Bohaterska obrona Monte Cassino 1944. Aliancka kompromitacja na włoskiej ziemi - Katriel Ben Arie - ebook

Bohaterska obrona Monte Cassino 1944. Aliancka kompromitacja na włoskiej ziemi ebook

Katriel Ben Arie

4,2

Opis

 

Gdy o godzinie 8.30 spadły pierwsze bomby, kapitan Foltin w wielkim pośpiechu wysłał swoich żołnierzy z piwnic hotelowych do groty na stoku pobliskiej góry. Tym sposobem 6. Kompania i dowództwo batalionu uchroniło się przed unicestwieniem i dzięki temu możliwy był późniejszy opór. Poza nimi mało który żołnierz 2. Batalionu 3. Pułku Spadochronowego pozostał cały: około 160 ludzi zabiły bomby albo zostało pogrzebanych pod gruzami. Niektórzy z tych, co przeżyli, potrzebowali jeszcze długiego czasu na wyjście na zewnątrz – jeden z żołnierzy był zasypany przez 33 godziny. Utracono przy tym całą ciężką broń: z pięciu dział szturmowych znajdujących się w mieście cztery zostały zniszczone, a jedno było unieruchomione. A jednak wszyscy ocalali żołnierze natychmiast weszli w gruzy, aby się bronić, choć wszyscy ci spadochroniarze musieli wcześniej przetrzymać prawie siedem godzin tego pandemonium. Wśród gęstych tumanów pyłu, które zasłaniały jakikolwiek widok, musieli znosić grad bomb, w każdym momencie licząc się ze śmiercią. Ich postawa była jednak niezłomna, ich siła oporu prawie nie ucierpiała. Żaden z alianckich psychiatrów, którzy później wypytywali się o ten dzień niemieckich jeńców wystawionych na ów niszczycielski atak aliantów, nie zauważył, aby miało to jakikolwiek zauważalny wpływ na ich psychikę. Wszyscy wydawali się dumni, że oparli się tak gwałtownemu nalotowi. „Co przechodziło wszelkie oczekiwania, to duch bojowy tych wojsk” pisał później generał von Senger i kontynuował: „Wszyscy myśleli, że ci, którzy jakimś cudem przeżyli to kilkugodzinne bombardowanie i te wszystkie ofiary, muszą być teraz złamani moralnie i fizycznie. Było wręcz przeciwnie”. Generał Alexander powiedział o postawie Niemców: „Wątpię, czy na całym świecie są jeszcze jakieś inne wojska, które by to wytrzymały i potem dalej walczyły z taką samą zawziętością”. Inny brytyjski generał, który analizował przebieg bitwy, pisał: „Walki pierwszego dnia trzeciej bitwy pod Cassino pozostaną pomnikiem sztuki walki niemieckiej armii”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 621

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (14 ocen)
6
5
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Oryginalne ‌wydanie zostało ‌wydane ‌pod tytułem:

Katriel ‌Ben Arie, Die ‌Schlacht bei Monte ‌Cassino ‌1944,

2. ed., Freiburg ‌i.Br. 1986

(= ‌Einzelschriften ‌zur ‌Militärgeschichte des ‌Zweiten ‌Weltkrieges, 29)

© 1995 ‌by Rombach ‌Verlag, Freiburg i.Br.

© All ‌Rights Reserved

© Copyright ‌for ‌Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim ‌2016

Wszelkie Prawa ‌Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Dominik Jednorowski

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona ‌internetowa ‌wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt: ‌[email protected]

Numer ISBN: 978-83-7889-702-6

Skład ‌wersji elektronicznej:Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Bitwa pod Monte Cassino jest dla Polaków wydarzeniem szczególnej rangi porównywalnym może tylko z odsieczą Wiednia, wszystkimi powstaniami czy bitwą warszawską. Nierozerwalnie wiąże się z nią udział II Korpusu Polskiego, który pomimo że na ziemi włoskiej toczył jeszcze walki do końca wojny i uczestniczył w co najmniej dwóch dużych operacjach wojskowych (Ankona, Bolonia), to większości rodaków znany jest z tej tylko bitwy. Także cmentarz polskich żołnierzy jest jednym z najchętniej odwiedzanych „polskich” miejsc w tym kraju, choć, o czym mało kto z polskich turystów wie, równie wielki jest cmentarz wojskowy II Korpusu w Loreto, po adriatyckiej stronie włoskiego buta. Dzieje się tak, ponieważ miejsce to 70 lat temu obrosło taką legendą, że do dzisiaj znają je na całym świecie nie tylko miłośnicy historii tamtej wojny. Pod tym względem miał rację generał Anders, kiedy w marcu 1944 r., przyjmując od dowódcy brytyjskiej 8. Armii propozycję ataku na klasztor, uzasadniał swoją decyzję rozsławieniem chwały żołnierza polskiego. To prawda, wszyscy wiedzą o tym, że to polska flaga załopotała jako pierwsza na ruinach słynnego klasztoru Monte Cassino.

Na tym jednak kończy się wiedza przeciętnego rodaka o tym miejscu. A przecież jego legendarność nie wzięła się znikąd, przecież walki II Korpusu były uwieńczeniem niezwykle zażartych czteromiesięcznych zmagań, trzech (a Brytyjczycy twierdzą, że nawet czterech) wielkich natarć, z których dopiero ostatnie się udało, a na wszystkie, bez przesady, zwrócone były oczy całego świata. Bo jeśli cofniemy się do pierwszego półrocza 1944 roku, to zobaczymy, że walki te były praktycznie jedynymi jakie toczono na zachodnioeuropejskim teatrze działań wojennych. Znienawidzonych Niemców można było wtedy bić tylko we Włoszech. W tym czasie więc cały, żądny nowych zwycięstw świat zachodni słyszał tylko o zaciętych walkach na froncie włoskim, których symbolem był niezdobyty klasztor Monte Cassino i leżące u jego stóp miasteczko Cassino. Walki były ciężkie, krwawe i… zupełnie bezskuteczne. Melchior Wańkowicz, autor sławnej Bitwy o Monte Cassino, wspominał, że w tym czasie ludzie przyzwyczajeni do tego, że armie alianckie zajmują całe wielkie terytoria emocjonowali się tym, czy jakiś dworzec w miasteczku Cassino albo hotel został już zdobyty, a jak zdobyty to może już odbity, a jak nie, to kiedy to może nastąpić. I tak przez kilka miesięcy. To napięcie oraz irytacja całego zachodniego świata z powodu własnej bezsilności narastała do tego stopnia, że, jak wspomniano wyżej, klasztor Monte Cassino przeszedł do legendy, która prawdopodobnie nie zniknie już nigdy. Paradoksem jest, że samo zdobycie tego obszaru było w zasadzie możliwe tylko dzięki walkom Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego (według autora niniejszego dzieła najlepsze w tamtym czasie wojsko na froncie włoskim, czyli faktycznie w Europie) prowadzonym kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe. Tymczasem w kontekście tego zwycięstwa wspomina się raczej Polaków, a nie Francuzów. Ci ostatni bowiem, a raczej żołnierze pochodzący z plemion północnoafrykańskich, którzy stanowili większość wojsk Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, swoją świetną postawę skutecznie przykryli późniejszymi gwałtami na miejscowej ludności (opisanymi na ich nieszczęście w głośnej powieści Alberto Moravii Dwie kobiety: Matka i córka i ukazanymi w jej adaptacji filmowej z Sofią Loren w roli głównej).

O tym właśnie jest ta książka, o tych kilkumiesięcznych zmaganiach w błocie, śniegu, zimnie i wiosennym gorącu, o zbombardowaniu i zburzeniu z zemsty bezcennego zabytku, jakim był klasztor, o żołnierzach kilku walczących tam nacji, bo wielonarodowość frontu włoskiego była jego unikalną cechą na tle innych frontów drugiej wojny światowej. Słowem, o tym jak rodziła się legenda tego miejsca i o tym, jak coś, co nie miało sprawić większego problemu, stało się tak trudnym orzechem do zgryzienia.

Właśnie ta ostatnia rzecz również zasługuje na szczególną uwagę. Autor, sam żołnierz, wydaje się, nie przypadkiem zajął się tym właśnie epizodem drugiej wojny światowej. Z punktu widzenia wojskowości bowiem cała kampania włoska jest doskonałym przykładem prowadzenia skutecznych walk obronnych przy pomocy stosunkowo niewielkich sił. Niemieckimi wojskami dowodził tam Albert Kesserling, feldmarszałek Luftwaffe (we wrześniu 1939 roku dowodził w Polsce jedną z dwóch użytych przez Niemców flot powietrznych, później na jej czele uczestniczył w bitwie o Anglię itd.), który ku zaskoczeniu nawet swoich własnych przełożonych odkrył w sobie nagle powołanie do prowadzenia wojny na lądzie, z czego wywiązał się doskonale. Jak twierdzi autor, na jego oraz innych niemieckich dowódców tle alianckie kierownictwo wojskowe wyróżniało się swoją nieudolnością, będąc w swoim skostniałym myśleniu jeszcze na polach bitew pierwszej wojny światowej. Bitwa pod Monte Cassino była więc także jakby starciem nowoczesności z przeszłością. Autor podaje wiele przykładów na dowód tej tezy, krytykując i chwaląc oraz pokazując lepsze rozwiązania, które z jakiś względów umykały ówczesnym planistom.

Jeszcze jedna rzecz jest w tej książce godna uwagi. Mianowicie autor nie zajmuje się tylko aspektem wojskowym tych wydarzeń, ale też, szczególnie w pierwszej części książki, nakreśla sytuację polityczną po obu stronach frontu. Między innymi relacjonuje długotrwały spór, jaki jeszcze niemal przez całą pierwszą połowę 1944 roku toczył się między aliantami zachodnimi o to, gdzie należy otworzyć drugi front. Czytając o tym, warto zdać sobie sprawę, ile Winston Churchill i Brytyjczycy w ogóle włożyli wysiłku w to, aby zaatakować Europę od południa i w ten sposób jak najwięcej krajów Europy Środkowej odgrodzić od zwycięskich armii Stalina. Ma to szczególne znaczenie dzisiaj, gdy szeroko dyskutuje się o złych i dobrych sojuszach, jakie Polska powinna zawrzeć przed 1939 rokiem. Z książki niniejszej wynika wyraźnie, że Brytyjczycy, gdyby to od nich zależało, zajęliby tyle krajów naszego regionu, ile by się tylko dało, czym jakby, przynajmniej w części, spełniliby swoje sojusznicze obietnice sprzed wojny.

Choć tak ciekawa z wielu różnych względów, bitwa pod Monte Cassino nie doczekała się jednak do tej pory zbyt wielu całościowych monografii, uwzględniających punkt widzenia wszystkich walczących narodów. Przyczyną była zapewne bariera językowa. W tym celu należy zapoznać się bowiem z dokumentami pisanymi aż w czterech językach. Stąd też dotychczasowe opracowania dotykały raczej tylko aspektów dotyczących walk jednej nacji, pomijając albo w najlepszym razie traktując skrótowo udział innych. Siłą rzeczy opisy takie nie wyczerpywały tematu. Dzieło, które trzymacie w rękach, jest udaną próbą uniknięcia tego problemu. Przygotowując je, autor odwiedził archiwa angielskie, amerykańskie, niemieckie i polskie, w rezultacie powstało kompendium wiedzy na temat tych fascynujących zmagań sprzed 70 lat. Przy okazji, jako oficer armii izraelskiej, okrasił je kapitalnymi uwagami z zakresu taktyki wojskowej, co każdemu miłośnikowi historii wojskowości tylko uprzyjemni i tak już fascynującą lekturę.

