Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku - Kate Raworth - ebook

Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku ebook

Raworth Kate

4,3

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Ekonomiczna książka roku Financial Timesa.

W tej bezkompromisowej, erudycyjnej, ale i optymistycznej książce Kate Raworth proponuje nie tyle zmianę w rozumieniu, czym ekonomia jest i czym mogłaby być, ale przedstawia konkretne rozwiązania jak zerwać z mitem konieczności ciągłego wzrostu PKB, jak zmienić system monetarny i fiskalny, i wreszcie: jak uczynić biznes wartościowym i pożytecznym dla ludzkości.

Dotychczasowe koncepcje ekonomiczne wykładane od lat na uniwersytetach nie wystarczają,  bądź są zwyczajnie nieaktualne we współczesnym świecie, który musi stawić czoła katastrofie klimatycznej, walczyć z postępującymi nierównościami ekonomicznymi oraz ambitnie podchodzić do dziesiątek innych wyzwań społecznych ludzkości. Potrzebujemy nowych dróg, idei i rozwiązań.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 505

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (30 ocen)
17
9
1
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LukichanPl

Nie oderwiesz się od lektury

Pozwala poszerzyć horyzonty i daje do myślenia.
20
Piotr_K-2019

Z braku laku…

Wg mnie jest to kolejny przykład książki napisanej przez akademickiego intelektualistę (tu - intelektualistkę), która naczytała się danych, narysowała wykresów, nadyskutowała z innymi akademickimi intelektualist(k)ami, ale gdy przychodzi co do czego, to zwykłego gwoździa nie umie wbić w ścianę. Autorka przedstawia wizję dalekosiężnych zmian w ekonomii, które mają prowadzić do zrównoważonej gospodarki zasobami, zmniejszenia nierówności dochodu itp. itd. Wizja piękna, ale z perspektywy szarego człowieka, który musi związać koniec z końcem - można ją skwitować co najwyżej uśmiechem politowania. Jasne, już widzę, jak pracodawcy rezygnują z dochodu na rzecz wyrównania pensji dla pracowników, jak ludzie zamożni sprzedają (albo lepiej - oddają!) swoje Bentleye i zaczynają jeździć tramwajem, a zakłady przemysłowe same ograniczają produkcję, "bo dobro planety ważniejsze". Jak to wygląda w rzeczywistości można zobaczyć w pierwszym lepszym supermarkecie - nieliczne torby-reklamówki z recyklingow...
10
AStrach

Dobrze spędzony czas

Do doczytania i przemyślenia.
00
EmiliaJan

Nie oderwiesz się od lektury

Nie jest prosta w odbiorze i wymaga skupienia, ale zdecydowanie otwiera oczy. Polecam!
00

Popularność




Najpotężniejszym narzędziem ekonomii nie są pieniądze ani nawet algebra.Jest nim ołówek. Bo ołówkiem można narysować świat na nowo.

Kto chce być ekonomistą?

W październiku 2008 roku Yuan Yang przyjechała do Oksfordu, by studiować ekonomię. Urodziła się w Chinach, dorastała w Yorkshire, miała więc optykę obywatelki świata: interesowała się sprawami społeczno-politycznymi, martwiła o przyszłość i bardzo chciała jakoś zmienić świat. Wierzyła, że do tego najlepiej przygotuje ją zawód ekonomistki. Można powiedzieć, że pragnęła stać się ekonomistką na miarę XXI wieku.

Jednak Yuan wkrótce dopadła frustracja. Zdaniem dziewczyny za teorią – i matematyką, na której ją oparto – stały absurdalnie ograniczone założenia. A od początku jej studiów globalny system finansowy zaczął się sypać. Nie mogła tego nie zauważyć – choć lektury o tym milczały.

− Krach był dla mnie jak kubeł zimnej wody – opowiada. – Z jednej strony, teorię gospodarki przedstawiano nam tak, jak gdyby system finansowy nie był jej ważną częścią. Z drugiej strony, rynki finansowe wyraźnie siały w gospodarce spustoszenie. Pytaliśmy więc: „Skąd to oderwanie od rzeczywistości?”.

Niespójność sięgała poza kwestię sektora finansowego. Potężna przepaść ziała pomiędzy tym, czym zajmował się główny nurt teorii ekonomicznej, a piętrzącymi się kryzysami prawdziwego świata, takimi jak globalne nierówności czy zmiana klimatu.

Kiedy Yuan zadawała swoje pytania profesorom, uspokajali, że jej wiedza uporządkuje się w dalszym toku studiów. Więc zapisała się na ten następny poziom – studia magisterskie w prestiżowej London School of Economics – i czekała, aż spłynie na nią zrozumienie. Tymczasem nawarstwiały się abstrakcyjne teorie, mnożyły równania, a satysfakcja Yuan wciąż spadała. Miała też przecież do zdania egzaminy. Stanęła więc przed wyborem.

− W pewnym momencie – powiedziała mi Yuan – zorientowałam się, że muszę po prostu opanować materiał, a nie próbować wszystko kwestionować. I to moim zdaniem jest dla studentki bardzo smutny moment.

Uświadomiwszy sobie tę prawdę, wielu studentów albo odeszłoby od ekonomii, albo zakuło wszystkie teorie bez zadawania pytań i zbudowało na swoich kwalifikacjach intratną karierę. Ale nie Yuan. Ona postanowiła poszukać podobnie myślących buntowników i buntowniczek na uniwersytetach całego świata. Szybko odkryła, że od czasu milenijnego przełomu coraz większa liczba studentów publicznie kwestionuje wąskie ramy teoretyczne, w których mieści się wpajana im wiedza. W 2000 roku studentki i studenci ekonomii w Paryżu wysłali list otwarty do swoich profesorów. Odrzucali w nim dogmaty teorii głównego nurtu. „Chcemy uciec od wyobrażonych światów!” – pisali. „Wzywamy wykładowców: obudźcie się, zanim będzie za późno!”[553]. Dekadę później grupa studentek i studentów Harvardu zorganizowała masowe opuszczenie sali w trakcie wykładu profesora Gregory’ego Mankiwa – autora najpopularniejszych na świecie podręczników do ekonomii. W ten sposób zaprotestowali oni przeciwko wąskiej i tendencyjnej perspektywie ideologicznej, którą ich zdaniem proponowano na zajęciach. Zadeklarowali: „Bardzo obawiamy się, że ta tendencyjność negatywnie wpływa na studentów, Uniwersytet i społeczeństwo w ogóle”[552].

Wybuch kryzysu finansowego zelektryzował studencką opozycję na całym świecie. Skłonił też Yuan i innych buntowników do założenia globalnej sieci ponad osiemdziesięciu grup studentów z trzydziestu kilku krajów – od Indii i Stanów Zjednoczonych po Niemcy i Peru[551] – skupionej wokół żądania, by ekonomia nadążyła za problemami nowego pokolenia, bieżącego stulecia i nadchodzącymi wyzwaniami. W 2014 roku wystosowali oni list otwarty do środowiska akademickiego, w którym pisali:

Nie tylko światowa ekonomia pogrążona jest w kryzysie. Swój kryzys przeżywa również sam sposób jej nauczania, a jego konsekwencje wykraczają daleko poza mury uniwersytetów. Materia, jaka jest nauczana, oraz forma jej przekazywania kształtuje umysły przyszłych pokoleń ludzi polityki, a co za tym idzie, ma wpływ również na oblicze społeczeństw, w których żyjemy. […] Chcemy poddać krytyce fakt wyraźnej tendencji zawężania wykładanego programu, jakie postępowało przez ostatnie dwadzieścia lat. […] [Z]mniejsza [ono] naszą zdolność stawiania czoła wielowymiarowym wyzwaniom dwudziestego pierwszego wieku – począwszy od potrzeby zaprowadzenia stabilizacji finansowej, a kończąc na bezpieczeństwie żywnościowym oraz zmianach klimatycznych[550].

Bardziej radykalnie nastawieni protestujący swoją kontrkulturową krytykę skierowali przeciwko elitarnym konferencjom naukowym. W styczniu 2015 roku podczas dorocznego spotkania American Economic Association w bostońskim Sheratonie członkowie ruchu studenckiego Kick It Over okleili korytarze, windy i toalety hotelu oskarżycielskimi plakatami. Na fasadę centrum konferencyjnego rzucili z projektora wielkie wywrotowe napisy. Zszokowali też osłupiałych gości konferencji, okupując ich stateczne panele dyskusyjne i zabierając czas na pytania[549]. „Rozpoczęła się rewolucja w ekonomii” – głosił manifest tej grupy studentów. „Kampus po kampusie pogonimy was, dziady, od władzy. A potem, w kolejnych miesiącach i latach, zaczniemy prace nad przeprogramowaniem maszyny zagłady”[548].

W styczniu 2015 roku zbuntowani studenci ekonomii przejęli fronton bostońskiego Sheratona. Gości dorocznej konferencji American Economic Association powitali kontrkulturową krytyką

To nadzwyczajna sytuacja. Żadnej innej dyscyplinie akademickiej nie udało się wywołać wśród własnych studentów – ludzi, którzy postanowili poświęcić część życia na studiowanie jej teorii – ogólnoświatowego buntu. Studencki sprzeciw z całą pewnością oznaczał jedno: rewolucja w ekonomii rzeczywiście się zaczęła. Jej sukces będzie polegał nie tylko na obaleniu dawnych przekonań, ale też – co ważniejsze – na zaproponowaniu nowych. Genialny dwudziestowieczny wynalazca Buckminster Fuller powiedział kiedyś: „Nigdy nie zmienisz świata, walcząc z obecną rzeczywistością. Żeby coś zmienić, musisz zbudować nowy model, który sprawi, że istniejący stanie się przestarzały”.

Ta książka podejmuje wyzwanie Fullera. Prezentuje siedem ścieżek zmiany mentalności, dzięki którym wszyscy możemy nauczyć się myśleć jak ekonomiści XXI wieku. Obnażając stare poglądy, które nas krępują, i zastępując je nowymi, które mogą nas zainspirować, proponuje nową opowieść ekonomii, pisaną w równej mierze obrazami, co słowami.

Wyzwanie XXI wieku

Termin „ekonomika” ukuł w starożytnej Grecji filozof Ksenofont. Połączył słowo oikos, czyli „gospodarstwo domowe”, z oznaczającym „prawo” albo „ład” słowem nomos i tak nazwał sztukę zarządzania gospodarstwem. Starożytny kontekst pozostał adekwatny do dziś. Naszemu stuleciu potrzeba wyjątkowo uważnych menadżerów, którzy zarządzaliby wspólnym gospodarstwem ludzkości, czyli planetą; takich, którzy nastawią się na potrzeby wszystkich jej mieszkańców.

W ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat poczyniliśmy ogromne postępy w dobrostanie ludzkości. Oczekiwana długość życia przeciętnego dziecka urodzonego na planecie Ziemi w latach 50. XX wieku wynosiła czterdzieści osiem lat. Dziś takie dziecko może się spodziewać, że przeżyje siedemdziesiąt jeden lat[547]. Zaledwie od 1990 roku liczba ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie – mierzonym dochodem poniżej 1,9 dolara na osobę – spadła o ponad połowę. Ponad 2 miliardy ludzi pierwszy raz w życiu uzyskało dostęp do wody pitnej i sanitariatów. A w tym samym czasie ludzka populacja urosła o prawie 40 procent[546].

Tu kończą się dobre wiadomości. Oczywiście reszta opowieści nie jest jak dotąd specjalnie optymistyczna. Wiele milionów ludzi wciąż żyje w skrajnej nędzy. Jedna na dziewięć osób na świecie nie może zjeść do syta[545]. W 2015 roku zmarło 6 milionów dzieci poniżej piątego roku życia, z czego ponad połowa na choroby łatwe w leczeniu, takie jak biegunka i malaria[544]. Dwa miliardy ludzi żyją za mniej niż 3 dolary dziennie, a ponad 70 milionów młodych kobiet i mężczyzn nie może znaleźć pracy[543]. Braki te są tym dotkliwsze z powodu pogłębiających się niestabilności i nierówności. Fala uderzeniowa posłana na globalną gospodarkę przez krach finansowy 2008 roku pozbawiła miliony ludzi pracy, domów, oszczędności i bezpieczeństwa. Tymczasem świat stał się nadzwyczajnie nierówny: w 2015 roku 1 procent najbogatszych ludzi świata posiada więcej majątku niż pozostałe 99 procent razem wzięte[542].

Do tych ekstremów sytuacji życiowej trzeba też dodać postępującą ruinę naszego planetarnego domu. Działalność człowieka z niespotykaną siłą obciąża życiodajne systemy Ziemi. Globalna średnia temperatur już wzrosła o 0,8 stopnia Celsjusza, a zmierzamy do ocieplenia o prawie 4 stopnie Celsjusza do 2100 roku. Grożą nam powodzie, susze, burze i wzrost poziomu mórz o takiej skali i intensywności, jakiej ludzkość nigdy wcześniej nie zaznała[541]. Około 40 procent ziem uprawnych świata już uległo poważnej degradacji, a do 2025 roku dwoje na troje mieszkańców Ziemi będzie mieszkać w regionach o zaburzonej gospodarce wodnej[540]. Tymczasem ponad 80 procent łowisk świata uległo nadmiernej bądź całkowitej eksploatacji. Co minutę do oceanów trafia równowartość śmieciarki pełnej plastiku, a jeśli to tempo się utrzyma, do 2050 roku w morzach świata będzie więcej tworzyw sztucznych niż ryb[539].

Te fakty już mogą przytłaczać, ale do czekającego nas wyzwania dokładają się jeszcze prognozy wzrostu. Stan populacji wynosi dziś 7,3 miliarda ludzi[538], do 2050 roku ma sięgnąć prawie 10 miliardów, a do roku 2100 ustabilizować się na poziomie około 11 miliardów[537]. Globalna produkcja do roku 2050 ma rosnąć o 3 procent rocznie – jeśli wierzyć rutynowym prognozom. W ten sposób do 2037 roku rozmiar światowej gospodarki się podwoi, a do 2050 roku – prawie potroi[536]. Globalna klasa średnia – ci, którzy wydają 10 – 100 dolarów dziennie – ma się gwałtownie rozrastać: z 2 miliardów dziś do 5 miliardów w 2030 roku. Przez to popyt na materiały budowlane i towary konsumpcyjne ma poszybować w górę[535]. Oto trendy, które decydują o perspektywach ludzkości na początku XXI wieku. Jakiego rodzaju myślenie przyda nam się więc w przyszłości?

Autorytet ekonomii

Niezależnie od tego, w jaki sposób podejdziemy do zazębiających się wyzwań, jedno jest pewne: definiującą rolę odegra teoria ekonomiczna. Ekonomia to ojczysty język polityki publicznej, język życia publicznego i mentalność kształtująca społeczeństwo. „W tych pierwszych dekadach XXI wieku nadrzędną narracją jest ekonomia: ekonomiczne przekonania, wartości i założenia kierują tym, jak myślimy, czujemy i działamy” – pisze F.S. Michaels w swojej książce Monoculture. How One Story Is Changing Everything[534].

Może to dlatego ekonomistów otacza nimb autorytetu. Wokół międzynarodowej areny politycznej zajmują oni miejsca w pierwszym rzędzie ekspertów – od Banku Światowego po Światową Organizację Handlu. Rzadko przestają szeptać do ucha władzy. Na przykład w Stanach Zjednoczonych prezydencka Rada Doradców Ekonomicznych to zdecydowanie najbardziej wpływowy, eksponowany i najdłużej istniejący w Białym Domu zespół doradczy, podczas gdy o jej siostrzanych radach zajmujących się jakością środowiska czy nauką i techniką mało kto poza Waszyngtonem w ogóle słyszał. W 1968 roku w atmosferze kontrowersji wydłużono listę Nagród Nobla, przyznawanych dotąd za postępy naukowe w fizyce, chemii i medycynie. Szwedzki bank centralny skutecznie za tym lobbował, a potem ufundował Nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie „nauk ekonomicznych”. Od tego czasu jej laureaci i laureatki stają się akademickimi celebrytami.

Nie wszyscy ekonomiści dobrze się czuli z tym rzekomym autorytetem. Już latach 30. XX wieku John Maynard Keynes – Anglik, który swoimi pomysłami miał doprowadzić do powojennej transformacji myślenia o gospodarce – martwił się tym, jaką rolę odgrywa jego zawód. „Idee głoszone przez ekonomistów oraz myślicieli politycznych, bez względu na to, czy są słuszne, czy błędne, mają większą siłę, niż się powszechnie przypuszcza. W rzeczywistości to one właśnie rządzą światem” – napisał. „Praktycy, przekonani, że nie podlegają żadnym wpływom intelektualnym, są zazwyczaj niewolnikami idei jakiegoś dawno zmarłego ekonomisty”[533]. Austriacki ekonomista Friedrich von Hayek, najlepiej znany jako ojciec neoliberalizmu w latach 40. XX wieku, kategorycznie nie zgadzał się z Keynesem w prawie wszystkich kwestiach teoretycznych i politycznych, ale w tej sprawie podzielał jego opinię. W 1974 roku Hayek, odbierając właśnie Nagrodę Banku Szwecji, powiedział, że gdyby go o to zapytano, zalecałby, żeby jej nie ustanawiać. Dlaczego? Ponieważ – jak wyjaśnił zgromadzonym – „Nagroda Nobla nadaje jej odbiorcy autorytet, którego żaden człowiek zajmujący się ekonomią nie powinien posiadać”, zwłaszcza dlatego że „najistotniejszy wpływ, jaki ma ekonomista, to wpływ na laików: polityków, dziennikarzy, urzędników i ogół społeczeństwa”[532].

Pomimo obaw towarzyszących dwóm najbardziej wpływowym ekonomistom XX wieku dominacja ekonomicznej perspektywy na świat tylko się poszerzała, obejmując również język życia publicznego. Pacjenci i lekarze w szpitalach i przychodniach świata zostali przemianowani na klientów i dostawców usług. Ekonomiści liczą pieniężną wartość „kapitału naturalnego” czy „usług ekosystemowych” pól i lasów każdego kontynentu, po czym podają na przykład wartość gospodarczą mokradeł świata (wynoszącą ponoć 3,4 miliarda dolarów rocznie)[531] czy też globalną wartość usług zapylania świadczonych przez owady (to równowartość 160 miliardów dolarów rocznie)[530]. Tymczasem doniesienia medialne nieustannie podbijają ważność sektora finansowego. Serwisy radiowe czy nagłówki ogłaszają najnowsze wyniki kwartalne poszczególnych korporacji, a w wiadomościach telewizyjnych na pasku u dołu ekranu przesuwają się ceny akcji.

Wobec dominacji ekonomii w życiu publicznym nikogo nie dziwi fakt, że tak wielu studentów szkół wyższych, jeśli ma taką możliwość, decyduje się dowiedzieć o tej dyscyplinie przynajmniej trochę w ramach swojej edukacji. W Stanach Zjednoczonych co roku otrzymuje dyplomy 5 milionów studentów, którzy w toku nauki zaliczyli przynajmniej jedne zajęcia z ekonomii. Standardowy kurs wstępny, który powstał w USA, znany powszechnie pod nazwą Econ 101, prowadzony jest teraz na całym świecie; studenci od Chin po Chile uczą się z przekładów podręczników czytanych też w Chicago i Cambridge w Massachusetts [gdzie znajdują się Uniwersytet Harvarda oraz MIT – przyp. tłum.]. Dla wszystkich tych studentów i studentek Econ 101 to podstawa ogólnego wykształcenia – niezależnie od tego, czy zostaną potem przedsiębiorcami, lekarzami, dziennikarzami, czy aktywistami. Poza tym język i mentalność Econ 101 tak mocno przesycają debatę publiczną, że kształtują to, jak wszyscy – nawet ci, którzy nigdy nie studiowali ekonomii – myślimy o gospodarce: czym ona jest, jak działa, do czego służy.

W tym tkwi szkopuł. W podróży przez XXI wiek ludzkość będą prowadzili ustawodawcy, przedsiębiorcy, nauczyciele, dziennikarze, społecznicy, aktywiści i wyborcy, którzy kształcą się dziś. Tych przyszłych obywateli lat 50. XXI wieku uczy się jednak nastawienia ekonomicznego, które bierze się z książek pisanych w latach 50. XX wieku, zresztą na podstawie teorii z lat 50. XIX wieku. Biorąc pod uwagę dynamikę zmian w XXI wieku, możemy się spodziewać katastrofy. Oczywiście XX wiek był wiekiem przełomów w myśleniu ekonomicznym, a zwłaszcza wpływowej bitwy na idee pomiędzy Keynesem a Hayekiem. Jednak chociaż ci kultowi myśliciele zajęli przeciwne pozycje, obaj odziedziczyli po poprzednikach nietrafne założenia i martwe punkty, które leżały niedostrzeżone u podstaw ich różnicy zdań. Kontekst XXI wieku wymaga, żebyśmy na głos wypowiedzieli te przesłanki i uwidocznili to, co leży w martwych punktach, aby kolejny raz przemyśleć ekonomię.

Odejście od ekonomii – i powrót do niej

Kiedy dorastałam w latach 80., próbowałam zrozumieć świat kawałek po kawałku, oglądając wieczorne wiadomości. Obrazy z telewizora, które codziennie rozświetlały nasz salon, zabierały mnie daleko poza moje londyńskie życie uczennicy. I zostawały ze mną na długo. Niedające o sobie zapomnieć milczące spojrzenia urodzonych podczas głodu w Etiopii dzieci o wydętych brzuszkach. Ludzkie ciała leżące pokotem jak wypalone zapałki po katastrofie w Bhopalu. Zabarwiona na fioletowo przepastna dziura w warstwie ozonowej. Rozległa plama ropy rozlewająca się z MT Exxon Valdez na krystaliczne wody Alaski. Pod koniec dekady wiedziałam tyle, że chcę pracować dla organizacji typu Oxfam albo Greenpeace, działającej po to, by zakończyć biedę i niszczenie środowiska. Wydawało mi się też, że najlepiej przygotuję się do tego, studiując ekonomię i wykorzystując jej narzędzia dla dobra tych spraw.

