Brudne sekrety - Małecka Katarzyna - ebook + audiobook

Brudne sekrety ebook i audiobook

Małecka Katarzyna

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

12 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Poślubiając Victora Koslova, Nadia Bowen czuła, że znalazła odpowiedniego partnera. Mężczyzna był przystojny, szarmancki i zamożny. Przyciągał uwagę wielu kobiet, tymczasem należał wyłącznie do niej. 

Po dwóch latach nad ich małżeństwem zebrały się burzowe chmury. Nadia - zmęczona byciem idealną - powoli zaczęła dostrzegać, że mąż dziwnie się zachowuje i najprawdopodobniej coś przed nią ukrywa. 

Przypadkoweg spotkanie z nieznajomym tylko ją w tym przekonaniu utwierdziło. Kobieta w końcu zdała sobie sprawę z tego, że wpadła w pułapakę. W jej życiu pojawił się Jason Blackwood - mężczyzna, który wydaje się wiedzieć o jej mężu więcej niż ona sama. 

Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 475

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 49 min

Lektor: Milena Staszuk

Oceny
4,6 (742 oceny)
546
110
61
21
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
elzbietaglowinska

Nie oderwiesz się od lektury

Ooo kurczę Królowa powróciła i to jak ?! Po Królu Południa , brakowało mi porządnie napisanej powieści . Nie zawiodłam się , takiej intrygi dawno nie czytałam a to jeszcze nie koniec … Brawo !
50
wissienka

Całkiem niezła

zazwyczaj czytam książki w jeden wieczór. ta pozycja zajęła mi ponad tydzień, męcząca niemiłosiernie. zawiera kilka błędów logicznych i absurdalnych bohaterów. pani Katarzyna rozczarowała tym razem.
51
Bobo249a

Nie oderwiesz się od lektury

oz cholera, no takiej bomby to się nie spodziewałam 🙆🙆🙆🙆🙆 super, polecam REWELACJA♥️♥️❤️💖❤️💜💜💚💚💙
20
Gajowska90

Nie oderwiesz się od lektury

wszystko od tej autorki biorę w ciemno. książka rewelacyjna , czyta się jednym tchem
20
aga1420

Z braku laku…

Trochę się przy niej męczyłam...
20

Popularność




Copyright © 2022

Katarzyna Małecka

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Strączyńska

Korekta:

Sandra Pętecka

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-945-5

Prolog

Nadia

Victora Koslova poznałam jedenastego sierpnia, w dniu swoich urodzin. Wpadł do firmy ojca niczym huragan, nawrzeszczał na niego i wyszedł. Bardzo mnie tym zaskoczył, ponieważ na mojego ojca nie krzyczał nikt – ani matka, która była jego żoną od ponad trzydziestu lat, ani sekretarka, którą była córka jego brata, ani ja, jego jedyna córeczka.

A Victor? Wparował do gabinetu bez pukania i urządził awanturę na miarę Oscara.

Gdy zapytałam ojca, kim, u licha, jest ten człowiek, zbył mnie machnięciem ręki, pocałował w czoło i kazał wracać do domu. Już wtedy jego zachowanie wydawało się podejrzane, lecz nie drążyłam tematu. Tata był uparty jak osioł, a ja doskonale wiedziałam, że jeśli nie będzie chciał mi powiedzieć, niczego z niego nie wyciągnę.

To było nasze pierwsze spotkanie, chociaż Victor nie zwrócił na mnie uwagi. Być może nawet mnie nie zauważył, a może był tak pochłonięty wykrzykiwaniem słów niezadowolenia, że umknęła mu widownia. Nie wywarł na mnie dobrego pierwszego wrażenia, a tym, że krzyczał na ojca, potężnego człowieka znajdującego się w pierwszej piątce najbogatszych przedsiębiorców w Seattle, szczerze mnie zszokował. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaką rolę w życiu taty odgrywa ten mężczyzna. Gdybym miała wybór, wolałabym się nigdy tego nie dowiedzieć.

Niestety życie pisze własny scenariusz, nie pytając nikogo o zdanie.

Nasza miłość nie była tą oszałamiającą, trafiającą znienacka, która całkowicie przesłania oczy różową mgiełką. Rodziła się z dnia na dzień, rozkwitała niczym pąki kwiatów na wiosnę, przybierając najróżniejsze kolory. Zakochiwałam się w jego pewności siebie, uśmiechu, uroczych dołeczkach w policzkach, jego sile oraz w sposobie, w jaki mnie traktował. Victor był silnym, postawnym mężczyzną, z czupryną czarnych, idealnie ułożonych włosów, o ciemnych oczach i lekkim zaroście. Kulturalny, szarmancki, dostojny. Czasami czułam się przy nim jak zagubiona owieczka, jednak mocno trzymał moją dłoń, prowadząc mnie we właściwym kierunku. Dzieliło nas osiem lat i kiedy ja nadal się uczyłam, Victor został prawą ręką mojego ojca, zdobył uznanie, a jego nazwisko szeptano z podziwem. Było pewne, że jeszcze wiele osiągnie.

Nasze życie wyglądało bajkowo: wymarzony, ogromny dom z przepięknym ogrodem, najnowszy model mercedesa, który nie wszedł jeszcze oficjalnie do sprzedaży, zakupy bez ograniczeń. Wszystko było tak, jak być powinno… do czasu. Po trzech latach, w dniu moich dwudziestych trzecich urodzin, dowiedziałam się czegoś, co roztrzaskało mój poukładany świat na kawałeczki.

Rozdział 1

Nadia

Machając nogą, przyglądam się ojcu. Składa podpisy na kilku dokumentach, wsuwa je do czarnej teczki i podaje Veronice – cycatej blondynce, mojej kuzynce, a jego bratanicy, która pełni funkcję sekretarki ojca. Choć z natury jest wygodnicka, pazerna i leniwa, na tym stanowisku radzi sobie całkiem nieźle. Veronice zależy na aprobacie, więc staje na głowie, licząc na wyższą pensję. Jak na razie pracuje tutaj na próbę.

Patrząc na jej wyuczony uśmiech, zastanawiam się, czy tata ma świadomość, że Verę posuwa prawie piętnaście lat starszy od niej informatyk z piętra niżej. Gdyby wujek Ronald o tym wiedział, wyszedłby z własnej skóry. Mimo że Veronica w tym miesiącu skończy dwadzieścia sześć lat, wuj jest koszmarnie przewrażliwiony na jej punkcie. Wyrządził jej ogromną krzywdę prezentami, wycieczkami i rozpieszczaniem – Vera oczekuje od życia wiele, mało dając od siebie.

Kiedy pewnej niedzieli podczas rodzinnego obiadu kuzynka dowiedziała się, że jestem z Victorem, straciła nad sobą panowanie. Nakładałam do pucharków lodowy deser, a ona wpadła do kuchni i wysyczała z nienawiścią, jak bardzo jest niesprawiedliwe to, że wybrał mnie. Victor wpadł jej w oko, przymilała się do niego, a on zbywał ją wymuszonym uśmiechem. Czasami, gdy spotykaliśmy się w biurze mojego tatulka, musiałam zaciskać usta, by nie wybuchnąć śmiechem. Mężczyzna posyłał mi wtedy spojrzenie mówiące: „zabierzcie ode mnie tę wariatkę!”. Współczułam mu, bo Veronica przesadzała, a jej zaloty były męczące. Victor wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie jest zainteresowany, ale to jak grochem o ścianę. Vera nie zamierzała ustąpić nawet wtedy, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Dała sobie spokój dopiero po naszym ślubie, na który przyszła z nadąsaną miną. Od tej pory nasze stosunki bardzo się pogorszyły, nad czym zbytnio nie ubolewam.

Z rozmyślań wyrywa mnie odgłos zamykanych drzwi. Potrząsam głową, wracam na ziemię i spoglądam na ojca. Podpiera łokcie na stole, a brodę na dłoniach, wlepiając we mnie ciemne niczym smoła oczy. Znam to spojrzenie. Widywałam je wiele razy, uodporniłam się na nie, choć wiem, że słowa ojca i tak mnie zranią.

Reprymenda za trzy, dwa, jeden…

– Nie zaliczyłaś egzaminu – odzywa się tonem przepełnionym rozczarowaniem. – Myślałem, że się do niego przygotowałaś.

– Wiesz, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Studia to ciężka sprawa.

Szczególnie kierunek, który kompletnie mnie nie interesuje.

– Owszem, dlatego musisz się bardziej przyłożyć. Nie żartuję. Wiesz, że na ciebie liczę.

– A ty wiesz, że nienawidzę presji. Poprawię egzamin – mamroczę wkurzona, wstaję z fotela za osiem tysięcy dolców i podchodzę do ogromnego okna, po czym zawieszam wzrok na panoramie Seattle.

Ten dzień dopiero się zaczął, a już mam go po dziurki w nosie.

– Oczywiście, że go poprawisz. Mam nadzieję, że tym razem będę miał powód do dumy.