Dominik Jednorowski

CZĘŚĆ PIERWSZATŁO STRATEGICZNE

1. ALIANCKA STRATEGIA NA ŚRÓDZIEMNOMORSKIM TEATRZE DZIAŁAŃ WOJENNYCH

Wojna toczona w latach 1943-44 na obszarze Morza Śródziemnego – szczególnie jej prowadzenie przez stronę aliancką – jest bardzo dobrym przykładem na to, jak trudno jest kierować wojną koalicyjną. Oba sojusznicze mocarstwa zachodnie, Wielka Brytania i USA, miały różne wyobrażenia dotyczące prowadzenia tam działań wojennych. Brytyjczycy chcieli tylko pośrednio posuwać się przeciwko „Twierdzy Europa”, tj. chcieli iść przez południowe tak zwane „miękkie podbrzusze”, zaś Amerykanie zamiast tego woleli bezpośrednie uderzenie na niemiecką zachodnią linię obronną. Brytyjczycy bowiem już pokolenia temu podjęli decyzję o utrzymywaniu potężnej floty przy zadowalaniu się stosunkowo nielicznymi siłami lądowymi, gdyż przy takim podziale sił zbrojnych mogli w swojej opinii realizować strategię tyleż skuteczną, co oszczędną. Mogli w ten sposób dezorientować i utrzymywać w niepewności nieprzyjacielską potęgę lądową poprzez najpierw zmuszenie jej do rozproszenia sił w obronie wybrzeża, a potem zaatakowanie słabych punktów wroga – w pewnym sensie niczym giez, który na polu oblatuje dookoła byka, aby w końcu użądlić tam gdzie chce. Była to strategia błyskawicznego dostosowania się do panującej sytuacji, wykorzystania sprzyjającej okazji i szybkiego uderzenia. Decydujący cios powinien zostać przy tym zadany przeciwnikowi dopiero wtedy, gdy będzie on już całkowicie wyczerpany. Poważna utrata krwi w pierwszej wojnie światowej przekonała Brytyjczyków, że była to jedyna właściwa droga. Nie należy też oczywiście przy tym zapominać, że Anglicy byli szczególnie czuli na punkcie niebezpieczeństw grożących ich imperialnym interesom związanym z obszarem Morza Śródziemnego. Przez ten akwen przechodziły przecież życiodajne drogi ich imperium, tj. trasy przez Kanał Sueski do Australii, na Daleki Wschód, do Indii oraz bogatych w ropę naftową państw Zatoki Perskiej. Byli oni także przekonani, że w wyniku koncentracji alianckiego wysiłku wojennego nad Morzem Śródziemnym już na początku można będzie wyeliminować z wojny Włochy i w ten sposób zmusi się Niemcy do rozproszenia sił w celu obrony długich wybrzeży, dotychczas obsadzanych przez armie włoską. Za przykładem odłączenia się Włoch mogli też łatwo podążyć inni mali sojusznicy Niemiec.

Amerykanie natomiast byli zwolennikami „efektywności”. Ich podstawową zasadą było działać bez zbytecznych ceregieli, w sposób najszybszy i najkrótszą drogą. Tłumacząc to na język wojskowy, woleli wybrać decydujący i najważniejszy cel strategiczny i na nim skoncentrować wszystkie siły. Churchill opisał to stanowisko przy pomocy nieco pogardliwego sformułowania, że „amerykańskie sztaby są pod zbyt dużym wpływem zupełnie niepotrzebnego upodobania do logicznych i całkowicie jasnych rozwiązań, jak by nie były one pożądane”1. Amerykanie byli przy tym także świadomi ogromnego przemysłu i niezmierzonych rezerw ludzkich swojego kraju, co powodowało, że nie musieli trudzić się oszczędzaniem. Ten potencjał miał zostać teraz wykorzystany do złamania oporu nieprzyjaciela po najkrótszej drodze, tj. poprzez wdarcie się do przemysłowego serca Niemiec – Zagłębia Ruhry, a droga ta prowadziła z Wysp Brytyjskich przez północną Francję i Holandię. Wykorzystanie Wielkiej Brytanii jako bazy wypadowej do inwazji na Europę miało przy tym trzy dodatkowe zalety: brytyjski potencjał przemysłowy mógł zostać optymalnie wykorzystany, ponieważ trasy w kierunku frontu były stosunkowo krótkie, a zagrożenie dla przepływu statków, jakie stwarzały U-Booty – minimalne; Wyspy Brytyjskie leżały stosunkowo blisko amerykańskich portów atlantyckich; wreszcie Wielka Brytania tworzyła sobą jakby wielki lotniskowiec dla olbrzymich sił lotniczych niezbędnych do wsparcia lądowych sił inwazyjnych. Z drugiej strony, zdaniem Amerykanów, operacje na dużą skalę na obszarze Morza Śródziemnego odwodziłyby tylko siły od głównego zadania i osłabiałyby je. Ponadto w przeciwieństwie do pomysłów koncentrujących się na szkodzeniu Niemcom poprzez likwidację ich sojuszników, Amerykanie byli zdania, że gdy główny filar państw Osi zostanie doprowadzony do upadku, to razem z nim runie cały budynek i pogrzebie pod sobą także tych sojuszników.

Do tych argumentów natury głównie wojskowej dołączyły się też inne – przede wszystkim polityczne. Dotyczyły one przyszłego obrazu powojennej Europy i chwilowej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Brytyjczycy chcieli zapobiec zajęciu państw bałkańskich przez Armię Czerwoną, ponieważ zagroziłoby to życiodajnym trasom ich imperium znajdującym się w basenie Morza Śródziemnego. Kalkulowali też, że już samo zajęcie Bałkanów mogłoby przeciągnąć Turcję na ich stronę. Skutkowałoby to nie tylko znacznym wzmocnieniem sił walczących przeciwko Niemcom, lecz także powiększyłoby te, które chroniłyby później Półwysep Bałkański przed rosyjskimi wpływami i mogły mieć swój udział w powojennych działaniach aliantów. W przeciwieństwie jednak do tej koncepcji Amerykanie niczego sobie mniej nie życzyli niż tego, że musieliby walczyć na Bałkanach. Półwysep Bałkański jest w przeważającej mierze górzysty, posiadał niewiele dróg, na ogół w złym stanie, a sieć kolejowa praktycznie nie istniała. Dla armii o wysokim stopniu zmechanizowania teren ten był ledwo dostępny. Amerykanie twierdzili poza tym, że ich własna opinia publiczna nie zniosłaby, żeby amerykańscy chłopcy musieli umierać gdzieś na dalekich Bałkanach. Czy tak by rzeczywiście było, nie jest pewne, natomiast pewne jest, że amerykańscy przywódcy wojskowi (a może także i polityczni) nie ufali swoim brytyjskim kolegom. Wszystko to było w ich oczach zbyt sprytne i tajemnicze. Amerykanie mieli w stosunku do Brytyjczyków głęboko zasiedziałe uczucie intelektualnej niższości, wskutek czego byli ciągle czujni i na wszelki wypadek na ogół sprzeciwiali się wszystkim brytyjskim propozycjom. Ponadto z przyczyn historycznych byli oni wrogo nastawieni do brytyjskiego imperializmu, którego wedle własnego mniemania sami byli w przeszłości pierwszą ofiarą. Bardzo szybko zauważyli teraz, że Brytyjczycy na Bałkanach idą za swoimi imperialnymi interesami. Rzeczywiście, Amerykanie byli wrogiem każdego imperializmu, niemniej widocznie – co było dla nich zresztą dość wygodne – nigdy za imperializm nie uważali sowieckiego przesuwania granic i otwarcie głoszonej chęci (jeśli nawet podczas wojny wybrzmiewała ona nieco ciszej) przyspieszenia światowej rewolucji. Tymczasem Moskwa wciąż zgłaszała sprzeciw wobec militarnego zaangażowania zachodnich mocarstw na Bałkanach i konsekwentnie domagała się utworzenia drugiego frontu we Francji, czego powody nie były trudne do odgadnięcia. Natomiast Amerykanie skłaniali się do poparcia tego ich życzenia przede wszystkim dlatego, że zarówno oni, jak i Brytyjczycy ciągle tkwili w strachu, że przedłużające się trudności Sowietów mogą ich skłonić do opuszczenia sojuszu i zawarcia separatystycznego pokoju z nazistami. Do tego dochodziło pewne zakłopotanie mocarstw zachodnich, było bowiem niezaprzeczalnym faktem, że gdy Związek Sowiecki dźwigał główny ciężar walk przeciwko Niemcom, utworzenie często obiecywanego drugiego frontu ciągle było odwlekane.

Można tutaj podać jeszcze inne, niewyrażane wtedy, powody dla takiego a nie innego amerykańskiego zdania. Zgodnie z amerykańskimi wyobrażeniami po wojnie głównym rywalem USA nie byłby Związek Radziecki, lecz Wielka Brytania. Związek Radziecki to był inny świat, za to Wielka Brytania była częścią świata wolnego. Rezultatem drugiej wojny światowej byłoby obalenie i unicestwienie trzech mocarstw: Niemiec, Włoch i Japonii. Razem z USA zostałyby więc po stronie aliantów jeszcze najwyżej dwa mocarstwa: Wielka Brytania i Francja. W amerykańskim interesie leżało by te dwie potęgi były osłabione, aby tym samym nieodwołalnie zająć pozycję pierwszego zachodniego mocarstwa. Do osiągnięcia tego celu pomocne byłoby rozbicie imperiów brytyjskiego i francuskiego. Amerykańskiego wrogiego stosunku do tych imperialnych tworów nie da się jednak wytłumaczyć tylko ideałami wolności i równości międzyludzkiej ani wspomnieniami rewolucji amerykańskiej. Musiały też mieć z tym jakiś związek nieprzejednana wrogość Roosevelta wobec de Gaulle’a i jego otwarcie okazywana pogarda dla francuskiego przywódcy, tak samo jak jego chęć traktowania Francji jako kraju okupowanego. To wszystko odnosi się też do przeciwnej postawy Churchilla, charakteryzującej się cierpliwym zabieganiem o wzmocnienie pozycji wściekłego przywódcy Wolnej Francji i jego długotrwałe wspieranie Francuzów w ich pretensjach, aby być uznanym za wielkie mocarstwo, pomimo pogromu w roku 1940 i współpracy rządu Vichy z niemieckim okupantem. Zgodnie z powyższym rozumowaniem można więc pokusić się o następującą hipotezę: gdyby alianci zdobyli Bałkany, czy to bezpośrednim atakiem, czy też poprzez Włochy, i gdyby Turcja – klient Wielkiej Brytanii – dołączyła do aliantów, pociągnęłoby to za sobą wzmocnienie pozycji Wielkiej Brytanii i jej prawa głosu przy wszystkich powojennych ustaleniach dotyczących tego regionu. Jednocześnie zajęcie Bałkanów przez zachodnie mocarstwa w końcu 1943 roku albo w pierwszej połowie roku 1944, razem z późniejszym zdobyciem Węgier, Austrii i prawdopodobnie Czechosłowacji, ograniczyłoby rosyjską strefę wpływów w Europie tylko do Polski i być może Finlandii. W rezultacie Wielka Brytania uzyskałaby bardzo mocną pozycję na kontynencie, zaś sowieckie zagrożenie Europy Zachodniej byłoby mniejsze i silniejsza amerykańska obrona tej części świata mogłaby być niepotrzebna. W tej sytuacji umowa jałtańska być może nie doszłaby do skutku, a świat, jeszcze przed wyścigiem zbrojeń, nie zostałby podzielony pomiędzy dwa supermocarstwa.

Z kolei jeszcze inny punkt widzenia wpływał na powyższą koncepcję amerykańskiej strategii w stosunku do Europy: Ameryka życzyła sobie, aby wojska radzieckie wzięły udział w wojnie przeciwko Japonii, aby tym sposobem skrócić wojnę, a własne straty utrzymać na najniższym możliwym poziomie. Jest zupełne jasne, że miało to swoją cenę, która musiałaby zostać zapłacona nie tylko w Azji.