Zjawiłam się więc w Oksfordzie, by nabyć umiejętności, które moim zdaniem miały przydać mi się w pracy. Proponowane teorie ekonomiczne wzbudziły we mnie jednak frustrację, bo opierały się na dziwacznych założeniach co do tego, jak działa świat, a tuszowały problemy, którymi przejmowałam się najmocniej. Miałam szczęście, że trafiłam na inspirujących wykładowców o otwartych umysłach, ale ich też ograniczał sylabus, na podstawie którego mieli uczyć, a który my musieliśmy opanować. Po czterech latach studiów odwróciłam się od ekonomii teoretycznej. Było mi na tyle wstyd, że nigdy nie przedstawiałam się jako „ekonomistka”. Zamiast tego zajęłam się ekonomicznymi wyzwaniami prawdziwego świata.

Trzy lata spędziłam na pracy z bosymi przedsiębiorczyniami z wiosek Zanzibaru. Podziwiałam te kobiety, które jednocześnie prowadziły mikroprzedsiębiorstwa i wychowywały dzieci bez bieżącej wody, elektryczności ani szkoły. Potem znalazłam się na zupełnie innej wyspie, Manhattanie. Tam przez cztery lata byłam członkinią zespołu ONZ, który pisze doroczny, flagowy Human Development Report [Raport o rozwoju społecznym]. Widziałam na własne oczy, jak bezczelnie prowadzone są gierki władzy blokujące negocjacje międzynarodowe. Opuściłam ONZ po to, by spełnić swoją wieloletnią ambicję i pracować dla Oxfamu. Tam przez dekadę oglądałam, w jakiej niestabilności żyją kobiety od Bangladeszu po Birmingham, zatrudnione na szarym końcu globalnych łańcuchów dostaw. Lobbowaliśmy, by zmienić ustawione zasady i podwójne standardy, którymi rządzą się regulacje w międzynarodowym handlu. Odkrywałam też, jakie konsekwencje dla praw człowieka ma zmiana klimatu, od Indii po Zambię spotykając rolników, których ziemie zamieniły się w klepisko, bo deszcze przestały przychodzić. Potem zostałam matką – i to bliźniąt. Rok spędziłam na urlopie macierzyńskim, zajmując się pieluszkową gospodarką opieki nad niemowlętami. Kiedy wróciłam do pracy, jak nigdy wcześniej rozumiałam stresy związane z łączeniem pracy i rodziny.

Przez ten cały czas stopniowo zdawałam sobie sprawę z pewnej oczywistości: nie mogę po prostu odejść od ekonomii, bo kształtuje ona świat, w którym żyjemy, a jej mentalność z pewnością ukształtowała też mnie, nawet przez to, że ją odrzuciłam. Postanowiłam się więc do niej cofnąć i wywrócić ją do góry nogami. Co by było, gdybyśmy zaczęli ekonomię nie od długiej tradycji teoretycznej, ale od dalekosiężnych celów ludzkości? A potem doszli do takiego myślenia ekonomicznego, które pozwoliłoby nam osiągnąć te założenia? Próbowałam narysować obrazek, który by je przedstawiał i – brzmi to może śmiesznie – wyszedł obwarzanek. Albo amerykański pączek z dziurką w środku[529]. Pełne omówienie schematu zamieściłam w następnym rozdziale. Składa się on w zasadzie z dwóch współśrodkowych okręgów. Okrąg wewnętrzny – czyli podstawa społeczna – wyznacza próg, poniżej którego znajdują się różne rodzaje niedostatku, takie jak głód czy analfabetyzm. Okrąg zewnętrzny – czyli pułap ekologiczny – odcina poziom krytycznej degradacji planety, na przykład zmian klimatu i utraty bioróżnorodności. Pomiędzy tymi dwoma okręgami znajduje się właśnie Obwarzanek, zakres, w którym możemy zaspokoić potrzeby wszystkich ludzi na miarę możliwości planety.

Rumiane wypieki nie wydają się oczywistą metaforą dla aspiracji ludzkości, ale ten obrazek jakoś spodobał się i mnie, i innym, więc tak już zostało. Schemat podsunął nam bardzo ekscytujące pytanie:

Jeśli celem ludzkości na XXI wiek jest dojście do Obwarzanka, to dzięki jakiemu nastawieniu w ekonomii najprawdopodobniej do niego dotrzemy?

Zasadnicza treść Obwarzanka: społeczna podstawa dobrostanu, poniżej której nikt nie powinien spaść, oraz ekologiczny pułap presji na planetę, poza który nie powinniśmy wykraczać. Pomiędzy nimi leży bezpieczna i sprawiedliwa przestrzeń dla wszystkich

Mając w dłoni Obwarzanek, odsunęłam na bok stare podręczniki i zaczęłam szukać najlepszych nowych pomysłów, jakie tylko udałoby mi się znaleźć. Nowe rodzaje myślenia ekonomicznego zgłębiałam ze studentami o otwartych głowach, postępowymi liderami biznesu, nastawionymi na innowację akademikami i nowatorami praktyki. Niniejsza książka zbiera najważniejsze spostrzeżenia, które przez ten czas udało mi się poczynić. Jest to wiedza na temat pewnych sposobów myślenia. Żałuję, że nie zetknęłam się z nimi u początków własnej edukacji ekonomicznej. Uważam, że dziś powinny znajdować się w pakiecie narzędzi każdego ekonomisty. Książka czerpie z różnych tradycji intelektualnych, na przykład ekonomii złożoności, ekonomii ekologicznej, feministycznej, instytucjonalnej czy behawioralnej. Wszystkie mają wiele do zaoferowania, ale wciąż istnieje ryzyko, że każda pozostanie na swoim podwórku, zagnieżdżona we własnych czasopismach naukowych, na konferencjach i blogach, w podręcznikach i murach instytucji, kultywując swoją niszową krytykę idei poprzedniego stulecia. Oczywiście do prawdziwego przełomu dojdzie wtedy, kiedy uda się połączyć to, co daje każda z nich, i odkryć, co się stanie, kiedy zatańczą na tym samym parkiecie. Taki jest cel tej książki.

Przed ludzkością stoją ogromne wyzwania. Zaprowadziły nas w to miejsce również martwe punkty i nietrafne metafory przestarzałego myślenia ekonomicznego. Jednak dla tych, którzy są gotowi na bunt, na spojrzenie z ukosa, na kwestionowanie i przemyślenie pewnych spraw, nadeszły bardzo ciekawe czasy. „Trzeba nauczyć się odrzucać przestarzałe idee i umieć zadecydować, kiedy i w jaki sposób zastępować je nowymi, […] w jaki sposób się uczyć, oduczać i ponownie uczyć” – pisał futurolog Alvin Toffler[528]. Słowa te jak najbardziej odnoszą się do osób poszukujących abecadła ekonomicznego: nadszedł świetny moment, by oduczyć się starych podstaw ekonomii i nauczyć nowych.

Moc obrazów

Wszyscy mówią: „Potrzebujemy nowej narracji ekonomii, opowieści o naszej wspólnej przyszłości gospodarczej na miarę XXI wieku”. Zgadzam się. Ale nie zapominajmy o jednym: najpotężniejsze opowieści historii przedstawiono w obrazach. Jeśli chcemy napisać ekonomię na nowo, musimy też na nowo narysować jej obrazy. Nie uda nam się opowiedzieć nowej historii, jeśli zachowamy stare ilustracje. A jeśli rysowanie obrazków brzmi dla Ciebie niepoważnie – jak jakaś dziecinada – uwierz, że tak nie jest. Udowodnię Ci to.

Wokół schematów i wykresów – od prehistorycznych malowideł naskalnych po schemat linii londyńskiego metra – od dawna ogniskują się ludzkie opowieści. Powód jest prosty: nasze mózgi faworyzują wzrok. „Widzenie poprzedza słowa. Dziecko patrzy i rozpoznaje, zanim nauczy się mówić”[527] – pisał teoretyk mediów John Berger we wstępie do słynnej książki Sposoby widzenia wydanej w 1972 roku. Od tego czasu dominującą rolę wizualizacji w ludzkim poznaniu potwierdziła neuronauka. Połowa włókien nerwowych w naszych mózgach ma jakieś połączenia ze wzrokiem. Kiedy mamy otwarte oczy, widzenie zajmuje nam dwie trzecie aktywności elektrycznej mózgu. Wystarczy mu 150 milisekund, by rozpoznał obraz, a do tego zaledwie 100 milisekund, by nadał mu znaczenie[526]. Chociaż w obojgu oczach mamy ślepe plamki – w miejscu, w którym nerw wzrokowy spotyka się z siatkówką – mózg zgrabnie tworzy doskonałą iluzję całościowości[525].

Jesteśmy więc urodzonymi łowcami wzorców, w chmurach dostrzegamy twarze, w cieniach duchy, a w gwiezdnych konstelacjach postacie z mitologii. Najlepiej się uczymy, gdy mamy jakieś obrazki do oglądania. Jednak jak wyjaśnia ekspertka od alfabetyzmu wizualnego Lynell Burmark: „O ile nie zahaczymy naszych słów, pojęć i idei o jakiś obraz, wejdą jednym uchem, przepłyną przez mózg i wyjdą drugim uchem. Słowa przetwarza nasza pamięć krótkotrwała, w której możemy przechować jedynie 7 bitów informacji. […] Z kolei obrazy idą prosto do pamięci długotrwałej, w której są trwale wyryte”[524]. Potrzeba do nich tylko kilku ruchów ołówkiem. Nie obciąża ich język techniczny. Obrazy są bezpośrednie. A kiedy tekst i obraz wysyłają sprzeczne informacje, najczęściej zwycięża przekaz wizualny[523]. Stare powiedzenie okazuje się prawdą: obraz rzeczywiście jest wart więcej niż tysiąc słów.

