrębie globalnego rynku jak piłką na „płaszczyźnie immanencji”. Żaden bowiem transcendentny porządek nie może określać reguł, według których gra się odbywa. Jednocześnie te konstruowane reguły są rzeczywiste; żaden podmiot, żadna arbitralna wola nie może ich dowolnie zmieniać, o czym dramatycznie przekonały się społeczeństwa rządzone przez Stalina i Mao. Owa „bezwładność” tego, co skonstruowane, jest związana z materialnością języka, z logiką znaczącego, która podmiot tworzy; jako do problemu filozoficznego będziemy musieli do niej jeszcze wrócić.

Atoli nawet jeśli przyjmujemy założenie o konstruktywistycznym i projektującym charakterze teorii ekonomicznej, liczyć się musimy z tym, że w obrębie dyskursu hegemonicznego traktuje się je jako nieszkodliwą egzotykę, dominującą w obrębie „rezerwatów myślenia”, jakimi są wydziały nauk społecznych i literatury niektórych wielkomiejskich uniwersytetów; prawie równie niewinną jak picie latte z mlekiem sojowym. „Dwie kultury”, Two Cultures 28,zdiagnozowane – a jednocześnie zaprojektowane – już w latach 50. XX stulecia w obrębie anglosaskiego uniwersytetu przez Charle­sa Percy’ego Snowa, pozwalają dziś, w dobie wszechstronnej hegemonii Anglosasów, utrzymywać w obrębie myślenia całej globalnej Północy „kordon sanitarny”, oddzielający myśl krytyczną od „praktycznej” nauki z jej praktycznymi zastosowaniami.

Rzeczywiste rewolty są zaś dalekie od krytycznych teorii.

*

W oceanie tekstów wyjaśniających niesamowitość ekonomicznego świata najbardziej egzemplaryczne, bo lokujące się właśnie na przeciwnych biegunach tych sposobów konstruowania dyskursów, są dla mnie projekty Immanuela Wallersteina i Luca Boltanskiego. Obaj próbują sformułować teorie całości świata – Wallerstein robi to, pisząc o systemie-świecie, a Boltanski – pisząc o państwie ducha, które uzasadnia powszechne dążenie do dobra wspólnego. Odwołam się do nich, żeby lepiej zilustrować napięcie pomiędzy „twardą ekonomią” a jej „społecznym uzasadnieniem”. Zarówno pierwsza, jak i drugie tworzą ostatecznie, jak sądzę, jednolity system warunków, konieczny do tego, by wyłonił się świat taki, jaki jest.

Wallerstein bazuje na czytaniu danych ekonomicznych – a więc opisów niezaprzeczalnych, koniecznych, choć wycinkowych – a następnie stara się w języku naturalnym sformułować uogólnienia akcentujące przepływy ujmowane w języku ekonomii. Choć to nieco mylące, możemy powiedzieć, że zajmuje się „hardware’em” struktury świata. Pisze więc o produkcji i wymianie, o wynikającej z tego centralności, peryferyjności i półperyferyjności – tak ważnej w wypadku dzisiejszej Polski – wreszcie na bazie tych pojęć, kontynuując gest Braudela, konstruuje systemowy obraz świata jako wielkiej przestrzeni przepływów dystrybuujących energie i pozycjonujących aktorów w konkretnych miejscach systemu. Niewiele uwagi poświęca jednak imaginariom, systemom legitymizacji, uzasadnień i krytycznych argumentów, które poszczególni aktorzy, podmioty uchwycone w sieć zależności, dziedziczą i rekonstruują.

Próbą uchwycenia i reprezentowania różnorodności imaginariów w historycznych i współczesnych ekumenach 29 jest projekt Luca Boltanskiego. Jak krótko i trafnie pisze o nim polski filozof krytyczny Bartosz Kuźniarz:

Większość z nas stawia pytania, szuka sensu, dąży w życiu do autentycznych uzasadnień. […] Jeśli mamy w czymś uczestniczyć, równie ważna staje się prawowitość, legalność czy rzeczywiste uprawnienie (légitimité) 30.

Systemy uzasadnień, które Boltanski i Thevenot (re)konstruują, by zdać sprawę z tego, jak uprawomocniają swoje pragnienia ludzie żyjący w różnych epokach historii i właściwych im porządkach ekonomicznych, to imaginaria, wraz z właściwymi im ramami etycznymi, pozwalającymi nadawać wielkość i wagę poszczególnym działaniom, postawom i zjawiskom 31. Dlatego:

Swój projekt Boltanski określa jako przejście od socjologii krytycznej „obojętnej na wartości wyznawane przez aktorów” do „socjologii krytyki” poważnie traktującej ideały, do których ludzie odwołują się […] poszukując potrzebnych im na co dzień uzasadnień.