Rozbieżne brytyjskie i amerykańskie opinie na temat strategii doprowadziły do tego, że każde z mocarstw ciągle starało się wymusić rozwiązanie korzystne dla preferowanego przez siebie kierunku. Jednak ponieważ żadne z nich nie dało się przekonać, musiano dojść do kompromisu, który, jako że zwykle jest to działanie tylko połowiczne, niemal nie przyniósł żadnego satysfakcjonującego rezultatu. Wspólnie ustalona główna operacja wojenna, tj. inwazja w północnej Francji, została przełożona z roku 1943 na rok 1944 głównie dlatego, że siły lądowe, morskie i powietrzne wykorzystano do działań na Morzu Śródziemnym. Z drugiej strony operacje na Morzu Śródziemnym zostały po początkowych sukcesach praktycznie wstrzymane, ponieważ brakowało miejsca na statkach i żołnierzy, gdyż niektóre jednostki musiały teraz powrócić do Anglii, aby być na czas do dyspozycji przy lądowaniu w Normandii (operacja „Overlord”). Gdy więc w końcu nastąpił upadek Włoch, alianci nie potrafili go wykorzystać, ponieważ uznali, że nie dysponują wystarczającą liczbą wojska i okrętów, aby opanować choć część olbrzymich przestrzeni obsadzanych przez wojska włoskie. Brakowało do tego nawet niezbędnych planów. Z drugiej strony na obszarze Morza Śródziemnego trzymano wojska, które dużo lepiej i efektywniej mogły być użyte w północnej lub zachodniej Europie. Jasna i podjęta z odpowiednim wyprzedzeniem decyzja na korzyść jednego z tych teatrów działań wojennych doprowadziłaby nie tylko do osiągnięcia przez aliantów wyraźnej przewagi, lecz także do wyeliminowania z walki większej części Wehrmachtu: gdyby zdecydowano się na śródziemnomorski teatr działań wojennych, to zatrzymano by we Francji 50 niemieckich dywizji, które musiałyby tam stacjonować z powodu możliwej – i często zapowiadanej – alianckiej inwazji; z drugiej strony, gdyby alianci zdecydowali się na lądowanie we Francji i wszystkie swoje siły tam skierowali, to dziesiątki niemieckich dywizji byłyby związane pilnowaniem długich linii brzegowych Włoch i Bałkanów. W tej sytuacji Brytyjczycy zachowywali się w ten sposób, że wprawdzie w deklaracjach zgadzali się co do konieczności przeprowadzenia operacji „Overlord”, niemniej wciąż starali się pozostawić dużo wojska i zaopatrzenia na obszarze Morza Śródziemnego. Mieli nadzieję, że sukcesy spowodują ściągnięcie na ten teatr działań wojennych jeszcze większej liczby żołnierzy i w końcu zniknie konieczność realizacji operacji „Overlord”, którą będzie można zastąpić inwazją Niemiec i Francji od południa (i dodatkowo naturalnie uderzeniem na Bałkany). Natomiast Amerykanie ze swej strony oddali nad Morze Śródziemne tylko te swoje wojska, które i tak nie mogły być użyte w operacji „Overlord”, przy czym zrobili to tak, że siły te i tak były zbyt małe, aby pomóc w decydującym zwycięstwie we Włoszech. Efekt był taki, że niemieckie dowództwo mogło tak we Włoszech, jak i we Francji wykorzystywać swoje wojsko do walki, że na obu teatrach działań wojennych alianckie wojska musiały ponosić ciężkie straty, że wojna prawdopodobnie została przedłużona i że jedynym, który na końcu politycznie skorzystał na tych wszystkich wydarzeniach, był Związek Radziecki.

2. SPORY O STRATEGIĘ ZACHODNICH ALIANTÓW W OKRESIE PRZED OBALENIEM MUSSOLINIEGO

W grudniu 1941 r. Japonia zaatakowała USA (a także europejskie kolonie w południowo-wschodniej Azji), a wkrótce po tym w wojnie tej po jej stronie opowiedzieli się partnerzy z Osi. Waszyngtonowi został w ten sposób oszczędzony trud wypowiadania wojny Niemcom i Włochom, którego to kroku Kongres w ówczesnych okolicznościach by nie zaakceptował. W tym samym miesiącu na konferencji „Arkadia” w Waszyngtonie Połączone Szefostwo Sztabów (Combined Chiefs of Staff) – trzy brytyjskie i trzy amerykańskie sztaby generalne poszczególnych rodzajów sił zbrojnych – osiągnęły porozumienie, co do zasadniczej ogólnoświatowej strategii zachodnich aliantów: najpierw powinna zostać wygrana wojna z Niemcami i ich sojusznikami, a dopiero potem zostanie zaatakowana Japonia.

Po tej konferencji Wydział Operacyjny Armii USA, na którego czele stał generał brygady Dwight D. Eisenhower, zaczął rozważać różne możliwości pokonania państw Osi w Europie. Do kwietnia 1942 r. sztab ten wybrał zasadniczą amerykańską koncepcję strategiczną, którą był atak przez kanał La Manche, a to z dwóch powodów: po pierwsze ponieważ to właśnie w Anglii alianckie środki wojenne mogły zostać najefektywniej skoncentrowane i później stamtąd wprowadzone do akcji, a po drugie dlatego, że Niemcy na zachodzie nie byli chronieni przez żadne znaczniejsze przeszkody naturalne. Natomiast atak z obszaru Morza Śródziemnego musiałby prowadzić przez Alpy, skutecznie blokujące wszystkie drogi prowadzące z Włoch w kierunku północnym. Droga znad Morza Śródziemnego na północ miała jeszcze inne wady: począwszy od olbrzymiej odległości, którą należało pokonać z baz lotniczych w Afryce Północnej do centrów przemysłowych Niemiec, w dodatku z międzylądowaniem na włoskich lotniskach, przez „nieprawdopodobieństwo wymuszenia ostatecznego rozstrzygnięcia” za pomocą wcześniejszego wykluczenia Włoch z wojny, do niezdolności zachodnich potęg do skoncentrowania sił zbrojnych nad Morzem Śródziemnym2.

Rzeczywistość wojenna miała jednak pokrzyżować amerykańską koncepcję strategiczną. Latem 1942 roku alianckie powodzenie wojenne na wszystkich frontach spadło do najniższego poziomu. Niemiecka letnia ofensywa w południowej Rosji wzmogła wątpliwości, co do tego, czy Armia Czerwona jest w stanie dalej toczyć wojnę, skoro musiała ona przecież już wcześniej i tak znieść straszliwy upływ krwi będący efektem niemieckiej letniej ofensywy w 1941 roku i sowieckiej kontrofensywy zimą lat 1941/2. Moskwa desperacko domagała się teraz otwarcia drugiego frontu, który zmusiłby Niemców do rozdzielenia swoich sił. W lipcu 1942 roku alianci podjęli więc decyzję o zajęciu francuskiej Afryki Północnej (operacja „Torch”), aby zagrozić tyłom wojsk niemiecko-włoskich stojących w Libii i jednocześnie spróbować przeciągnąć na stronę aliantów znajdujące się na tym terytorium francuskie władze i siły zbrojne. Inwazja w Afryce miała też umożliwić świeżym wojskom amerykańskim zdobycie doświadczenia frontowego oraz wiedzy na temat prowadzenia wojny przy pomocy desantu3. Amerykanie nie widzieli w tej operacji nic innego poza tymi bliskimi celami, Brytyjczycy natomiast prawdopodobnie byli myślami już krok dalej.

Zwycięskie przeprowadzenie operacji „Torch” stworzyło tymczasem nową sytuację, ponieważ ilość wprowadzonych przy tym do walki sprzętu i żołnierzy uczyniła niemożliwym inwazję Francji w roku 1943. Wydaje się, że amerykańskie kierownictwo wojskowe odniosło teraz wrażenie, że w pewnym sensie zostało oszukane, a ich podstawowy koncept strategiczny został zaprzepaszczony. Pojawiła się wówczas nawet mglista groźba, że w tych okolicznościach decyzja o rzuceniu na kolana w pierwszej kolejności Niemców powinna zostać zrewidowana4.

Tymczasem po opanowaniu francuskiej Afryki Północnej wyłoniła się kwestia, co należy robić dalej. Z jednej strony atak przez kanał był w 1943 roku już niemożliwy do wykonania, z drugiej zaś strony fakt, że Niemcy i Włosi – w odróżnieniu od statycznych aliantów – zaczęli przerzucać do Tunezji silne jednostki czynił zdobycie tego kraju ciężkim zadaniem, które zajęłoby przynajmniej pół roku. Czy więc alianckie wojska miały teraz nie robić nic, w czasie gdy Sowieci coraz rozpaczliwiej pytali, dlaczego nie został jeszcze otwarty drugi front, i swoim zachodnim sojusznikom zarzucali nikczemne zamiary, że rzekomo chcą oni, aby naziści i bolszewicy nawzajem się powybijali? Co będzie, gdy Związek Radziecki zdecyduje się na zawarcie separatystycznego pokoju z Niemcami?

Brytyjczycy ze swojej strony mieli już jednak dokładne wyobrażenie o tym, co czynić dalej. Ledwie 7 listopada 1942 roku wojska alianckie wylądowały w Maroku i Algierii, a już 9 listopada Churchill poinformował swoich szefów sztabów, że w roku 1943 zamierza zgodzić się jedynie na taki plan inwazji Francji przez kanał, która tylko zwiąże siły niemieckie w tym kraju, natomiast w rzeczywistości zamierza zaatakować Włochy albo południową Francję. Chciał też skłonić Turcję do przejścia na stronę aliantów oraz „współpracować z Rosjanami podczas operacji lądowych na Bałkanach”. W końcu miesiąca podkreślił jeszcze, że po zdobyciu Afryki Północnej pierwszym zadaniem musi być wykorzystanie tego regionu jako bazy do zaatakowania stamtąd „miękkiego podbrzusza” państw Osi. Najbliższym celem wojny miała być teraz Sycylia lub Sardynia, przy czym Churchill dał do zrozumienia, że on akurat preferuje Sycylię5. Nawet Roosevelt, będąc z powodu sukcesów w Afryce Północnej w bardzo podniosłym nastroju, przychylał się teraz do strategii śródziemnomorskiej. Jego generałowie jednak nie podzielali tego zdania: szef sztabu wojsk lądowych generał George C. Marshall uważał ekspedycję północnoafrykańską za chwilowe tylko zejście z głównej drogi, która wciąż miała priorytet, tj. ataku przez kanał, i chciał niezwłocznego podjęcia do tego przygotowań. Bez wątpienia amerykańskie naczelne dowództwo obawiało się, że sprytni Brytyjczycy krok po kroku, poprzez podbieranie sił i środków do operacji na Morzu Śródziemnym, odciągną ich od głównego kierunku walk, przy czym sukcesy ich operacji mogłyby uzasadniać późniejsze domaganie się dalszego przydzielania środków wojennych, aż w końcu rejon Morza Śródziemnego osiągnie pozycję głównego teatru działań wojennych w kontekście ataku na „Twierdzę Europa”. Jak to jeszcze pokażemy, obawy te nie były bezpodstawne.

Z kolei Brytyjczycy chcieli w pierwszej kolejności wyeliminować Włochy z wojny: w ich oczach byłoby to uderzenie w niemieckie morale wojenne, które w dodatku niezmiernie zaabsorbowałoby rezerwy Wehrmachtu – w końcu przecież w przypadku wyjścia Włoch z wojny Niemcy musieliby zastąpić ponad 70 włoskich dywizji. W takiej sytuacji, jaki sens miało godzenie się na bezczynne oczekiwanie wojsk alianckich na tę dogodną chwilę, kiedy inwazja na północną Francję będzie w końcu możliwa?