Nie powinno zatem nikogo zaskakiwać to, że obrazowość odgrywa tak ważną rolę w tym, jak ludzie uczą się nadawać sens światu. W VI wieku p.n.e. w Persji zaostrzonym kijkiem w glinie została wyryta najstarsza znana mapa świata, zwana Imago Mundi. Ukazywała ona Ziemię jako płaski dysk, w którego centrum znajdował się Babilon. Starogrecki ojciec geometrii Euklides do mistrzostwa opanował analizę okręgów, trójkątów, krzywych i prostokątów w przestrzeni dwuwymiarowej. Tak utworzył konwencję schematu geometrycznego, na podstawie której Isaac Newton wyłożył swoje pionierskie zasady dynamiki. Dziś wciąż obowiązuje ona na lekcjach matematyki na całym świecie. Nie wszyscy słyszeli o rzymskim architekcie Witruwiuszu, ale wszędzie doskonale rozpoznawalne jest wizualne przedstawienie jego teorii proporcji przez Leonarda da Vinci: tak zwany człowiek witruwiański, nagi, z otwartymi ramionami, wpisany jednocześnie w okrąg i kwadrat. W 1837 roku Karol Darwin narysował w swoim notatniku do pracy terenowej malutki, nieregularny schemat przedstawiający rozgałęzione drzewo – nad nim zapisał słowa: „Tak myślę”. W ten sposób uchwycił sedno swojego pomysłu, który miał się rozrosnąć w rozprawę O pochodzeniu gatunków[522].

Jest jasne, że ludzie różnych kultur i epok od dawna rozumieją moc obrazów i ich zdolność do obalania nawet najsilniejszych przekonań. Obrazy zapisują się w umyśle i bez słów potrafią przekształcić nasz światopogląd. Nic dziwnego, że Mikołaj Kopernik – który przez całe życie studiował ruchy planet – czekał do czasu, aż znalazł się na łożu śmierci, zanim ośmielił się opublikować ten obraz:

Schemat narysowany przez Mikołaja Kopernika w 1543 roku, przedstawiający Ziemię obracającą się wokół Słońca

Ponieważ przedstawiał Słońce – a nie Ziemię – w sercu Układu Słonecznego, obraz Kopernika wywołał rewolucję ideologiczną, która naruszyła doktrynę Kościoła, zagroziła władzy papieża i zmieniła to, jak ludzie rozumieją kosmos i swoje w nim miejsce. To coś nadzwyczajnego, jaki zamęt potrafi wprowadzić kilka współśrodkowych okręgów.

Pomyśl więc o okręgach, parabolach, liniach prostych i krzywych składających się na najważniejsze schematy ekonomii – tych pozornie niewinnych obrazach przedstawiających to, czym jest gospodarka, jak ona działa i po co istnieje. Nie wolno nie doceniać ich mocy: to, co narysujemy, zdecyduje o tym, co umiemy i czego nie umiemy zobaczyć, o tym, co zauważymy i czego nie zauważymy, a przez to też wpłynie na wszystko, co nastąpi potem. Obrazy, które rysujemy, by opisać gospodarkę, w swojej geometrycznej prostocie odwołują się do wiecznej prawdy matematyki Euklidesa i fizyki Newtona. Przez to jednak sprytnie wślizgują się nam gdzieś w tył głowy i bez słów podszeptują najgłębsze założenia teorii ekonomicznej, których nigdy nie trzeba ubierać w słowa, bo już zapisały się w umyśle. A pokazują one bardzo niekompletny obraz gospodarki; tuszują własne, szczególne ślepe plamki teorii; kuszą, byśmy szukali praw tylko w jej ramach, i wskazują nam fałszywe cele. Co więcej, obrazy te utrzymują się w mózgu, wymalowane jak graffiti, na długo po wywietrzeniu słów. Ten bagaż intelektualny jedzie na gapę, schowany w korze wzrokowej, choć nie masz o tym pojęcia. Tak jak graffiti, bardzo trudno go usunąć. Jeśli więc obraz jest wart tysiąc słów, to – przynajmniej w ekonomii – powinniśmy bardziej zwracać uwagę na obrazy, które rysujemy i których uczymy siebie i innych.

Ktoś mógłby zbyć moją propozycję kontrargumentem, że teorii ekonomii uczy się nie poprzez obrazki, ale równania zapełniające setki stron. Wydziały ekonomii przyjmują przecież matematyków, nie artystów. Tyle że ekonomii od zawsze uczy się za pomocą zarówno równań, jak i schematów. A zwłaszcza te drugie odgrywają w niej od dawna szczególnie istotną rolę dzięki kilku niepokornym postaciom i zaskakującym zwrotom akcji w mało znanej, ale fascynującej przeszłości tej dyscypliny.

Obrazy w ekonomii: ukryta historia

Wielu ojców założycieli ekonomii posługiwało się obrazami do wyrażania swoich przełomowych koncepcji. W 1758 roku francuski ekonomista François Quesnay opublikował Tableau économique poznaczoną zygzakowatymi liniami, które przedstawiały przepływ pieniądza pomiędzy właścicielami ziemskimi, robotnikami i kupcami. Tym samym zaprezentował w zasadzie pierwszy ilościowy model ekonomiczny. W latach 80. XVIII wieku brytyjski ekonomista polityczny William Playfair zaczął wynajdować nowe sposoby przedstawiania danych. Zaproponował to, co dziś każde dziecko zna jako wykresy funkcji, schematy słupkowe i kołowe. Dzięki tym narzędziom skutecznie uwidocznił problemy polityczne swoich czasów, na przykład gwałtowny wzrost ceny pszenicy w stosunku do wynagrodzenia dniówkarzy czy zmieniający się bilans handlu Anglii z resztą świata. Sto lat później brytyjski ekonomista William Stanley Jevons narysował obrazek przestawiający coś, co nazwał „prawem popytu”. Za pomocą krzywej wykreślił stopniowe zmiany cen i ilości towarów, by pokazać, że w miarę spadku ceny pewnej rzeczy ludzie będą chcieli jej kupić więcej. Chciał, by ta teoria sprawiała wrażenie równie naukowej, jak fizyka, więc celowo narysował wykres tak, by bardzo przypominał ilustracje do zasad dynamiki Newtona. Ta krzywa popytu do dziś jest jednym z pierwszych wykresów, które zobaczy w podręczniku student ekonomii.

O ruchach ciał Isaac Newton, 1687

O prawie popytu William Stanley Jevons, 1871

Jevons aspirował do tego, by ekonomię uznano za taką samą naukę jak fizyka. Dlatego ilustrował teorię schematami podobnymi do tych, które rysował Newton

Ekonomię pierwszej połowy XX wieku zdominowały napisane w 1890 roku Zasady ekonomiki Alfreda Marshalla, na podstawie których uczono większość studentów. W przedmowie do wydania pierwszego Marshall porównywał korzyści płynące z posługiwania się czy to równaniami, czy wykresami w celu rozjaśnienia wywodu. Uznał, że równania matematyczne są najbardziej przydatne do tego, by „pomóc człowiekowi zapisać szybko, krótko i dokładnie część myśli dla własnego użytku. […] Ale kiedy trzeba użyć wielkiej liczby symboli, stają się żmudne dla każdego z wyjątkiem autora”. Jego zdaniem znacznie większą wartość mają wykresy. „Wywód nigdy się na nich nie opiera; można je pominąć – pisał – ale doświadczenie pokazuje, że dają lepsze rozeznanie wielu ważnych zasad, które można też zrozumieć bez ich pomocy; i że istnieje wiele problemów czysto teoretycznych, których nikt nie będzie chciał rozważać w żaden inny sposób, skoro tylko nauczy się posługiwać wykresami”[521].

Obrazy trafiły w samo serce myśli ekonomicznej dopiero w drugiej połowie XX wieku za sprawą Paula Samuelsona, znanego jako ojciec nowoczesnej ekonomii. Przez siedemdziesiąt lat swojej kariery pracował w Massachusetts Institute of Technology (MIT), a po śmierci w 2009 roku został ogłoszony „jednym z olbrzymów, na których ramionach stoi dziś każdy współczesny ekonomista”[520]. Był zakochany w równaniach i wykresach, a jego działalność silnie wpłynęła na wykorzystywanie i jednych, i drugich w teorii i nauczaniu. Co najważniejsze, Samuelson uważał, że te dwa rodzaje prezentowania propozycji teoretycznych nadają się dla różnych publiczności. Równania są dla specjalistów, a obrazy dla mas.

Pierwszą dużą pracę, rozprawę doktorską Foundations of Economic Analysis, Samuelson ogłosił w 1947 roku. Była przeznaczona dla twardych teoretyków i bezkompromisowo matematyczna. Zdaniem autora język ojczysty zawodowych ekonomistów powinny stanowić równania. Miały one ostrym światłem przecinać mgliste myśli i zastępować je naukową precyzją. Swoją drugą książkę Samuelson skierował jednak do zupełnie innej publiczności, i to tylko zrządzeniem losu.

Paul Samuelson: człowiek, który narysował ekonomię

Po zakończeniu drugiej wojny światowej liczba rejestracji na studia w amerykańskich college’ach poszybowała ostro w górę. Z wojny wróciły setki tysięcy młodych mężczyzn starających się o wykształcenie, które wcześniej musieli odłożyć na bok, i o zatrudnienie, którego rozpaczliwie potrzebowali. Wielu z nich zapisało się na studia techniczne – niezbędne w czasie powojennego boomu budowlanego – których program obejmował także elementy ekonomii. Samuelson był w tamtym czasie trzydziestoletnim zaledwie profesorem ekonomii w MIT. Przedstawiał się jako „smarkaty poskramiacz tajemnych teorii”. Szef jego wydziału, Ralph Freeman, miał do rozwiązania problem. Ośmiuset studentów inżynierii zaczęło w MIT obowiązkowy roczny kurs ekonomii i szło to bardzo źle. Samuelson wspominał, jak pewnego dnia Freeman pojawił się u niego w biurze i zamknął za sobą drzwi. „Nienawidzą jej” – wyznał Samuelsonowi. „Próbowaliśmy wszystkiego, a i tak jej nienawidzą… Paul, przeszedłbyś na pół etatu, tak na semestr lub dwa? Napisz tekst, który spodoba się studentom. A jak się spodoba, uznamy to, co napisałeś, za porządną ekonomię. Pomiń, co chcesz. Skróć wszystko, jak ci się podoba. Cokolwiek wymyślisz, to i tak będzie ogromny postęp w stosunku do tego, co mamy teraz”[519].

Samuelson uznał, że złożono mu propozycję nie do odrzucenia. Przez kolejne trzy lata pisał tekst – zatytułowany po prostu Ekonomia – który po publikacji w 1948 roku stał się klasykiem i zapewnił autorowi nieprzemijającą sławę. Fascynujące jest to, że wybierając strategię pisania, Samuelson poszedł w ślady średniowiecznego Kościoła katolickiego. Przed wynalezieniem prasy drukarskiej Kościół wykorzystywał dwie bardzo odrębne metody do rozpowszechniania swojej doktryny. Od niewielkiej grupy osób wykształconych – mnichów, księży i uczonych – wymagano czytania Biblii po łacinie i przepisywania jej kolejnych wersetów. Natomiast niepiśmienne masy uczono biblijnych opowieści poprzez obrazy wymalowane jako freski na ścianach kościołów czy mieniące się w szybkach witraży. Nauka obrazkowa okazała się bardzo skuteczną strategią komunikacji masowej. Samuelson postąpił równie sprytnie: specjalistyczne równania odsunął na bok, a hojnie sypał schematami, wykresami i grafami. Tak powstał jego kurs ekonomii dla mas z podręcznikiem typu „wszystko w jednym”. A ponieważ jego główną publicznością była grupa inżynierów, postawił na znajomy im styl wizualny charakterystyczny dla rysunku technicznego wykorzystywanego do budowy maszyn czy badania mechaniki płynów. Poniżej znajduje się ilustracja z pierwszego wydania podręcznika Samuelsona pokazująca, jak dochód krąży w gospodarce i jak zasilają go inwestycje. Rysunek ten – nazwany ruchem okrężnym – opierał się oczywiście na metaforze wody płynącej w rurach i wkrótce stał się najsłynniejszym schematem Samuelsona[518].

