Cuda świętego Maksymiliana Marii Kolbego Część 2 - oprac. Katarzyna Pytlarz - ebook

Cuda świętego Maksymiliana Marii Kolbego Część 2 ebook

oprac. Katarzyna Pytlarz

0,0

Opis

Ojciec Maksymilian strzeże nas z nieba

Cały chciał być dla Boga i cały dla ludzi, a wszystko czynił przez Niepokalaną. Dlaczego? Bo Ona niczego nie zatrzymywała dla siebie, ale wszystkim się dzieliła – najpierw z Bogiem, a później z innymi. Kolbe pragnął Ją w tym dawaniu naśladować.

Fragment wstępu

Po świętach wielkanocnych przywieźliśmy sześciomiesięczną córeczkę ze szpitala. Znajdowała się w bardzo ciężkim, wręcz nieuleczalnym stanie, jednak za sprawą o. Maksymiliana Kolbego została uzdrowiona.

Mój mąż zachorował bardzo poważnie na serce. W dniu Trzech Króli przechodził w szpitalu ciężki atak, występowały poty, silne osłabienie, utraty przytomności. W tych chwilach zwróciłam się do o. Kolbego z pełnym spokojem: „Ojcze Kolbe, przyjdź tu, do łóżka męża, a on nie umrze”. Atak szczęśliwie minął.

Modlitwa

Dobry Boże, nie daj mi płakać, że boli, ale daj moc, by powstać jak Chrystus, ale daj odwagę, by stanąć w obronie jak Ojciec Maksymilian. Jak rycerz, który wie, że miłość silniejsza jest niż śmierć.

W książce znajdziesz świadectwa cudów, chronologię życia ojca Maksymiliana Marii Kolbego, a także przejmujące nabożeństwa drogi krzyżowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Moi drodzy, pamiętajmy o tym i przypominajmy sobie to często, że wystarczy jedno zwrócenie się do Niepokalanej czy słowem, czy wzrokiem, czy choćby myślą tylko, by Ona naprawiła to wszystko, cośmy zepsuli – i w nas, i dookoła nas w innych; by pokierowała nami w chwili obecnej i wzięła w opiekę naszą przeszłość i wyniki naszej pracy w przyszłości. Dlatego często się do Niej uciekajmy.

św. Maksymilian

© Wydawnictwo WAM – Księża Jezuici, 2019

Opieka redakcyjna: Klaudia Bień

Korekta: Irena GubernatProjekt okładki: Andrzej SochackiNa okładce obraz autorstwa Lucjana Jagodzińskiego umieszczony w kaplicy w Niepokalanowie.Skład: Edycjana podstawie projektu Krzysztofa BłażejczykaŚwiadectwa opublikowane w tej książce pochodzą z archiwum w Niepokalanowie, dokąd zostały nadesłane w latach 1957–1960.Wydawca dołożył wszelkich starań, aby ustalić autorstwo dróg krzyżowych umieszczonych na ss. 163–213 niniejszej książki, jednak nie w każdym przypadku okazało się to możliwe. Autorów, których nie udało nam się ustalić, prosimy o kontakt z Wydawnictwem WAM.NIHIL OBSTATPrzełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał, Kraków, dn. 30 stycznia 2019 r.,l.dz. 23/2019ISBN 978-83-277-2131-0WYDAWNICTWO WAMul. Kopernika 26 • 31-501 Krakówtel. 12 62 93 200e-mail: [email protected]Ł HANDLOWYtel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496e-mail: [email protected]ĘGARNIA WYSYŁKOWAtel. 12 62 93 260www.wydawnictwowam.plDruk: OZGraf • Olsztyn

Wstęp

Ostatnia, czternasta stacja ziemskiej drogi krzyżowej o. Maksymiliana. Góra Ukrzyżowania. Plac apelowy niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, ko­niec lipca 1941 roku. Franciszkanin nie był sam. Rzadko zresztą bywał w życiu sam. Lubił ludzi, szukał ich, rozmawiał i chętnie słuchał, a kiedy ktoś napotykał trudności, starał się mu pomóc – słowem lub czynem. Z myślą o ludzkich potrzebach – szczególnie duchowych, ale nie tylko – zakładał klasztory i wydawnictwa, wydawał gazety, wyjeżdżał na misje… Pełno było w nim życia, nadziei, miłości. Cały chciał być dla Boga i cały dla ludzi, a wszystko czynił przez Niepokalaną. Dlaczego? Bo Ona niczego nie zatrzymywała dla siebie, ale wszystkim się dzieliła – najpierw z Bogiem, a później z innymi. Kolbe bardzo chciał Ją w tym ­dawaniu naśladować.