Od 14 do 23 stycznia 1943 roku alianccy dowódcy przebywali na ośmiodniowej konferencji w Casablance. Głównym punktem obrad była kwestia, co robić po zakończeniu działań w Afryce Północnej (choć walki w Tunezji wciąż trwały i miały się ciągnąć jeszcze przez cztery miesiące). Generał Marshall, który przedstawiał amerykańskie zamiary, zalecał wielką ofensywę bombową przeciwko Niemcom jako preludium do ataku przez kanał. Bo czy była jakaś inna krótsza droga do serca Niemiec i skuteczniejsza metoda zmniejszenia niemieckiego nacisku na Rosję? Za to jeśli alianci uwikłają się w niekończące się, jak mogło się to zdarzyć, operacje na Morzu Śródziemnym, to jeszcze bardziej przedłuży to prowadzone w Wielkiej Brytanii przygotowania sił niezbędnych do inwazji Francji, aż do momentu, kiedy, być może, będzie już za późno. Ze strony brytyjskiej w imieniu swoich kolegów wypowiedział się generał Alan Brooke, szef Imperialnego Sztabu Generalnego. Uważał on lądowanie we Francji przez kanał w ciągu roku 1943 za niepraktyczne. Aby pomóc Związkowi Radzieckiemu podczas nadchodzącego lata, alianci powinni zmusić Niemców do jak największego rozproszenia swoich sił poprzez zagrażanie Niemcom od strony Morza Śródziemnego tam, gdzie to tylko było możliwe, oraz wyłączenie Włoch z wojny i włączenie do niej po stronie aliantów Turcji. W międzyczasie zaś można kontynuować rozmieszczanie wojsk w Wielkiej Brytanii. Ponieważ Roosevelt stawał się teraz już coraz mniejszym zwolennikiem działań strategicznych na obszarze Morza Śródziemnego, 18 stycznia zdecydowano, że jak tylko zakończy się zdobywanie Tunezji, zostanie zaatakowana Sycylia (operacja „Husky”). Decyzja, co do tego, co się będzie działo po zdobyciu Sycylii, nie została podjęta. Czy powinno się lądować na Sardynii? Czy też powinna zostać podjęta inwazja na włoskie terytorium macierzyste? A może żadne z tych rozwiązań? Ewidentnie potrzebna była nowa konferencja, aby zdecydować o dalszych krokach. Alianckie strategie obciążały bowiem różnice zdań, a każdy partner ciągnął w inną stronę. Aby więc nie nadwerężać sojuszu, osiągnięty na razie rezultat był nieuniknionym kompromisem, który jednak udaremniał możliwość szybkiego zwycięstwa poprzez koncentrację wszystkich sił na jednym z dwóch teatrów działań wojennych6.

W Casablance ogłoszono też inną bardzo ważną decyzję: żądanie bezwarunkowej kapitulacji państw Osi. Był to jeden z najfatalniejszych błędów tej wojny, gdyż wzmacniał wolę oporu wśród wrogich żołnierzy i ludności, ponieważ nie wiedzieli oni, czego mogą się po swojej klęsce spodziewać po zwycięzcach, a szczególnie, jakie będzie zachowanie trumfującego Związku Radzieckiego. Churchill zaproponował wyłączenie Włoch z tego komunikatu, został jednak przegłosowany przez członków swojego własnego gabinetu. Rząd uważał, że „świadomość tych wszystkich trudnych rzeczy, jakie dotkną Włochy, będzie miała przypuszczalnie raczej pożądany wpływ na włoskie morale”7. Ta decyzja przyczyniła się później do tego, że alianci musieli niespodziewanie zakończyć rozmowy kapitulacyjne z Włochami i nie mieli możliwości wykorzystania włoskiego wyjścia z grupy państw Osi.

Spór Brytyjczyków i Amerykanów o najlepszą strategię ciągnął się w kolejnych miesiącach przy okazji różnych spotkań i narad na wysokim szczeblu. Szczególnie duże znaczenie miały tutaj wielkie konferencje „Trident” w Waszyngtonie w maju 1943 roku i „Quadrant” w Quebecu w sierpniu 1943 roku. Konferencja „Trident” rozpoczęła się w Białym Domu 12 maja, podczas wizyty Churchilla w Stanach Zjednoczonych. Brytyjski premier upierał się z całym naciskiem przy szeroko zakrojonej ofensywie w roku 1943 na obszarze Morza Śródziemnego i w ten sposób odkładał na nieokreśloną przyszłość inwazję przez kanał na Francję. Amerykanie, przekonani, że zostali w Casablance wymanewrowani przez Brytyjczyków, byli zdecydowani tym razem nie ustępować. Posunęli się nawet tak daleko, że w przypadku gdyby ich decyzja ataku na północno-zachodnią Europę nie została zaakceptowana, to przy przydzielaniu amerykańskich zapasów wojennych gotowi byli dać pierwszeństwo pacyficznemu teatrowi działań wojennych. Rezultatem był znowu kompromis, ale tym razem korzystny dla Ameryki: atak przez kanał miał mieć priorytet przy rozdziale alianckich sił i środków, a wszystkie niezbędne przygotowania do niego miały zostać zakończone do 1 maja 1944 roku. Na Morzu Śródziemnym pozostawał cel w postaci wyłączenia Włoch z wojny – Eisenhower został poinstruowany, aby przygotować stosowne plany i wykorzystać przy nich zdobycie Sycylii. Mimo wszystko jednak skala zaopatrzenia śródziemnomorskiego teatru działań wojennych w wojsko i sprzęt desantowy miała zostać zmniejszona: w ramach przygotowań do operacji „Overlord” do 1 listopada musiano przetransportować do Wielkiej Brytanii siedem doświadczonych dywizji (cztery amerykańskie i trzy brytyjskie), jak również większą część sprzętu desantowego. Jednak jeszcze 30 czerwca 1943 roku Eisenhower uważał, że jeśli to Sardynia byłaby wybrana jako najbliższy cel po zdobyciu Sycylii, to będzie on w stanie przeprowadzić atak jeszcze w październiku. Natomiast inwazja na włoski ląd stały nie mogła być już, jego zdaniem, wykonana przed listopadem, a zresztą wtedy także pogoda mogła uniemożliwić operację desantową8. Preferowany przez Churchilla plan nie został więc mimo wszystko przeforsowany. Zgodzono się wprawdzie na rozpoczęcie po zajęciu Sycylii kampanii we Włoszech, ale środki do jej wykonania nie zostały zapewnione.

Churchill nie dawał się jednak tak szybko zniechęcić. 16 lipca napisał do czołowego południowoafrykańskiego męża stanu, feldmarszałka Smutsa: „W żadnym wypadku nie pozwolę, żeby silne brytyjskie i dowodzone przez Brytyjczyków armie stały bezczynnie nad Morzem Śródziemnym”9. Poza dziewięcioma amerykańskimi dywizjami na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych znajdowało się prawie trzydzieści brytyjskich albo dowodzonych przez Brytyjczyków dywizji (lub równoważnych im związków) oraz różne dywizje francuskie. Siły lotnicze składały się w 55% z amerykańskich i w 45% z brytyjskich jednostek, zaś morskie były w 80% brytyjskie. Były to powody, dla których Churchill mógł mieć w sprawach śródziemnomorskich dużo do powiedzenia, dlatego też energicznie rozwijał on swoje plany ofensywne nad Morzem Śródziemnym, gdy spotkał się w Algierze z naczelnymi dowódcami tego teatru działań wojennych, dokąd przyleciał wraz z generałem Marshallem bezpośrednio po zakończeniu konferencji „Trident”10.

Zwycięskie zakończenie walk na Sycylii przyszło mu w tym w sukurs, choć był to tylko względny sukces, jako że wojska niemieckie najpierw prowadziły obfitujące w wiele sukcesów działania opóźniające, a potem uszły do Włoch przez Cieśninę Mesyńską, mogąc przy tym zabrać ze sobą cały swój ciężki sprzęt. Udało im się to, pomimo obezwładniającej przewagi alianckiej w powietrzu i na morzu, nie mówiąc już o ogromnej przewadze w ludziach: na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych znajdowało się bowiem wtedy około czterdziestu alianckich dywizji, spośród których kilka mogło wylądować czy to na Sycylii, czy w Kalabrii, na tyłach tych trzech niemieckich słabych dywizji, które powoli opuszczały wyspę.

Rozpoczęte 10 lipca zajmowanie Sycylii zakończyło się 17 sierpnia 1943 roku. Później, gdy jeszcze żadne siły niemieckie nie wzmocniły obrony, marsz naprzód był na tyle szybki, że generałowie w Waszyngtonie zaczęli się nieco chwiać w swoich opiniach: może sukces na obszarze Morza Śródziemnego był mimo wszystko łatwy do osiągnięcia, dlaczego by więc nie wykorzystać także tej okazji? Brytyjskie plany metodycznego marszu na północ przez Włochy wydawały im się jednak zbyt powolne. Generał Marshall żywił przy tym podejrzenia, że Londyn aż do upadku Rzymu będzie nalegać na utrzymywanie w rejonie Morza Śródziemnego bardzo dużych sił, kosztem oczywiście operacji „Overlord”. Dlatego aby skrócić kampanię, zaproponował wielkie przedsięwzięcie desantowe w rejonie Neapolu. Churchill był zachwycony faktem, że Amerykanie wydają się podążać za jego planami. Brytyjscy szefowie sztabów niezwłocznie przedłożyli przygotowany już plan lądowania na południe od Neapolu (operacja „Avalanche”). Jednocześnie celem zapewnienia desantowi wsparcia lotniczego zaoferowali Eisenhowerowi pięć dodatkowych lotniskowców, jak również czterdzieści dodatkowych statków do transportu sprzętu i zaopatrzenia. Jednocześnie wstrzymali przenoszenie wojsk i statków do Anglii do czasu aż Eisenhower ustali swoje żądania, co do planowanego ataku. Brytyjskie ministerstwo lotnictwa zaoferowało mu więc jeszcze trzy eskadry bombowe, które wcześniej wyznaczono już do powrotu do Wielkiej Brytanii. 22 czerwca brytyjscy szefowie sztabów zwrócili się do swoich amerykańskich kolegów z prośbą, żeby dopracować plany operacji „Avalanche”, przy czym wychodzili z założenia, że dodatkowe środki i siły są wciąż do dyspozycji. Wielki brytyjski entuzjazm został jednak wkrótce ostudzony przez ponownie chłodny stosunek do operacji śródziemnomorskich, który znowu ujawnił się chwilowo w Waszyngtonie: propozycja generała Marshalla zmierzała przecież do tego, aby skrócić kampanię we Włoszech, a nie ją wydłużyć, i dlatego amerykański sztab generalny naciskał, aby do lądowania na włoskim wybrzeżu wyznaczyć tylko te siły, które zostały wymienione na konferencji „Trident”. Jak zwykle Amerykanie żywili podejrzenia, że Brytyjczycy chcą ściągnąć na obszar Morza Śródziemnego dodatkowe wojska, które przecież mogły być oddane im do dyspozycji tylko kosztem operacji „Overlord”. W dodatku większe zaangażowanie we Włoszech mogło łatwo doprowadzić do dalszego niezbędnego wzmocnienia. Dlatego Amerykanie zdecydowali, że nie będą robić nic, co by później mogło okazać się nieodwracalne w skutkach i mieć konsekwencje w postaci tak długiego przetrzymywania wojsk przeznaczonych do operacji „Overlord”, że w końcu planowana główna operacja z powodu braku sił nie będzie mogła być przedsięwzięta.