Schemat Samuelsona „Ruch okrężny” z 1948 roku przedstawiał krążenie dochodu w gospodarce jako przepływ wody w instalacji wodno-kanalizacyjnej

Bogato ilustrowany podręcznik okazał się hitem. To, co sprawdziło się u inżynierów, sprawdziło się też u całej reszty studentów. Z Ekonomii wkrótce zaczęli korzystać wykładowcy w całym kraju, a potem za granicą. Przez prawie trzydzieści lat książka ta była najlepiej sprzedającym się amerykańskim podręcznikiem – spośród wszystkich przedmiotów. Przełożono ją na ponad czterdzieści języków, w ciągu sześćdziesięciu lat sprzedano 4 miliony egzemplarzy na całym świecie, i tak kolejnym pokoleniom studentów książka ta przekazywała wszystko, co musieli wiedzieć po kursie Econ 101[517]. Do każdego nowego wydania dodawano kolejne obrazki: siedemdziesiąt schematów z wydania pierwszego w 1980 roku pomnożyło się do prawie dwustu pięćdziesięciu w wydaniu jedenastym. Samuelson dobrze rozumiał potęgę swojego oddziaływania i się nią rozkoszował. Uważał bowiem umysł studenta pierwszego roku za białą kartę. „Nie obchodzi mnie, kto ustanawia prawa narodu – czy pisze rozprawy z zaawansowanej wiedzy – o ile ja mogę mu pisać podręczniki do ekonomii” – oświadczył wiele lat później. „Pierwsze liźnięcie wiedzy cieszy się szczególnym przywilejem, bo jego wpływ utrwala się na tabula rasa początkującego studenta w chwili, gdy jest nań najbardziej podatny”[516].

Długa walka o wyzwolenie

Nie tylko Paul Samuelson doceniał niezwykły wpływ tych, którzy decydują, jakie będą nasze początki. Jego nauczyciel i mentor Joseph Schumpeter również zdawał sobie sprawę z tego, że koncepcji przekazanych nam przez starszych czasem trudno się pozbyć. Stanowczo jednak chciał zrobić miejsce dla własnych odkryć. W swojej książce History of Economic Analysis [Historia analizy ekonomicznej] z 1954 roku Schumpeter pisał:

W praktyce wszyscy zaczynamy własne badania od pracy poprzedników, czyli prawie nigdy od zera. Załóżmy jednak, że zaczynalibyśmy od zera. Jakie kroki powinniśmy podjąć? Aby móc postawić sobie jakiekolwiek problemy, musielibyśmy oczywiście zwizualizować sobie konkretny zbiór powiązanych ze sobą zjawisk wartych naszego wysiłku analitycznego. Innymi słowy, wysiłek analityczny jest z konieczności poprzedzony przedanalitycznym aktem poznania, który dostarcza surowego materiału do analizy. W niniejszej książce ten akt przedanalityczny zostanie nazwany Wizją[515].

Schumpeter jasno uprzedził, że utworzenie wizji przedanalitycznej nigdy nie będzie procesem obiektywnym:

Pierwszym zadaniem jest zwerbalizowanie wizji albo jej konceptualizacja […] za pomocą mniej lub bardziej uporządkowanego schematu albo obrazu […]. Powinno być oczywiste, że proces ten pozostawia szeroko otwartą bramę dla ideologii. Co więcej, ideologia wchodzi już na parter, do przedanalitycznego aktu poznania, o którym mówiliśmy. Praca analityczna zaczyna się od materiału dostarczonego przez naszą wizję spraw, a wizja ta jest ideologiczna niemal z definicji[514].

Problem ten, tylko innymi słowami, poruszało wielu myślicieli. Swoją koncepcję wizji przedanalitycznej Schumpeter oparł na propozycji socjologa Karla Mannheima, który w latach 20. XX wieku zauważył, że „każdy punkt widzenia jest właściwy sytuacji społecznej”. Na podstawie tej obserwacji spopularyzował przekonanie, że każdy z nas ma „światopogląd”, czyli soczewkę, przez którą interpretujemy świat. W latach 60. XX wieku Thomas Kuhn wywrócił do góry nogami kwestię badań naukowych, pokazując, że „uczeni opierają się w swoich badaniach na modelach, które poznali, zdobywając wykształcenie […], i często nie wiedzą, czy też nie potrzebują wiedzieć, jakie cechy tych modeli zadecydowały o tym, że stały się one paradygmatami dla danej społeczności uczonych”[513]. W latach 70. socjolog Erving Goffman przedstawił pojęcie ramowania [framing] − czyli tego, że każdy z nas oprawia świat w ramy własnego umysłu – by pokazać, że sposób, w jaki nadajemy sens mieszaninie naszych przeżyć, wytycza granice tego, co możemy zobaczyć[512].

Wizja przedanalityczna. Światopogląd. Paradygmat. Rama. To są pojęcia pokrewne. Ważniejsze od tego, które z nich sobie wybierzemy, jest zrozumienie, że w ogóle je mamy. Wtedy zyskamy moc kwestionowania i zmiany swojej perspektywy. W ekonomii oznacza to zaproszenie do świeżego spojrzenia na wzorce umysłowe, które stosujemy przy opisywaniu i rozumieniu gospodarki. Zadanie jest jednak niełatwe, o czym przekonał się Keynes. Jak sam przyznał, sformułowanie przełomowej teorii było dla niego w latach 30. „długą walką o wyzwolenie się od utartych sposobów myślenia i wyrażania. […] Trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby się wyzwolić od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas”[511].

Możliwość porzucenia dawnych wzorców umysłowych jest kusząca, ale do poszukiwania nowych też trzeba podchodzić ostrożnie. Po pierwsze, należy zawsze pamiętać, że „mapa nie jest terytorium”, jak mówił filozof Alfred Korzybski. Każdy model może być tylko modelem, koniecznym uproszczeniem świata, którego nigdy nie należy mylić z oryginałem. Po drugie, nie ma żadnej prawidłowej wizji przedanalitycznej, paradygmatu prawdy czy doskonałej ramy, które można by odkryć. Jak zręcznie ujął to statystyk George Box: „Wszystkie modele są złe, ale niektóre są przydatne”[510]. Przemyślenie ekonomii na nowo będzie więc polegać nie na znalezieniu prawidłowego modelu (bo ten nie istnieje), ale na wybraniu albo stworzeniu takiego, jaki by najlepiej służył naszemu celowi: oddawał kontekst, w którym działamy, wartości, które wyznajemy, i cele, do których dążymy. W miarę przemian kontekstu, wartości i celów ludzkości powinien ewoluować też sposób, w jaki postrzegamy gospodarkę.

Rama doskonała może nigdzie na nas nie czeka, ale – jak przekonuje językoznawca kognitywny George Lakoff – zaproponowanie atrakcyjnej ramy alternatywnej jest absolutnie konieczne do obalenia starej. Paradoksalnie polemika z istniejącym modelem tylko go wzmacnia. Bez alternatywy trudno wziąć udział w bitwie idei, a co dopiero ją wygrać.

Lakoff od lat zwraca uwagę na to, jak silnie ramowanie werbalne oddziałuje na debatę o polityce i gospodarce. Wskazuje na przykład na pojęcie „ulgi podatkowej” [tax relief], powszechnie wykorzystywane przez amerykańskich konserwatystów. W tych dwóch słowach podatek ujęto jako cierpienie i brzemię, które może zdjąć bohaterski wybawca. Jak powinni reagować postępowcy? Otóż na pewno nie argumentować „przeciwko ulgom podatkowym”, bo powtarzanie słów tylko wzmacnia ramę (a poza tym kto opowiada się przeciwko uldze?). Zdaniem Lakoffa postępowcy zbyt często próbują wyłożyć swoje opinie o podatkach za pomocą przydługich wyjaśnień właśnie dlatego, że nie opracowano żadnej zwięzłej ramy alternatywnej[509]. Rozpaczliwie potrzebują oni odmiennego dwuwyrazowego zwrotu, który zawarłby w sobie ich poglądy i stanowił przeciwwagę dla przekonań rywali. W ostatnich dwóch dekadach, w kontekście nagłośnienia problematyki rajów podatkowych i unikania podatków przez korporacje, międzynarodową popularność zyskuje pojęcie sprawiedliwości podatkowej, natychmiast wywołujące skojarzenia ze wspólnotą, uczciwością i odpowiedzialnością. Zaproponowanie wymownej ramy niewątpliwie przyczyniło się do wywołania publicznego oburzenia i szerokiej mobilizacji żądania zmian[508].

Tak samo jak praca Lakoffa ujawniła potęgę słownego ramowania debaty polityczno-gospodarczej, ta książka ma za zadanie ujawnić potęgę ramowania wizualnego i posłużyć się nim do przemiany dwudziestopierwszowiecznego myślenia ekonomicznego. Ja zrozumiałam moc ramowania wizualnego dopiero w 2011 roku, kiedy pierwszy raz narysowałam Obwarzanek. Byłam zaskoczona międzynarodową reakcją na ten obrazek. Obwarzanek wkrótce stał się ikoną zrównoważonego rozwoju, którą w celu zmiany treści debaty posługiwali się działacze, rządy, korporacje i akademicy. W 2015 roku osoby uczestniczące w procesie negocjacji Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ – siedemnastu globalnych priorytetów uzgodnionych po to, by wytyczać ścieżkę ludzkości – ujawniły mi, że podczas ostatnich spotkań wokół ostatecznej wersji tekstu, przeciągających się do późnego wieczora, obrazek Obwarzanka zawsze leżał na stole, przypominając o szerokim spojrzeniu na sytuację. Wielu ludzi powiedziało też, że Obwarzanek zilustrował to, jak oni zawsze wyobrażali sobie zrównoważony rozwój – tylko że nigdy wcześniej nie widzieli go narysowanego. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak to, jak bardzo ten obrazek przyczynił się do rozwoju nowych sposobów myślenia. Pomógł ożywić stare dyskusje i wywołać nowe, jednocześnie proponując pozytywną wizję przyszłości gospodarczej, do której warto dążyć.