– Mówisz tak, jakbym zawaliła całe studia, a to tylko potknięcie. O co tyle szumu?! – podnoszę głos, odwracam się i patrzę tacie w oczy. Wygląda na zaskoczonego moim wybuchem. – Nie patrz tak na mnie! Wiesz, że jestem impulsywna, kiedy ktoś podnosi mi ciśnienie.

– Czy wszystko u ciebie w porządku, córeczko? – Marszczy ciemne brwi, wstaje, podchodzi bliżej i chwyta w palce moją brodę, przez co jestem zmuszona stanąć z nim twarzą w twarz. – Mam nadzieję, że twój mąż dobrze się sprawuje?

Naprawdę kocham ojca, ale czasami doprowadza mnie do białej gorączki.

– Nawet o tym nie myśl. Nie będę ci się zwierzać z mojego małżeńskiego życia.

– Nie każę ci się zwierzać, po prostu pytam, czy Victor dobrze cię traktuje. Mam prawo się martwić.

– Nie musisz, wszystko jest w porządku. Victor jest wzorowym mężem. Zadowolony?

– Jesteś kąśliwa. Nie lubię tego – karci mnie i wraca na fotel.

– A wiesz, ilu ja rzeczy nie lubię? – Stawiam kilka kroków w stronę taty, pozwalając, by impulsywność przejęła nade mną kontrolę. – Nie lubię przeklętych korków, nie znoszę wstawać o szóstej rano, chodzić na zajęcia i wkuwać, nie mając czasu na nic innego. Nie lubię, kiedy Victor upomina mnie jak małe dziecko, nie lubię rodzinnych obiadków i nie lubię, gdy traktujesz mnie w ten sposób!

– Uważaj. – Unosi palec w niemym ostrzeżeniu. – Nie wiem, co cię dzisiaj ugryzło, ale jeśli masz zamiar mówić do mnie w ten sposób, wróć do męża.

Zakłada na nos okulary z grubą czarną oprawą i skupia wzrok na dokumentach, kończąc naszą rozmowę.

– Do męża? Mówisz tak, jakby był moim pieprzonym właścicielem. Wrócę do domu, tato. Do własnego domu! – Chwytam torebkę, otwieram drzwi i wychodzę z biura, nawet się nie odwracając.

***

Tak mocno ściskam kierownicę, że aż bolą mnie palce. Naciskam pedał gazu, przekraczając dopuszczalną prędkość, ale ignoruję to, bo w tym momencie w moich żyłach krąży czysta furia. Jestem zawiedziona oblanym egzaminem i wkurzona na ojca, ponieważ i tym razem nie omieszkał darować mi reprymendy. Znam jego zdanie, mam świadomość, czego ode mnie wymaga. Staram się, wypruwam sobie żyły, więc mógłby mnie wesprzeć, jeśli od czasu do czasu powinie mi się noga. Kocham go, mimo że czasem jesteśmy jak pies i kot. Potrafi wkurzyć mnie w sekundę, by za moment zmienić ton i brzmieć niczym kołysanka do snu. Jestem jego jedynym dzieckiem, więc troszczy się o mnie, niestety wbija szpilkę pod żebra, jeśli jest mną rozczarowany.

Tak jak dzisiaj.

Owszem, ten egzamin był ważny, ale świat się z tego powodu nie zawali. Po prostu nie dopisało mi szczęście, zabrakło trzech punktów do zaliczenia. Dla ojca ten szczegół nie ma znaczenia. Niezaliczony egzamin to niezaliczony egzamin, reszta się nie liczy.

Kiedy tata oświadczył, że mam studiować prawo, byłam załamana. Walczyłam z nim, lecz bez rezultatu. Wylałam morze łez, z czeluści umysłu wyciągnęłam masę argumentów, jednak ojciec zignorował prośby i groźby, zapisując mnie na prywatną uczelnię. Nauka zajmuje dużą część mojego dnia, a presja podcina mi skrzydła. Czasami popuszczam wodze fantazji, wyobrażam sobie, że wyjeżdżam daleko stąd, najlepiej na piękną plażę z błękitną wodą i ignoruję resztę świata. Ależ ojciec by się wściekł. Zatrudniłby tysiące ludzi, byle sprowadzić mnie z powrotem. Nie toleruje sprzeciwu, a ja potrafię wyprowadzić go z równowagi w ciągu paru sekund. Charakter odziedziczyłam po nim.

Wchodzę do domu kilka minut po pierwszej. Zsuwam ze stóp wysokie szpilki, odkładam torebkę na szafkę i odwieszam żakiet. Marzę o gorącej kąpieli z bąbelkami i kieliszkiem wina. To zdecydowanie nie był dobry dzień.

Zmierzam do kuchni, wyjmuję z lodówki butelkę, chwytam kieliszek i kieruję się na górę. Po dotarciu do łazienki okręcam kurki, wlewam ulubiony płyn do kąpieli i zrzucam z siebie ciuchy, po czym wchodzę do wanny.

Jak dobrze, że dzisiaj piątek, co oznacza, że w weekend odpocznę i naładuję akumulatory. Muszę poprawić ten cholerny egzamin. Na szczęście sesja dobiega końca i to jedyna wiadomość podnosząca mnie na duchu. Czeka mnie sporo wolnego, o którym marzę. Jestem zmęczona, wypompowana z energii, ale co najgorsze – totalnie wypalona. Te studia nie sprawiają mi krzty przyjemności, przekraczam próg uczelni z miną, jakbym szła na ścięcie. Boli mnie myśl o tym, jak bardzo ojciec steruje moim życiem. Jestem dorosła, jednak mam mało do powiedzenia.

Upijam łyk wina, gdy słyszę trzask drzwi wejściowych. Nasłuchuję znajomych, mocnych uderzeń eleganckich butów i po chwili do łazienki wchodzi mój mąż. Posyła mi seksowny uśmiech, poluzowuje krawat, a następnie podchodzi bliżej i kuca przy wielkiej wannie.

Victor Koslov to uosobienie ideału mężczyzny – wysoki, świetnie zbudowany, z przeszywającym spojrzeniem i zarostem, który uwielbiam drapać. Za każdym razem, kiedy wpatruje się we mnie niemal czarnymi jak noc oczami, zastanawiam się, jakim cudem ten niesamowity facet wybrał na żonę właśnie mnie. Wiele razy byłam świadkiem chciwych spojrzeń innych kobiet, ich zalotów, kokieteryjnych uśmiechów. Nie przeszkadzał im nawet fakt, że stałam obok męża. Czułam zazdrość i zagrożenie, choć ukochany obejmował mnie czule ramieniem.

Victor jest ostatnio bardzo zapracowany, przez co nie poświęca mi wiele czasu. Po ślubie zaczęło się prawdziwe życie, obowiązki, praca, co uświadomiło mi, że nasze małżeństwo nie jest tak idealne, jak myślałam.

– Hej, piękna – mruczy, po czym składa buziaka na moich ustach.

– Hej. Co robisz w domu o tej godzinie? – pytam zaskoczona.

– Miałem spotkanie z klientem na mieście i pomyślałem, że na chwilę wpadnę. Jak poszedł egzamin?

– Oblałam go – oświadczam bez emocji.

Victor marszczy brwi.

– Oblałaś? – pyta ze zdziwieniem. – Dlaczego? Czegoś nie zrozumiałaś?

– Nie rozumiem wielu rzeczy, Victorze. Mówi się trudno.

– Mam nadzieję, że będziesz mogła go poprawić.

Przytakuję ruchem głowy i powstrzymuję się od przewrócenia oczami.

– Widziałaś się z ojcem?

– Tak, zaprosił mnie na dywanik i zaserwował reprymendę. Jak zwykle był bardzo niezadowolony. – Mój ton ocieka żalem.

– Czasem przesadza, nie bierz tego do siebie. Świetnie sobie radzisz. – Ujmuje moją dłoń i składa na wierzchu pocałunek.

– Co nie zmienia faktu, że mam ogromną ochotę rzucić te studia.

Victor gwałtownie unosi głowę, a jego oczy są wielkie jak spodki.

– Co takiego? – szepcze. – Chyba nie mówisz poważnie?

– Mówię. – Obojętnie wzruszam ramionami. – Męczą mnie te studia.

– Nawet nie waż się tego robić, Nadia. To nieodpowiedzialne, rozumiesz?

Tak bardzo chciałabym zrobić coś nieodpowiedzialnego.

– Nieodpowiedzialne? – prycham. – Ani ty, ani ojciec nie dajecie mi żyć, nie widzisz tego? Jestem tym zmęczona, mózg mi wysiada. Niedługo wyląduję w psychiatryku. Te studia to był ogromny błąd.

– Nie mów tak. Jesteś bardzo zdolna, sama się na nie zdecydowałaś. Chcesz zostać prawniczką, tak? – pyta z nadzieją.

– Ja się na to zdecydowałam? To ojciec za mnie zdecydował, Victorze. Na początku mi zależało, żeby był zadowolony, ale teraz jestem wyczerpana. Może weźmiesz wolne w pracy i wyjedziemy na kilka dni? – Patrzę na niego błagalnie.