25 lipca przyszła jednak informacja o upadku Mussoliniego i nastrój aliantów znacznie się polepszył. Włochy wydawały się być blisko wyjścia z wojny, być może zmieniłyby nawet front. Około trzydziestu dywizji włoskich stało w charakterze sił okupacyjnych w południowej Francji i na rozległych obszarach Bałkanów, silne wojska broniły też Włoch. Gdyby, jak na to liczono, Włosi zostawili Niemców na lodzie, to ci, w obliczu nacisku Armii Czerwonej i konieczności zabezpieczenia północnej i zachodniej Europy, nie mogliby włoskich żołnierzy niczym zastąpić. A na jaki nacisk zostaliby narażeni Niemcy, gdyby nawet włoskie wojska obróciły swoje siły przeciwko byłym sojusznikom?11.

Eisenhower kazał opracować siedem różnych planów operacji desantowej w południowych Włoszech, które zależnie od okoliczności miały być wprowadzone w życie. Jednak nie było żadnego planu, co ma się w szczególności stać, gdy nie uda się Niemcom utrzymać tego kraju w rękach. Naturalnie nie było też żadnego planu wykorzystania takiej okazji, jaka się właśnie nadarzała, tj. że trzydzieści dywizji znajdujących się we Francji, Grecji, Albanii i Jugosławii może przejść na stronę aliantów. Także w kolejnych tygodniach nie opracowano żadnych takich planów i to pomimo tego, że wyłączenie Włoch z wojny było właściwie pierwszoplanowym celem operacji prowadzonych w obszarze Morza Śródziemnego; wygląda więc na to, że był to cel jedyny.

3. RZYM I BERLIN W PRZEDEDNIU WŁOSKIEJ KAPITULACJI

W roku 1940 Mussolini wszedł do wojny, będąc pewnym, że Niemcy ją zwyciężą. Miał nadzieję, że Włochy mogłyby się w takim przypadku stać głównym partnerem Niemiec przy ustalaniu nowego ładu europejskiego, a może nawet i światowego. Jednak w końcu roku 1942 było już jasne, że, owszem, są głównym, ale raczej wasalem: bez niemieckiej pomocy gospodarka włoska nie mogłaby bowiem funkcjonować, a armia - walczyć. Poza tym z dużym prawdopodobieństwem zanosiło się na to, że Niemcy tę wojnę mimo wszystko przegrają. Dla Włoch pojawiał się więc problem: jak można by się wycofać ze swoich zobowiązań, nie narażając się przy tym na straszliwy niemiecki odwet.

Z kolei Niemcy, obserwując włoskie zachowania, stopniowo nabierali w stosunku do nich podejrzeń. Nie mieli wielkiego zaufania do wojennego rzemiosła włoskich żołnierzy oraz kompetencji ich dowódców, już przecież na początku 1941 roku zmuszeni byli do wsparcia własnymi wojskami włoskich oddziałów w Afryce. Ponieważ siły niemieckie, nawet po późniejszych wzmocnieniach, stanowiły liczbowo tylko małą część wojsk włoskich stojących na wybrzeżach Morza Śródziemnego, było naturalne, a także słuszne, że zostały one podporządkowane Comando Supremo, włoskiemu naczelnemu dowództwu, które kierowało wszystkimi operacjami na obszarze Morza Śródziemnego. Jednak Niemcy byli, z powodu swojej niskiej oceny Włochów, czujni i utworzyli własny, potajemny łańcuch rozkazodawczy, przy którym posługiwali się różnymi jednostkami administracyjnymi i sztabami łącznikowymi funkcjonującymi przy włoskich wyższych dowództwach. Oficjalna włoska ścieżka rozkazodawcza biegła od Comando Supremo w dół do niemieckich oddziałów, natomiast tajna ścieżka biegła do tych samych jednostek od Oberkommando der Wehrmacht (OKW) poprzez niemieckich oficerów łącznikowych przy włoskiej kwaterze głównej. „Odmienne motywacje, nierówność środków i wyników wojennych oraz brak zintegrowanego systemu dowodzenia w miarę jak malało powodzenie wojenne państw Osi doprowadziły najpierw do wzajemnych podejrzeń, potem do nielojalności i wzajemnego oszukiwania się, a w końcu do otwartej zdrady”12.

Z początku Mussolini miał jeszcze nadzieję, że skłoni Hitlera do pokojowego zakończenia wojny ze Związkiem Radzieckim celem wystawienia przeciwko zachodnim demokracjom nad Morzem Śródziemnym całej potęgi państw Osi. Hitler preferował jednak przeciwny kierunek: zanim wda się w decydującą walkę z Zachodem, chciał najpierw pokonać Rosję. Po klęsce pod El Alamein i alianckim lądowaniu w Afryce Północnej Niemcy oraz Włosi zaczęli wysyłać większe ilości wojska do Tunezji, która miała teraz służyć jako bastion przeciwko alianckiemu atakowi, nim ten osiągnie włoskie wybrzeże. Mussolini, który jawnie nie wierzył już w sukces operacji w Afryce Północnej, zwolnił w lutym 1943 roku swojego proniemieckiego szefa sztabu generalnego, marszałka Cavallero, i zastąpił go mniej sympatyzującym z Niemcami generałem Ambrosio. Ten starał się wzmocnić obronę półwyspu i chciał do tego celu wykorzystać przede wszystkim wojska włoskie. Wstrzymał więc transport niektórych jednostek do Tunezji, przyprowadził z powrotem z Rosji pobitą włoską 8. Armię oraz próbował – choć bez sukcesu – nakłonić niemieckiego sojusznika do zgody na przeniesienie do Włoch wojsk włoskich z południowej Francji i Bałkanów. Włosi znajdowali się jednak w błędnym kole: musieli albo zawrzeć pokój, albo prosić Niemców o dalszą pomoc, aby móc kontynuować walkę. Jednak po Casablance zawarcie pokoju oznaczało w rzeczywistości bezwarunkową kapitulację, co znowu było równoznaczne z przyjęciem na siebie całego niemieckiego gniewu. Innymi słowy jeśli poddano by się jednej stronie, musiano by natychmiast zacząć walczyć przeciwko drugiej, i to bez widoków na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Tymczasem kontynuacja wojny oznaczała dalsze tolerowanie wojsk niemieckich we Włoszech i jeszcze większe uzależnienie od Niemiec, czyli stan, który czynił jeszcze trudniejszym wyłamanie się z coraz bardziej ciążącego partnerstwa w ramach Osi.

Tunezja padła w maju 1943 roku i przywódcy Osi musieli sobie teraz zacząć łamać głowy nad pytaniem, w którym miejscu alianci uderzą następnym razem. Ambrosio uważał, że celem będzie Sycylia, której zdobycie zabezpieczyłoby drogę morską z Gibraltaru na Maltę i dalej do Kanału Sueskiego, a przy okazji też włoska marynarka zostałaby rozcięta na dwie części (jedna część stacjonowała bowiem nad Morzem Tyrreńskim, a druga - na Adriatyku). Poza tym opanowanie Sycylii przez aliantów zapewniłoby im bazę lotniczą blisko włoskiego lądu stałego. Z kolei Comando Supremo przychylało się raczej do opinii, że alianci zdecydują się na atak na Sardynię i Korsykę, aby móc wykorzystać potem te wyspy, niczym kamienie wystające z wody, do inwazji na Francję. Mussolini był zdania, że to nie Włochy, ale raczej Francja albo Grecja będą celem następnego ataku. Natomiast Hitler i Oberkommando der Wehrmacht byli przekonani, że alianckie ostrze skieruje się na Bałkany, gdyż akcja taka nie tylko dodałaby odwagi ruchowi partyzanckiemu oraz mogłaby skłonić Turcję do dołączenia do wojny po stronie aliantów, ale przede wszystkim zagroziłaby ówczesnej niemieckiej bazie surowcowej, szczególnie dostawom rumuńskiej ropy. Ponadto atak na Bałkany uzupełniłby rosyjski nacisk na Ukrainę.

Po upadku Tunezji niemieckie naczelne dowództwo zwiększyło z siedmiu do czternastu liczbę dywizji na wschodnim obszarze Morza Śródziemnego. Włochy były przez nich uważane za dużo mniej ważne, a poza tym były one trudne do obrony ze swoimi setkami mil wybrzeża, które obfitowało w liczne miejsca dogodne do ewentualnego desantu, a następnie odcięcia wojsk wysuniętych dalej na południe. Z tego też powodu Oberkommando der Wehrmacht rozważało nawet oddanie całych Włoch na południe od linii Piza-Rimini i skoncentrowanie się na obronie podejść do doliny Padu oraz północnowłoskiego ośrodka przemysłowego. Ta opinia była najsilniej reprezentowana przez wyznaczonego do realizacji pewnych zadań na włoskim obszarze operacyjnym feldmarszałka Rommla, który właśnie budował sztab nowej grupy armii i który – nauczony swoimi doświadczeniami – nie ufał Włochom. Z drugiej strony człowiek, który w maju 1943 roku dowodził wojskami niemieckimi we Włoszech, czyli pochodzący z Luftwaffe feldmarszałek Kesselring, miał przeciwne zdanie i uważał, że z włoską pomocą – odwrotnie niż Rommel lubił Włochów i ufał im – mógłby na stałym lądzie z powodzeniem bronić całego półwyspu. Za każdą piędź ziemi, którą musiałby oddać aliantom, chciał żądać od nich wysokiej ceny: utraty wojennego zapału z powodu poniesionych krwawych ofiar, a przede wszystkim straty czasu. Różnice poglądów Rommla i Kesselringa, nie całkiem wolne od ich osobistej rywalizacji, nadały w nadchodzących miesiącach charakter niemieckiej polityce wobec Włoch13.

W przeciwieństwie do swoich generałów Hitler od początku skłaniał się do zdania Kesselringa. W jego opinii oddanie Włoch miało poważne wady: jeśli Włochy wyjdą z sojuszu, to może to ośmielić pozostałych niemieckich satelitów do podążenia za tym przykładem. Musiano by też czymś zastąpić włoskie dywizje na Bałkanach i w południowej Francji. A skąd wziąć zastępców w tym czasie, kiedy wszystkie siły, jakie tylko były dostępne, potrzebne były w Rosji do ofensywy na łuku kurskim? Poza tym trzeba było wziąć pod uwagę, że zajęte przez aliantów lotnisko w Foggi w południowych Włoszech mogłoby zostać wykorzystane do wielkich nalotów na Austrię i południowe Niemcy (a może także na rumuńskie pola naftowe). W rzeczywistości jednak głównymi przyczynami takiej opinii Hitlera był fakt, że nigdy nie był on gotowy do dobrowolnego oddania jakiegokolwiek terytorium – gdzie by ono nie było – oraz to, że nie chciał zostawiać w potrzebie swojego przyjaciela Mussoliniego. W konsekwencji 4 maja zaoferowano Włochom tytułem wsparcia jedną dywizję niemiecką. Dwa dni później Hitler osobiście dodał jeszcze trzy dywizje, z których jedna miała zostać przetransportowana do Włoch, a dwie następne miały zostać na nowo utworzone z resztek niemieckich dywizji rozbitych w Tunezji, przy czym resztki te z powodu braku środków transportu wciąż znajdowały się na obszarze Włoch. 10 maja Ambrosio, choć niechętnie, przyjął te oferty i poprosił, aby jedna z tych dywizji stacjonowała na Sycylii, druga na Sardynii, a trzecia w południowych Włoszech, przy czym wszystkie miały pozostawać pod włoskimi rozkazami. Gdy jednak Hitler zaoferował potem jeszcze dwie dywizje, to już tym razem Duce, pod wpływem nacisków Ambrosio, odmówił ich przyjęcia14.

