Czekolada - Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz, Małgorzata Jurkowska - ebook

Opis

Ciepła opowieść utrzymana w romatyczno-komediowym tonie. Może być wakacyjnym przewodnikiem po ciekawych miejscach w Ełku i jego okolicy, a także zaproszeniem do zapoznania się z legendami tego uroczego miasta.

Hania otrzymuje nietypowy, wręcz dziwaczny, spadek po ojcu. Dziewczyna tonie w długach, ponieważ nie potrafi robić biznesów, co pociąga za sobą zabawne konsekwencje.

Autorki zapraszają do świata swojej wyobraźni, gdzie na czytelników czeka: romans, komedia, przygoda i odrobina grozy…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tiniq

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo humorystyczna książka, pełna czarnego humoru i zwrotów akcji . Polecam serdecznie
00
Megii20034

Nie oderwiesz się od lektury

Lekko się czyta, śmieszne teksty, jednym słowem warta przeczytania 😊
00
dominika19461

Nie oderwiesz się od lektury

Historia pełna śmiechu idealna na poprawę humoru
00

Popularność




A. Kuchnia-WołosiewiczM. Jurkowska

Czekolada

Fotografia okładkowaMałgorzata Jurkowska

© A. Kuchnia-Wołosiewicz, 2022

© M. Jurkowska, 2022

Ciepła opowieść utrzymana w romatyczno-komediowym tonie. Może być wakacyjnym przewodnikiem po ciekawych miejscach w Ełku i jego okolicy, a także zparoszeniem do zapoznania się z legendami tego uroczego miasta.

Hania otrzymuje nietypowy, wręcz dziwaczny, spadek po ojcu. Dziewczyna tonie w długach, ponieważ nie potrafi robić biznesów, co pociąga za sobą zabawne konsekwencje.

Autorki zpraszają do świata swojej wyobraźni, gdzie na czytelników czeka: romans, komedia, przygoda i odrobina grozy…

ISBN 978-83-8273-917-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Wiatr przegonił chmury i wyjrzało słońce. Trochę to trwało, ale pogoda naprawdę się poprawiła i można było już spokojnie wracać do swojego świata. Hanna niemalże wypełzła spod konaru wielkiego drzewa. Odlepiła od twarzy mokre włosy, starła grudki błota z szarego płaszcza i spojrzała w górę, mimowolnie się uśmiechając. Położyła jego ulubione kwiaty na marmurowym nagrobku, a następnie odgryzła potężny kawałek czekolady…

12.07

— Szyneczka, krewetki, angielskie wino, szampan; niech Kinga wie, że przyjechała do business woman — pomyślała Hanka, wyprostowała się dumnie i popchnęła swój do pełna napakowany wózek w kierunku kasy. Tam, jak to zwykle bywa, mina nieco jej zrzedła. Przypomniała sobie, że ma tylko drobne. Na szczęście operacja dokonania zakupów została zakończona sukcesem, gdyż jakimś cudem na wszystko wystarczyło. Z lekkim sercem powędrowała więc do siebie. Wkrótce, z dumą godną właścicielki swojego 60-metrowego mieszkania (którą z pewnością będzie za jakiś czas), otworzyła drzwi i zawołała do Kingi:

— Szykuj kieliszki! Musimy opić twój przyjazd i moją świetnie rozwijającą się firmę!

— Ok! Nie ma sprawy — usłyszała radosny głos koleżanki.

Gdy Hanka weszła do kuchni, przyjaciółka podała jej list. Odebrała go, choć listonosz nie za bardzo chciał dać, ale ładnie się uśmiechnęła i jakoś go przekonała. Niestety mina Hanki nie wyrażała wdzięczności, szczególnie kiedy przeczytała, że to kancelaria prawna z nią koresponduje. Nastrój na świętowanie całkiem jej przeszedł. Zdobywając się na resztki opanowania, powiedziała spokojnym i jednocześnie poważnym tonem:

— Kiniu, takich listów się nie odbiera.

— Dlaczego?