Na ostatniej stacji swojej ziemskiej drogi krzyżowej ponownie stanął pośród ludzi. Tym razem jednak nie był między nimi dobrowolnie. Został zmuszony – aresztowany za to, że dobrze czynił, i wysłany transportem z Niepokalanowa do Auschwitz. Tych, pośród których stał, było wielu. Ilu dokładnie? Nie sposób powiedzieć! Myślę, że było ich tylu, ile obliczy ma ludzkie cierpienie i ile ran może zadać zło, grzech, nienawiść. Każdy z obecnych wobec „góry cierpienia”, jaką był dla niego plac apelowy Auschwitz, trwał skulony, zamknięty w swoich myślach i lękach, w napięciu oczekując na werdykt, ewentualne wskazanie palcem i „wybiórkę” na śmierć głodową. Sytuacja była istotnie dramatyczna: beznadziejność, niemoc, niemożność zmiany swojego losu. Już nie pracują, są „bezrobotni”, nie mogą nic zrobić, na nic i na nikogo wpłynąć, aby ich los się odmienił. Dramat rozgrywa się w ich wnętrzu. Nie patrzą na sąsiada, ich oczy wbite są w ziemię, a tak naprawdę utkwione we własnym wnętrzu. Może jest to ich ostatni apel, ostatnie spojrzenie na słońce, ostatnia myśl o bliskich, ostatnie wspomnienie doświadczonego dobra czy przeżytej miłości…? Są jak nieuleczalnie chorzy, niezdolni do tego, aby wpłynąć na zmianę swojej dramatycznej sytuacji.

Niniejsza publikacja zawiera liczne świadectwa ludzi dotkniętych nieszczęściem, chorobą, cier-pieniem. Człowiek, którego spotkało nieszczęście, chory czy doznający różnej formy niesprawiedliwości i cierpień, przeżywa wszystkie stacje swojej osobistej drogi krzyżowej, włącznie z upadkami i ukrzyżowaniem. Cierpiąc, szuka pomocy. Chodzi do lekarzy. Poddaje się badaniom i operacjom, regularnie zażywa przepisane lekarstwa. I choć najczęściej przynosi to ulgę i poprawę stanu zdrowia, to boi się, co będzie dalej – za miesiąc, za pół roku, za rok… Ze strachem spogląda w przyszłość, bo tyle jest chorób, których medycyna nie jest w stanie powstrzymać. Gdy lekarze przyznają, że są bezsilni, wydaje się, że nie ma już szansy na wyzdrowienie… Wtedy zwraca się o ratunek do świętych i prosi o cud – nagły, trwały.

Powróćmy jednak na plac obozowy Auschwitz. Im dłużej więźniowie trwali w niepewności, tym bardziej rosło w nich poczucie beznadziejności i cierpienia. Maksymilian był z nimi. Gdyby spojrzeć na niego z boku, można by stwierdzić, że niczym nie różnił się od pozostałych. Również dramatycznie wychudzony, zmęczony, przygarbiony, ubrany w obozowe łachmany. Świadkowie mówią, że mimo tych zewnętrznych podobieństw wydawał się inny. Słuchał nie tylko bicia własnego serca, ale również głosu Boga, słuchał uważnie tego, co mówią współwięźniowie. Modlił się, trzymając w dłoniach krzyż Chrystusa, który oddał, wychodząc z szeregu.

Stanie na placu apelowym nie było stratą czasu. Kolbe nie stał daremnie. Nie czekał na coś, ale na Kogoś – na objawienie się mocy i miłości Bożej. Być może powtarzał w duchu słowa Chrystusa z krzyża: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Ps 22,2; Mt 27,46; Mk 15,34), ale jednocześnie wiara pozwalała mu powtarzać za Jezusem słowa: „Ja nie jestem sam, bo ze Mną jest Ojciec, który Mnie posłał. (…) Ten, który Mnie posłał jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”(8,16.29).

Maksymilian stał niczym rycerz na placu boju, na którym ma się rozegrać ostateczna batalia, starcie dobra ze złem, światła z ciemnością. Nie czekał na głos Fritzscha, komendanta obozu zagłady, ale na rozkaz boskiego Mistrza. Usłyszał go w ciszy swojego serca i był mu posłuszny. Kochał posłuszeństwo, którego Niepokalana była wzorem. Wyszedł z szeregu. Odważył się. Nikt go do tego nie zmuszał. Uczynił to świadomie, dobrowolnie, z miłości do brata. Kiedy usłyszał, że Franciszek Gajowniczek – wymieniony z tymi, którzy mieli pójść do bunkra głodowego – ma żonę i dzieci, zrobiło mu się go bardzo żal i postanowił przyjść z pomocą. Na usłyszany w swoim wnętrzu głos miłości odpowiedział miłością.

Świadectwa zebrane w niniejszej książce, pochodzące z lat 1957–1961, mówią, że Kolbe nie przestawał (i nie przestaje również dzisiaj) przychodzić z pomocą: stawia czoła niesprawiedliwości i wstawia się u Boga, aby Ten wyleczył z choroby, uwolnił od cierpienia, pogodził ludzi, połączył rodziny. Niezwykłe w tym względzie jest świadectwo pani Teresy z Boryszyna, która pisze:

Pracuję dziesiąty rok w szkole, mieszkam przy rodzicach, z którymi – z pomocą Bożą – jakoś wspólnie sobie radzimy. Zwróciły na to uwagę pewne osoby. Przez rok zbierały materiał oparty na fałszywych podstawach, by móc mnie oskarżyć przed władzą oświatową, mimo że nikomu nic złego nie zrobiłam. W szkole wspierałam przez cały czas kult religijny – religia istnieje do dnia dzisiejszego bez przerwy i to było solą w oku wrogów.