Tymczasem włoskie wahania przy przyjmowaniu niemieckiego wsparcia zaczęły wzbudzać u Niemców podejrzenia. Były też jeszcze inne dziwne symptomy. Na przykład odmowa przyjęcia doświadczonego niemieckiego personelu do włoskich dywizji pancernych, które to uzupełnienie Hitler już dawno obiecał Mussoliniemu. Ponadto wielokrotne niewypełnianie obietnic Mussoliniego o użyciu włoskiej floty do przewiezienia wojsk do Tunezji i na włoskie wyspy, wreszcie ustawiczne obstawanie Comando Supremo przy żądaniu niemieckiego zaopatrzenia wojennego i niemieckiego wsparcia lotniczego w stopniu, które OKW określiło jako nierealny15. Przedłożony Hitlerowi 19 maja raport Oberkommando der Wehrmacht szkicował mało pochlebny obraz zarówno profesjonalizmu, jak i zaangażowania włoskich jednostek. Raport ten legł teraz u podstaw idei opracowania planu „Alaryk”, tj. awaryjnego planu na wypadek, gdyby Włochy wyłamały się z sojuszu z Niemcami. Zgodnie z tym planem północne Włochy miały zostać zajęte przez liczne niemieckie dywizje z dowodzonej przez Rommla grupy armii z dowództwem w Monachium. W czasie gdy Rommel organizowałby obronę północnych Włoch, Kesselring miał przeprowadzić odwrót niemieckich wojsk z południowej części kraju i z Sycylii celem przejęcia przygotowanych przez Rommla północnych twierdz.

W maju Kesselring udał się na Sycylię, aby skontrolować prowadzone tam przygotowania obronne. Powrócił rozczarowany i sfrustrowany, gdyż zobaczył, że Włosi są zmęczeni wojną i nie nadają się do walki. Tym razem jego energiczne interwencje doprowadziły do jednoznacznego potwierdzenia przez generała Ambrosio przyjęcia czterech niemieckich dywizji. Jedna – późniejsza 15. Dywizja Grenadierów Pancernych – miała zostać utworzona z jednostek, które po upadku Tunisu uratowały się na Sycylii, 90. Dywizja Grenadierów Pancernych miała zostać przewieziona na Sardynię, Dywizję Pancerną „Hermann Göring” przewidziano do stacjonowania w pobliżu Neapolu, wreszcie czwartą z przeniesionych dywizji była 16. Dywizja Pancerna, która po zakończeniu swojego szkolenia we Francji miała zostać przetransportowana do Włoch. Ambrosio, do tej pory domagający się, aby wszystkie niemieckie jednostki w Włoszech podlegały włoskim rozkazom, niespodziewanie zgodził się teraz na przeniesienie do południowych Włoch także kwatery głównej XIV Korpusu Pancernego, która jednostki te miała szkolić i nimi dowodzić. Ponadto Kesselring uzyskał od Hitlera zgodę na wzmocnienie lotnictwa, jednak większość eskadr i tak została w końcu wysłana na wschodni obszar Morza Śródziemnego, gdyż tam w pierwszej kolejności oczekiwano alianckiego desantu16.

Niemieckie wątpliwości z czasem zmalały: w końcu przecież Włosi przyjęli niemieckie wojska na swoją ziemię, a i po porażce w Tunezji nie następowało na razie żadne wielkie lądowanie. Jednak po alianckim desancie na Sycylii kolejne duże zaniepokojenie wzbudził w Berlinie spowodowany tą akcją szybki upadek morale włoskiej armii. 15 lipca, pięć dni po lądowaniu, generał Jodl, szef Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu (Chef des Wehrmachtführungsstabes), wyraził swoją opinię, że Sycylii nie można będzie utrzymać, zaś we włoskim korpusie oficerskim szerzy się duch zdrady. „Zamiarem włoskich zdrajców może być żądanie coraz większych sił niemieckich, a następnie angażowanie ich w takich miejscach, w których zostaną rozbite”. Wnioskował z tego, że żadne dalsze niemieckie jednostki nie powinny być przerzucane do południowych Włoch, przynajmniej do czasu aż armia włoska nie zostanie oczyszczona z wątpliwych elementów, które zastąpią godni zaufania oficerowie, a włoskie dywizje stacjonujące w północnych Włoszech (które mogły odciąć stojące na południu niemieckie jednostki) nie zostaną szybko skierowane na samo południe.

Taki był kontekst spotkania Führera z Duce, do którego doszło 17 lipca w Feltre w północno-wschodnich Włoszech. Hitler wygłosił tam trwającą dwie godziny płomienną przemowę, w której wzywał Włochów, żeby sobie przypomnieli o swoim profesjonalizmie, zreorganizowali armię i wysłali nowe wojska do Kalabrii. Niemcy nie są już w stanie wspomagać ich dalej siłami pancernymi czy lotniczymi i Włosi sami powinni na Sycylii wszystkimi swoimi siłami sprawić wrogowi „Stalingrad”. Podczas spotkania panowała chłodna atmosfera. Hitlerowi towarzyszył szef Oberkommando der Wehrmacht feldmarszałek Keitel, zaś Mussoliniemu asystował Ambrosio. Rozmowa Ambrosia z Keitlem nie przyniosła żadnego rezultatu: Niemcy nalegali, żeby Włosi wszystkie swoje siły, które mieli do dyspozycji, wysłali do południowych Włoch, podczas gdy ci chcieli swoje oddziały skoncentrować w środkowych i północnych rejonach kraju celem ich uzupełnienia i przygotowania do walki. Włoch, który zdawał sobie sprawę, że propozycja Keitla umożliwiłaby Niemcom kontrolowanie północnych i środkowych regionów oraz otoczenie stolicy, odrzekł, że wszystko, czego Włochy na razie potrzebują od swojego sojusznika to pancerne i zmotoryzowane dywizje. Ponieważ Mussolini, który przysłuchiwał się potokowi słów Hitlera i nie wydał przy tym z siebie ani jednego słowa, nie powiedział swojemu przyjacielowi (czego Ambrosio się od niego domagał), że Włosi są już u kresu sił, włoski szef sztabu poprosił o dymisję. Duce odmówił jednak jej przyjęcia.

Tymczasem milcząca zgoda Mussoliniego na wszystko, co Hitler zaproponował, wywarła na tym ostatnim tak korzystne wrażenie, że następnego dnia polecił Rommlowi tymczasowo przejąć naczelne dowództwo w Grecji, z tym że musiał być jednak w razie potrzeby gotowy do szybkiego powrotu do Włoch. Z kolei włoskie Comando Supremo było z rezultatu konferencji w Feltre całkowicie niezadowolone, ponieważ nie zabezpieczono tam prawa Włochów do dysponowania niemieckimi wojskami we Włoszech wedle ich własnego uznania17. I nie tylko generałowie byli niezadowoleni. W trakcie pobytu Mussoliniego w Feltre Rzym został zbombardowany i król, który pospieszył odwiedzić płonące dzielnice, został zaskoczony nie tylko widokiem ruin, lecz także faktem wygwizdania go przez mieszkańców. Gdy Duce zdawał mu sprawozdanie z rozmów z Feltre, Wiktor Emanuel III czynił mu ostre wymówki: nic z tego nie będzie, Sycylia jest już przegrana, a dyscyplina w armii upada. Mussolini dał swojemu królowi do zrozumienia, że ma nadzieję do 15 października wystąpić z sojuszu państw Osi. Wszystko, czego teraz potrzebował, to dostatecznie dużo czasu, aby przynajmniej wycofać z Bałkanów niektóre włoskie dywizje, które są tam zaangażowane w walki z partyzantami, i nimi stawić opór niemieckiej okupacji Włoch18. W taki więc oto sposób ten przyjaciel Hitlera na wieczne czasy wyjawił swoje zdradzieckie zamiary przeciwko Niemcom. Jednak królowi to już nie wystarczało.

Nie był on zresztą jedynym we Włoszech, który chciał usunąć z drogi Mussoliniego. Istniały przynajmniej trzy grupy szukające wyjścia z tej katastrofy, do której doprowadził kraj reżim faszystowski: antyfaszystowski ruch oporu, wyższy korpus oficerski w Comando Supremo, który dość dobrze orientował się w sytuacji Włoch, a szczególnie w stanie armii, a wreszcie opozycyjna grupa w samej partii faszystowskiej kierowana przez zięcia Mussoliniego ministra spraw zagranicznych Galeazzo Ciano oraz Dino Grandiego, byłego ministra spraw zagranicznych i ambasadora w Wielkiej Brytanii, surową osobistość z probrytyjskimi sympatiami. Ta ostatnia grupa, która zresztą miała największe widoki na sukces, zawiązała spisek przeciwko swojemu przywódcy i wtajemniczyła w niego Wiktora Emanuela III19.

22 lipca 1943 r. członkowie Wielkiej Rady Faszystowskiej zostali wezwani na dwudniowe posiedzenie. Zwołanie tego ważnego partyjnego organu, który od dłuższego czasu nie pełnił już swoich funkcji, zostało wymuszone na Mussolinim przez partyjnych dygnitarzy, co już było znakiem jego słabnącej pozycji. Duce otworzył konferencję 24 lipca i mówił, w sposób absolutnie profesjonalny, o kierowaniu partią i krajem. Jednak w ówczesnym stanie rzeczy jego przemówienie nie mogło już nic zmienić. Kości zostały rzucone. Bezpośrednio po tym Grandi postawił wniosek, podpisany przez niego samego, Ciano i różnych innych dygnitarzy partyjnych, w którym zwracał się do rady o podjęcie uchwały mówiącej, że w tej krytycznej chwili najważniejszym nakazem jest jedność narodu włoskiego i dlatego król, Wielka Rada, Rząd, Parlament i inne instytucje powinny powrócić do wypełniania swoich konstytucyjnych praw. Ponadto we wniosku było żądanie, aby premier (a więc nikt inny tylko sam Mussolini) powinien poprosić króla o przejęcie naczelnego dowództwa nad siłami zbrojnymi „na podstawie artykułu 5. Konstytucji”. Wniosek ten poparł też Ciano. Pod koniec debaty zarządzono głosowanie: dziewiętnastu członków głosowało za wnioskiem Grandiego, siedmiu było przeciwko, jeden wstrzymał się od głosu. O godzinie 3 po południu posiedzenie zostało zamknięte. Żaden z uczestników nie spał tej nocy we własnym domu20.

Tymczasem spisek został starannie przygotowany. W trakcie następnego przedpołudnia – w niedzielę 25 lipca 1943 roku – większość ważniejszych budynków została opanowana przez jednostki policyjne, które współpracowały ze spiskowcami. W tym czasie Mussolini przebywał albo w swojej oficjalnej rezydencji, albo wizytował zbombardowane dzielnice Rzymu. Po południu został poproszony przez króla o złożenie mu wizyty. Myśląc, że król chce po prostu formalnie przejąć od niego naczelne dowództwo, które zostało mu odebrane 10 czerwca 1940 roku po wypowiedzeniu wojny Francji, nie przewidywał, że może wydarzyć się coś złego. Był to wielki błąd. Król bowiem powiedział, że jest on najbardziej znienawidzonym człowiekiem we Włoszech, posiada jeszcze tylko jednego przyjaciela, mianowicie jego, tj. króla, i właśnie on, jego jedyny przyjaciel, postanowił teraz, żeby jego następcą na stanowisku premiera mianować starego marszałka Badoglio. Mussolini protestował, został więc podczas opuszczania rezydencji królewskiej Villa Savoia aresztowany, a dwa dni później przewieziono go na wyspę Ponza21.

