5,00 zł
Biedny pan... umarł niedawno na progu kamienicy na G... Nie było go za co pochować, ale koledzy złożyli między sobą odpowiednią kwotę i uprosili proboszcza od fary, że z kilku księżami odprowadził na wieczny spoczynek zwłoki człowieka, który byłby przebiegł z pożytkiem dla ludzkości zakres od Boga przeznaczony, gdyby fatalizm nie złączył jego losów z plagą rodzaju ludzkiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 23
Copyright © by Wydanioctwo WasPos, 2018All rights reserved
RedakcjaAgnieszka Przyłucka
Projekt okładkiWydanictwo WasPos
Skład i łamanieWdyanictwo WasPos
Wydanie I
ISBN 978-83-950389-3-8
Wydanictwo WasPosul. Rembielińska 8a/120, 03–343 Warszawatel. 514–979–839, [email protected]
DIABEŁ W DOMU
Poczciwa żona, raj stworzy ci na ziemi, — zła, chcesz czy nie chcesz, do piekła cię zawiedzie.
St. Grochowski.
I
Pan Julian, syn najpoczciwszych rodziców, osiadłych w południowych okolicach Księstwa, ukończywszy chlubnie szkoły z odznaczeniem, przybył do Poznania i przy protekcji jednego z obywateli, w którego dobrach ojciec jego trzymał dzierżawę umieścił się w jednym z biur tutejszych. Początki dla każdego bywają trudne; ale że pan Julian był chłopiec zdolny, przyzwoity, poczciwy i pilny, więc z łatwością zwrócił na siebie uwagę zwierzchników. Zawakował pierwszy etacik. pan Julian go dostał, z wielkim zgorszeniem kolegów, którzy od lat siedmiu-ośmiu, a nawet dziesięciu, byli na liście aplikantów, ale przychodzili do biura dwa razy na tydzień, około południa, poprawić parę piór, pogadać z kolegami o wczorajszym dziesięć bez-atu[1], albo o zgrabnych nóżkach jakiej ściganej piękności, mówiąc do siebie, jak płacą, tak niech mają. Nie powtórzyli jednak sobie: że tak mają, jak robią, gdy pan Julian ich przeskoczył i byliby gotowi kamieniami go zarzucić, gdyby pan Julian z wrodzoną sobie otwartością podawszy każdemu rękę nie powiedział:
— Wiecie, że nie kłaniałem się, nie prosiłem, nie szukałem protekcji, nie uciekałem się do intryg — dali-Bóg mi zapłać, — a wy nie miejcie na mnie złej woli.
Takim samym sposobem, w rok postąpił na wyższą pensję, a w pięć lat od wejścia do biura, otrzymał nominację na referenta z pensją 1500 mrk., szczycąc się ciągle przyjaźnią większej części kolegów, szacunkiem niższych, a ufnością zwierzchników.
Najważniejsze i najdrażliwsze interesy powierzano mu bez obawy, bo wiedziano, że w ciągu jego zawodu biurowego nie przylgnęła do jego ręki ani jedna marka, którą by nie mógł jawnie przed światem pokazać; że nie zjadł ani jednego śniadania na rachunek łaskawego odrabiania krzywych interesów; że nie wypił ani jednej butelki wina, która nieraz łzami zaleje tych, co nie mogli podobnej komuś postawić.
Młodzież koclhała go serdecznie za ten hart duszy i serca, a niektórzy panowie koledzy głupcem, nie umiejącym korzystać ze sposobności i umyślnie podsuwali mu różne pokusy, brzęczące i żywe, świecące i smakujące, aby go do swego cechu zapisać.
Pan Julian umiał zawsze wywinąć się z nastawionych sideł, gładko, zręcznie, bez niczyjej obrazy, nawet nie dając poznać swojej w tym względzie wyższości i choć czuł dobrze, że postępowania takich panów ściągają na cały ogół nie najkorzystniejszą i utrwalającą się coraz bardziej opinię, robił swoje, mówiąc do siebie, że on nie bocian i że nie jego powołaniem jest świat czyścić.
Jak