Zaczęto wysyłać skargi na mnie do wydziału oświaty, a w końcu dotarły one do obywatela Gomułki. Sądziłam, że tego nie przeżyję. Pięć razy miałam rozprawy. Większość była za mną i za każdym razem zostawałam uniewinniona.

Wróg, podsycony niemocą szatana, napisał ponownie wniosek do ministerstwa oświaty i po upływie pewnego czasu miałam ponowne przesłuchanie na miejscu i w wydziale oświaty. W drodze na przesłuchanie gorąco i nieustannie wzywałam na pomoc o. Maksymiliana, bo cierpiał on niewinnie i zginął za bliźniego. Przesłuchanie wypadło po ojcowsku, a z ust wizytatora przemawiały słowa o. Maksymiliana. Po rozprawie zawołałam: „cud boski, cud!”.

Maksymilian mógł uratować swoje życie. Mógł przeżyć koszmar obozu i po wojnie rozwijać jeszcze bardziej swoje dzieło. Nie zrobił tego. Dlaczego? Bóg to wie. Nam pozostaje wierzyć, że los człowieka, i to niezależnie jakiego stanu, języka, kultury… był dla niego najważniejszy! Był ważniejszy od większych czy mniejszych dzieł. Kolbe wiedział, że człowiek jest największym dziełem na ziemi, stąd gotowość ratowania go za wszelką cenę.

Krótko trwał dramat, jaki rozegrał się na placu obozowym. Może kilka minut. W tych kilku minutach dokonał się cud miłości i cud życia: cudem miłości była ofiara życia św. Maksymiliana, cudem życia – uratowanie męża i ojca rodziny. Ale to nie wszystko. Kolbe uratował również godność człowieka, którą niszczył hitlerowski oprawca, obronił nadzieję na ostateczne zwycięstwo miłości. W mgnieniu oka tak wiele cudów!

Cud zawsze wywołuje zdumienie. Wiara uczy, że dokonać go może tylko Bóg. „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” – to pierwszy opisany w Biblii cud Boga. Nowy Testament przynosi opisy kolejnych – Jezus, żyjąc wśród ludzi, uzdrawiał, wskrzeszał zmarłych i wypędzał złe duchy. Wiemy, że zamienił wodę w wino, uciszył burzę, chodził po morzu, rozmnożył chleb… A ukrzyżowany – trzeciego dnia zmartwychwstał. Jezus czynił cuda i w Jego imię czynią je ci, którzy należą do Niego, którzy swoje życie oparli na Jego przykazaniach. Nic więc dziwnego, że człowiek, który wierzy w Boga, może wypraszać u Niego łaskę cudu; im bliżej Boga przebywa, tym mocniejsza i szybciej wysłuchana zostanie jego prośba.

Cuda są znakami od Boga, palcem Boga. Przez nie ukazuje On swoją dobroć i troskę. Uczy modlić się z ufnością, a w chwilach trudnych nie tracić nadziei. To, co uczynił Kolbe w Auschwitz, było cudem Boga, nie dziełem zwykłego człowieka; uczynił możliwym to, co wydawało się niemożliwe – pomógł zacho-wać godność człowieka i oddał z miłości życie za brata w obozie, w którym wszystko przeczyło godności i miłości.

Choć Maksymilian o tym nie wiedział, jednak przez całe życie przygotowywał się do tej chwili. Po prostu szedł wiernie swoją drogą krzyżową, stacja po stacji, ufając bardziej Bogu niż sobie, prosząc Niepokalaną i wzorując się na Niej. Wiedział, że nierzadko życie może człowieka zaskoczyć, ale jeśli idzie wiernie swoją drogą, kiedy się modli i rozdaje miłość, jak tylko może, życie, choroba, cierpienie go nie załamią.

Niniejsza publikacja jest świadectwem tej prawdy. Bolesna, uciążliwa i trudna była droga krzyżowa osób, które wysłały świadectwa do Niepokalanowa. Nie załamały się jednak one, nie przestały prosić o pomoc i szukać sposobów na rozwiązanie trudności. W wielkiej potrzebie, w której się znalazły, zwróciły się również do o. Maksymiliana. Nie był wtedy jeszcze kanonizowany, nawet nie był błogosławiony. To jednak nie przeszkodziło w tym, by szukać u niego ratunku: bo skoro zrobił tyle dobra za życia, dlaczego nie może zrobić jeszcze więcej po śmierci? – pytali wierni. Sam wszak miał kiedyś powiedzieć, że za życia pracować może tylko jedną ręką, po śmierci zaś będzie mógł działać obiema rękami. Stąd wielka i ufna prośba o jego wstawiennictwo.