Z perspektywy naszej lektury trzech lacanowskich porządków Boltanski, zajmując się imaginariami legitymizującymi praktyki poszczególnych ekumen, operuje tam, gdzie wyobrażeniowe chce sięgać ku realnemu; ku temu, co etyczno-polityczne. Wallerstein pozostaje zaś w symbolicznym, opisując strumienie i intensywności sytuujące się na takim poziomie metaforycznych cięć, których język naturalny unika.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

1 Barry Eichengreen, Globalizing Capital: A History of the International Monetary System, Princeton University Press 2008, s. 4.

2 Walter Benjamin, Pasaże, przeł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 351.

3 Kwestia głodu będzie wracać w moich rozważaniach wielokrotnie, a podstawowym źródłem jej dotyczącym jest książka Głód Martína Caparrósa (przeł. Marta Szafrańska-Brandt, Wydawnictwo Literackie 2016).

4 Mariana Mazzucato, Wartość wszystkiego, przeł. Joanna Bednarek, Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox 2021, s. 89.

5https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekonomia, dostęp 27/05/2022.

6 W książce tej wielokrotnie będę używał terminów z obszaru psychoanalizy. Mają one często nieintuicyjny sens, zaznaczam je więc, a także niektóre inne słowa, których sens nieco zmieniam, za pomocą kursywy. Na końcu zamieszczam zaś słowniczek tych określeń.

7 Nadmiar jest jednym z kluczowych pojęć tej książki. Jest on tutaj rozumiany jako energia przekraczająca zdolność jej zawierania przez wszelkie urządzenia, dyspozytywy, systemy symboliczne – sieci rozprowadzania energii. Energia, o której mowa, może mieć charakter fizyczny, ale może też być nagromadzoną energią psychiczną, na przykład nienawiści.

8 Traumatyczne spotkanie jest właśnie spotkaniem z nadmiarem. Nie tyle przynosi nam ono jakąś przedmiotową wiedzę, co raczej pozycjonuje i nastraja podmiot w taki sposób, by mógł on rozprowadzić nieprawdopodobną energię owej sytuacji. Biorąc odpowiedzialność, staje się on podmiotem etyczno-politycznym. Traumatyczne spotkanie jest pojęciem wprowadzonym przez Lacana w Seminarium XI. 4 główne pojęcia psychoanalizy, wydanie francuskie: Jacques Lacan, Le Séminaire. Livre XI, Les Quatre Concepts fondamentaux de la psychanalyse, Le Seuil 1964, s. 54.

9 Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie wyróżnienia fragmentów cytatów pochodzą od Andrzeja Ledera – przyp. red.

10 Georges Bataille, Część przeklęta, przeł. Krzysztof Jarosz, KR 2002, s. 8.

11 Będę używał zamiennie terminu „urządzenie” i „dyspozytyw”. Oba oznaczają skomplikowane struktury złożone tak ze znaków, jak związanych z nimi praktyk i niezbędnych obiektów materialnych, produkujące pewne efekty. Ich dokładne rozumienie, patrz np.: Michał Herer, Gilles Deleuze. Struktury – maszyny – kreacje, Universitas 2006, s. 11.

12 Wszystkie znaki są zawsze reprezentowane, bo są znakami wobec kogoś (coś znaczy dla kogoś). Ekspresja znaków oznacza tu zaś odpowiedź na pytanie, jak szeroko są one reprezentowane, na ile stają się elementami dyskursów hegemonicznych, tych które organizują dominujące urządzenia społeczne.

13 Obsadzenie, kateksja – w psychoanalizie „pojęcie ekonomiczne, które oznacza fakt, iż pewna energia psychiczna jest związana z wyobrażeniem lub grupą wyobrażeń, częścią ciała, jakimś obiektem itd.”. Jean Laplanche, Jean-Bertrand Pontalis, Słownik psychoanalizy, przeł. Ewa Modzelewska, Ewa Wojciechowska, Wydawnictwo Aletheia, 2023, s. 383.

14 Instancje to fragmenty urządzenia, połączone wykonywaniem pojedynczej, wspólnej funkcji, jak narządy w organizmie czy konkretne instytucje w państwie.

15 Fernand Braudel, Civilization and Capitalism, 15th–18th Century, volume III, The Perspective of the World, przeł. Sian Reynolds, William Collins Sons & Co Ltd, London and Harper & Row New York 1984, s. 83 (tłum. własne; jeśli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenia angielskich i francuskich cytatów pochodzą od autora).

16 Fryderyk Nietzsche w: Nachlass, Gesammelte Werke, t. III, s. 861, za: Jacques Derrida w: Pismo i Różnica, przeł. Krzysztof Kłosiński, KR 2004, s. 355.