Powoli dotarło do mnie, że ramy wizualne mają tak samo wielkie znaczenie jak ramy słowne. To odkrycie sprawiło, że postanowiłam wrócić do tych obrazów, które dominowały w mojej własnej edukacji ekonomicznej. Pierwszy raz dostrzegłam, jak potężnie podsumowywały i wzmacniały mentalność, której mnie uczono. W samym sercu głównego nurtu myśli ekonomicznej leży kilka schematów, które bez słów, ale bardzo skutecznie zakreślają granice tego, jak uczy się nas rozumienia świata gospodarki. I one wszystkie są przestarzałe, ciasne albo po prostu fałszywe. Może nie rzucają się w oczy, ale zdecydowanie determinują to, jak myślimy o ekonomii w klasie, parlamencie, sali zarządu, mediach i na ulicy. Jeśli chcemy napisać nową opowieść o gospodarce, musimy narysować nowe ilustracje, a stare niech zostaną na kartkach podręczników z poprzedniego stulecia.

Dobrze. A co, jeśli nigdy nie studiowałaś ani nie studiowałeś ekonomii, nigdy nawet nie widziałaś ani nie widziałeś jej najpotężniejszych obrazów? Po pierwsze, nie oszukuj się, że jesteś odporna lub odporny na ich oddziaływanie: nikt nie jest. Schematy te tak bezdyskusyjnie ramują wypowiedzi ekonomistów, polityków i dziennikarzy na temat gospodarki, że wszyscy nawiązujemy do nich w doborze słów, nawet jeśli nigdy ich nie widzieliśmy. Po drugie jednak, jako osoba początkująca w dziedzinie ekonomii, możesz uważać, że masz szczęście – bo do Twojej niezapisanej karty nie udało się dostać Paulowi Samuelsonowi. To, że nigdy nie byłeś ani nie byłaś na wykładzie z ekonomii, może się ostatecznie okazać przewagą. Masz mniej bagażu do zrzucenia, mniej graffiti do zdrapania. Od czasu do czasu bywa, że niewyszkolenie staje się intelektualnym atutem – i właśnie to jest jedna z tych rzadkich sytuacji.

Siedem sposobów myślenia ekonomisty XXI wieku

Niezależnie od tego, czy uważasz się za weterana ekonomii, czy za osobę początkującą, nadszedł czas, by odkryć ekonomiczne graffiti utrwalone w naszych umysłach i jeśli się nam nie spodoba, zdrapać je, albo raczej zamalować nowymi obrazami, które lepiej służą naszym potrzebom i czasom. W dalszej części tej książki znajdziesz siedem sposobów myślenia ekonomisty i ekonomistki na miarę XXI wieku. Każdy z nich wychodzi od jednego z fałszywych obrazów, które zakodowaliśmy sobie w umysłach. Ujawnia, w jaki sposób zyskał on moc wpływu, i komentuje jego szkodliwe oddziaływanie. Jednak czas czystej krytyki już minął. Dlatego książka ta skupia się na tworzeniu nowych obrazów ujmujących najważniejsze zasady, które mają przyświecać nam obecnie. Schematy w niej zawarte mają podsumować ten skok ze starego myślenia ekonomicznego w nowe. A razem składają się – dosłownie – na pełny obraz sytuacji dla dwudziestopierwszowiecznych ekonomisty i ekonomistki. Zacznijmy od krótkiej wycieczki po wszystkich koncepcjach i obrazach ekonomii Obwarzanka.

Siedem sposobów myślenia

Od ekonomii XX-wiecznej

Do ekonomii XXI-wiecznej

1. Zmień cel

PKB

Obwarzanek

2. Dostrzeż pełny obraz

ruch okrężny rynku

gospodarka zintegrowana

3. Pielęgnuj ludzką naturę

racjonalny człowiek ekonomiczny

społeczne przystosowanie ludzi

4. Skojarz działanie systemów

mechaniczna równowaga

dynamiczna złożoność

5. Dąż do dystrybucji

wzrost wszystko wyrówna

dystrybucja z założenia

6. Orientuj się na odnawialność

wzrost wszystko wyczyści

regeneracja z założenia

7. Traktuj wzrost agnostycznie

uzależnienie od wzrostu

agnostycyzm wobec wzrostu

Po pierwsze, zmień cel. Od ponad siedemdziesięciu lat ekonomię ogarnia obsesja PKB, czyli produktu krajowego brutto, który uznaje się za najważniejszą miarę postępu. Priorytet PKB jest według niektórych wystarczającym uzasadnieniem dla skrajnych nierówności dochodowych i majątkowych oraz niespotykanej skali niszczenia świata życia. Na XXI wiek potrzeba nam znacznie większego celu: realizowania przysługujących każdemu praw człowieka na miarę możliwości naszej życiodajnej planety. Cel ten ujmuje koncepcja Obwarzanka. Teraz wyzwanie polega na tym, by tworzyć takie gospodarki – od lokalnych po globalną – które pomogą całej ludzkości znaleźć się w przedziale bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Zamiast gonić za niekończącym się wzrostem PKB, czas odkryć, jak dobrze żyć w równowadze.

Po drugie, dostrzeż pełny obraz. Ekonomia głównego nurtu przedstawia całą gospodarkę w zaledwie jednym, i to bardzo obciętym, obrazie: schemacie ruchu okrężnego. Dzięki jego ograniczeniom można go wykorzystywać do poparcia neoliberalnej narracji na temat efektywności rynków, niekompetencji państwa, izolacji gospodarstwa domowego i tragedii wspólnego pastwiska. Czas narysować gospodarkę na nowo: osadzić ją w społeczeństwie i w naturze i napędzić promieniami słońca. Nowy obraz zainspiruje nowe narracje: na temat siły rynku, partnerstwa państwa, istotnej roli gospodarstwa domowego i twórczej roli dóbr wspólnych[507].

Po trzecie, pielęgnuj ludzką naturę. W samym sercu galerii dwudziestowiecznej ekonomii wisi portret racjonalnego człowieka ekonomicznego. Mówi on, że dbamy tylko o własny interes, jesteśmy odosobnieni od innych i wyrachowani, nie zmieniamy gustów i panujemy nad naturą. Kształtuje nam osobowość. Jednak natura ludzka jest znacznie bogatsza niż ten portret. Już we wczesnych szkicach do nowego dzieła widzimy, że jesteśmy społeczni, współzależni, lubimy się zbliżać, wyznajemy wartości płynne i zależymy od świata życia. Co więcej, można pielęgnować ludzką naturę tak, żeby ułatwić wszystkim dotarcie do bezpiecznej i sprawiedliwej przestrzeni Obwarzanka.

Po czwarte, skojarz działanie systemów. Słynny krzyżyk krzywych popytu i podaży jest jednym z pierwszych wykresów, na które trafia każdy student ekonomii, mimo że cała koncepcja bierze się z nietrafnej dziewiętnastowiecznej metafory mechanicznej równowagi. Znacznie mądrzejszym punktem wyjścia do zrozumienia dynamiki ekonomii jest myślenie systemowe, zobrazowane prostą parą pętli sprzężenia zwrotnego. Zastąpienie krzyżyka taką oto dynamiką otwiera nowe możliwości myślenia o wszystkim: od wzlotu i upadku rynków finansowych przez samonapędzający się charakter nierówności po punkty krytyczne zmiany klimatu. Czas przestać szukać nieuchwytnych dźwigni sterujących gospodarką, a zacząć postrzegać ją jako ciągle ewoluujący, złożony system.

Po piąte, dąż do dystrybucji. W XX wieku prosty wykres – krzywa Kuznetsa – wyszeptał ludziom do ucha potężną wiadomość na temat nierówności: „Zanim się polepszy, musi się pogorszyć, a wszystko (w końcu) wyrówna wzrost”. Okazuje się jednak, że nierówności nie są ekonomiczną koniecznością, tylko błędem projektowania. Ekonomiści XXI wieku zrozumieją, że są różne sposoby projektowania gospodarek tak, by lepiej dystrybuowały wartość, którą generują. Tę ideę najlepiej ilustruje obraz sieci przepływów. Idzie ona jeszcze dalej niż redystrybucja dochodu. To odkrywanie sposobów na to, jak można redystrybuować majątek, zwłaszcza majątek kontrolujący ziemię, przedsiębiorczość, technologię, wiedzę i możliwości kreacji pieniądza.

Po szóste, orientuj się na odnawialność. Teoria ekonomiczna od dawna przedstawia „czyste” środowisko jako towar luksusowy, na który stać tylko zamożnych. Pogląd ten podbudowała środowiskowa krzywa Kuznetsa sugerująca, że zanieczyszczenia muszą się jeszcze pogorszyć, zanim się polepszą, a wszystko (w końcu) oczyści wzrost. Taka prawidłowość nie istnieje. Niszczenie środowiska jest po prostu rezultatem zaprojektowania przemysłu o charakterze degeneracyjnym. Obecne stulecie potrzebuje myślenia ekonomicznego, które skłoni do projektowania nastawionego na regenerację, dzięki czemu powstanie gospodarka o obiegu okrężnym, a nie linearna. Ludzie znów staną się pełnoprawnymi uczestnikami cyklicznych procesów życia na Ziemi.

Po siódme, traktuj wzrost agnostycznie. Jeden schemat ilustrujący teorię ekonomiczną jest tak niebezpieczny, że właściwie nigdy się go nie rysuje. To długofalowa prognoza wzrostu PKB. Ekonomia głównego nurtu uważa niekończący się wzrost gospodarczy za konieczność, ale nic w naturze nie rośnie wiecznie. Próby przełamania tego trendu w krajach o wysokim dochodzie, ale niskim tempie wzrostu, pociągają za sobą trudne pytania. Porzucenie wzrostu PKB jako celu gospodarczego może nie być takie trudne. Znacznie trudniej będzie wyleczyć się z uzależnienia od niego. Dziś mamy gospodarki, które muszą rosnąć bez względu na to, czy jest nam w nich dobrze. Potrzebujemy natomiast gospodarek, w których jest nam dobrze bez względu na to, czy rosną. Ta radykalna zmiana perspektywy zachęca do tego, by potraktować wzrost agnostycznie i zbadać, jak gospodarki, które są od niego aktualnie zależne finansowo, politycznie i społecznie, mogłyby nauczyć się żyć z nim lub bez niego.

Te siedem sposobów myślenia dwudziestopierwszowiecznych ekonomistów i ekonomistek nie wiąże się z konkretnymi zaleceniami dotyczącymi polityki czy naprawy instytucji. Nie obiecują one natychmiastowych odpowiedzi na pytanie, co robić teraz, i same również nie stanowią całkowitego rozwiązania. Jestem jednak przekonana, że są niezbędne do radykalnie odmiennego sposobu myślenia o ekonomii – takiego, jakiego wymaga obecne stulecie. Proponowane zasady i wzorce dadzą nowym myślicielom ekonomicznym – i wewnętrznemu ekonomiście drzemiącemu w każdym i każdej z nas – narzędzia do tworzenia takiej gospodarki, która pozwoli dobrze prosperować wszystkim w tym domu. Ze względu na tempo, skalę i niepewność zmian, które będą nam towarzyszyć w nadchodzących latach, wszelkie próby rekomendowania programów i instytucji na przyszłość byłyby lekkomyślne. Nadchodzące pokolenie ludzi myśli i czynu będzie w znacznie lepszym położeniu, by eksperymentować i odkrywać, co działa, w stale zmieniającym się kontekście. Teraz możemy zebrać w jednym miejscu najlepsze z nowych pomysłów – i musimy to zrobić dobrze – aby stworzyć nową mentalność ekonomiczną, która nigdy się nie ustala, ale ciągle ewoluuje.

