Czas ucieka - Wiesława Maciejak - ebook + książka

Czas ucieka ebook

Wiesława Maciejak

4,1

Opis

Z fabularnym rozmachem opowiedziana historia o tym, że nie ma miłości bez zaufania i że warto walczyć o swoje szczęście…

Miłość Teresy i Ksawerego kwitnie. Jednak nagła decyzja Ksawerego o podróży do Londynu w sprawach, jak twierdził, zawodowych zmienia plany narzeczonych i zmusza ich do przesunięcia daty ślubu.
Choć odłożony ślub w końcu dochodzi do skutku, a powód wyjazdu wkrótce się wyjaśnia, jego konsekwencje burzą spokój Teresy. Nieoczekiwanie pojawia się dziecko, które komplikuje życie małżonków.

Czas ucieka, a bohaterowie powieści "A życie się toczy" dopisują kolejne lata i kolejne wydarzenia do swoich losów.

Moje życie było banalne. Lata powojenne - trudne i biedne. Potem małżeństwo, macierzyństwo, praca zawodowa, niedająca satysfakcji. Przejście na emeryturę pozwoliło mi zająć się pisaniem, początkowo były to krótkie wspomnienia, opowiadania, wreszcie nabrałam odwagi i napisałam powieść, a właściwie dwie. Może mój przypadek dodam otuchy seniorom, którzy często uważają, że w starszym wieku - już tylko nuda, smutek i oczekiwanie...
Wiesława Maciejak autorka „A życie się toczy”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 276

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (14 ocen)
7
3
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Copyright © Wiesława Maciejak, 2018

Projekt okładki

Agata Wawryniuk

Zdjęcie na okładce

© acalmelor/Unsplash.com; nenilkime/Freepik

Redaktor prowadzący

Anna Derengowska

Redakcja

Ewa Witan

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8123-856-4

Warszawa 2018

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

 

OD AUTORKI

W dwa tysiące szesnastym roku ukazała się moja książka zatytułowana A życie się toczy, opisująca dzieje rodziny, która w ciągu stu lat przeżywa różne perypetie, czasem smutne, czasem wesołe. Jednym słowem, samo życie.

Książka spotkała się ze sporym zainteresowaniem czytelników i często słyszę pytania, co dalej się działo z bohaterami. Postanowiłam więc kontynuować tę rodzinną historię i tak powstał drugi tom Czas ucieka.

Żeby odświeżyć pamięć tym z państwa, którzy czytali pierwszą opowieść, a tym, którzy nie czytali, ułatwić rozeznanie się w rodzinnych koligacjach, przedstawiam najważniejsze postaci:

Waleria Józefowa – matka Marianny, babki Teresy

Dziedzic Kazimierz Bilski – ojciec Marianny

Marianna – córka Walerii i dziedzica Bilskiego

Franciszek – mąż Marianny

Fela, Wanda, Marta, Marysia – ich córki

Honorata – córka Franciszka z poprzedniego małżeństwa

Marcel i Róża – dzieci Honoraty i Lucka

Teresa – jedyna córka Feli i Kazimierza

Ewa i Adam – dzieci Teresy i Jana, jej zmarłego męża

Ewa wyjechała do USA i mieszka w Kalifornii z mężem, Jurkiem, oraz dziećmi: Tomciem i Anią. Adam po skończeniu studiów przeniósł się w Bieszczady.

Janusz – przez jakiś czas życiowy partner Teresy

Ksawery Bilski – wielka miłość Teresy, jej drugi mąż i, tak jak ona, prawnuk dziedzica Kazimierza Bilskiego.

 

Obecna powieść rozpoczyna się niedługo po tym, jak Ksawery oświadczył się Teresie i włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy z błękitnym kamieniem.

SAMOTNOŚĆ

Słońce schowało się za wysokim kasztanem pokrytym białymi „świeczkami”. Teresa siedziała przed domkiem Ksawerego zachwycona otaczającym ją pięknem. Bardzo lubiła tę porę, kiedy ciszy nie mąciły nawet ptaki, zajęte karmieniem piskląt. W powietrzu unosił się subtelny zapach kwiatów i trawy wilgotnej od rosy. Na jasnym niebie ukazał się młody księżyc. Teresa poczuła chłód. Otuliła się pledem i pogrążyła w rozmyślaniach.