Upadek Mussoliniego wywołał w Rzymie dziki entuzjazm, który przyjął charakter antyniemiecki. Na północy Włoch zaczęli ujawniać się komuniści. Hitler ze swojej strony natychmiast docenił znaczenie upadku Duce. Na jego oczach wyłoniła się zjawa załamania się faszystowskiego reżimu i wyłączenia Włoch z wojny. Stał więc teraz przed dylematem, gdyż jeśli chciał ratować sytuację we Włoszech i na Bałkanach, to musiał przerzucić do Włoch wojska z frontu wschodniego i to właśnie w momencie, gdy Rosjanie przeszli do kontrofensywy po niepowodzeniu niemieckiego ataku pod Kurskiem. Groźne następstwa wyjścia Włoch z sojuszu przesądziły jednak o decyzji Hitlera i jeszcze w nocy 25 lipca 1943 roku o godzinie 23 rozkazał on wykonać plan „Alaryk” oraz zarządził najwyższą gotowość do przeprowadzenia kolejnych akcji specjalnych: „Kopenhaga” (zajęcie przełęczy Mont-Cenis na granicy włosko-francuskiej) i „Zygfryd” (zajęcie francuskiego wybrzeża Morza Śródziemnego na odcinku włoskiej 4. Armii). Rommel został wrócony prosto z Salonik, z inspekcji instalacji obronnych znajdujących się w Grecji, aby przejąć Grupę Armii B, której zadaniem było opanowanie północnych Włoch. Dowództwo II Korpusu Pancernego SS otrzymało rozkaz rozpoczęcia transportu dwóch swoich dywizji z frontu rosyjskiego do północnych Włoch. Generałowi Studentowi polecono trzymanie w gotowości specjalnej jednostki znajdującej się wtedy w okolicach Rzymu (później została ona dołączona do 2. Dywizji Spadochronowej), aby w stosownym momencie aresztowała wszystkie czołowe osobistości włoskie, które były podejrzane o „zdradę wymierzoną w Niemcy”, oraz uwolniła Mussoliniego. Pretekstem do wyruszenia jednostek do północnych Włoch w ramach operacji „Alaryk” było spełnienie próśb Comando Supremo o dostarczenie niemieckich wojsk. Kesselring otrzymał też rozkaz natychmiastowego podjęcia różnych innych kroków, takich jak: przygotowanie ewakuacji Sycylii, Sardynii i Korsyki; koncentracja 3. Dywizji Grenadierów Pancernych w okolicach Rzymu i jej wzmocnienie przez sąsiedni batalion pancerny z 26. Dywizji Pancernej; podjęcie wspólnych przygotowań do akcji alarmowej jednostek stacjonujących we Włoszech polegającej na zajęciu wszystkich dział przeciwlotniczych dostarczonych Włochom przez Niemców; zabezpieczenie baz zaopatrzeniowych w północnych Włoszech; postawienie w stan gotowości oddziałów stojących w okolicach Rzymu22.

Następnego dnia o godzinie 18 Kesselring spotkał się z Badoglio, a potem z Ambrosio, aby sprawdzić, czy współpraca niemieckich i włoskich sił zbrojnych może być kontynuowana. Obaj rozmówcy gorąco zapewnili Kesselringa, że polityczne zawirowania nie zmieniają nic w kwestiach wojskowych i Włochy będą dalej walczyć po stronie Niemiec23. Pomimo tych zapewnień, odtąd stosunki między oboma partnerami były zmącone przez nieufność i podstępne działania.

28 lipca wydano rozkaz rozpoczęcia operacji „Oś”, która jeszcze rozszerzyła plany „Alaryk” i „Konstantyn” (opanowanie zajmowanych przez Włochów terenów na Bałkanach). Zarówno Naczelnemu Dowódcy Obszaru „Południe” (Oberbefehlshaber Süd), jak i Naczelnemu Dowódcy Obszaru „Południowy Wschód” (Oberbefehlshaber Südost), tj. feldmarszałkowi von Weichsowi, zwrócono uwagę, że sytuacja we Włoszech jest „niejasna” i nie są wykluczone „nagłe, poważne wypadki”. Ponieważ takie wydarzenia mogą wywołać wstrząsy wewnątrz włoskiej armii, obaj feldmarszałkowie otrzymali polecenie, aby w takim przypadku przejąć wszystkie zajmowane przez Włochów obszary, przeciągnąć na niemiecką stronę wszystkie chętne do walki oddziały włoskie, a resztę internować, oraz zabezpieczyć obronę wybrzeży, jak również zadbać o porządek na obszarach tyłowych. Działania te miały zostać wykonane, jak tylko OKH przekaże hasło „Oś”24.

Rozkazy przekazane Kesselringowi25 jasno pokazywały, że naczelne dowództwo nie miało zamiaru bronić południowych i środkowych Włoch i obszary te, podobnie jak Sycylia, Sardynia i Korsyka, miały zostać opuszczone. I rzeczywiście, niemieckie siły zostały skoncentrowane w północnych Włoszech z wyjątkiem części 2. Dywizji Spadochronowej, które przeleciały w okolice Rzymu, aby przeprowadzić operację „Schwarz” (opanowanie włoskiej stolicy, aresztowanie nielojalnych włoskich przywódców i uwolnienie Mussoliniego). Choć wszystkie znajdujące się na północy wojska przybyły z pozoru spełniając włoską prośbę o pomoc, to Włosi szybko zorientowali się, że liczba jednostek, które przybyły do północnych Włoch, daleko przekroczyła ich oczekiwania. Na stawiane pytania otrzymywali wymijające odpowiedzi, co sprawiało, że napięcie rosło. Włosi, którzy ponownie wyraźnie zaznaczyli, że bezwarunkowo postanowili dalej walczyć po stronie Niemiec, nie mogli oczywiście wiele zarzucić napływowi wojsk niemieckich. Obudziłoby to bowiem niemieckie podejrzenia, które coraz otwarciej były wyrażane, gdy tylko Włosi protestowali przeciwko wysyłaniu niemieckich jednostek. Z drugiej strony nagłe przeciwstawienie się tym wojskom bez pomocy aliantów byłoby czystym samobójstwem. Im dłużej jednak Włosi zwlekali, tym silniejsi stawali się Niemcy we Włoszech i tym lepiej byli przygotowani do przejęcia kraju, jeśli ten wyłamałby się z sojuszu. Mimo to niemieckie naciski wydały pewien plon: gdy 1 sierpnia Kesselring spotkał się z Ambrosio i skarżył się na sytuację we Włoszech, w szczególności na to, że walki na Sycylii spoczywały prawie wyłącznie na barkach Niemców, Ambrosio po krótkim oporze wycofał wszystkie włoskie skargi na ruchy niemieckich jednostek i nawet obiecał zadbać o ich szybszy transport26.

Pomimo tych wszystkich spotkań na wysokim szczeblu, ciągle nie zmniejszało się napięcie utrzymujące się między oboma partnerami w Osi. 5 sierpnia przybyli do Tarvisio (północne Włochy) Keitel i niemiecki minister spraw zagranicznych von Ribbentrop oraz Ambrosio razem ze swoim zastępcą Rossim i nowo mianowanym ministrem spraw zagranicznych Guariglią. Skargi Ambrosio na koncentrację wojsk niemieckich w północnych Włoszech oraz jego żądanie, aby włoskie wojska znajdujące się w południowej Francji i północnej Jugosławii wycofać do Włoch celem obrony swojego kraju zostały przez Keitla kategorycznie odrzucone i w końcu Włosi ustąpili na całej linii. Na zakończenie spotkania Keitel podsumował – a Ambrosio „wyraźnie się zgodził” – że jednomyślnie zdecydowano o następujących krokach: dostarczyć zaopatrzenie i posiłki do niemieckich jednostek w południowych Włoszech; dać pierwszeństwo ruchom wojsk niemieckich w północnych Włoszech przed potrzebami wojsk włoskich na tym obszarze – bo przecież Comando Supremo zgodziło się na przysłanie wojsk niemieckich; bronić przejść alpejskich wojskami obu krajów; wreszcie odstąpić od wycofania włoskiej 4. Armii z południowej Francji27.

Już następnego dnia Ambrosio zarządził wysłanie dwóch dywizji alpejskich na obszar przełęczy w Alpach zaś dwie inne dywizje skierował w rejon La Spezia, tj. do głównej bazy włoskiej marynarki, którą chętnie zajęliby zarówno Niemcy, jak i alianci. Szczególnie duże napięcie panowało w rejonie przełęczy alpejskich – a największe w okolicy Przełęczy Brennera – ponieważ włoscy dowódcy, zgodnie z rozkazem Comando Supremo, domagali się wycofania wszystkich niemieckich wojsk z tego rejonu i przejęcia przez włoskie jednostki całej odpowiedzialności za ochronę dróg transportu. Niemieccy dowódcy, przestrzegając w tym jasnych rozkazów Oberkommando der Wehrmacht, stanowczo odmówili wycofania swoich wojsk i ostrzegli Włochów przed możliwymi konsekwencjami ich zachowania. Ze swojej strony OKW czyniło nawet wyrzuty Comando Supremo, że wysłało swoje dywizje na niemiecką granicę.

Kwestia zaangażowania tych dwóch dywizji alpejskich stała się przedmiotem obrad podczas kolejnego spotkania na wysokim szczeblu, które odbyło się w Bolonii 15 sierpnia 1943 roku, kiedy to Rommel i szef Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu, generał Jodl, spotkali się z włoskim szefem sztabu generalnego generałem Roattą, któremu towarzyszył generał Rossi. Gwardia honorowa SS, która ustawiła się na powitanie Włochów, wywarła tak wojownicze wrażenie, że nawet niektórzy niemieccy uczestnicy uznali tę celową zniewagę za niemądrą. Użycie tego straszliwego oddziału honorowego symbolizowało pełne wzajemnej nieufności stosunki, jakie odtąd będą panowały pomiędzy oboma partnerami. Podczas rozmów Niemcy domagali się wspólnej ochrony wszystkich znacznych obiektów wojskowych w rejonie południowego Tyrolu, zaś Włosi odmawiali spełnienia tego żądania, uznając je za obrazę dla swojej lojalności jako sojusznika. Dalsza wymiana opinii tylko zaostrzyła napięcie. Wątpliwości pojawiły się wśród Niemców, gdy popatrzyli na mapę, którą obrazowała zaproponowane przez Roattę rozmieszczenie 34 włoskich i 14 niemieckich dywizji. Dywizje niemieckie były rozstawione w takich miejscach, że w razie zagrożenia ledwo mogłyby się wzajemnie wesprzeć. Sześć niemieckich dywizji w południowych Włoszech mogło przy tym zostać łatwo odcięte jedną barierą rozciągniętą w poprzek włoskiego buta, podobnie zresztą jak pięć stojących w północnych Włoszech dywizji przez blokadę przełęczy alpejskich, w ich pobliżu bowiem rozmieszczone były włoskie dywizje. Trzy dywizje, którym wyznaczono Korsykę i Sardynię, także zostałyby w ten czy inny sposób zniszczone. Po południu generałowie rozeszli się więc z większą jeszcze nieufnością niż to miało miejsce kiedykolwiek wcześniej28.

18 sierpnia została oficjalnie podana do wiadomości nominacja Rommla na głównodowodzącego Grupy Armii B. Miał pod swoimi rozkazami wszystkie niemieckie jednostki na północ od linii Elba-Perugia-Civitanova. Na południe od tej linii rozciągał się obszar pod rozkazami Naczelnego Dowódcy Obszaru „Południe” (Oberbefehlshaber „Süd), którego siły lądowe w swojej głównej części należały do 10. Armii dowodzonej przez generała wojsk pancernych Heinricha von Vietinghoffa29. Tego samego dnia Kesselring otrzymał też specjalny rozkaz dotyczący przyszłych operacji, które miały wykonać jego wojska. Musiano liczyć się z upadkiem Włoch i ich kapitulacją przed aliantami, w związku z czym konieczne było zabezpieczenie dróg odwrotu przez środkowe Włochy, a szczególnie przez rejon Rzymu (który właśnie został ogłoszony przez Włochów miastem otwartym). Przynajmniej trzy jednostki miały zostać skoncentrowane w rejonie Neapol-Salerno, ponieważ tam istniała największa groźba desantu. Lotnisko w Foggi miało być chronione przez 1. Dywizję Spadochronową. Zamierzano również bronić Sardynii, choć przygotowywano się też na jej opuszczenie30.