W nadchodzących dekadach zadaniem dla myślicieli ekonomicznych będzie połączenie tych siedmiu nowych sposobów myślenia w praktyce i dodanie wielu kolejnych. Dopiero rozpoczęliśmy tę przygodę wymyślenia ekonomii na nowo. Dołącz do nas.

[553] Open Letter from Economic Students to Professors and Others Responsible for the Teaching of This Discipline, „Autisme-economie”, 17 czerwca 2000, <http://www.autisme-economie.org/article142.html>. Cytaty w przekładzie tłumaczki, o ile nie zaznaczono inaczej.

[552] Jose A. DelReal, Students Walk Out of Ec 10 in Solidarity with „Occupy”, „The Harvard Crimson”, 2 listopada 2011, <http://www.thecrimson.com/article/2011/11/2/mankiw-walkout-economics-10/>.

[551] W kolejnych latach lokalne grupy studentów i studentek ekonomii powstały pod sztandarem sieci Rethinking Economics również w Polsce: w Gdańsku, Krakowie i Poznaniu – przyp. red.

[550] International Student Initiative for Pluralism in Economics, An International Student Call for Pluralism in Economics, 2014. [Tekst w anonimowym przekładzie na język polski dostępny na stronie: <http://www.isipe.net/home-pl> – przyp. tłum.]

[549] K. Harrington, Jamming the Economic High Priests at the AEA, 7 stycznia 2015, <http://kickitover.org/jamming-the-economic-high-priests-at-the-aea/> (link nieaktywny).

[548] Kick It Over Manifesto, „Kick It Over”, 2015, <http://kickitover.adbusters.org/kick-it-over/manifesto/>.

[547] Max Roser, Esteban Ortiz-Ospina, Hannah Ritchie, Life Expectancy, „OurWorldInData”, 2016, <https://ourworldindata.org/life-expectancy/>.

[546] UNDP, Human Development Report 2015. Work for Human Development, United Nations, New York 2015, s. 4.

[545] Hunger, „World Food Programme”, 2015, <https://www.wfp.org/hunger>.

[544] Children: Reducing Mortality, „World Health Organization”, 2016, <http://www.who.int/mediacentre/factsheets/fs178/en/>.

[543] International Labour Organization, Global Employment Trends for Youth 2015, ILO, Geneva 2015.

[542] Deborah Hardoon, Ricardo Fuentes-Nieva, Sophia Ayele, An Economy for the 1%. How Privilege and Power in the Economy Drive Extreme Inequality and How This Can Be Stopped, Oxfam Briefing Paper 210, Oxfam International, Oxford 2016.

[541] „Climate Action Tracker”, 2016, <http://climateactiontracker.org/>.

[540] Soil Fertility and Erosion, „Global Agriculture”, 2015, <http://www.globalagriculture.org/report-topics/soil-fertility-and-erosion.html>; International Decade for Action „Water for Life” 2005 – 2015, „UNDESA”, 2014, <http://www.un.org/waterforlifedecade/scarcity.shtml>.

[539] Food and Agriculture Organization of the United Nations, The State of the World Fisheries and Aquaculture 2010, (SOFIA), FAO Fisheries and Aquaculture Department, Rome 2010, <http://www.fao.org/docrep/013/i1820e/i1820e01.pdf>; The New Plastics Economy. Rethinking the Future of Plastics, „Ellen McArthur Foundation”, 19 stycznia 2016, <https://www.ellenmacarthurfoundation.org/publications/the-new-plastics-economy-rethinking-the-future-of-plastics>.

[538] Do końca 2020 roku liczba ta przekroczyła 7,8 miliarda ludzi – przyp. tłum.

[537] United Nations, World Population Prospects. The 2015 Revision, United Nations, New York 2015, s. 1.

[536] The World in 2050. Will the Shift in Global Economic Power Continue?, „PwC”, 2015, <https://www.pwc.com/gx/en/issues/the-economy/assets/world-in-2050february-2015.pdf>.

[535] An Emerging Middle Class, „OECD Observer”, 2015, <http://www.oecdobserver.or/news/fullstory.php/aid/3681/An_emerging_middle_class.html> (link nieaktywny).

[534] F.S. Michaels, Monoculture. How One Story Is Changing Everything, Red Clover Press, Kamloops, BC 2011, s. 9, 131.

[533] John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, przeł. Michał Kalecki, Stanisław Rączkowski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2003, s. 350.

[532] Friedrich A. Hayek, Przemowa w czasie bankietu noblowskiego (10 grudnia 1974), przeł. Stanisław Kwiatkowski, „Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa”, 4 marca 2011, <https://mises.pl/blog/2011/03/04/hayek-przemowa-w-czasie-bankietu-noblowskiego/>.

[531] Luke Brander, Kirsten Schuyt, Benefits Transfer. The Economic Value of the World’s Wetlands, „TEEBcase”, 2010, <https://www.cbd.int/financial/values/g-value-wetlands.pdf>.

[530] Centre for Food Security, Sustainable Pollination Services for UK crops. A BBSRC Funded Study, University of Reading, 2015, <https://www.reading.ac.uk/web/FILES/food-security/CFS_Case_Studies_-_Sustainable_Pollination_Services.pdf>.

[529] Ponieważ w Polsce pączki najczęściej nie mają dziurek, a kształt schematu opracowanego przez Kate Raworth – oryg. the Doughnut – Polakom skojarzył się już z obwarzankiem, częściej będę się posługiwać tym drugim słowem. Zachowuję jednak również odwołania autorki do amerykańskich pączków, zwłaszcza że i dla niej jako Brytyjki nie są to wypieki rodzime – przyp. tłum.

[528] Alvin Toffler, Szok przyszłości, przeł. Wiktor Osiatyński, Elżbieta Grabczak-Ryszka, Ewa Woydyłło, Wydawnictwo Kurpisz, Przeźmierowo 2007, s. 358.

[527] John Berger, Sposoby widzenia, przeł. Mariusz Bryl, Fundacja Aletheia, Warszawa 2008, s. 7.

[526] Simon Thorpe, Denis Fize, Catherine Marlot, Speed of Processing in the Human Visual System, „Nature” 1996, no. 381, s. 520 – 522.

[525] Morten L. Kringelbach, Ośrodek przyjemności. Zaufaj swoim instynktom, przeł. Elżbieta de Lazari, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017.

[524] Lynell Burmark, Why Visual Literacy?, Burmark Handouts, <http://tcpd.org/Burmark/Handouts/WhyVisualLit.html> (link nieaktywny).

[523] Lulu Rodriguez, Daniela Dimitrova, The Levels of Visual Framing, „Journal of Visual Literacy” 2011, vol. 30, no. 1, s. 48 – 65.

[522] Scott Christianson, 100 Diagrams That Changed the World. From the Earliest Cave Paintings to the Innovation of the iPod, Plume, New York 2012.

[521] Alfred Marshall, Preface, w: tegoż, Principles of Economics, Macmillan, London 1890, s. 10−11. Tekst oryginału dostępny pod adresem: <http://www.econlib.org/library/Marshall/marP0.html#Preface>. [Wydanie polskojęzyczne nie obejmuje tej przedmowy, zob. tenże, Zasady ekonomiki, t. 1 – 2, przeł. Czesław Znamierowski, Wydawnictwo M. Arcta, Warszawa 1925, 1928. – przyp. tłum.]

[520] Randall E. Parker, Reflections on the Great Depression, Edward Elgar, Cheltenham 2002, s. 25.

[519] Paul Samuelson, Credo of a Lucky Textbook Author, „Journal of Economic Perspectives” 1997, vol. 11, no. 2, s. 153 – 160.

[518] Tenże, Economics. An Introductory Analysis, wyd. I, McGraw-Hill, New York 1948, s. 264; cyt. za: Yann B. Giraud, The Changing Place of Visual Representation in Economics. Paul Samuelson Between Principle and Strategy, 1941 – 1955, „Journal of the History of Economic Thought” 2010, vol. 32, no. 2, s. 1 – 23. [Polskiego przekładu podręcznika Samuelsona dokonano na postawie XIX wydania oryginału, zob. Paul Samuelson, William D. Nordhaus, Ekonomia, przeł. Adam Bukowski, Jacek Środa, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2019 – przyp. tłum.]

[517] Greg Frost, Nobel-Winning Economist Paul A. Samuelson Dies at Age 94, „MIT News”, 13 grudnia 2009, <http://newsoffice.mit.edu/2009/obit-samuelson-1213>.

[516] Paul Samuelson, Foreword, w: The principles of Economics Course. A Handbook for Instructors, ed. Phillip Saunders, William B. Walstad, McGraw Hill, New York 1990, s. IX.

[515] Joseph Schumpeter, History of Economic Analysis, Allen & Unwin, London 1954, s. 41.

[514] Tamże.

[513] Thomas Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, przeł. Helena Ostromęcka, Aletheia, Warszawa 2012, s. 92.

[512] Erving Goffman, Analiza ramowa. Esej z organizacji doświadczenia, przeł. Stanisław Bardziej, Nomos, Kraków 2010.

[511] John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia…, dz. cyt., s. 4.

[510] George E.P. Box, Norman R. Draper, Empirical Model Building and Response Surfaces, John Wiley & Sons, New York 1987, s. 424.

[509] George Lakoff, Nie myśl o słoniu! Jak język kształtuje politykę. Obowiązkowa lektura dla myślących postępowo, przeł. Anna E. Nita, Jacek Wasilewski, Oficyna Wydawnicza ŁOŚGRAF, Warszawa 2011, s. 60.

[508] Zob. strony internetowe organizacji Tax Justice Network, <www.taxjustice.net>; Global Alliance for Tax Justice, <www.globaltaxjustice.org>.

[507] Stosowany przez Autorkę termin commons obejmuje znaczeniowo zarówno różnorodne zasoby przyrodnicze i kulturowe przynależne do całych społeczności, jak i powiązane z nimi instytucje, normy, procesy i sposoby zarządzania. W tłumaczeniu posłużono się konsekwentnie pojęciem „dóbr wspólnych” – przyp. tłum.

1. Zmień celod PKB do Obwarzanka

Raz do roku przywódcy najpotężniejszych krajów świata spotykają się na rozmowy o globalnej gospodarce. Na przykład w 2014 roku szczyt ten odbył się w Brisbane w Australii. Dyskutowano o globalnym handlu, infrastrukturze, pracy i reformie finansowej. Do zdjęć głaskano koale i jednoczono się wokół naczelnej aspiracji. „Przywódcy G20 zobowiązują się do osiągnięcia 2,1 procent wzrostu gospodarczego” – grzmiały nagłówki globalnych redakcji. Podkreślano, że cel jest ambitny tym bardziej, że początkowo zakładano 2,0 procent[506].

Jak do tego doszło? Przecież zobowiązanie krajów G20 ogłoszono zaledwie kilka dni po tym, jak Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu ostrzegł, że w wyniku emisji gazów cieplarnianych świat poniesie „poważne, rozległe i nieodwracalne szkody”. A jednak australijski gospodarz szczytu, ówczesny premier Tony Abbott, nastawił się na to, by uniknąć „zaśmiecenia” programu spotkania problemem zmiany klimatu i innymi kwestiami, które mogłyby odwrócić uwagę od najwyższego priorytetu, czyli wzrostu gospodarczego, zwanego również wzrostem PKB[505]. Produkt krajowy brutto, czyli wartość rynkową dóbr i usług wytworzoną w granicach kraju w ciągu jednego roku, od dawna traktuje się jako jeden z najważniejszych wyznaczników kondycji gospodarczej. Jednak jak to możliwe, że w kontekście dzisiejszych kryzysów społecznych i ekologicznych taki pojedynczy, wąsko zakrojony wskaźnik wciąż zwraca na siebie uwagę całego świata?

Odpowiedź na to pytanie zna każdy ornitolog. PKB jest kukułką w gospodarczym gnieździe. Dlaczego? Tu trzeba znać kilka faktów o kukułkach. To ptaki przebiegłe: nie wychowują swoich młodych, ale po kryjomu składają jaja w niestrzeżonych akurat gniazdach innych ptaków. Niczego niepodejrzewający rodzice zastępczy sumiennie wysiadują jajo intruza wraz z własnymi. Kukułczę wykluwa się jednak szybciej, wyrzuca z gniazda inne jaja i młode oraz wydaje szybkie piski naśladujące odgłosy z gniazda pełnego głodnych piskląt. Taktyka działa: rodzice zastępczy wytrwale karmią przerośniętego lokatora, a on dorasta do absurdalnych rozmiarów, wybrzuszając gniazdko, które zajmuje. To mocne ostrzeżenie pod adresem innych ptaków: zostaw gniazdo bez opieki, a może zostać przejęte przez niechcianego gościa.

Takie samo ostrzeżenie powinna usłyszeć ekonomia: strać z oczu swoje właściwe cele, a na ich miejsce równie dobrze może się wślizgnąć coś innego. Właśnie tak się stało. W XX wieku ekonomia straciła pragnienie artykulacji swoich celów. Pod ich nieobecność ekonomicznym gniazdkiem zawładnął kukułczy cel wzrostu PKB. Najwyższy czas, by ta kukułka wyleciała z gniazda – by ekonomia mogła odzyskać kontakt z celem, któremu powinna służyć. Eksmitujmy kukułkę i zastąpmy ją jasno wyrażonym celem ekonomii XXI wieku – takim, który zapewni dobrobyt wszystkim na miarę możliwości planety. Innymi słowy, pozwoli nam dostać się do wewnątrz Obwarzanka, w najlepsze miejsce dla ludzkości.

Jak ekonomia straciła z oczu swój cel?

Kiedy w starożytnej Grecji Ksenofont pierwszy opisywał pojęcie ekonomiki, praktykę zarządzania domem określił jako sztukę. Idąc w jego ślady, Arystoteles odróżnił ekonomikę od chrematystyki, czyli sztuki bogacenia się. Rozróżnienie to dziś praktycznie odeszło w niepamięć. Wyobrażenie o ekonomice – a nawet chrematystyce – jako sztuce mogło sprawdzać się u Ksenofonta, Arystotelesa i im współczesnych, ale 2 tysiące lat później, kiedy Isaac Newton odkrywał zasady dynamiki, znacznie atrakcyjniejszy wydawał się status naukowości. Być może dlatego w 1767 roku – zaledwie czterdzieści lat po śmierci Newtona – szkocki prawnik James Steuart zaproponował koncepcję „ekonomii politycznej” definiowanej już nie jako sztuka, ale „nauka o polityce wewnętrznej wolnych narodów”. Nazwanie ekonomii nauką nie powstrzymało go jednak od tego, by wyznaczyć jej cel:

Pierwszym celem tej nauki jest zabezpieczenie pewnych funduszy do utrzymania przy życiu wszystkich mieszkańców i usunięcia wszelkich okoliczności, które mogą je uczynić niepewnym; zaopatrzenie społeczeństwa we wszystko, co mu niezbędne do zaspokojenia potrzeb, i zatrudnienie mieszkańców (przy założeniu, że są ludźmi wolnymi) w taki sposób, by naturalnie wytworzyć relacje wzajemności i zależności pomiędzy nimi, ażeby odmienne ich interesy prowadziły do wzajemnego zaspokajania potrzeb[504].

Zabezpieczone życie i praca dla wszystkich w społeczności kwitnącej dzięki wzajemności – niezłe założenia przyjął Steuart jak na pierwszą próbę zdefiniowania celu (choć oczywiście charakterystycznie dla swoich czasów milczeniem pominął kobiety i niewolników). Dziesięć lat później Adam Smith sformułował własną definicję. Za Steuartem podszedł do ekonomii politycznej jako nauki zorientowanej na cel. Zdaniem Smitha miała ona dwa „różne zadania: po pierwsze – dostarczyć ludziom obfitych dochodów lub środków utrzymania albo, ściślej mówiąc, umożliwić im, aby sami uzyskali dla siebie takie dochody czy środki utrzymania; po drugie – dostarczyć państwu albo społeczności dochodów, które by wystarczały na potrzeby publiczne”[503]. Ta definicja nie tylko stoi w kontrze do niezasłużonej współczesnej reputacji Smitha jako wolnorynkowca, lecz także ani na chwilę nie traci skupienia na wypowiadanym celu myśli ekonomicznej. Takie podejście nie utrzymało się długo.

Siedemdziesiąt lat po Smicie punkt ciężkości zaczęła przesuwać definicja ekonomii politycznej autorstwa Johna Stuarta Milla. Mill już określił ją jako „naukę, która poszukuje praw rządzących tymi zjawiskami społecznymi, które powstają w wyniku połączonych działań ludzkich w celu produkcji bogactwa”[502]. W ten sposób zapoczątkował tendencję, którą podchwycili jego następcy: przestał się interesować określaniem celów gospodarki, a zajął odkrywaniem praw, którymi ona rzekomo się rządzi. Definicją Milla zaczęto posługiwać się powszechnie, ale nie była jedyna. Przez prawie sto lat rozwijającą się dziedzinę definiowano dosyć nieprecyzyjnie – stąd dowcip Jacoba Vinera, ekonomisty szkoły chicagowskiej u jej początków w latach 30. XX wieku: „Ekonomia to to, co robią ekonomiści”[501].

Nie wszystkich taka odpowiedź satysfakcjonowała. W 1932 roku Lionel Robbins z London School of Economics zapragnął postawić sprawę jasno. Wyraźnie irytowało go to, że „wszyscy mówimy o tym samym, ale jeszcze się nie zgodziliśmy, co to jest – to o czym mówimy”. Twierdził, że da rozstrzygającą odpowiedź. „Ekonomia – oświadczył – to nauka, która bada zachowania człowieka jako związek pomiędzy celami i niewystarczającymi środkami, mającymi alternatywne zastosowania”[500]. Pomimo zawiłości tej definicji wydawało się już, że zamknęła ona debatę. Przyjęła się: dziś wiele podręczników głównego nurtu zaczyna się podobnymi słowami. Jednak chociaż ujmuje ona ekonomię jako naukę o zachowaniu człowieka, nie poświęca wiele miejsca na omówienie „celów”, nie mówiąc już o charakterze „niewystarczających środków”. W popularnym współczesnym podręczniku autorstwa Gregory’ego Mankiwa Principles of Economics[499] definicja ta została jeszcze skrócona: „Ekonomia jest analizą tego, w jaki sposób społeczeństwo zarządza swoimi rzadkimi zasobami”[498]. Kwestia celów została zupełnie wymazana.

To więcej niż trochę ironiczne, że dwudziestowieczna ekonomia postanowiła określić się jako nauka o zachowaniu człowieka, żeby następnie przyjąć taką teorię zachowania – wcieloną w racjonalnego człowieka ekonomicznego – która przez wiele dekad pomijała jakiekolwiek studia nad człowiekiem (jak zobaczymy w rozdziale trzecim). Jeszcze ważniejsze jest to, że w tym procesie debata o celach gospodarki zwyczajnie zniknęła wszystkim z oczu. Niektórzy wpływowi ekonomiści, z Miltonem Friedmanem ze szkoły chicagowskiej na czele, twierdzili, że to ważny krok naprzód – dowód na to, że ekonomia stała się strefą wolną od wartości, że pozbyła się wszelkich dążeń normatywistycznych i wreszcie stała się prawdziwą nauką pozytywną, opisującą po prostu to, co jest. Tylko że w ten sposób zwolniło się miejsce zajmowane przez cele i wartości – to puste, niestrzeżone gniazdo w samym sercu wielkiego projektu ekonomii. A każda kukułka wie, że prędzej czy później coś do tego gniazda trafi.

Kukułka w gnieździe

Podejście do ekonomii jako nauki pozytywnej realizowały podręczniki, które powitały mnie pod koniec lat 80. na pierwszym roku studiów. Podobnie jak wielu początkujących ekonomistów, tak bardzo zaabsorbowały mnie próby uporania się z teorią popytu i podaży, tak bardzo starałam się ogarnąć wszystkie definicje pieniądza, że nie zauważyłam ukrytych wartości żerujących na ekonomicznym gnieździe.

Choć konwencjonalna teoria ekonomiczna twierdziła, że nie kieruje się wartościami, nie potrafiła uciec przed tym, że pewna wartość tkwi u samego jej podłoża. Ekonomia jest pochłonięta użytecznością, rozumianą jako satysfakcja czy zadowolenie człowieka płynące z konsumpcji danego zestawu dóbr[497]. Jak najlepiej mierzyć użyteczność? Pozostawmy na chwilę na boku ten szczegół, że miliardy ludzi nie mają takich pieniędzy, by ich pragnienia i potrzeby wyrażały się na rynku, i że wiele rzeczy, które cenimy, nie jest na sprzedaż. Teoria ekonomiczna chętnie – zbyt chętnie – twierdzi, że cena, którą ludzie są skłonni zapłacić za towar czy usługę, stanowi wystarczająco dobrą rynkową miarę użyteczności. Do tego dochodzi rzekomo rozsądne założenie, że konsumenci zawsze wolą „więcej” niż „mniej”. Stąd jest już tylko krok od wniosku, że nieustanny wzrost dochodu (a zatem wzrost produkcji) to dość przyzwoita miara rosnącego dobrobytu ludzkości. Tak wykluła się kukułka.