— Nie zdążyłam ci powiedzieć. Wiesz… tutaj wcześniej, przede mną, wynajmował taki jeden koleś. Z tego, co powiedział mi właściciel, on nie płacił za mieszkanie i media. Teraz ciągle przychodzą te upomnienia!

— Hania, ale tutaj jest przecież twoje nazwisko!?

— Yyy… no tak. Odpisałam im wszystkim, że ten gość już tu nie mieszka, a oni zaczęli adresować listy na mnie. Ale to tylko na kopercie, bo w środku pisma są na niego wystawiane! Muszę coś z tym w końcu zrobić! — dziewczyna udawała szczere oburzenie całą sytuacją!

— Dziwne! Pierwszy raz się z czymś takim spotykam — Kinga próbowała zrozumieć położenie koleżanki.

— No tak… nietypowa sytuacja. Podobnie jest z telefonami od tych firm. Mogłabyś nie odbierać stacjonarnego, please?! — słodko uśmiechnęła się Hania.

— Hmm… jasne. Nie ma problemu!

***

Kiedy w pokoju obok światło zgasło na dobre, czyli koleżanka z pewnością już spała, Hania wzięła do ręki list, przeczytała adres nadawcy i powiedziała na głos:

— Tej kancelarii jeszcze nie znam… Za gaz i czynsz ściga mnie inna firma. Za pożyczkę też… albo przekazali dług gdzieś indziej?

Być może dziewczyna była tak lekkomyślna, a może to wino sprawiło, że nie zamierzała tego wieczora psuć sobie nastroju jeszcze bardziej. Nie otwierając koperty, wyrzuciła ją do kosza.

13.07

Ciągle dzwonią te firmy. Ona blokuje numery, ale dobijają się z innych! Telefon wyrwał Hankę ze snu punktualnie o szóstej rano. Dokładanie tak, jak wtedy. Zamiast odebrać, przypomniała sobie urywki wcale niedawnej rozmowy.

— Brat, ja śpię!…

— Tata odszedł…

— Gdzie?

— Nie no! Ja nie mogę! Ty masz, rozmawiaj z nią! — usłyszała Adama, mówiącego nie do niej a do Roberta. Pomyślała, że to dziwne. Była niemal pewna, iż wciąż śni. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy usłyszła:

— Hanka, ogarnij się! Wstawaj natychmiast i przyjeżdżaj do nas. Trzeba zorganizować pogrzeb! — huknął Robert, który nie słynął z delikatności.

— Czyj? — zaśmiała się nerwowo Hanka.

— Naszego ojca! Dostałaś list? — krzyknął Robert!

— Yyy… dostałam.

— No to wszystko już wiesz. Ubieraj się i przyjeżdżaj jak najszybciej! Cześć!

Dziewczyna leniwie wstała i zaczęła szukać koperty. Chyba wciąż nie docierało do niej, co się stało. Jej ojciec chorował już długo, ale ostatnio czuł się lepiej. Przynajmniej ona miała takie informacje. Nie rozmawiała z nim. Miała swoje żale. Zrobiło jej się nieswojo. Usiadła i gdyby nie przypomniała sobie o liście, pewnie zaczęłaby płakać.

— Do cholery! Gdzie ja daję zazwyczaj takie listy? — powiedziała szeptem. — Ach, no przecież muszą być… — nim zdążyła dokończyć myśl, już otwierała kosz na śmieci. Zapach, który się z niego wydostawał, przywróciłby do życia umarłego. Po niechcianej korespondencji wrzuciła tam jeszcze resztki arbuza, puszkę po makreli w pomidorach i kawałek pizzy. W tych wszystkich odpadkach znajdowała się szara koperta. Wyciągnęła ją i szybko otworzyła. Treść listu nie docierała do Hanki. Zamurowało ją. Nie mogła uwierzyć… To nie mogła być prawda. I ona dowiedziała się o tym dopiero teraz? I w ogóle w ten sposób? Przecież miała jeszcze tyle ojcu do powiedzenia… Za późno.

