Dla ciebie księżyc - Marian Piotr Rawinis - ebook + audiobook

Dla ciebie księżyc ebook i audiobook

Marian Piotr Rawinis

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Gabriela Kubacka podróżuje samolotem z Toronto do Warszawy. W trakcie lotu poznaje Aleksa Domino. Mężczyzna po wieloletniej emigracji, wraca do kraju, by uczestniczyć w ślubie swojego jedynego syna Janusza. Niestety tragicznym zrządzeniem losu jego plany nie mogą dojść do skutku. Gabriela na prośbę Aleksa odwiedza Janusza, by przekazać mu prezent od ojca – obrączki. Na miejscu okazuje się, że spotkanie z mężczyzną może wywrócić jej życie do góry nogami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 83

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 12 min

Lektor:
Oceny
4,0 (16 ocen)
5
6
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Marian Piotr Rawinis

Dla ciebie księżyc

Saga

Dla ciebie księżycZdjęcie na okładce: Shutterstock Copyright © 2003, 2020 Marian Piotr Rawinis i SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788726511703

1. Wydanie w formie e-booka, 2020

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

1.

    ‒ Czekoladkę?

    Gabrysia Kubacka podziękowała uśmiechem i poprawiła się w fotelu. Siedzący obok mężczyzna nadal trzymał przed nią otwarte pudełko.

    ‒ Już nie mogę się doczekać lądowania! ‒ westchnął.

    Dziewczyna zajęta była sprawdzaniem pasów i tylko skinęła głową. Pan Alex Domino z Toronto zadręczał ją przez ostatnie godziny i myślała z ulgą, że podróż dobiega końca.

    ‒ Lądujemy za trzydzieści minut ‒ powiadomił słodki głos stewardessy. ‒ Temperatura w Warszawie dwadzieścia cztery stopnie Celsjusza. Dziękujemy państwu za wspólny lot.

    ‒ Przeżyłem to tylko dzięki pani, Gabi ‒ Alex Domino pochylił się w stronę sąsiadki. ‒ Nie wiem, jak wytrzymałbym ten stres w innych warunkach. Na pewno się pani nie poczęstuje?

    ‒ Słodycze są najlepsze na stres ‒ zgodziła się. ‒ Ale jeszcze jedna oznacza katastrofę dla mojej figury.

    We wzroku Aleksa Domino było zdumienie.

    ‒ Pani?! Pani nic takiego nie grozi!

    Gabrysia odpowiedziała na komplement zmęczonym uśmiechem. To była ich ósma godzina w samolocie linii Canadian i czuła się wyczerpana. Podczas lotu nie mogła spać i teraz po prostu leciała z nóg. Spojrzała na zegarek. Dwadzieścia pięć minut. Potem odprawa i taksówką do domu, razem godzinka. O szóstej położy się do łóżka i wstanie nie wcześniej niż za dwanaście godzin. Błogosławiona zmiana czasu.

    Jej sąsiad zdawał się być nieczuły na tę zmianę, choć Gabrysia pamiętała, co mówił przed startem.

    ‒ Lecę dopiero drugi raz ‒ oznajmił. ‒ Nieźle jak na czterdzieści dziewięć lat życia!

    Początkowo był nieco irytujący, bo rozwodził się nad tym, jak bał się podczas pierwszego lotu przed dwudziestu laty. Pierwszy lot Aleksander Domino odbył z Warszawy do Toronto.

    Uspokoił się nieco później, gdy byli już wysoko nad ziemią i przez następnych kilka godzin samolot nie musiał wykonywać żadnych niebezpiecznych manewrów. W ciągu tego czasu Gabrysia poznała dokładnie historię pana Aleksa.

    ‒ Nie sądziłem, że kiedykolwiek wrócę do starego kraju ‒ opowiadał. ‒ Ani przez chwilę, proszę pani! Aż do zeszłego miesiąca.

    W ubiegłym miesiącu pan Alex, niegdyś architekt, a teraz właściciel niedużej firmy budowlanej, otrzymał list z zaproszeniem na ślub. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie okoliczności.

    ‒ Napisał do mnie pierwszy raz ‒ cieszył się pan Aleksander, od dwudziestu lat będący Aleksem. ‒ Ja pisałem wielokrotnie, wysyłałem kartki, życzenia urodzinowe. I oczywiście pieniądze. Ale on nie napisał nigdy. Ja wiem, że to moja była żona źle go do mnie nastawiła. Aż tu naraz przychodzi listonosz i przynosi list. Płakałem, proszę pani, jak strasznie płakałem!

    Z zewnętrznej kieszeni marynarki wyjął złożony arkusik papieru.

    ‒ Niech pani zobaczy! ‒ zachęcał Alex, wciskając list pomiędzy palce Gabrysi. ‒ Niech pani zobaczy i sama powie, czy nie mam racji. On tak pisze jak kochający syn. I to jak kochający! Teraz wszystko zrozumiałem! Ona, moja żona, nie dała mu pisać wcześniej, może ukrywała moje listy, może je wyrzucała bez czytania...

    Gabrysia uprzejmie rzuciła okiem, a pan Alex zachęcał, żeby przeczytała list w całości.

    „Drogi Tato ‒ pisał młody mężczyzna imieniem Janusz. ‒ Nareszcie zdobyłem Twój adres. Nie wiem, czy życzysz sobie, żebym do Ciebie pisał. Ale chcę, żebyś Ty wiedział, że wiele razy zastanawiałem się, kim jesteś i jaki jesteś. Nic o tobie nie wiem, a chciałbym się wszystkiego dowiedzieć. Może w ogóle nie pamiętasz, że istnieję. Na wszelki wypadek przypominam Ci, że mam dwadzieścia sześć lat. Za miesiąc żenię się z cudowną dziewczyną, Renatą. Pochodzi z Twoich stron, z Krzemionki koło Supraśla. Ona i ja bardzo chcemy Cię poznać. Może mógłbyś przyjechać na nasz ślub? Nie wiem, w jakiej jesteś sytuacji finansowej, ale gdybyś był w trudnej, to zapłacę za Twoją podróż. Więc niech pieniądze nie staną między nami. Oczekujemy Cię w kościele (nowym) w Supraślu w sobotę, 29 czerwca, o godzinie 14”.

    Podczas długiego lotu Gabrysia dowiedziała się wszystkich szczegółów z życia pana Alexa i jego rodziny. Zostawił żonę i dziecko, wyjechał z kraju za chlebem. Powiodło mu się.

W portfelu miał fotografię, starą fotografię, która towarzyszyła mu przez lata pobytu w Kanadzie. Na zdjęciu kilkuletni chłopczyk trzymał za rękę wysokiego, smukłego mężczyznę.

    ‒ To on ‒ wyjaśnił niepotrzebnie Alex Domino. ‒ Janusz. Ciekawe, czy nadal jest do mnie podobny.

    ‒ Na pewno ‒ stwierdziła Gabrysia.

    ‒ Tak pani myśli? ‒ Pan Domino był zadowolony z tej uwagi. ‒ Kochałem go, gdy był mały. Teraz też go kocham. I jestem zadowolony, że znalazł kogoś, z kim chce się związać na całe życie.

    Pokazał Gabrysi pudełeczko, które wyjął z kieszeni marynarki. Były w nim dwie grube złote obrączki, leżące na różowym aksamicie.

    ‒ Kazałem wyciąć napisy ‒ chwalił się. ‒ Kochanemu synowi Januszowi. Kochanej córce Renacie. I data. Napisałem do nich. Na adres Renaty, bo tylko taki miałem. Że przyjadę na ślub i że przywiozę obrączki. Pani jestem bardzo wdzięczny, Gabi. Rozmowa z panią bardzo wiele mi dała.

    Gabrysia Kubacka uśmiechała się niepewnie. W czasie całego lotu mówiła raczej niewiele i nie uważała, żeby sąsiad miał szczególne powody do wdzięczności. Domyślała się, że Alex Domino dziękuje jej za możliwość wygadania się. Opowiadał, jak ciężko i dużo pracował. I mówił, jaki był osamotniony przez dwadzieścia lat pobytu w Kanadzie.

    Im bliżej lądowania, tym bardziej wydawał się zestresowany. Bał się spotkania z ziemią, bał się spotkania z Polską, bał się spotkania z synem.

    ‒ Już niedługo ‒ Gabrysia uśmiechem dodała mu odwagi.

    Nagle jej sąsiad gwałtownym ruchem poluzował krawat.

    ‒ Trochę mi słabo ‒ oświadczył i Gabrysia zobaczyła, że bezwładnie osuwa się w fotelu.

    Personel samolotu zareagował bardzo profesjonalnie. Alex Domino ocknął się, rozejrzał wokoło przepraszającym wzrokiem.

    ‒ To nic ‒ powtarzał. ‒ To przcież nic, ja zaraz...

    Stewardesa dotknęła jego ręki, dyskretnie badając puls.

    ‒ Wytrzyma pan? To kilka minut.

    ‒ Tak, tak ‒ zapewniał. ‒ Nie chcę robić kłopotu...

    Gabrysia zamierzała przesiąść się na inne miejsce, żeby chory miał więcej powietrza, ale zatrzymał ją gestem.

    ‒ Proszę zostać, Gabi. Proszę zostać.

    Zgodnie z życzeniem trzymała go za rękę aż do wylądowania. Zaraz potem na pokład samolotu wszedł personel wezwanego pogotowia i starszy, siwy lekarz o pulchnych policzkach.

    ‒ Proszę się nie ruszać ‒ powiedział. ‒ To nic wielkiego.

    Zrobił leżącemu zastrzyk, a potem kazał go zabrać na nosze i wynieść do czekającej na zewnątrz karetki.

    ‒ A pani kto? ‒ zwrócił się doktor do Gabrysi, bo Alex Domino nie chciał puścić jej ręki. ‒ Rodzina?

    ‒ Nie ‒ zaprzeczyła. ‒ Co mu jest, panie doktorze?

    ‒ Zawał.

    Gabrysia zbladła, więc lekarz uspokoił ją gestem.

    ‒ Raczej niezbyt groźny ‒ wyjaśnił. ‒ Poleży kilka dni.

    ‒ Kilka dni? ‒ przeraziła się. ‒ A wesele? Przyleciał na ślub syna, ma obrączki i w ogóle...

    Lekarz wzruszył ramionami.

    ‒ Ślub można przełożyć. A poza tym źle chłopakowi w kawalerskim stanie? Niech mu pani powie, żeby się jeszcze zastanowił. Po co dobrowolnie włazić w paszczę tygrysowi?

2.

    Gabrysia podeszła do odprawy jako ostatnia. Młody celnik przyjrzał się jej z wielką uwagą, jakby sprawdzał, czy ktoś tak wdzięczny dla oka musi przejść obok jego stanowiska i nie może zostać na dłużej.

    ‒ Coś do oclenia? ‒ zapytał z nadzieją.

    Patrzył na długie jasne włosy, zielonkawe oczy, prosty nos i zmysłowe usta dziewczyny. Mniej uwagi poświęcił dwóm podróżnym torbom.

    Gabrysia Kubacka pokręciła głową przecząco. Myślała tylko o tym, żeby jak najszybciej opuścić lotnisko.

    ‒ Zupełnie nic? ‒ Celnik wydawał się rozczarowany. ‒ Nawet gdybym dokładnie panią przeszukał?

    Gabrysia była zmęczona i nie miała ochoty na rozmowy.

    ‒ Jak widać ‒ rzuciła niezbyt uprzejmie. ‒ A łapy niech pan trzyma przy sobie.

    Celnik zacmokał głośno.

    ‒ A to co? ‒ zapytał, wzrokiem wskazując przedmiot, który trzymała w ręce. ‒ Mały szmugielek? Trzymamy w rączce, bo chcemy służby celne wyprowadzić w pole? Oj, pójdziemy chyba na osobistą...

    ‒ Nigdzie nie pójdę! A już na pewno nie z takim konusem!

    Trzymała w garści pudełeczko, które tuż przed zabraniem do karetki pogotowia wręczył jej Alex Domino. Etui ze ślubnymi obrączkami dla jego syna i Renaty. To ono zainteresowało celnika. Urażony w swojej męskiej godności chciał wyrwać pudełeczko z rąk Gabrysi, ale w sukurs przyszedł jej starszy celnik.

    ‒ Mogę w czymś pomóc?

    ‒ Bardzo proszę ‒ odpowiedziała, wskazując palcem młodego człowieka w mundurze. ‒ Ten pan robił mi niedwuznaczne propozycje. I kwestionuje obrączki, które są w deklaracji celnej pana Aleksa Domino.

    Otworzyła etui i podsunęła je w kierunku starszego z mężczyzn. Ten spojrzał na zawartość pudełka.

    ‒ Aha ‒ powiedział. ‒ To pani jest od tego zawałowca z 626 Canadian. Chce pani złożyć skargę?

    Gabrysia wzruszyła ramionami.

    ‒ Teraz to już chyba niepotrzebne. Dziękuję za interwencję.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.