Rozkazy te wydano dzień po ewakuacji Sycylii, wtedy gdy partnerzy z Osi zastanawiali się, gdzie może zostać wykonane następne alianckie uderzenie. Ciągłe spory dotyczące tego, kto komu podlega (Rommel był wyższy stopniem od Ambrosia), oraz dyslokacji i zadań włoskich i niemieckich jednostek, a także raporty wywiadu niemieckiego na temat rozmów kapitulacyjnych Włochów z aliantami zaostrzyły istniejące napięcie pomiędzy Berlinem i Rzymem. 30 sierpnia OKW opracowało ulepszoną wersję planu operacji „Oś”, zgodnie z którą włoscy żołnierze mieli zostać najszybciej jak to tylko możliwe rozbrojeni (z wyjątkiem jednostek „pewnych”). Jednocześnie rozpad włoskiej armii miał zostać przyspieszony poprzez wydanie komunikatu, że dla Włochów wojna jest już skończona i każdy żołnierz może albo iść do domu, albo dalej prowadzić walkę jako sprzymierzeniec Wehrmachtu31.

Jednak nawet po tym nowym rozkazie dotyczącym operacji „Oś” wciąż utrzymywały się rozbieżności zdań pomiędzy Kesselringiem i Rommlem. Podczas gdy Naczelny Dowódca Obszaru „Południe” ciągle jeszcze uznawał za obiecujące widoki na utrzymanie przynajmniej środkowych Włoch, Rommel uważał za stosowniejsze trzymać niemieckie siły w północnych Włoszech, ponieważ za właściwsze uważał obronę tej części kraju. I gdy Kesselring wierzył, że przy przyzwoitym traktowaniu wiele włoskich dywizji zachowa się lojalnie wobec sojusznika, jego kolega wydał Grupie Armii B rozkaz, w którym nakazał swoim wojskom podczas realizacji hasła „Oś” nie tylko rozbroić wojska włoskie, lecz także wziąć je do niewoli, aby jako siłę roboczą można je było odesłać do Niemiec32.

W międzyczasie minęły już dwa tygodnie od utraty Sycylii i Kesselring nie wątpił, że zbliżają się nowe starcia. Z tego powodu jego wojska musiały dostosować się teraz do walki na dwa fronty: przeciwko agresorowi od strony morza i prawdopodobnie przeciwko Włochom na swoich tyłach. Na myśl o alianckim desancie przechodziły go ciarki, gdyż według jego oceny 25 sierpnia na obszarze Morza Śródziemnego znajdowało się dwie trzecie alianckiego sprzętu desantowego, skoncentrowanego teraz w tunezyjskiej bazie morskiej Bizerta. Otrzymany cztery dni później z OKW raport sytuacyjny dotyczący możliwości nieprzyjacielskich był jeszcze bardziej niepokojący: zgodnie z nim na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych alianci dysponowali nie mniej niż 55 dywizjami oraz sprzętem desantowym do transportu 5 do 6 dywizji. Innymi słowy posiadali dostateczne siły i środki dla kilku lądowań jednocześnie! Podobnie przesadne szacunki miały skłonić do myślenia, że na Wyspach Brytyjskich i w Stanach Zjednoczonych były do dyspozycji ogromne siły wojskowe. Jak to już często bywało, niemiecki wywiad znów zawiódł albo też celowo został wprowadzony w błąd. Niemniej z powyższego raportu sytuacyjnego wynikało dla Niemców z całą pewnością jedno: ponieważ trzy czwarte nieprzyjacielskiego lotnictwa, wszystkie ciężkie okręty wojenne i 97% pojemności desantowej było skoncentrowane w zachodniej części Morza Śródziemnego, oznaczało to, że to południowe Włochy będą celem inwazji, przy czym ataki na Sardynię, zatokę Salerno czy rejon Rzymu również nie były wykluczone33. Z tego też powodu postanowiono umieścić XIV Korpus Pancerny (15. Dywizja Grenadierów Pancernych i Dywizja Pancerna „Hermann Göring”) w rejonie Neapolu, zaś LXXVI Korpus Pancerny (29. Dywizja Grenadierów Pancernych i 26. Dywizja Pancerna) miał w przypadku lądowania powoli wycofywać się z kalabryjskiego czubka buta do rejonu Castrovillari. Natomiast 1. Dywizja Spadochronowa była szeroko rozrzucona w północnej Apulii i w rejonie Foggi34.

Ponieważ wojska brytyjskie rzeczywiście na początku września wylądowały w Kalabrii, Niemcy musieli teraz także podjąć intensywne przygotowania do realizacji planu „Oś”. Równocześnie Włosi z jednej strony kontynuowali swoje wysiłki, aby oprzeć się niemieckiemu naciskowi (szczególnie niemieckiej chęci do obrony Genui i La Spezii), a z drugiej udawali, że są lojalnym sojusznikiem Niemiec, choć w rzeczywistości dawno już postanowili o poddaniu się aliantom. 4 września Ambrosio skarżył się nowemu ambasadorowi niemieckiemu Rahnowi, że niemieckie stanowisko znacznie się utwardziło i że wojska niemieckie zachowują się we Włoszech jak armia okupacyjna. Naturalnie Rahn odrzekł, że to Włosi ponoszą winę za zanik wzajemnego zaufania35.

Tymczasem 7 września napięcie osiągnęło już taki poziom, że Niemcy – przekonani, że ich sojusznik zamierza kapitulować – przygotowali ultimatum dla Comando Supremo: jeśli włoskie naczelne dowództwo niezwłocznie nie podejmie działań równoznacznych z wprowadzeniem stanu wojennego, niemieckie dowództwo wojskowe podejmie takie kroki, jakie samo uzna za stosowne. Niemiecka nerwowość wzrosła bowiem w wyniku zaobserwowania różnorodnych włoskich przedsięwzięć: koncentracji wojsk w północnych Włoszech, szczególnie na obszarze Alp; wznoszenia granicznych instalacji obronnych; blokady dolin oraz minowania budynków i mostów. Pojawiły się podejrzenia, że Włosi zablokują w stosownym momencie przełęcze górskie i w ten sposób odetną niemieckie wojska we Włoszech. Niepokój wzmogły dodatkowo wroga postawa żołnierzy włoskich i mnożące się niszczenie niemieckich kabli telefonicznych.

Planowane ultimatum obejmowało osiemnaście żądań, w tym takie jak niemiecki „wpływ” na włoskie lotnictwo oraz zakaz publikowania w prasie opinii, które mogłyby paraliżować włoskiego ducha bojowego36. Oberkommando der Wehrmacht nie znalazło już jednak czasu, aby je wręczyć, gdyż następnego dnia Włochy skapitulowały.

4. WŁOSKIE ROZMOWY KAPITULACYJNE

Na początku sierpnia 1943 roku włoska dyplomacja zaczęła w Lizbonie i Tangerze ostrożnie sondować, pod jakimi warunkami byłaby możliwa kapitulacja, przy czym naczelne dowództwo wojskowe aliantów na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych nie zostało o tym w ogóle powiadomione: ani Eisenhower, ani jego szef sztabu generał Walter Bedell-Smith, ani także głównodowodzący 15. Grupy Armii (składającej się z amerykańskiej 5. Armii i brytyjskiej 8. Armii) brytyjski generał Harold Alexander37. Ponieważ Włosi nie otrzymali spodziewanej zachęcającej odpowiedzi – tylko brytyjski przedstawiciel w Tangerze dostał polecenie, aby poinformować swoich włoskich kolegów, że Włochy muszą skapitulować bezwarunkowo – 15 sierpnia udał się do Madrytu przedstawiciel Comando Supremo, generał brygady Castellano. Wyjaśnił on brytyjskiemu ambasadorowi, Sir Simonowi Hoare’owi, że Włochy są gotowe przejść do obozu aliantów, jak tylko alianckie wojska wejdą na włoski ląd stały. W przypadku przyjęcia jego propozycji, przekaże on też aliantom wojenne plany Niemców. Churchill i Roosevelt uczestniczyli właśnie w konferencji „Quadrant” w Quebecu, gdy zostali poinformowani o tej włoskiej ofercie. Polecili więc Eisenhowerowi wysłać dwóch oficerów z jego sztabu do Lizbony, dokąd udał się także, pod pozorem oficjalnej wizyty, Castellano. Obaj wysłani przez Eisenhowera oficerowie, Bedell-Smith i jego oficer wywiadu, brygadier Strong, spotkali się z nim 19 sierpnia. Rozmowom przewodniczył miejscowy brytyjski ambasador, Sir Ronald Campbell, poza tym obecny był amerykański chargé d’affaires. Bedell-Smith poinformował włoskiego generała, że jego pełnomocnictwa dotyczą tylko jednej kwestii: bezwarunkowej kapitulacji. W obliczu tak twardej postawy Castellano postanowił od razu pokazać na mapie dyslokację wojsk niemieckich i włoskich. Celem zatarcia śladów generał został jeszcze jeden dzień w Lizbonie i 27 sierpnia powrócił do Rzymu z następującymi alianckimi żądaniami: zakończenie wrogich działań w określonym momencie, o którym rząd zostanie poinformowany na krótko przed lądowaniem; po przemówieniu radiowym alianckiego naczelnego dowódcy w Afryce Północnej (Eisenhower) ogłoszenie zawieszenia broni przez włoski rząd; rozkaz dla wojska i ludności stawiania oporu Niemcom; przemieszczenie sił morskich i lotniczych do baz alianckich; uwolnienie wszystkich jeńców. Jeśli rząd włoski będzie działał w takim duchu i zgodnie z tymi zasadami, obiecywał Bedell-Smith, aliancka postawa względem Włochów zostanie złagodzona.

W międzyczasie rząd włoski, zaniepokojony brakiem odpowiedzi Zachodu oraz systematycznym zajmowaniem przez Niemców północnych Włoch, wysłał do Lizbony kolejnego generała, który przybył tam w momencie, gdy Castellano był już w drodze powrotnej do Rzymu. Instrukcje generała Zanussiego przewidywały wymuszenie w Londynie alianckiego desantu na północ od Rzymu. Zamiast do Londynu zabrano go jednak do Algieru, do kwatery głównej Eisenhowera, gdzie poinformował aliantów o ruchach wojsk niemieckich. Następnie z Algieru został zawieziony na Sycylię, aby tam spotkać się z Bedell-Smithem i Strongiem. Z kolei generał Castellano, który obiecał, że do końca miesiąca przekaże odpowiedź swojego rządu, również spieszył się z przyjazdem na Sycylię. Słowa dotrzymał i przybył 31 sierpnia38. W tym czasie przygotowania do lądowania w zatoce Salerno szły już pełną parą, gdyż dzień po upadku Mussoliniego, 26 lipca, Eisenhower otrzymał od Połączonego Szefostwa Sztabów rozkaz niezwłocznego opracowania planu ataku na Neapol, który miał się odbyć w najbliższym możliwym terminie. Do ataku miały zostać użyte środki przewidziane dla śródziemnomorskiego teatru działań wojennych na majowej konferencji „Trident”. W tym momencie Eisenhower miał już zresztą rozpoczęte przygotowywanie takiego planu, gdyż był to jeden z jego siedmiu planów inwazji Włoch39. Przed podjęciem decyzji, gdzie chce uderzyć, w rejonie Neapolu czy na czubku włoskiego buta, czekał tylko jeszcze na rezultat włoskich zawirowań. 1 sierpnia postanowił, że wykona oba uderzenia i zanim dokona ataku na Neapol, opanuje przyczółek w rejonie Reggio di Calabria. Chciał przez to zabezpieczyć przejście Cieśniną Messyńską i jednocześnie odciągnąć uwagę nieprzyjaciela od dalej położonych północnych wybrzeży. Ponieważ desant w rejonie Neapolu miał być wykonany przez amerykańską 5. Armię, to do przekroczenia Cieśniny Messyńskiej została wyznaczona brytyjska 8. Armia40.