14.07

List z kancelarii wydawał się być dla dziewczyny wybawieniem, co nie znaczy, że chciała śmierci ojca. Spadek z pewnością przydałby się jej w tym momencie, czyli gdy co chwilę jacyś wierzyciele dobijają się do drzwi, nie chcąc zrozumieć, że przecież każdemu odda pożyczone pieniądze, tylko… nie teraz. Komornicy i przedstawiciele zewnętrznych firm windykacyjnych, nie wiedzieć czemu, nie chcieli czekać, aż obecna działalność Hanki się rozwinie. Tak samo było przy poprzednich jej przedsięwzięciach. Pewnie dlatego staruszek nie chciał finansować tego (pożal się Boże — jak miał w zwyczaju mówić) biznesu. Na samą myśl o tym, jaką miał minę, gdy prosiła go o wsparcie, aż się zatrzęsła. Nie lubiła także wracać myślami do tej rozmowy z bratem.

— Gdybym czuł, że jest cień szansy, że twój pomysł wypali, naprawdę dostałabyś przelew jeszcze dziś. Weź przykład z Adama. Założył firmę, która ma jakąś przyszłość. Zresztą już mu świetnie idzie — tłumaczył łagodnie mężczyzna.

— Przedstawiłam ci biznes plan, próbuję pozyskać dotację. Naprawdę nie potrzebuję dużo na start. Wiesz, że nie mam od kogo pożyczyć — przekonywała Hanna.

— Nie masz, bo to już twój kolejny „złoty” interes. Gdybyś spłaciła wcześniejsze długi, może miałabyś od kogo! — Robert podniósł głos. — Spróbuj zwrócić się do ojca. Jeśli tylko go przeprosisz, z pewnością ci pomoże!

— Przestań! Nie będę się prosić. Gdybym urodziła się facetem, każdy mój pomysł byłby genialny. Ojciec jest taki niesprawiedliwy! — grzmiała Hanka.

— A ty jesteś całkiem w porządku? Naprawdę nie masz sobie nic do zarzucenia?

— Wiesz… Mam was wszystkich gdzieś. Jakoś sobie poradzę!

***

Trudno było nie zauważyć, że w tej rodzinie nie działo się najlepiej. A może to była tylko perspektywa Hanki? Czy naprawdę wszyscy się na nią uwzięli? Ojciec, rodzeństwo… matka, która też nie stanęła w jej obronie. Ale czy kiedykolwiek to zrobiła? Póki była na tym świecie, miała wygodne życie, którego nie chciała zmieniać. Ale Hanna nie wdała się w nią…

Teraz to już nie ma znaczenia. Jej kłopoty wkrótce się skończą. Za kilka dni będzie pić szampana. Może nawet kupi sobie najdroższego w sklepie i wypije z miejscowymi menelami. Tak… na złość!

27.07

Uroczystość pogrzebowa odbyła się już kilka dni temu. Aż trudno uwierzyć, że tak szybko jest po wszystkim. I to bez żadnych większych emocji czy chociaż jakichś zakłóceń. Nic się nie wydarzyło. Świat nie stanął w miejscu, nie uderzył grom z jasnego nieba, nawet ksiądz się nie pomylił ani nawet nie zaciął przy wygłaszaniu laudacji na cześć zmarłego. Cóż… z pewnością te formułki miał już wyćwiczone do perfekcji. Firma organizująca ostatnie pożegnanie także stanęła na wysokości zadania. Przybyło bardzo wiele osób, które, tak jak ona, były bardzo zdziwione, że tak szybko Najwyższy powołał go do siebie. Mógł jeszcze trochę pożyć… Przecież trzymał się nie najgorzej. Hance było żal, a szczególnie było jej przykro, że nie wykonała wtedy telefonu. Miała zadzwonić do ojca… Bo przecież miał imieniny, ale zapomniała! Akurat opijała rocznicę otwarcia kolejnej firmy. Impreza nieco wymknęła się spod kontroli… A gdyby zadzwoniła, zdążyłaby z nim porozmawiać, zanim… Ma mu jeszcze tyle do opowiedzenia! Za późno… Mimo tego, iż szczerze próbowała skupić się na rozmyślaniu o zmarłym, przypominając sobie wspólnie spędzone chwile, pośród których wiele było naprawdę dobrych, to jednak jej myśli nieustannie krążyły wokół czegoś zupełnie innego — listu od notariusza. To on nie dawał Hance spokoju. W napięciu wyczekiwała dnia, w którym jej wszystkie problemy z długami znikną. A ona udowodni braciom, że też potrafi prowadzić biznesy.

4.08

W końcu naszedł ten dzień — moment przekazania spadku. W kancelarii prawnej zgromadzili się bracia ze swoimi żonami oraz ona. Rozsiedli się wygodnie na najwyższej klasy krzesłach i w skupieniu zaczęli przyglądać się prawnikowi. Ten, jak na złość, wcale nie śpieszył się w przekazaniu ostatniej woli zmarłego. Dosyć ślamazarnie szukał testamentu, a gdy go wreszcie znalazł, powiedział nieśpiesznie:

— Dowody osobiste poproszę. Sprawdzić tożsamość muszę, takie wymogi! — dodał znudzonym głosem.

Nigdy jeszcze z takim pośpiechem Hanka nie szukała swoich dokumentów, a i tak odnalazła je jako ostatnia, gdyż w czeluściach jej olbrzymiej torebki ciężko było znaleźć cokolwiek.

Po dopięciu spraw formalnych, notariusz postanowił przeczytać ostatnią wolę zmarłego:

„Drogie dzieci, jeśli to słyszycie, to znak, że mnie już nie ma pomiędzy Wami. Nie smućcie się, taka jest kolej rzeczy. Chcę, żebyście wiedzieli, że bardzo Was kocham. Postawiłem podzielić swoje dobra między Was, bo mnie już one się nie przydadzą. Pamiętajcie jednak, szczególnie kieruję te słowa do Hani, że pieniądze nie są najważniejsze! Trzeba umieć znaleźć balans pomiędzy tym, co materialne a niematerialne. Trzeba rozwijać swoje talenty. Zawsze Wam to powtarzałem, ale już nie będę. I nie chcę się rozpisywać i tak narzekaliście, że wiecznie za dużo mówię.

Kochani, postanowiłem, co następuje: dom rodzinny pragnę przekazać najstarszemu mojemu dziecku Robertowi, moje najnowsze auto oraz wszystkie oszczędności w gotówce daję Adamowi, a mojej najukochańszej córeczce chciałbym przekazać tabliczkę najwspanialszej na świecie czekolady”.

Na te ostatnie słowa Hania otworzyła ze zdziwienia oczy. Czyżby się przesłyszała? Nerwowo zwróciła się więc do notariusza:

— Mógłby pan przeczytać ostatnie zdanie, bo chyba nie dosłyszałam!?…

— Ojciec zapisał pani w spadku tabliczkę czekolady. Już ją daję! O… proszę — wyjął pudełko z szuflady i wyciągnął rękę ku Hannie, dodając — Hiszpańska z migdałami, z pewnością smaczna! — zaśmiał się jeszcze.

Hankę zatkało. To nie może być prawda; jakiś sen. Koszmar w zasadzie. Przecież obiecała pracownikom, że jak tylko wróci ze sprawy spadkowej, to wypłaci im zaległe pensje. Czy ten człowiek w garniturze sobie z niej żartuje??? Usłyszała rozbawione szepty rodzeństwa. No nie, a ich jeszcze to bawi!

— Panie notariuszu, pewnie zaszła jakaś pomyłka — powiedziała Hanka niepewnym głosem.

— Nie wydaje mi się. Wszystko jest napisane w testamencie, może Pani sobie sprawdzić — powiedział spokojnie i podsunął jej dokument do przeczytania.

— Ale ja nie cierpię czekolady!!! — zawołała żałośnie.

— Współczuję — odparł beznamiętnie notariusz, po czym powoli zaczął się zbierać do wyjścia.