Cudownie byłoby ulotnić się z miasta, popływać na jachcie albo polecieć na Malediwy. Odkąd wyszłam za mąż, nie opuściłam Seattle.

– Nie mogę, kochanie. Mam naprawdę mnóstwo pracy. – Victor gasi mój entuzjazm.

Nie wzrusza mnie jego zbolała mina. Od pewnego czasu poświęca pracy każdą chwilę, siedząc w biurze do późna. Gdy wspominam o wakacjach, zbywa mnie, zanim zdążę się rozkręcić.

– Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Dobrze?

– Jasne – rzucam od niechcenia.

– Kocham cię – mówi czule.

Obserwuję, jak podwija rękaw śnieżnobiałej eleganckiej koszuli i wkłada rękę pod wodę. Kiedy jego smukłe palce dotykają mojej cipki, głośno wzdycham.

– Odpręż się, jesteś strasznie spięta. – Muska wejście palcem, a wzdłuż mojego kręgosłupa przelatuje fala ciepła.

Patrzę mu w oczy, oddając się przyjemności. Wie, gdzie dotknąć, by moje ciało stanęło w ogniu. Pieprzy mnie palcami, a kciukiem muska łechtaczkę. W spojrzeniu Victora odnajduję znajomy błysk pożądania. Przyśpiesza, wprawiając wodę w lekkie falowanie, a ja dyszę, zaciskając uda na jego dłoni, palce zaś wbijam mu w ramię. Przez moje ciało przebiega prąd, który kumuluje się w podbrzuszu i wybucha, paraliżując każdy nerw. Chyba tego było mi trzeba.

***

Nazajutrz budzi mnie podniesiony, wręcz wściekły, głos. Rozchylam powieki, ziewam przeciągle i spoglądam na poduszkę obok – jest pusta, w dodatku hałas się nasila. Opuszczam łóżko, człapię przez korytarz i docieram przed lekko uchylone drzwi gabinetu męża. Victor rozmawia przez telefon, rozrzucając papiery po biurku i podłodze. Rzadko widuję go tak wzburzonego. Jego interesy nie zawsze idą tak, jakby sobie tego życzył, a wtedy lepiej zejść mu z drogi. Skoro jest tak nabuzowany, widocznie znowu coś się spieprzyło.

– Czy ty postradałeś rozum? Myślisz, że to jest takie proste? Oświecę cię: nie, nie jest! Nie mam zamiaru aż tak ryzykować, ponieważ do stracenia jest zbyt wiele. Zaufałem ci w tej sprawie! – podnosi głos, przez co podskakuję.

Nie powinnam podsłuchiwać, Victor wiele razy ostrzegał, bym tego nie robiła. Jego interesy to teren zakazany. Jest prawą ręką mojego ojca, spoczywa więc na nim ogromna odpowiedzialność i presja. Tata jest na szczycie, jego nazwisko w Seattle zna każdy. Wszystko, czego dotknie, zmienia się w sukces. Cieszę się, że obaj mężczyźni tak świetnie się dogadują, a tata wspiera Victora.

– Nie! Wykluczone! Na razie sprawy pozostaną takie, jakie są. – Kończy rozmowę, rzuca telefon na biurko i podchodzi do okna, w które uderza pięścią, aż trzęsie się szyba.

Obserwuję go przez szczelinę w drzwiach i zastanawiam się, co tak bardzo wyprowadziło Victora z równowagi. Żałuję, że niczego mi nie mówi. Mogłabym go wesprzeć. W końcu jestem jego żoną.

– Kurwa! – krzyczy.

Wystraszona jego wściekłym tonem prawie dostaję pieprzonego zawału, z moich ust ucieka niekontrolowany pisk i odruchowo podskakuję, przez co niechcący uchylam drzwi.

Victor gwałtownie odwraca się za siebie, wlepia we mnie ciemne oczy, a jego twarz nie wyraża żadnych emocji.

– Co ty tutaj robisz? – Podchodzi bliżej, otwiera drzwi na oścież i zaciska pięści. – Powiedz, że nie podsłuchiwałaś mojej rozmowy, Nadia.

Przełykam ślinę, czując pełzający po ciele strach.

– N-nie podsłuchiwałam twojej rozmowy. – Wbijam wzrok w bose stopy, starając się zapanować nad oddechem. Wiem, że lepiej powiedzieć to, co chce usłyszeć. – Właśnie szłam na dół, ale usłyszałam, jak przeklinasz. Naprawdę nie podsłuchiwałam twojej rozmowy.

– Już dobrze. – Natychmiast łagodnieje. Przyciąga mnie, chowa w ramionach i składa na czubku głowy szybkiego całusa. – Zdenerwował mnie jeden z kontrahentów, straciłem nad sobą panowanie i musiałem dać temu ujście. Przepraszam. – Ujmuje moją twarz w dłonie, unosi i pieści kciukami policzki. – Jesteś najpiękniejszą kobietą na kuli ziemskiej. – Spogląda na mnie z miłością, odgarnia kosmyk włosów, po czym zakłada go za ucho.

Zdecydowanie uwielbiam kochanego i słodkiego Victora.

– Często mi to mówisz. – Zaciskam palce na jego nadgarstkach, mocniej wtulając policzki w męskie dłonie. – Jadłeś już śniadanie? Która właściwie jest godzina?

– Kilka minut po ósmej. Nie, nie jadłem jeszcze śniadania. Chodź. – Chwyta mnie za rękę i prowadzi na dół. – Za dwadzieścia minut mam ważne spotkanie, muszę się śpieszyć.

Jak zawsze, myślę.

W kuchni zastajemy Lydię – naszą gosposię. Pracuje dla nas, odkąd tuż po ślubie wprowadziliśmy się do tego wielkiego domu. Traktuję ją niemal jak starszą koleżankę, która rzuci dobrą radą, pocieszy, wypije ze mną butelkę wina. Oczywiście po kryjomu, inaczej Victor by się mocno zdenerwował. On, w przeciwieństwie do mnie, zachowuje wobec Lydii spory dystans.

– Dzień dobry, Li! Co dzisiaj dobrego na śniadanie? – szczebioczę, a następnie siadam na krześle stojącym przy wyspie kuchennej.

– Tosty francuskie, jajecznica z bekonem i szczypiorkiem oraz owoce i twój ulubiony koktajl z borówek.

– Och, tak! Nie ma nic lepszego niż twój słynny borówkowy koktajl.

– Dziękuję. Cieszę się, że ci smakuje. Jak widać, nie wszyscy są jego fanami. Prawda, panie Victorze? – Wymownie unosi brwi, spoglądając na mojego męża.

– Na pewno jest pyszny, ja po prostu nie przepadam za borówkami. Możesz zastąpić je truskawkami?

– Ależ oczywiście. Robi się. – Puszcza mu oczko, a ja chichoczę.

– Kochanie, dzisiaj organizuję bankiet. Wygraliśmy przetarg na budowę biurowca, chcę zaprezentować jego plan.

Rzednie mi mina. Nie ma to, jak zmarnować sobotni wieczór na nudny bankiet w gronie biznesmenów.

– Oczywiście zaszczycisz mnie swoją obecnością, prawda? – Zezuje na mnie znad telefonu.

Pragnę odmówić. Chcę sprawdzić jego reakcję, postawić na swoim, zdobyć się na szczerość, mimo to siedzę cicho. Victor to biznesmen, a ja jestem jego żoną, więc mam swoje obowiązki. Gdyby ojciec dowiedział się o moich wątpliwościach, do końca życia wypominałby mi brak wsparcia dla męża.

– W porządku – rzucam zrezygnowana.

– Świetnie! Dominica dostarczy ci kreację na uroczystość. Może dzisiaj fiolet?

– Doskonale wiesz, że nie znoszę fioletu. Dlaczego nie mogę sama pojechać na zakupy?

– Oboje wiemy, jak zakończyły się one ostatnim razem. – Patrzy na mnie wymownie, dając mi do zrozumienia, jak bardzo go wtedy zdenerwowałam.

Spodobała mi się piękna długa suknia w kolorze zgniłej zieleni z całkowicie odkrytymi plecami. Była boska, niestety Victor na jej widok dostał szału. Od tamtego czasu Dominica, stylistka i przyjaciółka jego matki, dostarcza mi sukienki, z czego nie jestem zadowolona. Nic tak nie poprawia kobiecie humoru jak zakupy z nieograniczoną kwotą na karcie.

– Niech przyśle kilka kreacji w kolorze czerni, może być z koronką.

– Dobry wybór. – Uśmiecha się szeroko.

Sięga po maślaną bułeczkę i nakłada na nią odrobinę dżemu. Jego samopoczucie jest wyborne. Jaka szkoda, że ponownie stchórzyłam.

***

Godzinę później Victor wychodzi, zostawiając mnie samą. Zazwyczaj nie pracuje w soboty, jednak dziś musi dopilnować bankietu, by wypadł najlepiej, jak to możliwe.