Nawet ci, którzy go nie znali, wyczuli, że był kimś szczególnym, wyjątkowym, bliskim Boga. Prosili go więc o wstawiennictwo u Tego, który wszystko może. Szukali u niego pomocy w znalezieniu pracy, w powrocie do zdrowia, uzdrowienia z nieuleczalnej choroby, prosili go o przywrócenie zgody w rodzinie i w wielu innych potrzebach, niemal wszystkich, jakie niesie życie… Był rok 1957, do beatyfikacji jeszcze bardzo daleko, lecz już wówczas ludzie byli głęboko przekonani o świętości Maksymiliana; przez jego wstawiennictwo prosili więc Boga o różne dary i je otrzymywali. Podziękowania nadsyłali do Niepokalanowa. Oto jedno z nich, autorstwa pani Marii:

Poczuwam się w obowiązku donieść, iż za wstawiennictwem wielebnego o. Maksymiliana doznałam łaski uzdrowienia dla mojej siostrzenicy, która mieszka w Warszawie. Kiedyś w jej nogach pojawił się skrzep i przez kilka lat leczyła się u lekarzy specjalistów. Stosowano różne zabiegi, takie jak przeszczepienie skóry, i wszystko bez skutku. Przeszczepienie odpadło i porobiły się bolesne rany. Obecnie nogi się zagoiły, a zawdzięczam to właśnie czcigodnemu o. Maksymilianowi, gdyż prosiłam go o tę łaskę z wielką ufnością. W dalszym ciągu modlę się, prosząc Matuchnę Bożą Niepokalaną o jego rychłą kanonizację.

Świadomość posiadania orędownika u Boga, przez którego Bóg dokonuje cudów, wyzwala ludzi z poczucia samotności, opuszczenia, beznadziejności. W trudnych i ciemnych czasach komunizmu, w chorobie czy innych nieszczęściach jedni znajdowali w nim przyjaciela w cierpieniu, inni lekarza w chorobie, jeszcze inni mądrego doradcę, wiernego i dyskretnego powiernika swoich trudności… Jednym słowem, widzieli w Maksymilianie ewangelicznego Szymona z Cyre-ny, który pomaga im dźwigać krzyż cierpienia lub choroby, dając jednocześnie nadzieję na zmartwychwstanie.

Z tych względów jest to publikacja wyjątkowa. Pozwala przemówić tym, którzy najpierw niejako zaniemówili pod ciężarem nieszczęścia, a teraz opowiadają z radością o łasce uzdrowienia. Jest to zatem książka o nadziei: na powrót do zdrowia, odzyskanie utraconego mienia, zwycięstwo prawdy, ale też o nadziei na sprawiedliwy wyrok, umorzenie spraw, pojednanie, zgodę w rodzinie…

Zdzisław Józef Kijas OFMConv

Rzym, 8 stycznia 2019

125. rocznica urodzin św. Maksymiliana Marii Kolbego

ŚWIADECTWA

Dobrze spełniać to, co ode mnie zależy, a dobrze znosić to, co ode mnie nie zależy – oto jest cała doskonałość i źródło prawdziwego szczęścia na świecie.

–––––––– * ––––––––

św. Maksymilian Kolbe

Padaczka

Regina, Białogard

Od siódmego roku życia cierpiałam na straszną chorobę św. Walentego. Jako dziecko miewałam jej ataki po dwadzieścia razy na dobę, a gdy byłam starsza – od siedmiu do dziesięciu razy na dobę i tak się męczyłam do momentu ukończenia 23 lat. Moja matka chodziła ze mną do najlepszych lekarzy i sprzedała nawet ostatni kawałek ziemi, aby wyleczyć mnie z tej choroby, ale nic nie pomagało.

Pewna starsza pani, która jest wielką czcicielką Matki Niepokalanej i która należy już ze trzydzieści lat do Milicji Niepokalanej i Jej bractwa, powiedziała mi, bym zwróciła się o pomoc do Matki Najświętszej. Zapisała mnie do Milicji Niepokalanej w Niepokalanowie, skąd otrzymałam cudowny medalik i obrazek Matki Najświętszej oraz obrazek o. Maksymiliana. Zawiesiłam to wszystko na szyi i zaczęłam się modlić, gorąco błagając Ich o zdrowie.

Po tym dostałam jeszcze raz ataku padaczki. Pani, o której pisałam, miała przy sobie wodę z Lourdes i wlała mi jej do ust. Od razu przejrzałam na oczy i oprzytomniałam. Od tej pory już nie mam padaczki i czuję się dobrze. Dziękuję gorąco Matce Najświętszej, że doznałam tak wielkiej łaski. Proszę ojców o ogłoszenie tego cudu. Mogę zeznać nawet pod przysięgą kościelną, że tak się stało.

Bez pracy

Stanisława

Na początku ubiegłego roku otrzymałam nowennę do czcigodnego o. Maksymiliana Kolbego. Byłam wtedy poważnie chora na serce i nerwy miałam tak silnie rozstrojone, że dostawałam drgawek na całym ciele. Pozostając bez pracy, nie mogłam się leczyć. Po od-prawieniu nowenny i serce, i nerwy się uspokoiły, a kiedy zaczęłam prosić o pracę – i tę łaskę otrzymałam, toteż pragnę podziękować Matce Najświętszej, o. Maksymilianowi i św. Antoniemu.

Strapienie

Rozalia, Piła

Będąc magazynierką artykułów mięsnych i mając niesumiennego współpracownika, zauważyłam poważny niedobór w stanie magazynu, wskutek czego groziła mi sprawa sądowa. W tym strapieniu udałam się do Matki Najświętszej za wstawiennictwem o. Kolbego, prosząc o ratunek i obiecując to ogłosić w „Rycerzu Niepokalanej”. Zostałam wysłuchana, a chcę zaznaczyć, że o fakcie tym dowiedziały się zaledwie trzy osoby. Owego pracownika przesunięto do innej pracy, a co najważniejsze – wspomniany niedobór w bardzo krótkim czasie został wyrównany. Wywiązując się z danego przyrzeczenia, składam publiczne podziękowanie Matuchnie Najświętszej i świątobliwemu o. Kolbemu. Proszę Boga o jego rychłą beatyfikację1.

1 Ojciec Maksymilian Kolbe został beatyfikowany 17 października 1971 roku przez papieża Pawła VI, a następnie kanonizowany 10 października 1982 roku przez papieża Jana Pawła II. Świadectwa umieszczone w tym tomie pochodzą w dużej mierze z lat wcześniejszych, stąd w wielu z nich znajdują się prośby o wyniesienie o. Kolbego na ołtarze (przyp. red.).

Smutek i rozpacz

Wiktoria, Katowice

W marcu ubiegłego roku zachorowałam ciężko na nerki i pęcherz. W ciągu dwóch miesięcy straciłam na wadze przeszło dziesięć kilogramów. Byłam bardzo zrozpaczona. W tym smutku udałam się z gorącą prośbą do Niepokalanej za przyczyną o. Maksymiliana, męczennika oświęcimskiego. Zamówiłam mszę świętą, piłam też wodę z Lourdes, którą mi czcigodni bracia przysłali. I o dziwo, moje zdrowie się polepszyło, znowu przybrałam na wadze i już mogę więcej jeść, chociaż nadal nie jestem zupełnie zdrowa. Do tego jeszcze męczy mnie reumatyzm, ale ufam, że Matka Najświętsza za przyczyną o. Maksymiliana zupełnie mnie uzdrowi.

Rodzice

Henryka, Glinojeck

Prosiłam o. Maksymiliana Kolbego o wstawiennictwo w wyjednaniu łaski u Boga i otrzymałam to, co zdawało mi się niemożliwe. Pragnęłam mieć swoich rodziców przy sobie, lecz sprzeciwiali się temu teściowa i mąż. Z lękiem i bólem myślałam o tym przez całe lato, by nie zostawiać starszych rodziców na zimę bez opieki. Lecz oto dobry Bóg za przyczyną Matki Najświętszej i o. Maksymiliana Kolbego udzielił mi tej łaski, bo tak się wszystko ułożyło, że rodzice mieszkają już przy mnie. Miałam też drugą prośbę do o. Maksymiliana i również została ona wysłuchana.

Bardzo mnie to interesuje, czy o. Maksymilian już zostanie zaliczony w poczet świętych. Przecież to taki wielki czciciel Maryi. Przeżywamy rok maryjny i tyle w tym roku otrzymaliśmy łask – my i cały lud polski. Tak potrzebujemy tej pomocy Maryi i świętych.

Znowu mam prośbę do Matki Najświętszej i ponownie muszę prosić o. Maksymiliana Kolbego o wstawiennictwo, bo martwię się o męża i boję się o dzieci, których mam czworo, lękam się o ich przyszłość. Taka jestem słaba i bezsilna, tak potrzebna mi po-moc Boża.

Zagojona rana

Bożena, Rutki Stare

Jechałam z rozpędem rowerem z dużej góry i zaczepiłam się o krzak. Rower pozostał na krzaku, a ja potoczyłam się kilka metrów naprzód, uderzając moc-no ramieniem o grudę, tak że ledwie przywlekłam się z powrotem do domu. Ręką nawet ruszyć nie mogłam. Zwróciłam się o pomoc do czcigodnego o. Ma-ksymiliana. Zaraz zaczęłam odprawiać nowennę. Jeszcze nowenny nie skończyłam, a już poczułam znaczne polepszenie. Teraz czuję się prawie zdrowa, tak że inni podziwiają, że mi się to tak prędko zagoiło, a przecież mam już 56 lat. Myślę, że to czcigodny o. Maksymilian mnie uzdrowił, a raczej za jego przyczyną zrobiła to Niepokalana.

Modlitwą wszystko (prawdziwie pożyteczne) na pewno otrzymasz. Ale natrętnie, stale módl się; z coraz większą żarliwością. A Pan Bóg przez cię będzie cuda wykonywał.

–––––––– * ––––––––

św. Maksymilian Kolbe

Pocieszenie

Jadwiga, Debrzno

W ubiegłym roku doznaliśmy wiele smutku. Modliłam się do Niepokalanej za wstawiennictwem o. Maksymiliana i Niepokalana mnie wysłuchała. Ostatnio, po świętach, zachorował ciężko mój mąż. Modliłam się do o. Kolbego, aby wstawił się do Niepokalanej i wyjednał mu zdrowie. Dzięki Ich pomocy mąż nie musiał iść do szpitala i leczony tylko przez lekarza, wraca do zdrowia.

Teraz, od 25 stycznia, odmawiamy nowennę do o. Maksymiliana, aby ten sługa Boży wstawił się do Niepokalanej, by Ona odwróciła od nas te nieszczęścia, które przechodzimy tu, na zachodzie Polski.

Krótka modlitwa

Apolonia, Gościeradz

Cierpię na bóle głowy i leżałam ciężko chora, umęczona częstymi atakami, podczas których traciłam przytomność. Wtedy to właśnie otrzymałam z Niepokalanowa pisemko pt. Ojciec Maksymilian Orędownikiem u Niepokalanej z załączoną krótką modlitwą. Zaczęłam ją odmawiać codziennie, a po kilku dniach wstałam z łóżka i czuję się lepiej. Przesyłam podziękowanie wraz ze skromną ofiarą na szerzenie czci o. Maksymiliana, orędownika u Niepokalanej.

Rozprawy

Teresa, Boryszyn

Pracuję dziesiąty rok w szkole, mieszkam przy rodzicach, z którymi – z pomocą Bożą – jakoś wspólnie sobie radzimy. Zwróciły na to uwagę pewne osoby. Przez rok zbierały materiał oparty na fałszywych podstawach, by móc mnie oskarżyć przed władzą oświatową, mimo że nikomu nic złego nie zrobiłam. W szkole wspierałam przez cały czas kult religijny – religia istnieje do dnia dzisiejszego bez przerwy i to było solą w oku wrogów.

Zaczęto wysyłać skargi na mnie do wydziału oświaty, a w końcu dotarły one do obywatela Gomułki. Sądziłam, że tego nie przeżyję. Pięć razy miałam rozprawy. Większość była za mną i za każdym razem zostawałam uniewinniona.

Wróg, podsycony niemocą szatana, napisał ponownie wniosek do ministerstwa oświaty i po upływie pewnego czasu miałam znowu przesłuchanie na miejscu i w wydziale oświaty. W drodze na przesłuchanie gorąco i nieustannie wzywałam na pomoc o. Maksymiliana, bo cierpiał on niewinnie i zginął za bliźniego. Przesłuchanie wypadło po ojcowsku, a z ust wizytatora przemawiały słowa o. Maksymiliana. Po rozprawie zawołałam: „cud boski, cud!”. Bo któż jak nie On widzi ludzkie cierpienie i ból zadany niewinnym przemocą tego świata…?

Skrzep

Maria, Koszyce

Poczuwam się w obowiązku donieść, iż za wstawiennictwem wielebnego o. Maksymiliana doznałam łaski uzdrowienia dla mojej siostrzenicy, która mieszka w Warszawie. Kiedyś w jej nogach pojawił się skrzep i przez kilka lat leczyła się u lekarzy specjalistów. Stosowano różne zabiegi, takie jak przeszczepienie skóry, i wszystko bez skutku. Przeszczepienie odpadło i porobiły się bolesne rany. Obecnie nogi się zagoiły, a zawdzięczam to właśnie czcigodnemu o. Maksymilianowi, gdyż prosiłam go o tę łaskę z wielką ufnością. W dalszym ciągu modlę się, prosząc Matuchnę Bożą Niepokalaną o jego rychłą kanonizację.

Konie

Stefania, Wybczyk

Zimą zachorował nam koń. Ze względu na porę nocną i silną mgłę nie mogłam się udać do weterynarza ani też do kogoś z okolicznych mieszkańców. Zaczęłam się modlić do wielkiego sługi Bożego o. Maksymiliana Kolbego i wziąwszy jego obrazek, poszłam do stajni. Obrazkiem tym pogładziłam konia, który wstał i położył się na drugim boku, leżąc spokojnie przez trzy godziny. Wróciłam do izby, zaufawszy całkowicie Bogu. Po pewnym czasie córki przyszły ze stajni i powiedziały: „Mamo, koń już chrupie ze żłobu”. Tego dnia zupełnie wyzdrowiał.

Również u sąsiada zachorował koń. W dzień jeszcze robili nim w polu, a w nocy już miał się źle. Pojechali z nim do weterynarza. Tam go zbadano i dano mu zastrzyk, mówiąc, aby szybko wracać z nim przez pola, bo na drodze może paść. Sąsiad wrócił do do-mu, a konia zostawił przy stogu, bo ten już nie mógł iść dalej. Zobaczywszy konia i dostrzegłszy, że jest chory, poszłam z tym obrazkiem i modląc się, pogładziłam nim biedne zwierzę, które natychmiast wstało, a zaprowadzone do stajni zaczęło pić i jeść. Za te łaski składamy serdeczne podziękowanie i polecamy się nadal opiece Bożej.

Umorzona sprawa

Maria, Pogórze

Mojemu mężowi w ubiegłym roku groziło więzienie, choć był niewinny. Sprawa była poważna. Ja, mając słabe zdrowie i pięcioro nieletnich dzieci, znalazłam się w kłopocie. Zwróciłam się wraz z dziećmi do o. Ma-ksymiliana, posłałam na mszę świętą i prosiłam, żeby męża zasądzono z zawieszeniem, lecz całkiem niespo-dziewanie sprawa została umorzona. Widzę w tym wstawiennictwo o. Maksymiliana.

Obojętność religijna

Maria, Biała Podlaska

Po świętach wielkanocnych przywieźliśmy sześciomiesięczną córeczkę ze szpitala. Znajdowała się w bardzo ciężkim, wręcz nieuleczalnym stanie, jednak za sprawą o. Maksymiliana Kolbego została uzdrowiona.

Cierpiała na biegunkę krwawą przez miesiąc i na zwykłą przez trzy tygodnie. Prócz tego przechodziła zapalenie oskrzeli, trzy razy zapalenie uszu, w główce było pełno ropy. Lekarze orzekli, że dziecko cudownie to wytrzymało. W ciągu trzech tygodni przybyło jej na wadze półtora kilo.

Nie jest jeszcze całkowicie zdrowa, ale mimo przebycia tak ciężkich chorób wstaje i podnosi główkę, obraca się sama w obie strony. Zapalenie uszu jeszcze nie ustąpiło i kaszel również. Doktor z Lublina powiedział, by rodzice nadal modlili się o jej zdrowie. Mąż mój, pragnąc uprosić łaskę zdrowia dla chorej dzieciny, zerwał z obojętnością religijną i poszedł z nami wszystkimi do spowiedzi. Przez dziesięć lat modliłam się o jego nawrócenie. Po spowiedzi był zadowolony i było mu lekko na duszy.

Nic nie ufaj sobie: we wszystkim całkowicie zaufaj miłosierdziu Bożemu, co przez Niepokalaną cię prowadzi.

–––––––– * ––––––––

św. Maksymilian Kolbe

Wyśniony ratunek

Jadwiga, Bestwina

Niedawno odwiedziła mnie znajoma, zrozpaczona z powodu choroby swej dziesięcioletniej córki. Wspomniałam o czcigodnym o. Maksymilianie i przekazałam przysłany mi kiedyś przez was tekst nowenny do o. Kolbego, którą i ja się modliłam. Córeczka koleżanki wyzdrowiała. Jej matce, Zofii, jak sama mi opowiadała, przyśnił się o. Maksymilian, wskazując niejako drogę ku naszej ukochanej Matce Niepokalanej.

Maszyna do szycia

Bronisława i Olga, Opole

Otrzymałam łaskę za przyczyną o. Maksymiliana Kolbego, którą niżej opisuję. Obie z matką jesteśmy repatriantkami ze Lwowa, z tą różnicą, że ja przyjechałam na zachód w 1946 roku, a matka kilkanaście lat później. Za przyczyną św. Józefa, oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, oraz abpa Józefa Bilczewskiego2 i jego matki dostałyśmy dobre mieszkanie i jako taką pracę. Nasza garderoba i bielizna były jednak już kompletnie wytarte, dlatego niezbędna nam była maszyna do szycia (obie szyjemy), bo nasza została we Lwowie. Maszyna do szycia kosztuje około trzech tysięcy, a ja zarabiam przeciętnie około czterystu złotych. Trudno nam też zdobyć lepszą pracę, ponieważ ja mam już 59 lat, a moja matka 84. Nie możemy więc pozwolić sobie na taki wydatek.

Prosiłyśmy o pomoc Boga w tej sprawie i przyszło nam na myśl, by prosić Go za przyczyną Matki Najświętszej i o. Maksymiliana Kolbego. Obiecałyśmy sobie wtedy, że jeśli stanie się ten cud, to napiszemy podziękowanie do „Rycerza Niepokalanej” z prośbą, by opis tej łaski był włączony do łask potrzebnych do beatyfikacji o. Maksymiliana Kolbego. Po złożeniu tej obietnicy i odprawieniu nowenny przypadkowo spotkałam na ulicy znajomego urzędnika z wojewódzkiej rady narodowej, który znając dobrze nasze położenie materialne, dowiadywał się, jak się czujemy. Powiedziałam mu wtedy o potrzebie posiadania maszyny do szycia, która mogłaby polepszyć naszą sytuację finansową. Poradził mi wtedy, by złożyć podanie do PCK o takową, to może dostaniemy. Zrobiłam tak, jak ten pan mi doradził, i czekałyśmy cierpliwie i z ufnością w pomoc Bożą, choć z pewną rezerwą co do pomocy o. Maksymiliana. Dziś jednak z największą radością stwierdzamy możne wstawiennictwo o. Kolbego, bo przed kilkoma godzinami dostałyśmy zawiadomienie, że 2 lipca mam się zgłosić po odbiór maszyny do szycia w PCK w Opolu.

Nie jest mi łatwo ubrać w słowa radość i wdzięczność, jakie czuję za ten wielki dar w postaci maszyny do szycia – dla nas biednych zdawałoby się nieosiągalny, a jednak realny. Składam z matką najgorętsze podziękowania Matce Najświętszej i o. Maksymilianowi z prośbą, by jak najszybciej mogła się odbyć beatyfikacja tak możnego w łaski i cuda sługi Bożego.

2 Józef Bilczewski (1860–1923) – arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego, rektor Uniwersytetu Lwowskiego. Przyczynił się do powstania 330 obiektów sakralnych na terenie archidiecezji lwowskiej. Wspomagał materialnie ubogich, w tym studentów i robotników. W 1907 roku pozwolił osiedlić się pallotynom na terenie swojej diecezji. Podczas polsko-ukraińskich walk o Lwów stał na czele komitetu ratunkowego dostarczającego żywność osobom najbiedniejszym. Był wielkim czcicielem Najświętszej Maryi Panny. Został beatyfikowany 26 czerwca 2001 przez papieża Jana Pawła II i kanonizowany 23 października 2005 przez papieża Benedykta XVI (przyp. red.).

Droga krzyżowa

Wanda, Płociczno

Przez cały tydzień moja dziewięcioletnia córka leżała w domu i gdy nie było żadnej poprawy, wezwałam lekarza, który stwierdził zapalenie ucha i zapalenie opon mózgowych. Kilku innych lekarzy potwierdziło tę diagnozę. Dziecko nie dawało się ruszyć z miejsca, dostawało przy tym bowiem silnych wymiotów i bólu głowy. Przez tydzień żołądek nie przyjmował nawet wody. Gdy już było widać, że stan córki jest beznadziejny, upadłam na kolana przed jej łóżkiem, trzymając w ręku obrazek Matuchny Niepokalanej i o. Maksymiliana Kolbego. Gorąco się wtedy modliłam i roniłam łzy, wołając o pomoc. Ludzie przy tym obecni mówili, że jeśli dziecko wyzdrowieje, będzie to jedynie łaska od Boga.

Oddałam córkę do szpitala, a gdy lekarze orzekli, że stan jest ciężki, bo ona właściwie walczy ze śmiercią, przeżywałam okropny ból i tylko myśli o Bogu i modlitwa dodawały mi otuchy. I oto naraz dostałam z Niepokalanowa cudowną wodę z Lourdes. Poszłam natychmiast do spowiedzi i komunii świętej w intencji dziecka. Potem odprawiłam na kolanach drogę krzyżową, prosząc o. Maksymiliana Kolbego i św. An-toniego o wysłuchanie mej prośby. Przybywszy do szpitala, zauważyłam, że dziecko już może poruszać główką i z wysiłkiem nawet samodzielnie usiąść.

Moje serce przepełnione było wdzięcznością dla Boga. Posmarowałam główkę córki wodą z Lourdes i dałam jej kilka kropelek do ust. Po niecałym tygodniu, ku zdumieniu lekarzy, moja córka mogła już wstać o własnych siłach – i to po trzech tygodniach ciężkiej choroby, podczas której nawet nie mogła się podnieść. Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, że Bóg i o. Maksymilian Kolbe byli jedynymi lekarzami mojego dziecka.

Poświęcony różaniec

Irena, Pasikonie

W maju albo w czerwcu 1956 roku w sklepie w Zawadach kupiłam ciastka i w domu dałam je do zjedzenia córce Wiesi. Po tych ciastkach, mniej więcej po godzinie, podałam jej zimnego rosołu. Po upływie godziny (była to już pora wieczorna) dziecko zaczęło wymiotować i dostało rozwolnienia, zrobiło się bardzo sine i zaczęło się niespokojnie rzucać. Oczy Wiesi stanęły w słup, uporczywie patrzyła w sufit. Na moje wołanie: „Wiesiu, dziecko moje drogie”, zwracała na mnie tylko swój wzrok, ale nie była w stanie wymówić jakiegokolwiek słowa. Około godziny drugiej w nocy nastąpił najsilniejszy i już czwarty z kolei atak. Pod wpływem silnych boleści Wiesia zaczęła się bardzo rzucać, jej oczy odwróciły się bielmem na wierzch. Mąż, widząc, jak dziecko wije się z boleści, wziął je na ręce, ale to nie przyniosło żadnej zmiany czy ulgi. Nie wiedząc, w jaki sposób przyjść córce z pomocą, postanowiliśmy z nastaniem dnia zawieźć ją do lekarza.