— No cóż, Haniu. Ojciec miał szczególne poczucie humoru. Musisz mu wybaczyć! — powiedział Robert, usiłując powstrzymać śmiech.

— Hanka, w zaistniałej sytuacji, uważam, że nie musisz nam zwracać pieniędzy za pogrzeb. Ja pokryję je za ciebie — dodał Adam całkiem poważnie.

Tego było już za wiele dla biednych uszu dziewczyny. Zerwała się z krzesła, zabrała z biurka czekoladę i wybiegła z gabinetu.

5.08

Zapowiadał się niezły upał. Hanka i Ola umówiły się przed wejściem do galerii. Zakupy miały poprawić humor im obu. Niestety u Hani było krucho z pieniędzmi. Ciągle nie mogła uwierzyć, że ojciec zrobił jej takie świństwo. W torebce miała jeszcze tę cholerną czekoladę. Co za farsa! Tak ją potraktować. Była w końcu jednym z jego dzieci. Szczerze mówiąc, wcale nie miała ochoty nigdzie wychodzić, ale Oli odmówić nie mogła. Narzeczony kilka dni temu oznajmił jej, że wyjeżdża za granicę na kontrakt i jest to dla niego znacznie ważniejsza umowa niż ta zawarta z nią.

— To już chyba lepiej mieć ojca łotra — pomyślała głośno Hanka i zaśmiała się złowrogo. Otworzyła lodówkę i zaklęła — Cholera jasna! Co jest?

***

Upał naprawdę dawał się we znaki, więc nawet dobrze, że musiała zostać w domu. O pierwszej miał przyjść chłopak od lodówki. Działał jedynie zamrażalnik. Wrzuciła więc do niego, co mogła, jednak najbardziej przydały jej się kostki lodu. Czekoladę starannie omijała. Kiedy miała przeczytać jeszcze raz przekazany przez notariusza list, usłyszała dźwięk domofonu. Otworzyła bramę, a już po chwili spoglądała na niezłego przystojniaka. Niestety był nieco za młody dla niej. Nie przypominał fachowca, ale tylko on miał czas.

***

— Proszę pani, spalił się agregat. Tego już się nie da uratować! — powiedział z poważną miną.

— No teraz to pan żartuje. Pan się w ogóle na tym zna? — zapytała Hanka niezbyt uprzejmie.

— Raczej tak. Rozumiem, że jest pani zła, ale nie opłaca się tego naprawiać. Lepiej kupić nową. Ta, to już tylko na złom.

***

Umówili się jeszcze tego samego dnia o siedemnastej. Chłopak miał zabrać starego grata. Dobrze, że nie musiała mu dopłacać. I tak było u niej naprawdę krucho. Wkrótce to ją wyniosą z tego mieszkania tak, jak tę lodówkę. Zimną, starą i nikomu niepotrzebną.

Kiedy opróżniała zamrażalnik, usłyszała pukanie do drzwi.

— Już? — zdziwiła się. — Miałeś być później!?

— Wiem, ale przejeżdżaliśmy akurat w okolicy i bez sensu było się wracać! — powiedział młody znawca lodówek.

— Aaa… ok. No to wchodźcie. Czym chata bogata! — powiedziała ironicznie, mając na myśli przeklęty, bezużyteczny już sprzęt AGD.

6.08

— Panie Maciusiu! Tam są jeszcze graty do zabrania! Pan weźmie, zobaczy!

— Słucham?

— No z tej lodówki, co to wczoraj przywieziona. Ten łachudra już się z łapami pchał, ale go pogoniłem; tam jakieś rarytasy. Leżą w kanciapie w kącie, bo gorąco, a to się rozpuścić może — z troską w głosie powiedział stróż.

— A to trzeba było mu dać! — odpowiedział Maciek wesoło.

— Każdemu, ale nie jemu, Panie Maciusiu! Nie takiemu… tfu!

— Spokojnie, Panie Zbyszku! Taki upał, a pan się denerwuje! Muszę już znikać. Robota czeka.

— Już, już! — zawołał i po chwili wrócił z siatką. — Niech się pan obróci, to do plecaka włożę! — zadyrygował chłopakiem. — No. I gotowe! Do jutra, chłopcze!

— Do jutra! — odpowiedział Maciek i popędził rowerem w kierunku centrum miasta.

***

— O dzień dobry! Co podać? — zapytała wyraźnie zadowolona ekspedientka.

— To, co zwykle, pani Olu! Trzy bułeczki z maczkiem i trzy z sezamem! — odpowiedział klient. Zapłacił, podziękował i wyszedł.

Dziewczyna na chwilę przysiadła, bo upał był okropny. Klimatyzacja nie wyrabiała. Ola czuła, że tusz jej się topi i spływa wraz z trzema warstwami starannie nałożonych fluidów. Postanowiła zmyć to wszystko i pozwolić skórze odetchnąć. Ruchu prawie nie było, więc wyciągnęła kosmetyczkę, ale nie znalazła w niej mleczka do demakijażu. Postanowiła po prostu umyć twarz. Jeśli ktoś kiedyś próbował zmywać w ten sposób tzw. tapetę, wie, że to nie jest proste!

Gdy dziewczyna była mniej więcej w połowie, ktoś z impetem otworzył drzwi. Ola łypnęła kątem oka i zamarła. To był ten jej smarkaty adorator.

— Hej, młody, poczekaj chwilę! Ok? — zawołała nie całkiem życzliwie.

— Jasne. Nie spieszy mi się! — odpowiedział chłopak. Następnie otworzył plecak, żeby napić się coli. Wtedy dopiero zobaczył, że dźwigał na plecach jakieś mangowate owoce, słoik z dżemem i smakowicie wyglądającą, hiszpańską czekoladę z morzem migdałów. Musiał to wszystko wyjąć, żeby dokopać się do butelki z piciem. Kiedy już miał pakować rzeczy z powrotem, pomyślał — Teraz albo nigdy!

Śliczna ekspedientka wciąż miała głowę pochyloną nad umywalką. Chłopak wyciągnął długopis, chwycił kartkę, która leżała na ladzie i coś na niej napisał. Następnie położył ją wraz z czekoladą tuż przy kasie i cały purpurowy na twarzy szybko opuścił sklepik, rzucając jedynie krótkie — Nie mogę już się doczekać!

***

— Olka!!! Co to tutaj robi? — wrzasnęła Hanka.

— Nie wrzeszcz tak! Głowa mi pęka! — powiedziała dziewczyna, wracając z łazienki. — No już Ci mówię! W końcu zmyłam to dziadostwo, podchodzę do lady, a tam karteczka i ta czekolada. Słodkie prawda? Myślisz, że powinnam pójść z nim na randkę? On jest chyba trochę młodszy, ale wysoki, przystojny i ma takie piękne, zielone oczy — rozmarzyła się Ola!

— Czy ty jeszcze trzy dni temu nie rozpaczałaś po swoim podłym narzeczonym? — zapytała złośliwie Hanka.

— Może, ale minęły już trzy dni, jak słusznie zauważyłaś. To iść czy nie? — zastanawiała się, trzymając w rękach smakołyk od chłopaka. Miała ochotę spróbować pysznie wyglądających migdałów w czekoladzie, ale nie zdążyła. Hanka wyrwała jej z ręki opakowanie i zabroniła otwierać przy sobie. Wyraźnie była wściekła. Nie panowała nad emocjami.

— To jest ta czekolada! Ją dostałam od ojca w spadku! Rozumiesz!? Skąd ty ją masz? Jak wyglądał ten chłopaczek? Mów! — krzyczała, a Ola pękała ze śmiechu. Nagle zadzwonił jej telefon. Odebrała, zrobiła poważną minę i wybiegła.

Hanna została sama ze swoimi myślami. W jej ręku wciąż tkwiła czekolada. Dziewczyna była zła i smutna jednocześnie. Najbardziej jednak przerażał ją fakt, że w skrzynce na listy piętrzą się białe koperty. Wkrótce listonosz nie będzie miał ich gdzie wrzucać.