Jak to jest… Życie toczy się dalej i nie mamy na nie żadnego wpływu. To łańcuch przypadków, a właściwie przyczyn i skutków. Niczego nie można zaplanować, niczego być pewnym! Zdarzają się nieoczekiwane sytuacje i człowiek musi się do nich dostosować bez względu na to, czy chce czy też nie.

Od oświadczyn Ksawerego upłynęło ponad pół roku. Z radością przypominała sobie ten wieczór. Kwiaty, dobre wino i on, wpatrzony w nią jak w tęczę. Tańczyli, przytulali się, całowali, nie zwracając uwagi na otoczenie. Uroczysta kolacja się skończyła, a na palcu Teresy lśnił magicznym blaskiem pierścionek z błękitnym kamieniem. Nie zdejmowała go ani na chwilę.

Wkrótce nadeszły jesienne chłody, potem mroźna zima, a oni wciąż żyli tamtym dniem. Omawiali szczegóły ceremonii ślubnej, przyjęcia weselnego, układali listę gości. Droczyli się, ustalając ostateczny termin, przekomarzali o drobiazgi, kolor sukni, bukiet i tak dalej, i tak dalej. Jedno było pewne: przysięgę mieli złożyć w skierniewickim kościele Świętego Jakuba, gdzie miłość aż po grób przysięgali sobie dziadkowie i rodzice Teresy.

Znowu powróciła myślami do tamtych chwil. Serce jej drżało, kiedy przypominała sobie błyszczące szczęściem oczy Ksawerego. Czuła delikatny dotyk jego palców, gdy wkładał jej pierścionek zaręczynowy. A jednak… Tak się wszystko pogmatwało!

Niedługo po zaręczynach Ksawery bardzo się zmienił. Posmutniał, przygasł. Rzadziej ją odwiedzał, mniej chętnie zostawał na noc. Był powściągliwy i przygnębiony. Czuła, że dzieje się coś złego. Tylko co? Co mogło tak dręczyć jej ukochanego mężczyznę?

Któregoś dnia przyszedł z kwiatami. Popatrzył na nią poważnie, bez uśmiechu.

– Tereniu, nastąpiły pewne perturbacje. Musimy przesunąć termin ślubu.

– Dlaczego? – wyszeptała słabym głosem.

– Widzisz, kochanie, kilka dni temu otrzymałem wiadomość z angielskiej firmy, z którą współpracuję, że mają dla mnie pilne i dobrze płatne zajęcie w Londynie. Chcą, żebym szybko przyjechał na jakiś czas.

– Na długo? – zapytała.

– Dokładnie nie wiem, ale to może potrwać. Szkoda, że ta sprawa wypadła tak nagle, bo mogłabyś pojechać ze mną, ale teraz już nie załatwimy tak szybko paszportu ani wizy.

Spojrzała uważnie na Ksawerego. Nagle jak żywa stanęła jej w pamięci podobna scena. Déjà vu! Wtedy o odejściu mówił Jan, jej ukochany mąż, a dziś usłyszała to samo od narzeczonego!

– Możesz mi przysiąc, że to jedyna przyczyna odwołania ślubu? – spytała ze ściśniętym sercem.

– Tereniu, to nie odwołanie, tylko przesunięcie terminu. Kocham cię, ale nic nie mogę poradzić. Muszę jechać. Uwierz mi, to naprawdę konieczne!

– Kiedy jedziesz?

– Za kilka dni.

Błagała, żeby powiedział coś więcej, lecz zmienił temat. Zaczął narzekać na samochód, potem na pogodę. Teresa znała już dość dobrze swojego uparciucha i wiedziała, że nic więcej z niego nie wyciągnie.

Zadzwonił następnego dnia.

– Tereniu, źle się czuję, mam podwyższoną temperaturę, katar i kaszel. Byłem u lekarza. Przepisał leki i powiedział, że muszę się porządnie wykurować, bo wyjazd niebawem. Mam już zabukowany bilet do Londynu.

– Zaraz do ciebie jadę!

– Proszę, nie przyjeżdżaj, możesz się zarazić. Nie ryzykuj bez potrzeby. Troszczy się o mnie pani Dziunia, przecież wiesz, jaka jest opiekuńcza i jak o mnie dba. Przed wyjazdem postaram się wpaść do mojego kochania, to omówimy resztę spraw.

Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Teresa zakreślała w kalendarzu każdy dzień bez Ksawerego. Bardzo tęskniła. Wciąż myślała o ich ostatniej rozmowie. Nie mogła pojąć, dlaczego nagle wszystko się zmieniło.

Popatrzyła dokoła. Pięknie tu było. Domek Ksawerego, znajdujący się blisko Kampinosu, otaczała młoda zieleń, a dzięki pani Dziuni, nieocenionej gospodyni, nawet jakieś kwiatki już zakwitły w ogródku. Ale trudno cieszyć się wiosną, gdy w sercu smutek i niepewność. Postanowiła na noc wrócić do swojego mieszkania, chociaż tam z każdego kąta wyzierał smutek i samotność. Tak jej brakowało Ewy, która mieszkała z mężem i dziećmi w Kalifornii, czyli na drugim końcu świata. Na dodatek Adaś zakochał się w Bieszczadach i zaraz po obronie pracy magisterskiej wyniósł się w góry, chyba już na dobre.

Teresa przypomniała sobie, że w domu czeka na nią przyniesiony z biura skoroszyt pełen papierów do sprawdzenia. Zajmie się pracą i trochę oderwie od problemów, zwłaszcza od myśli o Ksawerym.

Przed blokiem wszystkie miejsca parkingowe były zajęte. Podjechała na sąsiedni parking, gdzie udało jej się wcisnąć skodę w niewielką lukę. Zapadał zmierzch, włączyły się uliczne latarnie. Szła wolno, z opuszczoną głową. Nagle, już przy wejściu do bloku, usłyszała znajomy głos.

– Witaj, księżniczko!

Znieruchomiała. Kątem oka zobaczyła Janusza. Odwróciła się energicznie.

– Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę z tobą rozmawiać! – powiedziała stanowczym tonem.

– A ja bardzo! Mam ci sporo do powiedzenia. Na wasz temat. Twój i twojego narzeczonego. Proszę, porozmawiajmy. Pozwól mi wejść do ciebie. Na kilka minut! Nie mogę mówić na ulicy. To ważne! Obiecuję, że nie zostanę długo.

Popatrzyła na niego spod oka. Wyglądał schludnie. Był nawet ogolony! Może lepiej, żeby raz się wygadał i wreszcie dał jej spokój. Wpuściła go do środka i otworzyła drzwi od mieszkania. Janusz wziął jej rękę i podniósł do ust.

Popatrzył Teresie w oczy i zaczął cichym głosem:

– Księżniczko, już zapomniałaś, a przecież tyle nas łączyło.

Natychmiast cofnęła rękę.

– Daj spokój. Mów, co masz do powiedzenia, i spadaj. Jestem zmęczona.

– Myślałem, że jak nie ma twojego kochasia, to może wrócisz do mnie.

– Co takiego? Janusz, opanuj się! A zresztą, dosyć! Wynoś się!

– Nie bądź taka harda! Może spuścisz z tonu, kiedy ci powiem, w jaki sposób wypłoszyłem twojego gacha, o, przepraszam – dodał ironicznie – narzeczonego!

Teresa znieruchomiała.

– O czym ty mówisz?

– Nie pomogło przekłuwanie opon, nawet mordobicie go nie powstrzymało i jeszcze parę innych niespodzianek.

– Domyślałam się, że to twoja sprawka.

– Wreszcie postanowiłem powiedzieć mu o tobie wszystko. Wszystko!

– O mnie? A co ty takiego o mnie wiesz?

– Powiedziałem, że tylko po wierzchu jesteś taka powściągliwa, natomiast w łóżku zachowujesz się jak najgorsza dziwka, że jedynie forsa ci w głowie, że jesteś jak żmija, jadowita i wyrachowana. W pracy wymagasz od innych, a sama jesteś leniwa i bezmyślna. Wszystkie sukcesy swoich pracowników przedstawiasz jako własne. Opowiedziałem mu dokładnie, co i jak. Opisałem każdą naszą pieszczotę, wszystkie twoje gierki. Nie ominąłem najmniejszego szczegółu. I mam satysfakcję, że wreszcie pomogło. Nie dał mi dokończyć, ale po tym, co usłyszał, i tak nie spojrzy już na ciebie! Uciekł na drugi koniec świata, byle dalej od „swojej ukochanej”! Teraz tylko ja ci zostałem. Jeszcze będziesz mnie na kolanach prosić, żebym wrócił.

– Wynoś się! Natychmiast!

– Dziwka! – warknął.

Tego było za wiele! Teresa nagle odzyskała władzę w nogach. Podeszła do drzwi i otworzyła je gwałtownie.

– Wynocha, bo zawołam policję! Wynoś się, ty… ty chamie, ty bydlaku!

Janusz spojrzał na nią; twarz miał wykrzywioną ze złości. Wyszedł nonszalanckim krokiem, nie protestując. Gdy już był za progiem, rzucił jeszcze wiązankę okropnych wulgaryzmów. Douczył się wśród pijaków i meneli.

Teresa zamknęła za nim drzwi. Opadła na fotel i rozpłakała się z upokorzenia.

Słusznie podejrzewała Janusza o te świństwa w stosunku do Ksawerego. Nie mogła uwierzyć, że nagadał mu takich kłamstw, takich obrzydliwości. Nagle wszystko zaczęło się układać jak puzzle. Zrozumiała, dlaczego po takich informacjach Ksawery nie mógł już na nią patrzeć. Jego delikatność nie pozwoliła mu natychmiast zerwać. Kluczył więc, wymigiwał się, wreszcie wyjechał, a teraz prawie nie dzwoni. O, Boże! Ten drań, ten podły typ zniszczył ich szczęście. To straszne! Poczuła się taka bezsilna. Nie wiedziała, jak może ukarać Janusza. Najlepiej byłoby go… zabić. Tak! Zabić! To dla niego jedyna kara. Tylko jak to zrobić? Wzdrygnęła się. Co też jej przychodzi do głowy?

A swoją drogą, jak trudno kogoś naprawdę poznać! Janusz wydawał się kulturalnym, dobrze wychowanym mężczyzną. I mówił, że ją kocha! Co to za miłość, która myśli tylko o zranionej ambicji, o własnym ego, nie przejmuje się, że robi krzywdę kochanej osobie.

Płakała długo, wreszcie usnęła w fotelu i spała tak do rana.

Gdy się ocknęła, było już widno. Bolały ją wszystkie kości, w głowie huczały obelgi Janusza, w ustach czuła niesmak. Weszła do łazienki. Przeraziła się, zobaczywszy w lustrze swoją twarz. Włosy w nieładzie, oczy przekrwione, pod nimi paskudne wory. Nie może się pokazać w pracy w takim stanie. Podniosła słuchawkę i wykręciła numer do kadr.

– Pani Jadwigo, bardzo źle się czuję, proszę o dzień urlopu.

– Oczywiście, pani kierownik. Życzę zdrowia.

Teresa wypiła kawę, zapaliła papierosa, co niezwykle rzadko jej się zdarzało, i zaczęła sobie to wszystko układać w myślach. Dawno temu wyczytała w jakiejś bajce, że ranek mądrzejszy od wieczora. A może sytuacja nie jest taka straszna, jak by się zdawało. Wszak Ksawery nie zerwał z nią kontaktu. Rzadko, ale przecież dzwoni. Trudno, jedyne, co może teraz zrobić, to czekać na kolejny ruch z jego strony.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

OD AUTORKI

SAMOTNOŚĆ

U RÓŻY

GIENIO

POWITANIE

NARESZCIE RAZEM

ŻYCIE JAK NOWE

KŁOPOTY

LONDYN

ZNOWU W DOMU

KRAKSA

NOWA PRACA

W PRACY

KSAWERY W LONDYNIE

MAŁGOSIA

PANI ZOSIA

WIGILIA

SYLWESTER

BIELSKO-BIAŁA

ZNOWU W DOMU

WIZYTA DZIECI

ROZPRAWA

ŻAŁOBA

W LONDYNIE

ROZMOWA

WESELE

MARCEL I KLARA