17 Joseph Vogl, Widmo Kapitału, przeł. Katarzyna Sosnowska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2015, s. 5.

18 Patrz np.: B. Fine, E.P. Lazear, Economic Imperialism, „Quarterly Journal of Economics” 2000, vol. 115(1)., B. Fine, A question of economics: is it colonizing the social sciences?, „Economy and Society” 1999, nr 28:3, s. 403–425; U. Mäki, Economics Imperialism: Concept and Constraints, artykuł niepublikowany, Sage Publications 2008, 10.1177/0048393108319023, http://pos.sagepub.com hosted at http://online.sagepub.com, dostęp 30/10/2017.

19 Patrz np. wczesne dzieło z 1895: Sigmund Freud, Entwurf einer Psychologie,gdzie, jak piszą o tym Laplanche i Pontalis, „opisuje funkcjonowanie aparatu nerwowego jedynie w związku ze zmianami energii w systemie neuronów”, Laplanche, Pontalis, dz. cyt., s. 384, angielskie wydanie Entwurf…: 1966 Standard Edition, t. 1, s. 367.

20 Sigmund Freud, Poza zasadą rozkoszy, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. Robert Reszke, KR, 2007, s. 182.

21 Znaczące to pojęcie z obszaru strukturalistycznego językoznawstwa. W najprostszym sensie znak językowy składa się z nierozdzielnie ze sobą związanych: nośnika materialnego, znaczącego (signifiant), np. dźwięku, oraz znaczenia, zwanego znaczonym (signifié). W teorii Lacana znaczące reprezentuje podmiot dla innego znaczącego.

22 Theodor W. Adorno, Dialektyka negatywna, przeł. Krystyna Krzemień, PWN 1986, s. 28.

23 Cathy Caruth, Traumatyczne przebudzenie, przeł. Katarzyna Bojarska, w: Antologia studiów nad traumą, red. Tomasz Łysak, Universitas 2015, s. 45.

24 Metaforyczne cięcie – jeżeli rozchodzący się nadmiar traktować jak pewną potencję, lub przestrzeń, to kwestia tego, na jakim poziomie szczegółowości albo ogólności przecinają je i operują użyte metafory i pojęcia, decyduje o tym, jaki charakter będzie miał dyskurs i związane z nim pole symboliczne. Metafora poetycka dąży raczej do tego, co partykularne, pojęcie filozoficzne aspiruje do ogólności.

25 Za to spostrzeżenie dziękuję Marcie Olesik.

26 Terminu „hegemonia” używam tu w sensie wprowadzonym przez Gramsciego i rozwiniętym przez Chantal Mouffe i Ernesto Laclau w książce Hegemonia i socjalistyczna strategia, przeł. Sławomir Królak, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej 2007.

27 Używam tu, oczywiście, pojęcia fetyszyzmu w tym sensie, w jakim używali go Marks i – z innej perspektywy – Freud.

28 Charles Percy Snow, Two Cultures, w: tegoż, Two Cultures and the Scientific Revolution, Cambridge University Press 1961.

29 Ekumena [gr. oikouménē, ‘świat zaludniony’] – geogr., stale zamieszkana i wykorzystywana gospodarczo część powierzchni Ziemi, przeciwieństwo anekumeny; słowo wprowadzone przez starożytnych Greków na określenie obszarów trwale zasiedlonych przez człowieka; https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/ekumena;3897165.html, dostęp 12/02/2022; w tej książce używam terminu ekumena jako określenia obszaru jednej cywilizacji, wraz z jej imaginarium.

30 Bartosz Kuźniarz, Król liczb. Szkice z metafizyki kapitalizmu, Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego 2020, s. 289–290. Kolejne cytowanie – tamże, s. 290.

31 Luc Boltanski, Laurent Thévenot, De la justification. Les economies de la grandeur, Gallimard 1991, s. 107–108.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Andrzej Leder

Ekonomia to stan umysłu. Ćwiczenie z semantyki języków ekonomicznych

Warszawa 2023

Copyright © by Andrzej Leder, 2023

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2023

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-67075-89-3

Redakcja: Andrzej Wajs

Korekta: Wojciech Górnaś, Jolanta Gomółka

Opieka redakcyjna: Jaś Kapela

Indeks: Rafał Dajbor

Zdjęcie na okładce: Jakub Szafrański

Projekt graficzny, skład i łamanie: Marcin Hernas | tessera.org.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

ul. Jasna 10 lok. 3

00-013 Warszawa

[email protected]

wydawnictwo.krytykapolityczna.pl

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10 lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) i księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl) oraz w dobrych księgarniach na terenie całej Polski

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski