Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Oczywiście, że zadawałam sobie pytanie, ile jeszcze wschodów i zachodów słońca mi zostało i czy warto komplikować sobie życie w wieku, w którym wszyscy inni starają się je sobie uprościć.
NOWA POWIEŚĆ AUTORKI FENOMENALNEJ BLIZNY
Bambi pracowała kiedyś jako DJ, a teraz jest specjalistką od komórek, które budują ludzkie ciało. Choć urodziła się jako mężczyzna, jej ciało zawsze wydawało się obce, dlatego rozpoczęła terapię hormonalną i od sześciu lat czeka na korektę płci. Tranzycja, której się podjęła, staje się wyzwaniem dla niej oraz najbliższych. Jej nowe imię – Logn – brzmi obco dla syna i byłej żony, ale akceptacja oraz wsparcie przychodzi od nowych znajomych. Blisko pozostaje też brat bliźniak, choć i on nie zawsze rozumie istotę jej pragnień.
Czy warto, żeby sześćdziesięciojednoletnia kobieta kładła się na stół, by otrzymać ciało, które jej odpowiada?
Auður Ava Ólafsdóttir urzekająco kreśli portret najstarszej trans kobiety w Islandii. Bohaterka próbuje odzyskać ufność w to, co w życiu dobre. W jej historii nie ma patosu, jest za to dowód, że na queerową euforię nigdy nie jest za późno.
Jakub Wojtaszczyk, dziennikarz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 182
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
IIda TURPEINEN, Żywe istoty, przełożył Sebastian Musielak
Helga FLATLAND, Pogłos, przełożyła Karolina Drozdowska
Pedro GUNNLAUGUR GARCIA, Płuca, przełożył Jacek Godek
Tarjei VESAAS, Ptaki, przełożyła Maria Gołębiewska-Bijak
Maria TURTSCHANINOFF, Mokradła, przełożyła Agata Teperek
Mia KANKIMÄKI, Kobiety, o których myślę nocą, przełożyła Iwona Kiuru
Roy JACOBSEN, Niegodni, przełożyła Iwona Zimnicka
Karin SMIRNOFF, Wracam do domu, przełożyła Agata Teperek
Carl Frode TILLER, Ucieczka, przełożyła Katarzyna Tunkiel
Nina WÄHÄ, Babetta, przełożyła Justyna Kwiatkowska
Karin SMIRNOFF, Jedziemy z matką na północ, przełożyła Agata Teperek
Tarjei VESAAS, Wiosenna noc / Zamek z lodu, przełożyła Maria Gołębiewska-Bijak
Tommi KINNUNEN, Powiedziała, że nie żałuje, przełożył Sebastian Musielak
Roy JACOBSEN, Anneliese PITZ, Człowiek, który kochał Syberię, przełożyła Iwona Zimnicka
Helga FLATLAND, Ostatni raz, przełożyła Karolina Drozdowska
Karin SMIRNOFF, Pojechałam do brata na południe, przełożyła Agata Teperek
Nina WÄHÄ,Testament, przełożyła Justyna Czechowska
Kjell WESTÖ,Niebo w kolorze siarki, przełożyła Katarzyna Tubylewicz
Roy JACOBSEN, Tylko matka, przełożyła Iwona Zimnicka
Knut HAMSUN, Szarady, przełożyła Maria Gołębiewska-Bijak
Laura LINDSTEDT, Oneiron, przełożył Sebastian Musielak
Roy JACOBSEN, Oczy z Rigela, przełożyła Iwona Zimnicka
Stig DAGERMAN, Poparzone dziecko, przełożyła Justyna Czechowska
Auður Ava ÓLAFSDÓTTIR, Blizna, przełożył Jacek Godek
Jonas T. BENGTSSON, Życie Sus, przełożyła Iwona Zimnicka
Roy JACOBSEN, Białe morze, przełożyła Iwona Zimnicka
Karen BLIXEN, Pożegnanie z Afryką, przełożyli Józef Giebułtowicz i Jadwiga Piątkowska
Carl Frode TILLER, Początki, przełożyła Katarzyna Tunkiel
Helga FLATLAND, Współczesna rodzina, przełożyła Karolina Drozdowska
Roy JACOBSEN, Niewidzialni, przełożyła Iwona Zimnicka
Tytuł oryginału: DJ Bambi
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025 Copyright © for the Polish translation by Jacek Godek, 2025 Copyright © Auður Ava Ólafsdóttir, 2023. Published by an arrangement with Éditions Zulma, Paris.
Książka została opublikowana przy wsparciu ILC Icelandic Literature Center:
Redaktorka inicjująca • Paulina Surniak
Redaktorka prowadząca • Weronika Jacak
Marketing i promocja • Marta Szczurowska
Redakcja • Katarzyna Dragan
Korekta • Małgorzata Kuśnierz, Anna Zientek
Projekt typograficzny wnętrza • Mateusz Czekała
Łamanie • Grzegorz Kalisiak
Projekt graficzny layoutu serii i okładki • Ula Pągowska
Grafika na okładce • Freepik
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
ISBN 978-83-68479-88-1
Wydawnictwo Poznańskie Sp. z o.o. ul. Fredry 8, 61-701 Poznań tel. 61 853-99-10redakcja@wydawnictwopoznanskie.plwww.wydawnictwopoznanskie.pl
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Dla Y
Pierwszy dzień przyszłości:
Jedno życie, niezliczone początki –
z reklamy apteki Lyfjana billboardzie obrotowym przy Suðurlandsbraut
Logn to bezwietrze, spokój, cisza. Jest wtedy,
kiedy dym wznosi się pionowo –
słownik islandzki
Nie proszę o wiele.
Tylko o ciało podobne do mnie.
To wszystko.
Niedawno odbyłam kilka wypraw badawczych wzdłuż linii stołecznych plaż w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, by rzucić się w morze. Wiele razy zastanawiałam się nad ostatnią chwilą i wyobrażam ją sobie mniej więcej w taki sposób. Sól niszczy zamsz, dlatego nim rzucę się w głębię, zdejmuję płaszcz. Torebkę zostawiam na plaży, a w niej dowód i klucze do domu, te do klatki na dole, zamykanej co wieczór o dziesiątej, oraz do mieszkania na siódmym piętrze w bloku dla osób sześćdziesiąt plus. Kładę ją na kamieniu, okrągłym, wygładzonym przez wody północnego Atlantyku. Następnie składam płaszcz i zostawiam go obok torebki. Kupiłam go w sklepie z odzieżą używaną. Kołnierz i mankiety ma obszyte futerkiem. Dobrze dbam o moje fatałaszki.
Na kuchennym stole zostawiam list do mojego brata, obchodzącego urodziny tego samego dnia co ja. Nie przyznałam mu się do niczego, chociaż odnoszę wrażenie, że coś podejrzewa, bo nagle strzeliło mu do głowy, żeby odwiedzać mnie w porze lunchu i przynosić w torbie dwa gotowe dania, które odgrzewa w podarowanej mi przez siebie mikrofalówce. Nie masz mikrofali?, zapytał wtedy. I następnym razem, gdy się pojawił, przytaszczył karton z kuchenką, ulokował ją w kuchni obok zlewu i podłączył do prądu. Używam jej od czasu do czasu, żeby podgrzać herbafor, kiedy niedomagam w barkach.
Przez jakiś czas miałam na oku pewne miejsce na plaży poniżej szpitala psychiatrycznego, skąd wielu pacjentów po zażyciu leków uspokajających wykonało kilka pływackich wymachów i nie wróciło. Większość kobiet w mojej sytuacji, nim wyruszy w ostatnią podróż, wrzuca w siebie pigułki, ale ja poza tabletkami hormonalnymi dysponuję jedynie ibuprofenem. Kilka razy wydawało mi się, że znalazłam właściwy brzeg, mój brzeg, lecz problem stanowią amatorzy morskich kąpieli, a właściwie amatorki, pojawiające się w najmniej spodziewanych momentach. Schładzanie się urosło do rangi sportu, zwłaszcza wśród kobiet w średnim wieku, które ciągną z sobą przyjaciółki, siostry, szwagierki i współpracownice; nie tylko po pracy, lecz także w przerwie na lunch, a nawet o świcie, kiedy dopiero się idzie do pracy. Wybrałam się autobusem do sąsiednich gmin Mosfellsbær i Álftanes, żeby przyjrzeć się tamtejszemu wybrzeżu, ale wygląda na to, że miłośnicy kąpieli morskich są wszędzie, nawet tam, gdzie się ich nie spodziewałam.
Poza pływaczkami to mewy najbardziej krzyżują mi plany. Strasznie ich od pewnego czasu przybyło, zarówno nad morzem, jak i w całej dzielnicy (o czym można przeczytać w „Gazecie Dzielnicowej”, dystrybuowanej do skrzynek pocztowych w bloku). Kiedy wprowadziłam się do tego mieszkania, łąka wokół bloku była ostatnim miejscem zlotu siewki złotej przed zimowym odlotem za ocean. Teraz aż roi się tam od mew, które przegnały inne ptaki, zarówno te małe, jak i powolniejsze, nielatające równie sprawnie kruki. Mam wrażenie, że mewy robią się coraz bardziej napastliwe i coraz rzadziej zadowalają się karmą z kubłów na śmieci; bez wahania pikują i atakują ludzi wracających do domu z torbami pełnymi zakupów z dzielnicowego spożywczaka, w którym można dostać wszystko z dwudziestoprocentową marżą. Śmiało można powiedzieć, że facebookową stronę mieszkańców bloku opanowały opowieści o natrętnych mewach srających gdzie popadnie, nie wspominając o tym, że ich nocne wrzaski nie dają spać. Jeden z mieszkańców porównał ich krzyk do wrzasku głodnego niemowlaka, inny – do płaczu porzuconego noworodka. Ale nie tylko mieszkańcy najbardziej na północ wysuniętej stolicy na świecie toczą walkę z ptakami. Niedawno w necie natknęłam się na wiadomość o nalocie tysięcy mew na Rzym. Jedna z nich miała zaatakować gołąbka pokoju, którego papież Franciszek chciał wypuścić na placu Świętego Piotra. Udało jej się wyrwać mu pióra z ogona, tak że jego lot został zakłócony i kontuzjowany ptak salwował się ucieczką.
Gdy zbliżam się do plaży pod szpitalem psychiatrycznym, od razu zauważam, że roi się tam od mew, kreślą koła w powietrzu, pewnie w poszukiwaniu żarcia. Widzę ptaka, który przysiadł z czymś w dziobie, a stado natychmiast ustawia się wokół niego, by dostać część zdobyczy. Nie ryzykuję wtargnięcia na ich terytorium, dlatego trudno mi dokładnie zobaczyć, jakież to delikatesy wchłania owe stadko. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby to były resztki młodego finwala, którego dwa tygodnie temu wyrzuciło na brzeg zatoczki, co zmusiło zimnolubne pływaczki do poszukania sobie innego portu macierzystego, przynajmniej na jakiś czas.
W południowych wiadomościach radiowych wyemitowano wywiad ze specjalistką od wielorybów i morskiego ekosystemu; spotkałyśmy się na kilku kursach z biologii na uniwerku, zanim nasze drogi się rozeszły. Linda D. poświęciła swoją zawodową karierę powłoce cielesnej i popędom największego ssaka na ziemi, a ja zatopiłam się w najmniejszych cząstkach strukturalnych organizmu ludzkiego, komórkach, w laboratorium biomedycznym w piwnicy Szpitala Krajowego przy Barónsstígur. Jak zawsze, gdy zniesie na brzeg wieloryba, wezwano Lindę D., a ona orzekła, że tym razem chodzi o pięciometrowego finwala, młodą samicę, która prawdopodobnie rozłączyła się z matką i dlatego, cytuję, śpiewając swoją ostatnią pieśń, pozostała samotna. Wieloryb kisił się na płyciźnie przez tydzień, dopóki ścierwa nie wzdęły gazy i nie zaczęło cuchnąć na całą dzielnicę. Psycholożka, z którą spotykam się raz w tygodniu w gabinecie w szpitalu psychiatrycznym, musiała trzymać okno zamknięte, dopóki truchło zwierzęcia leżało na plaży. W końcu ścierwo zaciągnięto w morze i zatopiono w przesmyku między wysepkami Viðey i Engey. A ponieważ dzięki pracy znane jest mi piękno odwiecznego cyklu życia i śmierci, wiem, że życie, które gaśnie, rodzi z siebie nowe, więc pomyślałam sobie, że truchło zostanie wykorzystane przez krocie żywych organizmów żywiących się nim.
Dostrzegam, że jeden ptak trzyma się z boku, stroni od stada i drobi wokół niego. Jest nieco większy od pozostałych, jasnoszary, ma różowe nóżki, błonę pławną między pazurami i czarne końcówki skrzydeł. Na żółtym, haczykowatym dziobie, widnieje czerwona plamka. Zdaje się, że ten żółtodzioby i różowonóżki mnie zauważył, bo oderwał się od ziemi i podfrunął w moją stronę. Nie mam ochoty na ptasie łajno na płaszczu, bo to oznaczałoby wizytę w pralni, a to z kolei wiąże się z wydatkami. Muszę też być gotowa, że w ślad za nim ruszy więcej ptactwa i dla wrzeszczącej gromady stanę się łatwym celem, więc otulam się szczelnie zamszowym płaszczem, stawiam futrzany kołnierz i robię w tył zwrot.
Przyspieszam kroku, ale ptak mnie goni, szybuje tuż nade mną, z otwartym dziobem, aż do latarni przy szosie, gotowy pikować niczym myśliwiec bojowy. Wznoszę ręce, próbując się obronić, choć wiem, że to nie wystarczy, by odstraszyć mewę, podobnie jak inne ptaki. Dzięki Bogu mam rękawiczki, brązowe, skórzane, w tym samym kolorze co płaszcz.
Żeby dostać się nad brzeg morza, muszę przejść przez ruchliwą ulicę z wysepką rozdzielającą pasy. Podczas gdy ja czekam na zmianę świateł, ptaszysko panoszy się obok mnie na chodniku z rozpostartymi skrzydłami i krzyczy. Mogłam oczywiście pójść w starej kurtce, a nie w płaszczu, ale należy pamiętać, że w przeciwieństwie do innych kobiet w moim wieku nie jestem niewidzialna. Można się nawet spodziewać, że gapiąc się na mnie, kierowcy zapomną się na czerwonym i nie wyrwą z oniemienia, aż ktoś z tyłu nie zatrąbi.
Postanowiłam dzisiaj nie umierać.
Jedyne, co nie pozwala mi dać się ukołysać fali do snu, to myśl, że ciało w trumnie nie będzie ciałem kobiety. Nie mam zamiaru umierać, dopóki największe nieporozumienie mojego życia nie zostanie skorygowane – potworny błąd Stwórcy, który kazał mi się urodzić chłopcem.
Stąd wszystko wskazuje na to, że jutro wciąż tu będę.