Siadam w ogrodzie, podwijam nogi pod pośladki i zamykam oczy, próbując nie myśleć o przyjęciu.

Nie przepadam za tego typu imprezami, jednak są ważne dla Victora i mojego ojca. Dawniej lubiłam brylować przy boku męża, napawać się jego męską postawą i widzieć uznanie w oczach innych ludzi. Teraz każdy bankiet wzbudza we mnie niechęć. Czuję się niczym przedmiot, dodatek do tego pięknego mężczyzny, przez co moja pewność siebie spada do zera. Victor ma na koncie kilkanaście wspaniałych inwestycji, jego nazwisko stało się rozpoznawalne. Cieszę się sukcesem męża i rozpiera mnie duma. Podziwiam jego osiągnięcia, zaangażowanie, jednak odczuwam też smutek. Czas naszego narzeczeństwa był cudowny, lecz kiedy wcisnęliśmy sobie na palce obrączki, czar prysł. Nie sądziłam, że dla męża praca będzie stała na pierwszym miejscu.

Dzień po dniu uświadamiam sobie, jak trudne jest życie w cieniu Victora. Studiuję to cholerne prawo, wypruwam sobie żyły, tracę na to ogrom czasu, byle go zadowolić. Victor powtarza, że jest ze mnie dumny, że mnie wspiera i wierzy, że będę wspaniałą prawniczką. Ja tę wiarę zgubiłam i być może jest to w jakimś stopniu jego wina. Zamknął mnie w pięknym świecie luksusu, przepychu i zachcianek spełnianych po pstryknięciu palcem. Czasami nachodzą mnie myśli, że mogłabym być nikim, a to i tak niczego by nie zmieniło. Nadal mieszkałabym w cudownym domu, miałabym wszystko, o czym bym zamarzyła, a Victor nadal byłby moim mężem. Po co marnować życie na coś, co nie sprawia radości? Odpowiedź jest prosta: presja. Gdybym rzuciła studia, ojciec zmusiłby mnie do powrotu na uczelnię. Wysunąłby najcięższe działa, żeby postawić na swoim, bo jego oczko w głowie nie może go rozczarować.

***

Wieczorem przygotowuję się do wyjścia. Biorę prysznic, smaruję balsamem ciało, a następnie robię nieco mocniejszy makijaż. Na co dzień prawie się nie maluję, jednak wiem, czego oczekuje mąż. On sam na każdym ważnym spotkaniu prezentuje się z klasą. Dominica dostarcza przed drzwi kolejny szyty na miarę garnitur, choć w garderobie Victora znajduje się ich pewnie setka. Nie mogę wyglądać byle jak, nie mogę przynieść mu wstydu, dlatego wciskam się w obcisłe kiecki, przywdziewam uśmiech i udaję dumną z męża żonę.

Wkładam do ucha długi kolczyk z pięknym szafirem, a potem przyglądam się sobie w lustrze. Długa czarna suknia idealnie układa się na ciele. Jest dopasowana niczym druga skóra, śliska i zimna. Zastanawiam się, czy Victor będzie zadowolony. Wyglądam skromnie, a to lubi najbardziej. Gdy założyłam wybraną przez siebie sukienkę bez pleców, stwierdził oschle, że przypominam dziwkę. Poczułam te słowa niczym siarczysty policzek, jednak ukryłam ból jak najlepsza aktorka, maskując go uśmiechem. Może inny mężczyzna spojrzałby na to inaczej, lecz mój mąż nie akceptuje odsłaniania przed światem zbyt dużej ilości ciała. Twierdzi, że to niestosowne, by obcy podziwiali coś, co należy tylko do niego. Nie kłóciłam się. Znam Victora wystarczająco, by wiedzieć, kiedy jest sens podjąć walkę, a kiedy najlepiej się poddać.

Bardzo rzadko wygrywam.

Rozdział 2

Nadia

Duszkiem wypijam resztkę szampana, która została w kieliszku, a później szukam wzrokiem kelnera przechadzającego się między gośćmi. Alkohol to mój jedyny kompan, ponieważ Victor przepadł w tłumie, zostawiając mnie samą. Nic nowego. Jestem potrzebna tylko po to, by się przywitać i pokazać przy mężu, potem mężczyzn pochłaniają rozmowy, prezentacja projektu, a żony zostają odstawione na boczny tor.

Kobiet jest mnóstwo, jednak z żadną nie jestem zaprzyjaźniona. Mimo tego, że z moim mężem pracuje wielu mężczyzn, nie utrzymuję bliższego kontaktu z ich drugimi połówkami. Nudziłabym się zdecydowanie mniej, gdybym mogła z którąś porozmawiać, lecz Victor ma surowe zasady dotyczące spoufalania się z pracownikami. Czasami zachowuje się jak pieprzony dziwak. Jesteśmy zupełnie inni. Ja jestem szalona, impulsywna, roztargniona i pyskata. Mój mąż natomiast jest ułożony, oddany firmie i opanowany do przesady. Wiele razy z premedytacją próbowałam go wkurzyć, by wreszcie okazał przynajmniej gram złości, ale średnio mi się udawało. Zawsze zdołał mnie przejrzeć i moją grę szlag trafiał.

– Przeszkadzam? – Z zamyślenia wyrywa mnie zachrypnięty męski głos.

Z zaciekawieniem przekręcam głowę i przyglądam się stojącemu przede mną mężczyźnie. W jednej dłoni trzyma drinka, drugą zaś nonszalancko wsunął do kieszeni spodni. Kącik jego ust unosi się w zadziornym uśmieszku, kiedy lustruję pokryte zarostem policzki, ładnie wykrojone wargi, a potem przesuwam się wyżej, na nos i wreszcie na ciemne hipnotyzujące oczy. Marszczę brwi, zastanawiając się, kim jest nieznajomy. Nigdy wcześniej go nie widziałam, bo taka twarz z pewnością utkwiłaby mi w pamięci.

– Nie, nie przeszkadza pan – dukam, odruchowo oblizując usta.

– Jason Blackwood – przedstawia się, sięgając po moją dłoń.

– Nadia Bowen-Koslov, miło mi. – Posyłam mu uśmiech i ściskam wyciągniętą w moją stronę rękę.

Jego uścisk jest mocny i pewny.

– Nudny bankiet, prawda? – Zaczepnie mruga, a mój uśmiech się powiększa.

Nareszcie ktoś mnie rozumie.

– Żeby pan wiedział. Mam ochotę wypić całego szampana, jakiego tutaj mają, byle tylko zabić nudę.

– Może ma pani ochotę wyjść na patio i zapalić? Służę ramieniem. – Wystawia łokieć, a ja chętnie korzystam z pomocy i powoli wychodzimy z ogromnej sali. – Od razu lepiej. Człowiek może odetchnąć świeżym powietrzem. Palisz? – Odkłada szklaneczkę na balustradę, wyjmuje paczkę Marlboro i mnie częstuje.

Nie mam pojęcia, dlaczego sięgam po papierosa, skoro nie palę.

– Właściwie nie, ale dzisiaj zapalę. – Wzruszam ramionami.

Jason wyjmuje zapalniczkę i odpala moją fajkę.

Bardzo powoli się zaciągam, by się nie zakrztusić i nie narobić sobie obciachu przy nieznajomym. Spłonęłabym żywcem.

– Jesteś pracownikiem mojego męża? – pytam, odwracając głowę w jego stronę.

Stoimy na pięknym zadaszonym patio z widokiem na ogród. Lekki wiatr muska odkryte ramiona i rozwiewa kilka kosmyków włosów, które wydostały się z koka.

– Nie, nie jestem jego pracownikiem, Nadio. Robię z nim interesy. Właśnie jesteśmy w trakcie budowy ogromnego biurowca w centrum miasta.

Zaskakuje mnie tą informacją.

– Victor nie wspominał o współpracy z inną firmą.

– Jestem pewny, że twój mąż nie mówi ci o wielu rzeczach. – Opiera biodro o drewnianą barierkę, po czym mocno zaciąga się papierosem. Ma rację. Tak naprawdę niewiele wiem o pracy męża. – Kobiet nie powinno się mieszać do interesów, niestety niektórzy są zbyt głupi i pragną zbyt wiele, nie zważając na bezpieczeństwo.

– Kobiet nie powinno się mieszać do interesów? – prycham oburzona. – Jesteśmy o wiele silniejsze od was, świetnie radzimy sobie w biznesie, więc, proszę, nie bądź szowinistą!

– Twarda z ciebie sztuka, co? – rzuca rozbawiony. – Wyglądasz na bardzo młodą kobietę. Już mężatka?

Mrugam zmieszana nagłą zmianą tematu.

– Nie jestem aż tak młoda, mam prawie dwadzieścia trzy lata. – Unoszę podbródek, pokazując pewność siebie.

– A więc miałem rację, jesteś bardzo młodziutka.

Zaciskam zęby, by nie wypluć w jego kierunku kilku brzydkich słów. Wygląda na sporo starszego ode mnie, może dlatego myśli, że ma do czynienia z nastolatką.

– Jesteś bardzo piękną kobietą, Nadio. Czym się zajmujesz?

Przełykam ślinę, a jego świdrujące spojrzenie zaczyna mnie zawstydzać. Czuję dziwne ciepło wędrujące po kręgosłupie.

– Dziękuję – odpowiadam cicho i przenoszę wzrok na widok przed sobą. – Studiuję prawo. W przyszłości chcę zostać prawniczką.

Mam ogromną ochotę dodać: „Chociaż nie wiem, co z tego wyjdzie”, ale gryzę się w język. Nie mam pewności, czy nie powtórzy tego Victorowi.

– Fiu, fiu, poważna sprawa. Domyślam się, jak wymagający i trudny jest to kierunek.

– Owszem, ale sobie radzę.

– Wierzę. Jestem pewny, że będziesz najlepszą prawniczką na kuli ziemskiej.

Gwałtownie przekręcam głowę, aż napotykam wpatrzone we mnie oczy. Muszę przyznać, że Jason prezentuje się wybornie w czarnym dopasowanym garniturze, koszuli pod kolor i bez krawatu. Choć żaden z mężczyzn na sali nie odważyłby się na podobną nonszalancję, nieznajomy zdaje się tym kompletnie nie przejmować.

– Powiem ci coś w sekrecie. – Przybliża się i pochyla, przez co nasze ciała dzielą milimetry. – Szkoda tak pięknej, młodej, uroczej dziewczyny dla kogoś takiego jak Koslov. Żałuję, że trafiłaś tak źle… gołąbku.

Gdy zapach jego perfum trafia w moje nozdrza, oddech więźnie mi w gardle, a żołądek zaciska się w supeł. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak blisko z obcym facetem. Płuca bolą mnie od wstrzymywanego powietrza, jednak nie jestem w stanie zmusić się do ruchu.

– K-kim jesteś? – jąkam.

– Kimś, kto bardzo dobrze zna Victora. Zastanawiam się, czy jesteś świadoma, czym tak naprawdę zajmuje się twój mąż? Wspomniał swojej uroczej żonie, jak bardzo niebezpieczne są jego interesy? Jak cienka granica dzieli cię od zagrożenia? Byłoby szkoda, gdybyś znalazła się w samym środku huraganu.

Każde wypowiedziane przez niego słowo ogromnie mnie zaskakuje. Czuję się zagubiona, nie mając pojęcia, o czym mówi. Czy Victor nie wspomina o pracy, dlatego że robi coś, czego robić nie powinien? Z jakiego powodu to ja miałabym się znaleźć w środku huraganu, skoro nie mam z tym nic wspólnego?

– Nic z tego nie rozumiem – dukam przerażona.

– Wierzę – szepcze, a następnie muska opuszką palca mój policzek.

Stoję niczym sparaliżowana, wpatrując się w nieznajomego.

– Nie obawiaj się, na wszystko przychodzi odpowiedni moment. Do zobaczenia. – Niewinnie całuje płatek mojego ucha, po czym odchodzi, zostawiając mnie samą.

Wypuszczam powietrze, zaciskając dłoń na barierce. Kiedy oglądam się za siebie, po Jasonie nie ma śladu, lecz jego intensywne perfumy nadal drażnią moje nozdrza.

Kim był ten mężczyzna?

***

Zaraz po tym, jak przekraczamy próg domu, uwalniam obolałe stopy z koszmarnie wysokich szpilek, podnoszę sukienkę i opadam na kanapę w salonie. Słyszę krzątającego się Victora i zauważam, jak odwiesza marynarkę na oparcie fotela. Jego buty oraz skarpetki lądują na podłodze, a po chwili wręcza mi szklankę z moim ulubionym sokiem z jabłek i gruszek, który wyciska dla mnie Lydia. Wolałabym drinka.

– Wypiłaś dzisiaj zdecydowanie za dużo. Czy mogę wiedzieć, co się stało? – pyta poważnym tonem, przyglądając mi się zmrużonymi oczami.

Duszkiem wypijam sok, a następnie odkładam szklankę na stolik.

– Zignorowałeś mnie, jak zawsze zresztą, więc postanowiłam zapić samotność. Nienawidzę tych bankietów, nie zamierzam ci na nich towarzyszyć.

Po rozmowie z tajemniczym Jasonem wróciłam na salę, usiadłam przy stoliku i w samotności raczyłam się alkoholem. Trochę przesadziłam, ale absolutnie nie mam o to do siebie żalu. Na końcu języka mam mnóstwo pytań do męża, lecz doskonale wiem, że nie odpowie szczerze na żadne, zamiast tego wciśnie mi jakąś bajeczkę.

– Co się z tobą dzieje? – Siada obok, wciąga mnie sobie na kolana, a dłonie wsuwa pod mój tyłek.

– Kim jesteś, Victorze? – pytam szeptem.

– Kim jestem? – Marszczy ciemne brwi. – Nie rozumiem. Znasz mnie. Skąd to dziwne pytanie?

– Po prostu czasami wydaje mi się, że nie wiem o tobie kompletnie nic.

– To nieprawda. Wiesz o mnie wszystko. Znasz moją największą słabość.

Mam ochotę się roześmiać.

– Och, poważnie? Lęk wysokości to żaden wstyd.

– Mylisz się, to słaby punkt.

– Przesadzasz – rugam go i się pochylam.

Muskam językiem jego dolną wargę, wprawiając biodra w lekki ruch. Słyszę, jak Victor głośno wciąga powietrze, a jego dłonie zaciskają się na moich biodrach.

– Jesteś pijana, powinnaś pójść spać.

– Zabierz mnie do łóżka, rozbierz, a potem zrób ze mną bardzo niegrzeczne rzeczy – szepczę mężowi prosto w usta i przygryzam mu dolną wargę.

– Niegrzeczne rzeczy? Czy mam przez to rozumieć, że nasz wspaniały seks przestał ci wystarczać?

Nie nazwałabym tego wspaniałym seksem. Do tego miana wiele brakuje, jednak nigdy nie powiedziałam o tym głośno. Pragnę odrobiny szaleństwa, zapomnienia, a Victor kocha się ze mną w jednej pozycji, bez nutki pikanterii. Kiedy pewnego dnia zapytałam go o to, dlaczego nie chce niczego zmienić, odpowiedział, że tak lubi i zakończył temat.

– Nie, ale potrzebuję czegoś więcej. – Wiercę się na jego kolanach. Czy mój poukładany mąż ma w sobie drapieżną stronę, którą zechce pokazać właśnie teraz? Boże, czekam na ten dzień jak na zbawienie. – No dalej, kochanie. Zaraz wystygnę i gówno z tego będzie.

– Język! – upomina mnie surowo, przykładając mi palec do ust.

Prycham rozbawiona i delikatnie go gryzę.

– Jesteś dzisiaj nieznośna, stroisz fochy i się upiłaś. Może faktycznie powinienem się za ciebie wziąć. – Przerzuca mnie przez ramię, niesie na górę, a po chwili rzuca na łóżko, po czym zdejmuje ze mnie sukienkę, aż zostaję w samej bieliźnie. – Jesteś piękną kobietą. Cieszę się, że należysz tylko do mnie. – Rozbiera się, przez cały czas patrząc mi w oczy.

Kontakt wzrokowy potęguje moje podniecenie, przez co skurcz między nogami staje się nieznośny. Zsuwam ramiączka stanika, a moje piersi wyskakują na wolność. Z ulgą zgniatam w palcach brodawki i pociągam, czując ucisk w podbrzuszu.

– Szlag! Chcesz mnie wykończyć, zanim do czegoś dojdzie? – mamrocze z nutą rozbawienia w głosie, pozbywa się bokserek i wreszcie do mnie dołącza. Ciężar jego ciała i dłonie, którymi sunie wzdłuż mojego boku rozpalają mnie do czerwoności. – I co ja mam z tobą zrobić?

– Przestań tyle mówić. – Gwałtownie przewracam go na plecy i wreszcie biorę sprawy w swoje ręce.

Victor wydaje się zaskoczony moim ruchem. Nigdy wcześniej nie byłam na górze i po jego minie stwierdzam, że wcale nie podoba mu się ta zamiana ról. Ignoruję go, zanim przejmie inicjatywę, unoszę biodra i nasuwam się na niego, po czym zaciskam mięśnie. Jęczę z przyjemności, odchylam głowę i ujeżdżam męża, wyobrażając sobie, że za moment straci nad sobą panowanie, posiądzie mnie ostro i gwałtownie. Przyciśnie do materaca i zerżnie, aż zobaczę gwiazdy. Jednak nic takiego się nie dzieje. Pozwala mi na dominację zaledwie przez kilka chwil, po czym przerzuca mnie z powrotem na plecy i mości się między moimi nogami.

I to tyle, jeśli chodzi o szaleństwo.

***

Niedziela budzi mnie kacem – potwornym, bolesnym, bezlitosnym kacem, który atakuje brzuch oraz głowę, nie okazując litości. Rzadko upijam się na bankietach, niemniej wczorajsza impreza była do bani. W dodatku przypominam sobie rozmowę z Jasonem. Czy powinnam wspomnieć o nim Victorowi? Ciekawa jestem, co powiedziałby mi na jego temat. Czy są przyjaciółmi? A może wrogami?

Opuszczam ciepłe łóżko pięć minut po dziewiątej. Idę przez korytarz, a gdy docieram na parter, w moje uszy wdziera się surowy i ostry jak brzytwa głos męża. Podczas trzech lat naszej znajomości Victor prawie nigdy nie krzyczał. Nie podnosił głosu ani na mnie, ani na pracowników, a tym bardziej nie przeklinał. Był wzorem idealnego zachowania. Czasami nie wierzyłam, że nie odczuwa złości. Ja wybuchałam niczym bomba nuklearna w zaledwie sekundę, jeśli coś wyprowadziło mnie z równowagi. Chyba powinnam pobierać u męża lekcje opanowania.

– Nie wyrażam na to zgody!

Przytulam plecy do ściany i, chociaż nie powinnam tego robić, podsłuchuję jak poprzednim razem.

– Mówiłem ci, że ten pomysł odpada. Mogłeś wspomnieć mi o tym wcześniej. Specjalnie to przede mną zataiłeś?! – krzyczy, a jego ostry ton tnie powietrze. – Oczywiście, że wiem, ale to nie oznacza, że wyrażę zgodę na coś, co jest zbyt ryzykowne, Blackwood!

O kurwa!

Przykładam dłoń do ust, a moje oczy są wielkie jak spodki. Jasna cholera, czy to ten sam człowiek, którego miałam okazję poznać na bankiecie? Może to wcale nie był zbieg okoliczności? Może nasze spotkanie zostało skrzętnie zaplanowane?

– Mam to w dupie. Temat zamknięty – rzuca oschle i kończy połączenie.

Zawracam w stronę schodów, wchodzę do połowy, a potem ponownie zbiegam, robiąc przy tym całkiem sporo hałasu. Moje głośne kroki powinny dać Victorowi do zrozumienia, że zbliżam się do kuchni.

– Nadia – wymawia moje imię, kiedy tylko przekraczam próg pomieszczenia. – Wyglądasz na zmarnowaną.

Ziewam, zasłaniając usta dłonią, przeciągam się i podchodzę bliżej, by pocałować jego nieogolony policzek.

– Bo jestem zmarnowana. Łeb mi pęka, a w brzuchu ktoś urządził sobie niezłą potańcówkę. Chyba wczoraj przesadziłam.

– „Chyba” to mało powiedziane. Przesadziłaś, i to ostro. Nie życzę sobie, żebyś aż tyle piła na bankietach.

Unoszę brwi zaskoczona jego surowym tonem.

– Ach tak? – Odsuwam się, a złość rozchodzi się po ciele niczym tsunami. – W takim razie po jaką cholerę w ogóle mnie na nie zabierasz?

– Jesteś panią Koslov i będziesz chodziła na bankiety. Jeszcze do tego nie przywykłaś?

– Do czegoś takiego nie da się przywyknąć. To nie moja bajka. Możesz chodzić na nie sam, prawda?

– Nie, nie mogę. Żona to świętość. Widziałaś, by któryś mężczyzna przyszedł sam?

– Nie, ale ty możesz być pierwszy. Może wprowadzisz nową tradycję, a ich żony mi podziękują. Na pewno też ukradkiem ziewają.

– Nie zgrywaj się, Nadia. To pierwszy i ostatni raz. Nie wlejesz w siebie takiej ilości alkoholu na kolejnym ważnym spotkaniu. – Grzmi niczym burza z piorunami, a potem chwyta kubek z kawą.

– Ach, więc teraz mam szlaban? – parskam pod nosem, podchodzę do lodówki i wyjmuję zimny sok pomarańczowy, po czym odkręcam zakrętkę i piję wprost z butelki. Victor tego nienawidzi, a ja mam parszywy nastrój i pragnę zrobić mu na złość.

– Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko! – podnosi głos, wyrywa mi butelkę i wręcz morduje mnie spojrzeniem. Bez słowa wyjmuje kubek z szafki, nalewa sok i wciska mi go w dłoń. – To chyba nic trudnego? Nie zliczę, ile razy cię tego uczyłem. Bezskutecznie, jak widać.

– Przestań. Jestem twoją żoną, nie dzieckiem! – Odkładam kubek z hukiem, aż sok rozlewa się na blat. – Nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje, ale cholernie nie podoba mi się twoje zachowanie. Jeśli coś pieprzy ci się w pracy, nie przynoś tego do domu. Nie mam zamiaru być tą, na której będziesz się wyżywał. Idę pod prysznic.

Marszczy brwi zaskoczony moim wybuchem i wzdycha.

– Poczekaj. – Chwyta moją dłoń, przyciąga mnie do siebie i chowa w ramionach. – Masz rację, coś pieprzy mi się w pracy. Przepraszam, kochanie. Poprawię się, przysięgam.

– Taką mam nadzieję. Nie chcę, żeby coś się między nami zepsuło.

– Wiem. – Odchyla głowę, posyła mi lekki uśmiech i odgarnia mi włosy z czoła. – To się więcej nie powtórzy.

– Lepiej, żeby tak było, inaczej wyprowadzę się do rodziców.

Zaciska usta, próbując powstrzymać uśmiech. Fakt, rodzinny dom to ostatnie miejsce, do którego bym się udała.

– Och, przestań! Wiem, że to jak z deszczu pod rynnę, ale przynajmniej utarłabym ci nosa.

– Uwielbiasz mnie wkurzać. Prawda? – Jednym ruchem sadza mnie na blacie, a następnie staje między moimi nogami.

– Mhm. – Wsuwam palce w jego miękkie włosy i pociągam, wyduszając z jego gardła przeciągły jęk. – Wczoraj rozmawiałam z pewnym mężczyzną, który podszedł do mnie na bankiecie.

Ciało Victora natychmiast się spina, jakby wyczuwał kłopoty. Obserwuję wyraz jego twarzy, zastanawiając się, czy dobrze postępuję. Mimo obaw stawiam na szczerość.

– Przedstawił się jako Jason Blackwood. Powiedział, że robicie wspólne interesy. Kto to jest?

– Ktoś, kto w trudnym etapie mojego życia przyszedł mi z pomocą. Powiem ci teraz coś ważnego i lepiej, żebyś zakodowała to w swojej ślicznej główce. – Ujmuje moją twarz i patrzy na mnie tak surowym wzrokiem, że po plecach przebiega mi zimny dreszcz. – Po pierwsze, to człowiek, który ma władzę. Chcąc nie chcąc, muszę tańczyć, jak mi zagra. Nic więcej powiedzieć nie mogę. Po drugie, nigdy nie przebywaj w pobliżu tego człowieka, Nadia. Mówię poważnie. Jest niebezpieczny. Zrozumiałaś?

– Tak, zrozumiałam. Wcale nie chcę przebywać w jego obecności, to on mnie zaczepił. Wyszliśmy zapalić i powiedział… – Nie kończę, ponieważ Victor ściska moją szczękę tak mocno, że zaczynam się bać, że za moment ją zmiażdży. – T-to boli. – Próbuję odciągnąć jego silne palce, jednak z marnym skutkiem.

Wzrok męża paraliżuje każdy nerw w moim ciele, a powietrze zastyga mi w płucach.

– Wyszłaś z nim zapalić? – wypluwa przez zęby. Resztka jego opanowania zaraz pójdzie się pieprzyć.

– Tak, wyszliśmy tylko na patio. Victor, przerażasz mnie.

– Nigdy więcej się do niego nie zbliżysz. Przydzielę ci dwóch ochroniarzy.

– Chyba cię powaliło! – Odrzucam jego dłonie, zeskakuję z blatu i wbijam w niego wzrok pełen niedowierzania. – Jestem dorosła. Chyba umknął ci ten szczegół. Nie chcę żadnej ochrony, bo ty masz w głowie jakieś chore jazdy. To, że Jason raz mnie zaczepił, nie znaczy, że zrobi to ponownie, więc wyluzuj, bo przechodzisz samego siebie.

– Nie podnoś głosu. – Wystawia palec na znak groźby, tym razem jednak nie kurczę się pod wpływem jego spojrzenia. – Będzie tak, jak powiedziałem. Jestem twoim mężem. Obiecałem, że będę o ciebie dbać.

– Właśnie! Dbać, a nie fiksować się na punkcie jednego gościa, przez którego chcesz dać mi dwóch osiłków i uprzykrzyć mi tym życie. Nie wyrażam zgody. Lepiej, żebyś to zaakceptował, inaczej naprawdę mnie wkurwisz, a jeszcze nie wiesz, na co mnie stać. – Po tych słowach odwracam się, wychodzę z kuchni i wbiegam na górę.

Nie dowierzam w to, co przed momentem miało miejsce.

***

Planowałam spędzić dzień w łóżku, nie robiąc nic twórczego. Zamierzałam zregenerować siły po zakrapianym bankiecie. Niestety mąż miał taki sam plan, więc zmieniłam swój. Nie mam zamiaru patrzeć na niego i szargać sobie nerwy, dlatego najlepszym wyjściem jest się ulotnić.

Biorę szybki prysznic, który stawia mnie na nogi, nakładam odrobinę podkładu i ubieram się na luzie, a stopy wsuwam w wygodne trampki. Nie mam pojęcia, co robić, dokąd pójść ani jak zorganizować sobie czas, ale wszystko będzie lepsze niż siedzenie pod jednym dachem z człowiekiem, który traci rozum. Niestety przez rozmowę z Victorem wiem już, że Jason Blackwood nie jest przyjacielem, a wrogiem, od którego powinnam trzymać się jak najdalej. Nie zamierzam się z nim zaprzyjaźniać, co nie znaczy, że on ma taki sam zamiar.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo ten człowiek namiesza w moim życiu.

Rozdział 3

Nadia

Piję drugą kawę w mojej ulubionej kawiarni Migliore i przeglądając najnowsze wiadomości na forum uczelni, napotykam zaskakującą informację. Jestem zdruzgotana, kiedy okazuje się, że przeniesiono na jutro poprawkowy egzamin, który wcześniej był zaplanowany na czwartek. Profesor Simmons musi pilnie wyjechać, stąd zmiana terminu.

Mam ochotę roznieść budynek w drobny mak, a potem dmuchnąć i obserwować wirujący pył. Niestety pozostaje mi jedynie zacisnąć zęby, wrócić do domu i zakuwać do rana. Choć na naukę mam całą noc, towarzyszy mi dziwne przeczucie, że i tak gówno z tego wyjdzie. Nie dość, że na karku mam Victora, który nie przestaje do mnie wypisywać, to jeszcze nadmiar nauki wali mi się na głowę. Chciałabym to wszystko rzucić, jednak dociera do mnie, że jestem dorosła, a takie zachowanie według ojca i mojego męża byłoby szczytem nieodpowiedzialności. Niemal słyszę w głowie ich karcące głosy. Obaj lubią rządzić moim życiem, a ja im na to pozwalam. Trzymają w dłoniach smycz, prowadząc mnie w wybranym przez siebie kierunku. Kim się stałam? Dawniej walczyłam o swoje, w tym momencie jestem marionetką.

Dlaczego próbuję zadowolić innych, unieszczęśliwiając w ten sposób samą siebie?

Wzdycham, podpieram brodę na dłoni i podziwiam ludzi spacerujących w pobliskich alejkach. Dopiero teraz boleśnie dociera do mnie fakt, że zbyt wcześnie wyszłam za mąż. Dwadzieścia jeden lat to wiek, w którym nie w głowie była mi przysięga na całe życie, mimo to jakimś cudem zgodziłam się na to szaleństwo. Co prawda, wielką rolę odegrał w tym ojciec, który wciąż dopytywał o datę ślubu. Victor był dla niego jak syn, którego nigdy się nie doczekał. Ojciec dostrzegł w nim potencjał na następcę, może nawet dziedzica? Byli niemal nierozłączni, jak najlepsi przyjaciele. Tata wspierał mojego męża, przedstawiał wielu wpływowym ludziom, którzy następnie powierzali mu projekty. Im więcej mijało czasu, tym mocniej ojciec uwielbiał zięcia, a przez przysięgę przed Bogiem Victor na zawsze stał się częścią mojego życia.

Mam świadomość, że Victor nigdy nie zgodzi się na rozwód, bo uważa, że przysięga przed Bogiem to nie uroczy wierszyk wyrecytowany na dzień matki. Wcześniej nawet o tym nie myślałam, teraz ta wiedza wręcz mnie przygniata. Związałam się z potężnym, pewnym siebie człowiekiem i chociaż kocham Victora, jego zachowanie w ostatnich tygodniach naprawdę mnie niepokoi. Musi mieć poważne kłopoty, skoro wciąż chodzi zdenerwowany i zaczął się na mnie wyżywać. Zawsze powtarzał, że krzykiem nie można rozwiązywać problemów. Należy zachować zimną krew, obgadać temat i dojść do kompromisu. Niezwykle ceniłam takie podejście, więc tym bardziej zszokował mnie jego wczorajszy ton.

Wracam do domu o piątej po południu. Od celu dzieli mnie zaledwie kilkaset metrów, a spacer w tak piękną pogodę to przyjemność. Szkoda tylko, że Victor nadal nie odpuszcza. Napisałam mu, że jestem cała i zdrowa, ale lubi mieć pod kontrolą każdy szczegół.

Przechodzę przez ulicę, a w mojej torebce ponownie wibruje telefon. Wyjmuję go ze złością, odblokowuję i zatrzymuję się w pół kroku, ponieważ to nie Victor do mnie napisał. Numer widniejący na ekranie jest nieznany.

Witaj, piękna. Muszę przyznać, że ta bordowa sukienka wygląda na Tobie obłędnie. To zdecydowanie Twój kolor, powinnaś częściej się w niego ubierać. Aż miło na Ciebie popatrzeć ;) Wiesz, tak sobie myślę… Może zagramy w pewną grę? Co Ty na to? Jeśli chcesz, zdradzę Ci kilka sekrecików na temat Twojego męża. Wiesz, że nie powiedział Ci o sobie wszystkiego? Powinnaś znać go najlepiej, w końcu jesteś jego żoną.Czekam na wiadomość.

Moje serce szaleje, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Odruchowo się rozglądam, szukając wzrokiem kogoś, chociaż sama nie wiem kogo. Czy to Jason do mnie napisał? To pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy. Jeśli tak, czego chce? Czy nieznajomy próbuje nas skłócić, zasiać w mojej głowie wątpliwości? Jak do tej pory świetnie mu idzie. Co miał na myśli, pisząc, że Victor nie powiedział mi o sobie wszystkiego? Czy to możliwe, bym naprawdę nie znała męża? Jesteśmy razem od prawie trzech lat, spędzamy ze sobą dużo czasu. Czy mógłby coś przede mną ukryć? A jeśli tak, cóż to takiego, skoro wypisuje do mnie obcy człowiek, który zna go zdecydowanie lepiej ode mnie?

Zgubiłam się w tym całym zamieszaniu i rozumiem coraz mniej. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to szczera rozmowa z mężem. Muszę poznać prawdę. Chcę wiedzieć, co dzieje się wokół mnie i skąd te dziwne wiadomości.

Postanawiam jednak nie odpisywać i czym prędzej ruszam do domu.

Ledwie przekraczam próg, do moich uszu docierają strzępki rozmowy. Odkładam torebkę na komodę i idę na paluszkach w stronę salonu. Ostrożnie wychylam głowę, by nie zdradzić swojego przybycia. Ku mojemu zaskoczeniu, na kanapie obok Victora siedzą moi rodzice. Niemal natychmiast zalewa mnie krew, bo skoro pofatygowała się tu również matka, akcja będzie nieprzyjemna. Już ja ją znam i doskonale wiem, po czyjej stronie stoi.

– Rozumiem, że może mieć fochy, ale jej zachowanie to szczyt bezczelności – stwierdza z oburzeniem. Na kolanach ma rozłożoną białą serwetkę, w dłoni trzyma filiżankę. – Jak mogła wyjść w niedzielę, w dodatku nie informując cię dokąd? Victorze, musisz nad nią zapanować. To karygodne.

– Spokojnie, Margaret – wtrąca ojciec. Uspokaja ją, chociaż sam ledwo nad sobą panuje. Zdradzają go napięte mięśnie szczęki. – Nadia ma dopiero dwadzieścia trzy lata, jest jeszcze młoda. Wszyscy wiemy, że jest mądrą dziewczyną, choć czasami nieco kapryśną. – Wypuszcza głośno powietrze, a ja próbuję zachować spokój, co przychodzi mi z ogromnym trudem.

Mam po dziurki w nosie takiego traktowania. Chęć zrobienia im na złość zalewa mój umysł niczym orzeźwiająca bryza.

– Naprawdę powiedziała ci, że chce rzucić studia?

Wybałuszam oczy, zaskoczona i rozczarowana. Nie wierzę, że im powiedział. Wypaplał wszystko jak przekupa na targu, choć bezgranicznie mu ufałam.

– Coś wspominała po niezdanym egzaminie, ale jestem pewny, że to było tylko chwilowe. Nadia jest impulsywna, zdarza jej się podjąć fatalne decyzje, ale zależy jej na studiach. Nie rzuciłaby ich ot tak.

Och, doprawdy? Skoro tak twierdzi, Victor Koslov w ogóle mnie nie zna.

– Mylisz się, kochanie. – Zanim mam szansę pomyśleć, słowa same opuszczają moje usta. – Jeśli będę chciała rzucić studia, zrobię to, a wam nic do tego. Jestem dorosła, zrozumcie to wreszcie! Nie będę tańczyć tak, jak wam się podoba, ponieważ to moje życie.

Pewna siebie wchodzę do salonu, a ich spojrzenia wbijają we mnie szpilki. Matka kręci głową zdegustowana moim zachowaniem, tata patrzy spod byka, a Victor siedzi niczym pan i władca, jakby tylko czekał, aż zostaniemy sam na sam.

– Nie podnoś głosu – ruga mnie ojciec. Wstaje z miejsca, podchodzi bliżej i kładzie mi dłonie na ramionach, a ja natychmiast się cofam, by uwolnić się od jego władczego dotyku. – Rozumiemy, że masz trudniejszy okres w życiu. Ten oblany egzamin mógł cię zdołować, ale poprawisz go i wszystko wróci na właściwe tory. Mam rację?

– Moje życie jest na właściwych torach, tato. Przypominam ci, że to ty wymusiłeś na mnie ten kierunek. Męczę się tam, to nie jest to, co chcę robić.

– Nie zamierzam słuchać tych bredni, córeczko – karci mnie tym wyuczonym tonem, który już nie robi na mnie wrażenia. Dawniej kurczyłam się ze strachu, teraz mam ochotę strzelić ojcu z liścia. – Powinnaś odpocząć, jutro porozmawiamy. Kochanie? – Uśmiecha się do matki, wystawia rękę i czeka, aż do niego podejdzie. Kiedy tylko to robi, wsuwa dłoń pod jego ramię i poprawia pasek torebki. – Dziękujemy za kawę, Victorze.

– Cała przyjemność po mojej stronie – grucha tak słodko, że aż mnie mdli.

Mąż podchodzi do mnie i władczo owija ramię wokół mojej talii.

– Masz wspaniałego, troskliwego męża, Nadio. Nie powinnaś traktować go w ten sposób, zastanów się nad własnym zachowaniem. – Matka wzdycha teatralnie, cmoka w policzek mojego męża i rodzice wreszcie wychodzą.

Zaciskając dłonie w pięści, gapię się w drzwi, przez które przeszli. Mam ochotę się rozpłakać i pobiec za nimi, by wygarnąć im wszystko, co od dawna leży mi na sercu. Zrobili mi sieczkę w głowie. Przez nich jestem stłamszona, zagubiona, zmanipulowana. Gdzie podziały się moja odwaga i cięty język? Na samą myśl o tym, jak bardzo się zmieniłam, do oczu napływają mi łzy. Nie jestem sobą, to nie jestem ja.

– Gdzie byłaś? – Ton Victora tnie powietrze.

Podchodzę do barku, nalewam do niskiej szklaneczki jego ulubioną whisky i wypijam jednym haustem. Bursztynowy płyn pali przełyk, ale się tym nie przejmuję. Przygotowuję kolejnego drinka i tym razem wypijam zawartość ostrożniej.

– Zadałem ci pytanie.

– Napisałam ci, że wszystko w porządku. Byłam w kawiarni. O co robisz tyle szumu?

– Nie lubię, kiedy wychodzisz z domu bez słowa, znikasz na cały dzień i w dodatku piszesz marnego SMS-a, jakbym był, kurwa, nikim! – krzyczy, aż podskakuję.

Patrzę na niego z otwartymi ustami, obserwując nerwowe ruchy i krążenie po salonie. Dopiero teraz dostrzegam zmęczenie na jego przystojnej twarzy. Nie rozumiem, dlaczego ten widok chwyta mnie za serce.

– Nie pomyślałaś, że się o ciebie martwiłem? Myślałem, że coś ci się stało, że jesteś gdzieś sama, potrzebująca pomocy. Kurwa, Nadia!

Pochylam głowę, po czym wlepiam wzrok w trzymaną w dłoni szklaneczkę.

– P-przepraszam. – To słowo ledwie przechodzi mi przez gardło, lecz czuję, że powinnam je powiedzieć. – Byłam na ciebie zła, potrzebowałam trochę samotności.

– Rozumiem, jednak to nie powód do takiego zachowania. Powinnaś ze mną porozmawiać, zamiast uciekać.

– Znasz mnie. Czasami ucieczka jest lepszym wyjściem.

– Jesteś tak cholernie impulsywna – mamrocze, a następnie siada na niskim stoliku naprzeciwko mnie.

Nie patrzę mężowi w oczy, by się nie złamać. Jestem zła, szaleje we mnie mnóstwo emocji, a wiem, że Victor potrafi mnie udobruchać samym spojrzeniem.

– Doprowadzasz mnie do szaleństwa, zachowując się w ten sposób. Mam trzydzieści jeden lat, jestem na to po prostu za stary.

Mam ochotę przewrócić oczami, ale nie robię tego, bo wiem, jak bardzo tego nienawidzi.

– Nie chcę, żeby między nami dochodziło do takich akcji.

– Ja również, niestety życie nie jest kolorowe. – Odstawiam szklaneczkę obok niego i podpieram brodę na dłoniach. – Dlaczego powiedziałeś rodzicom o studiach?

– Nie planowałem tego. Od słowa do słowa samo wyszło, przepraszam. Wiem, że nie powinienem był tego robić.

– Owszem, nie powinieneś był. Nie chcę, żeby rodzice o wszystkim wiedzieli. Podejmuję własne decyzje, nawet jeśli są kiepskie. Ja popełniam błędy, ja za nie płacę. Tak to działa.

– Wiem. Wpadli tutaj niezapowiedziani, a kiedy zobaczyli, że cię nie ma, od razu wywęszyli, że coś między nami nie gra. Twoja matka jest straszna, jeśli chodzi o wyciąganie informacji. – Zawstydzony spuszcza wzrok.

– Nie musisz mi tego mówić, znosiłam to przez wiele lat. Nie możesz być taki podatny, to niezdrowe. Poza tym ufam ci i jeśli mówię coś tobie, to nie życzę sobie, żebyś to komuś powtarzał.

– Rozumiem, przepraszam raz jeszcze. Zawiodłem twoje zaufanie.

– Chcę zapomnieć o tym dniu, dobrze?

Victor przytakuje, napinając mięśnie mocno zarysowanej szczęki.

– Pójdę się przebrać, a potem czeka mnie nauka. Egzamin z czwartku został przeniesiony na jutro.

– Jeśli będziesz potrzebować pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać.

– Dziękuję. – Posyłam mu lekki uśmiech i wstaję.

Victor również się podnosi, lecz nie wykonuje żadnego ruchu. Dostrzegam w jego spojrzeniu poczucie winy oraz skruchę.

– Już się nie gniewam.

– Cieszę się. – Unosi rękę i czule głaszcze mój policzek. – Kocham cię, Nadio.

– A ja kocham ciebie. – Staję na palcach, opieram dłonie na jego torsie i składam na ustach pocałunek.

Victor natychmiast pogłębia pieszczotę, muskając mój język i gryząc koniuszek. Mimo zmęczenia i złości w moim ciele wybucha pożądanie. Pragnę poczuć jego dłonie.

– Zabierz mnie do łóżka – proszę.

– Ale mówiłaś… – Nie kończy.

Zachłannie wpijam się w jego usta i odpinam guziki czarnej koszuli. Pomaga mi, a po chwili opuszki moich palców suną po jego klatce piersiowej, by zatrzymać się na dole. Zsuwam mu spodnie wraz z bokserkami. Jego penis wyskakuje na wolność, więc natychmiast owijam na nim palce i poruszam dłonią, patrząc mężczyźnie w oczy. Zaciska zęby, oddając się przyjemności, choć widzę, jak mocno zaskoczyło go moje zachowanie. Victor bardzo rzadko pozwala mi na sprawienie sobie przyjemności ustami, więc kiedy opadam na kolana, cały się napina.

– Nie lubisz tego? – pytam, omiatając główkę penisa językiem.

– Bardzo lubię – szepcze między urywanymi oddechami, wsuwa mi palce we włosy i zaciska pięść, dociskając mnie do siebie mocniej.

Jestem zszokowana i dławię się, kiedy uderza w tył mojego gardła. Ten ruch wywołuje we mnie falę podniecenia, robię się wilgotna, a w dole brzucha czuję skurcz.

– Co ty ze mną robisz – dyszy, wbijając się w moje usta raz za razem.

Pieszczę go, ledwo nadążając za morderczym tempem, i nagle zostaję poderwana na nogi. Victor opiera mnie o oparcie kanapy, podciąga sukienkę, odsuwa bieliznę i bez ostrzeżenia się we mnie wbija. Krzyczę, zaciskając się na nim i czerpiąc z jego brutalności przyjemność. Wypinam pośladki, by pokazać mu, że pragnę więcej, jednak Victor nagle łagodnieje. Zwalnia, przenosi dłoń na mój brzuch i dociska mnie do swojego torsu.

– Wybacz – przeprasza, po czym układa mnie na kanapie, mości się między moimi nogami i czule się ze mną kocha.

Przełykam podchodzące do gardła rozczarowanie.